Spryskałem szybę i przesunąłem po
niej niedbale ścierką. Moje działanie pozostawiło na szkle długą, paskudną smugę.
Westchnąłem, poirytowany, i spróbowałem jeszcze raz, tym samym tylko pogarszając
efekt. Okna kuchni Kibuma jeszcze nigdy nie wyglądały tak tragicznie. Ze złością
podwinąłem rękawy i znów zaatakowałem szybę ścierką. Mimo ciśniętego w
niepokorne szkło gradu nieco nader silnych przetarć, ono wciąż nie chciało
przybrać choćby pozorów czystego. Przekląłem głośno i rzuciłem ścierką o blat,
opadając na najbliżej stojące krzesło.
To nie tak, że postanowiłem wyładować
wszelkie złości i frustracje ostatnich dni na Bogu ducha winnym oknie
kuchennym. To nie tak, że jeszcze chwila i zacząłbym rozmawiać z własnym
odbiciem, zniekształconym przez wkurzające smugi. To nie tak, że robiłem to
wszystko, bo najzwyczajniej w świecie bałem się porozmawiać z Taeminem.
Zaśmiałem się histerycznie sam z siebie, po czym przyłożyłem policzek
do zimnej szyby. W tym momencie moje myśli na moment znów poleciały gdzieś
przez długość kuchni, przez szerokość korytarza, gdzieś do sąsiednich pokoi, znów
szukając w nich swojego ulubionego tematu do rozważań. Przymknąłem oczy
zrezygnowany, uświadamiając sobie, że to dwudziesty piąty raz, kiedy mimowolnie
zastanawiam się, co w danej chwili robi Taemin. Dla uściślenia – zerowałem ów
licznik równo co godzinę.
Ktoś obserwujący tę sytuację mógłby się zaśmiać nad jej absurdem, ba,
nawet ja sam miałem taką ochotę. Przeszkadzało mi jednak to kujące, ponaglające
poruszenie w piersi. To coś, co nakazywało mi rzucić ścierką o podłogę,
przebiec kuchnię, korytarz, pokój, i wreszcie zamknąć Taemina w swoich
ramionach. Tym upierdliwym czymś chyba było moje serce. Skoro jednak tak bardzo
pragnęło owej decydującej chwili, to czemu jak na złość telepało się ze strachu
na samą myśl o tym?
Znów chwyciłem ścierkę w dłoń i od niechcenia przejechałem nią po
szybie, jednocześnie mamrocząc kilka przekleństw, prawdopodobnie pod własnym
adresem. Gdzie się podziała ta odwaga, którą w sobie miałem tuż przed ponownym
spotkaniem z Sodam? Ta sama, która pozwoliła mi wreszcie powiedzieć Taeminowi, że
o wszystkim od dawna wiem? Czemu wyparowała, kiedy opuściliśmy zakład krawiecki
i w kompletnym milczeniu ruszyliśmy w kierunku domu? Jak bardzo absurdalni
jeszcze zamierzaliśmy być, dotarłszy do mieszkania rozchodząc się na dwie różne
jego strony, i zaszywając się w myślach z dala od siebie?
Serii żałośnie dramatycznych pytań rozlegających się w mojej głowie
towarzyszyło tak energiczne pucowanie powierzchni okna, że w końcu zatrzymałem
się w pół ruchu, zaskoczony spoglądając na swoją ścierkę, na której nie wiadomo
kiedy pojawiła się sporych rozmiarów wytargana siłą dziura. Westchnąłem i
przerzuciłem ją sobie przez ramię w akcie kapitulacji.
Myśl numer trzydzieści siedem poleciała w kierunku wyjścia z kuchni.
Dobrze wiedziałem, że długo tak nie pociągnę. Ale bałem się. Bałem się jak
cholera. Bałem się znów zobaczyć w oczach Taemina ten strach, którym były
pomalowane, kiedy powiedziałem mu, że o wszystkim wiem i później, tuż przed
wizytą u Sodam. Nie miałem pojęcia jak się wobec niego zachowywać, teraz, kiedy
teoretycznie znów staliśmy się wspólnikami. Co prawda nie z własnej woli, ale…
Potarłem skroń, czując jak kwestia projektu, w który wciągnęła nas
Sodam tylko dodatkowo miesza mi w głowie. Całe przedsięwzięcie było zupełnie
kosmiczne. Gra na scenie czy w kasynie to było jedno, ale tworzenie całego
przedstawienia? Nie potrafiłem sobie nawet tego wyobrazić. A mimo to zgodziłem
się bez słowa protestu. Podobnież jak Taemin. Teraz było już za późno na odwrót.
Jak zwykle.
Uśmiechnąłem się krzywo nad własnym, jakkolwiek żałosnym losem. Mimo
wszystko w pewnym stopniu cieszyłem się z pomysłu Sodam. Jej plan zakładał
udział dwóch głównych aktorów i liczyłem na to, że tym razem żaden z nich nie
zdezerteruje. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien jak to wszystko by się skończyło,
gdyby Sodam nie dopisała nowych scen historii. Czy po oddaniu Yoogeuna w ręce
matki, Taemina cokolwiek jeszcze by tutaj trzymało? Czy też raczej po prostu by
zniknął? Znów, ale tym razem ostatecznie?
Wzdrygnąłem się na samą myśl i znów nerwowo chwyciłem potarganą ścierkę
w ręce.
- Ty niedojdo, kto to widział zostawiać takie smugi?! – Głos
Kibuma, który niespodziewanie dobiegł zza moich pleców sprawił, że podskoczyłem
na stołku i odwróciłem się, spoglądając na gospodarza pełnym wyrzutu wzrokiem.
Kim wsparł ręce na biodrach i przekrzywił głowę, jakby próbując ocenić jak
wielki jest stan mojej żałości tym razem. Po dokonanym w ten sposób pomiarze
wyprostował się, a jego twarz rozjaśnił przekorny uśmiech. – Tym oknom i tak już
nie pomożesz. Nie sądzisz, że powinieneś raczej zająć się tymi w salonie, hm? –
zapytał wymownym tonem, rzucając we mnie czystą i dla odmiany niepotarganą ścierką.
Skrzywiłem się, w mig pojmując aluzję. Oto cel czterdziestej dziewiątej
myśli został zlokalizowany. Zawahałem się, powoli mnąc świeżą ścierkę w dłoniach,
ale stanowczość w postawie mojego przyjaciela nie znosiła żadnego sprzeciwu.
Westchnąłem ciężko nad własnym marnym losem, po czym wstałem i powlokłem się w
kierunku salonu, czując się przy tym jakbym szedł na ścięcie.
Przemierzywszy korytarz stanąłem w progu pomieszczenia i
ostrożnie zajrzałem do środka zza framugi. Pozwoliłem sobie na chwilowe
odetchnięcie z ulgą, bo salon był pusty. Zaraz jednak mój wzrok padł na drzwi
balkonowe i wszystko stało się jasne. Taemin najwyraźniej upodobał sobie tamto
miejsce na świątynię dumania. Średnio mi się to podobało, zwłaszcza że nie
miałem zbyt miłych wspomnień z rozmowami na balkonie. Przekląłem w myślach,
przypominając sobie rozegraną tam kłótnię. Co mi wtedy strzeliło do głowy, żeby
zgodzić się na ten cały teatrzyk w udawanie? Dlaczego od razu nie porozmawiałem
z nim szczerze? Ale czy wtedy nie uciekłby od razu, zanim zdążyłbym go
przekonać, że istnieje inne rozwiązanie?
Czując, że tym razem nie mam innego wyboru, przemierzyłem
pomieszczenie i cicho otworzyłem drzwi balkonu. Taemin siedział na chłodnej
posadzce, plecami wsparty o ścianę budynku. W rękach obracał fragment materiału
podobny do tego, którym ja sam jeszcze chwilę temu napastowałem okno kuchni. Z
tym, że jego ścierka wyglądała o stokroć gorzej, miejscami zupełnie popruta, bo
chłopak skubał ją paznokciami nerwowo, jednocześnie wbijając niewidzący wzrok
gdzieś w przestrzeń przed sobą. Dopiero kiedy z ciężkim westchnieniem usiadłem
obok niego, Taemin zamrugał kilkakrotnie, ale zamiast na mnie spojrzeć jedynie
zesztywniał nieznacznie.
- Co tutaj robisz? – zapytał ostrzegawczym tonem, jakby
ostatkiem nadziei łudząc się, że zdoła się wykręcić, albo mnie stąd wygonić.
Tym razem jednak, nie zamierzałem dać się tak łatwo zniechęcić.
- Wagaruję – odparłem, machając mu przed oczami moją
nieskażoną brudem szyb szmatką.
- Więc ty też? – mruknął, nieco się rozluźniając. Następnie
oparł głowę o ścianę i przymknął powieki. Przez chwilę zastanawiałem się, jak
przerwać znów rodzącą się między nami ciszę, ale tym razem Taemin mnie
wyręczył. – Pewnie masz masę pytań… - powiedział cichym, zmęczonym tonem, nie
otwierając oczu i dalej miętosząc swoją szmatkę w dłoniach. Zaskoczyła mnie
jego postawa. Spodziewałem się kolejnych wymówek i wykrętów, kolejnych
teatralnych aktów obojętności. Zamiast tego otrzymałem powalające zmęczenie
gromadzące się tuż pod przymkniętymi powiekami, mieszające się z tonem głosu.
- Szczerze mówiąc, mam tylko jedno… - odezwałem się z
wahaniem, na co Taemin skrzywił się mimowolnie, zapewne przewidując, że nie
będzie to nic łatwego i przyjemnego. - …jak smakuje Kim Jonghyun? – zapytałem
śmiertelnie poważnym tonem, który jednak został zignorowany, bo Taemin otworzył
oczy i zdzielił mnie swoją potarganą szmatką po głowie za głupie żarty.
- Jesteś idiotą – oznajmił z westchnieniem, ale te słowa
chyba po raz pierwszy od wielu tygodni zabrzmiały aż tak znajomo, jak za
najlepszych czasów naszej współpracy. Na tę myśl poczułem się nieco śmielej.
- Ty zrobiłeś ze mnie idiotę - sprostowałem, sprawiając, że
Taemin po raz pierwszy od pobytu w zakładzie krawieckim spojrzał mi w oczy.
Nie było to spojrzenie całkiem czyste. Raczej rozchybotane,
pełne wahania, jakby właściciel tych oczu wciąż nie potrafił osądzić, jakim
kolorom powinien pozwolić wypłynąć z głębin serca i zamalować paletę tęczówek. Jinki
zapytał mnie kiedyś, czy moim zdaniem ta zagubiona osoba jest w stanie panować
nad barwą własnych oczu. Od tamtego czasu nieraz zdążyłem się przekonać, że
Taemin faktycznie opanował tę trudną sztukę. Nauczył się w chwili zagrożeń
przesłaniać własne spojrzenie czarną, teatralną kurtyną, która miała
powstrzymać każde niewygodne uczucie przed wyjściem na światło dzienne. A mimo
to ciemność właśnie patrzących na mnie oczu nie była sprytnym aktorskim
trikiem, a odbiciem faktycznego stanu serca ich właściciela. Ciężki czarny pył
poczucia winy zdawał się osadzać po wewnętrznej stronie tęczówek, brudząc
ciepły brąz, którego tak dawno nie widziałem, a za którym tak mocno tęskniłem.
Chciałem oczyścić oczy i serce Taemina, ale nie miałem pojęcia jak się do tego
zabrać, bo na jego pozornie spokojnej twarzy raz po raz widziałem odległe
refleksy z trudem powstrzymywanej paniki. Zupełnie jakby chłopak bał się, że
zrobię to, co chodziło mi po głowie od tak dawna. Powiem, że wybaczam, że wciąż
kocham, że przeszłość naprawdę jest dla mnie nieistotna tak długo, jak długo będę mógł trzymać go za rękę.
- I z samego siebie przy okazji też… - mruknął Taemin,
odwracając wzrok, najwyraźniej spłoszony szczerością mojego spojrzenia.
- Z grzeczności nie zaprzeczę – skwitowałem, sprawiając, że
na jego twarzy na krótki moment błysnął uśmiech rozbawienia. Nie była to chwila
długa, ale wystarczyła, żebym ja sam uniósł kąciki ust w górę w odpowiedzi na
ciepło na nowo budzące się w mojej piersi.
- Myślisz, że dobrze zrobiłem? – zapytał niespodziewanie,
znów poważniejąc. – To znaczy… w kwestii Yoogeuna… - sprostował, jakby z
opóźnieniem uświadamiając sobie, że istnieje mnóstwo rzeczy, których z
pewnością nie zrobił dobrze, i że
zapewne byłbym gotów mu je wszystkie wymienić.
Na to pytanie na moment się zamyśliłem, niepewien jakiej
odpowiedzi Taemin oczekuje. Szczerze mówiąc, jego decyzję o oddaniu dziecka w
ręce matki przyjąłem z niejaką ulgą. Wcześniej bywały momenty, w których
naprawdę bałem się, że ten uparty chłopak postanowi pewnej nocy spakować
manatki, wytargać Yoogeuna z łóżka, i wraz z nim zniknąć gdzieś pośród
miastowych cieni. Ciężko mi było sobie nawet wyobrazić, jak dalej potoczyłby
się los tych dwóch tułaczy. Dlatego cieszyłem się, że Sodam przekonała Taemina,
iż jest godna wychowywać własnego syna. Ta kobieta naprawdę wiedziała jak
dopiąć swego, w dodatku na wszystko miała swój gotowy plan działania. Choć
mieszkając z Jonghyunem pod jednym dachem i wciąż odgrywając rolę pokornej
siostry z oczywistych względów nie mogła póki co zaopiekować się synem, podała
nam adres zaufanej osoby, u której chłopiec mógł zamieszkać do czasu
rozwiązania kwestii jego problematycznego wujka. Obaj z Taeminem dobrze
wiedzieliśmy, że dużo ciężej byłoby nam się skupić na przygotowaniach do
przedstawienia, gdybyśmy musieli jednocześnie zajmować się Yoogeunem, dlatego
mój wspólnik zgodził się na takie rozwiązanie, zastrzegając sobie jednak prawo
do odwiedzin w celu sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku. I choć zrobił to
z ciężkim sercem, byłem dumny z jego decyzji.
Taemin posłał mi ponaglające spojrzenie, najwyraźniej
szczerze pragnąc usłyszeć moją odpowiedź. Podrapałem się po brodzie w
zamyśleniu.
- Cóż… może i jesteś królem oszustów… - zacząłem powoli,
obserwując jak chłopak unosi brwi, zdumiony. – Ale kariery opiekunki do dzieci
ci nie wróżę… - zakończyłem, otrzymując jako zapłatę za ten żart kolejny cios
ścierką. Taemin wywrócił oczami, tym razem usiłując zdławić uśmiech, którym
zdecydowanie nie chciał mi dawać satysfakcji.
- Wcale nie jesteś lepszy – burknął obrażonym tonem,
sprawiając, że z kolei ja spojrzałem na niego z wyrzutem.
- O czym ty mówisz? Yoogeun wpadł mi w ramiona już pięć
minut po tym, jak się pierwszy raz spotkaliśmy. Mam dar do zajmowania się
dziećmi, maluchy mnie kochają! – zawołałem, unosząc dumnie głowę i spoglądając
z góry na siedzącego obok chłopaka, który skwitował moje słowa głośnym
prychnięciem.
- Bo sam jesteś duży dzieciak – stwierdził, zamiast
potwierdzić swój brak umiejętności woląc pokrytykować trochę mój sposób bycia.
- Odezwał się ten dorosły… - odparłem wymownie, na co Taemin
najdziecinniejszym możliwym gestem pokazał mi język, za co z kolei ja
szturchnąłem go w ramię. Zaraz jednak spoważniałem, na moment odkładając te
iście dojrzałe przepychanki na bok. – Moim zdaniem dobrze zrobiłeś… -
powiedziałem, w końcu odpowiadając na jego pytanie. Taemin spojrzał na mnie,
marszcząc brwi.
- Dziwnie jest mi się tak po prostu poddać… - stwierdził
szczerze, z wahaniem dobierając kolejne słowa. – Czuję się jak przegrany godząc
się na takie rozwiązanie. Zwłaszcza po tym, jaką cenę musiałem za wszystko
zapłacić…
Po ostatnich słowach Taemin ugryzł się w język i zamilkł, zły na
siebie, że sam wywlókł niechciany temat. Chłopak zerknął na mnie niepewnie, z niemym błaganiem w
oczach, jakby prosił mnie o danie mu więcej czasu, zanim zażądam tej rozmowy. Cóż więcej mogłem zrobić,
jak przystać na tę niewerbalną prośbę? Tego bałaganu, który się między nami
nagromadził z pewnością nie dało się posprzątać z dnia na dzień. Nie mogłem
Taemina przytulić, nie mogłem złapać za rękę, ani pocałować. Jeszcze nie. Czas to
jedyne, co byłem w stanie mu obecnie dać.
- Moim zdaniem wygrałeś – powiedziałem w końcu pewnym tonem,
udając, że nie widzę pełnego wdzięczności spojrzenia Taemina, które nas obu
wpędzało w zakłopotanie. – Jedynym, czego chciałeś, jest szczęście Yoogeuna.
Jestem w stu procentach pewien, że Kim Sodam zrobi wszystko, żeby mu to
zapewnić. Zresztą, sami weźmiemy w tym po części udział…
- Naprawdę myślisz, że uda nam się przygotować
przedstawienie? To szalone. – Taemin pokręcił głową z rezygnacją, ale widząc
mój szeroki uśmiech uniósł brwi pytająco.
- To akurat dobrze się składa – stwierdziłem psotnym tonem. –
Szalone zadania to nasza specjalność. Zyskamy kolejny punkt, który dopiszemy do
listy naszych osiągnięć.
- Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej absurdalny – mruknął
Taemin, uderzając mnie pięścią w ramię, ale uśmiechając się przy tym
nieznacznie, na znak, że go przekonałem. Ja jednak skwitowałem to pełną
powagi miną.
- A ty wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie… - burknąłem z wyrzutem, znów otrzymując zdezorientowane spojrzenie. – Jak
smakuje Kim Jonghyun? – powtórzyłem, i tym razem Taemin zerwał się na kolana i
po prostu owinął swoją w połowie poprutą ścierką całą moją głowę, jakby samo to
miało stanowić lek na moją głupotę. Albo po prostu nie chciał dłużej patrzeć na
tę przystojną twarz… Ciężko stwierdzić.
- Niemal tak paskudnie jak ty! – rzucił złośliwie w
odpowiedzi, po czym umknął, zanim zdążyłem jakoś zareagować. Zdjąłem ścierkę
Taemina z głowy, jednocześnie zanosząc się głośnym śmiechem nad jego infantylnym
zachowaniem. Kiedy jednak usłyszałem szczęk zamka, moje rozbawienie nieco
przygasło. Zerwałem się na równe nogi i pchnąłem przeszklone balkonowe drzwi.
Bezskutecznie. Taemin odsunął się od szyby po drugiej stronie, pomachał
kluczykiem w powietrzu, i uśmiechnął się słodko. Następnie pokazał mi język na
odchodnym i zniknął w głębi mieszkania.
Wsparłem czoło o szkło, zostawiając na nim zaparowane ślady
własnego oddechu, coś, za co Kibum zapewne byłby gotów mnie zabić. Czemu nie
potrafiłem się tym jakoś szczególnie przejąć? Czemu nawet fakt, że zostałem
zamknięty na chłodnym balkonie i musiałem czekać, aż ktoś raczy mnie stąd
wypuścić zupełnie mnie nie zmartwił? Jedyne, co zaprzątało moją głowę, to
rozchodzące się po ciele ciepło, efekt uboczny rozpamiętywania szczerego
uśmiechu Taemina.
- Co jak co, ale duetem sprzątającym to my nigdy nie
zostaniemy… - mruknąłem pod nosem, chwytając w ręce porzucony na podłodze
spryskiwacz oraz przydzieloną mi przez Kibuma ścierkę, i z nową siłą ruszając stoczyć
ponowną bitwę ze smugami.
~*~
- Czas opracować plan działania – oznajmiłem stanowczym
tonem, kiedy niezliczoną ilość minut później Kibum wreszcie raczył wypuścić
mnie z zamkniętego balkonu i pozwolić mi się ogrzać (śmiem twierdzić, że
zauważył moje utknięcie w pułapce znacznie wcześniej i po prostu czerpał
przyjemność z obserwowania, jak biegam w te i we te po wąskiej powierzchni,
żeby nie zamarznąć). Teraz jednak skończył się czas wygłupów. Z kubkiem gorącej
herbaty zasiadłem przy stole, przygotowując na wszelki wypadek notatnik i
długopis. Taemin przez chwilę obserwował to w milczeniu, z zamyślonym wyrazem
twarzy żując kawałek podsuniętego mu przez Kibuma ciasta. W końcu jednak
przełknął ostatni kęs, wsparł głowę na dłoniach i uśmiechnął się przebiegle.
- No, panie dramatopisarzu, nie mogę się doczekać twojego
dzieła – oznajmił przesłodzonym tonem, za który miałem ochotę zdzielić go moją
ulubioną ścierką w głowę. Niestety zostawiłem ją na balkonie, przez co pozostał
mi jedynie oręż w postaci karcącego spojrzenia.
- Naszego dzieła,
Taemin, nie wykręcisz się od tego… - ostrzegłem, na co chłopak wywrócił oczami.
- To ty tutaj jesteś aktorem z prawdziwego zdarzenia –
odparł, wzruszając ramionami. – Słyszałem, że twoja gra zrobiła furorę w
mieście i wszyscy chcą na własne oczy zobaczyć osławione zdolności Choi Minho.
– Choć wypowiadał te słowa z szelmowskim uśmiechem, to dało się wyczuć w jego
głosie swego rodzaju żywe zainteresowanie, zupełnie jakby naprawdę był ciekaw,
jak potoczyła się moja kariera aktorska tuż po jego odejściu. Niemal skrzywiłem
się, przypominając sobie moją nagłą niechęć do sceny, która napadła mnie w
tamtym czasie. Teraz owe chwile zdawały się być jedynie odległym wspomnieniem,
ale na samą myśl o otaczającej mnie zewsząd, pustej ciemności, robiło mi się
niedobrze. Wolałem, żeby Taemin nie wiedział o moim aktorskim kryzysie. Może to
głupie, ale nie chciałem tym tylko dodatkowo pogłębiać tych wyrzutów sumienia,
które niewątpliwie gościły w jego oczach, ilekroć na mnie patrzył. Nie
chciałem, żeby się obwiniał. Nawet jeśli, w istocie, to wszystko była jego wina.
- Sodam dała nam pewne wytyczne, ale nie jestem pewien, czy
jej słuchałeś – odezwałem się w końcu, postanawiając zupełnie zignorować jego
słowa i liczyć na to, że moje zachowanie go nie zaalarmuje. Może nie była to
zbyt górnolotna sztuczka, ale stanowczy ton głosu chyba podziałał, bo Taemin
najwyraźniej zrzucił moją zmianę tematu na karby faktycznej konieczności
przystąpienia do działania. Mógł sobie żartować i się wykręcać, ale dobrze
wiedziałem, że obaj w równym stopniu pragnęliśmy raz na zawsze zakończyć rządy
Kim Jonghyuna.
- Nie obrażę się, jeśli powtórzysz… - mruknął Taemin, tylko
potwierdzając moje przypuszczenia. Obserwowałem go już tyle razy, że potrafiłem
wychwycić moment, w którym zupełnie odpływał myślami i tracił kontakt z
rzeczywistością. Taki właśnie wyraz przybrało jego spojrzenie, kiedy Sodam
przystąpiła do objaśniania nam swojego planu.
O czym wtedy myślał? O Jonghyunie? O Yoogeunie? O przeszłości? Czy o
tym, co dopiero miało nastąpić? Ta kwestia jak zwykle pozostała dla mnie
zagadką.
Westchnąłem teatralnie, po czym otworzyłem swój notatnik, w
którym zdążyłem już w punktach zapisać udzielone mi przez pannę Kim informacje
i wskazówki.
- Według tego, co powiedziała Sodam, Jonghyun ma na swoim
sumieniu znacznie więcej przewin, niż te, które dotknęły nas bezpośrednio –
zacząłem, lustrując wzrokiem swoje notatki. Taemin usiadł na krześle po turecku
i utkwił we mnie skupione spojrzenie, tym razem uważnie słuchając.
Profesjonalizm w jego oczach z miejsca przypomniał mi te wszystkie przeszłe
razy, kiedy wspólnie coś knuliśmy. Dobrze było ponownie mieć króla oszustów po
swojej stronie. – Ogromny majątek, którym dysponuje rodzina Kim, nie wziął się
znikąd. Jonghyun na przestrzeni lat dopuścił się licznych oszustw finansowych,
dzięki którym mógł zapewnić siostrze dobrobyt… kosztem wielu innych
zniszczonych żyć. Sodam podała nam listę osób, które padły ofiarą jego
przekrętów z poleceniem porozmawiania z każdą z nich i nakłonienia do
współpracy. Główny zamysł panny Kim polega na tym, żeby w trakcie
zrealizowanego specjalnie na tę okazje przedstawienia, zdemaskować wszelkie
przestępstwa Kim Jonghyuna i oddać go w ręce policji. Jej warunkiem jest takie
skonstruowanie sztuki, żeby nasz gość honorowy był w stanie wyciągnąć z niej
jakąkolwiek naukę, zanim zostanie zabrany przez władze. Nie mam pojęcia, jak
Sodam chce to zrobić, ale najwyraźniej zamierza potraktować to przedstawienie,
jako swego rodzaju wykład moralny dla Jonghyuna. Tak, żeby miał o czym rozmyślać
za kratkami…
- Ma dziewczyna klasę – odezwał się głos za moimi plecami,
po raz kolejny tego dnia sprawiając, że podskoczyłem na krześle. – Uczynić z
przedstawienia akt oskarżenia… Podziwiam pomysłowość – stwierdził Kibum,
kiwając powoli głową i siadając przy stole obok mnie.
- Akt oskarżenia? – zapytał Taemin, naraz ożywiony. Mój
przyjaciel skinął głową i zmarszczył brwi, zamyślony.
- W takim razie przydałaby się sztuka o grzechach
popełnianych z miłości – stwierdził w końcu, sprawiając, że na moment mimowolnie
otworzyłem usta ze zdziwienia. Wprawdzie zrelacjonowałem mu wcześniej pokrótce
specyficzną sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, ale były to zaledwie skrawki
całej wiedzy posiadanej przeze mnie czy Taemina. Jakim cudem ten człowiek
zawsze trafiał w sedno sprawy, choć był z nas wszystkich najmniej
poinformowany? Ale to był Kim Kibum. Czemu ja się jeszcze w ogóle dziwiłem?
- Skąd… - wyrwało się Taeminowi, który najwyraźniej pomyślał
o tym samym, co ja. Kibum skwitował nasze zdziwienie pobłażliwym uśmiechem.
- Nie jestem głupi. Wiem, co się w moim domu dzieje –
oznajmił wyniosłym tonem. – A poza tym sam to przed chwilą powiedziałeś… -
zwrócił się do mnie. – Jonghyun to głupiec, który pieniędzmi chciał kupić
siostrze szczęście – oznajmił lekceważąco, zupełnie jakby mówił o bohaterze
jakiegoś taniego dramatu, a nie o osobie, która zaważyła na naszych, i nie
tylko naszych, życiach. – Pasuje idealnie na ławę oskarżonych tego
przedstawienia… Ale przyda wam się znacznie więcej aktorów, żeby to wyglądało
wiarygodniej i robiło odpowiednie wrażenie…
Wymieniliśmy z Taeminem porozumiewawcze spojrzenia,
utwierdzając się w przekonaniu, że myślimy o tym samym. Jeszcze raz przebiegłem
wzrokiem po liście nazwisk, podanych mi przez Sodam. Uzbierałaby się z nich
całkiem pokaźna obsada spektaklu. Oczywiście o ile każdy z nich zgodziłby się
wziąć udział w tym karkołomnym przedsięwzięciu.
- Kibum, obawiam się, że jesteś geniuszem – przyznałem
niechętnym tonem, wiedząc jednak, że moje słowa połechtają jego dumę. Taemin w
locie podchwycił moje zamiary, bo przybrał tę samą taktykę, i uśmiechnął się
przymilnie.
- Debil ma rację – powiedział pełnym powagi tonem.
Zmarszczyłem brwi na tę obelgę, ale wiedziałem, że to nie najodpowiedniejszy
moment na sprzeczki w drużynie. – Bez ciebie to przedstawienie by nie wypaliło…
- dodał, kładąc nacisk na dwa pierwsze słowa swojej wypowiedzi.
- Właśnie. - Kibum uśmiechnął się, zadowolony, że wreszcie
ktoś w tym domu mówi coś do rzeczy. Wystarczyło jednak ledwie parę sekund, żeby
zmarszczył brwi, naraz zaniepokojony naszą zaskakującą zgodnością. - Hej! –
zawołał, pojmując moją i Taemina niewerbalną zmowę. – Nie ma mowy… Nie
wciągniecie mnie w to, nawet o tym nie myślcie! – zaczął się zarzekać, ale w tym
momencie już wiedziałem, że ja i mój wspólnik jesteśmy na wygranej pozycji.
Zrobiłem zmartwioną minę.
- Ale jak to? Sam przyznałeś, że bez ciebie nie damy rady –
powiedziałem pełnym zdumienia tonem. – Zamierzasz to cofnąć? – zapytałem
szczerze przejęty, w odpowiedzi otrzymując jadowite spojrzenie zapędzonego w
kozi róg Kibuma.
- Obawiam się, że już za późno na odwrót – poparł mnie
Taemin, kręcąc głową z powątpiewaniem. – Ale nie przejmuj się. Knucie spisków
to świetna zabawa! – dodał pokrzepiająco, i miałem ochotę wybuchnąć gromkim
śmiechem obserwując, jak Kibum wodzi nienawistnym spojrzeniem na zmianę od
mojej do Taemina twarzy.
- Jesteście niemożliwi – skwitował naszą współpracę pełnym
rezygnacji tonem głosu, po którym byłem już pewny, że postawiliśmy na swoim. Zerknąłem
w stronę Taemina, a ten odpowiedział mi szelmowskim uśmiechem.
- Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak uczynić cię częścią
naszej intrygi – stwierdziłem uroczystym tonem, jednocześnie próbując się nie
roześmiać. – Operację „przedstawienie” uważam za rozpoczętą.
~*~
Shizu melduje się na swoim stanowisku~! Wrzucam kolejny rozdział, i choć napisałam go już jakiś czas temu, w dalszym ciągu rozczula mnie fakt, że 2min wreszcie zaczyna współpracować :"D Niesamowicie za tym tęskniłam. Dzisiejszy dzień, jest kolejnym dniem, który niespodziewanie przepuściłam na Sagi, zamiast się uczyć .-. Gdzieś zupełnie mi umknęło tych sześć godzin, które miałam poświęcić na japoński, a które spędziłam z Taeminem i Minho, pisząc rozdział 23. x.x No ale cóż, jestem wobec ich uroku totalnie bezradna >.<
Hm... nie oznaczyłam tego w żaden sposób na blogu, ale przedwczoraj (11.05) minął równo rok, odkąd zaczęłam pisać Sagi *~* To był i dalej jest naprawdę szalony czas, i choć niedługo dobiegnie końca, to minione miesiące już zawsze będą naznaczone ciągłymi balami i intrygami w mojej pamięci ^^ Dziękuję tym, którzy uczestniczą w owej maskaradzie razem ze mną! Także no... wszystkiego najlepszego, Sagi ;;;; <3 /zdmuchuje świeczki w imieniu panienki S./
Co do publikacji rozdziałów to... Nie wiem, jak to teraz będzie, szczerze mówiąc. Powinnam, tak bardzo powinnam, skupić się na nauce, bo sesja nadchodzi wielkimi krokami, więc trzymajcie za tę niepoprawną autorkę i jej znikomą samodyscyplinę kciuki >.< Rozdziały na pewno nie będą pojawiać się częściej niż co dwa tygodnie, ale nie wykluczam też przerwy na czas samej sesji (czerwiec), bo nie chcę się tym rozpraszać (a przyznacie chyba, że panienka Sagi potrafi być rozpraszająca o.o). Także na zapas ostrzegam, że mogą być różnego rodzaju poślizgi i okresy ciszy, ale wszystko spowodowane jest jedynie moimi egzaminami, bo opowiadanie ma się dobrze (aż za dobrze, rip).
Chyba tyle (dlaczego ja się dzisiaj tak rozpisuję nad wszystkim, Boże, co to za rodzaj słowotoku). No i cóż... nie wzgardzę komentarzami, naprawdę, nawet najkrótszymi (pod ostatnim rozdziałem były aż dwa, za które serdecznie dziękuję <333, ale nieco mi żałośnie, że tak się wykruszacie teraz, kiedy ja w pełni żyję moją własną historią i nie potrafię się nie smucić, kiedy odzew jest znikomy >.<).
Wybaczcie za to chciwe wydanie Szizu, już się zamykam xDDDDD
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, nie tylko Sagi, ale i Wam, wszystkim, którzy również dali się jej oczarować :3
Do napisania~! <3
(Boże, ta notka odautorska to bełkot, uciekam stąd xxxxx)
PS. DZIĘKUJĘ ZA 60 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ~!!!!
Annyeong! :)
OdpowiedzUsuńBrawa dla Taemina za zamknięcie Minho na balkonie! I za bicie go ścierką ^_^
Brawa dla nich obojga za to, że w końcu ze sobą rozmawiają tak... normalnie. Kochany 2min <3
Rozdział, jak zwykle świetny! ^^ Nie mogę już się doczekać wcielenia planu Taemina i Minho w życie :D Do tego jeszcze Kibum <3
Gratuluję 60 tysięcy wyświetleń~!
Trzymam kciuki za to, aby na sesji wszystko dobrze poszło :)
Hwaiting~!
Humorzasty Taemin to moja słabość! xD No i nie przeczę, robią postępy :3 oby podołali misji od Sodam >.<
UsuńDziękuję za komentarz~<3
Wow.. nie czuje tego, że Sagi ma już rok.. mam wrażenie jakby dopiero minęły trzy miesiące xd też się bardzo cieszę, że 2min duet znowu sobie śmieszkują i są tacy zgodni ;3
OdpowiedzUsuńPowodzenia w nauce i na sesji
Fighting! :D
http://cnbluestory.blogspot.com/
Minął rok odkąd zaczęłam pisać. Od publikacji pierwszego rozdziału minęło mniej, jakieś 9 miesięcy >.<
Usuń2min fighting!
Dziękuję za komentarz ^^
Jeszcze raz to powiem, ale Kibum to świetny przyjaciel. Bez niego to nie byłaby ta sama historia. Poza tym cieszę się, że Taemin oddał dziecko Sodam. I w końcu 2min. Może to dopiero początek ich współpracy, ale i tak to przyjemne czytać jak się ze sobą śmieją, rozmawiają w miarę normalnie. Uwielbiam te ich przekomarzania. Jak zwykle klasa została zachowana. Co do ich współpracy do sprzątania to zgadzam się z Minho. Niezbyt to widzę xd ale za to inne rzeczy wychodzą im bardzo dobrze. Teraz możemy patrzeć jakie przedstawienie zaplanują. I Kibum <3 Jest na prawdę spostrzegawczy i mądry, choć dał się wrobić. Kochana diva xd Wszystko wraca do względnej normy, by potem zamienić się w chaos. Bo przedstawienie dopiero się zaczyna, a z reguły przedstawienia mają to do siebie, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Przynajmniej ja tak myślę, lecz wiem, że dadzą sobie radę. Są dobrymi aktorami, tylko jeszcze nie całkiem dojrzałymi. Szczególnie Taemin. Czekam aż dojrzeje, zrozumie pewne sprawy, zobaczy to wszystko co się stało i będzie wiedział. Co było błędem, a co zrobił dobrze. Będzie potrafił zostawić swoje maski i nie przywdziewać żadnej zostawiając naturalne piękno. Oczywiście, żeby nie tak zawsze, bo czasem się taka maska przyda, ale to co prawdziwe i tak jest najlepsze. Daje najwięcej szczęścia. I szczególnie także czekam, aż odnajdzie jego pełnie wraz z Minho. Dobrze by było, gdyby już nie musiał się męczyć, a mógł powiedzieć i zrobić wszystko szczerze. Tak, by nie czuł się winny i by scena ukazywała się mu w pełni kolorów. Kojarzyła mu się ze szczęściem. Ogólnie tak, aby byli szczęśliwi tak skracając to. Za bardzo się angażuję w opowiadania. Będzie smutno jak się skończy, ale prawda jest taka, że to nigdy nie ma końca. Można sobie wymyślać dalsze losy, rozterki, historie. Nawet jak przedstawienie się skończy to aktorzy nadal są, tylko za kurtyną. Trzymam kciuki za nich i za to co wymyślą, bo na pewno to będzie coś mega. Jak każdy twój pomysł.
OdpowiedzUsuńDużo, dużo weny życzę i powodzenia z sesją.:) Będę czekać na następne rozdziały i mam nadzieję, że już będę mogła normalnie komentować.
Jestem~! Nadrabiam właśnie ostatni rozdział z zaległości i będę na bieżąco z Sagi. UDAŁO SIĘ~! Ścigam się z nimi od 13. i w końcu jestem. Hm, chyba już teraz przeproszę za to, co będzie poniżej, bo dzisiaj to po prostu będzie bełkot. Inaczej nie da się tego nazwać, bo nie jestem pewna, czy będę się trzymać rozdziału, dużo prawdopodobniejsze wydaje się, że po prostu popłynę na fali feelsów i płaczu. Dlatego przepraszam i żeby dobrze zacząć… KOCHAM SAGI. Kocham całe opowiadanie, kocham Taemina, kocham Minho, kocham Kibuma, Sodam, Jinkiego. Nawet Kim Jonghyuna kocham, chociaż wiem, że moi przyjaciele cierpieli właśnie przez niego. Zawsze patrzę na niego jak na dziecko, które się zgubiło i za sobą pociągnęło całą grupę ludzi. Jest w moich oczach winny i niewinny, ale nie potrafię patrzeć na niego jak na czarny charakter. Co do 2mina… chcę, żeby byli szczęśliwi, żeby plan Sodam się powiódł i żeby mogli już żyć ze sobą. Kocham ich wszystkich. To przyjaciele. Kocham też sposób, w jaki to wszystko opisujesz. Kocham bale, chociaż to same kłopoty, kocham walca, który od jakiegoś czasu ciągle brzmi w korytarzach Twojego zamku. Kocham maski, mimo że i one są raczej problematyczne, mam nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będą ubierać je tylko na t e a t r a l n e przedstawienia, a te, które ubierają w życiu, nie będą już potrzebne. Kocham też te „życiowe” (?) przedstawienia, bo bez nich nigdy nie doceniłabym szczerość między bohaterami, ale nie będę za nimi tęsknić, gdy się skończą, bo wtedy może nie będzie już nieporozumień i będą szczęśliwi i wszystko będzie w końcu na odpowiednim torze.
OdpowiedzUsuńTeraz chyba powinnam zacząć tę sensowną część komentarza, w której napiszę wszystko o rozdziale i nie będę bełkotać. /miejsce na śmiech autorki/ Dobrze wiemy, że to mi nie wyjdzie, bo byłoby to zaprzeczenie tych wszystkich słów o miłości. Nie mogę napisać rzeczowego komentarza, w którym będzie tylko czysty konkret, bo zbyt dużo emocji jest związane z każdym wydarzeniem i każdą osobą w tym opowiadaniu. I one chcą płynąć razem z moimi słowami o poszczególnych fragmentach. Dlatego chyba każdy mój komentarz, to będzie po części bełkot. Przepraszam ;; Ale to z miłości .-.
Maski. Dwie maski. Czy to znaczy, że do gry znowu wraca duet? Że para naszych ulubionych aktorów przyjęcia propozycję Sodam i znowu będzie współpracować? Złota i złotoczerwona, mają na sobie podobne wzory, czy to znaczy, że zachowanie 2mina będzie podobne? Tylko co oznaczają kolory? Czerwony to pewnie uczucie, miłość, a może złość, jakieś kłótnie? A złoty… może chodzi o jakiś początek szczerości? Nie do końca świadomej, raczej o to, że nie będą umieli względem siebie udawać. /bełkotbełkotbełkot/ Dzisiaj idzie mi jakoś słabo ;-;
JA CHYBA NIE UMIEM, NIE MOGĘ ZACZĄĆ CZYTAĆ, BO JUŻ PRZEZ MASKI JEST MI ŹLE. NIE UMIEM. JAK JA MAM SIĘ TERAZ OGARNĄĆ? JAK MAM SIĘ SKUPIĆ NA SAGI, KIEDY SAGI? KochamSagi. Kocham Sagi. Kocham Sagi. Kocham Sagi. KOCHAM SAGI. KOCHAM. SAGI. KOCHAMKOCHAMKOCHAM. Nie wiem, ile razy musiałabym to jeszcze napisać, żeby choć trochę mi przeszło. Co z tego, że się powtarzam? Co z tego, że w zasadzie o niczym innym nie mówię? Kocham Sagi. Ottoke .-. Przepraszam. Może powinnam wrzucić ci tyle? Przecież w tym komentarzu i tak nie wiele więcej będzie, najpewniej bełkotbełkotbełkot. Tak bardzo źle ;_______; Naprawdę przepraszam. To ja już spróbuję się skupić i ogarnąć i przestać bełkotać i konkret. Wystarczy bełkotu. WYSTRACZY.
Minho myje okno w kuchni Kibuma, a raczej wyżywa się na szkle. To wszystko spowodowane jest oczywiście przez Taemina, choć Minho łudzi się, że uda mu się zaprzeczyć przed samym sobą. „To nie tak, że postanowiłem wyładować wszelkie złości i frustracje ostatnich dni na Bogu ducha winnym oknie kuchennym. To nie tak, że jeszcze chwila i zacząłbym rozmawiać z własnym odbiciem, zniekształconym przez wkurzające smugi. To nie tak, że robiłem to wszystko, bo najzwyczajniej w świecie bałem się porozmawiać z Taeminem.” Oczywiście, że nie, na pewno jest całkiem inny powód. Ja przecież też nie umieram przez Sagi od kilku dni… miesięcy… ;-; Choi opiera policzek na zimnej szybie i jego myśli bardzo szybko uciekają w zakazanym kierunku. Przeleciały przez kuchnię, przemknęły przez korytarz i rozbiegły się po wszystkich pokojach… A czego szukały? OCZYWIŚCIE TAEMINA. „Przymknąłem oczy zrezygnowany, uświadamiając sobie, że to dwudziesty piąty raz, kiedy mimowolnie zastanawiam się, co w danej chwili robi Taemin. Dla uściślenia – zerowałem ów licznik równo co godzinę.” – POWINNAM TAK Z SAGI, ale ja przy Sagi ani nie znam się na zegarku, ani nie umiem liczyć, więc to nie wyjdzie. Minho ma ochotę śmiać się ze swojego zachowania, ale coś mu przeszkadzało. Serce nakazywało mu rzucić wszystko i biec do Tae, ale przy tym całe trzęsło się ze strachy, jak tylko Choi o tym pomyślał. Minho zastanawia się, gdzie się podziała jego odwaga. „Jak bardzo absurdalni jeszcze zamierzaliśmy być, dotarłszy do mieszkania rozchodząc się na dwie różne jego strony, i zaszywając się w myślach z dala od siebie?” Mam nadzieję, że im to przejdzie, bo przecież tak się nie da. Taemin pewnie jest w podobnym do Minho stanie i też nie może się na niczym skupić i mu źle. Nie mogę przecież sami siebie krzywdzić ;--------; Starszego tak pochłonęły myśli, że nie zapanował nad siłą z jaką pucował okno i w jego ściereczce pojawiła się dziura. Poddaje się z myciem i dobrze wie, że długo już nie wytrzyma i pójdzie do Tae, ale boi się. Boi się strachu w oczach młodszego. Nie wie, jak go traktować , gdy znowu współpracują. Misja dana przez Sodam wcale nie ułatwia, tylko wprowadza dodatkowy zamęt w jego głowie. Zastanawia się, czy gdyby panna Kim nie postanowiłam napisać swojego scenariusza, Taemin zostałby w mieście, czy raczej zniknął, znowu uciekł, tym razem ostatecznie.
UsuńWtedy pojawia się Kibum. Kocham Key, mówiłam już? Każe mu zostawić okno, którym się zajmuje, bo i tak już nie pomoże i wysłał go do salonu. Minho oczywiście łapie aluzję, cel jego myśli (już czterdziesta dziewiąta) w końcu jest zlokalizowany. „Westchnąłem ciężko nad własnym marnym losem, po czym wstałem i powlokłem się w kierunku salonu, czując się przy tym jakbym szedł na ścięcie.” Panie Choi, dogadalibyśmy się. Wchodzi do salonu i czuje ulgę, bo pokój jest pusty. Taemin jest na balkonie. Starszemu nie bardzo się to podoba, bo ma nienajlepsze wspomnienia z tym miejscem. „Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” TE Ż PAMIĘTAM ;-------; W końcu przemierza pomieszczenie i kieruje się do drzwi, za którymi siedzi Lee, niszcząc swoją szmatkę.Gdy dostrzega Minho, pyta go co robi i słyszy odpowiedź „wagaruję”. Taemin mówi, że on też i po chwili ciszy dodaje, że Choi pewnie ma masę pytań. „- Szczerze mówiąc, mam tylko jedno… - odezwałem się z wahaniem, na co Taemin skrzywił się mimowolnie, zapewne przewidując, że nie będzie to nic łatwego i przyjemnego. - …jak smakuje Kim Jonghyun? – zapytałem śmiertelnie poważnym tonem, który jednak został zignorowany, bo Taemin otworzył oczy i zdzielił mnie swoją potarganą szmatką po głowie za głupie żarty.” SKRZYWDZIŁAŚ MNIE TYM. JAK TAK MOŻNA? TO BYŁ CIOS PONIŻEJ PASA I DLA MNIE I DLA TAEMINA. JAK MOŻNA ZAPYTAĆ O COŚ TAKIEGO. J A K. Zgadzam się z młodszym, Choi to idiota. Te słowa zabrzmiały, jak słowa starego Taemina. „- Ty zrobiłeś ze mnie idiotę - sprostowałem, sprawiając, że Taemin po raz pierwszy od pobytu w zakładzie krawieckim spojrzał mi w oczy.” Spojrzenie Lee jest niepewne, chłopak nie wie na jakie uczucia może sobie pozwolić.
Minho przypomina się pytanie Jinkiego i uświadamia sobie, że jego towarzysz naprawdę opanował sztukę panowania nad kolorem swoich oczu. Wie też, że w tym momencie ciemność w spojrzeniu nie jest sztuczką, ale oddaje stan właściciela. Młodszy na zarzut Minho odpowiada, że przy okazji z samego siebie też, a Choi z grzeczności nie zaprzecza, przez co na twarzy Tae błyska uśmiech. Po chwili młodszy chłopak pyta Minho czy dobrze zrobił w sprawie Yoogeuna. Choi nie bardzo wie, co powinien odpowiedzieć. W końcu odpowiada, że może Lee jest królem oszustów, ale opiekunką do dzieci raczej słabą. Taemin na to mówi, że starszy wcale nie jest lepszy i wtedy zaczyna się bardzo dorosła przepychanka słowna (i nie tylko). CZUJĘ SIĘ ROZCZULONA. JA NIE WIEM, ALE OMG BRAKOWAŁO MI ICH TAKICH. Siedzą i dogryzają sobie, ale to tylko żarty, nikt przez to nie cierpi. Choi wraca do tematu rozmowy i mówi Tae, że uważa, że dobrze zrobił, a młodszy odpowiada, że dziwnie mu się poddać po tym jaką cenę zapłacił. „Chłopak zerknął na mnie niepewnie, z niemym błaganiem w oczach, jakby prosił mnie o danie mu więcej czasu, zanim zażądam tej rozmowy. Cóż więcej mogłem zrobić, jak przystać na tę niewerbalną prośbę?” Minho mówi mu, że wygrał, bo chciał zapewnić Yoogeunowi szczęście, a matka na pewno zrobi wszystko, żeby miał się dobrze i oni też się do tego przyczynią. Taemin ma wątpliwości co do przedstawienia, ale starszy przypomina mu, że szalone rzeczy to ich specjalność, a Lee podsumowuje go słowem „absurdalny”.
UsuńMinho wraca do swojego pytania, a Taemin podrywa się i owija swoją ścierkę wokół jego głowy (I ONI KŁÓCILI SIĘ, KTÓRY JEST BARDZIEJ DOROSŁY…..) jakby to miało być lekiem na głupotę. Odpowiada, że prawie tak samo źle jak Choi (A PÓŹNIEJ TO SIĘ PEWNIE BĘDĄ CAŁOWAĆ, POZA TYM TO JEST PRZECIEŻ FLIRT. NICH ONI PRZESTANĄ, PRZYZWOITKĘ POWINNI MIEĆ, KRZYWDZĄ NIEWINNYCH LUDZI.) Po tym Taemin ucieka z balkonu i zamyka tam Minho. KOCHAM TYCH LUDZI.
Przyszedł czas na opracowanie planu działania. Skończył się czas wygłupów i na poważnie trzeba się zabrać za ustalenie czegoś. Taemin mówi, że nie może się doczekać dzieła Minho, a straszy poprawia go, że to ich dzieło i mówi, że nie pozwoli mu się wykręcić. Lee wzrusza ramionami i przypomina, że to Choi jest aktorem z prawdziwego zdarzenia. W jego głosie słychać prawdziwe zainteresowanie, ale dla Minho jest to raczej bolesny temat, bo przypomina mu o jego niedawnej niechęci do sceny. „Może to głupie, ale nie chciałem tym tylko dodatkowo pogłębiać tych wyrzutów sumienia, które niewątpliwie gościły w jego oczach, ilekroć na mnie patrzył. Nie chciałem, żeby się obwiniał. Nawet jeśli, w istocie, to wszystko była jego wina.” .------------------------------. Minho zmienia temat i mówi Tae, że mają wytyczne od Sadam, ale nie jest pewny czy Lee coś z nich wie. Po potwierdzeniu, że wie mało, Choi przystępuje do przedstawiania punktów planu. Mówi o tym, że Kim Jonghyun ma więcej przewinień niż te dotyczące ich dwójki i że majątek, jaki posiada rodzina Kim został zdobyty w nie do końca legalny sposób. Mówi, że ma listę osób, które mają nakłonić do współpracy. Mówi też o głównym zamyśle panny Kim, czyli zdemaskowaniu Jonghyuna i oddaniu go w ręce policji. „Nie mam pojęcia, jak Sodam chce to zrobić, ale najwyraźniej zamierza potraktować to przedstawienie, jako swego rodzaju wykład moralny dla Jonghyuna. Tak, żeby miał o czym rozmyślać za kratkami…” Ona nawet to robi dla jego dobra ;;;;;;
Wtedy do rozmowy włącza się Kibum. Chwali klasę Sodam i dodaje, że przydałoby się w takim razie przedstawienia o grzechach popełnianych z miłości. Gdy 2min się dziwi, chłopak mówi, że nie jest głupi i że wie, co się dzieje w jego domu, poza tym przed chwilą usłyszała. Dodaje, że będą potrzebować więcej aktorów. Minho na to chwali go i mówi, że jest geniuszem, a Taemin to popiera i dodaje, że bez niego to nie wyjdzie. Key potwierdza, po czym orientuje się, że się wkopał i szybko chce się wymigać, ale Minho mówi, że sam powiedział, że bez niego nie dadzą rady, Taemin dopowiada, że nie ma już możliwości odwrotu, ale „Ale nie przejmuj się. Knucie spisków to świetna zabawa!”. I W KOŃCU „Operację „przedstawienie” uważam za rozpoczętą.”
UsuńŹLE MI. Nic Ci tu już nie dodaję, bo wystarczająco jest już mojego bełkotu w tym komentarzu. Kocham Sagi ;; <3