Niedbałym ruchem spakowałem moją pracę do teczki i ruszyłem na wpół przytomny do przedpokoju. Z roztargnieniem wiązałem buty, starając się o niczym nie myśleć. Tak, niemyślenie okazywało się dużo bardziej korzystne dla mojej obolałej głowy, niż myślenie. Mimo wszystko gdzieś na skrajach świadomości wciąż pojawiały się fragmenty obrazów i słów, które za wszelką cenę chciały zakłócić mój spokój. Pewnie uznałbym wszystko, co wydarzyło się poprzedniego dnia, za jeden z wyjątkowo realistycznych, ale bardzo pokręconych snów, które zdarzało mi się miewać; gdyby nie świadomość, że przez całą noc nie zmrużyłem oka. Kiedy wczoraj Taemin opuścił moje mieszkanie, zorientowałem się, że mam jeszcze pracę domową do namalowania; dlatego też do późna siedziałem nad sztalugą. Taka przynajmniej była oficjalna wersja, choć dobrze wiedziałem, że i tak za nic bym nie zasnął, po tym co miało miejsce na korytarzu.
- Dobra robota, Choi – usłyszałem rozbawiony głos. Uniosłem głowę znad, wciąż tylko w połowie zasznurowanych, butów. Key opierał się o framugę mojej sypialni z radosnymi ognikami igrającymi w kocich oczach. To, że za jego plecami dostrzegłem pętającego się po pomieszczeniu Jonghyuna, w dodatku pozbawionego górnej części garderoby, postanowiłem uznać za wybryk mojej przemęczonej wyobraźni. Spojrzałem na Key pytająco, zastanawiając się o czym mówił. Przecież nie może wiedzieć…
Przyjaciel chyba czytał mi w myślach, bo wywrócił oczami.
– Nie myśl sobie, że nie wiem o waszej akcji na korytarzu! – oznajmił dobitnie. – Chyba pół kamienicy już o tym mówi… - oznajmił. Struchlałem na to stwierdzenie. Sam nie wiedziałem do końca co się zdarzyło i zdecydowanie nie chciałem, żeby ktokolwiek był tego świadkiem. Spojrzałem na Key uważnie, zastanawiając się, czy przypadkiem mnie nie wrabia. Dopiero teraz moją uwagę przykuł jego wygląd. Miał dziwnie roziskrzone oczy i cały był jakby pognieciony, z włosami i ubraniem w nieładzie, co było do niego niepodobne.
- A co wy tam wyrabialiście? – zaatakowałem, zastanawiając się czy naprawdę chcę znać odpowiedź na to pytanie.
- Oh, tak wyśmienicie celebrowaliście twoje urodziny, że my postanowiliśmy uczcić je po swojemu – odparł bez cienia skruchy. Doszedłem do prostego wniosku, że lepiej darować sobie dalsze dociekania. Key zmarszczył brwi. – Co tu jeszcze robisz? Będzie na ciebie czekał…
- Od kiedy o tym wiedziałeś? – wszedłem mu w słowo, zaskakując samego siebie.
- Od początku – odparł bez zmrużenia oka. – Próbowałem wam jakoś pomóc, ale jesteś kompletnym idiotą i na to nawet ja nie mogę nic poradzić. Taemin ma naprawdę pecha, że na ciebie trafił, a mimo to tak świetnie sobie poradził. Wygrać komuś swoją miłość na skrzypcach, ten dzieciak ma wyczucie! Zaimponował mi.
Przełknąłem głośno ślinę, na dźwięk słowa „miłość”. Oczywiście dobrze zrozumiałem wczorajszą aluzję Taemina, bo podał mi rozwiązanie zagadki na tacy, ale ten wyraz nadal brzmiał obco i dziwnie w moich uszach.
- Nie myśl tyle, bo cię głowa rozboli – oznajmił Key, klepiąc mnie po ramieniu. W rzeczywistości moja głowa już od dłuższego czasu protestowała od nawału zdarzeń. – Po prostu rób to, co podpowiada ci serce.
Uniosłem brwi. Nigdy bym nie przypuszczał, że usłyszę tego typu radę z ust mojego przyjaciela. Zwłaszcza z jego ust.
- Tak jak ty? – zapytałem, znacząco zerkając w stronę wnętrza mojej sypialni. Key uśmiechnął się rozbrajająco.
- Poniekąd… – odparł, po czym posłał mi całusa w powietrzu i na powrót zatrzasnął drzwi.
~*~
- Ja rozumiem przelewanie emocji na papier, ale wszystko ma swoje granice, panie Choi – oznajmił profesor, spoglądając na mnie z politowaniem zza szkieł okularów. W dłoniach trzymał moją pracę, tę samą, którą malowałem przez całą noc. Szczerze mówiąc, ja sam byłem w szoku, kiedy zorientowałem się co wyszło spod moich rąk. Najwyraźniej jeszcze parę godzin temu, kiedy obraz powstawał, nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Całą kartkę pokrywały chaotyczne plamy czerwieni, nietworzące żadnego konkretnego kształtu, po prostu wypełniające pustą przestrzeń swoją krzykliwą obecnością. Podrapałem się w tył głowy, niepewny jak odpowiedzieć na tę nauczycielską uwagę. W wiekowych oczach profesora błysnęła troska. – Choi, czy ma pan jakiś problem ze sobą?
Zdębiałem na to pytanie. Przyszła mi nawet do głowy niedorzeczna myśl, jakoby nauczyciel dobrze wiedział o wszystkim, co się wydarzyło. Szybko jednak odrzuciłem taką możliwość, jednocześnie przeklinając w myślach Key za to, że tak mnie nastraszył.
- Tyle złości i agresji na jednej kartce… - kontynuował profesor w zamyśleniu.
- To nie jest złość i agresja – zaoponowałem, zanim zdążyłem zastanowić się, co robię. Profesor spojrzał na mnie uważnie. Dobrze wiedziałem, jakie pytanie zaraz nastąpi, ale zdecydowanie nie chciałem na nie odpowiadać. Zerknąłem niecierpliwie na zegarek. – Najmocniej przepraszam, ale muszę już iść – oznajmiłem, może niezbyt uprzejmie, i zostawiłem profesora samego w pustej klasie.
Popędziłem korytarzem, mając świadomość, że przerwa zaczęła się już dobrych pięć minut temu. Zastałem Taemina wciąż siedzącego w sali, na swoim miejscu. W pomieszczeniu znajdowało się jeszcze paru uczniów, wszyscy jednak przebywali w sporej odległości od ławki mojego sąsiada. Panowała tu ciężka atmosfera, jakby w powietrzu wisiał jakiś konflikt. Podszedłem do Taemina i wziąłem go za rękę, wyciągając z klasy.
Od wczorajszego wydarzenia niewiele się zmieniło jeśli chodzi o nasze wzajemne relacje. To znaczy, tak naprawdę zmieniło się wszystko, ale mimo to staraliśmy zachowywać się jak przedtem. Nigdy wcześniej dotyk jego skóry na mojej dłoni tak nie parzył, i ciężko mi było skupić wzrok na czymkolwiek innym niż te wszystkie cienie i błyski igrające na jego twarzy. Nie byłem jednak w stanie w żaden sposób powrócić do wydarzeń wczorajszego wieczora. Bałem się, że to wszystko okaże się jedynie pokręconym snem.
- Coś się stało? Zaczepiali cię? – zapytałem z niepokojem, prowadząc Taemina na ławkę na dziedzińcu, tę samą, na której dowiedziałem się o jego niepełnosprawności. Lubiłem to miejsce; dlatego podczas długiej przerwy przeważnie spędzałem czas, wpatrując się w odsłonięte niebo. Teraz jednak dziedziniec wypełniały grupki uczniów. Niektórzy zerkali w naszym kierunku, a zimową ciszę wypełniały natarczywe szepty. Nie mogłem pojąć co ich wszystkich dzisiaj ugryzło, ale byłem gotowy wpierdolić każdemu, kto niepokoił Taemina.
Ten jednak uśmiechnął się krzywo, najwyraźniej nie zamierzając odpowiadać. Zamiast tego zbliżył się nieco i sennym gestem oparł głowę o moje ramię. Poczułem niejaką ulgę na, pierwszą tego dnia, oznakę czułości z jego strony. Upatrywałem w zachowaniu Taemina potwierdzenia tego szalonego wspomnienia kołatającego się po mojej głowie. Przez chwilę się zawahałem, zanim delikatnie przyciągnąłem go do siebie, oplatając własnym ramieniem. Chłopak tylko westchnął cicho, wtulając się we mnie. Chyba nie byłem jedynym, który poprzedniej nocy nie spał, bo Taemin wyglądał na wykończonego. Wyciągnąłem dłoń i pogładziłem go łagodnie po policzku.
- Cześć – rozległ się nieznajomy głos, wyrywając mnie z sennego transu, w który zacząłem zapadać pod wpływem ciepła bijącego od ciała Taemina i łagodnego kołysania, wywoływanego przez jego miarowy oddech. Do naszej ławeczki zbliżył się jakiś chłopak. Nie znałem go osobiście, ale zdało mi się, że nieraz widywałem go na szkolnych korytarzach. Był chyba uczniem starszej klasy, i należał do wydziału wokalnego. Przez chwilę wahałem się, nie mogąc zrozumieć skąd to nagłe powitanie. Kiwnąłem jednak głową, na co chłopak uśmiechnął się szeroko i usadowił obok opartego o mnie Taemina. Nieznajomy promieniował pozytywną energią. Wyglądał na wyjątkowo sympatycznego człowieka, ale z niewiadomych powodów wzbudziło to we mnie niejaką podejrzliwość. Nie dałem tego jednak po sobie poznać. – Mówcie mi Onew – oznajmił przyjaznym tonem, przenosząc wzrok ze mnie na Taemina, i z powrotem.
- Witaj. Jestem Minho, a to mój… - zawahałem się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie wiem jak tytułować Taemina. Słowo „przyjaciel” nagle stało się blade i nieaktualne, jakby dawno wyszło z użycia. Ku mojemu zaskoczeniu, w oczach Onew zabłysło zrozumienie. Pokręcił głową, uśmiechając się łagodnie.
- Rozumiem – stwierdził, nie czekając na koniec mojej wypowiedzi. Uniosłem brwi. Jakim cudem on mógł rozumieć, skoro ja sam do końca nie byłem w stanie tego pojąć? Pomyślałem o pełnych politowania spojrzeniach Key i Jonghyuna, a także o tym, że mój przyjaciel od dawna o wszystkim wiedział. Wychodziło na to, że jestem jedynym, który nie rozumie.
- Jestem Taemin – odezwał się wtulony we mnie chłopak, nieco się prostując, żeby wyciągnąć przed siebie dłoń. Onew uścisnął ją i jeszcze raz obrzucił nas obu ciepłym spojrzeniem.
- Nawet nie wiecie, jak wam zazdroszczę… - oznajmił z nutą rozmarzenia w głosie.
- Chyba nie rozumiem co masz na myśli – odparłem, zgodnie z prawdą. Onew zmarszczył brwi, jakby nagle coś go zmartwiło.
- Oh, wiem, że taka izolacja może wydać się okropna, ale mimo wszystko wydaje mi się, że to jest tego warte.
- Co?
- No, wasza miłość, rzecz jasna – oznajmił, do reszty zbijając mnie z tropu. Czyli jednak naprawdę wszyscy wiedzieli… tylko jakim cudem? – Przez pewien czas będą o was plotkować i obrzucać wścibskimi spojrzeniami, ale w końcu im się znudzi. Wiem z doświadczenia. – Uśmiechnął się znów, tym razem nieco smutno.
- Ty jesteś… - zacząłem pytanie, ale urwałem, niezdolny bez oporów wymówić słowa „gej”. Nigdy nie byłem nietolerancyjny, a ludzie o odmiennej orientacji w żaden sposób mi nie przeszkadzali. Jednak dopiero teraz z pełną świadomością dotarło do mnie, że to co się wczoraj wydarzyło, w pewien sposób uczyniło mnie jednym z nich. Przez chwilę milczałem, wpatrując się w przestrzeń, zbyt zszokowany tym, co powoli klarowało się w mojej głowie.
- Tak, właśnie – odpowiedział, zrozumiawszy w locie o co chciałem zapytać.
- Gdzie twój chłopak? – odezwał się Taemin, który dotąd milczał, myślałem nawet, że zasnął z powodu zmęczenia. Onew podrapał się po głowie, z nieco smutnym wyrazem twarzy.
- Nie znalazłem jeszcze swojej drugiej połówki – oznajmił, rumieniąc się nieznacznie. – Dlatego właśnie wam zazdroszczę.
- Onew, powiedz mi… - zacząłem nieco niepewnie - …skąd oni wszyscy o tym wiedzą? – rzuciłem, rozglądając się na boki, w obawie, że ktoś podsłuchuje naszą rozmowę. Taemin poruszył się niespokojnie, a Onew uniósł brwi, najwyraźniej zaskoczony.
- Jak to skąd? Odkąd ten dzieciak pojawił się w szkole byliście nierozłączni, bezceremonialnie paradując po korytarzach, trzymając się za ręce. Już wtedy zastanawiałem się, czy do was nie zagadać, ale nie chciałem wprawić was w zakłopotanie, jeśli moje przypuszczenia okazałyby się błędne. Jednak dzisiaj sami się przyznaliście… prawda? Tak słyszałem…
Wybałuszyłem oczy na to stwierdzenie.
- Ja nie… - zacząłem bełkotliwie.
- To ja – odezwał się Taemin twardym tonem, zupełnie mnie tym zaskakując. Spojrzałem na niego wielkimi oczami.
- Ty? – wykrztusiłem, a on tylko zirytował się moją postawą.
- Pytałeś, czy mnie zaczepiali. Owszem, chcieli wiedzieć czy płacę ci za to, że robisz za mojego psa – oznajmił hardo. Parsknąłem śmiechem.
- I co im odpowiedziałeś?
- Że mam mojego psa na własność i nie muszę mu płacić – odparł z diabolicznym uśmiechem. Zrobiło mi się gorąco, choć siedzieliśmy na dziedzińcu, gdzie panowała minusowa temperatura. Pewnie powinienem być urażony tym poniżeniem. W końcu zostałem przyrównany do psa. Zamiast tego poczułem jednak swego rodzaju satysfakcję. Nazwał mnie swoją własnością. Ta świadomość przyprawiała mnie o motylki w brzuchu. Niewiele myśląc o tym co robię, nachyliłem się i musnąłem ustami zmarznięte wargi Taemina.
- Ekhem… to ja może nie będę wam przeszkadzał… - odezwał się Onew, wyrywając mnie z dziwnego uroku, pod którego wpływem ostatnio coraz częściej robiłem szalone rzeczy.
- Nie odchodź – poprosił Taemin, delikatnie, acz stanowczo, odpychając mnie. Zrobiłem nadąsaną minę, na widok której Onew roześmiał się serdecznie.
- Okej, mogę zostać. Tak naprawdę przyszedłem, bo mam do was sprawę – oznajmił, a ja poczułem ukłucie niepokoju. – Słyszeliście o zbliżającej się wycieczce szkolnej?
- Wycieczce? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Uczęszczałem do Akademii Sztuk już od paru lat, ale jeszcze nigdy nie słyszałem o tym, by organizowali jakieś wyjazdy dla swoich studentów.
- Mhm. Też byłem zaskoczony, ale to nowy pomysł, który dyrekcja zamierza wprowadzić w życie w tym roku – wyjaśnił Onew, po czym obrzucił nas nieco nieśmiałym spojrzeniem. – Rzecz w tym, że na wyjeździe będziemy mieszkać w trzyosobowych pokojach… pomyślałem, że może zechcecie mnie przygarnąć. – Głośno wciągnąłem powietrze, wyobrażając sobie, że mieszkam z Taeminem w jednym pokoju. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco. Onew chyba źle zrozumiał moją reakcję, bo spiął się jeszcze bardziej. - W ten sposób dla wszystkich będzie lepiej, niż gdybyśmy mieli dzielić pomieszczenie z kimś, kto patrzy na nas jak na kosmitów… - tłumaczył gorączkowo.
- Akceptuję – oznajmił niespodziewanie Taemin. Nie spodobało mi się to. Nie wiem czemu, obecność Onew działała mi na nerwy, choć przecież nic złego nie robił. Wręcz przeciwnie, jako jedyny na tym dziedzińcu nie patrzył w naszym kierunku z niechęcią. Zdusiłem w sobie moje irracjonalne obawy i uśmiechnąłem się do niego.
- Niech będzie – powiedziałem po chwili wahania. Onew wyglądał na uszczęśliwionego naszą akceptacją.
- Dziękuję.
Obserwowałem jak wstaje i podchodzi, żeby uściskać każdego z nas, czy z wdzięczności, czy na pożegnanie, nie wiem. Poczułem jak coś się we mnie gotuje, kiedy objął Taemina ramionami, przytulając znacznie dłużej niż tego wymagała sytuacja. Młodszy zaśmiał się, najwyraźniej w odpowiedzi na coś, co Onew wyszeptał mu na ucho. Chwilę później nasz nowy znajomy zniknął w głębi szkolnego korytarza.
- Co to miało być? – zapytałem, starając się brzmieć obojętnie.
- Nie wiem co masz na myśli… - odparł Taemin z mściwym uśmiechem, przeczącym jego słowom. Nie dał mi jednak szansy na dalsze wyrzuty, bo wykręcił się tak, żeby sięgnąć ręką mojej twarzy. Zmusił mnie, żeby się pochylił i złożył na moich ustach słodki pocałunek, od którego po całym moim ciele rozeszło się rozkoszne ciepło. Dla takich momentów warto było wytrzymać cały ten wyczerpujący dzień, pod ostrzałem spojrzeń i szeptów. Wszystko przestawało mieć znaczenie. To, że ludzie dziwnie na nas patrzyli, albo to, że obaj jesteśmy chłopakami. To, że wciągu jednego dnia moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Znaczenie tych faktów bledło i stawało się mało istotne wobec żaru bijącego od ust Taemina.
~*~
- Miłość… - mruknąłem w ciszę pokoju, pozwalając słowu wybrzmieć w całej swojej dziwnej podniosłości. Zmarszczyłem brwi i niecierpliwie poprawiłem się na moim miejscu. Myślałem, że może jeśli wypowiem to słowo na głos, w jakiś magiczny sposób wyklaruje się przede mną jego tajemnicze znaczenie. Moja nieśmiała próba nie skończyła się jednak niczym więcej, jak tylko rosnącym poczuciem zażenowania z własnego zachowania. Odchrząknąłem, postanawiając mimo wszystko podjąć kolejną próbę. – Miłość… - tym razem mój głos rozbrzmiał donośnie, wzlatując ponad sufit, odbijając się od powierzchni ścian, przedzierając się przez ciszę, by w końcu zakończyć wędrówkę, na powrót lądując w moich uszach. Przez dłuższą chwilę rozmyślałem nad brzmieniem słowa, smakując jego specyficzną barwę na języku, pozwalając mu pobiec ścieżką kręgosłupa i owionąć gorącym oddechem skórę.
Poruszyłem dłonią, a papier zadźwięczał miękko, wobec bliskości ołówka. Na kartce zamajaczył chwiejny kontur okna przeciwległej kamienicy, które to moje ręce, z barku innego zajęcia, postanowiły narysować. Ten najzwyklejszy prostokąt w ścianie, otoczony przez odstręczające zacieki, niknący w mrokach wieczoru… jakim cudem budził we mnie takie emocje? Zdawał się być centrum wszechświata, niewidzialną siłą przywołującą moje spojrzenie.
- Miłość… - szepnąłem ponownie, jednocześnie dochodząc do wniosku, że to słowo jest zdecydowanie zbyt krótkie i pospolite, by wyrazić całą gamę barw i paletę obrazów, kryjących się między jego sylabami. Ale skąd u mnie takie przekonania? Przecież, rzekomo, nigdy dotąd naprawdę nie kochałem…
W obserwowanym przeze mnie pokoju zapanowało poruszenie, a serce oszalało na widok drobnej postaci, rysującej się ciemnym konturem na tle jasności. Ten obraz wystarczył, żeby ukrócić wszelkie idiotyczne rozważania. Uczucie towarzyszące obserwowaniu przymkniętych oczu i pełnych ust, absorbowało najodleglejsze zakamarki mojego umysłu, dając szalone poczucie lekkości. Nie ważne jakie imię to uczucie nosiło, liczyło się tylko to, że w momencie, w którym Taemin zaczynał grać, świat znikał, przereklamowany, nic nie znaczący.
~*~
- I jak sądzisz? Dobrze ci idzie? - zapytał Taemin, nie przerywając gry. Jego pokój był wypełniony słodką melodią, którą wydobywał ze swojego instrumentu. Spojrzałem krytycznym okiem na moją sztalugę i westchnąłem ciężko. Ostatnio każda piosenka Taemina miała dla mnie kolor czerwony. Odłożyłem pędzel i skierowałem spojrzenie na mojego przyjaciela… a może chłopaka? W dalszym ciągu nie wiedziałem jak powinienem go tytułować. Choć od pamiętnej imprezy urodzinowej stosunek Taemina do mnie zdecydowanie się zmienił, jakby chłopak wreszcie dopuścił do siebie ciepłe wiosenne powietrze, które stopiło nieco z jego, przeważnie oziębłej, postawy; to ani jednym słowem nie nawiązał do tego, co się wtedy wydarzyło. Może to dziecinne, ale chciałem jakiegoś jasnego potwierdzenia, jakiejś deklaracji tego, że jego życie zmieniło się tak bardzo jak moje. Szczera rozmowa, oto czego potrzebowałem. Byłem jednak świadom, że ten uparty chłopak prędzej wyskoczy przez okno, niż otwarcie przyzna, że ma do mnie słabość. Mimo wszystko, warto spróbować. Oblizałem spierzchnięte wargi i wziąłem głęboki wdech.
- Taemin? - zacząłem niepewnie, ale mój głos utonął w morzu dźwięków. Skrzypek, nawet jeśli mnie usłyszał, to postanowił zignorować. W sumie nawet mnie to nie zdziwiło. Znów miał na twarzy tę dziwną czułość, najwyraźniej zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla własnej muzyki. - Możemy porozmawiać? - zapytałem, czując się, jakbym mówił do ściany. Taemin nie przestał grać. Wręcz przeciwnie, zaczął z jeszcze większą pasją szarpać struny smyczkiem. – Wiesz, że tego nie unikniesz... - pociągły dźwięk zawibrował między nami, budując barierę, za którą Taemin najwyraźniej zamierzał się schować. Odwrócił się do mnie plecami i z dziką zawziętością wygrał ostatnie takty utworu, po czym wyprostował plecy i wskazał smyczkiem w kierunku okna. Wciąż zadziwiał mnie swoim poczuciem orientacji w terenie. W jego mieszkaniu wszystko miało własne miejsce, dlatego poruszał się po nim tak płynnie, jakby był całkiem sprawny. I tak też go traktowałem, dla mnie nie był w żaden sposób ułomny czy słabszy od innych ludzi. Wręcz przeciwnie, Taemin był silny. Za takiego przynajmniej chciał uchodzić. Spojrzałem w kierunku, który mi wskazywał.
- Kwiaty - oznajmił, odkładając instrument i podchodząc do wazonu ustawionego na parapecie. Dopiero jakiś czas temu dostrzegłem, że w jego pokoju zawsze stało naczynie ze świeżym bukietem. Zawartość wazonu za każdym razem była inna. Dziś okno ubarwiały swoją cichą obecnością herbaciane róże, związane błyszczącą wstążką, z łodyżkami w połowie zanurzonymi w wodzie. Taemin z zaskakującą delikatnością ujął główki kwiatów, ciesząc opuszki palców ich miękkimi płatkami. - Grałem ci piosenkę o tych kwiatach... ale zdaje się, że usłyszałeś co innego... – powiedział w zamyśleniu.
Skrzywiłem się na te słowa.
- Nie lubię kwiatów - stwierdziłem zrezygnowany.
- Ja wręcz przeciwnie. Są miłe w dotyku - odparł, przytulając policzek do różanych główek. - Wiesz skąd je mam? – zapytał, a kiedy milczałem, uśmiechnął się przebiegle. - Od tajemniczego wielbiciela.
Zakrztusiłem się własną śliną na to stwierdzenie, a Taemin tylko zachichotał złośliwie.
- Żartuję przecież… - powiedział po chwili milczenia - …szczerze mówiąc, jesteś jedynym moim przyjacielem, oczywiście nie licząc Jonghyuna…
Poczułem ukłucie w piersi. Nie takich słów oczekiwałem.
- Przyjacielem? – zapytałem, starając się, żeby po moim głosie nie było słychać, jak bardzo zależy mi na tym, co Taemin powie. Ten jednak uśmiechnął się dziwnie, jakoś tak łagodnie i nieśmiało. Wyciągnął z bukietu jeden z kwiatów, po czym ruszył w moim kierunku. Kiedy już wyciągniętymi przed siebie dłońmi napotkał sofę, na której siedziałem, umiejscowił się obok mnie. Z wyraźnym skupieniem na twarzy powiódł ręką po moim ciele, zatrzymując się na linii szczęki. Przesunął po niej palcami, docierając do prawego ucha. Wtem uśmiechnął się zadowolony, i szybkim ruchem włożył mi za ucho swoją herbacianą różę. Byłem tak zaskoczony, że na chwilę zaniemówiłem. Wolałem też nie zerkać do lustra, bo mógłby mnie zastać iście idiotyczny widok. Taemin jednak wyglądał, jakby bawił się w najlepsze.
- Jonghyun często mi to robi. Mówi, że tak wyglądam jeszcze śliczniej – oznajmił, z czymś na kształt skargi w głosie. – Może dzięki temu nie będziesz tak irytująco przystojny… - dodał bardziej do siebie, niż do mnie, ale poczułem szaloną satysfakcję słysząc te słowa.
- Czyli jednak jestem przystojny? – podchwyciłem, a on skrzywił się, dostrzegłszy swój błąd. Uroczo zmarszczył nos, najwyraźniej niezadowolony z tego, że okazał słabość.
- Być może odrobinę… niewiele bardziej niż Jonghyun hyung… - odparł od niechcenia.
- A jakie są twoje kryteria?
- Hm… - zamyślił się. – Lubię, kiedy oczy mają ładny kształt… - stwierdził, a po chwili zagryzł wargę, co sprawiło, że moje serce podskoczyło w piersi. - …usta… - zaczął, ale urwał, czerwieniejąc na całej twarzy. Mógł udawać obojętnego i opanowanego, ale w takich chwilach byłem w stanie wyczytać z jego twarzy barwne emocje, targające nim od wewnątrz. Pod wpływem impulsu nachyliłem się i musnąłem jego lekko rozchylone usta, własnymi.
- Taemin… - wyszeptałem tuż przy jego wargach, a on zdawał się wstrzymywać oddech, nie chcąc dać po sobie poznać, jak intensywnie oddziałuje na niego moja bliskość. - … myślę, że jesteś dla mnie kimś znacznie więcej niż przyjacielem – wyznałem szczerze, starając się zapanować nad drżącym głosem.
- Mówiłem ci już… - odparł cicho - …jesteś moim problemem, Minho. – Jego przyspieszony oddech na moim policzku tylko potęgował przyciąganie, które czułem. Chciałem zamknąć go całego w ciepłym uścisku i nigdy nie puszczać. Taemin zmarszczył brwi, najwyraźniej usiłując zachować skupienie na swojej wypowiedzi, mimo tego, że ja sam odchodziłem od zmysłów. – Na początku byłeś tylko głosem – zaczął powoli, uważnie dobierając każde kolejne słowo. – Ciepłym i przyjemnym głosem, ale mimo wszystko obcym – kontynuował, a ja przyglądałem się uważnie, jak kąciki jego ust unoszą się delikatnie, jakby w odcieniu bladego uśmiechu. – Byłem dla ciebie chamski i może trochę tobą pomiatałem…
- Trochę – przyznałem, nieco obrażonym tonem, próbując wywołać w nim wyrzuty sumienia. Uśmiechnął się krzywo i pacnął mnie po głowie. W odpowiedzi złapałem go za wyciągnięty ku mnie nadgarstek i mocno przyciągnąłem do siebie, bez dłuższego owijania w bawełnę pozwalając mojemu językowi zbadać jego podniebienie. Taemin uczepił się mnie z zaskakującą siłą, zapalczywie oddając pocałunek. Zdawało mi się, że te krótkie momenty, w których byliśmy tak blisko siebie, stanowiły dla niego swego rodzaju środek odurzający. Łapczywie wpijał się w moje usta, nie pozostawiając nawet chwili na oddech, zdając się na instynkt. Nie powiem, żeby inaczej działo się ze mną. Jednak w przypadku Taemina potrzeba bliskości zdawała się jeszcze pilniejsza, jakby w ten sposób starał się nieświadomie nadrobić lata spędzone w samotności. Skwapliwie odpowiadałem na jego gesty, starając się nadążyć za rozpalonymi wargami. W końcu zabrakło nam tchu i nieznacznie odsunęliśmy się od siebie.
- Mówiłeś coś, że żałujesz, że byłeś dla mnie taki niemiły…? – podsunąłem, starając się nie zgubić wątku naszej rozmowy. Sam chciałem jasnego postawienia spraw, a teraz dawałem się tak łatwo omotać mgiełce emocji. Żałosne.
- Wcale nie żałuję, chciałbyś… – sprostował Taemin z wyniosłą miną, z którą jednak kontrastowały wypieki na policzkach i nieco rozczochrane, warto dodać, że moimi rękami, włosy. Po chwili jednak spoważniał nieco. – Po prostu irytowała mnie myśl, że jestem od kogoś zależny… - wyjaśnił, a ja zamiast odpowiedzi ująłem jego dłoń, splatając nasze palce. Taemin uśmiechnął się na ten prosty, ale czuły gest. – Ale chociaż byłem wredny, ty nie dawałeś za wygraną… - kontynuował, na zmianę zginając i prostując palce. – Z czasem zorientowałem się, że ja sam już nie chcę cię więcej odprawiać. Stało się to, czego od początku się bałem – Taemin zacisnął swoją dłoń na mojej. – Uzależniłem się od ciebie. – Te słowa sprawiły, że uśmiechnąłem się jak wariat i oparłem swoje czoło o to należące do Taemina.
- Czyli… mówisz, że jestem twoim narkotykiem? – zapytałem przekornie, na co Taemin wydął policzki.
- Skoro chcesz być porównywany do używki, która odbiera ludziom życie, to proszę bardzo. Możesz być narkotykiem – odparł zadziornie. Wyszczerzyłem się w uśmiechu, choć i tak nie mógł tego zobaczyć. Zdążyłem już do tego przywyknąć, ale czasami tak bardzo brakowało mi kontaktu wzrokowego z Taeminem. Chciałem spojrzeć mu w oczy, zobaczyć co myśli, wyczytać z nich jego uczucia. Zamiast tego po prostu uścisnąłem mocniej trzymaną przeze mnie dłoń.
- Taemin?
- Hm?
- Skąd masz te kwiaty?
- Aż tak ci to nie daje spokoju? – zachichotał z satysfakcją. – To od mojej matki… - powiedział bezbarwnym tonem, a ja cały się spiąłem, jak zawsze gdy była mowa o tej kobiecie.
- Przysyła ci kwiaty? – zapytałem, nagle z niesmakiem spoglądając na bukiet stojący w oknie. Taemin kiwnął głową twierdząco.
- Codziennie – dodał, wyciągając rękę po podarowanego mi kwiatka. Pospiesznie wyciągnąłem go zza ucha i podałem Taeminowi. Chłopak ostatni raz przejechał palcami po miękkiej główce róży, po czym zaczął powoli i dokładnie wyrywać płatek za płatkiem. – Uznała, że musi jakoś urozmaicić ten „martwy pokój” – powiedział cicho, do reszty ogołacając różę z jej godności. Patrzyłem wielkimi oczami na ten niejaki akt okrucieństwa, kiedy Taemin kontynuował swoją wypowiedź. – Nie zdziwiło cię nigdy, że włączam światło, kiedy wchodzę do pokoju? – To pytanie przywołało szereg obrazów, które widywałem co wieczór z mojego okna. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Taemin faktycznie prawie nigdy nie grał w ciemności. – To też jej nauka. Od małego powtarzała mi, że nie ma zamiaru patrzeć, jak siedzę w mroku, jak jakieś zombie. Dla uszu pięciolatka brzmiało to co najmniej koszmarnie… - kontynuował, a ja aż wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie taką bezduszność ze strony matki. – Wiem, że jestem… trudny – przyznał ze zmarszczonym czołem. – Mój charakter to owoc jej działań. Podczas gdy inne dzieci bawiły się w parku, ja siedziałem nad francuskim i ćwiczyłem grę na skrzypcach. Robiłem wszystko co mi kazała, bo chciałem choć raz w życiu usłyszeć pochwałę z jej ust. Po za tym dobrze wiedziałem, że uważa mnie za coś nieudanego, że zawadzam, i nie pozwoli mi wyjść do ludzi, póki nie będę jej zdaniem dostatecznie dobry – Taemin westchnął ciężko, do reszty pochłonięty wspomnieniami. – Czasami nienawidziłem. Nie mogłem nienawidzić matki, bo to było dla mnie nie do wyobrażenia. Dlatego przelewałem swoją złość na skrzypce, upatrując w nich narzędzia tortur… zawsze jednak po pewnym czasie do nich wracałem, jako do jedynego przyjaciela, dającego mi ukojenie w bólu.
- A Jonghyun? – podsunąłem, niepewny czy w ogóle mam prawo przerywać tę opowieść. Po raz pierwszy Taemin tak wiele powiedział o samym sobie, i to dobrowolnie. Nie wyglądał jednak na urażonego moim wtrąceniem, a na jego twarz znów powrócił cień uśmiechu.
- Taak… hyung bardzo mi pomógł. Matka zatrudniła go jako nauczyciela muzyki. Miał mi wtłuc do głowy podstawy tej trudnej sztuki. Z początku traktowałem go wrogo, jako kolejnego wysłannika matki. Z czasem jednak dostrzegłem, że bardziej zależy mu na moim dobru, niż na wypłacie. Tak się zaprzyjaźniliśmy. Był moimi oczami na ten świat. Uczył mnie barw i wiążących się z nimi uczuć, a to wszystko wspólnie wyrażaliśmy poprzez muzykę. – Taemin umilkł na moment, a ja, mimo moich początkowych oporów, poczułem wdzięczność do tego jego zwariowanego przyjaciela. Objąłem siedzącego obok mnie chłopca od tyłu w pasie i ułożyłem głowę na jego ramieniu.
- Nie jesteś trudny – wyszeptałem mu do ucha. – Po prostu nieco oziębły i bardzo, ale to bardzo uparty.
Poczułem lekkie łaskotanie długich kosmyków na twarzy, kiedy Taemin zachichotał, jednocześnie opierając się o mnie całym ciężarem ciała, dając się tulić, chłonąc moje ciepło i otulając się nim jak kocem.
~*~
No okej, okej... niech Wam będzie ;-; do ostatniej chwili wahałam się czy już wrzucać. Nie jestem przekonana co do wielu rzeczy, ale Ame twierdzi, że jest dobrze, więc chyba muszę jej zaufać (<333). Nie liczcie póki co na regularne dodawanie rozdziałów, bo mam zbyt wiele wątpliwości co do tego co piszę, więc mogę dodawać kolejne części pod wpływem impulsu *nie znacie dnia ani godziny* >.< *pewnie i tak skończy się na następnym piątku* *nevermind*
W tym tygodniu było tu wybitnie pusto, ale cóż. To nie tak, że nic nie tworzę, po prostu żadnego zaczętego tekstu nie udało mi się póki co zakończyć. Mam w zanadrzu jedno krótkie Ontae i jednego 2mina, ale nie wiem czy są warte publikacji. Tyle~~
*pomińmy fakt, że musiałam sobie przypomnieć, co się dzieje w tym rozdziale* Zdanie podtrzymuję, wiesz, że mi się bardzo podoba. Pofangirlowałabym, ale choroba <3 I w ogóle ich kreacje, ale to już wiesz. Sam pomysł z wprowadzeniem Onew też mi się podobał, jak ci pisałam. Kurcze, byłby już ten maj, wtedy tyle czasu na pisanie. Obawiam się, że codziennie będziesz coś wstawiać od maja do października. No, a potem 2 razy na tydzień :P
OdpowiedzUsuńPS. NUTELLA <3
Króciutki taki ... Ale i tak
OdpowiedzUsuńMoja miłość do Ciebie nie ma granic <3
Mogłabym Cię tu teraz zaserduszkować, oblewając miłością, ale to będzie dziwne. :')
W niektórych momentach miałam ochotę pisknąć ze szczęścia. I do tego ta piosenka <3
Te genialne opisy uczuć... Jak ja kocham wczuwać się w bohatera, a ty tak bardzo mi to ułatwiasz ! Wczuć się w te odczucia, widzieć świat miłością Minho, twarz Taemina i jego zamarznięte wargi. To wszystko jest takie twórcze i realne <3
Buziaczki przy Onew <33 Ja już chcę tą wycieczkę !
Otwartość Taemina i tyle tyle cieepła i czerwieni <33
KOCHAM KOCHAM TAK BARDZO KOCHAAM.
Znów boli mnie, bo wiem, że na pewno rozdział będzie za dwa tygodnie *beczy* Bo przecież nawet jak skończysz wcześniej to wrzucisz w piątek! Oczywiście!
MIŁOŚĆ MIŁOŚĆ MIŁOŚĆ WSZĘDZIE WSZĘDZIE WSZĘDZIE
:***
Nie wiem czy powinnam teraz pisać komentarz, bo coś czuję, że powinnam to przetworzyć na spokojnie. Poza tym mój kot oszalał i zrzuca się z łóżka XD
OdpowiedzUsuńNo dobra, jednak piszę. Cos czuję, że Minho kompletnie przerasta słowo „miłość” nawet jeśli wiąże je z Taeminem. Co nie zmienia faktu, że to, co pomiędzy nimi jest zrobiło się tak bardzo słodkie ;) Ale im słodszy 2min tym większe mam ciary XD Odwrotnie też tak jest, ale to nieważne.
Ojoj, ale co ten Onew. Swoją drogą, jak przeczytałam uczucia Minho odnośnie niespodziewanego gościa, to miałam ochotę walnąć komputerem o ścianę, bo pół godziny wcześniej pisałam coś podobnego. No ja nie wiem… >.<
Hoho, porównali Minho do psa. Uroczo XD Taemin dobrze im odpowiedział, polać mu!
Ech, no już nie wiem. Jestem kłębkiem niesprecyzowanych emocji, wybacz. Podobało mi się, zwłaszcza, że te dwa odmienne charaktery zaczęły się docierać. W końcu. I że ten Tae nareszcie pozwolił Minho na takie ruchy. Uroczo~
Jonghyun w końcu pozytywna osoba w umyśle Choi – no i JongKey XD
(Chyba przesadziłam)
Twój kot to kamikaze *-*
UsuńWiem, cukier, cukier, cukier i coś czuję, że tak będzie przez najbliższe rozdziały *wybaczcie* >.<
Nie zabijaj swojego komputera! x) *telepatia tak bardzo* mam to samo z Ame, bój się, bywa niebezpieczne >.<
"Jestem kłębkiem niesprecyzowanych emocji, wybacz." - jak mam to interpretować? Coś jest nie tak? *niepokój*
Niemniej, dziękuję za komentarz ~~<3
Już napisałaś nowego one shota, ale i tak odpowiem teraz tutaj. Przypomniało mi się w kościele, że miałam Ci odpowiedzieć. Kościół taki inspirujący XD
UsuńMój kot to nie kamikaze. Mój kot to debil XD
Ten kłębek – to ja sama nie wiem dlaczego ten rozdział to sprawił. Nie było tam niczego, co by mną porządnie pierdolnęło (soreczki >.<), a i tak jak skończyłam, to dziwne emocje mnie napełniały. Bo ja wiem dlaczego? X)
Jakże przeuroczo, ochh dlaczego, wae?
OdpowiedzUsuńNigdy nie powiedziałabym, że Minho i pies mają jakiekolwiek wspólne cechy, ale teraz naprawdę zaczynam dostrzegać coraz więcej podobieństw...Od razu wiedziałam, że coś jest na rzeczy, kiedy Taemin sam siedział w klasie, oddalony od innych i w sumie podobnego biegu wydarzeń się spodziewałam, tak bardzo domyślna jestem ^^;;
Omg, wycieczka, czy moje oczy dobrze widzą? Dlaczego wyczuwam scenę nieodpowiednią dla niepełnoletnich? Powiedz, że taką napiszesz, proszę!
Cudowny rozdział, czekam na więęęcej .xx
Ona taką napisze! Przyznała mi się XD Ha!
UsuńI wyobraź sobie że też widziałam w tym miejscu tę scenę *o*
=.= ... Aga, co Ty tu jeszcze robisz? xD
Usuńatmosphere, dziękuję za komentarz ~~<3
Czyli rozumiem, że pozostało mi mało czasu na wykreślenie wszystkich punktów, które zapisałam sobie na liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią? Dzięki wielkie, czeka mnie chyba zgon na miejscu ;__;
UsuńZreflektuję się i pomimo tego, że nawet nie bardzo wiem, co chcę napisać, to naskrobię :)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie urzekają mnie historie o ludziach niewidomych.
Sama kiedyś coś takiego stworzyłam.
Doceniam twoje opowiadanie głównie za to, że potrafisz tak realistycznie opisywać odczucia Tae chociażby odnośnie barw. Dla niego to dźwięki, uczucia, smaki i wszystko inne, czego "normalni" ludzie nie są w stanie pojąć.
W dodatku cała ta historia, zaczynająca się od nieśmiałego podsłuchiwania, poprzez wiele trudnych momentów w końcu zaczyna się jakoś układać. Rozbraja mnie ta ich wysublimowana niepewność, miłość, której nie potrafią do końca pokazać.
Jeżeli chodzi o 2min-owe historie, to naprawdę jest to jedna z tych, które cenię najbardziej :)
Pozdrawiam i życzę weny ^^
Yay, jak miło Cię tu znów widzieć :') Mówisz, że nie wiesz co pisać, a potem zostawiasz mi taki piękny komentarz >.< Cieszę się, że ktoś zwrócił uwagę na mój sposób obrazowania Taemina, bo było dla mnie niejakim wyzwaniem pokazać świat tak, jak "widzi" go mój bohater. Dziękuję za piękne słowa ~~<3
Usuńcudowny rozdział, jak zwykle jestem oczarowana Twoim pisaniem. Ciesze się, że Mino i Tae są szczęśliwi <3 Mam nadzieję,że dopadnie Cię wenaaa i napiszesz ze trzy rozdziały na raz :D xD
OdpowiedzUsuńSyśka
Wreszcie! Tyle się naczekałam! (wybacz że dopiero teraz, ale byłam na wrocławskiej nocy z kpopem xDDD)
OdpowiedzUsuńRozdział jest tak puchaty i uroczy że kdghfajhdgfasdjgfaksgf <3333
Minho dalej niewiele ogarnia a Taemin to taki romantyczny myśliciel xD
Rozdział jest PERFEKCYJNY, nie wiem ckąd wątpliwości, a, i masz wrzucać tego 2mina bo pogryzę!!!
I czekam na kolejny bardzo bardzo bardzo mocno, a i nie mogę się doczekać jak do czegoś więcej między nimi dojdzie xDDDDD
nie gryź *zasłania się poduszką* ;-; skąd wątpliwości? cóż, taki mam charakter :') mam nadzieję, że noc z kpopem była udana ^.^ dziękuję za kochany komentarz ~~<3
UsuńSpóźniona -.-|
OdpowiedzUsuńMniejsza...
Rozdział wspaniały! Pod czas rozmowy a raczej pożegnania Tae i Onewa, myślałam, że Minho go walnie... haha moja fantazja xD
Wszystko cudne i wspaniałe!
Pocałunek 2mina!! ♥♡
Czekam na next!!
Oh, matko.
OdpowiedzUsuńKurczę, mam wodę z mózgu i serduszka.
Najpierw zacznę od:
JINKIIII,JINKIIIIIIIIII, JINKIIIIIIIIIIIII!
Rany, ja kocham tego faceta. Zabijcie mnie a ja wciąż będę go kochać. Minho nie pierdol, że gi nie lubisz! LUBISZ GO. ROZUMIE?
;;;;;;;;;
Matko, on przebił nawet Jongkey! *Boże, co ja piszę* Które swoją drogą było piękne <3
2min.... ah, czekolada na moim zimnym sercu <3
Jak Cię tutaj nie kochać?
Wszystko było takie... klimatyczne, delikatne- takie jak powinno być~ /Kummie
Widzę, że wytrwale brniesz coraz dalej *ociera łzę wzruszenia* naprawdę, podziwiam Twój wysiłek <3 Jinki przez długi czas nie mógł znaleźć dla siebie miejsca w tym opowiadaniu, i bardzo mi to przeszkadzało, bo kocham tego nieporadnego słodziaka ;3 w końcu udało się go tutaj zamieścić, ale i tak odgrywa dużo mniejszą rolę, niż bym chciała.
UsuńDziękuję za każdy komentarz (mam tu dzisiaj z nimi urwanie głowy, przepraszam, że nie odpisuję na wszystkie) ~~<3
Po przeczytaniu tego rozdziału nasuwa mi się na myśl tylko jedno słowo: słodkie.
OdpowiedzUsuńMiło mi, dzięki ;3
Usuń