30.11.2014

Correspondance des Arts: ~ I ~

Wskazówka: znaczek "~♪♪♪~" jest odnośnikiem do utworu wykonywanego przez bohatera.

Gwałtownym ruchem wyrwałem kartkę z bloku, zmiąłem ją i cisnąłem w kąt. Rysowanie roślin, też mi coś! To nie dla mnie. Nie potrafię wydobyć z nich nic więcej, niż tego, czym już są: zbita forma chloroplastów i innych elementów, których nazw nie pamiętam. Wydają mi się bardziej martwe i nudne, niż jakikolwiek inny przedmiot nieożywiony. Już wolałbym rysować tę oklepaną martwą naturę z zajęć dla początkujących.

Dajmy na to butelka. Zwykła, pusta, szklana butelka. Niby nic nadzwyczajnego. Można by nawet nazwać ją nudną. A mimo to taka butelka bardziej porusza moją wyobraźnię, niż sterczące z łodygi zielsko. Przecież… od razu nasuwa się pytanie „po czym ta butelka?”, co ciągnie za sobą szereg skojarzeń. Być może to była niegdyś butelka mleka? Taka, jakie to jeszcze kilkadziesiąt lat temu rozwożono po mieszkaniach i zostawiano pod drzwiami? A może butelka ta miała okazję nosić w sobie napój wysokoprocentowy? Ta myśl prowadzi nas ku pojawiającym się w głowie obrazom. Całonocna balanga, porozwalane po pomieszczeniu szkło, wśród którego stoi ta nasza butelka, jedyna w swoim rodzaju, bo kryje sekrety, których możemy się jedynie domyślać. A jeśli jednak mleko? Troskliwa dłoń matki mogła tę butelkę tu zostawić, po tym jak napoiła swoje pociechy. Oczami wyobraźni widzę dzieci oblizujące się ze smakiem, zagryzające przy okazji kanapki. Oczywiście, butelka mogła też stać pusta od niepamiętnych czasów. Na jej dnie i powierzchni zebrała się warstewka kurzu, a ona sama z utęsknieniem wspomina czasy, gdy mogła być dla ludzi użyteczna. To tylko drobna część myśli i obrazów, które mam przed oczami patrząc na zwykłą butelkę, rysując ją, przelewając na papier jej tajemniczą historię.

Ale kwiatek? Nie mogę na niego patrzeć inaczej, niż jak na zwykłą roślinę. Nie ważne czy w ogrodzie, czy na stole, to dalej kwiatek, bezużyteczny twór natury. To znaczy… ja wiem, że kwiaty nie istnieją bez powodu i mają swoje zastosowanie. Zapylanie, pszczółki i te sprawy, może spałem na lekcjach biologii, ale podstawowe minimum wiedzy posiadam. Chodzi mi o to, że kwiaty są bezużyteczne dla mojego dzieła. Nic nie wnoszą do rysunku, bo nie mają mi do opowiedzenia żadnej niezwykłej historii. Żyją sobie radośnie w ogrodzie, rozmawiają z pszczółkami i innym latającym badziewiem, potem ktoś je ścina, wrzuca do wazonu i po tygodniu ślad po nich ginie. A ty weź się męcz i próbuj pokazać je jako coś ciekawego.

Wyrzuciłem w powietrze kolejną kulkę papieru i ostatecznie odłożyłem ołówek w geście poddania. Podniosłem się z krzesła i podszedłem do stołu. Stanowczym ruchem złapałem stojący tam wazon z naręczem świeżo zebranych kwiatów. Cisnąłem rośliny do kosza w kuchni i umyłem naczynie. To był mój mały bunt. Nie będę rysował czegoś, co nie jest tego godne. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła siódma wieczór. To już ta godzina? Jeszcze moment i się spóźnię! Szybko nastawiłem wodę na herbatę i zacząłem stukać palcami w blat stołu, czekając niecierpliwie na pstryknięcie czajnika.

Narzuciłem na plecy sweter, bo jesień już zaglądała do parków i lasów a wieczory stawały się chłodną zapowiedzią zimy. Tak przygotowany, uzbrojony w kubek parującej herbaty, skierowałem się do salonu, gdzie otworzyłem duże okno na oścież i usadowiłem się wygodnie we wnęce parapetowej, moim ulubionym miejscu w całym tym mieszkaniu. Wyłożone poduszkami, nieraz stanowiło moją przestrzeń marzeń i rozmyślań. „Czy snułem wizje przyszłości, wpatrując się w zapierające dech w piersi widoki za oknem?”, zapytacie. Otóż, nie. Jedyny widok jaki rozciągał się z mojego parapetu to dość brzydka i odrapana kamienica naprzeciwko. Odpadający tynk, zardzewiałe rynny i omszony dach, oto czym miałem przyjemność cieszyć oczy. A mimo to… dzień w dzień otwierałem okno, siadałem z kubkiem herbaty, zagrzebany w poduszkach i wpatrywałem się uporczywie w sąsiednią kamienicę. Może teraz uznacie mnie za pasjonatę starego budownictwa? Albo, co lepsze, za zboczeńca, który nie ma co robić, tylko podglądać brudne sekrety sąsiadów? Cóż, z tym drugim prawie trafiliście. Prawie.

Pociągnąłem łyk gorącego napoju i wlepiłem oczy w okno naprzeciwko. Było, podobnie jak moje, otwarte na oścież. Z wiekowych framug schodziła płatami biała farba, a wnętrze mieszkania niknęło w mroku. Spojrzałem na zegarek. Za pięć siódma. Westchnąłem niecierpliwie i opadłem na poduszki. Chwilę później jednak znów zerwałem się na nogi, uświadamiając sobie, że o czymś zapomniałem. Wygrzebałem z odmętów szuflady kolejny blok rysunkowy i ołówek. Teraz byłem już gotowy i mogłem na powrót wgapić się w okno sąsiada.

Właśnie wtedy wybiła siódma i dostrzegłem ledwo widoczne poruszenie w obserwowanym przeze mnie pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się w myślach. Punktualność sąsiada wciąż nie przestaje mnie zadziwiać. Pokój naprzeciwko zalała jasność małej lampy, zawieszonej pod sufitem, i moim oczom ukazał się fragment pomieszczenia. Nagie ściany o ciepłym kolorze hiszpańskich mandarynek, pozbawione jakichkolwiek ozdób, i ciemne dębowe drzwi, prowadzące do dalszych pokoi. Niepełny obraz drewnianej szafy i biurka, ginących poza moim polem widzenia, schowanych za framugą. Na wprost, przy ścianie naprzeciwko okna, ustawione było duże lustro. Omiotłem cały ten widok spojrzeniem, sprawdzając czy od ostatniego wieczora nic nie ubyło, nie przybyło, nic nie zmieniło swojego miejsca. Nie dostrzegłszy żadnych zmian, utkwiłem spojrzenie w osobie, która wkroczyła właśnie do pomieszczenia.

Szczupły chłopak, o długich, brązowych włosach, upiętych niedbale z tyłu głowy, z oczami ginącymi pod gęstwiną grzywki, stanął po środku pokoju, przodem do mnie. Trwał tak przez moment, z wzrokiem utkwionym gdzieś w pustce. Poprawiłem się na swoim miejscu i pociągnąłem łyk herbaty. Chłopak w końcu westchnął, wziął do ręki piękne, drewniane skrzypce i ułożył je zgrabnym ruchem pod brodą. Zamknął oczy i przez chwilę znów nic się nie działo, wyglądał jakby witał się z instrumentem, chłonął jego bliskość. Wpatrywałem się w tę scenkę, świadom, że w tym przypadku cierpliwość jest bezcenna. Wreszcie chłopak za oknem poruszył się, przybrał odpowiednią pozycję i delikatnie zbliżył smyczek do strun instrumentu. Nachyliłem się bliżej, niemal wychylając się poza bezpieczną krawędź parapetu. Byłem ciekaw, jaki repertuar chłopak wybrał na dziś. Grane przez niego melodie potrafiły być wesołe i smutne, energiczne i posępne, czasem napełniały serce spokojem, a innym razem wprawiały w nerwicę. Właśnie ta tajemniczość i nieprzewidywalność sprawiała, że siadałem w oknie co dzień, jako jedyny widz niezwykłego koncertu.


Chłopak zacisnął mocniej powieki i przejechał smyczkiem po strunach. Raz, drugi, wydobywając z nich spokojną, acz pogodną melodię. Dźwięki zdawały się płynąć z jego okna, prosto do moich uszu, budując mi przed oczami obraz zalanej słońcem sali, wypełnionej ludźmi, radośnie przysłuchującym się tej muzyce, kiwającym z aprobatą głowami. Pośrodku stał skrzypek, pochłonięty swoim instrumentem. Siedziałem wśród tłumu i podrygiwałem głową do taktu, dając się porwać lekkiej i pogodnej melodii. Jednocześnie ułożyłem przed sobą blok rysunkowy i zacząłem szkicować jawiącą mi się przed oczami scenę. Sala, krzesła, goście i on, grajek ze swoim instrumentem, jak z najlepszym przyjacielem. Nie jestem znawcą muzyki, nie potrafię spamiętać tych wszystkich skomplikowanych nazw sonat, a rytmy i tonacje to dla mnie pojęcia abstrakcyjne. Coś jednak w grze chłopaka z sąsiedztwa za każdym razem poruszało moją wyobraźnię, przywoływało obrazy i zdarzenia, które aż się prosiły, by przelać je na papier.

Przyjrzałem się naszkicowanemu przeze mnie obrazkowi i zadowolony odłożyłem blok na bok, postanawiając dopracować rysunek później. Oparłem brodę na rękach i zapatrzyłem się w przeciwległe okno, zasłuchany w dobiegające stamtąd dźwięki. Utwór był tak prosty, że nawet dla mojego niewprawnego ucha brzmiał jak ćwiczenie dla początkujących. Mimo to, chłopak grał z tak dużą precyzją i zaangażowaniem, że wydobywał z niego nową głębię, niedostępną amatorom, rozpoczynającym dopiero przygodę ze skrzypcami. Roztarłem zmarznięte dłonie, których wieczorny chłód nie oszczędzał, ale ani mi się śniło zamykać okno. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tego zrobić w trakcie trwania koncertu. Zawsze cieszyłem uszy płynącą między budynkami muzyką od początku, aż do końca występu. Przystawiłem chłodny już kubek do warg i przechyliłem do tyłu, ale niestety ani jedna kropla herbaty nie spłynęła mi już do ust. Rozczarowany odstawiłem naczynie. Ostatnie dźwięki utworu wybrzmiały i zapadła martwa cisza, w którą usilnie starał się wedrzeć dźwięk, wciąż rozbudzonego o tej porze, miasta. Obserwowałem jak chłopak odkłada delikatnie instrument, po czym znika z mojego pola widzenia, kierując się w, wiecznie ukryte za framugą, rejony pokoju. Po chwili światło zgasło i nic już nie mogłem dostrzec, w panującej za oknem ciemności. Westchnąłem cicho, jak co wieczór.

Kiedy zasypiałem w uszach wciąż dźwięczał mi pogodny rytm, a pod powiekami miałem salę zalaną światłem. Drobnego skrzypka, skąpanego w promieniach słońca.

~*~

Obudził mnie atak kaszlu. Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza, usiłując się nie udusić. Cholera. Było nie zostawiać na noc otwartego okna. Uporawszy się z uporczywym kaszlem rozejrzałem się zdezorientowany. Siedziałem w obszernej sali wykładowej i przez chwilę nie mogłem zrozumieć, skąd się tutaj wziąłem.

- Hej… co ty robisz? – dobiegł mnie cichy głos, który należał do blondyna po mojej lewej stronie. Siedział z nogą założoną na nogę i telefonem komórkowym pod ławką. Przeglądał Twitter’a czy tam inne badziewie. Z drugiego końca sali dobiegał monotonny głos profesora od historii sztuki. Przeciągnąłem dłonią po twarzy, uświadamiając się, że zasnąłem na wykładzie i obśliniłem całą ławkę.

- Długa noc za tobą? – zagadał znów siedzący obok blondyn. Spojrzałem na niego nierozumiejącym wzrokiem, zastanawiając się czemu ten obcy gościu w ogóle się do mnie odzywa. Stwierdziłem jednak, że wszystko mi jedno i oparłem głowę na ręce, usiłując skupić wzrok na czymkolwiek innym, niż zegar, którego wskazówki wlekły się niemiłosiernie. Upierdliwy gościu jednak nie dał mi spokoju, najwyraźniej opacznie rozumiejąc milczenie.

- Mhmmm, rozumiem - stwierdził, kiwając porozumiewawczo głową. Gapiłem się na niego jak na idiotę, zastanawiając się co też chodzi mu po głowie, ale najwyraźniej wcale go to nie zraziło.

- Pewnie miałeś gościa, który się trochę zasiedział - oznajmił, dumny ze swojej dedukcji. - Ładna? - zapytał, znacząco ruszając brwiami.

- Odpieprz się człowieku, nie wiem o czym mówisz - burknąłem, myśląc o tym, co w rzeczywistości robiłem zeszłego wieczora. Przed oczami znów ukazał mi się skrzypek z sąsiedniej kamienicy. Jego smukłe palce zaciśnięte wokół smyczka, oczy za zasłoną grzywki. Wciąż zastanawia mnie jakim cudem chłopak nigdy nie zwrócił uwagi na nieproszonego gościa swoich występów, jakim jestem. Nigdy nawet nie zaszczycił spojrzeniem kamienicy naprzeciwko. Z początku kryłem się za framugą okna, wyglądając zza niej nieśmiało, nie chcąc go spłoszyć. Ale kiedy dostrzegłem jawną ignorancję ze strony sąsiada, uznałem to za ciche przyzwolenie. Może w rzeczywistości cieszył się, że ktoś słucha jego gry i ją docenia. Co nie zmienia faktu, że w życiu nie wymieniliśmy nawet jednego spojrzenia, nie mówiąc już o rozmowie.

Zmierzyłem siedzącego obok mnie wzrokiem. Miał krótkie, jasne włosy i ciemne oczy. Ubrany w płaszcz podróżny, wyglądał jakby właśnie wrócił z odległej wyprawy. Siedział w niedbałej pozie a na jego ławce nie dostrzegłem ani śladu przyborów piśmienniczych. Spoglądał na mnie z podejrzanie przyjaznym wyrazem twarzy.

 Nie znam cię, jesteś nowy? - zadałem pytanie, nie będąc pewny, czy w ogóle obchodzi mnie odpowiedź.

- Poniekąd - odparł tajemniczo. Uniosłem brwi, a on zachichotał.

- Nie jestem studentem - wyjaśnił.

- To jak się tu dostałeś?! - zaniepokoiłem się.

- Drzwiami - odparł, patrząc na mnie jak na idiotę. Kto tu jest kurde idiotą? Poczułem, że moje poczucie bezpieczeństwa się chwieje. Skoro byle szaleniec może tak łatwo wejść na teren uczelni i na wykłady, to równie dobrze może wyciągnąć broń i nas wszystkich zmasakrować.

- A w jakim celu? - Starałem się ciągnąć rozmowę, jednocześnie usiłując zwrócić uwagę profesora na intruza, który powinien zostać wyproszony.

- Przyszedłem was wszystkich pozabijać, bo najbardziej na świecie nienawidzę sztuki - odpowiedział z diabelskim błyskiem w oku, najwyraźniej czytając mi w myślach. Ekstra, szaleniec z nadprzyrodzonymi zdolnościami. - A Akademia Sztuki to chyba najlepsze miejsce na danie upustu moim uczuciom, nie sądzisz? - ciągnął rozglądając się po pomieszczeniu z odrazą na twarzy. Gorączkowo zastanawiałem się jak zawiadomić ochronę i jednocześnie nie zostać podziurawionym przez tego wariata, kiedy usłyszałem chichot.

- Serio? Uwierzyłeś mi? Jesteś szalony! - Blondyn zwijał się ze śmiechu. Patrzyłem podejrzliwie na tego pomyleńca, kiedy ocierał łzy radości.

- Spokojnie, człowieku. Przyszedłem na małe zwiady – wyjaśnił, poważniejąc. - …ale chyba zabrałem już dość informacji. Do zobaczenia, miłego dnia życzę - rzekł pogodnie i opuścił salę, niezauważony przez resztę klasy. Wcale nie spodobało mi się to "do zobaczenia" i wzdrygnąłem się na samą myśl o ponownym spotkaniu.

~*~

Punkt siódma. Na moją twarz padł zbłąkany blask, sączący się z pokoju w kamienicy naprzeciwko. Elegancki granat, który przywdziało niebo, został zakłócony przez świetlistą łunę miasta. Oparłem głowę na dłoni i przymknąłem oczy, czekając na muzykę, która ukoiłaby moje nerwy po ciężkim dniu.


Wsłuchiwałem się w szum miasta, gdy nagle moich uszu dobiegły ostre, wysokie dźwięki wydobywające się z instrumentu sąsiada. W melodii, którą grał było coś niepokojącego. Zaskoczony otworzyłem oczy. Chłopak stał pośrodku pokoju, tam gdzie zawsze. Włosy i ubranie miał w nieładzie, ale to, co naprawdę mnie przeraziło, to jego wyraz twarzy. Zawsze spokojny, skupiony na grze, jakby oczarowany bliskością swoich skrzypiec, teraz miał oczy szeroko otwarte i z zajadłością szarpał smyczkiem po strunach. Dźwięki wydobywające się z instrumentu, coraz bardziej piskliwe, w końcu stały się nie do zniesienia. Wpatrywałem się oniemiały w ten makabryczny obrazek. Chłopak zachowywał się jakby wstąpił w niego jakiś demon. Zwyczajową czułość i delikatność, z jaką zawsze traktował skrzypce, teraz zastąpiła brutalność, wręcz okrucieństwo. Wyglądał, jakby chciał ukarać swój instrument, skrzywdzić go.

Poczułem, że powinienem coś zrobić wobec sceny, której byłem świadkiem. Chłopak cierpiał i swoje emocje wyrażał poprzez tę zgrzytliwą muzykę. „Hej, człowieku, ogarnij się. Kim ty jesteś, żeby zajmować się prywatnymi sprawami sąsiadów?” – doszła do głosu racjonalna część mojej osobowości i musiałem przyznać jej rację. Chyba za bardzo przywiązałem się do tego chłopaka i jego nocnych koncertów. W rzeczywistości nawet nie wiedziałem jak ma na imię. Byliśmy sobie totalnie obcy, dlaczego więc miałbym się przejmować?

Skrzypek urwał gwałtownie, w środku taktu, i niedbale odłożył instrument. Pokój utonął w ciemności.

~*~

Wybiegłem z domu, zapinając płaszcz w pośpiechu. Przez większość nocy nie mogłem zmrużyć oka i udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne, delikatnie łaskocząc w twarz, ozłacając cały pokój swoim dobrotliwym światłem. Podziwiając ten migotliwy spektakl potrzebowałem dłużej chwili, żeby zrozumieć, że jestem cholernie spóźniony. A miałem jeszcze pewną sprawę do załatwienia.

Pchnąłem drzwi budynku poczty i jęknąłem na widok olbrzymiej kolejki, ciągnącej się od jedynego czynnego okienka. Przekląłem pod nosem i ustawiłem się na samym końcu. Ze zniecierpliwieniem zerknąłem na zegarek. Od dziesięciu minut trwały zajęcia. Przeciągnąłem dłonią po twarzy, wyobrażając sobie co powie profesor, widząc moją nieobecność. Może w dodatku przyłączy się do niego jakiś wariat, łażący samopas po terenie uniwersytetu, czyniąc uwagi na temat mojego, jakże bujnego nocnego życia. Świetnie.

Pulchna kobieta z dwójką wrzeszczących bez powodu dzieci została obsłużona i kolejka ruszyła. Zrobiłem krok w przód i wpadłem na chłopaka stojącego przede mną.

- Rusz się! Nie widzisz, że kolejna ruszyła?! – krzyknąłem rozjuszony. Normalnie nie napadam bezbronnych przechodniów, ale miałem zdecydowanie zły dzień, choć ledwo się zaczął. Chłopak wzdrygnął się i odwrócił powoli. Doznałem szoku, spoglądając w tę, dobrze mi znaną twarz.

Chłopak miał długie, brązowe włosy, związane z tyłu głowy. Był ubrany w czarny płaszcz, a rękę wspierał na eleganckiej laseczce, żywcem wyjętej z jakiegoś filmu kostiumowego, ukazującego realia XIX wieku. Mój sąsiad skrzypek we własnej osobie. Zmierzyłem go uważnym spojrzeniem, mając w pamięci makabryczny obrazek z poprzedniego wieczora. Najwyraźniej od tego czasu zdążył doprowadzić się do porządku, bo nie sposób było poznać, w jakim stanie widziałem go jeszcze kilka godzin wcześniej. Nagle poczułem wyrzuty sumienia za podglądanie swojego sąsiada, za wdzieranie się w jego prywatność. Choć nie widziałem jego oczu, ukrytych za okularami przeciwsłonecznymi, to minę miał zdecydowanie odpychającą. Uniosłem ręce w geście poddania się, przyznając się, że może przesadziłem. On jednak nie zareagował, wpatrując się w przestrzeń gdzieś tuż obok mnie. Doszedłem do wniosku, że postanowił mnie zignorować, ale się myliłem.

- Myślisz, że kim jesteś, żeby mi rozkazywać? – w końcu odezwał się gniewnie, z oczami wciąż wlepionymi w pustkę.

- Przepraszam, okej? Nie chciałem cię urazić – odparłem, nie rozumiejąc o co tyle szumu.

- Myślisz, że zwykłe „przepraszam” wystarczy? – zapytał oburzony. Spotkało mnie gorzkie rozczarowanie. Jeśli kiedykolwiek wyobrażałem sobie nasze spotkanie, to w mojej głowie zdecydowanie wyglądało inaczej. Stojący przede mną chłopak jedynie wyglądem pokrywał się z osobą, której gry słuchałem co noc. Harda mina i wroga postawa kontrastowały z subtelnością i ciepłem skrzypka, którego znałem. Albo raczej mi się zdawało, że znałem. Ludzie wokół zaczęli już zwracać uwagę na naszą małą kłótnię. Niektórzy szeptali między sobą coś o dzisiejszej niewychowanej młodzieży. Westchnąłem cicho. Bardzo nie lubiłem takich sytuacji.

- W takim razie czego ode mnie wymagasz? – zapytałem cicho, nachylając się do niego. – Mam ci postawić kawę? – Chłopak zadrżał, słysząc głos tuż przy uchu. Powoli wyciągnął przed siebie rękę, a gdy natrafił na mój tors, napiął mięśnie i odepchnął mnie z całej siły. Zachwiałem się, zaskoczony takim obrotem spraw, ale nie dane mi było nic powiedzieć.

- Teraz chcesz mnie przekupić, zboczeńcu?! – wykrzyknął chłopak na całe pomieszczenie, wywołując powszechne poruszenie. Teraz, prócz oburzenia, na jego twarzy malowało się coś jeszcze. Coś jakby… satysfakcja?

- O ty wredny… - zacząłem, ale zamilkłem pod wpływem napierających na mnie zewsząd spojrzeń. Ludzie zebrani na poczcie karcili mnie wzrokiem, oskarżali, choć nie zrobiłem nic złego. Prawdziwy winowajca już odwrócił się z powrotem w kierunku okienek, dumnie prostując plecy. Prychnąłem głośno i opuściłem budynek poczty, trzaskając drzwiami.

~*~

Dalszy ciąg dnia wcale nie zapowiadał się lepiej. Nie wysłałem paczki, która już dawno powinna lecieć samolotem za granicę, a do tego potwornie spóźniłem się na zajęcia, przez co profesor kazał mi zostać dłużej, sprzątać klasę, myć ławki. Czułem się jak dziecko z podstawówki.

Podczas przerwy obiadowej przeszło mi przez myśl, że nawet nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś wyjątkowo złośliwy gołąb nasrał mi do jedzenia, ale moje proroctwo się nie spełniło. Zamiast przewidywanego ptasiego spisku, zostałem po prostu ofiarą stratowania. Jakiś niezdarny chłopak ze starszej klasy wpadł na mnie, posyłając mój obiad na bliskie spotkanie z ziemią. Nieznajomy przepraszał gorączkowo, cały w ukłonach, aż ludzie wokół zaczęli się na nas gapić. Znowu. Zapewniłem go, że nic się nie stało i szybko umknąłem, szukając jakiegoś spokojnego miejsca.

A nie było to łatwe w Akademii Sztuk. Korytarze tej szkoły były wiecznie żywe. Muzyka płynęła nad naszymi głowami, wplatając się w szmer rozmów, stanowiąc tło naszego codziennego życia, a dzieła tutejszych artystów ozdabiały ściany, sufity i podłogi. Nie było w tej szkole miejsca, do którego nie zakradłby się choćby najmniejszy pierwiastek sztuki. Czasem wyobrażałem sobie, że wiekowe, zmurszałe mury budynku stoją w pionie tylko dzięki sztuce właśnie, że jakimś magicznym sposobem utrzymuje ona przy życiu tę instytucję, ojczyznę młodych artystycznych dusz, pełnych optymizmu i nadziei. Westchnąłem cicho, zastanawiając się ile z tych nadziei okaże się płonnych.

- Hej tyyyy! Żabooki! – usłyszałem głos z drugiego końca korytarza. Spojrzałem z zaciekawieniem w tamtym kierunku, ale szybko tego pożałowałem. W moim kierunku zmierzał ten sam blondyn, który zaczepiał mnie poprzedniego dnia. Machał ręką jak opętany, z szerokim uśmiechem na twarzy. Rozejrzałem się gorączkowo w poszukiwaniu pomocy, ale jak na złość w pobliżu nie było żadnego nauczyciela, który mógłby ukrócić wybryki tego szaleńca. Dopiero po chwili spostrzegłem, że blondyn nie jest sam.

Prowadził pod ramię drobnego chłopca, z oczami ukrytymi pod gęstwiną grzywki. Poczułem lód w żołądku, rozpoznając w nim swojego sąsiada. Miał na sobie ten sam strój co rano, przez co obaj, on i jego kolega, odznaczali się na tle uczniów odzianych w mundurki. Jakim cudem nikt tego nie zauważył? Chłopak wyraźnie zapierał się, nie chciał słuchać tego, co blondyn do niego mówił. Z upartą miną dawał się ciągnąć za ramię, cały czas wyrażając dezaprobatę dla zaistniałej sytuacji. W końcu stanęli przede mną i blondyn wyszczerzył się jak głupi.

- Cześć! – przywitał się entuzjastycznie, na co kiwnąłem tylko głową, niepewny z czym tym razem wyskoczy ten nieobliczalny człowiek. On jednak spojrzał z troską na nadąsanego chłopca, którego wciąż trzymał pod ramię.

- Taemin, znalazłem ci kolegę – stwierdził z dumą. Uniosłem brwi, patrząc na niego jak na wariata, którym chyba faktycznie był. Nie dano mi jednak czasu na wymówki, bo nagle blondyn popchnął kolegę do przodu. Chłopak zrobił niepewny krok i oparł się rękami o moją klatkę piersiową, po czym ciasno oplótł swoje ramię wokół mojego. Zesztywniałem pod tym kurczowym uściskiem, nie rozumiejąc co to wszystko ma znaczyć.

- Myślę, że się zaprzyjaźnicie – rzucił wariat na odchodnym i tyle go widziałem. Odwróciłem głowę zdezorientowany, szukając wyjaśnień w minie trzymającego się mnie chłopaka, on jednak znów przybrał maskę niechęci do całego świata.

- Taemin, tak? – zapytałem po dłużej chwili krępującej ciszy. Chłopak wciągnął głośno powietrze na dźwięk mojego głosu i wrogo zmarszczył brwi, a ja poczułem się jeszcze bardziej zbity z tropu tą reakcją. Jego rysy stwardniały i zaatakował mnie z nową agresją.

- Jesteś głuchy czy głupi? - zapytał zjadliwym tonem. – A może oba naraz? Rusz się, za chwilę mam pierwsze zajęcia i chyba nie chcesz, żebym się przez ciebie spóźnił – rzekł władczym tonem. Uniosłem znacząco brwi, ale nie zareagował, tylko pociągnął mnie w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie miałem bladego pojęcia w co zostałem wkopany i wcale mi się to nie podobało, ale z jakiegoś powodu postanowiłem pomóc mu dotrzeć na miejsce. Ten jeden raz.

~*~

Po krwawej bitwie na formatowanie, stoczonej z blogspotem, oto jest pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania *ociera pot i opatruje rany* >.< Mam nadzieję, że domyśliliście się, że każdy znaczek nutki jest odnośnikiem do utworu wykonywanego przez bohatera. Planuję też dodać osobną zakładkę ze spisem piosenek granych w opowiadaniu, jak i muzyki, która mnie inspirowała przy pisaniu. Nie mam pojęcia jak Wam się spodoba ta moja twórczość *patrzy niepewnym wzrokiem na czytelników*, ale włożyłam w CdA naprawdę dużo czasu, pracy i serca ;-; Dajcie znać, co o tym sądzicie. Jest jedna bardzo ważna sprawa dotycząca Taemina, o której ani wy, ani Minho, jeszcze nie wiecie. Dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą do Ame, żeby nie zdradzała tego w komentarzu (o ile sama się już domyśliła o czym mówię). Chyba tyle~~ 

12 komentarzy:

  1. Kurcze, nie zorientowałam się :(
    Ale to nic.
    Coś mi się wydaje, że Taem nie widzi, no takie wewnętrzne przeczucie... A jeżeli tym chłopakiem, co przyszedł na zwiady był Key to się nawet nie zdziwię :D
    Jestem oczarowana tymże utworem i z całą moją wewnętrzną satysfakcją informuję, że z utęsknieniem czekać będę na ciąg dalszy ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, pierwszy komentarz ! Dziękuję <3 Jestem taka szczęśliwa, że komuś się podoba *o* nie zdradzę czy Twoje przypuszczenia są słuszne >.< ok, napisałam na początku, żeby inni wiedzieli o tych odnośnikach ;3 na następny rozdział zapraszam za tydzień~~

      Usuń
    2. O czemuż dopiero za tydzień? :(
      W zasadzie nie mam co narzekać, bo sama od 2 tygodni nic nie dodałam, ale jak każdy, nie mam czasu :(

      Usuń
  2. Za kogo mnie masz, tego nie zdradzę -_- To jest zbyt ważne. Tak poza tym- podoba mi się wizja Minho malarza, bo jeszcze się z czymś takim nie spotkałam :3 Aczkolwiek nie rozumiem, co on ma do tworzenia z natury. Osobiście wolę robić zdjęcia kwiatom niż ludziom :P No ale nieważne. Tak wracając, mam przed oczami tego moszczącego się na parapecie Minho, z kubkiem herbaty w ręce, i bardzo mi się ta wizja podoba *o* Długowłosy Taemin, wiesz, co kochamy *o* a z tą laską to mi się mega skojarzyło z Cielem <3 Kłótnia... hihi. Taemin w ogóle zachowuje się jak paniczyk :3 Czy niezdarny uczeń ze stołówki to Onew? Na to mi wygląda. Minhołek wrobiony w pomoc, prawdę mówiąc nie sądziłam, że tak to rozegrasz, ale mi się podoba. Okej, tyle na dzisiaj, nawet nie tak chaotycznie jest jak na ogół, czas spać :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorki, że tak późno...
    Po pierwsze Taes na stowe jest niewidomy.
    A jeśli chodzi o chlopaka wysłanego na zwiady to w pierwszej chwili pomyślałam o Onew <3 a w drugiej o Jonghyunie xD.
    Rozdział fajny. Coś nowego. Nie czytałam podobnego opowiadania (a było tego duzo). Nie mogę się doczekac kiedy akcja sie rozwionie przeczuwam dobre opowiadanie.
    Fajnie, że rozdział był długi <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, dziękuję <3 obiecałam Ci 2mina i oto jest, dlatego cieszę się, że się podoba ^.^ rozdział długi i będą nawet dłuższe niektóre >.< mam nadzieję, że dalszy ciąg również nikogo nie rozczaruje ;3

      Usuń
  4. Hej!
    Rany... rozdział podoba mi się BAAAAAAARDZO, ładny język, styl, wszystko jest logicznie uporządkowane i zrozumiałe.
    Tylko na przyszłość, jeśli chcesz ukryć jakiś fakt, jak tutaj ślepotę Taemina to postaraj się bardziej, bo myślę że wszyscy się zorientowali :D
    Owym blondynem myślę że jest Key. Strasznie mi się z nim kojarzy!
    No i Tae w długich włosach, omo, wiesz co lubimy <3
    Zapowiada się przesuper, ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie zamierzałam tego faktu ukrywać, bo to raczej oczywiste >.< wszyscy się domyślili oprócz tej głupiej Żaby :') Długowłosy Tae, o tak, moja słabość *-* Yay, każdy entuzjastyczny komentarz daje mi tyle radości! <3 Dziękuję ;3

      Usuń
  5. Taemin jest niewidomy, tak? Łatwe do odgadnięcia ><
    Jejku jejku, on mi się tak podoba w długich włosach... Szkoda, że teraz próbuje być taki męski i już go takim nie zobaczymy (chyba) xd Ale Taeman też jest
    Bardzo podoba mi się pierwszy rozdział i już lecę czytać kolejny :3
    O czym by tu........ Ach! Key mnie denerwuje XD
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że dalsze rozdziały też przypadną Ci do gustu <3

      Usuń
  6. Obiecany komentarz.Przepraszam, że dopiero teraz, ale naprawdę zasłużyłaś.
    Po pierwsze: MINHO ARTYSTA! *miłość, miłość, miłość*
    Po drugie: Taemin z długimi włosami. <3 <3 <3
    Po trzecie: Taemin grający na skrzypcach. *umiera z miłości*
    Po czwarte: co ty zrobiłaś Taeminowi, że cierpi? Jak śmiałaś?
    Po piąte: już kocham tego szaleńca, który łazi im po akademii <3
    I jeszcze po szóste: wiesz, że jestem największą fanką, pisz, bo kocham twoja twórczość i masz być z tego zadowalano, bo piszesz genialnie. Chyba tyle.
    Kocham, kocham, kocham <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem na siebie pieruńsko zła... Tak bardzo zła, że aż mnie skręca wewnętrznie i mam ochotę się kopnąć w zadek.
    O dziwo tym razem nie chodzi mi o moją nieumiejętność dodawania komentarzy, ale raczej o to, że dopiero teraz sięgnęłam po Twoją wielopartówkę. Kiedy dodałaś u mnie komentarz (na który oczywiście już odpowiedziałam♥), że dzisiaj wstawiasz epilog pomyślałam właśnie o CdA i o tym, że zerknę, bo a nóż widelec mi się spodoba.
    (Wybacz, że jeszcze nie skomentowałam całości one shotów, ale ostatnio bawię się w niańkę, co mi krzyżuje plany przy pisaniu .-. )
    I nie pomyliłam się! Cholera jasna! Tak, trzy razy TAK!
    Uwielbiam artystyczne szkoły w opowiadaniach, zwłaszcza wtedy, kiedy jest w nich Shinee~ Jakoś bardzo mi to do nich pasuje.
    Zacznę może od Minho - artystycznego Żabola, który ma coś do kwiatków. (Ej men, wyluzuj~ kwiatki są ok, dobra?) Spodobało mi się wyobrażenie Minho, jako podglądacza o czym już wiesz *mina na 69*. Dalej rozczula mnie motyw z tym oknem i tylko czekam na tego shota o 2minowej fabryce!
    Taemin - czyli pokrzywdzona ślepota, która będzie macała Minho za każdym razem, kiedy będzie miał ochotę. Plusem są jego włosy, do których mam słabość >.< I czy poprawne jest to, że na tej poczcie(która swoją drogą przypomina mi tą polską~) tak trochę inspirowałaś się jego wyglądem z '1000 years'? Znaczy ogólnie - ta laska tak trochę mi się skojarzyła...yhym, no.
    Jestem też kupiona tym wariatem. JA WIEM, że to jest Kibum i aż mnie skręca żeby pieprznąć ten komentarz i iść czytać dalej! *afrkjhgfdsas* Tylko z Kijem Minho może się tak 'uwielbiać' i ja wiem, że to on!
    Co tu jeszcze powiedzieć? Chyba tylko tyle, że ciągle jestem fanką Twojego stylu pisania i kreowania świata, bo naprawdę wychodzi Ci to cudownie~~
    Chuu~ i idę czytać dalej ♥ / zauroczona Kummie

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams