~*~
Zmrok
spadł na miasteczko, niczym ciemna kurtyna, zniekształcając i rozmazując
kontury poszczególnych obiektów. Budynki stały się milczącymi strażnikami,
stojącymi na warcie, w ciszy obserwującymi nocne życie, toczące się swoim leniwym
biegiem. Dachy kamienic zdawały się tonąć w szlachetnym granacie nieboskłonu,
stanowiąc przedmurze gwiezdnego obrazu, który ręka natury namalowała nad
miastem. Migoczące punkciki gdzieś tam, hen, w górze, wiązały spojrzenia nielicznych
śmiałków, którzy ośmielili się spacerować po opuszczonych, uśpionych alejach.
Gwiazdy zachwycały swoim zimnym dostojeństwem, nie pozwalając oderwać od siebie
wzroku. Z tego właśnie powodu, jedynie szalenie uważny obserwator byłby w
stanie dostrzec w tym krajobrazie coś znacznie odbiegającego od jego
patetycznego wizerunku.
W mroku, na szczycie najwyższej kamienicy, dumnie górującej nad pozostałymi, w miejscu, które zdawało się być niemal sąsiedztwem samego księżyca, dało się zauważyć niejakie poruszenie. Cienie zaszemrały, i nagle na dachu zajaśniał żółty punkcik światła latarki, pesząc swoim intensywnym blaskiem gwiezdne hafty zdobiące nieboskłon. Sylwetki dwóch postaci odbiły się mrokiem na cegłach strzelistego komina. Nocni intruzi dziwnie zakłócali spokój tej letniej nocy. Burzyli harmonię miasteczka. Gdyby ktoś w tamtej chwili zadarł głowę do góry, ale niezbyt wysoko, kierując swoje spojrzenie w przestrzeń pomiędzy zdobioną fasadą kamienicy, a niepełną twarzą bladego księżyca, zapewne byłby w stanie dostrzec proces powstawania dzieła, które za parę cichych godzin miało zaskoczyć stałych bywalców tej części miasta.
- Pomóc ci? – odezwał się cichy głosik, w prawdzie niesłyszalny dla przechodniów, ale również nie do nich skierowany. Choć słowa te zostały wypowiedziane niemal szeptem, to wyraźnie rozbrzmiały w bezdźwięczności otulającej dach kamienicy. Dotarły również do kucającego pośrodku chłopaka, który jednak nie odpowiedział na to pytanie, zbyt pochłonięty swoim zajęciem. Z koniuszkiem języka wystawionym na działanie łagodnego, letniego powiewu, w skupieniu wodził strumieniem spływającej mu spod dłoni farby. Zgrabnie zakończył malowaną kreskę, i przyjrzał jej się krytycznie.
- Minnie, możesz przesunąć latarkę trochę w lewo? – zapytał, odwracając się do właściciela cichego głosiku. Szczupły chłopak, o długich i lśniących w blasku nocy włosach, siedział po turecku, opierając się plecami o komin. W ręku trzymał latarkę, której złoty strumień światła padał na dzieło, znajdujące się właśnie w fazie powstawania. Chłopak miał zamknięte oczy, a po jego minie można było poznać, że nie do końca podobała mu się cała ta sytuacja. Mimo to posłusznie, choć raczej na wyczucie, skierował światło latarki odrobinę w lewo, nieświadomie odganiając mrok z kolejnych elementów obrazu.
- Hyung, dlaczego nie wolno mi patrzeć? – jęknął błagalnym tonem, ale jego towarzysz był niewzruszony.
- Mówiłem ci. To niespodzianka. Poza tym, stąd nic nie zobaczysz. Prawdziwe wrażenie robi z dołu.
- Ale Minho… - zaczął jeszcze, ale jego wypowiedź została zbyta mruknięciem. Ułożył usta w dziubek, i miał nawet zamiar gniewnie skrzyżować ramiona na piersi, uświadomił sobie jednak, że wciąż musi trzymać latarkę pod odpowiednim kątem. – Skoro to prezent niespodzianka, to nie powinieneś mnie tu ze sobą ciągać…
- Mhm… i już widzę, jak grzecznie zostajesz w domu, kiedy cię proszę. – odparł Minho, a Taemin zmarszczył nos, pozbawiony argumentów. Korzystając z nieuwagi kolegi, chłopiec uniósł jedną powiekę. Najpierw jego wzrok padł na plecy Minho, odzianego w ciemny płaszcz. Coś tam majstrował tymi swoimi smukłymi dłońmi, ubarwiając kolejne dachówki. Zgodnie z przewidywaniami starszego, Taemin nie był w stanie dostrzec nic konkretnego w tych wielkich plamach koloru, upiększających powierzchnię dachu. Chłopak ostrożnie przechylił się na bok, usiłując dojrzeć coś więcej, niż tylko abstrakcyjne wzory. Chwila nieuwagi sprawiła, że przesunął nieznacznie promień światła, który rozjaśniał stanowisko pracy jego kolegi. Ta drobna zmiana, lekkie drżenie gdzieś na skraju pola widzenia, wystarczyły, by Minho zorientował się, że kolega podgląda. Nie odwrócił się jednak od razu. Zamiast tego z namysłem pociągnął farbą po dachu po raz ostatni i zadowolony obrzucił swoje dzieło uważnym spojrzeniem.
- Masz szczęście, że już skończyłem. – odezwał się, wywołując u Taemina dreszcz zaskoczenia, podbitego poczuciem winy. – Bo inaczej nie mógłbym ci darować tego małego podglądactwa. – błysk jego ciemnych oczu, które jarzyły się nie wiadomo czemu, czy pod wpływem księżyca, czy też latarki, lub, być może, kryjących w sobie jakieś wewnętrzne źródło światła, sprawił, że młodszego przeszły ciarki. Zachował jednak kamienną twarz, a nawet uśmiechnął się przekornie. Następnie przeciągnął się leniwie i, nieco chwiejnie, podniósł się ze swojego miejsca. Świat zawirował, kiedy poczuł zniewalającą niemoc w nogach, ale zacisnął wargi i wyprostował się.
Minho cały czas przyglądał się chłopcu uważnie, gotowy w każdej chwili dopomóc mu w potrzebie. Taemin obserwował jak srebrzyste światło tego dumnego sąsiada, wiszącego nad ich głowami, który zdawał się być na wyciągnięcie ręki, wiruje i załamuje się na ciemnych włosach kolegi, w odpowiedzi na jego każdy, choćby najdrobniejszy, ruch.
- W porządku, Minnie? – zapytał księżycowy chłopiec z troską w głosie. Na twarz Taemina wtargnął ukradkiem przebiegły uśmieszek. Zanim Minho zdążył dostrzec oznaki rodzącego się w głowie młodszego spisku, ten złapał stojącą w pobliżu puszkę z zielonym sprejem i, w duchu modląc się, by jego kończyny tym razem nie odmówiły posłuszeństwa, począł wdrapywać się na okalający dach murek, chcąc zdobyć dostęp do samego szczytu komina. – Zwariowałeś?! Zaraz spadniesz! – dobiegł go krzyk Minho, nieco jednak stłumiony przez zmagający się szum wiatru w uszach. Chłopiec zignorował paniczne błagania kolegi, i jednym, nieco chwiejnym, susem, doskoczył do celu swojej wspinaczki. Zmarszczył brwi, i starannie począł bazgrać coś na pustej, ceglanej ścianie komina.
Z zadowoloną miną postawił ostatnią kreskę, kiedy poczuł, że robi mu się nieco słabo. W głowie zawirowało, a nogi ugięły się, wbrew woli. Bliski upadku, byłby zginął w tak głupi, choć zdecydowanie spektakularny sposób, gdyby nie silna dłoń, która stanowczym ruchem oplotła palce wokół jego nadgarstka. Poczuł gwałtowne szarpnięcie, kiedy Minho siłą ściągnął go z dachowego murka. Znalazłszy ciepło i bezpieczne schronienie w jego ramionach, Taemin uśmiechnął się słabo.
- I jak ci się podoba, hyung? – powiedział cicho, zerkając w stronę swojego dzieła. Na ścianie komina widniała, wmalowana nieco niewprawnie, ale wciąż łatwa do rozpoznania, zielona żabka. Może miała trochę zbyt wyłupiaste oczy, i nieco za długie nóżki, ale stanowiła doprawdy urocze dopełnienie tego miastowego krajobrazu.
- Jesteś szalony. – oznajmił Minho, czule gładząc trzymanego przez siebie chłopca po policzku. – Mogłeś się zabić. – wyrzucił mu, mimo wszystko nie będąc w stanie zdobyć się na ostry ton. Tak było za każdym razem, gdy Taemin robił coś, czego robić nie powinien. Wystarczyło, że młodszy spojrzał starszemu tym rozmigotanym, rozbawionym, i pełnym miłości spojrzeniem prosto w oczy, i chłopak nie potrafił się na niego gniewać, ani nawet go upominać. Również i tym razem Taemin tylko uniósł kąciki ust nieco wyżej, tym samym zupełnie lekceważąc uwagi hyunga.
- Wiedziałem, że nic mi się nie stanie. Jestem bezpieczny, póki nade mną czuwasz. – odparł tak lekkim tonem, jakby prowadzili pogawędkę o komiksach, czy o grach komputerowych. Minho postanowił, że nie będzie w dalszym ciągu werbalizował swoich uczuć, i po prostu pochylił się nad Taeminem, w celu przelania w niego całej miłości, jaką dysponował, poprzez pełen pasji pocałunek.
- EJ, CO WY TAM ROBICIE?! – wzburzony głos wzbił się ponad warstwę ciszy, osnuwającą ich dachowy zakątek. Minho postawił Taemina na nogi, i wyjrzał ostrożnie za krawędź murka. Na ulicy stało kilku mężczyzn, odzianych w służbowe mundury. Choć można by łudzić się, że ów dach kamienicy jest prywatnym rajem na ziemi, że świat zapomniał o tym ponurym miejscu, że wiedzą o nim tylko księżyc i gwiazdy, to światło porzuconej latarki wciąż jaśniało, niczym lampa latarni morskiej, dając miastu znak, że dzieje się tam coś niepożądanego.
Minho przeklął pod nosem, kiedy kilku funkcjonariuszy policji zaczęło wymachiwać pałkami i szybkim krokiem zmierzać w kierunku wejścia do budynku.
- Minnie, zabawa skończona. Zbieramy się. – rzucił, pospiesznie ładując do torby wszelkie narzędzia pracy. Taemin bez słowa pomógł mu się spakować, jak to czynił miliony razy wcześniej, i ze stoickim spokojem dał poprowadzić się ku wątłej i skrzypiącej ze starości drabince na tyłach kamienicy. – Pójdę pierwszy. Powiedz mi, jeśli zrobi ci się słabo. – oznajmił starszy, i chwilę później zniknął za krawędzią dachu. Taemin rzucił ostatnie spojrzenie na nocne przestworza miasta, ciesząc oczy milionami drobnych punkcików latarni, migoczących ciepło i radośnie. – Taemin, rusz się! Zaraz tu będą… - usłyszał poirytowany głos Minho. Westchnął cicho, zerkając jeszcze na namalowaną przez siebie żabkę, teraz przesłoniętą mrokiem cieni, i ruszył w ślad kolegi.
Był rozkojarzony i nieobecny myślami, jak zresztą zwykle, dlatego raz po raz, zupełnie nieświadomie, kopał, bądź zahaczał stopami głowę Minho. Starał się panować nad swoimi ruchami, ale kiedy z góry dało się słyszeć dźwięk głosów, a po chwili jasny promień latarki funkcjonariusza zaświecił mu prosto w twarz, Taemin cały się zestresował, i niemal spadł na swojego kolegę. Ostatnich kilku stopni nie było mu nawet dane pokonać, bo Minho w pośpiechu ściągnął go z zardzewiałej drabinki.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy? – rozległ się głos, a zza rogu budynku wychynął jeden z policjantów. Bez chwili namysłu obaj chłopcy pognali przed siebie co sił w nogach. Biegli, i biegli, mijając kolejne zakręty, ocienione nocą parki i opustoszałe alejki. Nie pozwolili sobie zwolnić, bo za ich plecami wciąż słychać było ciężkie kroki i dyszenie ścigającego ich funkcjonariusza. Serca młodych uciekinierów biły tak szybko, jakby same chciały wyskoczyć z piersi i ruszyć galopem. Kiedy Taemin, wbrew własnej woli, zaczął zwalniać, słabnąć, Minho ujął jego dłoń, i pociągnął za sobą, starając się udzielić mu swojej siły. Jak miliony razy wcześniej. Szczerze mówiąc, uciekanie przed wymiarem sprawiedliwości, przed tymi wszystkimi osobami w niebieskich mundurach, stanowiło sporą część ich codziennej rzeczywistości.
Mijając ostatni zakręt, nie słysząc już odgłosów pościgu, Minho pociągnął Taemina w jakiś opuszczony zaułek, i oparł się o ścianę, ciężko dysząc. Młodszy uczynił podobnie, z bladą twarzą trzymając się za brzuch. Hyung troskliwym gestem odgarnął opadające mu na czoło, lepiące się do skóry kosmyki włosów.
- W porządku? – zapytał, widząc, że chłopak drży. Taemin przez chwilę nie reagował, ale w końcu uniósł głowę. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Hahahahahahaha! – jego radosny głos odbił się echem po nagich ścianach budynków. – Ale im umknęliśmy! A prawie nas mieli! – entuzjazmował się, a jego oczy pałały psotnymi iskierkami. Minho pokręcił głową, i przytulił do siebie Taemina.
- Minnie, Minnie… co ja z tobą mam? – mruczał, jednocześnie topiąc twarz w jego miękkich włosach. Taemin nie pofatygował się z odpowiedzią, tylko zacisnął mocno ręce wokół szyi tulącego go chłopaka.
- Nigdy nas nie złapią, mówię ci… - mruknął młodszy cicho, nieco sennym tonem. Księżyc zatańczył na jego włosach, kiedy przymykał ciężkie ze zmęczenia powieki. Minho stał w bezruchu, dzieląc się z nim ciepłem, czuwając nad swoim szalonym chłopcem.
W mroku, na szczycie najwyższej kamienicy, dumnie górującej nad pozostałymi, w miejscu, które zdawało się być niemal sąsiedztwem samego księżyca, dało się zauważyć niejakie poruszenie. Cienie zaszemrały, i nagle na dachu zajaśniał żółty punkcik światła latarki, pesząc swoim intensywnym blaskiem gwiezdne hafty zdobiące nieboskłon. Sylwetki dwóch postaci odbiły się mrokiem na cegłach strzelistego komina. Nocni intruzi dziwnie zakłócali spokój tej letniej nocy. Burzyli harmonię miasteczka. Gdyby ktoś w tamtej chwili zadarł głowę do góry, ale niezbyt wysoko, kierując swoje spojrzenie w przestrzeń pomiędzy zdobioną fasadą kamienicy, a niepełną twarzą bladego księżyca, zapewne byłby w stanie dostrzec proces powstawania dzieła, które za parę cichych godzin miało zaskoczyć stałych bywalców tej części miasta.
- Pomóc ci? – odezwał się cichy głosik, w prawdzie niesłyszalny dla przechodniów, ale również nie do nich skierowany. Choć słowa te zostały wypowiedziane niemal szeptem, to wyraźnie rozbrzmiały w bezdźwięczności otulającej dach kamienicy. Dotarły również do kucającego pośrodku chłopaka, który jednak nie odpowiedział na to pytanie, zbyt pochłonięty swoim zajęciem. Z koniuszkiem języka wystawionym na działanie łagodnego, letniego powiewu, w skupieniu wodził strumieniem spływającej mu spod dłoni farby. Zgrabnie zakończył malowaną kreskę, i przyjrzał jej się krytycznie.
- Minnie, możesz przesunąć latarkę trochę w lewo? – zapytał, odwracając się do właściciela cichego głosiku. Szczupły chłopak, o długich i lśniących w blasku nocy włosach, siedział po turecku, opierając się plecami o komin. W ręku trzymał latarkę, której złoty strumień światła padał na dzieło, znajdujące się właśnie w fazie powstawania. Chłopak miał zamknięte oczy, a po jego minie można było poznać, że nie do końca podobała mu się cała ta sytuacja. Mimo to posłusznie, choć raczej na wyczucie, skierował światło latarki odrobinę w lewo, nieświadomie odganiając mrok z kolejnych elementów obrazu.
- Hyung, dlaczego nie wolno mi patrzeć? – jęknął błagalnym tonem, ale jego towarzysz był niewzruszony.
- Mówiłem ci. To niespodzianka. Poza tym, stąd nic nie zobaczysz. Prawdziwe wrażenie robi z dołu.
- Ale Minho… - zaczął jeszcze, ale jego wypowiedź została zbyta mruknięciem. Ułożył usta w dziubek, i miał nawet zamiar gniewnie skrzyżować ramiona na piersi, uświadomił sobie jednak, że wciąż musi trzymać latarkę pod odpowiednim kątem. – Skoro to prezent niespodzianka, to nie powinieneś mnie tu ze sobą ciągać…
- Mhm… i już widzę, jak grzecznie zostajesz w domu, kiedy cię proszę. – odparł Minho, a Taemin zmarszczył nos, pozbawiony argumentów. Korzystając z nieuwagi kolegi, chłopiec uniósł jedną powiekę. Najpierw jego wzrok padł na plecy Minho, odzianego w ciemny płaszcz. Coś tam majstrował tymi swoimi smukłymi dłońmi, ubarwiając kolejne dachówki. Zgodnie z przewidywaniami starszego, Taemin nie był w stanie dostrzec nic konkretnego w tych wielkich plamach koloru, upiększających powierzchnię dachu. Chłopak ostrożnie przechylił się na bok, usiłując dojrzeć coś więcej, niż tylko abstrakcyjne wzory. Chwila nieuwagi sprawiła, że przesunął nieznacznie promień światła, który rozjaśniał stanowisko pracy jego kolegi. Ta drobna zmiana, lekkie drżenie gdzieś na skraju pola widzenia, wystarczyły, by Minho zorientował się, że kolega podgląda. Nie odwrócił się jednak od razu. Zamiast tego z namysłem pociągnął farbą po dachu po raz ostatni i zadowolony obrzucił swoje dzieło uważnym spojrzeniem.
- Masz szczęście, że już skończyłem. – odezwał się, wywołując u Taemina dreszcz zaskoczenia, podbitego poczuciem winy. – Bo inaczej nie mógłbym ci darować tego małego podglądactwa. – błysk jego ciemnych oczu, które jarzyły się nie wiadomo czemu, czy pod wpływem księżyca, czy też latarki, lub, być może, kryjących w sobie jakieś wewnętrzne źródło światła, sprawił, że młodszego przeszły ciarki. Zachował jednak kamienną twarz, a nawet uśmiechnął się przekornie. Następnie przeciągnął się leniwie i, nieco chwiejnie, podniósł się ze swojego miejsca. Świat zawirował, kiedy poczuł zniewalającą niemoc w nogach, ale zacisnął wargi i wyprostował się.
Minho cały czas przyglądał się chłopcu uważnie, gotowy w każdej chwili dopomóc mu w potrzebie. Taemin obserwował jak srebrzyste światło tego dumnego sąsiada, wiszącego nad ich głowami, który zdawał się być na wyciągnięcie ręki, wiruje i załamuje się na ciemnych włosach kolegi, w odpowiedzi na jego każdy, choćby najdrobniejszy, ruch.
- W porządku, Minnie? – zapytał księżycowy chłopiec z troską w głosie. Na twarz Taemina wtargnął ukradkiem przebiegły uśmieszek. Zanim Minho zdążył dostrzec oznaki rodzącego się w głowie młodszego spisku, ten złapał stojącą w pobliżu puszkę z zielonym sprejem i, w duchu modląc się, by jego kończyny tym razem nie odmówiły posłuszeństwa, począł wdrapywać się na okalający dach murek, chcąc zdobyć dostęp do samego szczytu komina. – Zwariowałeś?! Zaraz spadniesz! – dobiegł go krzyk Minho, nieco jednak stłumiony przez zmagający się szum wiatru w uszach. Chłopiec zignorował paniczne błagania kolegi, i jednym, nieco chwiejnym, susem, doskoczył do celu swojej wspinaczki. Zmarszczył brwi, i starannie począł bazgrać coś na pustej, ceglanej ścianie komina.
Z zadowoloną miną postawił ostatnią kreskę, kiedy poczuł, że robi mu się nieco słabo. W głowie zawirowało, a nogi ugięły się, wbrew woli. Bliski upadku, byłby zginął w tak głupi, choć zdecydowanie spektakularny sposób, gdyby nie silna dłoń, która stanowczym ruchem oplotła palce wokół jego nadgarstka. Poczuł gwałtowne szarpnięcie, kiedy Minho siłą ściągnął go z dachowego murka. Znalazłszy ciepło i bezpieczne schronienie w jego ramionach, Taemin uśmiechnął się słabo.
- I jak ci się podoba, hyung? – powiedział cicho, zerkając w stronę swojego dzieła. Na ścianie komina widniała, wmalowana nieco niewprawnie, ale wciąż łatwa do rozpoznania, zielona żabka. Może miała trochę zbyt wyłupiaste oczy, i nieco za długie nóżki, ale stanowiła doprawdy urocze dopełnienie tego miastowego krajobrazu.
- Jesteś szalony. – oznajmił Minho, czule gładząc trzymanego przez siebie chłopca po policzku. – Mogłeś się zabić. – wyrzucił mu, mimo wszystko nie będąc w stanie zdobyć się na ostry ton. Tak było za każdym razem, gdy Taemin robił coś, czego robić nie powinien. Wystarczyło, że młodszy spojrzał starszemu tym rozmigotanym, rozbawionym, i pełnym miłości spojrzeniem prosto w oczy, i chłopak nie potrafił się na niego gniewać, ani nawet go upominać. Również i tym razem Taemin tylko uniósł kąciki ust nieco wyżej, tym samym zupełnie lekceważąc uwagi hyunga.
- Wiedziałem, że nic mi się nie stanie. Jestem bezpieczny, póki nade mną czuwasz. – odparł tak lekkim tonem, jakby prowadzili pogawędkę o komiksach, czy o grach komputerowych. Minho postanowił, że nie będzie w dalszym ciągu werbalizował swoich uczuć, i po prostu pochylił się nad Taeminem, w celu przelania w niego całej miłości, jaką dysponował, poprzez pełen pasji pocałunek.
- EJ, CO WY TAM ROBICIE?! – wzburzony głos wzbił się ponad warstwę ciszy, osnuwającą ich dachowy zakątek. Minho postawił Taemina na nogi, i wyjrzał ostrożnie za krawędź murka. Na ulicy stało kilku mężczyzn, odzianych w służbowe mundury. Choć można by łudzić się, że ów dach kamienicy jest prywatnym rajem na ziemi, że świat zapomniał o tym ponurym miejscu, że wiedzą o nim tylko księżyc i gwiazdy, to światło porzuconej latarki wciąż jaśniało, niczym lampa latarni morskiej, dając miastu znak, że dzieje się tam coś niepożądanego.
Minho przeklął pod nosem, kiedy kilku funkcjonariuszy policji zaczęło wymachiwać pałkami i szybkim krokiem zmierzać w kierunku wejścia do budynku.
- Minnie, zabawa skończona. Zbieramy się. – rzucił, pospiesznie ładując do torby wszelkie narzędzia pracy. Taemin bez słowa pomógł mu się spakować, jak to czynił miliony razy wcześniej, i ze stoickim spokojem dał poprowadzić się ku wątłej i skrzypiącej ze starości drabince na tyłach kamienicy. – Pójdę pierwszy. Powiedz mi, jeśli zrobi ci się słabo. – oznajmił starszy, i chwilę później zniknął za krawędzią dachu. Taemin rzucił ostatnie spojrzenie na nocne przestworza miasta, ciesząc oczy milionami drobnych punkcików latarni, migoczących ciepło i radośnie. – Taemin, rusz się! Zaraz tu będą… - usłyszał poirytowany głos Minho. Westchnął cicho, zerkając jeszcze na namalowaną przez siebie żabkę, teraz przesłoniętą mrokiem cieni, i ruszył w ślad kolegi.
Był rozkojarzony i nieobecny myślami, jak zresztą zwykle, dlatego raz po raz, zupełnie nieświadomie, kopał, bądź zahaczał stopami głowę Minho. Starał się panować nad swoimi ruchami, ale kiedy z góry dało się słyszeć dźwięk głosów, a po chwili jasny promień latarki funkcjonariusza zaświecił mu prosto w twarz, Taemin cały się zestresował, i niemal spadł na swojego kolegę. Ostatnich kilku stopni nie było mu nawet dane pokonać, bo Minho w pośpiechu ściągnął go z zardzewiałej drabinki.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy? – rozległ się głos, a zza rogu budynku wychynął jeden z policjantów. Bez chwili namysłu obaj chłopcy pognali przed siebie co sił w nogach. Biegli, i biegli, mijając kolejne zakręty, ocienione nocą parki i opustoszałe alejki. Nie pozwolili sobie zwolnić, bo za ich plecami wciąż słychać było ciężkie kroki i dyszenie ścigającego ich funkcjonariusza. Serca młodych uciekinierów biły tak szybko, jakby same chciały wyskoczyć z piersi i ruszyć galopem. Kiedy Taemin, wbrew własnej woli, zaczął zwalniać, słabnąć, Minho ujął jego dłoń, i pociągnął za sobą, starając się udzielić mu swojej siły. Jak miliony razy wcześniej. Szczerze mówiąc, uciekanie przed wymiarem sprawiedliwości, przed tymi wszystkimi osobami w niebieskich mundurach, stanowiło sporą część ich codziennej rzeczywistości.
Mijając ostatni zakręt, nie słysząc już odgłosów pościgu, Minho pociągnął Taemina w jakiś opuszczony zaułek, i oparł się o ścianę, ciężko dysząc. Młodszy uczynił podobnie, z bladą twarzą trzymając się za brzuch. Hyung troskliwym gestem odgarnął opadające mu na czoło, lepiące się do skóry kosmyki włosów.
- W porządku? – zapytał, widząc, że chłopak drży. Taemin przez chwilę nie reagował, ale w końcu uniósł głowę. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Hahahahahahaha! – jego radosny głos odbił się echem po nagich ścianach budynków. – Ale im umknęliśmy! A prawie nas mieli! – entuzjazmował się, a jego oczy pałały psotnymi iskierkami. Minho pokręcił głową, i przytulił do siebie Taemina.
- Minnie, Minnie… co ja z tobą mam? – mruczał, jednocześnie topiąc twarz w jego miękkich włosach. Taemin nie pofatygował się z odpowiedzią, tylko zacisnął mocno ręce wokół szyi tulącego go chłopaka.
- Nigdy nas nie złapią, mówię ci… - mruknął młodszy cicho, nieco sennym tonem. Księżyc zatańczył na jego włosach, kiedy przymykał ciężkie ze zmęczenia powieki. Minho stał w bezruchu, dzieląc się z nim ciepłem, czuwając nad swoim szalonym chłopcem.
~*~
Jeśli
ktoś znalazłby się konkretnego dnia, o konkretnej porze, pod konkretnym
budynkiem, w konkretnym mieście, i do tego oderwałby wzrok od otaczających go
twarzy i ulic, znajdujących się wszędzie wokół, by skierować swoje spojrzenie
nieco wyżej, ponad okna starych kamienic, zapewne uniósłby brwi ze zdziwienia.
Dach najwyższego budynku, który pysznił się swoim statusem zabytku, przez jedną
noc przeszedł totalną metamorfozę. Jego, błyszczące w letnim upale, ciemne
dachówki, teraz pokrywało ogromne malowidło. Plamy barwne przenikały się i
wiązały ze sobą, kreując przed oczami widza kształt ptaka. Skrzydlate
stworzenie miało smukłą sylwetkę i bystre spojrzenie. Zdawało się, że
przycupnęło na moment, by lada chwila ruszyć w dalszą drogę, ku niebu, z wiatrem
za przyjaciela. Niektórzy, co uważniejsi, zachwyciliby się realistycznością, z
jaką artysta namalował ptasie pióra, które zdawały się być tak miękkie i
delikatne jak w rzeczywistości. Choć skrzydlate stworzenie stanowiło główny
punkt programu, to co poniektórzy dostrzegli również małą, zieloną żabkę,
uwiecznioną na ściance komina, wpatrującą się w swojego ptasiego sąsiada.
Nikt jednak, stojąc z głową zadartą do góry, nie mógł zauważyć przyczajonego w cieniu drzew obserwatora. Długowłosy nastolatek od rana przyglądał się dziwnym malunkom. W kącikach jego ust igrał przebiegły uśmieszek, a przyglądając się wyrazowi ciemnych oczu można by dojść do absurdalnego wniosku, że chłopak wie skąd wzięły się te obrazy oraz co znaczą. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi. Po długim czasie nastolatek oderwał wzrok od malowideł i, niespiesznym krokiem, ruszył w przeciwnym kierunku. W jego torbie cały czas coś grzechotało, coś brzdękało. Nikt jednak nie mógł wiedzieć, że są to puszki zielonego spreju.
Nikt jednak, stojąc z głową zadartą do góry, nie mógł zauważyć przyczajonego w cieniu drzew obserwatora. Długowłosy nastolatek od rana przyglądał się dziwnym malunkom. W kącikach jego ust igrał przebiegły uśmieszek, a przyglądając się wyrazowi ciemnych oczu można by dojść do absurdalnego wniosku, że chłopak wie skąd wzięły się te obrazy oraz co znaczą. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi. Po długim czasie nastolatek oderwał wzrok od malowideł i, niespiesznym krokiem, ruszył w przeciwnym kierunku. W jego torbie cały czas coś grzechotało, coś brzdękało. Nikt jednak nie mógł wiedzieć, że są to puszki zielonego spreju.
~*~
Od razu drobne wyjaśnienie. Wykorzystując motyw ptaka, miałam (a raczej Minho miał) na myśli symbol wolności ^.^
Taki krótki tworek, na który natchnęło mnie dzisiaj, kiedy jechałam autobusem do szkoły, prosto na próbną maturkę z matematyki :') Inspiracją stała się piosenka Arctic Monkeys - Riot Van, którą akurat mój dobroduszny odtwarzacz muzyki postanowił mi puścić <3 Utwór mówi o czymś nieco innym, niż w moim opowiadaniu, ale podsunął mi pewien konkretny obraz przed oczy. Jeśli ktoś miałby ochotę posłuchać, to link jest tam u góry ;3 Pomysł z malowaniem żabek na murach ukradłam (a raczej za zgodą właścicielki wykorzystałam i zaaranżowałam po swojemu) od Ame.
To chyba tyle, już nie przynudzam. Dziękuję wszystkim za ciepłe komentarze, dotyczące CdA <333 Nawet nie wiecie ile radości mi dają Wasze słowa. W najbliższym czasie możecie się spodziewać jeszcze dwóch one-shotów, słodkiego, świątecznego 2minka oraz dziwnego, pseudoświątecznego Jongkey (nawet nie wiem jeszcze, czy to drugie faktycznie opublikuję :| )
Do napisania~~
Taki krótki tworek, na który natchnęło mnie dzisiaj, kiedy jechałam autobusem do szkoły, prosto na próbną maturkę z matematyki :') Inspiracją stała się piosenka Arctic Monkeys - Riot Van, którą akurat mój dobroduszny odtwarzacz muzyki postanowił mi puścić <3 Utwór mówi o czymś nieco innym, niż w moim opowiadaniu, ale podsunął mi pewien konkretny obraz przed oczy. Jeśli ktoś miałby ochotę posłuchać, to link jest tam u góry ;3 Pomysł z malowaniem żabek na murach ukradłam (a raczej za zgodą właścicielki wykorzystałam i zaaranżowałam po swojemu) od Ame.
To chyba tyle, już nie przynudzam. Dziękuję wszystkim za ciepłe komentarze, dotyczące CdA <333 Nawet nie wiecie ile radości mi dają Wasze słowa. W najbliższym czasie możecie się spodziewać jeszcze dwóch one-shotów, słodkiego, świątecznego 2minka oraz dziwnego, pseudoświątecznego Jongkey (nawet nie wiem jeszcze, czy to drugie faktycznie opublikuję :| )
Do napisania~~
Szkoda, że dla mnie nic napiszesz :(
OdpowiedzUsuńOpowiadanko jak zwykle świetne. Zazdroszczę pomysłów :*
Nie powiedziałam, że nie napiszę. Ale póki co nie mam weny na żadne Ontae, wybacz.
UsuńAwwww. Nie sądziłam, że tak szybko to napiszesz, myślałam, że to jakieś odległe plany. I jeszcze mi zła nie dałaś znać, że wstawiasz <3 Podoba mi się bardzo, chociaż aż dziw, że to nie smut, ostatnio ich tyle tworzysz (nie że narzekam :D) Widzę wyraźną inspirację Schulzem, czy to polski cię tak rozwija? Ale lubię tę konwencję, więc naturalnie tutaj też mi się podoba. Słodcy są tacy <3 I oczywiście Taemin ma długie włosy *o* wiesz, co kochamy <3 I, bo nie mogę się oprzeć- chłopiec? Serio? Minho pedofil? :D <3
OdpowiedzUsuńPRZYPOMNIJ ŻEBYM SPYTAŁA O LIKIER ;>
Rany!
OdpowiedzUsuńJak ja KOCHAM twój język i styl!
Przygotuj się, bo stawiam Ci pomnik ;//////
Znaczy muszę przyznać że oczekiwałam na jakąś scenę chociażby pocałunku, no ale zawsze to chociaż trochę 2mina XDDDD
Ale masz pisać DUŻO I CZĘSTO, błagam ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
I to 2miny! ;PP
Yaay! Może z tym pomnikiem to bez przesady >.< >.< akurat tym razem język to efekt naszego cudnego polskiego, z naszą cudną nauczycielką, która omawiała z nami Schulza *wcale nie ociekam sarkazmem* x) Zapytaj Miss.Alice, jestem pewna, że ona też kocha nasz polski xD Fakt, mogłam trochę to rozwinąć, ale jestem dzisiaj taaaka zmęczona .< dziękujęęę, kocham Cię ~~<3
UsuńPowiem szczerze, ze pierwszy raz jak zaczelam czytac twoje opowiadanie to stwierdzilam ze bedzie nudne, odlecialam troche przy tych opisach(moze to tez zasluga poznej pory) ale potem mile sie zaskoczylam. Takie artystyczne ~~ bardzo fajny pomysł.
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam napisać... Hm... Bardzo mi się podobało ^ ^
OdpowiedzUsuńŻeby mój polski rozwijał się tak jak Twój ;-;
Nie mogę doczekać się tych one-shotów! Pisuj je! *^*
Weny! <3