6.12.2014

Correspondance des Arts: ~ II ~


Poprawiłem na ramieniu wielką teczkę, w której znajdowało się moje zadanie domowe i ziewnąłem przeciągle, niewyspany po całonocnym malowaniu, po czym rozejrzałem się po dziedzińcu. Kilka rozchichotanych dziewczyn w mundurkach naszej szkoły siedziało na ławeczce, a w powietrzu unosił się denerwujący pisk ich fletów, na których najwyraźniej usilnie starały się coś zagrać. Potarłem skroń, wyczuwając nadchodzący ból głowy, po czym ruszyłem ku wyjściu z dziedzińca. Prowadziło na parking, mieszczący się przy zachodniej ścianie budynku szkoły.

Przeważnie panowały tam pustki, bo większość uczniów dojeżdżała na teren placówki komunikacją miejską, bądź na rowerach, składowanych w komórce w pobliżu wschodnich ogrodów. Pobieżnie zlustrowałem wzrokiem ustawione w rządku pojazdy i niemal natychmiast w moje oczy rzucił się duży, czarny samochód o błyszczącej drapieżnie karoserii, którego nigdy wcześniej tu nie widziałem. Niewątpliwie stanowił nową zabawkę jakiegoś nadętego bogacza, który woził nim swoje szanowne cztery litery, tym samym obwieszczając światu wysoki status społeczny.

Moje brwi powędrowały w górę, kiedy z obiektu moich obserwacji, od strony kierowcy, wysiadł jakiś człowiek w garniturze. Nieznajomy podszedł do tylnych drzwi auta i otworzył je usłużnie, jednocześnie pomagając pasażerowi wysiąść.


Na asfalcie stanął drobny młodzieniec w mundurku naszej szkoły. Zielona tkanina spodni została idealnie dopasowana do jego szczupłych nóg, a biała koszula była tylko kilka tonów jaśniejsza od bladej twarzy, ginącej w gęstwinie brązowych włosów. Strój chłopaka dopełniały eleganckie, wypolerowane buty, lśniące w blasku poranka. Cóż, chyba standardowe tenisówki były dla niego zbyt pospolite. Prócz podstawowych atrybutów ucznia, takich jak mundurek czy futerał na skrzypce, który szofer właśnie wkładał chłopcu na ramiona, młodzieniec posiadał staromodną, drewnianą laskę, którą ściskał w prawej ręce.

- Oho, kogo my tu mamy? – zaczepiłem, zbliżając się do chłopaka z rękami w kieszeniach. Taemin drgnął i powoli odwrócił głowę w moją stronę. Na jego twarzy malowało się zniecierpliwienie.


- Wolniej się nie dało? Przez ciebie spóźnię się na wykład – zaatakował mnie, zamiast powitania. Przystanąłem pod wpływem jego słów. Czyżby naprawdę łudził się, że będę go niańczył? Jest dużym chłopcem, może sam sprawdzić w rozkładzie, gdzie ma lekcje. Postanowiłem nawet go o tym poinformować, ale chłopak, podobnie jak poprzedniego dnia, chwycił się mojego ramienia i czekał w milczeniu. Czekał aż znów zaprowadzę go do sali. Westchnąłem ciężko.

- Okej, okej, niech ci będzie… ale nie moglibyśmy iść normalnie? – rzuciłem, patrząc znacząco na jego rękę, oplecioną wokół mojego ramienia. Taemin zamiast odpowiedzi tylko wzmocnił chwyt. Nieco onieśmielony tym kurczowym, jakby desperackim uściskiem, zaniechałem protestów i pociągnąłem chłopaka w kierunku budynku szkoły.


