2.07.2016

Sagi: ~XX~


Rozparłem się wygodniej na sofie, skrzyżowałem ręce na piersi i przymknąłem oczy. Byłem po ostatnich paru dniach i nocach nieustannej pracy totalnie wykończony. Fakt, że moje siedzisko okazało się niemożliwie miękkie, a panujący w garderobie teatru półmrok tłumił i spowalniał moje myśli, wcale nie pomagał mi w walce ze snem. Słysząc głośne westchnienie, mimo wszystko uniosłem jedną powiekę w górę, tylko po to, żeby dostrzec po raz tysięczny zerkającego na zegarek Kibuma.

- No i gdzież oni są? – zirytował się, wstając ze swojego miejsca i poczynając krążyć nerwowo po pomieszczeniu. Otworzyłem oczy w pełni, i rozejrzałem się znów po pustym pokoju, napotykając tylko jedną parę oczu, tę należącą do siedzącej na krześle w pobliżu luster Sally. Wymieniliśmy z dziewczyną bezradne spojrzenia, po czym wróciłem wzrokiem ku mojemu zdenerwowanemu przyjacielowi.

- Spokojnie… Może Moonkyu dłużej zeszło ze zdejmowaniem miary z tego tłumu ludzi… - mruknąłem, wzruszając ramionami. Nie miałem tej nocy sił na irytację czy niecierpliwość. Jedyne, co mi się marzyło, to moje własne łóżko.

Czułem się nawet usprawiedliwiony, biorąc pod uwagę to, jak wyglądały moje ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Za dnia wraz z Taeminem biegałem po całym mieście, roznosząc osobom, które zadeklarowały się nam pomóc scenariusz oraz dokładne wytyczne, co do ich udziału w przedstawieniu. Ponadto odbyliśmy wizytę u Kim Sodam, w celu omówienia wszystkich szczegółów tego szalonego przedsięwzięcia. Dziewczyna obiecała załatwić nam brakujących aktorów. I tak oto, jeszcze tego samego wieczora, do tylnych drzwi teatru zapukało ponad dziesięć osób, każda z własną kopią scenariusza, które Sodam najwyraźniej jakimś cudem zdążyła im dostarczyć jeszcze za dnia. W takich okolicznościach nie mogliśmy zrobić nic lepszego, jak natychmiastowe przystąpienie do pierwszej próby w pełnym składzie. Pod komendami Kibuma wszystko szło zaskakująco gładko, każdy znał swoje miejsce i swoją kwestię. Obserwowanie, jak nasze nierealne wręcz przedsięwzięcie, nabiera prawdziwych kolorów, napawało mnie swego rodzaju dumą. Nie byłem pewien, czy to kwestia działania w dobrej sprawie, czy też samego faktu, że mogłem stać na scenie z ważnymi dla mnie ludźmi, ale czułem satysfakcję z tego, co robię. Co nie zmieniało jednak faktu, że byłem padnięty.

Wyprostowałem nogi i znów przymknąłem oczy, nie mając siły na kibumowe dąsy. Po zakończeniu próby nastąpiła krótka przerwa, podczas której Moonkyu miał zająć się zdejmowaniem miary z przysłanych przez Sodam osób, tak, żeby mógł uszyć dla nich odpowiednie stroje. Nie wszyscy z nich odgrywali znaczące role, część otrzymała zadanie tworzenia sztucznego tłumu na scenie, zwłaszcza w kluczowych momentach sztuki. Trzeba było jednak zadbać o pasujące do ogólnego konceptu stroje. Po zakończeniu tych pomiarów, główna ekipa miała spotkać się w garderobie, omówić wszelkie pozostałe szczegóły, i również pomyśleć nad ubraniami dla siebie. Tyle, że pozostali aktorzy już jakiś czas temu opuścili budynek teatru, a Moonkyu jak nie było, tak nie ma nadal. Nie dziwiła mnie natomiast nieobecność Taemina. Przypuszczałem, że schował się gdzieś w cieniach kurtyny wraz z zakończeniem prób, byle tylko znów uniknąć konfrontacji ze swoim przyjacielem krawcem. Drugi raz nie zamierzałem mu w tej kwestii pomagać (zwłaszcza po tym, jakiego idiotę zrobiłem z siebie ostatnio), dlatego postanowiłem umknąć, zanim zdążyłby o cokolwiek mnie poprosić. Wtedy prawdopodobnie cały plan oporu spaliłby na panewce…

- A Jinki? Wie ktoś, dlaczego nie przyszedł? – dopytywał Kibum. Jeśli było coś, czego nie cierpiał na równi z bałaganem, to tym czymś mogła okazać się niepunktualność właśnie.

- Powiedział, że się spóźni… - odezwała się Sally niespodziewanie. Spojrzałem na nią kątem oka, ale w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami niepewnie. Kibum natomiast wyrzucił ręce w powietrze z frustracją.

- Ghhhhhh, dlaczego wszyscy… - Kim urwał w połowie zdania, bo nagle do pomieszczenia wparował jak burza nasz naczelny na daną chwilę problem. Moonkyu szybkim krokiem przeszedł przez pokój, po czym usadowił się na krześle w najdalszym i najciemniejszym kącie. Chłopak skrzyżował ręce na piersi i wbił spojrzenie w podłogę.

- O, jesteś wreszcie – odezwał się Kibum, próbując udawać, że nie dostrzega niecodziennej postawy krawca. Nie okazało się to jednak być dobrą metodą, bo Moonkyu tylko zmarszczył brwi gniewnie.

- Oczywiście, że jestem. Czemu miałoby mnie nie być?! – rzucił niemal z pretensją, aż siedząca najbliżej niego Sally wzdrygnęła się gwałtownie. Wymieniliśmy z Kibumem zdziwione spojrzenia.

- Wszystko w porządku? – zapytałem, za co spotkał mnie pełen niechęci, wręcz obrzydzenia wzrok niegdyś tak łagodnego i pogodnego człowieka.

- Czemu sugeruje pan, że coś jest nie w porządku, panie Choi? Wcale nie jestem zły! Wcale nie zadaję się z bandą oszustów! Wcale nie czuję się okłamany i zdruzgotany, a ten smak wstydu oraz zażenowania samym sobą jest prawdopodobnie urojony! – wyrzucił z siebie w złości, i wszyscy zgromadzeni przez chwilę wpatrywali się w niego zszokowani. Dopiero po upływie kilku sekund wreszcie połączyłem fakty w głowie. Wysnuty wniosek byłem w stanie skwitować jedynie ciężkim westchnieniem.

Widok wślizgującego się do pokoju po cichu Taemina tylko potwierdził moje przypuszczenia. Chłopak rzucił mi przelotne, nieco bezradne spojrzenie, po czym bez słowa usadowił się obok mnie, jakby próbował schować się za mną przed gniewem okłamanego mężczyzny. I choć sprawa nie przedstawiała się zbyt ciekawie, to byłem z Taemina w pewien sposób dumny, że wreszcie zmierzył się z własnym oszustwem. Że wreszcie zdobył się na szczerość.

Nie chcąc jeszcze bardziej podrażnić Moonkyu, dyskretnym gestem musnąłem leżącą na sofie dłoń Taemina, mając nadzieję, że doda mu to trochę siły. Tak naprawdę miałem ochotę spleść jego palce ze swoimi, albo zrobić masaż obolałych, teraz nieco bardziej niż zwykle przygarbionych ramion, ale na takie szaleństwa niestety pozwolić sobie nie mogłem. Mimo wszystko moje działanie chyba przyniosło zamierzony efekt, bo w kąciku ust Taemina zaigrał cień bladego uśmiechu. Poczułem, jak chłopak, nieśmiało i nie patrząc na mnie, odwzajemnia ów delikatny dotyk. Trwało to jednak tylko kilka sekund, po upływie których Lee zabrał swoją dłoń, jakby w celu uchronienia nas obu przed zatraceniem się w tej subtelnej formie niewerbalnego kontaktu.

Zerknąłem w kierunku Moonkyu, mając nadzieję, że nie dostrzegł naszego zachowania. On jednak najwyraźniej od momentu przybycia Taemina uparcie wbijał wzrok w podłogę. Spojrzałem na Kibuma, który najwyraźniej sam zdążył już w pewnym stopniu wydedukować o co w tym wszystkim chodzi, i ponaglająco wskazałem gestem głowy na siedzącego w kącie chłopaka, sugerując, że to Kim powinien spróbować przywrócić go do porządku. Mój przyjaciel zaprotestował zmarszczeniem brwi, ale chwilę potem wywrócił oczami, dając za wygraną.

- Więc… jak wygląda kwestia kostiumów…? – zapytał, usiłując brzmieć tak samo rzeczowo, jak zwykle, co nie zneutralizowało jednak w pełni tej nutki mimowolnego rozbawienia w jego głosie. W odpowiedzi Moonkyu przetoczył po zebranych gniewnym spojrzeniem, skrzętnie jednak omijając siedzącego obok mnie Taemina, który również wcale nie kwapił się do patrzenia na krawca, siedząc w milczeniu i skubiąc nerwowo własne paznokcie.

- Obiecałem, prawda? – odezwał się obrażony chłopak, znów wypowiadając każde słowo z pewną dozą pretensji, choć przecież nikt nic mu nie zarzucał. – Nie rzucam słów na wiatr. Nie jestem oszustem. W przeciwieństwie do niektórych… - Niemal poczułem, jak po plecach Taemina przebiega dreszcz na te słowa, ale nie mogłem nic zrobić, każdy mój akt czułości czy troski prawdopodobnie zostałby przez Moonkyu odebrany jako prowokacja. Krawiec w końcu zwrócił oczy ku niebu i westchnął cierpiętniczo. – Załatwiłem już kwestię pozostałych aktorów. Mam też wstępne projekty wszystkich kostiumów, możecie je obejrzeć, proszę bardzo. – Tu, niezbyt delikatnie, rzucił w moim kierunku plikiem zarysowanych ołówkiem kartek, który z trudem udało mi się uchronić przed upadkiem. – Jedyne, co zostało mi do zrobienia, to zdjęcie z was miary, i mogę szyć.

- Są idealne – stwierdziłem, przeglądając przygotowane przez Moonkyu projekty. Ten chłopak naprawdę miał talent i znał się na swoim fachu. Mój komplement został jednak kompletnie zignorowany. Zadziwiające, jak wiele się w tym człowieku zmieniło, kiedy zrozumiał, że dał się nabrać. Prawdopodobnie kiedy byłem w jego sytuacji, powinienem był zachować się tak samo. A ja jak największy głupiec, wybrałem życie jako zakochany na zabój ślepiec. I nawet nie miałem na tyle godności w sobie, żeby żałować owej decyzji.

- Ty, ty, ty – wyliczył Moonkyu, wskazując kolejno Sally, Kibuma i mnie. – W tej kolejności was zmierzę – zawyrokował, na chwilę zawieszając głos. Następnie spojrzał na Taemina. – Wymiary panien… to znaczy pana Taemina znam doskonale, więc nie ma chyba potrzeby, żeby tu przesiadywał – stwierdził tonem zimnym jak lód. – A teraz proszę mi wybaczyć, ale z powodu tego chaosu zapomniałem zabrać ze sceny swój metr krawiecki. Pójdę go poszukać – oznajmił jeszcze, rzucając Taeminowi ostatnie oziębłe spojrzenie, jakby celowo wychodząc, żeby dać mu czas na usunięcie się z jego pola widzenia.

Dopiero kiedy krawiec zniknął za drzwiami, Lee głośno wypuścił powietrze z płuc. Trąciłem go w ramię, czując potrzebę złagodzenia jego problemów w choć drobnym stopniu. Kiedy jednak spojrzał mi w oczy, było to spojrzenie niesamowicie zmęczone, zaprawione ciężkim pyłem wyrzutów sumienia. Przez chwilę wpatrywałem się w jego smutną twarz, nie mając pomysłu, jak poprawić mu humor. W końcu podkradłem jedno z leżących na stoliku przy lustrze piórek, i wprawnym gestem wsadziłem mu je we włosy, po drodze zupełnie ignorując pełne politowania spojrzenie obserwującego nas Kibuma i nieco speszoną całym zajściem Sally.

Taemin uniósł brwi, spoglądając na mnie z wahaniem, jakby niepewien, jak zareagować na ten ewidentny gest czułości. Po chwili nieco peszącego milczenia oderwał ode mnie wzrok i utkwił go w lustrze stojącym naprzeciwko zajmowanej przez nas sofy, jednocześnie delikatnie badając dłonią otrzymaną ode mnie ozdobę.

- Znowu biały… - mruknął cicho, w zamyśleniu. – Czemu wciąż biały… - Nasze oczy spotkały się w tafli lustra.

- Do twarzy ci – oznajmiłem z przekonaniem, wyciągając rękę i poprawiając nieco przekrzywione piórko, a następnie na ułamek sekundy pozwalając sobie dotknąć dłonią również policzka. Chłopak spuścił wzrok.

- Do twarzy… - powtórzył, jakby próbując zrozumieć sens tych słów, jakby znów widząc drugie dno w najprostszych nawet sytuacjach. Otworzyłem usta, chcąc jeszcze coś dodać, ale wtem z korytarza dobiegły nas dźwięki szybkich kroków.

Taemin zerwał się na równe nogi, najwyraźniej zamierzając faktycznie przystać na niewypowiedzianą na głos sugestię Moonkyu, i zniknąć, zanim ten wróci. Lee błyskawicznie dopadł do bocznych drzwi. Ostatnie, co zobaczyłem zanim opuścił pomieszczenie i schował się w cieniach teatru, to wciąż bielące się na głowie, białe piórko. Uśmiechnąłem się, zadowolony z efektu swoich działań.

Następnie zwróciłem twarz ku drugim, właśnie otwierającym się z impetem drzwiom. Czas stawić czoła rozwścieczonemu krawcowi.

~*~

Zmarszczyłem nos, czując przez sen, że coś łaskocze mnie w twarz. Potarłem dłonią policzek, ale nie przyniosło to zamierzonego efektu. Poirytowany, uniosłem zaspane powieki, i napotkałem wzrokiem znajome ciemniejące ściany garderoby, w której po skończeniu mierzenia najwyraźniej najzwyczajniej w świecie usnąłem. Rozprostowałem ramiona i przeciągnąłem się, jednocześnie zachodząc w głowę, która jest godzina i dlaczego nikt mnie nie obudził, żebym przeniósł się do własnego łóżka, a nie polegiwał na tej niewygodnej teatralnej sofie.

Nagle w polu mojego widzenia mignęło jasnoniebieskie piórko, które najwyraźniej spadło z mojej głowy podczas przeciągania się. Zerwałem się do pozycji siedzącej i szybko zerknąłem do lustra stojącego po przeciwnej stronie pomieszczenia. Uniosłem brwi z niedowierzaniem.

Moje ciemne włosy poprzetykane były dziesiątkami małych, kolorowych piórek, bardzo podobnych do tego, którego wcześniej ja sam użyłem do przyozdobienia taeminowej fryzury. Powiodłem palcami po ich miękkiej strukturze, uśmiechając się przy tym jak idiota, i równie idiotycznie wyglądając. Nie byłem w stanie zdusić w sobie rozczulenia na widok tej jakkolwiek urokliwej zemsty ze strony Lee.
Już zamierzałem wstać i podejść bliżej lustra, żeby lepiej się taeminowemu dziełu przyjrzeć, kiedy niespodziewanie napotkałem parę wpatrujących się we mnie uważnie oczu, przez co podskoczyłem w miejscu, wystraszony.

- Dobrze ci się spało na tej niewygodnej sofie? – zapytał Jinki, spoglądając na wspomniany mebel ze szczerym powątpiewaniem. Hyung siedział na ustawionym w cieniu krześle, przez co w pierwszej chwili zupełnie przegapiłem jego obecność. Naraz zrobiło mi się wybitnie głupio za moją reakcję na te taeminowe piórka. Wolałem nawet nie wiedzieć, co Jinki sobie o mnie pomyślał, bo musiałem wyglądać jak skończony dureń. Nie zdążyłem jednak wpaść na żadną sensowną odpowiedź, bo hyung uśmiechnął się przepraszająco. – Spóźniłem się na nasze zebranie… - powiedział ze skruchą.

Nie wiedząc, jak zareagować zacząłem gorączkowo wyplątywać z włosów kolorowe piórka, jednocześnie zachodząc w głowę, jak dobrze Taemin musiał się bawić, pastwiąc się nad moim wyglądem, kiedy nie byłem w stanie zaprotestować. Ten chłopak był doprawdy niebezpieczny.
Widząc moje zachowanie, Jinki przybrał na wpół rozbawioną, na wpół poważną minę.

- Twoje oczy znów błyszczą, Minho – oznajmił pogodnym tonem, a ja zamarłem w połowie wyplątywania z włosów jakiegoś szczególnie opornego piórka, i spojrzałem na niego pytająco. Jinki leniwym ruchem wstał ze swojego krzesła, i opadł na sofę obok mnie. Splótł dłonie na kolanach, po czym zapatrzył się w lustro ustawione naprzeciwko nas. – Jak zapewne dobrze wiesz, większość czasu spędzam w teatrze – zaczął znów, nie czekając na moją odpowiedź. – Z tego względu jestem widzem wielu spektaklów tygodniowo. Niemal każdy dzień spędzam na wpatrywaniu się w odległą scenę i krótkie, realizowane przez aktorów żywoty bohaterów sztuk. Mógłbym zapewne z powodzeniem zdawać egzamin ze znajomości większości szekspirowskich dramatów. Ale wiedza kulturalna to nie jedyne, co w ten sposób nabyłem. Bo widzisz, Minho, moim ulubionym zajęciem jest studiowanie ludzkich twarzy. To najciekawszy element każdego przedstawienia. Lata praktyki w tym osobliwym hobby nauczyły mnie wychwytywać każdą, nawet najgłębiej skrywaną emocję. One wszystkie malują ludzkie twarze, czasem w nieco zbyt smutnym wykrzywieniu uśmiechu, czasem w trwającym ułamek sekundy, złotym błysku w oku…

Ostatnie zdanie sprawiło, że uniosłem wzrok i spojrzałem na Jinkiego uważnie.

- Co… co może znaczyć taki złoty błysk? – zapytałem z wahaniem, niepewien własnych słów i myśli. Czy mężczyzna mówił o przypadkowych, obserwowanych na deskach teatru ludziach? Czy też i on dostrzegł w oczach Taemina to, co ja, i to wokół niego kręciła się owa wypowiedź?

Jinki wsparł brodę na dłoni, w zadumie.

- Cóż… przyczyn może być wiele… - zaczął powoli, uważnie dobierając słowa. – Ale jeśli miałbym ocenić, to postawiłbym na jedno... – Jinki spojrzał mi w oczy z powagą, a ja wstrzymałem oddech. – Miłość, Minho. On cię kocha.

Z trudem przełknąłem ślinę, nie potrafiąc stłumić w sobie wrażenia, jakie zrobiły na mnie te słowa. Snuć tego typu przypuszczenia jedynie we własnej głowie, a usłyszeć je otwarcie i z mocą od postronnego obserwatora, w dodatku takiego, jak Jinki, to były dwie zupełnie różnie sprawy.

Hyung najwyraźniej nie wymagał ode mnie werbalnego komentarza, cała moja postawa musiała mówić sama za siebie. Mężczyzna westchnął, uwalniając mnie spod swojego spojrzenia i zapatrując się znów w lustro przed nami.

- Dużo miłości jest w tych ciemnych oczach… - podjął znów przerwaną wypowiedź, sprawiając, że po plecach przebiegł mi dreszcz. – Jedyne, czego jest w nich jeszcze więcej… to strach…

- Strach? – Spojrzałem na Jinkiego pytająco, a on pokiwał głową powoli. – Przed czym? – zapytałem, na co Jinki uśmiechnął się łagodnie, nieco smutno, w dalszym ciągu patrząc przed siebie.

- Tym, czego ów chłopak boi się najbardziej, jest jego własne odbicie w lustrze.

~*~

Słysząc głośny wybuch radosnego śmiechu, uniosłem wzrok znad scenariusza i spojrzałem w kierunku stojącego na pograniczu sceny i kulis pianina, za którym zasiadało dwoje ludzi. Nieregularna melodia wypełniała przestrzeń sceny, wraz z każdym niepewnym uderzeniem w klawisze. Nagle muzyka ustała, a siedzący przy instrumencie Jinki wyrzucił ręce w powietrze z udawaną irytacją, nie mogąc zapamiętać kolejnych dźwięków utworu. Sam uśmiechnąłem się nieznacznie, widząc Sally kładącą jego dłonie z powrotem na klawisze i z zaangażowaniem tłumaczącą mu, gdzie popełnia błędy. Nie byłem pewien, kiedy ta dwójka tak się do siebie zbliżyła, ale miło było widzieć między nimi swego rodzaju nić porozumienia.

Westchnąłem, zmęczony, i odrzuciłem znany już na pamięć scenariusz na sąsiedni fotel, po czym uniosłem głowę, wzrokiem wyszukując błądzącego tuż przy barierze kurtyny Taemina. Chłopak w zamyśleniu wodził czubkami palców po ciemnym materiale, jednocześnie krążąc w te i we w te, najwyraźniej nie mogąc usiedzieć w miejscu.

Nie dziwiłem mu się. Ja sam czułem powoli ogarniające mój umysł zdenerwowanie. To nie była zwykła trema, bo też i nasze przedsięwzięcie nie było zwykłym przedstawieniem. Zbyt wiele od niego zależało, żebyśmy mogli dopuścić do jakiegokolwiek błędu. I choć wszystko przećwiczyliśmy dziesiątki razy, to świadomość, że to ostatni wieczór przed decydującą rozgrywką, nadawała każdej myśli jakiegoś dodatkowego ciężaru.

- Stresujesz się? – usłyszałem głos Kibuma, który nie wiadomo kiedy zmaterializował się w fotelu obok mnie. W odpowiedzi skinąłem głową, niepewien cóż więcej mogę powiedzieć. – Ja też – przyznał Kim, nieco mnie przy tym zaskakując. Zwróciłem się w jego stronę.

- Wszystko przemyśleliśmy. Będzie dobrze, damy radę – powiedziałem pocieszająco, klepiąc go po ramieniu dla dodania sił. Mój przyjaciel wywrócił oczami.

- Jeszcze nie jest ze mną tak źle, żeby jakaś niewydarzona oferma życiowa musiała mnie pocieszać – stwierdził z właściwą sobie przekorą, sprawiając, że od pokrzepiającego klepania po ramieniu przeszedłem do brawurowej próby pacnięcia go otwartą dłonią w czoło, która jednak nie powiodła się, bo Kibum jak zwykle miał większy refleks, niż można się tego było po nim spodziewać. – Ale wiesz… - podjął znów, jakby nic się nie wydarzyło (bo w istocie, tego typu przepychanki były częścią codzienności). – Ostatnio dość dużo rozmyślam o historii Kim Jonghyuna… - Kibum zawahał się, najwyraźniej niepewny własnych słów. – I… trochę mi go szkoda…

- Szkoda? – Uniosłem brwi, zaskoczony. Tego się nie spodziewałem. Mój przyjaciel westchnął, jakby nieco sfrustrowany własnym zachowaniem.

- Ja doskonale wiem, że jego czynów nie można w żaden sposób usprawiedliwić. Wiem, że pogoń za zemstą to najgorsza droga, jaką mógł wybrać. Wiem, że zniszczył wam wszystkim życia, i że będzie to robił nadal, jeśli go nie powstrzymamy. I to pewnie dość naiwne z mojej strony… ale nie umiem patrzeć na niego, jako na czarny charakter. Nie po tym, jak wiele poświęcił z miłości do siostry. Nie po tym, jak dla jej dobra porzucił nawet własną moralność.

Słowa Kibuma przywołały mi przed oczy wspomnienia balu i rozmowy, którą odbyłem wtedy z Kim Jonghyunem. Widok jego zagubionych, ale pełnych miłości oczu, kiedy z dumą pokazywał mi siedzącą u szczytu schodów Sodam, do tej pory robił na mnie bardzo silne wrażenie, nawet jeśli potem zniekształcone przez mściwość i szaleństwo, które również było mi dane dostrzec w tych ciemnych źrenicach.

Potarłem oczy dłonią, naraz czując przytłaczające zmęczenie. Następnie spojrzałem w kierunku milczącego Kibuma i pokręciłem bezradnie głową.

 - Przypuszczam, że w tej opowieści nie ma czarnego charakteru… - Odwróciłem wzrok w kierunku sceny. Jinki i Sally w dalszym ciągu bawili się w najlepsze, ćwicząc grę na pianinie, Taemin w dalszym ciągu z zamyśloną miną przemierzał kolejne kroki, co jakiś czas zerkając w górę, ku malowanemu sklepieniu nad naszymi głowami. – Każdy z bohaterów popełnia błędy… - Spojrzałem na własne dłonie, jakby próbując na nich dostrzec ślady swoich przewin. – Rzecz w tym… - Znów uniosłem wzrok, i spojrzałem na Taemina, który tym razem się zatrzymał, również patrząc w moim kierunku. Nasze oczy na moment się spotkały, ale zaraz chłopak odwrócił głowę, udając, że nic takiego nie miało miejsca. Ta krótka chwila wystarczyła jednak, żeby na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Rzecz w tym, żeby próbować te błędy naprawiać – zakończyłem pełnym zdecydowania tonem.

- Myślisz, że Taeminowi się uda? – zapytał Kibum, najwyraźniej podążając za moim spojrzeniem i doskonale wiedząc, o czym myślę. W odpowiedzi pokiwałem z rozmysłem głową.

- Wierzę w niego – zadeklarowałem szczerze. – Mam tylko nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym i on uwierzy w siebie…

~*~

Zatrzymałem się na pograniczu panującej za kurtyną ciemności, i łagodnego, zalewającego pustą scenę światła jedynego włączonego przez Jinkiego reflektora. Przez chwilę zastanawiałem się, czy hyung celowo go nie zgasił, co zdawało się być całkiem prawdopodobne. Bo oto na brzegu sceny przycupnęła drobna postać, zagubiona między światłem a cieniem, zapatrzona w sklepienie nad swoją głową.

Wziąłem głęboki, uspakajający wdech, po czym wkroczyłem na znajomo skrzypiące deski, z których ja sam tak wiele już razy czyniłem świątynię rozmyślań. Przemierzyłem tę na zawsze zaklętą w magii przedstawień przestrzeń i usiadłem na jej skraju, tuż obok Taemina. Chłopak nie zareagował na moją obecność, w dalszym ciągu zadzierając głowę do góry.

- Czemu wciąż nie śpisz? Jutro ważny dzień… - odezwałem się, nie mając pomysłu na lepszy początek rozmowy. Taemin przez dłuższą chwilę milczał, i zacząłem się nawet zastanawiać, czy w ogóle zamierza się odezwać, czy też kompletnie mnie zignoruje. W końcu jednak westchnął cicho.

- Chyba się od ciebie zaraziłem – oznajmił bardzo odległym, bardzo zamyślonym tonem głosu. Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, o czym mówi. Zanim jednak zdążyłem zapytać, chłopak wskazał gestem głowy w kierunku sufitu, w który wciąż uporczywie się wpatrywał. – Teatralne niebo ogląda się dużo łatwiej, niż to prawdziwe – ocenił dziwnie nostalgicznym tonem. – Pod tym niebem każda myśl jest lżejsza, każde uczucie śmielsze… Bo jeśli coś pójdzie nie tak, całą winę można zrzucić na karby sztuki. Wszystko może okazać się tylko odgrywaną na tych deskach baśnią, zbyt piękną, zbyt beztroską, zbyt niewinną dla rzeczywistego świata. – Słuchałem tej specyficznej przemowy, wpatrując się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Jego twarz stanowiła nieopisaną mozaikę świateł i cieni. Jedna jej część, ta bliżej mnie, ozłocona była blaskiem włączonego reflektora, druga zaś niknęła w mrokach i cieniach, gromadzących się niepostrzeżenie wokół nas. Taemin wyglądał, jakby miał na twarzy złoto-czarną maskę, tym razem paradoksalnie nie kryjącą prawdy, a raczej odzwierciedlającą stan jego serca, pozwalającą mi dostrzec walczące ze sobą, nieokiełznane wciąż uczucia. Kiedy jednak chłopak wreszcie oderwał wzrok od malowanego nieba nad nami, i zwrócił go w moim kierunku, w jego oczach zamigotały nieśmiało zbłąkane, złote refleksy światła. – Ale czasem zastanawiam się, co będzie, kiedy znów spojrzę w prawdziwe niebo. Kiedy po tak długim czasie odważę się oglądać światło gwiazd. Nie wiem nawet, czy to w ogóle jeszcze w moim przypadku możliwe… Czy nie jestem raczej stworzony do wiecznego wpatrywania się w oszukany granat nad moją głową… Czy aby ja sam nie okażę się zbyt nieprawdziwy, żeby żyć pod tamtym niebem… - Wstrzymałem oddech, widząc porażający smutek, niemal rozpacz w tych ciemnych, migdałowych oczach. - Pod twoim niebem… - dodał Taemin niemal szeptem, bezradny, bezbronny, przerażony.

- Możemy wspólnie namalować własne niebo – powiedziałem z konieczną w tej sytuacji mocą i wiarą w głosie, jedocześnie wyciągając przed siebie dłoń i głaszcząc jej wierzchem policzek Taemina. Chłopak w pierwszej chwili zamarł, po czym zrobił ruch, jakby chciał się cofnąć. Zanim jednak zdążyłem zareagować, ponownie zastygł, a jego usta wykrzywiły się w gorzkim wyrazie.

- Widzisz? Znów chciałem uciec… - Chłopak zaśmiał się sam z siebie, ale w jego oczach nie było choćby cienia rozbawienia. – Nie panuję nad tym… - dodał, sfrustrowany swoim własnym zachowaniem.

Zabrałem dłoń z jego policzka, otrzymując w zamian zdezorientowane spojrzenie. Bez słowa przesunąłem się po deskach sceny i usiadłem tuż za Taeminem, rękami mocno obejmując go w pasie. Poczułem, jak chłopak napręża wszystkie mięśnie, naraz niesamowicie zestresowany, najwyraźniej dobrze rozumiejąc, że od tej pory nie zamierzam go już wypuścić ze swojego uścisku.

- Mówiłem już… - oznajmiłem, a Taemin wzdrygnął się mimowolnie, słysząc mój głos tuż przy uchu. - Nie pozwolę ci więcej uciec. Póki stoisz na tej samej scenie, co ja; póki jest mi dane oglądać uśmiech na twojej twarzy, smutek w twoich oczach; póki czekam wciąż na nasz ponowny wspólny taniec; będę trzymał twoją rękę i nie dam ci znów zniknąć. Jesteś moim partnerem, Taemin, nigdy nie przestałeś nim być. Nie zapominaj o tym.

Choć w pierwszej chwili chłopak cały zesztywniał, jakby zgodnie ze swoim instynktem szykował się do ucieczki, to wraz z każdym moim słowem nieco się rozluźniał. To było zaskakujące, kiedy Taemin wręcz wtulił się we mnie, najwyraźniej nie mając już sił na dalszy opór, wreszcie pozwalając sobie na krótki moment zapomnienia. Nie widziałem wyrazu jego twarzy, ale czułem mocne bicie serca pod splecionymi na jego brzuchu palcami; tak prawdziwe, tak podobne do mojego. Było to doświadczenie na tyle niesamowite, że na moment i mnie zabrakło już słów, które mógłbym wypowiedzieć. Wtuliłem się w szyję Taemina, wspierając brodę na jego ramieniu, i uświadamiając sobie, że mógłbym w tej pozycji spędzić resztę życia, dzielić się z drżącym w moich ramionach chłopakiem swoim ciepłem, wdychać jego znajomy zapach, wczuwać się w te mocne uderzenia tuż pod powierzchnią jego koszuli.

Naraz poczułem, jak chłopak chwyta jedną z moich dłoni, i nieśmiało, bardzo powoli i z rozmysłem splata nasze palce, w ten sam sposób, w jaki ja zrobiłem to kilka dni temu, podczas naszego chowania się w garderobie. Ścisnąłem mocno jego rękę i zacząłem gładzić kciukiem po jej wierzchu. Taemin nabrał drżący oddech w płuca.

- Boję się, Minho – wydusił z siebie. Moja dłoń na moment zastygła w bezruchu, a Taemin pokręcił nieznacznie głową, jakby w odpowiedzi na niezadane pytanie. – Nie boję się ciebie... Boję się tego, co robisz z moim sercem. Boję się tego, co ja sam z nim robię z twojego powodu. A nade wszystko boję się, że znów cię zranię. Tak, jak zraniłem Moonkyu i wielu innych ludzi w przeszłości…

Na te słowa przygarnąłem go jeszcze bliżej siebie, jednocześnie przykładając dłoń w miejsce, w którym bicie jego serca było najintensywniej wyczuwalne. Nie zdążyłem jednak zdobyć się na żadną wzruszającą deklarację, bo Taemin znów gwałtownie zaczerpnął tchu.

- Ja nie chciałem go skrzywdzić, Minho. Naprawdę. Nie planowałem tego… Ale wszystko znów wymknęło się spod kontroli. Znów złamałem cudze serce – orzekł dobitnie, jakby zawierając w tych słowach niezmienność losu, jakby potwierdzając powtarzający się już nie raz schemat.

- Szczerze mówiąc, zaskoczyła mnie jego reakcja – stwierdziłem, ostrożnie dobierając słowa. – Kiedy rozmawiałem z nim pierwszy raz, wydawał się być świadomy, że panienka Sagi nie jest z nim szczera… - urwałem, widząc kątem oka, że Taemin pozwala sobie na gorzki uśmiech.

- Zachowanie Moonkyu nie jest niczym dziwnym… - Uniosłem brwi, słysząc rzeczowy ton jego głosu. – Ludzie przeważnie tak reagują… Znoszą kłamstwa jedynie w dawce, na którą są gotowi. Kiedy jednak wyjdzie na jaw coś, czego zupełnie nie przewidzieli, bariera pozorów się wali, a gniew staje się bronią w rękach upokorzenia… - Chłopak zawiesił na moment głos, jakby wahając się przed wypowiedzeniem kolejnych słów. – Tak naprawdę byłem przekonany, że ty też tak zareagujesz, kiedy poznasz prawdę… Dzień i noc usiłowałem przygotować się na twoje wyrzuty, na twoją złość, a nawet na napawającą mnie przerażeniem nienawiść, którą spodziewałem się zobaczyć w twoich oczach. Zobaczyłem w nich jednak coś zupełnie innego. Coś, na co nie byłem gotowy, co mnie zupełnie sparaliżowało. Coś, na co nigdy nie zasługiwałem. To nie zachowanie Moonkyu jest tutaj dziwne, ale twoje, Minho…

- Przypuszczam, że dobrze znasz powód. Że wyraźnie widzisz go w moich oczach. To wszystko dlatego, że…

- Nie – uciszył mnie Taemin, jednocześnie mocniej ściskając moją dłoń. – Nie mów tego. Jeszcze nie. Proszę. – Jego słowa zabrzmiały na tyle błagalnie, że posłusznie umilkłem.

Cisza, która po tym zapadła, była na tyle niezręczna, że zacząłem zastanawiać się, jak nieco rozładować atmosferę. Po raz pierwszy Taemin rozmawiał ze mną tak szczerze i prawdopodobnie był z tego powodu wykończony. Nie chciałem dłużej go męczyć.

Przestałem wspierać brodę na jego ramieniu i odchrząknąłem znacząco.

- Wiesz… Chyba jednak mam do ciebie trochę więcej pytań, niż tamto jedno, zadane ci na balkonie – zacząłem poważnym tonem, nawiązując do naszej rozmowy sprzed iluś dni, która odbyła się podczas mycia kibumowych okien. – Chcę dowiedzieć się czegoś w związku z balem u Kim Jonghyuna. - Chłopak spiął się nieznacznie, ale nie ruszył się choćby o milimetr, najwyraźniej walcząc ze sobą, żeby pozostać w moim ciepłym uścisku. – Otóż, jest pewna sprawa, która niesamowicie mnie nurtuje… - kontynuowałem, jednocześnie pochylając się nad ramieniem Taemina. – A mianowicie… Jak bardzo przystojny byłem tamtego wieczora? – szepnąłem mu na ucho, ledwo radząc sobie z tłumieniem figlarnego uśmiechu. Taemin przez moment się nie ruszał, ale po upływie kilkunastu sekund poczułem ostry ból, kiedy chłopak z mściwością wbił mi łokieć między żebra.

- A myślałem, że to ja się nie nadaję do poważnych rozmów… - burknął pod nosem, ale wystarczyło mi jedno zerknięcie na jego minę, żeby dostrzec w niej ledwo maskowaną wdzięczność za zmianę tematu.

- Znów unikasz odpowiedzi na pytanie – wytknąłem mu, jednocześnie masując obolałe żebra. – Czy to dlatego, że mojego wyglądu nie da się opisać w słowach? – podsunąłem zamyślonym tonem, na co Taemin okręcił się w miejscu, wreszcie pozwalając mi zobaczyć swoją twarz, na której powaga przebytej rozmowy przegrywała kosztem mimowolnego rozbawienia.

- Ja znam jedno całkiem adekwatne słowo – stwierdził, ze złośliwymi ognikami w oczach. – Wyglądałeś ni mniej ni więcej okropnie – zawyrokował dobitnie, na co ja prychnąłem z niedowierzaniem.

- Jak możesz? Byłem gotów odpowiedzieć pochwałą na pochwałę, mówiąc ci, że byłeś najbardziej czarującym gościem tego balu, a ty zbywasz mnie jednym, niedorzecznym „okropnie”? – zbulwersowałem się dramatycznie, z dodatkową satysfakcją dostrzegając cień zawstydzenia, który wykwitł na twarzy Taemina wraz z moim komplementem. – W takiej sytuacji nie zamierzam ci tego mówić – burknąłem obrażonym tonem, krzyżując ramiona na piersi. – Tego, że teraz wyglądasz zjawiskowo też ci nie powiem – dodałem wymownym tonem, obserwując jak światło wciąż włączonego reflektora złoci od tyłu włosy Taemina, dziwną poświatą kładzie się na jego twarzy, nadając delikatnym rysom dodatkowego, tajemniczego uroku. Chłopak uderzył mnie lekko w ramię i spuścił wzrok, najwyraźniej nie wiedząc jak zareagować na to jawne flirtowanie.

Westchnąłem, i podniosłem się z podłogi, otrzepując spodnie z kurzu. Taemin powiódł za mną pytającym wzrokiem, więc uśmiechnąłem się pogodnie.

- Jutro czeka nas wielki dzień, czas najwyższy odpocząć – oznajmiłem pełnym werwy tonem, po czym wyciągnąłem rękę w jego kierunku. – Czy potowarzyszy mi pan w drodze do domu, panie Lee? – zapytałem psotnym tonem. Taemin przez chwilę wpatrywał się we mnie w zamyśleniu, ale w końcu chwycił oferowaną mu dłoń.

- Od kiedy jest pan taki szarmancki, panie Choi? – zapytał z nutą kpiny w głosie, nie mogąc jednak stłumić uśmiechu na twarzy.

- Uczę się od najlepszych – odparłem, po czym złapałem go pod ramię, jak za dawnych czasów, i ruszyliśmy w drogę powrotną, przez ciemność uśpionego miasta, okraszoną światłem wiszących nad naszymi głowami gwiazd.

~*~

Jestem zmęczona. Publikuję dla Madzi.

| ~XIX~ | ~XXI~ |

7 komentarzy:

  1. Dawno nie było rozdziałów.. a akurat jak się pojawił nie mam weny na komentarze :/
    Ta ostatnia rozmowa 2minów była taka kochana ;3
    I wgl rozdział jak zwykle dobry :D
    Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było mnie przez sesję ;;;;
      Dzięki za komentarz ^^

      Usuń
  2. Jestem~! Przepraszam, przepraszam, przeprasza. Źle mi, serio. Miałam tutaj być ponad tydzień temu, a potem wyjechałam i nie miałam możliwości i dopiero dzisiaj jestem. Jak mogłam tego nie ogarnąć wcześniej? Nie wiem. Przepraszam. Za to, że znowu mam rozdział w plecy. Za to, że miałam już pisać na bieżąco, a jak zwykle wyszło, jak wyszło. I przede wszystkim za to – „Jestem zmęczona. Publikuję dla Madzi.”. Przepraszam, że nie dałam rady, mimo że rozdział był dla MNIE, że ty dałaś. Nie wiem, co powiedzieć. To pierwszy raz, kiedy jakiekolwiek coś jest dla mnie i to bardzo, bardzo wyjątkowe. Dziękuję. Głupio mi. Naprawdę. Przepraszam. A teraz jeszcze zaczynam bełkotać no tak. Po prostu naprawdę nie wiem, co powiedzieć, bo czuję, że zawaliłam tym, że tak długo musisz czekać na ten komentarz. A ten rozdział… Nie umiem. Całe Sagi… NIE UMIEM. Bo Sagi jest… po prostu JEST, bo nie wiem, co mogę po tym „jest” napisać. Genialne? Wciągające? Zajmujące? Fascynujące? Złe? Dziwne? POCHŁANIAJĄCE KAŻDĄ MINUTĘ MOJEGO ŻYCIA OD ROKU? Na pewno jest moim numerem jeden, jeśli chodzi o moje priorytety, dlatego zamiast olać to, co jest najnowsze i nadrabiać zaległości od tyłu, cały czas rzucam się na Sagi. Pewnie nie muszę Ci tutaj mówić, że kocham Sagi, prawda? Słyszałaś to już tyle raz >< Ale ja lubię to mówić – KOCHAM SAGI. Kochamkochamkochamkochamkocham. Ten rozdział to taki hm początek tego dobrego czasu w tym opowiadaniu, taki płomyczek zapałki, która kiedyś zmieni się w ogromne ognisko. Przynajmniej mam nadzieję, że nic nie zgasi ten zapałki i to ognisko zapłonie. Bo jak tak czytam, to czasami nie wierzyłam, że w Sagi naprawdę będzie szczęście… Ale to już. Szczęście naprawdę BĘDZIE. Już prawie, prawie jest, bardzo blisko. Dobra, to chyba wypadałoby się ogarnąć i iść komentować.
    Maska. Złoto-czarna maska, ze złotym zdobieniem i czarnymi piórami. Złoto to coś cennego, a dla Taemina chyba najcenniejszą i najlepiej skrywaną rzeczą jest prawda, prawda o jego życiu, prawda o nim, o tym, kim jest; prawda, której się boi. Czy to znaczy, że na twarzy Taemina w końcu pojawi się prawda, czy zaufa, przestanie się obawiać? Nawet jeśli na razie to tylko niepełna złota maska… Są też te czarne pióra, które tak rozciągają tę maskę, jakby te czarne myśli, czarne chwile, wspomnienia wciąż mieszały w prawdzie Tae, wciąż rzucały na nią cień, jakby się nie mógł od tego uwolnić… „Taemin wyglądał, jakby miał na twarzy złoto-czarną maskę, tym razem paradoksalnie niekryjącą prawdy, a raczej odzwierciedlającą stan jego serca, pozwalającą mi dostrzec walczące ze sobą, nieokiełznane wciąż uczucia. Kiedy jednak chłopak wreszcie oderwał wzrok od malowanego nieba nad nami, i zwrócił go w moim kierunku, w jego oczach zamigotały nieśmiało zbłąkane, złote refleksy światła.” – no właśnie. Złoto-czarna, bo Taemin siedzi na granicy światła i ciemności, prawdy i kłamstwa. Ale w jego oczach są złote refleksy, nie ma w nich już czarnej kurtyny zasłaniającej myśli i wspomnienia. Mam nadzieję, że teraz Taemin już nie będzie ubierał masek, które coś ukrywają, tylko właśnie takie, które odzwierciedlają jego emocje, które pomagają o nich mówić. Dobra, to chyba bardzo nieskładne i nie wiem, ale ja może pójdę dalej i dalej będzie lepiej.
    Próbuję komentować dokładnie siódmy raz. Tak, siódmy. To przerażające, że tym razem tak bardzo mi nie idzie. Nie wiem, dlaczego to wygląda, bo ja tęsknię za Sagi i potrzebuję feelsów, ale… nie wiem. To przeziębienie? A może zmęczenie po wyjeździe? A może sama jestem zmęczona swoim bełkotem pod kolejnym rozdziałem, nawet jak ty twierdzisz, że to niecałkiem bełkot? W każdym razie, źle mi z tym, że nie komentuję, więc dzisiaj się już ogarnę i będziesz miała ten komentarz. Tak. Ottoke. Nie idzie mi, a nie chcę tu pisać randomowo jakiś dziwnych rzeczy. Ten komentarz może być nietreściwy… przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minho jest bardzo zmęczony, dlatego gdy siada na sofie w teatrze, gdzie ma się odbyć spotkanie głównych organizatorów, ma duże problemy z tym, żeby utrzymać oczy otwarte. To nic dziwnego, patrzą na to, że cały dzień miał zajęty. Najpierw wizyty u osób, które zdeklarowały się im pomóc, żeby dać im scenariusze. Później spotkanie z Sodam, z którą obmawiali szczegóły i która obiecała znaleźć brakujących aktorów. Udało się i aktorzy pojawili się jeszcze tego wieczoru, więc przystąpili do pierwszej próby. „Obserwowanie, jak nasze nierealne wręcz przedsięwzięcie, nabiera prawdziwych kolorów, napawało mnie swego rodzaju dumą. Nie byłem pewien, czy to kwestia działania w dobrej sprawie, czy też samego faktu, że mogłem stać na scenie z ważnymi dla mnie ludźmi, ale czułem satysfakcję z tego, co robię.” Czasami też się tak czuję… jak myślę o tym przedstawieniu, które kiedyś streściłaś mi w kilku słowach i teraz widzę, jak przygotowania do niego idą pełną parą… JESTEM Z WAS DUMNA ;_____; <3 A teraz jest właśnie przerwa między próbą i naradą organizatorów, w której pan krawiec ściąga miary z aktorów, żeby móc zrobić dla nich kostiumy. Jednak trwa to podejrzanie długo, a Kibum się denerwuje, bo połowa osób się spóźnia. W końcu wchodzi Moonkyu, który siada w najciemniejszym kącie pomieszczenia i patrzy na zebranych z pretensją. Minho pyta go czy wszystko w porządku. „Czemu sugeruje pan, że coś jest nie w porządku, panie Choi? Wcale nie jestem zły! Wcale nie zadaję się z bandą oszustów! Wcale nie czuję się okłamany i zdruzgotany, a ten smak wstydu oraz zażenowania samym sobą jest prawdopodobnie urojony!” Dopiero jak dzisiaj czytałam zrozumiałam, że on ma chyba najwięcej pracy z wszystkich. Musi uszyć stroje dla około dwudziestu osób, stroje balowe, czyli piękne suknie i eleganckie garnitury, a to na pewno nie jest łatwe. I jeszcze dowiaduje się, że dziewczyna, dla której bierze udział w całym przedsięwzięciu, tak naprawdę jest mężczyzną i przez całą ich znajomość go oszukiwała. Dziwię się, że nie rzuca im tych projektów i nie wychodzi, trzaskając drzwiami. Ale nie on zostaje, bo obiecał i chyba jest świadomy powagi całego przedsięwzięcia. Taemin też nie czuję się dobrze po wyznaniu prawdy. Czuje się bezradny, bo znowu kogoś skrzywdził, mimo że nie chciał, że nie o to mu chodziło. Choć jak tak pomyślałam teraz, to właściwe chyba chciał… może nie skrzywdzić, ale na rękę mu było to, że może go wykorzystać do własnych celów (czyli pewnie darmowych strojów). Nie do końca świadomie bawił się czyjąś miłością. Czyli zachował się tak jak Kim Jonghyun… Wydaje mi się, że tym co różni tę dwójkę, jest właśnie ten moment, kiedy Taemin przyznaje się do błędu, do kłamstwa i pewnie przeprasza. Naprawdę jestem z niego dumna x.x Wracając. Moonkyu pokazuje im projekty i mówi, co jeszcze musi zrobić, zanim stroje będą powstawać. „Wymiary panien… to znaczy pana Taemina znam doskonale” – to pokazuje, jak dziwnie czuje się pan krawiec, gdy widzi Sagi, piękną Sagi, w które się zakochał, jako chłopaka i to jeszcze okazującego względy innemu mężczyźnie (bo nie wątpię, że zauważył dyskretne czułości 2mina). A właśnie czułości 2mina… dla mnie to jest takie dziwne, bo ich relacje są strasznie pogmatwane. W pierwszych rozdziałach działało to normalnie, poznawali się, zbliżali do siebie, relacja zawodowa, że tak to nazwę, zmieniała się w relację osobistą, ale okazało się, że to wszystko było tylko kłamstwem, które miała w sobie prawdę, ale mimo wszystko kłamstwem, po którym Minho na pewno nie ufał Taeminowi, a zaufanie Taemina było przykryte strachem przed nienawiścią starszego… i po tym wszystkim oni czasami byli dla siebie całkiem obcy, traktowali się służbowo, a czasami przypominali sobie, ile w grze było prawdziwych uczuć. I przez to ja nie umiem… DLA MNIE TAKA NIENATURALNA JEST ICH BLISKOŚĆ, ALE JAK ZACHOWUJĄ SIĘ JAK OBCY, TO TEŻ MAM OCHOTĘ ICH UDERZYĆ, ŻEBY SIĘ OGARNĘLI. UGH.

      Usuń
    2. Znowu wracając… Moonkyu sugeruje, że obecność Taemina na dalszej części spotkania będzie zbędna i wychodzi. „Kiedy jednak spojrzał mi w oczy, było to spojrzenie niesamowicie zmęczone, zaprawione ciężkim pyłem wyrzutów sumienia.” Panie Lee… od kiedy z pana oczu da się czytać, jak z otwartej księgi? Jak to się stało, że pozwolił pan na to Minho... Choi chce mu poprawić humor, dlatego bierze piórko i wkłada mu we włosy. „- Znowu biały… - mruknął cicho, w zamyśleniu. – Czemu wciąż biały… - Nasze oczy spotkały się w tafli lustra.” To tak jakby był się tego koloru… I jeszcze reakcja na odpowiedź Minho. Wydaje mi się, że Taemin sam dobrze nie wie, jak wygląda jego twarz… pod tyloma maskami ją skrywał przez tak długi czas, że teraz nie wie, co do niej pasuje, ale według niego biały to raczej nie jego kolor… nawet mówił, że woli mocniejsze kolory i chyba dlatego, że biały zbyt dużo pokazuje, zbyt ciężki jest jego symbol, zbyt dużo odsłania prawdy.. A Taemin nie chce jej pokazywać.
      Minho budzi się ze snu, bo coś łaskocze go w twarz. Orientuje się, że zasnął na sofie w teatrze i zastanawia, dlaczego nikt go nie obudził, żeby przeniósł się na wygodne łóżko. „Moje ciemne włosy poprzetykane były dziesiątkami małych, kolorowych piórek, bardzo podobnych do tego, którego wcześniej ja sam użyłem do przyozdobienia taeminowej fryzury. Powiodłem palcami po ich miękkiej strukturze, uśmiechając się przy tym jak idiota, i równie idiotycznie wyglądając. Nie byłem w stanie zdusić w sobie rozczulenia na widok tej jakkolwiek urokliwej zemsty ze strony Lee.” Dajcie mi zdjęcia. Proszę. Cała seria zdjęć. Jak Taemin to robi, jak Minho się budzi. PROSZĘ. Przez to zachowanie i wygląd przestraszył się wpatrzonych w niego oczu. To był Jinki, który przeszedł spóźniony na ich zebranie. On jest ważny. Taki ktoś, kto pokazuje Minho istotne rzeczy. Tym razem mówi mu, że jego oczy znowu błyszczą. I zdradza mu, co jest jego ulubionym zajęciem, gdy ogląda kolejne sztuki. „o najciekawszy element każdego przedstawienia. Lata praktyki w tym osobliwym hobby nauczyły mnie wychwytywać każdą, nawet najgłębiej skrywaną emocję. One wszystkie malują ludzkie twarze, czasem w nieco zbyt smutnym wykrzywieniu uśmiechu, czasem w trwającym ułamek sekundy, złotym błysku w oku…” Słysząco o złotych refleksach Minho automatycznie myśli o Tae. Pyta, co zdaniem starszego oznaczają takie błyski. I pada odpowiedź. Jedno słowo. Miłość. Mówi mu, że Tae go kocha. To chyba pierwsza osoba, która mu to mówi, pewnie pierwsza, która to dostrzega… bo Jinki bardzo dużo widzi. Mówi mu też, że w oczach Lee bardzo dużo jest miłości, prawie tak dużo jak strachu. „Tym, czego ów chłopak boi się najbardziej, jest jego własne odbicie w lustrze.” -------------------------------------------------------------------------------!
      Jinki i Sally omg. Oni zdobyli moje serce przy pierwszym czytaniu. Sally uczy Jinkiego grać na pianinie, a dźwięki instrumentu mieszają się z radosnym śmiechem tej dwójki. Nawiązała się miedzy nimi nić porozumienia, a ja mam nadzieję, że będą szczęśliwi i często będzie słychać ich śmiech w teatrze i w całym zamku. Zasługują na szczęście.

      Usuń
    3. Minho odrzucił scenariusz, który zna już na pamięć i poszukał wzrokiem Taemina (zaskakujące, panie Choi…). Lee chodzi wzdłuż kurtyny wodząc po niej palcami. Nie może usiedzieć w miejscu. Minho mu się nie dziwi. On też zaczyna odczuwać zdenerwowanie, w końcu od przedstawienia zależy ich życie i życie wielu osób. Podchodzi do niego Kibum i pyta go, czy się stresuje. A gdy Minho zaczyna go uspokajać i pocieszać, mówi, że taka oferma życiowa (KOCHAM KIBUMA I MINKEY W SAGI OKEJ) go uspokajała. I mówi, że dużo rozmyślał o rodzinie Kim i w zasadzie szkoda mu Jonghyuna. „- Ja doskonale wiem, że jego czynów nie można w żaden sposób usprawiedliwić. Wiem, że pogoń za zemstą to najgorsza droga, jaką mógł wybrać. Wiem, że zniszczył wam wszystkim życia, i że będzie to robił nadal, jeśli go nie powstrzymamy. I to pewnie dość naiwne z mojej strony… ale nie umiem patrzeć na niego, jako na czarny charakter. Nie po tym, jak wiele poświęcił z miłości do siostry. Nie po tym, jak dla jej dobra porzucił nawet własną moralność.” Kocham go za te słowa. Wypowiada moje myśli. Od kiedy poznałam pana Kim, tak właśnie o nim myślałam. On dla mnie zawsze będzie przestraszonym, pragnącym miłości chłopcem, o którym mówiła Sodam. Człowiekiem, który dorósł w przekonaniu, że miłość niszczy, ale który pragnie jej jak niczego i która bardzo mocno kocha swoją siostrę, tylko niestety tą wypaczoną miłością, miłością, która tak naprawdę nie jest miłością. Bo miłość napędzana zemstą, strachem i nienawiścią nie może być prawdziwa. Nie umiem. Często się łapię na bronieniu pana Kim, w zasadzie zawsze się to tak kończy, gdy o nim myślę. Ale uważam, że zasługuje na karę. Zasługuje, bo dzięki temu może coś do niego dotrze, może zrozumie. Minho odpowiada, że w tej historii chyba nie ma czarnych charakterów, że każdy popełnia błędy, ale ważne, żeby próbować je naprawić i na pytanie czy myśli, że Tae się uda, odpowiada, że wierzy, że tak. „- Wierzę w niego – zadeklarowałem szczerze. – Mam tylko nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym i on uwierzy w siebie…” Też mam taką nadzieję ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
      Minho zatrzymał się na granicy między kulisami a sceną. Wziął uspokajający oddech i wszedł na scenę, żeby usiąść obok siedzącego na jej skraju Taemina. Zapytałsię go, dlaczego nie śpi, a młodszy po dłuższej chwili ciszy odpowiedział, że chyba się od niego zaraził. Mówił, że teatralne niebo ogląda się łatwiej niż to prawdziwe. „Pod tym niebem każda myśl jest lżejsza, każde uczucie śmielsze… Bo jeśli coś pójdzie nie tak, całą winę można zrzucić na karby sztuki. Wszystko może okazać się tylko odgrywaną na tych deskach baśnią, zbyt piękną, zbyt beztroską, zbyt niewinną dla rzeczywistego świata.” Taemin tego nie mówi, ale wydaje mi się, że te straszne i bolesne rzeczy też chciałby przenieść na teatralną scenę, żeby móc każde kłamstwo nazwać częścią scenariusza, prawdziwą fikcją, a fikcyjną prawdą. Dzieli się z Minho też tym, że nie wie, co będzie jak spojrzy w prawdziwe niebo… „Nie wiem nawet, czy to w ogóle jeszcze w moim przypadku możliwe… Czy nie jestem raczej stworzony do wiecznego wpatrywania się w oszukany granat nad moją głową… Czy aby ja sam nie okażę się zbyt nieprawdziwy, żeby żyć pod tamtym niebem… - Wstrzymałem oddech, widząc porażający smutek, niemal rozpacz w tych ciemnych, migdałowych oczach. - Pod twoim niebem…” Panie Lee, pan łamie serce. On nie wierzy, że jest godny oglądać prawdziwe gwiazdy. Boi się, że nie będzie umiał żyć, gdy nie będzie musiał udawać, że prawdziwy on nie istnieje ;;;;;;;;;;;;;; Minho odpowiada mu, że mogą namalować własne niebo i wyciąga rękę i gładzi go po policzku. W pierwszym momencie Lee zamiera, a potem chce się cofnąć. Jest sfrustrowany swoją reakcją, mówi, że nad tym nie panuje. Wtedy Minho bez słowa przesuwa się i siada za nim, obejmując go w pasie (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) Przypomina swoje słowa, że nie pozwoli mu już uciec.

      Usuń
  3. „Póki stoisz na tej samej scenie, co ja; póki jest mi dane oglądać uśmiech na twojej twarzy, smutek w twoich oczach; póki czekam wciąż na nasz ponowny wspólny taniec; będę trzymał twoją rękę i nie dam ci znów zniknąć. Jesteś moim partnerem, Taemin, nigdy nie przestałeś nim być. Nie zapominaj o tym.” Panie Choi, pan też łamie serce. I przy okazji skleja. Skleja jedną z dziur w sercu Taemina, sprawia, że chłopak będzie czuł się lepiej. Najpierw się spina, a potem wtula. Lee. Taemin. Wtula. Się. „Wtuliłem się w szyję Taemina, wspierając brodę na jego ramieniu, i uświadamiając sobie, że mógłbym w tej pozycji spędzić resztę życia, dzielić się z drżącym w moich ramionach chłopakiem swoim ciepłem, wdychać jego znajomy zapach, wczuwać się w te mocne uderzenia tuż pod powierzchnią jego koszuli.” Oni. Się. Do. Siebie. Tulą. Łkam. Nie sądziłam, że mnie to aż tak uderzy… Jeśli już to jakiś inny moment, ale widać 2min, który jest blisko, to coś, co mnie rozkłada. Taemin splata ich palce. I zaczyna mówić. „Boję się tego, co robisz z moim sercem. Boję się tego, co ja sam z nim robię z twojego powodu. A nade wszystko boję się, że znów cię zranię. Tak, jak zraniłem Moonkyu i wielu innych ludzi w przeszłości…” On żałuje. Wie, co czuły te osoby, jego serce też było złamane, gdy tragedia spotkała jego brata i pewnie łamało się za każdym razem, gdy widział, że komuś łamie serce. Mówi, że nie chciał go zranić, że wszystko wymknęło się spod kontroli i gorzko dodaje, że znowu złamał czyjeś serce. Choi mówi, że zaskoczyła go reakcja krawca, ale Taem wytyka mu, że to jego reakcja była dziwna, że spodziewał się złości i nienawiści, ale w jego oczach zobaczył coś, na co nigdy nie zasługiwał. Minho zaczyna o tym, że pewnie dobrze zna powód jego reakcji, ale młodszy mu przerywa i każe niczego nie mówić, jeszcze nie. Po tym Minho wie, że Tae jest strasznie zmęczony, dlatego chce trochę rozładować napięcie. Wspomina bal i mówi, że ma jednak trochę więcej pytań. I pyta… O TO JAK BARDZO BYŁ PRZYSTOJNY. Jednak Lee go gasi i mówi, że wyglądał okropnie… „- Jak możesz? Byłem gotów odpowiedzieć pochwałą na pochwałę, mówiąc ci, że byłeś najbardziej czarującym gościem tego balu, a ty zbywasz mnie jednym, niedorzecznym „okropnie”?” Nienawidzę ich    Oni flirtują. /zostawia miejsca na przekleństwa/ W końcu Minho się podnosi i mówi, że powinni wrócić do domu i odpocząć. Podaje ramię Taeminowi, a chłopak z niego ciśnie, że nagle jest szarmancki. „- Uczę się od najlepszych – odparłem, po czym złapałem go pod ramię, jak za dawnych czasów, i ruszyliśmy w drogę powrotną, przez ciemność uśpionego miasta, okraszoną światłem wiszących nad naszymi głowami gwiazd.” Powtórzę jeszcze raz. Nienawidzę ich.
    Tak, to chyba skończyłam. Przepraszam za to kopiowanie pod koniec, ale ja nie mam lepszych słów niż te, które ty napisałaś, a oni powiedzieli, więc… Przepraszam też za wszystkie dziwności w tym komentarzu, bo wiem, że ich sporo, to chyba przez ten długi odwyk. I przepraszam jeszcze, że tak długo musiałaś czekać. Dziękuję za ten rozdział, dziękuję, że mimo zmęczenia opublikowałaś. Mam nadzieję, że nie bełkotałam bardzo, a nawet jeśli to Ci to nie przeszkadza… ale od razu przepraszam. I cóż jeszcze? Hm, kocham Sagi. Tęskniłam za komentowanie, tęskniłam za pobytem w Zamku. I jeszcze dziękuję bardzo za kartkę. Dziękuję za nazwanie mnie rycerzem w swoim zamku i mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci światło, które pali się do tak później godziny. Dziękuję~!

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams