16.04.2016

Deszczowa szarość



Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Jongtae
Gatunek: shōnen-ai, angst, AU, Jonghyun POV
Długość: seria czterech miniaturek (klik); 2/4
Uwagi: teksty pisane w formie listów

~*~

Kochany Taeminnie,

to siedemnasty list, który do Ciebie piszę. Tyle moich słów już otrzymałeś, za pośrednictwem tych marnych świstków papieru, a one wciąż zdają się nie mieć końca. Nie potrafię powstrzymać samego siebie przed spisywaniem kolejnych tłoczących się po głowie myśli, które nigdzie indziej nie mogą znaleźć ujścia.

Kochany Taeminnie, w dziwnym nastroju piszę ten list. Nastroju, który ostatnimi czasy nie odstępuje mnie na krok. Wiem… nie wspominałem o tym wcześniej. Proszę, Taeminnie, spróbuj zrozumieć. Nie chciałem Cię martwić. Ale cóż… tak mi dziwnie. Doszedłem do wniosku, że nie mogę tego dłużej w sobie dusić, bo wyrzuty sumienia lada moment odejmą mi rozum. Dlatego właśnie do Ciebie piszę.

Kochany Taeminnie, chaotyczny to list. Już widzę, że słowa wymykają mi się z rąk, opuszczają końcówkę długopisu, zapełniają bezładnie kartkę. Nic na to nie poradzę. Przepraszam. I z miejsca przepraszam, że przepraszam. Wiem, że nie cierpisz, kiedy to robię.

Ah… Jakże mocno tęsknię za Twoim wyrozumiałym spojrzeniem. Tu, gdzie każdy zerka na każdego z obojętnością, bądź też nawet wrogością. Tu, gdzie słowa bywają niebezpieczne. Nie mam z kim rozmawiać. Próbowałem kilka razy, ale nie skończyło się to zbyt dobrze. Być może tutejsi ludzie nie rozumieją moich słów? Nie wiem.

Kochany Taeminnie, tęsknię za naszymi niekończącymi się dyskusjami. Za wszystkimi Twoimi bystrymi uwagami, rzucającymi nowe światło na zatęchłą kanwę mojego umysłu. Tęsknię za Twoim pełnym skupienia uśmiechem, i za tymi szczególnymi momentami, kiedy to milkłeś stopniowo, a ostatnie wypowiadane przez Ciebie słowa zamierały na Twoich kształtnych ustach, zawieszały się w powietrzu wokół nas. To ten moment, kiedy dyskusja zmieniała się w monolog. Pozwalałeś mi mówić, samemu przejmując rolę najuważniejszego słuchacza. Wspierałem wtedy brodę na Twoim ramieniu, zatrzymując życiodajne ciepło przy sobie. I mówiłem, szeptałem, nuciłem. A Ty słuchałeś w ciszy i skupieniu, nawet jeśli senna mgła usiłowała zagnieździć się w Twoim spojrzeniu. Słuchałeś o niebie i chmurach. O gwiazdach i słońcu. O wietrze i ciszy. O słowach i myślach. O uczuciach i marzeniach. O snach dziwnych i zagmatwanych. Niezrozumiałych. I o deszczu.

Ah, dużo deszczu w tym roku, nie sądzisz?

Kochany Taeminnie, tęsknię za tym, jak dobrze mnie rozumiesz. A nawet jeśli nie rozumiesz, to udajesz, że jest przeciwnie. Nikt na całej Ziemi nie zgłębił tajników mojego umysłu i serca w takim stopniu, jak zrobiłeś to Ty. Nie mam pojęcia jak i kiedy to się stało. Jednego dnia byłeś letnim marzeniem, wizją znużonego umysłu, jednym z rozmazanych przez ciężkość upalnego powietrza kształtów, a chwilę potem, zdawałoby się, w mgnieniu oka, stałeś się najważniejszą osobą w moim życiu, centrum mojego wszechświata. Nikt wcześniej nie był zdolny do wydobycia ze mnie tylu szczerych słów. Czasem poważnie zastanawiam się, jak to zrobiłeś, Taeminnie? Czy to moje serce zmęczyło się ciągłym chowaniem w klatce żeber? Czy to ta jesień tak mnie zmieniła? A może to kolor Twoich oczu?

Kochany Taeminnie, znów patrzyłem w niebo. Ta ogromna kopuła nad naszymi głowami bywa w tych porach zaskakująco zmienna. Patrzyłem więc w niebo nieokiełznane i dzikie. Jego szare tony mieszały się z odległymi błyskami błękitu, wspomnieniami lekkości lata. Chmury zdawały się kłębić złowrogo, nawarstwiać, zasnuwać nie tylko niebo, ale i moje spojrzenie, otaczać każdą myśl, każdy obraz tym dziwnym, mglistym kokonem, z którego tak ciężko się wyrwać. I kiedy tak obserwowałem ten zatrważający spektakl, naraz cała ciężkość nieboskłonu jakby zwaliła się na moje barki, na moment odbierając oddech. Ciężko mi wytłumaczyć, jak się wtedy poczułem, postaraj się więc zrozumieć moje metaforyczne obrazowanie. Było to doświadczenie, które w takim stopniu mną wstrząsnęło, że do tej pory noszę w sobie jego piętno. Ten szary, jesienny nieboskłon zasiał we mnie dziwne ziarno niepokoju. Noszę je w sobie cały czas i boję się, kiedy na dobre rozkwitnie i jak nieprzewidziane działanie może mieć wyhodowany w natłoku deszczy i burz kwiat.

Kochany Taeminnie, znów zbyt wiele mówię o sobie, choć tak naprawdę jedynym, co mnie interesuje, jest to, jak sobie radzisz. Ubierasz się ciepło? Nie zapominasz zamknąć okna na noc? Pamiętasz o zażywaniu witamin? Już w momencie wypisywania tych pytań zaśmiałem się sam z siebie. Spójrz no, do czego doprowadza mnie troska o Ciebie. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz uparcie robił na przekór moim radom. Jedyne czego pragnę, to Twoje dobro, więc błagam – przynajmniej teraz odłóż przekorę na bok, i dbaj o siebie. Zrób to dla mnie, proszę.

Kochany Taeminnie, nie przejmuj się zanadto chaotycznym stanem mojego umysłu. To przejściowe, wiesz, że czasem najzwyklejsze bzdury potrafią zupełnie zachwiać moją równowagą. Po prostu bez Ciebie ciężej przychodzi mi wyplątanie się z tego ciągu pędzących po mojej głowie myśli.

Kochany Taeminnie, czy tęsknisz za mną? Czy Ciebie ta rozłąka też tyle kosztuje? Bo ja czasami mam wrażenie, że dłużej już nie wytrzymam, że kolejny oddech będzie zbyt trudny, jeśli nie wesprzesz mnie swoim uśmiechem. Jak słaby okazuję się być bez tych ogników w kształtnych oczach, bez tych zawsze otwartych dla mnie ramion? Mam nadzieję, że czasem o mnie myślisz. Że pojawiam się w Twoich snach. Nie zapomniałeś o mnie jeszcze, prawda?

Przepraszam. Przepraszam, że piszę takie rzeczy, powinienem skreślić cały poprzedni akapit. Po prostu za Tobą tęsknię.

A chmury nad moją głową są coraz ciemniejsze. Twoje oczy czasem też przybierały tę barwę. Pamiętam te wszystkie wieczory, kiedy to napadał mnie jakiś zły duch, odbierający możliwość napisania choć jednego pięknego słowa. Pamiętam, jak siedziałem w ciemności pokoju, bazgrząc po kartce, chaotycznie wyrzucając z siebie coraz to mroczniejsze sekrety własnego umysłu. Zupełnie jakbym próbował pozbyć się plam na swojej duszy. Są to wspomnienia ciężkie, nieprzyjemne. Wspomnienia zakazane. Nie potrafię się jednak oprzeć przywoływaniu tych wizji, bo zbyt mocno cisną się do głowy, kiedy patrzę w to jesienne niebo. Pośród jego ciężkich szarości widzę kolor Twoich poważnych, złych i nieco przestraszonych oczu. Taką właśnie barwę przybierały, ilekroć zastawałeś mnie w tym niegodnym stanie. Wpadałeś do mieszkania niosąc ze sobą zapach nocy, złowrogą woń, która dodatkowo mnie drażniła. Nie pachniałeś, jak nasze letnie wieczory, Taeminnie. Czułem raczej coś obcego i nieznanego. Gdzie chodziłeś w tamte jesienne wieczory, Taeminnie? Z kim widywałeś się, kiedy ja gniłem w pustym mieszkaniu? Kto kradł Twój jasny uśmiech, kiedy mnie dławiły gromadzące się wokół cienie?

Nie.

Przepraszam… Nie wierzę, że naprawdę to napisałem. Przepraszam. Dobrze wiem, że co wieczór ciężko pracowałeś, żeby opłacić czynsz, podczas gdy ja bezproduktywnie pozwalałem własnym myślom pożerać się od wewnątrz. Przepraszam, że w ogóle przyszło mi coś takiego do głowy. Po prostu tęskniłem. Zawsze tęsknię. Znasz mnie, Taeminnie. Wystarczy chwila nieuwagi, ledwie mgnienie oka, a mój nastrój potrafi tragicznie się pogorszyć. Wystarczy, że na moment znikniesz mi z oczu, a cały świat traci kolory. Dlatego tak ciężkie były te jesienne wieczory, pozbawione Twojej zbawiennej obecności. Kiedy jednak wreszcie wchodziłeś do pokoju, kiedy wreszcie krzyżowałeś ze mną spojrzenie, wszystko odzyskiwało sens. Bo Twoje oczy wciąż były tak piękne, jak tamtego pierwszego letniego dnia, w którym moja artystyczna dusza odnalazła swoje dozgonne źródło inspiracji. Wciąż niewinne i szczere. Choć częściowo przesłonięte chmurami niepokojów, to wciąż tak czyste, że swoją mocą zdawały się odkażać również moje zbrukane chorobliwymi myślami spojrzenie.

Pamiętasz, Taeminnie? Jak przemierzałeś wtedy długość pokoju w paru krokach, jak bez choćby jednego słowa klękałeś u stóp mojego krzesła i mocno obejmowałeś mnie ramionami w pasie, jednocześnie wtulając się policzkiem w mój brzuch. Twoje znajome ciepło powoli przywracało mi spokój ducha. To może zabrzmieć absurdalnie, ale czułem, że ten darowany mi, kurczowy uścisk naprawdę stanowi jedyną nić, która utrzymuje mnie przy względnie zdrowych zmysłach. Nie zliczę razy, w których ratowałeś mnie w ten sposób, Taeminnie. Nie pozwalałeś mi odlecieć, spłonąć, zniknąć z powierzchni ziemi. Potrafiłem przez długie minuty trwać w tej dziwnej pozycji, gładzić Twoje włosy dłonią, przesiewać je między palcami, jednocześnie powoli wyzbywając się resztek brudu ze swojego niepokornego umysłu, robiąc w nim miejsce dla czerpanego z Twojej bliskości szczęścia.

Kochany Taeminnie, nie jestem pewien, po co Ci to wszystko tutaj opisuję i mam nadzieję, że przy pierwszej możliwej okazji porządnie zganisz mnie za te wywlekane z odmętów serca sentymentalne słowa. Wierzę jednak, że przynajmniej część moich listów obrazuje to, o czym zapewne dobrze wiesz, a co i tak jestem gotów powtarzać do znudzenia. Chcę żebyś zawsze pamiętał, jak wiele dla mnie znaczysz, Taeminnie. Bo czymże bym był, bez Twojego jasnego spojrzenia?

Kochany Taeminnie, pisanie tego listu zeszło na krzywe i niezbyt przyjemne tory, przepraszam. Powinienem wysyłać Ci jakieś wywołujące uśmiech słowa, prawda? Przepraszam, spróbuję się poprawić. Nie pragnę niczego więcej na tym świecie, jak tylko Twojego złotego uśmiechu. Mam nadzieję, że kiedy już się spotkamy, znów będzie mi go dane zobaczyć. Zamierzam położyć dłonie na Twoich policzkach i wpatrywać się w Twoje oczy tak długo i z taką miłością, aż znikną z nich wszelkie szare, burzowe odcienie obaw, aż ponownie zajaśnieje w nich ten letni błękit, który skradł moje serce. Który je naprawił.

Kochany Taeminnie, pracuję nad czymś. Może nie powinienem o tym wspominać przed czasem, ale jestem niezmiernie zaangażowany w swoje dzieło. Tak, Taeminnie, piszę. Słowa nie układają się tak łatwo i lekko, jakbym sobie tego życzył, ale bardzo mi zależy, na skończeniu tego tekstu. Obiecuję, że kiedy znów się spotkamy, podaruję Ci najpiękniejszy wiersz, jaki kiedykolwiek wyszedł spod mojego pióra. Wiersz, w którym zawrę całą historię naszej miłości. Wszystkie kolory Twoich oczu. Czekaj cierpliwie, jestem pewien, że efekt końcowy Ci się spodoba.

Kochany Taeminnie, ilekroć patrzę w niebo, ono za każdym razem jest inne. Niezdecydowane. Mam nadzieję, że te poprzetykane siatką lśniących kropel deszczu, mgliste szarości i błękity nad moją głową wreszcie dojdą do porozumienia. Do tego czasu będę raczej wspominał barwy Twoich tęczówek, aniżeli zerkał przez okno. Tylko ten deszcz wciąż taki głośny, zwłaszcza nocami…

Spójrz czasem w niebo, posyłając mi pokrzepiającą myśl. Jestem pewien, że ją poczuję. Kocham i tęsknię, z dnia na dzień coraz mocniej. Czy będzie nam dane spotkać się jeszcze tej jesieni? Obym mógł znów oglądać migotanie deszczu w Twoich czystych oczach.

Dużo deszczu w tym roku…

Jonghyun

~*~

No i jestem >.<" Dodawanie co tydzień trochę nie wyszło, wybaczcie, nieco się zagapiłam ;;;;


1 komentarz:

  1. Czekałam na kolejną część i było warto. Pięknie opisałaś uczucia jakie żywi Jonghyun do Taemina, choć tu zaczęłam myśleć o tym jak to się może zakończyć i najpierw czułam szczęście, że wszystko będzie happy, a potem pomyślałam znowu i zakończenie wyszło zupełnie inne, o wiele smutniejsze. Takie gdzie przy końcu bym się roześmiała na jego miejscu, ale może tak źle nie będzie jak w moich myślach. Tak czy siak, taki Jonghyun z uczuciami szaleństwa pasuje mi do niego. To jak opisuje swoje aktualne uczucia, przeżycia. Ta szczerość w słowach mnie rozbraja. Nic tylko czekać na kolejną część.
    Weny. :)

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams