- Co to ma być? – Głos Kibuma miał w sobie mieszankę
irytacji, niedowierzania, zażenowania i ledwo dostrzegalnego rozbawienia, kiedy
z uniesionymi brwiami spoglądał na naszą stojącą w progu trójkę. Bóg jeden wie,
co musiał sobie pomyśleć, kiedy zniknąłem w trakcie balu, żeby potem w środku
nocy pojawić się nie tylko z Taeminem u boku, ale też z dzieckiem na rękach. To
nieocenione, że mój przyjaciel pozwolił mi tyle lat mieszkać z nim pod jednym
dachem, ale ostatnimi czasy tyle razy wystawiłem jego cierpliwość na próbę, że
nawet bym się nie zdziwił, gdyby w końcu wywalił mnie na zbity pysk.
Tego wieczora okazał się jednak być nad wyraz łaskawy, bo
mimo ciskania we mnie piorunów oczami, cofnął się krok w tył, dając nam tym
samym zezwolenie na przekroczenie progu swojego mieszkania. Z ulgą wypuściłem
powietrze z płuc, przynajmniej kwestię chwilowego schronienia mając z głowy, i
odsunąłem się na bok, wpuszczając Taemina pierwszego, jakby obawiając się na
chwilę spuścić go z oczu, żeby nagle nie rozmyślił się i nie zniknął znów bez
słowa gdzieś w mrokach tej dziwnej nocy.
Przez całą drogę z balu do mieszkania Kibuma, Lee szedł w
milczeniu. No cóż… prawie w milczeniu, bo stukanie naszych butów o bruk
przeplatane było mamrotaną pod nosem wiązanką przekleństw. Niemal czułem, jak
chłopak sztyletuje mnie wzrokiem, ilekroć patrzę w innym kierunku. Jednak za
każdym razem, kiedy próbowałem pochwycić jego spojrzenie, znów odwracał głowę,
znów uciekał. Potrafiłem sobie tylko próbować wyobrazić, co się kryje za tymi
gniewnie zmarszczonymi brwiami. Taemin z pewnością był na mnie wściekły, czego
nie omieszkał okazywać mi na każdym kroku. Dobrze jednak wiedziałem, że gdyby
naprawdę nie chciał mnie więcej widzieć na oczy, to nic nie przeszkodziłoby mu
w ponownym przejęciu dziecka i zniknięciu z mojego życia raz na zawsze. Coś go
jednak powstrzymało i zachodziłem w głowę, co to mogło być. Sam dopiero teraz z
pełną świadomością zaczynałem dostrzegać absurd własnego planu. A raczej
bolesny (i wcale niezaskakujący), brak planu. Przez cały czas do tego stopnia
skupiałem się na samym fakcie, że chcę pomóc Sodam odzyskać jej syna, że
zupełnie nie przemyślałem, co zrobię, jeśli już mi się to uda. I tak oto
wylądowałem z Yoogeunem na rękach i Taeminem wlokącym się obok mnie,
bluzgającym na prawo i lewo, niepewien tak naprawdę do czego to wszystko
zmierza.
Lee zawahał się w progu, spoglądając przez ramię, jakby
sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi. Nie był to pierwszy raz, kiedy się tak
zachował, przez całą drogę na zmianę zabijał mnie wzrokiem i rozglądał się
nerwowo, usiłując zidentyfikować każdy z gromadzących się w przykrytych nocą
uliczkach cieni. Nie mogłem mieć mu tego za złe. Sam raz po raz zerkałem na
boki w obawie, że nawet tym razem, mimo zapewnień Sodam, iż wszystkim się
zajmie, oczy Jonghyuna wciąż czają się gdzieś w mroku, śledzą nas, obserwują.
Gdyby Kim faktycznie dowiedział się o moim amatorskim i karkołomnym planie
chwilowego „przechowania” Taemina i Yoogeuna u siebie, z pewnością zrobiłby
coś, żeby temu zapobiec. Coś, żeby stworzona przez niego sztuka faktycznie
skończyła się na moim złamanym sercu, a nie biegła dalej swoim krzywym, wciąż
nie do końca ukształtowanym torem, gdzieś poza jego zasięgiem.
Nie dostrzegłszy nic niepokojącego, Taemin w końcu
przekroczył próg mieszkania Kibuma, jednocześnie mamrocząc coś niecenzuralnego
pod nosem, przez co po raz kolejny musiałem zasłonić Yoogeunowi uszy. Malec
tylko zachichotał, i tak wszystko wyraźnie słysząc, ale nie zdążył nic
powiedzieć, bo naraz ziewnął przeciągle, najwyraźniej wykończony wrażeniami
tego dnia. Wymieniłem z zamykającym za nami drzwi przyjacielem długie,
milczące, porozumiewawcze spojrzenie, mając nadzieję, że zostawi wszelkie
pytania na później, i najpierw pomoże mi jakoś ogarnąć tę pokręconą sytuację.
Jak można się było po Kim Kibumie spodziewać, miał dość taktu i wyczucia, żeby poruszyć
niewygodne kwestie później.
- No to jak, młody… - zaczął, uśmiechając się przyjaźnie do
trzymanego przeze mnie dziecka. – Pójdziesz z wujkiem Kibumem zwiedzić kuchnię?
Może znajdzie się tam coś dobrego do jedzenia – powiedział, mrugając
porozumiewawczo okiem, i otrzymując pełną entuzjazmu reakcję ze strony
Yoogeuna, a ten naraz zupełnie stracił zainteresowanie hyungiem, który usłużnie
dźwigał go na rękach przez całą drogę, i jak gdyby nigdy nic wpadł w ramiona
nowego ulubionego opiekuna. Zaczynałem podejrzewać, że to małe stworzenie było
niemal tak interesowne, jak wszyscy wokół.
Kiedy Kibum razem z wygłodniałym brzdącem opuścili
przedpokój, głośno wypuściłem powietrze z płuc, i wsparłem się o ścianę, na
moment przymykając oczy. Ten wieczór był niemożliwie długi, a nade mną wciąż
wisiało wyzwanie, na które nie do końca byłem gotów. Dobrze wiedziałem, że
powinienem wreszcie porozmawiać z Taeminem, czego nie zrobiłem w drodze, z
powodu obecności dziecka. Lee zdążył już zniknąć gdzieś w głębi mieszkania, i
to był właśnie ten moment, w którym powinienem za nim iść i spróbować wreszcie
cokolwiek wyjaśnić. Miałem jednak spory problem z poczynieniem choć jednego kroku.
Bałem się, co z owej rozmowy wyniknie. Czy Taemin choć raz będzie ze mną
szczery? Czy też znów odegra rolę króla oszustów, nawet przed samym sobą
udając, że wszystko jest w porządku? Czy spojrzy mi znów w oczy?
Uderzyłem głową w ścianę dla otrzeźwienia. Tym razem nie
mogłem już okazać słabości. Tym razem zamierzałem pokazać Lee Taeminowi, że
Choi Minho to nie tylko rekwizyt, a prawdziwy aktor. Wyprostowałem dumnie plecy
i jeszcze raz zaczerpnąłem tchu, po czym ruszyłem w głąb mieszkania.
Taemina udało mi się znaleźć dopiero po dobrych dziesięciu
minutach, kiedy któryś raz z rzędu przetrząsałem każde pomieszczenie z osobna.
Byłbym zaczął panikować, że Lee jednak jakimś cudem znów mi uciekł, gdyby nie
to, że wyraźnie słyszałem dobiegające z kuchni głosy Kibuma i Yoogeuna, bez
którego mój były partner nigdzie by się nie ruszył. Mój rozbiegany wzrok wreszcie padł najpierw na porzuconą na podłodze, niewielką torbę podróżną, w którą Lee najwyraźniej zapakował swój dobytek, a później na zamknięte drzwi balkonowe, po chwili wyławiając z panującego za
oknem mroku niewyraźną sylwetkę. Westchnąłem ciężko, choć z ulgą, po czym zebrałem
się w sobie, i ruszyłem w tamtym kierunku.
W pierwszej chwili zapobiegawczo stanąłem w drzwiach,
obawiając się, że kiedy tylko Taemin mnie usłyszy, postanowi znów wymigać się
ucieczką. On jednak najwyraźniej nawet nie zauważył cudzej obecności, zbyt zamyślony,
zapatrzony w niebo, zasłuchany w szum miasta. Nie byłem pewien, czy powinienem
się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Czy ta dziwna aura w jego postawie dodawała
mi odwagi, czy też dodatkowo onieśmielała. Było już jednak za późno na odwrót,
więc po prostu po cichu przestąpiłem kilka kroków i oparłem się łokciami o
barierkę obok niego.
- Nie jest ci zimno?
– zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. To nie moja wina, noc naprawdę
była chłodna, a ten chłopak jak gdyby nigdy nic postanowił sterczeć na balkonie
bez należytego na tę porę roku odzienia.
Co nie zmieniało faktu, że tego typu troskliwe uwagi były co najmniej
nie na miejscu w zaistniałej między nami sytuacji.
- Nie – odparł Taemin dobitnie, przybierając prawdopodobnie
najbardziej odpychającą minę, na jaką było go w danym momencie stać. Groźne
zmarszczenie brwi poszło jednak na marne, kiedy ramionami chłopaka wstrząsnął
dreszcz chłodu, tym samym rujnując jego starania w kreowaniu hardej postawy.
Tak bardzo chciałem go w tym momencie przytulić, podzielić się ciepłem, zamknąć
w uścisku i nigdy już nie pozwolić zniknąć. Zamiast tego jedynie zacisnąłem
mocniej dłonie w pięści. Dobrze wiedziałem, że nie mogę zrealizować żadnego z
absurdalnych scenariuszy, krążących mi po głowie. Tego typu czułości były nam
obce nawet wtedy, gdy jeszcze udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Teraz,
kiedy nasza relacja w tak wielkim stopniu się skomplikowała, wszystko było o
stokroć bardziej pogmatwane. – Po co tu przyszedłeś? – zapytał Taemin pełnym
pretensji tonem, w dalszym ciągu nie racząc mnie choćby jednym spojrzeniem,
uparcie wbijając wzrok w ciemność za granicą barierki.
- Porozmawiać – odparłem po prostu, czując, że dalsze
owijanie w bawełnę nie ma najmniejszego sensu. Taemin prychnął na te słowa,
kryjąc zdenerwowanie za krzywym i kpiącym półuśmiechem.
- Nie mamy o czym rozmawiać – stwierdził z godną podziwu
upartością, choć obaj doskonale wiedzieliśmy, że to najzwyczajniej w świecie
bzdura. Mimo że jeszcze chwilę temu miałem potrzebę zamknięcia go w ciasnym uścisku,
naraz poczułem jak gromadzona przez stanowczo zbyt długi czas złość zaczyna we
mnie buzować.
- Oh, ja twierdzę wręcz przeciwnie – stwierdziłem kąśliwym
tonem, czując, jak w zastraszającym tempie tracę kontrolę nad sobą. Mogłem
sobie teoretyzować na temat spokojnej i sensownej rozmowy, która poukłada naszą
dziwną relację, ale lekceważąca postawa Taemina zadziałała na mnie jak płachta
na byka. Naraz wyimaginowane ciskanie przekleństw w Lee przestało mieć
jakikolwiek sens, bo oto naczelny winowajca, oszust, dezerter stał tuż obok
mnie. – Mamy do omówienia całkiem sporo kwestii...
- To teraz nieistotne… - mruknął Taemin porażająco obojętnym
tonem, który sprawił, że na moment wstrzymałem oddech. Czyżbym naprawdę się
pomylił? Czyżbym dał się zwieść głupiej nadziei, że było między nami
kiedykolwiek coś prawdziwego? Czyżby nawet złota iskierka w ciemnej toni jego
tęczówek była jedynie iluzją?
Gwałtownie odepchnąłem się od barierki i chwyciłem Taemina
za oba ramiona, próbując zmusić go do popatrzenia mi w oczy. Chciałem
sprawdzić… Przekonać się, że tamto spojrzenie, które nadało tempo naszemu
wspólnemu tańcu wciąż istnieje, że nie zgasło wraz ze światłami balowej sali.
Na nic jednak zdała się moja próba. Taemin robił wszystko, byle nie patrzeć mi
w twarz. Choć w pierwszej chwili byłem pewien, że widzę dezorientację, może
nawet strach, to już ułamek sekundy później delikatne rysy stwardniały,
bezwarunkowo odcinając mnie od jego myśli. Jedyna moja droga do prawdy została
zamknięta. Już nie wiedziałem, czy jego postawa to tylko paniczna próba
ucieczki przed odpowiedzialnością za własne czyny, czy też jawne potwierdzenie
mojego tragicznego błędu. Zastanawiałem się co jeszcze mogę powiedzieć, żeby
złamać ten upór na jego twarzy, ale kiedy Taemin wreszcie uniósł wzrok,
poczułem jedynie tępy ból w piersi.
Bo oto ciemne kurtyny zasnuły te kształtne oczy, tak
nieprzeniknione, jak nigdy dotąd, odporne na każdą drobinkę światła, która
próbowałaby się przez nie przedrzeć. Lekceważący uśmieszek, który naraz wpłynął
na jego usta obudził we mnie jakiś żywioł goryczy, jakiś wulkan złości, który
dotąd uśpiony był nadzieją. Echa wszystkich przepełnionych tęsknotą myśli
zaczęły mi dudnić w głowie, domagać się sprawiedliwości, zrobienia czegokolwiek,
byle tylko pozbyć się tego niedorzecznie obojętnego, kpiącego z mojego
złamanego serca uśmiechu. Tym razem nie miałem już żadnych hamulców,
powstrzymujących mnie przed wyrzuceniem z siebie tego wszystkiego, co
kumulowało się we mnie od tamtego pamiętnego dnia, kiedy to kilka zapisanych na
białej kartce słów odebrało mojemu życiu wszelkie kolory.
- Co takiego jest nieistotne? – rzuciłem ku niemu, ledwo
dostrzegając, że mój głos bez kontroli woli zdążył unieść się o kilka gniewnych
tonów w górę. – To, że bez słowa zniknąłeś na kilka tygodni? To, że nie miałeś
nawet odwagi prosto w twarz powiedzieć krótkiego „do widzenia”? – zacząłem
wyliczać. Dobrze wiedziałem, że będę później srogo żałował tych wyrzutów, ale w
danym momencie nie potrafiłem dłużej tego w sobie dusić. - Co jest nieistotne?
Moje zgniłe aktorskie marzenia? Moje zdeptane przez ciebie uczucia? – Mój głos
zadrżał niebezpiecznie. W oczach zszokowanego moim wybuchem Taemina błysnęły
dziwne, niepokojące refleksy, tak karykaturalne w całej tej sytuacji, tak
niepasujące do tej obojętnej maski, którą postanowił dziś przywdziać. – Czy to
wszystko jest tak samo nieistotne jak nasz wspólny taniec?! – wykrzyczałem,
współdzieląc ból, który dostrzegłem na twarzy stojącego przede mną chłopaka.
Rozdrapywałem właśnie dwa serca i byłem tego doskonale świadom, ale było już
zdecydowanie za późno na odwrót. Na moment przymknąłem oczy i wziąłem głęboki
wdech, jednocześnie przywołując na twarz kamienną maskę, której niewzruszona
struktura nie przepuści ani zranionego spojrzenia Taemina, ani mojego
dudniącego bolesnym echem serca. – Masz rację. To nieistotne – oznajmiłem w
końcu, tym razem tonem zimnym jak lód, który sprawił, że moim rozmówcą
wstrząsnął dreszcz.
Mój wybuch zaskoczył nawet mnie samego, nie mówiąc już o
Taeminie, który wyraźnie skulił się w sobie, wywołując tylko dodatkowe wyrzuty
sumienia. Wiedziałem jednak, że nie było innej opcji. Trzeba było nim
wstrząsnąć, żeby coś wreszcie zrozumiał. I o ile Lee Taemin, którego znałem
jeszcze kilka tygodni temu, zapewne w tym momencie rozpocząłby tyradę o tym, że
nie mam prawa go oceniać, tak ten zagubiony i bezbronny chłopak tuż przede mną,
po prostu w milczeniu spuścił głowę, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na
balkonowej barierce. Jego milczenie było znacznie cięższe i bardziej przytłaczające,
niż jakiekolwiek bezczelne, nasiąknięte sarkazmem uwagi, do których zdążyłem
już nawyknąć. Taemin nie mówił nic tak długo, że zastanawiałem się nawet, czy
dla lepszego efektu nie powinienem w tym momencie po prostu sobie pójść,
zostawić go z moimi ostrymi słowami, zanim zdąży je jakoś odeprzeć. W końcu
jednak chłopak odezwał się, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy.
- Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło? – zapytał
cichym, zachrypniętym głosem, od którego przeszły mi po plecach ciarki. Te słowa
sprawiły, że na moment wstrzymałem oddech, znów sparaliżowany jego
niecodziennym zachowaniem, znów niepewny własnego postepowania. W końcu jednak
jakaś zgorzkniała część mojego serca zwyciężyła w bitwie myśli, bo przybliżyłem
się do Taemina powoli, i pochyliłem się nad jego uchem.
- To było tylko przedstawienie, nieprawdaż? – powiedziałem
kąśliwym tonem, a Lee wzdrygnął się, słysząc te słowa. – Nawet najlepszą sztukę
niebezpiecznie jest rozpamiętywać zbyt długo, bo jeszcze zapanuje nad
rzeczywistością – zakończyłem gorzkim tonem, doskonale świadom, że będę tych
słów żałował jeszcze przez długi czas. Następnie wyminąłem milczącego chłopaka
i opuściłem balkon.
~*~
Jak można się było spodziewać, rozmowa z Taeminem
zafundowała mi bezsenność na resztę nocy. Przekręcając się z boku na bok, albo
chodząc po pokoju w te i we w te, nie byłem nawet pewny, na kogo jestem
bardziej zły. Na siebie, bo tak łatwo dałem się wyprowadzić z równowagi? Czy
może na Taemina, bo mimo moich wyrzutów, on milczał. Nie odparł ich, nie
odepchnął, nie skomentował ich choćby jednym słowem. Tylko milczał, milczał,
milczał, a jedyną jego reakcją, były te nieznośnie drżące od chłodu, bądź też z
zupełnie innego powodu ramiona. I to ciche, absurdalne pytanie, które wciąż
dudniło mi w głowie.
„Więc będziemy udawać,
że nic się nie wydarzyło?” – zdawało się wciąż dźwięczeć w moich uszach, a
ja nie mogłem przestać bombardować ciszy wokół mnie gradem niepewności. Bo
gdyby naprawdę nic między nami nie
było, to jaki sens miałoby tutaj owo udawanie?
A jeśli jednak coś między nami było,
to dlaczego mamy udawać? Dlaczego nie
możemy choć raz zachować się jak dorośli? Choć raz wyłożyć wszystkich kart na
stół?
Skrzywiłem się, uświadamiając sobie, jak bardzo zawaliłem
sprawę. Od tylu dni marzyłem o tym, żeby móc wreszcie porozmawiać z Taeminem,
wreszcie wyjaśnić sobie wszystko. A kiedy ten moment już nastąpił, ja
najzwyczajniej w świecie dałem ponieść się złości i rozgoryczeniu. Tym sposobem
zamiast dojść do porozumienia, postawiłem między nami tylko kolejny bezsensowny
mur. Mogłem mu wyjaśnić, że o wszystkim wiem, mogłem podzielić się historią
opowiedzianą mi przez Sodam, mogłem przekonać go, że dalsza gra według zasad
Kim Jonghyuna nie ma najmniejszego sensu, że możemy razem napisać zakończenie
tej sztuki. Ale nie, szanowny aktor Choi Minho postanowił wczuć się w swoją
rolę złamanego serca!
Wydałem z siebie pełen irytacji odgłos, dopiero po chwili
przypominając sobie, że teraz prócz śpiącego kamiennym snem Kibuma są w tym
domu jeszcze dwie osoby. Zerknąłem na przeciwległą do mojego łóżka ścianę,
jakby mając nadzieję, że uda mi się przeniknąć ją wzrokiem, i zajrzeć do
salonu, który obecnie pełnił rolę chwilowej sypialni niezapowiedzianych gości.
Byłem ciekaw, czy Taemin był w stanie zmrużyć oko tej nocy, czy też może
podobnie jak ja leżał na niewygodnej kanapie, patrząc pustym wzrokiem w sufit,
nie mogąc uspokoić krążących po głowie myśli.
Przed oczami znów zamajaczył mi boleśnie wyraźny obraz
skulonego pod wpływem mojego gniewu chłopaka. „Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” – zabrzmiało jeszcze
raz w uszach, jakąś dziwnie beznadziejną, bezradną, wręcz bolesną nutą. Czy
moje słowa naprawdę zraniły Lee Taemina? Czy poczuł wreszcie skruchę, widząc,
jak bardzo namieszał mi w życiu? Czy dostał wreszcie nauczkę, za targowanie się
cudzymi uczuciami?
Naraz zza ściany dobiegło mnie przytłumione „UGH”, całkiem podobne do tego, które ja
sam niedawno z siebie wydałem. Mimo wisielczych myśli, nie mogłem powstrzymać
cienia uśmiechu, dostając dowód na to, że nie byłem jedynym, który tej nocy
toczył bitwę z myślami.
Być może wypomnienie Taeminowi jego przewin wcale nie było
taką złą decyzją? Być może to początek nowego etapu opowieści. Nowego aktu, w
którym role ulegają zamianie. Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce
Lee Taemina na sznurkach.
~*~
- Zamierzasz tu tak stać? – wycedził przez zęby Taemin,
mierząc mnie gniewnym spojrzeniem. W innych okolicznościach jego rudobrązowa
furia mogłaby okazać się dla mnie sporym wyzwaniem z samego rana. Jednak
wnioski, do których doszedłem zeszłej nocy paradoksalnie napełniły mnie jakąś
nową dawką energii, dziwną dozą optymizmu, a nawet odrodzoną na nowo chęcią do
psot. Skoro Taemin chciał udawać, że
nic się nie wydarzyło, to jak najbardziej zamierzałem pójść mu na rękę. Byłem
tylko ciekaw, jak długo wytrzyma branie udziału w tym naszym małym teatrzyku.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie – odparłem lekkim tonem,
jednocześnie krzyżując ramiona na piersi i wspierając się o framugę
prowadzących do przedpokoju drzwi, tym samym kompletnie blokując stojącemu
przede mną chłopakowi przejście.
Taemin wyrzucił ręce w powietrze, zirytowany moją postawą.
Nie byłem pewien, co denerwuje go bardziej – moje próby dokuczenia mu, czy też
ten pogodny uśmiech, którym raczyłem go od samego rana. Nigdy nie pomyślałbym,
że igranie z nerwami Lee Taemina przyniesie mi tyle satysfakcji.
- Dobrze wiesz, że nie zamierzam tu zostać – powiedział
chłopak, siląc się na rzeczowy ton, choć dosłownie roznosiła go frustracja moim
zachowaniem. Ciskane we mnie gniewne spojrzenia nieco jednak traciły na
wyrazie, kiedy przyglądałem się podkrążonym oczom i rozczochranym włosom, które
zdradzały stan Taemina, nawet jeśli mina pozostawała harda.
- Oh, doprawdy? Pierwsze słyszę – oznajmiłem, unosząc brwi i
mierząc go nieco pobłażliwym spojrzeniem, co tylko spotęgowało gniewne
wykrzywienie ust. – Nie masz dokąd pójść, Taemin, pogódź się z tym…
- Skąd ta pewność, co? Nagle szanowny pan Choi zachowuje się
jakby zjadł wszystkie rozumy! Nic nie wiesz o mojej sytuacji, więc…
- Więc po co tu przyszedłeś? – wciąłem się w jego tyradę, co
na moment go zatkało. Miałem ochotę odpowiedzieć na jego słowa ironicznym
śmiechem, bo wiedziałem o jego sytuacji, dużo więcej, niż mógłby się
spodziewać.
Chłopak przez chwilę milczał, najwyraźniej usiłując znaleźć
w głowie jakieś sensowne argumenty, dla własnego postępowania. Szczerze mówiąc,
sam w dalszym ciągu nie do końca byłem pewien, czemu Taemin postanowił za mną
pójść zeszłego wieczora. Dlaczego nie wyrwał mi z rąk Yoogeuna, dlaczego nie
rozpłynął się bez śladu w mrokach nocy, tak, jak przewidywał scenariusz.
Dlaczego nie wykonał tego jednego, ostatniego zobowiązania, nie przeciął
definitywnie wiążących nas sznurków. Tak łatwo dał się podejść… Czy to możliwe,
że naprawdę nie miał dokąd pójść? A może powstrzymało go coś innego? Może
wiedział równie dobrze, co ja, że jeśli poczyni ten ostatni krok, jeśli zniknie
w mrokach tamtej szalonej, balowej nocy, to będzie faktyczny koniec. Zniknie mi
nie tylko z oczu, ale i z życia. A tego, jak coraz bardziej byłem skłonny
wierzyć, obaj nie chcieliśmy.
Odepchnąłem się od framugi drzwi i podszedłem bliżej
Taemina, momentalnie wychwytując drobne zmiany w jego postawie, takie jak
jeszcze bardziej wrogie zmarszczenie brwi, i nieznaczne spięcie ramion.
Zabawne, że ilekroć znajdowałem się w pobliżu, on wyglądał, jakby szykował się
do obrony. Czy to nie ja byłem tym, który tu został zraniony?
- Stęskniłeś się? – kontynuowałem złośliwie słodkim tonem
głosu, niemal odczuwając przebiegający po ramionach Taemina dreszcz na własnej
skórze. Stałem tak blisko niego, że mógłbym wyciągnąć rękę przed siebie, czule
przesunąć kciukiem po policzku, unieść podbródek, spojrzeć w przepełnione
paniką oczy. A mimo to trwałem w bezruchu, bierny wobec dwóch tłukących się w
klatkach żeber serc. Zabawne, jak ta dziwna sytuacja, w której obaj się
znaleźliśmy, naraz przywróciła mi zdolność pierwszorzędnej gry aktorskiej,
jakby ta umiejętność odżyła we mnie na nowo, wraz z momentem, w którym mój
świat odzyskał jakiekolwiek kolory. Wraz z chwilą, w której druga główna rola
tej sztuki na powrót została obsadzona.
Obserwując płochliwość stojącego przede mną chłopaka, miałem
ochotę uderzyć samego siebie w twarz, za własne zachowanie. Kiedy stałem się
taki mściwy? Kiedy od chęci przebaczenia wszelkich przewin, chęci zapomnienia o
całym tym bałaganie, przeszedłem do potrzeby odegrania się za całe to
cierpienie, którego doświadczyłem? I dlaczego karałem nie tylko Taemina, ale i
siebie samego?
Wypowiedziane przeze mnie pytanie zawisło między nami
niebezpiecznie, niczym obosieczny miecz. Szczerze mówiąc, tak bardzo chciałem
poznać zgodną z prawdą odpowiedź, która zdawała się kryć gdzieś za tą ciemną
kurtyną w oczach Taemina, gdzieś pośród mroku jego zmęczonego spojrzenia. Przez
chwilę zastanawiałem się, czy chłopak podejmie wyzwanie, da mi jakąś konkretną
reakcję na to pytanie, szybko jednak pozbyłem się takich nadziei, bo Lee
zamiast podjąć temat, wybrał najłatwiejszą drogę ucieczki, i po prostu go
zignorował.
- Już zapomniałeś, że to twoja wina? – odparł w końcu pełnym
wyrzutu tonem. – To ty porwałeś Yoogeuna!
Miałem zostawić to bezbronne dziecko w twoich łapskach?! – powiedział,
groźnie celując we mnie palcem. To, jak bezsensownego uzasadnienia postanowił
się trzymać, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że sam nie do końca
wiedział, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to bezbronne dziecko zdążyło się już od ciebie nauczyć co najmniej
kilku niecenzuralnych słów – wytknąłem, tym razem niemal z rozbawieniem
obserwując jego oburzenie. Wyraźnie widziałem, że prócz mojej jakkolwiek
wkurzającej postawy, Taemina do szału doprowadza coś jeszcze. Z równowagi
wyprowadzał go fakt, że nie zadałem mu dotąd ani jednego pytania. Nie
zapytałem, co to za dziecko, którym nagle postanowił się opiekować. Nie
zapytałem, co miała znaczyć ta pamiętna scena podczas balu, scena na myśl o
której wciąż czułem ucisk w brzuchu. Nie zapytałem nawet gdzie podziewał się
przez tych pieprzonych kilka tygodni, i dlaczego nasze losy znów splotły się
podczas tamtego zaklętego w intymnej wymianie spojrzeń walca. Postępowałem
zgodnie z jego sugestią. Udawałem, że nic
się nie wydarzyło. To właśnie okazało się być ponad jego nerwy. – A skoro
już o Yoogeunie mowa… - odezwałem się znów, jednocześnie spoglądając teatralnie
wokół siebie. – To nie zamierzasz chyba iść bez niego…
- Oczywiście, że nie, o czym ty… - Taemin urwał i sam
rozejrzał się wokół, dopiero teraz rejestrując nieobecność dziecka, które
podczas naszej uroczej wymiany zdań zdążyło mu się wymknąć, a teraz zapewne
ponownie zwiedzało kuchnię Kibuma. – YOOGEUN, MÓWIŁEM CI ŻEBYŚ BYŁ GRZECZNY! –
krzyknął rozwścieczony na pół mieszkania, i już zamierzał ruszyć na
poszukiwania malca, kiedy z niewiadomego kierunku, z prędkością światła
nadleciała jakaś szmatka i uderzyła go w głowę.
- Dość tego flirtowania o poranku – zarządził Kibum,
wkraczając na korytarz wyposażony w miotłę i naręcze ścierek. Moja chwilowa
dezorientacja momentalnie ustąpiła miejsca rozbawieniu na widok miny Taemina,
który najwyraźniej znalazł się między młotem a kowadłem. Pustym wzrokiem
wpatrywał się w ścierkę, którą oberwał, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc,
dokąd to wszystko zmierza. Byłem naprawdę ciekaw tej nieprzewidzianej sceny w
przedstawieniu, w której to Kim Kibum postanawia zignorować wszelkie dramy
opowieści, i najzwyczajniej w świecie zagonić obsadę do sprzątania.
- Taemin, salon. Minho, łazienka. Yoogeun, pomożesz mi z
kuchnią – wyliczył Kibum, a jego rzeczony pomocnik pojawił się znikąd i zaczął
biegać po pomieszczeniu, machając entuzjastycznie szmatką nad głową.
Przynajmniej on dobrze się bawił. Bo z pewnością nie można było tego powiedzieć
o Taeminie, który najwyraźniej wahał się między ostentacyjnym porzuceniem
swojej ściereczki i opuszczeniem tego nienormalnego miejsca, a histerycznym
roześmianiem się i posłuchaniem rozkazów Kibuma. Obserwowanie tej wewnętrznej
walki było doprawdy fascynujące, zwłaszcza że Lee w dalszym ciągu silił się na
agresywną i odpychającą minę, mimo całego absurdu sytuacji. – No co tak
stoicie? – Kim wsparł ręce na bokach, i obrzucił mnie i Taemina pełnym nagany
spojrzeniem. – Nie prowadzę przytułku dla bezdomnych, musicie zapracować na
dach nad głową. Do roboty, ale już! – zawołał żwawo, i pchnął Taemina w stronę
salonu, jednocześnie posyłając mi wymowne spojrzenie.
Westchnąłem ciężko, sam nie do końca pewien, czy jestem tym
wszystkim zdezorientowany, czy raczej rozbawiony. Któż inny mógłby nas ustawić do
pionu, jak nie właśnie Kim Kibum? Uśmiechnąłem się mimowolnie, po czym, chcąc
nie chcąc, zakasałem rękawy i ruszyłem do łazienki.
Generalne porządki w tym mieszkaniu odbywały się na tyle
często, że wszystko robiłem już zupełnie machinalnie, czasem czując się przy
tym, jakbym całe życie nie zajmował się niczym innym, tylko szorowaniem
kibumowej wanny. I choć było to niewątpliwie szalenie absorbujące zajęcie
(podobnież, jak czyszczenie jego muszli klozetowej), to dużo bardziej ciekawiło
mnie, jak owo sprzątanie szło Taeminowi. Nie byłem nawet pewien, czy ten
chłopak kiedykolwiek miał zwykłą miotłę w ręku, o myciu podłóg czy okien już
nie wspominając.
Pospiesznie zakończyłem porządkowanie przydzielonego mi
terenu, i po cichu ruszyłem w kierunku salonu, jednocześnie rejestrując
dobiegające z drugiego końca mieszkania głosy Kibuma i Yoogeuna, którzy
najwyraźniej bawili się w najlepsze (choć doprawdy nie wiedziałem, cóż tak
zabawnego może być w sprzątaniu kuchni).W końcu stanąłem w progu pokoju i
zerknąłem przez uchylone drzwi.
Taemin klęczał na kolanach i szorował kibumową podłogę.
Odgłos wyciskanej raz po raz ścierki dziwnie komponował się z mamrotanymi przez
chłopaka przekleństwami. Jego poranne rozdrażnienie wywołane moim infantylnym
zachowaniem było niczym, w porównaniu z tym, jak wiele złości wkładał w mycie
tej nieszczęsnej, Bogu ducha winnej podłogi, najwyraźniej wyżywając się na niej
za wszystkie nieprzyjemności, jakie go w ostatnim czasie spotkały.
- Pieprzony idiota i jego pieprzone niedorzeczne pomysły
–wyburczał Taemin, po raz kolejny rzucając mokrą szmatką o posadzkę, i
napastując jej powierzchnię od nowa. – Powinienem już dawno się stąd wynieść, a
zamiast tego szoruję cudzą pieprzoną podłogę. – Chłopak agresywnie wsadził
ścierkę do wiadra, po czym wycisnął ją z taką siłą, że przez chwilę
zastanawiałem się, czy przypadkiem nie wyobraża sobie, jak ukręca mi szyję. – I
jeszcze te jego pieprzone zagrywki! – zirytował się Taemin, najwyraźniej na
tyle wytrącony z równowagi, że zapomniał, że nie powinien wykrzykiwać swoich
wyrzutów do mnie na pół mieszkania. – Stęskniłeś
się? – powtórzył szyderczo sam do siebie, naśladując mój niski ton głosu.
–Pieprzony…
- Dalej nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie – wszedłem
mu w słowo, uchylając nieco szerzej drzwi i wspierając się o framugę ramieniem.
Chłopak gwałtownie uniósł głowę znad swojej ścierki i przez chwilę
zastanawiałem się, czy może tym razem udzieli mi odpowiedzi, czy może tym razem
wreszcie złamie się jego upór. Nigdy jednak nie dowiedziałem się, jak zamierzał
odeprzeć moje słowa.
Taemin wykonał zamaszysty ruch ręką, najwyraźniej chcąc
groźnie wycelować we mnie palcem, po drodze jednak potrącił stojące obok niego
wiadro, atrybut każdego sprzątacza, tym samym zalewając całą podłogę pieniącą
się od mydlin wodą. Widząc ten wypadek przy pracy, pospiesznie odepchnąłem się
od framugi i ruszyłem mu na pomoc. Nie zdążyłem jednak nic zdziałać, bo chłopak
zerwał się z podłogi i obrzucił mnie pełnym furii spojrzeniem.
- Widzisz co narobiłeś, Choi?! – krzyknął, spoglądając to na
swoje mokre ubranie, to na podłogę salonu, którą właśnie zalewała powódź piany.
- Ja? To ty potrąciłeś wiadro – odparłem, jednocześnie
uświadamiając sobie, że lada moment wparuje tu Kibum, a kiedy zobaczy ową
katastrofę, raz na zawsze wyprosi nas wszystkich za drzwi.
- Gdybyś nie podsłuchiwał, nie byłoby problemu! – powiedział
Taemin, tym razem zamiast ciskać we mnie piorunami z oczu, odwracając się tyłem
do mnie i prowizorycznie rozpoczynając ogarnianie tego bałaganu.
- Gdybyś nie gadał sam do siebie, nie miałbym co
podsłuchiwać – mruknąłem w odpowiedzi, obserwując jak Taemin na moment zamiera
w bezruchu i bierze głęboki wdech.
- Ja…
- Co tu się wyprawia?! – Do pomieszczenia jak burza wparował
Kibum, z miejsca ostrzeliwując naszą dwójkę gradem rozwścieczonych spojrzeń. –
Czy wy naprawdę nie potraficie zrobić nawet czegoś tak prostego, jak umycie
podłogi?
- To jego wina – zarzuciliśmy z Taeminem obaj jednocześnie,
wskazując na siebie palcami i zachowując się zupełnie jak dzieci z podstawówki.
Kibum uniósł brwi, wyglądając przy tym, jakby lada chwila miał parsknąć
śmiechem. Przynajmniej taki z tego plus, że rozbawienie najwyraźniej nieco
złagodziło jego zdenerwowanie. Nie można tego było jednak powiedzieć o stojącym
obok mnie Taeminie, który znów wyglądał, jakby chciał albo zapaść się pod
ziemię i nie musieć na nas więcej patrzeć, albo wszystkich wokół wymordować, co
naturalnie sprowadziłoby się mniej więcej do tego samego efektu.
Kibum westchnął cierpiętniczo, po czym rzucił nam tak ostre
spojrzenie, że obaj stanęliśmy na baczność.
- Musicie się na nowo nauczyć współpracować – zawyrokował
tonem nieznoszącym sprzeciwu, tylko dodając tej sytuacji kolejnej warstwy
absurdu. Czy to nie komiczne, że naszym pierwszym wspólnie wykonanym zadaniem
po tych tygodniach milczenia, miało być sprzątanie kibumowego salonu? – Tylko
nie pozabijajcie mi się tutaj, bo wtedy zamiast pomóc w porządkach, tylko
dołożycie mi więcej pracy, jeśli będę musiał własnoręcznie zeskrobywać was z
podłogi – dodał złośliwie na odchodnym, po czym opuścił salon, najwyraźniej
wracając do zabawy z Yoogeunem (bo znając tempo sprzątania mojego przyjaciela,
kuchnia już dawno lśniła od czystości).
Spojrzałem na stojącego obok Taemina, ale on już zdążył
przybrać tę specyficzną, milczącą minę, która od zawsze sprawiała, że nie
potrafiłem zdobyć się na odwagę i wkroczyć na teren jego rozmyślań. Nic więc
nie mówiąc, wyszedłem z pomieszczenia, by po chwili wrócić z nową dostawą szmat
do wytarcia mokrej podłogi.
- Masz. – Rzuciłem w Taemina znalezionym naprędce suchym
ubraniem. – Użyj tego – dodałem, odwracając wzrok, kątem oka obserwując, jak
chłopak obrzuca krytycznym wzrokiem pożyczone mu odzienie, po czym spogląda na
własne, w połowie zupełnie mokre. Przez chwilę dostrzegłem na jego twarzy
wahanie, ale w końcu zmarszczył brwi, po czym rzucił się na kolana i zaczął
szorować podłogę moimi ubraniami.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknąłem, najpierw łapiąc się za
głowę, a po chwili rzucając się na ratunek swojej własności.
- Kazałeś mi tego użyć – odparł Taemin z diabelskim błyskiem
w oku, błyskiem którego nie widziałem od bardzo dawna. Byłbym się pewnie tym
zachwycił, gdyby nie fakt, że Lee właśnie z pełną premedytacją niszczył jedną z
moich niewielu białych koszul, którą tak nieopatrznie postanowiłem mu pożyczyć.
Chwyciłem go stalowym uściskiem za nadgarstki, próbując
odzyskać swoje ubrania. Upór w oczach chłopaka utwierdził mnie jednak w
przekonaniu, że to nie będzie takie proste. Zaczęliśmy się szamotać, co w
oczywisty sposób sprawiło, że obaj wylądowaliśmy na podłodze, która dziwnym
trafem przez ostatnie piętnaście minut w najmniejszym stopniu nie przestała być
mokra.
Dotąd byłem na tyle skupiony na naszej infantylnej walce o
kawałki materiału, że dopiero kiedy zawisłem nad Lee, krępując jego ręce po obu
stronach głowy, zorientowałem się, do jak nieprzyzwoitej pozycji nas to
doprowadziło. Przełknąłem głośno ślinę, mimowolnie śledząc wzrokiem spływającą
po policzku Taemina kropelkę wody. Stokroć bardziej porażające było jednak jego
spojrzenie. Chłopak zupełnie przestał już szamotać się w moim uścisku, i tylko
patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, tymi wielkimi oczami, w których znów
dostrzegłem powalającą bezradność, smutną tęsknotę, emocje, których wcale nie
powinno tam być, które powinien znów schować za kurtyną zgorzknienia, jak to
miał w zwyczaju. Od kiedy Lee Taemin był tak słabym aktorem?
Chciałem wyciągnąć dłoń i odgarnąć z jego czoła mokre
kosmyki włosów, ale to zaprzeczyłoby całemu temu absurdalnemu zamysłowi udawania, że nic między nami nie ma;
zamysłowi, którego naraz postanowiłem się trzymać, jak tonący brzytwy, wiedząc,
że inaczej naprawdę utonę. Utonę w tęsknocie bijącej z oczu Taemina.
Leżący pode mną chłopak przez chwilę wyglądał, jakby znów
się wahał, jakby znów chciał coś powiedzieć, ale i tym razem nie zdążył się na
nic zdecydować, bo drzwi za moimi plecami po raz kolejny zaskrzypiały donośnie.
- Nie mam pojęcia, co rozumiecie pod pojęciem sprzątanie, ale jestem gotów wyciągnąć
słownik i pokazać wam dokładną definicję. – Podniosłem się na kolana,
uwalniając leżącego na podłodze Taemina, i spojrzałem przez ramię na stojącego
w progu przyjaciela, w którego ciemnych oczach królowało bezgraniczne
rozbawienie. – Ale być może znacie jakieś innowacyjne metody, o których nie
wiem. Jeśli zechcecie oświecić mnie, co
zamierzaliście sprzątać w takiej pozycji, to zamieniam się w słuch
– oznajmił, akcentując kluczowe słowa z krzywym uśmiechem na ustach. – Jeśli
nie, to będę niezmiernie wdzięczny, jeśli wreszcie raczycie osuszyć to jezioro,
które z waszej winy powstało w moim salonie – dodał, i tym razem wyczułem w
jego głosie ostrzegawczą nutę, którą wyłapał chyba nawet sam Taemin, bo naraz
zerwał się na równe nogi, i przystąpił do pracy, pozwalając wszelkim oznakom
zakłopotania skryć się za barierą długich, teraz wilgotnych włosów. Westchnąłem
i sam chwyciłem za szmatę. Tak jak można się było spodziewać, Kim Kibum
potrafił wprowadzić dyscyplinę w dosłownie każdych warunkach.
~*~
Wsparłem brodę na
rękach, z niemym podziwem obserwując siedzącego naprzeciwko mnie Yoogeuna.
Chłopiec pochłaniał właśnie trzecią tego wieczora kolację, a ja nie mogłem się
nadziwić, jakim cudem tyle jedzenia było w stanie pomieścić się w tak małym
ciele. Nie umknęło jednak mojej uwadze, jak wychudzony był ów malec, co
stanowiło niewątpliwy skutek jego dotychczasowego życia w podłych warunkach,
panujących w miejskim sierocińcu. I choć z początku kwestia rzeczonego dziecka,
które stało się mechanizmem napędowym tej dziwnej opowieści, stanowiła dla mnie
swego rodzaju abstrakcję, coś co w niewielkim stopniu mnie dotyczy, coś, z czym
obcuję jedynie przez nieprzewidziany splot wątków, to obserwowanie siedzącego
przy stole i beztrosko dyndającego nogami w powietrzu malca sprawiło, że tym
bardziej poczułem się w obowiązku spełnić prośbę Sodam i oddać matce jej zgubę.
Zwłaszcza, że zdążyłem się już przekonać o braku jakiegokolwiek pojęcia na
temat wychowywania dziecka ze strony Taemina.
Zerknąłem na stojącego w kącie chłopaka, obecnie bez reszty
pochłoniętego wycieraniem ozdobnych filiżanek, które Kibum reprezentacyjnie
przechowywał w przeszklonej szafce w salonie. Kiedy kilka godzin wcześniej
wreszcie uporaliśmy się z osuszeniem nieszczęsnej podłogi, która padła ofiarą
naszego konfliktu, mój przyjaciel przydzielił nam obu karne zadania, mające
chyba na celu nic innego, jak chwilowe zajęcie nas czymś innym, niż wzajemne
zabijanie się wzrokiem. Mnie przypadło zaopiekowanie się Yoogeunem, podczas gdy
Taemin został zobowiązany do wypolerowania na błysk wszystkich naczyń znajdujących
się w tym mieszkaniu. Tym razem nawet się nie skrzywił, po prostu wziął kolejną
ścierkę do ręki i w milczeniu zabrał się do roboty. Od tamtego czasu nie
odezwał się ani słowem, a jego myśli zdawały się krążyć po pomieszczeniu,
ciążyć we wdychanym przeze mnie powietrzu.
Chłopak zmarszczył brwi i mruknął coś cicho, sam do siebie,
jednocześnie ostrożnie odstawiając kolejną filiżankę na jej miejsce. Tak bardzo
chciałbym wiedzieć, co działo się w jego głowie. Czy analizował sytuację, do
której doszło podczas sprzątania? Czy zastanawiał się, jak ubrać w słowa to, co
już dwa razy tego dnia próbował mi powiedzieć? Czy też może już rozważał kolejną
próbę ucieczki? To aż porażające, jak bardzo Lee nie miał dalszego planu i
improwizował na każdym kroku. Zadziwiał mnie też fakt, że ja sam z taką
łatwością to wszystko dostrzegałem. Kiedyś ten chłopak był dla mnie niekończącą
się zagadką. Kiedyś widziałem tylko diabelski błysk w oku i wykrzywione w
cwaniackim uśmiechu usta. Jak to się stało, że teraz byłem w stanie wyczytać z
jego twarzy tak wiele myśli i emocji, którymi dobrowolnie nigdy w życiu by się
ze mną nie podzielił? Jak do tego doszło, że te niegdyś marmurowe maski, które
przywdziewał, naraz zmieniły się w popękane i niemal kompletnie przezroczyste
szkło? Czy to on się tak zmienił, czy też ja? A może to kwestia zmiany w samym
scenariuszu? Odkąd do akcji wkroczył nowy narrator, sztuka ruszyła zupełnie
odmiennym torem.
- Hyuuuung. – Upominający się o uwagę głos Yoogeuna wyrwał
mnie z zamyślenia. Zdążyłem tylko na ułamek sekundy pochwycić spojrzenie
również obudzonego z dziwnej zadumy Taemina, zanim sam odwróciłem wzrok.
Siedzący naprzeciwko mnie brzdąc zjadł już kolację i teraz wlepiał we mnie
swoje duże, pełne psotnych iskierek oczy.
- Słucham? – zapytałem, na co malec zerknął w kierunku
obserwującego nas Taemina z dziwnie przebiegłym uśmiechem, po czym wrócił
spojrzeniem do mnie.
- Czy noona jest na mnie zła? Powiedziała, że byłem
niegrzeczny i już się do mnie nie odezwie… - oznajmił, po czym w uroczy sposób
wydął usta, pierwszorzędnie udając zasmucenie. Nie byłem pewien, czemu ten
chłopiec tak bardzo upodobał sobie rozrywkę w postaci prowokowania Taemina, ale
był w tym niewątpliwym mistrzem. Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko go
wesprzeć.
Uśmiechnąłem się cwaniacko, jednocześnie zerkając w stronę
Lee, który czując nadchodzące zagrożenie przestał udawać, że czyści filiżanki i
rzucał mi pełne groźby spojrzenia, które tylko dodatkowo zachęciły mnie do
działania. Pochyliłem się nad stołem i przybrałem śmiertelnie poważną minę.
- Dam ci pewną radę, kawalerze – powiedziałem konspiracyjnym
szeptem. Pytanie Yoogeuna sprawiło, że naraz wspomniałem wszystkie te razy,
kiedy przejmowanie się zmiennymi nastrojami Taemina, okazywało się być dla mnie
zgubne. Przed oczami znów zamajaczył mi złowróżbny napis na białej kartce,
kilka słów, które wyglądały jak potwierdzenie końca. A mimo to przedstawienie dalej
trwało, kurtyna wciąż była w górze, a dwaj aktorzy w dalszym ciągu
pojedynkowali się na gesty i słowa. Jeśli czegoś się przez ten czas zdążyłem
nauczyć to mógłbym ową mądrość zawszeć w jednym krótkim zdaniu. – Nigdy nie
ufaj kobiecie – oznajmiłem, wywołując wybuch śmiechu i entuzjastyczne
potakiwanie siedzącego po drugiej stronie stołu chłopca.
Mój triumf z dobrego żartu nie trwał jednak długo, bo chwilę
potem poczułem jak brudna ścierka z zaskakującą siłą uderza mnie w twarz.
Szybkim ruchem chwyciłem ją w dłoń, zerwałem się na równe nogi, i już
zamierzałem odwdzięczyć się za wymierzony mi cios, ale nagle poczułem czyjąś
dłoń na swoim nadgarstku.
- Dość tego, zamknijmy już to domowe przedszkole na dziś, bo
jeszcze moment, i wywołacie kolejną klęskę żywiołową w moim mieszkaniu –
stwierdził Kibum śmiertelnie spokojnym, a jednocześnie wywołującym ciarki na
plecach tonem. Odłożyłem ścierkę na stół i spuściłem wzrok, unikając
konieczności mierzenia się z przyjacielem spojrzeniem. Było mi głupio za własne
zachowanie, bo Kibum co najmniej pół dnia spędził na pilnowaniu, żebyśmy z
Taeminem nie skoczyli sobie do gardeł. W dodatku w dalszym ciągu nie miałem
okazji z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić, choć znając jego
spostrzegawczość byłem pewien, że wielu kwestii domyślił się sam. Miał też na
tyle wyczucia, że odłożył wszelkie pytania na odpowiedni moment, ograniczając
swoją rolę do ciągłego trzymania ręki na pulsie.
Nie chcąc dłużej nadwyrężać jego cierpliwości, życzyłem
wszystkim (łącznie z demonstracyjnie traktującym mnie jak powietrze Taeminem)
dobrej nocy, i zamknąłem się w swojej sypialni.
Zaśnięcie nie było jednak łatwe, by nie rzec – niemożliwe.
Wydarzenia minionego dnia wywoływały we mnie taki natłok myśli i emocji, że
doprawdy nie jestem pewien, czemu moja głowa w pewnym momencie po prostu nie
pękła z głośnym hukiem. Wszelkie nowe obrazy i słowa zdawały się pulsować w
moich żyłach, wypełniać tę wąską przestrzeń przeznaczoną na życiodajną krew,
utrzymując mnie w stanie pełnego rozbudzenia przez wiele godzin.
Bezradny wobec własnego niepokornego i niezmordowanego
umysłu, zacząłem znów krążyć po pokoju, próbując w ten sposób jakoś rozładować
tę niezdrową energię, która we mnie buzowała.
Bezskutecznie. Mój wzrok raz po
raz uciekał ku dzielącej mój pokój od salonu ścianie, moje uszy nieprzerwanie
wsłuchiwały się w melodię nocy, usiłując pośród skrzypienia drewna i szumu
wiatru za oknem znów znaleźć jakieś ciche, bolesne westchnienie, znów wyłowić z
morza dźwięków odgłos, który sprawi, że nie będę czuł się sam w swojej bitwie
myśli.
Doprawdy nie potrafię stwierdzić, w którym momencie moja
dłoń spoczęła na klamce drzwi, ale już chwilę później skradałem się na palcach
w kierunku salonu, jednocześnie modląc się w duchu, żeby absolutnie wszystkie
pozostałe osoby w tym mieszkaniu były pogrążone w głębokim śnie. Na myśl o
natknięciu się na Kibuma dostawałem gęsiej skórki, ale jeszcze większym
przerażeniem napawała mnie wizja stanięcia twarzą w twarz z rozbudzonym o tej
dziwnej porze Taeminem.
Być może właśnie dlatego odetchnąłem z niejaką ulgą, kiedy
przez uchylone drzwi salonu dostrzegłem, że chłopak śpi. Prześlizgnąłem się
przez wąską szparę, próbując tym samym uniknąć problematycznego skrzypienia
zawiasów, i po cichu przemierzyłem pomieszczenie, zatrzymując się obok
zajmowanej przez niezapowiedzianego gościa kanapy, i tam kucając.
Przypuszczam, że w tamtym momencie na chwilę wstrzymałem
oddech, jakby naraz wszystkie te chaotyczne uczucia w moim sercu przejęły
władzę nad płucami, zarządzając chwilowy strajk generalny. Potrzebowałem
dobrych dwóch minut, zanim udało mi się uspokoić na tyle, żeby nikogo nie
obudzić swoim irracjonalnym zachowaniem. W końcu jednak doprowadziłem się do
porządku, i zagryzając nerwowo wargę przesunąłem wzrokiem po sylwetce
zwiniętego pod ciepłym kocem chłopaka.
Obserwowanie śpiącego Taemina było dla mnie zupełnie nowym i
niezaprzeczalnie powalającym doświadczeniem. Jego długie włosy wiły się wokół
drobnej twarzy, rozsypywały się na poduszce w zupełnym nieładzie, który nadawał
temu obrazkowi jakiegoś łagodnego wyrazu. Ramiona i klatka piersiowa chłopaka
unosiły się w rytm miarowego oddechu, którego ledwo słyszalna melodia w dziwnie
kojący sposób wpływała na moje zmęczone skrajnymi bodźcami zmysły.
Te elementy były jednak mało istotne, wobec samej uśpionej
twarzy Taemina. Tej twarzy, którą tak dobrze, niemal na pamięć znałem, a która
nigdy wcześniej nie wydała mi się tak młoda, tak bezbronna, tak niewinna. Zupełnie
jakby noc odarła Taemina z tej mnogości masek, którymi za dnia bez przerwy
żonglował, wystawiając na światło księżyca nagie serce, to samo, które czasem
ujawniało się w smutku spojrzenia, bądź w nostalgii uśmiechu. Byłem niemal
pewien, że gdyby w tamtym momencie chłopak uniósł powieki, to przez chwilę
byłoby mi dane zobaczyć znów tę złotą iskrę, za którą tak tęskniłem, a która
przeważnie ustępowała miejsca czarnym kłamstwom, zalewającym całą powierzchnię
tęczówek.
Bezwiednie wyciągnąłem dłoń i najdelikatniej, jak
potrafiłem, przesunąłem kciukiem po gładkiej skórze policzka. Tak bardzo chciałem
przysunąć się bliżej, pocałować czoło, nos, usta. Przesiać włosy między
palcami, spleść dłonie, zamknąć w uścisku. Ale czy w ogóle miałem do tego
prawo? Czy naprawdę było jeszcze dla mnie miejsce w życiu Lee Taemina?
Odgarnąłem zbłąkany kosmyk przydługiej, wpadającej do oczu
grzywki, i troskliwym gestem poprawiłem okrywający chłopaka koc. Kiedy znów
spojrzałem na twarz śpiącego przez chwilę miałem dziwne wrażenie, że jestem
obserwowany. Minęło ono jednak równie szybko, co się pojawiło, więc tylko pokręciłem
głową z politowaniem nad swoim fiksującym umysłem. Po raz ostatni pogłaskałem
Taemina po głowie, po czym z cichym westchnieniem podniosłem się i opuściłem
pomieszczenie, pozostawiając za sobą jedynie łagodne skrzypnięcie drzwi.
~*~
Jestem znów~! Poprzedni rozdział chyba został przyjęty dość entuzjastycznie, mam nadzieję, że z tym nie będzie dużo gorzej >.< Przez ostatnie tygodnie szalałam z dodawaniem Sagi, teraz czas znów nieco przystopować, bo mam na głowie mnóstwo roboty, więc pisanie schodzi na boczny tor, wbrew mojej woli ;;; Wracam do poprzedniego systemu - kiedy napiszę nowy rozdział do końca, na blogu pojawi się 16. Mam nadzieję, że będziecie czekać ;; <3
Dziękuję i do napisania~! ^^
Edit. Napisałam nowy rozdział, więc być może widzimy się za tydzień xDDD
Edit. Napisałam nowy rozdział, więc być może widzimy się za tydzień xDDD
Dzień dobry ^^ A raczej dobry wieczór c:
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział Sagi mi się bardzo, ale to bardzo podoba, ten też ^_^ Kibum i Yoogeun *.* Scena, gdzie Taemin zmywa podłogę koszulą Minho mnie rozwaliła :D
"Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce Lee Taemina na sznurkach."- zakochałam się w tym zdaniu <3 Aż sobie je gdzieś zapiszę :D
Przepraszam za mało ambitny komentarz. Po całym tygodniu potrzebuje dużej ilości snu, więc stworzenie dla mnie jakiegoś komentarza na poziomie jest bardzo trudne ;c
Na pewno będę czekać na następny rozdział :)
Dużo weny życzę ^^
Dobry wieczór :3
UsuńPowiem szczerze, że ja sama świetnie się bawiłam pisząc ten rozdział, mogąc WRESZCIE znów obserwować wzajemne docinki 2mina, za którymi tak tęskniłam, a przy tej scenie z koszulą musiałam na moment się zatrzymać, bo przytłoczyło mnie, jak bardzo tych idiotów kocham ;_;
Jejku, lubię jak czytelnicy wskazują mi swoje ulubione cytaty ^^ Słowa, które wybrałaś, mnie samej też są bardzo bliskie.
Dziękuję za komentarz, fighting~! <3
Na początku jak Minho z Taeminem rozmawiali czułam smutek, ale muszą rozmawiać, tak krok po kroku, aż dojdą do porozumienia. Szkoda, że jak w oczach Taemina widać prawdę to jest to smutek, a szczęścia nie widać, ale wierzę, że to się zmieni. Poza tym jakby teraz już wszystko było cacy to szybciej by się opowiadanie skończyło (bardzo nie chcę myśleć o tym, nie chcę końca). Kibum po raz kolejny potwierdził, że jest świetnym przyjacielem. Tutaj nie mówię o jakiejś konkretnej sytuacji, ale ogółu tego co robi, bo za dużo by było wyliczać. Smuci mnie to jak się zachowuje Minho tak samo jak jego to boli, ale to Taemin tak chciał, więc nie można mieć pretensji. Poza tym te drobne sytuacje, które irytują Tae są fajne, bardziej mi chodzi o te rozmowy jak ta z początku. Taemin mógłby w końcu coś postanowić, zrozumieć, byłoby mu łatwiej. Choć jest to dla niego nowość, coś niezrozumiałego, więc potrzebuje czasu i mam nadzieję, że Minho ten czas mu da. Początek był smutny, ale potem wszystko się rozjaśniło, było w miarę dobrze miedzy nimi (bo lepsze dogryzanie niż nic). Kocham tą scenę jak Taemin gada na Minho, a on stoi i słucha, potem ta koszula, no i wisienka na torcie- zwalanie winy na siebie nawzajem jak Kibum przychodzi. Jeśli wisienką jest to, co czym jest ta scena z 2minem...bardzo lubię takie, choć lepiej by było jakby ich uczucia były inne, bardziej pozytywne. Nie wiem jak Minho ma zamiar zabrać Yoogeuna, ale życzę mu powodzenia. W ogóle Yoogeun to świetna postać. Mam nadzieję, że będzie miał wspaniałe życie. Ciekawe co Sodam zrobi jak Jonghyun się dowie, a także ogólnie teraz co robi. To jeden z niewielu przypadków, w których polubiłam jakąś postać, którą wcześniej nie lubiłam (może już nic nie zrobi, by ją znielubić to tak zostanie). Zostaje mi teraz tylko czekać na następny rozdział i myśleć na kolejnymi scenami w tym przedstawieniu.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny. :)
Te sprzeczki Minho i Taemina <3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny ;3 fajnie się czytało takie małe śmieszkowanie, kiedy kilka poprzednich rozdziałów było pełne przemyśleń bohaterów, albo dużym krokiem w fabule.
Fighting!
http://cnbluestory.blogspot.com/
Dzięki~! ^^
UsuńWiesz po czym poznaję, że fanfiction jest dobre? Po tym, że boli mnie żołądek i mam dreszcze.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału zaczęłam poważnie się zastanawiać czy nie jestem przypadkiem chora, bo trzęsłam się jak osika w autobusie i miałam mdłości jak kobieta w ciąży. To chyba wystarczy za komentarz. Augh, jak tu szybko nie wstawisz najlepiej 172636 nowych rozdziałów to Cię znajdę, zamknę w piwnicy i każę pisać xDDDD
Przebacz mi te mdłości i drgawki w autobusie, ale ja sama świetnie się bawiłam pisząc ten rozdział :D Co do piwnicy... cóż, jeśli jedynym moim obowiązkiem będzie pisanie, a do tego załatwisz mi zapasy dobrej herbaty, to jestem jak najbardziej za! xDDD
UsuńDzięki za komentarz ^^
Jestem~! Miałam być już w tamtym tygodniu, ale przegrałam. Po prostu padłam zanim skończyłam pisać komentarz, w zasadzie zanim go dobrze zaczęłam xD No a później jak już miałam się zabrać, to nie wyszło i jestem dopiero dzisiaj. Mam nadzieję, że tym razem ogar będzie serio większy i skończę. Serio chciałabym przed piątkiem ogarnąć jeszcze następny .-. UDA SIĘ~! Zobaczysz! A więc tak…
OdpowiedzUsuńJakoś mi źle przez Sagi ostatnio. Bardziej źle niż zwykle, nie wiem, dlaczego tak, ale omg, serio ginę dużo mocniej niż powinnam ;-; To boli. I naprawdę nie jest normalne, ale jakoś nie umiem przejść z Sagi do porządku dziennego. Cały czas mam wrażenie, że… Nie wiem. To niemożliwe, że już tak dużo o Sagi wiem, szczególnie, że pamiętam te rozdziały, gdy były tylko zdaniem, czy dwoma rzuconymi w rozmowie. A teraz? JAK TO MOŻLIWE, ŻE WŁAŚNIE PISZĘ KOMENTARZ POD 15. ROZDZIAŁEM? Jak to możliwe, że byłam już na drugim balu, skoro jeszcze dobrze nie wróciłam z pierwszego? Jak to możliwe, że już jesteśmy tak daleko, że Sodam bierze sprawy w swoje ręce, że znamy jej historię, wiemy, dlaczego robi to, co robi i wiemy, co jeszcze planuje zrobić? Szczerze mówiąc, współczuję Minho, jeśli jego życie tak właśnie wyglądało od poznania Sagi. Zlepek informacji, które nie bardzo może ogarnąć, a dotyczą jego życia, ale on chyba miał trochę więcej czasu, mimo wszystko. U nich czas płynie jednak trochę inaczej. ALE I TAK PRZECIEŻ TO JEGO DOTYCZY X………….X TO JEGO ŻYCIE ZMIENIŁO SIĘ W PRZEDSTAWIENIE, SCENARIUSZ W RĘKACH OSOBY, KTÓRA CHCĘ GO ZNISZCZYĆ X……X Ja naprawdę nie umiem, dla mnie to wszystko się nie wydarzyło, a ja wciąż patrzę na czerwoną suknię Sagi, gdy idzie przez jesienną noc, milcząc podejrzanie i jest dziwnie przygaszona. Ciekawe czy Minho też ma takie wrażenie… A Taemin… A z drugiej strony TYLE SIĘ WYDARZYŁO, TYLE MOMENTÓW I KAŻDY NIEZWYKŁY X…….X Przepraszam ;-------; Naprawdę nie umiem. To ja może pójdę dalej…
Maska… Szczerze mówiąc, ostatnio brałam się za komentarz miałam kompletną pustkę w głowie przez tę maskę. Pamiętałam, jak ją wybierałaś, ale dlaczego… Nie miałam pojęcia. Ale przemyślałam to w czasie tej przerwy po pierwszym podejściu. Ten niebieski… niebieski to zimny kolor. To chyba jest maska Taemina. Maska, którą w tym rozdziale próbował nosić. Niebieski na niej to zimna obojętność, zimno ciągłego udawania. Ale to chyba też całe morze bezradności i tęsknoty, które przelało się z oczu na maskę. Morze, w którym toną okruchy bólu i wyrzuty sumienia. I to złoto, złota wstążka i złoty materiał… Myślę, że to te emocje i uczucia, które chcę zepchnąć, jak najgłębiej, jak najdalej od siebie, nadzieja… miłość… Myślę, że to też powód ich udawania, bo skoro jest co udawać, to chyba wcześniej musiało być inaczej, więc „c o ś” musiało między nimi być.
Okej chyba czas przejść dalej. Od razu przepraszam, ale dzisiaj mi się dość mocno włączyło ciśnięcie z bohaterów (no ok, tylko z Minho, ale noo), więc przepraszam za wszelkie dziwne rzeczy, które tu przeczytasz.
Kibum otwiera drzwi i widzi Minho z Yoogeunem i Taemina za nimi. Podziwiam go, naprawdę. Jest prawdziwym przyjacielem, dobrym przyjacielem, chyba najlepszym, jakiego Minho mógł sobie wymyślić. Przyjacielem, który nie pyta, tylko najpierw robi to, co jest potrzebne. MINHO, SZCZEŚCIARZU, znać kogoś takiego. Mam nadzieję, że bardzo, bardzo mu podziękuje kiedyś. Tak, Minho wspomina drogę, w czasie, której Lee prawie milczał. Prawie, bo cały czas mruczał pod nosem wiązankę przekleństw. Zarzuca sobie też brak planu, dostrzega, jak bardzo nieprzygotowany jest na ten moment, gdy w końcu znalazł dezertera, gdy udało mi się go złapać…? Chyba tak trzeba powiedzieć. Wpuszcza Taemina przodem, boi się, że chłopak znowu mu ucieknie. Tae najpierw się rozgląda, tak samo, jak przez całą drogę (i tak samo jak to robił Minho), później wchodzi do mieszkania. Nie bez powodu rozglądali się, idąc. Boją się ludzi Kim Jonghyuna, który mogą ich śledzić. Dobrze wiedzą, że wyłamują się z jego scenariusza. Gdy Minho również nie dostrzega niczego niepokojącego, wchodzi i zamyka drzwi.
Wtedy do akcji wraca Kibum, który zabiera Yoogeuna i proponuje mu kolację. Wtedy Minho postanawia porozmawiać z Lee. Szuka go po całym domu, zajmuję mu to bardzo dużo czasu i w końcu znajduje go na balkonie, gdy już zaczynał się zastanawiać, czy chłopak czasami znowu mu nie uciekł. Najpierw staje w drzwiach, ale gdy młodszy nie zwrócił uwagi na jego obecność, zrobił jeszcze kilka kroków i oparł się na barierce obok niego. „- Nie jest ci zimno? – zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.” Troskliwy pan Choi się znalazł. Nie dziwię się, że zadał to pytanie, że nie zdążył się powstrzymać. Kocha Taemina, dlatego chce dla niego jak najlepiej, a stanie w lekkim ubraniu na balkonie pewnie koło grudnia, to na pewno nie jest najlepiej. Odpowiedź Lee przeczy jego reakcji na zimy podmuch, a Minho ma ochotę go przytulić, ale wie, że nie może. Taemin pyta, po co do niego przyszedł, a gdy Choi mówi mu, że chce porozmawiać, odpowiada, że nie mają, o czym i dodaje, że przeszłe sprawy nie mają już znaczenia. Wtedy Minho zmusza go do spojrzenia mu w oczy i widzi w nich tylko ciemną obojętność. To uwalnia w nim złość i ból, który zbierał się w nim przez kilka tygodni. „- Co takiego jest nieistotne? – rzuciłem ku niemu, ledwo dostrzegając, że mój głos bez kontroli woli zdążył unieść się o kilka gniewnych tonów w górę. – To, że bez słowa zniknąłeś na kilka tygodni? To, że nie miałeś nawet odwagi prosto w twarz powiedzieć krótkiego „do widzenia”? – zacząłem wyliczać. Dobrze wiedziałem, że będę później srogo żałował tych wyrzutów, ale w danym momencie nie potrafiłem dłużej tego w sobie dusić. - Co jest nieistotne? Moje zgniłe aktorskie marzenia? Moje zdeptane przez ciebie uczucia? – Mój głos zadrżał niebezpiecznie. W oczach zszokowanego moim wybuchem Taemina błysnęły dziwne, niepokojące refleksy, tak karykaturalne w całej tej sytuacji, tak niepasujące do tej obojętnej maski, którą postanowił dziś przywdziać. – Czy to wszystko jest tak samo nieistotne jak nasz wspólny taniec?! – wykrzyczałem, współdzieląc ból, który dostrzegłem na twarzy stojącego przede mną chłopaka.” TO TAK BARDZO WE MNIE UDERZYŁO. Widzę to, widzę ból wypisany na twarzy Minho, widzę Taemina, który aż jakby maleje przez poczucie winy, które przebija nawet przez tę obojętną maskę. Ten wybuch bardzo go zaskoczył. Wie chyba, że nie może się bronić, bo tak naprawdę Minho ma rację robiąc mu wyrzuty. W końcu się odzywa: „Więc będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło?” To zdanie i mnie cieszy i sprawia, że żołądek się ściska. 1. Bo Lee Taemin przyznaje, że jest co udawać, więc coś musiało być. 2. Widzę skutki tego udawania i BOJĄ. Oni będą cierpieć, żeby sobie coś udowodnić albo nie wiem co. Później Choi mówi o tym, że przecież to było tylko to przedstawienie, a do przedstawień nie można się za bardzo przywiązywać, bo możemy pomylić je z rzeczywistością i wyszedł.
UsuńPo rozmowie z Lee Minho długo nie mógł się uśpić. Po głowie cały czas obijało mu się pytanie zadane przez Tae. Wyrzuca sobie swoją głupotę. Przecież miał okazję porozmawiać szczerze z Taeminem, ale nie, lepiej było dać się ponieść chwili i zrobić mu wyrzuty, których skutkiem jest zapewne jeszcze większe jego zamknięcie w sobie, być może kolejna maska. Przez te myśli wyrywa mu się dość głośny dźwięk przepełniony irytacją i wtedy przypomina sobie, że powinien być cicho, nasłuchuje chwilę i słyszy podobne do jego, tylko lekko przytłumione ścianą „UGH”, które utwierdza go w przekonaniu, że nie jest jedyną osobą, którą tej nocy dręczy bezsenność. „Od tej pory to ja byłem tym, który trzyma serce Lee Taemina na sznurkach.” Oh… Panie Choi, nic się pan nie nauczył? Zachciało się panu teatrzyku kukiełkowego, ale zapomniał pan, jak taki teatrzyk boli, gdy twoje serce jest kukiełką? Poza tym nie wydaje mi się, tylko serce Tae jest na sznurkach…
Jest już rano, a 2min spotyka się przy drzwiach do przedpokoju. Minho blokuje przejście Taeminowi, który chce już iść, odejść. Po prostu postanowił grać razem z nim w jego udawanie, ale tym razem bez możliwości ucieczki. Gdy Taemin mówi, że nie zamierza zostać w mieszkaniu, Minho wytyka mu, że po prostu nie ma gdzie pójść, ale gdy Lee się oburza i zaprzecza, ciągnie dalej i pyta, dlaczego w ogóle tam przyszedł, sam też się nad tym zastanawia, co powstrzymało Tae przed wyrwaniem mu dziecka i zniknięciem w mroku… być może jakieś uczucie, i podchodząc bliżej, sugeruje, że może po prostu się stęsknił. Im bliżej jest, tym Tae bardziej kurczy się w sobie i Minho widząc go, ma wyrzuty sumienia. „I dlaczego karałem nie tylko Taemina, ale i siebie samego?” Śmiałam się z tego zdania, ale to tylko dlatego, że jak myślę o tym, to boli. Kara Lee, kara siebie… Myślę, że mimo wszystko to jest bardzo niedojrzałe. Tak jak teraz o tym pomyślałam, to w całym tym rozdziale oni zachowują się jak dzieci (WIEM, ŻE MINHO O TYM MÓWIŁ OK.) i bardzo na tym tracą. Prawda jest tak, że dużo czasu zyskaliby, gdyby po prostu się ogarnęli. TAK, to prawie hejt, ale żeby nie było tak dobrze, (dla mnie ;-; ) to teraz może powiem, jak mnie takie zachowanie ich boli, to jest omg, po tym szarym świecie, gdzie oni naprawdę zachowywali się poważnie i mili misję, do tego jak mają naprawdę dziecinne przepychanki słowne. (Możesz to zignorować, jest już późno.) No i właśnie Taemin odpowiada mu dalej się „przepychając”. Zasłania się bezbronnym dzieckiem, ale Choi szybko wytyka mu, że przecież sam gorszy swoim słownictwem to dziecko i zauważa, że skoro przyszedł je tylko ratować, to chyba nigdzie się bez niego nie wybiera. Wtedy Taem orientuje się, że chłopiec znowu mu umknął, woła go i w tym momencie dostaje szmatką w głowę. To Kibum przychodzi, ogarnia ich i zagania do pracy. Przydziela każdemu obszar, który mają posprzątać. Minho zaprawiony w generalnych porządkach szybko uwija się ze swoim terenem i idzie po podglądać Taemina. Młodszy chłopka szorując podłogę, mruczał cały czas wiązankę przekleństw i obelg pod adresem swojego byłego partner. Kiedy powtarza „Stęskniłeś się”, Minho otwiera drzwi szerzej i wtrąca się mu do wywodu, zauważając, że dalej nie odpowiedział na to pytanie. Wtedy Taemin zamaszystym ruchem przewraca wiadro z wodą, chciał chyba pogrozić Minho palcem, ale nie wyszło. Od razu zrzuca winę na starszego i przez chwilę trwa takie przerzuca się tą winą, ale przychodzi Key i przywraca ich do porządku, każe im posprzątać, co ma być ponownym uczeniem się współpracy. Minho przynosi suche ściereczki i na szybko znajduje jakieś ubranie dla Lee. Niestety trochę źle zwraca się do niego podając mu je – „Użyj tego” – i młodszy owszem używa tego, ale do wytarcia podłogi. TO JEST EPIC MOMENT. NAPRAWDĘ. TO PRAWIE STARY DOBRY LEE TAEMIN <3 Widząc to Minho szybko próbuje go powstrzymać, efektem, czego jest ich położenie po kilku minutach przepychanki. Minho leży na Taeminie, obaj są mokrzy od wody wylanej na podłogę i patrzą sobie w oczy. „Chłopak zupełnie przestał już szamotać się w moim uścisku, i tylko patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, tymi wielkimi oczami, w których znów dostrzegłem powalającą bezradność, smutną tęsknotę, emocje, których wcale nie powinno tam być, które powinien znów schować za kurtyną zgorzknienia, jak to miał w zwyczaju. Od kiedy Lee Taemin był tak słabym aktorem? Chciałem wyciągnąć dłoń i odgarnąć z jego czoła mokre kosmyki włosów, ale to zaprzeczyłoby całemu temu absurdalnemu zamysłowi udawania, że nic między nami nie ma; zamysłowi, którego naraz postanowiłem się trzymać, jak tonący brzytwy, wiedząc, że inaczej naprawdę utonę. Utonę w tęsknocie bijącej z oczu Taemina.” WIEM, że kopiuję bardzo dużo, ale L E E T A E M IN. Prawdziwy Taemin x….x Tae, który nie potrafi udawać, który ma popękaną maskę. W tym momencie znowu przerywa im Kibum. Przywraca ich do porządku, śmiejąc się z nich przy tym. Pyta nawet, co chcieli tak sprzątać i zagania ich do ogarnięcia bałaganu, który zrobili.
UsuńZa karę dostali dodatkowe zadania, Minho przypadła opieka nad Yoogeunem, a Taemin musiał wypolerować wszystkie naczynia w mieszkaniu. Starszy z dzieckiem siedzieli przy stole i chłopiec jadł kolację, a Lee stał w kącie pokoju i polerował porcelanę. Choi obserwował go, ale chłopak nie zwracał na niego uwagi (albo przy najmniej udawał). Minho zastanawiał się, o czym Tae myśli. Czy planuje ucieczkę? Ale przede wszystkim dziwiło go, że może teraz z jego twarzy czytać jak z otwartej księgi. Jego rozmyślania przerywa dziecko, które zwraca na siebie jego uwagę. Zadaje mu pytanie o Taemina, celowo go prowokując. „Nigdy nie ufaj kobiecie” – odpowiada Choi Minho, czyli przegryw, który zakochał się przez jedne szept. Na miejscu Yoogeuna bym nie słuchała (omg przepraszam, Minho, nic nie poradzę, że jesteś przegrywem). Key widząc, że znowu coś jest na rzeczy, zamyka domowe przedszkole i wysyła Minho spać. Chłopak jednak nie może zasnąć, krąży po pokoju, jego myśli cały czas uciekały do Taemina, tak samo jak oczy, które chciały zobaczyć go przez ścianę. W końcu wyszedł z pokoju i skierował się do zajmowanego przez gości salonu. Obserwuje śpiącego Tae i nie może uwierzyć, że ta twarz naprawdę należy do tego człowieka. „Tej twarzy, którą tak dobrze, niemal na pamięć znałem, a która nigdy wcześniej nie wydała mi się tak młoda, tak bezbronna, tak niewinna. Zupełnie jakby noc odarła Taemina z tej mnogości masek, którymi za dnia bez przerwy żonglował, wystawiając na światło księżyca nagie serce, to samo, które czasem ujawniało się w smutku spojrzenia, bądź w nostalgii uśmiechu.” W końcu wyciąga rękę zupełnie tego nie świadomy i głaska go po policzku. Chciałby zrobić dużo więcej, przytulić, pocałować, spleść dłonie, ale nie wie, czy nawet głaskanie po policzku to nie za dużo. Odgarnia mu włosy z twarzy, poprawia koc i wychodzi. Jakby podejrzewał, że jak zostanie, to zrobi coś głupiego…
UsuńOkej, ja nie wiem. Przepraszam i za chorą długość i za treść, bo to pewnie całkiem bez sensu, ale nie wiem no. Przepraszam .-. Mam nadzieję, że coś tu choć trochę Ci się spodoba. Przepraszam za wszystkie błędy i w ogóle. Przepraszam i… dobranoc?