15.04.2016

Sagi: ~XV~



- Co to ma być? – Głos Kibuma miał w sobie mieszankę irytacji, niedowierzania, zażenowania i ledwo dostrzegalnego rozbawienia, kiedy z uniesionymi brwiami spoglądał na naszą stojącą w progu trójkę. Bóg jeden wie, co musiał sobie pomyśleć, kiedy zniknąłem w trakcie balu, żeby potem w środku nocy pojawić się nie tylko z Taeminem u boku, ale też z dzieckiem na rękach. To nieocenione, że mój przyjaciel pozwolił mi tyle lat mieszkać z nim pod jednym dachem, ale ostatnimi czasy tyle razy wystawiłem jego cierpliwość na próbę, że nawet bym się nie zdziwił, gdyby w końcu wywalił mnie na zbity pysk.

Tego wieczora okazał się jednak być nad wyraz łaskawy, bo mimo ciskania we mnie piorunów oczami, cofnął się krok w tył, dając nam tym samym zezwolenie na przekroczenie progu swojego mieszkania. Z ulgą wypuściłem powietrze z płuc, przynajmniej kwestię chwilowego schronienia mając z głowy, i odsunąłem się na bok, wpuszczając Taemina pierwszego, jakby obawiając się na chwilę spuścić go z oczu, żeby nagle nie rozmyślił się i nie zniknął znów bez słowa gdzieś w mrokach tej dziwnej nocy.

Przez całą drogę z balu do mieszkania Kibuma, Lee szedł w milczeniu. No cóż… prawie w milczeniu, bo stukanie naszych butów o bruk przeplatane było mamrotaną pod nosem wiązanką przekleństw. Niemal czułem, jak chłopak sztyletuje mnie wzrokiem, ilekroć patrzę w innym kierunku. Jednak za każdym razem, kiedy próbowałem pochwycić jego spojrzenie, znów odwracał głowę, znów uciekał. Potrafiłem sobie tylko próbować wyobrazić, co się kryje za tymi gniewnie zmarszczonymi brwiami. Taemin z pewnością był na mnie wściekły, czego nie omieszkał okazywać mi na każdym kroku. Dobrze jednak wiedziałem, że gdyby naprawdę nie chciał mnie więcej widzieć na oczy, to nic nie przeszkodziłoby mu w ponownym przejęciu dziecka i zniknięciu z mojego życia raz na zawsze. Coś go jednak powstrzymało i zachodziłem w głowę, co to mogło być. Sam dopiero teraz z pełną świadomością zaczynałem dostrzegać absurd własnego planu. A raczej bolesny (i wcale niezaskakujący), brak planu. Przez cały czas do tego stopnia skupiałem się na samym fakcie, że chcę pomóc Sodam odzyskać jej syna, że zupełnie nie przemyślałem, co zrobię, jeśli już mi się to uda. I tak oto wylądowałem z Yoogeunem na rękach i Taeminem wlokącym się obok mnie, bluzgającym na prawo i lewo, niepewien tak naprawdę do czego to wszystko zmierza.

Lee zawahał się w progu, spoglądając przez ramię, jakby sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi. Nie był to pierwszy raz, kiedy się tak zachował, przez całą drogę na zmianę zabijał mnie wzrokiem i rozglądał się nerwowo, usiłując zidentyfikować każdy z gromadzących się w przykrytych nocą uliczkach cieni. Nie mogłem mieć mu tego za złe. Sam raz po raz zerkałem na boki w obawie, że nawet tym razem, mimo zapewnień Sodam, iż wszystkim się zajmie, oczy Jonghyuna wciąż czają się gdzieś w mroku, śledzą nas, obserwują. Gdyby Kim faktycznie dowiedział się o moim amatorskim i karkołomnym planie chwilowego „przechowania” Taemina i Yoogeuna u siebie, z pewnością zrobiłby coś, żeby temu zapobiec. Coś, żeby stworzona przez niego sztuka faktycznie skończyła się na moim złamanym sercu, a nie biegła dalej swoim krzywym, wciąż nie do końca ukształtowanym torem, gdzieś poza jego zasięgiem.

Nie dostrzegłszy nic niepokojącego, Taemin w końcu przekroczył próg mieszkania Kibuma, jednocześnie mamrocząc coś niecenzuralnego pod nosem, przez co po raz kolejny musiałem zasłonić Yoogeunowi uszy. Malec tylko zachichotał, i tak wszystko wyraźnie słysząc, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo naraz ziewnął przeciągle, najwyraźniej wykończony wrażeniami tego dnia. Wymieniłem z zamykającym za nami drzwi przyjacielem długie, milczące, porozumiewawcze spojrzenie, mając nadzieję, że zostawi wszelkie pytania na później, i najpierw pomoże mi jakoś ogarnąć tę pokręconą sytuację. Jak można się było po Kim Kibumie spodziewać, miał dość taktu i wyczucia, żeby poruszyć niewygodne kwestie później.

- No to jak, młody… - zaczął, uśmiechając się przyjaźnie do trzymanego przeze mnie dziecka. – Pójdziesz z wujkiem Kibumem zwiedzić kuchnię? Może znajdzie się tam coś dobrego do jedzenia – powiedział, mrugając porozumiewawczo okiem, i otrzymując pełną entuzjazmu reakcję ze strony Yoogeuna, a ten naraz zupełnie stracił zainteresowanie hyungiem, który usłużnie dźwigał go na rękach przez całą drogę, i jak gdyby nigdy nic wpadł w ramiona nowego ulubionego opiekuna. Zaczynałem podejrzewać, że to małe stworzenie było niemal tak interesowne, jak wszyscy wokół.

Kiedy Kibum razem z wygłodniałym brzdącem opuścili przedpokój, głośno wypuściłem powietrze z płuc, i wsparłem się o ścianę, na moment przymykając oczy. Ten wieczór był niemożliwie długi, a nade mną wciąż wisiało wyzwanie, na które nie do końca byłem gotów. Dobrze wiedziałem, że powinienem wreszcie porozmawiać z Taeminem, czego nie zrobiłem w drodze, z powodu obecności dziecka. Lee zdążył już zniknąć gdzieś w głębi mieszkania, i to był właśnie ten moment, w którym powinienem za nim iść i spróbować wreszcie cokolwiek wyjaśnić. Miałem jednak spory problem z poczynieniem choć jednego kroku. Bałem się, co z owej rozmowy wyniknie. Czy Taemin choć raz będzie ze mną szczery? Czy też znów odegra rolę króla oszustów, nawet przed samym sobą udając, że wszystko jest w porządku? Czy spojrzy mi znów w oczy?

Uderzyłem głową w ścianę dla otrzeźwienia. Tym razem nie mogłem już okazać słabości. Tym razem zamierzałem pokazać Lee Taeminowi, że Choi Minho to nie tylko rekwizyt, a prawdziwy aktor. Wyprostowałem dumnie plecy i jeszcze raz zaczerpnąłem tchu, po czym ruszyłem w głąb mieszkania.

Taemina udało mi się znaleźć dopiero po dobrych dziesięciu minutach, kiedy któryś raz z rzędu przetrząsałem każde pomieszczenie z osobna. Byłbym zaczął panikować, że Lee jednak jakimś cudem znów mi uciekł, gdyby nie to, że wyraźnie słyszałem dobiegające z kuchni głosy Kibuma i Yoogeuna, bez którego mój były partner nigdzie by się nie ruszył. Mój rozbiegany wzrok wreszcie padł najpierw na porzuconą na podłodze, niewielką torbę podróżną, w którą Lee najwyraźniej zapakował swój dobytek, a później na zamknięte drzwi balkonowe, po chwili wyławiając z panującego za oknem mroku niewyraźną sylwetkę. Westchnąłem ciężko, choć z ulgą, po czym zebrałem się w sobie, i ruszyłem w tamtym kierunku.

W pierwszej chwili zapobiegawczo stanąłem w drzwiach, obawiając się, że kiedy tylko Taemin mnie usłyszy, postanowi znów wymigać się ucieczką. On jednak najwyraźniej nawet nie zauważył cudzej obecności, zbyt zamyślony, zapatrzony w niebo, zasłuchany w szum miasta. Nie byłem pewien, czy powinienem się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Czy ta dziwna aura w jego postawie dodawała mi odwagi, czy też dodatkowo onieśmielała. Było już jednak za późno na odwrót, więc po prostu po cichu przestąpiłem kilka kroków i oparłem się łokciami o barierkę obok niego.

 - Nie jest ci zimno? – zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. To nie moja wina, noc naprawdę była chłodna, a ten chłopak jak gdyby nigdy nic postanowił sterczeć na balkonie bez należytego na tę porę roku odzienia.  Co nie zmieniało faktu, że tego typu troskliwe uwagi były co najmniej nie na miejscu w zaistniałej między nami sytuacji.

- Nie – odparł Taemin dobitnie, przybierając prawdopodobnie najbardziej odpychającą minę, na jaką było go w danym momencie stać. Groźne zmarszczenie brwi poszło jednak na marne, kiedy ramionami chłopaka wstrząsnął dreszcz chłodu, tym samym rujnując jego starania w kreowaniu hardej postawy. Tak bardzo chciałem go w tym momencie przytulić, podzielić się ciepłem, zamknąć w uścisku i nigdy już nie pozwolić zniknąć. Zamiast tego jedynie zacisnąłem mocniej dłonie w pięści. Dobrze wiedziałem, że nie mogę zrealizować żadnego z absurdalnych scenariuszy, krążących mi po głowie. Tego typu czułości były nam obce nawet wtedy, gdy jeszcze udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Teraz, kiedy nasza relacja w tak wielkim stopniu się skomplikowała, wszystko było o stokroć bardziej pogmatwane. – Po co tu przyszedłeś? – zapytał Taemin pełnym pretensji tonem, w dalszym ciągu nie racząc mnie choćby jednym spojrzeniem, uparcie wbijając wzrok w ciemność za granicą barierki.

- Porozmawiać – odparłem po prostu, czując, że dalsze owijanie w bawełnę nie ma najmniejszego sensu. Taemin prychnął na te słowa, kryjąc zdenerwowanie za krzywym i kpiącym półuśmiechem.

- Nie mamy o czym rozmawiać – stwierdził z godną podziwu upartością, choć obaj doskonale wiedzieliśmy, że to najzwyczajniej w świecie bzdura. Mimo że jeszcze chwilę temu miałem potrzebę zamknięcia go w ciasnym uścisku, naraz poczułem jak gromadzona przez stanowczo zbyt długi czas złość zaczyna we mnie buzować.

- Oh, ja twierdzę wręcz przeciwnie – stwierdziłem kąśliwym tonem, czując, jak w zastraszającym tempie tracę kontrolę nad sobą. Mogłem sobie teoretyzować na temat spokojnej i sensownej rozmowy, która poukłada naszą dziwną relację, ale lekceważąca postawa Taemina zadziałała na mnie jak płachta na byka. Naraz wyimaginowane ciskanie przekleństw w Lee przestało mieć jakikolwiek sens, bo oto naczelny winowajca, oszust, dezerter stał tuż obok mnie. – Mamy do omówienia całkiem sporo kwestii...

- To teraz nieistotne… - mruknął Taemin porażająco obojętnym tonem, który sprawił, że na moment wstrzymałem oddech. Czyżbym naprawdę się pomylił? Czyżbym dał się zwieść głupiej nadziei, że było między nami kiedykolwiek coś prawdziwego? Czyżby nawet złota iskierka w ciemnej toni jego tęczówek była jedynie iluzją?

Gwałtownie odepchnąłem się od barierki i chwyciłem Taemina za oba ramiona, próbując zmusić go do popatrzenia mi w oczy. Chciałem sprawdzić… Przekonać się, że tamto spojrzenie, które nadało tempo naszemu wspólnemu tańcu wciąż istnieje, że nie zgasło wraz ze światłami balowej sali. Na nic jednak zdała się moja próba. Taemin robił wszystko, byle nie patrzeć mi w twarz. Choć w pierwszej chwili byłem pewien, że widzę dezorientację, może nawet strach, to już ułamek sekundy później delikatne rysy stwardniały, bezwarunkowo odcinając mnie od jego myśli. Jedyna moja droga do prawdy została zamknięta. Już nie wiedziałem, czy jego postawa to tylko paniczna próba ucieczki przed odpowiedzialnością za własne czyny, czy też jawne potwierdzenie mojego tragicznego błędu. Zastanawiałem się co jeszcze mogę powiedzieć, żeby złamać ten upór na jego twarzy, ale kiedy Taemin wreszcie uniósł wzrok, poczułem jedynie tępy ból w piersi.

Bo oto ciemne kurtyny zasnuły te kształtne oczy, tak nieprzeniknione, jak nigdy dotąd, odporne na każdą drobinkę światła, która próbowałaby się przez nie przedrzeć. Lekceważący uśmieszek, który naraz wpłynął na jego usta obudził we mnie jakiś żywioł goryczy, jakiś wulkan złości, który dotąd uśpiony był nadzieją. Echa wszystkich przepełnionych tęsknotą myśli zaczęły mi dudnić w głowie, domagać się sprawiedliwości, zrobienia czegokolwiek, byle tylko pozbyć się tego niedorzecznie obojętnego, kpiącego z mojego złamanego serca uśmiechu. Tym razem nie miałem już żadnych hamulców, powstrzymujących mnie przed wyrzuceniem z siebie tego wszystkiego, co kumulowało się we mnie od tamtego pamiętnego dnia, kiedy to kilka zapisanych na białej kartce słów odebrało mojemu życiu wszelkie kolory.

- Co takiego jest nieistotne? – rzuciłem ku niemu, ledwo dostrzegając, że mój głos bez kontroli woli zdążył unieść się o kilka gniewnych tonów w górę. – To, że bez słowa zniknąłeś na kilka tygodni? To, że nie miałeś nawet odwagi prosto w twarz powiedzieć krótkiego „do widzenia”? – zacząłem wyliczać. Dobrze wiedziałem, że będę później srogo żałował tych wyrzutów, ale w danym momencie nie potrafiłem dłużej tego w sobie dusić. - Co jest nieistotne? Moje zgniłe aktorskie marzenia? Moje zdeptane przez ciebie uczucia? – Mój głos zadrżał niebezpiecznie. W oczach zszokowanego moim wybuchem Taemina błysnęły dziwne, niepokojące refleksy, tak karykaturalne w całej tej sytuacji, tak niepasujące do tej obojętnej maski, którą postanowił dziś przywdziać. – Czy to wszystko jest tak samo nieistotne jak nasz wspólny taniec?! – wykrzyczałem, współdzieląc ból, który dostrzegłem na twarzy stojącego przede mną chłopaka. Rozdrapywałem właśnie dwa serca i byłem tego doskonale świadom, ale było już zdecydowanie za późno na odwrót. Na moment przymknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech, jednocześnie przywołując na twarz kamienną maskę, której niewzruszona struktura nie przepuści ani zranionego spojrzenia Taemina, ani mojego dudniącego bolesnym echem serca. – Masz rację. To nieistotne – oznajmiłem w końcu, tym razem tonem zimnym jak lód, który sprawił, że moim rozmówcą wstrząsnął dreszcz.

Mój wybuch zaskoczył nawet mnie samego, nie mówiąc już o Taeminie, który wyraźnie skulił się w sobie, wywołując tylko dodatkowe wyrzuty sumienia. Wiedziałem jednak, że nie było innej opcji. Trzeba było nim wstrząsnąć, żeby coś wreszcie zrozumiał. I o ile Lee Taemin, którego znałem jeszcze kilka tygodni temu, zapewne w tym momencie rozpocząłby tyradę o tym, że nie mam prawa go oceniać, tak ten zagubiony i bezbronny chłopak tuż przede mną, po prostu w milczeniu spuścił głowę, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na balkonowej barierce. Jego milczenie było znacznie cięższe i bardziej przytłaczające, niż jakiekolwiek bezczelne, nasiąknięte sarkazmem uwagi, do których zdążyłem już nawyknąć. Taemin nie mówił nic tak długo, że zastanawiałem się nawet, czy dla lepszego efektu nie powinienem w tym momencie po prostu sobie pójść, zostawić go z moimi ostrymi słowami, zanim zdąży je jakoś odeprzeć. W końcu jednak chłopak odezwał się, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy.

- Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło? – zapytał cichym, zachrypniętym głosem, od którego przeszły mi po plecach ciarki. Te słowa sprawiły, że na moment wstrzymałem oddech, znów sparaliżowany jego niecodziennym zachowaniem, znów niepewny własnego postepowania. W końcu jednak jakaś zgorzkniała część mojego serca zwyciężyła w bitwie myśli, bo przybliżyłem się do Taemina powoli, i pochyliłem się nad jego uchem.

- To było tylko przedstawienie, nieprawdaż? – powiedziałem kąśliwym tonem, a Lee wzdrygnął się, słysząc te słowa. – Nawet najlepszą sztukę niebezpiecznie jest rozpamiętywać zbyt długo, bo jeszcze zapanuje nad rzeczywistością – zakończyłem gorzkim tonem, doskonale świadom, że będę tych słów żałował jeszcze przez długi czas. Następnie wyminąłem milczącego chłopaka i opuściłem balkon.

~*~

Jak można się było spodziewać, rozmowa z Taeminem zafundowała mi bezsenność na resztę nocy. Przekręcając się z boku na bok, albo chodząc po pokoju w te i we w te, nie byłem nawet pewny, na kogo jestem bardziej zły. Na siebie, bo tak łatwo dałem się wyprowadzić z równowagi? Czy może na Taemina, bo mimo moich wyrzutów, on milczał. Nie odparł ich, nie odepchnął, nie skomentował ich choćby jednym słowem. Tylko milczał, milczał, milczał, a jedyną jego reakcją, były te nieznośnie drżące od chłodu, bądź też z zupełnie innego powodu ramiona. I to ciche, absurdalne pytanie, które wciąż dudniło mi w głowie.

„Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” – zdawało się wciąż dźwięczeć w moich uszach, a ja nie mogłem przestać bombardować ciszy wokół mnie gradem niepewności. Bo gdyby naprawdę nic między nami nie było, to jaki sens miałoby tutaj owo udawanie? A jeśli jednak coś między nami było, to dlaczego mamy udawać? Dlaczego nie możemy choć raz zachować się jak dorośli? Choć raz wyłożyć wszystkich kart na stół?

Skrzywiłem się, uświadamiając sobie, jak bardzo zawaliłem sprawę. Od tylu dni marzyłem o tym, żeby móc wreszcie porozmawiać z Taeminem, wreszcie wyjaśnić sobie wszystko. A kiedy ten moment już nastąpił, ja najzwyczajniej w świecie dałem ponieść się złości i rozgoryczeniu. Tym sposobem zamiast dojść do porozumienia, postawiłem między nami tylko kolejny bezsensowny mur. Mogłem mu wyjaśnić, że o wszystkim wiem, mogłem podzielić się historią opowiedzianą mi przez Sodam, mogłem przekonać go, że dalsza gra według zasad Kim Jonghyuna nie ma najmniejszego sensu, że możemy razem napisać zakończenie tej sztuki. Ale nie, szanowny aktor Choi Minho postanowił wczuć się w swoją rolę złamanego serca!

Wydałem z siebie pełen irytacji odgłos, dopiero po chwili przypominając sobie, że teraz prócz śpiącego kamiennym snem Kibuma są w tym domu jeszcze dwie osoby. Zerknąłem na przeciwległą do mojego łóżka ścianę, jakby mając nadzieję, że uda mi się przeniknąć ją wzrokiem, i zajrzeć do salonu, który obecnie pełnił rolę chwilowej sypialni niezapowiedzianych gości. Byłem ciekaw, czy Taemin był w stanie zmrużyć oko tej nocy, czy też może podobnie jak ja leżał na niewygodnej kanapie, patrząc pustym wzrokiem w sufit, nie mogąc uspokoić krążących po głowie myśli.

Przed oczami znów zamajaczył mi boleśnie wyraźny obraz skulonego pod wpływem mojego gniewu chłopaka. „Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” – zabrzmiało jeszcze raz w uszach, jakąś dziwnie beznadziejną, bezradną, wręcz bolesną nutą. Czy moje słowa naprawdę zraniły Lee Taemina? Czy poczuł wreszcie skruchę, widząc, jak bardzo namieszał mi w życiu? Czy dostał wreszcie nauczkę, za targowanie się cudzymi uczuciami?

Naraz zza ściany dobiegło mnie przytłumione „UGH”, całkiem podobne do tego, które ja sam niedawno z siebie wydałem. Mimo wisielczych myśli, nie mogłem powstrzymać cienia uśmiechu, dostając dowód na to, że nie byłem jedynym, który tej nocy toczył bitwę z myślami.
Być może wypomnienie Taeminowi jego przewin wcale nie było taką złą decyzją? Być może to początek nowego etapu opowieści. Nowego aktu, w którym role ulegają zamianie. Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce Lee Taemina na sznurkach.

~*~

- Zamierzasz tu tak stać? – wycedził przez zęby Taemin, mierząc mnie gniewnym spojrzeniem. W innych okolicznościach jego rudobrązowa furia mogłaby okazać się dla mnie sporym wyzwaniem z samego rana. Jednak wnioski, do których doszedłem zeszłej nocy paradoksalnie napełniły mnie jakąś nową dawką energii, dziwną dozą optymizmu, a nawet odrodzoną na nowo chęcią do psot. Skoro Taemin chciał udawać, że nic się nie wydarzyło, to jak najbardziej zamierzałem pójść mu na rękę. Byłem tylko ciekaw, jak długo wytrzyma branie udziału w tym naszym małym teatrzyku.

- O to samo mógłbym zapytać ciebie – odparłem lekkim tonem, jednocześnie krzyżując ramiona na piersi i wspierając się o framugę prowadzących do przedpokoju drzwi, tym samym kompletnie blokując stojącemu przede mną chłopakowi przejście.

Taemin wyrzucił ręce w powietrze, zirytowany moją postawą. Nie byłem pewien, co denerwuje go bardziej – moje próby dokuczenia mu, czy też ten pogodny uśmiech, którym raczyłem go od samego rana. Nigdy nie pomyślałbym, że igranie z nerwami Lee Taemina przyniesie mi tyle satysfakcji.

- Dobrze wiesz, że nie zamierzam tu zostać – powiedział chłopak, siląc się na rzeczowy ton, choć dosłownie roznosiła go frustracja moim zachowaniem. Ciskane we mnie gniewne spojrzenia nieco jednak traciły na wyrazie, kiedy przyglądałem się podkrążonym oczom i rozczochranym włosom, które zdradzały stan Taemina, nawet jeśli mina pozostawała harda.

- Oh, doprawdy? Pierwsze słyszę – oznajmiłem, unosząc brwi i mierząc go nieco pobłażliwym spojrzeniem, co tylko spotęgowało gniewne wykrzywienie ust. – Nie masz dokąd pójść, Taemin, pogódź się z tym…

- Skąd ta pewność, co? Nagle szanowny pan Choi zachowuje się jakby zjadł wszystkie rozumy! Nic nie wiesz o mojej sytuacji, więc…

- Więc po co tu przyszedłeś? – wciąłem się w jego tyradę, co na moment go zatkało. Miałem ochotę odpowiedzieć na jego słowa ironicznym śmiechem, bo wiedziałem o jego sytuacji, dużo więcej, niż mógłby się spodziewać.

Chłopak przez chwilę milczał, najwyraźniej usiłując znaleźć w głowie jakieś sensowne argumenty, dla własnego postępowania. Szczerze mówiąc, sam w dalszym ciągu nie do końca byłem pewien, czemu Taemin postanowił za mną pójść zeszłego wieczora. Dlaczego nie wyrwał mi z rąk Yoogeuna, dlaczego nie rozpłynął się bez śladu w mrokach nocy, tak, jak przewidywał scenariusz. Dlaczego nie wykonał tego jednego, ostatniego zobowiązania, nie przeciął definitywnie wiążących nas sznurków. Tak łatwo dał się podejść… Czy to możliwe, że naprawdę nie miał dokąd pójść? A może powstrzymało go coś innego? Może wiedział równie dobrze, co ja, że jeśli poczyni ten ostatni krok, jeśli zniknie w mrokach tamtej szalonej, balowej nocy, to będzie faktyczny koniec. Zniknie mi nie tylko z oczu, ale i z życia. A tego, jak coraz bardziej byłem skłonny wierzyć, obaj nie chcieliśmy.

Odepchnąłem się od framugi drzwi i podszedłem bliżej Taemina, momentalnie wychwytując drobne zmiany w jego postawie, takie jak jeszcze bardziej wrogie zmarszczenie brwi, i nieznaczne spięcie ramion. Zabawne, że ilekroć znajdowałem się w pobliżu, on wyglądał, jakby szykował się do obrony. Czy to nie ja byłem tym, który tu został zraniony?

- Stęskniłeś się? – kontynuowałem złośliwie słodkim tonem głosu, niemal odczuwając przebiegający po ramionach Taemina dreszcz na własnej skórze. Stałem tak blisko niego, że mógłbym wyciągnąć rękę przed siebie, czule przesunąć kciukiem po policzku, unieść podbródek, spojrzeć w przepełnione paniką oczy. A mimo to trwałem w bezruchu, bierny wobec dwóch tłukących się w klatkach żeber serc. Zabawne, jak ta dziwna sytuacja, w której obaj się znaleźliśmy, naraz przywróciła mi zdolność pierwszorzędnej gry aktorskiej, jakby ta umiejętność odżyła we mnie na nowo, wraz z momentem, w którym mój świat odzyskał jakiekolwiek kolory. Wraz z chwilą, w której druga główna rola tej sztuki na powrót została obsadzona.

Obserwując płochliwość stojącego przede mną chłopaka, miałem ochotę uderzyć samego siebie w twarz, za własne zachowanie. Kiedy stałem się taki mściwy? Kiedy od chęci przebaczenia wszelkich przewin, chęci zapomnienia o całym tym bałaganie, przeszedłem do potrzeby odegrania się za całe to cierpienie, którego doświadczyłem? I dlaczego karałem nie tylko Taemina, ale i siebie samego?

Wypowiedziane przeze mnie pytanie zawisło między nami niebezpiecznie, niczym obosieczny miecz. Szczerze mówiąc, tak bardzo chciałem poznać zgodną z prawdą odpowiedź, która zdawała się kryć gdzieś za tą ciemną kurtyną w oczach Taemina, gdzieś pośród mroku jego zmęczonego spojrzenia. Przez chwilę zastanawiałem się, czy chłopak podejmie wyzwanie, da mi jakąś konkretną reakcję na to pytanie, szybko jednak pozbyłem się takich nadziei, bo Lee zamiast podjąć temat, wybrał najłatwiejszą drogę ucieczki, i po prostu go zignorował.

- Już zapomniałeś, że to twoja wina? – odparł w końcu pełnym wyrzutu tonem. – To ty porwałeś Yoogeuna!  Miałem zostawić to bezbronne dziecko w twoich łapskach?! – powiedział, groźnie celując we mnie palcem. To, jak bezsensownego uzasadnienia postanowił się trzymać, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że sam nie do końca wiedział, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to bezbronne dziecko zdążyło się już od ciebie nauczyć co najmniej kilku niecenzuralnych słów – wytknąłem, tym razem niemal z rozbawieniem obserwując jego oburzenie. Wyraźnie widziałem, że prócz mojej jakkolwiek wkurzającej postawy, Taemina do szału doprowadza coś jeszcze. Z równowagi wyprowadzał go fakt, że nie zadałem mu dotąd ani jednego pytania. Nie zapytałem, co to za dziecko, którym nagle postanowił się opiekować. Nie zapytałem, co miała znaczyć ta pamiętna scena podczas balu, scena na myśl o której wciąż czułem ucisk w brzuchu. Nie zapytałem nawet gdzie podziewał się przez tych pieprzonych kilka tygodni, i dlaczego nasze losy znów splotły się podczas tamtego zaklętego w intymnej wymianie spojrzeń walca. Postępowałem zgodnie z jego sugestią. Udawałem, że nic się nie wydarzyło. To właśnie okazało się być ponad jego nerwy. – A skoro już o Yoogeunie mowa… - odezwałem się znów, jednocześnie spoglądając teatralnie wokół siebie. – To nie zamierzasz chyba iść bez niego…

- Oczywiście, że nie, o czym ty… - Taemin urwał i sam rozejrzał się wokół, dopiero teraz rejestrując nieobecność dziecka, które podczas naszej uroczej wymiany zdań zdążyło mu się wymknąć, a teraz zapewne ponownie zwiedzało kuchnię Kibuma. – YOOGEUN, MÓWIŁEM CI ŻEBYŚ BYŁ GRZECZNY! – krzyknął rozwścieczony na pół mieszkania, i już zamierzał ruszyć na poszukiwania malca, kiedy z niewiadomego kierunku, z prędkością światła nadleciała jakaś szmatka i uderzyła go w głowę.

- Dość tego flirtowania o poranku – zarządził Kibum, wkraczając na korytarz wyposażony w miotłę i naręcze ścierek. Moja chwilowa dezorientacja momentalnie ustąpiła miejsca rozbawieniu na widok miny Taemina, który najwyraźniej znalazł się między młotem a kowadłem. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścierkę, którą oberwał, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc, dokąd to wszystko zmierza. Byłem naprawdę ciekaw tej nieprzewidzianej sceny w przedstawieniu, w której to Kim Kibum postanawia zignorować wszelkie dramy opowieści, i najzwyczajniej w świecie zagonić obsadę do sprzątania.

- Taemin, salon. Minho, łazienka. Yoogeun, pomożesz mi z kuchnią – wyliczył Kibum, a jego rzeczony pomocnik pojawił się znikąd i zaczął biegać po pomieszczeniu, machając entuzjastycznie szmatką nad głową. Przynajmniej on dobrze się bawił. Bo z pewnością nie można było tego powiedzieć o Taeminie, który najwyraźniej wahał się między ostentacyjnym porzuceniem swojej ściereczki i opuszczeniem tego nienormalnego miejsca, a histerycznym roześmianiem się i posłuchaniem rozkazów Kibuma. Obserwowanie tej wewnętrznej walki było doprawdy fascynujące, zwłaszcza że Lee w dalszym ciągu silił się na agresywną i odpychającą minę, mimo całego absurdu sytuacji. – No co tak stoicie? – Kim wsparł ręce na bokach, i obrzucił mnie i Taemina pełnym nagany spojrzeniem. – Nie prowadzę przytułku dla bezdomnych, musicie zapracować na dach nad głową. Do roboty, ale już! – zawołał żwawo, i pchnął Taemina w stronę salonu, jednocześnie posyłając mi wymowne spojrzenie.

Westchnąłem ciężko, sam nie do końca pewien, czy jestem tym wszystkim zdezorientowany, czy raczej rozbawiony. Któż inny mógłby nas ustawić do pionu, jak nie właśnie Kim Kibum? Uśmiechnąłem się mimowolnie, po czym, chcąc nie chcąc, zakasałem rękawy i ruszyłem do łazienki.

Generalne porządki w tym mieszkaniu odbywały się na tyle często, że wszystko robiłem już zupełnie machinalnie, czasem czując się przy tym, jakbym całe życie nie zajmował się niczym innym, tylko szorowaniem kibumowej wanny. I choć było to niewątpliwie szalenie absorbujące zajęcie (podobnież, jak czyszczenie jego muszli klozetowej), to dużo bardziej ciekawiło mnie, jak owo sprzątanie szło Taeminowi. Nie byłem nawet pewien, czy ten chłopak kiedykolwiek miał zwykłą miotłę w ręku, o myciu podłóg czy okien już nie wspominając.

Pospiesznie zakończyłem porządkowanie przydzielonego mi terenu, i po cichu ruszyłem w kierunku salonu, jednocześnie rejestrując dobiegające z drugiego końca mieszkania głosy Kibuma i Yoogeuna, którzy najwyraźniej bawili się w najlepsze (choć doprawdy nie wiedziałem, cóż tak zabawnego może być w sprzątaniu kuchni).W końcu stanąłem w progu pokoju i zerknąłem przez uchylone drzwi.

Taemin klęczał na kolanach i szorował kibumową podłogę. Odgłos wyciskanej raz po raz ścierki dziwnie komponował się z mamrotanymi przez chłopaka przekleństwami. Jego poranne rozdrażnienie wywołane moim infantylnym zachowaniem było niczym, w porównaniu z tym, jak wiele złości wkładał w mycie tej nieszczęsnej, Bogu ducha winnej podłogi, najwyraźniej wyżywając się na niej za wszystkie nieprzyjemności, jakie go w ostatnim czasie spotkały.

- Pieprzony idiota i jego pieprzone niedorzeczne pomysły –wyburczał Taemin, po raz kolejny rzucając mokrą szmatką o posadzkę, i napastując jej powierzchnię od nowa. – Powinienem już dawno się stąd wynieść, a zamiast tego szoruję cudzą pieprzoną podłogę. – Chłopak agresywnie wsadził ścierkę do wiadra, po czym wycisnął ją z taką siłą, że przez chwilę zastanawiałem się, czy przypadkiem nie wyobraża sobie, jak ukręca mi szyję. – I jeszcze te jego pieprzone zagrywki! – zirytował się Taemin, najwyraźniej na tyle wytrącony z równowagi, że zapomniał, że nie powinien wykrzykiwać swoich wyrzutów do mnie na pół mieszkania. – Stęskniłeś się? – powtórzył szyderczo sam do siebie, naśladując mój niski ton głosu. –Pieprzony…

- Dalej nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie – wszedłem mu w słowo, uchylając nieco szerzej drzwi i wspierając się o framugę ramieniem. Chłopak gwałtownie uniósł głowę znad swojej ścierki i przez chwilę zastanawiałem się, czy może tym razem udzieli mi odpowiedzi, czy może tym razem wreszcie złamie się jego upór. Nigdy jednak nie dowiedziałem się, jak zamierzał odeprzeć moje słowa.

Taemin wykonał zamaszysty ruch ręką, najwyraźniej chcąc groźnie wycelować we mnie palcem, po drodze jednak potrącił stojące obok niego wiadro, atrybut każdego sprzątacza, tym samym zalewając całą podłogę pieniącą się od mydlin wodą. Widząc ten wypadek przy pracy, pospiesznie odepchnąłem się od framugi i ruszyłem mu na pomoc. Nie zdążyłem jednak nic zdziałać, bo chłopak zerwał się z podłogi i obrzucił mnie pełnym furii spojrzeniem.

- Widzisz co narobiłeś, Choi?! – krzyknął, spoglądając to na swoje mokre ubranie, to na podłogę salonu, którą właśnie zalewała powódź piany.

- Ja? To ty potrąciłeś wiadro – odparłem, jednocześnie uświadamiając sobie, że lada moment wparuje tu Kibum, a kiedy zobaczy ową katastrofę, raz na zawsze wyprosi nas wszystkich za drzwi.

- Gdybyś nie podsłuchiwał, nie byłoby problemu! – powiedział Taemin, tym razem zamiast ciskać we mnie piorunami z oczu, odwracając się tyłem do mnie i prowizorycznie rozpoczynając ogarnianie tego bałaganu.

- Gdybyś nie gadał sam do siebie, nie miałbym co podsłuchiwać – mruknąłem w odpowiedzi, obserwując jak Taemin na moment zamiera w bezruchu i bierze głęboki wdech.

- Ja…

- Co tu się wyprawia?! – Do pomieszczenia jak burza wparował Kibum, z miejsca ostrzeliwując naszą dwójkę gradem rozwścieczonych spojrzeń. – Czy wy naprawdę nie potraficie zrobić nawet czegoś tak prostego, jak umycie podłogi?

- To jego wina – zarzuciliśmy z Taeminem obaj jednocześnie, wskazując na siebie palcami i zachowując się zupełnie jak dzieci z podstawówki. Kibum uniósł brwi, wyglądając przy tym, jakby lada chwila miał parsknąć śmiechem. Przynajmniej taki z tego plus, że rozbawienie najwyraźniej nieco złagodziło jego zdenerwowanie. Nie można tego było jednak powiedzieć o stojącym obok mnie Taeminie, który znów wyglądał, jakby chciał albo zapaść się pod ziemię i nie musieć na nas więcej patrzeć, albo wszystkich wokół wymordować, co naturalnie sprowadziłoby się mniej więcej do tego samego efektu.

Kibum westchnął cierpiętniczo, po czym rzucił nam tak ostre spojrzenie, że obaj stanęliśmy na baczność.

- Musicie się na nowo nauczyć współpracować – zawyrokował tonem nieznoszącym sprzeciwu, tylko dodając tej sytuacji kolejnej warstwy absurdu. Czy to nie komiczne, że naszym pierwszym wspólnie wykonanym zadaniem po tych tygodniach milczenia, miało być sprzątanie kibumowego salonu? – Tylko nie pozabijajcie mi się tutaj, bo wtedy zamiast pomóc w porządkach, tylko dołożycie mi więcej pracy, jeśli będę musiał własnoręcznie zeskrobywać was z podłogi – dodał złośliwie na odchodnym, po czym opuścił salon, najwyraźniej wracając do zabawy z Yoogeunem (bo znając tempo sprzątania mojego przyjaciela, kuchnia już dawno lśniła od czystości).

Spojrzałem na stojącego obok Taemina, ale on już zdążył przybrać tę specyficzną, milczącą minę, która od zawsze sprawiała, że nie potrafiłem zdobyć się na odwagę i wkroczyć na teren jego rozmyślań. Nic więc nie mówiąc, wyszedłem z pomieszczenia, by po chwili wrócić z nową dostawą szmat do wytarcia mokrej podłogi.

- Masz. – Rzuciłem w Taemina znalezionym naprędce suchym ubraniem. – Użyj tego – dodałem, odwracając wzrok, kątem oka obserwując, jak chłopak obrzuca krytycznym wzrokiem pożyczone mu odzienie, po czym spogląda na własne, w połowie zupełnie mokre. Przez chwilę dostrzegłem na jego twarzy wahanie, ale w końcu zmarszczył brwi, po czym rzucił się na kolana i zaczął szorować podłogę moimi ubraniami.

- Co ty wyprawiasz?! – krzyknąłem, najpierw łapiąc się za głowę, a po chwili rzucając się na ratunek swojej własności.

- Kazałeś mi tego użyć – odparł Taemin z diabelskim błyskiem w oku, błyskiem którego nie widziałem od bardzo dawna. Byłbym się pewnie tym zachwycił, gdyby nie fakt, że Lee właśnie z pełną premedytacją niszczył jedną z moich niewielu białych koszul, którą tak nieopatrznie postanowiłem mu pożyczyć.

Chwyciłem go stalowym uściskiem za nadgarstki, próbując odzyskać swoje ubrania. Upór w oczach chłopaka utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że to nie będzie takie proste. Zaczęliśmy się szamotać, co w oczywisty sposób sprawiło, że obaj wylądowaliśmy na podłodze, która dziwnym trafem przez ostatnie piętnaście minut w najmniejszym stopniu nie przestała być mokra.

Dotąd byłem na tyle skupiony na naszej infantylnej walce o kawałki materiału, że dopiero kiedy zawisłem nad Lee, krępując jego ręce po obu stronach głowy, zorientowałem się, do jak nieprzyzwoitej pozycji nas to doprowadziło. Przełknąłem głośno ślinę, mimowolnie śledząc wzrokiem spływającą po policzku Taemina kropelkę wody. Stokroć bardziej porażające było jednak jego spojrzenie. Chłopak zupełnie przestał już szamotać się w moim uścisku, i tylko patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, tymi wielkimi oczami, w których znów dostrzegłem powalającą bezradność, smutną tęsknotę, emocje, których wcale nie powinno tam być, które powinien znów schować za kurtyną zgorzknienia, jak to miał w zwyczaju. Od kiedy Lee Taemin był tak słabym aktorem?

Chciałem wyciągnąć dłoń i odgarnąć z jego czoła mokre kosmyki włosów, ale to zaprzeczyłoby całemu temu absurdalnemu zamysłowi udawania, że nic między nami nie ma; zamysłowi, którego naraz postanowiłem się trzymać, jak tonący brzytwy, wiedząc, że inaczej naprawdę utonę. Utonę w tęsknocie bijącej z oczu Taemina.

Leżący pode mną chłopak przez chwilę wyglądał, jakby znów się wahał, jakby znów chciał coś powiedzieć, ale i tym razem nie zdążył się na nic zdecydować, bo drzwi za moimi plecami po raz kolejny zaskrzypiały donośnie.

- Nie mam pojęcia, co rozumiecie pod pojęciem sprzątanie, ale jestem gotów wyciągnąć słownik i pokazać wam dokładną definicję. – Podniosłem się na kolana, uwalniając leżącego na podłodze Taemina, i spojrzałem przez ramię na stojącego w progu przyjaciela, w którego ciemnych oczach królowało bezgraniczne rozbawienie. – Ale być może znacie jakieś innowacyjne metody, o których nie wiem. Jeśli zechcecie oświecić mnie, co zamierzaliście sprzątać w takiej pozycji, to zamieniam się w słuch – oznajmił, akcentując kluczowe słowa z krzywym uśmiechem na ustach. – Jeśli nie, to będę niezmiernie wdzięczny, jeśli wreszcie raczycie osuszyć to jezioro, które z waszej winy powstało w moim salonie – dodał, i tym razem wyczułem w jego głosie ostrzegawczą nutę, którą wyłapał chyba nawet sam Taemin, bo naraz zerwał się na równe nogi, i przystąpił do pracy, pozwalając wszelkim oznakom zakłopotania skryć się za barierą długich, teraz wilgotnych włosów. Westchnąłem i sam chwyciłem za szmatę. Tak jak można się było spodziewać, Kim Kibum potrafił wprowadzić dyscyplinę w dosłownie każdych warunkach.

~*~

Wsparłem  brodę na rękach, z niemym podziwem obserwując siedzącego naprzeciwko mnie Yoogeuna. Chłopiec pochłaniał właśnie trzecią tego wieczora kolację, a ja nie mogłem się nadziwić, jakim cudem tyle jedzenia było w stanie pomieścić się w tak małym ciele. Nie umknęło jednak mojej uwadze, jak wychudzony był ów malec, co stanowiło niewątpliwy skutek jego dotychczasowego życia w podłych warunkach, panujących w miejskim sierocińcu. I choć z początku kwestia rzeczonego dziecka, które stało się mechanizmem napędowym tej dziwnej opowieści, stanowiła dla mnie swego rodzaju abstrakcję, coś co w niewielkim stopniu mnie dotyczy, coś, z czym obcuję jedynie przez nieprzewidziany splot wątków, to obserwowanie siedzącego przy stole i beztrosko dyndającego nogami w powietrzu malca sprawiło, że tym bardziej poczułem się w obowiązku spełnić prośbę Sodam i oddać matce jej zgubę. Zwłaszcza, że zdążyłem się już przekonać o braku jakiegokolwiek pojęcia na temat wychowywania dziecka ze strony Taemina.

Zerknąłem na stojącego w kącie chłopaka, obecnie bez reszty pochłoniętego wycieraniem ozdobnych filiżanek, które Kibum reprezentacyjnie przechowywał w przeszklonej szafce w salonie. Kiedy kilka godzin wcześniej wreszcie uporaliśmy się z osuszeniem nieszczęsnej podłogi, która padła ofiarą naszego konfliktu, mój przyjaciel przydzielił nam obu karne zadania, mające chyba na celu nic innego, jak chwilowe zajęcie nas czymś innym, niż wzajemne zabijanie się wzrokiem. Mnie przypadło zaopiekowanie się Yoogeunem, podczas gdy Taemin został zobowiązany do wypolerowania na błysk wszystkich naczyń znajdujących się w tym mieszkaniu. Tym razem nawet się nie skrzywił, po prostu wziął kolejną ścierkę do ręki i w milczeniu zabrał się do roboty. Od tamtego czasu nie odezwał się ani słowem, a jego myśli zdawały się krążyć po pomieszczeniu, ciążyć we wdychanym przeze mnie powietrzu.

Chłopak zmarszczył brwi i mruknął coś cicho, sam do siebie, jednocześnie ostrożnie odstawiając kolejną filiżankę na jej miejsce. Tak bardzo chciałbym wiedzieć, co działo się w jego głowie. Czy analizował sytuację, do której doszło podczas sprzątania? Czy zastanawiał się, jak ubrać w słowa to, co już dwa razy tego dnia próbował mi powiedzieć? Czy też może już rozważał kolejną próbę ucieczki? To aż porażające, jak bardzo Lee nie miał dalszego planu i improwizował na każdym kroku. Zadziwiał mnie też fakt, że ja sam z taką łatwością to wszystko dostrzegałem. Kiedyś ten chłopak był dla mnie niekończącą się zagadką. Kiedyś widziałem tylko diabelski błysk w oku i wykrzywione w cwaniackim uśmiechu usta. Jak to się stało, że teraz byłem w stanie wyczytać z jego twarzy tak wiele myśli i emocji, którymi dobrowolnie nigdy w życiu by się ze mną nie podzielił? Jak do tego doszło, że te niegdyś marmurowe maski, które przywdziewał, naraz zmieniły się w popękane i niemal kompletnie przezroczyste szkło? Czy to on się tak zmienił, czy też ja? A może to kwestia zmiany w samym scenariuszu? Odkąd do akcji wkroczył nowy narrator, sztuka ruszyła zupełnie odmiennym torem.

- Hyuuuung. – Upominający się o uwagę głos Yoogeuna wyrwał mnie z zamyślenia. Zdążyłem tylko na ułamek sekundy pochwycić spojrzenie również obudzonego z dziwnej zadumy Taemina, zanim sam odwróciłem wzrok. Siedzący naprzeciwko mnie brzdąc zjadł już kolację i teraz wlepiał we mnie swoje duże, pełne psotnych iskierek oczy.

- Słucham? – zapytałem, na co malec zerknął w kierunku obserwującego nas Taemina z dziwnie przebiegłym uśmiechem, po czym wrócił spojrzeniem do mnie.

- Czy noona jest na mnie zła? Powiedziała, że byłem niegrzeczny i już się do mnie nie odezwie… - oznajmił, po czym w uroczy sposób wydął usta, pierwszorzędnie udając zasmucenie. Nie byłem pewien, czemu ten chłopiec tak bardzo upodobał sobie rozrywkę w postaci prowokowania Taemina, ale był w tym niewątpliwym mistrzem. Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko go wesprzeć.

Uśmiechnąłem się cwaniacko, jednocześnie zerkając w stronę Lee, który czując nadchodzące zagrożenie przestał udawać, że czyści filiżanki i rzucał mi pełne groźby spojrzenia, które tylko dodatkowo zachęciły mnie do działania. Pochyliłem się nad stołem i przybrałem śmiertelnie poważną minę.

- Dam ci pewną radę, kawalerze – powiedziałem konspiracyjnym szeptem. Pytanie Yoogeuna sprawiło, że naraz wspomniałem wszystkie te razy, kiedy przejmowanie się zmiennymi nastrojami Taemina, okazywało się być dla mnie zgubne. Przed oczami znów zamajaczył mi złowróżbny napis na białej kartce, kilka słów, które wyglądały jak potwierdzenie końca. A mimo to przedstawienie dalej trwało, kurtyna wciąż była w górze, a dwaj aktorzy w dalszym ciągu pojedynkowali się na gesty i słowa. Jeśli czegoś się przez ten czas zdążyłem nauczyć to mógłbym ową mądrość zawszeć w jednym krótkim zdaniu. – Nigdy nie ufaj kobiecie – oznajmiłem, wywołując wybuch śmiechu i entuzjastyczne potakiwanie siedzącego po drugiej stronie stołu chłopca.

Mój triumf z dobrego żartu nie trwał jednak długo, bo chwilę potem poczułem jak brudna ścierka z zaskakującą siłą uderza mnie w twarz. Szybkim ruchem chwyciłem ją w dłoń, zerwałem się na równe nogi, i już zamierzałem odwdzięczyć się za wymierzony mi cios, ale nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim nadgarstku.

- Dość tego, zamknijmy już to domowe przedszkole na dziś, bo jeszcze moment, i wywołacie kolejną klęskę żywiołową w moim mieszkaniu – stwierdził Kibum śmiertelnie spokojnym, a jednocześnie wywołującym ciarki na plecach tonem. Odłożyłem ścierkę na stół i spuściłem wzrok, unikając konieczności mierzenia się z przyjacielem spojrzeniem. Było mi głupio za własne zachowanie, bo Kibum co najmniej pół dnia spędził na pilnowaniu, żebyśmy z Taeminem nie skoczyli sobie do gardeł. W dodatku w dalszym ciągu nie miałem okazji z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić, choć znając jego spostrzegawczość byłem pewien, że wielu kwestii domyślił się sam. Miał też na tyle wyczucia, że odłożył wszelkie pytania na odpowiedni moment, ograniczając swoją rolę do ciągłego trzymania ręki na pulsie.

Nie chcąc dłużej nadwyrężać jego cierpliwości, życzyłem wszystkim (łącznie z demonstracyjnie traktującym mnie jak powietrze Taeminem) dobrej nocy, i zamknąłem się w swojej sypialni.
Zaśnięcie nie było jednak łatwe, by nie rzec – niemożliwe. Wydarzenia minionego dnia wywoływały we mnie taki natłok myśli i emocji, że doprawdy nie jestem pewien, czemu moja głowa w pewnym momencie po prostu nie pękła z głośnym hukiem. Wszelkie nowe obrazy i słowa zdawały się pulsować w moich żyłach, wypełniać tę wąską przestrzeń przeznaczoną na życiodajną krew, utrzymując mnie w stanie pełnego rozbudzenia przez wiele godzin.

Bezradny wobec własnego niepokornego i niezmordowanego umysłu, zacząłem znów krążyć po pokoju, próbując w ten sposób jakoś rozładować tę niezdrową energię, która we mnie buzowała. 

Bezskutecznie. Mój wzrok raz po raz uciekał ku dzielącej mój pokój od salonu ścianie, moje uszy nieprzerwanie wsłuchiwały się w melodię nocy, usiłując pośród skrzypienia drewna i szumu wiatru za oknem znów znaleźć jakieś ciche, bolesne westchnienie, znów wyłowić z morza dźwięków odgłos, który sprawi, że nie będę czuł się sam w swojej bitwie myśli.

Doprawdy nie potrafię stwierdzić, w którym momencie moja dłoń spoczęła na klamce drzwi, ale już chwilę później skradałem się na palcach w kierunku salonu, jednocześnie modląc się w duchu, żeby absolutnie wszystkie pozostałe osoby w tym mieszkaniu były pogrążone w głębokim śnie. Na myśl o natknięciu się na Kibuma dostawałem gęsiej skórki, ale jeszcze większym przerażeniem napawała mnie wizja stanięcia twarzą w twarz z rozbudzonym o tej dziwnej porze Taeminem.

Być może właśnie dlatego odetchnąłem z niejaką ulgą, kiedy przez uchylone drzwi salonu dostrzegłem, że chłopak śpi. Prześlizgnąłem się przez wąską szparę, próbując tym samym uniknąć problematycznego skrzypienia zawiasów, i po cichu przemierzyłem pomieszczenie, zatrzymując się obok zajmowanej przez niezapowiedzianego gościa kanapy, i tam kucając.

Przypuszczam, że w tamtym momencie na chwilę wstrzymałem oddech, jakby naraz wszystkie te chaotyczne uczucia w moim sercu przejęły władzę nad płucami, zarządzając chwilowy strajk generalny. Potrzebowałem dobrych dwóch minut, zanim udało mi się uspokoić na tyle, żeby nikogo nie obudzić swoim irracjonalnym zachowaniem. W końcu jednak doprowadziłem się do porządku, i zagryzając nerwowo wargę przesunąłem wzrokiem po sylwetce zwiniętego pod ciepłym kocem chłopaka.

Obserwowanie śpiącego Taemina było dla mnie zupełnie nowym i niezaprzeczalnie powalającym doświadczeniem. Jego długie włosy wiły się wokół drobnej twarzy, rozsypywały się na poduszce w zupełnym nieładzie, który nadawał temu obrazkowi jakiegoś łagodnego wyrazu. Ramiona i klatka piersiowa chłopaka unosiły się w rytm miarowego oddechu, którego ledwo słyszalna melodia w dziwnie kojący sposób wpływała na moje zmęczone skrajnymi bodźcami zmysły.

Te elementy były jednak mało istotne, wobec samej uśpionej twarzy Taemina. Tej twarzy, którą tak dobrze, niemal na pamięć znałem, a która nigdy wcześniej nie wydała mi się tak młoda, tak bezbronna, tak niewinna. Zupełnie jakby noc odarła Taemina z tej mnogości masek, którymi za dnia bez przerwy żonglował, wystawiając na światło księżyca nagie serce, to samo, które czasem ujawniało się w smutku spojrzenia, bądź w nostalgii uśmiechu. Byłem niemal pewien, że gdyby w tamtym momencie chłopak uniósł powieki, to przez chwilę byłoby mi dane zobaczyć znów tę złotą iskrę, za którą tak tęskniłem, a która przeważnie ustępowała miejsca czarnym kłamstwom, zalewającym całą powierzchnię tęczówek.

Bezwiednie wyciągnąłem dłoń i najdelikatniej, jak potrafiłem, przesunąłem kciukiem po gładkiej skórze policzka. Tak bardzo chciałem przysunąć się bliżej, pocałować czoło, nos, usta. Przesiać włosy między palcami, spleść dłonie, zamknąć w uścisku. Ale czy w ogóle miałem do tego prawo? Czy naprawdę było jeszcze dla mnie miejsce w życiu Lee Taemina?

Odgarnąłem zbłąkany kosmyk przydługiej, wpadającej do oczu grzywki, i troskliwym gestem poprawiłem okrywający chłopaka koc. Kiedy znów spojrzałem na twarz śpiącego przez chwilę miałem dziwne wrażenie, że jestem obserwowany. Minęło ono jednak równie szybko, co się pojawiło, więc tylko pokręciłem głową z politowaniem nad swoim fiksującym umysłem. Po raz ostatni pogłaskałem Taemina po głowie, po czym z cichym westchnieniem podniosłem się i opuściłem pomieszczenie, pozostawiając za sobą jedynie łagodne skrzypnięcie drzwi.

~*~

Jestem znów~! Poprzedni rozdział chyba został przyjęty dość entuzjastycznie, mam nadzieję, że z tym nie będzie dużo gorzej >.< Przez ostatnie tygodnie szalałam z dodawaniem Sagi, teraz czas znów nieco przystopować, bo mam na głowie mnóstwo roboty, więc pisanie schodzi na boczny tor, wbrew mojej woli ;;; Wracam do poprzedniego systemu - kiedy napiszę nowy rozdział do końca, na blogu pojawi się 16. Mam nadzieję, że będziecie czekać ;; <3

Dziękuję i do napisania~! ^^

Edit. Napisałam nowy rozdział, więc być może widzimy się za tydzień xDDD

| ~XIV~ | ~XVI~ |

11 komentarzy:

  1. Dzień dobry ^^ A raczej dobry wieczór c:
    Każdy rozdział Sagi mi się bardzo, ale to bardzo podoba, ten też ^_^ Kibum i Yoogeun *.* Scena, gdzie Taemin zmywa podłogę koszulą Minho mnie rozwaliła :D
    "Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce Lee Taemina na sznurkach."- zakochałam się w tym zdaniu <3 Aż sobie je gdzieś zapiszę :D
    Przepraszam za mało ambitny komentarz. Po całym tygodniu potrzebuje dużej ilości snu, więc stworzenie dla mnie jakiegoś komentarza na poziomie jest bardzo trudne ;c
    Na pewno będę czekać na następny rozdział :)
    Dużo weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór :3
      Powiem szczerze, że ja sama świetnie się bawiłam pisząc ten rozdział, mogąc WRESZCIE znów obserwować wzajemne docinki 2mina, za którymi tak tęskniłam, a przy tej scenie z koszulą musiałam na moment się zatrzymać, bo przytłoczyło mnie, jak bardzo tych idiotów kocham ;_;
      Jejku, lubię jak czytelnicy wskazują mi swoje ulubione cytaty ^^ Słowa, które wybrałaś, mnie samej też są bardzo bliskie.
      Dziękuję za komentarz, fighting~! <3

      Usuń
  2. Na początku jak Minho z Taeminem rozmawiali czułam smutek, ale muszą rozmawiać, tak krok po kroku, aż dojdą do porozumienia. Szkoda, że jak w oczach Taemina widać prawdę to jest to smutek, a szczęścia nie widać, ale wierzę, że to się zmieni. Poza tym jakby teraz już wszystko było cacy to szybciej by się opowiadanie skończyło (bardzo nie chcę myśleć o tym, nie chcę końca). Kibum po raz kolejny potwierdził, że jest świetnym przyjacielem. Tutaj nie mówię o jakiejś konkretnej sytuacji, ale ogółu tego co robi, bo za dużo by było wyliczać. Smuci mnie to jak się zachowuje Minho tak samo jak jego to boli, ale to Taemin tak chciał, więc nie można mieć pretensji. Poza tym te drobne sytuacje, które irytują Tae są fajne, bardziej mi chodzi o te rozmowy jak ta z początku. Taemin mógłby w końcu coś postanowić, zrozumieć, byłoby mu łatwiej. Choć jest to dla niego nowość, coś niezrozumiałego, więc potrzebuje czasu i mam nadzieję, że Minho ten czas mu da. Początek był smutny, ale potem wszystko się rozjaśniło, było w miarę dobrze miedzy nimi (bo lepsze dogryzanie niż nic). Kocham tą scenę jak Taemin gada na Minho, a on stoi i słucha, potem ta koszula, no i wisienka na torcie- zwalanie winy na siebie nawzajem jak Kibum przychodzi. Jeśli wisienką jest to, co czym jest ta scena z 2minem...bardzo lubię takie, choć lepiej by było jakby ich uczucia były inne, bardziej pozytywne. Nie wiem jak Minho ma zamiar zabrać Yoogeuna, ale życzę mu powodzenia. W ogóle Yoogeun to świetna postać. Mam nadzieję, że będzie miał wspaniałe życie. Ciekawe co Sodam zrobi jak Jonghyun się dowie, a także ogólnie teraz co robi. To jeden z niewielu przypadków, w których polubiłam jakąś postać, którą wcześniej nie lubiłam (może już nic nie zrobi, by ją znielubić to tak zostanie). Zostaje mi teraz tylko czekać na następny rozdział i myśleć na kolejnymi scenami w tym przedstawieniu.
    Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Te sprzeczki Minho i Taemina <3
    Rozdział bardzo przyjemny ;3 fajnie się czytało takie małe śmieszkowanie, kiedy kilka poprzednich rozdziałów było pełne przemyśleń bohaterów, albo dużym krokiem w fabule.
    Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz po czym poznaję, że fanfiction jest dobre? Po tym, że boli mnie żołądek i mam dreszcze.
    Po przeczytaniu tego rozdziału zaczęłam poważnie się zastanawiać czy nie jestem przypadkiem chora, bo trzęsłam się jak osika w autobusie i miałam mdłości jak kobieta w ciąży. To chyba wystarczy za komentarz. Augh, jak tu szybko nie wstawisz najlepiej 172636 nowych rozdziałów to Cię znajdę, zamknę w piwnicy i każę pisać xDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przebacz mi te mdłości i drgawki w autobusie, ale ja sama świetnie się bawiłam pisząc ten rozdział :D Co do piwnicy... cóż, jeśli jedynym moim obowiązkiem będzie pisanie, a do tego załatwisz mi zapasy dobrej herbaty, to jestem jak najbardziej za! xDDD
      Dzięki za komentarz ^^

      Usuń
  5. Jestem~! Miałam być już w tamtym tygodniu, ale przegrałam. Po prostu padłam zanim skończyłam pisać komentarz, w zasadzie zanim go dobrze zaczęłam xD No a później jak już miałam się zabrać, to nie wyszło i jestem dopiero dzisiaj. Mam nadzieję, że tym razem ogar będzie serio większy i skończę. Serio chciałabym przed piątkiem ogarnąć jeszcze następny .-. UDA SIĘ~! Zobaczysz! A więc tak…
    Jakoś mi źle przez Sagi ostatnio. Bardziej źle niż zwykle, nie wiem, dlaczego tak, ale omg, serio ginę dużo mocniej niż powinnam ;-; To boli. I naprawdę nie jest normalne, ale jakoś nie umiem przejść z Sagi do porządku dziennego. Cały czas mam wrażenie, że… Nie wiem. To niemożliwe, że już tak dużo o Sagi wiem, szczególnie, że pamiętam te rozdziały, gdy były tylko zdaniem, czy dwoma rzuconymi w rozmowie. A teraz? JAK TO MOŻLIWE, ŻE WŁAŚNIE PISZĘ KOMENTARZ POD 15. ROZDZIAŁEM? Jak to możliwe, że byłam już na drugim balu, skoro jeszcze dobrze nie wróciłam z pierwszego? Jak to możliwe, że już jesteśmy tak daleko, że Sodam bierze sprawy w swoje ręce, że znamy jej historię, wiemy, dlaczego robi to, co robi i wiemy, co jeszcze planuje zrobić? Szczerze mówiąc, współczuję Minho, jeśli jego życie tak właśnie wyglądało od poznania Sagi. Zlepek informacji, które nie bardzo może ogarnąć, a dotyczą jego życia, ale on chyba miał trochę więcej czasu, mimo wszystko. U nich czas płynie jednak trochę inaczej. ALE I TAK PRZECIEŻ TO JEGO DOTYCZY X………….X TO JEGO ŻYCIE ZMIENIŁO SIĘ W PRZEDSTAWIENIE, SCENARIUSZ W RĘKACH OSOBY, KTÓRA CHCĘ GO ZNISZCZYĆ X……X Ja naprawdę nie umiem, dla mnie to wszystko się nie wydarzyło, a ja wciąż patrzę na czerwoną suknię Sagi, gdy idzie przez jesienną noc, milcząc podejrzanie i jest dziwnie przygaszona. Ciekawe czy Minho też ma takie wrażenie… A Taemin… A z drugiej strony TYLE SIĘ WYDARZYŁO, TYLE MOMENTÓW I KAŻDY NIEZWYKŁY X…….X Przepraszam ;-------; Naprawdę nie umiem. To ja może pójdę dalej…
    Maska… Szczerze mówiąc, ostatnio brałam się za komentarz miałam kompletną pustkę w głowie przez tę maskę. Pamiętałam, jak ją wybierałaś, ale dlaczego… Nie miałam pojęcia. Ale przemyślałam to w czasie tej przerwy po pierwszym podejściu. Ten niebieski… niebieski to zimny kolor. To chyba jest maska Taemina. Maska, którą w tym rozdziale próbował nosić. Niebieski na niej to zimna obojętność, zimno ciągłego udawania. Ale to chyba też całe morze bezradności i tęsknoty, które przelało się z oczu na maskę. Morze, w którym toną okruchy bólu i wyrzuty sumienia. I to złoto, złota wstążka i złoty materiał… Myślę, że to te emocje i uczucia, które chcę zepchnąć, jak najgłębiej, jak najdalej od siebie, nadzieja… miłość… Myślę, że to też powód ich udawania, bo skoro jest co udawać, to chyba wcześniej musiało być inaczej, więc „c o ś” musiało między nimi być.
    Okej chyba czas przejść dalej. Od razu przepraszam, ale dzisiaj mi się dość mocno włączyło ciśnięcie z bohaterów (no ok, tylko z Minho, ale noo), więc przepraszam za wszelkie dziwne rzeczy, które tu przeczytasz.
    Kibum otwiera drzwi i widzi Minho z Yoogeunem i Taemina za nimi. Podziwiam go, naprawdę. Jest prawdziwym przyjacielem, dobrym przyjacielem, chyba najlepszym, jakiego Minho mógł sobie wymyślić. Przyjacielem, który nie pyta, tylko najpierw robi to, co jest potrzebne. MINHO, SZCZEŚCIARZU, znać kogoś takiego. Mam nadzieję, że bardzo, bardzo mu podziękuje kiedyś. Tak, Minho wspomina drogę, w czasie, której Lee prawie milczał. Prawie, bo cały czas mruczał pod nosem wiązankę przekleństw. Zarzuca sobie też brak planu, dostrzega, jak bardzo nieprzygotowany jest na ten moment, gdy w końcu znalazł dezertera, gdy udało mi się go złapać…? Chyba tak trzeba powiedzieć. Wpuszcza Taemina przodem, boi się, że chłopak znowu mu ucieknie. Tae najpierw się rozgląda, tak samo, jak przez całą drogę (i tak samo jak to robił Minho), później wchodzi do mieszkania. Nie bez powodu rozglądali się, idąc. Boją się ludzi Kim Jonghyuna, który mogą ich śledzić. Dobrze wiedzą, że wyłamują się z jego scenariusza. Gdy Minho również nie dostrzega niczego niepokojącego, wchodzi i zamyka drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy do akcji wraca Kibum, który zabiera Yoogeuna i proponuje mu kolację. Wtedy Minho postanawia porozmawiać z Lee. Szuka go po całym domu, zajmuję mu to bardzo dużo czasu i w końcu znajduje go na balkonie, gdy już zaczynał się zastanawiać, czy chłopak czasami znowu mu nie uciekł. Najpierw staje w drzwiach, ale gdy młodszy nie zwrócił uwagi na jego obecność, zrobił jeszcze kilka kroków i oparł się na barierce obok niego. „- Nie jest ci zimno? – zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.” Troskliwy pan Choi się znalazł. Nie dziwię się, że zadał to pytanie, że nie zdążył się powstrzymać. Kocha Taemina, dlatego chce dla niego jak najlepiej, a stanie w lekkim ubraniu na balkonie pewnie koło grudnia, to na pewno nie jest najlepiej. Odpowiedź Lee przeczy jego reakcji na zimy podmuch, a Minho ma ochotę go przytulić, ale wie, że nie może. Taemin pyta, po co do niego przyszedł, a gdy Choi mówi mu, że chce porozmawiać, odpowiada, że nie mają, o czym i dodaje, że przeszłe sprawy nie mają już znaczenia. Wtedy Minho zmusza go do spojrzenia mu w oczy i widzi w nich tylko ciemną obojętność. To uwalnia w nim złość i ból, który zbierał się w nim przez kilka tygodni. „- Co takiego jest nieistotne? – rzuciłem ku niemu, ledwo dostrzegając, że mój głos bez kontroli woli zdążył unieść się o kilka gniewnych tonów w górę. – To, że bez słowa zniknąłeś na kilka tygodni? To, że nie miałeś nawet odwagi prosto w twarz powiedzieć krótkiego „do widzenia”? – zacząłem wyliczać. Dobrze wiedziałem, że będę później srogo żałował tych wyrzutów, ale w danym momencie nie potrafiłem dłużej tego w sobie dusić. - Co jest nieistotne? Moje zgniłe aktorskie marzenia? Moje zdeptane przez ciebie uczucia? – Mój głos zadrżał niebezpiecznie. W oczach zszokowanego moim wybuchem Taemina błysnęły dziwne, niepokojące refleksy, tak karykaturalne w całej tej sytuacji, tak niepasujące do tej obojętnej maski, którą postanowił dziś przywdziać. – Czy to wszystko jest tak samo nieistotne jak nasz wspólny taniec?! – wykrzyczałem, współdzieląc ból, który dostrzegłem na twarzy stojącego przede mną chłopaka.” TO TAK BARDZO WE MNIE UDERZYŁO. Widzę to, widzę ból wypisany na twarzy Minho, widzę Taemina, który aż jakby maleje przez poczucie winy, które przebija nawet przez tę obojętną maskę. Ten wybuch bardzo go zaskoczył. Wie chyba, że nie może się bronić, bo tak naprawdę Minho ma rację robiąc mu wyrzuty. W końcu się odzywa: „Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” To zdanie i mnie cieszy i sprawia, że żołądek się ściska. 1. Bo Lee Taemin przyznaje, że jest co udawać, więc coś musiało być. 2. Widzę skutki tego udawania i BOJĄ. Oni będą cierpieć, żeby sobie coś udowodnić albo nie wiem co. Później Choi mówi o tym, że przecież to było tylko to przedstawienie, a do przedstawień nie można się za bardzo przywiązywać, bo możemy pomylić je z rzeczywistością i wyszedł.
      Po rozmowie z Lee Minho długo nie mógł się uśpić. Po głowie cały czas obijało mu się pytanie zadane przez Tae. Wyrzuca sobie swoją głupotę. Przecież miał okazję porozmawiać szczerze z Taeminem, ale nie, lepiej było dać się ponieść chwili i zrobić mu wyrzuty, których skutkiem jest zapewne jeszcze większe jego zamknięcie w sobie, być może kolejna maska. Przez te myśli wyrywa mu się dość głośny dźwięk przepełniony irytacją i wtedy przypomina sobie, że powinien być cicho, nasłuchuje chwilę i słyszy podobne do jego, tylko lekko przytłumione ścianą „UGH”, które utwierdza go w przekonaniu, że nie jest jedyną osobą, którą tej nocy dręczy bezsenność. „Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce Lee Taemina na sznurkach.” Oh… Panie Choi, nic się pan nie nauczył? Zachciało się panu teatrzyku kukiełkowego, ale zapomniał pan, jak taki teatrzyk boli, gdy twoje serce jest kukiełką? Poza tym nie wydaje mi się, tylko serce Tae jest na sznurkach…

      Usuń
    2. Jest już rano, a 2min spotyka się przy drzwiach do przedpokoju. Minho blokuje przejście Taeminowi, który chce już iść, odejść. Po prostu postanowił grać razem z nim w jego udawanie, ale tym razem bez możliwości ucieczki. Gdy Taemin mówi, że nie zamierza zostać w mieszkaniu, Minho wytyka mu, że po prostu nie ma gdzie pójść, ale gdy Lee się oburza i zaprzecza, ciągnie dalej i pyta, dlaczego w ogóle tam przyszedł, sam też się nad tym zastanawia, co powstrzymało Tae przed wyrwaniem mu dziecka i zniknięciem w mroku… być może jakieś uczucie, i podchodząc bliżej, sugeruje, że może po prostu się stęsknił. Im bliżej jest, tym Tae bardziej kurczy się w sobie i Minho widząc go, ma wyrzuty sumienia. „I dlaczego karałem nie tylko Taemina, ale i siebie samego?” Śmiałam się z tego zdania, ale to tylko dlatego, że jak myślę o tym, to boli. Kara Lee, kara siebie… Myślę, że mimo wszystko to jest bardzo niedojrzałe. Tak jak teraz o tym pomyślałam, to w całym tym rozdziale oni zachowują się jak dzieci (WIEM, ŻE MINHO O TYM MÓWIŁ OK.) i bardzo na tym tracą. Prawda jest tak, że dużo czasu zyskaliby, gdyby po prostu się ogarnęli. TAK, to prawie hejt, ale żeby nie było tak dobrze, (dla mnie ;-; ) to teraz może powiem, jak mnie takie zachowanie ich boli, to jest omg, po tym szarym świecie, gdzie oni naprawdę zachowywali się poważnie i mili misję, do tego jak mają naprawdę dziecinne przepychanki słowne. (Możesz to zignorować, jest już późno.) No i właśnie Taemin odpowiada mu dalej się „przepychając”. Zasłania się bezbronnym dzieckiem, ale Choi szybko wytyka mu, że przecież sam gorszy swoim słownictwem to dziecko i zauważa, że skoro przyszedł je tylko ratować, to chyba nigdzie się bez niego nie wybiera. Wtedy Taem orientuje się, że chłopiec znowu mu umknął, woła go i w tym momencie dostaje szmatką w głowę. To Kibum przychodzi, ogarnia ich i zagania do pracy. Przydziela każdemu obszar, który mają posprzątać. Minho zaprawiony w generalnych porządkach szybko uwija się ze swoim terenem i idzie po podglądać Taemina. Młodszy chłopka szorując podłogę, mruczał cały czas wiązankę przekleństw i obelg pod adresem swojego byłego partner. Kiedy powtarza „Stęskniłeś się”, Minho otwiera drzwi szerzej i wtrąca się mu do wywodu, zauważając, że dalej nie odpowiedział na to pytanie. Wtedy Taemin zamaszystym ruchem przewraca wiadro z wodą, chciał chyba pogrozić Minho palcem, ale nie wyszło. Od razu zrzuca winę na starszego i przez chwilę trwa takie przerzuca się tą winą, ale przychodzi Key i przywraca ich do porządku, każe im posprzątać, co ma być ponownym uczeniem się współpracy. Minho przynosi suche ściereczki i na szybko znajduje jakieś ubranie dla Lee. Niestety trochę źle zwraca się do niego podając mu je – „Użyj tego” – i młodszy owszem używa tego, ale do wytarcia podłogi. TO JEST EPIC MOMENT. NAPRAWDĘ. TO PRAWIE STARY DOBRY LEE TAEMIN <3 Widząc to Minho szybko próbuje go powstrzymać, efektem, czego jest ich położenie po kilku minutach przepychanki. Minho leży na Taeminie, obaj są mokrzy od wody wylanej na podłogę i patrzą sobie w oczy. „Chłopak zupełnie przestał już szamotać się w moim uścisku, i tylko patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, tymi wielkimi oczami, w których znów dostrzegłem powalającą bezradność, smutną tęsknotę, emocje, których wcale nie powinno tam być, które powinien znów schować za kurtyną zgorzknienia, jak to miał w zwyczaju. Od kiedy Lee Taemin był tak słabym aktorem? Chciałem wyciągnąć dłoń i odgarnąć z jego czoła mokre kosmyki włosów, ale to zaprzeczyłoby całemu temu absurdalnemu zamysłowi udawania, że nic między nami nie ma; zamysłowi, którego naraz postanowiłem się trzymać, jak tonący brzytwy, wiedząc, że inaczej naprawdę utonę. Utonę w tęsknocie bijącej z oczu Taemina.” WIEM, że kopiuję bardzo dużo, ale L E E T A E M IN. Prawdziwy Taemin x….x Tae, który nie potrafi udawać, który ma popękaną maskę. W tym momencie znowu przerywa im Kibum. Przywraca ich do porządku, śmiejąc się z nich przy tym. Pyta nawet, co chcieli tak sprzątać i zagania ich do ogarnięcia bałaganu, który zrobili.

      Usuń
    3. Za karę dostali dodatkowe zadania, Minho przypadła opieka nad Yoogeunem, a Taemin musiał wypolerować wszystkie naczynia w mieszkaniu. Starszy z dzieckiem siedzieli przy stole i chłopiec jadł kolację, a Lee stał w kącie pokoju i polerował porcelanę. Choi obserwował go, ale chłopak nie zwracał na niego uwagi (albo przy najmniej udawał). Minho zastanawiał się, o czym Tae myśli. Czy planuje ucieczkę? Ale przede wszystkim dziwiło go, że może teraz z jego twarzy czytać jak z otwartej księgi. Jego rozmyślania przerywa dziecko, które zwraca na siebie jego uwagę. Zadaje mu pytanie o Taemina, celowo go prowokując. „Nigdy nie ufaj kobiecie” – odpowiada Choi Minho, czyli przegryw, który zakochał się przez jedne szept. Na miejscu Yoogeuna bym nie słuchała (omg przepraszam, Minho, nic nie poradzę, że jesteś przegrywem). Key widząc, że znowu coś jest na rzeczy, zamyka domowe przedszkole i wysyła Minho spać. Chłopak jednak nie może zasnąć, krąży po pokoju, jego myśli cały czas uciekały do Taemina, tak samo jak oczy, które chciały zobaczyć go przez ścianę. W końcu wyszedł z pokoju i skierował się do zajmowanego przez gości salonu. Obserwuje śpiącego Tae i nie może uwierzyć, że ta twarz naprawdę należy do tego człowieka. „Tej twarzy, którą tak dobrze, niemal na pamięć znałem, a która nigdy wcześniej nie wydała mi się tak młoda, tak bezbronna, tak niewinna. Zupełnie jakby noc odarła Taemina z tej mnogości masek, którymi za dnia bez przerwy żonglował, wystawiając na światło księżyca nagie serce, to samo, które czasem ujawniało się w smutku spojrzenia, bądź w nostalgii uśmiechu.” W końcu wyciąga rękę zupełnie tego nie świadomy i głaska go po policzku. Chciałby zrobić dużo więcej, przytulić, pocałować, spleść dłonie, ale nie wie, czy nawet głaskanie po policzku to nie za dużo. Odgarnia mu włosy z twarzy, poprawia koc i wychodzi. Jakby podejrzewał, że jak zostanie, to zrobi coś głupiego…
      Okej, ja nie wiem. Przepraszam i za chorą długość i za treść, bo to pewnie całkiem bez sensu, ale nie wiem no. Przepraszam .-. Mam nadzieję, że coś tu choć trochę Ci się spodoba. Przepraszam za wszystkie błędy i w ogóle. Przepraszam i… dobranoc?

      Usuń

Template made by Robyn Gleams