Przez całą drogę Taemin nie powiedział ani słowa. Szedł posłusznie, ze spuszczoną głową, dając mi się prowadzić. Zaskoczyła mnie jego postawa. Zazwyczaj nowi uczniowie mają oczy dokoła głowy, w zachwycie starając się nadążyć za niezwykłym klimatem tej szkoły. A na korytarzach faktycznie działo się wiele. Od grajków po tancerzy, od malarzy po poetów. Uczniowie Akademii Sztuk nie czuli się skrępowani żadnymi zasadami zachowania ciszy oraz porządku, i pozwalali się ponieść swojemu artystycznemu „ja”, czyniąc każdy kąt budynku świątynią sztuki. Taemin, obojętny na niezwykłe malowidła zdobiące ściany, albo niecodzienne kolorowe witraże w oknach, wpuszczające do szkoły tęczowe światło, igrające we włosach uczniów, szedł cicho, twardo wbijając wzrok w ziemię. Nie mogłem pojąć jakim cudem ten nieczuły robot był jednocześnie osobą, której muzyka potrafiła poruszyć mnie do łez. Choć przez ramię miał przewieszony futerał na skrzypce, to nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak ów zepsuty paniczyk wydaje z instrumentu rzewne, tęskne tony, chwytając słuchacza za serce. Zawsze uważałem, że sztuka jest sztuką i prawdziwie porusza tylko wtedy, gdy artysta wkłada w nią całą duszę. Dlatego też nocne występy Taemina zaczęły jawić mi się jako jakaś prześmiewcza maskarada, mistrzowska mistyfikacja, na którą dałem się nabrać, wierząc w szczerość uczuć, płynących z muzyki skrzypka z sąsiedniej kamienicy. A jednak, kiedy brał w ręce skrzypce…

Spojrzałem uważnie na Taemina, starając się go rozgryźć. Muszę przyznać, że był naprawdę śliczny jak na chłopaka. Nie w znaczeniu przystojny, ale zwyczajnie śliczny, tak jak śliczne są małe dziewczynki, odgrywające role śnieżynek w szkolnym przedstawieniu. Wrażenie to dodatkowo potęgowała fryzura chłopaka. Nie był z rodzaju tych długowłosych metali, chodzących w glanach i skórzanych kurtkach, z łańcuchami przytroczonymi do spodni. Tacy goście przeważnie nie kłopotali się używaniem ani grzebienia, ani nawet szamponu. Włosy Taemina były idealnie zadbane, jak przystało na chłopca z dobrego domu. Mimo wszystko ich niestandardowa długość, w połączeniu z gęstą grzywką zasłaniającą całe czoło, a także część oczu, oraz z jego delikatną urodą, dawały razem dziwne wrażenie, że patrzyło się na dziewczynę, która usilnie starała się udawać chłopca.


- O, pan Lee, szukałem pana – rozległ się głos profesora. Zmierzał w naszym kierunku, głośno sapiąc, jakby od rana biegał po całej szkole. W końcu stanął tuż przed Taeminem, moim zdaniem nawet za blisko niego, schylił się i złapał go za ramiona. - Chciałem porozmawiać z panem odnośnie projektu na Dzień Jedności Sztuki – powiedział bardzo powoli i wyraźnie, jakby zwracał się do małego dziecka, albo człowieka chorego umysłowo. Taemina wyraźnie zirytowało zachowanie nauczyciela, bo aż sapnął z oburzenia, ale uszczypnąłem go w ramię, żeby się nie odzywał. Profesor Kwon bardzo łatwo się denerwował i pierwszoroczni często wpadali w tarapaty, nie wiedząc, że należy się z nim obchodzić jak najdelikatniej. Uśmiechnąłem się promiennie, żeby odwrócić uwagę nauczyciela od kipiącego ze złości Taemina. Nie do końca rozumiałem powody tak gwałtownej reakcji chłopaka, na nieco tylko przesadzone zachowanie profesora, ale nie zamierzałem się nad tym głębiej zastanawiać. Tacy, jak on często mają swoje dziwactwa, i najwyraźniej Taemin nie stanowił wyjątku. Mój uśmiech chyba podziałał, bo nauczyciel spojrzał na mnie i również uniósł kąciki ust, nagle bardzo z czegoś zadowolony.

- No, widzę, że już znalazłeś sobie kolegę, który się tobą zajmie. Całe szczęście, mam mniej roboty na głowie – stwierdził, spoglądając to na mnie, to na Taemina. Świetnie. Bogaty paniczyk potrzebuje niańki, bo sam nie trafi do toalety. Kim ja jestem, przedszkolanką?! Doszedłem do wniosku, że wszyscy się na mnie uwzięli, uparcie starając się wcisnąć mi pod opiekę tę niesamodzielną ofiarę losu. Ześwirowany blondyn, to jeszcze mogę zrozumieć… ale nauczyciele? Czyżby Taemin zapłacił wszystkim wokół?  Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, gdyby nie jeden istotny fakt: gdzie się podziała moja zapłata?


- Myślę, że pan Choi z chęcią weźmie razem z panem Lee udział w projekcie, będziecie stanowić idealną parę artystów, jestem ciekaw co wyniknie z waszej współpracy – oznajmił z błyskiem w oczach, po czym odszedł, nie fatygując się wyjaśnianiem mi, co tu się dzieje. 

- Zaprowadź mnie na dziedziniec – zażądał Taemin, nie podnosząc nawet głowy i w żaden sposób nie podzielając  mojego zaskoczenia, bądź oburzenia, wywołanego rozmową z profesorem. Irytował mnie jego zwyczaj nie patrzenia na ludzi, kiedy do nich mówił. Wyczuwałem w tym swego rodzaju uprzedmiotowienie rozmówcy. Jakby był panem i rozkazywał wszystkim wokół, nie zaszczycając ich choćby jednym spojrzeniem. Może tak właśnie było w jego domu, z pewnością nie tutaj. Zerknąłem na zegarek.


- Za chwilę zaczną się zajęcia.

- Nie słyszałeś profesora? Nie bierzesz dzisiaj udziału w zajęciach. Pomożesz mi zrobić projekt – odparł. Poczułem, że powoli tracę cierpliwość. Oczekiwał mojej pomocy i wyraźnie nie był w stanie się bez niej obyć, a mimo to traktował mnie, jak podrzędnego sługusa. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że w każdej chwili mogę go zostawić na środku obcego mu korytarza i więcej nie zawracać sobie głowy jego zachciankami.


- Nie wyraziłem zgody na żaden projekt – wycedziłem gniewnie, na co Taemin zaśmiał się gorzko. 

- Myślisz, że masz coś do gadania? Chyba słyszałeś co profesor powiedział i przypuszczam, że nie chcesz mu się sprzeciwiać. Miałem cię za rozsądnego chłopca, więc skąd te myśli samobójcze? – zapytał złośliwie. Jakkolwiek nie irytowała mnie jego postawa, to nie mogłem polemizować z takimi argumentami. Wolałem już poświęcić parę godzin swojego czasu na ten głupi projekt, niż ryzykować gniew profesora Kwon. Bez słowa ruszyłem w kierunku dziedzińca, a kątem oka dostrzegłem, że mój towarzysz uśmiechnął się pod nosem.


Na otwartej przestrzeni zaczerpnąłem duży haust powietrza i spojrzałem w błękitne niebo. Mimo chłodnych powiewów jesiennego wiatru, pogoda dopisywała. Słońce zalewało opustoszały o tej porze dziedziniec swoim złocistym światłem, wydobywając z każdego napotkanego obiektu nową głębię. Stałem przez chwilę bez ruchu, oczarowany tą kunsztowną sztuką, jaką prezentowała mi natura. Obserwowanie igraszek słonecznego światła, jego wzlotów i upadków, załamań i rozbłysków zawsze pomagało mi ukoić nerwy i znaleźć w sobie choć krztynę optymizmu. Tak było i tym razem, bo pod wpływem magicznego otoczenia już po chwili doszedłem do wniosku, że współpraca z tym nadętym dzieciakiem może nie być takim złym doświadczeniem, jak twierdziłem jeszcze pięć minut wcześniej. Z pewnością jakoś się dogadamy.

- Widzisz jaka piękna dziś pogoda? - zagadałem lekkim tonem, zerkając w kierunku kolegi.


- Nie widzę - odparł, zaciskając wargi i faktycznie nie rozglądając się  wokół. Znów porażka. Rozmowy o pogodzie to najwyraźniej za niski poziom dla naszego chłopięcia. Postanowiłem zmienić taktykę, przechodząc do sedna. Miałem nadzieję, że jeśli nie możemy dogadać się w innych sprawach, to przynajmniej poprzez sztukę uda nam się znaleźć porozumienie. Zsunąłem z ramienia teczkę, którą nosiłem ze sobą cały dzień, i wyciągnąłem z niej moje dzieło, w postaci ogromnego arkuszu papieru, pokrytego fantazyjnymi barwami, płynnie łączącymi się w obraz. Tematem zadania było właśnie wyrażenie uczuć za pomocą kolorów. Nie ukrywam, że byłem dumny ze swojego dzieła, nad którym siedziałem do późna w nocy. Barwy były dla mnie szczególnym środkiem wyrazu, zdolnym zdziałać prawdziwe cuda. Podsunąłem Taeminowi pod nos moją pracę.

- Spójrz na to. Skoro mamy razem coś stworzyć, to musimy znać swoje umiejętności. Oto próbka tego, co potrafię, widzisz? To jest...


- Nie, nie widzę - Taemin wszedł mi w słowo. Obrzuciłem go gniewnym spojrzeniem. Ignorant ignorantem, ale bez przesady. Zawrzałem z gniewu. Jeśli istniało coś, co ceniłem najbardziej na świecie, to była właśnie sztuka. A ten dzieciak kpił sobie z niej i ze mnie.

- O co ci chodzi, co? Od początku zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka, ale to już jest zwyczajne chamstwo - wyrzuciłem mu. On jednak nie wyglądał, jakby był w wojowniczym nastroju. Cały skulił się w sobie, zastępując właściwą sobie władczość, uległością.

- Kiedy ja nie widzę... - odparł cicho.


- Jak to nie widzisz? Korytarza nie widzisz, nieba nie widzisz, obrazu nie widzisz, jaki masz problem?! Może po prostu przestań myśleć tylko o sobie i rozejrzyj się wokół!


- NIE MOGĘ, BO NIC NIE WIDZĘ, MINHO, ZROZUM WRESZCIE CO DO CIEBIE MÓWIĘ! - wybuchnął w końcu. W pierwszej chwili przeleciała mi przez głowę myśl, skąd chłopak zna moje imię? Przecież nigdy mu się formalnie nie przedstawiłem. Ale zaraz ustąpiła czemuś ważniejszemu. Czemuś, co kryło się w gorzkim tonie, jakim Taemin wypowiedział to zdanie.

- Nie mówisz chyba, że...


- Ciebie też nie widzę - uciął, prostując się i kierując twarz prosto na mnie, co nadało wypowiedzi dodatkowej mocy. Dotąd chłopak zawsze miał pochyloną głowę, albo krył się za grzywką lub okularami. Teraz po raz pierwszy dane mi było przyjrzeć się jego twarzy w całej okazałości. Porcelanową cerę okalała gęstwina włosów, spod której wyłaniała się para wąskich, zmarszczonych w gniewie, brwi. Jednak tym, co stanowiło najniezwyklejszy element wyglądu Taemina, były jego oczy, zasnute mgłą. Sprawiały wrażenie oderwanych od rzeczywistości, jakby dzięki nim chłopak mógł oglądać inny świat, niedostępny dla zwykłych śmiertelników. 

Zamrugałem, zszokowany tym widokiem i wnioskami, które właśnie  pojawiały się w mojej głowie. Taemin w ciemnych okularach, Taemin wpatrujący się w pustkę, Taemin kurczowo ściskający moje ramię. Spojrzałem na laseczkę, którą chłopak wciąż ściskał w ręku. "Nie widzę." - znów rozbrzmiały mi jego słowa w głowie.


Ostrożnie  zbliżyłem się do kolegi i nachyliłem się nad  nim. Nie zareagował. Wyciągnąłem przed siebie rękę i machnąłem nią parę razy tuż przed twarzą chłopaka.

- To, że cię nie widzę nie znaczy, że nie czuję co właśnie robisz, idioto! - zirytował się. - Trochę więcej wyczucia.


Odsunąłem się, skruszony i zakłopotany jego reprymendą. Wprawdzie nie był osobą, której zaufałbym w kwestiach dobrego wyczucia, ale w tym przypadku faktycznie miał rację.

- Nie odsuwaj się. Czuję się zagrożony, ile razy nie jestem w stanie stwierdzić, co tam kombinujesz na boku. Siadaj. - Poklepał miejsce na ławce, obok siebie, tak jak klepie się miejsce na kanapie, pokazując psu, że dostał pozwolenie na wkroczenie na teren pana. Tym razem jednak, postanowiłem zignorować jego władczy gest i puścić mimo uszu uwagę o moich rzekomych ciemnych knowaniach, i opadłem na ławeczkę.


- Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałem łagodnie.


