Autor: ShizukaAmaya
Gatunek: shōnen-ai, fluff
Długość: one-shot
~*~
- Jonghyun, co ty znowu wymyślasz? – zawołał Kibum
poirytowanym tonem, dłonią uderzając w na wpół zamknięte drzwi garażu. Z jego
wnętrza dobiegały przytłumione hałasy i przekleństwa, na dźwięk których kąciki
ust czekającego w popołudniowym słońcu chłopaka mimowolnie powędrowały lekko ku
górze. Zaraz jednak pokręcił głową i znów zmarszczył brwi. – Pewnie po prostu
chciałeś schować się w cieniu, przyznaj się! – Jego zawołania zdawały się
odbijać od niewzruszonej bariery drzwi, nie znajdując drogi do pogrążonego w
półmroku garażu. Nie uzyskawszy odpowiedzi, Kibum westchnął ciężko, po czym
schylił się tak, żeby móc zajrzeć do środka przez półmetrowy otwór dzielący
drzwi od powierzchni podjazdu. – Wpuść mnie też, nie będę się tarzał po ziemi –
mruknął, dostrzegając nieznaczny ruch w głębi pomieszczenia.
- Nie ma mowy, za duży tu bałagan! – Uszu Kibuma dobiegł
stłumiony głos przyjaciela. – Poza tym,
to niespodzianka. Spodoba ci się, zaufaj mi – dodał, a w jego głosie wyraźnie
zabrzmiało trudne do zamaskowania wahanie. Kibum skwitował to głośnych prychnięciem,
na tyle głośnym, by Jonghyun mógł je usłyszeć, po czym wyprostował się, niemal
natychmiast mrużąc oczy w zbyt jaskrawym świetle dnia. Niezadowolony z faktu,
że jego próby perswazji zawiodły, oparł się plecami o ścianę budynku, ręce
krzyżując na piersi. Dzień był nieznośnie wręcz upalny, a promienie słoneczne
splatały się w ciężkim powietrzu, zagęszczając je, utrudniając swobodne
oddychanie. W takie dni wszyscy ludzie chowali się w chłodzie domu, uciekając
przed wszechobecnym skwarem. To znaczy, wszyscy normalni ludzie.
Kibum znów zerknął z irytacją na przymknięte drzwi garażu.
Jego przyjacielowi z pewnością brakowało piątej klepki, co do tego nie miał
wątpliwości już od dawna. Kim Jonghyun był oderwanym od rzeczywistości
marzycielem, który nigdy nie wiedział jaki jest dzień tygodnia, ale zawsze
pamiętał, żeby podrzucić Kibumowi karteczkę z cytatem na dany dzień. Młodszy
posiadał ich już pokaźną kolekcję (przechowywał je w niepozornym pudełku po
butach, mając nadzieję, że dzięki temu nie zostaną przez nikogo znalezione). Te
drobne, darowane mu przez przyjaciela świstki papieru zawierały najróżniejsze
rodzaje złotych myśli, od słów wielkich poetów, przez powszechnie znane
powiedzenia, aż po wymyślone przez samego Jonghyuna rymowanki. Czasem były to
wiadomości tak błahe i infantylne, że Kibum parskał śmiechem, kiedy tylko je
znalazł. A trafiał na nie w najróżniejszych i najbardziej bezsensownych
możliwych miejscach. Jonghyun potrafił wrzucać je do kibumowych butów, chować w
pudełku na drugie śniadanie, wpychać w nakrętki od długopisów. Jego kreatywność
nie znała granic. Pewnego dnia Kibum znalazł jedną z karteczek w kieszeni
własnych jeansów. Wolał nie zastanawiać się jak i kiedy jego przyjaciel ją tam
umieścił. Niezależnie od dziwaczności tego zwyczaju, wszystkie karteczki
niezmiennie trafiały do sekretnego pudełka po butach, które niepostrzeżenie
stało się kibumowym skarbem. Oczywiście nigdy nie przyznał się przed
Jonghyunem, że kolekcjonuje jego małe podarunki. Wobec przyjaciela wolał
udawać, że najzwyczajniej w świecie je wyrzuca. Jonghyuna to jednak nie
zrażało. Kiedy coś sobie obmyślił, nie sposób było odwieść go od raz obranego
celu.
Dlatego też, kiedy Kim Jonghyun mówił o niespodziance, w głowie Kibuma natychmiastowo zapalała się lampka
alarmowa. Bo niezależnie, jak niedorzeczny by jego pomysł nie był, starszy i
tak zamierzał doprowadzić go do skutku. I przeważnie mu się to udawało.
Kibum westchnął ze zniecierpliwieniem, ale nie zdołał zdusić
rozczulonego uśmiechu, wpływającego mu na usta. Jakkolwiek dziwaczny i
roztrzepany by jego przyjaciel nie był, młodszy nie potrafił go nie lubić. Z
coraz większym trudem przychodziło mu też powstrzymywanie rosnącej ciekawości
zaplanowaną przez Jonghyuna niespodzianką. Oczywiście mogła się ona okazać
czymś absolutnie bezsensownym, Kibum był tego aż nazbyt świadom. Jakieś dziwne
przeczucie w głębi piersi kazało mu jednak wierzyć, że tym razem pomysł
starszego naprawdę mu się spodoba.
Kierowany ta myślą, przyłożył ucho do przymkniętych drzwi,
próbując cokolwiek wywnioskować z przytłumionych odgłosów dobiegających z
środka.
W tym momencie rozległo się głośne szczęknięcie i chwilę
później drzwi uniosły się, a Kibum stanął twarzą twarz ze swoim przyjacielem.
- Podsłuchiwałeś? – bardziej stwierdził, niż zapytał,
posyłając młodszemu rozbawiony uśmiech. Kibum odskoczył od niego, natychmiast
przybierając obruszoną minę. Kiedy jednak to nie podziałało, a w oczach
Jonghyuna w dalszym ciągu czaił się figlarny wyraz, chłopak odchrząknął.
- Może trochę… - przyznał, przełykając swoją dumę. – Ale to
twoja wina! – dodał zaraz na swoje usprawiedliwienie. – Jaki człowiek każe
swojemu przyjacielowi czekać na upale, w pełnym słońcu, zamiast go wpuścić?! –
zawołał z wyrzutem. Na te słowa uśmiech Jonghyuna tylko dodatkowo pojaśniał.
- Człowiek napędzany ideą! – odpowiedział z właściwym sobie
entuzjazmem. Kibum zmrużył groźnie oczy.
- Więc idea jest ważniejsza ode mnie? – zapytał obruszonym
tonem, na co Jonghyun zaśmiał się serdecznie.
- Ty jesteś moją
ideą – odparł lekkim tonem, zerkając na przyjaciela z ukosa. Kibum zmarszczył brwi,
starając się zbyć te słowa groźną miną.
- Nie żartuj sobie tak ze mnie – mruknął z urazą,
szturchając Jonghyuna w ramię.
- A ty uważaj, żeby mnie nie uszkodzić, bo wtedy nici z
niespodzianki! – odparł starszy, wreszcie odwracając się w kierunku garażu.
Kibum prychnął pod nosem.
- Niespodzianka, też mi coś… Pewnie to znów jakiś
absurdalny, niedorzeczny, niegodny mojej uwagi… - Chłopak nie dokończył zdania,
bo naraz jego oczom ukazał się niecodzienny widok.
Bo oto Jonghyun wyprowadził z garażu motocykl. Piękny, świeżo wypolerowany, lśniący drapieżnie w słońcu
motocykl. Kibum aż zaniemówił z wrażenia. Czegoś takiego z pewnością się nie
spodziewał. Było zaskakująco normalne, a przy tym zadziwiająco urocze. Chłopak
przełknął ślinę, nagle zestresowany perspektywą wspólnej jazdy. Nie czuł się
gotowy na takie szaleństwa.
- I jak? – odezwał się starszy, z satysfakcją obserwując
minę przyjaciela. – Wiedziałem, że ci się spodoba! – oznajmił zadowolony,
nonszalancko wspierając się o motor i pieszczotliwie przesuwając dłonią po
skórzanym siedzeniu.
- Wcale nie powiedziałem, że mi się podoba – odparł Kibum,
ale nawet w jego własnych uszach nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Jonghyun
zupełnie zignorował jego słowa, wciąż w zamyśleniu przyglądając się efektom
swojej pracy. W pełnym świetle pojazd prezentował się jeszcze bardziej
imponująco, niż w zatęchłym półmroku garażu. Jonghyun był z siebie dumny. –
Kiedy tata powiedział, że wujek pozbywa się motocyklu, który wymaga naprawy i
konserwacji, postanowiłem się nim zająć. – Jonghyun uniósł wzrok i uśmiechnął
się do przyjaciela w ten szczególny, utrudniający młodszemu oddychanie sposób.
– Mówiłeś, że to twoje marzenie, przejechać się na motorze…
- Jonghyun, to było w piątej klasie podstawówki! – zawołał
Kibum z rozbawieniem, kręcąc głową nad roztrzepaniem swojego przyjaciela.
- Naprawdę? – Jonghyun zamrugał oczami, zaskoczony, jakby
wcześniej faktycznie nie zdawał sobie sprawy z ilości lat, które minęły, odkąd
Kibum wypowiedział swoje życzenie. – W takim razie jestem okropnie spóźniony,
ale… - chłopak nerwowo podrapał się w tył głowy - …czy zechcesz się ze mną
przejechać? – zapytał zaskakująco niepewnym tonem, wyciągając przed siebie
zapraszającą dłoń i zerkając na przyjaciela spod przydługiej grzywki. Widząc tę
uroczą nieśmiałość Kibum nie potrafił walczyć sam z sobą. Podszedł do
przyjaciela, ale zamiast przyjąć jego otwartą dłoń, pacnął go po głowie.
- Ty jeszcze pytasz? – rzucił z przekornym uśmiechem. –
Odpalaj! – rozkazał, wywołując na twarzy przyjaciela wyraz ulgi. Jonghyun
pospiesznie usadowił się na miejscu kierowcy, i znieruchomiał, czekając aż
Kibum zajmie swoje siedzenie. Młodszy jeszcze przez chwilę stał w bezruchu,
wpatrując się w plecy przyjaciela i starając się unormować złośliwie
przyspieszające serce. Nie był gotowy na taką sytuację i zdecydowanie
bezpieczniej dla niego byłoby odmówić Jonghyunowi przejażdżki. Nie chciał
jednak ranić uczuć przyjaciela, bo widział, jak zależy mu na sprawieniu mu
radości. Kibum żałował, że nie potrafił w pełni tej inicjatywy docenić, zbyt
zestresowany perspektywą towarzyszącej przejażdżce bliskości.
- Pospiesz się, bo zaraz odjadę sam! – ponaglił go
żartobliwie Jonghyun. Kibum wziął ostatni głębszy wdech, po czym zasiadł na
swoim miejscu. Jego ręce automatycznie uniosły się, żeby złapać przyjaciela w
pasie, ale chwilę potem chłopak zastygł w bezruchu, niezdolny zapanować nad
poruszeniem w piersi. Kibum zagryzł wargę, zły na własne niepokorne ciało.
Czując podchodzącą do gardła panikę, doszedł do błyskawicznego wniosku, że
chyba jednak lepiej będzie się wycofać. Zanim jednak zdążył cokolwiek w tym
kierunku poczynić, poczuł dłonie przyjaciela na swoich. Jonghyun chwycił je od
tyłu i własnoręcznie oplótł wokół swojego torsu.
- Trzymaj się mocno, Bummie – powiedział cichym, ale dziwnie
elektryzującym głosem, po czym uruchomił silnik i z warkotem wyjechał na ulicę.
Kibum z trudem zdusił okrzyk zaskoczenia, mimowolnie mocniej zaciskając dłonie
splecione na jonghyunowym brzuchu. Ciepłe, letnie powietrze rozwiało mu włosy,
a przesuwające się po obu stronach widoki rozmazały się, tworząc barwną mozaikę
kształtów. Po przejechaniu kilku skrzyżowań, Jonghyun wyjechał z miasteczka i
dodał gazu, rozwijając pełną prędkość na zagubionej pośród pól asfaltówce.
Kolory mijanych zbóż, drzew i nieba zaczęły niebezpiecznie mienić się Kibumowi
przed oczami, więc zacisnął powieki i mocno wtulił się w plecy przyjaciela,
doceniając fakt, że nikt, a w szczególności siedzący przed nim chłopak, go w
tej chwili nie widzi. Jako jedenastolatek chciał przejechać się motorem,
owszem. Ale jako osiemastolatek dobrze rozumiał już, jakie to niebezpieczne i
jak bardzo nie chciałby zginąć w wypadku. Nie miał jednak serca powiedzieć o
tym Jonghyunowi i w ten sposób zniszczyć jego rozczulającą inicjatywę. Dlatego
jedyne, co mu pozostało, to przetrwać ten galop w piersi, ten świst w uszach, i
jakimś cudem wyjść z tej wycieczki cało.
Nierówność asfaltu sprawiła, że motor podskoczył
niebezpiecznie, a Kibumowi mimowolnie wyrwał się okrzyk przerażenia, po którym
jeszcze mocniej wtulił się w Jonghyuna, próbując opanować nagłe drżenie ramion.
I wtem poczuł dłoń przyjaciela na swojej. Otworzył oczy i
niepewnie zerknął w górę, ale starszy wciąż był skupiony na drodze przed nimi.
Nie mógł przez długi czas prowadzić pojazdu jedną dłonią, dlatego też ów
niespodziewany dotyk szybko zniknął. Ale ciepło pozostało. A wraz z nim
przyszła niespodziewana dawka odwagi. Kibum nie zamknął ponownie oczu, zamiast
tego zerkając na sunące obok nich widoki. Przestwór błękitu rozlał się po
niemal całym jego polu widzenia, ograniczony jedynie cienką ramą lśniącej w
słońcu drogi i kilkoma pasmami wyrastających z ziemi drzew. Letnie niebo było
czyste i otwarte. Kibumowi przyszło na myśl, że jeszcze nigdy nie czuł się tak
wolny, jak w tym dziwnym, szalonym momencie. Wiatr wciąż bawił się kosmykami
jego włosów, od czasu do czasu zakradając się również pod koszulkę. Nie
przeszkadzało mu to jednak. Czuł się, jakby pływał w toni widocznego jak okiem
sięgnąć błękitu. Splątane wietrzne prądy muskały jego skórę, chłodziły
rozgrzane policzki. A on pędził, gnał, mknął przez letnie popołudnie, ciesząc
się ciepłem i stabilnością obejmowanego przez siebie chłopaka. I choć była to
najbardziej ekstremalna sytuacja, w jakiej w życiu się znalazł, z zaskoczeniem
doszedł do wniosku, że jeszcze nigdy nie czuł się tak bezpiecznie. Byli panami
tej pustej drogi, wędrowcami przemierzającymi nieskazitelność letniego błękitu.
Kibum ostrożnie poprawił się na swoim siedzeniu, wygodniej wtulając policzek w
plecy przyjaciela i jeszcze pewniej obejmując go w pasie. Wiatr szumiał mu w
uszach, a adrenalina buzowała w żyłach, i przez krótki moment miał wrażenie, że
wyczuwa pod palcami szybkie bicie jonghyunowego serca. Równie szybkie, równie
niepokorne, co jego własne. Kibum uśmiechnął się nieznacznie i utkwił
spojrzenie w odległym horyzoncie, majaczącym gdzieś na skraju błękitu. Mimo
początkowego strachu, przejażdżka motorem okazała się być najbardziej
ekscytującą rzeczą, jaka przytrafiła mu się od początku wakacji. To
zadziwiające, że wypowiedziane tyle lat temu życzenie wciąż potrafiło sprawić
mu taką radość. Najwyraźniej nadal tkwiła w nim dusza dziecka. To na swój
sposób urocze, że Jonghyun to dostrzegał. Co nie zmienia faktu, że starszy był
obłąkany. Bo gdyby Kibum zażyczył sobie lotu rakietą, ten zapewne byłby gotów
skonstruować własną, byle spełnić marzenie przyjaciela. Kibum był prawdziwym
szczęściarzem, mając kogoś takiego w swoim życiu. Wobec Jonghyuna wolał jednak
tę nader patetyczną uwagę przemilczeć.
Kiedy jakiś czas później wjechali miedzy rosnące po obu
stronach drogi drzewa, Jonghyun najpierw znacznie zwolnił, a wreszcie całkiem
się zatrzymał, motocykl parkując na poboczu. Zapanowała kilkunastosekundowa
cisza, zanim Kibum zorientował się, że powinien wypuścić przyjaciela z objęć.
Pospiesznie odsunął się, zakłopotany, po czym zeskoczył z pojazdu, nerwowo
prostując pogniecioną koszulkę. Jonghyun spoglądał na to z mieszaniną
rozbawienia i rozczulenia, która sprawiła, że młodszy tylko dodatkowo się
zirytował, czując wpływające mu na policzki rumieńce.
W końcu starszy również zsiadł z motoru, po czym zbliżył się
do przyjaciela i zaczął bezceremonialnie poprawiać jego zmierzwione włosy.
Kiedy skończył, posłał młodszemu promienny uśmiech, przez który pod Kibumem
ugięły się kolana.
- I jak ci się podobało? – zapytał ze szczerą ciekawością i
nadzieją w ciemnych oczach. Kibum zrobił zamyśloną minę.
- Przynajmniej było chłodno – odparł w końcu wymijająco,
starając się zachować dumny ton głosu. W odpowiedzi Jonghyun szturchnął go w
ramię.
- Ej, bez uników! Wiem, że ci się podobało, niezależnie od
tego, co mówisz! – stwierdził pewnym siebie tonem. Kibum zmarszczył brwi.
- Niby skąd?
- Czułem – odparł Jonghyun po prostu, po czym chwycił
zaskoczonego Kibuma za rękę, ciągnąc go w stronę lasu.
- Gdzie znów idziemy? – zapytał młodszy, coraz bardziej
przytłoczony nieoczekiwanym zachowaniem przyjaciela. Nie potrafił tak łatwo
przejść do porządku dziennego z tym, co się działo. Uśmiech Jonghyuna był tego
dnia nieco zbyt jasny, a dłonie nieco zbyt czułe. Kibum nie był pewien, ile
jeszcze wytrzyma.
- Zobaczysz, spodoba ci się – odparł z niezachwianą
pewnością starszy, prowadząc ich zagubioną pośród drzew ścieżką. Ich buty
szurały o ziemię, zakłócając spokój lasu. Panująca tu cisza była wręcz
czarująca. Rozłożyste gałęzie dawały przyjemny cień, chroniąc od upału, a na
twarzy można było wyczuć delikatne podmuchy wiatru, jakby oddech samego lasu.
Kibum mimowolnie mocniej ścisnął dłoń przyjaciela. Naprawdę mu się tu podobało.
– Wiem, że nie cierpisz upałów. Dlatego od jakiegoś czasu szukałem miejsca, w
którym moglibyśmy się przed nimi schować – wyjaśnił Jonghyun po dłuższej chwili
ciszy. – Chyba wreszcie znalazłem – dodał, zatrzymując się na skraju
niewielkiej, zacienionej polany. Jej środek przecinał mały, zagubiony pośród
pni drzew strumyk, którego woda wzbogacała leśną ciszę o spokojny, łagodny szum
i chlupot. Kilka zagubionych pasm słonecznego światła przebijało przez korony
drzew, malując ciemną zieleń otoczenia swoim złotym ciepłem, splatając się z
delikatnym wiatrem, i ostatecznie wpadając prosto w rozmigotane wody strumyka.
Kibum przez chwilę obserwował ten obrazek, oniemiały. Nie pamiętał, kiedy
ostatnio był w tak urokliwym miejscu.
- Pięknie – powiedział tylko, niezdolny zdobyć się na żadną
sarkastyczną uwagę, jak to miał w zwyczaju.
- Mówiłem. – Jonghyun uśmiechnął się i pociągnął go za sobą.
Woda w strumieniu okazała się być orzeźwiająco chłodna. Wystarczyło parę
sekund, a przyjaciele już bawili się w chlapanie siebie nawzajem. Ich okrzyki i
śmiechy niosły się echem pośród drzew, aż moment później, obaj zmęczeni (i
mokrzy), padli na miękką trawę, wbijając spojrzenia w zielone niebo nad ich
głowami. Przez kilka chwil leżeli w ciszy, dusząc w sobie ostatnie wybuchy
rozbawienia, jakby nie chcąc nadużywać gościnności lasu. W końcu Jonghyun
westchnął cicho, wzroku nie odrywając od roślinnej kopuły.
- I jak ci się podoba? – zapytał. – Nasza skromna kryjówka.
– Kibum zaśmiał się na te słowa. Jonghyun sprawiał, że czasem czuł się, jakby
znów miał jedenaście lat. Dobrze było jeszcze raz spojrzeć na świat oczami
dziecka. Nawet jeśli tylko na chwilę.
- Bardzo – przyznał szczerze, nie mogąc zdusić w sobie
rozczulenia przygotowaną dlań niespodzianką. – Ale z jakiej to wszystko okazji?
– zapytał, wreszcie ubierając w słowa swoją ciekawość. Jonghyun przekręcił się
na bok, tak, żeby spojrzeć przyjacielowi w oczy. Coś nowego czaiło się na tej
znajomej twarzy. Kibum nie potrafił rozstrzygnąć, co to takiego, więc tylko
zmarszczył brwi i odwzajemnił spojrzenie.
- Nie czytałeś mojej dzisiejszej wiadomości? – zapytał cicho
Jonghyun, na co młodszy zrobił zdziwioną minę.
- Gdzieś ją znowu schował, co? – rzucił, zaczynając
przetrząsać kieszenie i rozwiązywać buty. Jonghyun zaśmiał się cicho i
wyciągnął rękę w stronę przyjaciela. Kibum zamarł, znów czując jego palce
między kosmykami swoich włosów. Chwilę później starszy cofnął dłoń, między
palcami trzymając złożoną karteczkę.
- Jak mogłeś ją przeoczyć? – zapytał przekornie, a figlarne
ogniki zamigotały w jego oczach.
- Oszust! – zawołał Kibum, po czym wyrwał przyjacielowi
karteczkę z dłoni i pospiesznie ją rozwinął. – Ładnie dziś wyglądasz – przeczytał na głos, po czym parsknął
śmiechem. – To chyba najmniej ambitna wiadomość, jaką od ciebie dostałem –
skomentował. – I co ona niby znaczy?
- Dokładnie to, co jest napisane – odpowiedział Jonghyun, a
powaga w jego głosie sprawiła, że Kibum uniósł wzrok znad karteczki i spojrzał
przyjacielowi w oczy. Czemu brąz jego tęczówek jeszcze nigdy nie był tak
onieśmielający.
- Ah tak… - mruknął Kibum, nie bardzo wiedząc, jakiej
odpowiedzi oczekuje jego przyjaciel. – Oczywiście, że ładnie wyglądam! Ja
zawsze ładnie wyglądam – spróbował zażartować, ale wyszło mu mizernie. W
odpowiedzi Jonghyun uśmiechnął się w ten łagodny, czuły sposób, który
skutecznie odejmował młodszemu mowę.
- Dzisiaj jest ich więcej – oznajmił, ponownie sięgając ręką
w kierunku Kibuma. – A każda kolejna mniej ambitna od poprzedniej – dodał
cicho, wierzchem dłoni przesuwając po kibumowym policzku. Mrowiąca ścieżka
dotyku zaigrała z sercem młodszego, na dobre rozbudzając tę słabość, którą
odczuwał, ilekroć Jonghyun znajdował się zbyt blisko, a jego spojrzenie
przybierało zbyt ciepłą barwę. Dłoń starszego zsunęła się wzdłuż jego twarzy,
po czym chłopak udał, że znajduje kolejną karteczkę, tym razem schowaną za
uchem Kibuma. W milczeniu podał ją adresatowi, który z niepewną miną rozwinął
papierek.
- Masz piękne oczy
– przeczytał nieco drżącym głosem, świadom, że coraz bardziej się czerwieni. –
Nie powinieneś tak sobie ze mnie żartować – mruknął cicho, nie mając odwagi
spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- Czy moje wiadomości kiedykolwiek były dla ciebie żartem? –
odparł starszy z powagą, jednocześnie wyczarowując kolejną karteczkę, tym razem
rzekomo ukrytą tuż za kibumowym kołnierzykiem. Młodszy pokręcił głową, zbyt
zakłopotany, żeby przeczytać kolejną dziwną wiadomość. Jonghyun zrobił smutną
minę. – Szkoda, ta jest najważniejsza – stwierdził, po czym zamachnął się i
wrzucił małą kulkę papieru do strumienia. Następnie zwrócił wzrok na Kibuma. –
W takim razie będę musiał cię zapytać w inny sposób – powiedział tylko, po
czym, zanim młodszy zdążył zareagować, pochylił się nad nim i delikatnie go
pocałował.
Oczy Kibuma zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Jonghyun
natomiast zastygł w bezruchu, wbijając w przyjaciela wyczekujące spojrzenie. Czekał
na odpowiedź na zadane przez siebie pytanie. Choć werbalizujące je słowa
utonęły gdzieś w chłodnych wodach strumienia, Kibum nie miał problemu ze
zrozumieniem jego treści. Dlatego po kilku zbyt szybkich uderzeniach serca
nieznacznie skinął głową, na co Jonghyun rozpromienił się, wyciągając ramię i
przygarniając przyjaciela bliżej siebie.
I właśnie wtedy Kibum zorientował się, że nie potrzebuje
jazdy na motorze i zabójczej prędkości, żeby czuć się panem przestworzy. Kiedy
tak leżał w ramionach Jonghyuna i spoglądał na leśną mozaikę zieleni nad swoją
głową, żaden upał i żadna wakacyjna nuda nie były mu już straszne. W biciu
dwóch serc każdy szmer strumyka zdawał się być pod ich władaniem. Letnie
powietrze pachniało wolnością, a przebijające między koronami drzew, złote
nitki światła przypominały, że świat, który pozostał za granicami tego cichego
zakątka, wciąż kąpał się w złotych rzekach słońca. Kibum był gotów stawić mu
czoła. Czuł, że z Jonghyunem u swojego boku każdy letni dzień, choćby nie
wiadomo jak upalny, zamieni się w niezapomnianą przygodę.
~*~
Kiedy następnego dnia Jonghyun wychodził z domu, w momencie
przekraczania progu, z nieba zleciała wprost na niego niewielkich rozmiarów,
złożona na pół karteczka, którą najwyraźniej ktoś wetknął w szparkę między
framugą, a drzwiami frontowymi. Chłopak rozejrzał się po okolicy, w
poszukiwaniu nadawcy tej niespodziewanej wiadomości. Niemal od razu namierzył
przyczajonego za murkiem przyjaciela, który w najlepsze udawał, że wcale go tam
nie ma. Jonghyun uśmiechnął się pod nosem i schylił się po leżącą na progu
karteczkę. Kiedy rozłożył papier, jego oczom ukazała się w żadnym stopniu nie
ambitna, a do tego nad wyraz banalna wiadomość o treści „Miłego dnia!”. Tym, co wywołało na twarzy Jonghyuna jeszcze szerszy
uśmiech był jednak miniaturowych rozmiarów dopisek u dołu karteczki, który
głosił: „ps. wcale nie piszę tego, bo cię
lubię, albo dlatego, że jestem wdzięczny za wczoraj, po prostu chciałem
przetestować, czy mój długopis jeszcze się nie wypisał – niestety wciąż działa!”.
Jonghyun przeczytał treść karteczki kilka razy, nie mogąc
przestać się uśmiechać. W końcu uniósł wzrok i nabrał powietrza w płuca.
- Tobie też życzę miłego dnia, Kibummie! – zawołał donośnym
głosem, z uciechą obserwując, jak przyjaciel panicznie rozgląda się wokół i
daje mu gorączkowe znaki, żeby przestał. Jonghyun niezbyt się tym jednak
przejął, w dalszym ciągu darząc go promiennym uśmiechem. Chwilę później
dołączył do rozeźlonego przyjaciela. Kibum przez chwilę wyglądał, jakby chciał
go porządnie zwyzywać. W końcu jednak zdecydował się po prostu mocno chwycić go
za rękę i pociągnąć przed siebie.
Na spotkanie kolejnego letniego dnia.
~*~
Drugie z obiecanych Jongkey! Mam nadzieję, że nie wyszło całkiem tragicznie, choć nie mogłam go dokończyć przez dobry rok ;-; Starałam się, żeby ta historia przyniosła z sobą dużo słońca i dużo ciepła, oby mi się to udało.
Kocham i pozdrawiam!
Shizu
Jestem~!
OdpowiedzUsuńZbierałam się od jakiegoś czasy, żeby w końcu zabrać się za skomentowanie tego opowiadania. W zasadzie od momentu, kiedy dodałaś. Dlaczego dopiero teraz? Ciężko stwierdzić, trochę przez brak ogarnięcia, trochę przez strach, a trochę przez weekendowe koncerty. No ale w końcu jestem i bardzo się cieszę, że mogę być. To opowiadanie już pierwszymi zdaniami wpisało się na moją listę Ważnych. (Nazwałam ją tak dopiero niedawno, gdy odkryłam, że nie da się sklasyfikować ulubionych w inny sposób) O tak, niewątpliwie jest bardzo ważne. Po pierwsze "Letni czas" - wakacje, słońce, wolność, to wszystko są dla mnie synonimy i w tym opowiadaniu bardzo dobrze można to wyczuć. Po drugie Jongkey. To trudne... bałam się bardzo, ale nie umiem się nie uśmiechać, gdy myślę o tej historii. Jest jedną z tych, które wręcz zmuszają, żeby wyobrazić sobie letnie dni i z uśmiechem na twarzy obserwować bohaterów narzekających na upał i chroniących się przed nim. Jednym słowem to opowieść idealna na długie, zimne i dość smutne zimowe wieczory. Już tutaj za nią dziękuję i informuję, że jak najbardziej udało się i opowiadanie niesie dużo słońca i ciepła.
Jest kilka elementów, które dla mnie tworzą to opowiadanie, więc na nich się skupię. (Nie wykluczam, że to znowu będą WSZYSTKIE RZECZY, ale nie moja wina, że w Twoich opowiadaniach wszystko zawsze jest ważne i czuję się barbarzyńcą pomijając jakieś kwestie :<<<<)
1. Karteczki. Zbierane przez Kibuma krótkie listy pisane ręką Jonghyuna. Myśli wielkich poetów i błahe sprawy Jonghyuna. Myśli złote i wielobarwne. A wszystko to w pudełku po butach, które młodszy chowa przed światem. Wielki skarb. To ciekawe, jak ważny stał się ten głupi lekko dziwny zwyczaj przyjaciela...
2. Niespodzianka. A może marzenie? Myślę, że te dwa słowa pasują. Bo Kim Jonghyun nie zapomniał o marzeniu swojego przyjaciela i postanowił je spełnić. Przejażdżka motorem. Niebezpieczna sprawa. I to nie tylko dlatego, że to duża prędkość, ruchliwe ulice i zakręty. Nie. Bo gdy jedzie się w dwie osoby dużo ważniejsza jest bliskość, która jest konieczna. Kibum mimo dużych oporów (jego serce podejrzanie przyspieszało, a on nie mógł się zdecydować na objęcie i przytrzymanie się w pasie), gdy poczuł ciepło dłoni Jonghyuna postanowił zaufać. " A wraz z nim przyszła niespodziewana dawka odwagi. Kibum nie zamknął ponownie oczu, zamiast tego zerkając na sunące obok nich widoki. Przestwór błękitu rozlał się po niemal całym jego polu widzenia, ograniczony jedynie cienką ramą lśniącej w słońcu drogi i kilkoma pasmami wyrastających z ziemi drzew. Letnie niebo było czyste i otwarte. Kibumowi przyszło na myśl, że jeszcze nigdy nie czuł się tak wolny, jak w tym dziwnym, szalonym momencie." W O L N O Ś Ć. Tym razem zapukała do kibumowej świadomości w najbardziej ekstremalnym momencie w jakim się znalazł. Czy to przez adrenalinę, czy przez spełniające się marzenie... a może chodzi o obecność Jonghyuna? Nie ma pewności, choć myślę, że każda z tych rzeczy jest dość prawdziwa. "Najwyraźniej nadal tkwiła w nim dusza dziecka." - to zdanie wydaje się ważne, w kontekście wolności. Bo może to nie tylko te rzeczy, o których napisałam, ale dusza dziecka, która została dostrzeżona i doceniona, wniosła poczucie wolności, bo przecież ciężko być wolnym, gdy jakaś część nas jest ukryta i niedopuszczona do głosu.
3. Miejsce. Leśna polana przecięta strumieniem. Cień; cisza zakłócona tylko szumem strumienia; delikatne promienie słoneczne, które nie oślepiają i nie wpuszczają upału, ale zdobią złotem przestrzeń. Pięknie. Miejsce idealne na letnią kryjówkę. Wydaje się bardzo przytulne i prywatne. I to właśnie miejsce (miejsce - prezent) Jonghyun wybiera, żeby przekazać dzisiejsze wiadomości. Dwie pierwsze to komplementy, które bardzo nie pasują do relacji przyjacielskiej, która podobno ich łączy, dlatego Key boi się trzeciej. Nie zdążył zareagować zanim Jonghyun go pocałował w ten sposób przekazując pytanie, które miało być treścią trzeciej karteczki. "I właśnie wtedy Kibum zorientował się, że nie potrzebuje jazdy na motorze i zabójczej prędkości, żeby czuć się panem przestworzy." - znowu Wolność. Wakacyjna, młodzieńcza wolność, zakochanego chłopaka, który trwa w ramionach ukochanej osoby. Piękna i słodka wolność. Można byłoby się zastanowić czy prawdziwa, ale według mnie każda jest prawdziwa. Nawet jeśli wywołana przez drobnostkę, to jest to moment i odczucie należące do tej osoby i nikt nie może tego zabrać ani zakwestionować.
Usuń4. Skoro już numeruję (prawie jak przy pierwszych moich komentarzach!) to dodam jeszcze jedne punkt. Bohaterowie. Jonghyun - lekko oderwany od rzeczywistości chłopak z serce na dłoni, który dla przyjaciela jest w stanie nawet zbudować rakietę, jak stwierdził Kibum i nie straszne mu spełnianie marzeń, nawet jeśli są one stare i lekko przybrudzone pyłem pozornej nieaktywności. Kibum - złośliwy, ironiczny chłopak z duszą dziecka, która chyba jest skrywana przed światem (choć starszy nie ma problemu z jej dostrzeżeniem), który ceni dziwne zwyczaje swojego przyjaciela i robi z nich wielki skarb. Bardzo cenni i bardzo bliscy mojemu sercu. Myślę, że dałoby się czegoś od nich nauczyć.
Kiedyś stwierdziłaś, że dla mnie to wszystko jedno, gdzie skomentuję i po części rzeczywiście sama możliwość skomentowania jest dla mnie ważniejsza niż miejsce, w którym to się odbywa... jednak całym serce zawsze pozostanę rycerzem w piaskowym Zamku i wiernie będę zamiatać kurz i pajęczyny, dlatego gdy mam możliwość zjawiam się właśnie tutaj. Kocham, doceniam i dziękuję. Mam nadzieję, że to nie jest ostatni promyk słońca, jakim mnie obdarzasz i że w moim komentarzu choć część tego słońca i ciepła do Ciebie wraca i możesz je poczuć.
Dziękuję.
P.S Dzień 34567876543567890987654567890987654 - wciąż nienawidzę limitów znaków i przepraszam za konieczność podziału.
Usuń