Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, fluff
Długość: one-shot
Długość: one-shot
~*~
- Hej Lee, słuchasz w ogóle? – dobiegł mnie znajomy głos tuż przy uchu. Rozejrzałem się zdezorientowany, wyrwany z rozmyślań. Na krześle obok siedział Kai. Wpatrywał się we mnie ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Po jego minie wywnioskowałem, że najwyraźniej coś mi opowiadał i oczekiwał reakcji. Zmieszany zorientowałem się, że nie mam pojęcia o czym mówił przez ostatnie pół godziny. Kai westchnął i ze smutnym uśmiechem poklepał mnie po ramieniu. - Czyli jak zwykle, w ogóle mnie nie słuchałeś… - rzekł, bez wyrzutu, raczej potwierdzając odwieczną prawdę. Wzruszyłem bezradnie ramionami, starając się sprawiać wrażenie skruszonego.
- Mówiłem właśnie o tym, jak razem z Chanyeolem… - zaczął znów, ale w tym momencie poczułem, że całe mleko bananowe, które wypiłem tego wieczora z pewnością nie zniknęło w próżni.
- Zaraz wracam. - rzuciłem, zostawiając oburzonego przyjaciela samego. Przedostałem się na korytarz, w progu przepuszczając rozgorączkowanego Siwona, mamroczącego coś o "pogańskim balu bezbożników" oraz ze zgrozą przyglądającemu się halloween’owym dekoracjom, i zlokalizowałem toalety.
Załatwiwszy potrzeby fizjologiczne podszedłem do umywalek. Szum wody dźwięczał w pustym pomieszczeniu, mieszając się z odległym gwarem zabawy, dochodzącym z sali balowej.
- Agasshi, to jest męska łazienka. - usłyszałem cichy glos. Zaskoczony spojrzałem w lustro i z przerażeniem zorientowałem się, że, skupiony na psuciu dozownika do mydła, nie zauważyłem dwóch gości, którzy zaszli mnie od tyłu. Na twarzach mieli wymyślne halloween’owe maski, nie byłem więc w stanie ich rozpoznać. Odwróciłem się tyłem do ściany, jednocześnie rzucając krótkie spojrzenie na pozostałą część łazienki. Poczułem, że robi mi się słabo ze strachu, bo w pomieszczeniu byliśmy sami. Nieznajomi patrzyli na mnie wygłodniałym spojrzeniem, skupiającym się głownie na wyzierających spod sukienki udach. Ich zamiary były aż nazbyt oczywiste. Postanowiłem grać na zwłokę.
- Co tu tak stoimy, mili koledzy? Czy nie byłoby przyjemnej pogawędzić w jakimś bardziej przystępnym miejscu? - zapytałem odważnie, starając się brzmieć przekonująco. - Ależ panienko, nam tu jest bardzo przyjemnie. - powiedział jeden z gości z lubieżnym uśmiechem. Następnie zbliżył się, przewiercając mnie wzrokiem na wylot.
- Przestańcie nazywać mnie panienką! - nie wytrzymałem i spróbowałem ich wyminąć, biegnąc w stronę drzwi. Heroiczną ucieczkę udaremniły umięśnione ramiona nieznajomego, który cisnął mnie z powrotem na ścianę.
- Jak nie panienka to kto? - zapytał drugi z nich.
- Przecież nie jesteś chłopcem. – dodał drugi błyskotliwie. Moja mina chyba trochę go zdezorientowała, bo podrapał się po głowie.
- Ty, a może on jest ten… gender? – zapytał w końcu, patrząc tępo na kolegę.
- Cóż, trzeba to sprawdzić. – odparł drugi, wyciągając ręce w moim kierunku. Poczułem paraliżującą członki panikę i z bezradnością wpatrywałem się w nadchodzących oprawców. Żegnaj moja cnoto, miło było cię znać, choć to dość żałosny sposób utracenia cię. Zacisnąłem mocno powieki, nie chcąc dłużej patrzeć na rzeczywistość. Śmierdzący oddech owionął powietrze wokół mnie. Skrzywiłem się z niesmakiem i mocniej złapałem brzeg umywalki, nie chcąc jak ostatnia ofiara wylądować na podłodze.
Nagle rozległ się dźwięk spuszczanej wody. Goście przerwali swój pochód po cnotę Alicji i popatrzyli po sobie, zdezorientowani.
- Mówiłeś, że nikogo nie ma! - oskarżył jeden drugiego. Zanim tamten zdążył odpowiedzieć, z jednej z kabin wyszedł nie kto inny jak Minho. Poczułem przypływ nadziei. Jestem uratowany!
Żabol, zszokowany, omiótł całą tę scenkę spojrzeniem i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim mu się to udało, dwaj nieznajomi już w popłochu znikali za drzwiami. Minho stał tak przez chwilę, skonsternowany, po czym pobiegł za nimi.
Osunąłem się po ścianie i usiadłem skulony na podłodze. Wstyd, tyle wstydu, czemu zawsze muszę wpadać w jakieś idiotyczne tarapaty? I tak ciągle siedzę hyungom na głowach, a tu proszę, nawet na firmowej imprezie muszą mnie ratować od gwałtu, jak jakąś nieuważną dziewuchę. Jak ja mam teraz spojrzeć Minho w oczy? Takie upokorzenie…
Hyung wrócił do łazienki, mrucząc coś o tym, że zawiadomił ochronę o intruzach na terenie balu. Dopiero po chwili jego oczy skupiły się na mojej skulonej postaci. Musiałem w tym momencie wyglądać tragicznie, bo tak też się czułem. Dobra robota Lee, teraz jeszcze pogorsz swój wizerunek, pokazując jakim to jesteś bezradnym, użalającym się nad sobą dzieciakiem! Obserwowałem buty Minho, kiedy się zbliżał. Następnie kucnął i spojrzał mi w oczy.
- Hej, nic ci nie jest? Zdążyłem na czas? – zapytał z niepokojem. Poczułem się jeszcze gorzej, wyobrażając sobie co znaczy „na czas” i co by było gdyby nie przybył „na czas”, ale kiwnąłem twierdząco głową i zacząłem się podnosić. Moje nogi chyba jednak nie zrozumiały polecenia, które im wydałem, bo ugięły się i byłbym upadł, gdyby nie refleks Minho.
- Nic ci nie jest, hm? Jassssne, już to widzę. Chodź, musisz zaczerpnąć świeżego powietrza, bo wyglądasz jak kartka papieru na wietrze. – rzekł stanowczo i, ku mojemu zaskoczeniu, wziął mnie na ręce, ruszając w stronę drzwi. Kiedy poczułem jego dłonie na moich nagich udach przeszedł mnie dreszcz. Spuściłem głowę, żeby nie dać po sobie poznać, że do policzków napłynęła mi krew. Hyung oddychał spokojnie i trzymał mnie w stalowym uścisku, cały czas patrząc prosto przed siebie. Byłem mu za to wdzięczny, bo prawdopodobnie nie zniósłbym jego spojrzenia.
Minho poprowadził mnie na tyły budynku, gdzie znajdował się mały, opuszczony taras. Nie mam pojęcia, skąd znał to miejsce, ale niewiele mnie to obchodziło. Cieszyłem się panującą tam ciszą i spokojem. Usadził mnie na rozklekotanej ławeczce i usiadł na jej drugim końcu. Dopiero teraz dostrzegłem, że jego milczenie nie wynikało ze spokoju i opanowania, a raczej ze zmieszania. Oderwałem wzrok od niepewnej miny hyunga i rozejrzałem się po tarasie.
Znajdowaliśmy się na najwyższym piętrze budynku a pod nami rozciągnięta była panorama miasta. Po zmroku metropolia mieniła się labiryntem rozświetlonych dróg i uliczek. Gęstwina drzew pobliskiego parku stanowiła ciemną plamę, z której gdzieniegdzie tylko, niczym błędne ogniki, wyłaniały się żółte latarnie. Po zardzewiałej, łuszczącej się, niegdyś pomalowanej na zielono balustradzie, tuż przed ławeczką, pięły się dzikie pnącza. Czule obejmowały barierkę swoimi splotami.
Przesunąłem rękami po chropowatej powierzchni ławki, czując pod palcami płatki odchodzącej od drewna farby. Minho przez cały ten czas siedział tak cicho, że w końcu musiałem na niego spojrzeć. Głowę miał zadartą do góry, wpatrywał się w seulskie bezgwiezdne niebo, wiecznie rozjaśnione łuną świateł. Korzystając z jego odwróconej uwagi przesunąłem spojrzeniem od linii szczęki po szyi hyunga. Jego jabłko Adama zadrżało, kiedy przełykał ślinę, a mnie zrobiło się jeszcze dziwniej w żołądku. Po dłuższym postoju mój wzrok kontynuował podróż, kierując się ku ostro zarysowanym obojczykom Minho. Wreszcie hyung westchnął głośno, a ja szybko spuściłem głowę, nie chcąc zostać przyłapanym na wgapianiu się w niego.
- Myślę, że już ci lepiej. Nabrałeś zdrowszych kolorów. – powiedział, nie patrząc na mnie. Z zaskoczeniem wyłapałem w jego głosie oschłe tony. Zaczął zbierać się do wyjścia.
- Hyung, nie zostawiaj mnie. – powiedziałem cicho, łapiąc go za rękaw. Minho bez słowa opadł z powrotem na ławkę. Zachowywał się dziwnie i nienaturalnie, i zachodziłem w głowę, co go gryzło.
– Um… czy coś się stało… ? – zapytałem po chwili nieśmiało. Wtedy Minho spojrzał na mnie jak na wariata, po czym znów odwrócił wzrok.
- Pytasz czy coś MI się stało? Taemin, przed chwilą prawie zostałeś zgwałcony i martwisz się o MNIE? – w jego głosie było niedowierzanie.
- Hyung, już wszystko w porządku, naprawdę. Uratowałeś mnie i jestem ci wdzięczny, ale nie powinieneś już się tym dręczyć. – przerwałem mu stanowczo, jednocześnie zastanawiając się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. – Ale widzę, że coś jest nie tak, zachowujesz się dziwnie, jakby… jakby siedzenie tu ze mną stanowiło dla ciebie problem. – dodałem po chwili, mówiąc szybko, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Minho dopiero teraz spojrzał mi prosto w oczy. Był w nich smutek, tęsknota i jakiś dziwny błysk, którego nie potrafiłem zinterpretować.
- Masz rację. Przebywanie z tobą sam na sam jest dla mnie wielkim problemem. – wydusił wreszcie. Poczułem, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch.
- Ah, więc tak? Rozumiem. – odparłem łamiącym się głosem, nie rozumiejąc absolutnie nic. Zawsze mieliśmy dobre relacje i wydawało mi się nawet, że hyung szczególnie mnie lubi. Jego ostre słowa sprawiły, że straciłem grunt pod nogami, niepewny co się właściwie dzieje.
- Nie. Nic nie rozumiesz. – odpowiedział Minho z zaciętą miną. Uniosłem pytająco brwi. – Prawda jest taka, że wolałbym przeskoczyć przez tę barierkę, niż dalej tu tak siedzieć. – dodał, wcale nie polepszając sytuacji. Moja początkowa dezorientacja przerodziła się w gniew.
- Ah, tak? Jak już ranić to na całego? Nie mógłbyś sobie darować tych szczegółów? – powiedziałem wrogo.
Minho zmarszczył brwi. Kilka razy otwierał usta, ale ani razu nie wydobyło się z nich żadne słowo. Okropnie irytowało mnie jego granie na zwłokę. Wolałbym, żeby otwarcie wygarnął mi co mu nie pasuje. Hyung przejechał dłońmi po twarzy, poprawił się na siedzeniu i utkwił spojrzenie w jakimś odległym punkcie.
- Powodem jest poczucie winy. – wyznał w końcu. Wszystkie przekleństwa, które przed chwilą cisnęły mi się na usta, w jednym momencie wyparowały. Zapanowała dręcząca cisza. Ja nie wiedziałem jak rozumieć słowa Minho, a on wyraźnie nie potrafił kontynuować. Dotknąłem delikatnie jego dłoni. Chłopak wciągnął powietrze, głośno i gwałtownie, po czym złapał moją wyciągniętą rękę i jednym ruchem przybliżył się tak, że dzieliło nas tylko parę centymetrów. Nagły wzrost adrenaliny spowodował szybsze bicie mojego biednego serca. Wpatrywałem się w hyunga, zszokowany jego gwałtownym zachowaniem.
- Źle mnie zrozumiałeś. Problem nie tkwi w tobie, ale we mnie. Siedzenie tu jest istną męczarnią, bo… - spojrzał mi płochliwie w oczy. - …bo mam ochotę… - końcówka jego zdania utonęła w moich ustach. Oszołomiony dotykiem i smakiem cudzych warg, cały zwiotczałem w ramionach Minho. Zupełnie nie rozumiejąc co się dzieje, zamknąłem oczy i dałem się ponieść instynktom. Ten słodki i przepełniony desperacją pocałunek wywołał dreszcze na całym ciele. Moje ręce same zaczęły wędrować ku szyi hyunga, ale zanim zdążyły dotrzeć do celu, moje usta natrafiły na pustkę. Pocałunek zakończył się równie szybko i gwałtownie, jak wcześniej zaczął. Zachwiałem się, pijany od nadmiaru emocji. Minho siedział na najdalszym skraju rozklekotanej ławeczki, dysząc ciężko i znów unikając mojego wzroku.
- Widzisz? O tym właśnie mówię. Jestem taki sam jak ci goście z łazienki i to doprowadza mnie do szaleństwa. Brzydzę się samego siebie i tego, w jaki sposób na ciebie patrzę, tego, jak moje ciało reaguje na twoją bliskość. Nie chcę zrujnować naszej przyjaźni przez jakiś głupie instynkty, które próbują mną zawładnąć. Boję się, Taemin. Boję się, że znów stracę nad tym kontrolę, tak jak przed chwilą… - wyrzucił z siebie zdławionym głosem. Byłem tak zaskoczony jego wyznaniem, że totalnie mnie zatkało. W uszach wciąż szumiała krew, a ciało nie potrafiło się uspokoić.
Uświadomiłem sobie, że wcale nie byłem zły albo zniesmaczony tym, co się przed chwilą wydarzyło. Wręcz przeciwnie, ciągnęło mnie ku Minho, byłem nienasycony jego ciepłem, jego dotykiem i zapachem. Hyung siedział przybity i zagubiony, i ten widok łamał mi serce. Chciałem zrobić wszystko, żeby zetrzeć to okropne poczucie winy wypisane na jego twarzy. Powoli i ostrożnie przysunąłem się bliżej. W oczach Minho dostrzegłem walczące ze sobą emocje: panikę i nadzieję. Podjąłem decyzję, od której nie było już odwrotu.
- Taemin, co ty… - położyłem mu palec na ustach, żeby się zamknął i nie przeszkadzał mi w takim trudnym momencie. Delikatnie ująłem go za brodę i zacząłem całować piękną linię szczęki, niepewny co właściwie robię, zdany na bodźce i odruchy. Minho zamilkł na dobre i cały zesztywniał. Moje usta schodziły coraz niżej, penetrując skórę szyi hyunga, tę samą, którą niedawno cieszyłem swój wzrok jedynie z daleka. Kiedy dotarłem do obojczyków, Minho nie wytrzymał. Złapał mnie za ramiona i stanowczo odsunął od siebie, z siłą, której nie mogłem się opierać, nawet gdybym chciał.
- Taemin, co ty do cholery robisz? – zapytał drżącym głosem. Nie spodobało mi się to pytanie. Nie znałem prostej odpowiedzi. Postanowiłem więc udzielić jej niewerbalnie.
Złapałem Minho za ubranie i mocno przyciągnąłem. Nie spodziewał się tego i upadł na mnie całym ciężarem ciała. W efekcie wylądowałem na plecach w pozycji leżącej, przygnieciony hyungiem. Rozklekotana ławeczka zaskrzypiała pod nami. Czułem przez materiał sukienki wystający z drewna gwóźdź, uwierający mnie w plecy, czułem stęchły zapach zapleśniałego otoczenia, ale to wszystko bladło i stawało się nieistotne wobec mnogości wrażeń, których dostarczała moim zmysłom bliskość Minho. Chłopak, zmieszany, uniósł się na łokciu, odciążając mnie nieco. Zaglądnąłem mu w oczy czystym i pewnym spojrzeniem. Hyung uniósł brwi na widok stanowczości i uporu na mojej twarzy, ale nie dałem mu dojść do słowa, pozwalając nam obu zatonąć w kolejnym tęsknym pocałunku. Tym razem ręce poszły w ruch i po raz pierwszy było mi dane zbadać strukturę jego atletycznego ciała. Uczuwszy ciepłe, delikatne dłonie, nieśmiało wędrujące ku moim udom, moje ciało zareagowało dreszczem. Usłyszałem cichy jęk, bardziej skomlenie, i zszokowany uświadomiłem sobie, że wydobył się z mojego własnego gardła. Na ten dźwięk Minho przerwał pocałunek. W jego oczach była niepewność, wahanie. Oblałem się rumieńcem, uświadamiając sobie, o czym hyung myśli. Obawiał się, że sprawy zajdą za daleko, bał się mnie skrzywdzić. Chciałem przerwać jakoś tę niezręczną sytuację, trwającą stanowczo za długo.
Nagle w budynku rozległo się groźne dudnienie. Minho, zaskoczony, gwałtownie poderwał się z miejsca i wylądował na podłodze. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Z budynku dalej dobiegały głośne, złowieszcze uderzenia. Dwanaście. Wybiła północ.
Spojrzałem na Minho. Siedział na ziemi, nawet nie fatygując się, żeby wstać. Żar w jego oczach nieco przygasł, ustępując miejsca nieskończonym pokładom wyrzutów sumienia.
- Taemin, ja… - zaczął, ale poczułem irytację, na samą myśl o jego pokrętnych tłumaczeniach.
- Hyung, spójrz na mnie. – przerwałem stanowczo, łapiąc go za ramiona. – Nie jesteś taki jak inni. Jesteś wyjątkowy. Nie możesz mnie więcej unikać, bo przez to czuję się źle. Nie jestem pewny co się tu przed chwilą wydarzyło, ale to z pewnością nie było nic złego, przynajmniej z mojej perspektywy. – wypowiedziałem swoje myśli powoli. Minho nieśmiało uniósł kąciki ust do góry. Odpowiedziałem mu uśmiechem.
- Dość tego dobrego, bo jeszcze trochę i zaczną nas szukać. – powiedziałem w końcu, zbierając się do powrotu na salę. Minho błyskawicznym ruchem wstał z ziemi i zanim zdążyłem się zorientować co robi, znalazłem się w jego ramionach. Staliśmy tak przez moment w bezruchu. Niepewny jak po tych wszystkich namiętnościach zareagować na zwykły uścisk, oplotłem ręce wokół torsu hyunga. Poczułem jak chłopak wzdycha ciężko i odsuwa się. Na twarzy żabola widniał szeroki uśmiech, na widok którego zrobiło mi się ciepło. Jeśli jeszcze chwilę wcześniej miałem jakieś wątpliwości, to wszystkie stopniały w tamtym momencie. Następnie Minho nachylił się do mnie i bardzo delikatnie pocałował mnie w usta, nie dając ani sobie ani mnie czasu na utonięcie w kolejnych namiętnościach.
- Dziękuję. – szepnął mi do ucha a ja kiwnąłem nieznacznie głową i oddaliłem się ku sali balowej. To jedno słowo sprawiło, że znów zmiękły mi kolana i musiałem czym prędzej znaleźć jakieś krzesło, żeby nie wyrżnąć na środku korytarza. Zlokalizowałem wolne miejsce przy stole, zaopatrzyłem się w szklankę mleka bananowego i opadłem ciężko na siedzenie.
Wszystkie wydarzenia ostatnich paru godzin przewijały mi się przed oczami jak film, klatka po klatce. Minho niosący mnie na rękach. Minho zapatrzony w niebo. Skruszony Minho. Usta Minho. Dłonie Minho. Szyja Minho. Ciepło Minho. „Dziękuję”.
Choć jeszcze chwilę temu, na tarasie, zachowywałem się z zaskakującym spokojem, to teraz wszystkie emocje i fakty spłynęły na mnie, powodując, że utopiłem się we własnych pogmatwanych uczuciach. Siedziałem tak, wlepiając oczy w przestrzeń i przeżywając wewnętrzne tsunami, nie zastanawiając się nawet, jak to musiało wyglądać z zewnątrz. „Dziękuję” – kołatało mi się wciąż po głowie.
„Dziękuję”, które było wyrazem wdzięczności, ale brzmiało też jak zapowiedź nowego początku. Jak obietnica przyszłości.
nie lubię 2min, ale bonusik był fajny ^^
OdpowiedzUsuńAwww matko boska, jak mogłam to ominąć??? Nie wiem jak to się udało, ale to było totalnie na maksa w moim stylu! Uwielbiam opowiadaninia w tym stylu :) <3 na dodatek 2Min <3 lecę komentować rorozdział, bo jak tylko przeczytalam, że jest bonus, postanowilam zostawic komentowanie na koniec. Bardzo zazdroszczę umiejętności tak w prostym, a zarazem nie nudnym stylu opisywania ludzkich uczuć. Weny !!!! :*
OdpowiedzUsuńMINHO WIECZNIE NAPALONA ŻABA XD
OdpowiedzUsuńBoskie :3 Chcę więcej *^* I nie pogardzę smutem xd
Weny! <3
Ojeju <3 Jak słodko <3
OdpowiedzUsuńZaskakująco często powtarza się motyw prób gwałtu na Tae...
Czo te fanki? W sumie... Ja też to zrobiłam ^^
Tak komentując obydwie części...
Taemin jako Alicja i Key jako królowa....
Wyobraziłam to sobie i po prosu nie mogę :D
Słodziutko <3
Weny!
Nie ma to jak czytać o Taesiu-Alicji słuchając "Danger" albo "Pretty Boy" no ewidentnie mój telefon robi sobie ze mnie jaja xD *żeby z ponad 500 piosenek odtwarzanych losowo, akurat te dwie pod rząd?* xDD
OdpowiedzUsuńAle co do całego tego halloweenowego cyrku... No bosko, miód malina i landrynki xd
2miny (tak przeczytałam ich sporo przez ostatnie 24 godziny) zwykle są suodziaśne, albo... angstowe... *albo tylko ja takie czytam* no zdarzą się jakieś wyjątki...
Ten pomysł z Alicją i generalnie te wszystkie dziwaki z SMu... No genialnie xd Heenim taaak xD #kimheechulbeingkimheechul xd
Lay, ten mój nieogarnięty, kochany jednorożec xD uwielbiam to że żyje z swoim własnym świecie xD Siwon i te satanistyczne święto, wyobraziłam sobie go w sutannie i z kropidłem w ręce, odprawiającego egzorcyzmy xd
Ten dodatek wyjaśnił wszystko... no prawie... bo byłam diabelnie ciekawa za co był przebrany Kai i Suho (bo Lay to pewnie za jakąś maskotkę, albo jednorożca)
No motyw Chickew standardowo musi być xD *sie zastanawiam czy sie z Kaiem nigdy o tych kurczakach nie zgadał*
Generalnie miałam nie komentować, ale... co tam xD słowa same się prosiły o wystukanie ich na klawiaturze :3
Pewnie głośno było w tej sypialni Kibuma *Jongkey shipper mode on*
Pewnie jutro na lekcjach wezmę się za czytanie umieszczanych tu wieloczęściówek (nwm czemu, ale mam jakiś wstręt do rozdziałowych opowiadań ;-;)
No i na samym końcu *TAK! ŚWIETNIE! TERAZ SIĘ JJONG Z KREJJZEEJ WŁĄCZYŁ, a wczesniej nie możnabyło? huh? Ja się pytam!*
Wracając... zapraszam do siebie (; takie troche krwawe ten najnowszy shocik, ale jest wątek 2mina, więc, może się skusisz ;)
A teraz kończę ten niogarnięty wywód i znikam ;)
~ Dara xo
Cieszę się, że słowa jednak zechciały zostać wystukane, bo ubawiłaś mnie tym komentarzem ~~<3 zwłaszcza, że pisałam to tak dawno temu, nie sądziłam, że komuś jeszcze chce się czytać :') ah, ta ironia losowego odtwarzania xD co do rozdziałówek... wiem, że jesteś pro Jongkey, ale i tak bardziej polecam mojego 2mina ._. żeby nie było potem, że nie ostrzegałam. Ale oczywiście, zapraszam do czytania~~!
UsuńNowy u Ciebie widziałam i w wolnej chwili (jutro?) z pewnością zajrzę.
Dziękuję i pozdrawiam ~~<3