Uwaga: tekst opisuje wydarzenia mające miejsce pomiędzy rozdziałem VI a VII. Wybaczcie, że tak Wam mieszam ;-;
Mroźny
powiew wiatru z lubością wplątał się w moje długie włosy, w swoich śmiałych
zaczepkach wędrując wzdłuż obnażonej szyi, otulając rozpaloną skórę. Poczułem
jak momentalnie całe ciepło ulatuje z moich dłoni, które to czym prędzej
przyłożyłem do palących policzków, w poszukiwaniu ulgi od tej trawiącej mnie
gorączki. Te jednak, jak na złość, najwyraźniej nie zamierzały poddać się
zbawiennemu działaniu zimna. Żar zdawał się rozsadzać mnie od wewnątrz, bijąc
od płonącego serca, które za nic nie chciało się uspokoić. A to wszystko wina
tego przygłupa…
Przesunąłem dłonią po otaczającej mnie pościeli, szukając ukojenia w znajomej miękkości poduszki i stabilnej szorstkości prześcieradła. W żaden sposób nie pomogło mi to jednak zatuszować w pamięci tego dręczącego mnie wspomnienia. Myśli, przez którą leżałem teraz, zagubiony pośród dźwięków nocy, niezdolny odciąć się od szalejącej świadomości, cierpiący w niemożności zaśnięcia.
Płatki śniegu swoimi niezliczonymi muśnięciami, chłodziły skórę szyi, ale to było za mało. Za mało, żeby pozbyć się tego dręczącego mnie dotyku, znacznie bardziej namacalnego,niż ulotne śnieżynki. Choć umysł starał się zapomnieć, ciało uparcie pamiętało, nieustannie zmuszając mnie do przeżywania tego od nowa.
Gwałtownie usiadłem na łóżku, świadom, że i tak nie zasnę. Po co się oszukiwać? Gorejący dotyk na mojej szyi dawał o sobie znać ile razy próbowałem odpłynąć myślami w jakimkolwiek innym kierunku, wciąż przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Wciąż stawiając pod znakiem zapytania całą moją samokontrolę.
- Głupi Żabol… - mruknąłem pod nosem, jakby koniecznie chcąc powiadomić otaczającą mnie pustkę, co o nim sądzę. To jego nierozważne i nietaktowne zachowanie sprawiło, że przechodzę teraz przez te katusze…
Tak, to jego dotyk. Ciepło tych dużych, stanowczo za dużych dłoni, które nieproszone zakradły się niespodziewanie na moją szyję, wywołując na policzkach gorąc, jakiego nigdy bym się po swoim ciele nie spodziewał.
- Ughhhh… - W tym nieartykułowanym dźwięku zamknąłem całą swoją irytację i to nieskończone niedowierzanie, które wciąż krążyło po moim umyśle, po czym z impetem przykryłem twarz poduszką. Czemu ten pajac musiał wleźć gdzie go nie prosili? Z jakiej racji pozwolił sobie pomóc mi w ubieraniu się? Jakim prawem zbliżył się do mnie na tyle, że koniuszki moich nerwów aż rwały się, prosząc o więcej? Jego słowa rozbrzmiewające w ciszy przebieralni wciąż odbijały się echem po ścianach mojego umysłu. „Taemin, ja…” – ty co? Co chciałeś powiedzieć? Dlaczego Key hyung musiał zakłócić twoją wypowiedź swoim zdecydowanie zbyt głośnym wtargnięciem?
Gwałtownie potrząsnąłem głową. To nie mogło być nic ważnego. Głupol z pewnością nie miał na myśli tych słów, tych które mnie jednocześnie rozpalały i przerażały, wciąż krążąc po umyśle. Zapewne chodziło o coś w stylu „Taemin, ja mam dość. Chcę do domu. Nie lubię opery. Zima jest brzydka. Potarzajmy się w śniegu. Mogę cię narysować?”…
Mocniej przycisnąłem poduszkę do klatki piersiowej, łudząc się, że w ten sposób załagodzę toczącą się w jej wnętrzu szaleńczą gonitwę. Nie, to nie mogły być te słowa. Minho był na to za mało spostrzegawczy, choć rzekomo starszy i bardziej doświadczony. Mimo to, zachowywał się jak dziecko. Inaczej było w przypadku jego przyjaciela. Dziwny dreszcz przechodził mi po plecach, ile razy Key hyung znajdował się w pobliżu. Zdawał się wiedzieć o wszystkim co mnie dręczy, dlatego czułem się przy nim totalnie bezbronny. Jego wszelkie uwagi i podejrzane działania jasno dawały mi znak, że on wie. Nie byłem do końca pewny co takiego wie, ale zdawał się mieć dużo większą świadomość na temat dręczącej mnie sytuacji, niż ja sam.
Oparłem policzek o emanującą chłodem ścianę. Nawet nie wiem jak to się stało, że moja dłoń samowolnie wygrzebała z morza pościeli telefon komórkowy. Po cóż mi znowu to narzędzie zła? Nie dość już namieszało? Gdyby nie ono, nie zadzwoniłbym do tego idioty w środku nocy, jak wystraszone dziecko. „Taemin? Coś się stało?” – tamte słowa, zabarwione dziwnie satysfakcjonującym mnie niepokojem, zdawały się wciąż rozbrzmiewać w słuchawce, nieskończoną ilość razy przywoływane przez moją pamięć.
No i ten głos… głos, który nieustannie dźwięczał mi w uszach, bezczelnie ignorując porę dnia czy nocy, zupełnie nie zważając na brak zaproszenia do mojego umysłu. Głos, który dosłownie zniewalał mnie swoją nieskończenie głęboką i ciepłą barwą, sprawiając, że uszy prosiły o więcej. Przewyższał najpiękniejszą muzykę. Okropnie irytowało mnie to, że moje niepokorne serce stokroć żywiej reagowało na ten nieproszony głos, niż na najwybitniejsze dzieła. Niby w czym on jest lepszy od Paganiniego czy Vivaldiego? Dlaczego w niepokojącej ciszy nocy chciałem usłyszeć ten dręczący mnie głos, głos wypowiadający same głupoty, głos nierozważny i zatrważająco uzależniający?
- A nawet nie umie śpiewać… - mruknąłem do poduszki, starając się za wszelką cenę oczernić tego irytującego człowieka, który samym swoim istnieniem stawiał mnie nad skrajem przepaści. To, co się ze mną działo było tak totalnie absurdalne i niedorzeczne, że aż śmieszne. A mimo to, nie potrafiłem zaprzeczyć oczywistej prawdzie.
Zerwałem się na równe nogi i począłem krążyć po pokoju moją utartą przez lata ścieżką. Z każdym krokiem natrafiałem na stabilną powierzchnię podłogi. Czemu więc czułem się, jakbym spadał bez jakiejkolwiek asekuracji? Łaknąc dotyku czegoś namacalnego, czegoś pewnego, co uspokoiłoby wewnętrzny chaos, bezwiednie chwyciłem w ręce skrzypce. Ciało samo zareagowało, prostując się i przygotowując każdy nerw na zetknięcie z magią dźwięku. Nie pozwoliłem jednak swoim dłoniom przeprowadzić smyczka przez ścieżkę strun, zatrzymując się wpół ruchu.
Nie chciałem grać. Po mojej głowie już krążyła formująca się w zastraszającym tempie melodia, tłukąc się we wnętrzu umysłu, spływając kończynami, znajdując bezdźwięczne ujście w palcach, wybijających rytm o brzeg parapetu, zupełnie wbrew mojej woli. Nie chciałem grać. Bałem się, co bym w tej nieznajomej melodii, goszczącej w moim wnętrzu, usłyszał.
Oparłem się o parapet, wystawiając twarz na łaskę i niełaskę mrozu. Głęboko wciągnąłem nocne powietrze, ciesząc się tym niepowtarzalnym uczuciem, kiedy ręce zimy zaciskają się wokół gardła, jednocześnie niebywale rozjaśniając umysł. Tym razem jednak, nic się nie rozjaśniło, bo nieoczekiwanie pojawiła się niedorzeczna myśl. Prawda była taka, że wolałbym, żeby inne ręce, rozkosznie kojące, przesunęły po mojej skórze. Nienamacalny dotyk zimy już mi nie wystarczał, nie pomagał się uspokoić.
- Lee Taemin, ty zboczeńcu… - Słowa zatańczyły na wietrze, ku mojej uldze momentalnie niknąc wśród dźwięków miasta, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Mimo to w głowie już uformowało się wspomnienie tamtego śnieżnego upadku, tak szalonego i niespodziewanego, że wciąż nie byłem pewien co się wtedy wydarzyło. Pamiętam jednak doskonale, jak mocno i wyraźnie czułem ciało Minho pod sobą. Jak wszystkie moje nerwy zerwały się z więzów, łaknąc dotyku. Jak dobrze mi było, mogąc czuć to ciepło, zapowiedź upragnionego bezpieczeństwa w czyichś ramionach. A kiedy Minho chwycił mnie za nadgarstki… wtedy świat zawirował i miałem cichą nadzieję… przez chwilę myślałem, że może… - Lee Taemin, ty desperacie… - mruknąłem, tym razem głośniej, żeby nawet moi drzewiaści sąsiedzi usłyszeli te słowa. Ci jednak zdawali się jedynie ze mnie naśmiewać, w szumie śpiewnych chichotów.
To musiała być desperacja. Bo jak inaczej nazwać moje totalne uzależnienie się od tego człowieka? Nie było w nim nic godnego mojej uwagi. Prócz namacalnych dowodów jego bytności, w postaci zbyt ciepłych dłoni i zbyt miękkich ust, składało się nań jedynie niezbyt bogate i mało inteligentne wnętrze. Jak to możliwe, żebym miał słabość do tego półgłówka?
- Jest tak ograniczony, że sam nawet nie wpadnie na to, że może mnie lubić… - mruknąłem, a myśl raz wypowiedziana, rozszalała się w moim umyśle, nagle przeistaczając się w idealny pretekst do działania. – Właśnie… - dodałem, utwierdzając samego siebie w tym, co zamierzałem zrobić. – To niedorzeczne, żebym tylko ja się tak męczył – stwierdziłem, dłońmi już wodząc po drewnie skrzypiec. – Trzeba tego przygłupa uświadomić – kontynuowałem mój wywód, wtulając szyję w znajomą strukturę instrumentu. – Ja mu jeszcze pokażę… - mruknąłem, dobrze wiedząc, że mój głos z każdym zdaniem traci pierwotną pewność siebie, a nawet pozwala sobie na lekkie drżenie. Dlatego też, nie dając sobie więcej czasu na roztrząsanie mojej tragicznej sytuacji, puściłem wreszcie palce z okalających je dotąd więzów woli, pozwalając melodii rozpocząć swój tan, odbić się od ścian pokoju, zakraść się na terytorium miastowej nocy. Choć zdecydowanie nie chciałem tego zaakceptować, dobrze wiedziałem jakiego koloru nabierze moja piosenka. Tak samo jak wiedziały to słuchające mnie drzewa, które szeptały cicho, dodając mi otuchy…
Przesunąłem dłonią po otaczającej mnie pościeli, szukając ukojenia w znajomej miękkości poduszki i stabilnej szorstkości prześcieradła. W żaden sposób nie pomogło mi to jednak zatuszować w pamięci tego dręczącego mnie wspomnienia. Myśli, przez którą leżałem teraz, zagubiony pośród dźwięków nocy, niezdolny odciąć się od szalejącej świadomości, cierpiący w niemożności zaśnięcia.
Płatki śniegu swoimi niezliczonymi muśnięciami, chłodziły skórę szyi, ale to było za mało. Za mało, żeby pozbyć się tego dręczącego mnie dotyku, znacznie bardziej namacalnego,niż ulotne śnieżynki. Choć umysł starał się zapomnieć, ciało uparcie pamiętało, nieustannie zmuszając mnie do przeżywania tego od nowa.
Gwałtownie usiadłem na łóżku, świadom, że i tak nie zasnę. Po co się oszukiwać? Gorejący dotyk na mojej szyi dawał o sobie znać ile razy próbowałem odpłynąć myślami w jakimkolwiek innym kierunku, wciąż przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Wciąż stawiając pod znakiem zapytania całą moją samokontrolę.
- Głupi Żabol… - mruknąłem pod nosem, jakby koniecznie chcąc powiadomić otaczającą mnie pustkę, co o nim sądzę. To jego nierozważne i nietaktowne zachowanie sprawiło, że przechodzę teraz przez te katusze…
Tak, to jego dotyk. Ciepło tych dużych, stanowczo za dużych dłoni, które nieproszone zakradły się niespodziewanie na moją szyję, wywołując na policzkach gorąc, jakiego nigdy bym się po swoim ciele nie spodziewał.
- Ughhhh… - W tym nieartykułowanym dźwięku zamknąłem całą swoją irytację i to nieskończone niedowierzanie, które wciąż krążyło po moim umyśle, po czym z impetem przykryłem twarz poduszką. Czemu ten pajac musiał wleźć gdzie go nie prosili? Z jakiej racji pozwolił sobie pomóc mi w ubieraniu się? Jakim prawem zbliżył się do mnie na tyle, że koniuszki moich nerwów aż rwały się, prosząc o więcej? Jego słowa rozbrzmiewające w ciszy przebieralni wciąż odbijały się echem po ścianach mojego umysłu. „Taemin, ja…” – ty co? Co chciałeś powiedzieć? Dlaczego Key hyung musiał zakłócić twoją wypowiedź swoim zdecydowanie zbyt głośnym wtargnięciem?
Gwałtownie potrząsnąłem głową. To nie mogło być nic ważnego. Głupol z pewnością nie miał na myśli tych słów, tych które mnie jednocześnie rozpalały i przerażały, wciąż krążąc po umyśle. Zapewne chodziło o coś w stylu „Taemin, ja mam dość. Chcę do domu. Nie lubię opery. Zima jest brzydka. Potarzajmy się w śniegu. Mogę cię narysować?”…
Mocniej przycisnąłem poduszkę do klatki piersiowej, łudząc się, że w ten sposób załagodzę toczącą się w jej wnętrzu szaleńczą gonitwę. Nie, to nie mogły być te słowa. Minho był na to za mało spostrzegawczy, choć rzekomo starszy i bardziej doświadczony. Mimo to, zachowywał się jak dziecko. Inaczej było w przypadku jego przyjaciela. Dziwny dreszcz przechodził mi po plecach, ile razy Key hyung znajdował się w pobliżu. Zdawał się wiedzieć o wszystkim co mnie dręczy, dlatego czułem się przy nim totalnie bezbronny. Jego wszelkie uwagi i podejrzane działania jasno dawały mi znak, że on wie. Nie byłem do końca pewny co takiego wie, ale zdawał się mieć dużo większą świadomość na temat dręczącej mnie sytuacji, niż ja sam.
Oparłem policzek o emanującą chłodem ścianę. Nawet nie wiem jak to się stało, że moja dłoń samowolnie wygrzebała z morza pościeli telefon komórkowy. Po cóż mi znowu to narzędzie zła? Nie dość już namieszało? Gdyby nie ono, nie zadzwoniłbym do tego idioty w środku nocy, jak wystraszone dziecko. „Taemin? Coś się stało?” – tamte słowa, zabarwione dziwnie satysfakcjonującym mnie niepokojem, zdawały się wciąż rozbrzmiewać w słuchawce, nieskończoną ilość razy przywoływane przez moją pamięć.
No i ten głos… głos, który nieustannie dźwięczał mi w uszach, bezczelnie ignorując porę dnia czy nocy, zupełnie nie zważając na brak zaproszenia do mojego umysłu. Głos, który dosłownie zniewalał mnie swoją nieskończenie głęboką i ciepłą barwą, sprawiając, że uszy prosiły o więcej. Przewyższał najpiękniejszą muzykę. Okropnie irytowało mnie to, że moje niepokorne serce stokroć żywiej reagowało na ten nieproszony głos, niż na najwybitniejsze dzieła. Niby w czym on jest lepszy od Paganiniego czy Vivaldiego? Dlaczego w niepokojącej ciszy nocy chciałem usłyszeć ten dręczący mnie głos, głos wypowiadający same głupoty, głos nierozważny i zatrważająco uzależniający?
- A nawet nie umie śpiewać… - mruknąłem do poduszki, starając się za wszelką cenę oczernić tego irytującego człowieka, który samym swoim istnieniem stawiał mnie nad skrajem przepaści. To, co się ze mną działo było tak totalnie absurdalne i niedorzeczne, że aż śmieszne. A mimo to, nie potrafiłem zaprzeczyć oczywistej prawdzie.
Zerwałem się na równe nogi i począłem krążyć po pokoju moją utartą przez lata ścieżką. Z każdym krokiem natrafiałem na stabilną powierzchnię podłogi. Czemu więc czułem się, jakbym spadał bez jakiejkolwiek asekuracji? Łaknąc dotyku czegoś namacalnego, czegoś pewnego, co uspokoiłoby wewnętrzny chaos, bezwiednie chwyciłem w ręce skrzypce. Ciało samo zareagowało, prostując się i przygotowując każdy nerw na zetknięcie z magią dźwięku. Nie pozwoliłem jednak swoim dłoniom przeprowadzić smyczka przez ścieżkę strun, zatrzymując się wpół ruchu.
Nie chciałem grać. Po mojej głowie już krążyła formująca się w zastraszającym tempie melodia, tłukąc się we wnętrzu umysłu, spływając kończynami, znajdując bezdźwięczne ujście w palcach, wybijających rytm o brzeg parapetu, zupełnie wbrew mojej woli. Nie chciałem grać. Bałem się, co bym w tej nieznajomej melodii, goszczącej w moim wnętrzu, usłyszał.
Oparłem się o parapet, wystawiając twarz na łaskę i niełaskę mrozu. Głęboko wciągnąłem nocne powietrze, ciesząc się tym niepowtarzalnym uczuciem, kiedy ręce zimy zaciskają się wokół gardła, jednocześnie niebywale rozjaśniając umysł. Tym razem jednak, nic się nie rozjaśniło, bo nieoczekiwanie pojawiła się niedorzeczna myśl. Prawda była taka, że wolałbym, żeby inne ręce, rozkosznie kojące, przesunęły po mojej skórze. Nienamacalny dotyk zimy już mi nie wystarczał, nie pomagał się uspokoić.
- Lee Taemin, ty zboczeńcu… - Słowa zatańczyły na wietrze, ku mojej uldze momentalnie niknąc wśród dźwięków miasta, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Mimo to w głowie już uformowało się wspomnienie tamtego śnieżnego upadku, tak szalonego i niespodziewanego, że wciąż nie byłem pewien co się wtedy wydarzyło. Pamiętam jednak doskonale, jak mocno i wyraźnie czułem ciało Minho pod sobą. Jak wszystkie moje nerwy zerwały się z więzów, łaknąc dotyku. Jak dobrze mi było, mogąc czuć to ciepło, zapowiedź upragnionego bezpieczeństwa w czyichś ramionach. A kiedy Minho chwycił mnie za nadgarstki… wtedy świat zawirował i miałem cichą nadzieję… przez chwilę myślałem, że może… - Lee Taemin, ty desperacie… - mruknąłem, tym razem głośniej, żeby nawet moi drzewiaści sąsiedzi usłyszeli te słowa. Ci jednak zdawali się jedynie ze mnie naśmiewać, w szumie śpiewnych chichotów.
To musiała być desperacja. Bo jak inaczej nazwać moje totalne uzależnienie się od tego człowieka? Nie było w nim nic godnego mojej uwagi. Prócz namacalnych dowodów jego bytności, w postaci zbyt ciepłych dłoni i zbyt miękkich ust, składało się nań jedynie niezbyt bogate i mało inteligentne wnętrze. Jak to możliwe, żebym miał słabość do tego półgłówka?
- Jest tak ograniczony, że sam nawet nie wpadnie na to, że może mnie lubić… - mruknąłem, a myśl raz wypowiedziana, rozszalała się w moim umyśle, nagle przeistaczając się w idealny pretekst do działania. – Właśnie… - dodałem, utwierdzając samego siebie w tym, co zamierzałem zrobić. – To niedorzeczne, żebym tylko ja się tak męczył – stwierdziłem, dłońmi już wodząc po drewnie skrzypiec. – Trzeba tego przygłupa uświadomić – kontynuowałem mój wywód, wtulając szyję w znajomą strukturę instrumentu. – Ja mu jeszcze pokażę… - mruknąłem, dobrze wiedząc, że mój głos z każdym zdaniem traci pierwotną pewność siebie, a nawet pozwala sobie na lekkie drżenie. Dlatego też, nie dając sobie więcej czasu na roztrząsanie mojej tragicznej sytuacji, puściłem wreszcie palce z okalających je dotąd więzów woli, pozwalając melodii rozpocząć swój tan, odbić się od ścian pokoju, zakraść się na terytorium miastowej nocy. Choć zdecydowanie nie chciałem tego zaakceptować, dobrze wiedziałem jakiego koloru nabierze moja piosenka. Tak samo jak wiedziały to słuchające mnie drzewa, które szeptały cicho, dodając mi otuchy…
~*~
No i jest >.< Tak jak kiedyś Ayo wspomniała w
komentarzu… Taemin, w przeciwieństwie do Żabola, dość szybko zorientował się w
swoich uczuciach, nawet jeśli nie chciał się przed sobą otwarcie do tego
przyznać. Takie krótkie coś… przynajmniej nie zostawiam Was w piątek z niczym.
Dziwnie byłoby mi nic nie publikować w ten dzień. Wrzucanie rozdziału w
piątkowe wieczory stało się elementem mojej codzienności. Hmm… dobra wieść jest
taka, że dalszy ciąg się pisze, pisze się cały czas ;3 Jest jeszcze wiele
elementów, które muszę dopracować, a z czasem krucho. Ame została moim nadwornym
skrybą i pomaga mi to ogarnąć ~~<3 Niemniej, w dalszym ciągu nie jestem pewna
kiedy wrzucę, ale wiedzcie, że jakoś tam posuwam się do przodu. Fighting!
Ojeej <3 Wewnętrzne przeżycia Taemina ... Takie piękne.. I to gadanie samemu do siebie, tu takie piękne..
OdpowiedzUsuńAle oczywiście musi mi się kojarzyć z moją lekturą ... Okropną taką....
Kocham i czekam<3
ojejuu, cudowne .xx takie świetne opisy, że nie mogę, przepraszam ;c dlaczego ja w ogóle to przeczytałam, nie powinnam, ja już na samo imię Taemina reaguję fangirlingiem, a tu takie coś, ojeju, umieraaam ;___; potrzebuję iść na odwyk, teraz, zaraz ;___;
OdpowiedzUsuńdziękuję za taki wspaniały dodatek <3
Odwyk od Taemina? Szaleńcze, wybij to sobie z głowy ! xD ja czekam na pierwszy rozdział Twojego cuda, a nie mi tu odwykami będziesz rzucać ;-; dziękuję za piękny komentarz ~~<3
UsuńJak ja kocham takiego Taemina! Pomijając już ciąg skojarzeń z każdą możliwą tsundere jaką znam, i pomijając ten widok Ciela przed moimi oczami; to ja po prostu kocham ten jego charakterek! :3 Biedny jest z tymi uczuciami, zwłaszcza, że ma do czynienia z Minho :P Podoba mi się jego reakcja na Key, wszechwiedzący Kibum, jak pięknie to brzmi! I, again, jaram się twoimi opisami :3 <3 So, idę pisać swoje badziewie. I ja się bardzo cieszę z roli skryby, co zresztą dobrze wiesz :3
OdpowiedzUsuńOj unni~~
OdpowiedzUsuńŚwietne Tae myśli i tak dalej! ♥♡
Wiesz zmęczona jestem trening miałam i spać idę!
Branoc unni~~
To było piękne <3 nie pamiętam czy się pytałam, ale jestem ciekawa ile bedzie jeszcze rozdzialow?
OdpowiedzUsuńTekst naprawdę świetny. Kocham te mydli Taemina :3
Syśka
P.s u nas 2min :D
Hm, początkowo przewidywałam 10 rozdziałów + epilog, ale teraz jestem już niemal pewna, że będzie ich 11 bądź 12 ^.^
UsuńFKYGVJSDJFVJHGSGFKJHSGsfk OMONA!!!
OdpowiedzUsuńIdealnie, perfekcyjnie, dokładnie tak jak sobie wyobrażałam, po prostu ten Taemin, rany, uwielbiam go tu jdkhfkhfdkhgdkhsd.
Piękne, idealne opisy, przeczytałam dwa razy i zaraz będzie trzeci, no po prostu wthswthsgh, aż bucha miłością <3
A akurat dzisiaj od rana wchodziłam dziesiątki razy, żeby zobaczyć, czy czegoś nie ma.
Ranyrany, chcę dalej, chcę chcę chcę chcę bardzo, teraz, zaraz, natychmiast, kocham to opowiadanie, jest cudowne, i weny słońce ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
Też lubię tego Taemina, muszę to przyznać z całą moją niską samooceną, akurat z niego jestem zadowolona ;3 jejku, że Tobie się chce to nieskładne coś czytać po kilka razy *ociera łzę wzruszenia* Dziękuję, fighting! ^.^
UsuńNie wiem, co mam napisać. No ślicznie opisane. Jak zwykle. Taemin wrażliwy, słodki, uroczy... aghhhh, ja go nie lubię :c Ale no... cudne opisy. Jak zwykle. Pięknie dobrane słowa. Jak zwykle. Co ja Ci mam słodzić, jak doskonale wiesz, co sądzę o twoich tekstach ;-; Opowiadanie kocham, 2mina (o zgrozo, wszystko przez Ciebie, niedobra, zła) polubiłem, Minho mi nie przeszkadza, ale Tae... niee, no po prostu nie. Przepraszam, ale tylko mogę powiedzieć na temat tych przemyśleń Tae. Wybacz ;-;
OdpowiedzUsuńNo słodzisz, słodzisz, aż muszę się gorzkiej herbaty napić >.< okej... ja zawsze piję gorzką... *nieważne* Podziwiam, że w ogóle to czytasz, przy tak zajadłej nienawiści do Taemina. 2min, ah 2min...
Usuń*duma*
*I regret nothing*
...dzięki za kochany komentarz ^.^
Jestem, przybyłam!
OdpowiedzUsuńI nie wiem co napisać XD Bo naprawdę, uwielbiam Taemina w każdym momencie, nawet jeśli jest całkowicie rozbity i nazywa sam siebie zboczeńcem. I desperatem. Jest taki uroczy w swoich reakcjach, ale jakoś mu się nie dziwię – jak Minho dotyka to musi być niesamowite przeżycie, a jeśli na dodatek człowiek opiera się tylko na odczuciach związanych z dotykiem to musi być sto razy intensywniejsze *mam dreszcze* XD
Tak, Taemin, co się będziesz ograniczać, dowal Minho, śmiało >.<
Matko, kocham tego Taemina *idzie umierać*
No tak, ten dotyk... szukałam jakiegoś intensywnego bodźca, który Taeminem tak wstrząśnie. Przeważnie ludzie odtwarzają sobie przed oczami obraz ukochanej osoby, ale skoro w tym przypadku to niemożliwe, doszłam do wniosku, że właśnie dotyk będzie motywem przewodnim.
UsuńOmo, dziękuję, że mimo nawału fizyki znalazłaś moment na napisanie komentarza ~~<3