- Nie sądziłem, że jesteś takim półgłówkiem, że nie zauważysz ślepoty swojego nowego kolegi - odparł gorzkim tonem. Jego uwaga ugodziła w moją dumę, jak żadna inna dotychczas wypowiedziana przez Taemina. Prawdopodobnie dlatego, że tym razem miał rację. Żeby nie zauważyć czegoś takiego, naprawdę trzeba być półgłówkiem. Od początku w zachowaniach i postawie Taemina było coś, co mnie zastanawiało, dziwiło, coś, czego nie mogłem zrozumieć. Teraz wszelkie jego osobliwości, a także zachowanie ludzi wokół nabrało sensu. 

- Masz rację, przepraszam…


- Nieważne – przerwał mi, machając ręką. – Lepiej zajmijmy się pracą, zamiast tracić czas na głupoty.

Nie naciskałem, widząc, że temat słabości Taemina to temat tabu. Wziąłem w ręce moją barwną kartkę papieru i wbiłem w nią bezradne spojrzenie. Nie miałem pojęcia jak zachowywać się wobec Taemina. W jednej chwili pożałowałem wszystkich niesprawiedliwych osądów, których dokonałem nad tym chłopcem. Miałem go za rozpieszczonego syna bogacza, który widzi tylko koniec własnego nosa i nawet przez myśl mi nie przeszło, jaki mógł być prawdziwy powód jego zgorzknienia. Zaszeleściłem papierem, zamierzając schować go z powrotem do teczki.


- Pokaż mi swój obraz - zażądał, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. Z wahaniem podałem mu arkusz papieru. Nie rozumiałem jego zamiarów, ale nie śmiałem też protestować. Chłopak delikatnie ujął kartkę w obie ręce, po czym zaczął wodzić po jej powierzchni opuszkami palców. Na jego twarzy malowało się skupienie. Obserwowałem, jak za pomocą dotyku bada moje dzieło, centymetr po centymetrze. W końcu jego palce zatrzymały się gdzieś w centrum kartki.

- Tu. Opowiedz mi, co tu namalowałeś. - Z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że tym razem nie było to już żądanie, ale prośba. Na moich oczach dokonała się w Taeminie przemiana. Znów ujrzałem w nim nocnego grajka, wrażliwego i czułego. Tym razem jednak, swoimi troskliwymi rękami badał mój obraz, zamiast swoich skrzypiec.


- A więc... - zacząłem.


- Nie rozpoczyna się zdania od "a więc", nikt cię tego nie nauczył? - upomniał mnie, ale jego uwaga był wypowiedziana niedbale, jakby bardziej pochłaniało go "oglądanie" obrazu, niż docinanie koledze.


- Tematem zadania było wyrażanie emocji poprzez barwy, nie sądzę więc, żeby było co opowiadać, bo to czysta abstrakcja... - zacząłem się tłumaczyć, ale urwałem na widok miny Taemina. Jego twarz rozjaśniła się, a usta wygięły się w półuśmiechu.

- Oh, ja sądzę wręcz przeciwnie. Barwy to temat, który szczególnie mnie fascynuje - oznajmił, czule gładząc kartkę papieru.


- Ale ty przecież... - ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć "nie możesz ich zobaczyć". Wytykanie mu jego niepełnosprawności z pewnością nie należało do "dobrego wyczucia".


- Nie, nie zapomniałem o mojej... przypadłości, nie traktuj mnie jak chorego psychicznie. To, że owijasz w bawełnę w żaden sposób nie zmieni mojego stanu, więc, proszę, rozmawiajmy jak równy z równym - stwierdził twardym tonem, z zaciętą miną. - Jeśli zaś o barwy chodzi... - urwał, wyraźnie szukając odpowiednich słów. - ... właśnie dlatego, że nie mogę ich zobaczyć ani zrozumieć, są dla mnie szczególnie interesujące. Staram się je poczuć i wyrazić za pomocą innych środków. - Popukał palcem we wskazane wcześniej miejsce na mojej kartce. Dany fragment obrazu pokrywała eksplozja odcieni żółci, które stanowiły mój wyraz optymizmu.

- Żółta...


