- Sto
dziewięćdziesiąt dziewięć, dwieście… - Ułożyłem kolejny chwiejny stos monet,
licząc swoją część zyskanych w kasynie pieniędzy. – Dwieście jeden, dwieście
dwa, dwieście…
- Minho? – Usłyszałem za sobą głos przyjaciela. Zerwałem się na równe nogi i okręciłem w miejscu, zasłaniając własnym ciałem dobitny dowód mojej wczorajszej nagannej działalności. Jednocześnie przywołałem na twarz jak najniewinniejszy wyraz, usiłując wyglądać jakbym wcale nie ukrywał za plecami nielegalnie zarobionych pieniędzy. Key jednak najwyraźniej był czymś zbyt zaaferowany, żeby zwrócić uwagę na te szczegóły, które normalnie za nic by mu nie umknęły.
- Co takiego znów zrobiłem? – zapytałem, wieńcząc swoją wypowiedź teatralnym westchnieniem. Key zmrużył oczy, najwyraźniej poirytowany, po czym oberwałem w głowę własną koszulą.
- Tłumacz się – zażądał, spoglądając na mnie z góry, choć był przecież niższy. Zaskoczyła mnie jego gwałtowność. Nie mogłem przywołać w pamięci żadnego konkretnego powodu wściekłości Kibuma. W salonie zostawiłem po sobie względny porządek, nie nabłociłem w przedpokoju, nie zapomniałem kupić jedzenia, a w dodatku nadprogramowo wytarłem blat w kuchni, zaraz po zjedzeniu śniadania. Lista narzucanych mi przez współlokatora obowiązków była przerażająco długa, sytuacji nie polepszał też fakt, że czegokolwiek bym nie zrobił i jakkolwiek bym się nie starał – w oczach Key zawsze wszystko było nie tak, jak powinno. A to zapomniałem zetrzeć kurz z jednej półki, a to krzywo ustawiłem krzesła po myciu podłogi, a to nieodpowiednią sumę pieniędzy wydałem na zakupy spożywcze… Gdyby nie to, że w zasadzie żyłem z tego, co mi mój przyjaciel był tak miły pożyczyć, pewnie już dawno rzuciłbym tą miotełką do kurzu i znalazł sobie inny sposób na wyżywienie. Rzeczywistość była jednak taka, a nie inna (aczkolwiek dzięki współpracy z Taeminem liczyłem na rychłe zmiany), a ja potrafiłem dostosować się nawet do kibumowego terroru, byleby mieć dach nad głową i kogoś, kto zapanuje nad moim wrodzonym roztrzepaniem. Kim nadawał się do tego idealnie, i nawet jeśli lubił czasem czymś we mnie z furią porzucać, nie byłem w stanie nie darzyć go sympatią.
- O co ci chodzi? – zapytałem, chwytając ubranie w ręce i spoglądając to na nie, to na Key, ciskającego we mnie piorunami z oczu.
- Zechciej spojrzeć na te tajemnicze plamy na twoim własnym kołnierzu – burknął, krzyżując ręce na piersi. Z uniesionymi brwiami spojrzałem we wskazanym miejscu. Biel materiału kołnierza w istocie zakłócały widniejące nań ciemnoczerwone ślady.
- Cholerny gnojek… - warknąłem pod nosem, nagle przypominając sobie, jak Taemin kilkukrotnie, z wdziękiem godnym najwyższych salonów, podchodził do mnie tylko po to, żeby owionąć ciepłym oddechem i równie szybko się oddalić, zniknąć w tłumie. Miałem to wszystko za część jego roli, ale nie przewidziałem, że ten złośliwy chochlik postanowił zostawić po sobie ślad, który ciężko będzie mi w logiczny sposób wytłumaczyć przed przyjacielem.
- Nie mówiłeś mi, że masz kobietę – zarzucił mi Key, i niejednego mogłaby zdziwić pretensja w jego głosie. No bo co go obchodzi moje życie prywatne? Ja jednak, dobrze znając mojego przyjaciela, tylko pokręciłem głową, gorączkowo szukając jakiejś sensownej wymówki. Kim nie cierpiał być o czymś nieświadomym. Zawsze trzymał rękę na pulsie, a żaden sekret nie pozostawał przed nim nieodkrytym. Również i tym razem przybył do mnie żądny wyjaśnień, niezadowolony nie z samego swojego odkrycia, ale z faktu, że nie został o tym wcześniej poinformowany.
- Bo nie mam… - wybąkałem żałośnie, niezdolny do wykreowania jakiejś błyskotliwej historii, zbyt zmęczony całonocnym pobytem poza domem. Kim otworzył szeroko usta w akcie czystego oburzenia.
- A to? – zapytał, wskazując na feralne ślady po wygłupach Taemina. – Szminka? Minho, tylko nie mów, że przepuściłeś wszystkie moje pieniądze na dziwki! – krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
- Oczywiście, że nie! – odparłem, teraz także wzburzony. – Nie masz do mnie za grosz zaufania, Key…
- Dziwisz mi się? – zapytał, nagle wstępując na dziwnie chłodny ton. – Ile już razy zmarnowałeś to, co ci pożyczyłem w dobrej wierze? Czy nie możesz choć raz zrobić czegoś porządnie? – Jego słowa, choć tak podobne do wszystkich poprzednich, tego dnia brzmiały wyjątkowo nieprzyjemnie. Może to za sprawą ciążącej mi świadomości, że w istocie, zeszłej nocy jedynym na co wydałem pieniądze była gra w kasynie. Co gorsza – był to mój pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni raz. Mimo wszystko leżące za mną na biurku pieniądze stanowiły potwierdzenie opłacalności moich działań. Nie mogłem jednak powiedzieć tego Kibumowi, bo prawdopodobnie zginąłbym śmiercią tragiczną.
- Key, nie rozumiesz… - zacząłem, a on uniósł brwi, spoglądając na mnie tym wszechwiedzącym spojrzeniem.
- Nie rozumiem? - zapytał, biorąc do ręki moją koszulę i wskazując na nią palcem drugiej ręki. – Czy te ślady zostawiła kobieta? – Na to pytanie mógłbym z czystym sumieniem odpowiedzieć przecząco, ale z pewnością nie poprawiłoby to mojej sytuacji, więc po prostu skinąłem głową. – Zatem, chcę ją poznać – oznajmił Key, tonem nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu, po czym okręcił się na pięcie i opuścił mój pokój, a mnie nie pozostało nic innego jak przekląć pod nosem.
- Minho? – Usłyszałem za sobą głos przyjaciela. Zerwałem się na równe nogi i okręciłem w miejscu, zasłaniając własnym ciałem dobitny dowód mojej wczorajszej nagannej działalności. Jednocześnie przywołałem na twarz jak najniewinniejszy wyraz, usiłując wyglądać jakbym wcale nie ukrywał za plecami nielegalnie zarobionych pieniędzy. Key jednak najwyraźniej był czymś zbyt zaaferowany, żeby zwrócić uwagę na te szczegóły, które normalnie za nic by mu nie umknęły.
- Co takiego znów zrobiłem? – zapytałem, wieńcząc swoją wypowiedź teatralnym westchnieniem. Key zmrużył oczy, najwyraźniej poirytowany, po czym oberwałem w głowę własną koszulą.
- Tłumacz się – zażądał, spoglądając na mnie z góry, choć był przecież niższy. Zaskoczyła mnie jego gwałtowność. Nie mogłem przywołać w pamięci żadnego konkretnego powodu wściekłości Kibuma. W salonie zostawiłem po sobie względny porządek, nie nabłociłem w przedpokoju, nie zapomniałem kupić jedzenia, a w dodatku nadprogramowo wytarłem blat w kuchni, zaraz po zjedzeniu śniadania. Lista narzucanych mi przez współlokatora obowiązków była przerażająco długa, sytuacji nie polepszał też fakt, że czegokolwiek bym nie zrobił i jakkolwiek bym się nie starał – w oczach Key zawsze wszystko było nie tak, jak powinno. A to zapomniałem zetrzeć kurz z jednej półki, a to krzywo ustawiłem krzesła po myciu podłogi, a to nieodpowiednią sumę pieniędzy wydałem na zakupy spożywcze… Gdyby nie to, że w zasadzie żyłem z tego, co mi mój przyjaciel był tak miły pożyczyć, pewnie już dawno rzuciłbym tą miotełką do kurzu i znalazł sobie inny sposób na wyżywienie. Rzeczywistość była jednak taka, a nie inna (aczkolwiek dzięki współpracy z Taeminem liczyłem na rychłe zmiany), a ja potrafiłem dostosować się nawet do kibumowego terroru, byleby mieć dach nad głową i kogoś, kto zapanuje nad moim wrodzonym roztrzepaniem. Kim nadawał się do tego idealnie, i nawet jeśli lubił czasem czymś we mnie z furią porzucać, nie byłem w stanie nie darzyć go sympatią.
- O co ci chodzi? – zapytałem, chwytając ubranie w ręce i spoglądając to na nie, to na Key, ciskającego we mnie piorunami z oczu.
- Zechciej spojrzeć na te tajemnicze plamy na twoim własnym kołnierzu – burknął, krzyżując ręce na piersi. Z uniesionymi brwiami spojrzałem we wskazanym miejscu. Biel materiału kołnierza w istocie zakłócały widniejące nań ciemnoczerwone ślady.
- Cholerny gnojek… - warknąłem pod nosem, nagle przypominając sobie, jak Taemin kilkukrotnie, z wdziękiem godnym najwyższych salonów, podchodził do mnie tylko po to, żeby owionąć ciepłym oddechem i równie szybko się oddalić, zniknąć w tłumie. Miałem to wszystko za część jego roli, ale nie przewidziałem, że ten złośliwy chochlik postanowił zostawić po sobie ślad, który ciężko będzie mi w logiczny sposób wytłumaczyć przed przyjacielem.
- Nie mówiłeś mi, że masz kobietę – zarzucił mi Key, i niejednego mogłaby zdziwić pretensja w jego głosie. No bo co go obchodzi moje życie prywatne? Ja jednak, dobrze znając mojego przyjaciela, tylko pokręciłem głową, gorączkowo szukając jakiejś sensownej wymówki. Kim nie cierpiał być o czymś nieświadomym. Zawsze trzymał rękę na pulsie, a żaden sekret nie pozostawał przed nim nieodkrytym. Również i tym razem przybył do mnie żądny wyjaśnień, niezadowolony nie z samego swojego odkrycia, ale z faktu, że nie został o tym wcześniej poinformowany.
- Bo nie mam… - wybąkałem żałośnie, niezdolny do wykreowania jakiejś błyskotliwej historii, zbyt zmęczony całonocnym pobytem poza domem. Kim otworzył szeroko usta w akcie czystego oburzenia.
- A to? – zapytał, wskazując na feralne ślady po wygłupach Taemina. – Szminka? Minho, tylko nie mów, że przepuściłeś wszystkie moje pieniądze na dziwki! – krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
- Oczywiście, że nie! – odparłem, teraz także wzburzony. – Nie masz do mnie za grosz zaufania, Key…
- Dziwisz mi się? – zapytał, nagle wstępując na dziwnie chłodny ton. – Ile już razy zmarnowałeś to, co ci pożyczyłem w dobrej wierze? Czy nie możesz choć raz zrobić czegoś porządnie? – Jego słowa, choć tak podobne do wszystkich poprzednich, tego dnia brzmiały wyjątkowo nieprzyjemnie. Może to za sprawą ciążącej mi świadomości, że w istocie, zeszłej nocy jedynym na co wydałem pieniądze była gra w kasynie. Co gorsza – był to mój pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni raz. Mimo wszystko leżące za mną na biurku pieniądze stanowiły potwierdzenie opłacalności moich działań. Nie mogłem jednak powiedzieć tego Kibumowi, bo prawdopodobnie zginąłbym śmiercią tragiczną.
- Key, nie rozumiesz… - zacząłem, a on uniósł brwi, spoglądając na mnie tym wszechwiedzącym spojrzeniem.
- Nie rozumiem? - zapytał, biorąc do ręki moją koszulę i wskazując na nią palcem drugiej ręki. – Czy te ślady zostawiła kobieta? – Na to pytanie mógłbym z czystym sumieniem odpowiedzieć przecząco, ale z pewnością nie poprawiłoby to mojej sytuacji, więc po prostu skinąłem głową. – Zatem, chcę ją poznać – oznajmił Key, tonem nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu, po czym okręcił się na pięcie i opuścił mój pokój, a mnie nie pozostało nic innego jak przekląć pod nosem.
~*~
- Panie
Choi – powiedział Taemin, opadając na swój stołek, tuż przy oknie. – Ja
doprawdy tego nie rozumiem – oznajmił, spoglądając na mnie ze zmrużonymi
oczami.
- Czego? – zapytałem, siadając naprzeciwko niego, oddychając z ulgą po męczącej serii taeminowych prób nawiązania ze mną skinshipu. To nie tak, że źle się z tym czułem, po prostu każda myśl o tym, jak dziwnie i niepokojąco musiałoby to wyglądać dla postronnego obserwatora nieco wpływała na moje samopoczucie. Niemniej, bawiłem się przednio, obserwując skupienie na twarzy Lee, kiedy próbował kolejnych form dotyku. Jego zmarszczone brwi, wyrażające głębokie zadumanie wobec naszych splecionych rąk, albo krytyczne spojrzenie, kiedy usiłował stwierdzić czy moja dłoń spoczywająca na jego biodrze wygląda wystarczająco naturalnie. Osobliwe badania, którym mnie poddawał były jednak całkiem przyjemne. Z każdą chwilą czułem się w jego towarzystwie coraz swobodniej.
Ciemne oczy o kształcie migdałów po raz kolejny obrzuciły mnie oceniającym spojrzeniem, którego mocy nie były w stanie zniwelować nawet niepokorne kosmyki włosów, uparcie wpadające w pole widzenia.
- Kiedy jesteś z Sagi zachowujesz się okropnie sztucznie – stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu, ale po tych słowach nieco się zawahał. Uniosłem brwi pytająco, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi. Na usta Taemina znów wpłynął ten, tak dobrze mi już znany, mimo krótkiej znajomości, złośliwy uśmieszek. – Ale kiedy masz do czynienia z Taeminem sprawa wygląda zupełnie inaczej – zakończył, najwyraźniej świetnie się bawiąc obserwując moją pełną oburzenia reakcję.
- Nie zaczynaj znowu tych głupot… - burknąłem, dobrze wiedząc jakie myśli kryją za sobą te figlarne ogniki w jego oczach.
- Problem polega na tym, że twój dziwny przypadek sprawia, że nie bardzo wiem co powinienem na to zaradzić – odparł Taemin, naraz poważniejąc. – Najwyraźniej masz problem z przebywaniem w towarzystwie płci pięknej… - powiedział, nie dając mi przerwać, mimo że miałem ogromną ochotę jakoś się odgryźć - …co z miejsca skreśla cały nasz genialny plan zemsty – zakończył, niedbałym gestem odgarniając włosy z twarzy.
- A nie może zostać tak, jak jest? – zapytałem, nie do końca rozumiejąc w czym tkwił problem. – Przecież jakoś sobie z Sagi poradzę, zawsze mogę sobie wyobrażać, że wcale nie masz na sobie tej śmiesznej kiecki – stwierdziłem, wskazując gestem podbródka na przewieszone przez drzwi szafy ubranie. Taemin wywrócił oczami, wyrażając zniecierpliwienie.
- Minho, tu nie chodzi o mnie, tylko o siostrę Kim Jonghyuna – powiedział, wskazując na wiszącą na ścianę podobiznę, w którą tym razem i ja sam miałem przyjemność wbić kilka lotek. – Miałeś ją uwieść, pamiętasz? – Nie potrafiłem stwierdzić dlaczego, ale te słowa odbiły się gorzką nutą po wnętrzu mojego umysłu. Szczerze mówiąc, nie zależało mi tak bardzo na tej całej, wymyślonej przez Taemina „zemście”. Podobał mi się pomysł oszukiwania grubych ryb w kasynie i wypychania sobie kieszeni ich pieniędzmi. Ucieszyłbym się też, gdyby nadarzyła nam się okazja ogrania samego Kim Jonghyuna, zdeptania jego dumy na oczach wielu osób. Nie uśmiechała mi się jednak perspektywa aż tak wielkiego zaangażowania, jakiego najwyraźniej oczekiwał ode mnie Taemin. Nie byłem jednak w stanie zignorować krążącej mi po głowie opowieści o jego starszym bracie, który odebrał sobie życie. Oczywiście, sam wolałbym wiedzieć czego Kim Jonghyun ode mnie chce, dlaczego zamienia moje życie w pasmo niewypałów. Nie upatrywałem jednak w planie Taemina sposobu na zaradzenie moim problemom.
Mimo targających mną wątpliwości, nie byłem w stanie po prostu odmówić. Takie działanie prawdopodobnie płożyłoby kres naszej znajomości, która nie miałaby dalszych podstaw istnienia. Zdążyłem polubić Taemina, głównie za sprawą jego lekkiego podejścia do życia. Wreszcie znalazłem kogoś, z kim bezczynne wieczory nie były nudne, kto podzielał moje zamiłowanie do bezsensownych wygłupów. Spędzić miło czas – oto mój podstawowy cel. Z Taeminem czas mijał na ciągłej zabawie.
- No cóż – odezwał się w końcu Lee, przerywając zbyt długie milczenie głośnym klaśnięciem w dłonie. – Chyba nie pozostaje nam nic innego jak ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! – zawołał dziarskim tonem, a w mojej głowie zaświtała pewna myśl.
- Co do tych ćwiczeń… - powiedziałem, naraz uśmiechając się, zadowolony z własnego toku rozumowania. – To chyba mam pomysł na pierwszy sprawdzian – stwierdziłem, spoglądając na zaskoczonego Taemina z przebiegłym błyskiem w oku.
- Czego? – zapytałem, siadając naprzeciwko niego, oddychając z ulgą po męczącej serii taeminowych prób nawiązania ze mną skinshipu. To nie tak, że źle się z tym czułem, po prostu każda myśl o tym, jak dziwnie i niepokojąco musiałoby to wyglądać dla postronnego obserwatora nieco wpływała na moje samopoczucie. Niemniej, bawiłem się przednio, obserwując skupienie na twarzy Lee, kiedy próbował kolejnych form dotyku. Jego zmarszczone brwi, wyrażające głębokie zadumanie wobec naszych splecionych rąk, albo krytyczne spojrzenie, kiedy usiłował stwierdzić czy moja dłoń spoczywająca na jego biodrze wygląda wystarczająco naturalnie. Osobliwe badania, którym mnie poddawał były jednak całkiem przyjemne. Z każdą chwilą czułem się w jego towarzystwie coraz swobodniej.
Ciemne oczy o kształcie migdałów po raz kolejny obrzuciły mnie oceniającym spojrzeniem, którego mocy nie były w stanie zniwelować nawet niepokorne kosmyki włosów, uparcie wpadające w pole widzenia.
- Kiedy jesteś z Sagi zachowujesz się okropnie sztucznie – stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu, ale po tych słowach nieco się zawahał. Uniosłem brwi pytająco, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi. Na usta Taemina znów wpłynął ten, tak dobrze mi już znany, mimo krótkiej znajomości, złośliwy uśmieszek. – Ale kiedy masz do czynienia z Taeminem sprawa wygląda zupełnie inaczej – zakończył, najwyraźniej świetnie się bawiąc obserwując moją pełną oburzenia reakcję.
- Nie zaczynaj znowu tych głupot… - burknąłem, dobrze wiedząc jakie myśli kryją za sobą te figlarne ogniki w jego oczach.
- Problem polega na tym, że twój dziwny przypadek sprawia, że nie bardzo wiem co powinienem na to zaradzić – odparł Taemin, naraz poważniejąc. – Najwyraźniej masz problem z przebywaniem w towarzystwie płci pięknej… - powiedział, nie dając mi przerwać, mimo że miałem ogromną ochotę jakoś się odgryźć - …co z miejsca skreśla cały nasz genialny plan zemsty – zakończył, niedbałym gestem odgarniając włosy z twarzy.
- A nie może zostać tak, jak jest? – zapytałem, nie do końca rozumiejąc w czym tkwił problem. – Przecież jakoś sobie z Sagi poradzę, zawsze mogę sobie wyobrażać, że wcale nie masz na sobie tej śmiesznej kiecki – stwierdziłem, wskazując gestem podbródka na przewieszone przez drzwi szafy ubranie. Taemin wywrócił oczami, wyrażając zniecierpliwienie.
- Minho, tu nie chodzi o mnie, tylko o siostrę Kim Jonghyuna – powiedział, wskazując na wiszącą na ścianę podobiznę, w którą tym razem i ja sam miałem przyjemność wbić kilka lotek. – Miałeś ją uwieść, pamiętasz? – Nie potrafiłem stwierdzić dlaczego, ale te słowa odbiły się gorzką nutą po wnętrzu mojego umysłu. Szczerze mówiąc, nie zależało mi tak bardzo na tej całej, wymyślonej przez Taemina „zemście”. Podobał mi się pomysł oszukiwania grubych ryb w kasynie i wypychania sobie kieszeni ich pieniędzmi. Ucieszyłbym się też, gdyby nadarzyła nam się okazja ogrania samego Kim Jonghyuna, zdeptania jego dumy na oczach wielu osób. Nie uśmiechała mi się jednak perspektywa aż tak wielkiego zaangażowania, jakiego najwyraźniej oczekiwał ode mnie Taemin. Nie byłem jednak w stanie zignorować krążącej mi po głowie opowieści o jego starszym bracie, który odebrał sobie życie. Oczywiście, sam wolałbym wiedzieć czego Kim Jonghyun ode mnie chce, dlaczego zamienia moje życie w pasmo niewypałów. Nie upatrywałem jednak w planie Taemina sposobu na zaradzenie moim problemom.
Mimo targających mną wątpliwości, nie byłem w stanie po prostu odmówić. Takie działanie prawdopodobnie płożyłoby kres naszej znajomości, która nie miałaby dalszych podstaw istnienia. Zdążyłem polubić Taemina, głównie za sprawą jego lekkiego podejścia do życia. Wreszcie znalazłem kogoś, z kim bezczynne wieczory nie były nudne, kto podzielał moje zamiłowanie do bezsensownych wygłupów. Spędzić miło czas – oto mój podstawowy cel. Z Taeminem czas mijał na ciągłej zabawie.
- No cóż – odezwał się w końcu Lee, przerywając zbyt długie milczenie głośnym klaśnięciem w dłonie. – Chyba nie pozostaje nam nic innego jak ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! – zawołał dziarskim tonem, a w mojej głowie zaświtała pewna myśl.
- Co do tych ćwiczeń… - powiedziałem, naraz uśmiechając się, zadowolony z własnego toku rozumowania. – To chyba mam pomysł na pierwszy sprawdzian – stwierdziłem, spoglądając na zaskoczonego Taemina z przebiegłym błyskiem w oku.
~*~
-
Dlaczego ja się na to zgodziłem? – zapytał po raz dziesiąty Taemin, pozwalając
prowadzić się pod rękę w nieznanym sobie kierunku. – To idiotyczne…
- Nagle idiotyczne? – odparłem ze złośliwym uśmiechem. – Co wieczór udajesz kobietę i nagle wydało ci się to idiotyczne? – dopytywałem, w odpowiedzi dostając kolejne cierpiętnicze westchnienie.
- Ale cóż ja będę z tego miał? – Lee zmarszczył nos, w dalszym ciągu niezadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Już ci mówiłem – stwierdziłem, przybierając nadmiernie cierpliwy ton głosu, co tylko dodatkowo rozjuszyło mojego towarzysza. Tego wieczora miał na sobie wyjątkowo delikatny, dziewczęcy makijaż, który wytłumaczył brakiem chęci do marnowania drogich szminek na takie głupoty. – To część naszych ćwiczeń – wyjaśniłem, zacieśniając uścisk na jego ramieniu. – W dodatku, jeśli zależy ci, żeby twój partner biznesowy w dalszym ciągu miał dach nad głową, chcąc nie chcąc musisz mu pomóc – dodałem, ignorując mordercze spojrzenie, dodatkowo spotęgowane ciemną kredką do oczu. – Bądź co bądź, to twoja wina, że mój współlokator ma mnie za bawidamka… - Za to stwierdzenie oberwałem łokciem w brzuch, co na chwilę skutecznie odjęło mi mowę.
- Nie wiem, czy to ze względu na fakt, że wkraczamy na twój teren, ale jesteś dzisiaj irytująco pewny siebie – oznajmił Taemin, niecierpliwym gestem odrzucając długie włosy do tyłu. – Uważaj, żeby się to na tobie nie zemściło… - mruknął złowieszczym tonem, przez co zacząłem się poważnie zastanawiać, czy mój plan w istocie był tak genialny, jak mi się z początku zdawało. Wolałem sobie nawet nie wyobrażać, jaki numer ten nieprzewidywalny chłopak może wywinąć przed Key, co napełniło mnie całkowicie uzasadnionym niepokojem.
- Taemin, proszę – powiedziałem, mimowolnie nadając tym słowom błagalny ton. – Mój przyjaciel jest bardzo spostrzegawczy, w dodatku łatwo go wyprowadzić z równowagi, a wtedy rzuca wszystkim co mu się nawinie pod rękę… - stwierdziłem, nie uzyskując jednak zamierzonego efektu. Zamiast choćby w drobnym stopniu przejąć się moimi słowami, Taemin skupił się na okręcaniu kosmyka włosów na palcu, a po wyrazie jego twarzy nie mogłem nawet stwierdzić, czy mnie jeszcze słucha. Szedł u mojego boku, zapatrzony gdzieś w dal, najwyraźniej zamyślony. Zdążyłem już odnotować w pamięci tę jego tendencję do zawieszania się, która tak kontrastowała z przeważnym, żywiołowym podejściem do życia. Szczerze mówiąc, byłem ciekaw o czym rozmyśla w takich momentach, bo na jego twarz niepostrzeżenie wkradała się niespodziewana powaga.
- Hm… - mruknął w końcu, mrugając kilkakrotnie powiekami, najwyraźniej otrząsając się z zamyślenia. Również i ja zostałem w ten sposób gwałtownie otrzeźwiony. Ze zdumieniem zorientowałem się, że przez ostatnie pięć minut wpatrywałem się w Taemina jak w obrazek, co z pewnością było co najmniej niepokojące. Po prostu w dalszym ciągu nie mogłem zrozumieć jego urody, której, wbrew własnej woli, nie potrafiłem nie podziwiać. Taemin przeistaczał się jak kameleon, a mimo to wciąż pozostawał sobą, przynajmniej dla osoby znającej nieco szczegółów z jego sposobu życia. Ten fenomen wywoływał we mnie mimowolną fascynację, której póki co nie umiałem w sobie zdusić. Powodem było zapewne to, że Taemin potrafił być naprawdę piękną kobietą, choć ten fakt ranił moją dumę, byłem świadom, że dałem się nabrać na jego wdzięki. Pocieszało mnie jedynie to, że na własne oczy przekonałem się o mocy jego taktyki, kiedy podbijał kolejne serca niczego nieświadomych mężczyzn.
- Taemin? – odezwałem się, pochylając się nieco w jego stronę, usiłując sprawdzić czy już mnie słucha, czy dalej zamierza gdzieś błądzić myślami. Lee uniósł głowę, a na jego usta wpłynął przebiegły uśmiech.
- Niech będzie, panie Choi – oznajmił, niespodziewanie splatając palce jednej ręki z moimi i przystając. – Będę grzeczny – obiecał słodkim głosikiem, po czym wspiął się na palce u stóp, żeby sięgnąć mojego ucha. – Ale pod koniec spotkania czeka cię test, bądź gotów… - szepnął, a mnie aż przeszedł dreszcz, bo słowa te zabrzmiały wybitnie złowieszczo. Naraz ten delikatny makijaż, dodatkowo łagodzący rysy chłopaka, wydał mi się śmiesznie nieadekwatny.
- Dość tych wygłupów, czas zacząć przedstawienie – odparłem, uznając, że lepiej zignorować jego obietnicę sprawdzenia moich umiejętności. Zamiast tego postanowiłem skupić się na tym, żeby wypaść jak najlepiej przed Key. Szczerze mówiąc, jego reakcja stokroć bardziej mnie martwiła, niż reakcja kogokolwiek z grających w kasynie ludzi. Kibum potrafił nieraz prześwietlić człowieka na wylot, nie mówiąc już o tym, jak ciężkie życie mieli ludzie, którzy kiedykolwiek poważnie mu podpadli. Nie zamierzałem dołączyć do tej niechlubnej czarnej listy, dlatego musiałem się postarać. Co do Taemina, byłem pewien, że jeśli tylko nie przyjdzie mu jakiś niedorzeczny pomysł do głowy, z pewnością będzie w stanie zdobyć sympatię mojego przyjaciela. Widziałem w tym spotkaniu swego rodzaju szansę. Jeśli Key zobaczy, że układam sobie życie z tą jakże uroczą damą, z pewnością będzie bardziej skory do wszelkiego rodzaju pomocy finansowej, co da mi możliwość zarobienia większej ilości pieniędzy w kasynie, i zwrócenia mu wszystkiego z nawiązką. Wiele jednak zależało od tego wieczora, który mógł się okazać decydujący.
Taemin zacisnął mocniej splot naszych palców, po raz ostatni błyskając szelmowskim uśmiechem, a ja przełknąłem głośno ślinę, naraz zdenerwowany. Tylko czym? Przecież to tylko kolejny teatrzyk…
Sięgnąłem do kieszeni po klucze i już po chwili obaj stanęliśmy przed drzwiami od mieszkania. Nie było już czasu na rozmowy, wymieniliśmy więc tylko porozumiewawcze spojrzenia, po czym każdy z nas wszedł w swoją rolę.
- Dobry wieczór! – wykrzyknął entuzjastycznie Key, niemal natychmiastowo materializując się w przedpokoju. Jego ciemne oczy rozbłysły na widok stojącego u mojego boku Taemina, który tym razem najwyraźniej postanowił grać nieśmiałą dziewczynę, bo zerkał niepewnie spod kurtyny włosów, kurczowo trzymając mnie za rękę.
Ponownie z trudem przełknąłem ślinę, nie mogąc zrozumieć o co mi do cholery chodzi. Czułem się, jakbym faktycznie przyprowadził wybrankę serca, martwiąc się czy zostanie ona zaakceptowana przez mojego współlokatora. Te niedorzeczne myśli wcale nie pomagały mi w odnalezieniu skupienia. Czy ze wszystkich dni, akurat tym razem Taemin musiał postanowić oddać mi prowadzenie? Nie miałem pojęcia co robić, wciąż pozostając pod bacznym, oczekującym spojrzeniem przyjaciela. Moja ręka zaczęła się pocić w tym niecodziennym uścisku, i nie marzyłem o niczym innym jak uciec z tego pogrążonego w półmroku przedpokoju i zaczerpnąć świeżego powietrza. Naraz poczułem, jak Taemin wbija mi paznokcie w dłoń, ewidentnie ponaglając. Odchrząknąłem, uśmiechając się nerwowo. Moja cała pewność siebie gdzieś wyparowała, pozostawiając jedynie obezwładniającą panikę. A przecież nawet nie miałem czym się stresować…
- Kibum, to jest T… - zaciąłem się, tym razem niemal czując jak paznokcie mojego towarzysza przebijają skórę dłoni - …T-to jest Sagi – wydusiłem z siebie wreszcie, obserwując jak mój przyjaciel całuje Taemina w rękę i zaprasza nas do salonu, w którym czekał już nakryty stół.
W tamtym momencie najchętniej umknąłbym do swojego pokoju, zaszył się pod kołdrą i porozmyślał o bezsensie własnej egzystencji, ale niestety nie było mi to dane, bo dłoń Taemina ciążyła mi jak kotwica, nie pozwalając na swobodniejszy oddech. W duchu przeklinałem samego siebie, że wpadłem na tak idiotyczny pomysł. Key był zbyt inteligentny, żeby się na to wszystko nabrać, istniało więc duże prawdopodobieństwo, że jeszcze tej nocy wylecę z mieszkania na zbity pysk. Na domiar złego, dopiero w tym momencie z pełną mocą poczułem to, o czym kilkukrotnie już mówił mi Taemin. Było mi niezręcznie jak cholera. Nie wiedziałem co mówić, gdzie podziać ręce, jak się zachować, żeby wyglądać wiarygodnie. Ciągłe zerkanie na Taemina, szukanie u niego pomocy, wcale nie polepszało sytuacji. Chłopak bez reszty wcielił się w rolę Sagi, z nieznaną mi wcześniej nieśmiałością zerkając spod długich rzęs, pozwalając sobie jedynie na łagodne uśmiechy i uprzejme skinienia głowy. Jego niecodzienne zachowanie stawiało mnie w tragicznej sytuacji, bo znów nie potrafiłem stwierdzić, gdzie kończy się Taemin, a gdzie zaczyna Sagi.
- Minho… - Ostry ton głosu Kibuma wyrwał mnie z wewnętrznego panicznego bełkotu. Przyjaciel wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami, coś na migi pokazując. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby zorientować się, o co mu chodzi. Pospiesznie odsunąłem Taeminowi krzesło, pozwalając mu z gracją zasiąść za stołem. Początek zapowiadał się źle, a ja już czułem się jak skończony debil, myśląc o tym, jakie później kazanie urządzi mi Key. Teraz jednak mój przyjaciel z powrotem uśmiechnął się pogodnie, raz po raz spoglądając to na mnie, to na Sagi. Był podejrzanie rozentuzjazmowany, co wcale nie pomagało mi pozbyć się uczucia niepokoju.
Kolacja przebiegała coraz dziwniej z każdą minioną minutą. Siedziałem sztywno, bacznie obserwując moich towarzyszy, niezdolny wydobyć z siebie głosu, chyba, że było to konieczne. Nie mogłem zrozumieć co takiego mi się stało. Gdzie moja zdolność do odegrania każdej sceny? Gdzie wrodzony talent do improwizacji? Gdzie lekkoduch, który przeważnie uparcie nie odstępował moich działań na krok, który nieraz wywoływał masę problemów, a w najważniejszym momencie zniknął, pozostawiając za sobą jedynie nieuzasadniony stres?
Na domiar złego, wcale nie podobała mi się relacja Key i Taemina, którzy po krótkiej chwili niezręczności zaczęli gawędzić w najlepsze. Mój towarzysz raz po raz uśmiechał się zalotnie znad krawędzi kieliszka, na co Kim odpowiadał głośnym śmiechem i komentarzem w stylu - „Ta młoda dama jest doprawdy czarująca!”. Działała mi na nerwy ta dziwna gra, którą Lee prowadził, zwłaszcza, że nie znałem zasad, bo nie raczył powiadomić mnie o swoich zamiarach. Jeśli z początku martwiłem się czy Key polubi Sagi, to w trakcie kolacji moją zmorą stał się fakt, iż najwyraźniej polubił ją za bardzo. Siedziałem jednak bezradny, skrępowany między ożywionym rozmową przyjacielem, a odgrywającym swoją rolę partnerem. Co jakiś tylko czas Kibum zerkał w moim kierunku, z jakimś dziwnym psotnym ognikiem w oczach, zanim jednak byłem w stanie zinterpretować rzucane mi spojrzenie, Kim na powrót skupiał uwagę na Sagi.
- Długo się już znacie? – Padło pytanie, po którym nastąpiła cisza, wyraźnie dająca mi do zrozumienia, że to ja powinienem odpowiedzieć.
- Nie tak znowu długo – oznajmiłem, nieco chłodniej niż miałem w zamiarze. Key uniósł brwi, ze zdziwieniem obserwując moje podejrzane zachowanie, a Taemin kopnął mnie pod stołem, najwyraźniej upominając, żebym wreszcie wziął się w garść.
- Szczęśliwi czasu nie liczą – wtrącił się Lee, nagle opierając głowę na moim ramieniu. – Prawda, skarbie? – zapytał, po chwili unosząc się i spoglądając mi w oczy. Nagle jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Dobrze wiedziałem do czego to wszystko zmierza. To był ten moment, w którym każdy oczekiwał ode mnie właściwej reakcji. Reakcji godnej zakochanego mężczyzny. Ja natomiast, nie byłem w stanie choćby się ruszyć, zupełnie zesztywniały pod uściskiem i spojrzeniem Taemina. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nigdy w życiu nie pragnąłem bardziej zapaść się pod ziemię, zniknąć, nie musieć więcej mieć do czynienia z tą niewytłumaczalną niezręcznością. Taemin wpatrywał się we mnie intensywnie, nieco marszcząc brwi, czekając. Jeśli to był ten jego test, to mogłem się już pożegnać z dobrą oceną.
- Pójdę się przewietrzyć – mruknąłem niewyraźnie, wyswobadzając się z uścisku, i nie patrząc na twarze zebranych, opuszczając pokój. Chwiejnym krokiem dotarłem do kuchni, w której wielkie okno był otwarte na oścież, dając nieskończony dostęp do zbawiennego chłodnego powietrza. Przyłożyłem czoło do zimnej framugi, usiłując jakoś się uspokoić. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się coś tak niewytłumaczalnie bezsensownego. Zawsze dobrze kontrolowałem swoje emocje, byłem w stanie zagrać każdą rolę, nie bez powodu szukałem posady jako aktor. Ten wieczór jednak przysporzył mi więcej niesklasyfikowanych ataków serca niż całe dotychczasowe życie. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że za nic nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak zareagowałem. Dlaczego nie byłem w stanie z ognikami w oczach odegrać tej scenki, dać Kibumowi upragniony teatrzyk i wyjść z kamienicy zwijając się ze śmiechu. Dlaczego akurat tej nocy Taemin nie był dla mnie Taeminem, ale onieśmielającą, zniewalającą Sagi?
Na samą myśl o tym, czego jeszcze chwilę temu chłopak ode mnie wymagał, aż rozbolał mnie brzuch. Lekko rozchylone usta wciąż majaczyły mi przed oczami, a oczekiwanie w migdałowych oczach nie dawało choćby na chwilę skupić się na czymś innym. Na przykład na planie dalszego działania.
- Minho? – Głos Taemina wywołał dreszcz na moich plecach. Gwałtownie wyprostowałem się, próbując za wszelką cenę nie okazać, w jakim stanie obecnie się znajduję. Lee pokonał dzielącą nas w półmroku kuchni przestrzeń. Wstrzymałem powietrze, kiedy podszedł na tyle blisko, że jego oddech załaskotał mnie w ucho. – Co ty odpierdalasz? – zapytał szeptem, który powinien był momentalnie zrujnować iluzję Sagi, pozwalając mi znów swobodnie rozmawiać z Taeminem. Nic takiego jednak się nie stało, wręcz przeciwnie. Poczułem się jeszcze gorzej, bo nie potrafiłem w żaden sposób wyjaśnić mojemu wspólnikowi przez jakie niewytłumaczalne wewnętrzne piekło właśnie przechodzę. Lee uniósł wzrok, spoglądając mi badawczo w oczy, a ja dyskretnie zacisnąłem dłoń na krawędzi kuchennego stołu, usiłując zachować spokój na twarzy.
„Może po prostu Key dolał mi czegoś do wina?” – przyszło mi do głowy. Nie widziałem innego wytłumaczenia dla własnego zachowania. Inaczej nigdy w życiu nie spojrzałbym na Taemina w taki sposób. Mimo świadomości irracjonalności tej sytuacji, jego wzrok totalnie mnie obezwładniał. Czułem ciężar perfum Sagi, mieszających się z zapachem wilgotnego miejskiego powietrza. W oczach Taemina odbijały się odległe refleksy świata za oknem, a ja nie byłem w stanie wymyślić choćby jednego składnego zdania, zbyt pochłonięty śledzeniem linii jego szczęki, zbyt zaaferowany pełnią rozchylonych w zdziwieniu ust.
- Minho? Nic ci nie jest? – zapytał Lee, teraz już mocno zaniepokojonym głosem. Przełknąłem ślinę, odrywając wzrok od jego twarzy, skupiając się na przestrzeni tuż ponad jego głową.
- To było przegięcie, nie uważasz? – zapytałem, samego siebie zaskakując pretensjonalnością własnego tonu głosu. – Nie będę robił takich rze…
- Przegięcie? – wszedł mi w słowo Taemin, a nagła ostrość tej wypowiedzi zmusiła mnie do ponownego spojrzenia mu w twarz. Zmarszczone gniewnie brwi zniekształcały delikatność rysów, a ciemne oczy piorunowały mnie, przewiercały na wylot. – To ty tutaj przeginasz! Zachowujesz się jak dziecko, reagując w ten sposób na zwykłą scenkę! Przecież to tylko gra… co z ciebie za aktor? – wyrzucił z siebie, agresywnie wymachując rękami. Jego słowa tylko pogorszyły mój stan, pogłębiając świadomość irracjonalności własnej reakcji na to wszystko.
- Spokojnie… - powiedziałem, nagle orientując się, że jego krzyki z pewnością dobiegły uszu Kibuma i mój przyjaciel lada chwila może tu przypadkiem wparować, mając nadzieję wyraźniej usłyszeć fragment kłótni zakochanych. Taemin wywrócił oczami, ale posłusznie spuścił z tonu, w zamian zbliżając się do mnie jeszcze bardziej, co niebezpiecznie zagroziło mojemu wstrzymywanemu oddechowi.
- Musiałem coś zrobić – oznajmił konspiracyjnym szeptem. – On nie do końca nam wierzy… - mruknął, a ja uniosłem brwi, zaskoczony.
- Skąd wiesz? – zapytałem, na co odpowiedzią było głośne parsknięcie.
- To jak zwykle twoja wina, zachowujesz się jakbyś miał miotłę w tyłku… - burknął, na co mimowolnie się speszyłem. Zwłaszcza, że tym razem miał rację. – Dlatego chciałem jakoś utwierdzić go w przekonaniu, że nasza miłość istnieje – dodał ze złośliwym uśmiechem, a ja już miałem jakoś się odciąć, kiedy drzwi kuchni zaskrzypiały złowieszczo.
Dalsze wydarzenia potoczyły się jakby w przyspieszonym tempie. Taemin zarzucił mi ramiona na szyję, a ja zupełnie nie wiedząc co robię, odwróciłem nasze pozycje, przyciskając chłopaka do blatu stołu, pochylając się nad jego obnażoną szyją, imitując pocałunek.
- Oh, wybaczcie – usłyszałem głos Kibuma zza pleców, głos dziwnie przepełniony zadowoleniem z siebie. Kolejne skrzypnięcie zawiasów powiadomiło mnie o opuszczeniu przez intruza terenu kuchni. Odnotowałem to jednak gdzieś w odległym kącie umysłu, zbyt zaabsorbowany tym, co się ze mną działo. Serce nie mogło się uspokoić, zbyt zszokowane zachowaniem własnego właściciela. Spoglądała na mnie para zdumionych oczu o kształcie migdałów, a ja zaskakująco mocno czułem ciało Taemina przy swoim własnym. Zmysły, niepomne na nic, zaczęły podszeptywać mi niestworzone perspektywy, kiedy trzymałem tego pokręconego chłopaka w ramionach, nie rozumiejąc przyjemności płynącej z tej nieoczekiwanej bliskości. Mogłem na przykład pozwolić jednej dłoni znów zsunąć się po materiale sukienki, drugą zaś złapać za podbródek i…
- Panie Choi. – Mój wewnętrzny monolog został brutalnie przerwany, przez wyswabadzającego się z uścisku Taemina. – Muszę przyznać, że to odegrał pan profesjonalnie – oznajmił, unosząc ręce w górę w poddańczym geście. – Nie mam nic do zarzucenia, oby tak częściej – dodał, uśmiechając się psotnie i, poprawiwszy fryzurę, opuszczając kuchnię. Pozostawiając mnie na pastwę zbyt szybko bijącego serca.
Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby uspokoić się po tym, co miało miejsce. Po paru minutach desperackiego wdychania chłodnego, miejskiego powietrza, w którym błąkał się tylko nikły ślad perfum, pozostawiony tu przez Taemina, doszedłem do prostego wniosku, że najlepiej dla mnie będzie zaprzestać jakiegokolwiek roztrząsania tej sytuacji, zrzucić nieobliczalność własnego ciała na feralne kibumowe wino, albo na stres i zmęczenie. Dzięki takiemu postanowieniu udało mi się z powrotem dotrzeć do salonu. Śledzony przez dwie czujne pary oczu, na powrót zasiadłem przed stołem, przez resztę wieczora uparcie milcząc i ignorując rzucane mi spojrzenia. Nawet odprowadzając Taemina do drzwi zachowałem bezpieczny dystans, w obawie, że znów coś mi odbije. Tej nocy zupełnie straciłem zaufanie do samego siebie.
Stojąc w półmroku przedpokoju znów poczułem na sobie dwie pary oczu, do czegoś mnie ponaglających, na coś czekających. Spojrzałem na Kibuma tylko po to, żeby zostać niemal zasztyletowany wzrokiem. Przyjaciel gestem wskazał na Taemina, wciąż stojącego przy drzwiach wyjściowych. Nie miałem pojęcia o co tej dwójce znowu chodzi, ale zniecierpliwienie chyba sięgnęło zenitu, bo w końcu Lee podszedł do mnie, spoglądając prosto w oczy, co nie było w danym momencie najlepszym pomysłem.
- Dobranoc, Minho – powiedział, wspinając się na palce i całując mnie w policzek. Serce po raz kolejny tej nocy odmówiło mi posłuszeństwa, oddech zamarł gdzieś pomiędzy odzyskiwaną powoli trzeźwością umysłu, a niepokornością otumanionego zapachem perfum ciała. Moment minął jednak równie szybko, jak się zaczął i po chwili ostatni szelest sukienki zniknął za zasłoną drzwi wyjściowych. Jeszcze przez chwilę stałem w bezruchu, gwałtownie mrugając powiekami, powoli dochodząc do siebie.
- No, nieźle, nieźle, panie Choi – odezwał się Kibum, który teraz stał oparty o framugę drzwi i spoglądał na mnie spod przymrużonych powiek. Rzuciłem mu pytające spojrzenie, na co on wywrócił oczami. – Nieźle sobie ta twoja dama pogrywa… - stwierdził, a w jego oczach zalśniły iskierki, które wcale mnie się nie spodobały. Zdążyłem już jednak nieco się uspokoić, i zdobyłem się nawet na szelmowski uśmiech.
- No widzisz, coś jednak potrafię zrobić dobrze – odparłem, ale zaraz oberwałem własną czapką w głowę.
- Dobrze? To było najdziwniejsze spotkanie w jakim uczestniczyłem! – żachnął się Kibum, spoglądając na mnie z pretensją. – Nie mówiąc już o tym, że każdy szanujący się dżentelmen odprowadza kobietę do domu, a nie pozwala jej iść samej w środku nocy! – zarzucił mi śmiertelnie obrażonym tonem, i nie byłem nawet w stanie stwierdzić czy nuta kpiny w jego głosie rzeczywiście ma miejsce, czy tylko mi się przesłyszało. Dla podkreślenia swoich słów cisnął we mnie jeszcze szalikiem, po czym zniknął w głębi mieszkania.
- Nagle idiotyczne? – odparłem ze złośliwym uśmiechem. – Co wieczór udajesz kobietę i nagle wydało ci się to idiotyczne? – dopytywałem, w odpowiedzi dostając kolejne cierpiętnicze westchnienie.
- Ale cóż ja będę z tego miał? – Lee zmarszczył nos, w dalszym ciągu niezadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Już ci mówiłem – stwierdziłem, przybierając nadmiernie cierpliwy ton głosu, co tylko dodatkowo rozjuszyło mojego towarzysza. Tego wieczora miał na sobie wyjątkowo delikatny, dziewczęcy makijaż, który wytłumaczył brakiem chęci do marnowania drogich szminek na takie głupoty. – To część naszych ćwiczeń – wyjaśniłem, zacieśniając uścisk na jego ramieniu. – W dodatku, jeśli zależy ci, żeby twój partner biznesowy w dalszym ciągu miał dach nad głową, chcąc nie chcąc musisz mu pomóc – dodałem, ignorując mordercze spojrzenie, dodatkowo spotęgowane ciemną kredką do oczu. – Bądź co bądź, to twoja wina, że mój współlokator ma mnie za bawidamka… - Za to stwierdzenie oberwałem łokciem w brzuch, co na chwilę skutecznie odjęło mi mowę.
- Nie wiem, czy to ze względu na fakt, że wkraczamy na twój teren, ale jesteś dzisiaj irytująco pewny siebie – oznajmił Taemin, niecierpliwym gestem odrzucając długie włosy do tyłu. – Uważaj, żeby się to na tobie nie zemściło… - mruknął złowieszczym tonem, przez co zacząłem się poważnie zastanawiać, czy mój plan w istocie był tak genialny, jak mi się z początku zdawało. Wolałem sobie nawet nie wyobrażać, jaki numer ten nieprzewidywalny chłopak może wywinąć przed Key, co napełniło mnie całkowicie uzasadnionym niepokojem.
- Taemin, proszę – powiedziałem, mimowolnie nadając tym słowom błagalny ton. – Mój przyjaciel jest bardzo spostrzegawczy, w dodatku łatwo go wyprowadzić z równowagi, a wtedy rzuca wszystkim co mu się nawinie pod rękę… - stwierdziłem, nie uzyskując jednak zamierzonego efektu. Zamiast choćby w drobnym stopniu przejąć się moimi słowami, Taemin skupił się na okręcaniu kosmyka włosów na palcu, a po wyrazie jego twarzy nie mogłem nawet stwierdzić, czy mnie jeszcze słucha. Szedł u mojego boku, zapatrzony gdzieś w dal, najwyraźniej zamyślony. Zdążyłem już odnotować w pamięci tę jego tendencję do zawieszania się, która tak kontrastowała z przeważnym, żywiołowym podejściem do życia. Szczerze mówiąc, byłem ciekaw o czym rozmyśla w takich momentach, bo na jego twarz niepostrzeżenie wkradała się niespodziewana powaga.
- Hm… - mruknął w końcu, mrugając kilkakrotnie powiekami, najwyraźniej otrząsając się z zamyślenia. Również i ja zostałem w ten sposób gwałtownie otrzeźwiony. Ze zdumieniem zorientowałem się, że przez ostatnie pięć minut wpatrywałem się w Taemina jak w obrazek, co z pewnością było co najmniej niepokojące. Po prostu w dalszym ciągu nie mogłem zrozumieć jego urody, której, wbrew własnej woli, nie potrafiłem nie podziwiać. Taemin przeistaczał się jak kameleon, a mimo to wciąż pozostawał sobą, przynajmniej dla osoby znającej nieco szczegółów z jego sposobu życia. Ten fenomen wywoływał we mnie mimowolną fascynację, której póki co nie umiałem w sobie zdusić. Powodem było zapewne to, że Taemin potrafił być naprawdę piękną kobietą, choć ten fakt ranił moją dumę, byłem świadom, że dałem się nabrać na jego wdzięki. Pocieszało mnie jedynie to, że na własne oczy przekonałem się o mocy jego taktyki, kiedy podbijał kolejne serca niczego nieświadomych mężczyzn.
- Taemin? – odezwałem się, pochylając się nieco w jego stronę, usiłując sprawdzić czy już mnie słucha, czy dalej zamierza gdzieś błądzić myślami. Lee uniósł głowę, a na jego usta wpłynął przebiegły uśmiech.
- Niech będzie, panie Choi – oznajmił, niespodziewanie splatając palce jednej ręki z moimi i przystając. – Będę grzeczny – obiecał słodkim głosikiem, po czym wspiął się na palce u stóp, żeby sięgnąć mojego ucha. – Ale pod koniec spotkania czeka cię test, bądź gotów… - szepnął, a mnie aż przeszedł dreszcz, bo słowa te zabrzmiały wybitnie złowieszczo. Naraz ten delikatny makijaż, dodatkowo łagodzący rysy chłopaka, wydał mi się śmiesznie nieadekwatny.
- Dość tych wygłupów, czas zacząć przedstawienie – odparłem, uznając, że lepiej zignorować jego obietnicę sprawdzenia moich umiejętności. Zamiast tego postanowiłem skupić się na tym, żeby wypaść jak najlepiej przed Key. Szczerze mówiąc, jego reakcja stokroć bardziej mnie martwiła, niż reakcja kogokolwiek z grających w kasynie ludzi. Kibum potrafił nieraz prześwietlić człowieka na wylot, nie mówiąc już o tym, jak ciężkie życie mieli ludzie, którzy kiedykolwiek poważnie mu podpadli. Nie zamierzałem dołączyć do tej niechlubnej czarnej listy, dlatego musiałem się postarać. Co do Taemina, byłem pewien, że jeśli tylko nie przyjdzie mu jakiś niedorzeczny pomysł do głowy, z pewnością będzie w stanie zdobyć sympatię mojego przyjaciela. Widziałem w tym spotkaniu swego rodzaju szansę. Jeśli Key zobaczy, że układam sobie życie z tą jakże uroczą damą, z pewnością będzie bardziej skory do wszelkiego rodzaju pomocy finansowej, co da mi możliwość zarobienia większej ilości pieniędzy w kasynie, i zwrócenia mu wszystkiego z nawiązką. Wiele jednak zależało od tego wieczora, który mógł się okazać decydujący.
Taemin zacisnął mocniej splot naszych palców, po raz ostatni błyskając szelmowskim uśmiechem, a ja przełknąłem głośno ślinę, naraz zdenerwowany. Tylko czym? Przecież to tylko kolejny teatrzyk…
Sięgnąłem do kieszeni po klucze i już po chwili obaj stanęliśmy przed drzwiami od mieszkania. Nie było już czasu na rozmowy, wymieniliśmy więc tylko porozumiewawcze spojrzenia, po czym każdy z nas wszedł w swoją rolę.
- Dobry wieczór! – wykrzyknął entuzjastycznie Key, niemal natychmiastowo materializując się w przedpokoju. Jego ciemne oczy rozbłysły na widok stojącego u mojego boku Taemina, który tym razem najwyraźniej postanowił grać nieśmiałą dziewczynę, bo zerkał niepewnie spod kurtyny włosów, kurczowo trzymając mnie za rękę.
Ponownie z trudem przełknąłem ślinę, nie mogąc zrozumieć o co mi do cholery chodzi. Czułem się, jakbym faktycznie przyprowadził wybrankę serca, martwiąc się czy zostanie ona zaakceptowana przez mojego współlokatora. Te niedorzeczne myśli wcale nie pomagały mi w odnalezieniu skupienia. Czy ze wszystkich dni, akurat tym razem Taemin musiał postanowić oddać mi prowadzenie? Nie miałem pojęcia co robić, wciąż pozostając pod bacznym, oczekującym spojrzeniem przyjaciela. Moja ręka zaczęła się pocić w tym niecodziennym uścisku, i nie marzyłem o niczym innym jak uciec z tego pogrążonego w półmroku przedpokoju i zaczerpnąć świeżego powietrza. Naraz poczułem, jak Taemin wbija mi paznokcie w dłoń, ewidentnie ponaglając. Odchrząknąłem, uśmiechając się nerwowo. Moja cała pewność siebie gdzieś wyparowała, pozostawiając jedynie obezwładniającą panikę. A przecież nawet nie miałem czym się stresować…
- Kibum, to jest T… - zaciąłem się, tym razem niemal czując jak paznokcie mojego towarzysza przebijają skórę dłoni - …T-to jest Sagi – wydusiłem z siebie wreszcie, obserwując jak mój przyjaciel całuje Taemina w rękę i zaprasza nas do salonu, w którym czekał już nakryty stół.
W tamtym momencie najchętniej umknąłbym do swojego pokoju, zaszył się pod kołdrą i porozmyślał o bezsensie własnej egzystencji, ale niestety nie było mi to dane, bo dłoń Taemina ciążyła mi jak kotwica, nie pozwalając na swobodniejszy oddech. W duchu przeklinałem samego siebie, że wpadłem na tak idiotyczny pomysł. Key był zbyt inteligentny, żeby się na to wszystko nabrać, istniało więc duże prawdopodobieństwo, że jeszcze tej nocy wylecę z mieszkania na zbity pysk. Na domiar złego, dopiero w tym momencie z pełną mocą poczułem to, o czym kilkukrotnie już mówił mi Taemin. Było mi niezręcznie jak cholera. Nie wiedziałem co mówić, gdzie podziać ręce, jak się zachować, żeby wyglądać wiarygodnie. Ciągłe zerkanie na Taemina, szukanie u niego pomocy, wcale nie polepszało sytuacji. Chłopak bez reszty wcielił się w rolę Sagi, z nieznaną mi wcześniej nieśmiałością zerkając spod długich rzęs, pozwalając sobie jedynie na łagodne uśmiechy i uprzejme skinienia głowy. Jego niecodzienne zachowanie stawiało mnie w tragicznej sytuacji, bo znów nie potrafiłem stwierdzić, gdzie kończy się Taemin, a gdzie zaczyna Sagi.
- Minho… - Ostry ton głosu Kibuma wyrwał mnie z wewnętrznego panicznego bełkotu. Przyjaciel wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami, coś na migi pokazując. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby zorientować się, o co mu chodzi. Pospiesznie odsunąłem Taeminowi krzesło, pozwalając mu z gracją zasiąść za stołem. Początek zapowiadał się źle, a ja już czułem się jak skończony debil, myśląc o tym, jakie później kazanie urządzi mi Key. Teraz jednak mój przyjaciel z powrotem uśmiechnął się pogodnie, raz po raz spoglądając to na mnie, to na Sagi. Był podejrzanie rozentuzjazmowany, co wcale nie pomagało mi pozbyć się uczucia niepokoju.
Kolacja przebiegała coraz dziwniej z każdą minioną minutą. Siedziałem sztywno, bacznie obserwując moich towarzyszy, niezdolny wydobyć z siebie głosu, chyba, że było to konieczne. Nie mogłem zrozumieć co takiego mi się stało. Gdzie moja zdolność do odegrania każdej sceny? Gdzie wrodzony talent do improwizacji? Gdzie lekkoduch, który przeważnie uparcie nie odstępował moich działań na krok, który nieraz wywoływał masę problemów, a w najważniejszym momencie zniknął, pozostawiając za sobą jedynie nieuzasadniony stres?
Na domiar złego, wcale nie podobała mi się relacja Key i Taemina, którzy po krótkiej chwili niezręczności zaczęli gawędzić w najlepsze. Mój towarzysz raz po raz uśmiechał się zalotnie znad krawędzi kieliszka, na co Kim odpowiadał głośnym śmiechem i komentarzem w stylu - „Ta młoda dama jest doprawdy czarująca!”. Działała mi na nerwy ta dziwna gra, którą Lee prowadził, zwłaszcza, że nie znałem zasad, bo nie raczył powiadomić mnie o swoich zamiarach. Jeśli z początku martwiłem się czy Key polubi Sagi, to w trakcie kolacji moją zmorą stał się fakt, iż najwyraźniej polubił ją za bardzo. Siedziałem jednak bezradny, skrępowany między ożywionym rozmową przyjacielem, a odgrywającym swoją rolę partnerem. Co jakiś tylko czas Kibum zerkał w moim kierunku, z jakimś dziwnym psotnym ognikiem w oczach, zanim jednak byłem w stanie zinterpretować rzucane mi spojrzenie, Kim na powrót skupiał uwagę na Sagi.
- Długo się już znacie? – Padło pytanie, po którym nastąpiła cisza, wyraźnie dająca mi do zrozumienia, że to ja powinienem odpowiedzieć.
- Nie tak znowu długo – oznajmiłem, nieco chłodniej niż miałem w zamiarze. Key uniósł brwi, ze zdziwieniem obserwując moje podejrzane zachowanie, a Taemin kopnął mnie pod stołem, najwyraźniej upominając, żebym wreszcie wziął się w garść.
- Szczęśliwi czasu nie liczą – wtrącił się Lee, nagle opierając głowę na moim ramieniu. – Prawda, skarbie? – zapytał, po chwili unosząc się i spoglądając mi w oczy. Nagle jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Dobrze wiedziałem do czego to wszystko zmierza. To był ten moment, w którym każdy oczekiwał ode mnie właściwej reakcji. Reakcji godnej zakochanego mężczyzny. Ja natomiast, nie byłem w stanie choćby się ruszyć, zupełnie zesztywniały pod uściskiem i spojrzeniem Taemina. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nigdy w życiu nie pragnąłem bardziej zapaść się pod ziemię, zniknąć, nie musieć więcej mieć do czynienia z tą niewytłumaczalną niezręcznością. Taemin wpatrywał się we mnie intensywnie, nieco marszcząc brwi, czekając. Jeśli to był ten jego test, to mogłem się już pożegnać z dobrą oceną.
- Pójdę się przewietrzyć – mruknąłem niewyraźnie, wyswobadzając się z uścisku, i nie patrząc na twarze zebranych, opuszczając pokój. Chwiejnym krokiem dotarłem do kuchni, w której wielkie okno był otwarte na oścież, dając nieskończony dostęp do zbawiennego chłodnego powietrza. Przyłożyłem czoło do zimnej framugi, usiłując jakoś się uspokoić. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się coś tak niewytłumaczalnie bezsensownego. Zawsze dobrze kontrolowałem swoje emocje, byłem w stanie zagrać każdą rolę, nie bez powodu szukałem posady jako aktor. Ten wieczór jednak przysporzył mi więcej niesklasyfikowanych ataków serca niż całe dotychczasowe życie. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że za nic nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak zareagowałem. Dlaczego nie byłem w stanie z ognikami w oczach odegrać tej scenki, dać Kibumowi upragniony teatrzyk i wyjść z kamienicy zwijając się ze śmiechu. Dlaczego akurat tej nocy Taemin nie był dla mnie Taeminem, ale onieśmielającą, zniewalającą Sagi?
Na samą myśl o tym, czego jeszcze chwilę temu chłopak ode mnie wymagał, aż rozbolał mnie brzuch. Lekko rozchylone usta wciąż majaczyły mi przed oczami, a oczekiwanie w migdałowych oczach nie dawało choćby na chwilę skupić się na czymś innym. Na przykład na planie dalszego działania.
- Minho? – Głos Taemina wywołał dreszcz na moich plecach. Gwałtownie wyprostowałem się, próbując za wszelką cenę nie okazać, w jakim stanie obecnie się znajduję. Lee pokonał dzielącą nas w półmroku kuchni przestrzeń. Wstrzymałem powietrze, kiedy podszedł na tyle blisko, że jego oddech załaskotał mnie w ucho. – Co ty odpierdalasz? – zapytał szeptem, który powinien był momentalnie zrujnować iluzję Sagi, pozwalając mi znów swobodnie rozmawiać z Taeminem. Nic takiego jednak się nie stało, wręcz przeciwnie. Poczułem się jeszcze gorzej, bo nie potrafiłem w żaden sposób wyjaśnić mojemu wspólnikowi przez jakie niewytłumaczalne wewnętrzne piekło właśnie przechodzę. Lee uniósł wzrok, spoglądając mi badawczo w oczy, a ja dyskretnie zacisnąłem dłoń na krawędzi kuchennego stołu, usiłując zachować spokój na twarzy.
„Może po prostu Key dolał mi czegoś do wina?” – przyszło mi do głowy. Nie widziałem innego wytłumaczenia dla własnego zachowania. Inaczej nigdy w życiu nie spojrzałbym na Taemina w taki sposób. Mimo świadomości irracjonalności tej sytuacji, jego wzrok totalnie mnie obezwładniał. Czułem ciężar perfum Sagi, mieszających się z zapachem wilgotnego miejskiego powietrza. W oczach Taemina odbijały się odległe refleksy świata za oknem, a ja nie byłem w stanie wymyślić choćby jednego składnego zdania, zbyt pochłonięty śledzeniem linii jego szczęki, zbyt zaaferowany pełnią rozchylonych w zdziwieniu ust.
- Minho? Nic ci nie jest? – zapytał Lee, teraz już mocno zaniepokojonym głosem. Przełknąłem ślinę, odrywając wzrok od jego twarzy, skupiając się na przestrzeni tuż ponad jego głową.
- To było przegięcie, nie uważasz? – zapytałem, samego siebie zaskakując pretensjonalnością własnego tonu głosu. – Nie będę robił takich rze…
- Przegięcie? – wszedł mi w słowo Taemin, a nagła ostrość tej wypowiedzi zmusiła mnie do ponownego spojrzenia mu w twarz. Zmarszczone gniewnie brwi zniekształcały delikatność rysów, a ciemne oczy piorunowały mnie, przewiercały na wylot. – To ty tutaj przeginasz! Zachowujesz się jak dziecko, reagując w ten sposób na zwykłą scenkę! Przecież to tylko gra… co z ciebie za aktor? – wyrzucił z siebie, agresywnie wymachując rękami. Jego słowa tylko pogorszyły mój stan, pogłębiając świadomość irracjonalności własnej reakcji na to wszystko.
- Spokojnie… - powiedziałem, nagle orientując się, że jego krzyki z pewnością dobiegły uszu Kibuma i mój przyjaciel lada chwila może tu przypadkiem wparować, mając nadzieję wyraźniej usłyszeć fragment kłótni zakochanych. Taemin wywrócił oczami, ale posłusznie spuścił z tonu, w zamian zbliżając się do mnie jeszcze bardziej, co niebezpiecznie zagroziło mojemu wstrzymywanemu oddechowi.
- Musiałem coś zrobić – oznajmił konspiracyjnym szeptem. – On nie do końca nam wierzy… - mruknął, a ja uniosłem brwi, zaskoczony.
- Skąd wiesz? – zapytałem, na co odpowiedzią było głośne parsknięcie.
- To jak zwykle twoja wina, zachowujesz się jakbyś miał miotłę w tyłku… - burknął, na co mimowolnie się speszyłem. Zwłaszcza, że tym razem miał rację. – Dlatego chciałem jakoś utwierdzić go w przekonaniu, że nasza miłość istnieje – dodał ze złośliwym uśmiechem, a ja już miałem jakoś się odciąć, kiedy drzwi kuchni zaskrzypiały złowieszczo.
Dalsze wydarzenia potoczyły się jakby w przyspieszonym tempie. Taemin zarzucił mi ramiona na szyję, a ja zupełnie nie wiedząc co robię, odwróciłem nasze pozycje, przyciskając chłopaka do blatu stołu, pochylając się nad jego obnażoną szyją, imitując pocałunek.
- Oh, wybaczcie – usłyszałem głos Kibuma zza pleców, głos dziwnie przepełniony zadowoleniem z siebie. Kolejne skrzypnięcie zawiasów powiadomiło mnie o opuszczeniu przez intruza terenu kuchni. Odnotowałem to jednak gdzieś w odległym kącie umysłu, zbyt zaabsorbowany tym, co się ze mną działo. Serce nie mogło się uspokoić, zbyt zszokowane zachowaniem własnego właściciela. Spoglądała na mnie para zdumionych oczu o kształcie migdałów, a ja zaskakująco mocno czułem ciało Taemina przy swoim własnym. Zmysły, niepomne na nic, zaczęły podszeptywać mi niestworzone perspektywy, kiedy trzymałem tego pokręconego chłopaka w ramionach, nie rozumiejąc przyjemności płynącej z tej nieoczekiwanej bliskości. Mogłem na przykład pozwolić jednej dłoni znów zsunąć się po materiale sukienki, drugą zaś złapać za podbródek i…
- Panie Choi. – Mój wewnętrzny monolog został brutalnie przerwany, przez wyswabadzającego się z uścisku Taemina. – Muszę przyznać, że to odegrał pan profesjonalnie – oznajmił, unosząc ręce w górę w poddańczym geście. – Nie mam nic do zarzucenia, oby tak częściej – dodał, uśmiechając się psotnie i, poprawiwszy fryzurę, opuszczając kuchnię. Pozostawiając mnie na pastwę zbyt szybko bijącego serca.
Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby uspokoić się po tym, co miało miejsce. Po paru minutach desperackiego wdychania chłodnego, miejskiego powietrza, w którym błąkał się tylko nikły ślad perfum, pozostawiony tu przez Taemina, doszedłem do prostego wniosku, że najlepiej dla mnie będzie zaprzestać jakiegokolwiek roztrząsania tej sytuacji, zrzucić nieobliczalność własnego ciała na feralne kibumowe wino, albo na stres i zmęczenie. Dzięki takiemu postanowieniu udało mi się z powrotem dotrzeć do salonu. Śledzony przez dwie czujne pary oczu, na powrót zasiadłem przed stołem, przez resztę wieczora uparcie milcząc i ignorując rzucane mi spojrzenia. Nawet odprowadzając Taemina do drzwi zachowałem bezpieczny dystans, w obawie, że znów coś mi odbije. Tej nocy zupełnie straciłem zaufanie do samego siebie.
Stojąc w półmroku przedpokoju znów poczułem na sobie dwie pary oczu, do czegoś mnie ponaglających, na coś czekających. Spojrzałem na Kibuma tylko po to, żeby zostać niemal zasztyletowany wzrokiem. Przyjaciel gestem wskazał na Taemina, wciąż stojącego przy drzwiach wyjściowych. Nie miałem pojęcia o co tej dwójce znowu chodzi, ale zniecierpliwienie chyba sięgnęło zenitu, bo w końcu Lee podszedł do mnie, spoglądając prosto w oczy, co nie było w danym momencie najlepszym pomysłem.
- Dobranoc, Minho – powiedział, wspinając się na palce i całując mnie w policzek. Serce po raz kolejny tej nocy odmówiło mi posłuszeństwa, oddech zamarł gdzieś pomiędzy odzyskiwaną powoli trzeźwością umysłu, a niepokornością otumanionego zapachem perfum ciała. Moment minął jednak równie szybko, jak się zaczął i po chwili ostatni szelest sukienki zniknął za zasłoną drzwi wyjściowych. Jeszcze przez chwilę stałem w bezruchu, gwałtownie mrugając powiekami, powoli dochodząc do siebie.
- No, nieźle, nieźle, panie Choi – odezwał się Kibum, który teraz stał oparty o framugę drzwi i spoglądał na mnie spod przymrużonych powiek. Rzuciłem mu pytające spojrzenie, na co on wywrócił oczami. – Nieźle sobie ta twoja dama pogrywa… - stwierdził, a w jego oczach zalśniły iskierki, które wcale mnie się nie spodobały. Zdążyłem już jednak nieco się uspokoić, i zdobyłem się nawet na szelmowski uśmiech.
- No widzisz, coś jednak potrafię zrobić dobrze – odparłem, ale zaraz oberwałem własną czapką w głowę.
- Dobrze? To było najdziwniejsze spotkanie w jakim uczestniczyłem! – żachnął się Kibum, spoglądając na mnie z pretensją. – Nie mówiąc już o tym, że każdy szanujący się dżentelmen odprowadza kobietę do domu, a nie pozwala jej iść samej w środku nocy! – zarzucił mi śmiertelnie obrażonym tonem, i nie byłem nawet w stanie stwierdzić czy nuta kpiny w jego głosie rzeczywiście ma miejsce, czy tylko mi się przesłyszało. Dla podkreślenia swoich słów cisnął we mnie jeszcze szalikiem, po czym zniknął w głębi mieszkania.
Minho zakochał się w Taeminie! Albo raczej w Sagi.. ciekawi mnie, czy Minho będzie reagował tak samo przy męskiej wersji Taemina czy tylko przy żeńskiej.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Dzięki za komentarz~~<3
UsuńJestem~~! Przepraszam, że dopiero teraz, ale najpierw mapa polityczna, później szkoła, szkoła, szkoła i zmęczenie, zresztą wiesz. CZY TY WIESZ, ŻE PRZEZ CIEBIE FEELSUJĘ PRZEZ COŚ, CO JUŻ CZTAŁAM? A playlista też nie pomaga. Jak żyć ;--; <3 Dzisiaj chyba nie mam nic do bełkotania tutaj, już się wybełkotałam na gadu xD Także rozdział czy coś. Aha, jeszcze to, chcę Ci powiedzieć dzisiaj naprawdę dużo rzeczy, ale jeśli bym zaczęła, to wyszedłby lekko pomieszany, nie do końca sensowny spam, więc możliwe, że nie będzie tu wielu rzeczy, które chciałabym powiedzieć i coś może być poplątane. Także od razu przepraszam i już biorę się za rozdział. (Wczoraj się nie udało, jak wiesz ;-; a teraz sobie trochę po piszę o niczym, nie przeszkadza Ci to?) Kocham ten moment, gdy siadam z laptopem na kolanach, gdzieś obok stoi parujący kubek herbaty, wchodzę na Suna no Oshiro, przyciszam playlistę, u mnie ona nie może iść za głośno, bo po prostu rozpraszałaby mnie, jest za piękna, no więc przyciszam i zanurzam się w ten świat, który przede mną malujesz. Często ta wspomniana herbata całkowicie stygnie albo znika, a ja nie wiem, kiedy się to stało, tak zaczytana jestem. To taka magiczna chwila, gdy postacie z liter ożywają, gdy cały świat ożywa, gdy czujesz się jego częścią, tak rzeczywisty jest. I w Sagi tak właśnie jest. W tym rozdziale zaczynasz od rozmowy Key i Minho. Rozmowy, a w zasadzie to nawet chyba kłótni. Podoba mi się postać Kibuma tutaj, on jest dużo bardziej inteligentny niż się wydaje na pierwszy rzut oka, bo na początku był, Key, który sprząta, robi wyrzuty Minho, zachowuje się po prostu jak jakaś stara baba, której nic nie pasuje, ale nie. On po prostu troszczy się o przyjaciela, chce wiedzieć, co się dzieje w jego życiu, a jego wrodzona ciekawość jeszcze to potęguje. W ogóle to przepraszam za te beki z Minho. To system obronny, bardzo mało o nim wiem, więc prościej mi po prostu śmiać się z jego naiwności niż szukać czegoś w nim (dobra i tak to robię). Później ten 2min moment. Taemin nie może zrozumieć, dlaczego Minho się tak spina przy Sagi, ale wydaje mi się po prostu, że dla Minho nienormalnym jest zauroczenie nią, gdy wie, że tak naprawdę to chłopak, więc gdy Sagi na niego działa, on się spina, co prowadzi do problemu, z którym Tae walczy. I kolacja z Kibumem. Moment, w którym Sagi z kusicielki, której obecność w pobliżu rozkłada mężczyzn na łopatki, zmienia się w nieśmiałą dziewczynę, która wstydzi się odezwać przy przyjacielu swojego „chłopaka” mnie rozwala. I jeszcze, gdy wiem, że to Taemin i widzę, jak gra taką speszoną osóbkę. W ogóle ciekawe jest takie zestawienie: Taemin, zwykły chłopak z dość dużą już wprawą, ale jednak nic takiego i Minho zawodowy aktor, który ubiega się o posadę w teatrze. Jak mają odgrywać swoje przedstawienie, jakby zamieniają się rolami. To Taemin jest profesjonalistą i zawodowcem, który potrafi zagrać wszystko, a Minho się peszy, nie potrafi się odnaleźć, jest po prostu zagubiony i lekko przestraszony. Ale wracając. Mam jakieś wrażenie, że Key w ogóle się nie nabrał, jakby wiedział o wszystkim i co więcej celowo prowokował Minho. A później Minho wychodzi i gdy znowu dochodzi do przymusowego Mingi (Jak to śmiesznie brzmi i wygląda, jak coś to o Minho i Sagi chodzi, żeby nie było wątpliwości.) momentu, Taemin może być dumny, ale Minho zatarły się jakby granice między grą, fikcją, a prawdą, którą jest jakieś uczucie, którym darzy Taemina, czy Sagi, jak jeszcze uważa.
OdpowiedzUsuńKończysz rozdział, widzę znaczek, który symbolizuje, że to już koniec tej części, ale mam wrażenie, że za sekundę wyjdę na zewnątrz i porozmawiam z Taeminem, może pośmiejemy się razem z Minho? A później, gdy on do nas dołączy, (a jestem pewna, że dołączy), ucieknę przed jego zazdrosnym spojrzeniem i będę ich obserwować z pewnej odległości, ale nie. Koniec rozdziału. Zostaje kilka słów twojego komentarza i już koniec. Koniec, ale opowieść tak naprawdę dopiero się zaczyna i nie wiadomo, jak się kończy. Dalej mało wiemy o bohaterach, a poza tym główny cel naszych panów dalej nie jest spełniony, o wiedzy o Jonghyunie nawet nie wspomnę, bo wiem tylko, że istnieje. Czy ty to robisz celowo? Rozbudzasz naszą ciekawość, żebyśmy MUSIELI czytać dalej? Nie wiem, ale na mnie to tak działa. Dobra, może ja skończę ten bełkocik, nie wiem jak to się stało, że to się zrobiło w sumie długie, bo miałam pisać o niczym. Mam nadzieję, że to jednak jest o czymś. Dobra, koniec, najwyżej jeszcze Ci zaspamię na gadu.
UsuńKuceł melduje się! Z opóźnieniem, przepraszam, ostatnio jakoś nie mogę się zebrać do niczego; ale już przejdę do samej treści.
OdpowiedzUsuńTylko jeszcze słowem wstępu - tak jak Ci wspominałam, ostatnio utraciłam zdolność tworzenia dobrych komentarzy. Będę się oczywiście starać, ale przepraszam, jeśli nie będzie on wart Sagi.
Taki Minho liczący pieniądze jakoś piracko mi się kojarzy. Zaraz go widzę w tych realiach. Jednak ta myśl z poprzedniego rozdziału, o którym pisałam, że nasi główni bohaterowie jako Bonnie i Clyde dalej jest według mnie aktualne; no i bardzo przemawia do wyobraźni, przystojny Minho i śliczny Taemin; chemia między nimi i doskonale zaplanowane przekręty… ale to tak na marginesie.
W tym pierwszym fragmencie na uwagę zasługuje moim zdaniem przede wszystkim kreacja Kibuma; ukazujesz, jak znaczący wpływ ma na życie Minho. Jego rola jest bardzo istotna, przecież musi ‘ogarniać’ wiecznie roztrzepanego Minho, zajmuje się domem, i organizacją ich życia codziennego. Na pewnej zasadzie kontrastujesz te dwie osoby, Key i Minho; właśnie Kibum, doskonale poukładany, pedantyczny, na swój sposób troskliwy (te wieczne pożyczki udzielane Minho…), wymagający i stąpający twardo po ziemi. Jaki jest Minho, doskonale wiemy. Jednak mimo tego jego utyskiwania, wiemy też doskonale, że pewną wdzięczność do Kibuma czuje, że jest mu wdzięczny i się przyjaźnią.
No ale wracając – Kibum jako pierwszy odkrywa ślad szminki na koszuli Minho, i od razu przybiega po wyjaśnienia. Nie zabij mnie za to skojarzenie, sama mam świadomość, że w jakiś sposób mogę tym profanować Twoje opowiadanie, ale jednak nasunęła mi się taka myśl, że Key zachowuje się teraz jak żona Minho lub je matka, z tą podejrzliwością i chęcią poznania ‘partnerki’ Minho; nawet jeśli tak naprawdę chodzi o to, że czuje się niedoinformowany. Jest tutaj sporo komizmu; tu, i dalej, gdy Minho tak bardzo nie wie, jak wybrnąć z tego galimatiasu, i jak wytłumaczyć się rozdrażnionemu przyjacielowi. Mogę sobie wyobrazić, jaką dziką uciechę i satysfakcję miałby Taemin, gdyby mógł obserwować teraz tę sytuację, gdy Minho gubi się w słowach, i obiecuje przyprowadzić swoją ‘kobietę’.
I teraz Taemin. Mnie też bawią te jego niemal naukowe próby odnalezienia formy bliskości, która nie będzie peszyła Minho. Wydaje mi się, że to po również kwestia tego, że Sagi naprawdę w pewien sposób przynależy do sfery snu, jest zbyt wyidealizowana, by Minho mógł czuć się w jej towarzystwie swobodnie, nawet, jeśli ma stuprocentową świadomość, że tak naprawdę jest to doskonale ucharakteryzowany Taemin. Wszyscy przypuszczamy, dlaczego głównie przy Taeminie czuje się inaczej, ale póki co dla naszych bohaterów jest to sfera domysłów, no i żartów ze strony Taemina. No, ale wracając… Taemina martwi, że Minho nie umie być naturalny w towarzystwie dziewcząt, i tu objawia się różnica w ich… może nie priorytetach, ale celach? Minho nie chce posuwać się tak daleko, by krzywdzić siostrę Jonghyuna, ta uraza nie jest w nim tak mocno zakorzeniona; natomiast Taemin… jego motyw jest mocniejszy. Wydaje się być bardziej zdecydowany; teoretycznie to świadczy o nim źle, ta gotowość do zemsty, jednak wydaje mi się, że on właściwie nie wie, co chce zrobić, nie zdaje sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji; chyba może przeliczyć się, jeśli chodzi o własną bezwzględność. Wiesz, wchodzę tu już w takie zagadnienie, czy zemsta może przynieść ulgę? Taemin jest chyba przekonany, że tak; Minho ma inne zdanie. Oboże, ale motam… chodzi mi o to, że ta gotowość Taemina do zemsty może nie być prawdziwa, gdy do owej zemsty dojdzie. Em, ale znów zboczyłam… Taemin chce dalej próbować, a Minho przekazuje mu radosne wieści o wizycie w swoim mieszkaniu; obaj są bardzo, jak widać, zadowoleni.
No i nadchodzi ten wieczór, kiedy nasza para ma się zademonstrować Kibumowi. Wiesz co, chciałabym, żeby ktoś narysował ich właśnie tak, jak sobie wyobrażam, w tych strojach z epoki (bo uparcie kołacze mi w głowie skojarzenie z latami 20-30), roztaczających wokół siebie specyficzną aurę. Znajdźmy kogoś do tego, co? (Btw. Właśnie sobie coś uświadomiłam. Wyobrażam sobie Taemina w sukni, jaką Minho miał, gdy występowali z ‘Something’. ZABIJ MNIE). Ale wracając do tematu… Taemin średnio zadowolony jest z przedstawienia, które ma odegrać przez Kibumem. Tak jak zauważa to Minho, to dość zabawne, że zmienia się punkt widzenia Taemina, i ocenia on całkowicie inaczej ten ‘występ’. Może przez to, że jednak ma zostać przedstawiony Kibumowi jako partnerka Minho? Minho nie szczędzi mu przytyków i oskarżeń; jakby nie patrzeć to wina Taemina, cała ta pokrętna sytuacja, w jakiej się znajdują. Ostatnio pisałam, że to Minho wydaje mi się bardziej zagadkowy od Taemina; ale teraz uważam, że właściwie są siebie warci, dwóch tajemniczych chłopaków o nieznanej przeszłości; nie wiadomo, co siedzi w ich głowach. Piszę to w kontekście tych ‘chwil zadumy’ Taemina; wiem, że tutaj odnosi się to do jego planów względem Minho… ale namieszałyście mi z Magdą w głowie, i teraz jestem podwójnie ostrożna, jeśli chodzi o wszelkie wnioski co do Taemina… ale znów odeszłam od tematu, mam wrażenie, że w tym komentarzu panuje taki chaos, przepraszam. Minho przynajmniej nie wypiera się swojej fascynacji Taeminem, czy Sagi, przynajmniej póki co, ale wciąż szuka dla tego wymówek. Ten test, zapowiedziany przez Taemina brzmi cokolwiek intrygująco…
UsuńJakoś nie dziwi mnie, że nie jest on w stanie grać. Znaczy… wydaje mi się, że te nieuświadomione uczucia (czy mogę już tutaj o nich mówić?) w pewien sposób przejmują nad nim kontrolę… może zagubił się między grą, a prawdą? W ich przypadku wydaje mi się, że ta granica jest bardzo cienka, i że w zasadzie nie są pewni siebie. Pewnie teraz motam, ale po zastanowieniu… cóż, może pociągnę ten wniosek w komentarzach do dalszych rozdziałów, ale to już zobaczymy… Minho sam nie wie, co się z nim dzieje, wie tylko, że nagle nie umie grać, udawać. Nie wiem, jakoś nie umiem ocenić tej sytuacji… moim zdaniem Minho po prostu traci przy Taeminie głowę, już teraz, chociaż nie jest w stanie tego nijak zrozumieć, i szuka wielu wymówek… Minho cały ten wieczór wydaje się być w jakimś amoku, ciekawi mnie to przede wszystkim dlatego, że na początku to Taemin wydawał się być niepewny. Ale od momentu, gdy przekroczyli próg ich mieszkania, i stanęli przed oceniającym spojrzeniem Kibuma; a Taemin całkiem przeistoczył się w Sagi, to Minho nagle traci opanowanie, i naprawdę się gubi…
2min moment… może zabij mnie od razu? Tak bardzo chciałabym ich zobaczyć w takiej sytuacji! Nawet, jeśli trwało to tylko moment, sądzę, że dało obu do myślenia, i będzie z tego coś więcej… musi przecież! Biedny jest ten Minho zagubiony we własnych uczuciach, sądzę, że prędzej Taemin zrozumie, co się z nimi dzieje (masz jakąś tendencję to kreowania takiego charakteru Minho, nie traktuj tego jako minus czy narzekanie, to tylko spostrzeżenie, pewnie zresztą spóźnione).
Kibum wydaje się coś podejrzewać; chociaż Minho nie zwraca uwagi na ton jego głosu… jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Key coś wie (btw, rozczula mnie to rzucanie rzeczami w Minho… nie wiem czemu, ale to urocze).
Przepraszam za chaos, nie mogę się już skupić ;-; komentarz niegodny opowiadania.