Autor: ShizukaAmaya, Mizuki Mizu
Pairing: Jongkey, odrobina 2min
Gatunek: wtf, komedia, fluff, shōnen-ai
Długość: one-shot
Długość: one-shot
~*~
- Dalej
nie idę. – oznajmił Kibum buntowniczo, po czym usiadł na przydrożnym pieńku,
krzyżując ręce na piersi. – Nie ruszę się stąd, choćby nie wiem co. – dodał
obrażonym tonem. Jonghyun zbliżył się do niego i troskliwym gestem wyciągnął
zbłąkany listek, który zaplątał się we włosy chłopaka. Na tę czułość nie
spotkało go nic innego, niż ostrzegawcze spojrzenie płonących gniewem oczu Key.
Jonghyun uniósł ręce w geście kapitulacji, cofając się parę kroków w tył.
- Skoro tak mówisz… - mruknął z krzywym uśmiechem, po czym skierował się z powrotem na leśną ścieżynkę i ruszył w dalszą drogę. Celowo nie odwracając się ani razu, szedł równym, niespiesznym krokiem, cały czas nasłuchując. Leśna cisza wibrowała od śpiewu ptaków i szumu liści. Szepty drzew rozbrzmiewały wszędzie wokół, jakby chciały wyjawić człowiekowi sekrety natury. Wśród tych magicznych dźwięków rozległo się dudnienie. Odgłos pospiesznych kroków, dobiegający gdzieś zza pleców Jonghyuna.
- Trzy… dwa… jeden… - mruknął chłopak.
- KIM JONGHYUN, TY NIEWYDARZONY, ZAKOMPLEKSIONY DINOZAURZE, JAK ŚMIESZ ZOSTAWIAĆ MNIE SAMEGO W TEJ DZICZY?! – rozległ się rozwścieczony głos Key. Jonghyun uśmiechnął się pod nosem, słysząc tę wyszukaną obelgę. Przystanął i oparł się o drzewo w niedbałej pozie, ze skrzyżowanymi ramionami, próbując wyglądać jak najbardziej cool i spoglądając w stronę, z której dobiegał głos Kibuma. Po chwili chłopak pojawił się na horyzoncie. Jego różowa grzywka, wyłaniająca się spod eleganckiego kapelusza, odznaczała się na tle jednostajnej zieleni drzew, panującej wszędzie wokół. Jonghyun powoli, leniwie zlustrował chłopaka wzrokiem, ciesząc swoje oczy widokiem wyraźnie zarysowanych obojczyków , nieśmiało wyglądających z dużego dekoltu czarnego swetra. Również dolna część odzienia Kibuma pozwalała Jonghyunowi puścić wodzę fantazji. Z obcisłych, artystycznie postrzępionych jeansów, wyglądały gdzieniegdzie fragmenty bladej skóry nóg. Jonghyun cały dzień nie marzył o niczym innym, jak tylko poczuć pod opuszkami palców obnażone ciało Kibuma, a ustami zbadać solidną strukturę jego obojczyków. Ale na to jeszcze nie pora…
- Dzicz? Skarbie, jesteśmy w zwykłym lesie, nie w Amazonii. – oznajmił zuchwale, ściągając na siebie kolejną falę nieprzyjaznych spojrzeń.
- To nie zmienia faktu, że od trzech godzin prowadzisz mnie po jakiś krzakach, chaszczach i moczarach! Czy ty w ogóle masz pojęcie gdzie się teraz znajdujemy? – spojrzenie Kibuma było ostre jak brzytwa. Przez twarz Jonghyuna przemknął cień niepewności, ale chłopak szybko pokrył go uśmiechem. Nie umknęło to jednak uwadze młodszego.
- No nie… nie mów, że nas zgubiłeś! O Boże… zginiemy tu, zginiemy! Za chwilę zrobi się ciemno i rozszarpią nas dzikie bestie! – Key złapał się za głowę, w ataku paniki. Jonghyun chwycił go za ramiona, unieruchamiając i zmuszając, żeby na niego spojrzał.
- Hej… nie zgubiliśmy się, doskonale wiem co robię. – rzekł stanowczo, patrząc Key prosto w oczy, a gdy ten nie wyglądał na przekonanego, Jonghyun uśmiechnął się z błyskiem w oku. – Wiesz, że cię kocham. Nie zostawię cię wilkom na pożarcie.
Kibum prychnął na tę uwagę. – Niby jak mnie obronisz? Kiedy zobaczą takiego karła jak ty, to prawdopodobnie padną ze śmiechu! – stwierdził złośliwie. - … a ten abs… - tu Key uderzył pięścią w twardą jak skała klatkę piersiową chłopaka - … może ci nie wystarczyć, w starciu z całą watahą.
Jonghyun przytrzymał dłoń Kibuma w pobliżu swojego serca a ten spojrzał na niego uważnie, nieco poważniejąc.
- Skoro mnie kochasz, to czemu wymyśliłeś coś tak niedorzecznego? – zapytał, szukając w oczach Jonghyuna szczerej odpowiedzi. Kiedy chłopak milczał, Key westchnął cicho. – Dobrze wiesz co lubię. Zakupy, imprezy, drogie prezenty. Dlaczego więc, ze wszystkich miejsc na ziemi, wybrałeś to zadupie, żeby uczcić naszą rocznicę? – wydął dolną wargę, wodząc ręką po klatce piersiowej Jjonga.
- Zaufaj mi, skarbie. – poprosił Jonghyun pewnym głosem, na co Key wywrócił oczami.
- Zaufać? TOBIE? Równie dobrze mogę się już rzucić na pożarcie tym wilkom. – odparł lekkim tonem. Jonghyun uśmiechnął się drapieżnie, po czym ujął Key za rękę i pociągnął w las.
- Skoro tak mówisz… - mruknął z krzywym uśmiechem, po czym skierował się z powrotem na leśną ścieżynkę i ruszył w dalszą drogę. Celowo nie odwracając się ani razu, szedł równym, niespiesznym krokiem, cały czas nasłuchując. Leśna cisza wibrowała od śpiewu ptaków i szumu liści. Szepty drzew rozbrzmiewały wszędzie wokół, jakby chciały wyjawić człowiekowi sekrety natury. Wśród tych magicznych dźwięków rozległo się dudnienie. Odgłos pospiesznych kroków, dobiegający gdzieś zza pleców Jonghyuna.
- Trzy… dwa… jeden… - mruknął chłopak.
- KIM JONGHYUN, TY NIEWYDARZONY, ZAKOMPLEKSIONY DINOZAURZE, JAK ŚMIESZ ZOSTAWIAĆ MNIE SAMEGO W TEJ DZICZY?! – rozległ się rozwścieczony głos Key. Jonghyun uśmiechnął się pod nosem, słysząc tę wyszukaną obelgę. Przystanął i oparł się o drzewo w niedbałej pozie, ze skrzyżowanymi ramionami, próbując wyglądać jak najbardziej cool i spoglądając w stronę, z której dobiegał głos Kibuma. Po chwili chłopak pojawił się na horyzoncie. Jego różowa grzywka, wyłaniająca się spod eleganckiego kapelusza, odznaczała się na tle jednostajnej zieleni drzew, panującej wszędzie wokół. Jonghyun powoli, leniwie zlustrował chłopaka wzrokiem, ciesząc swoje oczy widokiem wyraźnie zarysowanych obojczyków , nieśmiało wyglądających z dużego dekoltu czarnego swetra. Również dolna część odzienia Kibuma pozwalała Jonghyunowi puścić wodzę fantazji. Z obcisłych, artystycznie postrzępionych jeansów, wyglądały gdzieniegdzie fragmenty bladej skóry nóg. Jonghyun cały dzień nie marzył o niczym innym, jak tylko poczuć pod opuszkami palców obnażone ciało Kibuma, a ustami zbadać solidną strukturę jego obojczyków. Ale na to jeszcze nie pora…
- Dzicz? Skarbie, jesteśmy w zwykłym lesie, nie w Amazonii. – oznajmił zuchwale, ściągając na siebie kolejną falę nieprzyjaznych spojrzeń.
- To nie zmienia faktu, że od trzech godzin prowadzisz mnie po jakiś krzakach, chaszczach i moczarach! Czy ty w ogóle masz pojęcie gdzie się teraz znajdujemy? – spojrzenie Kibuma było ostre jak brzytwa. Przez twarz Jonghyuna przemknął cień niepewności, ale chłopak szybko pokrył go uśmiechem. Nie umknęło to jednak uwadze młodszego.
- No nie… nie mów, że nas zgubiłeś! O Boże… zginiemy tu, zginiemy! Za chwilę zrobi się ciemno i rozszarpią nas dzikie bestie! – Key złapał się za głowę, w ataku paniki. Jonghyun chwycił go za ramiona, unieruchamiając i zmuszając, żeby na niego spojrzał.
- Hej… nie zgubiliśmy się, doskonale wiem co robię. – rzekł stanowczo, patrząc Key prosto w oczy, a gdy ten nie wyglądał na przekonanego, Jonghyun uśmiechnął się z błyskiem w oku. – Wiesz, że cię kocham. Nie zostawię cię wilkom na pożarcie.
Kibum prychnął na tę uwagę. – Niby jak mnie obronisz? Kiedy zobaczą takiego karła jak ty, to prawdopodobnie padną ze śmiechu! – stwierdził złośliwie. - … a ten abs… - tu Key uderzył pięścią w twardą jak skała klatkę piersiową chłopaka - … może ci nie wystarczyć, w starciu z całą watahą.
Jonghyun przytrzymał dłoń Kibuma w pobliżu swojego serca a ten spojrzał na niego uważnie, nieco poważniejąc.
- Skoro mnie kochasz, to czemu wymyśliłeś coś tak niedorzecznego? – zapytał, szukając w oczach Jonghyuna szczerej odpowiedzi. Kiedy chłopak milczał, Key westchnął cicho. – Dobrze wiesz co lubię. Zakupy, imprezy, drogie prezenty. Dlaczego więc, ze wszystkich miejsc na ziemi, wybrałeś to zadupie, żeby uczcić naszą rocznicę? – wydął dolną wargę, wodząc ręką po klatce piersiowej Jjonga.
- Zaufaj mi, skarbie. – poprosił Jonghyun pewnym głosem, na co Key wywrócił oczami.
- Zaufać? TOBIE? Równie dobrze mogę się już rzucić na pożarcie tym wilkom. – odparł lekkim tonem. Jonghyun uśmiechnął się drapieżnie, po czym ujął Key za rękę i pociągnął w las.
~*~
Ścieżka stawała się coraz
węższa, a zarośla coraz gęstsze. Niebo było już całkiem ciemne, kiedy Key po
raz kolejny odmówił dalszej współpracy.
- Nie wiem w co mnie wrabiasz, ale za nic nie uwierzę ci, że jesteśmy na dobrej drodze. Toż to koniec świata, a do tego zrobiło się już całkiem ciemno! – bulwersował się.
Wtem, wieczorną ciszę lasu przerwało głośne pohukiwanie sowy. Key, wystraszony, uczepił się ramienia starszego, rzucając niepewne spojrzenia na prawo i lewo. Jonghyun skorzystał z okazji i objął chłopaka od tyłu ramionami, unieruchamiając, po czym zakrył mu oczy ręką. Kibum sapnął z oburzenia, ale nie usunął dłoni ze swojej twarzy.
- Już prawie dotarliśmy na miejsce. – oznajmił starszy, odgarniając rozłożyste gałęzie krzewów i prowadząc chłopaka przed sobą. Wreszcie dotarli na małą polankę. Jonghyun przystanął, oceniając wzrokiem zaplanowaną przez niego romantyczną scenerię. Malownicza łąka była zalana światłem księżyca. Pośrodku leżał rozłożony miękki kocyk w kratkę, obok którego zostały poustawiane koszyki z jedzeniem. Gdzieś w pobliżu dało się słyszeć delikatny i subtelny szum strumienia. Cały widoczek wyglądał jak żywcem wzięty z jakiegoś filmu, albo ilustracji książki. Key niecierpliwym gestem odsunął się od Jonghyuna i rozejrzał wokół.
- Serio Jjong, SERIO? – na jego twarzy malowała się konsternacja. – Wlokłeś mnie taki kawał drogi tylko po to, żeby zrobić PIKNIK? Równie dobrze mogłeś… - urwał gwałtownie, kiedy poczuł żarliwe pocałunki na swojej szyi. Jonghyunowi najwyraźniej znudziła się zabawa w grzecznego chłopca i niemal od razu przeszedł do rzeczy. Rozpalonymi wargami atakował obnażoną skórę ukochanego, jednocześnie wsadzając ręce pod jego koszulkę. Key przez chwilę walczył sam ze sobą, świadom, że nie powinien tak łatwo wybaczyć Jonghyunowi trudów, przez które chłopak kazał mu przejść tego dnia. Jednakże kiedy poczuł rękę ukochanego na swoim kroczu, nie miał już siły protestować.
- Jesteś głupi. – oznajmił, dając się poprowadzić na romantyczny wcale-nie-piknikowy kocyk.
- Głupi? – zapytał niedbale Jonghyun, bardziej skupiając się na znalezieniu w obrębie kocyka jak najwygodniejszego miejsca, w którym mógłby położyć się Kibum.
- Tak, głupi. Skoro to jest to, czego chciałeś, to wystarczyło poprosić. – Key przerwał troskliwe starania swojego partnera, pchając go brutalnie na ziemię i siadając na nim okrakiem. Jonghyun nawet nie zdążył zareagować, bo chłopak sprawnym ruchem zdarł z niego koszulkę i zaczął językiem wodzić po wyraźnie zarysowanej linii mięśni brzucha, pozostawiając za sobą mokry ślad. Leżący poczuł dreszcz podniecenia i zaczął rozważać, czy nie powinien zrzucić z siebie Kibuma. Miał nieodpartą ochotę przygwoździć ukochanego do ziemi swoim ciałem, dlatego niezbyt odpowiadała mu, swoją drogą dość szokująca, perspektywa znajdowania się pod nim. Key, prawdopodobnie za pomocą swojego szóstego zmysłu, wyczuł rozterki partnera, bo uniósł wzrok ponad jego brzuchem i zajrzał mu w oczy, ostrzegawczym spojrzeniem. Czaiła się w nim groźba. Po chwili jednak, wzrok Key powędrował w górę, gdzieś ponad głowę leżącego. Oczy chłopaka zrobiły się okrągłe, kiedy wyprostował się i wskazał jakiś punkt na skraju lasu.
Jonghyun odchylił głowę do tyłu i zobaczył łunę światła, która go nieco oślepiła. Chwilę później obok koca zmaterializował się jeleń. Obaj chłopcy spojrzeli na zwierzę, ogłupieli. Jeleń miał smukłe nogi i piękne poroże, jak prawdziwy mężczyzna. Nie był to jednak zwyczajny jeleń. Zarówno Jonghyun, jak i Key doskonale o tym wiedzieli. Był to bowiem Widmowy Jeleń Luhan, bohater miejscowych podań ludowych. Niektórzy twierdzili, że czasem po zmroku można dostrzec przemieszczającą się między drzewami łunę światła. Był to właśnie Luhan, wiecznie zbłąkany duch zwierzęcia, szukający swojej zagubionej drugiej połówki. Z tej racji, zjawa była znana ze swoich dobrych uczynków na rzecz wszystkich zakochanych.
Również i tym razem Luhan postanowił obdarować kochanków odrobiną swojej magii. Zostawił u ich stóp jakąś paczkę i czym prędzej pogalopował z powrotem do lasu, żeby schować się w pobliskie krzaki. Key i Jonghyun wlepili spojrzenie w tajemniczy pakunek, niepewni czy powinni go otwierać. Po chwili jednak, zgodnie kiwnęli głowami i starszy rozdarł ozdobny papier w czerwone serduszka. W środku znajdowało się…
- WINO!!! – wykrzyknął uradowany i z entuzjazmem zabrał się do odkorkowywania butelki. Trunek miał niesamowity smak, niepodobny do niczego, co było im dotąd dane kosztować. Jednak zaledwie po paru łykach Jonghyun począł się zataczać, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka. Key spojrzał na niego jak na debila, ale po chwili obraz rozmazał mu się przed oczami, zamieniając się w falujący wir kolorów. Ostatnim wysiłkiem rozsądku zdążył jeszcze zerknąć na etykietkę tajemniczego wina. Z iskierek i gwiazdeczek namalowanych na papierku, wyłaniał się elegancki napis „MADE BY LAY”, emanujący srebrnym światłem księżyca. Kibuma zmartwił ten widok, myśli miał jednak mętne i już po chwili zgubił wątek swojego niepokoju.
- Jongie, Jongie… gdzie jesteś? – wołał Key, biegnąc lukrową ścieżynką, ciągnącą się przez środek mlecznej krainy. Rozglądał się gorączkowo, zaglądając w każdy kąt. Jonghyuna nie było ani w basenie śniadaniowym ani w pobliżu kakaowego wodospadu. Key zaczął się już poważnie martwić,
kiedy nagle zguba pociągnęła go za nogę.
- Stój Kibum, gdzie idziesz? Tu jest ciemno, a tam, za drzewami, czają się bestie. – w głosie Jonghyuna dało się słyszeć panikę.
- Kochanie, co ty bredzisz? – Key zlustrował wzrokiem landrynkowe drzewa rosnące wzdłuż dróżki i nie dostrzegł w nich nic niepokojącego. Zamierzał mu właśnie wytłumaczyć, że przechadza się po lukrowej ścieżce, ale ten przyłożył mu palec do twarzy, najwyraźniej usiłując trafić w usta.
Mleczna kraina rozpłynęła się i odeszła w niepamięć. Obaj leżeli na kocyku, pośrodku księżycowej polanki, a młodszy zorientował się, że przygważdża swoim ciałem partnera.
Kibum spoglądał bezmyślnie w roziskrzone oczy Jonghyuna, nie rozważając nawet wstawania. Było mu ciepło i wygodnie, a ich ciała idealnie do siebie pasowały. Pogładził delikatnie rozpalony policzek ukochanego, po czym zagryzł wargę.
- Dino, czemu jesteś taki gorący? Czy powinienem przynieść trochę lodu? Może jeśli wsadzę ci go w… - urwał, słysząc dziwne, tajemnicze szuranie, gdzieś koło prawego ucha. Uniósł wzrok, zaskoczony.
- Co ty tu robisz? – zapytał, marszcząc brwi na widok Minho.
- Jaaa? Ja tu tylko sprzątam. – odparł brunet, machając miotłą na prawo i lewo.
- A..aha…
- Nie przeszkadzajcie sobie. – dodał Minho z błazeńskim uśmiechem. Key spojrzał na niego, nie rozumiejąc.
- Ale w czym? – spytał tępo.
- No… w pikniku, rzecz jasna! – odrzekł radośnie, jednocześnie energicznie rozrzucając grudki ziemi za pomocą swojej miotły. Po chwili jednak, zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na trzymany przez siebie przedmiot z nowym zainteresowaniem. – Skoro… ja tu sprzątam, to co robi Taemin…? – zadał pytanie, które, nie skierowane do nikogo konkretnego, zawisło w pustce. Minho zmarszczył brwi i rozejrzał się po polance. Jego rozbiegany wzrok w końcu spoczął na drewnianej budce stojącej w pobliżu strumienia, której ani Key ani Jonghyun wcześniej nie zauważyli. Na drzwiach budki zostało wyryte koślawe serduszko, przez które z wnętrza dobiegało żółte światło lampy. Minho przeraził się nie na żarty i podbiegł w tamtym kierunku, wciąż machając swoją miotłą.
- Taeminnie!!! Mogłeś mi powiedzieć, że idziesz do wychodka, poszedłbym z tobą! – wykrzyknął, po czym otworzył drzwi i władował się do wąskiego pomieszczenia. Jonghyun zagwizdał cicho, słysząc dźwięki, które po chwili stamtąd dobiegły. Key spojrzał na niego znacząco, starając się jednocześnie wsunąć mu rękę do spodni, ale nie zdążył nic zdziałać, bo gdzieś w oddali rozległo się wściekłe rżenie konia. Młodszy, wystraszony, spadł z Jonghyuna i spojrzał płochliwym spojrzeniem w kierunku lasu.
Z pomiędzy drzew wyłonił się ogromny, czarny rumak, dosiadany przez jeźdźca w ciemnym płaszczu. Key przełknął ślinę i wtulił się w bok Jonghyuna. Nieznajomy miał na głowie kaptur, nie można więc było dostrzec jego twarzy. Pod pachą trzymał wielkiego, zielonego arbuza.
- Witajcie poczciwcy, jestem Kangin, Jeździec Bez Głowy. – oznajmił podniosłym tonem, zatrzymując konia obok ich kocyka. – Po latach poszukiwań odnalazłem jednak idealny substytut głowy, którym jest… - nie dane mu było dokończyć, bo Jonghyun parsknął głośnym śmiechem, dopiero teraz dostrzegłszy, że trzymany przez jeźdźca arbuz ma ubraną długą blond perukę oraz doklejony krzywy, papierowy uśmiech. Nieznajomy wydał z siebie niezadowolony pomruk, kiedy Dino zaczął zwijać się na ziemi ze śmiechu. Pieszczotliwie pogładził arbuza po blond czuprynie.
- Arbuzie, nie będziemy zadawać się z takimi prostakami, oni najwyraźniej nie potrafią zrozumieć głębokiej więzi, jaka nas łączy. – oznajmił obrażony. – Spójrz tylko, jacy oni są… - tu Kangin Jeździec Z Arbuzem Zamiast Głowy zwrócił się do swojego zielonego przyjaciela, ale urwał nagle i zapanowała chwila milczenia, po której jeździec głośno wciągnął powietrze. – O MÓJ BOŻE, ARBUZIE, TY NIE MASZ OCZU! JAK MOGŁEM O TYM ZAPOMNIEĆ?! – wrzasnął przeraźliwie, łapiąc owoc w obie ręce i przytulając do piersi. – Nie martw się najdroższy, zaraz to naprawimy. – rzekł czule gładząc potargane włosy arbuza, po czym odwrócił konia z powrotem w kierunku lasu.
- Jongie, jesteś głupi, wiesz? – Kibum oplótł ręce wokół nagiego torsu leżącego obok chłopaka. Jonghyun spojrzał na niego pytająco, omiatając wzrokiem zarumienione od trunku policzki i poburzoną fryzurę. Nie doczekał się jednak werbalnej odpowiedzi, bo ukochany przylgnął do niego, w żarliwym pocałunku, od którego im obu zrobiło się gorąco. Choć z tajemniczego lasu znów dobiegły niezidentyfikowane dźwięki, tym razem nie pozwolili sobie przerwać, ciesząc się swoją bliskością, dotykiem i smakiem. Leśna polanka stała się scenerią ich namiętnej celebracji, której cichym świadkiem była przyroda wokół.
Jonghyun, nieco zdyszany, ułożył brodę na unoszącym się szybko, płaskim brzuchu Kibuma, zerkając mu w oczy. Leżący pod nim chłopak uniósł powieki i spojrzał na niego zaskoczony, zastanawiając się, czemu ten przerwał.
- Dalej uważasz, że jestem głupi, hm? – zapytał niedbale Dino, pieszcząc ręką przyrodzenie partnera. Kibum przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu, w niemej rozkoszy.
- Oczywiście, że tak. – mruknął chłopak, zagryzając wargę, żeby nie jęczeć.
- Dlaczego? – Jonghyun świetnie się bawił, widząc poczynione przez Key usilne próby zachowania godności. Ten jednak gwałtownym gestem złapał go za włosy.
- Chyba tylko głupiec odważyłby się wypić wino z etykietką „MADE BY LAY”… - odparł, po czym zaatakował kochanka ze zdwojoną żarliwością, nie dając mu czasu na odpowiedź.
- Nie wiem w co mnie wrabiasz, ale za nic nie uwierzę ci, że jesteśmy na dobrej drodze. Toż to koniec świata, a do tego zrobiło się już całkiem ciemno! – bulwersował się.
Wtem, wieczorną ciszę lasu przerwało głośne pohukiwanie sowy. Key, wystraszony, uczepił się ramienia starszego, rzucając niepewne spojrzenia na prawo i lewo. Jonghyun skorzystał z okazji i objął chłopaka od tyłu ramionami, unieruchamiając, po czym zakrył mu oczy ręką. Kibum sapnął z oburzenia, ale nie usunął dłoni ze swojej twarzy.
- Już prawie dotarliśmy na miejsce. – oznajmił starszy, odgarniając rozłożyste gałęzie krzewów i prowadząc chłopaka przed sobą. Wreszcie dotarli na małą polankę. Jonghyun przystanął, oceniając wzrokiem zaplanowaną przez niego romantyczną scenerię. Malownicza łąka była zalana światłem księżyca. Pośrodku leżał rozłożony miękki kocyk w kratkę, obok którego zostały poustawiane koszyki z jedzeniem. Gdzieś w pobliżu dało się słyszeć delikatny i subtelny szum strumienia. Cały widoczek wyglądał jak żywcem wzięty z jakiegoś filmu, albo ilustracji książki. Key niecierpliwym gestem odsunął się od Jonghyuna i rozejrzał wokół.
- Serio Jjong, SERIO? – na jego twarzy malowała się konsternacja. – Wlokłeś mnie taki kawał drogi tylko po to, żeby zrobić PIKNIK? Równie dobrze mogłeś… - urwał gwałtownie, kiedy poczuł żarliwe pocałunki na swojej szyi. Jonghyunowi najwyraźniej znudziła się zabawa w grzecznego chłopca i niemal od razu przeszedł do rzeczy. Rozpalonymi wargami atakował obnażoną skórę ukochanego, jednocześnie wsadzając ręce pod jego koszulkę. Key przez chwilę walczył sam ze sobą, świadom, że nie powinien tak łatwo wybaczyć Jonghyunowi trudów, przez które chłopak kazał mu przejść tego dnia. Jednakże kiedy poczuł rękę ukochanego na swoim kroczu, nie miał już siły protestować.
- Jesteś głupi. – oznajmił, dając się poprowadzić na romantyczny wcale-nie-piknikowy kocyk.
- Głupi? – zapytał niedbale Jonghyun, bardziej skupiając się na znalezieniu w obrębie kocyka jak najwygodniejszego miejsca, w którym mógłby położyć się Kibum.
- Tak, głupi. Skoro to jest to, czego chciałeś, to wystarczyło poprosić. – Key przerwał troskliwe starania swojego partnera, pchając go brutalnie na ziemię i siadając na nim okrakiem. Jonghyun nawet nie zdążył zareagować, bo chłopak sprawnym ruchem zdarł z niego koszulkę i zaczął językiem wodzić po wyraźnie zarysowanej linii mięśni brzucha, pozostawiając za sobą mokry ślad. Leżący poczuł dreszcz podniecenia i zaczął rozważać, czy nie powinien zrzucić z siebie Kibuma. Miał nieodpartą ochotę przygwoździć ukochanego do ziemi swoim ciałem, dlatego niezbyt odpowiadała mu, swoją drogą dość szokująca, perspektywa znajdowania się pod nim. Key, prawdopodobnie za pomocą swojego szóstego zmysłu, wyczuł rozterki partnera, bo uniósł wzrok ponad jego brzuchem i zajrzał mu w oczy, ostrzegawczym spojrzeniem. Czaiła się w nim groźba. Po chwili jednak, wzrok Key powędrował w górę, gdzieś ponad głowę leżącego. Oczy chłopaka zrobiły się okrągłe, kiedy wyprostował się i wskazał jakiś punkt na skraju lasu.
Jonghyun odchylił głowę do tyłu i zobaczył łunę światła, która go nieco oślepiła. Chwilę później obok koca zmaterializował się jeleń. Obaj chłopcy spojrzeli na zwierzę, ogłupieli. Jeleń miał smukłe nogi i piękne poroże, jak prawdziwy mężczyzna. Nie był to jednak zwyczajny jeleń. Zarówno Jonghyun, jak i Key doskonale o tym wiedzieli. Był to bowiem Widmowy Jeleń Luhan, bohater miejscowych podań ludowych. Niektórzy twierdzili, że czasem po zmroku można dostrzec przemieszczającą się między drzewami łunę światła. Był to właśnie Luhan, wiecznie zbłąkany duch zwierzęcia, szukający swojej zagubionej drugiej połówki. Z tej racji, zjawa była znana ze swoich dobrych uczynków na rzecz wszystkich zakochanych.
Również i tym razem Luhan postanowił obdarować kochanków odrobiną swojej magii. Zostawił u ich stóp jakąś paczkę i czym prędzej pogalopował z powrotem do lasu, żeby schować się w pobliskie krzaki. Key i Jonghyun wlepili spojrzenie w tajemniczy pakunek, niepewni czy powinni go otwierać. Po chwili jednak, zgodnie kiwnęli głowami i starszy rozdarł ozdobny papier w czerwone serduszka. W środku znajdowało się…
- WINO!!! – wykrzyknął uradowany i z entuzjazmem zabrał się do odkorkowywania butelki. Trunek miał niesamowity smak, niepodobny do niczego, co było im dotąd dane kosztować. Jednak zaledwie po paru łykach Jonghyun począł się zataczać, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka. Key spojrzał na niego jak na debila, ale po chwili obraz rozmazał mu się przed oczami, zamieniając się w falujący wir kolorów. Ostatnim wysiłkiem rozsądku zdążył jeszcze zerknąć na etykietkę tajemniczego wina. Z iskierek i gwiazdeczek namalowanych na papierku, wyłaniał się elegancki napis „MADE BY LAY”, emanujący srebrnym światłem księżyca. Kibuma zmartwił ten widok, myśli miał jednak mętne i już po chwili zgubił wątek swojego niepokoju.
- Jongie, Jongie… gdzie jesteś? – wołał Key, biegnąc lukrową ścieżynką, ciągnącą się przez środek mlecznej krainy. Rozglądał się gorączkowo, zaglądając w każdy kąt. Jonghyuna nie było ani w basenie śniadaniowym ani w pobliżu kakaowego wodospadu. Key zaczął się już poważnie martwić,
kiedy nagle zguba pociągnęła go za nogę.
- Stój Kibum, gdzie idziesz? Tu jest ciemno, a tam, za drzewami, czają się bestie. – w głosie Jonghyuna dało się słyszeć panikę.
- Kochanie, co ty bredzisz? – Key zlustrował wzrokiem landrynkowe drzewa rosnące wzdłuż dróżki i nie dostrzegł w nich nic niepokojącego. Zamierzał mu właśnie wytłumaczyć, że przechadza się po lukrowej ścieżce, ale ten przyłożył mu palec do twarzy, najwyraźniej usiłując trafić w usta.
Mleczna kraina rozpłynęła się i odeszła w niepamięć. Obaj leżeli na kocyku, pośrodku księżycowej polanki, a młodszy zorientował się, że przygważdża swoim ciałem partnera.
Kibum spoglądał bezmyślnie w roziskrzone oczy Jonghyuna, nie rozważając nawet wstawania. Było mu ciepło i wygodnie, a ich ciała idealnie do siebie pasowały. Pogładził delikatnie rozpalony policzek ukochanego, po czym zagryzł wargę.
- Dino, czemu jesteś taki gorący? Czy powinienem przynieść trochę lodu? Może jeśli wsadzę ci go w… - urwał, słysząc dziwne, tajemnicze szuranie, gdzieś koło prawego ucha. Uniósł wzrok, zaskoczony.
- Co ty tu robisz? – zapytał, marszcząc brwi na widok Minho.
- Jaaa? Ja tu tylko sprzątam. – odparł brunet, machając miotłą na prawo i lewo.
- A..aha…
- Nie przeszkadzajcie sobie. – dodał Minho z błazeńskim uśmiechem. Key spojrzał na niego, nie rozumiejąc.
- Ale w czym? – spytał tępo.
- No… w pikniku, rzecz jasna! – odrzekł radośnie, jednocześnie energicznie rozrzucając grudki ziemi za pomocą swojej miotły. Po chwili jednak, zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na trzymany przez siebie przedmiot z nowym zainteresowaniem. – Skoro… ja tu sprzątam, to co robi Taemin…? – zadał pytanie, które, nie skierowane do nikogo konkretnego, zawisło w pustce. Minho zmarszczył brwi i rozejrzał się po polance. Jego rozbiegany wzrok w końcu spoczął na drewnianej budce stojącej w pobliżu strumienia, której ani Key ani Jonghyun wcześniej nie zauważyli. Na drzwiach budki zostało wyryte koślawe serduszko, przez które z wnętrza dobiegało żółte światło lampy. Minho przeraził się nie na żarty i podbiegł w tamtym kierunku, wciąż machając swoją miotłą.
- Taeminnie!!! Mogłeś mi powiedzieć, że idziesz do wychodka, poszedłbym z tobą! – wykrzyknął, po czym otworzył drzwi i władował się do wąskiego pomieszczenia. Jonghyun zagwizdał cicho, słysząc dźwięki, które po chwili stamtąd dobiegły. Key spojrzał na niego znacząco, starając się jednocześnie wsunąć mu rękę do spodni, ale nie zdążył nic zdziałać, bo gdzieś w oddali rozległo się wściekłe rżenie konia. Młodszy, wystraszony, spadł z Jonghyuna i spojrzał płochliwym spojrzeniem w kierunku lasu.
Z pomiędzy drzew wyłonił się ogromny, czarny rumak, dosiadany przez jeźdźca w ciemnym płaszczu. Key przełknął ślinę i wtulił się w bok Jonghyuna. Nieznajomy miał na głowie kaptur, nie można więc było dostrzec jego twarzy. Pod pachą trzymał wielkiego, zielonego arbuza.
- Witajcie poczciwcy, jestem Kangin, Jeździec Bez Głowy. – oznajmił podniosłym tonem, zatrzymując konia obok ich kocyka. – Po latach poszukiwań odnalazłem jednak idealny substytut głowy, którym jest… - nie dane mu było dokończyć, bo Jonghyun parsknął głośnym śmiechem, dopiero teraz dostrzegłszy, że trzymany przez jeźdźca arbuz ma ubraną długą blond perukę oraz doklejony krzywy, papierowy uśmiech. Nieznajomy wydał z siebie niezadowolony pomruk, kiedy Dino zaczął zwijać się na ziemi ze śmiechu. Pieszczotliwie pogładził arbuza po blond czuprynie.
- Arbuzie, nie będziemy zadawać się z takimi prostakami, oni najwyraźniej nie potrafią zrozumieć głębokiej więzi, jaka nas łączy. – oznajmił obrażony. – Spójrz tylko, jacy oni są… - tu Kangin Jeździec Z Arbuzem Zamiast Głowy zwrócił się do swojego zielonego przyjaciela, ale urwał nagle i zapanowała chwila milczenia, po której jeździec głośno wciągnął powietrze. – O MÓJ BOŻE, ARBUZIE, TY NIE MASZ OCZU! JAK MOGŁEM O TYM ZAPOMNIEĆ?! – wrzasnął przeraźliwie, łapiąc owoc w obie ręce i przytulając do piersi. – Nie martw się najdroższy, zaraz to naprawimy. – rzekł czule gładząc potargane włosy arbuza, po czym odwrócił konia z powrotem w kierunku lasu.
- Jongie, jesteś głupi, wiesz? – Kibum oplótł ręce wokół nagiego torsu leżącego obok chłopaka. Jonghyun spojrzał na niego pytająco, omiatając wzrokiem zarumienione od trunku policzki i poburzoną fryzurę. Nie doczekał się jednak werbalnej odpowiedzi, bo ukochany przylgnął do niego, w żarliwym pocałunku, od którego im obu zrobiło się gorąco. Choć z tajemniczego lasu znów dobiegły niezidentyfikowane dźwięki, tym razem nie pozwolili sobie przerwać, ciesząc się swoją bliskością, dotykiem i smakiem. Leśna polanka stała się scenerią ich namiętnej celebracji, której cichym świadkiem była przyroda wokół.
Jonghyun, nieco zdyszany, ułożył brodę na unoszącym się szybko, płaskim brzuchu Kibuma, zerkając mu w oczy. Leżący pod nim chłopak uniósł powieki i spojrzał na niego zaskoczony, zastanawiając się, czemu ten przerwał.
- Dalej uważasz, że jestem głupi, hm? – zapytał niedbale Dino, pieszcząc ręką przyrodzenie partnera. Kibum przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu, w niemej rozkoszy.
- Oczywiście, że tak. – mruknął chłopak, zagryzając wargę, żeby nie jęczeć.
- Dlaczego? – Jonghyun świetnie się bawił, widząc poczynione przez Key usilne próby zachowania godności. Ten jednak gwałtownym gestem złapał go za włosy.
- Chyba tylko głupiec odważyłby się wypić wino z etykietką „MADE BY LAY”… - odparł, po czym zaatakował kochanka ze zdwojoną żarliwością, nie dając mu czasu na odpowiedź.
~*~
WTF. PRZEPRASZAM za ten twór >.< nie mam pojęcia skąd się wziął. W zasadzie to opowiadanie było całkiem normalne, póki Mizuki Mizu nie wyjechała z tym Jeleniem xD tak się kończą nasze wycieczki w góry ;-; (śmiech przez łzy).
łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!! JongKey <3 wiesz że Cię uwielbiam i kocham i takie asdefrgvghioksndsj <3 <3 i jelonek Luluś i ten arbuz <3 padłam
OdpowiedzUsuńHahahahah <3 cóż. Jako, że cię dobrze znam, i znam twoje możliwości, to bardzo mi się podoba :3 Huhu, podziwiam za to, w jakich warunkach pisałaś :3 Pochrzanione, ale dlatego piękne :') Luhan mnie rozbroił, podobnie jak ten arbuz :D i wiesz, że kocham Kibuma-divę <3 moja ulubiona kreacja Bummiego, zaraz obok ummy. Taemin w łazience, klaruje mi się jakiś zły pomysł, bój się :D MINHO SPRZĄTACZKA, MAM JAKĄŚ PIĘKNĄ WIZJĘ I W OGÓLE TWOJE OPOWIADANIA SĄ ZŁE, BUAHAHAHA
OdpowiedzUsuńPS. Śmiech przez łzy, groteska tak bardzo, if you know what I mean :')
Wychodek i arbuz to co lubię najbardziej. Posmialam się jak zwykle. super dziewczyny :*
OdpowiedzUsuńHej, do tej pory nie komentowałem, ale czytałem większość Twoich opowiadań. Piszę teraz, ponieważ zauważyłem niezwykłe podobieństwo między tym opowiadaniem, a ff, które znalazłem pod adresem - http://kpop-overdose-oneshots.blogspot.com/2015/08/picnic.html
OdpowiedzUsuńUważam, że powinienem Ci o tym powiedzieć; i mam nadzieję, że rozwiążesz tę sprawę.
Pozdrawiam.
Jeju, jacy oni są słodcy .-. Cóż, na pewno nie można powiedzieć, że wiadomo o co chodzi, ale opowiadanie świetne, naprawdę c:
OdpowiedzUsuńWeny ~~
Pisałam to wieki temu, sama nie mam pojęcia, o co mi chodziło xDD
UsuńAle słodcy są, owszem ;~~; <3
Dzięki za komentarz, nie spodziewałam się tu niczego xDD
Pozdrawiam ~~<4