31.10.2014

Halloween z rodzinką SHINee


     

Autor: ShizukaAmaya, Mizuki Mizu
Pairing: JongKey, 2min
Gatunek: shōnen-ai, komedia, fluff
Długość: one-shot



~*~

Zamknąłem oczy i policzyłem do trzech, rozgryzając między zębami cały pakiet przekleństw, który cisnął mi się na usta. Dom wariatów. Jeszcze chwila i wyjdę z siebie i stanę obok. Czemu zadaję się z tymi niedojdami?

- Hyung, wpuść mnie, muszę siku. - Taemin przebierał nogami, stojąc pod drzwiami toalety. Nie uzyskawszy odpowiedzi, zagryzł wargę i spojrzał błagalnie na mnie. Świetnie. Wprost cudownie. Zawsze wszystko na mojej głowie. Odłożyłem nóż i, wycierając ręce w kuchenną szmatkę, całą w różowe serduszka, ruszyłem koledze na ratunek.

- Jonghyun, zakończ ten cyrk, bo jeszcze chwila i ci nogi z dupy powyrywam! - krzyknąłem groźnie, waląc pięścią w drzwi. - Siedzisz tam już półtorej godziny i użalasz się nad sobą, a ja mam cały ten bałagan na głowie! - rzuciłem przelotne spojrzenie ku Taeminowi, który dalej stał ze skrzyżowanymi nogami. - Lepiej szybko wyłaź, jeśli nie chcesz zmywać moczu Taemina z podłogi! - dodałem, i to chyba go otrzeźwiło.

Zza zamkniętych drzwi dało się słyszeć cichy, żałosny jęk, którym Jonghyun najwyraźniej wyrażał swoją rozpacz za utraconym wizerunkiem. Następnie odryglował drzwi i nieśmiało wyjrzał przez wąską szparkę między nimi a framugą. Zerknął na Taemina przebierającego nogami i westchnął ciężko. Następnie wyszukał mnie wzrokiem i rzucił mi jedno, ostatnie, błagalne spojrzenie.

- Naprawdę muszę to robić...? - zapytał słabo, a głos lekko mu zadrżał. Wywróciłem oczami. Co za mięczak. Zdzieliłem go szmatą po wystającej zza drzwi dinozaurzej głowie i wywlokłem za fraki z łazienki, prowadząc do salonu. Ustawiwszy Jonghyuna w centrum, odsunąłem się parę kroków i z przekrzywioną głową spojrzałem na blondyna krytycznie, oceniając swoje dzieło. Dino zawstydzony spuścił oczy jak jakaś cnotliwa panienka i stał ze zwieszoną głową. Był to tak rozczulający widok, że poczułem nagłą ochotę utulenia go w tym jego dramatycznym cierpieniu, ale w obecnej chwili zbyt dobrze się bawiłem.

Jonghyun miał na sobie białą koszulę i krótkie szorty w tym samym kolorze, kończące się na wysokości ud i odsłaniające większą część nóg. Ramiona zakrywał czarny frak, ozdobiony rzędem eleganckich, błyszczących guzików. Na szyi widniała gustowna muszka a nogi były obute w wysokie, ciężkie buty. Jonghyun stał z naburmuszoną miną i nerwowo bawił się umocowanym w kieszonce fraka małym zegarkiem na złotym łańcuszku. Sięgnąłem za siebie, szukając kluczowego elementu jego stroju w bałaganie panującym na stole. Wreszcie wyłowiłem z kłębowiska rzeczy odpowiedni przedmiot i z triumfem na twarzy założyłem Jonghyunowi puszyste, królicze uszy na głowę. Znów spojrzał na mnie jak zbity psiak, wydymając dolną wargę w niemożliwie uroczy sposób. 

W tym momencie do salonu wszedł Minho i wypuścił z rąk wielką, ozdobną lampę w kształcie trupiej czaszki, którą kazałem ostrożnie zawiesić w przedpokoju. Ostrożnie. Co za palant.

- H-hyung, co ci się stało? - zapytał z pozoru niepewnie, ale to był Choi Minho. Na kilometr wyczułbym rosnący poziom sarkazmu w jego głosie. I nie myliłem się. Chwilę później brunet wybuchnął głośnym śmiechem, wołając:

- TAEMIN, ONEW, MUSICIE TO ZOBACZYĆ!

Złapałem w ręce pierwszą rzecz, która mi się nawinęła (a był to akurat pilot od telewizora) i rzuciłem w tego rechoczącego żabola, który już zgiął się wpół i ocierał łzy śmiechu.

- Przebrałeś go za króliczka Playboya, Key? - zapytał z niedowierzaniem Minho, patrząc na mnie jak na kosmitę. Prychnąłem głośno. Ten wieśniak wszystko potrafił opisać w taki sposób, że brzmiało faktycznie absurdalnie.

- To nie jest króliczek Playboya, tylko Biały Królik z „Alicji w Krainie Czarów”. - odparłem, siląc się na cierpliwość i plując sobie w brodę, że pilot od telewizora przeleciał mu nad głową, zamiast trafić prosto w twarz. – Poczekaj aż pokażę ci twój kostium. – dodałem z mściwą satysfakcją w głosie. Mina nieco mu zrzedła a przez twarz przemknął cień przerażenia. Strzał w dziesiątkę, brawa dla ciebie, Key. Jesteś mistrzem terroryzowania własnych kolegów.

- Mój kostium? Nie ma mowy, żebym włożył na siebie coś takiego! Może Jonghyun lubi być twoim kozłem ofiarnym, ale ja nie zamierzam. – powiedział stanowczo i zaczął tyłem wycofywać się z pomieszczenia. Można było wyczytać z jego twarzy, jak gorączkowo usiłował opracować jakiś scenariusz ucieczki. Prychnąłem głośno i już miałem mu coś chamskiego powiedzieć, tak żeby usadzić żabola na dupie i zmusić do wypełniania mojej woli, kiedy do pokoju wszedł Taemin.

- Czego nie zamierzasz, hyung? – zapytał, stając w progu. – Słyszałem, że będziesz moim kotem z Cheshire. – dodał niewinnie, z figlarnym uśmiechem błąkającym się po ustach. Dziesięć punktów dla nas! Dobrze, że chociaż ten nie opierał się mojemu genialnemu planowi. Może wyglądał na niedorobione dziecko z podstawówki, ale czasami miał więcej oleju w głowie niż cała ta banda razem wzięta. Uważnie zmierzyłem go wzrokiem. Miał na sobie ładną niebieską sukienkę z białym fartuszkiem, którą mu przygotowałem. Akurat o jego strój martwiłem się najmniej. Taemin zawsze wyglądał ślicznie jako dziewczyna i nikt już nawet nie próbował podważać tego faktu. Chłopak zdmuchnął blond grzywkę peruki z oczu i poszedł walnąć się na kanapę, najwyraźniej postanawiając przespać cały ten cyrk, póki ktoś go nie upomni. Gdybym tylko ja tak mógł! Ale nie, zawsze wszystko na mojej głowie.

- Taemin, rusz dupę i zabierz się za drążenie dyni. – rzuciłem w jego kierunku i, ignorując stojącego w dalszym ciągu po środku pokoju Jonghyuna, wróciłem wzrokiem do Minho. Jak zwykle kiedy Taemin miał na sobie coś krótszego niż spodenki do kolan, chłopak gapił się na niego z otwartymi ustami, wytrzeszczając te swoje wielkie żabie gały. Zachodziłem w głowę jakim cudem maknae jeszcze się nie zorientował, co żabol do niego czuje. W zasadzie, zdaje się, że byłem jedynym w tym dormie, który dostrzegał, że coś się święci. Żyję z półgłówkami, muszę się z tym kiedyś pogodzić.

Minho przełknął głośno ślinę, biegnąc wzrokiem ku śnieżnobiałym udom niknącym między falbanami sukienki. Wywróciłem oczami i zdzieliłem go moją szmatką po łbie.

-Ty też weź się do roboty, zboczeńcu! – krzyknąłem i rzuciłem w niego kostiumem Cheshire’a. Popatrzył na mnie zdezorientowany, wciąż rozproszony Taeminem-Alicją. Nie miałem już jednak więcej czasu do stracenia. Podwinąłem rękawy i wkroczyłem do kuchni.

Na stole znajdowały się poustawiane w rządku duże, pomarańczowe dynie. Oczywiście żadna z nich nie była wydrążona, bo nikt w tym domu nie słucha tego, co do niego mówię.

-TAEMIN, PRZESTAŃ ŚWIECIĆ GOLIZNĄ I CHODŹ TU NATYCHMIAST. – wrzasnąłem, jednocześnie przygotowując nóż do wycinania twarzy warzywom.

Za moimi plecami rozległ się huk a po nim seria przekleństw. Ludzie, z kim ja żyję. Przeciągnąłem ręką po twarzy i ruszyłem w tamtym kierunku.

Onew hyung właśnie zbierał się z podłogi w przedpokoju, na której jeszcze chwilę temu leżał, zapewne potknąwszy się o próg. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i podrapał się po głowie. Następnie ruszył do salonu. Obserwowałem spokojnie, jak hyung staje jak wryty w progu i nieruchomieje.

- C-co tu się dzieje…? – zapytał niepewnie, spoglądając na cały ten rozgardiasz. – Czy to nowy koncept? – dodał zdezorientowany, patrząc to na Jonghyuna-Królika, to na Taemina-Alicję, to na, wprawdzie nie przebranego, ale jawnie napalonego, Minho.

- Halloween, hyung, Halloween. Słyszałeś kiedyś? Duchy, wiedźmy, wampiry itp.…kojarzysz może? – odparł sarkastycznie Jonghyun. Zaniechał już udawania słupa soli na środku salonu i teraz siedział na kanapie, grzebiąc w telefonie.

- HALLOWEEN? To dzisiaj? W takim razie będziemy jeść dużo pyszności! – obserwowałem jak na twarzy Onew pojawia się wyraz błogiego, niczym niezmąconego szczęścia, jakby spełniło się jego największe marzenie. Tyle, że wyglądał tak zawsze, ilekroć była mowa o jedzeniu. Co za człowiek.

- Pyszności i smakołyki, oczywiście! O ile znacie jakiś magiczny sposób na wyczarowanie jedzenia, bo ja sam nie mam zamiaru harować. – powiedziałem, coraz szybciej zużywając swoje pokłady cierpliwości. Onew zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Wow, może wreszcie ktoś załapał, że tylko ja tu coś robię i wypadałoby mi pomóc? Nigdy nie spodziewałbym się, że tym błyskotliwym kimś będzie akurat hyung, ale lepsze to niż nic…

- Ale… - zaczął Onew, wciąż marszcząc brwi – ale czy jeśli to jest Halloween… - czekałem aż hyung wreszcie sformułuje swoje, zapewne bardzo skomplikowane, pytanie – ….to czemu on jest Króliczkiem Playboya? – zakończył wreszcie błyskotliwie, spoglądając na wszystkich pytającym wzrokiem. Ughhh, zamorduję! Wyrzuciłem ręce w powietrze i bez słowa wróciłem do kuchni, słysząc jednak dobiegający z salonu głos Jonghyuna.

- NO WŁASNIE, CZEMU?! Jego spytaj, wrobił mnie w to! – bulwersował się.

- Hyung, to jest Biały Królik z „Alicji w Krainie Czarów”. Chyba nietrudno zgadnąć kim ja jestem. – usłyszałem znudzony głos Taemina. Zapadło dłuższe milczenie, w czasie którego zacząłem poważnie wątpić w rzekomy przeciętny poziom IQ naszego lidera.

- Alicja! – powiedział wreszcie, dumny z siebie, klaszcząc w dłonie. Ehh, i to niby on dowodzi zespołem? Bzdura! Westchnąłem i po raz kolejny zabrałem się do drążenia dyni. W międzyczasie hyung chyba faktycznie postanowił dla odmiany pobawić się w lidera, bo zagonił do roboty Królika i Alicję. Nie byłem pewny czy powinienem się cieszyć, czy płakać, bo zamiast pomóc mogli tylko rozwalić mi całą kuchnię. Zabraliśmy się jednak do roboty i muszę przyznać, że nawet sprawnie nam 
Wycinanie wzorów w dyniach powinno być stanowczo zakazane dla osób poniżej pewnego poziomu umysłowego. Choć moje dzieła były idealne i nie sposób im nic zarzucić, to cała reszta zrobiła z tego jedną wielką farsę. Onew hyung zaczął wycinać bezkształtne dziury, które nazywał udkami kurczaków, Jonghyun biegał z nożem w ręku, bredząc coś o krwawym króliku B-Rabbicie, a Minho skupiał się bardziej na nogach Taemina, niż na swojej dyni. Jakby tego było mało, w pewnym momencie Jjong chyba źle wymierzył odległość, bo zapędził się i wlazł wielkim buciorem prosto w idealną halloween’ową dynię, którą właśnie skończyłem dekorować. Poczułem, że drżę z gniewu. Miarka się przebrała.

- DOSYĆ TEGO, WON MI STĄD. WSZYSCY. Taemin, Jonghyun, zajmijcie się ogarnianiem salonu… a wy? Czemu jeszcze nie przebrani?! – wyrzuciłem z siebie, patrząc groźnie na Minho i Onew. Moc mojego spojrzenia zadziałała, bo potulnie wycofali się z kuchni. Już wtedy zacząłem rozważać, czy stwierdzenie „ogarnianie salonu” było wystarczająco precyzyjne. Nigdy nie wiadomo co im do głowy strzeli.

Cóż, mniejsza z tym. Znów zostałem sam, ale przynajmniej miałem pewność, że wszystko będzie zrobione jak należy. Przeczesałem ręką włosy i szybko uprzątnąłem bajzel panujący na każdym centymetrze kwadratowym naszej kuchni.

Po skończonych porządkach wróciłem do salonu, by zastać całą czwórkę pogrążoną w jakiejś głupawej grze wideo. Powinienem był już dawno wyrzucić im to ustrojstwo przez okno, aż dziw, że jeszcze tego nie zrobiłem! Kiedy stanąłem w progu i oparłem się o framugę, wszyscy jak na komendę spojrzeli na mnie płochliwie, po czym momentalnie wyłączyli grę i usadowili się sztywno na kanapie. Lata tresury się opłaciły, mogę być z siebie dumny. Dobrze wiedzieli, kiedy nie warto ze mną zadzierać. Stanąłem przed nimi jak generał przed wojskiem i zmierzyłem chłodnym, wyniosłym spojrzeniem.

Minho i Onew wreszcie zastosowali się do moich poleceń. Żabol był ubrany w obcisły, miejscami ozdobiony lśniącym futerkiem, kostium z kocimi uszami wynurzającymi się z czupryny ciemnych włosów. Na dłoniach miał słodziaszne kocie łapki a z jego, trzeba przyznać zgrabnego, tyłka zwieszał się długi, koci ogon. Ogon ten non-stop stawał się ofiarą zaczepek kolegów, którzy pociągając za niego, wywoływali każdorazowo falę oburzenia ze strony Minho. Przeniosłem wzrok na Onew, którego postanowiłem uczynić Szalonym Kapelusznikiem. Prezentował się nienagannie w cudacznym, kolorowym garniturze, który mu skombinowałem. Całość dopełniał elegancki cylinder na głowie hyunga. Jeszcze raz ogarnąłem wzrokiem całą czwórkę, po czym uśmiechnąłem się, zadowolony z efektu swojej ciężkiej pracy. Kibum, jesteś wielki. Nawet z tej bandy niedołęg potrafisz stworzyć coś godnego uwagi.

- Dlaczego nie mogliśmy po prostu ubrać się w prześcieradła, jak inni? – zapytał Taemin, świadom, że ryzykuje ściągnięcie na siebie mojego gniewu. Na to pytanie Minho zrobił głupawy wyraz twarzy, zapewne wyobrażając sobie maknae owiniętego w samo prześcieradło. Posłałem im mordercze spojrzenie.

- Bo nie jesteśmy jak inni. Jeśli nie rozumiecie mojego geniuszu, to szczerze wam współczuję, ale nie jestem w stanie pomóc. – odparłem chłodno, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

- Ha! – krzyknął Onew tak niespodziewanie, że wszyscy podskoczyli na swoich miejscach. Posłaliśmy mu zbiorowe pytające spojrzenie, a on zaśmiał się i zwrócił w kierunku Jonghyuna.

- W takim razie nie jesteś już Bling Bling Tygrysek! – rzucił, figlarnie wskazując blondyna palcem. Jonghyun skonsternowany milczał, czekając na dalszy ciąg zdania. – Teraz jesteś Bling Bling Królik. Hahaha! – hyung był tak rozbawiony swoim stwierdzeniem, że nie dostrzegł pełnych politowania spojrzeń, które wszyscy mu posłaliśmy.

- Key, dlaczego tylko ty jeszcze nie wyglądasz jak błazen? – rozległ się pełen wyrzutu głos Jonghyuna. Najwyraźniej wciąż był na mnie obrażony. Siedział z nogą założoną na nogę i skrzyżowanymi rękami. Miał minę dziecka, któremu zabrało się cukierki i kazało jeść warzywa. Królicze uszy tylko potęgowały to wrażenie. Znów poczułem falę czułości, wywołaną słodkim widokiem i moje rysy chyba złagodniały, bo reszta zaczęła rzucać ku sobie ukradkowe spojrzenia i wycofywać się z pokoju.

Podszedłem do Jonghyuna i stanąłem tuż przed nim. Wciąż patrzył w podłogę, ignorując mnie. Ugh, czemu przez niego zawsze robię takie rzeczy? Ująłem blondyna za brodę, zmuszając by spojrzał mi w oczy. Kiedy to zrobił poczułem dreszcz, który wcale mi się nie podobał. Oznaczał, że zaczynam tracić nad sobą panowanie i zaraz z groźnego i władczego Key zmienię się w rozczulonego, zmiękczonego Kibuma. Nie było teraz na to czasu. Spróbowałem odwrócić wzrok, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek. Westchnąłem.

- Ohh, wcale nie wyglądasz jak błazen, Jjong – odparłem na nieme błaganie w jego oczach, siląc się na lekki ton, choć moje serce niepokojąco przyspieszyło pod wpływem dotyku. – Jesteś naprawdę seksownym królikiem… – dodałem wolno, czując, że tonę w jego brązowych oczach. Uśmiechnął się krzywo, nieco udobruchany tą odpowiedzią i przyciągnął mnie bliżej. Spojrzałem na niego z wyrzutem, wymownie zerkając w stronę hałasów dobiegających z kuchni. Pewnie reszta właśnie znalazła sobie radosne hobby, w postaci demolowania wszystkiego, co udało mi się zrobić przez ostatnie dwie godziny. Jonghyun jednak zignorował tę aluzję, sadzając mnie sobie na kolanach. Super. Dzisiaj wszyscy są przeciwko mnie. W tym tempie nigdy się nie wyrobimy. Już miałem zacząć stanowczo protestować, kiedy poczułem jego miękkie wargi na swoich własnych. Skutecznie zdusił wszelkie wymówki, które krążyły mi po głowie. Otworzyłem lekko usta i cały stopniałem w jego objęciach, jedną ręką wodząc po obnażonych kolanach blondyna (i jeszcze raz gratulując sobie w duchu dobrze dobranego stroju) a drugą wplatając w miękkie włosy mojego królika. Mogłem być władczym i groźnym człowiekiem, ale w takich momentach cały miękłem i topiłem się pod gorącym dotykiem. Nienawidziłem go za to. Nienawidziłem słabości i bezbronności, która ogarniała mnie pod jego wpływem. Nienawidziłem tej żałosnej i mizernej części charakteru, którą potrafił ze mnie wydobyć ,a do tego wciąż nie mogłem pojąć, jak jemu jedynemu na całym świecie się to udawało. Ale ten skurczybyk dobrze o tym wszystkim wiedział i wykorzystywał zawsze w nieodpowiedniej chwili. Na przykład teraz.

Przebiegł mnie dreszcz, kiedy przesunął dłonią po całej mojej szyi i wzdłuż linii obojczyków. Jęknąłem cicho i wbrew własnej woli, kiedy zaczął obsypywać mnie tysiącem pocałunków, delikatnych jak skrzydła motyli. Może Jonghyun nie grzeszył rozumem, ale zdecydowanie wiedział jak doprowadzić moje zmysły do szaleństwa. Ręce już bezwiednie wędrowały do guzików jego koszuli, gdy nagle zostałem gwałtownie otrzeźwiony. Za moimi plecami rozległo się beztroskie gwizdanie. Zerwałem się z kolan Jjonga, zły na samego siebie, że znów wykazałem się żałosną uległością. Moje ciało raz po raz zdradzało moją wolną wolę.

Spojrzałem w kierunku intruza, którym okazał się być Onew hyung. Uśmiechnął się łagodnie, wręcz przepraszająco i zaczął grzebać w szafkach, najwyraźniej czegoś szukając. Nawet kiedy z półki pozrzucał kolejno wszystkie książki, wywołując przy tym serię głośnych uderzeń w podłogę, hyung dalej zachowywał się, jakby usiłował być niewidoczny i nam nie przeszkadzać. Westchnąłem ciężko, obserwując niezdarność lidera, ale jednocześnie poczułem ulgę. Gdyby to Minho wszedł do salonu, z pewnością przez najbliższy miesiąc musiałbym znosić docinki o tym, jak to zagoniłem wszystkich do pracy, a sam oddałem się rozpuście. Nie potrzebowałem jego głupich komentarzy, żeby dostrzec swoje własne błędy. Nagle dotarło do mnie, jak okropnie muszę w tej chwili wyglądać i to tylko dodatkowo mnie zdenerwowało. Ruszyłem szybkim krokiem ku wyjściu z salonu, celowo nie oglądając się za siebie.

Wpadłem do swojego pokoju i trzasnąłem głośno drzwiami. Zasiadłem przed lustrem i uważnie przyjrzałem się sobie. Było gorzej niż myślałem. Potargane włosy, rumiane policzki, ubranie w nieładzie. Jonghyun robił ze mnie jakąś pieprzoną zawstydzoną dziewicę. Kiedyś muszę się za to zemścić. Teraz mam jednak co innego na głowie.

Makijaż, fryzura, ubranie, to wszystko zajęło dużo czasu, ale opłaciło się. W mojej obszernej czerwonej sukni i długich eleganckich rękawiczkach wyglądałem jak prawdziwa królowa. Przez materiał biegł rząd serduszek, ginący w fałdach ubrania. Całości dopełniała mała złota korona, którą umocowałem na czubku głowy. Dokonałem ostatnich poprawek i dumnie wkroczyłem do salonu.

- No to ruszamy chłopcy! Czas podbić miasto! Dalej! – rzekłem, wkładając w moją wypowiedź resztki entuzjazmu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i mój wzrok natychmiast padł na Taemina. Z jego miną zdecydowanie było coś nie tak. Wyglądał, jakby zrobił coś, czego nie powinien był robić i teraz starał się to ukryć. Fail. Z twarzy Taemina można było czytać jak z otwartej księgi, ten dzieciak nie potrafił nic nigdy ukryć przed światem. A już na pewno nie przede mną! Skierowałem wzrok w dół, ku rękom chłopaka, kurczowo zaciśniętym na fałdach sukienki. Miętosił ją w dłoniach, naciągał i wygładzał, ewidentnie starając się coś ukryć.

- Um… Taemin? – zacząłem, patrząc mu w oczy pytającym wzrokiem.

- T-tak?! – zająkał się, wyraźnie spłoszony.

- Co przede mną urywasz? – zapytałem spokojnie.

- Ja? Nic! – zachowywał się jak człowiek przesłuchiwany na komisariacie. Poczułem falę współczucia dla tej biednej niedojdy, która nawet swoich sekretów nie potrafiła utrzymać w ukryciu.

- A czemu naciągasz sukienkę? – uniosłem brwi, patrząc znacząco na jego nogi.

- Bo… MI ZIMNO! Tak, zimno, brrr… - odparł z desperacją, starając się brzmieć przekonująco. Spojrzałem na niego jak na idiotę. W naszym dormie temperatura zawsze przekraczała 25 stopni Celsjusza i w takich warunkach nie sposób było zmarznąć.

- Taemin, przestań naciągać sukienkę i powiedz mi o co chodzi! – nie dałem za wygraną, zaczynając poważnie martwić się o maknae.

Taemin zrobił minę przegranego i nieśmiało rozluźnił uścisk. Spomiędzy fałd błękitnego materiału wyłaniały się obleczone w białe rajstopy uda chłopaka. Na jednej z nóg widniała wyszarpana w cieniutkim materiale dziura. Zagotowało się we mnie na ten widok. Czy Taemin nie mógł choć raz nic nie zepsuć/zgubić/zrujnować/zdemolować? Czy to takie trudne?

- Łazienka. Teraz. Marsz. – wysyczałem, mordując go spojrzeniem. Taemin wolał się nie sprzeciwiać i szybko podążył we wskazanym kierunku. Ja wygrzebałem w tym czasie z szuflady inne rajtuzy (nie pytajcie skąd je miałem), wprawdzie nie tak dopasowane do stroju, ale lepsze to, niż nic. Pobiegłem do łazienki.

W pobliżu pałętał się Minho. Miał dziwne, roziskrzone i nieobecne spojrzenie. Być może to kwestia oświetlenia, ale zdawało mi się, że dostrzegłem wypieki na jego policzkach. Gdybym miał to wszystko opisać jednym wyrażeniem, byłoby to „twarz zboczeńca”. Kiedy mnie zobaczył szybko czmychnął do swojego pokoju. Westchnąłem ciężko, po raz nie wiem który zastanawiając się, czy jestem jedynym normalnym człowiekiem pod tym dachem, i wszedłem do łazienki.

Taemin był właśnie w trakcie śpiewania jakiejś radosnej piosenki. Wpatrywał się w lustro, nucąc coś o kwiatkach i tęczy. Przerwałem jego mini-koncercik, rzucając mu w twarz rajtuzami na zmianę. Następnie oparłem się o ścianę i ze skrzyżowanymi rękami obserwowałem, jak Taemin szarpie się z delikatną tkaniną. Płaczliwym głosem paplał coś w stylu ,,Co to ma być! Tego nie da się założyć.. ”. Sytuacja do złudzenia przypominała wcześniejsze ubieranie się Taemina. Ehh.. Muszę go nauczyć ubierać te rajtuzy. Kiedyś muszę, oj muszę! Ze zgrozą obserwowałem wysiłki maknae i w końcu złapałem Taemina za rękę, w obawie, że jeszcze moment tej szarpaniny i materiał nie wytrzyma. Delikatnie wciągnąłem mu z dłoni rajtuzy i zacząłem ubierać. Moje spojrzenie powędrowało ku jego gładkiej i białej, niczym Królewny Śnieżki, skórze. Na ten widok w głowie już zaświtał mi pomysł na kolejny kostium dla maknae. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, sam do siebie.

Taemin patrzył gdzieś w przestrzeń, nie zdając sobie sprawy jak ja się tu męczę z jego winy. Wkładanie rajtek dorosłemu facetowi nie należało do moich ulubionych zajęć i wcale nie było łatwe. Jak to się stało, że znów robię za przedszkolankę?

- Key…? – usłyszałem nad głową głos Taemina. Wyprostowałem się, unosząc brwi w niemym pytaniu.

- Myślisz, że tam gdzie idziemy będą mieli mleko bananowe? – zapytał z powagą, patrząc na mnie oczami pełnymi szczerej nadziei. Zignorowałem to niedorzeczne pytanie i opuściłem łazienkę.

Stanąłem w progu salonu i ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem. Wszystko było na swoim miejscu. Wszystko, prócz mojej rodziny. Poczułem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Dorośli ludzie, a rozłażą się jak pięciolatki.

- Czy raczycie… się wreszcie... uspokoić? – syknąłem przez zęby. Mój cichy głos był przepełniony groźbą i dotarł chyba do najdalszych zakątków dormu, bo wszyscy, jak zaczarowani, momentalnie zjawili się w salonie. Taemin przyszedł jako ostatni, ze zdziwioną miną zastając ciszę w tym domu wariatów.

- Skoro raczyliście się wreszcie ogarnąć, to… - zacząłem, ale nie udało mi się kontynuować wypowiedzi, bo Onew nagle podbiegł do okna i przykleił nos do szyby.

- KURCZAK! SPADAJĄCY KURCZAK! Chłopaki, szybko, powiedzcie życzenie! – krzyknął entuzjastycznie, po czym złożył ręce i zaczął cicho szeptać coś o wiecznym zapasie kurczaków i kurczakowej dziewczynie. Na szczęście nic więcej z tego bełkotu nie zrozumiałem. Powróciły za to moje stałe obawy o stan psychiczny naszego lidera. Z determinacją zignorowałem wybryki jego wyobraźni.

- Okej, idziemy. Nie pozwolę, żeby moje genialne kreacje zostały zmarnowane na siedzenie w domu i… - spojrzałem z politowaniem na hyunga, dalej wpatrzonego w okno. Westchnąłem cicho i ruszyłem ku drzwiom.

~*~

Już z ulicy było słychać głośną muzykę, dobiegającą z dużego, oświetlonego ze wszystkich stron, budynku, w którym odbywała się impreza halloween’owa. Jonghyun zagwizdał, widząc przygotowane dekoracje, ograniczające się do dwóch szkieletów, opierających się o bramę wejściową, z rękami ułożonymi w geście pozdrowienia.

- Zaszaleli w tym roku, nie ma co. – powiedział sarkastycznie, jednocześnie ściskając dłoń kościotrupa na powitanie. W pewnym momencie ręka szkieletu odczepiła się od reszty ciała, pozostając w objęciu Jjonga. Blondynowi mina zrzedła i z obrzydzeniem odrzucił plastik na bok. Onew i Taemin zaczęli się głupawo śmiać, a ja z całej siły próbowałem nie okazać targającej mną irytacji.

- Co tam dekoracje, hyung. Najważniejsze jest towarzystwo. – odparł Minho, sprężystym krokiem zmierzając ku drzwiom wejściowym. Niestety, nie podzielałem entuzjazmu żabola. Na imprezie miała zgromadzić się cała rodzinka SM, i choć niektórzy z tych ludzi to moi przyjaciele, to istnieli też tacy, na widok których robiło mi się niedobrze. Ale Minho, ten pajac, dogaduje się ze wszystkimi i z każdym z osobna. Nie mam pojęcia, jak to robi i chyba nie chcę wiedzieć.
    W progu sali balowej rozejrzałem się uważnie, analizując zebranych gości oraz ich stroje. Choć przygotowane przeze mnie kreacje nie miały sobie równych, to wyłowiłem z tłumu kilku całkiem obiecujących konkurentów. Na przykład ten hyung, przebrany za … nie zdążyłem dokończyć tej myśli, bo nagle poczułem, że ktoś od tyłu na mnie wpadł, przez co ledwo utrzymałem się na nogach. Spojrzałem z oburzeniem w tamtym kierunku, by zastać Taemina leżącego jak ostatnia ciota na podłodze. Chłopak prędko podniósł się, otrzepując sukienkę, ale mój jastrzębi wzrok natychmiast wychwycił nową dziurę w rajtkach, spowodowaną upadkiem na posadzkę.

- Taemin… - wysyczałem ostrzegawczo. Wszyscy zebrani patrzyli na tę scenę z rozbawieniem i uwielbieniem równocześnie. Wtem, ciszę rozdarło pojedyncze klaskanie. Zmierzyłem groźnym wzrokiem gości, usiłując zlokalizować osobę, która miała czelność sobie z nas kpić. Z tłumu wyłonił się niespiesznym krokiem wysoki chłopak z szyderczym uśmiechem na twarzy i, wciąż klaskając, zbliżył się, stając tuż przede mną. Nie ja jeden wystroiłem się na dzisiejszą imprezę. Gość miał na sobie elegancki, czarny płaszcz, z krwistoczerwoną podszewką i postawionym kołnierzem. Ciemne włosy zaczesał do tyłu. Jego smukłe dłonie zdobiły liczne pierścienie. Największą jednak uwagę przykuwały nienaturalnie długie kły, których biel mieniła się drapieżnie w świetle halloween’owych lamp. Uniosłem dumnie brodę i spojrzałem na niego wyzywająco.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. SHINee zaszczyciło nas swoją obecnością. – powiedział Kim Heechul z szerokim uśmiechem na twarzy. Zignorował pełne irytacji spojrzenie, które mu posłałem i przechylił się lekko, żeby zerknąć na stojącego za mną Taemina. Zlustrował naszego maknae wzrokiem od stóp do głów i mrugnął do niego figlarnie. Następnie jego spojrzenie padło na stojącego pod ścianą Jonghyuna i uniósł znacząco brwi.

- To już nie Lśniący Chłopcy, ale Lśniące Króliczki Playboy’a? – skierował to pytanie do mnie, dobrze zdając sobie sprawę z tego, kto dowodzi odzieniem SHINee. Zagryzłem zęby, usiłując nie przeklinać przy tylu ludziach obserwujących naszą rozmowę. Postanowiłem puścić w ruch moje talenty aktorskie i zaśmiałem się głośno.

- Ah, hyung, ty to masz poczucie humoru. – powiedziałem lekko. Mógł na mnie patrzeć z wyższością, ale nie był jedyną divą w tym pomieszczeniu. I dobrze o tym wiedział. – a teraz, jeśli pozwolisz, mamy coś do załatwienia. – dodałem i, nie czekając na odpowiedź, odwróciłem się na pięcie, po drodze łapiąc Taemina za fraki i wyprowadzając z pomieszczenia.

Zaciągnąłem maknae w pobliskie krzaki, które wydały mi się bezpieczniejszą alternatywą łazienek (nigdy nie wiesz, co cię czeka w łazience na imprezie SM, wiem z doświadczenia). Szybko zdarłem z Taemina nieszczęsne rajtuzy, jednocześnie przysięgając sobie już nigdy go w żadne nie ubierać. Wypchnąłem też z głowy myśl, jak ta scena rozgrywająca się w krzakach musiała wyglądać dla postronnego obserwatora.

Wróciwszy na salę balową ruszyłem wprost ku stolikowi z przekąskami. Musiałem się czegoś natychmiast napić, żeby nie zwariować. Oczywiście nie umknęły mojej uwadze „dyskretne” spojrzenia i szepty. Ludzie raz po raz zerkali na Taemina i jego zgrabne, teraz nagie, uda. Wyobraziłem sobie myśli przewijające się przez wypaczone mózgi zgromadzonych. Zapewne kobiety myślały: ,,Ja też chcę takie śliczne, zgrabne nogi!’’ a mężczyźni: ,,Nie mogę, jaki on cudowny, chcę go schrupać.” Tak więc nogi Taemina wywołały wielkie poruszenie na całej sali. Dzień jak co dzień. Westchnąłem ciężko.

Usunąłem się z drogi Shindongowi obładowanemu kilogramami jedzenia, które przed chwilą zwinął ze stołu, nie chcąc zostać przez niego stratowanym, i sięgnąłem po kieliszek. A nawet dwa. Przy trzecim opadłem ciężko na najbliższe krzesło, postanawiając poobserwować zgromadzonych gości. Przebierańcy sunęli po parkiecie tanecznym krokiem. Panował przyjemny, radosny gwar, który przeważnie sprawiał, że czułem się jak ryba w wodzie. Dzisiaj jednak wszystko było nie tak, miałem totalnie dość i chciałem po prostu zamknąć się w pokoju i iść spać. Patrzyłem z niejakim rozbawieniem na scenkę, rozgrywającą się w rogu sali. Minho i Onew najwyraźniej poprosili Taemina do tańca, a nasz drogi maknae dał kosza im obu, dając się porwać na parkiet przez Kaia. Ta sytuacja wyraźnie odebrała chłopcom ochotę do zabawy. Do czasu gdy dostrzegli stół z jedzeniem, wtedy na ich twarzach znów zapanowało błogie szczęście. Żeby uniknąć rozmowy z tymi niedojdami, których miałem na dziś po dziurki w nosie, podniosłem się z mojego krzesełka i zacząłem przechadzać po sali.

Z dziesiątek mijanych osób wyłowiłem wzrokiem jedną, zgarbioną w kącie postać, z nosem wsadzonym w telefon. No nie… wiedziałem, że coś mi umknęło. Zapomniałem skonfiskować Jonghyunowi komórkę. Zbliżyłem się do niego zdecydowanym krokiem i uwodzicielskim ruchem poprawiłem fryzurę. On jednak nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Prychnąłem głośno i wyrwałem mu urządzenie z ręki.

- EJ! CO ROBISZ! PORĄBA… - wrzasnął wkurzony, ale urwał, orientując się kto przed nim stoi. Zmieszał się i spojrzał na mnie jak zbity psiak. Przekrzywiłem głowę i oparłem ręce na biodrach.

- Chciałbym cię poprosić do tańca… mój ty króliczku. – powiedziałem zalotnie. Wiedziałem, że nawet jeśli bardzo by chciał, to nie będzie w stanie mi odmówić. Jeszcze raz tęsknie spojrzał na swój telefon, po czym przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się.

- Oczywiście. Z chęcią z tobą zatańczę, królowo. – odparł. Złapałem go za brzeg ubrania i zaciągnąłem na środek sali.

Utonęliśmy w wirze muzyki i nie widzieliśmy już nikogo poza sobą. Nasze ruchy były szybkie i zdecydowane, ale pełne gracji i wdzięku. Jonghyun z pasją oplatał mnie silnymi ramionami, a ja pozwoliłem mu się prowadzić, po raz pierwszy tego dnia czując lekkość i prawdziwą radość z tego, co robię. W rytm ostatnich taktów walca Jonghyun przechylił mnie delikatnie. Odrzuciłem głowę do tyłu i poczułem jego ciepły pocałunek na obnażonej skórze.

Po zakończonym tańcu rozejrzałem się uważnie po sali. Zyskaliśmy z Jonghyunem niemałe zainteresowanie, goście uśmiechali się, jedni słodko, z zazdrością, inni szyderczo, na widok naszych czułości. Szeptali do siebie, zapewne o tym, że „JongKey is still alive”. Odpowiedziałem im dumnym spojrzeniem, łapiąc Jjonga za rękę i prowadząc przez parkiet. Byliśmy w centrum uwagi i zdecydowanie mi się to podobało. Poczułem jednak ukłucie niepokoju. Wśród tłumu znajomych twarzy kogoś brakowało.

- Gdzie jest Taemin? – zapytałem Jonghyuna na ucho, z nutą paniki w głosie. Gorączkowo przeczesywałem wzrokiem salę, w poszukiwaniu znajomej blond peruki. Czułem rosnący niepokój. Nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć na takiej imprezie, zwłaszcza z tymi wszystkimi zboczeńcami i napaleńcami, którzy tu zawitali. Rozbudzony instynkt macierzyński chyba wziął górę nad rozsądkiem, bo zostawiłem partnera pośrodku sali i ruszyłem na poszukiwania.

Zguba siedziała jak gdyby nigdy nic przy stole. Przed maknae stała szklanka z mlekiem bananowym, które raz po raz pokrywało się bąbelkami, wdmuchiwanymi przez Taemina za pomocą kolorowej słomki. Usadowiłem się koło Alicji.

- Co tutaj robisz sam? Coś się stało? – zapytałem, przerywając milczenie. Taemin podskoczył w miejscu i spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. Potargana fryzura i nieco rozmazany makijaż. Makijaż, nad którym tak bardzo się namęczyłem… eh. Jak można mieć tak dziewczęcą urodę i jednocześnie być tak bardzo nie dziewczęcym? Gdybym dysponował takimi nogami jak Taemin… z resztą, nie ważne.
- Słyszałeś o tych podejrzanych gościach, którzy zakradli się na bal? Podobno Minho ich wykurzył. Do czego to doszło, żeby nasze bezpieczeństwo leżało w rękach tego żabola? Już lepiej iść i się powiesić. – trajkotałem, ale nie widząc reakcji trochę się zaniepokoiłem. - Czyli… wszystko ok.? – zapytałem po chwili ciszy. Maknae uśmiechnął się słabo i przytaknął.

- Jestem po prostu bardzo zmęczony, hyung. – odparł powoli, jakby ważąc słowa.

- Ja też Taeminnie, ja też… - westchnąłem i poklepałem go po ramieniu.

Dalszy ciąg imprezy był typowym dla SM pasmem wydarzeń, których świadkami bywaliśmy również na korytarzach naszej wytwórni.

- Hyuuuuung !!! Jesteś taki słodziaszny! – piszczał Tao, tarmosząc delikatnie Jjonga, za jego puchate, królicze uszy. – Gidzie kupiłeś ten strój? Muszę sobie taki sprawić! Może Suho hyung mi kupi… - wykrzykiwał rozentuzjazmowany. Zmierzyłem go badawczym spojrzeniem. Cały był ubrany w czarne skóry i obwieszony łańcuchami. Na głowie miał ciemne uszka a na szyi kolczastą obrożę. Pewnie głowiłbym się nad tym, za co Tao jest przebrany, gdyby nie wielki koślawy napis „CERBER” na plecach jego kurtki. Strój demonicznego psa nie zmieniał jednak faktu, że chłopak wyglądał jak mała dziewczynka w sklepie z zabawkami. Z rozbawieniem obserwowałem minę Jonghyuna. Na jego twarzy wyraźnie rysowała się żądza mordu. Tao przypadkiem trafił w czuły punkt naszego króliczka. Jonghyun nie chciał być UROCZY. On chciał być MĘSKI. Ahhh… ciekawe czy zdaje sobie sprawę z tego, że jak się złości jest jeszcze słodszy? Uśmiechnąłem się na tę myśl, pamiętając, żeby kiedyś wykorzystać to przeciwko niemu.
- Tao, nie dręcz hyunga. – wkroczył do akcji Suho, usiłując załagodzić sytuację.
- Ależ Tao ma rację! Wyglądasz przesłodko! – wcięła się Amber, ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Prawdopodobnie nie mogła sobie darować okazji do podroczenia się z kolegą. Jonghyun pokazał jej język i odszedł, udając obrażonego. Nie dostrzegłem dalszego przebiegu sytuacji, bo pole mojego widzenia przesłonił Henry.

- Co tak zamulacie, panowie… - spojrzał na nasze stroje - …panie? – dodał z figlarnym uśmiechem. Po obu jago bokach stały dziewczyny, które oplatał ramionami. Zmierzyłem go niechętnym spojrzeniem.

- Rozumiem, rozumiem, jak chcecie, wasza strata. – odparł, wycofując się razem ze swoimi paniami. Rzuciłem okiem na rząd krzeseł ustawiony pod ścianą. Byliśmy jednymi z niewielu, którzy siedzieli. Reszta gości bawiła się w najlepsze. Na krześle nieopodal siedział Kyungsoo, z typową dla siebie miną szaleńca knującego spisek przeciwko ludzkości. W pewnym momencie podszedł do niego Kai i siedzący uśmiechnął się promiennie na jego widok. Mimo wszystko potrafił być uroczym chłopcem. Nie mam pojęcia, jak on to robi.

Nieopodal zlokalizowałem Minho. Stał oparty o ścianę i prowadził ożywioną dyskusję z Changminem. Moim skromnym zdaniem obaj mieli miny zboczeńców, omawiających swoje łóżkowe podboje, ale to nic nowego. Niemal każda ich rozmowa tak wyglądała. Minho co jakiś czas zerkał w kierunku Taemina z dziwnym wyrazem twarzy. Spoglądałem wtedy na siedzącego obok mnie maknae, chcąc zobaczyć jego reakcję. Alicja jednak nie rozglądała się po sali, cały czas wlepiając wzrok w szklankę mleka. Choć Taemin czasem bywał milczący i zamyślony, to wyczułem w jego postawie coś jeszcze, był spięty i wyglądał jakby coś go dręczyło. Nie naciskałem jednak. I tak w końcu dowiem się o co chodzi.

Przez resztę imprezy z fascynacją obserwowałem Lay’a, siedzącego przy stole z przymulonym wzrokiem ćpuna i układającego rozsypane paluszki w psychodeliczne wzory. Ten człowiek zdecydowanie żyje w swoim świecie.

Kiedy tego dnia wróciłem do domu, umyłem się, przebrałem i padłem na łóżko, nie marzyłem już o niczym, jak tylko odpłynąć w krainę snów. Choćby nie wiem kto tu wszedł i nie wiem co mi zaoferował, nie kiwnąłbym nawet palcem, taki byłem wykończony.

Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi, co wywołało we mnie kolejną tego dnia falę irytacji. Ani chwili spokoju!

- Ja się stąd nie ruszam! – krzyknąłem do intruza i zakryłem głowę poduszką. Usłyszałem otwieranie drzwi i ciche kroki, których dźwięk po chwili umilkł. Jeszcze przez chwilę zaciskałem oczy, po czym zerknąłem spod poduszki na tego, kto ośmielił się zakłócić mój odpoczynek. O ścianę stał oparty Jonghyun. Dopiero co wyszedł spod prysznica, bo z włosów kapały mu kropelki wody, spadając w dół, rozpływając się na moim dywanie. Zrobiło mi się gorąco na widok tego półnagiego, wilgotnego chłopca, stojącego w uwodzicielskiej pozie, prowokującego moje zmysły.

- Czego chcesz? Mówię, że zostaję w łóżku. – powiedziałem, siląc się na stanowczy ton.

- Ależ ja ci wcale nie każę wychodzić z łóżka. – odparł Jonghyun, ruszając w moim kierunku z błyszczącymi oczami.

Ughh… znów przegrałem, nie mogłem się opierać. Może jednak nie byłem aż tak zmęczony, jak mi się zdawało. Może były sposoby na wykrzesanie ze mnie resztek energii. A Jonghyun z pewnością bardzo dokładnie znał te sposoby.

~*~

No i jest, obiecany shot ^.^ biedny Kibummie, musi ogarniać tych dziwnych ludzi >.< mam nadzieję, że się spodoba, pierwszy raz wyszło nam coś tak długiego, ale można powiedzieć, że jestem zadowolona :') jeszcze w ten weekend wrzucę dodatek pt. "Gdzie był Taemin, jak go nie było" ~*o*~ no i nowy rozdział Unintended, także zapraszamy ;3

3 komentarze:

  1. kiaaaaaaaaaaa! CUDOWNE! to było mega :D masz talent dziewczyno xD pisz dalej ^^
    te ich stroje, Taeś <3 i Jjongie <3 słodki króliczek <3 i nasz wspaniały Kibum <3 chłopie musisz dać radę xD
    życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super *.* wzmianka o całej rodzinie SM. Key panujący nad nieswornymi chlopakami... szkoda, że było małe rozwiniecię watku 2min. Strasznie pobudza wyobraznie xD. Zapraszam do siebie ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dobrze oddałyśmy chłopców z SuJu >_< a więcej 2mina jest w dodatku do Halloween, nie wiem czy czytałaś >3<

      Usuń

Template made by Robyn Gleams