21.11.2014

Unintended: Rozdział VIII



    Jonghyun ruszył w stronę kuchni, w poszukiwaniu czegoś nadającego się do wytarcia rozlanej herbaty. W korytarzu jego wzrok przykuła mała, drewniana szafka. Chłopak przystanął. Na szafce poustawiane były różnych kształtów i rozmiarów fotografie w ramkach. Blondyn podszedł bliżej i przyjrzał się zdjęciom. Na większości z nich ewidentnie widniał Key, choć w roześmianym młodzieńcu o rozczochranych czarnych włosach, odzianego w zwykły t-shirt i jeansy ciężko było rozpoznać oschłego i wyrafinowanego chłopaka, którego Jonghyun znał. Przejechał wzrokiem po pamiątkach przeszłości. Key na wakacjach, Key w kawiarni, Key w czapce absolwenta. Wśród licznych wizerunków gospodarza, wszystkich utrwalonych w mniej więcej tym samym czasie, Jonghyun dostrzegł fotografię różniącą się od reszty. Na samym skraju szafki, tuż przy ścianie, zepchnięta w kąt i zasłonięta wazonem z kwiatami, stała mała złota ramka. Jonghyun wziął zdjęcie do ręki, udaremniając poczynione przez gospodarza próby ukrycia go przed światem. Na fotografii widniała ładna, roześmiana nastolatka. Miała długie, ciemne włosy i spoglądała w obiektyw z iskierkami w oczach. Te oczy urzekły Jonghyuna, przepełnione energią i radością życia oraz dziecinną wręcz niewinnością. Blondynowi przyszło na myśl, że ta urocza istota jest bytem idealnym, bezbronnym wobec okrucieństw świata. Stał tak przez chwilę, oczarowany dziewczyną z fotografii.
    W końcu westchnął cicho i zamierzał odstawić zdjęcie na miejsce, kiedy zza ramki wypadł plik banknotów, najwyraźniej ukryty tam przez Key zapas na czarną godzinę. Jonghyuna aż odrzuciło na ten widok. Poczuł, jak budzą się w nim nieprawe instynkty, te same, dzięki którym tyle czasu przeżył, żerując na obcych ludziach. Ręka sama powędrowała ku bezbronnie leżącym na dywanie pieniądzom. Wystarczyło schować je do kieszeni i po wszystkim. Kupiłby sobie nowe buty, noonie prezent urodzinowy, zapłaciłby za rachunki i wszystko dobrze by się ułożyło. „Nie. Nie jesteś w jakimś obcym domu. To dom Key, który zaprosił cię na obiad. Już raz go okradłeś, pamiętasz?” – w Jonghyunie obudziły się wyrzuty sumienia. Wcześniej wielokrotnie o tym myślał i planował nawet jakoś odpłacić Key za tamtą skradzioną torbę. Jego zachowanie, od momentu poznania pajaca aż do teraz, mogło się wydać podejrzane, zważywszy na „zawód”, którym się parał. W rzeczywistości jednak, blondyn nie miał żadnych niecnych zamiarów wobec Key, nie wkradał się w jego łaski, szukając kolejnych korzyści, nie wkręcił się do jego domu, żeby go okraść. Wręcz przeciwnie, Jonghyun polubił tego śmiesznego chłopca. I to utrudniało całą sprawę. Gdyby nie Key, Jonghyun mógłby dalej żyć po swojemu, niczym się nie przejmować, nie znać wyrzutów sumienia. Ahh, gdyby tylko poznał chłopaka zanim go okradł… wszystko byłoby łatwiejsze. Nie, zachowanie Jonghyuna nie było podejrzane, a zwyczajnie bezczelne i był tego świadom. Okradł Key i jeszcze miał czelność wykorzystywać jego nieświadomość, udawać przyjaciela, wchodzić do jego domu. Dla postronnego obserwatora zachowanie Jonghyuna mogło wydać się totalnie bezsensowne, ale blondyn taki właśnie był. Zawsze robił to, na co akurat miał ochotę, nie rozwodząc się nad konsekwencjami. Stojąc teraz nad wzywającym go plikiem banknotów, próbował sprzeciwić się swojej naturze. Wiedział, że jeśli przegra, to nie będzie już odwrotu, schowa pieniądze do kieszeni, opuści mieszkanie Key i ich drogi się rozejdą. Spojrzał tęsknie na banknoty, ale zaraz przed oczami pojawił mu się ten pajac, w jego śmiesznych ubraniach, o oschłym tonie głosu i laserze w oczach. Jonghyun pomyślał o subtelnym zwyczaju Key, do zakrywania ust ręką podczas śmiechu, i o tych drobnych oznakach sympatii, które chłopak tak bardzo starał się ukryć za zimną, zamkniętą postawą. Te wszystkie elementy tworzyły obraz tajemniczego młodzieńca. Młodzieńca, którego Jonghyun za wszelką cenę chciał bliżej poznać, lepiej zrozumieć.
    Zdecydowanym ruchem sięgnął po pieniądze i schował je z powrotem za ramką obrazka, tak, by nikt nie zorientował się, że dostały się na moment w niepowołane ręce.
    - Co ty tutaj robisz? – w korytarzu stał Key, wpatrując się w Jonghyuna z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Blondyn cały się spiął, zastanawiając się, czy nie został przyłapany na gorącym uczynku.
    - Ja tu… to znaczy… bo widzisz… - zaczął się jąkać.
    - Czy naprawdę myślisz, że trzymam szmaty w takim miejscu? – przerwał mu Key ostrym tonem. Jonghyun umilkł, raptownie przypominając sobie o zalanym herbatą dywanie. – nie zauważyłeś jeszcze, ze w moim domu wszystko ma swoje miejsce? – dodał, nie patrząc już na blondyna i kierując się w stronę kuchni. Jonghyun ruszył za nim.
    Key wyciągnął wyprasowaną i schludnie złożoną szmatkę z szafki. Jonghyun, korzystając z tego, że są sami, zebrał się na odwagę. Chciał wszystko naprawić. Chciał zadośćuczynić Key za swoje przewinienia. I zamierzał to zrobić tak, by chłopak do końca się nie zorientował, jak w rzeczywistości wyglądało ich pierwsze spotkanie.
    - Um… więc… jak ci się wiedzie? – zaczął niepewnie. Key zatrzymał się w połowie ruchu i spojrzał na niego wnikliwie.
    - Słucham? – zapytał, unosząc brwi. Jonghyun zmieszał się nieco, ale nie pozwolił sobie się wycofać. Teraz albo nigdy.
    - Pytam, czy wszystko w porządku. Nie masz żadnych kłopotów? Nie potrzebujesz pomocy? – na te słowa brwi Key zdążyły już niknąć poza linią grzywki.
    - A nawet jeśli mam kłopoty… dlaczego miałbym o nich gadać akurat z tobą? – zapytał dobitnie. Jonghyun spojrzał mu w oczy.
    - Bo… jestem twoim nowym przyjacielem. – powiedział cicho, wręcz nieśmiało, jednocześnie zastanawiając się gdzie zniknęła cała jego normalna pewność siebie. Key parsknął śmiechem.
    - Przyjacielem? Od kiedy? – zapytał chichocząc, wręcz nabijając się z blondyna, po czym zrobił minę niewiniątka. – Mówisz, że się o mnie martwisz, Jjongie? – zapytał, wydymając dolną wargę. Jonghyunowi coś przewróciło się w żołądku na dźwięk zdrobnienia w ustach Key. - Kłopoty? Zabawne, że pytasz… - dodał poważniejszym tonem. – Szczerze mówiąc, nie jest dobrze. Odkąd cię poznałem, mój drogi „przyjacielu”, można nawet powiedzieć, że jest źle. Odkąd napadł mnie ten rozbójnik w parku i ukradł mi…
    - Torbę, tak, wiem, przestań już z tym! – wszedł mu w słowo Jonghyun, przemawiając raczej do swojego upierdliwego sumienia, niż do Key. Ugryzł się w język, zorientowawszy się, że powiedział to na głos. „Pięknie, dobra robota. Dziesięć punktów dla ciebie, Kim. Mógłbyś czasem użyć tych szarych komórek, w które wyposażyła cię matka natura” – odezwał się wewnętrzny głos. Key uniósł głowę i spojrzał na blondyna badawczo, podejrzliwie.
    - Skąd ty to wiesz? – zapytał i Jonghyun poczuł gulę w gardle. Pod spojrzeniem tych ciemnych, przenikliwych oczu nie potrafił kłamać.
    - Ja… to znaczy… szczerze mówiąc… - zaczął się jąkać, gorączkowo szukając wyjścia z sytuacji. Tymczasem oczy Key zrobiły się okrągłe i lekko otworzył usta pod wpływem szokującej prawdy, która dotarła właśnie do jego świadomości.
    - Nie… nie mów, że to ty mnie okradłeś! – w głosie Key zdenerwowanie mieszało się z niedowierzaniem. Kiedy Jonghyun wciąż milczał, skruszony, chłopak zerwał się na równe nogi.
    - No tak, teraz już pamiętam! To niechlujne ubranie i potargane włosy już wtedy raziły mnie w oczy. I pomyśleć, że ja głupi dałem się… - mówił gorączkowo, chodząc po kuchni w te i we w te. – Ale, ale… - zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na Jonghyuna jak na karalucha. - …dlaczego ja się w ogóle dziwię? Od początku wiedziałem, że coś z tobą jest nie tak, czułem niepokój, ilekroć twoja kudłata głowa pojawiała się na horyzoncie. Po takich nigdy nie wiadomo czego się spodziewać… - Kiedy Jonghyun nadal milczał, Key wzdrygnął się gwałtownie, jakby właśnie coś strasznego przyszło mu na myśl, spojrzał płochliwie na blondyna i jednym susem doskoczył do stołu kuchennego. Chwilę później w jego ręce zalśnił tasak do krojenia mięsa. Jonghyun odskoczył gwałtownie, zszokowany obrotem spraw. Można nazywać to masochizmem, ale właśnie ta nieprzewidywalność sprawiała, że Key go fascynował.
    - No proszę, najpierw torba, a teraz moje mieszkanie! Sprytnie omotałeś tego naiwnego dzieciaka, Taemina, wykorzystując jego wrodzoną dobroć, ale ze mną nie ma tak łatwo. Gadaj natychmiast, co ukradłeś? Pokaż kieszenie! – Key zbliżył się do Jonghyuna, trzymając wyciągniętą przed sobą broń. Tasak zalśnił złowieszczo w świetle lamp. Blondyn uniósł ręce, w geście poddania, niepewny czy jakiekolwiek tłumaczenia poprawią jego sytuację. Jednocześnie po raz kolejny pogratulował sobie w duchu oparcia się pokusie schowania tamtych pieniędzy do kieszeni. Kto wie, jaki przyniosłoby to skutek.
    - Odpowiedz na moje pytanie! Milczenie cię nie uratuje! – groził Key. Jego ręka, mocno zaciśnięta na trzonku tasaka, wyraźnie drżała, a on sam wydawał się być na skraju wytrzymania. Jonghyun postanowił zainterweniować, chcąc zapobiec katastrofie, która mogła wyniknąć z tego ataku gniewu. W geście samoobrony Key prędzej zrani samego siebie, niż rzekomego napastnika. Jonghyun zręcznym ruchem, wypracowanym przez lata doświadczeń, złapał Key za nadgarstki i przyparł go do ściany. Chłopak nawet się nie szarpał, świadom, że nic nie zdziała, przeciw mięśniom blondyna. Wpatrywał się tylko w oprawcę, dużymi, płonącymi oczami. Jonghyun delikatnie wyciągnął tasak z dłoni Key. Ten jeszcze przez chwilę stał, napięty jak struna, wpatrując się w blondyna uporczywie, wyzywająco, po czym rozluźnił mięśnie i cały zwiotczał w jego uścisku. Jonghyun musiał go złapać w pasie, żeby nie upadł. Czuł przyspieszone bicie serca chłopaka i jego ciężki oddech na swojej szyi. Key zamknął oczy.
    - Żałosny… - powiedział słabym głosem. Jonghyun spojrzał na niego uważnie, ale milczał, czekając na dalszy ciąg zdania. - …jestem taki żałosny, nie potrafię nawet wykurzyć złodzieja z własnego domu, w dodatku mając pod ręką broń. – wyrzucił z siebie Key, wciąż zaciskając powieki. Jonghyun odchrząknął, czując, że powinien coś na to odpowiedzieć. W tym momencie oczy słabnącego chłopaka otworzyły się, ciemne i nieprzeniknione, i przewierciły blondynowi duszę na wylot.
    - Mówisz, że się o mnie martwisz, Jjongie? – Zapytał cicho. Jonghyun przytaknął, zgodnie z prawdą. – W takim razie… czy mógłbyś w tej chwili opuścić mój dom? – zapytał spokojnie. – Bo nie zniosę twojej obecności już ani chwili dłużej. – dokończył, nie spuszczając twardego spojrzenia z Jonghyuna. Blondyn stał jeszcze chwilę w bezruchu, uwięziony tym spojrzeniem, wciąż czując bliskość Key, jego bijące serce. Następnie, walcząc sam ze sobą, puścił chłopaka i bez słowa wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.

    Nogi same wiodły go przez ulice miasta, kiedy wpatrywał się uporczywie w chodnik, przeżywając własną żałosność. Co go w ogóle podkusiło, żeby zaczynać tamtą rozmowę? Key mógł żyć w błogiej nieświadomości i tak byłoby lepiej dla wszystkich. Ale nie, Kim Jonghyun musiał odkupić swoje winy i zrobił to tak zręcznie, że skończyło się na ataku tasakiem i zasłabnięciu. Dobra robota, jak zwykle. Mimo wszystko Jonghyun czuł się w pewien sposób zraniony zachowaniem Key.                                  „Przyjaciel? Od Kiedy?” – zapytał, z uniesionymi brwiami, bo tak niepojęte wydały mu się szczere intencje blondyna. Jonghyun westchnął. Lepiej byłoby po prostu dać sobie z tym wszystkim spokój. Przez lata żył samotnie, z dala od ludzi, a teraz nagle zachciało mu się nawiązywać nowe znajomości. Powinien wyrzucić tego pajaca z głowy i odzyskać wreszcie święty spokój, którego brakowało mu w ostatnich dniach.
    Skręcił na rogu i znalazł się przed drzwiami kawiarni. Tak… zapomnieć, darować sobie… problem polegał na tym, że Jonghyun nie potrafił się na to zdobyć. Ile razy usiłował zepchnąć myśli o Key do piwnic swojej świadomości, obraz chłopaka pojawiał mu się w głowie, żywy i realistyczny. Ciemne oczy o przenikliwym spojrzeniu wpatrywały się w niego oskarżycielsko, spod kurtyny rzęs. Co się kryło za tym spojrzeniem? Jakie myśli krążyły po głowie chłopaka? To wszystko nie dawało Jonghyunowi spokoju, nie pozwalało odpuścić.
    Blondyn pchnął drzwi i poczuł na twarzy ciepło bijące z wnętrza kawiarni. Małe, przytulne wnętrze, ze swoimi wyblakłymi, żółtymi ścianami i skromnym umeblowaniem, stanowiło jedno z ulubionych miejsc Jonghyuna. Bywał tu w przeszłości wielokrotnie i również tym razem natychmiast skierował swoje kroki ku kątowi pod oknem. Zanurzył się w wysłużonym, ale bardzo wygodnym fotelu, obitym czerwoną skórą. Za szybą toczyło się życie. Ludzie szarą rzeką płynęli chodnikami, a ich fryzury raz po raz burzone były, przez gwałtowne powiewy mroźnego wiatru, zapowiedzi zimy.
    Do stolika podeszła młoda dziewczyna, z krótko obciętymi, jasnymi włosami, okalającymi okrągłą buzię. Uśmiechnęła się uprzejmie.
    - Dla pana to co zawsze? – zapytała, jednocześnie w gotowości, by w razie czego zapisać zamówienie w służbowym notesiku. Jonghyun skinął głową i wrócił do swoich obserwacji widoku rozciągającego się z okna.
    - Dobrze słyszałem? „To co zawsze”? – dobiegł go niski głos, przerywając rozmyślania. Oderwał wzrok od wirujących za szybą liści i rzucił spojrzenie w kierunku intruza, który ośmielił się zakłócić jego spokój. Przy stoliku stał wysoki, smukły brunet. Miał wielkie, ciemne oczy i długie włosy, związane z tyłu głowy. Na jego twarzy widniał łagodny, przyjazny uśmiech. Obiektywnym okiem Jonghyun musiał przyznać, że nieznajomy chłopak był niezwykle przystojny, czego dowodem były rozchichotane noony przy sąsiednim stoliku, raz po raz rzucające ukradkowe spojrzenia w jego kierunku. Blondyn uniósł brwi, zastanawiając się, czego ten książę może chcieć od takiego zaniedbanego karła jak on. Nieznajomy nie czekał na zaproszenie i przysiadł się do stolika Jonghyuna. Nachylił się nad stołem z miną spiskowca.
    - Czyżbyś był tu stałym gościem? – zapytał konspiracyjnym szeptem. Jonghyun wolno przytaknął, niepewny do czego zmierza brunet, wciąż zastanawiając się, czy nie wywalić go od swojego stolika. Oczy nieznajomego rozbłysły i uśmiechnął się porozumiewawczo. – Więc z pewnością masz dobry kontakt z tutejszym personelem? – zapytał, przechodząc do sedna sprawy.
    Jonghyun odchylił się na oparcie fotela i zmierzył spojrzeniem krzątające się po pomieszczeniu kelnerki w krótkich służbowych spódniczkach i fartuszkach. Przekrzywił głowę, przyglądając im się krytycznie, i doszedł do wniosku, że kilka z nich było całkiem niebrzydkich.
    - Więc jak? – ponaglił go brunet z oczami pełnymi nadziei.
    - Niespecjalnie. – odparł lakonicznie Jonghyun, samemu zastanawiając się jak do tego doszło, że jeszcze nigdy nie zagadał do żadnej z tych dziewczyn. Zwykłe formalności, uprzejme „proszę” oraz „dziękuję” i te małe, posyłane mu uśmiechy, które zawsze dostrzegał, ale które nigdy wcześniej nie nabrały w jego świadomości żadnego szczególnego znaczenia.
    Brunet przez chwilę miał rozczarowaną minę, po czym na jego twarzy znów zajaśniał uśmiech.
    - Zatem, najwyższy czas to nadrobić! – stwierdził entuzjastycznie. Jonghyun przez moment patrzył na niego niechętnie, dając dojść do głosu swojej aspołecznej części charakteru, ale po chwili odwzajemnił uśmiech. Doszedł do wniosku, że trochę rozrywki mu nie zaszkodzi. Desperacko szukał czegoś, czym mógłby zająć myśli, byle nie mieć już w głowie obrazu Key z tasakiem w ręku.
    - Hm… czemu nie? Brzmi kusząco. – odpowiedział wreszcie. – Kim  Jonghyun. – przedstawił się, podając nowemu koledze rękę.
    - Choi Minho. – odparł brunet, ściskając wyciągniętą dłoń.
    - No, to która ci się podoba najbardziej? – zapytał Jonghyun. Minho rozejrzał się badawczo po sali, lustrując uważnym spojrzeniem każdą kelnerkę z osobna, najwyraźniej nie chcąc uronić ani jednego szczegółu. W końcu jego oczy rozbłysły i dyskretnie wskazał brodą na dziewczynę myjącą sąsiedni stolik.
    Spod krótkiej spódniczki wyłaniały się długie, zgrabne nogi, a gęste, czarne włosy miała upięte w fantazyjnego koka z tyłu głowy. Trzeba przyznać, że Minho ma oko. Dziewczyna była naprawdę śliczna. To podsunęło Jonghyunowi pewien pomysł.
    - A może by tak mały zakładzik? – zaproponował z chytrym wyrazem twarzy. Minho wlot zrozumiał, co Jonghyun miał na myśli i rzucił mu figlarne spojrzenie.
    - Czyżby tobie też się spodobała? – zapytał, dobrze znając odpowiedź.
    - Zobaczymy komu uda się zdobyć jej numer. – podsunął Jonghyun, już opracowując w głowie strategię podrywu. Minho z chęcią przystał na tę propozycję, zacierając ręce.
    - Ale mam warunek. – stwierdził stanowczo brunet. Jonghyun spojrzał na niego uważnie, zastanawiając się, czego taki gościu może od niego chcieć. Ten jednak wyszczerzył się w psotnym uśmiechu.
    - Przegrany stawia piwo. – rzekł i, nie czekając na odpowiedź, gestem wezwał do stolika dziewczynę, będącą celem ich zakładu. Kelnerka przerwała wycieranie blatu i podeszła do nich.
    - Czym mogę panom służyć? - zapytała usłużnie, zerkając to na jednego, to na drugiego. Jonghyun już przygotowywał się do jakiegoś niewinnego komplementu, od którego chciał zacząć swoją grę, kiedy Minho go uprzedził.
    - Poproszę dwie białe kawy. - powiedział po prostu, jednocześnie koncentrując wzrok dziewczyny tylko na sobie. Luźne kosmyki jej włosów podskakiwały w powietrzu kiedy kiwała głową z uwagą, notując zamówienie w notesie. Jonghyun odchrząknął znacząco.
    - Nie lubię białej. - skrytykował zamówienie bruneta, za co spotkało go spojrzenie dwóch par oczu. Jednej, dziewczęcej, okolonej kredką do oczu, pełnej nagany, i drugiej, nienaturalnie dużej, pałającej rozbawieniem. Kelnerka najwyraźniej usiłowała zabić blondyna wzrokiem za próby sprzeciwu brunetowi, jej nowemu bóstwu.
    - Poproszę czarną. - rzekł Jonghyun, na co kelnerka gwałtownym ruchem skreśliła poprzednie zamówienie i zapisała nowe. Następnie posłała Minho przymilny uśmiech i oddaliła się pospiesznie. Jonghyun uderzył otwartymi dłońmi w stół.
    - Co to było? Mieliśmy ją poderwać, a nie odesłać do kuchni... - urwał na widok miny bruneta. Wyglądał jakby był cholernie z siebie zadowolony. Jonghyun uniósł brwi. Na to pytające spojrzenie Minho zaśmiał się cicho i wsunął dłoń pod serwetkę, rozłożoną na stole, wyciągając spod niej małą, białą karteczkę. Jonghyun wybałuszył oczy.
    - Co? Jak? KIEDY? - pytał zszokowany, podczas gdy brunet z dumą przewracał karteczkę z numerem telefonu między palcami, chełpiąc się swoim łatwym zwycięstwem. Blondyn zaklął pod nosem. Nie spodziewał się tego falstartu. Ale nie mógł też tak łatwo dać za wygraną.
    - Okej. Uznajmy, że to była rozgrzewka. Żądam dogrywki. Pokażę ci co potrafię. - powiedział stanowczo, zaciskając pięści. - O, tamta. - postanowił, wskazując głową jasnowłosą dziewczynę, u której składał wcześniej zamówienie. Musiała go znać, skoro wiedziała co zazwyczaj kupował, a do tego wydawała się go lubić. To mogło przeważyć o jego zwycięstwie w starciu z tym panem idealnym.
    - Pasuje ci? - zapytał bruneta, a gdy ten skinął głową, Jonghyun przystąpił do zadania.


    Po pięciu przegranych kolejkach z rzędu, kiedy Minho posiadał już niemal wszystkie dane kontaktowe kawiarnianego personelu, Jonghyun nie wytrzymał.
     - Kim ty do cholery jesteś?! Czarnoksiężnikiem? Czy chłopcem na zamówienie? - wykrzyknął, wyrzucając ręce w powietrze. Brunet nie odpowiedział, chichocząc pod nosem jak głupi. - Okej, okej, postawię ci to piwo. - powiedział w końcu blondyn z uczuciem gorzkiej porażki. To prawda, że przeważnie żył sam i nie interesowały go zbytnio amory, bo wolał zarabiać tylko na siebie, a nie utrzymywać przy okazji jakąś dziewuchę, ale nie sądził, że jego zdolności spadły do tak niskiego poziomu.
    - Pięć. - sprostował Minho.
    - Tak, niech ci będzie i pięć! – zgodził się, zrezygnowany, na co brunet wyszczerzył się w uśmiechu.
    Niebo zdążyło już pociemnieć, kiedy dotarli do ponurej, zakurzonej speluny. Jonghyun kupił obiecane piwo i opadł na krzesło obok Minho, w zapyziałym kącie zadymionej sali. Brunet uważnie obserwował każdy jego ruch. Jonghyuna ogarnęło nagle ogromne zmęczenie. Westchnął i przeciągną dłońmi po twarzy.
    - Ciężki dzień? – zapytał Minho.
    - A żebyś wiedział… - odparł Jonghyun, przywołując w pamięci obraz Key, patrzącego na niego z obrzydzeniem.
    - Co się stało? Opowiedz mi o tym. – głos Minho był łagodny, kojący, a chłopak uśmiechał się zachęcająco, jednocześnie podsuwając mu otwartą butelkę piwa. Jonghyun poczułby się pewnie jak na kozetce w gabinecie psychologa, gdyby nie otaczający go brud i dusząca obecność dymu papierosowego w powietrzu. Nie był typem osoby, która zwierza się innym. Przeważnie dusił wszystko w sobie. Dzisiaj jednak, było mu już wszystko jedno. Minho w dalszym ciągu wpatrywał się w niego wyczekująco.
    - Po prostu jestem dupkiem. – stwierdził w końcu, po czym pociągnął łyk piwa. Minho nie naciskał, więc blondyn sam kontynuował. – Spieprzyłem znajomość, jeszcze zanim na dobre się zaczęła. – rzekł gorzko.
    - Jestem pewien, że wszystko da się jeszcze odkręcić. – stwierdził dobrotliwie Minho, choć nie mógł mieć pojęcia o czym w ogóle mowa.
    - Odkręcić? – w głosie Jonghyuna zabrzmiało powątpiewanie.
    - Oczywiście! Zależy ci na tej osobie?
    - Hm… - Jonghyun nie był gotowy na to pytanie, które, postawione w taki sposób, zabrzmiało dziwnie, wręcz zobowiązująco.
    - Nie mów, że musisz się nad tym zastanawiać! – ponaglił brunet. – Jeśli ciągle myślisz o tej osobie i chcesz znów ją zobaczyć, to oczywiste, że ci na niej zależy! – wyłożył mu Minho, jakby to była najoczywistsza prawda na świecie.
    Jonghyun głośno wypuścił powietrze z płuc, pod wrażeniem tych słów. Rozumowanie Minho było bez zarzutu. Czy to możliwe, że przez te kilka dni znajomości aż tak przywiązał się do Key, że mógł to dostrzec nawet postronny obserwator?
    - Widzisz? Jednak ci zależy. – skwitował brunet, widząc minę Jonghyuna. – No, to kim jest wybranka twojego serca? – zapytał z figlarnym uśmiechem. Jonghyun zakrztusił się i opluł piwem wszystko w około, łącznie z siedzącym naprzeciwko Minho.

    
    Taki zły dzień >.< mam nadzieję, że chociaż rozdzialik komuś się spodoba. Wybaczcie za moje dziwne odpały typu "Remiza" ale mam nieustanną potrzebę pisania krótkich, dziecinnych opowiadanek ;3 Ósmy rozdział "Unintended" dość długi, ale nie przyzwyczajajcie się ;0 Tyle, papa~~

5 komentarzy:

  1. genialne, wspaniałe, cudowne :D kocham Jonga i Key i JongKey <3 i kocham autorkę ^^
    weny, dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jonghyunnie to dobry chłopiec, który nieco zboczył w złą stronę (znów jakieś chore skojarzenia >.<). Żal mi go, wyszło jak wyszło, on zraniony, Bummie w szoku, desperacka próba obrony, czy jak tam zwać... Szkoda. Ale liczę na happy end, żadnych angstów! Od tego jestem ja. Ale wracając. Minhoł taki bawidamek, buahahah :') Przecież to nasz homo-boy! (Btw, ciekawa jestem, jak Minhołek którego znam wyrywał by ludzi ;> if you know what I mean). Ale rozuuumieeem, chodzi o misję... Klęska Jjonga taka piękna, biedny Dinuś. Akcja z pluciem piwem- mam przed oczami plucie wodą w bufecie, pamiętasz? Khehehe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawy sie skomolikowaly. niecierpliwie czekam na dalszy ciąg ^^ :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! I mam dobre wieść :-)
    A skoro lubię pisać w punktach tak zrobię xD
    1. Podoba mi się twój styl pisania.
    2. Fają sytuację wymyślałaś z Jongkey <3
    3. Czekam na następne cudo :-)

    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za pokrzepiające słowa ~~ <3 też lubię pisać w punktach :') nowe rozdziałki co piątek, także zapraszam ^.^ w niedalekiej przyszłości planuję również rozpocząć nową serię ;3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams