29.04.2016

Sagi: ~XVI~



Ostrożnym krokiem wszedłem do pogrążonego we wczesnoporannej ciszy mieszkania. W pośpiechu pozbyłem się wilgotnego od pierwszych płatków śniegu płaszcza, a kapelusz odłożyłem na półkę. Nie zdążyłem jednak nawet wyjść z przedpokoju, bo w progu napotkałem uważnie mnie obserwującą parę oczu.

- Taemin…

- Gdzie się szlajałeś po nocy? – zapytał chłopak możliwie jak najchłodniejszym i jak najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać, przez co miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo brzmiał jakby pytał mnie o dzisiejszą pogodę za oknem, a nie o moje niecne nocne występki. Sam fakt, że najwyraźniej czekał na mnie w progu przedpokoju od najwcześniejszych godzin rannych był wystarczającym dowodem na to, że obojętny nie był. Wręcz przeciwnie – umierał z zazdrości.

- Czemu miałbym się tym z tobą dzielić? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, przywołując na twarz figlarny uśmiech, który jak zwykle tylko dodatkowo wytrącił Taemina z równowagi. – Naprawdę aż tak interesuje cię co robię nocami? – dodałem, obserwując jak chłopak używa całej swojej siły woli, żeby nie okazać, jak bardzo moja postawa go irytuje. Coś na kształt wahania zaigrało w ciemnych oczach, jakby Taemin z opóźnieniem uświadomił sobie, że nie powinien wtrącać się do moich spraw prywatnych, że nie ma już do tego prawa. Pokrył to jednak dziwnie władczym skrzyżowaniem ramion na piersi.

- Nie pytałem cię co robiłeś, tylko gdzie byłeś, idioto – wycedził w końcu przez zęby, jakby na ostatnią chwilę szukając wymówki dla swojego zachowania. Jakaś dziwnie niecierpliwa iskra błysnęła w brązowych oczach. – Pachniesz kobietą – dodał, chyba sam nie panując nad pretensją w swoim głosie. Miałem ochotę parsknąć gromkim śmiechem, widząc jawną zazdrość w jego postawie. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek dojdzie do tak niedorzecznej sytuacji? Kto by pomyślał, że Lee Taemin ucieknie się do wypytywania mnie o moje nocne życie, choć sam w oczywisty sposób zaprzeczył jakiemukolwiek zainteresowaniu z własnej strony?

- Nie da się ukryć – odparłem, uśmiechając się przy tym bezwstydnie. Oczy Taemina zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, jakby nawet nie brał pod uwagę, że potwierdzę tak absurdalne oskarżenia. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał jakoś to skomentować, ale w końcu jego ramiona nieco przygarbiły się w akcie rezygnacji, bo naraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nie ma prawa się do tego wtrącać. Nie żeby jego wtrącanie się w czymś mi przeszkadzało… Wręcz przeciwnie, z każdą spędzoną pod jednym dachem chwilą tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że wciąż wiele dla niego znaczę. I choć udawanie, że z mojej strony jest inaczej szło mi naprawdę dobrze, to czułem, że długo już w tym pokręconym teatrzyku nie wytrzymam. Że przy kolejnej ostrzejszej wymianie zdań się złamię, że kolejny smutny ton w jego oczach przeważy o moim dalszym postępowaniu. Że podbiegnę, przytulę, powiem, że wciąż kocham. A tego zrobić nie mogłem. Jeszcze nie. Nie teraz, kiedy wciąż miałem coś do załatwienia.

- Rozumiem… - powiedział w końcu pozbawionym jakichkolwiek emocji tonem. Nie umknęło mojej uwadze to, jak mocno zaciskał dłonie na framudze, ale uznałem, że dość już złośliwości na ów moment. I tak miałem wystarczająco duże wyrzuty sumienia, za to, że znów pozwalałem mu opacznie rozumieć fakty.

Gdyby tylko wiedział, jak bezbarwnie wyglądała ta spędzona poza domem noc… Kiedy kilka godzin wcześniej pozwoliłem sobie na ową zakazaną przyjemność obserwowania śpiącego Taemina wiedziałem już, że po tym nie wytrzymam w swojej sypialni, oddzielony od niego irytująco stabilną barierą ściany, bo moje myśli wciąż uciekały ku rzucającym cienie rzęsom, ku zaklętym w smutnym wyrazie ustom i zmarszczonym pod wpływem nieprzyjemnych snów brwiom, nie pozwalając mi usiedzieć w miejscu choćby przez moment. Dlatego właśnie postanowiłem uciec. Nie ufałem sobie tej nocy, nie potrafiłem przewidzieć do czego byłbym gotów się posunąć, gdybym został.

I tak rozpoczęła się moja wędrówka po ciemnych uliczkach, moja tułaczka po rynsztokach, moje wojaże po niechlubnych częściach tego miasta.

Dobrze wiedziałem, że jestem obserwowany. To była tylko kwestia czasu, aż Kim Jonghyun postanowi sprawdzić, jak mi się wiedzie po tym, co wydarzyło się na balu. Nic więc dziwnego, że polecił mnie śledzić. Bo jakiż sens miałaby jego zemsta, gdyby nie mógł później trochę ponapawać się jej niszczycielskimi efektami? Czułem gęsią skórkę na plecach, ilekroć próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądałaby obecnie moja sytuacja, gdyby Kim Sodam nie zdecydowała się namieszać w biegu zdarzeń. Jej ingerencja uratowała mnie od zgubnego zatracenia się w tym przedramatyzowanym przedstawieniu. Nadchodził czas spłaty długu.

Dlatego postanowiłem wykorzystać tę okazję, żeby dać Kim Jonghyunowi to, czego oczekiwał. Pierwszorzędnie odegrałem rolę pogrążonego w rozpaczy mężczyzny, poszukującego kawałków swojego pokruszonego serca we wszystkich okolicznych spelunach, zaglądającego do kieliszków i w dekolty, a w końcu poległego w tej wątpliwej bitwie o sens własnego życia. Jeśli ktoś zobaczył mnie tej nocy w akcji, zapewne pokręcił głową ze współczuciem dla mojego przegniłego serca. Miałem nadzieję, że śledzący mnie ludzie niezwykle szczegółowo zrelacjonują swojemu pracodawcy to, co widzieli, tak, żeby również Kim Jonghyun był pod wrażeniem tej scenki, którą specjalnie dla niego odegrałem. W końcu sam z takim podziwem wypowiadał się o moich zdolnościach aktorskich. Nie zamierzałem go na tym polu zawieść.

Zaimprowizowany przeze mnie spektakl nie był jedynym, co wydarzyło się tej nocy. Kiedy snułem się gdzieś pośród zapachu dymu a przesiąkającej wątłe światła barów woni alkoholu, w pewnym momencie zderzyłem się z jakimś człowiekiem, którego w pierwszej chwili po prostu uznałem za jednego z wielu pijanych dusz, które zgubiły się tej dziwnej nocy w tłumie obcych sobie ludzi. Kiedy jednak w moją dłoń została wciśnięta złożona kartka eleganckiego papieru, zrozumiałem, że to coś więcej, niż przypadkowe potrącenie. Ów posłaniec, który przekazał mi wiadomość, niemal od razu rozpłynął się w gwarze lokalu, jakby był tylko jednym z wielu pomieszkujących tu od czasu do czasu cieni. Świstek papieru pozostał jednak realny i namacalny w mojej dłoni, kiedy rozłożyłem kartkę i w pośpiechu przeczytałem treść zapisanych kobiecą dłonią słów. Było to coś, czego się spodziewałem. Oto nadszedł moment uregulowania długów.

Zerknąłem w stronę wciąż milczącego Taemina, przez chwilę zastanawiając się, czy powinienem już teraz wprost podzielić się z nim treścią owej przysłanej mi przez Kim Sodam wiadomości, czy też lepiej byłoby najpierw obmyślić w tym celu jakiś sensowny plan. Ciężko było mi stwierdzić, dlaczego postanowiła zaprosić naszą dwójkę. Czy chciała samodzielnie przekonać Lee, że powinien oddać jej Yoogeuna? Czy też kryło się za tym coś więcej? Nie miałem wiele czasu, wiedziałem jednak, że Taemin nie zgodzi się tak po prostu przystać na propozycję spotkania, wychodzącą od tej kobiety, którą zapewne wciąż miał za oszustkę i zdrajczynię, współwinną śmierci jego brata.

W końcu zdecydowałem się najpierw na moment odetchnąć od tego zbyt uważnego spojrzenia, które utrudniało mi jakiekolwiek skupienie na planie działania. Wsadziłem ręce w kieszenie i ponownie spróbowałem przestąpić próg przedpokoju, ale Taemin w dalszym ciągu nie raczył usunąć mi się z drogi.

- No co? – zapytałem, nie rozumiejąc czego jeszcze ode mnie chce. Chłopak zmarszczył brwi i wsparł ręce na bokach.

- Śmierdzisz alkoholem na kilometr… Nie sądzisz chyba, że pozwolę ci w takim stanie kręcić się wokół dziecka? – warknął, i choć jego słowa nie miały choć krztyny sensu, zwłaszcza, że ostatniej nocy wypiłem ledwie jeden kieliszek wina, to mała mściwa iskierka w ciemnych oczach wystarczyła mi za wszelkie wyjaśnienia. Nie wiem, co Taemin próbował osiągnąć, ale robił się coraz bardziej absurdalny w swoich działaniach.

- Sugerujesz, że jestem pijany? – zapytałem, powoli zbliżając się do niego, udając że nie dostrzegam ostrzeżenia w jego spojrzeniu. Taemin cofnął się o kilka kroków w tył, aż uderzył plecami o framugę. Dopiero wtedy się zatrzymałem, bo jeszcze moment, i znaleźlibyśmy się zdecydowanie za blisko siebie. Kiedy tak stałem i spoglądałem na niego z góry przemknęło mi przez myśl, że naprawdę chciałbym w tym momencie być pijany. Chciałbym mieć wymówkę w postaci uderzających do głowy procentów. Może wtedy znalazłbym w sobie odwagę do zmierzenia się z tym wystraszonym spojrzeniem, którego Taemin tym razem nie zdołał poskromić. Byłem jednak boleśnie trzeźwy i doskonale wiedziałem, że choć dawanie mu nauczki na dobre przestało mnie już bawić, to w dalszym ciągu nie jestem gotów na ponowną wymianę szczerości.

- Tego nie powiedziałem… - burknął Taemin, nieco mniej pewnym tonem, niż jeszcze chwilę temu, cały czas z obawą wpatrując się we mnie, jakby spodziewając się, że za chwilę faktycznie zrobię coś głupiego, i już opracowując w głowie plan ucieczki. Ja miałem jednak inny pomysł.

- Wiesz co… - mruknąłem, celowo niewyraźnym głosem. – Masz rację, jestem pijany – oznajmiłem bełkotliwie, po czym, korzystając z chwilowej dezorientacji na twarzy Taemina, szybkim ruchem zebrałem jego długie włosy ręką, chowając je pod czapką, którą wcisnąłem mu na głowę. Chłopak chwycił zasłaniający mu oczy daszek i uniósł go do góry, obrzucając mnie pytającym spojrzeniem, kiedy ściągnąłem z wieszaka jego płaszcz i przyszykowałem mu go do ubrania.

- Co ty wyrabiasz? – zapytał, w dalszym ciągu nieco skonsternowany moim dziwnym zachowaniem. W odpowiedzi posłałem mu słodki uśmiech.

- Właśnie przypomniało mi się, że wczoraj Kibum poprosił mnie o pewną niecierpiącą zwłoki przysługę. Jestem jednak obecnie, jak sam byłeś miły zauważyć, nie w pełni dysponowany… - wyjaśniłem, w irytujący sposób przeciągając każdą sylabę. W tym momencie Taemin chyba zrozumiał, że zamierzam go w coś wrobić, bo pokręcił głową i zamierzał się wycofać, ale zanim to zrobił siłą włożyłem mu płaszcz na ramiona, po czym skwitowałem wszystko promiennym uśmiechem. – Chyba nie chcesz, żebym samotnie snuł się po mieście w takim stanie, prawda? Co powiesz na mały spacer? – zaproponowałem, pochylając się i oferując mu ramię. Niemal jak za naszych najlepszych czasów. I nawet jeśli ostatnim, co Taemin zamierzał zrobić, było przyjęcie mojej ręki, to pełen złości na samego siebie, przegrany wyraz jego twarzy powiadomił mnie, że tym razem osiągnąłem swój cel.

~*~

Pierwszych kilka ulic przebyliśmy w milczeniu. Przez cały ten czas, wbrew własnej woli, raz po raz zerkałem w bok, w kierunku mojego towarzysza. Taemin szedł powolnym krokiem, z rękami wciśniętymi w kieszenie luźnego płaszcza. Nieudolnie schowane przeze mnie pod czapką kosmyki włosów wymykały się na kark, w godny podziwu sposób totalnie mnie dekoncentrując. Taemin szedł z głową zadartą do góry, zapatrzony we wczesnozimowe niebo, zapewne znów zagubiony gdzieś pośród własnych myśli. Który to już raz, znajdowałem się w podobnej sytuacji? Który to już raz usiłowałem wyczytać choć kilka wersetów myśli, ze zmarszczenia brwi, ze smutku w oczach? Choć zdarzało się to tak często, ja wciąż pozostawałem analfabetą, wobec zaszyfrowanych na tej tajemniczej twarzy uczuć.

- Znowu się gapisz… - mruknął Taemin z wyrzutem, w dalszym ciągu wpatrując się w niebo. Na dźwięk tych słów mimowolnie się uśmiechnąłem. Przywodziły na myśl te odległe dni, kiedy cały mój świat wyglądał dużo prościej. Od tamtego czasu jedna kwestia nie uległa zmianie. Moje życie w dalszym ciągu kręciło się wokół tego dziwnego chłopaka o rudobrązowych włosach.

- Dziwisz mi się? – odparłem w przypływie szczerości. Taemin gwałtownie oderwał wzrok od nieba i spojrzał na mnie pytająco. Prócz pytania było coś jeszcze w tych oczach. Nigdy nie pomyślałbym, że będę z taką łatwością odnajdywał w postawie Lee Taemina strach. Ale on tam był, kumulował się w ciemnych źrenicach, uwięziony w tych dwóch kręgach, nieustannie powstrzymywany przed wpłynięciem na resztę twarzy. Nie byłem pewien, czego Taemin boi się bardziej. Szczerości mojej, czy też swojej własnej.

Widząc, że najwyraźniej nie zamierza podjąć tematu, być może licząc na to, że dam za wygraną, postanowiłem brnąć dalej.

- Nigdy nie wiem, co chodzi ci po głowie… - stwierdziłem z namysłem, tym razem samemu odwracając wzrok. Ludzie mijali nas w pośpiechu po obu stronach chodnika, a gwar miasta mieszał się z moimi myślami. Dziwny był ten zimowy spacer. Cięższy od wszystkich poprzednich. – Nigdy nie wiem, o czym myślisz, patrząc w niebo…

- Minho…

- Czy rozmyślasz o tym, że chciałbyś zostać... czy też snujesz kolejny plan ucieczki... – Widziałem, jak z każdym moim słowem, Taemin coraz bardziej chce uniknąć tej rozmowy. Tym razem nie zamierzałem jednak tak po prostu mu na to pozwolić. Obserwując, jak ucieka spojrzeniem, przywołałem na twarz krzywy uśmiech. – Oh, popatrz… Co się stało z naszym udawaniem? – zapytałem nieco gorzkim tonem, wciąż mając w pamięci jego lekceważące moje uczucia słowa. – Gdzie ten spoglądający na mnie z góry aktor w białej masce? – dodałem, chyba po raz pierwszy nawiązując do pamiętnego balu, który wciąż był wyraźny nie tylko w mojej, ale i w jego pamięci.

- Nic nie wiesz o mojej sytuacji, Minho… - powiedział Taemin cicho i z taką ostrożnością, jakby stąpał po polu minowym i bał się, że kolejny krok będzie zgubny. Cała jego postawa zdawała się krzyczeć niemym ostrzeżeniem, wręcz błagać mnie, żebym przestał.

- Wiem więcej, niż mogłoby ci się wydawać – odparłem, mając świadomość, że od tego momentu nie ma już odwrotu. Zbyt wiele ciążyło mi na sercu, zbyt mocno zmęczyła mnie ta wyczytana ze scenariusza obojętność, którą w ostatnim czasie próbowałem nieudolnie wcielać w życie.

Taemin gwałtownie się zatrzymał, cały zesztywniały. Nie widziałem jego oczu zza tej wiecznie utrudniającej mi ocenę sytuacji bariery włosów. A i tak czułem buzujące w chłodnym powietrzu napięcie, którym nasiąknęło jego paniczne milczenie. Przystanąłem tuż przed nim, poważnie zastanawiając się, czy mam prawo chwycić go za rękę, żeby znowu mi gdzieś nie umknął. Żeby znowu nie zniknął w labiryncie miastowych uliczek. Zdusiłem jednak w sobie tę irracjonalną potrzebę. Wciąż zbyt wiele słów wyjaśnień nie zostało między nami wypowiedzianych. Wciąż zbyt wiele uczuć stało pod znakiem zapytania.

Taemin zadrżał, kiedy przestąpiłem jeszcze jeden krok w jego kierunku. Smugi pary wodnej malowały chłodne powietrze wraz z każdym ciężkim oddechem. Ów zimowy spacer przybrał nieoczekiwanego wyrazu. A to był dopiero początek.

- Znam grzech mojego ojca i nieszczęście, które spowodował. – Zacząłem krążyć wokół skamieniałego Taemina, wyliczając kolejne znajome mi fragmenty opowieści. – Znam okoliczności dorastania Kim Jonghyuna, i jego skrzywiony sposób patrzenia na świat. Znam tragiczną historię zakochanych, Sodam i Taesuna oraz jej następstwa…

- Jak… - wykrztusił słabym głosem Taemin, zupełnie wytrącony z równowagi. Zupełnie obnażony z wszelkich tarcz obronnych. Nie zamierzałem jednak podporządkować się tym błagalnym nutom w jego głosie. Fałsz i ułuda w tak wielkim stopniu naznaczyły moje życie, że oto przyszedł mój moment buntu. Walki o prawdę.

- I choć znam cały zawiły scenariusz, choć na własne oczy widziałem zwalający z nóg punkt kulminacyjny… - kontynuowałem, odwracając ma moment wzrok od bólu, malującego się na twarzy Taemina. To ja tutaj powinienem cierpieć bardziej, prawda? Więc skąd to zranienie w jego oczach? Przecież to, co się między nami wydarzyło, jest zupełnie nieistotne. – I choć poznałem całą gamę biorących w tym udział osób… Wciąż jeden konkretny aktor budzi we mnie największe zaintrygowanie – oznajmiłem, znów stając tuż przed Taeminem. – Jego rola do tej pory nie daje mi spokoju. Od samego początku, aż do teraz, kiedy stoję z nim twarzą w twarz, a mimo to wciąż nie wiem, wciąż nie umiem do końca ocenić, czy on dalej gra? Czy kiedykolwiek przestanie? Czy byłem dla niego czymś więcej, niż tylko pozbawionym woli i godnych uwagi uczuć rekwizytem?

- Skąd o tym wszystkim wiesz? – odezwał się Taemin, a pozornie spokojny ton jego głosu zadrżał nieznacznie.

- Za moment osobiście poznasz moją informatorkę, skoro aż tak cię to ciekawi… - odparłem, a chłopak gwałtownie uniósł wzrok. Pytanie w jego oczach w mgnieniu oka zmieniło się w zrozumienie, kiedy najwyraźniej domyślił się o kim mówię. Jego twarz nabrała wrogiego wyrazu.

- Nie mam zamiaru…

- Nie masz wyboru – wszedłem mu w słowo, po czym złapałem go za nadgarstek i siłą zaciągnąłem ku znajomym, przeszklonym drzwiom zakładu krawieckiego. Miejsca, które Sodam obrała na spotkanie z „najwyborniejszą parą aktorów w mieście”. Nadszedł czas na kolejny etap opowieści.

~*~

Zahuśtałem się na stołku. Raz, drugi. Przy trzecim donośnym stuknięciu o podłogę odważyłem się oderwać wzrok od szalenie absorbującego wyszczerbienia na ramie znajdującego się w zakładzie lustra, i zerknąć w stronę stojącego po drugiej stronie pomieszczenia Taemina. Dokonałem szybkiej oceny sytuacji, stwierdzając, że chłopak nie poruszył się ani o milimetr, odkąd ostatnio sprawdzałem. Zebrawszy informacje, a raczej ich całkowity brak, znów wbiłem wzrok w ramę lustra. Przełknąłem głośno ślinę.

Nie byłem nawet pewien, co w tak wielkim stopniu mnie stresowało. Czy to był fakt, że Taemin w pewnym momencie zupełnie zaniechał prób ucieczki i znieruchomiał w swoim kącie, wsparty o ścianę, zupełnie ignorujący moją egzystencję? Chwilami zastanawiałem się, czy w ogóle oddycha, bo ciszy wokół nas nie rozpraszał najlżejszy dźwięk, nie miałem jednak odwagi patrzeć w jego stronę na tyle długo, żeby zaobserwować takie detale, jak unosząca się miarowo klatka piersiowa. Zresztą, spoglądanie na takie zjawiska zdecydowanie mi nie służyło. A może to właśnie cisza była tym, co wprawiło nie w ów dziwny stan skrajnego zdenerwowania? Taemin milczał milczeniem tak ciężkim, tak przytłaczającym, że nawet oddychanie przychodziło mi z niejakim trudem. Tylko czemu do cholery się stresowałem? Powinno mi być lekko. W końcu wreszcie wyrzuciłem z siebie ten chaos, który tak mieszał mi w głowie i w sercu przez ostatnie dni. Wreszcie nie było między nami zagadek i niewypowiedzianych słów, wreszcie udawanie straciło jakiekolwiek resztki podstaw swojego istnienia. A mimo to moje serce właśnie postanowiło mieć nieskończenie długi zawał.

Zastukałem znów stołkiem nerwowo, synchronizując z tym dźwiękiem ponowne zerknięcie na Taemina. W dalszym ciągu zero zmian. Stał wsparty o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na piersi i głową pochyloną w dół. Tak sprytnie, jak tylko się dało. Nie byłem w stanie w żaden sposób dostrzec jego twarzy i miałem pewność, że robił to celowo. Odchodziłem od zmysłów, próbując wymyślić, co krąży po jego głowie. Czy czuł się jeszcze bardziej winny? Czy też wręcz przeciwnie, wieść o tym, że znam sytuację przyniosła mu ulgę? Czy analizował teraz wszystkie nasze spędzone wspólnie od czasu balu chwile? Czy zastanawiał się, jak bezsensowna była ta pokazówka, którą odstawił wraz z Jonghyunem? A może był na mnie zły? Za to, że nie powiedziałem mu wcześniej? Albo za to, że zrobiłem to tak niespodziewanie i brutalnie?

Nie byłem w stanie powstrzymać ciężkiego westchnienia. Jak to się do cholery stało, że czego by ten chłopak nie zrobił, to zawsze ja czułem się winny?

Moje westchnienie sprawiło, że Taemin uniósł głowę i, chyba po raz pierwszy odkąd tu weszliśmy, spojrzał mi prosto w oczy. Zobaczyłem w nich znacznie więcej emocji, niż obaj byśmy chcieli. Znacznie więcej strachu, niż byłem w stanie zrozumieć.

Otworzyłem usta, sam nie do końca pewien w jakim celu, może żeby przeprosić, może żeby wyznać miłość. A może żeby po prostu zapytać, co się dzieje w tym wciąż nieodgadnionym przeze mnie sercu. W tym jednak momencie drzwi prowadzące na zaplecze zakładu wreszcie się otworzyły, tym samym dając znak, że nasze czekanie dobiegło końca. Oto moment, w którym Kim Sodam znów postanowiła zamieszać w biegu zdarzeń.

~*~

- Wydaje mi się, że zimowe poranki też nie są kiepską porą na poważne rozmowy – odezwał się znajomy głos, kiedy tylko przekroczyliśmy z Taeminem próg skromnie urządzonego zaplecza, wyposażonego jednak w mały stolik do kawy i kilka krzeseł. – Nie sądzi pan, panie Choi? – zapytała Kim Sodam pogodnym tonem, swoim zwyczajem obserwując bieg zdarzeń z pewnym dystansem, który umożliwiał jej uśmiechanie się nawet w ekstremalnych sytuacjach.

Bez słowa skinąłem głową w stronę zasiadającej na jednym z krzeseł kobiety, po czym za jej sugestią sam zająłem miejsce przy stoliku. Ciemne oczy Sodam na chwilę spoczęły na mnie, jak zwykle nieodgadnione, a mimo to w pewien sposób dodające mi otuchy. Następnie dziewczyna skierowała swoje spojrzenie na wciąż zastygłego w progu Taemina.

- I oto jest wreszcie ten, z którym pragnę się spotkać od tak dawna. Lee Taemin we własnej osobie. Usiądź, proszę. Herbaty? – zaproponowała z dziwnie przekornym uśmiechem, na który mój towarzysz skrzywił się nieznacznie. Było to pierwsze poruszenie na jego twarzy, od momentu, w którym podzieliłem się z nim prawdą. Mimo wszystko zdążył już wrócić do swojej taktyki omijania mnie wzrokiem i ogólnego ignorowania mojej obecności. Być może tak było lepiej. Nie wiem, czy zniósłbym tamto płochliwe spojrzenie po raz drugi, a okoliczności zdecydowanie nie sprzyjały załamaniom nerwowym.

Widząc, że ta dwójka nieco zbyt długo mierzy się twardymi spojrzeniami, postanowiłem jakoś przerwać tę niemą bitwę, z której nie chciałem być wykluczony.

- Dlaczego spotykamy się akurat tutaj? – zapytałem, nie mając lepszego pomysłu. Mimo wszystko podziałało. Sodam wreszcie uwolniła spojrzenie Taemina, i zajęła się nalewaniem parującej herbaty do trzech przygotowanych na stole filiżanek.

- Jestem stałą klientką tego zakładu – oznajmiła kobieta, tym razem dla odmiany znajdując zabawę w śledzeniu palcem słojów malujących się na drewnianym stoliku. – A jego właściciel to godny zaufania człowiek. Nie trzeba było wiele, żeby przekonać go do chwilowego udostępnienia lokalu… Wystarczyło jedno magiczne imię… - mruknęła, zerkając w stronę dalej stojącego w pobliżu drzwi Taemina. Jego rysy stwardniały jeszcze bardziej, najwyraźniej na wspomnienie tego ślepo zakochanego w nim krawca, którego było mi dane spotkać jakiś czas temu. – Pan, zdaje się, również korzysta z jego wysokiej klasy usług, nie mylę się, panie Lee? – zapytała Sodam, nie zrażając się upartym milczeniem swojego gościa.

Taemin nie spuszczał z panny Kim wzroku ani na moment, a jego oczy z każdą chwilą wypełniała coraz większa nienawiść, jakby uśpione z powodu okoliczności negatywne emocje naraz znalazły drogę powrotną do serca. Wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, z jak wielkim trudem musiało mu przyjść nawiązanie współpracy z Jonghyunem. Żeby osiągnąć swoje cele, musiał podporządkować się niedorzecznej woli osoby, której z całego serca nienawidził. Obserwując z jak wielką wściekłością, migającą w ciemnych tęczówkach, ale póki co nie dopuszczoną w obręb twarzy, chłopak patrzy na Sodam, zrozumiałem, że najwyraźniej całe swoje negatywne emocje, całą tę złość, frustrację, pogardę, ulokował właśnie w owej zdrajczyni, w której winę szczerze wierzył.

Byłem pewien, że nie jestem jedynym, który wyczuwa ciężkość atmosfery, ale cała nasza trójka nawykła do przywdziewania odpowiednich do sytuacji ról. Rozluźniłem się na swoim krześle, a Sodam pociągnęła łyk gorącej herbaty, uśmiechając się przy tym łagodnie. Taemin, najwyraźniej nie zamierzając przystać na zaproszenie, nie usiadł, tylko wsparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Wszystko w jego postawie wskazywało na porażający wręcz spokój. Wszystko, prócz tych oczu. Złych, płonących, zawistnych.

- Więc… jaki jest cel tego spotkania? – zapytałem w końcu, znów próbując przerwać trudne do zniesienia milczenie. Sodam skinęła głową w zamyśleniu, po czym z wdziękiem odstawiła filiżankę na spodek. Dziwnie mi było patrzeć na nią w tym skromnym, wręcz biednym otoczeniu. Ta kobieta w istocie roztaczała wokół siebie aurę królowej.

- Przypuszczam, że mamy kilka spraw do omówienia… - odpowiedziała, spoglądając na mnie wymownie. – Kilka rachunków do uregulowania… - Tu jej wzrok spoczął na Taeminie, który tylko zacisnął mocniej zęby, powstrzymując się od komentarza.

Chciałem, żeby choć raz na mnie spojrzał, choć raz pozwolił mi zgadnąć, co się dzieje w jego głowie. Zaczynałem się szczerze obawiać, na jak szalone pomysły może jeszcze ten chłopak wpaść. Tak złowieszczego błysku nie widziałem w jego oczach od czasu tamtego pierwszego balu, kiedy to tańczył na tarasie, skąpany w blasku księżyca, a ostrzegawcza czerwień wirowała wokół niego. Musiał być na mnie naprawdę wściekły, że nawiązałem porozumienie z Sodam. W tym jednak momencie nasze uczuciowe potyczki najwyraźniej zeszły na dalszy plan, przesłonięte spotkaniem z obiektem jego nienawiści. Bałem się, do jakich skutków może to doprowadzić. Teatralny spokój na twarzy Taemina był stokroć bardziej przerażający od największych wybuchów złości.

- Wierzę, że zajęliście się dobrze moim dzieckiem… - powiedziała w końcu ostrożnie, jakby spodziewając się, co mogą jej słowa spowodować. Nie pomyliła się.

Taemin gwałtownie odepchnął się od ściany i w paru krokach znalazł się przy stoliku. Wsparł się o blat rękami  i pochylił się nad nim tak, że jego twarz znalazła się tuż przed twarzą Sodam. Dziewczyna nie poruszyła się ani o milimetr, wpatrując się w Lee z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czy to było rozbawienie? Czy współczucie? Nie potrafiłem ocenić.

- Nie masz prawa go tak nazywać – wycedził Taemin przez zęby, kładąc nacisk na każde z wypowiadanych słów. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem jakoś zainterweniować, na wypadek gdyby Lee postanowił rzucić się na dziewczynę z pięściami. Sodam jednak skwitowała tę groźbę jedynie nieznacznym westchnieniem.

- Nie widziałam go od dnia, w którym podstępem został mi odebrany… Więc przypuszczam, że możesz mieć rację – oznajmiła nieco smutnym tonem. Taemin wyprostował się, zdezorientowany jej słowami.

- Odebrany? – burknął nieufnym tonem, ale nie otrzymał odpowiedzi. Sodam znów uśmiechnęła się na ten szczególny, nieco melancholijny sposób, po czym wyciągnęła z torebki coś, czego chyba żaden z nas się nie spodziewał.

- Lubicie karty, panowie? – zapytała, zaskakująco sprawnie tasując trzymaną przez siebie talię. Wcześniej zastanawiałem się, czy tym razem znów będzie mi dane oglądać teatrzyk cieni. Sodam jednak, najwyraźniej, miała inny plan na to spotkanie. – Zadymione kasyno, sprytne oszustwa i kieszenie pełne pieniędzy… To chyba wasze klimaty, nie mylę się? – powiedziała z przekornym uśmiechem, a ja wymieniłem z Taeminem przelotne spojrzenie utwierdzające mnie w przekonaniu, że obaj aż za dobrze pamiętamy te lekkie czasy, kiedy to stanowiliśmy idealną parę karcianych oszustów. Wiele bym dał, żeby tamte chwile powróciły i z zaskoczeniem zorientowałem się, że w oczach Taemina widzę podobną tęsknotę. Nie zdążyłem jednak rozważyć tego wniosku, bo Sodam gwałtownym ruchem rozsypała na stoliku potasowane przez siebie karty.

- Ile żyć, tyle kart… - zaczęła znów, nieco nieobecnym tonem, jednocześnie wodząc palcami po zaścielających w nieładzie powierzchnię stolika kartonikach. Były pięknie wykonane, dużo bardziej artystycznie, niż te pospolite karty, używane w nielegalnym kasynie. Każda z nich charakteryzowała się unikalnym wykończeniem, które musiało wyjść spod pędzla obeznanego w subtelności twórcy. Nie byłem pewien, czy Sodam zamierzała z nami faktycznie grać, czy też miała jakieś inne plany. – Każdy z nas w końcu okazuje się być jedynie kartą w rękach losu, zgodzicie się? – zapytała retorycznie, w dalszym ciągu nie unosząc wzroku znad stołu. – Cała sztuka tkwi w tym, żeby przybrać sobie odpowiedni symbol. Jak pan sądzi, panie Lee, jaką kartą był Taesun? – Dziewczyna na moment zastygła w bezruchu i spojrzała na skamieniałego Taemina uważnie. – Jaką kartą jestem ja? Jaką kartą jest pan? – ciągnęła dalej, zagarniając w dłonie plik losowych kart i po kolei przeglądając je ze zmarszczonymi brwiami. – Może wszyscy jesteśmy tylko niezbyt istotnymi dwójkami? – mruknęła, spoglądając na rzeczoną kartę i po chwili odrzucając ją z powrotem na stos zalegający na stoliku. – A może znaczymy coś więcej w tej grze? Może jesteśmy w stanie decydować o jej wyniku końcowym?

Obserwowałem, jak Taemin marszczy brwi i zagryza nerwowo wargę od wewnątrz, nie mając pojęcia jak interpretować zagadkowe słowa Sodam. Sam byłem ciekaw do czego zmierzała, po raz kolejny pełen podziwu dla tej eterycznej dziewczyny, która znów przejęła władzę nad opowieścią. Znów przywdziała rolę narratorki.

- Może… - chciała mówić dalej, ale w tym momencie jej monolog został przerwany przez Taemina, którego z początku zdezorientowana mina zmieniła się w gorzki grymas, przypominający uśmiech.

- Oboje wiemy, że Taesun nie był mocną kartą – oznajmił szorstkim tonem, wytrącając Sodam z dłoni karty o bardziej znaczących symbolach. – Wykorzystałaś to, że nie potrafił się bronić…

- Myślę, że w dalszym ciągu pozwala pan sobie żyć w błędzie, panie Lee – odparła dziewczyna, a niespodziewany chłód w jej głosie sprawił, że aż się wzdrygnąłem. – Jeśli mowa o słabszych kartach, to z pewnością sama byłam jedną z nich – stwierdziła dziwnie dumnym tonem. – Karty moja i Taesuna były do siebie bardzo podobne. – Dziewczyna wyłowiła ze stosu dwa walety kier i zaczęła je obracać w dłoniach. – Obie niewinne, naiwne, goniące za miłością, trudną do uchwycenia w tym bezwzględnym świecie. – Sodam z zaskakującą delikatnością i czułością gładziła palcami subtelne, kwiatowe wzory, wymalowane na dwóch wybranych przez nią kartach. Na jej usta znów wpłynął smutny uśmiech. – Taesun nie był jedyną kartą, której słabość została wykorzystana dla wyższych celów. Dla dobra rozgrywki. – Ostatnie słowa wypowiedziała nad wyraz gorzkim tonem.

- Nie mówisz chyba że…

- Nie jestem morderczynią, jak zwykłeś o mnie myśleć – weszła mu w słowo Sodam, a jej głos wybrzmiał w tak ostrym tonie, że zacięcie na twarzy Taemina nieco zbladło. – Mój szanowny brat… - Tu dziewczyna chwyciła w dłonie kartę króla i w zamyśleniu przesunęła palcem po namalowanej na niej koronie. – Zabrał mojego syna tuż po porodzie i pozwolił mi wierzyć, że dziecko nie żyje. Wam zaś wmówił, że to ja jestem zdrajczynią, co doprowadziło do wiadomej tragedii… - wyjaśniła wreszcie bezbarwnym tonem, w dalszym ciągu spoglądając na papierowego króla ze zmarszczonymi brwiami. Po chwili jednak, dziewczyna zaśmiała się dziwnie, jakby usiłując nadać tragicznej sytuacji zabawnego wyrazu. – No i popatrzcie… Jakkolwiek bym tego nie przedstawiła, mój brat zawsze staje się czarnym charakterem tej opowieści… - stwierdziła raczej smutnym i bezradnym, niż rozbawionym tonem. – Gdyby tylko czasem słuchał, co mówię… Nie musiałabym tego robić…

- Robić czego? – zapytałem, zabierając głos po raz pierwszy od wieków. Przez całą dotychczasową rozmowę wolałem nie ingerować, bo była to ewidentnie sprawa między Sodam a Taeminem. Teraz jednak harda postawa Lee nieco straciła na wyrazie, a chłopak opadł na oferowany mu wcześniej stołek i spuścił wzrok, najwyraźniej niepewny, czym zastąpić tę bezwstydną nienawiść, którą chwilę temu ciskał w pannę Kim. Zastanawiałem się, o czym myśli. Czy uwierzył w opowiedzianą mu historię? Czy czuł się źle z powodu obwiniania Sodam? Czy ugasiła jego negatywne emocje, czy przekonała go, że powinien zwrócić dziecko matce? A może już zdążył przekierować swoją wściekłość z powrotem na Jonghyuna, teraz upatrując w nim jedynego winnego w całej tej historii? Dręczyło mnie mnóstwo niepewności, ale Taemin na tyle wprawnie ukrywał swój wyraz twarzy, że nie byłem w stanie odpowiedzieć na żadne z pojawiających się w mojej głowie pytań.

- Nie bez powodu zaprosiłam na to spotkanie najwyborniejszą parę aktorów w mieście – odparła Sodam z przekornym uśmiechem, cytując słowa własnego zaproszenia. Dziewczyna usunęła ze stolika chaotyczny stos kartoników, pozostawiając na nim tylko cztery ułożone równo karty. – Mam ofertę nie do odrzucenia. Uczynię was asami tej opowieści…

Słowa Sodam sprawiły, że obaj z Taeminem posłaliśmy jej pytające spojrzenia. Nie byłem pewien, w co ta kobieta znów próbuje mnie w robić, ale z miejsca wiedziałem, że prawdopodobnie i tak wezmę w tym udział, nie mając sił na opór. Bądź co bądź, czułem się w pewien sposób zobowiązany do pomagania Sodam. Nie kto inny, jak mój ojciec zniszczył życie rodziny Kim. Nawet jeśli działo się to tyle lat temu, to wciąż miało wpływ na obecne zdarzenia, a ja czułem na swoich barkach ciężar przewiny mojego rodziciela. Zastanawiało mnie jednak, jak zareaguje Taemin. Byłem już niemal pewien, że w jego oczach zamiast nienawiści widzę niepewną skruchę. Sodam chyba również opanowała sztukę czytania z twarzy, bo znów spoglądała na mojego towarzysza z tym specyficznym, łagodnym współczuciem, które budziło we mnie taki respekt.

- Przypuszczam, że wszyscy jesteśmy już zmęczeni rządami zaślepionego króla… - podjęła Sodam, widząc że nie doczeka się reakcji z naszej strony. Miałem wrażenie, że nawet Taemin nie ma już odwagi jej przerywać, wyczuwając tę szczególną, władczą aurę. Aurę królowej. – Może wam się wydawać, że go przechytrzyliście – kontynuowała, posyłając mi znaczące spojrzenie. – Albo że wasz interes z nim dobiegł końca – dodała, tym razem spoglądając na Taemina. – Ale znam go na tyle długo, że jestem zmuszona wyprowadzić was z tego błędu…

Przełknąłem głośno ślinę na te słowa. Czyżby moja odegrana w nocy scenka nie wystarczyła, żeby przekonać Kim Jonghyuna o jego zwycięstwie? Czyżby zaplanowane przez niego samego zakończenie, to było wciąż za mało, żeby zaspokoić jego żądzę zemsty? Zerknąłem w kierunku Taemina, być może licząc na to, że choć raz wymienimy porozumiewawcze spojrzenia, które pomogą mi jakoś ustosunkować się do sytuacji. On jednak siedział ze spuszczoną głową, nerwowo skrobiąc róg jednego z leżących na stole asów. Cała jego postawa była jednak dużo bardziej spięta, niż jeszcze chwilę temu. Najwyraźniej przestrogi Sodam pozbawiły złudnych nadziei na spokój nie tylko mnie.

- Co masz na myśli? – odezwałem się w końcu, nie mogąc znieść dłużącej się ciszy. Dziewczyna pokręciła pobłażliwie głową, widząc moje zdenerwowanie.

- Mam na myśli to, że nigdy nie uwolnicie się od rządów Kim Jonghyuna – oznajmiła dobitnie, na co Taemin wzdrygnął się mimowolnie. Miałem ochotę objąć go ramieniem i zabrać gdzieś daleko stąd, gdzieś gdzie nie będziemy musieli więcej brać udziału w intrygach i wzajemnych zdradach. Wiedziałem jednak, że rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana od moich płonnych marzeń. – Może wam się wydawać, że wygraliście tę bitwę podstępem, i teraz każdy rozejdzie się w swoją stronę, osiągnąwszy swój cel. Ale to bzdura. Mój brat nie będzie się cieszył takim efektem zbyt długo… - mówiła dalej dziewczyna, spoglądając z powagą to na mnie, to na Taemina. – Wystarczy, że spróbujecie ułożyć sobie życie…

- Więc co proponujesz? – błyskawicznie wszedł jej w słowo Taemin. Było coś panicznego w tym nagłym wtrąceniu, zupełnie jakby bał się, co Sodam zamierza powiedzieć na temat naszego układania sobie życia. Czy niepokoił się, że dziewczyna będzie rzucać aluzje co do łączącej nas relacji? Bał się reakcji mojej, czy też swojej własnej? Czy on w ogóle chciał ułożyć sobie życie ze mną, czy też zamierzał znów uciec, znów zniknąć? Zadając sobie te wszystkie pytania i na moment gubiąc się w poplątanych uczuciach własnego serca, momentalnie zrozumiałem, dlaczego Taemin wolał póki co uniknąć tej kwestii.

Odchrząknąłem nerwowo i sięgnąłem po łyk zapewne zimnej już herbaty, żeby oczyścić gardło z wszelkich słów, których nie chciałem w tej chwili wypowiadać. Nieco niezdarnie odstawiłem filiżankę na spodek, co wywołało głośne, zwracające uwagę brzdęknięcie. Zerknąłem najpierw w kierunku Taemina, ale ten prędko odwrócił wzrok. Nie byłem pewien, czy widzę w oczach Sodam krztynę rozbawienia, czy tylko mi się wydaje, ale z pewnością patrzyła na nas obu ze swego rodzaju pobłażliwością. Znów nerwowo odchrząknąłem.

- Czas na kolejną misję, nie mylę się? – odezwałem się w końcu, próbując podtrzymać główny wątek rozmowy i odwrócić uwagę dziewczyny od mojego własnego zakłopotania sprzed chwili. Sodam zaśmiała się cicho z mojego postępowania, ale skinęła głową, wzrokiem wracając do wyłożonych na stoliku kart.

- Przypuszczam, że to zabrzmi okropnie w ustach rodzonej siostry… - zaczęła nieco niepewnym tonem, jakby ważyła słowa w głowie, nie chcąc popełnić żadnego błędu. – Ale rządy Jonghyuna mnie również są nie na rękę – oznajmiła wreszcie, i choć na jej twarzy widniał spokój, to coś szczególnego w spięciu ramion zdradzało wewnętrzne rozdarcie.

Już przy poprzednim naszym spotkaniu zadziwiło mnie nastawienie Sodam do jej brata, nie było w nim nienawiści czy żądzy zemsty. Jedyne, co widziałem w oczach panienki Kim, ilekroć mówiła o Jonghyunie, to smutna czułość, bezradne zrozumienie pobudek kierujących jego poczynaniami. I nawet teraz, kiedy najwyraźniej dokonała decyzji o ostatecznym ukróceniu szalonych planów brata, dało się dostrzec to wahanie, tę bolesną świadomość, że całe zło, którego kiedykolwiek dokonał, dopuścił się z miłości do siostry. Nadszedł jednak moment, w którym Kim Sodam postanowiła naprawić te nieswoje, ale dla niej popełnione błędy.

- Mam plan, który pozwoli nam wreszcie pozbyć się zagrożenia z jego strony – podjęła, tym razem twardym tonem, na powrót chwytając w ryzy prowadzoną przez siebie narrację. – Dzięki temu wy będziecie mogli żyć po swojemu… - Dziewczyna zerknęła na nas obu aż nazbyt wymownie, na szczęście nie kusząc się jednak o drążenie tematu. – Ja będę mogła wreszcie nauczyć się roli prawdziwej matki… - Jej wzrok spoczął na Taeminie, który tym razem pochwycił spojrzenie i nieznacznie skinął głową, na znak zgody. – A przy okazji być może uda nam się pomścić co najmniej kilka innych skrzywdzonych przez mojego brata osób. Sprawić, że król otrzyma należytą karę. Być może dzięki temu wreszcie cokolwiek zrozumie… - Ostatnie zdanie wypowiedziała nieco zamyślonym tonem, jakby samemu zastanawiając się nad wiarygodnością tych słów.

- Jak zamierzasz to osiągnąć? – zapytałem, obserwując jak dziewczyna przesuwa kartonowego króla na sam środek stołu, pozostałe karty układając wokół niego. Tym sposobem korona została otoczona przez dwa asy i królową, niespodziewanie znajdując się w potrzasku.

- Będę potrzebowała waszej pomocy. Musicie zrobić coś, co wychodzi wam najlepiej – odparła Sodam, poprawiając karty tak, żeby leżały idealnie równo. Następnie uniosła wzrok i spojrzała na nas z uśmiechem. – Przygotować przedstawienie.

~*~

Jestem~!

Nie będę kryła, że ten rozdział przysporzył mi sporo problemów, kiedy powstawał. Przechodziłam wtedy jakiś dziwny kryzys (tak, to ten sam kryzys, który powraca do mnie wciąż i wciąż, powinnam już przywyknąć, co nie? xD) ...i w dalszym ciągu nie jestem z niego zadowolona, ale wszelkie próby poprawienia sytuacji kończyły się jeszcze czarniejszymi wybuchami rozpaczy, więc postanowiłam zostawić to tak, jak jest, bo inaczej nigdy nie ruszyłabym dalej x.x (a jestem już na etapie pisania 21 rozdziału! ^^). Także no... przepraszam ;;;

Trzymajcie kciuki za mnie i za Sagi~!
Do napisania :3

| ~XV~ | ~XVII~ |

9 komentarzy:

  1. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Nie bądź z niego niezadowolona, jest fantastyczny ^^
    Zazdrosny Taemin jest bardzo uroczy =^.^= Scena, gdzie Minho wygarniał wszystko Tae... Byłam przy niej smutna. Było mi tak szkoda Taemina, chociaż pewnie miał powód do tej ucieczki, to i tak było to smutne ;c
    Nie wiem dlaczego, nie darzę Kim Sodam pozytywnymi uczuciami T_T Może to się zmieni, mam nadzieję ^^
    Powtórzę się: rozdział fantastyczny <3 Bardzo szybko go przeczytałam, dlatego już nie mogę doczekać się następnego ^^
    Trzymam kciuki za Ciebie i za Sagi!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Twoim entuzjazmem~! ^^ Cóż, między Taeminem a Minho jest teraz mnóstwo niedopowiedzeń, wciąż ukrywanych w sercach uczuć, chaos który załagodzić się może dopiero z czasem. Robimy jednak postępy! :D Co do Sodam to hm... to moja jedyna do tej pory tak rozwinięta i tak ważna postać kobieca, więc ma dla mnie szczególne znaczenie. Ale oczywiście nie wszyscy muszą pałać do niej sympatią, jest dość specyficzna >.<"
      Dziękuję za komentarz i wsparcie!
      Do napisania <3

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba jak opisujesz emocje Taemina od kilku rozdziałów, mam na myśli to, że tak spojrzeniem Minho, który chyba patrzt na niego nieco inaczej.. idk..
    Jestem ciekawa jakie przedstawienie przygotowała Sodam. Bardzo lubię jej postać, ale momentami zastanawiam się, czy ona też nie jest aktorem tak jak wszyscy i nie gra jakiegoś własnego scenariusza wplątując w to innych, którzy są nieświadomi, że to tylko gra i myślą, że czyny Sodam są szczere czyt. Minho i Taemin xd
    Powodzenia i czekam na kolejne rozdziamy!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minho faktycznie odkąd zna powody, dla których Taemin zachowuje się tak, a nie inaczej, patrzy na niego w trochę odmienny sposób, niż wcześniej. Łatwiej mu czytać z jego twarzy... i przypuszczam, że też sam Lee nie potrafi już z taką lekkością ukrywać emocji.
      Twoje podejrzenia co do Sodam sprawiły, że się uśmiechnęłam, bo przyznam szczerze, że ja sama jakiś czas temu zaczęłam myśleć w podobny sposób! Kiedy zakiełkowały we mnie tego typu wątpliwości musiałam z moją bohaterką przeprowadzić długą i szczerą rozmowę, która je rozwiała. Mam nadzieję, że Sodam nie zwiodła i mnie xD
      Dzięki za komentarz~! ^^

      Usuń
  3. Jestem~! Miałam być przed piątkiem, ale się nie udało ;---; Tym razem już naprawdę ogarnę komentarze przed następnym rozdziałem .-. Pewnie jakbym Ci to napisała, to kazałabyś mi przestać spinać, bo przecież i tak bardzo dobrze idzie mi to nadrabianie, ale ja się po prostu źle czuję z tym, że nie komentuję, czytam i nie daje nic w zamian, a przecież ty wkładasz w to czas i serce. Dlatego każdy nienapisany komentarz mi ciąży, szczególnie w momentach, kiedy TY p r z e p r a s z a s z MNIE za to, że tyle napisałaś. To brzmi przecież tak absurdalnie, autorka przeprasza czytelnika, bo ten jej nie napisał jeszcze komentarza. Ale nadrobię i postaram się nie mieć już zaległości i nadrobić też resztę .-.
    Kocham Sagi, wiesz? Powtarzam się… TRUDNO. KOCHAM SAGI. I w tym momencie w zasadzie mogłabym ten komentarz zakończyć. Nic więcej z niego przecież nie wyniknie, ale jak mówię o Sagi, to lubię się powtarzać, więc jak ci się już nie chce, to po prostu pomiń xD A jak ci się jednak chce, to wiesz, ja zawsze chętna i wgl >< Okej koniec tego bełkotania… /ogarogarogar/ Tak, jak mówiłam kocham Sagi i z rozdziału na rozdział bardziej doceniam twój wysiłek i czas, który poświęcasz. Niezwykłe jest dla mnie, że mimo tych kryzysów, o których wspominasz pod rozdziałem, dalej udaje Ci się to pokonać i wrócić do Sagi i pisać dalej. Dzisiaj mi powiedziałaś, że moja pomoc jest potrzebna, ale ja nie czuję, żebym robiła coś szczególnego. Raczej tylko mówię to, co myślę o opowiadaniu i powtarzam się w tych wyznaniach miłości do Sagi i pewnie Cię męczę i na tym się kończy, ale cieszę się, że to Ci pomaga. Okej, teraz już serio, koniec bełkotu. Przepraszam, ale nie umiem chyba inaczej .-.
    Maska… hm, maska trzymana prze kobietę. Osoba, która obok niej stoi, widzi jej twarz, a więc w tym rozdziale chyba skończą się sekrety. Czyżby 2min miał przestać udawać, że nic ich nie łączyło? A może ta kobieta to panienka Sagi, która zdarza swoje uczucia? Może odsłoni swoją twarz i Taemin w końcu będzie miał okazję się pokazać… ale to chyba nie Sagi. Ta maska jest biała. Czyli to niewinność? Myślę, że na balu Sagi dość dobrze pokazała, że wcale nie jest taka niewinna. Do tego są złote wzory i te pióra, maska jest bardzo ozdobna, a złoto należy się władcy, więc to chyba nasza królowa. Kim Sodam. To jest niezwykła osoba, która od pierwszego spotkania otrzymała moją sympatię i szacunek. Jest bardzo silną kobietą x….x A ta odsunięta maska, sugeruje, że w końcu weźmie sprawy w swoje ręce tak, jak obiecała Minho w trakcie balu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu przegryw .-. ale teraz już nie bełkotam, tylko przechodzę do konkretów.
      Minho przychodzi do domu po całonocnym pobycie na mieście. „W pośpiechu pozbyłem się wilgotnego od pierwszych płatków śniegu płaszcza, a kapelusz odłożyłem na półkę.” Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale ja naprawdę nie jesteś świadoma czasu w Sagi. Wczesna jesień zmieniła się w zimę, a ja nawet tego nie zarejestrowałam… W SUMIE TEGO ROKU Z SAGI TEŻ NIE ZAREJESTROWAŁAM……………. W drzwiach przedpokoju czeka na niego Taemin, który od razu zadaje mu pytanie… godne zazdrosnej o swojego męża żony xD Przepraszam panie Lee, ale to prawda. Jego zachowanie doskonale pokazuje, że Minho nie jest mu obojętny. „– Pachniesz kobietą – dodał, chyba sam nie panując nad pretensją w swoim głosie.” Nie wiem dlaczego, ale ten zarzut jest taki na miejscu. W sensie pasuje mi do Taemina. To jest takie prawdziwe, ale przy tym to jest pomieszanie Sagi i Taemina. Nie wiem, czy to ma sens, ale w mojej głowie mało sensu, gdy czytam Sagi. Choi nie broni się przed tym zarzutem, nie wypiera się, nic z tych rzeczy, a na Tae to bardzo działa. To jest tak, jakby zdał sobie sprawę, że dla Minho to nie jest udawanie, że być może nigdy nic do niego nie czuł i ich znajomość jest dla nich przeszłością. Ale oczywiście prawda jest całkiem inna. Minho widział, że nie wytrzyma dłużej z Taeminem w jednym mieszkaniu i zrobi coś, na co nie są gotowi. Dlatego postanowił wyjść i przy okazji pokazać panu Kim, że jego zemsta zadziałała. Odegrał rolę mężczyzny ze złamanym sercem i miał nadzieję, że jego przedstawienie spodoba się Jonghyunowi. Dał też okazję posłańcowi królowej przekazać sobie wiadomość.
      Minho ponownie zerka na Taemina i zastanawia się, czy powinien powiedzieć mu o tej przekazanej mu wiadomości od Sodam. Widział, że powinien mieć plan, bo improwizacja może go zgubić, a Taemin nie zgodzi się tak po prostu na spotkanie, bo przecież w jego oczach Sodam jest zdrajczynią. W końcu decyduje się najpierw trochę odpocząć po całej nocy poza domem, ale Taemin zatrzymuje go w drzwiach. „- Śmierdzisz alkoholem na kilometr… Nie sądzisz chyba, że pozwolę ci w takim stanie kręcić się wokół dziecka?” Lee Taemin, troskliwa matka i wkurzona żona. JA PRZEPRASZAM, ALE TAK BARDZO, PANIE LEE, WYBACZ. Nie wierzę, że on coś takiego powiedział xDDDD Naprawdę, co miłość robi z człowiekiem. Choi postanowił wykorzystać sytuację i przyznaje mu racje, mimo że wypił tylko kieliszek wina przez całą noc. „Kiedy tak stałem i spoglądałem na niego z góry przemknęło mi przez myśl, że naprawdę chciałbym w tym momencie być pijany. Chciałbym mieć wymówkę w postaci uderzających do głowy procentów. Może wtedy znalazłbym w sobie odwagę do zmierzenia się z tym wystraszonym spojrzeniem, którego Taemin tym razem nie zdołał poskromić.” TEŻ CHCIAŁABYM, ŻEBY BYŁ WTEDY PIJANY. OMG PANIE CHOI, TRZEBA BYŁO PIĆ I CAŁOWAĆ I ROZMAWIAĆ I OMG, BYĆ SZCZĘŚLIWYM ! ! ! ! ! Jedna był aż boleśnie trzeźwy, a całą sytuacje (po raz kolejny… plany są przecież dla słabych) wykorzystał do aktorskiej improwizacji. Zaczyna mówić lekko bełkotliwie (CZYLI MOJA NORMA GDY O SAGI CHODZI….), ubiera mu czapkę i proponuje spacer… bo przecież nie może chodzić sam po mieście, gdy jest niedysponowany, a polecenie Kibuma nie może czekać.

      Usuń
    2. Idą przez jakiś czas w milczeniu. Minho nie może się powstrzymać przed zerkaniem na swojego towarzysza i zastanawia się, o czym myśli. Podoba mi się stwierdzenie, że jest analfabetą i nie umie odczytać jego uczuć. Taemin wytyka mu, że znowu się gapi, a gdy Choi pyta, czy to dla niego jest dziwne, patrzy na niego oczami, w których wymalowany jest strach. „Nie byłem pewien, czego Taemin boi się bardziej. Szczerości mojej, czy też swojej własnej.” A później Minho robi krok za daleko i już nie może się cofnąć. Minho mówi, że nie potrafi czytać z jego twarzy, że nigdy nie wie, co się kryje w jego głowie. Czy myśli o ucieczce, chce zostać. Zauważa, że udawanie im nie wyszło. „Gdzie ten spoglądający na mnie z góry aktor w białej masce?” Wtedy Lee zaczyna się bronić, ale Minho szybko pokazuje mu, że wie, więcej niż się młodszemu wydawało. Widząc minę Taemina, zastanawia się, czy chłopak zaraz nie zniknie znowu w labiryncie uliczek i poważnie rozważa, czy powinien chwycić go za rękę, żeby nie miał takiej możliwości. Mówi mu, że zdaje sobie sprawę z cieni przeszłości i z tego, jak te cienie działają na teraźniejszość, że zna cały scenariusz i większość obsady, ale chciałbym poznać jednego aktora, bo jego rola ma dla niego największe znaczenie. Czy wciąż gra, wykorzystując jego serce, jako niegodny uwagi rekwizyt? W oczach Taemina maluje się niezrozumienie, nie wie skąd Choi ma te wszystkie informacje. Wtedy starszy wyjawia mu cel ich spaceru i mówi, że pozna jego informatorkę, a Lee bez problemu orientuje się, o kim mówi. „- Nie mam zamiaru… - Nie masz wyboru” Ten moment bardzo mi się podoba. Minho bierze sprawy w swoje ręce, przestaje być kukiełką, rekwizytem.
      Minho huśta się na krześle, co chwilę zerkając na Taemina, który od wejścia do zakładu wygląda, jak posąg, Choi nawet nie jest pewny czy chłopaka oddycha. Jest zestresowany i nie wie dlaczego. Dziwi go, że Lee nie próbował nawet uciec. Dodatkowo cały czas milczy, a cisza jest przeraźliwie ciężka. Minho naprawdę się nie rozumie. Powinno być mu przecież lekko, że wyrzucił z siebie te wszystkie myśli, cały chaos, który się w nim zbierał. Ponownie zerka na młodszego, ale ten dalej stoi bez zmian. Pochylał głowę w dół, zasłaniając twarz. Przez to Choi nie mógł z niej nic wyczytać. „Czy czuł się jeszcze bardziej winny? Czy też wręcz przeciwnie, wieść o tym, że znam sytuację przyniosła mu ulgę? Czy analizował teraz wszystkie nasze spędzone wspólnie od czasu balu chwile? Czy zastanawiał się, jak bezsensowna była ta pokazówka, którą odstawił wraz z Jonghyunem? A może był na mnie zły? Za to, że nie powiedziałem mu wcześniej? Albo za to, że zrobiłem to tak niespodziewanie i brutalnie?” Tysiąc pytań i brak odpowiedzi. Tylko cisza. Przez to wszystko Minho wzdycha ciężko i wtedy Tae podnosi głowę i patrzą sobie w oczy. Choi już chce zapytać, o to, co dzieje się w oczach, ale drzwi na zaplecze otworzyły się i na scenę wkroczyła królowa.

      Usuń
    3. Przepraszam. Przepraszamprzepraszamprzepraszam. Nie wiem, dlaczego ten komentarz wyszedł tak bardzo w częściach. To pierwszy i ostatni raz. Przepraszam.
      Chyba nie powinnam teraz już nic pisać, tylko skończyć szybko i przestać Cię nękać, ale znowu (tak jak przez przynajmniej 80% czasu) mam w sobie ulewę miłości do Sagi. Po prostu jak wchodzę do piaskowego zamku i zaczynam błądzić korytarzami, prowadzona przez dźwięk odległego walca, zapach zimowego powietrza i mijam porzucone już maski i otwieram drzwi do tego rozdziału, który mam czytać… TO WSZYSTKO SPRAWIA, ŻE NIE UMIEM ŻYĆ.TAK BARDZO ICH KOCHAM. PRZEPRASZAM, ŻE ZNOWU BEŁKOT O MIŁOŚCI, BO ILEŻ MOŻNA, ALE X………………X JAK MAM NIE? To ja już może przejdę do kończenia komentarza.
      Kim Sodam zaprasza 2mina na zaplecze i wskazuje Minho miejsce do siedzenia. Robi to w swoim stylu, że tak powiem. Naprawdę, kocham jej sposób mówienia i zachowania, jak opowiada o sprawach je bliskich, ale przy tym zachowuje dystans. Podziwiam, że sobie z tymi trudnymi rzeczami radzi, mimo że jest z nimi sama. Kocham ją x….x Później wita Taemina. „I oto jest wreszcie ten, z którym pragnę się spotkać od tak dawna. Lee Taemin we własnej osobie.” Tak myślę, że spotkanie z Sodam musiało być dla niego bardzo ciężkie. Przecież mało brakowało, a byłaby jego rodziną i na pewno były takie czasy, że spędzali razem dużo czasu i pewnie nawet ją lubił, a później okazało się, że to była tylko zabawa. To musiało sprawić, że wszystkie pozytywne uczucia zmieniły się w negatywne i to jeszcze pomnożone przez ból po stracie najbliższej osoby. A teraz Taemin stoi z Sodam twarzą w twarz. Minho przerywa bitwę na spojrzenia i pyta, dlaczego w spotkali się właśnie tam. Sodam tłumaczy mu, że jest klientką tego zakładu, a jej brat nie wypuściłby jej tak po prostu i że właścicielowi wystarczy jedno imię, żeby udostępnić miejsce. „Pan, zdaje się, również korzysta z jego wysokiej klasy usług, nie mylę się, panie Lee?” W oczach Taemina pojawia się coraz więcej uczuć, głownie negatywnych. Po chwili milczenia Minho pyta o cel spotkania, chce przerwać ciężką do zniesienia ciszę. „- Przypuszczam, że mamy kilka spraw do omówienia… - odpowiedziała, spoglądając na mnie wymownie. – Kilka rachunków do uregulowania… - Tu jej wzrok spoczął na Taeminie, który tylko zacisnął mocniej zęby, powstrzymując się od komentarza.” W końcu szczerość. A Minho trochę boi się Taemina. Ostatni raz widział w jego oczach taką mieszankę, gdy opowiadał o zemście na tarasie w czasie pierwszego balu. To nie jest dziwne, przecież Taemin czuje się na pewno zdradzony. Minho zaczął współpracować z jego wrogiem, osobą, której pewnie nienawidzi. Sodam odzywa się znowu i mówi, że na pewno zajęli się dobrze jej dzieckiem. I wtedy w Taeminie się coś zmienia, w kilku krokach staje przy stoliku i mówi, że nie ma prawa tak nazywać Yoogeuna. Sodam się zgadza i dodaje, że nie miała ze swoim synem kontaktu odkąd został jej odebrany. „Taemin wyprostował się, zdezorientowany jej słowami. - Odebrany? – burknął nieufnym tonem, ale nie otrzymał odpowiedzi.” Sodam nie odpowiada i jakby zmienia temat. Zaczyna mówić o kartach. CZY TY WIESZ, ŻE TO KOLEJNA RZECZ, KTÓRA MNIE ZABIŁA? Tak samo jak teatr cieni. Kim Sodam jest niebezpieczna. Mówi o tym, że każda z osób w tej rozgrywce jest kartą. „Ile żyć, tyle kart…” Zastanawia się, jaką kartą był Taesun… jaką jest ona, jaką Taemin i czy mają wpływ na rozgrywkę. Taemin nie wie, do czego zmierza panienka Sodam, przerywa jej monolog i oskarża i wykorzystanie jego brata.

      Usuń
    4. „- Myślę, że w dalszym ciągu pozwala pan sobie żyć w błędzie, panie Lee – odparła dziewczyna, a niespodziewany chłód w jej głosie sprawił, że aż się wzdrygnąłem. – Jeśli mowa o słabszych kartach, to z pewnością sama byłam jedną z nich – stwierdziła dziwnie dumnym tonem. – Karty moja i Taesuna były do siebie bardzo podobne. – Dziewczyna wyłowiła ze stosu dwa walety kier i zaczęła je obracać w dłoniach. – Obie niewinne, naiwne, goniące za miłością, trudną do uchwycenia w tym bezwzględnym świecie. – Sodam z zaskakującą delikatnością i czułością gładziła palcami subtelne, kwiatowe wzory, wymalowane na dwóch wybranych przez nią kartach. Na jej usta znów wpłynął smutny uśmiech. – Taesun nie był jedyną kartą, której słabość została wykorzystana dla wyższych celów. Dla dobra rozgrywki. – Ostatnie słowa wypowiedziała nad wyraz gorzkim tonem.” PRZEPRASZAM ZA TEN CYTAT, ale to ważne. To jest trochę pokazuje Kim Jonghyuna, który posuwa się tak daleko, że aż rani osobę, którą chce chronić. A Sodam tłumaczy, odsłania przed Tae prawdę i mówi, że jej brat staje się czarnym charakterem. „Gdyby tylko czasem słuchał, co mówię… Nie musiałabym tego robić…” Minho pyta o co chodzi, a Taemin trochę gaśnie i staje się zamyślony. Sodam odpowiada, że nie bez powodu zaprosiła najlepszych aktorów w mieście na to spotkanie i proponuje im zostanie asami tej opowieści. Mówi, że chyba wszyscy są już zmęczeni rządami zaślepionego króla i mówi im, że jeśli nie podejmą drastycznych kroków, to nie uda im się uwolnić od jego wpływów, nie będą mogli ułożyć życia. Taemin pyta, co więc proponuje, ale Minho jest już świadomy, że czeka go kolejna misja. Kocham Sodam za to, że kocha brata, że wszystko robi tak naprawdę dla jego dobra x……….x Mówi im, że ma plan, dzięki któremu oni będą mogli normalnie żyć, ona będzie mogła być matką i przy okazji uda się pomścić osoby, które jej brat skrzywdził i być może Kim Jonghyun coś zrozumie. „- Będę potrzebowała waszej pomocy. Musicie zrobić coś, co wychodzi wam najlepiej – odparła Sodam, poprawiając karty tak, żeby leżały idealnie równo. Następnie uniosła wzrok i spojrzała na nas z uśmiechem. – Przygotować przedstawienie.”
      Przepraszam jeszcze raz, za to że czekałaś, że to bełkot i wgl bezsensu, ale kocham Sagi tak bardzo mocno, że będziesz musiała to znosić. I WYDAJE MI SIĘ, ŻE NAWET NIE BEDZI CI TO BARDZO PRZESZKADZAĆ, BO WŁAŚNIE MNIE TORTURUJESZ 2MINIEM. To ja może wyjdę. Dziękuję za rozdział, za 2mina w Sagi i za całe Sagi. KOCHAM ;; <3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams