Ten dzień od początku jawił się zaskakująco pochmurnie, mimo że letniego nieba w dalszym ciągu nie szpeciła choćby jedna plama. Jak zwykle, Jinki wstał o piątej rano, by następnie z zapałem godnym podziwu otworzyć drzwi spiżarki, w poszukiwaniu rozpalających apetyt smakołyków. Tam jednak, spotkało go gorzkie rozczarowanie. Rozmazane w słabym świetle żarówki kształty półek przywitały go smutną pustką. Najwyraźniej zapomniał zrobić zakupy, myślami wiecznie błądząc po odległych krainach, po niestworzonych historiach. Jinki nieraz już rozmyślał nad wszystkim wokół, łącznie z sobą samym i doszedł w ten sposób do pewnego wniosku. Jego serce przemawiało w zupełnie innym języku, niż reszta ciała. Ono pragnęło świata, biło szybciej na myśl o podróży, drżało z podniecenia wobec perspektywy przygód, szemrało w piersi, łatwo wpadając w romantyczną pogoń za ideą. W tym samym czasie reszta ciała lubiła bezczynnie wylegiwać się w popołudniowym słońcu. Nogi nie przepadały za bieganiem, ręce nade wszystko miłowały się w trzymaniu parującego kubka, a żołądek nieustannie wygrywał swoją napastliwą melodię, burząc nawet najpiękniejszy zachód słońca.
To nie tak, że Jinkiemu było źle. Podobało mu się to leniwe życie, w rytmie ustalanych przez Słońce pór dnia. Nawet jego praca – choć niezbyt porywająca – dawała mu swego rodzaju satysfakcję. Łagodnie wdzięczące się przed oczami przestworza oceanu, zaprawiane przyjemnym dla ucha stukotem przejeżdżających nieopodal pociągów, pozwalały Jinkiemu nieustannie czerpać z otoczenia tę upragnioną przez serce cząstkę niesamowitości, zaklętej w wielkim i odległym świecie.
Tego jednak dnia, jedynie morze w dalszym ciągu szeptało uwodzicielsko, przynosząc nowiny wraz z wietrznymi prądami. Żaden pociąg nie opuścił stacji, żadnemu nie było też dane dotrzeć do skąpanego w porannym żarze miasteczka. Wybrakowana melodia codzienności, uszczuplona o odgłosy czyichś podróży, bardzo Jinkiemu doskwierała, kiedy siedział w swojej budce strażniczej, broniącej wstępu do zamkniętych bram, a w ręku ściskał powód tej zaistniałej niecodzienności, telegram od władz, nakazujący zatrzymanie każdego, kto zachciałby przekroczyć próg skażonego epidemią miasta.
~*~
- Mój
Boże… - mruknął Jonghyun. – Mój Boże, jak to w ogóle jest możliwe…
- Wyjątkowo przyznam ci rację, hyung… - odparł Taemin, wachlując się swoim zeszytem.
- Mój Boże, jak może być tak gorąco? Toż to piekło! – ględził dalej Jonghyun, pokładając się na murku okalającym parkową fontannę. Taemin pokiwał tylko głową, i pochylił się nad taflą nieustannie zmąconej i wzburzonej wody. W obezwładniającym skwarze, było to jedno z nielicznych w mieście miejsc tchnących obietnicą orzeźwienia. Nic więc dziwnego, że zgromadziło się tu całkiem sporo osób, w tym wiele dzieci, które radośnie podbiegały do sadzawki, rozbryzgując wodę na wszystkie strony, i zaraz potem umykając przed groźnymi spojrzeniami zniesmaczonych dorosłych. Kiedy Taemin godzinę wcześniej poddał się w swoich badaniach dotyczących liczby śladów po doszczętnie wyschniętych kałużach, obaj skierowali się w centralne rejony parku, i od tego czasu okupywali pożądane miejsce w najbliższym otoczeniu fontanny.
- Jest tak gorąco, że nie mam nawet siły liczyć tych dzieci… - wysapał Taemin głosem wyrażającym najwyższy stan ubolewania.
- Najwyraźniej upał przywraca ci to, co innym odbiera – stwierdził Jonghyun, spoglądając na kolegę z pełnym kpiny uśmiechem.
- Co takiego?
- Zdrowy rozsądek – odparł Kim, pukając Lee w czoło palcem, zupełnie odporny na złowrogie spojrzenia, rzucane mu spod za długiej grzywki. – Swoją drogą… nie za gorąco ci w tych kudłach? – zapytał, mierzwiąc koledze włosy.
- Nie twój problem – odparł Taemin, przygładzając poburzone kosmyki i spoglądając na hyunga ze śmiertelną obrazą w oczach. Był wyczulony, jeśli chodzi o swoje włosy, bo wciąż miał w pamięci pewien krótki moment, który miał miejsce parę miesięcy temu. Minho robił wtedy reportaż o ulicznej modzie, i poświęcił kilka osobnych stron na omówienie tematu fryzur. Choć takich indywiduów jak król ulicy było niewiele, to w miasteczku dało się spotkać przeróżnych typów o niecodziennych stylizacjach. Minho przez wiele dni chodził po ulicach; chodził i zaczepiał, chodził i rozmawiał, chodził i notował. A za nim, jak cień, podążał Taemin, zbyt nieśmiały by się odezwać, ale na tyle zaintrygowany, żeby uczestniczyć w jednym ze swoich pierwszych dziennikarskich wyzwań. Zdarzyła się wtedy pewna sytuacja, która do tej pory wyraźnie odznaczała się na tle innych wspomnień. Minho postanowił dać Taeminowi szansę na przeprowadzenie własnego wywiadu z pewną sędziwą kobietą, wypoczywającą na parkowej ławeczce. Choi nie spodziewał się jednak, że na widok Lee starowinka wybuchnie głośnym śmiechem, wielce rozbawiona faktem, że ma rozmawiać o fryzurach z takim czupiradłem, które w dodatku, wbrew jej głębokiemu przekonaniu, okazało się być chłopcem, nie dziewczynką, jak początkowo sądziła. Taemin do tej pory miał w pamięci gorzki smak wstydu i zażenowania, jakby nagle cały świat uwziął się na niego, byleby tylko ośmieszyć go w oczach Minho. Nigdy wcześniej nie zaprzątał sobie głowy tak przyziemnymi sprawami, jak wygląd zewnętrzny i miał wrażenie, że w tamtym momencie jego ignorancja zemściła się na nim. No, bo cóż to za problem poświęcić kilkanaście minut na ścięcie przydługich kosmyków i schowanie ich rdzawej natury pod nakryciem głowy? Cała ta sytuacja skończyła się jednak w niespodziewany sposób. Głupie serce wciąż reagowało żywiej na wspomnienie Minho, który zbliżył się wtedy do Taemina, krępując go swoim łagodnym, acz onieśmielającym spojrzeniem. „Moim zdaniem wyglądasz świetnie. Wyjątkowo.” – powiedział, po czym poklepał młodszego kolegę po głowie, i wrócił do swoich dziennikarskich obowiązków. Ta krótka chwila znaczyła dla Taemina wiele, choć w oczach Minho była zapewne drobnostką, którą szybko zakopał pod stertą innych, dużo ważniejszych do zapamiętania informacji. Nie zmieniło to jednak faktu, że od tego czasu włosy Taemina stały się tematem tabu, i niewybaczalne było, by ktokolwiek powiedział o nich złe słowo.
Chłopak przez chwilę siedział w bezruchu, przesuwając w dłoni migoczące w słońcu kosmyki własnych włosów, zatapiając się we wspomnieniu przeczesujących je przyjacielskim gestem palców Minho. Dopiero, kiedy Jonghyun szturchnął go w ramię, pytając czy znów śni na jawie, zorientował się, że zawędrował myślami na zakazany temat. Miał zapomnieć o Minho, a nie rozwodzić się nad wszelkimi sytuacjami, które wywoływały u niego rumieńce i szybsze bicie serca. Ignorując zdziwione spojrzenie Jonghyuna, Taemin gwałtownie odwrócił się, i wsadził twarz do sadzawki. Po chwili wynurzył się, by zaczerpnąć tchu, i powtórzył czynność.
- Ej, ej, Taemin? – Jonghyun zdecydowanym gestem odciągnął go od fontanny. – Co ty wyrabiasz? Rozumiem, że jest gorąco, ale bez przesady! Chyba, że to była próba samobójcza? Chciałeś utopić się w fontannie?!
- Uff… - Taemin przetarł dłońmi mokrą twarz, po czym uśmiechnął się do kolegi. – To tylko tak… na otrzeźwienie umysłu. Już mi lepiej – oznajmił, spychając myśli o pewnym nic dlań nie znaczącym dziennikarzu na tyły umysłu, i zerkając na swój notatnik, czekający na zapełnienie go ważnymi informacjami. – Raz, dwa, trzy… - zaczął wyliczać, pomocniczo wskazując na kolejne oblegające fontannę dzieci.
- Nawet te małe szkraby chcecie przerobić na statystyki? – odezwał się dziwnie znajomy głos. Jonghyun automatycznie spojrzał w górę, przeszukując wzrokiem wszystkie pobliskie dachy. Taemin uniósł brwi ze zdziwienia nad niecodziennym zachowaniem kolegi.
- Hyung… - szepnął, ciągnąc go za rękaw. – Tam, na drzewie – powiedział, wskazując w miejsce, w którym rozłożyste gałęzie dębu stały się jedyną w swoim rodzaju ławką, idealną dla dziwnego chłopaka, który się nań ulokował. Król ulicy uśmiechnął się olśniewająco, po czym zeskoczył z drzewa i gładko wylądował na wypalonej przez słońce trawie.
- To fascynujące, że kontynuujecie swoje obliczenia, jak gdyby nigdy nic – oznajmił, spoglądając na nich badawczo, lustrując kocim wzrokiem od stóp do głów. Przez chwilę więził Jonghyuna głębią swoich oczu, wywołując bardzo nieswoją atmosferę.
- Co masz na myśli? – zapytał Kim, wytrzymując spojrzenie. Twarz władcy ulicy przybrała wyraz teatralnego zdziwienia.
- Och, czyżbyście nie wiedzieli? – zapytał, zakrywając usta dłonią. Nie złagodziło to jednak prześmiewczych iskierek ogarniających ciemne tęczówki. – Co innego pospolici obywatele, ale wy dziennikarze powinniście być najlepiej poinformowani, nieprawdaż?
- Słuchaj, nie rozumiem, co masz do mojego zawodu, ale jestem na urlopie – zirytował się Jonghyun, akcentując ostatnie słowo. – Nie muszę wiedzieć, co się w mieście dzieje…
- Nie sądzę, żeby w zaistniałych okolicznościach słowo „urlop” miało jakiekolwiek głębsze znaczenie. Podobnie, jak wiele innych pospolitych słów, typu „odpoczynek”, „zabawa”, „wycieczka”…
- Przestań rzucać zagadkami i powiedz, co masz na myśli! – nie wytrzymał Jonghyun, coraz bardziej poirytowany sposobem bycia tego dziwnego osobnika. To, co na dachu, w obliczu przystrojonej rozbłyskami, miastowej nocy, wydawało się fascynujące i hipnotyzujące, w świetle dnia utrudniało komunikację, zaburzało lenistwo poranka.
- Idźcie pod północną bramę, a się przekonacie – odparł władca ulicy, po czym rozpłynął się wśród drzew, w jedynej niewzruszonej ostoi cienia na tej spalonej, miejskiej ziemi.
- Wyjątkowo przyznam ci rację, hyung… - odparł Taemin, wachlując się swoim zeszytem.
- Mój Boże, jak może być tak gorąco? Toż to piekło! – ględził dalej Jonghyun, pokładając się na murku okalającym parkową fontannę. Taemin pokiwał tylko głową, i pochylił się nad taflą nieustannie zmąconej i wzburzonej wody. W obezwładniającym skwarze, było to jedno z nielicznych w mieście miejsc tchnących obietnicą orzeźwienia. Nic więc dziwnego, że zgromadziło się tu całkiem sporo osób, w tym wiele dzieci, które radośnie podbiegały do sadzawki, rozbryzgując wodę na wszystkie strony, i zaraz potem umykając przed groźnymi spojrzeniami zniesmaczonych dorosłych. Kiedy Taemin godzinę wcześniej poddał się w swoich badaniach dotyczących liczby śladów po doszczętnie wyschniętych kałużach, obaj skierowali się w centralne rejony parku, i od tego czasu okupywali pożądane miejsce w najbliższym otoczeniu fontanny.
- Jest tak gorąco, że nie mam nawet siły liczyć tych dzieci… - wysapał Taemin głosem wyrażającym najwyższy stan ubolewania.
- Najwyraźniej upał przywraca ci to, co innym odbiera – stwierdził Jonghyun, spoglądając na kolegę z pełnym kpiny uśmiechem.
- Co takiego?
- Zdrowy rozsądek – odparł Kim, pukając Lee w czoło palcem, zupełnie odporny na złowrogie spojrzenia, rzucane mu spod za długiej grzywki. – Swoją drogą… nie za gorąco ci w tych kudłach? – zapytał, mierzwiąc koledze włosy.
- Nie twój problem – odparł Taemin, przygładzając poburzone kosmyki i spoglądając na hyunga ze śmiertelną obrazą w oczach. Był wyczulony, jeśli chodzi o swoje włosy, bo wciąż miał w pamięci pewien krótki moment, który miał miejsce parę miesięcy temu. Minho robił wtedy reportaż o ulicznej modzie, i poświęcił kilka osobnych stron na omówienie tematu fryzur. Choć takich indywiduów jak król ulicy było niewiele, to w miasteczku dało się spotkać przeróżnych typów o niecodziennych stylizacjach. Minho przez wiele dni chodził po ulicach; chodził i zaczepiał, chodził i rozmawiał, chodził i notował. A za nim, jak cień, podążał Taemin, zbyt nieśmiały by się odezwać, ale na tyle zaintrygowany, żeby uczestniczyć w jednym ze swoich pierwszych dziennikarskich wyzwań. Zdarzyła się wtedy pewna sytuacja, która do tej pory wyraźnie odznaczała się na tle innych wspomnień. Minho postanowił dać Taeminowi szansę na przeprowadzenie własnego wywiadu z pewną sędziwą kobietą, wypoczywającą na parkowej ławeczce. Choi nie spodziewał się jednak, że na widok Lee starowinka wybuchnie głośnym śmiechem, wielce rozbawiona faktem, że ma rozmawiać o fryzurach z takim czupiradłem, które w dodatku, wbrew jej głębokiemu przekonaniu, okazało się być chłopcem, nie dziewczynką, jak początkowo sądziła. Taemin do tej pory miał w pamięci gorzki smak wstydu i zażenowania, jakby nagle cały świat uwziął się na niego, byleby tylko ośmieszyć go w oczach Minho. Nigdy wcześniej nie zaprzątał sobie głowy tak przyziemnymi sprawami, jak wygląd zewnętrzny i miał wrażenie, że w tamtym momencie jego ignorancja zemściła się na nim. No, bo cóż to za problem poświęcić kilkanaście minut na ścięcie przydługich kosmyków i schowanie ich rdzawej natury pod nakryciem głowy? Cała ta sytuacja skończyła się jednak w niespodziewany sposób. Głupie serce wciąż reagowało żywiej na wspomnienie Minho, który zbliżył się wtedy do Taemina, krępując go swoim łagodnym, acz onieśmielającym spojrzeniem. „Moim zdaniem wyglądasz świetnie. Wyjątkowo.” – powiedział, po czym poklepał młodszego kolegę po głowie, i wrócił do swoich dziennikarskich obowiązków. Ta krótka chwila znaczyła dla Taemina wiele, choć w oczach Minho była zapewne drobnostką, którą szybko zakopał pod stertą innych, dużo ważniejszych do zapamiętania informacji. Nie zmieniło to jednak faktu, że od tego czasu włosy Taemina stały się tematem tabu, i niewybaczalne było, by ktokolwiek powiedział o nich złe słowo.
Chłopak przez chwilę siedział w bezruchu, przesuwając w dłoni migoczące w słońcu kosmyki własnych włosów, zatapiając się we wspomnieniu przeczesujących je przyjacielskim gestem palców Minho. Dopiero, kiedy Jonghyun szturchnął go w ramię, pytając czy znów śni na jawie, zorientował się, że zawędrował myślami na zakazany temat. Miał zapomnieć o Minho, a nie rozwodzić się nad wszelkimi sytuacjami, które wywoływały u niego rumieńce i szybsze bicie serca. Ignorując zdziwione spojrzenie Jonghyuna, Taemin gwałtownie odwrócił się, i wsadził twarz do sadzawki. Po chwili wynurzył się, by zaczerpnąć tchu, i powtórzył czynność.
- Ej, ej, Taemin? – Jonghyun zdecydowanym gestem odciągnął go od fontanny. – Co ty wyrabiasz? Rozumiem, że jest gorąco, ale bez przesady! Chyba, że to była próba samobójcza? Chciałeś utopić się w fontannie?!
- Uff… - Taemin przetarł dłońmi mokrą twarz, po czym uśmiechnął się do kolegi. – To tylko tak… na otrzeźwienie umysłu. Już mi lepiej – oznajmił, spychając myśli o pewnym nic dlań nie znaczącym dziennikarzu na tyły umysłu, i zerkając na swój notatnik, czekający na zapełnienie go ważnymi informacjami. – Raz, dwa, trzy… - zaczął wyliczać, pomocniczo wskazując na kolejne oblegające fontannę dzieci.
- Nawet te małe szkraby chcecie przerobić na statystyki? – odezwał się dziwnie znajomy głos. Jonghyun automatycznie spojrzał w górę, przeszukując wzrokiem wszystkie pobliskie dachy. Taemin uniósł brwi ze zdziwienia nad niecodziennym zachowaniem kolegi.
- Hyung… - szepnął, ciągnąc go za rękaw. – Tam, na drzewie – powiedział, wskazując w miejsce, w którym rozłożyste gałęzie dębu stały się jedyną w swoim rodzaju ławką, idealną dla dziwnego chłopaka, który się nań ulokował. Król ulicy uśmiechnął się olśniewająco, po czym zeskoczył z drzewa i gładko wylądował na wypalonej przez słońce trawie.
- To fascynujące, że kontynuujecie swoje obliczenia, jak gdyby nigdy nic – oznajmił, spoglądając na nich badawczo, lustrując kocim wzrokiem od stóp do głów. Przez chwilę więził Jonghyuna głębią swoich oczu, wywołując bardzo nieswoją atmosferę.
- Co masz na myśli? – zapytał Kim, wytrzymując spojrzenie. Twarz władcy ulicy przybrała wyraz teatralnego zdziwienia.
- Och, czyżbyście nie wiedzieli? – zapytał, zakrywając usta dłonią. Nie złagodziło to jednak prześmiewczych iskierek ogarniających ciemne tęczówki. – Co innego pospolici obywatele, ale wy dziennikarze powinniście być najlepiej poinformowani, nieprawdaż?
- Słuchaj, nie rozumiem, co masz do mojego zawodu, ale jestem na urlopie – zirytował się Jonghyun, akcentując ostatnie słowo. – Nie muszę wiedzieć, co się w mieście dzieje…
- Nie sądzę, żeby w zaistniałych okolicznościach słowo „urlop” miało jakiekolwiek głębsze znaczenie. Podobnie, jak wiele innych pospolitych słów, typu „odpoczynek”, „zabawa”, „wycieczka”…
- Przestań rzucać zagadkami i powiedz, co masz na myśli! – nie wytrzymał Jonghyun, coraz bardziej poirytowany sposobem bycia tego dziwnego osobnika. To, co na dachu, w obliczu przystrojonej rozbłyskami, miastowej nocy, wydawało się fascynujące i hipnotyzujące, w świetle dnia utrudniało komunikację, zaburzało lenistwo poranka.
- Idźcie pod północną bramę, a się przekonacie – odparł władca ulicy, po czym rozpłynął się wśród drzew, w jedynej niewzruszonej ostoi cienia na tej spalonej, miejskiej ziemi.
~*~
-
Przepraszam, proszę pana! Wypadła panu gazeta…
- Oh, dziękuję za…
- Ale cóż to? Władze ogłaszają stan epidemii? Toż to kpiny!
- Jak to? To pan nie słyszał? Dzisiaj ponoć zamknęli bramy miasta, żeby…
- Nie może być! Zamykają? Epidemia? Przecież to tylko zwykła choroba! Przyjechałem tu zaledwie wczoraj, w dodatku w sprawach służbowych…
- Na pana miejscu poszukałbym jakiegoś sposobu powrotu do domu, bo to ostatnia szansa!
- Ale niech mi pan powie – czy sprawa rzeczywiście jest tak poważna? Przecież miasto tętni życiem! Jak można je izolować z powodu paru śmiertelnych ofiar tej wyjątkowo niefortunnej choroby?
- Paru? Proszę spojrzeć, o tu! Dwadzieścia dziewięć osób zmarło w tym tygodniu!
- No i cóż? W moim rodzinnym mieście taki wskaźnik zgonów to norma, a bynajmniej nie zostało ono dotknięte żadną śmiercionośną gorączką.
- Co pan wie, pan nietutejszy. Proszę uciekać, póki pan może…
- Oh, dziękuję za…
- Ale cóż to? Władze ogłaszają stan epidemii? Toż to kpiny!
- Jak to? To pan nie słyszał? Dzisiaj ponoć zamknęli bramy miasta, żeby…
- Nie może być! Zamykają? Epidemia? Przecież to tylko zwykła choroba! Przyjechałem tu zaledwie wczoraj, w dodatku w sprawach służbowych…
- Na pana miejscu poszukałbym jakiegoś sposobu powrotu do domu, bo to ostatnia szansa!
- Ale niech mi pan powie – czy sprawa rzeczywiście jest tak poważna? Przecież miasto tętni życiem! Jak można je izolować z powodu paru śmiertelnych ofiar tej wyjątkowo niefortunnej choroby?
- Paru? Proszę spojrzeć, o tu! Dwadzieścia dziewięć osób zmarło w tym tygodniu!
- No i cóż? W moim rodzinnym mieście taki wskaźnik zgonów to norma, a bynajmniej nie zostało ono dotknięte żadną śmiercionośną gorączką.
- Co pan wie, pan nietutejszy. Proszę uciekać, póki pan może…
~*~
Natarczywy
jazgot targał pozornie przejrzystym powietrzem, jakby cały niepokój, przez
ostatnie tygodnie dojrzewający powoli w świetle słońca, naraz rozszalał się,
zawirował w przestrzeni, spadając już nie na jednostki, ale na całe miasto, jak
na żywy organizm. Po za tym burzliwym zjawiskiem, niewiele się jednak zmieniło.
Słońce dalej było bezczelnie leniwe, ulice wciąż raziły swoją lubością do
zadawania się z kurzem i pyłem. Atmosfera w dalszym ciągu zdawała się topić i
rozpływać, utrudniając jakikolwiek ruch. Miasto było takie samo, tylko ludzie
się zmienili.
Taemin stał w bezruchu i wielkimi oczami obserwował toczące się przed nim wydarzenia. Razem z Jonghyunem posłuchali sugestii króla ulicy, i tym sposobem dotarli do samego gniazda owego jazgotu, do źródła falujących w powietrzu strzępków zaburzonej harmonii. Do miejsca przekreślającego całą tę barwną paletę pozorów, którymi przez ostatnie tygodnie mieszkańcy z wyjątkowym zamiłowaniem pokrywali swoje myśli i słowa. Taemin stał, patrzył i próbował zrozumieć. Zrozumieć zatrzaśnięte, zdawałoby się ostatecznie i bezpowrotnie, bramy miejskie, tchnące niemą wrogością dla każdego, kto został po niewłaściwej stronie. Zrozumieć stojących na swoich miejscach strażników, tak samo zamkniętych, tak samo bezradnych jak reszta mieszkańców, wyróżniających się jedynie srogim wyrazem na twarzy i błyskiem broni przytroczonej do uniformu. Zrozumieć szaleństwo ogarniające zgromadzonych na placu ludzi; ludzi miotających się, ludzi uwięzionych w cieniu górującej nad nimi bariery. Zamęt zabarwił serca i twarze, kiedy mieszkańcy znaleźli się niespodziewanie i zupełnie, ich zdaniem, bezpodstawnie w potrzasku. Panika z zamiłowaniem mąciła ludzkie myśli, pchając ich właścicieli raz po raz ku uzbrojonym strażnikom, którzy w obronnym geście przybierali jeszcze sroższy wyraz twarzy, starając się zapobiec katastrofie i samą swoją postawą odwieść desperatów od szalonych czynów.
To nie tak, że Taemin nie wierzył własnym oczom. Dowody zamknięcia miasta z powodu epidemii miał przed sobą, boleśnie wyraźne pod intensywnym błękitem letniego nieba. Gdyby zechciał, bez trudu mógłby nawet policzyć osoby biegnące bezładnie ku bramie, albo spisać wszystkie bezczynnie stojące sylwetki, zbyt zszokowane, by podjąć jakiekolwiek działania. Mógł zbadać, ile osób znalazło się tu zupełnie przypadkiem, odwiedzając miasteczko przejazdem, teraz upatrując za złowrogim murem ucieczki w stronę domu. Mógł przerobić na statystyki całą tę chorobę, prowodyrkę wylewanych niespodziewanie łez, przyczynę powszechnej dezorientacji. A mimo to stał bez ruchu i próbował zrozumieć, czemu jego serce nagle zachowuje się tak dziwnie.
Jedno uderzenie, drugie uderzenie…
Jakieś nieposkromione uczucie, wymykające się powoli z uwięzi serca, znajdujące swoją drogę do umysłu.
Trzecie, czwarte…
Wspomnienie czyjegoś głosu, jego spokojnej i stonowanej melodii, płynącej w pobliżu, zawsze dość blisko, by być słyszalną, ale dość daleko, by nie wywołać niechcianego rumieńca, bądź niepokojących ciarek na plecach.
Piąte, szóste…
Ciepło czyjejś dłoni, zawsze na tyle bliskie, by spowodować sensację w żołądku, ale wystarczająco odległe, by nie rozpalać całego ciała.
Siódme, ósme…
Czyjeś oczy, nos, usta, elementy tworzące w pamięci twarz – wiecznie zamyśloną i poważną, ale zdradzającą wrażliwość duszy w kształcie linii szczęki, w długich, rzucających cienie rzęsach.
Dziewiąte, dziesiąte…
Taemin obserwował rozpacz rozdzielonych rodzin, zatapiał się w strachu skażonego chorobą miasta, a jednocześnie znajdował się myślami o wiele długości pociągu dalej na północ. Wpatrywał się w mur oddzielający go od świata, i próbował zrozumieć, czemu w takim momencie myśli jedynie o pewnym ciemnookim dziennikarzu.
- Jacy oni? – wszedł mu w słowo Taemin, na co Jonghyun wzruszył ramionami, niepewny czy miał na myśli władze miasta, mieszkańców, czy też samego siebie.
- Wszyscy oni – odparł, wykonując nieokreślony ruch ręką; ruch w którym zawarł całą swoją bezradność wobec zaistniałej sytuacji.
- Myślisz, że długo to potrwa? – zapytał młodszy, odrywając spojrzenie od kotłującej się masy ludzi, i zatapiając je gdzieś w przestworzach tchnącego stabilnością nieba.
- Cóż, z pewnością niedługo. To minie, jak wszystko…
Taemin stał w bezruchu i wielkimi oczami obserwował toczące się przed nim wydarzenia. Razem z Jonghyunem posłuchali sugestii króla ulicy, i tym sposobem dotarli do samego gniazda owego jazgotu, do źródła falujących w powietrzu strzępków zaburzonej harmonii. Do miejsca przekreślającego całą tę barwną paletę pozorów, którymi przez ostatnie tygodnie mieszkańcy z wyjątkowym zamiłowaniem pokrywali swoje myśli i słowa. Taemin stał, patrzył i próbował zrozumieć. Zrozumieć zatrzaśnięte, zdawałoby się ostatecznie i bezpowrotnie, bramy miejskie, tchnące niemą wrogością dla każdego, kto został po niewłaściwej stronie. Zrozumieć stojących na swoich miejscach strażników, tak samo zamkniętych, tak samo bezradnych jak reszta mieszkańców, wyróżniających się jedynie srogim wyrazem na twarzy i błyskiem broni przytroczonej do uniformu. Zrozumieć szaleństwo ogarniające zgromadzonych na placu ludzi; ludzi miotających się, ludzi uwięzionych w cieniu górującej nad nimi bariery. Zamęt zabarwił serca i twarze, kiedy mieszkańcy znaleźli się niespodziewanie i zupełnie, ich zdaniem, bezpodstawnie w potrzasku. Panika z zamiłowaniem mąciła ludzkie myśli, pchając ich właścicieli raz po raz ku uzbrojonym strażnikom, którzy w obronnym geście przybierali jeszcze sroższy wyraz twarzy, starając się zapobiec katastrofie i samą swoją postawą odwieść desperatów od szalonych czynów.
To nie tak, że Taemin nie wierzył własnym oczom. Dowody zamknięcia miasta z powodu epidemii miał przed sobą, boleśnie wyraźne pod intensywnym błękitem letniego nieba. Gdyby zechciał, bez trudu mógłby nawet policzyć osoby biegnące bezładnie ku bramie, albo spisać wszystkie bezczynnie stojące sylwetki, zbyt zszokowane, by podjąć jakiekolwiek działania. Mógł zbadać, ile osób znalazło się tu zupełnie przypadkiem, odwiedzając miasteczko przejazdem, teraz upatrując za złowrogim murem ucieczki w stronę domu. Mógł przerobić na statystyki całą tę chorobę, prowodyrkę wylewanych niespodziewanie łez, przyczynę powszechnej dezorientacji. A mimo to stał bez ruchu i próbował zrozumieć, czemu jego serce nagle zachowuje się tak dziwnie.
Jedno uderzenie, drugie uderzenie…
Jakieś nieposkromione uczucie, wymykające się powoli z uwięzi serca, znajdujące swoją drogę do umysłu.
Trzecie, czwarte…
Wspomnienie czyjegoś głosu, jego spokojnej i stonowanej melodii, płynącej w pobliżu, zawsze dość blisko, by być słyszalną, ale dość daleko, by nie wywołać niechcianego rumieńca, bądź niepokojących ciarek na plecach.
Piąte, szóste…
Ciepło czyjejś dłoni, zawsze na tyle bliskie, by spowodować sensację w żołądku, ale wystarczająco odległe, by nie rozpalać całego ciała.
Siódme, ósme…
Czyjeś oczy, nos, usta, elementy tworzące w pamięci twarz – wiecznie zamyśloną i poważną, ale zdradzającą wrażliwość duszy w kształcie linii szczęki, w długich, rzucających cienie rzęsach.
Dziewiąte, dziesiąte…
Taemin obserwował rozpacz rozdzielonych rodzin, zatapiał się w strachu skażonego chorobą miasta, a jednocześnie znajdował się myślami o wiele długości pociągu dalej na północ. Wpatrywał się w mur oddzielający go od świata, i próbował zrozumieć, czemu w takim momencie myśli jedynie o pewnym ciemnookim dziennikarzu.
- Ej, Taemin? Słyszysz
mnie? – Szturchnięcie w ramię zaburzyło zawiły ciąg rozmyślań Lee, i chłopak
spojrzał na Jonghyuna bez zrozumienia. Coś nowego pojawiło się na tej wiecznie
beztroskiej i chłopięcej twarzy blondyna, jakby wszechobecna panika nawet jego starała
się złapać w swoje sidła. Zmarszczone czoło i zaciśnięte usta nie pasowały do
tej nieskończonej figlarności, przeważnie czającej się w spojrzeniu ciemnych
oczu. Mimo to, widząc zagubienie na twarzy młodszego kolegi, Kim zmusił się do
łagodnego wykrzywienia ust. – Nie martw się, oni przesadzają…
- Jacy oni? – wszedł mu w słowo Taemin, na co Jonghyun wzruszył ramionami, niepewny czy miał na myśli władze miasta, mieszkańców, czy też samego siebie.
- Wszyscy oni – odparł, wykonując nieokreślony ruch ręką; ruch w którym zawarł całą swoją bezradność wobec zaistniałej sytuacji.
- Myślisz, że długo to potrwa? – zapytał młodszy, odrywając spojrzenie od kotłującej się masy ludzi, i zatapiając je gdzieś w przestworzach tchnącego stabilnością nieba.
- Cóż, z pewnością niedługo. To minie, jak wszystko…
~*~
- Nie
wiesz, co masz, póki tego nie stracisz – mruknął Taemin, po czym zapisał
wypowiedziane słowa na czystej, wciąż wolnej od statystyk kartce notatnika.
Przez chwilę przypatrywał się owym słowom z taką intensywnością, jakby samym
spojrzeniem usiłował zmusić literki do odsłonięcia przed nim jakiejś nieznanej
dotąd prawdy. Na próżno. Po chwili namysłu, gwałtownym gestem skreślił zapisane
słowa. Nie były zgodne z prawdą, nie w jego przypadku.
Od momentu, w którym spadła na Taemina ta sama ciążąca świadomość, co na całą resztę miasta, ten sam balast, wyginający latarnie uliczne i drzewa, ta sama siła pustosząca parki i tramwaje, chłopak myślał tylko i wyłącznie o tym chłodnym spojrzeniu, które zostało za barierą, odległe i niedostępne, jak nigdy wcześniej. Ciemne tęczówki przyjaciela towarzyszyły Lee przez cały dzień, kiedy to zmagał się z upałem i gorączką niepokoju, usiłując zebrać jak najwięcej potrzebnych mu do statystyk informacji. Spojrzenie Minho nie dało mu spokoju nawet w drodze do domu, ani teraz, kiedy leżał w łóżku, mierząc wzrokiem szarzejący w zmierzchu sufit, szukając odpowiedzi na niezadane na głos pytania.
Skreślone przezeń słowa nie były prawdą, ponieważ Taemin dobrze wiedział, co tracił, w dodatku nigdy tego tak naprawdę nie posiadał. Nigdy nie powiedział Minho, co czuje, nigdy nie dostał od hyunga choć słowa zapewnienia, że ten dziwny stan serca dotknął i jego. Wszystko było mgliste i niewyraźne, jak poranki na plaży.
Nie, Taemin nigdy nie posiadał tego kojącego spojrzenia, zatrzymującego swoją głębią jego młodzieńcze serce. Nie posiadał, a mimo to znał wartość tego, co zostało mu w pewien sposób odebrane. Dobrze wiedział, jak cenna jest ta subtelna obecność w jego życiu; życiu kręcącym się wokół dziennikarskich ekspedycji.
Chłopak odrzucił wyjątkowo niepomocny notatnik, pozwalając mu zatonąć w falach splątanej kołdry, i utkwił spojrzenie pełne pogmatwanych w pierścieniach tęczówek myśli, w toni szarzejącego błękitu, widocznej z okna. Pojedyncze lamenty nie mogących pogodzić się z sytuacją ludzi odbijały się od ścian kamienic, ale Taemin pozostał niewzruszony wobec choroby trawiącej miasto. On sam, cierpiał na własną gorączkę; gorączkę, którą usiłował przysypać piachem mijających w odrętwieniu dni, a która teraz mściła się na nim okrutnie, uświadamiając mu jasno i dobitnie, że oto w obliczu niemożliwości zaznania ukojenia, będzie cierpiał tę rozłąkę, która przecież miała mu dać zapomnienie. Coś, co jeszcze parę dni temu uznał za przygasającą w głębi klatki piersiowej fascynację, teraz rozszalało się w sercu i rozumie, nie pozwalając trzeźwo myśleć, oznajmiając wypieraną prawdę wszem i wobec.
Fakt, iż oto Lee Taemin zachorował z tęsknoty do Choi Minho.
Od momentu, w którym spadła na Taemina ta sama ciążąca świadomość, co na całą resztę miasta, ten sam balast, wyginający latarnie uliczne i drzewa, ta sama siła pustosząca parki i tramwaje, chłopak myślał tylko i wyłącznie o tym chłodnym spojrzeniu, które zostało za barierą, odległe i niedostępne, jak nigdy wcześniej. Ciemne tęczówki przyjaciela towarzyszyły Lee przez cały dzień, kiedy to zmagał się z upałem i gorączką niepokoju, usiłując zebrać jak najwięcej potrzebnych mu do statystyk informacji. Spojrzenie Minho nie dało mu spokoju nawet w drodze do domu, ani teraz, kiedy leżał w łóżku, mierząc wzrokiem szarzejący w zmierzchu sufit, szukając odpowiedzi na niezadane na głos pytania.
Skreślone przezeń słowa nie były prawdą, ponieważ Taemin dobrze wiedział, co tracił, w dodatku nigdy tego tak naprawdę nie posiadał. Nigdy nie powiedział Minho, co czuje, nigdy nie dostał od hyunga choć słowa zapewnienia, że ten dziwny stan serca dotknął i jego. Wszystko było mgliste i niewyraźne, jak poranki na plaży.
Nie, Taemin nigdy nie posiadał tego kojącego spojrzenia, zatrzymującego swoją głębią jego młodzieńcze serce. Nie posiadał, a mimo to znał wartość tego, co zostało mu w pewien sposób odebrane. Dobrze wiedział, jak cenna jest ta subtelna obecność w jego życiu; życiu kręcącym się wokół dziennikarskich ekspedycji.
Chłopak odrzucił wyjątkowo niepomocny notatnik, pozwalając mu zatonąć w falach splątanej kołdry, i utkwił spojrzenie pełne pogmatwanych w pierścieniach tęczówek myśli, w toni szarzejącego błękitu, widocznej z okna. Pojedyncze lamenty nie mogących pogodzić się z sytuacją ludzi odbijały się od ścian kamienic, ale Taemin pozostał niewzruszony wobec choroby trawiącej miasto. On sam, cierpiał na własną gorączkę; gorączkę, którą usiłował przysypać piachem mijających w odrętwieniu dni, a która teraz mściła się na nim okrutnie, uświadamiając mu jasno i dobitnie, że oto w obliczu niemożliwości zaznania ukojenia, będzie cierpiał tę rozłąkę, która przecież miała mu dać zapomnienie. Coś, co jeszcze parę dni temu uznał za przygasającą w głębi klatki piersiowej fascynację, teraz rozszalało się w sercu i rozumie, nie pozwalając trzeźwo myśleć, oznajmiając wypieraną prawdę wszem i wobec.
Fakt, iż oto Lee Taemin zachorował z tęsknoty do Choi Minho.
~*~
- Ahhh…
nie ma to jak wieczór w męskim gronie – powiedział pan Jang, stawiając przed
Minho kolejną puszkę piwa. Choi zachował dla siebie stwierdzenie, że siedzenie
ze starszym panem i popijanie napojów alkoholowych nie klasyfikuje się jeszcze
do miana wieczora w męskim gronie.
Zdusił w sobie również myśl, że Jonghyun z pewnością zaśmiałby mu się w twarz,
gdyby zobaczył ten uroczy obrazek. Zamiast tego, Minho ograniczył się do
taktownego uśmiechu i skinięcia głową na znak, że podziela poglądy swojego
rozmówcy. W duchu jednak zastanawiał się, kiedy ten żywiołowy starszy pan
uraczy go jakąkolwiek informacją zgodną z tematem reportażu. Poufały uśmiech,
który wykwitł na twarzy pana Jang, nie wskazywał jednak, że rozmowa prędko
powróci na interesujące Minho tory. – Ahhh… - westchnął znów staruszek, z
trzaskiem odstawiając puszkę na stolik. – W taki wieczór tylko jeden temat jest
godny naszej uwagi – oznajmił z głębokim przekonaniem w głosie. Minho
zlustrował go wzrokiem, z uwagą słuchając słów rozmówcy, w nadziei, że wreszcie
wyciągnie z nich cos pożytecznego.
- Jaki to temat? – ponaglił, kiedy przez dłuższą chwilę starszy pan siedział w milczeniu, uśmiechając się do własnych myśli.
- Największa i jedyna prawdziwa namiętność mężczyzn – odpowiedział z uroczystą powagą w głosie, z którą kontrastowały jednak rumieńce, wykwitające szybko na pomarszczonych policzkach. – Kobiety – zakończył wreszcie, wypowiadając to słowo z nabożną czcią.
Minho mocniej ścisnął trzymany przez siebie długopis, i sięgnął po swoją puszkę, chcąc uniknąć odpowiedzi na niemą zachętę w oczach gospodarza. Tak naprawdę od tego momentu Choi nie marzył już o niczym innym, jak tylko zapaść się pod ziemię, wyparować z tego zatęchłego, przesiąkniętego zapachem alkoholu i dymu pokoju, byle dalej od rozochoconego procentami starca i drażliwego tematu, na który Minho z pewnością nie chciał rozmawiać.
- Ah! Kobiety! – kontynuował entuzjastycznie pan Jang, nie doczekawszy się odpowiedzi od młodego dziennikarza. – Na samą myśl o tych wszystkich krągłościach, człowiekowi chce się żyć. Nieprawdaż? – Spojrzał na Minho z porozumiewawczym uśmiechem, oczekując właściwej młodzianowi aprobaty. Choi przełknął głośno ślinę, i skinął nieznacznie głową, jednocześnie rozpaczliwie szukając planu awaryjnego, drogi ucieczki z tej niezręcznej rozmowy. – Na ciebie z pewnością jakaś piękność czeka – mówił dalej dziadek, a Minho z przerażeniem stwierdził, że jego myśli znów bez nadzoru wędrują w zakazane rejony, tym razem dużo śmielej podsuwając wyobraźni rozmaite widoki. – Oho, ale żeś się zaczerwienił! – Starzec klasnął w dłonie i oblizał wargi. – Musi mieć świetne ciało ta twoja dama, że samo myślenie o niej tak na ciebie działa…
Minho zacisnął zęby, usiłując odepchnąć od siebie obraz smukłych nóg i wyraźnie zarysowanych obojczyków. Czemu, do cholery, nagle nawiedziło go coś takiego? Przecież zdążył już sobie wyjaśnić, że to minęło, że nic go nie ciągnie do pewnego miedzianowłosego nastolatka. Nie mógł pojąć, czemu prowokacyjne zaczepki pana Jang tak na niego działały. Przecież wystarczyło przyjąć to z dziennikarską obojętnością i udawać, że się wie, że się rozumie, że miło jest pogawędzić.
- To masz tę dziewczynę, czy nie? Jesteś młody i przystojny, dlaczego miałbyś nie mieć? – drążył temat gospodarz, najwyraźniej niezdolny do uszanowania wymownego milczenia swojego gościa. Choi przełknął ostatni łyk piwa i pokręcił tylko głową, mając płonną nadzieję, że starzec daruje sobie tę rozmowę, widząc desperację w oczach młodzieńca. Jednocześnie sam, wbrew własnej woli, Minho zaczął zastanawiać się nad postawionymi mu pytaniami. No właśnie, dlaczego? Dlaczego nie miał dziewczyny? Dlaczego nawet nie chciał myśleć o takiej perspektywie? Z pewnością nie dlatego, że w jego myślach na dobre zagnieździł się pewien długowłosy chochlik, który zmuszał go do uciążliwej i problematycznej monotematyczności serca i umysłu. – Oho, czyżbyś jednak wolał jednonocne podboje? – zapytał starzec, kiwając głową z uznaniem. Minho poczuł, jak zawartość jego żołądka burzy się i protestuje na tę sugestię, ale znów ograniczył się jedynie do zaciśnięcia zębów i pokręcenia głową. Pan Jang zirytował się na jego małomówność. Najwyraźniej postawa Minho nie pasowała do definicji jego wymarzonej, męskiej rozmowy. – Chłopcze, co z tobą jest nie tak? Czy ty aby nie jesteś…
- Ciii… - przerwał mu niezbyt taktownie Minho, gestem dłoni wskazując na stojące na szafce, przyciszone radio. Dotąd nadawało jakieś smętne przeboje, niewarte słuchania. Od kilku minut trwało jednak wieczorne wydanie wiadomości, które Choi postanowił wykorzystać jako pretekst do urwania niebezpiecznego zdania, które zawisło w powietrzu między nimi. Pan Jang obrzucił go urażonym spojrzeniem, po którym Choi poznał, że może się pożegnać ze swoimi reportażowymi materiałami, ale posłusznie zamilkł, pozwalając głosowi spikera zaserwować słuchaczom dzienną dawkę informacji.
- Przechodząc do kwestii bardziej palących, niż letnie słońce, oddaję głos Jaehyungowi…
- Szokujące wieści dotarły do naszych korespondentów z portowego miasteczka. Problem wzmożonej ilości zachorowań na śmiertelną gorączkę okazał się poważniejszy, niż wszyscy sądzili i dzisiaj władze podjęły drastyczną decyzję o zamknięciu bram miasta, ogłaszając stan epidemii.
- Biedacy… teraz to już równia pochyła… - odezwał się pan Jang, ale urwał, widząc jak młody dziennikarz wstaje i z nieodgadnionym wyrazem twarzy, bez słowa opuszcza pachnące piwem mieszkanie. – Czyżby aż taka chcica go wzięła? – mruknął staruszek sam do siebie, po czym wzruszył ramionami, i sięgnął po kolejną puszkę.
- Jaki to temat? – ponaglił, kiedy przez dłuższą chwilę starszy pan siedział w milczeniu, uśmiechając się do własnych myśli.
- Największa i jedyna prawdziwa namiętność mężczyzn – odpowiedział z uroczystą powagą w głosie, z którą kontrastowały jednak rumieńce, wykwitające szybko na pomarszczonych policzkach. – Kobiety – zakończył wreszcie, wypowiadając to słowo z nabożną czcią.
Minho mocniej ścisnął trzymany przez siebie długopis, i sięgnął po swoją puszkę, chcąc uniknąć odpowiedzi na niemą zachętę w oczach gospodarza. Tak naprawdę od tego momentu Choi nie marzył już o niczym innym, jak tylko zapaść się pod ziemię, wyparować z tego zatęchłego, przesiąkniętego zapachem alkoholu i dymu pokoju, byle dalej od rozochoconego procentami starca i drażliwego tematu, na który Minho z pewnością nie chciał rozmawiać.
- Ah! Kobiety! – kontynuował entuzjastycznie pan Jang, nie doczekawszy się odpowiedzi od młodego dziennikarza. – Na samą myśl o tych wszystkich krągłościach, człowiekowi chce się żyć. Nieprawdaż? – Spojrzał na Minho z porozumiewawczym uśmiechem, oczekując właściwej młodzianowi aprobaty. Choi przełknął głośno ślinę, i skinął nieznacznie głową, jednocześnie rozpaczliwie szukając planu awaryjnego, drogi ucieczki z tej niezręcznej rozmowy. – Na ciebie z pewnością jakaś piękność czeka – mówił dalej dziadek, a Minho z przerażeniem stwierdził, że jego myśli znów bez nadzoru wędrują w zakazane rejony, tym razem dużo śmielej podsuwając wyobraźni rozmaite widoki. – Oho, ale żeś się zaczerwienił! – Starzec klasnął w dłonie i oblizał wargi. – Musi mieć świetne ciało ta twoja dama, że samo myślenie o niej tak na ciebie działa…
Minho zacisnął zęby, usiłując odepchnąć od siebie obraz smukłych nóg i wyraźnie zarysowanych obojczyków. Czemu, do cholery, nagle nawiedziło go coś takiego? Przecież zdążył już sobie wyjaśnić, że to minęło, że nic go nie ciągnie do pewnego miedzianowłosego nastolatka. Nie mógł pojąć, czemu prowokacyjne zaczepki pana Jang tak na niego działały. Przecież wystarczyło przyjąć to z dziennikarską obojętnością i udawać, że się wie, że się rozumie, że miło jest pogawędzić.
- To masz tę dziewczynę, czy nie? Jesteś młody i przystojny, dlaczego miałbyś nie mieć? – drążył temat gospodarz, najwyraźniej niezdolny do uszanowania wymownego milczenia swojego gościa. Choi przełknął ostatni łyk piwa i pokręcił tylko głową, mając płonną nadzieję, że starzec daruje sobie tę rozmowę, widząc desperację w oczach młodzieńca. Jednocześnie sam, wbrew własnej woli, Minho zaczął zastanawiać się nad postawionymi mu pytaniami. No właśnie, dlaczego? Dlaczego nie miał dziewczyny? Dlaczego nawet nie chciał myśleć o takiej perspektywie? Z pewnością nie dlatego, że w jego myślach na dobre zagnieździł się pewien długowłosy chochlik, który zmuszał go do uciążliwej i problematycznej monotematyczności serca i umysłu. – Oho, czyżbyś jednak wolał jednonocne podboje? – zapytał starzec, kiwając głową z uznaniem. Minho poczuł, jak zawartość jego żołądka burzy się i protestuje na tę sugestię, ale znów ograniczył się jedynie do zaciśnięcia zębów i pokręcenia głową. Pan Jang zirytował się na jego małomówność. Najwyraźniej postawa Minho nie pasowała do definicji jego wymarzonej, męskiej rozmowy. – Chłopcze, co z tobą jest nie tak? Czy ty aby nie jesteś…
- Ciii… - przerwał mu niezbyt taktownie Minho, gestem dłoni wskazując na stojące na szafce, przyciszone radio. Dotąd nadawało jakieś smętne przeboje, niewarte słuchania. Od kilku minut trwało jednak wieczorne wydanie wiadomości, które Choi postanowił wykorzystać jako pretekst do urwania niebezpiecznego zdania, które zawisło w powietrzu między nimi. Pan Jang obrzucił go urażonym spojrzeniem, po którym Choi poznał, że może się pożegnać ze swoimi reportażowymi materiałami, ale posłusznie zamilkł, pozwalając głosowi spikera zaserwować słuchaczom dzienną dawkę informacji.
- Przechodząc do kwestii bardziej palących, niż letnie słońce, oddaję głos Jaehyungowi…
- Szokujące wieści dotarły do naszych korespondentów z portowego miasteczka. Problem wzmożonej ilości zachorowań na śmiertelną gorączkę okazał się poważniejszy, niż wszyscy sądzili i dzisiaj władze podjęły drastyczną decyzję o zamknięciu bram miasta, ogłaszając stan epidemii.
- Biedacy… teraz to już równia pochyła… - odezwał się pan Jang, ale urwał, widząc jak młody dziennikarz wstaje i z nieodgadnionym wyrazem twarzy, bez słowa opuszcza pachnące piwem mieszkanie. – Czyżby aż taka chcica go wzięła? – mruknął staruszek sam do siebie, po czym wzruszył ramionami, i sięgnął po kolejną puszkę.
~*~
RAPORT
SPORZĄDZIŁ: Lee Taemin
Liczba bezpańskich psów: 18
Liczba osób pod bramami: 49
Liczba osób okupujących plażę: 2
Liczba pociągów na stacji: 0
Liczba statków w porcie: 1
Liczba przejeżdżających przez miasto karetek: 41
Liczba szepczących o epidemii ludzi: niezmierzona
Liczba poświęconych ci myśli: 24
Liczba osób pod bramami: 49
Liczba osób okupujących plażę: 2
Liczba pociągów na stacji: 0
Liczba statków w porcie: 1
Liczba przejeżdżających przez miasto karetek: 41
Liczba szepczących o epidemii ludzi: niezmierzona
Liczba poświęconych ci myśli: 24
Dodatkowe
spostrzeżenia i uwagi: co teraz?
~*~
No i jest nowy >.< Zasypujecie mnie bardzo różniącymi się od siebie punktami widzenia, dzięki czemu mogę poznać YP od różnych stron. Ilu czytelników, tyle opinii - każdy widzi w tym opowiadaniu, w tych bohaterach coś innego, co mnie niezmiernie cieszy, nawet jeśli nie wszystko jest odbierane pozytywnie >.<
Dobra, mam już cytat dnia XD
OdpowiedzUsuń„Najwyraźniej upał przywraca ci to, co innym odbiera.” I znów moja wielka rozkmina. Jonghyun – mam cię kochać za to zdanie, czy nienawidzić za to, że nazwałeś włosy Taemina kudłami.
Ehm… No, już się ogarnęłam.
Wywiad o fryzurach.. Ciekawe, ciekawe. Jakbym ja zobaczyła Taemina na ulicy(i jakbym go nie znała) uznałabym, że to dziewczyna… Nie dziwie się tej staruszce :P
No nie, no ja błagam. Taeminie, zakazuje Ci zapomnieć o Minho. Myślałam, że chociaż Ty zrozumiesz. Kolejny co chce zapomnieć o uczuciach do swojego ukochanego. Pfy…
Ale żeby aż wsadzić twarz do sadzawki? XD Chciałabym zobaczyć jego fryzurę w tamtym momencie. Pewnie nie obeszłoby się bez mojego śmiechu. „Chyba, że to była próba samobójcza? Chciałeś utopić się w fontannie?!” Da się tak? XD (Fav nie zna świata, w którym się znajduje) Ale widzę, że Jonghyun chociaż martwi się stanem psychicznym Taemina. Pamiętajmy, jak się kąpiemy w fontannie… To tylko po to aby otrzeźwić umysł. :D Nie dobra, już głupawka. Mam milion emocji na minutę no… Pisze ten komentarz po każdym akapicie, żeby niczego nie zapomnieć. Chyba skończę to czytać za godzinę XD Bądźmy jednak dobrej myśli.
Król ulicy nadchodzi. Aj, jak nie dachy to drzewa tak? XD DLACZEGO ON MI PRZYPOMINA TARZANA? XDD
I kolejny dialog przechodniów. Wiedziałam, wiedziałam że zrobią coś, że nie będzie można uciec. Tylko nie pomyślałam o bramach. Ale to już zostawię dla siebie ;P
Współczuje Taeminowi. Stał tam, był uczestnikiem, obserwatorem. Ja na jego miejscu zaczęłabym ryczeć, albo uciekłabym do swojego domu. Może nawet skuliłabym się na tej ulicy. Zemdlała nawet, a ten sobie tylko stał i zastanawiał się czemu jego serce bije tak ,a nie inaczej xD Ja wiem, że to angst. Ale ja się śmieje. A wczoraj prawie płakałam. To jest dziwne. Pewnie jestem chora.
Przy tych uderzeniach (NARESZCIE) spoważniałam. To wszystko… Jakoś na mnie wywarło. Zaczęłam wszystko w głowie sobie wyobrażać…. No i najprawdziwiej zaczęłam płakać (i nadal płacze). Ja jeszcze, głupia, włączyłam sobie najsmutniejszą piosenkę w telefonie. Kto normalny puszcza dołujące, smutne piosenki czytając angsta? Sama pogarszam swoją obecną sytuacje.
Nie, jednak kocham Jonghyuna. Tak bardzo martwi się o Taemina… Nawet usiłuje dla niego opanować spokój, uśmiechać się. W TAKIEJ SYTUACJI! Chciałabym mieć takiego przyjaciela.
Przemyślenia Taemina na tym łóżku. Mamo… Chyba pójdę po chusteczki. Naprawdę nie powinnam czytać takich opowiadań… nie powinnam, ale to robię. To wszystko, jak Taemin myśli, że stracił Minho na zawsze, że już się nie spotkają… Rozumiem go w stu procentach. I tak jak dla mnie bardzo dobrze się trzymał. Zazdroszczę mu jego psychiki. Ja już bym się pewnie załamała.
„Fakt, iż oto Lee Taemin zachorował z tęsknoty do Choi Minho.”
I w tym momencie się rozpłynęłam. Masz mnie. Rozbeczałam się na maksa. Pisze to dwadzieścia minut po tym. I boje się czytać dalej. Ale już się uspokoiłam (tak jakby) i przebrnę to. Jak zaczęłam to skończę.
I powracamy do pana Minho! U Taemina dzieje się epidemia, a Ci sobie o kobietach gadają. Wybaczam im to, bo o niczym nie wiedzieli. Ale jest jeden plus tej rozmowy. Znowu poszedł na ten temat zakazany, tabu, czyli Taemina. I te pytanie gospodarza i rozkminy naszej Żaby. On chce na wszystko jakąś odpowiedź. Nawet na to, czemu cały czas myśli o Taeminie.
OdpowiedzUsuń„- Przechodząc do kwestii bardziej palących, niż letnie słońce, oddaję głos Jaehyungowi…
- Szokujące wieści dotarły do naszych korespondentów z portowego miasteczka. Problem wzmożonej ilości zachorowań na śmiertelną gorączkę okazał się poważniejszy, niż wszyscy sądzili i dzisiaj władze podjęły drastyczną decyzję o zamknięciu bram miasta, ogłaszając stan epidemii. „
WAT. Dobra, Minho się dowiedział! Alleluja. Ale… Co teraz? Wróci? Nie, przecież nie może, bo bramy są zamknięte. Ludzie, tyle pytań, na których nie ma odpowiedzi. Ja na jego miejscu bym tam pojechała. Nie wiem jak, ale weszłabym do tego miasta i wyciągnęła z niego Tamina. Jonghyuna także, Kibuma… To zależy, czy przypadłby do gustu Minho. NO ALE TAEMIN?! Minho rusz tą dupe!
„Liczba poświęconych ci myśli: 24” Zakochałam się. Rozpływam się. Boje się dalszych części tego opowiadania. I że będę musiała tak długo czekać… Ale dam rade.
Już się pozbierałam :D Życzę weny, a ja zacznę już zbierać pieniądze na moją trumnę, bo chyba mnie to opowiadanie zabije. Jak już doprowadza mnie do tego stanu. Eh…
(Ten komentarz to nie krytyka XD)
Do następnego~
Awww, Favory, znów szalejesz <3
UsuńSamobójstwo w fontannie... hm... DLA CHCĄCEGO NIC TRUDNEGO, OK?! xD No i zabiłaś mnie tym Key Tarzanem, płaczę xDDD aczkolwiek Tarzanem raczej uczyniłabym Jonghyuna... w takim razie kto będzie Jane? Key? Jezu, czemu ja to kminię, mózgu, stahp x.x
Swoją drogą, też tak nieraz robię, że piszę komentarz wraz z czytaniem, przez co to nie zawsze trzyma się kupy, ale przynajmniej pozwala w pełni zawrzeć moje wrażenie o tekście :D u Ciebie też widzę te skrajne emocje, od początkowej głupawki, do płaczu (?), co mnie niezmiernie cieszy >.<
Hm... Taemin, cóż... nie jest typem panikarza, to specyficzna postać, za którą mimo wszystko kryje się dużo siły psychicznej.
Co do Jonghyuna... Twoje zdanie o nim może się jeszcze wielokrotnie zmienić, tak tylko mówię >.< to postać dynamiczna, przechodząca przez własne kryzysy i problemy.
Cieszę się, że moje opowiadanie na tyle Cię porusza i intryguje, mam nadzieję, że dalszym ciągiem Cię nie zawiodę~~!
Dziękuję za rozbudowany komentarz (który nie był krytyką, tak, tym razem bez problemu to wyczułam xDDDD) ~~<3
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się dzisiaj zabrać do czytania. Miałam takie "NIE. Nie czytam. Nie chcę. Nie będę. Nie." Nie wiem, jak to się stało (chyba "Lacie" mnie rozproszyło), ale zaczęłam i przy końcu pierwszej części już chciałam czytać, nawet bardzo, ale później z każdym słowem, z każdym zdaniem już wiedziałam skąd te opory. Po prostu ten rozdział pokazuje co dzieje się w mieście, pokazuje, że dzieje się źle (ja dalej zostanę przy łudzeniu się, że wszystko będzie dobrze, podtrzymuje zdanie Jonghyuna, to minie). Pierwszy raz pada to straszne słowo - epidemia.
OdpowiedzUsuńOnew... chcę go więcej. Jego postać sprawia, że mnie ciekawość zjada od środka. "Jego serce przemawiało w zupełnie innym języku, niż reszta ciała." Chcę wiedzieć dlaczego. Chcę poznać język jego serca i zrozumieć kim tak naprawdę jest.
" Tego jednak dnia, jedynie morze w dalszym ciągu szeptało uwodzicielsko, przynosząc nowiny wraz z wietrznymi prądami. Żaden pociąg nie opuścił stacji, żadnemu nie było też dane dotrzeć do skąpanego w porannym żarze miasteczka."
Jongtae nad fontanną. Kocham ich razem. "Najwyraźniej upał przywraca ci to, co innym odbiera" Jonghyun plz. Włosy Tae to nie jakieś tam kudły. Minho myśli podobnie, a Tae znowu odpływa do niego myślami...ale mu przeszło, jasne, na 100%.
Kibum siedzący na drzewie *-*
Kibum niosący przerażające wieści...
Kocham tego twojego Key, wiesz? ;;;
Taemin wtrącony z równowagi, nie rozumiejący co się dzieje. Nawet nie robi już statystyk, nie potrafi, jego serce bije za szybko, a myśli skupiają się tylko na jednej osobie, osobie po drugiej stronie muru, osobie za zamkniętą bramą, a choroba, epidemia dręcząca miasto nie jest już ważna, bo jego trawi własna gorączka, gorączka tęsknoty za ciepłym spojrzeniem zimnych oczu...
O czym myśli Minho, gdy jakiś starszy pan chce z nim rozmawiać o wybrance jego serca? Minho myśli o pewnym rudawym nastolatku. Ale nawet rozmyślanie o Tae nie odciągnęło go od zrozumienia strasznej prawdy. Bramy miasta są zamknięte. Minho jako dziennikarz potrafi szybko łączyć fakty, wie co znaczą zamknięte bramy, wie, że jego Tae jest po drugiej stronie, po tej złej stronie...
Okej. Trochę mnie ten rozdział zabił. Wiem, że czytałam już wcześniej, ale mówiłam Ci, że pamięć zaczyna mi się wymazywać, jeśli o tę historię chodzi. I właśnie to są skutki. Nie chcę zacząć czytać, bo jakaś część mnie wie, że moje serce pęknie w trakcie czytania, ale i tak czytam, bo jak mogłabym nie przeczytać. Czytam i umieram. ALE JA DALEJ MAM ZAMIAR ŁUDZIĆ SIĘ, ŻE BĘDZIE WSZYSTKO DOBRZE. ;;;
Poza tym twoja playlista mnie zabija. Czytanie i komentowanie znowu zajęło mi bardzo dużo czasu i przesłuchałam ją kilka razy. CHCESZ MNIE ZABIĆ, PRZYZNAJ SIĘ. Jest piękna ;;; <333 Ale dostałam w twarz kilkoma piosenkami pod rząd... Lacie, Lacrimosa, The Raeson, Evil, Rainy Blue, Honesty... Naprawdę, bardzo umierałam przez nie. TO chyba jakaś próba morderstwa, rozdział playlista. Ale ja żyję, może nie całkiem, ale żyję. Dobra, koniec bełkotu~ *wychodzi nie do końca żywa*
Zaczynam od takiej od takiej refleksji, że do niektórych opowieści szczęśliwe zakończenie po prostu nie pasuje, bo stałyby się żałosną farsą bez żadnej wartości, i tylko zmarnowanym potencjałem.
OdpowiedzUsuńJakie szczęście, że Twój pomysł nie podzieli tego losu; mimo, że parokrotnie złamie mi to serce.
No ale bądźmy poukładani, rozdział.
Jinki wydaje mi się na swój sposób postacią tragiczną, nawet, jeśli jest tak pogodny, a może przez to nawet bardziej. Ten dysonans między tym, co chciałby zrobić, to jakieś ciche, drzemiące w nim marzenie o podróży czy poznaniu świata, a ograniczenia stawiane przez ciało, czy też przyzwyczajenia (mój zhumanizowany mózg narzuca mi porównanie do filozofii Augustyna o dualiźmie, HELP). Na samym początku uświadamiasz nam, czytelnikom, coś, czego jeszcze nie wiedzą główni bohaterowie; a mianowicie, że ucieczki już nie ma. Ta atmosfera strachu już przestaje być tak niejasna, lęk jest już uzasadniony. To, że dowiadujemy się 'od Onew' o zamknięciu bram jest moim zdaniem doskonale przemyślane, bo stopniowo zdajemy sobie sprawę, co to znaczy dla bohaterów, a potem już tylko łączymy się z ich strachem. Ale to tylko moje przemyślenia i taka dygresja w sumie ;;
Chociaż w sumie mogłabym to kontynuować, bo zastajemy Taemina i Jonghyuna w chwili, gdy zmęczeni upałem i rozleniwieni, nie są świadomi jeszcze żadnych przykrych i niebezpiecznych zmian, gdy skupiają się jedynie na gorącu. Jest taki straszny kontrast w tych dwóch chwilach, jedna, gdy po prostu siedzą przy fontannie, Jonghyun narzeka, a Taemin próbuje wciąż spełniać swój reporterski obowiązek, a druga, gdy obserwują oszalały tłum. Znów w tym upale pojawia się Kibum, mówiący do nich zawile i rzucający niejasnymi aluzjami... ale to właśnie on popycha ich do działania. I widzę już pewną przemianę w Jonghyunie, gdy stara się jednak pocieszyć Taemina. Ogólnie... łamie mi to wszystko serce, a mam świadomość, że będzie tylko gorzej.
Rozczula mnie Taemin, dla którego tak cenne jest wspomnienie komplementu, którym obdarzył go Minho. Naprawdę, jest to dla mnie tak urocze, i znamienne dla takiej rodzącej się relacji, nawet, gdy próbuje się tego pozbyć, mocząc głowę. I właśnie od czegoś tak słodkiego, tego wspomnienia, przechodzisz do ostrzeżenia Kibuma, a potem widoku zamkniętych bram, i sekundowej refleksji, i szybkiego zrozumienia. Anonimowy dialog tylko powiększa napięcie, które i tak już buzuje.
"Natarczywy jazgot targał pozornie przejrzystym powietrzem, jakby cały niepokój, przez ostatnie tygodnie dojrzewający powoli w świetle słońca, naraz rozszalał się, zawirował w przestrzeni, spadając już nie na jednostki, ale na całe miasto, jak na żywy organizm." Cały ten akapit mnie urzeka. Po pierwsze, biologizm. Po drugie, tak mistrzowsko ukazujesz tutaj, że mimo tragedii i przerażenia mieszkańców miasta czas płynie, i trzeba żyć dalej. Tak samo jak anafora 'zrozumieć' w kolejnym fragmencie, która uwypukla niewiedzę, przerażenie, które towarzyszyły im wszystkim, gdy zdali sobie sprawę, że są w pułapce (DLACZEGO MI TO ROBISZ?). Nie wyobrażasz sobie, jak łamie mnie moment, w którym Taemin porzuca swoje zainteresowanie dziennikarstwem, i skupia się na biciu swojego serca, i na nagle docierających z pełną mocą uczuć. To wyliczenie jest takie... hm, ciężko mi to opisać, ale jeszcze bardziej uzmysławia mi, w jakim położeniu jest Taemin, jego tęsknotę, wszystkie na nowo odkryte doznania i uczucia. Znów podoba mi się, jak dalej przyrównujesz miłość do gorączki, zasadniczo jest coś wspólnego w mechanizmie choroby, i...
Bardzo naiwny był Minho, sądząc, że po prostu zapomni o Taeminie. Chyba sam już zaczyna to rozumieć, gdy czuje to ogromne przerażenie. Ta sytuacja na początku jest... jest w niej pewien komizm, ale jednak szybko umyka on, gdy Minho zdaje sobie sprawę, co oznacza epidemia w miasteczku.
Ojej, przecież to opowiadanie złamie mi serce, już to robi, a dopiero 3 rozdział ;;
UsuńMówiłam Ci, że wszystko, co dobrze czytam kilkakrotnie; zawsze znajduje się coś nowego w tekście czytanym po raz kolejny. Na pewno nieraz wrócę do YP, chociaż będzie mi to konsekwentnie łamało serce i duszę.
Heheh chyba w końcu będę na bieżąco z rozdziałami ;3
OdpowiedzUsuńJaaa z każdą kolejną częścią wkręcam się w to coraz bardziej c:
Wgl bardzo bawią mnie przeskoki w rozumowaniu swoich uczuć przez Taemina i Minho, szczególnie, że następują one tak jakby w tym samym czasie. Ah ta miłość doprowadza aż do synchronizacji mózgowej xd
I barwa dla supi dziennikarzy, którzy nie ogarnęli tego, że jest epidemia tylko musiał powiedzieć im o tym nasz Król Ulicy xd ogólnie to te raporty Taemina w sumie są śmieszne (albo były na początku) że zwracał uwagę na takie drobnostki, bo teraz te raporty już bardziej wiążą się z epidemią.. omg biedni Taeś i Minho.. mam nadzieję, że młody nie zginie podczas epidemi.. i mam nadzieje, że Minho nie będzie taki głupi żeby wracać teraz do miasta.. chociaż byłaby pewnie z tym fajna akcja xd
Czekam na kolejny rozdział!!!!
http://cnbluestory.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz! ~~<3
UsuńZ rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie wciąga... ;_____;
OdpowiedzUsuńMoja ebolo-epidemia rozszalała się, aż miasteczko zamknęli D: No to nie fajnie. Minho, masz wracać do Taesia i być z nim! Ale to już!
Niestety raz byłam słuchaczką męskiej rozmowy, kiedy na 18-nastce mojej przyjaciółki zostałam sama z chłopakami przy stoliku... Nigdy więcej... Więc niech Minho się tak nie spina, co ten staruszek wygaduje >.<
Epidemia... Hm... Zrób z nich wszystkich zombie. Będzie walka o przetrwanie :o
Pozdrawiam~ <3
Minho spiął się nie tyle gadaniem dziadka, co własnymi niepokornymi myślami >.< Niehe, żadnych zombiaków, nawet jeśli ebolo-epidemia szaleje xD
UsuńDziękuję za komentarz, cieszę się, że Cię wciągnęło ~~<3