Otyły
starszy mężczyzna dyszał Kibumowi w kark, swoim stęchłym oddechem. Chłopak
właśnie usiłował przepchnąć się do wyjścia z tramwaju, gdy drzwi się zamknęły i
pojazd ruszył ku następnemu przystankowi. Kibum zaklął pod nosem, i z
rezygnacją uczepił się oparcia najbliższego siedzenia, zajmowanego przez panią
w średnim wieku, która ostatni raz widziała na oczy szampon prawdopodobnie
jakieś dziesięć lat temu. Chłopak uniósł wzrok, by ponad czubkiem jej tłustej
głowy dostrzec dokąd wiezie go ta przeklęta maszyna. Szyba była jednak zbyt
brudna, by stanowić okno na świat. Tramwaj wolno i hałaśliwie toczył się swoim
stałym torem, a Kibum z coraz większą irytacją przywierał do siedzenia, by
uniknąć zmiażdżenia przez tłum pasażerów. Gdzie oni wszyscy jadą o tej porze?
Czyż nie powinni już dawno siedzieć w zaciszu domowym, jeść chipsy i popijać
kolę, oglądając maratony filmowe? Za szybą migały niewyraźne światełka lamp
ulicznych. Ostry zakręt spowodował niebezpieczne zachwianie się otyłego pana,
który swoją tuszą przydusił Kibuma do siedzenia. Wtem, gwałtowne szarpnięcie,
dzika szarża na drzwi i wreszcie - upragniona wolność.
Nagły przypływ tlenu na chwilę otumanił chłopaka. Chłodny, jesienny wiatr był miłą odmianą po zaduchu panującym w tramwaju. Kibum owinął się szczelniej szalikiem, poprawił torbę na ramieniu i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Nie zdążył wysiąść na odpowiednim przystanku i miał teraz znacznie dłuższy dystans do przejścia. Mógł po prostu wrócić się trasą tramwaju, idąc wzdłuż oświetlonej ulicy. Istniała jednak znacznie krótsza droga, wiodąca przez park. Kibum żwawym krokiem skręcił w boczną alejkę, po obu stronach obstawioną szeregiem drzew. Za dnia mieniły się wszystkimi kolorami jesieni, ale teraz, w panującym mroku, stanowiły jedynie ciąg ponurych cieni. Kibum minął dobrze mu znaną, rozklekotaną ławkę i kosz na śmieci, które stanowiły granicę światła i ciemności. W tym właśnie miejscu stała ostatnia działająca latarnia. Dalsza część chodnika tonęła w mroku. Kibum nie zwolnił kroku ani na chwilę. Musiał szybko nadrobić stracony czas. Wiatr się nasilał, a z drzew spadały jak ptaki ciemne, skrzydlate plamy - liście. Nagle chłopak usłyszał chlupot i poczuł wodę, w ekspresowym tempie wlewającą mu się do buta. We wszechobecnej ciemności nie zauważył kałuży i w nią wdepnął. Pomyślał o swoich nowych butach i aż jęknął, przypominając sobie ile za nie zapłacił i widząc oczami wyobraźni (bo było zbyt ciemno, by zobaczyć w rzeczywistości) straty, wyrządzone przez zdradziecką kałużę. Zdążył ujść zaledwie parę kroków, kiedy wiatr uderzył go z taką siłą, że poczuł, jak jego cieplutki szalik zostaje porwany przez siłę natury. Kibum z przerażeniem usiłował go złapać, ale kawałek materiału pofrunął prosto ku tej ohydnej, brudnej kałuży, która była dziś dla chłopaka taka nieżyczliwa. I zapewne oprócz butów odebrałaby mu też szalik, gdyby nie to, że w ostatniej chwili został złapany przez...no właśnie, przez kogo?
Kibum ze zdziwieniem zorientował się, że nie jest na tej alejce sam. Ostry kształt wyraźnie rysował się na tle odległych ulicznych świateł. Na chodniku stał średniego wzrostu chłopak w czarnej, skórzanej kurtce, dżinsach i wysokich butach. Jego twarz nie była dla Kibuma widoczna. Trzymał w rękach ocalony przed złowieszczą kałużą szal i przekładał go z ręki do ręki, jakby chciał nacieszyć się jego miękkością i ciepłem. Był tym zajęciem do tego stopnia pochłonięty, że Kibum poczuł się niezręcznie i odchrząknął. To jakby wyrwało nieznajomego z zamyślenia, bo przeniósł badawczy wzrok z szalika na jego właściciela.
- Aigoo, dziękuję za ocalenie mojej własności przed pewną zgubą, ale czy mógłbyś mi go już zwrócić? - powiedział Kibum, starając się nie okazywać irytacji. Nieznajomy wydał z siebie dźwięk, przypominający stłumiony śmiech i zaczął powoli zbliżać się do chłopaka. Kibumowi, bacznie obserwującemu nadchodzącą sylwetkę, na moment przyszło do głowy absurdalne skojarzenie drapieżnika, nieśpiesznie zakradającego się do ofiary. Po prostu coś w sposobie chodzenia tego człowieka...Kibum szybko pozbył się tej niedorzecznej myśli. To tylko miły nieznajomy, który po koleżeńsku pomógł mi w trudnej sytuacji, ponieważ akurat znajdował się w pobliżu. Kibum zręcznie zepchnął na tyły umysłu fakt, że natknął się na tego podejrzanego człowieka w ciemnym parku w środku nocy. Zaraz odzyska swoją własność i każdy pójdzie w inną stronę. Nieznajomy znajdował się trzy kroki od Kibuma, kiedy nagle, jednym susem, pokonał dzielący ich dystans i zręcznym ruchem zarzucił chłopakowi szal na szyję. Kibum wstrzymał oddech, przygotowując się na atak napastnika, jednak chwilę później nieznajomy szedł z powrotem, ku światłom miasta. Nie odwracając się, podniósł rękę w geście pożegnania. Za moment zniknął za zakrętem.
Kibum głośno wypuścił powietrze i z irytacją poprawił zarzucony na niego szalik. Co to za wariat? Jego hobby to straszenie niewinnych ludzi na ciemnych alejkach? Kogoś takiego powinno się izolować od społeczeństwa! Kibum prychnął głośno, nie mając żadnego lepszego pomysłu na danie upustu swojemu zdenerwowaniu, okręcił się na pięcie i ruszył w stronę domu.
~*~
Jonghyun
zamknął za sobą drzwi i nie włączając światła ani nie ściągając butów, ruszył
przez ciemny przedpokój. Blask sączący się z ulicy zakradał się do mieszkania,
dzięki czemu chłopak mógł zręcznie ominąć stos pudeł, leżący na podłodze.
Jonghyun opadł ciężko na fotel, wyłożył nogi na biurko i przymknął oczy. Był
wykończony po dzisiejszym dniu i przez parę minut trwał w bezruchu, zwalczając
chęć zaśnięcia tu i teraz, nie zważając na nic. Szybko jednak uprzytomnił
sobie, że ma jeszcze trochę obowiązków na ten wieczór.
Potrząsnął głową, odganiając sen i czym prędzej, byle tylko się czymś zająć, sięgnął po ciężką, skórzaną torbę, którą ze sobą przyniósł. Uśmiechnął się do siebie w ciemności i z satysfakcją pogładził swoją zdobycz, usiłując pobieżnie ocenić jej wartość. Po dokładnym obejrzeniu torby z zewnątrz, zajrzał do środka, wykładając po kolei całą zawartość na biurko. A znajdowało się tam dosłownie wszystko: od eleganckiego portfela i kalendarza oprawionego w skórę, po różnego rodzaju śmieci, gumy do żucia, papierki, długopisy, wizytówki. Jonghyun ze zdziwieniem wyciągnął z torby małą różową kosmetyczkę, pełną specyfików do pielęgnacji cery. Chłopak zagwizdał. Takiej kolekcji nie powstydziłaby się chyba żadna dziewczyna. Czy na pewno jego dzisiejsza ofiara była mężczyzną? Zdawało mu się, że okradał chłopaka, ale w ciemnej alejce nie widział wyraźnie jego twarzy. Jonghyun wzruszył ramionami. Rzuciwszy kosmetyczkę na stos rzeczy zawalających już biurko, znów sięgnął do torby. Penetrująca wnętrze dłoń natrafiła na dziennik. Chłopak otworzył go na losowej stronie i jego oczom ukazały się schludne i kolorowe notatki, wzbogacone o zdjęcia z gazet i magazynów. Wytężył wzrok w panującym półmroku, by odczytać choć jedno zdanie (był zbyt leniwy, by wstać i włączyć światło). "W sezonie zimowym największy trend stanowią nauszniki i puchate rękawiczki bez placów..." - Jonghyun pośpiesznie zamknął dziennik i z rezygnacją rzucił w kąt. Dziwak, nie dziwak, ale zasobny portfel ma i to się liczy.
Jonghyun przeciągnął się i ziewnął. Przed oczami na moment stanął mu obraz przerażonej miny, malującej się na twarzy dzisiejszej ofiary. Odległe światła rzucały dziwny blask na jego twarz, a oczy odbijały światło lamp ulicznych. Jonghyun jeszcze raz z zadowoleniem pieszczotliwie pogładził torbę, po czym wsadził słuchawki do uszu i ruszył na kolejne łowy.
~*~
Oto jest, pierwszy rozdział naszego pierwszego fanfiction. Nie wiem, nie wiem, nie wiem czy to się nadaje do czytania >.< okażcie wyrozumiałość (ci nieliczni, którzy zabłądzą w te strony) i proszę o wszelkie uwagi, które mogą być bardzo pomocne! Póki co jest Jonghyun i Key ale pojawi się również reszta SHINee. Dziękuję za uwagę ;3
łaaaa, to ja xd
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się rozdział, czekam na dalsze części. i powem szczerze, że nie mogę się doczekać kim jest Jonghyun i dlaczego kradnie
Ciekawie się zapowiada. Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuń