- To było jedno z najciekawszych przedstawień, jakie miałam
przyjemność oglądać. – Elegancko ubrana kobieta pokiwała głową z uznaniem, a ja
uśmiechnąłem się skromnie, nie bardzo wiedząc, jak reagować na tego typu
pochwały. Być może ze względu na fakt, że nigdy wcześniej z pełnym
zaangażowaniem nie uczestniczyłem w żadnym przedstawieniu, nie spodziewałem
się, jak wiele dłoni przyjdzie mi uścisnąć, kiedy kurtyna opadnie, a ja zejdę z
teatralnych desek. Ciasne zaplecze wręcz roiło się od zgromadzonym w nim gości.
Część z nich przyszła pogratulować występu, inni skorzystali z okazji, żeby
obejrzeć kulisy. Pojawiły się rodziny i przyjaciele co poniektórych
występujących oraz zadowoleni z naszej wymierzonej w Jonghyuna zemsty wspólnicy
z widowni. Posłałem setkę uśmiechów i słów wdzięczności, jednocześnie
zastanawiając się, kiedy wreszcie będę mógł się stąd wyrwać. Byłem niesamowicie
wykończony, a do tego dobrze wiedziałem, że mam tej nocy jeszcze jedną ważną
sprawę do załatwienia.
Kierowany tą myślą, rozejrzałem się na boki, próbując w
tłumie obcych ludzi dostrzec znajomy, rudobrązowy pobłysk długich włosów. Na
próżno. Przygryzłem wargę od wewnątrz, nie pozwalając sobie na bardziej otwartą
oznakę zdenerwowania. Taemin na pewno gdzieś tu był i tylko chował się przed tą
hordą ludzi, z którymi z pewnością nie miał ochoty wymieniać grzeczności.
Wystarczyło, że pochwycę odpowiedni moment, żeby się ulotnić, a bez wątpienia
znajdę go w pierwszym lepszym pustym pomieszczeniu teatru. Nie było powodu do
niepokoju. Prawda?
Zerknąłem w kierunku drzwi, już szykując się do ucieczki,
kiedy drogę przegrodził mi kolejny szeroki uśmiech. Byłem naprawdę rad, że tylu
osobom podobał się efekt naszej pracy, ale zaczynałem już mieć tego wszystkiego
serdecznie dość.
- Niesamowite widowisko! – zawołał entuzjastycznie mężczyzna
w średnim wieku, jednocześnie chyląc kapelusza w ramach powitania. Miał dziwny
akcent, zupełnie jakby pochodził zza granicy. To odkrycie sprawiło, że na
moment zawahałem się w moim ambitnym planie ucieczki, zaintrygowany. Owa krótka
chwila wystarczyła jednak, żeby mężczyzna uznał moje milczenie za szczerą
ciekawość jego osobą. – Kostiumy, muzyka, oprawa, scenariusz, ah! Zachwycił
mnie każdy najdrobniejszy element tej sztuki! – mówił dalej z ożywieniem. Po
tych jednak słowach na jego twarz wpłynął wyraz szczególnej powagi, wręcz
konspiracyjnej poufałości. – Ale wie pan, co urzekło mnie najbardziej? –
zapytał retorycznie, kładąc dłoń na moim barku w jakiejś dziwnej próbie
nawiązania swobodnej relacji. – Pan, panie Choi! – Poklepał mnie po ramieniu w
imitacji przyjacielskiego gestu. – Pańska gra była po prostu rozbrajająca,
jestem pod ogromnym wrażeniem…
- Cieszy mnie pańskie uznanie, ale nie rozumiem do czego pan
zmierza… - wciąłem się, dochodząc do wniosku, że ten człowiek jest w stanie tak
trajkotać choćby i do skończenia świata. A tyle czasu z pewnością nie
zamierzałem na tego interesanta zmarnować. Wolałem go poświęcić komuś innemu. W
odpowiedzi na moje słowa mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.
- Ah, rzeczowy z pana człowiek, to właśnie lubię! –
stwierdził, zmieniając taktykę. – Przejdę zatem do sedna sprawy… - Uniosłem
brwi, słysząc nową, biznesową nutę w jego głosie. – Oglądając pana na scenie
pomyślałem sobie: „Dlaczego tak niesamowity talent miałby marnować się na tych
zakurzonych deskach, kiedy sceny całego świata czekają na zdolnych aktorów?” –
powiedział, wyciągając jedną dłoń przed siebie, i kreśląc nią w powietrzu coś
bliżej nieokreślonego, co być może miało symbolizować moją świetlaną
przyszłość. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie zachęcająco, najwyraźniej źle
interpretując moją pełną powątpiewania minę. – Estrady całego świata mogą
stanąć przed panem otworem, wystarczy chwycić daną przez los szansę. – Coś
przewróciło mi się w żołądku na myśl, że jeszcze parę miesięcy temu oddałbym
wszystko, byle dostać tego typu propozycję. Zadziwiające, w jak wielkim stopniu
moje życie zmieniło się przez ten czas. Obecnie jedyne, o czym byłem w stanie
myśleć, to: „gdzież ten chłopak się do cholery podział?”. Lista moich
priorytetów naprawdę pozostawiała obecnie wiele do życzenia…
- Schlebiają mi pańskie słowa, podobnież jak złożona mi
propozycja… - zacząłem powoli, widząc jak w oczach mojego rozmówcy przedwcześnie
rozpala się ogień triumfu. Łagodnym gestem zdjąłem jego dłoń z mojego ramienia.
- …ale jestem zmuszony odmówić – oznajmiłem dobitnie. W oczach mężczyzny
błysnęło niezadowolenie.
- Czy mogę znać powód? Chodzi o pensję? Wysokość stawki jest
kwestią otwartej dyskusji… - Zaczął szukać ponownego sposobu na dotarcie do
rozmówcy. W odpowiedzi na jego starania uśmiechnąłem się nieco pobłażliwie.
- Powiedzmy że… - Wsparłem dłoń na jego ramieniu, tak samo
jak on zrobił to chwilę temu, i przybliżyłem się do jego twarzy. – Od jakiegoś
czasu pracuję tylko w duecie – oznajmiłem, poprawiając przekrzywioną chusteczkę
w butonierce zdezorientowanego łowcy talentów, i na odchodnym racząc go jeszcze
jednym czarującym uśmiechem.
Następnie wreszcie udało mi się utorować sobie drogę ku
drzwiom wyjściowym, chyłkiem przemykając się za udzielającym jakiegoś wywiadu i
z ożywianiem gestykulującym Kibumem. W progu spotkałem Jinkiego i Sally, którzy
entuzjastycznie pogratulowali mi dobrze odegranej roli.
- Dajcie spokój, tak naprawdę ten sukces to udział nas
wszystkich – stwierdziłem z uśmiechem, szczerze zadowolony z satysfakcji na ich
twarzach. – Czymże byłby ten bal bez urokliwej muzyki panienki Sally? –
zapytałem retorycznie, ujmując dłoń dziewczyny i całując ją, jak prawdziwy
dżentelmen. – Tobie też dziękuję, hyung – zwróciłem się w stronę Jinkiego, a on
skinął głową, po czym poklepał mnie po ramieniu.
- Zamierzamy z Sally świętować wspólne zwycięstwo –
powiedział, zerkając na dziewczynę, która zachichotała, zakrywając usta dłonią,
po czym odwróciła wzrok płochliwie. – Dołączycie? – Uśmiech nieco przygasł na
mojej twarzy, kiedy uświadomiłem sobie, że hyung z założenia zaprasza zarówno
mnie, jak i Taemina, a ja w dalszym ciągu nie mam bladego pojęcia, gdzie Lee
się podział. Posłałem przyjaciołom przepraszający uśmiech.
- Wybaczcie, ale przypuszczam, że będziecie musieli sami
godnie uczcić sukces… - powiedziałem, ważąc słowa, bo naprawdę nie chciałem ich
urazić. – Ja mam jeszcze coś ważnego do załatwienia… - Ku mojej uldze zarówno w
oczach Jinkiego, jak i Sally, dostrzegłem niemy wyraz zrozumienia.
- Tylko tym razem nie pozwól mu na dezercję! – zawołała
dziewczyna zaskakująco twardym tonem, który sprawił, że aż stanąłem na
baczność.
- Tak jest! – odparłem, salutując. Posłałem śmiejącym się
przyjaciołom jeszcze jedno pełne wdzięczności spojrzenie, po czym ruszyłem w
głąb teatru, na poszukiwanie mojego uciekiniera.
Zaglądanie do dziesiątek mieszczących się w budynku
pomieszczeń okazało się dużo bardziej wyczerpujące, niż mógłbym się spodziewać.
Zwłaszcza, że każdemu skrzypnięciu drzwi towarzyszyło ciche rozczarowanie i
nadchodzący zaraz po nim niepokój.
W końcu, potrzebując złapać nieco oddechu, postanowiłem
wyjść na świeże powietrze przez tylne drzwi, które ostatnimi czasy niemal
zupełnie przestały być tajne, tak wielu osobom je pokazałem. Nie jestem pewien,
czy po prostu oczekiwałem otrzeźwienia, czy też może miałem cichą nadzieję, że
to tutaj spotkam Taemina, ale moim oczom ukazał się zupełnie inny widok.
Moonkyu wspierał się plecami o mur, w zamyśleniu obserwując
opustoszałą po zmroku ulicę i wydmuchując nosem strzępki papierosowego dymu.
Zawahałem się w progu, niepewien czy powinienem do niego dołączyć, czy też
raczej ulotnić się, zanim mnie zauważy. Odkąd pewne sprawy wyszły na jaw nasze stosunki
były, delikatnie mówiąc, skomplikowane. Zanim jednak zdążyłem zrobić zwrot w
tył, chłopak mnie wyprzedził.
- Wspaniałe widowisko, panie Choi – odezwał się, nawet na
mnie nie zerkając, w dalszym ciągu wpatrując się przed siebie. Choć bałem się,
że będzie w stosunku do mnie agresywny, to w jego głosie nie było złości.
Raczej dziwna pustka.
Bez słowa ostatecznie przekroczyłem próg, zostawiając drzwi
otwarte, ale pozwalając sobie wtargnąć na teren chłodnej nocy. W paru krokach
zbliżyłem się do Moonkyu, i wsparłem się plecami o mur obok niego. Po chwili
milczenia chłopak zaoferował mi papierosa, którego przyjąłem chyba tylko po to,
żeby dotrzymać mu jakoś towarzystwa o tej zimnej i ciemnej godzinie.
- Twój wkład też był ogromny. Jestem ci naprawdę wdzięczny…
– powiedziałem szczerze, ale krzywy uśmiech na jego ustach zbagatelizował moje
słowa.
- Zbłądziłeś tu, bo szukałeś jego, prawda? – zapytał, ignorując moją wypowiedź, najwyraźniej
zupełnie już niezainteresowany całym tym przedstawieniem. Wypuściłem głośno
powietrze z płuc, a przestrzeń wokół mojej głowy zabarwiła się smutną
szarością.
- To aż tak oczywiste? – odparłem, idąc za przykładem mojego
rozmówcy, i również wbijając wzrok w ciemność, gdzieniegdzie tylko rozjaśnianą
ulicznymi latarniami. Moonkyu prychnął na moje słowa, nie kusząc się o
odpowiedź, bo obaj dobrze ją znaliśmy.
- Nie opuścił teatru… Gdyby tędy wychodził, wiedziałbym o
tym… - powiedział chłopak z niejakim wahaniem, jakby wcześniej sam po cichu
liczył, że czekając w tym miejscu uda mu się spotkać z Taeminem na osobności.
Nie byłem pewien, czy mam w ogóle prawo jakoś tę jego nadzieję komentować, więc
zachowałem milczenie. Moonkyu pokręcił głową nad własnymi myślami, po czym znów
zaciągnął się papierosem. - Od jak dawna o tym
wiedziałeś? – Jego pozornie bezbarwny ton głosu tym razem zaprawiony był o
mimowolną ciekawość. Obróciłem żarzącego się papierosa w dłoniach, doskonale
świadom, że moja odpowiedź wcale nie polepszy jego samopoczucia.
- Niemal od początku… - mruknąłem z wahaniem, jednocześnie
zerkając w stronę Moonkyu, próbując wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje.
Chłopak zaśmiał się cicho sam z siebie, jakby takiej odpowiedzi właśnie
oczekiwał, a mimo to nie potrafił się z nią tak łatwo pogodzić.
- Więc byłem jedynym, który dał się od początku do końca
nabrać – skwitował dobitnie, kiwając głową, jakby przytakując własnym słowom.
Zgorzknienie zamigotało w jego ciemnych oczach. Westchnąłem ciężko.
- Z królem oszustów nie ma żartów – stwierdziłem, sam nie
wiem, czy żartobliwie, czy też zupełnie poważnie, ale Moonkyu skinął głową.
- Zakochałem się w osobie, która nawet nie istnieje. – Głos
chłopaka zabrzmiał nieco rozpaczliwą nutą. Coś mi jego słowa przypominały.
Jeszcze jakiś czas temu czułem się bardzo podobnie, leżąc w pokrywającym scenę
kurzu i szukając pomocy u malowanego, teatralnego nieba.
Ignorując środki ostrożności, wyciągnąłem rękę i poklepałem
Moonkyu po ramieniu.
- Uwierz mi, że czuję się podobnie… - powiedziałem zmęczonym
tonem, mimowolnie znów zastanawiając się, czy zdołam znaleźć Taemina pośród
teatralnych cieni. „Nie mogę ci nic obiecać, więc po prostu mnie nie puszczaj,
Minho” – brzmiało w mojej głowie, odbijane echem narastającej paniki i
świadomości, że nie spełniłem tej prośby. Puściłem go i sam sobie byłem winien,
że znów zniknął.
Przełknąłem głośno ślinę, naraz ogromnie zdenerwowany
własnymi przemyśleniami. Moonkyu jednak pokręcił głową stanowczo, w odpowiedzi
na moje pełne niepewności słowa.
- Mylisz się – stwierdził, spoglądając mi w oczy zaskakująco
hardo. – Dobrze pamiętam, co powiedziałem ci przy naszym pierwszym spotkaniu, i
w dalszym ciągu uważam te słowa za słuszne. Wystarczy mi jedno jego skierowane na ciebie spojrzenie,
żeby wiedzieć…
- Wiedzieć co?
- Wiedzieć, że jesteś jedyną osobą, która go zna. Jedyną,
której postanowił na tyle zaufać – powiedział z tonami głębokiego przekonania w
głosie. Tym razem nie było w jego oczach zgorzknienia. Raczej bezradny smutek.
Pokręciłem głową.
- Nie jestem pewien czy… - zacząłem, ale moje wątpliwości
zostały ucięte.
- Proszę mnie nie traktować tak pobłażliwie, panie Choi –
wszedł mi w słowo, odchylając szyję i wspierając głowę o zimny mur. Jego wzrok
tym razem począł błądzić po upstrzonym gwiazdami niebie. – Może nie wyglądam na
eksperta, ale nadrabiam doświadczeniem…
- Doświadczeniem? – Zamrugałem oczami, zaskoczony, a Moonkyu
uśmiechnął się w dziwnie czuły sposób, najwyraźniej w reakcji na jakieś
wspomnienie.
- Proszę nie zapominać, że ja też przez dość długi czas
miałem z Sagi do czynienia – mruknął nieco nieobecnym tonem. – Ah… wpadła do
mojego zakładu pewnego jesiennego dnia, zupełnie niespodziewanie… - wspomniał
nostalgicznie. – Jedno słowo… wystarczyło jedno jej słowo, żeby totalnie mnie
zaczarować – oznajmił, sprawiając, że mimowolnie uśmiechnąłem się krzywym uśmiechem,
bo brzmiało to dziwnie znajomo. – Do czego jednak zmierzam… - Moonkyu
zmarszczył brwi, najwyraźniej usiłując powrócić do rzeczowego tonu swojej
wypowiedzi. – Rzecz w tym, że najzwyczajniej w świecie mam porównanie… Dobrze
pamiętam, w jaki sposób patrzyła… patrzył na mnie, ilekroć zdawało mi się, że
udaje mi się skrócić dystans między nami. Pamiętam to spojrzenie i zachodzę w
głowę, jak mogłem przypisywać mu cechy szczerości. Wie pan, kiedy przejrzałem
na oczy? – Moonkyu zerknął w moim kierunku, porzucając oglądanie gwiazd. –
Kiedy zobaczyłem, w jaki sposób patrzy na pana,
panie Choi. Być może pan nie jest w stanie klarownie tego dostrzec, ale… -
Chłopak zawiesił na moment głos i znów zaciągnął się papierosem, jakby zmęczony
własną szczerością. – Ale wyczynia pan z tymi migdałowymi oczami rzeczy,
których nigdy dotąd w nich nie widziałem… Rzeczy, które pozostają poza moim
zasięgiem, mimo że tak długo się starałem, tak długo byłem cierpliwy i znosiłem
każdą sprzedawaną mi bzdurę.
Chłopak znów westchnął ciężko, po chwili unosząc wzrok i
spoglądając mi prosto w twarz. Mimo smutku i zgorzknienia nie było w jego
postawie tej złości, tej agresji, którą widziałem w niej owego dnia, kiedy
Taemin odważył się podzielić z nim prawdą. Znów patrzyłem w oczy zakochanego
głupio i świadomego swojej głupoty krawca, którego spotkałem w jego zakładzie
wiele dni temu.
Moonkyu wziął wdech.
- Ja zakochałem się w zmyślonej pięknej Sagi… ale ty jesteś
inny. Darzysz uczuciem prawdziwego człowieka z krwi i kości, wraz z wszystkimi
jego ranami, smutkami, niedoskonałościami. Kochasz prawdziwego Lee Taemina,
którego ja nigdy nie miałem okazji poznać. A Lee Taemin kocha ciebie –
powiedział, a jego słowa tak mnie zaskoczyły, że przez moment milczałem, nie
mając pojęcia, jak zareagować. Moonkyu chyba dobrze to rozumiał, bo uśmiechnął
się blado, nie oczekując odpowiedzi.
- Więc… co teraz zamierzasz? – wybąkałem w końcu, nie do
końca pewny, czy mam w ogóle prawo go o to pytać. Czułem z nim dziwną więź,
która sprawiała, że jego los nie był mi obojętny. Być może to przez fakt, że
wszystkie nasze problemy zaczęły się od tej samej kobiety? Od takiego samego
szeptu?
- Ah… - Moonkyu spojrzał znów w gwiazdy, przez chwilę
milcząc, jakby sam zastanawiał się, co zamierza teraz zrobić. W końcu uśmiechnął
się smutno, ale bez wyrzutów, i zgasił niedopałek o mur teatru. – Przypuszczam,
że dalej będę kochać… - zaczął z wahaniem, a ja uniosłem brwi, zaskoczony. –
Dalej będę kochać tę idealną dziewczynę, którą sobie wyimaginowałem… Może jeśli
będę dość cierpliwy, to w końcu ją spotkam… Gdzieś na ulicach tego miasta. –
Chłopak znów omiótł wzrokiem latarniane terytorium tuż przed nami.
- Wierzę, że ci się uda – powiedziałem pokrzepiająco, a
Moonkyu zaśmiał się na wpół gorzko, na wpół z wdzięcznością, po czym wsadził
ręce w kieszenie i skierował na mnie zaskakująco ostre spojrzenie.
- Nie myśl, że zwalniam cię z twojej służby… - oznajmił, z
satysfakcją dostrzegając konsternację na mojej twarzy. – Proszę się nią zaopiekować, panie Choi… proszę trwać u jej boku. Być
może to właśnie panu będzie dane poznać prawdziwe oblicze panienki Sagi –
wyrecytował własne słowa, te same, które skierował do mnie podczas naszego
pierwszego spotkania. Następnie uśmiechnął się nieco przekornie. – Kiedy
zwracałem się do pana z tą prośbą wiele spraw wyglądało zupełnie inaczej… Ale
mimo że tyle się zmieniło, znaczenie wciąż jest takie samo, podobnie jak moje
intencje. Mam nadzieję, że nie zapomni pan o naiwnych słowach zakochanego ślepo
krawca. – Chłopak wyciągnął jedną rękę z kieszeni, i poklepał mnie po ramieniu.
– No i cóż… chyba już się pan od niej… to znaczy od niego nie uwolni. Taką
właśnie otrzymał pan rolę, liczę na jej powodzenie – rzucił na odchodnym, po
raz ostatni uśmiechając się w moją stronę, po czym ruszył przed siebie. Na teren
samotnej, miastowej nocy.
~*~
Moje sunące po podłodze buty naznaczyły opustoszałą
przestrzeń sceny dziwnie głośnym na tle ciszy echem. Zatrzymałem się, z
westchnieniem spoglądając na widownię. Eleganckie fotele okryły się tkaną
cieniami przesłoną, zapadając w letarg trwający do czasu, gdy sala znów wypełni
się ludźmi. Poszarzały kurz wirował mi przed oczami, na powrót bezbarwny,
pozbawiony kolorów towarzyszących rozgrywającym się na scenie, zmyślonym
żywotom. Kurtyna za moimi plecami szeptała cicho, wspominając minione chwile
świetności, jakby tęsknie odbijając refleksy dźwięków, które dawno już
wybrzmiały do końca. Teatr usnął. A w centrum jego uśpionego serca pozostała
samotna, znów pozbawiona roli, aktorska dusza.
Pokręciłem głową nad własnymi refleksjami, usiłując
otrząsnąć się z tego mimowolnego zamyślenia. Dobrze wiedziałem, że nie jestem
jedynym zagubionym w tych teatralnych cieniach sercem.
Kierowany tą myślą, rozejrzałem się uważnie po otaczającej
mnie pustce. Wdychane powietrze tchnęło dziwną melancholią, która powoli
zaczęła udzielać się i mnie. Jednocześnie czułem coraz wyraźniej tłukące się
niespokojnie w piersi serce. Wygrywało swoją strachliwą melodię głośniej i
głośniej z każdą upływającą sekundą, niczym zegar odmierzający zastygły w
sennej ciszy czas.
Zmrużyłem oczy, jeszcze uważniej przypatrując się wszystkim
zgromadzonym pod ścianami cieniom. Przełknąłem ślinę nerwowo, nie napotykając
wzrokiem żywej duszy. Czułem, jak niepokój powoli paraliżuje moje serce. Czego
się bałem? Przecież Taemin z pewnością gdzieś tu był. Z pewnością znów zaszył
się w najciemniejszym kącie teatru, pragnąc za wszelką cenę uniknąć kolejnej
poważnej rozmowy. W dodatku prawdopodobnie był na mnie zły za tę kwestię, którą
bez uprzedzenia wypowiedziałem podczas przedstawienia. Nic więc dziwnego, że
znów postanowił zniknąć…
Mimowolnie zadrżałem na dźwięk słowa zniknąć w mojej własnej głowie. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie
zamierzałem pozwolić mu na ten sam numer po raz drugi. Może i przedstawienie
dobiegło końca, ale jego i moja… nasza wspólna rola miała się dopiero na dobre
zacząć.
Ruszyłem z miejsca, z zamiarem przetrząśnięcia całego
budynku teatru, albo i nawet całego miasta, jeśli zajdzie taka potrzeba, i
wywleczenia tego upartego chłopaka z nory, w której się zaszył. Nie zdążyłem
jednak nawet ujść kilku kroków, bo naraz oślepiło mnie jaskrawe w ogólnej
ciemności światło reflektora. Gwałtownie się zatrzymałem i zmrużyłem powieki.
Przesłoniłem oczy dłonią, próbując spojrzeć w górę, w kierunku źródła jasności,
ale nie widziałem nic, prócz tego ozłacającego i na moment ożywiającego
fragment teatralnego powietrza światła.
- Choi Minho. Lat dwadzieścia pięć – rozległ się znajomy głos, na dźwięk
którego odetchnąłem z ulgą. – Bezużyteczny darmozjad. Beznadziejny aktor.
Przygłupi, naiwny, wyłupiastooki roztrzepaniec – wyliczył Taemin nieco
jadowitym tonem, a ja wywróciłem oczami, słysząc tę charakterystykę. Wsadziłem
ręce w kieszenie i przekrzywiłem głowę, zastanawiając się do czego ten
nieprzewidywalny chłopak zmierza. Usiłowałem sprawiać wrażenie wyluzowanego,
ale tak naprawdę serce dalej tłukło mi się niespokojnie w piersi, w obawie
przed każdym kolejnym słowem, jakby dobrze wiedziało, że sposób w jaki potoczy
się ta scena ostatecznie zadecyduje o dalszym ciągu opowieści.
- Zarzut? – rzucił retorycznie Taemin, naśladując sposób, w
jaki poprowadzone zostało nasze przygotowane dla Kim Jonghyuna przedstawienie.
Przez chwilę rozważałem jakim wyzwiskiem zostanę obrzucony tym razem, ale kiedy
usłyszałem jak Lee głośno wciąga powietrze, mimowolnie znów zerknąłem w stronę
oślepiającego blasku reflektora. – Wiara w miłość – powiedział w końcu Taemin,
a jego głos zadrżał niebezpiecznie, jakby jego właściciel ledwo panował nad
tym, co mówi. Jakby ledwo wierzył w to, co robi.
- Tae…
- Nie przerywaj, to moja kwestia – wszedł mi w słowo, zanim
zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Posłusznie umilkłem, zniewolony jego
kategorycznym mimo drżącego głosu tonem. Jednocześnie ponownie spuściłem wzrok,
nie będąc w stanie zbyt długo wpatrywać się w oślepiające światło. Jak na
mistrza przebiegłości przystało, Taemin obmyślił idealną taktykę dla tej
rozmowy. Bo kiedy tak stałem na scenie w złotym blasku reflektora, każda moja
myśl, każde uczucie, każde uderzenie serca zdawało się być widoczne jak na
dłoni. Tymczasem król oszustów znów skrył się w cieniach, znów chował swą
twarz, jakby w ostatnim akcie obrony używając oślepiającego światła jako swojej
tarczy. Dlaczego uciekał się do takich metod? Czyżby dobrze już wiedział, że
nauczyłem się czytać z jego oczu?
- Oskarżony dopuścił się szeregu dodatkowych wykroczeń –
kontynuował Taemin formalnym tonem. Nie mogłem przestać zastanawiać się, jaki
tak naprawdę miał w tym momencie wyraz twarzy. Czy wciąż potrafił zachować tę
wyuczoną obojętność? Czy też wręcz przeciwnie, użył świetlnej zasłony, bo tego
wieczora w chaosie przedstawienia zgubił gdzieś swoją maskę, i nie potrafił jej
odzyskać?
Wyprostowałem dumnie plecy i zadarłem głowę do góry,
czekając na usłyszenie postawionych mi zarzutów. Taemin przez chwilę nic nie
mówił, jakby mimowolnie onieśmielony moją pewną siebie postawą. Cisza wokół nas
milczała. Czekała. W końcu Lee znów wziął nieco drżący oddech w płuca.
- Oprócz ogólnej naiwności i beztroski oskarżony poszedł
znacznie dalej w swoich przestępstwach. Pozwolił sobie na jasność uśmiechu, na
szczerość spojrzenia. Swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem wprawił dwa serca w
ruch… - Taemin zaciął się, jakby pod wpływem emocji zapominając dalszego ciągu
ułożonej w głowie kwestii.
Cały teatr milczał i ja milczałem. Cały teatr słuchał i ja
słuchałem. Cały teatr oddychał słowami Taemina. Oddychał wraz ze mną.
- Ocieplał zmarznięte dłonie, otulał drżące ramiona.
Wypowiadał słowa głupie i naiwne. Tak piękne, że aż chciałoby się w nie
uwierzyć…
Nie wytrzymałem napięcia w jego głosie. Ignorując
przyszpilające mnie do desek sceny światło, ruszyłem szybkim korkiem w
kierunku, z którego dobiegało. Bałem się, że kiedy to zrobię, Taemin ucieknie.
On jednak zignorował fakt, że oskarżony opuścił swoje stanowisko, w dalszym
ciągu znacząc ciszę teatru swoimi wyrzutami, jakby nie było już odwrotu, jakby
każdy musiał zostać wypowiedziany, żeby przedstawienie mogło szczęśliwie
dobrnąć do końca.
- Łamał szyfry wrogich spojrzeń, przekraczał zamkniętą na
klucz przestrzeń osobistą. – Głos chłopaka niósł się echem po ścianach pustego
budynku, kiedy wbiegałem schodami ku podwyższeniu, z którego Jinki już nieraz
witał mnie światłem swoich reflektorów. Wyraźnie słyszałem, jak każde
wypowiadane słowo przychodzi Lee z coraz większym trudem. – Ignorował sygnały
ostrzegawcze, burzył misterne bariery kłamstw. I nawet kiedy został oszukany… -
Przebiegłem kilka ostatnich stopni schodów, i znalazłem się wreszcie po tej
ciemniejącej stronie reflektora.
Taemin stał sztywno, jedną rękę wspierając o barierkę.
Zdążył się już pozbyć sukienki, bo znów miał na sobie zwykłą koszulę i spodnie.
Długie włosy gęstwiną opadały na ramiona, przesłaniając też część twarzy. Kiedy
zatrzymałem się kilka kroków od niego, chłopak drgnął i mocniej zacisnął dłoń
na barierce.
- I nawet kiedy został oszukany… - Taemin odwrócił wzrok od
rozciągającego się w dole morza pustych foteli, i utkwił go we mnie. – W jego
oczach nie było nienawiści – powiedział z wyrzutem, jakby moja postawa naprawdę
była karygodnym występkiem. – W jego oczach nie było nienawiści, tylko ta naiwna
miłość… - Ostatnie słowo chłopak
wypowiedział z mieszaniną przerażenia i czegoś na kształt szacunku w głosie.
Odetchnąłem głęboko, szykując się do wzięcia udziału w tej
scenie. I choć Taemin wyraźnie się do niej przygotował, ja jak zwykle byłem
skazany na improwizację.
- Dlaczego oskarżasz miłość? – zapytałem w końcu ostrożnie,
uświadamiając sobie, że właśnie to Lee przez cały czas robił. Że uczynił z
miłości głównego winowajcę wydarzeń w swoim życiu.
- Miłość to pęknięcie na sercu – powiedział Taemin, a ja
zamarłem na te słowa. – Dziura w murze, rysa na szkle, rozdarcie w tkaninie. –
Chłopak spuścił wzrok, najwyraźniej znów nie mogąc wytrzymać szczerości mojego
spojrzenia. – Serce powinno być jedyną bezpieczną skrytką na tej ziemi. – Lee
przyłożył dłonie do własnej piersi. – Szkatułką, w której można schować
dosłownie wszystko. Uczucia, emocje, myśli, marzenia, plany, wspomnienia.
Siebie… - Taemin na moment zawiesił głos, jakby te dotąd nigdy nie wypowiadane
słowa nawet na nim samym robiły wrażenie. Po upływie paru sekund, zmarszczył
brwi stanowczo, przywracając się do porządku. – Miłość to uszkodzenie
mechaniczne, które narusza bezpieczeństwo serca. Ta bezwzględna rysa na jego
powierzchni sprawia, że nie wiem już, czy mogę cokolwiek w nim schować, że
czuję, jakby każda zbyt szczera na ten świat myśl ulatywała z jego wnętrza,
lokowała się w moim spojrzeniu, naruszała mój system obrony... – Chłopak znów
spojrzał mi w oczy, a ich chaotyczna barwa tylko potwierdziła chwilę wcześniej
wypowiedziane słowa. – Miłość to bezgraniczna szczerość, Minho. Coś, na co
chyba nigdy nie będę miał odwagi…
Nie mogąc dłużej wytrzymać, w kilku szybkich krokach
znalazłem się tuż przed Taeminem. Chłopak automatycznie cofnął się nieznacznie.
Na jego twarzy zamigotała ta znajoma, złoto-czarna maska, kiedy wyciągnąłem
dłoń i przyłożyłem ją do unoszonej zbyt szybkim oddechem klatki piersiowej Lee.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć. Żeby wywołać zwrot historii, żeby
sprawić, że ta scena zakończy się szczęśliwie. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek
zdziałać, zdarzyło się coś, co każdy uważny obserwator zapewne był w stanie
przewidzieć. Każdy, prócz mnie.
Lee Taemin znowu wybrał ucieczkę.
Wątki lubią się powtarzać, nieprawdaż?
Chłopak odsunął się gwałtownie od mojej dłoni, jakby w
obawie, że złapię go za materiał koszuli, po czym puścił się biegiem schodami w
dół, a jego głośne kroki przetoczyły się hałaśliwą salwą po sennym, choć
obserwującym ten spektakl uważnie teatrze. Przez chwilę stałem bez ruchu, z
ręką wyciągniętą głupio przed siebie, i mrugałem oczami, zszokowany. Następnie
opuściłem pustą dłoń i wziąłem głęboki wdech.
Chwilę później ruszyłem w pogoń za mistrzem efektownych
ucieczek.
Nie zamierzałem pozwolić mu zniknąć, powinien już od dawna
dobrze o tym wiedzieć. Głośne echo kroków oddalało się z każdą chwilą, ale
teatr zdawał się mi sprzyjać, na falach cienistej ciszy przywodząc prosto do
moich uszu najcichsze nawet dźwięki. Przebiegłem przez kilka pustych korytarzy,
zajrzałem do kilku pustych pomieszczeń. Czułem, jak serce ze strachu podchodzi
mi do gardła. Ale nie zamierzałem się poddać. Nie zamierzałem spocząć, póki nie
znajdę największego dezertera w dziejach teatru.
W połowie któregoś z kolei korytarza dobiegł mnie głośny, z
pewnością niezamierzony jęk otwieranych drzwi. Uśmiechnąłem się blado, czym
prędzej zmierzając w tamtą stronę. Teatr naprawdę mi pomagał, nawet skrzypienie
zawiasów budząc specjalnie dla posługi zbłąkanemu aktorowi.
W kilka sekund dopadłem do drzwi garderoby i szarpnięciem
otworzyłem je na oścież.
- Spójrz w lustro! – krzyknąłem w stronę przecinającego pomieszczenie
chłopaka. Na te słowa Taemin gwałtownie się zatrzymał. Z trudem łapiąc oddech
po biegu, obserwowałem w napięciu, jak Lee na moment zamiera ze spuszczoną
głową, po czym powoli, jakby mimowolnie unosi wzrok, i zgodnie z moim
poleceniem spogląda w stojące naprzeciwko niego lustro.
Strach w jego oczach jeszcze nigdy nie był tak
przytłaczający, jak w tej dziwnie cichej chwili, kiedy mierzył samego siebie
płochliwym spojrzeniem. Aż nazbyt dokładnie pamiętałem słowa Jinkiego, dla
których teraz otrzymywałem jawne potwierdzenie.
Nieco uspokoiwszy oddech, zbliżyłem się ostrożnie do
zamarłego pośrodku pomieszczenia chłopaka. Stanąłem kilka kroków za nim, jakby
bojąc się, że jeśli zanadto zmniejszę dystans, on znów postanowi uciec. W
sporych rozmiarów, zdobionym złotą ramą lustrze, odbijały się teraz dwie
sylwetki. Taemin jednak nawet nie zareagował na moją obecność. W dalszym ciągu,
jak zahipnotyzowany spoglądał na samego siebie.
- Spójrz w lustro… Spójrz we własne oczy i powiedz mi, co
widzisz – kontynuowałem, nieco się zbliżając na widok drżących nieznacznie
ramion, które tak bardzo chciałem zamknąć w kojącym uścisku. Taemin przełknął
głośno ślinę.
- Nie wiem – wydusił z siebie zachrypniętym głosem. Znów
poraziła mnie panika w jego postawie. Jakby patrzenie we własne odbicie w
lustrze naprawdę było ponad jego siły. Jakby nie był nawet pewien, kim jest ta
osoba spoglądająca na niego z lśniącej w półmroku, szklanej tafli.
- W takim razie spójrz w moje oczy – poleciłem, ostatecznie
likwidując dystans między nami, i oplatając Taemina ramionami. Jego serce,
które wyczułem pod palcami, zdawało się bić dużo szybciej, niż moje własne.
Chłopak nie poruszył się. Wziął tylko urywany oddech, po czym posłusznie
skierował wzrok w stronę mojego odbicia. Nasze oczy spotkały się na powierzchni
szkła, a intymność tego współdzielonego spojrzenia na moment odjęła mi mowę.
Mocniej przytuliłem Taemina do siebie. – Spójrz w moje oczy i powiedz mi, co
widzisz – poleciłem, starając się zachować spokojny ton głosu. Taemin bez
słowa wpatrywał się w moje oczy, pozwalając sobie na całą rzekę barwnych
emocji, które zapewne uparcie wylewały się z serca przez to uporczywe
pęknięcie, którego właściciel w żaden sposób nie potrafił załatać. W końcu
zmarszczył brwi, i zacisnął dłoń na jednej z moich splecionych na jego brzuchu
rąk.
- Jak możesz kochać kogoś, kto sam nawet nie wie, kim jest?
– zapytał z dziwną dozą bólu w głosie, najwyraźniej aż nazbyt klarownie
odczytując moje spojrzenie.
- Spójrz w moje oczy i zobacz w nich własne odbicie, Taemin…
- Na te słowa chłopak nieznacznie otworzył usta ze zdumienia. Próbował być
niewzruszony, ale dzielenie ze mną spojrzenia z każdą chwilą osłabiało jego
upór, odbierało wolę ucieczki, nakłaniało do zmięknięcia w moich ramionach, do
zaniechania dalszej obrony. – Spójrz w moje oczy i zobacz w nich tego
zalęknionego chłopaka, któremu oddałem swoje porysowane miłością serce –
powiedziałem, wkładając w to zdanie tyle wiary i szczerości, na ile tylko było
mnie stać.
Taemin tylko przez chwilę jeszcze obserwował nasze odbicia w
lustrze, po czym okręcił się w moich ramionach i tym razem bezpośrednio
spojrzał w moje oczy, jakby chcąc się upewnić, że to co chwilę temu zobaczył, nie
było jedynie iluzją szklanej tafli.
- Chciałbym być chłopakiem z twojego spojrzenia – wyznał
cicho, wspierając rękę na mojej klatce piersiowej, jakby wczuwając się w
hałasujący w jej wnętrzu rytm.
- W moim spojrzeniu od dawna jest tylko jedna osoba. Ta
sama, którą właśnie tulę – odparłem, sprawiając, że Taemin zadrżał nieznacznie
w moich ramionach. Po chwili chłopak chwycił jedną z moich dłoni i przyłożył ją
do własnego serca, w ten sam sposób, w jaki chciałem to zrobić jeszcze
kilkanaście minut wcześniej, zanim mi to uniemożliwił.
- Musisz przypilnować mojego serca, Minho – powiedział,
spoglądając mi w oczy tym wyjątkowym, czarno-złotym spojrzeniem. – Musisz się
nim zaopiekować, bo ja sam nad nim nie panuję. Już nie…
- Zadbam o nie – zadeklarowałem, czując pod palcami
płochliwą melodię przelewającej się z serca do oczu miłości. Uniosłem dłoń i
przesunąłem kciukiem po policzku Taemina. – Tylko proszę, nie uciekaj już
więcej – dodałem nieco błagalnym tonem, jednocześnie gotów przysiąc, że jeśli
kiedykolwiek znów spróbuje swojej sztuczki ze znikaniem, będę go szukał do
upadłego. Nie zdążyłem jednak nic więcej powiedzieć, bo niepodważalna
szczerość, która naraz wykwitła na twarzy Taemina, zaparła mi dech w piersi.
Setki barwnych niczym ptaki emocji malowało jego oczy, policzki, usta, zupełnie
jakby regularnie kruszona przez nas obu tama wreszcie poddała się rzece uczuć,
jakby ostatni kamień runął w dół, wreszcie pozwalając nam spotkać się bez
żadnych przesłon.
Czas stanął w miejscu, a ja wstrzymałem oddech w momencie, w
którym Taemin wspiął się na palce, żeby sięgnąć moich ust. Poczułem
paraliżujący mnie strach. Bałem się tego, co miało właśnie nastąpić. Z całą
świadomością swojej irracjonalności, bałem się jak głupi. Bo przed oczami naraz
stanęły mi wszystkie przeszłe chwile, w których znaleźliśmy się tak blisko
siebie. A każda z nich naznaczona była piętnem nieszczerości. Każda została
zapisana w scenariuszu. Każdą odegrano, by mnie zniszczyć.
Dziesiątki panicznych myśli krążyły mi po głowie, a pośród
nich jedna, naczelna: „czyich ust zasmakuję tym razem?”.
Kiedy jednak poczułem subtelny dotyk na swoich wargach,
kiedy zobaczyłem ostatnie rzucone mi spojrzenie, wszelkie wątpliwości
rozpłynęły się w mrokach ciszy. Bo oto oczy Lee Taemina przybrały barwę
najszczerszego złota.
Pozwoliłem powiekom opaść, a dłoniom znaleźć drogę między
kosmyki długich włosów. Delikatnie przyciągnąłem zastygłego w bezruchu Taemina
bliżej siebie, wreszcie pokonując ten głupi strach przed nieznanym, i łącząc
nasze usta. Poczułem, jak chłopak nad wyraz mocno zaciska dłonie na materiale
mojego ubrania, jakby próbując tym kurczowym chwytem samemu sobie uniemożliwić
ucieczkę. Moje ręce automatycznie zsunęły się na jego talię i zamknęły go w
uścisku tak mocnym, że udaremniłby każdą próbę wycofania się. Było już
zdecydowanie za późno na kroki wstecz. Od tej pory mogliśmy iść tylko do
przodu.
Taemin wahał się jeszcze tylko przez chwilę.
A potem zaczął mnie całować.
Zaczął mnie całować, jak nigdy dotąd. Nie było w tym
dezorientacji powiązanej ze zbliżeniem na tarasie, podczas pierwszego wspólnego
balu. Nie było chłodu, który towarzyszył tamtemu cichemu pożegnaniu w zaułku
pod starą kamienicą. Nie było smutku znaczącego przypieczętowanie naszej randki
na targu. Nie było chorobliwego gorąca wpisanego w nasze ostatnie chwile przed
rozłąką. To był po prostu pocałunek. Tylko pocałunek. Aż pocałunek.
Taemin ciasno oplótł ramionami moją szyję i zaczął przelewać
we mnie kolejne uczucia, myśli, troski, pragnienia. Wszystko, co tak długo
usilnie zatrzymywał w skrytce serca, teraz spłynęło na mnie barwną rzeką,
niemal zbijając mnie z nóg. Taemin tęsknił miękkością ust, ufał dotykiem dłoni,
pragnął ciepłem oddechu. A mnie nie pozostawało nic innego, jak odpowiedzieć na
ową deklarację uczuć tym samym. Zabarwiłem
więc splot języków moim oddaniem, ozdobiłem rytm serca przebaczeniem,
wzbogaciłem uścisk dłoni o dodatkową siłę, której starczyłoby nie tylko dla
mnie, ale i dla Taemina.
W tafli lustra odbijały się nasze złączone sylwetki, a teatr
wciąż milczał, wciąż z mimowolną ciekawością obserwował ten rozgrywający się po
zmroku spektakl szczerości, przedstawienie uczuć. Sztukę zrodzoną z rytmu bicia
dwóch przeznaczonych sobie serc.
A kiedy całe lata świetlne później wreszcie przerwaliśmy
ostatni współdzielony oddech, i było mi dane znów spojrzeć Taeminowi w twarz, w
jego migdałowych oczach zamigotał najpiękniejszy odcień złota. Nie mogąc nad
sobą zapanować, uśmiechnąłem się absurdalnie szeroko, bo tym razem nie była to
już jedna, zbłąkana w ciemności źrenic drobinka. Tym razem ta szlachetna, od
zawsze sprzyjająca mi barwa rozlewała się po całej powierzchni tych dwóch
hipnotyzujących kręgów, nadając twarzy jeszcze piękniejszego niż zwykle wyrazu.
Jeśli wcześniej miałem wątpliwości co do znaczenia złotego okruszka w oczach
mojego towarzysza, to teraz byłem już całkowicie pewien co symbolizował.
- Lee Taemin, lat dwadzieścia trzy – odezwałem się nieco zachrypniętym,
ale zabarwionym szczęśliwą nutą głosem. – Zarzut? – zapytałem retorycznie,
obserwując zdumienie na twarzy mojego towarzysza. Uśmiechnąłem się jeszcze
szerzej, mocno ściskając dłoń chłopaka. – Kocha.
To krótkie słowo wywołało niecodzienne poruszenie na twarzy
Taemina, ale zamiast kolejnej próby ucieczki, chłopak odpowiedział mi niepewnym
uśmiechem i skinieniem głową, po czym wtulił się we mnie tak mocno, jakby od
tego zależało jego życie. Objąłem go ramieniem, a dłonią zacząłem gładzić po
włosach uspokajająco.
W pewnym momencie mój wzrok padł na wciąż obserwujące nasze
poczynania lustro. Uśmiechnąłem się do własnego odbicia. Przynajmniej jeden
wątek tej sztuki miał szansę na szczęśliwe zakończenie, o którego dopełnienie
zamierzałem zadbać własnoręcznie.
~*~
FANFARY DLA TEJ PARY IDIOTÓW, KTÓRZY POTRZEBOWALI STU OSIEMDZIESIĘCIU DWÓCH STRON, ŻEBY SIĘGNĄĆ PO SZCZĘŚCIE!!!!!!
Jestem ich dumną matką <3 Cieszę się, a jednocześnie nie mogę uwierzyć, że to już, że to wreszcie, że nareszcie pełnoprawnie i całkowicie szczerze mój Sagi-2min is r e a l ~*o*~ To bardzo ważny moment, dziękuję wszystkim, którzy aż dotąd ze mną i z nimi wytrzymali! Obyście zostali do końca ;;
Fighting~! <3
Fighting~! <3
Czemu tu jeszcze nie ma żadnych komentarzy? ;; no cóż.. będę pierwsza, ale znowu chyba za bardzo się nie rozpiszę. Rozdział jak dla mnie super! Czuję te 2minowe feelsy ;3 czemu Teaminowi tak długo zajęło ogarnięcid co czuje? ;; albo w sumie bardziej ogarnięcie, że to co czuje nie jest złe..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział Sagi. Fighting!
cnbluestory.blogspot.com/
Jesteś jedną z nielicznych osób, które jeszcze się tu zjawiają, więc pustka pod postem już dawno przestała być czymś dziwnym xD Czas jaki to Taeminowi zajęło... cóż, miłość to zaufanie. Taemin już raz na własne oczy widział, jak takie właśnie zaufanie, takie właśnie uczucie zniszczyło bliską mu osobę >.< Nic dziwnego, że trochę to trwało zanim miłość wygrała ze strachem.
UsuńAle wygraliśmy!
Dzięki za komentarz ^^
Moim błędem jest to, że czytam rozdziały bardzo późno w nocy tuż przed snem i gdy kończę czytać, to jestem zmęczona i mówię sobie "napiszę komentarz jutro."
OdpowiedzUsuńCztery dni później.
Tak, napiszę.
Tydzień później, czyta kolejny raz bo nie może wytrzymać i dopiero pisze komentarz. A komentarz do CDA to już pewnie drugi tydzień "piszę". Wiem wiem, jestem leniwa i to bardzo :/ Ale poprawię się, obiecuję ._.
Przejdźmy może lepiej do Sagi xD
*udaje fanfary*
TUTTRTUTUTURTURTURUTURTUTUTURUTUTRUTRUUUUUUUU
Nie sądziłam, że będą to 182 strony, po prostu nie wierzę XDDD Można już wydawać książkę XD Zrobiłabym nawet za sponsora, no ale brak funduszy, sama rozumiesz... XD
Uwaga, najlepszy moment w rozdziale.
Minho: Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zdziałać, zdarzyło się coś, co każdy uważny obserwator zapewne był w tanie przewidzieć.
Ja: OMG BĘDĄ SIĘ CAŁOWAĆ, BĘDĄ SIĘ CAŁOWAĆ!
Minho: Każdy, prócz mnie. Lee Taemin znowu wybrał ucieczkę.
Ja:
Ja:
Ja: Nie martw się Minho, nie ty jeden jesteś półgłówkiem w tej sprawie ^^
No ale okej, potem go dogonił, los mu sprzyjał, a raczej teatr.
Ta rozmowa była taka... taka... no dlaczego DOPIERO TERAZ ONI W KOŃCU SIĘ ZESWATALI DLACZEGO. 182. 1.8.2. TT
(to ja momentami podczas czytania)
http://i2.pinger.pl/pgr274/6b187b50001973434f5343e7/5a92354d8ec974da9fc87f32c691a53e.gif
"A kiedy całe lata świetlne później wreszcie przerwaliśmy ostatni współdzielony oddech..." hmm a gdzie miliony lat świetlnych kiedy w końcu do tego doszło hę? Dobra, ale jak się całowali, to się aż milusio zrobiło, po tym byłam im w stanie to wybaczyć XDD A ja myślałam, że mnie rozsadzi podczas poprzednich czterech razy xD
Przyzwyczaiłam się do tego, że czytam ff w nocy, ale że dostaje takiej padaki to już nie xD I to już drugie ff, co się dzieje... Eh. To ja chyba tyle na razie.
Pozdrowienia dla naszej pary idiotów i dla wspaniałej autorki~
Mika
Znam to uczuie, u mnie jeśli nie napiszę komentarza od razu to bardzo, bardzo, BARDZO ciężko mi potem się do tego zabrać x.x Także feel u :"D
UsuńNo tak... mnie samą ta liczba stron zaskakuje, ale Sagi to najdłuższe coś co kiedykolwiek napisałam (które, żeby było śmieszniej, pierwotnie miało być krótkim odpoczynkiem/przerywnikiem po trudach YP i osiągnąć max 7 rozdziałów xD) i obecnie liczy 222 strony, a zostało mi jeszcze 1,5 rozdziału do napisania x.x Więc jestem zszokowana ilekroć przyjdzie mi do głowy przeliczenie tego na strony książkowe, bo wyszłoby całkiem przyzwoicie *o*
Twój przytoczony wewnętrzny dialog mnie rozbroił xDDDDDD To w zasadzie pocieszne, że Minho nie jest sam w swojej niedomyślności! xDDDD Wybacz, po prostu Twój komentarz do CdA (do którego zaraz pobiegnę) mi się dodatkowo nasuwa na myśl w tej kwestii xDDDD
Nie wiem jak odpowiedzieć na Twoje pytanie "dlaczego", szczerze mówiąc xD Relacja 2mina w Sagi to tak pokręcona sprawa... no i Taemin jest tak pokręconą postacią. To była dla niego naprawdę ciężka walka... to żeby komuś zaufać, to żeby pozwolić sobie na miłość, mimo świadomości, że to właśnie MIŁOŚĆ zniszczyła jego brata ;;; Przeprowadziłam z Lee Taeminem naprawdę wiele dialogów, zanim udało mi się nakłonić go do tej odwagi... DLATEGO 182 strony :D ale wygraliśmy!
(chyba po raz pierwszy ktoś mi dołączył gifa do komentarza, łkam xDDD adekwatny!)
Dziękuję za piękny komentarz, Twoje feelsy ponownie zrobiły mi dzień! <3333 /przekażę idiotom pozdrowienia/
Shizu~
Jestem~! Strasznie spóźniona, wiem ;-; Przepraszam, że znowu nie wyszło moje komentowanie. To wszystko przez komentarz pod XXI, który podzieliłam, a potem wkradł mi się czas, w którym nie feelsowałam na Sagi (WCIĄŻ NIE WIERZĘ, ŻE ISTNIAŁ) i tak jakoś wyszło, że bardzo opornie mi szło. Ale teraz już jestem i mam nadzieję, że nie będzie żadnych nieplanowanych przerw komentarzowych. „FANFARY DLA TEJ PARY IDIOTÓW, KTÓRZY POTRZEBOWALI STU OSIEMDZIESIĘCIU DWÓCH STRON, ŻEBY SIĘGNĄĆ PO SZCZĘŚCIE!!!!!!” Nie wierzę. To się dzieje naprawdę. /prowadzi grupę ludzi, która razem z nią głośno klaszcze/2min is real w Sagi i to całkiem oficjalne i nikt nie może zaprzeczyć. Ciężko w to uwierzyć, gdy wciąż ma się w pamięci wszystkie przeszłe wydarzenia, ALE ONE SĄ JUŻ P R Z E S Z Ł E i to jest najpiękniejsze. 2min is real. Jestem z nich dumna ;;; <3 I z Ciebie, unnie, jeszcze bardziej, BO UDAŁO CI SIĘ OGARNĄĆ TĘ PARĘ ZAKOCHANYCH DEBILI I ONI NAPRAWDĘ SĄ RAZEM I SĄ NA POCZĄTKU SWOJEGO SZCZĘŚCIA. Nie wierzę. Niby wiem, że czytałam to już wcześniej, ale wtedy to nie musiała być prawda, a teraz? To niepodważalne i pewne i PRAWDZIWE. Ja nie przejdę z tym do porządku. Wiem, że ty już przywykłaś i teraz się ze mnie śmiejesz, ale coż… SZCZĘŚLIWY 2MIN W SAGI. TO NIE JEST W PORZĄDKU. Po prostu nie.
OdpowiedzUsuńMaska… a raczej cały obrazek. Złoto, złoto, złoto i jeszcze odrobina złota. Według mnie idealnie dobrany. Złoto jest cenne, tak jak dla Taemina cenna jest prawda. A w tym opowiadaniu złoto-czarna maska już pokazywała nam szczerość, więc o ile więcej musi być jej w tym rozdziale, skoro tutaj wszystko ma być złote. Dodatkowo nawet ta złota maska jest opuszczona, nie zakrywa twarzy. Taki odsłonięty Taemin… nie wierzę. Hm… i jeszcze na tej masce odbija się światło, tylko w jednym miejscu, ale to pozwala przypuszczać, że to światło jest skierowane gdzieś wyżej… więc może oświetla twarzy właściciela maski? Naprawdę nie wierzę.
Miałam przeczytać ten rozdział niewzruszona, przeczytać i skomentować, a potem iść dalej, ale nie umiem. Nie umiem nic poradzić na to, że wstrzymuję oddech. Nie umiem nic poradzić na to, że dwa razy czytam zdanie, żeby mieć pewność, że naprawdę zostało wypowiedziane. Nie wiem, co mam zrobić, żeby nie martwić się, gdy Minho szuka Taemina. Nie wiem, co mam zrobić, żeby nie uśmiechnąć się, gdy Taemin wypowiada swoje zarzuty. Nie umiem, gdy Taemin mówi o miłości. Nie umiem, unnie. Po prostu szczęście, które rozpoczyna ten rozdział jest zbyt duże… ten rozdział jest zbyt ważny. No ale ogarniam się już i mam nadzieję, że to będzie sensowne.
Minho przyjmuje gratulacje od zachwyconych przedstawieniem widzów, jednak w głowie obmyśla plan jak się wyrwać na poszukiwania. Podchodzi do niego mężczyzna w średnim wieku i z uśmiechem wychwala całe przedstawienie, ale w szczególności grę pana Choi. „Oglądając pana na scenie pomyślałem sobie: „Dlaczego tak niesamowity talent miałby marnować się na tych zakurzonych deskach, kiedy sceny całego świata czekają na zdolnych aktorów?” – powiedział, wyciągając jedną dłoń przed siebie, i kreśląc nią w powietrzu coś bliżej nieokreślonego, co być może miało symbolizować moją świetlaną przyszłość. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie zachęcająco, najwyraźniej źle interpretując moją pełną powątpiewania minę. – Estrady całego świata mogą stanąć przed panem otworem, wystarczy chwycić daną przez los szansę.” Nie mogę uwierzyć, że Minho odmawia. Kiedyś taka propozycja byłaby dla niego spełnienie marzeń, to aż niemożliwe, jak wiele się zmieniło przez te kilkanaście rozdziałów. Można powiedzieć, że Minho jest teraz inną osobą. „Lista moich priorytetów naprawdę pozostawiała obecnie wiele do życzenia…” – w sumie prawda… zaprzepaścić taką szanse to ogromna głupota, ale cóż nie bez powodu nazywamy tę dwójkę debilami i idiotami. Zakochanymi. Widać Choi już nie jest zainteresowany sławą i pieniędzmi. To dobrze, że od teraz gra tylko w duecie, że ważna dla niego jest miłość i szczęście, którego jest obietnicą.
Udaje mu się w końcu uwolnić od wszystkich ludzi i dotrzeć do drzwi. Spotyka tam Jikniego i Sally. Cieszę się, że oni spędzają razem czas. ONI SĄ CENNI. Mam nadzieję, że oni też znajdą szczęście .-. „- Tylko tym razem nie pozwól mu na dezercję! – zawołała dziewczyna zaskakująco twardym tonem, który sprawił, że aż stanąłem na baczność.” – SALLY AKA SAGI 2MIN SHIPPER. Kocham ją. Po posłaniu przyjaciołom jeszcze jednego spojrzenia, zagłębił się w labirynt teatralnych korytarzy, żeby znaleźć Taemina. W końcu postanawia wyjść na chwilę na świeże powietrze. Spotkał tam Moonkyu, który opierając się o mur, palił papierosa. Chłopak pochwalił widowisko, ale gdy Choi odpowiedział komplementem w jego stronę, zmienił temat. Zapytał, czy szuka Taemina. A potem zadał jedno z chyba najważniejszych dla niego pytań – od jak dawana wiedział o tym, że panienka Sagi nie istnieje. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak się czuł, gdy usłyszał odpowiedź. Hm, wydaje mi się, że on wiedział. Oczywiście nie znał prawdy, ale miał świadomość, że jej nie zna…? „Jeszcze jakiś czas temu czułem się bardzo podobnie, leżąc w pokrywającym scenę kurzu i szukając pomocy u malowanego, teatralnego nieba.” Lubię to zdanie, ono mi jakoś tak obrazuje stan, w jakim był Minho i to jak czuje się krawiec. Nie wiem, ale lubię .-. „Jedno słowo… wystarczyło jedno jej słowo, żeby totalnie mnie zaczarować” – czar panienki Sagi nie przestaje mnie zadziwiać i hm, Taemin jest dobrym aktorem x.x Coraz częściej myślę, że lepszym niż Minho (Sorry panie Choi <3) Słowa Moonkyu są ważne. Mówi, że Minho jest TĄ osobą, której Lee zaufał, która robi niewyobrażalne rzeczy z jego oczami, którą KOCHA. Bardzo ważne słowa. W ogóle, jakoś nie umiem żałować pana krawca, wiem, że Taem go skrzywdził (I FEEL U), ale myślę, że on sobie poradzi. Mam nadzieję, że znajdzie swoją wymarzoną dziewczynę i będzie z nią szczęśliwy. (Wybacz, Moonkyu, lubię Cię, ale jakoś nie jest mi Cię żal, mam nadzieję, że Cię to nie boli ;-;)
Usuń„Eleganckie fotele okryły się tkaną cieniami przesłoną, zapadając w letarg trwający do czasu, gdy sala znów wypełni się ludźmi. Poszarzały kurz wirował mi przed oczami, na powrót bezbarwny, pozbawiony kolorów towarzyszących rozgrywającym się na scenie, zmyślonym żywotom. Kurtyna za moimi plecami szeptała cicho, wspominając minione chwile świetności, jakby tęsknie odbijając refleksy dźwięków, które dawno już wybrzmiały do końca. Teatr usnął. A w centrum jego uśpionego serca pozostała samotna, znów pozbawiona roli, aktorska dusza.” Kocham to jak opisujesz teatr. Żywa istota, która budzi się, gdy pojawiają się ludzie. Nieważne, czy to cała obsada aktorska i goście, którzy zapełnią wszystkie miejsca na widowni, czy tylko jedne aktor, którego nawet aktorstwo już nie cieszy. Zawsze czeka i przyjmuje te osoby. Minho zrobił kilka kroków po scenie, jego serce „Wygrywało swoją strachliwą melodię głośniej i głośniej z każdą upływającą sekundą, niczym zegar odmierzający zastygły w sennej ciszy czas.” CENNE ZDANIE OMG. I przez właśnie takie momenty nie umiem się nie bać o nich. Martwię się o nich, mimo że wiem, że będą szczęśliwi. CO JEST ZE MNĄ NIE TAK. Minho nie ma zamiaru dwa razy pozwolić Tae na ten sam numer. Już chce wyjść i jeszcze raz przeszukać każdy zakamarek w teatrze, kiedy oślepia go światło. Słyszy głos Taemina, który powtarza fragment przedstawiania, tym razem biorąc Choi pod lupę.
Ta charakterystyka sprawia, że się uśmiecham. Przy „Zarzut?” spięłam się tak samo jak Minho. „Wiara w miłość.” A potem wymienia te wszystkie wykroczenia, których starszy się dopuścił. Mam ochotę skopiować to całe, ale ile można, więc skopiuję tylko kawałek. „Cały teatr milczał i ja milczałem. Cały teatr słuchał i ja słuchałem. Cały teatr oddychał słowami Taemina. Oddychał wraz ze mną.” To chyba pokazuje wagę słów Taemina. To całe to chyba jedne z moich ukochanych fragmentów w Sagi. Taemin wypunktowuje wszystkie rzeczy, za które kocha (TAEMIN KOCHA!!!!!!!!!) Minho, rzeczy, które się działy i były szczere, mimo że zachowanie Lee było tylko grą (no przynajmniej miało być). Nie dziwię się, że Taemin wymienia to w zarzutach, bo każda ta rzeczy musiała mu łamać serce, gdy Minho robił to, a on czuł i widział, że nie może czuć. (To ten moment, kiedy jestem świadoma, ile przez Kim Jonghyuna wycierpiał Tae i mi źle------------) „W jego oczach nie było nienawiści, tylko ta naiwna miłość…” Jak to dobrze, że Minho kocha, unnie x.x Wyobrażasz sobie, co byłoby z Taeminem bez tego ;-; BO JA WŁAŚNIE TAK I MI ŹLE. Ta naiwna miłość, przez którą Tae go oskarża, to coś, za co mam ochotę mu dziękować i prosić, żeby nigdy nie przestawał. Jak to dobrze, że Minho jest szczery i nie ma złych zamiarów w stosunku do Lee, bo wtedy T________T Nawet nie napiszę, co wtedy, to za bardzo boli. Wracając. Minho pyta młodszego, dlaczego oskarża miłość i Taemin tłumaczy. Czy kiedyś przestanę czuć się papką przez mówiącego o miłości Taemina? „Miłość to uszkodzenie mechaniczne, które narusza bezpieczeństwo serca. Ta bezwzględna rysa na jego powierzchni sprawia, że nie wiem już, czy mogę cokolwiek w nim schować, że czuję, jakby każda zbyt szczera na ten świat myśl ulatywała z jego wnętrza, lokowała się w moim spojrzeniu, naruszała mój system obrony... – Chłopak znów spojrzał mi w oczy, a ich chaotyczna barwa tylko potwierdziła chwilę wcześniej wypowiedziane słowa. – Miłość to bezgraniczna szczerość, Minho. Coś, na co chyba nigdy nie będę miał odwagi…” WŁAŚNIE KRZYCZĘ. NIE UMIEM. Panie Lee, pan się zakochał. Panie Lee, pan kocha. Panie Lee, niech się pan nie boi. Panie Lee, jest pan KOCHANY. (wybacz, unnie, ale ja…) Po tych słowach Minho podszedł do Taemina i położył rękę na jego klatce piersiowej. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. „…zdarzyło się coś, co każdy uważny obserwator zapewne był w stanie przewidzieć. Każdy, prócz mnie. Lee Taemin znowu wybrał ucieczkę.” Pan Lee znowu ucieka. Choć nie. Ucieka Taemin. Taemin, który kocha i jest kochany i tej miłości boi się prawie tak bardzo jak szczerości, która się z nią wiąże. Eh te Twoje powtarzające się wątki (nienawidzę Cię ;-;;-;) Tym razem Minho ani myślał pozwolić Lee uciec, więc już po chwili biegł za nim. Teatr pomagał Choi, widać kto był tam stałym bywalcem. W końcu dzięki skrzypiącym zawiasą starszy odnalazł swojego ukochanego w garderobie. Kazał mu popatrzeć w lustro i młodszy zrobił to, ale przy tym całą swoją postawą informował o panice, jaka go ogarnia. Gdy ma popatrzeć w swoje oczy i powiedzieć, co widzi, nie potrafił. „Jakby nie był nawet pewien, kim jest ta osoba spoglądająca na niego z lśniącej w półmroku, szklanej tafli.” Martwię się o niego. Dobrze, że Minho jest obok niego i że ma szczere intencje ( ZNOWU O TYM, ALE PRZECIEŻ TAEM SIĘ RPZED NIM OTWORZYŁ). Choi każe mu spojrzeć teraz w swoje oczy i powiedzieć, co widzi. „Jak możesz kochać kogoś, kto sam nawet nie wie, kim jest?” (!!!!!!!!!!!!!) Takie wyznanie, to właśnie ta szczerość, której się obawia, na którą nie wie, czy kiedykolwiek będzie miał odwagę. Taka sama szczerość była potrzebna, gdy prosił, żeby go nie puszczał, bo nie może obiecać. Minho mówi młodszemu, żeby znalazł siebie w jego oczach.
UsuńKońcówka tego rozdziału jest niepoprawna, nienormalna i niemożliwa, to się nie mogło wydarzyć. Taemin kazał Minho opiekować się jego sercem, jego szkatułką, w której może schować siebie. A potem go pocałował. „To był po prostu pocałunek. Tylko pocałunek. Aż pocałunek.” Kolejne zdanie, które bardzo lubię. To był po prostu pierwszy pocałunek Lee Taemina i Choi Minho. Tylko zwykły pocałunek, ale AŻ pocałunek, bo ICH, prawdziwy. W oczach młodszego błyszcz złoto. A ja jestem z niego dumna. Dumna ze szczerości w jego spojrzeniu, dumna z miłości bijącej z jego oczu, dumna, że znaleźli się w tamtym miejscu. „- Lee Taemin, lat dwadzieścia trzy – odezwałem się nieco zachrypniętym, ale zabarwionym szczęśliwą nutą głosem. – Zarzut? – zapytałem retorycznie, obserwując zdumienie na twarzy mojego towarzysza. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, mocno ściskając dłoń chłopaka. – Kocha.” Lee Taemin kocha. KOCHA. K O C H A !!! I ten wątek, mimo że miał być jednym z tych, które się powtórzą, ma szanse skończyć się dobrze. 2min is real w Sagi.
UsuńOkej, skończyłam. Czy jestem żywa? Nie. Czy kocham Sagi? Tak. Czy nienawidzę Cię? Tak. Czy dziękuję za ten rozdział? TAK. Czy to sam bełkot? Tak/Nie (ocenę zostawię Tobie) Nie wiem, co jeszcze mam powiedzieć. Dziękuję, kocham i przepraszam, że dopiero teraz. AHA I JESZCZE JEDNO. CZY SKOŃCZYŁAM RODZIAŁ W SIERPINIU? TAK. CZY KOŃCZYŁAM ROZDZIAŁ PRZED 00:00? TAK. A teraz chyba już nie mam nic do dodania i tak za dużo Ci tutaj bełkotałam. Dziękuję, unnie~ Kocham <3