Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Inspiracja: ~♪~
Pairing: 2min
Gatunek: yaoi, Taemin POV, fluff, smut
Długość: miniaturkaInspiracja: ~♪~
~*~
Głośny grzmot wyrywa mnie z zamyślenia. Unoszę wzrok znad
telefonu i spoglądam w kierunku okna, zaskoczony tą nagłą zmianą pogody. Deszcz
ostrzeliwuje szyby gradem szumnych kropli, które rozbijają się o powierzchnię
szkła, drążąc wodne koryta. Dostrzegam w nich migotliwe refleksy ciepłego
światła, bijącego od kominka. Przez chwilę obserwuję, jak nocne niebo raz po
raz rozcinają majestatyczne ostrza błyskawic, tak niebezpieczne w swoim
szalonym pięknie, tak odległe, a jednocześnie wyraźnie widoczne przez szkło
malowanych ulewą szyb.
Kolejny donośny grzmot sprawia, że z westchnieniem odwracam
głowę od tchnącego chłodem krajobrazu za oknem i pocieram wrażliwą na przeciąg
skórę. Dopiero po chwili wędruję wzrokiem w kierunku drugiego końca kanapy, i
mimowolnie uśmiecham się z rozczuleniem.
Siedzisz z głową przekrzywioną na bok i otwartą książką na
piersi. Miarowy oddech i zamknięte powieki mówią same za siebie. Kręcę głową z
niedowierzaniem. Czy to lektura okazała się być na tyle nudna? Czy to może szum
deszczu wywołał tę nagłą senność? Cicho wzdycham, mimo wszystko nieco ci zazdroszcząc.
Ja nie potrafię spać w noce, takie jak ta. Nie, kiedy burzowa orkiestra próbuje
przygrywać mojemu spokojnemu oddechowi; nie, kiedy rozjarzony i pełen napięcia
spektakl za oknem odbija się nawet na moich przymkniętych powiekach.
W paru ruchach przybliżam się do ciebie, ostrożnie ściągam
twoje dłonie z okładki wciąż przeczytanej jedynie w połowie książki, i odkładam
ją na stolik. Szum deszczu za oknem zdaje się nasilać, kiedy znów spoglądam w
twoim kierunku. Podkulam nogi, obejmując je ramionami i wspierając brodę na
kolanach.
I tak oto po raz tysięczny rozpoczynam wędrówkę wzrokiem po
twojej twarzy. Jej uśpiony wyraz nadaje każdemu najdrobniejszemu elementowi
szczególnie czarującego wyglądu. Przyglądam się zdecydowanemu kształtowi nosa,
który czasem tak psotnie lubisz zatapiać w moich świeżo umytych włosach,
ciesząc się ich zapachem. Kontempluję urzekający kształt ust, który zdarza mi
się delikatnie zarysowywać palcami, ale tylko w momentach wyjątkowej odwagi,
kiedy nie boję się peszącego spojrzenia, jakie mi w reakcji posyłasz. Rozmyślam
o śmiałej linii podbródka, który masz w zwyczaju wspierać na moim ramieniu,
zawsze kiedy najdzie cię ochota na przeszkodzenie mi w aktualnie wykonywanej
czynności. Podziwiam piękno twojej twarzy, zastanawiając się, jakim cudem to
wszystko należy tylko i wyłącznie do mnie.
Nie mogąc się powstrzymać, czule odgarniam kosmyk ciemnych,
ale przyprószonych złotem kominka włosów z twojego czoła. Zamieram jednak w
połowie ruchu, pod wpływem nagłej refleksji. Kiedy nauczyłem się tego typu
gestów? Ja, ten wiecznie zdystansowany chłopak, który nawet szczery uśmiech
uważnie kalkuluje w głowie, który każdy dotyk dozuje w najmniejszych możliwych
dawkach, który każde słowo waży przed wypowiedzeniem. Skąd we mnie ta czułość,
ta beztroska? Ta potrzeba bliskości, którą niegdyś miałem za absurdalną?
Przekrzywiam głowę i pozwalam mojej dłoni powoli zsunąć się po
malowanym szaro-złotą burzą policzku. Kiedy jednak próbuję ją zabrać, czuję
nagły, silny uścisk na nadgarstku.
- Czemu nie śpisz, Taeminnie? – Twój senny głos idealnie komponuje
się z grającym nocną kołysankę deszczem, swoją ciepłą barwą przepędzając chłód
tej dziwnej pory. Pozwalam ci spleść palce naszych dłoni, jednocześnie
obserwując ten proces uważnie.
- Myślę – stwierdzam zgodnie z prawdą, czując przyjemne
ciepło, rozchodzące się po ciele wraz z twoim dotykiem. W dalszym ciągu nie
wiem, jak to robisz, że jeden twój gest, potrafi wpłynąć na cały mój organizm.
- O czym? – pytasz z nieco większym ożywieniem, jednocześnie
masując moje zmarznięte dłonie kciukami, przez co znów zaczynam odczuwać tę
jedyną w swoim rodzaju sensację, która nieodmiennie wiąże się z twoją
obecnością. Wraz z kolejnym grzmotem za oknem unosisz wzrok i spoglądasz mi w
oczy.
Dreszcz.
Tak znajomy, a zawsze
pozostawiający mnie bez oddechu. Ten sam, który wstrząsał moim ciałem już setki
razy, nigdy nie przestając mnie zaskakiwać. Ten, który bagatelizował ostrożność,
który obracał dystans w żart. Ten dreszcz, który nakazał mi cię kochać.
- O burzy – odpowiadam, może zbyt lakonicznie, może zbyt
cicho. Mój głos zdaje się tonąć w nocnej muzyce zza szyby, bądź też w powoli
narastającym szumie krwi w uszach. Spoglądasz na mnie, nieco zaskoczony, a ja
bez słowa ujmuję twoją twarz w obie dłonie, jakby w heroicznej próbie
zrozumienia własnego przyspieszającego niebezpiecznie serca.
Na próżno. Znów tonę, znów przegrywam, kiedy głębia twoich
czekoladowych oczu wymyka się logice i rzuca na moje ciało kolejny potężny
urok.
Dreszcz.
Moimi ramionami ponownie wstrząsa ta nieokiełznana siła, z
którą nie potrafię i nie chcę walczyć. Której prawdopodobnie nigdy nie
zrozumiem, nawet jeśli włada ona całym moim obecnym życiem. Każdym spojrzeniem,
każdym słowem, każdym oddechem, który z tobą dzielę.
To właśnie ów dreszcz był początkiem wszystkiego. To właśnie
on sprawił, że nie potrafiłem zachować obojętności, że zgubiłem rachubę słów i
uśmiechów, że zaniedbałem kalkulację zbliżeń. Bo wystarczył ułamek sekundy,
żeby moje serce na dobre uzależniło się od tych niebezpiecznych wstrząsów, od
tych gwałtownych wzlotów i upadków, od tych porażających wrażeń, które biorą
mnie we władanie, ilekroć jesteś w pobliżu.
Obserwuję, jak kładziesz swoje duże, ciepłe dłonie na moich,
i mocniej przyciskasz je do swoich policzków, posyłając mi zaciekawione
spojrzenie.
- O deszczu? – zgadujesz, próbując dociec, co dzieje się w
moim umyśle. W odpowiedzi kręcę głową przecząco.
- Raczej o piorunach – podpowiadam, i wystarczy tylko ułamek
sekundy, a w twoich oczach błyska specyficzny rodzaj zrozumienia, jakbyś
wyczytał z mojej twarzy wszystko to, co dzieje się w moim sercu, a czego ja sam
nie mogę pojąć.
Potężny grzmot przecina przytulną ciszę pokoju, kiedy
ściskasz moje dłonie jeszcze mocniej, i powoli przysuwasz się do mnie.
Spoglądam w twoje barwione pięknem burzy oczy tylko przez dwa uderzenia serca, po
czym pozwalam powiekom opaść, w pełni oddając się kolejnemu dreszczowi, tym
razem znacznie intensywniejszemu, bo wywołanemu dotykiem twoich pełnych ust.
Z nagłą chciwością zatapiam się w tym niespodziewanym,
rozgorzałym pośród chłodnej nocy pocałunku. Szybko uwalniasz moje dłonie z
silnego uścisku, pozwalając im błądzić po twoim ciele, znaczyć je tęsknym
dotykiem, nad którym nie panuję, który już przejmuje nade mną władzę. Czuję się
zniewolony tym żywiołem, który naraz dzierży kontrolę nad moimi ruchami, który
nakazuje mi jedną dłonią rozpiąć pierwszych kilka guzików twojej koszuli, który
drugą dłoń gna ku zakazanym rejonom, ku miejscom potrafiącym ze zwykłej ulewy
wywołać prawdziwy tajfun. Czy to ten wiatr za oknem bawi się moimi kończynami,
kiedy z zaskakującą siłą przyciągam cię do siebie za materiał na wpół rozpiętej
koszuli? Czy to te porywiste podmuchy znoszą moje dłonie po całej długości
twoich pleców, aż na pośladki i uda? Czy to tylko ja? Zbyt tęskny, zbyt
spragniony ciebie, żeby odmówić sobie tej powalającej dawki adrenaliny.
Czuję nagły gorąc twojego oddechu na policzku, kiedy
odrywasz się od moich ust i spoglądasz mi w oczy.
Dreszcz.
Wciąż ten sam, wciąż tak samo zapierający dech w piersiach.
Ten dreszcz, który napędza nie tylko ciało, ale i serce, który ciśnie na usta
słowa miłości, pożądliwej, ale szczerej. Zamkniętej gdzieś w magii każdego
współdzielonego spojrzenia.
Zbłąkany niebiański rozbłysk odbija się w twoich tęczówkach,
kiedy nie odrywając ode mnie wzroku, zaczynasz błądzić dłońmi po moim ciele. Z
trudem chwytam powietrze, starając się unormować oddech. Czy to to wiązane
czerwoną nicią spojrzenie tak mnie nastraja? Czy to te silne dłonie na mojej
skórze czynią mnie instrumentem burzy? Kolejny jasny rozbłysk na twojej twarzy
sprawia, że nie potrafię dłużej leżeć bezczynnie, że znów wichura czyni mnie
swoim sługą. Zgodnie z jej rozkazem mocno oplatam twoje biodra nogami, chcąc
poczuć cię jeszcze bliżej siebie, chcąc zaspokoić tę rosnącą zachłanność własnego
ciała, choć dobrze wiem, że moje działanie tylko spotęguje pragnienie.
Nie pozostajesz mi jednak dłużny, twoje ruchy także
nabierają tempa, jakbyś i ty nie potrafił walczyć z tym szalejącym między nami
żywiołem. W kilka sekund rozpinasz moją koszulę, a napięcie gromadzące się w
moim ciele zdaje się narastać wraz z szumem deszczu za oknem. Przymykam oczy,
kiedy najdelikatniejszą z tortur przesuwasz opuszkiem palca wskazującego od
linii moich obojczyków, przez całą unoszącą się zbyt szybko klatkę piersiową i szczególnie
wrażliwy na twój dotyk brzuch, aż po mrowiący fragment skóry tuż przy granicy
spodni. Zaciskam powieki mocniej, czując, że znów brakuje mi oddechu, że znów
tracę zmysły przez tę dziwną burzę za oknem.
I wtem czuję, jak moje ciało naraz poddane zostaje mocy
ulewy. Milion wilgotnych pocałunków, niby-kropli rysuje na mojej obnażonej
skórze mozaikę deszczowej namiętności, pod wpływem której zbyt mocno zagryzam
wargi, nie mając gdzie indziej dać ujścia rozsadzającym mnie emocjom. Twoje
miękkie usta tak wprawnie budzą moje ciało, tak zręcznie doprowadzają każdy
nerw do szaleństwa. Z moich ust wyrywa się bezradne westchnienie, kiedy
przygryzasz wrażliwą skórę mojej szyi, następnie tą złośliwą pieszczotą znacząc
całą moją klatkę piersiową. Twoje bolesne pocałunki są jak dziesiątki drobnych
wyładowań elektrycznych na mojej skórze. A każdy z nich sprawia, że chcę więcej.
Szczególnie donośny grzmot sprawia, że otwieram oczy, czując
buzujące między nami, niemal nieznośne już napięcie. Odległy refleks burzy
zagnieżdża się w twoim spojrzeniu, nadając tęczówkom niecierpliwego wyrazu,
który tylko mi się udziela. Nie mogąc dłużej uleżeć bez ruchu, gwałtownie podnoszę
się z kanapy i siadam na twoich kolanach, wciąż oplatając biodra nogami. Ów
splot jest na tyle ciasny, że wyraźnie czuję narastające w dolnych partiach
ciała pulsowanie, które utrudnia mi sformułowanie w głowie najprostszych nawet
myśli. Zatracam się więc znów w tych nęcących ustach, tych których kształt zawsze
mnie fascynował, tych których smak nigdy mi się nie nudził. Jednocześnie dłonie
idą w ruch, pospiesznie dopełniając rozpoczętego wcześniej dzieła, i pozbywając
się ograniczającej swobodę dotyku koszuli, którą bezwstydnie zsuwam z twoich
ramion tylko po to, żeby móc zacząć łapczywie je całować, nie zostawiając sobie
choćby chwili na głębszy oddech. Moje zabiegi zostają jednak gwałtownie
przerwane, kiedy nagle przesuwasz palcem po całej długości mojego obnażonego
kręgosłupa. Unoszę wzrok.
Dreszcz.
Żar bijący z twoich oczu wywołuje gęsią skórkę na moich nagich
ramionach. Wspieram dłoń na szerokiej klatce piersiowej i, wciąż tonąc w tych
rozpalonych tęczówkach, nieznacznie poruszam biodrami, w przód i w tył, doskonale
świadom, że właśnie rozbudzam najbezwzględniejszy z żywiołów.
Twoje dłonie w ułamku sekundy znajdują się na zamku moich
spodni. W tym momencie naprawdę nie jestem już pewien, czy to deszcz tak głośno
szumi, czy to tylko mój nienadążający za rozwojem zdarzeń oddech. Pozwalam ci w
pełni mnie rozebrać, w obliczu istnego tajfunu nie mając już czasu i siły na wstyd.
Twoje spojrzenie jest jak podmuch zbyt gorącego w tych okolicznościach wiatru.
Sama jego moc potrafi wprawić moje nagie ciało w drżenie. Od kiedy jestem taki
słaby? Od kiedy pozwalam zaklętej w twoich oczach burzy mną władać? Od kiedy z
taką pokorą urzeczywistniam ów żywioł, bez słowa kładąc się znów na kanapie i
czekając, aż posiądziesz mnie w pełni?
Przygryzam wargę, obserwując jak sam ściągasz spodnie i
bieliznę, a twoje pięknie wyrzeźbione ciało zawisa nade mną. Świat powleka się
warstewką zmysłowych czerni i fioletów burzowych chmur, kiedy zaczynasz
gorliwie całować skórę moich ud, sunąc po nich dłońmi w górę i w dół, zostawiając
na nich deszczowe piętno tej przedziwnej ulewy. Intymna część mojego ciała tak
otwarcie, tak nieprzyzwoicie reaguje na twoje działanie, bo długie palce
zaciskają się wokół moich pośladków, zwiastując rychłe nadejście
najchaotyczniejszych momentów tej burzy.
Z mojego gardła niczym grom wyrywa się okrzyk bólu, kiedy
zaczynasz mnie przygotowywać. Zaciskam palce na twoich włosach i odchylam głowę
do tyłu, oddychając ciężko przez usta. Twoja dłoń odszukuje moją i chwyta ją z
taką mocą, że pomaga mi to nieco się uspokoić. Zagryzam wargi, nie godząc się
na kolejny krzyk. Pozwalając burzy za oknem grzmieć w moim imieniu.
Za twoją sugestią, rozchylam nogi nieco szerzej,
jednocześnie z trudem przełykając ślinę, świadom, co zaraz nastąpi. Czuję, jak
splatasz palce obu dłoni z moimi, na naszych złączonych rękach wspierając się
po obu stronach mojej głowy. Kiedy znów spoglądasz mi w oczy, widzę w nich
wszystkie barwy dzikiego, burzowego nieba. Widzę w nich tę naszą niepojętą
miłość, która owej dziwnej nocy postanowiła zawładnąć zarówno niebem za oknem,
jak i tą cichą przestrzenią powleczoną warstwą bijącego od kominka złota.
Twoje usta znów znajdują drogę ku moim, ale wraz z
pocałunkiem następuje to, na co obaj czekaliśmy, coś znacznie potężniejszego
niż dotychczasowe dreszcze, coś wymykającego się rozumowi, coś wypełniającego
moje żyły żywym prądem.
Piorun.
Nie jestem pewien, czy jego blask rozświetla niebo za oknem,
czy też błyska jedynie w obrębie mojego pola widzenia. Jedyne, co w danej
chwili czuję, to elektryczność biegnąca od punktu złączenia naszych ciał,
rozchodząca się po każdej kończynie, po każdym milimetrze skóry, urywająca
oddech, zatrzymująca serce. Zaciskam palce na twoich dłoniach, wbijając w nie
paznokcie, i starając się chwytać powietrze w płuca. Nie dostaję jednak
wystarczająco dużo czasu choćby na przełknięcie śliny.
Piorun.
Krzyczę w twoje usta, znów porażony prądem, który zdaje się
biegnąć przez mój organizm, wyładowywać się gdzieś w moim wnętrzu, wywołując
zmieniające ból w rozkosz reakcje poniżej podbrzusza. Przygryzam twoją wargę,
próbując dać ujście kumulującemu się we mnie żywiołowi, który rozsadza mnie od
wewnątrz. W tym momencie uwalniasz moje palce i nieco się odsuwasz, miejscowiąc
dłonie na moich biodrach. Ja sam oplatam ręce wokół twojej szyi, i wbijam wzrok
w poznaczony światłami wichury sufit nad moją głową. Czuję, jak zaciskasz palce
mocniej na mojej skórze. Chwilę potem wszystko bez reszty tonie w chaosie
burzowej nocy.
Moje ciało zostaje poddane serii elektrowstrząsów, które
przelewasz we mnie tak mocno, tak szybko, że nie mogąc utrzymać dłoni na twoim
karku, pozwalam im zsunąć się na szerokie plecy, poznaczyć je swoimi
paznokciami, zostawić na nich piętno tego trudnego do wytrzymania ogromu
rozkoszy, który mi dajesz. Zachłystuję się powietrzem, usiłując nadążyć za
narzuconym mi, szaleńczym tempem. Wyładowania elektryczne biegną tuż pod moją
skórą, znaczą zamroczone spojrzenie, wstrząsają kręgosłupem, wprawiają ciało w
ruch. Wcześniej niezdolny do żadnego ruchu, naraz sam zaczynam bezwiednie
wypychać biodra ku górze, jakby chcąc jeszcze więcej ciebie we mnie.
Zaciskam palce na twoich pracujących łopatkach, próbując
znów przyciągnąć cię bliżej siebie. Spragniony, sięgam twoich ust, ale zanim
zdążam spleść nasze języki, mój krzyk znów znaczy malowaną deszczem ciszę wokół
nas, jakby konkurując z dźwiękami tej faktycznej burzy za oknem. Wplatam palce prawej
dłoni w twoje ciemne, teraz już nieco zlepione potem włosy, żarliwie całując
rozchylone pożądliwie wargi. Jednocześnie drugą dłonią zsuwam się po skórze
kryjącej żebra, aż po dół pleców. Zaciskam palce na twoim pośladku,
jednocześnie ze szczególną mocą unosząc biodra w górę.
Grzmot.
Z twojej piersi wyrywa się niski, gardłowy dźwięk, znacznie
lepiej naśladujący te towarzyszące faktycznemu żywiołowi na zewnątrz, niż moje
skamlenie. Uśmiecham się z satysfakcją, czując, że i ty masz problem ze
złapaniem oddechu. Obaj bez reszty daliśmy się ponieść dzikiemu pięknu burzy.
Żaden z nas, nie wie już, co robić z rękami, zbyt
zaabsorbowani jesteśmy kolejnymi dawkami buzującego między nami prądu. Pozwalamy więc dłoniom błądzić
gorączkowo po rzeźbach ciał, palcom zahaczać o każdą nierówność, każde zakrzywienie,
bo najlżejszy nawet dotyk zdolny jest wywołać dodatkowe dreszcze, od których
zdążyliśmy się przecież na dobre uzależnić. W tej nieprzyzwoitej, odbywającej
się w rytm kolejnych piętnujących mnie przez twoje silne ciało grzmotów,
wędrówce twoje dłonie spoczywają wreszcie poniżej mojego podbrzusza, w miejscu
największego naprężenia, dodatkowo drażniąc mnie. Choć same napierające na mnie
biodra dają mi wystarczającą ilość doznań, to ten subtelny dotyk właśnie zdaje się
dopełniać chaosu tej nocy.
Tym razem nie czuję już dreszczu, pioruna, grzmotu. Tym
razem jestem w samym sercu burzy, najpiękniejszej, jaką przyszło mi oglądać.
Skumulowane moce podległych jej żywiołów w jednym momencie wykwitają gdzieś w
moim ciele, pozwalając mi doznać wreszcie słodyczy spełnienia, którą moje ciało
oblekło w najgłośniejszy z dotychczasowych okrzyków. Pod przymkniętymi
powiekami oglądam wszystkie barwy burzy, wsłuchując się w twój niski głos,
również zwiastujący osiągnięcie najwyższej formy przyjemności.
Powoli odzyskuję oddech, wypełniając płuca tlenem, którego
przez ostatnie kilkadziesiąt minut wciąż było za mało w ciężkim, naznaczonym
pożądaniem powietrzu. Z opóźnieniem odczuwając niewysłowione zmęczenie,
przymykam na moment powieki, czując jak układasz się obok mnie i pozwalasz mi
wtulić się w twój nagi tors. Unoszę kącik ust w górę, kiedy znów splatasz palce
naszych dłoni i przykładasz je do swojego policzka.
Otwieram oczy i spoglądam ci w twarz.
Dreszcz.
Z niedowierzaniem odczuwam biegnące po kręgosłupie, mrowiące
poruszenie. Jak to możliwe, że nawet po tych wszystkich namiętnościach wciąż
jestem na to podatny? Jak to możliwe, że twój jasny uśmiech i twoje rozkochane
spojrzenie potrafią porazić owym drobnym wyładowaniem elektrycznym nie tylko
moje ciało, ale i serce? Czuję, jak jedyne w swoim rodzaju ciepło na nowo budzi
się w mojej piersi.
Uśmiecham się i wzmacniam splot naszych dłoni, wreszcie
znajdując odpowiedź na dręczące mnie wcześniej pytania. Wcale nietrudno było
się zakochać w mężczyźnie, którego każde, najkrótsze nawet spojrzenie niesie z sobą
magię burzy.
~*~
Dobry wieczór~! Nie mam pojęcia, co to jest, bo dobrze wiem, że ja i smuty to nie jest dobre połączenie, ale od paru dni narastała we mnie potrzeba stworzenia tego typu tekstu (Czy Wy widzieliście, co 2min ostatnio wyrabia?!?! Nie przywykłam do faktu, że moje OTP żyje i ma się tak dobrze, naprawdę x.x Każda z ich ostatnich akcji totalnie mnie dewastuje), więc oto jest, dajcie znać, jak mi tym razem poszło! ^^ Pomysł pojawił się w mojej głowie, kiedy błądziłam po 2minowych filmikach i trafiłam na ten zalinkowany u góry. Tekst podłożonej tam piosenki podsunął mi wizję na ten tekst.
Omg, czuję zażenowanie tym czymś, przebaczcie >.<"
Do napisania~! <3
Ps. za ewentualne błędy i powtórzenia szalenie przepraszam, ale nie mam już dzisiaj siły tego poprawiać, zrobię to w najbliższym czasie!
Witam ^^
OdpowiedzUsuńZabiłaś mnie tym, co napisałaś. Nie mogę wyjść z podziwu, jak można tak dobrze (to za słabe określenie ;c) dobrać słowa, żeby stworzyć takie cudo *.* Nie przeszkadzał mi nawet brak bardziej rozwiniętego dialogu, opisy są cudowne <3 Zobaczyłam w mojej głowie (brzmi to chyba trochę dziwnie, ale nie wiem jak mam to opisać ;c) ten pokój z kominkiem, a że za moim oknem właśnie pada deszcz, było mi jeszcze łatwiej wyobrazić sobie 2min <3
Piszesz pięknie i oby tak dalej! :)
Hwaiting!
Miło znów Cię widzieć! :3
UsuńSzczątkowa ilość dialogów to w moich tekstach dość częste zjawisko, które niestety nie każdemu przypada do gustu >.<" W opisach czuję się znacznie pewniej, cieszę się że je doceniasz!
Kocham deszcz i burzę, miło było podzielić się z Wami odrobiną z jej uroku ^^
Dziękuję za komentarz <3
Dostałam dreszczy wcześniej niż Taemin i, proszę, powiedz,że to normalne. W ogóle jeśli chodzi o twoje 2miny, to nawet zwykły fluff ma w sobie tyle spokoju i pewnej... seksualności(?), że czuję się pobudzona. Nawet nie potrzeba czegoś więcej. Odleciałam już przy tym, jak Minho splótł palce z tymi Taemina. Too much, okej?
OdpowiedzUsuńI kominek, oszalałaś kobieto? Czy ty nie znasz litości nad udręczonymi duszami chorych psychicznie fanów 2mina?
Żołądek mi się zawiązał w pętelkę. I pewnie będę siedzieć z tą pętelką do samego końca.
Zdanie 'wichura czyni mnie swoim sługą' jest bardzo niejednoznaczne, odmawiam przyjęcia go do głowy.
Zastanawiam się dlaczego w smutach ludzie tak
chętnie chadzają w koszulach. Znaczy no, ściągnie koszuli samej w sobie jest szalenie seksowne, jej zrywanie oczywiście też... Możesz zignorować, to taki przerywnik, żeby żyć.
'właśnie rozbudzam najbezwzględniejszy z żywiołów'jestem chora. Jestem chora, bo właśnie w tym momencie przypomniał mi się Minho Junior ;;;;;;
To mocno niepokojące, że gdy się wzięłam za komentowanie po baaardzo długim czasie, to właśnie wybrałam smuta. Ślicznego i niewinnego smuta, ale nadal.To chyba po prostu typowa Agu :|
W ogóle to chyba nawet nie wiesz jak bardzo uwielbiam ten spokój jaki jest w twoich 2minach, eh.
Eh x2, mimo wszystko mi gorzej. Z wrażenie pójdę się uczyć biologii.
[tutaj wstaw jakieś ładne zakończenie]
oh, jeszcze Sagi :'3
Agu xDDDDDDDDDDDD
UsuńKogo, jak kogo, ale Ciebie się tu nie spodziewałam. W każdym razie, miło znów Cię widzieć :D Powinnam gdzieś odnotować, że jak chcę zwabić Agę na bloga, to muszę zarzucić smutem xD
Szczerze mówiąc, pisząc ten tekst miałam uruchomiony tryb szczególnie realistycznego obrazowania w głowie, więc chyba dołączę do tłumu udręczonych dusz 2minowych, bo i mnie wizje przed moimi oczami zrobiły dość konkretną krzywdę. Twoja reakcja pozwala mi wierzyć, że wykonanie również nie jest najgorsze! ^^
Też naszła mnie refleksja dotycząca koszul kiedy to pisałam xDD ale to tak pięknie dopełnia klimatu, cóż poradzić x.x
To ciekawe słyszeć o tym "spokoju" moich tekstów, bo mnie samej ciężko takie rzeczy dostrzegać. Cieszę się, że mają dla Ciebie ów wyjątkową atmosferę :3
Dzięki za komentarz, Agu! <3
Jejuuuuu~
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem, co napisać w tym komentarzu (znowu, to jakaś moja przypadłość), ale tak ogólnie- to było świetne.
Uwielbiam burze w ff *-*
No i wgl tradycyjne podziękowania za umożliwienie biednemu dziecku aka mnie przeczytanie tego cudu~
Życzę weny ^^
Ja uwielbiam obserwować burzę, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji jej opisywać, więc postanowiłam to zmienić ^^ Miło, że Ci się podobało!
UsuńDzięki za komentarz <3
Shizuka, ja chciałam tylko powiedzieć, że piszesz najpiękniejsze i najsubtelniejsze smuty na świecie. Na każdym płaczę. Nie wiem, jak to robisz, ale wprowadzasz mnie w swój świat, magiczny, wyimaginowany, nieco chaotyczny, jednak taki prawdziwy, że czuję, widzę i słyszę wszystko to, co opisujesz.
OdpowiedzUsuńJa naprawdę nie wiem, jak inaczej to skomentować.
W tych prostych słowach, których używają wszyscy, potrafisz znaleźć magię, coś nadzwyczajnego, nadając Twoim dziełom wydźwięku najcudowniejszej baśni.
Dziękuję.
Twoja Hopie
Twój komentarz mnie wzruszył ;____; <3 Piszę smuty dość rzadko, nie czuję się na tym polu pewnie, więc takie pochwały są tym cenniejsze *~* Cieszę się, że czujesz się gościem tego mojego małego świata... bo w końcu po to między innymi piszę... żeby zapraszać Was do krainy mojej wyobraźni.
UsuńDziękuję~! <3
ojejku ;;; Powinnaś czuć się w nich najpewniej, bo są naprawdę piękne ;; ♥♥♥
UsuńNie ma za co ♥
*Hopie*
Dlaczego jak czytam twoje twory to zawsze mówię sobie, że to pasuje do Tae...charaktery tworzone przez ciebie są zawsze tak idealnie dopracowane. Nie często piszesz smut'y, ale jak już napiszesz to zawsze jest w tym nuta magii, miłość, którą kreujesz oraz ta, którą żywisz do swoich postaci. One wydają się przez to takie realne. Historie niepowtarzalne, każdy ma swoją historię, zupełnie inną od poprzednich. No i tu znowu- byłoby to fajne opowiadanie jakby się to rozbudowało, choć i taka forma jest świetna. Czytelnik wyobraża sobie ich przyszłe losy oraz te przeszłe, no i teraźniejsze. xd Wszystko co tu opisałaś jest tak pięknie inne, ale jedno jest niezmienne, jest w nim miłość. Słodka, lekka, burzliwa, gwałtowna, delikatna. Wszystkiego po trochu. Na twoim blogu zawsze można przeczytać coś wspaniałego. To jeden z przykładów. I kolejny świat, w którym utonęłam. <3
OdpowiedzUsuńWeny życzę. :)
Jestem~! Nie wiem, co ja tutaj dzisiaj robię. To jakaś taka potrzeba komentowania .-. Wiem, że powinnam coś innego, bo przecież nawet z Sagi nie jestem jeszcze na zero, ale żeby skomentować Sagi to trzeba mieć kilka godzin, a ja niestety mam tylko kilkadziesiąt minut i nie wiem, jak będzie z ogarem… (bo wczoraj… raczej nie poszło .-. )Nie wiem, co się dzieje, ale ostatnio (jak sama widzisz) 2min jest wszędzie. I ta cała masa smugowych wizji, które nie dają żyć x…..x No i nie wiem, jakoś poczułam potrzebę komentowania.
OdpowiedzUsuńPairing: 2min; Gatunek: yaoi, Taemin POV, fluff, smut – to sprawia, że się trzęsę i nie mogę oddychać. 2min, Taemin POV i smut. Czy ja umarłam, czy umarłam? Smut z perspektywy Taemina robi mi jakoś źle x.x Przecież to wszystko będzie przepełnione jego uczuciami. To jego myśli poznam, to w jego oczach zobaczę za chwilę Minho i dowiem się jak ich relację widzi TAEMIN. TAK BARDZO MI ŹLE Z TEGO POWODU T___________T Dobra to może ja przejdę do jakiś konkretów .-.
Wiesz, właśnie się zwiesiłam i siedziałam zasłuchana w playlistę i to jest takie niezwykłe uczucie, że każda z tych piosenek teraz jest wyjątkowa, jedne podsuwają do głowy Sagi, inne YP, a czasami momenty spędzone na blogu, kiedy tylko błądziłam po korytarzach, zwiedzałam stare i nowe sale, wspominałam. I mocno kocham, bardzo, bardzo mocno każdą z nich i wszystko, co mi podsuwają. Wszystkie wspomnienia i możliwość czytania. Kocham ;;; <3
Konkrety tak nie wyglądają, ale już się ogarniam.
NIE WIEM, CO ZROZUMIESZ Z MOJEGO KOMENTARZA, BO JA NIE UMIEM MYŚLEĆ. DLACZEGO OPOWIADANIE, KTÓRE JUŻ WCZEŚNIEJ CZYTAŁAM, ODBIERA MI ZDOLNOŚĆ MYŚLENIA I ODDYCHANIA. I SPRAWIA, ŻE NIE WIEM. N I C NIE WIEM. CHCĘ, ŻEBYŚ WIEDZIAŁ, JAKI MA BYĆ PRZEKAZ. To jest jeden z najlepszych smutów, które kiedykolwiek czytałam. Przede wszystkim jest taki… ładny. Pięknie napisany, każde słowo jest idealnie dobrane, nic się nie gryzie. Dalej… czuć tę burzę. Słychać deszcz, który uderza w okno, grzmoty, które przerywają tę deszczową ciszę. Widać błyskawice przecinające niebo, rozświetlające czerń za oknem na srebrno i niebiesko. I pokój zalany delikatnym, złotym światłem. Spokój, który zmienia się w burzę, żywioł. Taemin, który nie potrafi przejść do porządku dziennego z uczuciem, którym darzy Minho. Taemin, który zachwyca się pięknem swojego ukochanego. I burza, która opanowuje cały wszechświat Taemina, nawet jeśli cały czas zostaje w tej dwójce. I podoba mi się to, jak w tekst są wplecione dreszcze, pioruny i grzmoty, naprawdę czułam te dreszcze i słyszałam grzmoty, widziałam błyski. I czuć jest to napięcie, elektryczność, która unosi się w powietrzu, którą bohaterowie oddychają. I bardzo podoba mi się zakończenie. „Uśmiecham się i wzmacniam splot naszych dłoni, wreszcie znajdując odpowiedź na dręczące mnie wcześniej pytania. Wcale nietrudno było się zakochać w mężczyźnie, którego każde, najkrótsze nawet spojrzenie niesie z sobą magię burzy.” Pokazuje, co jest naprawdę ważne dla bohatera, co wywołuje w nim te dreszcze. Że nie zawsze są to namiętności, że wystarczy zwykły (niezwykły!!!) uśmiech, żeby się zakochać i żeby zakochiwać się cały czas na nowo.
Dzisiaj nic więcej nie napiszę, bo nie umiem, nie wiem, co mam powiedzieć, słowa płyną, a raczej wylewają się i nic więcej sensownego raczej nie napiszę, ale poprawię się i przybędę dokończyć.
Twoja i ich…
…całkiem nieżywa...
…ale wciąż bardzo mocno kochająca…
…i bardzo wierna fanka.