Wskazówka: znaczek "~♪♪♪~" jest odnośnikiem do utworu wykonywanego przez bohatera.
Uniosłem brwi z
zaskoczenia. Słuchałem już wielu utworów w wykonaniu Taemina. Każdy z nich był
inny, jedne wywoływały uśmiech, inne potrafiły nieźle zdołować. Niemniej
jednak, to co właśnie robił było diametralnie różne od wszystkich jego
poprzednich występów. O ile w ogóle można to było nazwać występem.
Chłopak przeciągnął smyczkiem po strunach, wydobywając z instrumentu czysty, głęboki ton. Dźwięk wybrzmiał przez chwilę, po czym nastąpiła pauza. Obserwowałem jak chłopak z sąsiedniej kamienicy marszczy brwi, mrucząc coś pod nosem. Po chwili znów przystąpił do gry, tym razem pozwalając dźwiękowi wybrzmieć nieco dłużej i płynnie przechodząc do kolejnego, nieco wyższego. Na jego twarzy malowało się niecodzienne skupienie, kiedy ostrożnie dobierał kolejne elementy melodii. Bo, jak się domyśliłem, to właśnie Taemin robił. Komponował. Po raz kolejny mnie zaskoczył, bo nigdy nie wspominał o jakiejkolwiek własnej twórczości. Znał i podziwiał klasyki, które potrafił odegrać z wielką pasją i nie mniejszą precyzją, choć dla mnie wszystkie brzmiały bardzo podobnie. Tym razem jednak, na moich oczach działo się coś zupełnie innego. Taemin wyraźnie zaangażował się w swoje dzieło twórcze, i szczerze mówiąc, z całego serca mu kibicowałem. Samemu będąc artystą, wiem jak wielką satysfakcję i spełnienie potrafi dać własna sztuka, zrodzona z godzin pracy nad szlifowaniem swojego talentu. Taemin bez wątpienia miał dar, pomijając nawet całe jego ambitne wykształcenie, wmuszone mu przez matkę. Te czynniki zestawione razem, stawiały go na dużo wyższej pozycji niż przeciętnych muzyków w tak młodym wieku.
Taemin nakazał swoim skrzypcom wydać kolejny ciepły ton, ale nie pozwolił dźwiękowi wybrzmieć w całej jego okazałości, bo gwałtownie urwał i odsunął od siebie instrument, jakby w akcie złości. Usta wykrzywił w grymasie niezadowolenia, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany swoim dziełem. Po chwili jego gniew ustąpił smutnej bezradności, na widok której zrobiło mi się go żal. Nie mogłem pojąć co takiego się stało, że Taemin nagle postanowił komponować. Pewnie nie szukałbym w tym jakiegoś ważnego powodu, gdyby nie fakt, że chłopak wyglądał na istnie załamanego swoim niepowodzeniem, jakby wiele zależało od efektu jego pracy. Przyszło mi nawet na myśl, że być może matka kazała mu zacząć tworzyć własną muzykę, ale odrzuciłem ten pomysł. Zbyt wiele wkładał w to serca, żeby mogło być efektem przymusu. Przez moment siedział bezczynnie na krześle, tak, że widziałem z mojego okna tylko czubek jego głowy. Nie minęło jednak pięć minut, jak chłopak z powrotem poderwał się na nogi i z zaciętą miną kontynuował swoje próby.
Znaliśmy się od zaledwie paru miesięcy, a mnie wciąż zadziwiały jego wahania nastroju, jego zmienne humory. Potrafił w jednym zdaniu, czy geście zawrzeć zupełnie skrajne emocje, jak gniew i empatia. Dlatego wciąż do końca nie wiedziałem, jaki jest jego stosunek do mnie. Przeważnie zimny i oschły, rzucał obelgami na prawo i lewo. Zdarzały się jednak, zwłaszcza przez ostatnich parę tygodni, momenty, w których okazywał wrażliwość i dziwną, jakby niezdarną czułość. Nie kryję, że czułem z tego powodu swego rodzaju satysfakcję, przypisując zachodzące w nim zmiany moim staraniom. Już wiele dni temu, słuchając jego rozpaczliwej gry, powziąłem postanowienie. Zamierzałem, nie zważając na obelgi i odpychającą postawę chłopaka, złamać ten mur, który wokół siebie zbudował. Chciałem zostać jego przyjacielem. I mi się to udało, Taemin sam to potwierdził, aczkolwiek pod niejakim przymusem. Co prawda nie było tak kolorowo, jakbym chciał, ale dzięki mojemu wysiłkowi chłopak wreszcie zaczął się otwierać, zamiast żyć zamknięty w swoim małym światku.
Taemin tym razem wygrał dość długi fragment melodii, ciepłej i kojącej. Musiałem przyznać, że brzmiała bardzo ładnie. Ciekawe czy kiedyś da się przekonać, żeby zagrać mi ją w całości. Wiatr, przemieszany z płatkami śniegu rozwiał włosy skrzypka, a on cały zadrżał. Miałem ochotę go opieprzyć za ćwiczenie przy otwartym oknie. Póki było ciepło, nie stanowiło to nic niepokojącego, ale teraz, kiedy zima w pełni powróciła, racząc przyrodę swoją mroźną obecnością, zachowanie Taemina stało się dziwnym, nierozsądnym, nawykiem. Tak niewiele wystarczyło, żeby jego kruche ciałko uległo jakiemuś okropnemu przeziębieniu. Zmierzyłem jego szczupłą sylwetkę uważnym spojrzeniem.
Tu pojawiał się niechciany temat. Dziwny rejon mojego umysłu, w który przeważnie się nie zapuszczałem. Mimo moich rozważań i analiz dotyczących stosunku Taemina do mnie, ja sam wolałem nie zagłębiać się w swoje pogmatwane uczucia. Po prostu próby zrozumienia mojej słabości do tej osoby za każdym razem kończyły się dziwnymi i niepokojącymi wnioskami, z którymi nie miałem siły się mierzyć. Lubiłem Taemina od samego początku, co do tego nie ma wątpliwości. Nawet kiedy był dla mnie chamski i wrogo nastawiony, czułem niejaką sympatię do tego tajemniczego dzieciaka. Jednak z czasem, choć teoretycznie nasza relacja wyglądała tak samo, coś się zmieniło. Dystans się skrócił. „To dobrze. Tego chciałeś.” – mówiłem sobie. Owszem, byłem zadowolony z takiego stanu rzeczy. Byliśmy przyjaciółmi. Ten fakt jednak w żaden sposób nie neutralizował szybszego bicia serca, czy sensacji w żołądku, które nieraz mi towarzyszyły, kiedy dyskretnie przyglądałem się mojemu przyjacielowi. Z początku tłumaczyłem to sobie fascynacją, jaką wywoływało we mnie jego niezwykłe piękno. Ten argument wydawał się dobry. Do czasu. Jednak z upływem dni moje małe zboczenie nie słabło. Wręcz przeciwnie. Każde kolejne spotkanie tylko pogarszało sytuację. Nawet teraz, obserwując go z daleka, skupiałem wzrok na drobnych detalach, takich jak delikatne zakrzywienie ust, czy idealnie zarysowany łuk brwi. W tego typu sytuacjach znów przywoływałem w myślach swoje, jakże ambitne, uzasadnienie własnej postawy. Za każdym razem jednak mój argument wydawał się coraz bledszy, coraz bardziej absurdalny.
Taemin w końcu odłożył skrzypce, na wpół usatysfakcjonowany, na wpół niezadowolony, dając mi w ten sposób pretekst do zaprzestania rozmyślań na niewygodny temat. Odwróciłem wzrok od sąsiedniej kamienicy, żeby rozejrzeć się po salonie, w którym panował istny chaos. Nie żeby przeważnie był w nim porządek. Zazwyczaj panował tu swojski, mnie tylko zrozumiały, bałagan. Dlatego teraz, kiedy Key postanowił posprzątać całe moje mieszkanie, bo „nie będzie żył w takim chlewie”, czułem się zagubiony i obcy.
- Może byś tak ruszył swoje zgrabne cztery litery, i mi pomógł? – usłyszałem złośliwą uwagę, gdzieś zza sofy. Odskoczyłem, zszokowany. Dopiero teraz zauważyłem skulonego tam Kibuma.
- Co ty wyczyniasz? – zapytałem z niedowierzaniem, obserwując jak chłopak wynurza się ze swojej kryjówki. Na dłoniach miał gumowe rękawiczki.
- Jak to co?! Sprzątam! – prychnął obrażonym tonem. W międzyczasie stanąłem tyłem do okna i oparłem się o parapet, starając się przybrać swobodną pozę. W rzeczywistości cały byłem spięty, niepewny czy Key zauważył moje małe podglądactwo, czy też był zbyt zaabsorbowany sofą. Moje zachowanie nie umknęło jednak jego uwadze.
- Mój drogi, czy ty naprawdę sądziłeś, że o tym nie wiem? – zapytał z politowaniem, zerkając znacząco w stronę okna. Przełknąłem głośno ślinę, nagle strasznie zestresowany, jakbym zrobił coś nieakceptowalnego i mój brudny sekret właśnie wyszedł na jaw.
- Ja tylko… to nie jest… - zacząłem się bełkotliwie tłumaczyć, ale Key podszedł do mnie kocim krokiem i położył mi palec na ustach.
- Nie bój się, nie powiem mu – stwierdził, a ja poczułem nieopisaną ulgę. – Dużo śmieszniej będzie, jak sam to zrobisz – dodał z diaboliczną uciechą w oczach. No tak, to był Kibum. Czego innego mogłem się spodziewać?
- Key, ja nie… - zacząłem znowu, ale on uniósł rękę, uciszając mnie.
- Swoje wiem i to mi wystarczy. Lepiej weź się do roboty. Zamierzasz witać gości w tym burdelu? – spytał, rozkładając ręce i obrzucając mój salon znaczącym spojrzeniem. Zamrugałem, zbity z tropu.
- Gości?
- Minho, powiedz mi, że sobie teraz żartujesz… - mruknął zrezygnowany moim brakiem zrozumienia, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak dalej wpatrywać się w niego wyczekująco. – Mamy drugi grudnia, coś ci to mówi? – podsunął, a ja dalej milczałem. – Oh, za tydzień są twoje urodziny, idioto! – wybuchnął wreszcie, uderzając mnie w ramię. – To niedorzeczne, żebym ja lepiej o tym pamiętał, niż ty sam!
Wypuściłem głośno powietrze, uświadamiając sobie, że ma rację. Nigdy bym jednak nie wpadł na to, że chodzi mu o coś takiego. Przeważnie spędzałem urodziny jak większość dni, zdarzało mi się pójść z kimś do kina albo do baru i tyle. Bez fajerwerków.
- Nie przypominam sobie, żebym urządzał przyjęcie, więc nie musisz się kłopotać, serio… - stwierdziłem w końcu, marszcząc brwi. Moja odpowiedź spotkała się z pełnym oburzenia wyrazem twarzy Key.
- O nie, nie, nie. Nie wykręcisz się tak łatwo, aspołeczny leniwcu – odparł, kręcąc palcem, jakby tłumaczył dziecku, że nie może wpychać niechcianych ziemniaków za fotel.
- Ale kogo ja niby mam zaprosić, twoim zdaniem? – odparłem, łapiąc się bezsensownego argumentu, który przyszedł mi na myśl.
- No jak to kogo? Taemina, naturalnie – odpowiedział, jakby to było oczywiste. Uniosłem brwi.
- Tylko jego? I co, urządzimy sobie radosne przyjęcie we trzech?
- Owszem. – Key nie dał się tak łatwo zbić z tropu, a jego usta wykrzywił przebiegły uśmiech. – Przyjęcie w doborowym towarzystwie. – oznajmił zadowolony, po czym odwrócił się, wracając do sprzątania. – Ja to jednak jestem świetnym przyjacielem. – mruknął z wyższością, na powrót nurkując za kanapą.
Chłopak przeciągnął smyczkiem po strunach, wydobywając z instrumentu czysty, głęboki ton. Dźwięk wybrzmiał przez chwilę, po czym nastąpiła pauza. Obserwowałem jak chłopak z sąsiedniej kamienicy marszczy brwi, mrucząc coś pod nosem. Po chwili znów przystąpił do gry, tym razem pozwalając dźwiękowi wybrzmieć nieco dłużej i płynnie przechodząc do kolejnego, nieco wyższego. Na jego twarzy malowało się niecodzienne skupienie, kiedy ostrożnie dobierał kolejne elementy melodii. Bo, jak się domyśliłem, to właśnie Taemin robił. Komponował. Po raz kolejny mnie zaskoczył, bo nigdy nie wspominał o jakiejkolwiek własnej twórczości. Znał i podziwiał klasyki, które potrafił odegrać z wielką pasją i nie mniejszą precyzją, choć dla mnie wszystkie brzmiały bardzo podobnie. Tym razem jednak, na moich oczach działo się coś zupełnie innego. Taemin wyraźnie zaangażował się w swoje dzieło twórcze, i szczerze mówiąc, z całego serca mu kibicowałem. Samemu będąc artystą, wiem jak wielką satysfakcję i spełnienie potrafi dać własna sztuka, zrodzona z godzin pracy nad szlifowaniem swojego talentu. Taemin bez wątpienia miał dar, pomijając nawet całe jego ambitne wykształcenie, wmuszone mu przez matkę. Te czynniki zestawione razem, stawiały go na dużo wyższej pozycji niż przeciętnych muzyków w tak młodym wieku.
Taemin nakazał swoim skrzypcom wydać kolejny ciepły ton, ale nie pozwolił dźwiękowi wybrzmieć w całej jego okazałości, bo gwałtownie urwał i odsunął od siebie instrument, jakby w akcie złości. Usta wykrzywił w grymasie niezadowolenia, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany swoim dziełem. Po chwili jego gniew ustąpił smutnej bezradności, na widok której zrobiło mi się go żal. Nie mogłem pojąć co takiego się stało, że Taemin nagle postanowił komponować. Pewnie nie szukałbym w tym jakiegoś ważnego powodu, gdyby nie fakt, że chłopak wyglądał na istnie załamanego swoim niepowodzeniem, jakby wiele zależało od efektu jego pracy. Przyszło mi nawet na myśl, że być może matka kazała mu zacząć tworzyć własną muzykę, ale odrzuciłem ten pomysł. Zbyt wiele wkładał w to serca, żeby mogło być efektem przymusu. Przez moment siedział bezczynnie na krześle, tak, że widziałem z mojego okna tylko czubek jego głowy. Nie minęło jednak pięć minut, jak chłopak z powrotem poderwał się na nogi i z zaciętą miną kontynuował swoje próby.
Znaliśmy się od zaledwie paru miesięcy, a mnie wciąż zadziwiały jego wahania nastroju, jego zmienne humory. Potrafił w jednym zdaniu, czy geście zawrzeć zupełnie skrajne emocje, jak gniew i empatia. Dlatego wciąż do końca nie wiedziałem, jaki jest jego stosunek do mnie. Przeważnie zimny i oschły, rzucał obelgami na prawo i lewo. Zdarzały się jednak, zwłaszcza przez ostatnich parę tygodni, momenty, w których okazywał wrażliwość i dziwną, jakby niezdarną czułość. Nie kryję, że czułem z tego powodu swego rodzaju satysfakcję, przypisując zachodzące w nim zmiany moim staraniom. Już wiele dni temu, słuchając jego rozpaczliwej gry, powziąłem postanowienie. Zamierzałem, nie zważając na obelgi i odpychającą postawę chłopaka, złamać ten mur, który wokół siebie zbudował. Chciałem zostać jego przyjacielem. I mi się to udało, Taemin sam to potwierdził, aczkolwiek pod niejakim przymusem. Co prawda nie było tak kolorowo, jakbym chciał, ale dzięki mojemu wysiłkowi chłopak wreszcie zaczął się otwierać, zamiast żyć zamknięty w swoim małym światku.
Taemin tym razem wygrał dość długi fragment melodii, ciepłej i kojącej. Musiałem przyznać, że brzmiała bardzo ładnie. Ciekawe czy kiedyś da się przekonać, żeby zagrać mi ją w całości. Wiatr, przemieszany z płatkami śniegu rozwiał włosy skrzypka, a on cały zadrżał. Miałem ochotę go opieprzyć za ćwiczenie przy otwartym oknie. Póki było ciepło, nie stanowiło to nic niepokojącego, ale teraz, kiedy zima w pełni powróciła, racząc przyrodę swoją mroźną obecnością, zachowanie Taemina stało się dziwnym, nierozsądnym, nawykiem. Tak niewiele wystarczyło, żeby jego kruche ciałko uległo jakiemuś okropnemu przeziębieniu. Zmierzyłem jego szczupłą sylwetkę uważnym spojrzeniem.
Tu pojawiał się niechciany temat. Dziwny rejon mojego umysłu, w który przeważnie się nie zapuszczałem. Mimo moich rozważań i analiz dotyczących stosunku Taemina do mnie, ja sam wolałem nie zagłębiać się w swoje pogmatwane uczucia. Po prostu próby zrozumienia mojej słabości do tej osoby za każdym razem kończyły się dziwnymi i niepokojącymi wnioskami, z którymi nie miałem siły się mierzyć. Lubiłem Taemina od samego początku, co do tego nie ma wątpliwości. Nawet kiedy był dla mnie chamski i wrogo nastawiony, czułem niejaką sympatię do tego tajemniczego dzieciaka. Jednak z czasem, choć teoretycznie nasza relacja wyglądała tak samo, coś się zmieniło. Dystans się skrócił. „To dobrze. Tego chciałeś.” – mówiłem sobie. Owszem, byłem zadowolony z takiego stanu rzeczy. Byliśmy przyjaciółmi. Ten fakt jednak w żaden sposób nie neutralizował szybszego bicia serca, czy sensacji w żołądku, które nieraz mi towarzyszyły, kiedy dyskretnie przyglądałem się mojemu przyjacielowi. Z początku tłumaczyłem to sobie fascynacją, jaką wywoływało we mnie jego niezwykłe piękno. Ten argument wydawał się dobry. Do czasu. Jednak z upływem dni moje małe zboczenie nie słabło. Wręcz przeciwnie. Każde kolejne spotkanie tylko pogarszało sytuację. Nawet teraz, obserwując go z daleka, skupiałem wzrok na drobnych detalach, takich jak delikatne zakrzywienie ust, czy idealnie zarysowany łuk brwi. W tego typu sytuacjach znów przywoływałem w myślach swoje, jakże ambitne, uzasadnienie własnej postawy. Za każdym razem jednak mój argument wydawał się coraz bledszy, coraz bardziej absurdalny.
Taemin w końcu odłożył skrzypce, na wpół usatysfakcjonowany, na wpół niezadowolony, dając mi w ten sposób pretekst do zaprzestania rozmyślań na niewygodny temat. Odwróciłem wzrok od sąsiedniej kamienicy, żeby rozejrzeć się po salonie, w którym panował istny chaos. Nie żeby przeważnie był w nim porządek. Zazwyczaj panował tu swojski, mnie tylko zrozumiały, bałagan. Dlatego teraz, kiedy Key postanowił posprzątać całe moje mieszkanie, bo „nie będzie żył w takim chlewie”, czułem się zagubiony i obcy.
- Może byś tak ruszył swoje zgrabne cztery litery, i mi pomógł? – usłyszałem złośliwą uwagę, gdzieś zza sofy. Odskoczyłem, zszokowany. Dopiero teraz zauważyłem skulonego tam Kibuma.
- Co ty wyczyniasz? – zapytałem z niedowierzaniem, obserwując jak chłopak wynurza się ze swojej kryjówki. Na dłoniach miał gumowe rękawiczki.
- Jak to co?! Sprzątam! – prychnął obrażonym tonem. W międzyczasie stanąłem tyłem do okna i oparłem się o parapet, starając się przybrać swobodną pozę. W rzeczywistości cały byłem spięty, niepewny czy Key zauważył moje małe podglądactwo, czy też był zbyt zaabsorbowany sofą. Moje zachowanie nie umknęło jednak jego uwadze.
- Mój drogi, czy ty naprawdę sądziłeś, że o tym nie wiem? – zapytał z politowaniem, zerkając znacząco w stronę okna. Przełknąłem głośno ślinę, nagle strasznie zestresowany, jakbym zrobił coś nieakceptowalnego i mój brudny sekret właśnie wyszedł na jaw.
- Ja tylko… to nie jest… - zacząłem się bełkotliwie tłumaczyć, ale Key podszedł do mnie kocim krokiem i położył mi palec na ustach.
- Nie bój się, nie powiem mu – stwierdził, a ja poczułem nieopisaną ulgę. – Dużo śmieszniej będzie, jak sam to zrobisz – dodał z diaboliczną uciechą w oczach. No tak, to był Kibum. Czego innego mogłem się spodziewać?
- Key, ja nie… - zacząłem znowu, ale on uniósł rękę, uciszając mnie.
- Swoje wiem i to mi wystarczy. Lepiej weź się do roboty. Zamierzasz witać gości w tym burdelu? – spytał, rozkładając ręce i obrzucając mój salon znaczącym spojrzeniem. Zamrugałem, zbity z tropu.
- Gości?
- Minho, powiedz mi, że sobie teraz żartujesz… - mruknął zrezygnowany moim brakiem zrozumienia, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak dalej wpatrywać się w niego wyczekująco. – Mamy drugi grudnia, coś ci to mówi? – podsunął, a ja dalej milczałem. – Oh, za tydzień są twoje urodziny, idioto! – wybuchnął wreszcie, uderzając mnie w ramię. – To niedorzeczne, żebym ja lepiej o tym pamiętał, niż ty sam!
Wypuściłem głośno powietrze, uświadamiając sobie, że ma rację. Nigdy bym jednak nie wpadł na to, że chodzi mu o coś takiego. Przeważnie spędzałem urodziny jak większość dni, zdarzało mi się pójść z kimś do kina albo do baru i tyle. Bez fajerwerków.
- Nie przypominam sobie, żebym urządzał przyjęcie, więc nie musisz się kłopotać, serio… - stwierdziłem w końcu, marszcząc brwi. Moja odpowiedź spotkała się z pełnym oburzenia wyrazem twarzy Key.
- O nie, nie, nie. Nie wykręcisz się tak łatwo, aspołeczny leniwcu – odparł, kręcąc palcem, jakby tłumaczył dziecku, że nie może wpychać niechcianych ziemniaków za fotel.
- Ale kogo ja niby mam zaprosić, twoim zdaniem? – odparłem, łapiąc się bezsensownego argumentu, który przyszedł mi na myśl.
- No jak to kogo? Taemina, naturalnie – odpowiedział, jakby to było oczywiste. Uniosłem brwi.
- Tylko jego? I co, urządzimy sobie radosne przyjęcie we trzech?
- Owszem. – Key nie dał się tak łatwo zbić z tropu, a jego usta wykrzywił przebiegły uśmiech. – Przyjęcie w doborowym towarzystwie. – oznajmił zadowolony, po czym odwrócił się, wracając do sprzątania. – Ja to jednak jestem świetnym przyjacielem. – mruknął z wyższością, na powrót nurkując za kanapą.
~*~
- Żabooki!
Dawnośmy się nie widzieli! – usłyszałem tylko, zanim zostałem porwany w silne
ramiona. Zatoczyłem się zaskoczony i spojrzałem na niskiego chłopaka, który
właśnie się ode mnie odsunął. Na jego twarzy gościła bezgraniczna radość.
- Dość tej miłości, blokujecie przejście – dobiegł mnie sceptyczny ton stojącego w progu Taemina. Pośpiesznie pomogłem mu się rozebrać i odwiesiłem płaszcz na haczyk.
- Co ten wariat tu robi? – zapytałem konspiracyjnym szeptem, kiedy Jonghyun był zajęty jaraniem się moim salonem.
- Myślisz, że cię nie słyszę? – odezwał się nieproszony gość, zanim Taemin zdążył coś odpowiedzieć. Jonghyun zerkał na nas z ukosa. – Przyjechałem wczoraj i dowiedziałem się od Taemina, że jego ukochany przyjaciel ma dzisiaj urodziny. Postanowiłem więc wbić na imprezkę! – wyjaśnił entuzjastycznie. Chyba tylko ja zauważyłem, jak Taemin czerwienieje ze złości, albo z zakłopotania na określenie „ukochany przyjaciel”. Jonghyun w tym czasie odwrócił się od nas i zajrzał do salonu. Zagwizdał cicho.
- Jesteście pewni, że ta balanga to tutaj? – zapytał ze szczerym zdziwieniem. – Coś pustawo…
Przeciągnąłem dłonią po twarzy z rezygnacją, po czym nachyliłem się do Taemina.
- Musiałeś go tu przywlekać ze sobą? – szepnąłem mu, tym razem ciszej, żeby Jonghyun faktycznie nie usłyszał. Taemin prychnął.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym go odwieść od czegoś, na co się uparł? – odpowiedział pytaniem na pytanie, ale wiedziałem, że kwestia była nie w tym czy mógł, tylko w tym czy chciał. Pozostawiłem to jednak bez komentarza. Dopiero teraz mój wzrok padł na przedmiot, który chłopak przyniósł ze sobą.
- Skrzypce? – zapytałem z niedowierzaniem, a on wyraźnie się speszył. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo w przeszłości już nieraz tak reagował, kiedy w grę wchodziła jego muzyka, ale tym razem coś było inaczej. Zacisnął ręce w pięści i spuścił głowę, jakby nagle bardzo się zestresował albo zawstydził. – Zamierzasz nam coś zagrać? – podsunąłem, dalej nie rozumiejąc.
- Chciałbyś – warknął lakonicznie, ale w jego głosie było napięcie. No tak. Zawstydzony Taemin równa się agresywny Taemin. Gwałtownym ruchem odstawił futerał na podłogę i ruszył przed siebie. Pośpiesznie poszedłem za nim, chcąc pomóc w dotarciu do salonu. Nie było jednak takiej potrzeby. W przeciągu ostatnich paru tygodni Taemin stał się częstym gościem w moim mieszkaniu, dlatego zdążył je już dobrze poznać. Wiedział gdzie skręcić, żeby trafić do poszczególnych pomieszczeń.
- No, to jak wam się wiedzie? – zapytał Jonghyun kiedy weszliśmy z Taeminem do salonu. Siedział rozwalony na sofie, podjadając paluszki ze stołu. – Słyszałem, że szykuje się jakiś występ? – dodał z uniesionymi brwiami. Taemin zwyczajnie go zignorował i skierował się ku fotelowi. Po jego minie poznałem, że zdecydowanie nie był dziś w nastroju do rozmów. Westchnąłem cicho, przypominając sobie swoje rozmyślania sprzed tygodnia, o tym, jak to rzekomo się do siebie zbliżyliśmy. Przyjaźń z Taeminem nie była łatwa.
- A to kto? – usłyszałem pełen zaskoczenia głos za plecami. Do salonu wkroczył Kibum, niosąc w rękach półmisek z sałatką. Przez chwilę zastanawiałem się, kto to wszystko niby zje, ale postanowiłem zachować tę uwagę dla siebie.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie – odparł Jonghyun, równie zdziwiony widokiem mojego różowowłosego przyjaciela.
- To Jonghyun, mówiłem ci o nim, hyung – odezwał się Taemin. W oczach Key błysnęło zrozumienie, kiedy mierzył niespodziewanego gościa czujnym spojrzeniem kocich oczu. W końcu uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jestem Key, przyjaciel Minho – przedstawił się. – Więc to tobie zawdzięczamy tę uroczą znajomość? – dodał z błyskiem w oku, patrząc znacząco to na mnie, to na Taemina. Jonghyun wyszczerzył się.
- Wiedziałem, że to będzie strzał w dziesiątkę – odparł, wskazując mnie podbródkiem. – Dokonałem słusznego wyboru. Dobrze się dogadują? – pytanie zostało skierowane do Key, a ja poczułem się totalnie ignorowany.
- Bardzo dobrze – oznajmił Kibum z dziwnym, przebiegłym uśmiechem. Przez chwilę zerkał na Taemina, po czym szybko odwrócił wzrok.
- Ej, ej, to moje urodziny! Możecie przestać zachowywać się, jakby mnie tu nie było? – nie wytrzymałem w końcu, z coraz większą świadomością, że ta drętwa impreza w ogóle nie ma racji bytu. Jonghyun jakby nagle sobie o mnie przypomniał i uśmiechnął się serdecznie. Zbliżył się i złapał mnie ramieniem za szyję. Nie mogłem pojąć, czemu ten człowiek zachowuje się, jakby znał mnie od wielu lat, kiedy tak naprawdę spotkaliśmy się zaledwie dwa razy.
- No, Żabooki, to który ci już rok stuknął? Nie myśl sobie, że przyszedłem bez prezentu! – oświadczył, po czym sięgnął do torby, którą ze sobą przytaszczył i wyciągnął z niej małe zawiniątko. – Wszystkiego najlepszego, i żebyś dalej opiekował się moim Minnim! – wykrzyknął, po czym dał mi kuksańca w żebra. Zamrugałem, wciąż mając w uszach to dziwne słowo, które przed chwilą wypowiedział.
- Jak go nazwałeś? – zapytałem, zszokowany przenosząc wzrok z Jonghyuna na Taemina, i z powrotem. Blondyn wyszczerzył się i podszedł do siedzącego w fotelu chłopca.
- Jak to jak? Mój słoooodki Minnnnie – powiedział rozczulonym głosem, tarmosząc Taemina za policzki. Wytrzeszczyłem oczy na ten widok. Jonghyun chyba postradał zmysły, albo życie mu niemiłe. Gdybym ja odważył się zrobić coś takiego, zaraz oberwałby czymś dużo groźniejszym niż kula śnieżna. Jakże wielkie było moje zaskoczenie kiedy Taemin nie dość, że nie zabił Jonghyuna, to jeszcze złapał jego ręce i delikatnie zdjął je ze swojej twarzy.
- Hyung, nie nazywaj mnie tak… - burknął tonem urażonego dziecka, wydymając dolną wargę, na co Jonghyun dostał kolejnego ataku czułości. Tym razem jednak, zdołał się opanować i poczochrał tylko długie włosy chłopaka, wywołując przy tym cichy pomruk niezadowolenia. Poczułem ukłucie zazdrości, widząc tę swobodę w ich relacji. Swobodę, której zdecydowanie brakowało między mną a Taeminem.
- Dla ciebie też coś mam, Minnie – stwierdził słodkim tonem, nie przejmując się wcześniejszą prośbą Taemina. – Ale dam ci później… - dodał tajemniczym tonem.
- Ekhem… - odchrząknął Key, na co wszyscy odwrócili się w jego kierunku. – Skoro już mowa o prezentach… - zaczął, na co Jonghyun zrobił przerażoną minę.
- O nie! Dla ciebie nic nie mam! – krzyknął, łapiąc się za głowę. Key spojrzał na niego jak na debila, ale po wyrazie jego twarzy mogłem poznać, że w pewien sposób cieszył się, że teraz to on był w centrum uwagi. – Przepraszam… - dodał Jonghyun, skruszony. – Nie wiedziałem, że będzie tu ktoś jeszcze…
- Ludzie, Mikołajki były trzy dni temu, dzisiaj są moje urodziny… – wciąłem się, na powrót skupiając na sobie spojrzenia.
- No już nie denerwuj się tak, mój drogi – oznajmił Key, po czym przysunął się do mnie, zza pleców wyciągając małą torebkę z prezentem. Uśmiechnął się przymilnie, co uznałem za sygnał ostrzegawczy. Spojrzałem nieufnie na pakunek. - Sto lat, mój niedorozwinięty wielkoludzie – powiedział słodkim tonem. – I dużo miłości. – dodał, a ja zmierzyłem go badawczym spojrzeniem, po czym zajrzałem do torebki. Prezent od Kibuma nie był zbytnim zaskoczeniem, dokładnie czegoś takiego mogłem się spodziewać. – Są z bardzo drogiego materiału, dbaj o nie. – W oczach Key igrały złośliwe ogniki, kiedy wyciągałem parę seksownych bokserek w panterkę. Skrzywiłem się z niesmakiem.
- Jaki genialny prezent! – odezwał się Jonghyun. – Jesteś pewien, że nie chciałbyś mi ich odsprzedać? – zapytał z jawną nadzieją w oczach, na co Key prychnął.
- Taki z ciebie niewyżyty zwierzak? – zapytał, na co Jonghyun tylko mrugnął zalotnie. Zrobiło mi się nieswojo przy tej dwójce, mierzącej się nawzajem stanowczo zbyt intensywnymi spojrzeniami.
- Może nie będziemy im przeszkadzać? – szepnąłem Taeminowi na ucho żartobliwie, ale on niespodziewanie się spiął, po czym kiwnął sztywno głową i wstał. – O..okej, możemy serio iść… - mruknąłem bezradnie.
Zaprowadziłem go do kuchni. Tam Taemin zatrzymał się gwałtownie. Nie mogłem pojąć jego dziwnego zachowania. Cały czas zaciskał ręce na brzegu koszuli, a głowę miał spuszczoną w dół. Dręcząca cisza, która zapanowała w kuchni, ciągnęła się przez co najmniej dziesięć minut. W końcu westchnąłem ciężko.
- Taemin..? Um.. może pokroimy tort, co ty na to? – zapytałem, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Nie – odparł twardo. To jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Zacząłem gorączkowo myśleć, czy nie zrobiłem ostatnio czegoś, o co mógłby się tak śmiertelnie obrazić, ale nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl. Moje rozważania przerwał sam Taemin. Nagle poczułem, że łapie mnie za rękę. Dotyk jego skóry zawsze wywoływał dziwne kołatanie wewnątrz mojej klatki piersiowej. Tak było i tym razem, zwłaszcza, że zrobił to sam z siebie, dobrowolnie. – Muszę ci coś pokazać – powiedział cichym głosem. Spojrzałem na niego uważnie, ale wcale nie pomogło mi to w zrozumieniu jego dziwnego zachowania. Miał nieodgadnioną minę.
- Um.. okej. Pokaż – odpowiedziałem błyskotliwie.
- Nie tu – zirytował się. – Na osobności. – To żądanie totalnie zbiło mnie z tropu i nie pozostało mi nic innego, jak bez słowa poprowadzić go do swojej, obecnie zamieszkanej przez Kibuma, sypialni, jako w miarę ustronnego miejsca. Po drodze Taemin kazał mi podać mu skrzypce, a ja zacząłem rozważać, czy stąd ten cyrk, chciał mi coś zagrać, ale wstydził się przy wszystkich. Takie rozwiązanie wydawało się dość rozsądne, ale w dalszym ciągu coś mi nie grało w całej tej sytuacji. Czy to dłonie Taemina zaciśnięte w pięści, czy lekko rumiane policzki za gęstwiną włosów, nie wiem.
Chłopak stanął pośrodku pokoju. Usta miał ułożone w wąską kreskę. Wyglądał jakby bił się z myślami, nie do końca pewien, czy to co robi jest słuszne. Bez słowa usadowiłem się na łóżku, czekając. Kiedy przez następne pięć minut nic nie nastąpiło, zmarszczyłem brwi.
- Zamierzasz mi coś zagrać? – zapytałem w końcu, nie mogąc znieść tej ciężkiej ciszy.
- Milcz – odburknął, zaciskając mocniej palce na smyczku. Głośno wypuścił powietrze z płuc.
I wtedy zaczął grać.
- Dość tej miłości, blokujecie przejście – dobiegł mnie sceptyczny ton stojącego w progu Taemina. Pośpiesznie pomogłem mu się rozebrać i odwiesiłem płaszcz na haczyk.
- Co ten wariat tu robi? – zapytałem konspiracyjnym szeptem, kiedy Jonghyun był zajęty jaraniem się moim salonem.
- Myślisz, że cię nie słyszę? – odezwał się nieproszony gość, zanim Taemin zdążył coś odpowiedzieć. Jonghyun zerkał na nas z ukosa. – Przyjechałem wczoraj i dowiedziałem się od Taemina, że jego ukochany przyjaciel ma dzisiaj urodziny. Postanowiłem więc wbić na imprezkę! – wyjaśnił entuzjastycznie. Chyba tylko ja zauważyłem, jak Taemin czerwienieje ze złości, albo z zakłopotania na określenie „ukochany przyjaciel”. Jonghyun w tym czasie odwrócił się od nas i zajrzał do salonu. Zagwizdał cicho.
- Jesteście pewni, że ta balanga to tutaj? – zapytał ze szczerym zdziwieniem. – Coś pustawo…
Przeciągnąłem dłonią po twarzy z rezygnacją, po czym nachyliłem się do Taemina.
- Musiałeś go tu przywlekać ze sobą? – szepnąłem mu, tym razem ciszej, żeby Jonghyun faktycznie nie usłyszał. Taemin prychnął.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym go odwieść od czegoś, na co się uparł? – odpowiedział pytaniem na pytanie, ale wiedziałem, że kwestia była nie w tym czy mógł, tylko w tym czy chciał. Pozostawiłem to jednak bez komentarza. Dopiero teraz mój wzrok padł na przedmiot, który chłopak przyniósł ze sobą.
- Skrzypce? – zapytałem z niedowierzaniem, a on wyraźnie się speszył. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo w przeszłości już nieraz tak reagował, kiedy w grę wchodziła jego muzyka, ale tym razem coś było inaczej. Zacisnął ręce w pięści i spuścił głowę, jakby nagle bardzo się zestresował albo zawstydził. – Zamierzasz nam coś zagrać? – podsunąłem, dalej nie rozumiejąc.
- Chciałbyś – warknął lakonicznie, ale w jego głosie było napięcie. No tak. Zawstydzony Taemin równa się agresywny Taemin. Gwałtownym ruchem odstawił futerał na podłogę i ruszył przed siebie. Pośpiesznie poszedłem za nim, chcąc pomóc w dotarciu do salonu. Nie było jednak takiej potrzeby. W przeciągu ostatnich paru tygodni Taemin stał się częstym gościem w moim mieszkaniu, dlatego zdążył je już dobrze poznać. Wiedział gdzie skręcić, żeby trafić do poszczególnych pomieszczeń.
- No, to jak wam się wiedzie? – zapytał Jonghyun kiedy weszliśmy z Taeminem do salonu. Siedział rozwalony na sofie, podjadając paluszki ze stołu. – Słyszałem, że szykuje się jakiś występ? – dodał z uniesionymi brwiami. Taemin zwyczajnie go zignorował i skierował się ku fotelowi. Po jego minie poznałem, że zdecydowanie nie był dziś w nastroju do rozmów. Westchnąłem cicho, przypominając sobie swoje rozmyślania sprzed tygodnia, o tym, jak to rzekomo się do siebie zbliżyliśmy. Przyjaźń z Taeminem nie była łatwa.
- A to kto? – usłyszałem pełen zaskoczenia głos za plecami. Do salonu wkroczył Kibum, niosąc w rękach półmisek z sałatką. Przez chwilę zastanawiałem się, kto to wszystko niby zje, ale postanowiłem zachować tę uwagę dla siebie.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie – odparł Jonghyun, równie zdziwiony widokiem mojego różowowłosego przyjaciela.
- To Jonghyun, mówiłem ci o nim, hyung – odezwał się Taemin. W oczach Key błysnęło zrozumienie, kiedy mierzył niespodziewanego gościa czujnym spojrzeniem kocich oczu. W końcu uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jestem Key, przyjaciel Minho – przedstawił się. – Więc to tobie zawdzięczamy tę uroczą znajomość? – dodał z błyskiem w oku, patrząc znacząco to na mnie, to na Taemina. Jonghyun wyszczerzył się.
- Wiedziałem, że to będzie strzał w dziesiątkę – odparł, wskazując mnie podbródkiem. – Dokonałem słusznego wyboru. Dobrze się dogadują? – pytanie zostało skierowane do Key, a ja poczułem się totalnie ignorowany.
- Bardzo dobrze – oznajmił Kibum z dziwnym, przebiegłym uśmiechem. Przez chwilę zerkał na Taemina, po czym szybko odwrócił wzrok.
- Ej, ej, to moje urodziny! Możecie przestać zachowywać się, jakby mnie tu nie było? – nie wytrzymałem w końcu, z coraz większą świadomością, że ta drętwa impreza w ogóle nie ma racji bytu. Jonghyun jakby nagle sobie o mnie przypomniał i uśmiechnął się serdecznie. Zbliżył się i złapał mnie ramieniem za szyję. Nie mogłem pojąć, czemu ten człowiek zachowuje się, jakby znał mnie od wielu lat, kiedy tak naprawdę spotkaliśmy się zaledwie dwa razy.
- No, Żabooki, to który ci już rok stuknął? Nie myśl sobie, że przyszedłem bez prezentu! – oświadczył, po czym sięgnął do torby, którą ze sobą przytaszczył i wyciągnął z niej małe zawiniątko. – Wszystkiego najlepszego, i żebyś dalej opiekował się moim Minnim! – wykrzyknął, po czym dał mi kuksańca w żebra. Zamrugałem, wciąż mając w uszach to dziwne słowo, które przed chwilą wypowiedział.
- Jak go nazwałeś? – zapytałem, zszokowany przenosząc wzrok z Jonghyuna na Taemina, i z powrotem. Blondyn wyszczerzył się i podszedł do siedzącego w fotelu chłopca.
- Jak to jak? Mój słoooodki Minnnnie – powiedział rozczulonym głosem, tarmosząc Taemina za policzki. Wytrzeszczyłem oczy na ten widok. Jonghyun chyba postradał zmysły, albo życie mu niemiłe. Gdybym ja odważył się zrobić coś takiego, zaraz oberwałby czymś dużo groźniejszym niż kula śnieżna. Jakże wielkie było moje zaskoczenie kiedy Taemin nie dość, że nie zabił Jonghyuna, to jeszcze złapał jego ręce i delikatnie zdjął je ze swojej twarzy.
- Hyung, nie nazywaj mnie tak… - burknął tonem urażonego dziecka, wydymając dolną wargę, na co Jonghyun dostał kolejnego ataku czułości. Tym razem jednak, zdołał się opanować i poczochrał tylko długie włosy chłopaka, wywołując przy tym cichy pomruk niezadowolenia. Poczułem ukłucie zazdrości, widząc tę swobodę w ich relacji. Swobodę, której zdecydowanie brakowało między mną a Taeminem.
- Dla ciebie też coś mam, Minnie – stwierdził słodkim tonem, nie przejmując się wcześniejszą prośbą Taemina. – Ale dam ci później… - dodał tajemniczym tonem.
- Ekhem… - odchrząknął Key, na co wszyscy odwrócili się w jego kierunku. – Skoro już mowa o prezentach… - zaczął, na co Jonghyun zrobił przerażoną minę.
- O nie! Dla ciebie nic nie mam! – krzyknął, łapiąc się za głowę. Key spojrzał na niego jak na debila, ale po wyrazie jego twarzy mogłem poznać, że w pewien sposób cieszył się, że teraz to on był w centrum uwagi. – Przepraszam… - dodał Jonghyun, skruszony. – Nie wiedziałem, że będzie tu ktoś jeszcze…
- Ludzie, Mikołajki były trzy dni temu, dzisiaj są moje urodziny… – wciąłem się, na powrót skupiając na sobie spojrzenia.
- No już nie denerwuj się tak, mój drogi – oznajmił Key, po czym przysunął się do mnie, zza pleców wyciągając małą torebkę z prezentem. Uśmiechnął się przymilnie, co uznałem za sygnał ostrzegawczy. Spojrzałem nieufnie na pakunek. - Sto lat, mój niedorozwinięty wielkoludzie – powiedział słodkim tonem. – I dużo miłości. – dodał, a ja zmierzyłem go badawczym spojrzeniem, po czym zajrzałem do torebki. Prezent od Kibuma nie był zbytnim zaskoczeniem, dokładnie czegoś takiego mogłem się spodziewać. – Są z bardzo drogiego materiału, dbaj o nie. – W oczach Key igrały złośliwe ogniki, kiedy wyciągałem parę seksownych bokserek w panterkę. Skrzywiłem się z niesmakiem.
- Jaki genialny prezent! – odezwał się Jonghyun. – Jesteś pewien, że nie chciałbyś mi ich odsprzedać? – zapytał z jawną nadzieją w oczach, na co Key prychnął.
- Taki z ciebie niewyżyty zwierzak? – zapytał, na co Jonghyun tylko mrugnął zalotnie. Zrobiło mi się nieswojo przy tej dwójce, mierzącej się nawzajem stanowczo zbyt intensywnymi spojrzeniami.
- Może nie będziemy im przeszkadzać? – szepnąłem Taeminowi na ucho żartobliwie, ale on niespodziewanie się spiął, po czym kiwnął sztywno głową i wstał. – O..okej, możemy serio iść… - mruknąłem bezradnie.
Zaprowadziłem go do kuchni. Tam Taemin zatrzymał się gwałtownie. Nie mogłem pojąć jego dziwnego zachowania. Cały czas zaciskał ręce na brzegu koszuli, a głowę miał spuszczoną w dół. Dręcząca cisza, która zapanowała w kuchni, ciągnęła się przez co najmniej dziesięć minut. W końcu westchnąłem ciężko.
- Taemin..? Um.. może pokroimy tort, co ty na to? – zapytałem, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Nie – odparł twardo. To jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Zacząłem gorączkowo myśleć, czy nie zrobiłem ostatnio czegoś, o co mógłby się tak śmiertelnie obrazić, ale nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl. Moje rozważania przerwał sam Taemin. Nagle poczułem, że łapie mnie za rękę. Dotyk jego skóry zawsze wywoływał dziwne kołatanie wewnątrz mojej klatki piersiowej. Tak było i tym razem, zwłaszcza, że zrobił to sam z siebie, dobrowolnie. – Muszę ci coś pokazać – powiedział cichym głosem. Spojrzałem na niego uważnie, ale wcale nie pomogło mi to w zrozumieniu jego dziwnego zachowania. Miał nieodgadnioną minę.
- Um.. okej. Pokaż – odpowiedziałem błyskotliwie.
- Nie tu – zirytował się. – Na osobności. – To żądanie totalnie zbiło mnie z tropu i nie pozostało mi nic innego, jak bez słowa poprowadzić go do swojej, obecnie zamieszkanej przez Kibuma, sypialni, jako w miarę ustronnego miejsca. Po drodze Taemin kazał mi podać mu skrzypce, a ja zacząłem rozważać, czy stąd ten cyrk, chciał mi coś zagrać, ale wstydził się przy wszystkich. Takie rozwiązanie wydawało się dość rozsądne, ale w dalszym ciągu coś mi nie grało w całej tej sytuacji. Czy to dłonie Taemina zaciśnięte w pięści, czy lekko rumiane policzki za gęstwiną włosów, nie wiem.
Chłopak stanął pośrodku pokoju. Usta miał ułożone w wąską kreskę. Wyglądał jakby bił się z myślami, nie do końca pewien, czy to co robi jest słuszne. Bez słowa usadowiłem się na łóżku, czekając. Kiedy przez następne pięć minut nic nie nastąpiło, zmarszczyłem brwi.
- Zamierzasz mi coś zagrać? – zapytałem w końcu, nie mogąc znieść tej ciężkiej ciszy.
- Milcz – odburknął, zaciskając mocniej palce na smyczku. Głośno wypuścił powietrze z płuc.
I wtedy zaczął grać.
Spod jego smukłych palców wypłynęły wysokie tony, krystaliczną melodią wypełniając powietrze. Taemin miał zamknięte oczy i zdawał się znajdować w innym świecie, w odmiennej rzeczywistości, w której dźwięk zastępował mu obraz, kreując wszystko na nowo. Grajek poruszał się delikatnie w takt muzyki swoich skrzypiec, z którymi w danym momencie zdawał się stanowić jedność. Z początku wysokie, nieco drżące tony, opadły, stopniały, jak śnieg na wiosnę. To właśnie miałem przed oczami, słuchając tej niesamowitej melodii. Delikatne płatki śniegu stłoczone w zimowym powietrzu, opadające bezradnie ku ziemi, po to by w końcu ustąpić rozgrzewającemu działaniu słońca, które odzierając je z ich lodowatej natury, wprowadziło otuchę i poczucie bezpieczeństwa. Dźwięki zdawały się płynąć w powietrzu, cienką nitką oplatając otoczenie, działając swoim czarem na każdy fragment powierzchni pomieszczenia. Mimo to w jakiś niejasny sposób zdawałem sobie sprawę, że utwór ten jest skierowany szczególnie do mnie. Nie mogłem jednak pojąć intencji Taemina. Skrzypek bez reszty zaangażował się w swoje dzieło, przelewając w nie duszę. Melodia powtarzała się, za każdym jednak razem na inny sposób, z zimnych, lodowych tonów, przeistaczając się w kojące dźwięki, by wreszcie nabrać tempa i w swojej wyniosłości zachwycić słuchacza niebywałym pięknem. Utwór, z początku jakby nieśmiały i drżący, z biegiem melodii zdawał się nabierać odwagi, z nową siłą oczarowując ciszę wokół siebie. Czy wokół faktycznie panowała absolutna cisza? Tego nie wiedziałem, słysząc tylko i wyłącznie pieśń Taemina, wyśpiewywaną głosem skrzypiec. Morze dźwięków uspokoiło się definitywnie, na zakończenie racząc świat ostatnim, na nowo drżącym i ostrożnym tchnieniem, jakby wracając do swojej początkowej nieśmiałości.
Taemin przez chwilę trwał ze skrzypcami pod brodą, jakby dochodząc do siebie po występie. Następnie spuścił ręce wzdłuż boków i milczał. Czekał. Wiedziałem, że powinienem coś powiedzieć, ale bałem się odezwać. Taemin wyraźnie czegoś ode mnie wymagał, chciał usłyszeć konkretne słowa. Problem w tym, że nie wiedziałem jakie.
- Um… wow, Taemin, to było niesamowite – wybełkotałem wreszcie, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo żałośnie brzmią moje słowa. Na twarzy Taemina błysnęło przez moment coś, jakby cień rozczarowania? Szybko jednak pokrył to hardą miną.
- Oczywiście, że było. Nie zamierzałem pytać cię o opinię – oznajmił pozornie obojętnym tonem. Przez chwilę się wahał, po czym zmarszczył brwi, a lód w jego postawie nieco stopniał. Przestąpił z nogi na nogę. – Naprawdę nic więcej nie masz mi do powiedzenia? – zapytał, a jego ton był tak poważny, że zacząłem się poważnie niepokoić, nie mogąc zrozumieć jego intencji.
- Taemin, coś się stało? Wiesz, że możesz mi powiedzieć, jeśli masz jakiś problem – oznajmiłem, starając się nie nalegać, tylko subtelnie podsunąć mu pomocną dłoń. Chyba trafiłem w sedno, bo zmieszał się okropnie, czerwieniejąc na twarzy. Zacisnął dłonie w pięści i głośno wypuścił powietrze z płuc, jakby przygotowując się mentalnie do tego, co miało za chwilę nastąpić.
- Szczerze mówiąc mam problem. – wyznał w końcu, nieco drżącym głosem. – Bardzo poważny problem…
- To znaczy? – Nie chciałem go poganiać, ale poważnie zaniepokoiła mnie ta niecodzienna postawa. Bałem się, że być może cała ta afera ma jakiś związek z matką Taemina. Chciałem za wszelką cenę uwolnić go od takich przykrych doświadczeń, których najwyraźniej częstym źródłem stawała się właśnie jego rodzicielka.
- Rzecz w tym, że ja…
Nagle w pokoju rozległ się niespodziewany dźwięk, przypominający coś jakby chichot. Odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał, obrzucając zdumionym spojrzeniem moją własną szafę.
- Łapy przy sobie, świrze! – znajomy, acz nieco stłumiony głos wydobył się z wnętrza mebla, do reszty zbijając mnie z tropu. Zerknąłem na Taemina, który wyglądał na nie mniej zszokowanego, choć nawet nie mógł wiedzieć, jak dziwnie musiała wyglądać ta sytuacja. Dobiegły nas dźwięki czegoś przypominającego szarpaninę i nagle z szafy wypadł Key, lądując na brzuchu na podłodze. Nie był jednak sam. Niemal natychmiast został przygwożdżony przez naszego nowego przyjaciela. Kibum wydał z siebie głuche stęknięcie, wskazujące na to, że brakuje mu tchu.
- ZŁAŹ ZE MNIE, BO POŻAŁUJESZ, ŻEŚ SIĘ URODZIŁ! – wydusił z siebie, mimo utrudnionego oddychania brzmiąc groźnie. Jonghyun pośpiesznie zwlekł się z Key i pomógł mu wstać. Wpatrywałem się w całą tę scenkę ogłupiały, niepewny, czy to co widzę dzieje się naprawdę, czy może jest tylko wytworem mojej pokręconej wyobraźni. Kibum miał rozczochrane włosy i lekko zarumienione policzki, a Jonghyun raz po raz zerkał na niego dziwnie roziskrzonymi oczami. Choć sytuacja mogła się wydać nad wyraz nieprzyzwoita, to ani jeden, ani drugi, nie wyglądał na zawstydzonego. Wręcz przeciwnie, mój przyjaciel skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie oskarżycielsko.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty wyrabiasz, hm? – zapytał jadowitym tonem, tym samym do reszty zakłócając logiczny ciąg zdarzeń, który usiłowałem poukładać w głowie. Spojrzałem na niego, starając się swoją ekspresją przedstawić, w jak wielkim stopniu nie ogarniam co się wokół mnie dzieje.
- Key… co ty… wy… tam? – wydukałem, nie bardzo wiedząc, które z pytań cisnących mi się na usta powinienem zadać w pierwszej kolejności. Nie polepszyło to mojej sytuacji, bo Key wydawał się coraz bardziej rozjuszony.
- Idioto, to teraz nie ważne! Lepiej biegnij za Taeminem! – oznajmił z furią w głosie. Dopiero wtedy zorientowałem się, że mój długowłosy przyjaciel, korzystając z ogólnego chaosu, niepostrzeżenie ulotnił się z pokoju. Automatycznie wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Zatrzymałem się jednak z ręką na klamce.
- On musi być teraz wściekły… - stwierdził Kibum, świdrując mnie spojrzeniem. Przez jego postawę naprawdę zacząłem się czuć, jak winowajca, choć nic złego przecież nie zrobiłem. To nie ja niespodziewanie wypadłem z szafy z prawie obcym mi facetem… - Jesteś taki niedomyślny. – stwierdził Key, łapiąc się za głowę. Najwyraźniej bez żadnych zbędnych słów zrozumiał, że nie mam pojęcia co się wokół mnie dzieje. – Za grosz romantyzmu, doprawdy… - spojrzał na mnie, niemal współczującym wzrokiem. Jonghyun zachichotał cicho, obserwując tę scenkę, i wykazując się niezwykłym, jak na niego, milczeniem. Szczerze mówiąc, wyglądał jakby świetnie się bawił, będąc świadkiem rozgrywającego się dramaciku.
- Key, co tu się właściwie dzieje? - zapytałem w końcu. – Bo zdaje się, że wszyscy wiecie o czymś, o czym ja nie mam pojęcia…
Key opadł na łóżko z cichym westchnieniem.
- Taki niedomyślny… - powtórzył jeszcze, po czym znów spojrzał na mnie ostro. – To jest czas dla ciebie, żeby się wykazać. Ten biedny dzieciak dość już zrobił – oznajmił twardym tonem.
- Wykazać… ?
- Oh, nie mogę ci wszystkiego podać na tacy, to nie moja rola! – oburzył się. – Powiem tyle, że Taemin przez swoją piosenkę chciał ci coś ważnego przekazać. Co to było… tego już sam musisz się domyślić – stwierdził i skrzyżował ręce na piersi, przybierając minę oznaczającą, że już nic więcej nie zamierza mi wyjawić. Zawahałem się, totalnie zagubiony, bo słowa Key w żaden sposób nie rozjaśniły tej pogmatwanej sytuacji.
- No IDŹ JUŻ! – odezwał się w końcu Jonghyun, po czym bezceremonialnie wypchnął mnie za drzwi. Postanowiłem zignorować fakt, że po chwili usłyszałem szczęk zamykanego od wewnątrz zamka. Zepchnąłem do piwnic umysłu również, jasno jawiący mi się w głowie, komunikat ostrzegawczy informujący, że tamci dwaj podejrzani goście zostali sam na sam w mojej sypialni. Miałem ważniejsze kwestie do rozważenia.
- Taemin? – odezwałem się w przestrzeń przedpokoju. Nie doczekałem się jednak żadnej odpowiedzi. Przetrząsnąłem kuchnię i salon, a także pozostałe pomieszczenia. Bezskutecznie. Taemin faktycznie opuścił moje mieszkanie. Nie mogłem pojąć, co go aż tak rozjuszyło. W ostatnim akcie desperackich poszukiwań otworzyłem na oścież drzwi wejściowe mojego mieszkania i rozejrzałem się na boki.
Taemin stał na korytarzu, oparty plecami o ścianę. Miał zamknięte oczy i opierał głowę o zimny beton. Na podłodze obok niego leżały skrzypce i smyczek, najwyraźniej porzucone w nieładzie przez właściciela. Nie mogłem nie zauważyć, że jego smukła szyja prezentowała się wyjątkowo pięknie, wygięta w łagodny łuk. Kiedy jednak przełknął ślinę, wprawiając tym samym swoje jabłko Adama w ruch, szybko odwróciłem wzrok.
- Taemin? – odezwałem się nieśmiało. Chłopak drgnął i zdawało mi się, że przez chwilę dostrzegłem na jego twarzy cień paniki, który szybko jednak ustąpił gniewnemu wykrzywieniu ust.
- Idź sobie – powiedział, celowo zwracając się raczej do sufitu niż do mnie.
- Nie chcę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą i zbliżyłem się do niego. Kiedy tylko poczuł, że stoję naprzeciwko, znów okazał te drobne oznaki niepokoju, które rzucały mi się w oczy przez cały dzień. – Taemin, o co chodzi? – zapytałem cichym i, jak miałem nadzieję, kojącym głosem. – Na czym polega twój problem? Chcę ci pomóc – zadeklarowałem szczerze. Taemin zmarszczył brwi.
- Nie wiem, czy jesteś w stanie… - odpowiedział cicho, niemal szeptem. Coś się w nim kruszyło, łamało, nie miał już tak hardej miny. Wyglądał jakby był na skraju wytrzymałości, jakby zaraz miał się rozpaść na kawałki. Nie mogłem dłużej znieść widoku tego nieszczęśliwego chłopca. Chciałem mu okazać wsparcie, żeby wiedział, że ma we mnie przyjaciela i pomocną dłoń.
Powoli wyciągnąłem ręce i przygarnąłem go do siebie, zamykając w ciepłym, kojącym uścisku, klepiąc pocieszająco po plecach. Taemin napiął mięśnie i mentalnie przygotowałem się na atak agresji, na gwałtowne odepchnięcie. Nic takiego jednak nie nastąpiło przez najbliższe parę minut. W końcu delikatnie odsunąłem go od siebie, obrzucając zdumionym spojrzeniem. Policzki Taemina były rumiane, usta lekko rozchylone. Właśnie te usta przykuły moją uwagę, wiążąc oczy, nie dając odwrócić wzroku. Były piękne, w dziwny sposób fascynowały mnie swoim pełnym kształtem. Nagle zorientowałem się, że tracę kontrolę nad ciałem, bo zobaczyłem własną rękę, sięgającą ku tym nęcącym ustom. Poczułem pod opuszkiem rozkoszną miękkość, po czym powoli przesunąłem palcem po nieco spierzchniętych wargach Taemina. Były takie kuszące, miałem ochotę dokładniej zbadać ich strukturę. Niewiele zastanawiając się nad tym, co robię, ulegając jedynie podszeptom instynktu, ująłem Taemina za brodę, delikatnie przyciągając do siebie. Schyliłem się, żeby dosięgnąć jego ust. Wreszcie, spełniając niemoralną zachciankę mojego umysłu, ułożyłem swoje wargi na wargach Taemina. Nie byłem pewien, czy za chwilę zostanę zrzucony po schodach, czy może wylecę przez okno, dlatego postanowiłem po prostu cieszyć się tą krótką chwilą, w której mogłem delikatnie zbadać powierzchnię jego miękkich warg. Taemin jednak, po raz kolejny tego dnia mnie zaskoczył. Stał w bezruchu tylko przez krótki moment, jakby całą swoją postawą komunikując niemy szok, w jakim się znajdował. Ten moment szybko jednak minął i chłopak nieco niezdarnie, ale z zaskakującą siłą i stanowczością, przyciągnął mnie do siebie, ostatecznie łącząc nasze usta w pocałunku. Pewnie rozważałbym jak bardzo nieprawdopodobne było to, co się działo, gdybym nie był tak zaabsorbowany samym zajściem. Poczułem nieśmiałe palce, powoli wplatające się w moje włosy i, jakby w odpowiedzi na to, pozwoliłem rękom ciasno opleść Taemina w pasie. Napierające na mnie wargi były rozpalone, ale wydały mi się nieśmiałe, niedoświadczone. Nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć na ich niepewne zaczepki, mocno wpijając się w usta Taemina. Nieśmiały pocałunek przerodził się w coś znacznie bardziej namiętnego. Czułem jego szybko bijące serce, dostrajające się do rytmu mojego własnego. Zdawało się, że świat wokół nabrał zawrotnego tempa, by w końcu zniknąć zupełnie, pozostawiając nas samych sobie, splecionych w ciasnym uścisku. Po raz pierwszy dane mi było, za niemym przyzwoleniem właściciela, zbadać dłońmi piękną rzeźbę jego twarzy, wsunąć palce w miękkie włosy, poczuć pod opuszkami skórę szyi. Tym wszystkim elementom zawsze przyglądałem się z daleka, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo chciałbym ich dotknąć. Teraz cieszyłem się moim małym przywilejem, odrzucając zdrowy rozsądek, jakby w obawie, że za chwilę to wszystko może minąć, Taemin może mnie odepchnąć, by na powrót stać się lodowym księciem.
W końcu ta chwila, która równie dobrze mogła być wiecznością, minęła i odsunęliśmy się od siebie, dysząc ciężko. Policzki Taemina były bardziej rumiane niż kiedykolwiek wcześniej, a jego piękne, lekko rozchylone usta wciąż przykuwały moją uwagę.
- Czyżbyś odkrył mój problem? – odezwał się, przerywając ciszę, wypełnioną jedynie dźwiękiem naszych przyspieszonych oddechów. Milczałem, zbyt zamroczony tym, co się właśnie wydarzyło, by móc logicznie myśleć, czy mówić. Taemin nie wyglądał na zadowolonego, ale tym razem, zamiast się na mnie zezłościć, po prostu oplótł ręce wokół mojej szyi, głowę układając na mojej klatce piersiowej. Przez chwilę tulił się do mnie w milczeniu, przyprawiając zdezorientowane serce o kolejny zawał swoją cichą, a jednocześnie krzykliwą obecnością. W końcu odwrócił głowę tak, że czułem jego łaskoczący oddech na mojej szyi. – Ta melodia, którą ci grałem… - usłyszałem cichy głos przy uchu. -… nic ci nie powiedziała? – głos Taemina był tak drżący i nieśmiały, że poczułem nagłą potrzebę zapewnienia go, że wszystko rozumiem, że dobrze wiem, co chce mi przekazać. Nie chciałem jednak kłamać. Chłopak chyba dobrze znał moje myśli, bo tylko westchnął cicho. – Tamten utwór miał wyrazić pewien kolor. Wiesz może jaki? – jego głos zmienił się w szept, a ja spojrzałem zaskoczony, na wtulonego we mnie chłopaka. Niewiele w nim było z dobrze mi znanego, hardego Taemina, który nie dopuszczał do siebie istnienia choćby tak prostego pojęcia jak „przyjaźń”. Pogłaskałem go czule po głowie, bawiąc się końcówkami długich włosów. – To nie był pomidor, ani krew. Nie złość… hyung, wiesz co znaczył kolor czerwony w mojej piosence? – zapytał sennym głosem. Mój miarowy oddech kołysał lekko jego pochyloną głowę. Coś przewróciło mi się w żołądku na to nietypowe pytanie, które w moim umyśle wreszcie nadało sens wszystkiemu co się wydarzyło. Odchrząknąłem w obawie, że zdradzi mnie własny głos, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnęły mną słowa Taemina.
- Wiem, wiem. Już wszystko wiem… - powiedziałem wreszcie cicho, być może nawet za cicho, całując go w czubek głowy i bujając się nieznacznie w przód i w tył. Kołysząc wtulonego we mnie chłopca do snu.
~*~
*niewiemniewiemniewiem* ... >.< tak bardzo nie wiem co powiecie, ale miejcie litość T^T tak, tak, nieogar z tą szafą, aczkolwiek co poniektórzy już to przerabiali, prawda Ame, Yume? *wspomnienia* Okej, zaraz mnie weźmiecie za jakiegoś zboczeńca, nie ważne x) Już wyjaśniam~~ mam napisane/prawie napisane jeszcze dwa teksty.
Jeden to Key POV, i opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce od momentu opuszczenia przez Taemina i Minho salonu i udania się do kuchni, aż po ten niespodziewany wyskok z szafy, którego byliście świadkami >.< Nie wrzucałam go tu, żeby Wam zbytnio nie namieszać.
Drugi tekst, jeszcze krótszy, to moja nieśmiała próba zajrzenia do umysłu naszego drogiego skrzypka. Jest tam odrobina jego myśli na temat Minho oraz powody, które skłoniły go do sprawienia Żabolowi takiego prezentu urodzinowego~~ Wciąż jednak waham się, czy ten drugi tekst w ogóle warto publikować, ponieważ jest naprawdę baaardzo krótki T^T dlatego pytam Was o radę >.<
Uwaga: ogłaszam wszem i wobec (być może zginę jak to powiem, ale yolo), że nie wiem kiedy wrzucę następny rozdział. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory byłam szalenie punktualna w tych moich publikacjach, tak, że niektórzy wręcz nie nadążali x) ale obecnie sytuacja z moją weną na CdA ~o czasie nawet nie wspominam, czas jest z gumy... co nie, Ame?~ wygląda dość nieciekawie, a to co próbuję pisać mnie nie zadowala. Dlatego niewykluczone, że trochę poczekacie. Być może będzie mi się lepiej pisać bez presji wywołanej limitem czasowym. Większość z Was, moi drodzy czytelnicy, również tworzy własne opowiadania, dlatego jestem pewna, że dobrze znacie mój ból. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość, pamiętajcie, że Was kocham~~<3
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńOpłaciło się czekać, ojeej .xx Cudowny rozdział .xx
UsuńZastanawiałam się, kiedy w końcu się pocałują i wyobrażałam sobie to na tyle przeróżnych sposobów, że zaczynało mi brakować miejsca w głowie na ewentualną naukę (oto, co się dzieje z moim umysłem, kiedy dorwę jakieś fanfiction, któremu zaprzedam duszę), to było takie niesamowicie urocze, aż mi uśmiech nie schodzi z twarzy. Pomysł z urodzinami niezbyt przypadł mi do gustu, szczególnie ta szafa, po prostu nie mogę tego spokojnie przetrawić, czasami tak mam, przepraszam ;c by the way, od razu powiem, że też nie jestem zachwycona takim upychaniem upływającego w opowiadaniu czasu w kilku zdaniach, tzn. chodzi mi o to, że napisałaś od razu na początku "znaliśmy się od paru miesięcy [...]", a niestety nie dało się tego, umm... poczuć, nie ma takiej cichej myśli na końcu głowy, że rzeczywiście przez te ostatnie x rozdziałów upłynęło tyle czasu, ile autor nam podaje. Rozumiem oczywiście, że nie da się tego idealnie ogarnąć przy zaledwie dziesięciu rozdziałach i dlatego nie bierz sobie tego bardzo do serca, to tylko moja mała rada na przyszłość, gdybyś kiedyś zaczynała pisać coś naprawdę długiego .xx Przechodząc dalej, zapis dialogów wygląda nieciekawie, źle używasz kropek oraz źle operujesz wielkimi/małymi literami po myślniku/pauzie/półpauzie/whatever, a główna zasada jest taka, że wypowiedź bohatera kończymy kropką jedynie wtedy, gdy nie mamy po niej żadnego opisu (tzw. didaskaliów ), żadnego dalszego myślnika, etc. etc. lub gdy po ewentualnym myślniku znajduje się tło dialogowe. Sprawa z wielkimi/małymi literami to też nic strasznego: opis po myślniku rozpoczynamy wielką literą, kiedy jest to tło dialogowe, czyli po prostu opis tego, co w danej chwili dzieje się dookoła rozmawiających bohaterów, np. to, że zaczął wiać wiatr, talerz spadł na podłogę, ktoś kogoś uderzył oraz ich reakcje na wypowiedziane słowa, np. machnięcie ręką, podskok w miejscu ze strachu czy coś podobnego - w tym przypadku na końcu wypowiedzi bohatera stawiamy kropkę; małej litery używamy, gdy po myślniku znajdują się słowa opisujące rzeczy takie jak ton głosu bohatera, szybkość, z jaką mówi, etc. etc., czyli, prościej mówiąc, czasowniki typu powiedział, wyszeptał, krzyknął, syknął, jęknął itd. i nie stawiamy kropki na końcu wypowiedzi, ponieważ razem z opisem pojawiającym się po myślniku stanowi ona jedną ciągłą całość.
"- O to samo mógłbym zapytać ciebie. – odparł Jonghyun [...]" >> tutaj kropka do usunięcia, jednak gdyby było to coś takiego, jak:
"- O to samo mógłbym zapytać ciebie. – Krzywy grymas na twarzy Jonghyuna świadczył o tym, że nie spodziewał się tej wizyty", kropka pozostaje i opis rozpoczynamy wielką literą.
Tyle w tym komentarzu, co za dużo, to niezdrowo; w drugim się pozachwycam, bo w tym nie było okazji .xx
Przechodząc do bardziej przyjemnych rzeczy niż gramatyka, z czystym sercem mówię, że było świetnie, z drobnymi niedociągnięciami, ale świetnie .xx Scena pocałunku była niesamowicie urocza, ojejuu, naprawdę Ci wyszła! Jak już mówiłam, scena z szafą i ogółem pomysł przyjęcia mi się niezbyt spodobał, ale to, że Taemin skomponował dla Minho piosenkę to wszystko mi rekompensuje. Szczerze mówiąc od początku podejrzewałam, że Taemin, gdy Minho go oglądał, komponował właśnie dla niego, ale to i tak miłe zaskoczenie. I ten zwrot, że ten utwór miał wyrazić pewien kolor, po prostu cudowne, idealne, moja ulubiona wypowiedź Taemina ever forever. Chociaż bardzo mnie ciekawi, co go popchnęło do sprawienia Minho takiego prezentu, w sumie to akcja tutaj toczy się nieco pod tym względem za szybko, bo dopiero co się poznali, minęło tę parę miesięcy (jak już powiedziałam w komentarzu wyżej) i już przeszli do pocałunków... za mało było tutaj podchodów, ale to tylko moje zdanie, nie sugeruj się jakoś bardzo .xx
UsuńAnyway, uwielbiam to i chcę już następny rozdział, jednak doskonale rozumiem Twoją sytuację, dopiero co wczoraj udało mi się napisać niecałą stronę po rocznej przerwie od pisania, kiedy to coś okropnego mnie zblokowało i usuwałam wszystko, co udało mi się napisać, gdy siadałam do komputera... ugh, naprawdę niemiłe uczucie, kiedy wiesz, co chcesz napisać, ale nijak nie możesz tego przelać na papier, tak jakby słowa gniły Ci w głowie ;c Mam nadzieję, że w Twoim przypadku nie będzie aż tak dramatycznie .xx Zbieraj siły, wenę i motywację i pisz, bo dobrze Ci to wychodzi .xx
Ojej, ta gramatyka... *uważnie notuje wszelkie rady* dziękuję! <3 Może faktycznie coś z tym czasem przeholowałam, ale mnie samej zdaje się, jakby znali się już długo a ich relacja ewoluowała, bo piszę to już od paru miesięcy~~ Pocałunek był kwestią impulsu, bo choć Tae dobrze wie co się święci, to Żabol do tej pory nie ogarniał. Ale cóż, zobaczymy jak to się dalej potoczy. "tak jakby słowa gniły Ci w głowie" - tak dobrze powiedziane! Dziękuję za garść rad ^.^ Pozdrawiam ~~~<3
UsuńDOBRAOKNODZIĘKIFAJNIEMOŻESZSOBIEPOGRATULOWAĆUDAŁOCISIĘMNIEZABIĆ.
OdpowiedzUsuńFuck.
No fajnie, ała, boli, moje serce nie jest przyzwyczajone do takich emocji, przysięgam, chcesz żebym miała zawał.
KJSDGHFLSKDJGHLJSDHGFLJASGHDFLJASGHDF.
ADJSHGFASDKFAKHJSDHFGKASJGFKJGDFKAGFKASGDFKASDGF.
Nie potrafię nic wydusić!!!
Rozdział czytałam z otwartymi ustami, pociłam się z feelsów, musiałam wyłączyć grzejnik, rany, to było sdakljhfgakjhfdgkajgfgf.
!!!
Płaczę, bo teraz chcę rozdział 10 razy bardziej, a to boli, bo chcę następny teraz, zaraz, natychmiast, bo nie wytrzymam, powieszę się, rzucę z mostu.
WSTAWIAJ WSZYSTKO CO MASZ!
I pisz kochanie, wena wróci - zawsze wraca. Najczęściej wraca nagle i tak, że piszesz, piszesz i piszesz i nie możesz przestać, więc ufam, że i u Ciebie tak będzie i zaskoczysz nas następnym rozdziałem bardzo szybko <3
O nie! Ayo~ nie umieraj~ jesteś mi tu potrzebna~! *wylewa na głowę Ayo kubeł zimnej wody* ...lepiej? Tyle feelsów, że nie mam Ci co odpisać ;-; ale Cię kocham ~~<3 i dziękuję ^.^
UsuńZacząłem czytać. Zacząłem, mimo 2mina, mimo punktu widzenia Żaby, mimo Taemina, i uwierz mi, to było dla mnie wyzwanie. Bo jak jeszcze krótkie oneshoty z nimi jakoś jestem w stanie przełknąć, nawet polubić, to wieloczęściowe wolałem omijać szerokim łukiem, żeby się niepotrzebnie nie denerwować. A tu o, proszę, zabrałem się za tak rozbudowane i przepiękne opowiadanie. Ale dobrze, po kolei. Na początku pierwszego rozdziału prawie przysnąłem, bo stwierdziłem, że postaram się nie wczuwać i traktować to jako „o, cudnie napisane, poczytam sobie dla opisów”. Po czym po chyba dwóch akapitach się zatrzymałem i zacząłem od początku, jeszcze raz, bo… ta narracja Minho była tak idealnie dopasowana i wyrażała całe to jego podejście, że aż się zdziwiłem jak można tak łatwo połączyć wspaniałe obrazowe przedstawienie niby zwykłego monologu wewnętrznego z przeplatającym się wydźwiękiem charakteru bohatera. No kurde, świetne. I nadal przerażony tym 2minem, czytam sobie dalej. A Ty mi tu wyskakujesz z tak malowniczą sytuacją: Minho na parapecie i (irytującego, wnerwiającego, ale jednak) Tae-skrzypka. Normalnie nie wiem dlaczego, ale poczułem się, jakbym oglądał sztukę w teatrze, z przygaszonymi światłami, tym charakterystycznym zapachem rekwizytów a jednocześnie wyobrażałem sobie taki delikatny wietrzyk i odgłos miasta z oddali, kiedy Minho trzymał w dłoni kubek z ciepłą herbatą. Jak Ty potrafisz dosłownie malować, dopieszczać i przemyślanie kreować świat przedstawiony.
OdpowiedzUsuńPrzy drugim rozdziale prawie się zachłysnąłem, wiesz dlaczego? Bo ostatnio chodziła mi wizja niewidomego Tae po głowie, nawet ją spisałem, ale gdzie to się może równać do tych wszystkich aluzji i opisów jakie stworzyłaś. ;-; Aż zacząłem mieć kompleksy. Nadal Taemina nie lubię (tego tutaj szczególnie, chociaż bardzo mi z tym źle, no bo w końcu to nie jego wina ;-;), do Minho mnie powoli przekonujesz. Jjong, matko, Jjong-psychopatyczny-wesoły-przyjaciel. Wreszcie ktoś do kochania <3 Scena wyznania Tae, że nie widzi – genialne. Idealnie mi podpasowała reakcja Tae do postaci, na jaką go kreujesz.
Czy zdajesz sobie sprawę, że opisując zwykłą muzykę (nigdy nie byłem fanem muzyki klasycznej, o ironio, 12 lat gry na pianinie) jesteś w stanie doprowadzić mnie do niekontrolowanego melancholijno-podniosłego nastroju? I to zwykłymi słowami, znaczkami, czymś co po prostu wypłynęło spod twojej ręki. Ach, dwa oblicza Taemina, niby szorstki i wyniosły, ale ukrywa zagubionego i delikatnego chłopca. Uwielbiam takich bohaterów. Chociaż może tych badass seme bardziej… Cii, jednak wracam do bezbronnego i niewinnego Taesia. Ale jednak Taesia, nosz… Mam nadzieję, że jeszcze jakoś go przeboleję. „- Sam sobie poradzę.” Ohohohohoh, ktoś tu chce pokazać, jaki to samodzielny i niezależny jest. „bezbronne stworzenie” O matko, on serio tak powiedział? I ta laska… Skojarzyło mi się z filmami Burtona, ale to tylko moje skojarzenia ^^ „Hej, Minho, urocze są małe dziewczynki, duże dziewczynki, pieski, kotki i cała reszta sklepu zoologicznego, ale jaranie się miną jakiegoś faceta, to już jest poważne odchylenie...” Hahahaha, serio, Minho? Zauważyłeś to dopiero teraz, nie wtedy kiedy gapiłeś się na drobnego chłopca w oknie, grającego na skrzypcach, ani wtedy kiedy chciałeś postawić mu kawę? Serio? No dobra… Kocham dialogi Żaby i Minniego, no po prostu kocham xD „- Co ty robisz?! Przeklinasz mnie w innym języku?” Podziwiam ludzi, którzy umieją pisać zabawne rzeczy, a to było niewątpliwie zabawne, śmieszne i szczerzyłem się do ekranu jak głupi przez cały ten dialog xd Cały ten projekt… Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem podniosłej wizji sztuki, melodii przeplatającej się z ukazywanymi emocjami, bla bla bla, takie gadanie. I chyba nie zostanę, ale przynajmniej nie przedstawiasz tego wszystkiego z nadmierną wyniosłością. Słodki, słodko, uroczy, słodki jak czekolada, jego dom, aż widzę tęczę i jednorożce xd
Usuń„- Ona mnie nie kocha. W jej oczach jestem tylko lalką, którą może się chwalić przed znajomymi.” Tak mi się jakoś… Nie wiem… Mam przed oczami porcelanowego Taemina w jedwabistych włosach, lekko uśmiechniętego i ściskającego w dłoniach skrzypce, niby nieśmiało sunącego smyczkami, a jednocześnie czującego w środku taką ogromną pustkę i osamotnienie, właśnie jak taka mała bezbronna laleczka. Widzisz, co ze mną robisz? Zaczynam pałać jakimiś uczuciami do tego gnojka. Nie wierzę. On wydaje mi się taki… oschły i wyniosły w swojej postawie, zachowaniu, tym co mówi, ale jednocześnie nie jest to takie do końca sztuczne, jakby jego charakter przez tą całą oziębłą otoczkę bogatego domu omijał nastoletnie prawo do szczęścia i popełniania błędów.
Asdkashjdhjaksdkasd, co, jak, jakim cudem, dlaczego, CO. Dlaczego się tak jaram tym, że głupi Tae dotyka Minho. Dlaczego, co co co co. Dlaczego tak przeżywam razem z Żabą te wszystkie odczucia, ahdhjaddhag.
Usuń„Przecież nie ubieram się jak wieśniak…” Tak, Minho, oszukuj się dalej xd O nie, nie, nie, jadą do opery? Wyjdę na okropnego, zacofanego wieśniaka (prawie jak Żabol), ale raz jedyny byłem w operze i nie chcę tego doświadczenia powtarzać. A Ty ich wysyłasz w to nudne miejsce, i jeszcze na dodatek ten irytujący kosmyk włosów Tae… Aż sobie wyobraziłem minę Minho, kiedy tak zaciskał palce na fotelu i powstrzymywał się, żeby nic z tym upierdliwym włosem nie zrobić xd
„Dla mnie zima mieni się kolorami…” Uwielbiam właśnie takie dialogi, takie opisy. Niby realne, ale błądzące na pograniczu dostosowania się do podniosłości chwili i oddania całej gamy odczuć i obrazów. Uwielbiam. Awwwwww, Taeś zasnął mu na ramieniu, czym ja się tak ekscytuję ;-; NO WRESZCIE ZROBIŁ COŚ Z TYMI WŁOSAMI. Tak, irytowałem się, widziałem te wijące się kosmyki i bardzo się irytowałem.
„Dziwiłeś się moim prywatnym nauczaniem, moim francuskim? To wszystko jest efektem jej starań, żeby jakoś pokryć moją ułomność.” Łamiesz mi serce. Moje twarde, nie cierpiące 2mina, zimne, lodowate, kochające angsty serce. Nienawidzę tego opowiadania. Albo kocham, jeszcze nie zdecydowałem. Ale targa mnie takimi emocjami, że nawet nie wiem, jakim cudem potrafisz wywołać je poprzez zwykłe napisanie tekstu.
No i znowu. ASdjsakjdksajdkla. Czy Ty zawsze musisz kończyć rozdział czymś takim? No musisz? Sprawia Ci dziką radość zostawianie mnie z takimi feelsami, z takim niedosytem, z taką ochotą na pchnięcie tego głupiego Tae w ramiona Minho? *powiedział człowiek, który zapiera się, że nienawidzi 2mina*
ADASKD:ASDKASLD KEYYYYYYYYYY. O matkomatkomatkomatko, „karbowana grzywka, od połowy zafarbowana na różowo”, obcisłe spodnie, mmmm, płaszczyk w kratkę, Key ty fashionisto. Mogę się porozpływać nad moim prawie-że-konkurującym-z-kochanym-Heechulem-ultimate? Nie? Trudno, i tak się pozachwycam. Awww, już mi się podoba jak go opisujesz, już mi się podoba, że nie robisz z niego na siłę zwyczajnego i „męskiego”, tylko właśnie takiego idealnie pasującego do Kim Kibuma <3 „Ty? W filharmonii? Jesteś pewien? Może chodzi ci o jakiś niedorzeczny klub nocny o takiej nazwie?” Hahahahah, uwielbiam jego (twoje-jego, twoje-pisane-jako-jego, zamykam się już ;-;) wypowiedzi od pierwszego wypowiedzianego zdania xD Key swatka, coś tak czuję, już od razu widzi paringi, ehh xd Ciuszki… pieskom… jego dzieci… Kibum, kocham cię xD (kocham twojego, połączonego z tym realnym, tak gwoli ścisłości ;-;)
Nie przekonał mnie ten strach Minniego. Dobra, rozumiem, jest niewidomy, może się bać takich rozwrzeszczanych i nadpobudliwych dzieci Kibusia, może też po prostu bać się psów, okej. Ale nie przekonała mnie ta scena, zwłaszcza jak tak nagle wtulił się w ramię Żabola. Ale nie przeczę, było aww, było uroczo i słodziutko :3 A potem znowu Key, który skupił na sobie całą uwagę, ach, och, aww, rozpływam się nad tą divą <3 Rozmowa telefoniczna Tae z Minho… bezbłędna. Ale jak mogłaś tak zakończyć? No jak? Sadystką jesteś? ;-; Bo naprawdę, tymi końcówkami doprowadzasz mnie do szału ;-;
Usuń„- Mogę cię narysować?” Nie wiem, dlaczego mi tak nagle podskoczyły feelsy. No nie wiem, jak Siwona kocham, nie wiem ;-; Co Ty ze mną robisz. Wiesz, że już nawet nie zwracam za każdym razem uwagi, że to 2min? Że to najbardziej znienawidzony przeze mnie paring? Że nawet zaczynam tolerować tak złożoną i bezbłędnie poprowadzoną postać Tae? „Chłopak w panice uczepił się mojej kurtki i tym sposobem wylądował na mnie.” A już teraz to… o matkomatkomatko. Minho, nie tylko ty chciałeś, ja sam bym ci te łapy położył na talii Tae, sam bym was… *now kiss, now kiss* Asdjsadjad, cudo cudo cudo, fluffiaste, ociekające słodyczą, czekoladą, lukrem i żelkami cudo. ;-;
Hahahahah, wydaje mi się, czy Key poczuł jakąś ummiastą chęć matkowania Tae? Czapeczka, czapeczka, awww, biedny Taeminek na zakupach. Aedkwijdadkj, pół… nagi? Słucham? To dziecko, które wygląda na 14 lat półnagie? Dlaczego tak się ekscytuję, no dlaczego, ohgodwhy. Pierwszy raz miałem ochotę wywalić Keya za te drzwi, z których wylazł W TAKIM MOMENCIE.
Tym oto sposobem dotarliśmy (czytasz to w ogóle? Mnie by się nie chciało, ale za bardzo się rozgadałem) do najnowszego rozdziału, który to właściwie sprawił, że zabrałem się za resztę. Ach ten Tae, to teraz pewnie kłębią się w nim różne skrajne uczucia i z tego wszystkiego chce dać ujścia emocjom poprzez skomponowaną muzykę? Nie? Naprawdę? Nigdy nie interpretowałem dobrze tekstów *siedzi nad lirykami Norwida na rozszerzonym polskim i nie wie, co właściwie robi* więc wybacz, że tak sobie snuję wyimaginowane domysły.
Awwww, znowu mój kochany Key, sprzątający, jak bardzo mi to do niego pasuje xd „Ja to jednak jestem świetnym przyjacielem.” Oczywiście, Bummie, jesteś najlepszy, dobrze, że o tym wiesz xd JongKey JongKey JongKey, ja tu widzę JongKeya <3 Jjong… nie, to nie jego słodki Minnie, matko, dlaczego ta skamielina musi się tak zachowywać ;-; Ale mi się coś tak… Tak mi się przekręciło na tą mdłą miłość Tae i Jjonga, i ja wiem, że to przyjaźń, bla bla, ale jednak. (Co. Się. Ze. Mną. Dzieje. Dlaczego tak bardzo przeżywam 2mina ;-;). Bokserki w panterkę, mój Key, mój genialny Key, wiedziałem, że da mu coś takiego xd JONGKEYYYYYYYY, moje otp <3
Usuń„- Rzecz w tym, że ja…” Okej, ja wiem, że zaraz potem był mój JongKey. Ale do.. ekhm.. Nosz kuźwa! Jak mogłaś! Jak jak jak jak jak mogłaś przerwać biednemu speszonemu Tae? Sadystka. A potem…
….
Asdkjkjasdakj. Już, spokojnie *uspokaja się i czyta dalej* Awwwwwww, to nawet ja się domyśliłem a ten durny Żabol nie? Co jest z nim nie tak, ja się pytam, no czy on jest – nie wiem – ślepy? Głuchy? A może jest po prostu idiotą? ;-;
WRESZCIE. Wreszcie wreszcie, awww, tańczę, szczerzę się, zachowuję jak fangirlująca shipperka. Coś Ty zrobiła z moją nienawiścią do 2mina? Twojego 2mina, bo pewnie inne już by tak na mnie nie działały. „- Czyżbyś odkrył mój problem?” No nie, ja nie mogę, zaraz wyskoczę z siebie, stanę obok i Cię uściskam, albo będę Ci bić pokłony. C-U-D-O. „ - Wiem, wiem. Już wszystko wiem…” Rozpływam się. Czuję jak mnie zalewa fala fluffiastych różowych jednorożców, tupiących poduszkowymi kopytkami po tęczy z waty cukrowej. ;-;
Jestem fanem twojego stylu, wiesz? Jest świetny, perfekcyjny, idealny. Bo to pewnie dlatego, że tak kocham opisy niby zwyczajnych rzeczy, ale zobrazowanych w taki sposób, że urastają na miarę czegoś podniosłego. A jeszcze umiesz poprowadzić akcję i relację między bohaterami. Nawet nie wiem, co mam więcej powiedzieć, żeby już Ci tak nie słodzić. ;-;
…………….
Przepraszam, przepraszam, przepraszam za coś tak długiego i chaotycznego. Ale jak czytam coś, co mi się naprawdę podoba i wywołuje jakieś refleksje, czy tym podobne czuję się w obowiązku skomentować Ci to wszystko, na co zwróciłem uwagę ;-;
+ Jak nie dasz tego Key POV, to obiecuję, że Cię znajdę i siłą wyciągnę od Ciebie to, co oni tam z Jjongiem wyprawiali.
*----*
UsuńCzłowieku, kocham Cię ~~! Kocham Cię za te wszystkie słowa, które wywołały we mnie niekontrolowane wybuchy radości ;3 Nawet nie wiem co odpisać, bo mam teraz w głowie jedno wielkie "oijefowiejf". Ale spróbuję. Scena, o której mówisz, wtedy kiedy po raz pierwszy słuchamy koncertu uszami Minho, była punktem wyjścia dla całego tego opowiadania. Pierwszym obrazem, który wyobraźnia namalowała mi przed oczami, tym z czego CdA się zrodziło. Także, jestem szalenie zadowolona z tego, że czytając zobaczyłeś dokładnie to samo, co ja pisząc. "Jjong-psychopatyczny-wesoły-przyjaciel" - leżę xD Muzyka jest kluczowa dla CdA, dlatego bardzo starałam się poświęcić jej opisom szczególną uwagę. Cieszę się, że mój wysiłek nie poszedł na marne. Filmy Burtona... coś w tym jest *-* Serio cokolwiek z tego co piszę bywa zabawne? *szokszokszok* Bo ja mam wrażenie, że totalnie mi nie wychodzą takie dialogi *to wcale nie tak, że piszę masę głupawych komedii. wcale.* Jasne, że możesz się rozpływać nad Key, on zawsze jest tego wart ;3 "Czuję jak mnie zalewa fala fluffiastych różowych jednorożców, tupiących poduszkowymi kopytkami po tęczy z waty cukrowej." - nie mogę, Twój komentarz rozbawił mnie momentami do łez :') Jejku... mam wrażenię, że burzę Ci światopogląd tymi niekontrolowanymi feelsami do przebrzydłego 2mina xD *sorry not sorry*
Dziękuję, tak bardzo dziękuję za ten referat *btw. rozszerzony polski pozdrawia* Nie wiem co jeszcze napisać *w dalszym ciągu wzruszona* Obym w przyszłosci nie zawiodła, fighting! ~~<3
Aw, jestem totalnie rozczulona, i pod wpływem twojego rozdziału chyba nie pójdę pisać nic swojego, bo się porównuję i wpadam w kompleksy *chowa się pod stołem z zapasem czekolady na smutki*.
OdpowiedzUsuńW sumie spodziewałam się, że Taemin wkłada w kompozycję tyle serca właśnie dlatego, że jest ona przeznaczona dla Żabolka. To było śliczne, po prostu cudowne, to, że Taemin wyraził uczucia <3 I to w taki sposób. Ah, Minho, ta niedomyślna ropucha, cóż poradzić, że jest taki nieporadny w kwestiach uczuciowych, że sam sobie sprawy z nich nie zdaje. Nic nie poradzimy, możemy tylko obserwować, i czerpać z tego radość (bądź nie). W sumie taki prezent urodzinowy, nie dość, że ta kompozycja, to jeszcze wyznanie uczuć, nie zdarza się często, można jedynie pozazdrościć.
Nie będę dziesięć tysięcy razy pisać, że kocham twojego Key, wiesz dobrze, że tak jest, i Jongie <3 stęskniłam się za nim. To, że Taemin tak się kryje ze swoim wnętrzem, i uczuciami, wydaje mi się takie prawdziwe...
Co do szafy... nie skomentuję, Onew w końcu w niej nie wylądował ^^ Cóż poradzić. No, był jeden incydent z Minho, no ale... ekm. A nie, to w krzakach...? Nie pamiętam. Tak, czas jest z gumy, ale wypadałoby coś ruszyć z ogarnianiem się na maj. Za to po 21 maja tyyyle czasu na wszelkie nasze fazy <3
Cóż. Wpędziłaś mnie w kompleks, lepiej pójdę przysiąść nad historią niż pisać... Chyba nie będziesz ze mnie dumna </3
Komentarz nieogarnięty w uj, ale weź pod uwagę tę piękną godzinę, o której wstałam.
Przepraszam iż tak późno przybywam z komentarzem, ale miałam trening. Jeszcze raz sorry -.-
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Cieszę się tym, że Tae tak jakby wyznał swoją miłość... mało ogarniętego Minho? No jest nie ogarnięty.: >
Hmm... scena Keya i Jjong? Cóż mogę rzec? Cudowna! Ciekawi mnie czy oni kiedyś ten tegeś ze sobą. To naprawdę by mnie powaliło na kolana, chić tak szczerze wszystkie twoje dzieła powalają xD
Co mogę jeszcze dopisać? Nie mam weny na komentarze dlatego taki beznadziejny! I to nie dlatego, iż jestem zmęczona (może odrobinę, chociaż twój rozdział mnie trochę też rozbudził ) ♥♡♥
A no i mam nadzieję, że dasz trochę JongKey, dasz prawda? Proszę!! ♥
Ostatnio nie mogę znaleźć super opka z tym paringiem, a go kocham! Choć nie są na pierwszym miejscu... xD
Dobra nie przynudzam i czekam z niecierpliwością na następną część!
Bey unni~~! ♥
Cieszę się, że mój rozdział dodał Ci energii ! ^.^ Dziękuję i pozdrawiam ~~ ;3
UsuńKyaa! Nie, nie, nie.
OdpowiedzUsuńDobra, już się ogarnęłam. Nigdy bym się nie spodziewała, że to Taemin wyskoczy z takim rozczulającym i kompletnie mnie rozbrajającym… w sumie to nie wyznaniem, ale jakby to inaczej nazwać? Z drugiej strony to raczej na Minho bym nie liczyła w takich sprawach, więc może to i dobrze, że Taemin wziął sprawy w swoje ręce. To było takie kochane, jak zaczął mu grać, a potem taki uroczy próbował mu powiedzieć o tym co czuje. Nooo . Idę płakać.
Co z ta szafą? Jak Key i Jjong z niej wyskoczyli to miałam ochotę ich tam z powrotem wepchnąć i zamknąć na klucz. I nie, wcale nie w zamierzeniu JongKey. Oni mi przerwali 2mina! No ja nie wiem, nie wiem.
Chciałabym zrozumieć, co siedzi w tej powywracanej główce Tae, więc czekam nawet na ten króciutki tekst. W sumie to kompletnie Taemina nie ogarniam, jakoś nagle mi wyskoczył z tymi skrzypcami, pocałunkiem i uczuciami. Czuję się zagubiona.
Skoro Ty czujesz się zagubiona, to pomyśl jak musi czuć się Minho? xD Masz rację, jakby Taeś czekał na inicjatywę ze strony Żabola, to mógłby się nie doczekać~~ Ale mam nadzieję, że ten krótki tekścik jakoś uzupełni całą sytuację. Dziękuję i pozdrawiam ;3
UsuńAniaaaaaaaaaaaa.
OdpowiedzUsuńTy dobrze wiesz, że nie potrafię opisywać swoich emocji. Ale ten rozdział jest naaaj <3
(feelsy jak przy Fairy Lights)
Ta piękna muzyka idealnie komponująca się z słowami napisanymi twoją ręką. Poczułam taką wolność, lekkość na duszy. Potem nagle taki szok i śmiech na wypadanie ludzi z szafy, tyle ze sie wkurzyłam na nich, że przerwali taką piękną chwilę... A potem ta ich rozmowa. Tak mi ciepło w środku się zrobiło <3 Jak ty mnie doprowadzasz do takiego stanuu !? Jeszcze raz powtarzam Ci, że CdA to najlepsze opowiadanie jakie czytałam i je kocham tak bardzo... bardzo...
Tylko głupia jestem, że zjechało mi się z początku do komentarzy i przeczytałam, że się całowali. I takie WAT WAT.
Jak przeczytałam, że mam czekać jeszcze dłużej to chciałam rozwalić telefon, a żeby się wyładować to se pierdolnęłam ręką o ścianę. Dlatego właśnie przez CIEBIE boli mnie ręka. Robię się nienormalna *,* Źle na mnie wpływasz. Ale cieszę się bardzo, że przypadł mi zaszczyt czytania czegoś tak cudownego. Wielbię Cię na kolanach.
Ale *przykłada pistolet do swojej skroni* Masz szybko pisać dalej, bo umrę.
Kocham i nienawidzę :*
Aga :3
Jak mogłam przegapić niey rozdzial ??? Matko kochana jaki piękny, pełen czułości rozdzial <3 nie wiem co mogłabym napisac więcej. Mam nadzieję, że Twoja wena wróci prędko :* zapraszam wkrótce do siebie na 2Mina/KyuMin. Czekam tylko aż Levi zrobi mi bete :)
OdpowiedzUsuńOkej, obiecałam, że wpadnę i jestem. Na razie przeczytałam tylko poprzedniego one-shota, a to dlatego bo mam od ostatniego tygodnia straaaaaaszny nawał nauki, do tego dochodzi brak weny do czegokolwiek, tj. nie tylko do pisania (pisze nowy rozdział requiem do pięciu dni i mam już - uwaga, uwaga - 800 słów, fuck yeah, dobrze mi idzie), ale do czytania blogów tak samo. Z reguły kiedy zapoznaję się z nowym blogiem (a z reguły zawsze wchodzę na blogi osób, które zostawiają u mnie komentarze), najpierw czytam wszystko, a potem zostawiam komentarz zbiorczy (wygląda to trochę tak jak tam u J. na górze, tylko że może być z lekka dłuższe), ale teraz naprawdę nie mam siły na czytanie reszty. Przepraszam. Obiecuję, że jak wróci mi wena do czytania to przeczytam wszystko i zostawię Ci tutaj porządny komentarz.
OdpowiedzUsuńA co do ostatniego one-shota (skomentuję go tu, bo nie wiem czy pod poprzednim postem, byś go przeczytała).
...
*bardzo wymowna cisza*
Chwaliłaś mnie, a to Ty jesteś tutaj zajebista. Serio. To słowo idealnie określa Twoją twórczość, choć może powinnam raczej powiedzieć magiczna?
Wiesz, ja nie trawię k-popu. Serio, nie znoszę tej muzyki (wyjątek "Haru Haru", tę piosenkę pokochałam, choć nie mam pojęcia o czym jest, a to wszystko przez czyjegoś bloga, gdzie non stop włączała mi się w playliście). W każdym razie nie lubię k-popu. Nie ogarniam paringów. Ale yaoi to yaoi rządzi się swoimi prawami, yaoi przeczytam każde, ze wszystkiego, nawet jeśli nie kojarzę postaci.
To co Ty zrobiłaś w tamtym shocie.... brak mi słów. To było takie piękne. Ne, Amaya, od kiedy piszesz, co? Bo pomijając kwestię talentu, sama płaszczyzna tekstowa, interpunkcja, składnia... wszystko jest idealne. Pokłon Ci za to. Sama mam skrzywienie na punkcie literówek i skaczących przecinków, dlatego poświęcam wiele godzin na betę własnych tekstów, ale czasem po prostu nie wyłapię jednego czy dwóch kruczków, bo znam tekst na pamięć i widzę to, co widzieć chcę. Eh... utrapienie. Może powinnam zacząć pisać shoty, które nie mają 12 stron w wordzie, wtedy będzie mi łatwiej to ogarnąć... Dobra, nieważne, bo ja tu z dygresją.
Pięknie piszesz. Pomijając cudowny brak błędów, Twój styl... ah, on jest po prostu niezwykły. Naprawdę cudowny. To jak wyrażasz uczucia, jak malujesz te emocje. Wszystko jest magiczne.
"Mój wzrok pobiegł fantazyjną ścieżką słojów, które widniały na powierzchni drewna. Od zawsze czułem niejaką fascynację tym naturalnym malowidłem, pozostawionym w bezpiecznym wnętrzu leśnych mieszkańców, dostępnym tylko tym, którzy odważyli się zabić tych liściastych strażników ciszy. Nawet ten szalony wzór zdawał się tchnąć dziwnym smutkiem."
Zakochałam się w tym fragmencie, jest naprawdę piękny.
"Zasiadłem do stołu jedynie z moim coraz bardziej ciążącym sercem za towarzysza. Sercem pokiereszowanym od przeszywających je wspomnień, które nie miały gdzie znaleźć ujścia, kotłując się wściekle po moim ciele."
Umieram, umieram, weźcie mnie pozbierajcie do kupy, to jest takie... jak Ty to piszesz no!
"Łaknąc ostatniego znaku twojej bliskości, zanim zaśniesz w tej skrzyni, a ponury tłum zjaw i cieni poniesie cię pośród zapachu trawy i ziemi. Potem natura przyjmie cię w swoje objęcia, pozbawiając świat tego skarbu, którym tylko mnie było dane się cieszyć. W tej drewnianej szkatułce pozostanie ukryty przed ludzkimi oczami mój największy skarb. (…) Pamiętasz jak wiosna oszalała w rozkwicie uczuć, stawiając cię na mojej drodze? Nie? Nie szkodzi. Na szczęście ja nie zapomnę nigdy. Schowam te obrazy w głębi mojego pokrytego słojami serca, niczym w drewnianej szkatułce."
UsuńOpisujesz uczucia w naprawdę niezwykły sposób. Myślę, że mogę zakochać się w Twoim stylu, jest naprawdę cudowny. Wyrażasz te wszystkie emocje tak prawdziwie...
A sam pomysł na fabułę, opisanie procesu tworzenia miejsca spoczynku dla ukochanej osoby... GENIALNE. Serio. Jestem zachwycona.
Cudowny shot naprawdę.
Postaram się niedługo ogarnąć resztę, ale nie wiem, kiedy powróci do mnie wena. A teraz lecę do kina na Mojżesza, bo reżyseruje Scott (kocham go!).
P. S Cieszę się, że podobał ci się mój shot z AnE, bo ten paring to coś czego normalnie bym nie napisała, a zrobiłam to tylko na czyjeś życzenie, dlatego byłam go cholernie niepewna. Właściwie to nie jestem z niego zadowolona, ale ważne, że się innym podoba.
Weny i do następnego~! (mam nadzieję, że niedługo on nadejdzie).
Witaj~~ ;3 Szczerze mówiąc, reszta chyba nie jest godna czytania ;-; albo przynajmniej większość ;-; nie wiem co za szalone źródełko słów wybiło gdzieś w mojej głowie, kiedy pisałam "Szkatułkę", ale pozostałe teksty... niah. Zwłaszcza te pierwsze, nie warto tam zaglądać. Poza tym, większość tego co tworzę to głupawe komedie, także nie ma co oczekiwać tam pięknego języka. Mimo wszystko, Twoje pochwały zwaliły mnie z nóg. Wciąż mam w pamięci tamtego shota z AnE, który tak bardzo mnie zachwycił (a ja również nawet nie wpadłabym na shippowanie Rina i Bona) *-* Albo "Historia Śpiewana Czerwienią", której jeszcze nie skomentowałam (nadrobię!), ale w której totalnie mnie zatkało, choćby przy Twoich opisach oczu. To było niesamowite.
UsuńPisaniem czegokolwiek param się dopiero od października, czyli... nieco ponad 3 miesiące ;-; czuję się jak totalna amatorka...
Dziękuję, że wpadłaś, życzę miłego seansu, i przepraszam za te pozostałe twory, niewarte niczyjej uwagi *chowa się w kącie* ~~ ;3
Padłam xdd
OdpowiedzUsuń"- Ekhem… - odchrząknął Key (...) – Skoro już mowa o prezentach… - zaczął, na co Jonghyun zrobił przerażoną minę.
- O nie! Dla ciebie nic nie mam! – krzyknął, łapiąc się za głowę."
Mam wrażenie, że Jijong jest niespełna rozumu >.< Podoba mi się :D
Dobra, wracam do czytania ;D
Kiedy czytałam ten rozdział, czułam gdzieś tam w środku, że to będzie przełom ich znajomości. Czas jakby z lekka zwolnił, kiedy czytałam o ich pocałunku. Wszystko było takie... łagodne? Delikatne? Z takim ciepłym klimatem, który aż każe lekko westchnąć przy czytaniu. Wiesz, że lubię angsty i tutaj trochę mi nim zapachniało, ale cieszę się ogromnie, że skończyło się kisskami, naprawdę.
OdpowiedzUsuńJongkey! Ah, jestem wniebowzięta! Kiedy mowa o 2minie i Jongkey w jednym opowiadaniu, to bądź, co bądź ci drudzy zawsze będą szaloną ummą&appą. Nie ma innej opcji, że nie. Tutaj wyszło Ci to świetnie - lekko z humorem i nieodpartym urokiem tych idiotów. Już jestem jedną nogą w tych 'krótkich' jak to nazwałaś dodatkach, więc lgnę do nich, a tutaj już kończę~
Chuu♥ /Kummie