- Minho, ty przerośnięta żabo, nie raczysz mnie wpuścić?! – dobiegł mnie z oddali natarczywy głos, wyrywając ze snu. Zerwałem się do pozycji siedzącej i przetoczyłem wzorkiem po pokoju. Taemin dalej siedział na krześle, pogrążony we śnie. Głowa opadła mu na klatkę piersiową, a cała jego postać była niebezpiecznie przechylona na bok. Zamierzałem go właśnie delikatnie przywrócić do pionu, kiedy w progu stanął kolejny tego dnia gość. „No proszę, człowiek musi się rozchorować, żeby nagle wszyscy sobie o nim przypomnieli” – przemknęło mi przez myśl, na widok dobrze znanej mi twarzy.
Do mojego pokoju wkroczył blondyn średniego wzrostu. Swoim wyglądem jednak, znacznie odbiegał od tłumów młodzieży, jakie na co dzień przewalały się przez ulice miasta. Spod czarnego beretu wyłaniała się karbowana grzywka, od połowy zafarbowana na różowo. Miał na sobie dopasowany płaszcz zimowy w kratkę, z którym kontrastowały wściekle czerwone, obcisłe spodnie, na dole wciśnięte w wysokie buty. Spod rozpiętego płaszcza można było dostrzec ciemny sweter i wystający z niego biały kołnierzyk koszuli. Chłopak trzymał ręce na obszernej walizce, którą przytaszczył ze sobą.
- Jak się tu dostałeś? – zapytałem rzeczowo, a mój gość wywrócił oczami.
- To w ten sposób witasz swoich gości? Nic dziwnego, że żyjesz samotnie. Nikt nie chce się zadawać z takim prostakiem! – odparł, ściągając płaszcz i rozglądając się za miejscem, w którym mógłby go bezpiecznie powiesić. Przemknęło mi przez myśl, że nie pierwszy raz słyszę tego typu uwagi, ale dla własnego dobra postanowiłem tego nie drążyć. - No, to gadaj, gdzieś się tak załatwił? – mruknął, jednocześnie przegrzebując moją szafę. Złapałem się za gardło, uświadomiwszy sobie, że mój głos nadal brzmi fatalnie.
- Byłem wczoraj w filharmonii – odpowiedziałem z wahaniem. Tak jak się spodziewałem, kolega zatrzymał się wpół ruchu i odwrócił powoli, obrzucając mnie badawczym spojrzeniem swoich przenikliwych, kocich oczu.
- W filharmonii…? – w jego głosie wyraźnie brzmiało powątpiewanie, jakby nie mógł uwierzyć w to, co mówię. Przytaknąłem, a on powiesił swój płaszcz w mojej szafie, po czym podszedł do mnie, próbując wzrokiem odkryć tajemnicę mojej wczorajszej wycieczki. – Ty? W filharmonii? Jesteś pewien? Może chodzi ci o jakiś niedorzeczny klub nocny o takiej nazwie? – dociekał, aż poczułem dreszcz irytacji.
- Czy naprawdę tak trudno ci uwierzyć, że mógłbym iść posłuchać opery? – wybuchłem w końcu, ale mój głos, zamiast stanowczo, zabrzmiał raczej żałośnie z powodu przeziębienia.
- Minho… - kocie oczy świdrowały mnie na wylot. - … czy ty masz dziewczynę? – zapytał w końcu. Ponownie przeszedł mnie dreszcz, ale tym razem nie byłem pewien gdzie upatrywać jego źródła. Pytanie kolegi wydało mi się śmieszne i niewłaściwe.
- Dziewczynę? Skąd ten pomysł? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, starając się brzmieć swobodnie. On jednak oparł ręce na bokach i przekrzywił głowę z pełnym kpiny uśmiechem.
- Nie widzę innego powodu, dla którego dałbyś się wyciągnąć w takie miejsce, zamiast samotnie siedzieć w domu i rysować butelki – odparł z triumfalnym uśmiechem obserwując moje zmieszanie, a ja przekląłem w duchu, przypominając sobie, jak dobrze mnie zna.
- To nie tak… ja… um… - zacząłem się tłumaczyć, kiedy za moimi plecami rozległ się senny pomruk, po którym nastąpiło głośne ziewnięcie. Mój gość uniósł brwi tak wysoko, że zniknęły za zasłoną różowej grzywki, dopiero teraz dostrzegłszy usadowionego na krześle chłopca.
Taemin przez chwilę siedział, marszcząc brwi, zapewne nie do końca wybudzony, usiłując zorientować się gdzie się znajduje. Czym prędzej do niego podszedłem i delikatnie dotknąłem ramienia, nie chcąc go wystraszyć.
- I jak ci się spało na moim niewygodnym krześle, Śpiąca Królewno? – zapytałem żartobliwie, na co on skrzywił się, masując plecy.
- A jak ci się wydaje? – odparł rozeźlony, po chwili jednak ponownie zmarszczył brwi. – Dlaczego nie leżysz w łóżku? Brzmisz tak samo żałośnie jak poprzednio…
W pokoju rozległo się głośne chrząknięcie. Mój nowy gość stał tam, gdzie go zostawiłem. Przyglądał się nam uważnie, z nieodgadnioną miną, i najwyraźniej upominał się o należytą mu uwagę. Taemin spiął się cały, słysząc ten nowy, nieznajomy głos, którego zapewne się nie spodziewał. Skinąłem na różowowłosego, żeby podszedł bliżej.
- Taemin, to jest Key, mój przyjaciel – przedstawiłem, a oni podali sobie ręce.
- Miło mi cię poznać – oznajmił Key serdecznie. – Nie mam pojęcia jak tego dokonałeś, ale masz mój szacunek.
Taemin uniósł brwi pytająco, na co Kibum zaśmiał się, klepiąc mnie po ramieniu, być może nieco mocniej, niż wymagała tego sytuacja.
- Mówię o operze. Choćbym nie wiem ile razy próbował go zmusić do czegoś takiego, zawsze mi odmówi. Bardzo ciężko wyciągnąć go z domu, a już nakłonienie go do udziału w jakimś ambitnym wydarzeniu kulturalnym, to graniczy z cudem! – oznajmił, jakby mnie tam nie było. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, a on uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Skąd wiesz, że byliśmy w filharmonii? – spytał Taemin ze szczerym zdziwieniem, wyraźnie jednak zadowolony z tego, co usłyszał od Kibuma.
- Ohh, Minho wiele mi o tobie opowiadał… – oznajmił radośnie, zupełnie nie przejmując się moim morderczym spojrzeniem.
- Taemin, możemy cię przeprosić na moment? – uciąłem tę uroczą pogawędkę, nie chcąc nawet myśleć, jaką jeszcze niedorzeczność mój przyjaciel raczy wymyślić. Może nieco zbyt brutalnie wyciągnąłem Key do sąsiedniego pokoju i zamknąłem za nami drzwi.
- Co ty wyrabiasz? – rzuciłem zdenerwowany, przechodząc od razu do rzeczy. Key milczał przez chwilę, rozglądając się z niesmakiem po zagraconym wnętrzu. W końcu oparł się o parapet i spojrzał mi prosto w oczy.
- Pomagam – odparł krótko, jakby to jedno słowo miało mi wszystko wyjaśnić.
- Nie znam twojej definicji „pomocy” ale moja z pewnością jest inna! Po za tym niby w czym „pomagasz”, bo nie rozumiem?
Key wywrócił oczami i westchnął cierpiętniczo.
- Chyba jednak jesteś głupszy niż myślałem… czyli bardzo głupi – skwitował, ale nie dał mi nic odpowiedzieć na tę obelgę. – Nie ważne, powiedz mi lepiej, od kiedy to trwa? – Znów spojrzenie świdrujących oczu.
- Ale co takiego? – zapytałem tępo. Zapomniałem już jak to jest rozmawiać z wszechwiedzącym Key, który zjadł wszystkie rozumy i każdego traktuje jak półgłówka. W takich chwilach zawsze zastanawiałem się, jakim cudem w ogóle się przyjaźnimy.
Jedna brew Kibuma powędrowała w górę.
- Wasza znajomość, oczywiście – odpowiedział powoli, jakby miał do czynienia z człowiekiem niespełna rozumu. Na chwilę zapomniałem o irytującej mnie postawie gościa i głęboko zastanowiłem się nad odpowiedzią. Od wielu miesięcy bywałem stałym gościem występów Taemina, ale ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że nasza prawdziwa znajomość trwała naprawdę krótko.
- Hm…
- Nawet tego nie wiesz?
- Kibum-ah, bądź dla niego delikatny, on jest…
- Wiem – uciął, a ja zamrugałem oczami.
- Wiesz?
- Oczywiście, nie jestem głupi, żeby nie zauważyć czegoś takiego – odparł, patrząc na mnie podejrzliwie, bo prawdopodobnie spłonąłem rumieńcem przypomniawszy sobie, ile czasu mnie zajęło zorientowanie się, nie wspominając już o tym, że Taemin sam musiał mnie powiadomić. „NIE MOGĘ, BO NIC NIE WIDZĘ,MINHO ZROZUM WRESZCIE CO DO CIEBIE MÓWIĘ!” – rozbrzmiało mi znów w uszach i spuściłem głowę, zakłopotany.
- Mniejsza z tym – stwierdził dobrotliwie Kibum, nie drążąc dłużej tematu. – Nie zapytasz mnie co tu robię? Przyjeżdżam z daleka, a ty nawet herbaty mi nie zaparzysz na powitanie! – oznajmił, z udawanym oburzeniem, a ja westchnąłem ciężko i bez słowa powędrowałem w stronę kuchni.
~*~
- No co wy tacy sztywni? – zapytał Kibum, po kolejnych pięciu minutach ciszy. Nasza trójka siedziała przy stoliku w salonie, popijając herbatę. Taemin poruszył się niespokojnie na swoim miejscu, jeszcze bardziej milczący niż zwykle. Spojrzałem na niego przepraszająco, choć byłem świadom, że nie może tego zobaczyć. Key uniósł brwi, widząc moje zachowanie. – Przeszkadzam wam? Może powinienem sobie pójść? – Kolejne złośliwe tony dały o sobie znać w jego głosie.
- Daj spokój, Kibum-ah – ostrzegłem, po czym spróbowałem skierować rozmowę na temat, który by go zadowolił. – Opowiedz nam, jak ci się wiedzie w Anglii, umieramy z ciekawości – poprosiłem, i niemal od razu dostrzegłem, że moja sztuczka zadziałała. Key ożywił się na wspomnienie Anglii,
- Nie uwierzycie, jakie oni tam mają cudne ubrania! – oznajmił z błyszczącymi oczami. – I to nie tylko dla ludzi. Widzieliście, jakie śliczne ciuszki kupiłem moim pieskom? – rozejrzał się po pokoju. – Ale gdzie one są? – mruknął sam do siebie, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Nie mów, że przywiozłeś te czworonogi ze sobą! – wykrzyknąłem z niedowierzaniem, na co on odpowiedział mi pełnym wyższości spojrzeniem.
- Chyba nie sądzisz, że zostawiłbym swoje dzieci na pastwę obcym ludziom? – odparł, po czym wyszedł z pokoju. – Comme Des, Garçons, gdzie się schowałyście moje skarbeńki? – wołał, przetrząsając każdy kąt mojego mieszkania. Opadłem bezradnie na oparcie fotela.
- On naprawdę przywiózł ze sobą psy? Z Anglii? – zapytał Taemin, nieco drżącym głosem.
- Tak, w jego przypadku to całkiem prawdopodobne – opowiedziałem od niechcenia, ale po chwili spojrzałem na kolegę uważniej. Miał niepewną minę, jakby coś go dręczyło.
- Chodzi o to, że ja… - zaczął, ale urwał gwałtownie, słysząc zbliżające się stukanie psich pazurków o podłogę. Wciągnął głośno powietrze i złapał mnie kurczowo za rękaw, blady jak ściana.
- Tuuu są moje dzieci, buszowały sobie po kuchni, małe łobuzy – trajkotał Key, niosąc w rękach czarnego pudelka, odzianego w zimowy kombinezonik. Drugi piesek, dla odmiany brązowy, wparował do pomieszczenia i niemal od razu podbiegł do Taemina. Obserwowałem jak chłopak cały sztywnieje, a jego uścisk wzmocnił się kilkakrotnie, tak, że teraz wbijał mi paznokcie w skórę.
- Taemin? Nic ci nie jest? – spytałem, zaniepokojony tym dziwnym zachowaniem. Chłopak tylko przełknął głośno ślinę i nie odpowiedział,
- No proszę… - odezwał się Key, odkładając Garçonsa na podłogę i wpatrując się w Taemina. - …nie mów, że boisz się psów…
- Nie boję się – odparł Taemin piskliwym głosem, usiłując jak zwykle zachować swoją dumę. Z rozbawieniem przemieszanym ze współczuciem obserwowałem, jak chłopak, ewidentnie walcząc sam ze sobą, prostuje się z godnością. Uścisk na moim ramieniu zelżał, po czym całkiem zniknął, kiedy Taemin ułożył ręce na własnych kolanach, starając się wyglądać na wyluzowanego.
- Taemin, jeśli chcesz…
- NIC mi nie jest, dotarło? – odparł wrogim tonem, nie dając mi dokończyć swojej sugestii. Umilkłem posłusznie, i zająłem się głaskaniem Comme Des za uchem. Pies zamerdał ogonem z aprobatą. Drugi czworonóg chyba pozazdrościł koledze tych pieszczot, bo wynurzył się nagle zza oparcia sofy i zaszarżował wprost na Taemina, zgrabnie wskakując na jego kolana.
- AAAAAAAA! Zabierzcie tego potwora! Minho, ratuj! – wykrzyknął rozpaczliwie mój sąsiad, a ja uświadomiłem sobie, że strach, który krył się w tym zawołaniu, był najsilniejszą emocją jaką Taemin wykazał od początku naszej znajomości. Także to, że to mnie, personalnie, prosił o pomoc, wywołało dziwną sensację w moim żołądku. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pies zbliżył się do twarzy chłopca, z wyciągniętym ozorem. Taemin pisnął cicho, wyczuwając gorący oddech zwierzęcia, i wtulił się w moje ramię. Czegoś takiego z pewnością się nie spodziewałem, nie po zimnym, oschłym i wiecznie opanowanym Taeminie. Być może właśnie dlatego cały zesztywniałem, czując jego drżące ze strachu ręce, oplatające moje ramię, mając świadomość, że ten lodowy książę wybrał mnie na swoją kryjówkę. „Minho, bredzisz…” – usłyszałem głos w swojej głowie, i musiałem mu przyznać rację.
- Garçons, co ty wyrabiasz? Daj dziecku spokój! – ulitował się Key, ściągając niepokornego zwierzaka z roztrzęsionych kolan Taemina, po czym zamknął psy w oddzielnym pomieszczeniu. Zapanowała niezręczna cisza, w czasie której mój sąsiad wyraźnie wahał się, czy powinien uwierzyć, że nic mu już nie grozi.
Ja miałem jednak inne zajęcie. Biłem się z Kibumem na spojrzenia. Mój przyjaciel wyraźnie nabijał się ze mnie, raz po raz dając mi na migi niezrozumiałe znaki. Nie byłem pewien o co mu chodzi, ale z pewnością nie było to nic dobrego, dlatego postanowiłem na wszelki wypadek pociskać w niego piorunami z oczu, żeby wybił to sobie z głowy, cokolwiek miał na myśli. W końcu zirytował go mój brak zrozumienia i z miną pełną politowania, jakby miał do czynienia z przedszkolakiem, narysował rękami w powietrzu wielkie serce. Spojrzałem na niego jak na debila i znacząco popukałem się w czoło, na co on przesłał mi całusa.
- Poszły sobie? – usłyszałem głos, tuż poniżej mojej szyi.
- Tak, już nic ci nie grozi – oznajmiłem uspakajająco i chciałem poklepać go po plecach, ale chłopak wyprostował się gwałtownie, odtrącając moją wyciągniętą dłoń. Choć był nieco zaczerwieniony, to na twarzy znów miał maskę zimnej obojętności.
- Nie boisz się psów, hm? – mruknął Key, a w jego oczach, którymi wodził od Taemina do mnie, tańczyły iskierki rozbawienia.
- Każdy ma swoje słabości – odparł z zadartym nosem, świadom, że już nie ukryje swojego sekretu.
- Masz rację. Jedni boją się psów, inni boją się duchów… - stwierdził Key łagodnie, dając sobie spokój z dokuczaniem Taeminowi.
- Nie boję się duchów – Głos mojego sąsiada był zimny jak stal. Odezwała się we mnie jakaś sadystyczna część charakteru, bo nagle zatęskniłem za tym roztrzęsionym chłopcem wtulającym się w moje ramię.
- To się dobrze składa… - odezwałem się. Key uniósł brwi, na widok przebiegłego błysku w moich oczach.
- Co ty knujesz…? – zapytał, z groźbą w głosie. Zamiast odpowiadać wstałem i udałem się do przedpokoju. Zacząłem grzebać w szafce, przekopując się przez stosy składowanych tam śmieci. W końcu triumfalnie wyciągnąłem spomiędzy pomiętych papierów latarkę. Wróciłem do pokoju, po drodze gasząc światło. Byłem świadom, że Taemin nie może podziwiać moich efektów wizualnych, ale skoro już przyszła mi taka myśl do głowy, to postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, i nastraszyć obu moich dzisiejszych gości.
- Do reszty ci rozum odjęło? – Key znów patrzył na mnie jak na chorego umysłowo, do czego na powrót zacząłem się przyzwyczajać, bo kiedyś było dla mnie codziennością.
- Daj spokój, będzie fajnie – odparłem.
- Co się dzieje? – odezwał się Taemin, nieco zdezorientowany naszą wymianą zdań. W odpowiedzi zachichotałem tylko, czując się jak dziecko z podstawówki, i zapewne tak właśnie wyglądając, z latarką skierowaną tak, że oświetlała mi twarz od dołu.
- Pewnej burzliwej, wichrowej nocy…
~*~
- Key, długo zamierzasz tam jeszcze siedzieć? – zapytałem, po raz kolejny waląc pięścią w drzwi.
- Do rana! – usłyszałem w odpowiedzi.
- Ale to moja sypialnia! – krzyknąłem, po czym oparłem się zrezygnowany o ścianę.
- To kara za twoje postępowanie – odparł z wrogością.
- Przez kilka niewinnych historyjek o duchach zamierzasz wyeksmitować mnie z mojego własnego pokoju? – zapytałem z niedowierzaniem, starając się uświadomić koledze, że przesadza. Ale to był Key, czemu w ogóle łudziłem się, że moje wysiłki podziałają?
- Pff, niewinnych? Widziałeś reakcję tego biednego dzieciaka? – Tym razem w jego głosie zabrzmiało oburzenie. Przywołałem w pamięci obraz Taemina, który przez cały wieczór siedział sztywno i cicho. Być może był nieco bledszy niż zwykle, ale poza tą drobną zmianą, nie dostrzegłem w nim żadnych innych oznak strachu.
- Wyglądał na znacznie mniej przerażonego niż ty… - stwierdziłem, zgodnie z prawdą.
- Też mi coś, co ty w ogóle sugerujesz?!
- …czyli to nie dlatego zamknąłeś się w mojej sypialni, żeby całą noc mieć włączone światło…? – Na tę uwagę za drzwiami na chwilę zapanowała cisza, na którą uśmiechnąłem się z satysfakcją. Przez czas naszej rozłąki zdążyłem już zapomnieć, jak wiele radości dawało mi irytowanie Kibuma.
- Niedorzeczność. Skończmy już tę bezsensowną pogawędkę, bo muszę iść spać, jeśli nie chcę obudzić się jako panda – oznajmił w końcu mój przyjaciel. – I, dla twojej wiadomości, Taemin był przerażony. Nie widziałeś jak trzęsły mu się ręce kiedy stąd wychodził? Cóż, pewnie wolisz patrzeć w inne kierunki…
- Słucham?!
- Nie ważne… - W głosie Key zagrało rozbawienie. – W każdym razie, moje gratulacje. Udało ci się go nastraszyć, a chyba o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Przypuszczam jednak, że efekt końcowy nie bardzo cię satysfakcjonuje…
Odepchnąłem się od ściany i ruszyłem w kierunku salonu. Miałem zdecydowanie dość tej rozmowy. W jakiś dziwny sposób Key potrafił odgadnąć moje intencje lepiej, niż ja sam. Irytujące.
Ułożyłem się w moim kąciku, tym samym, z którego przeważnie słuchałem gry Taemina. Spojrzałem w jego ciemne okno, ale obraz rozmywał mi się w cieknącym z nieba, ulewnym deszczu. „Taemin nie będzie zadowolony, że zamiast zimy znów powraca jesień…” – przemknęło mi przez myśl. Zamknąłem oczy, usiłując zasnąć. Było mi niewygodnie, a moje długie nogi nie mieściły się na tym prowizorycznym miejscu do spania. Nieustanne, natarczywe stukanie w szyby okna dodatkowo utrudniało sytuację. Leżałem więc, skulony, starając się nie myśleć o niczym konkretnym. Było dobrze, póki mi się to udawało. Szybko jednak zmęczony mózg zaczął odmawiać posłuszeństwa i wyrywać się z więzów woli. Tym sposobem zawędrowałem przypadkowo w niezbyt bezpieczne rejony mojego umysłu, przechowującego obrazy minionego dnia. Nie mogłem pojąć, czemu moja podświadomość tak uporczywie powraca do tego samego tematu. Zegarek wskazywał pierwszą w nocy. Przekręciłem się na bok, usiłując wyrzucić z głowy natrętne myśli. W tym momencie rozległo się, niezwykle głośnie we wszechobecnej ciszy, wibrowanie mojego telefonu.
Spojrzałem na niego, zaskoczony. Jarzący się w ciemności wyświetlacz aż nazbyt dobitnie komunikował, że ktoś usiłuje się ze mną skontaktować.
- Kto to może być o tej porze? – mruknąłem, ale omal nie wypuściłem urządzenia z ręki, kiedy zobaczyłem imię wyświetlające się na ekranie. Pospiesznie wcisnąłem zieloną słuchawkę. Nastała długa cisza, podczas której nie byłem pewny, czy powinienem odezwać się pierwszy.
- Hyung… - usłyszałem w końcu cichy głos w słuchawce. Serce wykonało dziwny obrót w piersi, na dźwięk tego słowa, którego dotąd mój młodszy kolega ani razu nie użył w stosunku do mnie.
- Taemin? Coś się stało? – Nutka paniki w moim głosie wcale nie była nie na miejscu. Miałem prawo się martwić, dostając niespodziewany telefon w środku nocy, w dodatku od mojego niepełnosprawnego sąsiada, który w życiu dobrowolnie nie poprosiłby mnie o pomoc. Usłyszałem ciche westchnienie. – Taemin?! – zapytałem tak głośno, że z sąsiedniego pokoju dobiegło mnie senne mruknięcie Kibuma.
- Nic się nie stało… - odpowiedział wreszcie głos w słuchawce.
- Jesteś pewien? – Nie dawałem za wygraną. – Dlaczego więc dzwonisz do mnie o takiej nieludzkiej porze?
- Po prostu się nudzę – oznajmił dobitnie.
- Nudzisz?! Taemin, jest pierwsza w nocy! – wykrzyknąłem, ale zaraz się opamiętałem, nie chcąc obudzić Key i dać mu pretekstów do kolejnych dziwnych aluzji. – Powinieneś o tej porze spać.
- Sam fakt, że odebrałeś tak szybko, świadczy o tym, że ty też nie spałeś…
- Nie odwracaj kota ogonem!
- Brr…
- Co?
- Kot. Są lepsze od psów, ale tych też nie lubię – odparł, starając się brzmieć obojętnie. Zalała mnie fala wyrzutów sumienia.
- Przepraszam, że naraziłem cię na to spotkanie z Comme Des i Garçonsem. Gdybym wiedział…
- Daruj sobie – wszedł mi w słowo. – Już kiedyś przez coś takiego przechodziłem… - dodał z niechęcią, a kiedy wyczekująco milczałem, kontynuował. – Po tym jak oznajmiłem, że się wyprowadzam, moja matka uparła się, żeby kupić mi psa przewodnika…
- Wyprowadzasz? – Mój głos znów powędrował o kilka decybeli wyżej. – Nie mieszkasz z matką?
- Czemu tak się dziwisz? Mówiłem ci jak się sprawy mają. Nie wytrzymałbym z nią pod jednym dachem.
- Więc… mieszkasz sam? – Pytanie brzmiało dziwnie i nie na miejscu, nawet w moich własnych uszach. Byłem jednak zbyt zszokowany, żeby to roztrząsać.
- A co, nie wolno mi? – W głosie Taemina usłyszałem gorzką nutę. – Mieszkam ze służącym, ale myślisz, że jak nic nie widzę, to nie jestem w stanie sam sobie poradzić? – Choć nie powiedziałem nic takiego, to chłopak wyraźnie przyjął postawę obronną, jakby spodziewając się tego, co mam na myśli. Nie mylił się. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, że ten bezbronny i kruchy chłopiec siedzi teraz sam w pustym mieszkaniu, nie mając nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Nagle zrozumiałem, że być może właśnie dlatego do mnie zadzwonił. Uniosłem się na ramieniu i zerknąłem w przeciwległe okno. Nie zastałem jednak nic, poza ziejącą dziurą ciemności. No tak, po co miałby włączać światło…
- Nie mów, że właśnie wgapiasz się w moje okno – przerwał moje rozmyślania głos w słuchawce, a ja aż zapowietrzyłem się na to spostrzeżenie. Albo ten chłopak umie czytać w myślach, albo to ja ostatnimi czasy stałem się strasznie przewidywalny.
- Mam do ciebie przyjść? – zapytałem, nie myśląc zbyt wiele o tym, jak musiała zabrzmieć ta niejednoznaczna propozycja, złożona w środku nocy przez telefon.
- Zwariowałeś, zboczeńcu?! – oburzył się Taemin. – Niby po co?
- Potrzebujesz towarzystwa, prawda?
- Nie powiedziałem nic takiego…
- Więc po cóż innego byś do mnie dzwonił?
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Jonghyun hyung jest zagranicą i nie chcę go niepokoić. To twoja wina, że nie mogę spać, masz więc nauczkę – odparł, na powrót zirytowany.
- Moja? Czyżbyś naprawdę wystraszył się historyjek o duchach? – zapytałem, wspominając słowa Kibuma. W słuchawce zapanowała cisza. – … serio? Mówiłeś, że nie boisz się duchów!
- Zamilcz – warknął Taemin, co było aż nazbyt wymowną odpowiedzią na moje pytania. - Mój służący śpi. Nie chciałem go budzić o tej porze – oznajmił, chcąc zmienić temat.
- Nie chciałeś go budzić, więc zadzwoniłeś do mnie? – zapytałem, starając się brzmieć, jakbym był zirytowany, choć w rzeczywistości wcale nie przeszkadzała mi ta nocna pogawędka.
- Dokładnie tak. Jeśli myślisz, że twoje obowiązki ograniczają się do odstawiania mnie na wykłady, to się grubo mylisz.
- Moje obowiązki? – odparłem z niedowierzaniem. – Jako kogo? – Na to pytanie Taemin nieco się zwiesił, najwyraźniej nie potrafiąc wymyślić trafnego określenia.
- Nie nazwę cię służącym, bo ci nie płacę… - stwierdził w końcu z namysłem. - … w takim razie twoja opieka nade mną to chyba jakaś forma masochizmu…? – Zabrzmiałoby to pewnie jak żart, gdyby nie powaga w głosie Taemina.
- Uważasz, że jestem masochistą, bo się z tobą zadaję? – podsunąłem, zszokowany tym pokrętnym rozumowaniem.
- Chyba tak… nie widzę innych opcji…
- A nie przyszło ci na myśl, że jestem twoim przyjacielem? – odparłem, nieco zirytowany jego postawą. Odpowiedziała mi długa cisza. Parapet wciąż uginał się pod natarczywymi kroplami deszczu, a ja siedziałem z uchem przy telefonie, zastanawiając się, czy Taemin już dawno nie odłożył słuchawki. W końcu usłyszałem pełne rezygnacji westchnienie.
- Moim zdaniem to tylko inna nazwa masochizmu. Ale skoro tak wolisz, niech będzie i przyjaźń – oznajmił obojętnym tonem, a ja wyszczerzyłem się jak głupi na te słowa. Zrobiło mi się dziwnie lekko na sercu. – A tak w ogóle to czemu nie powiedziałeś mi, że mieszkasz w sąsiedniej kamienicy? – zapytał, jakby nagle sobie o tym przypomniał, a ja poczułem gulę w gardle. Czemu mu nie powiedziałem? Może dlatego, że od wielu miesięcy co wieczór bezczelnie zaglądałem w jego okno? Przeciągnąłem dłonią po twarzy, próbując zwalczyć w sobie ochotę wyjawienia Taeminowi tego dręczącego mnie przewinienia.
- Po prostu… - zawahałem się. - … po prostu nie uznałem tego za istotne – wydukałem w końcu.
- Masz rację – odparł krótko, ale jakby nieco rozczarowany moją odpowiedzią. - … Minho? – zapytał po chwili.
- Tak?
- Zaśpiewaj mi – zażądał, ale w tym rozkazie kryła się odrobina nieśmiałości. Uniosłem brwi ze zdziwienia, po raz kolejny zaskoczony słowami mojego sąsiada.
- Zaśpiewać? Żartujesz sobie? – spytałem z niedowierzaniem.
- Czemu musisz się dziwić na wszystko co powiem? – zamrugałem na te słowa, zdając sobie sprawę, jak wiele było w nich racji. – Jonghyun hyung często mi śpiewa kiedy nie mogę zasnąć. A skoro go nie ma, muszę skorzystać z tego, co mam pod ręką…
- Taemin, nie umiem śpiewać – odparłem, zgodnie z prawdą. Mój rozmówca milczał, najwyraźniej niezadowolony z tej odpowiedzi. Odchrząknąłem parę razy, ale zaraz skarciłem się w myślach, że w ogóle rozważam opcję spełnienia tej niedorzecznej zachcianki.
- Nie to nie. Twój głos w połączeniu z tym okropnym przeziębieniem mógłby tylko przysporzyć mi koszmarów – stwierdził oschłym tonem. – W takim razie posłucham sobie piosenek hyunga. Rozłączam się…
- Taemin?
- Czego?
- Dobranoc. – Reakcją na to słowo była długa cisza, tak długa, że spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Nie zdziwiłbym się, gdyby Taemin po prostu odłożył słuchawkę.
- Dobranoc, Minho – usłyszałem w końcu, po czym połączenie zostało przerwane.
~*~
Jak ten czas leci, już piątek i nowy rozdział. Nie wiem, nie wiem co o nim powiecie >.< Jak Wam mijają Święta? Ja dostałam płytę SHINee, więc jestem szczęśliwym człowiekiem! *to wcale nie tak, że w Święta liczą się prezenty* ;3 Ostatnimi czasy sporo osób prosi mnie o Ontae i nie wiem co z tym zrobić. Kocham Onew i Taemina, i nie mam nic przeciwko temu pairingowi, ale jak dla mnie nie ma w nim takiej magii jak w 2minie >.< Mimo wszystko, pomyślę nad tym i być może coś stworzę, ale nic nie obiecuję. Do napisania~~<3
Ojej, czekałam bardzo na wprowadzenie Kibuma. Kochany kotek <3 Jak on zaraz wszystko wie. W ogóle... taki kolorowy. Powiew wielkiego świata :P Naświetlisz jak się poznali z Minhołkiem? Minho natomiast tradycyjnie zagubiony i mało spostrzegawczy. Ale powiem ci, że liczyłam na to, że pójdzie do Taemina. Chyba na to jeszcze zbyt wcześnie. Hm, na co jeszcze czekam- spotkanie Jonghyuna z Key <3 Ogólnie bardzo ładnie, nastrojowo, a nie mam sił na feelsowanie, bo wypluwam płuca </3 Dzisiaj coś u mnie probabilmente ^^
OdpowiedzUsuńŚwięta jak święta beznadzieje... a mi tata zamówił książkę do nauki Koreańskiego i płyte BAP, ale jutro dojdą xD
OdpowiedzUsuńNo nic a SHINee bluzkę mam od wuja! ★★
Rozdział boski i chce więcej! Pisz, pisz szybko! ♥
Hwaiting!
Omo, też mam bluzkę SHINee ^.^ i książkę do koreańskiego, ale niestety brak czasu, żeby z niej korzystać </3 kiedyś, po maturze :') Dziękuję za komentarz ~~<3
Usuń2min jest magiczny, ale OnTae.... <3 proszę... rozdział jak zwykle fantastyczny. Czekam z niecierpliwoscia na coś co pzyprawi mnie o dreszcze... czyli jakiś pocałunek :*
OdpowiedzUsuńWszystko w swoim czasie. Dziękuję za komentarz ~~<3
UsuńDotychczas byłam raczej cichym czytelnikiem i chyba zaczęło mi być zbyt wstyd, więc się odzywam!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie mi poleciła Alice, gdy jęczałam jej, że brak mi dobrych, polskich 2minów. Od razu odesłała mnie do Ciebie i wiesz co? Nie dziwię jej się. Od pierwszego rozdziału już wiedziałam, że polubię mocno to opowiadanie, i wcale się nie przeliczyłam, jak to zwykle jest. Masz miły dla oka styl pisania, literówek nie sadzisz, z interpunkcją też jest w porządku, a sama fabuła - cudo!
Uwielbiam tutaj charakter Taemina, naprawdę xD Jest chyba moją ulubioną postacią z tymi swoimi uwagami, ale również tą delikatniejszą stroną. Jest po prostu taki... ludzki? Niezbyt wiem, jak to opisać. Nie jest sztuczną postacią, wykreowaną tylko po to, żebu ludzie go uwielbiali, lub nienawidzili. Ma swoje mocniejsze i słabsze strony, dzięki czemu nie jest wyidealizowany. Dobra robota, niewielu autorom, nawet po parunastu latach się to udaje~.
"- Hyung… - usłyszałem w końcu cichy głos w słuchawce. [...]
- Taemin? Coś się stało? – nutka paniki w moim głosie wcale nie była nie na miejscu."
Jakoś nie wiem dlaczego, kocham ten fragment. Tak jakby widać, jak relacje między nimi ulegają zmianie, zaczyna grać tutaj rolę zaufanie i przyjaźń. Sam Minho jest naprawdę uroczym facetem, którego pasją jest malowanie butelek. xD Jednak pamiętam co mówił w pierwszym rozdziale na ten temat i muszę przyznać, że jest to spojrzenie z perspektywy prawdziwego artysty.
Poza tym, moja wyobraźnia tutaj szaleje. Dobrze opisujesz wszelakie miejsca, dzięki czemu bez problemu jestem w stanie zobaczyć szkołę, miejsce zamieszkania, a nawet coś tak banalnego jak operę, wśród której dojrzeć można Tae i Minho.
Mam nadzieję, że komentarz jest w miarę rozgarnięty i, że jednak da się coś z niego zrozumieć. Życzę weny przy pisaniu kolejnego świetnego rozdziału, będę czekać~!
♥
Omg *przełyka ślinę i ociera łzę wzruszenia* ...taki piękny komentarz, że aż zaniemówiłam. Okej *ogarnia się* po pierwsze, muszę podziękować Alice za czytelnika *-* dalej... też kocham tego Taemina, uwielbiam kreować go w ten sposób. Jestem taka szczęśliwa, że w jakimś stopniu mi się to udaje. Tak samo z ich wzajemnymi relacjami. Pisaniem czegokolwiek param się dopiero od października, dlatego takie pochwały dosłownie zwalają mnie z nóg. Minho i jego butelki <3 Jestem tak bardzo wdzięczna za Twój komentarz, dziękuję, że postanowiłaś się ujawnić. Obym Cię w przyszłości nie zawiodła. Pozdrawiam ~~<3
UsuńRany! Wybaczysz mi? Powiedz że mi wybaczysz ;;;;;;;;;;;;;;;;
OdpowiedzUsuńByłam na wyjeździe i nie miałam internetu ;cccccccc
Ale rany!
Cudny, wspaniały rozdział! Podoba mi się to, że nie wpadają od razu w swoje ramiona (chociaż za coś takiego bym się nie obraziła...), ale widać, jak się zmagają sami ze sobą i w ogóle, ranyyyyy, to takie słodkie!
I zawsze będę się płaszczyć przed Twoim językiem, jest fenomenalny ;;;;;;;;;;;
Uch, uch, idę nadrabiać resztę (o ile to 2miny xDDDD), czekam na kolejny <3
Okej, okej... wybaczam >.< ale przyznam, że zaczęłam się martwić, że Ci się nie podoba, dlatego nie komentujesz T^T No cóż... z takim zdystansowanym Taeminem i niekumatym Minho, to nic dziwnego, że jeszcze nie wpadli sobie w ramiona >.< wszystko w swoim czasie. Dziękuję za komentarz ~~<3
UsuńTak, Jezu tak~ ;;;;;
OdpowiedzUsuńFeelsy 99lvl.
Zacznę od... KIBUM! KIBUM! KIBUM~!!! Taaak, matko taak~~!
Ah, podobał mi się ten rozdział. Bardzo mi się podobał.
Cudownie się czyta o tym, że powoli, małymi kroczkami zmieniają swoje nastawienie do siebie nawzajem. A jeżeli pojawił się Kibum, to wszystko pójdzie łatwiej! Moje małe kochanie zawsze coś wymyśli (*kaszel* a przy tym zakocha się w Jonghyunie *kaszel*)
Żyć nie umierać! Chociaż miałam taką małą, tyci nadzieję, że Minho jednak pójdzie do Minniego do domu... nie obraziłabym się na małe tulenia~
Ah, taak. Bardzo feelsowo i przyjemnie ♥
Piszę krótko, bo śpieszno mi do następnych rozdziałów :D /Kummie
Hahah, nie Ty jedna miałaś nadzieję, że nocne odwiedziny Minhoła >.< ale nie może Wam być za dobrze, wszystko w swoim czasie :3 No i tak, Key jest bardzo ważny, wiecznie umma i swatka, niezależnie od okoliczności :')
Usuń~~<3