- Ah, żółty to taki śmieszny kolor - wszedł mi w słowo. Z uśmiechem gładził barwną plamę farby palcami. - Dla mnie żółty to ciepło promieni słonecznych na twarzy, które nieraz czuję o poranku. Można więc powiedzieć, że budzę się w kolorze żółtym - stwierdził. Słuchałem jego wywodu z niemałym zainteresowaniem, oczarowany jego sposobem "patrzenia" na świat. - A wiesz co jest w tym zabawnego? Jonghyun hyung twierdzi, że w Nowym Jorku mają żółte taksówki! Wyobrażasz to sobie? Taksówka o szlachetnej barwie słońca? Nie umiem pogodzić subtelności słonecznych promieni, z tym warkotem i gwałtownością, które stanowi samochód. Dla mnie to niedorzeczność, i w żaden sposób nie mogę tego pojąć! - oznajmił, z ożywieniem gestykulując rękami.

- Kim jest Jonghyun hyung? - zmieniłem temat, niepewny jak odpowiedzieć na jego rozterki. Szczerze mówiąc, Taemin zawstydzał mnie swoją spostrzegawczością. Jako artysta jestem uczulony na artyzm, który objawia się w codziennym życiu, ale punkt widzenia mojego niepełnosprawnego sąsiada był dla mnie czymś kompletnie nowym. Sposób w jaki opisywał rzeczywistość, w oparciu o dźwięk i dotyk, dawał głębszy obraz świata, niż ten dostępny dla przeciętnego człowieka.


- Mój przyjaciel, poznałeś go przecież - odparł obojętnym tonem Taemin.


- To ten wariat, który chce wysadzić Akademię Sztuk?! - Przed oczami znów stanął mi blondyn o wzroku szaleńca, który pojawiał się i znikał w nieoczekiwanych momentach. Taemin zaśmiał się na mój opis Jonghyuna.


- Może i zachowuje się czasem, jakby był niespełna rozumu, ale to dobry człowiek - stwierdził z czułą nutą w głosie. - Poza tym, nigdy nie posunąłby się do tak nikczemnego czynu, jak zrujnowanie tej ostoi sztuki. Sam jest artystą.


- On?! Niby jakim? - Nie mogłem wyobrazić sobie tego szaleńca w innej roli, niż etatowy świr, parający się przysparzaniem ludzi o zawał serca swoimi pokręconymi żarcikami.


- Hyung jest muzykiem, jak ja. Jest naprawdę zdolny, gra na gitarze i na pianinie, a jego śpiew, ah... dawno nic mi nie śpiewał - orzekł Taemin smutnym głosem, aż poczułem, że moja nadopiekuńcza natura daje o sobie znać i pocieszycielsko poklepałem kolegę po ramieniu. Chłopak cały spiął się pod moim dotykiem, a jego rysy stwardniały. 

- To o co chodzi z tym Dniem Jedności Sztuki? – zapytałem, przerywając niezręczną ciszę.


- To ty powinieneś mi tłumaczyć zwyczaje swojej szkoły – odparł oskarżycielsko, a mnie zrobiło się głupio. Nigdy nie uczestniczyłem aktywnie w życiu szkoły i trzymałem się z daleka od wszelkich imprez. To nie tak, że jestem odludkiem, po prostu tego typu działalność wiąże się z dodatkową robotą, z której musiałbym się wywiązać. I tu do głosu dochodzi moje lenistwo. Mimo wszystko odniosłem wrażenie, jakby w jednej chwili postawa chłopaka zmieniła się diametralnie. Znów był oziębły i wrogi, jakby cała nasza wcześniejsza rozmowa o sztuce i barwach w ogóle nie miała miejsca. – Sama nazwa powinna dać ci do myślenia – dodał Taemin niecierpliwym tonem, a gdy spotkało go milczenie, westchnął cierpiętniczo. – Doprawdy, czemu hyung wybrał takiego idiotę? – Jego  retoryczne pytanie ugodziło w moją dumę. Ten smarkacz raz po raz kwestionował moją inteligencję. 


- Możesz przestać nazywać mnie głupim? – warknąłem zirytowany. Taemin uniósł brwi, założył nogę na nogę i skrzyżował ręce na piersi, we władczej pozie.


- Mówię, co myślę – oznajmił ostrym tonem. 

- I to jest to „wyczucie”, o którym mnie pouczałeś? – Poczułem, że tracę cierpliwość do humorów Taemina.


- Wolność słowa, czyż nie jest to jedno z podstawowych praw człowieka już od kilkuset lat? – odpowiedział wymijająco, ale z wyższością w głosie.


- Faktami historycznymi usiłujesz pokryć swoje złe maniery? Wybaczyłem ci twoje wcześniejsze wybryki, ale wszystko ma swoje granice…


- Wybaczyłeś mi? – wciął się Taemin z pogardą w głosie. – Brzmisz bardzo górnolotnie w tym co mówisz, ale to nic nie zmieni. Nie będę współpracował z kimś, kto ogranicza moje prawa – oznajmił dobitnie i odwrócił głowę tak, żebym nie mógł patrzeć mu w twarz, najwyraźniej obrażony.


Bez słowa wstałem, zarzuciłem teczkę na ramię i skierowałem się ku wyjściu, pozostawiając Taemina samego sobie.


~*~

Głupia, głupia żaba >.< ja wiem, cóż poradzić. Mam nadzieję, że komuś się ta moja radosna twórczość spodoba. Dziękuję za wszystkie kochane komentarze do pierwszego rozdziału ;3 nie wiem czy mam coś jeszcze do powiedzenia... za moment wrzucę jeszcze one-shota z 2minem *-* a w poniedziałek spodziewajcie się kolejnego shocika, ale nie powiem Wam z jakim pairingiem >.< 


14 komentarzy:

  1. Hihihihi, poniedziałek, chcę już <3
    Rozdział mi się bardzo podoba, chociaż ślepota (o ironio!) Minho mnie dobiła (zły dobór słownictwa, ja wiem, ja wszystko wiem). Taemin jak Ciel tak bardzooo <3 W sumie podoba mi się jego kreacja na takiego panicza :3 Lubię koncept Baby Taemin, ale odmiana jest mile widziana :3 Taemin w długich włosach, aww, aww, aww <3 Kocham <3 Nie mogę się doczekać troskliwej strony Minho :3 Ogólnie jeszcze sądziłam, że pójdziesz według kanonu, i zobaczymy Kibuma w roli troskliwego hyunga, więc jestem ciekawa, jak to dalej rozegrasz.
    PONIEDZIAŁEK, AWWW, CAN'T WAIT <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczuwam, że będę kochać to opo <3 Taes taki niegrzeczny :* *.* Minho slodziak :* awww

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chamski Taemin = miłość *o* dziękuję za komentarz :')

      Usuń
  3. Usunął się mój cały komentarz co pisałam wcześniej
    Tak w skrócie... bo lece do Kościoła...

    Łezka popłynęła na wiadomość, że Taemin nie widzi...
    Tak myśłam, że ten dziwny blondyn to Jjong :')
    Jak Minho mógł tak zostawić biednego chłopca!? Podły....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, witaj~~<3 dziękuję za komentarz. Ja wiem, głupi Żabol, oj głupi >.< hah, większość osób obstawiała Key, a tu Jjongie ;3 ale nie martwcie się, Bummie też się pojawi ^.^

      Usuń
  4. Toż to był Jong :o ..... Uh... A myślałam, że Key XD
    Sama jestem nieogarnięta i w ogóle... ale chyba nie na tyle żeby nie rozpoznać, że ktoś jest niewidomy o.o Och Minho, ty głupku >< I jak mógł zostawić go samego, tylko go zatłuc tą drewnianą laską...
    Minnie wredota, lubię go takiego, ale ten żabi głupek ma się w nim zakochać, a nie jeszcze bardziej się do niego zniechęcić :<
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zakocha, zakocha, przecież 2min is real i wgl >.< dziękuję za komentarz ;3

      Usuń
  5. Och! Dopiero się zorientowałam że jest nowy rozdział *wali głową w ścianę*...
    Nie ogarniam humorów Taesia, raz milusi a chwilę później rzuca jadem XD Minho dobrze zrobił, zostawiając go samego! Może da mu to coś do myślenia :))))
    No i jestem ciekawa, w jaki sposób Jong "wybrał" Minho jako opiekuna Taemina. A, i kiedy Tae się dowie że mieszkają obok siebie?
    Rany boskie, kocham Twój język!
    Już wiem, czego będę codziennie wyczekiwać - rozdziału tego opo ;;;;;;;;;
    Jest cudne, wspaniałe, generalnie kdhgfkhdgf ;xxxxx
    Mam nadzieję że szybko wstawisz kolejny, bo nie wytrzymam :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omooo ! *o* dziękuję, dziękuję, awww *ocieka komplementami* :') zły Minnie, oj zły x) cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieję, że nie zawiodę >.<

      Usuń
  6. No ja wiedziałam.
    Gisa jasnowidz i wgl...
    Ale też myślałam, że to Key, a nie Jonghyun...
    Cóż...
    I tak cię wielbię...
    Bardzo ciekawie, a wręcz zachwycająco opisałaś czym są barwy dla Taemina. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, żeby zrobić to właśnie w ten sposób.
    Nie pozostaje mi już nic innego, jak czekać na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kyaaa, dziękuję za komentarz ^.^ zmyliłam Was z tym Jjongiem, huehue >_< ale spokojnie, Bummie też się pojawi ;3 barwy to kluczowe pojęcie dla tego opowiadania, dlatego bardzo starałam się odpowiednio je ukazać. Miło mi słyszeć, że w jakimś stopniu mi się to udało *.* kolejny rozdział już jutro, więc zapraszam ^^

      Usuń
  7. Jak mogłaś to zrobić? Jak? Dlaczego? Co Ci zrobił biedny Teamin, że go oślepiłaś? (Obiecałam, że będę krzyczeć.) Och, więc ten szaleniec, który łaził po akademii to Jonghyun. Dlaczego zrobiłaś Minho takim niedomyślnym i jak mógł zostawić Taemina samego??? Wiesz, że jestem największą fanką <3 Kocham Twoją twórczość. Pisz dalej. Kocham, kocham, kocham. *umiera z miłości*

    OdpowiedzUsuń
  8. Przez cały rozdział w głowie miałam tylko dwa zdania 'MINHO TY DEBILU, WEŹ SIĘ OGARNI, OMFG' i najważniejsze, co mnie dzisiaj zabolało 'OMFG, SERIO TO BYŁ JONGHYUN, NIE KIBUM???' Złamałaś mi tym serce... Ehh..., ale nie psujmy sobie nastroju~ wiem, że Kibum też tu będzie i NA PEWNO dasz mi Jongkey. Nie wiem, nie czytałam żadnych komentarzy, więc nie wiem czego się spodziewać, ale mam dobre myśli.
    Co do rozdziału (oczywiście oprócz tych dwóch zdań wyżej^)
    Urooooczooo~
    Jedyne co mnie dobija, to chamskość Minniego, ale co tam. Czuję, że Minho zrobi się z niego człowieka B)
    Mocne i melancholijne (lubię to słowo) było dowiedzenie się 'prawdy' przez Minho.
    Tak, dobry rozdział, ale bardzo denerwujący Taemin XD
    Nie bierzmy tego do siebie i idźmy czytać dalej, a nóż zdążę przed epilogiem!
    Chuu for U~ ♥ /Kummie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, my dear~~
      Nie spodziewałam się tu dzisiaj Ciebie, ale nie ukrywam, jest mi szalenie miło, że postanowiłaś poświęcić czas na moje CdA ;-; <3 Dzisiaj sądny dzień, ostatni mój dzień z tym opowiadaniem, także tym bardziej cieszę się, że je czytasz i komentujesz *o*
      Tak, to był Jonghyun, nie mam pojęcia czemu tyle osób było zdziwionych. I owszem, będzie Jongkey, jakżeby inaczej? <3
      Wątki artystyczne odgrywają tu kluczową rolę, to opowiadanie nie istniałoby bez sztuki.
      Hm... charakter Taemina też jest bardzo ważny, choć może momentami trudny do zniesienia. Mimo wszystko, jestem w pewnym stopniu dumna z tego, jak go wykreowałam >.<
      I jeszcze co do poprzedniego Twojego komentarza - masz rację, momentami faktycznie wyobrażam sobie tego mojego Taemina jako kogoś żywcem wyjętego z innej epoki, ze swoimi eleganckimi ubraniami i specyficznym podejściem do świata. Czasami przypomina mi Ciela z Kuroshitsuji xD *ulubiony bohater tak bardzo*
      Chyba tyle, dziękuję ~~<3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams