Długość: miniaturka
Muzyka: ~♪~
Muzyka: ~♪~
~*~
Mrugam
powiekami, by po chwili niepewności odnaleźć samego siebie w sercu ciemnego
pokoju. Przez moment trwam w bezruchu, wciąż zniewolony resztkami sennej mgły,
która powoli opuszcza moje ciało, przelewając swoje wdzięki na podłogę,
otulając całe pomieszczenie, stopniowo umożliwiając mi w pełni się obudzić. Przesuwam
wzrokiem po niewyraźnych kształtach mebli, by po chwili zawiesić spojrzenie na oknie.
Szyby emanują delikatną poświatą, jakby muśnięte światłem księżyca. Mimo to w
moim pokoju panuje ciemność, rozpraszana jedynie przez kilka zupełnie
zagubionych i zbłąkanych pasemek światła, wylegujących się na deskach podłogi.
Marszczę brwi, nie mogąc pojąć skąd ten mrok; mrok wypełniający przestrzeń,
duszący i nieustępliwy. Nie tak powinny wyglądać noce, inaczej odcisnęły się w
mojej pamięci.
Przesuwam dłonią po pościeli, w poszukiwaniu kogoś. Tej drugiej pary dłoni, drugiej pary nóg, oczu, uszu. Tej drugiej osoby, której miejsce winno być poznaczone siatką księżycowych rozbłysków, utkaną na mojej kołdrze, na mojej poduszce. Natrafiam jedynie na namacalną wręcz ciemność. Pospiesznie odsuwam od siebie zalążek niepokojącej myśli, która z lubością zaczyna budzić się w moim umyśle. Zamiast niej, skupiam się na melodii, która stopniowo rodzi się gdzieś pomiędzy sercem a umysłem, którą słyszę dopiero teraz, a która zdaje się otaczać mnie od momentu przebudzenia.
Podnoszę się z łóżka, ostatecznie ustępując miejsca cieniom, które natychmiast posiadają je w swoje władanie. Nie jest to jednak istotne. Całą uwagę skupiam na wzywającej mnie muzyce. Nie jestem już do końca pewien, czy jej źródła powinienem upatrywać we własnym umyśle, czy też może w pomieszczeniu znajdującym się za uchylonymi drzwiami mojego pokoju. Powoli, uważając by nie zdeptać ani jednego księżycowego pasemka, podchodzę do wyjścia i zerkam przez wąską szparkę. Oczy po brzegi wypełniają się srebrzystym blaskiem, który wiruje w powietrzu, tańczy z drobinkami kurzu. Przez chwilę obserwuję ten spektakl, urzeczony kreacją rozbłysków, które wąskimi strużkami wiodą mój wzrok ku ciemnemu kształtowi, majaczącemu w głębi pomieszczenia.
Ktoś siedzi przy czarnej smukłości fortepianu; ktoś, na widok kogo serce rozbudza się w piersi, nagle znów zdolne do szybszego bicia. Wiedziony tą nikłą ścieżką, rysującą się w mieszance światła i muzyki, zbliżam się w kierunku pianisty. Pierwsze kroki stawiam niepewnie, jakby w obawie, że utonę w księżycowym blasku, jeśli nieopatrznie wkroczę na jego terytorium. Zgodnie z obawami, czubki moich palców powoli zanurzają się w tej nocnej sadzawce, urządzonej tu niepostrzeżenie przez niebiosa. Mimo to, wciąż brnę dalej, torując sobie drogę w tłoczących się w powietrzu drobinkach kurzu, nie spuszczając wzroku ze swojego celu.
Subtelna melodia toczy w mojej piersi jakieś nowe życie; coś budzi się, rozkwita, by w końcu zwiędnąć i zamienić się w gwiezdny pył. Płynąc przez bezkres pokoju, wreszcie uświadamiam sobie, dlaczego, kiedy się obudziłem, moja sypialnia stanowiła siedzibę cieni. W odpowiedzi na rozchodzące się po pokoju smugi fortepianowego śpiewu, cały księżycowy blask zgromadził się w tym dziwnym pomieszczeniu, rozlewając się po podłodze, tłocząc między falbanami firanek, nurkując pod każdy napotkany mebel. Każdy, nawet najdrobniejszy odłamek nieba chce być słuchaczem tego wyjątkowego koncertu.
Po chwili nie krótszej niż westchnięcie ćmy, docieram do źródła muzyki, która srebrzystą pajęczyną na dobre omotała przestrzeń. Ktoś nie podnosi głowy, pozwala twarzy utonąć w jedynym cieniu, który ostał się w pokoju, głuchy na nawoływania fortepianu, na skargi księżyca. Bez słowa staję za muzykiem, i ciasno oplatam go ramionami. On nie reaguje na moje działania, wciąż napędzając mechanizm instrumentu, wciąż przelewając w jego drewniane kołki duszę, której mu brakuje. Przez moment, przybliżony w swej doniosłości do nieskończoności, trwam w tej pozycji, jakby w łagodnej próbie zamknięcia w swoich ramionach serca księżycowej melodii, przytrzymania jej, ocalenia przed umknięciem w niezmierzoność nocy. W końcu, czując się niejako nasycony złudnym zapachem i ciepłem tego kogoś, sadowię się obok niego, i poczynam obserwować jego palce, tańczące na klawiszach, z których opuszki uczyniły sobie czarno-białą estradę. Każdy pojedynczy dźwięk zdaje się kryć w sobie kolejną sekundę, minutę, kolejny dzień, miesiąc, rok. Każda rozbrzmiewająca nuta z lekkością wydobywa się z instrumentu i wędruje drżącą ścieżką pośród rozbłysków, by w końcu uwolnić przed moimi oczami przechowywany przez siebie obraz, tym samym malując w przestrzeni pokoju historię naszego życia. Mojego, i tego kogoś, kto towarzyszy mi tej dziwnej nocy.
Urzeczony, zasłuchuję się w mieniące się szlachetnością granatu i wzniosłością srebra dźwięki, które rozkwitają w powietrzu, absorbując zmysły. Przymykam oczy, jednocześnie kładąc dłonie na czarno-białej ścieżce. Przez chwilę trwam w bezruchu, póki moje serce nie dostraja się do rytmu płynącej muzyki. Palce poczynają błądzić pośród wspomnień, każdym kolejnym uderzeniem przywołując nieskończoną nostalgię, kryjącą się w szumie westchnień drewnianego serca fortepianu. Melodia krystalizuje się pod moimi powiekami, rozpływa się w przepaściach duszy, maluje serce swoim srebrzystym wdziękiem, wydzierając ze mnie odłamki przeszłości, boleśnie wyraźne mimo nocnej pory. Księżyc za oknem słucha rozpaczliwej piosenki, w której łagodnych tonach kryje się mozaika powstała ze smutku przemieszanego z bólem.
W brzasku ciszy wyrywa się z piersi znikome westchnienie. Otwieram oczy, by napotkać ciemność ogarniającą we władanie podłogę, ściany i firanki. Ani jedna gwiazda nie mruga już do mnie zza szyby. Wszystkie odeszły razem z tym kimś, który zabrał ze sobą również piękno muzyki i srebrzystość księżyca. Który skradł moje serce i mój sen. Powolnym ruchem zamykam klawisze pod ciemnym drewnem klapy, głuchy na ich rozpaczliwe protesty. Błądząc w gęstniejącym mroku, otulającym przestrzeń, wracam po własnych śladach do swojej sypialni.
Leżąc pośród pościeli, w fałdy której zakradły się cienie, obserwuję umykający z pola widzenia kosmyk księżycowego światła, który zaplątał się w firankę. Ostatni rozbłysk stanowiący pamiątkę po tym kimś, kto zwykł przygrywać mi do snu.
Przesuwam dłonią po pościeli, w poszukiwaniu kogoś. Tej drugiej pary dłoni, drugiej pary nóg, oczu, uszu. Tej drugiej osoby, której miejsce winno być poznaczone siatką księżycowych rozbłysków, utkaną na mojej kołdrze, na mojej poduszce. Natrafiam jedynie na namacalną wręcz ciemność. Pospiesznie odsuwam od siebie zalążek niepokojącej myśli, która z lubością zaczyna budzić się w moim umyśle. Zamiast niej, skupiam się na melodii, która stopniowo rodzi się gdzieś pomiędzy sercem a umysłem, którą słyszę dopiero teraz, a która zdaje się otaczać mnie od momentu przebudzenia.
Podnoszę się z łóżka, ostatecznie ustępując miejsca cieniom, które natychmiast posiadają je w swoje władanie. Nie jest to jednak istotne. Całą uwagę skupiam na wzywającej mnie muzyce. Nie jestem już do końca pewien, czy jej źródła powinienem upatrywać we własnym umyśle, czy też może w pomieszczeniu znajdującym się za uchylonymi drzwiami mojego pokoju. Powoli, uważając by nie zdeptać ani jednego księżycowego pasemka, podchodzę do wyjścia i zerkam przez wąską szparkę. Oczy po brzegi wypełniają się srebrzystym blaskiem, który wiruje w powietrzu, tańczy z drobinkami kurzu. Przez chwilę obserwuję ten spektakl, urzeczony kreacją rozbłysków, które wąskimi strużkami wiodą mój wzrok ku ciemnemu kształtowi, majaczącemu w głębi pomieszczenia.
Ktoś siedzi przy czarnej smukłości fortepianu; ktoś, na widok kogo serce rozbudza się w piersi, nagle znów zdolne do szybszego bicia. Wiedziony tą nikłą ścieżką, rysującą się w mieszance światła i muzyki, zbliżam się w kierunku pianisty. Pierwsze kroki stawiam niepewnie, jakby w obawie, że utonę w księżycowym blasku, jeśli nieopatrznie wkroczę na jego terytorium. Zgodnie z obawami, czubki moich palców powoli zanurzają się w tej nocnej sadzawce, urządzonej tu niepostrzeżenie przez niebiosa. Mimo to, wciąż brnę dalej, torując sobie drogę w tłoczących się w powietrzu drobinkach kurzu, nie spuszczając wzroku ze swojego celu.
Subtelna melodia toczy w mojej piersi jakieś nowe życie; coś budzi się, rozkwita, by w końcu zwiędnąć i zamienić się w gwiezdny pył. Płynąc przez bezkres pokoju, wreszcie uświadamiam sobie, dlaczego, kiedy się obudziłem, moja sypialnia stanowiła siedzibę cieni. W odpowiedzi na rozchodzące się po pokoju smugi fortepianowego śpiewu, cały księżycowy blask zgromadził się w tym dziwnym pomieszczeniu, rozlewając się po podłodze, tłocząc między falbanami firanek, nurkując pod każdy napotkany mebel. Każdy, nawet najdrobniejszy odłamek nieba chce być słuchaczem tego wyjątkowego koncertu.
Po chwili nie krótszej niż westchnięcie ćmy, docieram do źródła muzyki, która srebrzystą pajęczyną na dobre omotała przestrzeń. Ktoś nie podnosi głowy, pozwala twarzy utonąć w jedynym cieniu, który ostał się w pokoju, głuchy na nawoływania fortepianu, na skargi księżyca. Bez słowa staję za muzykiem, i ciasno oplatam go ramionami. On nie reaguje na moje działania, wciąż napędzając mechanizm instrumentu, wciąż przelewając w jego drewniane kołki duszę, której mu brakuje. Przez moment, przybliżony w swej doniosłości do nieskończoności, trwam w tej pozycji, jakby w łagodnej próbie zamknięcia w swoich ramionach serca księżycowej melodii, przytrzymania jej, ocalenia przed umknięciem w niezmierzoność nocy. W końcu, czując się niejako nasycony złudnym zapachem i ciepłem tego kogoś, sadowię się obok niego, i poczynam obserwować jego palce, tańczące na klawiszach, z których opuszki uczyniły sobie czarno-białą estradę. Każdy pojedynczy dźwięk zdaje się kryć w sobie kolejną sekundę, minutę, kolejny dzień, miesiąc, rok. Każda rozbrzmiewająca nuta z lekkością wydobywa się z instrumentu i wędruje drżącą ścieżką pośród rozbłysków, by w końcu uwolnić przed moimi oczami przechowywany przez siebie obraz, tym samym malując w przestrzeni pokoju historię naszego życia. Mojego, i tego kogoś, kto towarzyszy mi tej dziwnej nocy.
Urzeczony, zasłuchuję się w mieniące się szlachetnością granatu i wzniosłością srebra dźwięki, które rozkwitają w powietrzu, absorbując zmysły. Przymykam oczy, jednocześnie kładąc dłonie na czarno-białej ścieżce. Przez chwilę trwam w bezruchu, póki moje serce nie dostraja się do rytmu płynącej muzyki. Palce poczynają błądzić pośród wspomnień, każdym kolejnym uderzeniem przywołując nieskończoną nostalgię, kryjącą się w szumie westchnień drewnianego serca fortepianu. Melodia krystalizuje się pod moimi powiekami, rozpływa się w przepaściach duszy, maluje serce swoim srebrzystym wdziękiem, wydzierając ze mnie odłamki przeszłości, boleśnie wyraźne mimo nocnej pory. Księżyc za oknem słucha rozpaczliwej piosenki, w której łagodnych tonach kryje się mozaika powstała ze smutku przemieszanego z bólem.
W brzasku ciszy wyrywa się z piersi znikome westchnienie. Otwieram oczy, by napotkać ciemność ogarniającą we władanie podłogę, ściany i firanki. Ani jedna gwiazda nie mruga już do mnie zza szyby. Wszystkie odeszły razem z tym kimś, który zabrał ze sobą również piękno muzyki i srebrzystość księżyca. Który skradł moje serce i mój sen. Powolnym ruchem zamykam klawisze pod ciemnym drewnem klapy, głuchy na ich rozpaczliwe protesty. Błądząc w gęstniejącym mroku, otulającym przestrzeń, wracam po własnych śladach do swojej sypialni.
Leżąc pośród pościeli, w fałdy której zakradły się cienie, obserwuję umykający z pola widzenia kosmyk księżycowego światła, który zaplątał się w firankę. Ostatni rozbłysk stanowiący pamiątkę po tym kimś, kto zwykł przygrywać mi do snu.
~*~
Nie wiem co mi tu wyszło >.< wiem, że mało angstowe w sumie, ale to przez ten bajeczny obrazek, który mam przed oczami, ile razy słucham załączonego utworu. Pomysł przyszedł mi do głowy podczas rozmowy z moją drogą czytelniczką, dzięki której przypomniałam sobie o tym niesamowitym dziele, jakim jest "Clair de lune" Debussy'ego... wybaczcie, jeśli to zrypałam ;-;
Więc... Ten... Ja... To znaczy to... Ty... Ughhhh co ja mam napisać?
OdpowiedzUsuńTak cudownie piszesz, że nie wiem jak to opisać. Mimo, że ja lubuje się w dłuższych pracach, to tu jest tak pięknie to napisane, że mogłabym takie dzieła czytać godzinami.
Masz wielki talent ^^
Hwaiting~!
Omo, do grona moich obserwatorów należysz już od dłuższego czasu, więc szalenie się cieszę, że postanowiłaś skomentować~~! Dziękuję za miłe słowa ;3
UsuńTakie wzruszające.... Jeejuu.... Jak ja kocham twoje piękne użycie tych wszystkich środków stylistycznych... Nadal nie wiem jak ty to robisz. Mówisz, że opisami zanudzisz czytelników. Może zanudzisz, ale tych którzy nie potrafią czytać. Czytać, i mieć przed oczami ten obraz, który opisujesz.
OdpowiedzUsuńJeszcze to mi tak bardzo pasuje, bo byłam sobie o 22:00 na spacerku z psem. I czułam się taka wolna i szczęśliwa... Ciemność, cisza, chłodno, zapach mokrej trawy, gwieździste niebo nade mną i FT Island "Memory" w tle... I ten mój nastrój przypieczętowałaś tym ślicznym nocnym opowiadaniem <3
*siedzi, gapi się w ekran i nie wie, co powiedzieć*
OdpowiedzUsuńSerio, Shizuś, zabrakło mi słów. Mnie, która przecież zawsze znajdzie sposób, żeby rozpisać się na jakiś temat, mnie, która do każdego zdania potrafi dopasować miliony interpretacji, tej mnie właśnie zabrakło słów. Mój język zastał się w bezruchu, usta zamknęły, struny głosowe zamilkły, a umysł... nie potrafi skupić się na niczym innym, niż 'przepiękne, to jest naprawdę przepiękne'.
Już sam tytuł wywołał we mnie niesamowitą falę emocji, melodia, której jeszcze wczoraj słuchałam, znów rozbrzmiała w moich słuchawkach i zaczęła łączyć się z płynnością tekstu w sposób tak niesamowity, tak delikatny i niezwykle ulotny, że nie byłam pewna, czy to, co czytam, jest realnym tekstem czy cichym tchnieniem wróżki.
Wiesz, ja wciąż do siebie po tym tekście nie mogę dojść. On jest ukoronowaniem dla clair, to tak, jakbyś stawała nad tym skompresowanym do jednej wiązki księżycowa światła utworem i zakładała na jego głowę kryształowy diadem, błyszczący milionami iskier, których blask odpowiada każdemu pojedynczemu tonowi w utworze. Każdej nucie, każdemu brzmieniu.
Moim zdaniem ujęłaś istotę clair w tekście, nadając jej jednocześnie ten delikatny, romantyczny wydźwięk. Z drugiej strony blask księżyca można przecież interpretować właśnie w taki sposób, 'clair de lune' można traktować jako alegorię, to tytułowe "światło" może być melodią graną przez ludzkie serce, czyli odpowiednik księżyca. I ja takie brzmienie odczułam w tej miniaturce bardzo wyraźne.
Wgl to jak opisałaś melodię, jak pokazałaś jej związek, a zarazem wartość nadrzędną w odniesieniu do wspomnień i emocji Teamina, Shizuś, nie mam słów, by to opisać. Mój blady bełkot nie jest w stanie ująć tego piękna, które tak wyraźnie zaznaczyłaś w tej miniaturce.
Cieszę się bardzo, że natchnęłam Cię do czegoś takiego, ponieważ ten tekst jest naprawdę niesamowity, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i jestem pewna, że jeszcze nie raz do niego wrócę.
"Przez moment, przybliżony w swej doniosłości do nieskończoności, trwam w tej pozycji, jakby w łagodnej próbie zamknięcia w swoich ramionach serca księżycowej melodii, przytrzymania jej, ocalenia przed umknięciem w niezmierzoność nocy."
"Urzeczony, zasłuchuję się w mieniące się szlachetnością granatu i wzniosłością srebra dźwięki, które rozkwitają w powietrzu, absorbując zmysły."
To są dwa fragmenty, które urzekły mnie najbardziej. Swoją trafnością i niesamowitym wrażeniem, które ze sobą niosły. Urzeczona siedziałam, patrząc w ekran, a delikatny uśmiech zachwytu błądził po moich wargach, kiedy czytałam te dwa fragmenty. One są po prostu idealne. Właściwie to cała miniaturka jest idealna. W obecnej chwili nie wydaje mi się, by ktokolwiek był w stanie wydobyć więcej głębi z tego utworu i przelać go na klawiaturę. Naprawdę jestem pełna zachwytu dla Twojego talentu. Muzyka Debussy-ego + Twoje słowa... ten niepowtarzalny klimat, który powstaje tylko tu, tylko teraz. Cudowne *zachwyt nie do opisania*
Tak czytam to jedno zdanie, nie pamiętam już który raz, i ono mi się jakoś nie podoba. To znaczy pod względem rozdziału części podrzędnej i nadrzędnej.
"Płynąc przez bezkres pokoju wreszcie uświadamiam sobie, dlaczego kiedy się obudziłem moja sypialnia stanowiła siedzibę cieni."
"Dlaczego" i "kiedy" powinny być rozdzielone. Tak przynajmniej mi się wydaje. Dziwnie wyglądają tak razem, obok siebie. Wstawiłabym przecinek po "dlaczego", wydaje mi się, że tak lepiej by to wyglądało (nie ma reguły, różni ludzie różnie to traktują, ale w większości przypadków "dlaczego, gdy" itp. są rozdzielone). A i skoro już przy tym zdaniu jestem, to po "pokoju" i "obudziłem" zeżarło Ci przecinki.
Awww, jakże się cieszę, że Ci się podobało! Bałam się to zepsuć, mając na uwadze nieskończone piękno opisywanego przeze mnie utworu. Chciałam tu zawrzeć odrobinę impresjonistycznego piękna, tego "wrażenia chwili", które towarzyszy nocnym rozbłyskom księżycowego światła. Hm... być może już zauważyłaś, że mam zboczenie na punkcie opisywania muzyki >.< a "Clair e lune" przesłuchałam dzisiaj ponad 20 razy pod rząd... aż dziw, że mnie z domu nie wyrzucili :') Ahh, dzikie przecinki, dziękuję za uwagi! i ogólnie za piękny komentarz ~~<3
UsuńZapłacisz mi za to, że ryczę po nocach, zamiast spać. Przepraszam, walić maturę międzynarodową, idę na humana, może będę pisała w połowie tak dobrze, jak Ty. Umieram, chociaż wydawało mi się, że zrobiłam to, czytając CdA, cóż, najwidoczniej można umrzeć więcej niż jeden raz...
OdpowiedzUsuńPłaczę, po prostu myśląc o tych opisach, a kiedy je czytam... niebo, do którego chcę trafić po śmierci, zero aniołków, te opisy mi wystarczą.
Ta różnorodność poetyckich opisów, porównań, metafor. Księżyc i należący do niego blask, zaplątany w firankę, cudowne, chociaż można by się przyczepić, że za dużo ozdobników - można by, ale nie zamierzam tego robić, ponieważ od opowiadań pisanych pod popularność i rozgłos mamy znanych autorów, których suchy kunszt niesamowicie "oczarowuje" bezmyślne masy: nie przyczepię, bo w XXI wieku potrzeba takich pisarzy, który zachwycą taką płynnością tekstu pomimo takiego złożenia wyrażeń, potrzeba baroku we współczesnej literaturze, tego swoistego przepychu, a nie zimnego betonu.
Na moim humanie nie uczą takich rzeczy :I chyba, że można zaliczyć nudne lekcje polskiego, podczas których rodzi się niezmierzona ilość tekstów i myśli (m.in. pomysł na CdA)
UsuńWidzisz, daję Ci nieśmiertelność, możesz umierać i się odradzać przy moich tekstach, ile razy zechcesz! (ludzie, co ja bredzę x.x)
Hm, moje miniaturki są szalenie niepokorne w swoim kwiecistym i metaforycznym charakterze. Cieszę się, że nie traktujesz tego jako wady (bo już mi niektórzy czytelnicy pisali, że moje teksty są zbyt skomplikowane :I)
Dziękuję ~~<3
Wow~ ;-; Takie było moje pierwsze wrażenie.
OdpowiedzUsuńNaucz mnie tak pisać xD Bo ja nawet paru zdań nie mogę skleić...
Boskie, świetne i itp. itd. <3
Czyżby duch grał mu do snu?
Weny <3
Tworzenie takich rzeczy nie jest trudne >.< dużo ciężej napisać coś sensownego, niż produkować metaforyczny bełkot. Co do tego ducha - pozostawiam Wam swobodę interpretacji :3 Dziękuję za komentarz i powodzenia w pisaniu~~!
UsuńTo było cudowne. Jak zawsze. Kocham twoje miniaturki. Chciałbym tak pisać. Jesteś wspaniała, noona~
OdpowiedzUsuńLakonicznie, widzę xD Ty też jesteś wspaniały, wszyscy moi czytelnicy są~~! + Awwww, po raz pierwszy ktoś nazwał mnie nooną, to takie słodkie *wzruszenie*
UsuńWybacz ;-; I tak miałem do wyboru starożytną Grecję, 'Nad Niemnem' albo twój tekst, więc no... Jak już zdam to będziesz miała dosyć moich długich komentarzy, tak wszystko nadrobię xD
Usuń*wzruszenie znów* >.< gdzieżbym śmiała się gniewać xD Fighting~~!
UsuńO gosh.
OdpowiedzUsuńMagia.
I moc wyobraźni bohatera - ja sama męczę się teraz straszliwie z jednym angstem i nie wiem jak to wszystko opisać, a Twoje przenośnie i porównania są takie piękne, że brak słów ;;;;;;;;;;;;;
Ostatnio idziesz w minimalizm z tymi komentarzami xD
UsuńDziękuję i fighting, czekam na angsta~~!
Wybacz, zawsze mi ciężko komentować shoty, bo nie znam charakteru bohaterów etc., dużo łatwiej mi się komentuje rozdziałowce xD
UsuńJestem, umma, przepraszam za zwłokę. Nigdy nie zawodzisz. Zaskakująco mało mówiłaś o tym shocie, późno się w ogóle o czymkolwiek dowiedziałam (w zasadzie tak powinno być). To jest po prostu piękne, ciężko mi to ubrać w słowa. Nie wiem, co podoba mi się bardziej, czy wpływ muzyki na bohatera, ta nocna kołysanka; czy też kreacja światła księżycowego- ale jako, że kocham światło, to chyba jednak ta druga opcja. Nie zmienia to faktu, że wszystko robi wrażenie, jak zwykle. Twoje opisy, metafory są cudowne, zatapiam się w nich. I ta klamra kompozycyjna- mimo wszystko utrzymywałabym takie nazwanie tego, że zaczynasz i kończysz motywem pustego łóżka... Ta samotność jest taka dojmująca...
OdpowiedzUsuńW porę włączyłam sobie muzykę i znowu mam dreszcze. Tylko, że pomyślałam, że to Minho miałby grać na tym fortepianie i zaczęłam się śmiać. No czemu? A było tak pięknie .<
OdpowiedzUsuńSkoro xxx J. nazwał Cię noona, to ja powinnam Cie nazwać unni? XD
Podejście numer dwa *blogspot nadal mnie nie kocha*
UsuńW porę włączyłam sobie muzykę i znowu mam dreszcze. Tylko, że pomyślałam, że to Minho miałby grać na tym fortepianie i zaczęłam się śmiać. No czemu? A było tak pięknie </3
Tak, opisy, Twój ulubiony moment w całym utworze XD
Mam problem co napisać, naprawdę. Może przeczytam to jeszcze raz? Ta matura wypaliła ze mnie całą wrażliwość.
Włączyłam muzykę i nagle wszystko zrobiło się tak bardzo jasne i spójne. No jak? Mam wrażenie jakby każdy dźwięk pasował idealnie do przeczytanego przeze mnie zdania (... Co ja właśnie piszę...? )Boże drogi te wszystkie piękne opisy, cholera, za dużo ostatnio płaczę! Robisz ze mnie rozlazłą papkę uczuć.
Tak w ogóle to Minho ma idealne dłonie do grania na fortepianie... Hm.
Zawsze odwiedzam blogi moich czytelników. Źle się czuję z tym, że oni poświęcają na mnie swój czas, a ja na nich nie. ;-;
OdpowiedzUsuńWpadłem, choć ostrzegałaś, że piszesz gejpopowe opowiadania. Zerknąłem więc do miniaturek. Obrazek bardzo mi się spodobał, więc bez większego namysłu zacząłem czytać.
I przyznam się bez tortur, że choć język masz piękny, to właśnie on sprawił mi nieprawdopodobne męczarnie. Cechująca Twój styl plastyczność i liryczność to tzecz, której niezwykle zazdroszczę podobnym Tobie. Kiedy autor tak niezwykle czaruje słowem, mam po prostu ochotę zapaść się pod ziemię, ponieważ czuję się jak brzydkie kaczątko ze swoimi marnymi opisikami przeplatanymi króciótkimi dialogami. I choć taki język, dostojny, szczegółowy, jest najpiękniejszą częścią historii, to po trzecim akapicie robi się po prostu nudne. Chciałaś zadziałać na wyobraźnię czytelnika i chwała Ci za to, ale znaj umiar, kobieto. xD
Zawsze chciałem grać na fortepianie albo pianinie, więc nawet najmniejsza wzmianka o tym w powieści wywołuje uśmieszek pod moim nosem. Bohaterowie tworzący muzykę z pomocą tych instrumentów są obdarzeni wielką wrażliwością. No i pianiści mają smukłe, długie palce... Hm. Hm. Hm.
Spodobało mi się ostatnie zdanie. Brzmi prosto, ale jednocześnie magicznie. Zawiera całą ulotność miłości, sens smutku i samotności.
Moje komentarze nie są długie i piękne, ale wiedz, że naprawdę Ci zazdroszczę.
Życzę wanny weny, niech Mab ma Cię w opiece czy coś.
Witaj~~! Jakże mi miło, że mimo wszystko wpadłeś :3 dobrze wiem, że moje miniaturki cechuje przesada, ale jakoś nie umiem się z tego małego grzechu wyleczyć ;-; W dłuższych tekstach używam bardziej przezroczystego języka. Muzyka, ah! Mam zboczenie na punkcie opisywania muzyki, moi czytelnicy zapewne już o tym wiedzą, bo piszę całe długie opowiadanie o skrzypku *i regret nothing* Smukłe palce, mówisz? *i know what u mean*
UsuńDziękuję za kochany komentarz ~~<3
Matko kochana ! Kiedy mnie tu nie było! Nie mam internetu... jestem odcięta. Dopadła mnie awaria prądu, na necie jestem barrdzo rzadko ;( Levi mi troszkę pomaga i wysyła na fona opowiadanka :/ ale to i tak mało. teraz siedzie i kopiuje sobie wszystkie twoje prace, żebym miała co robić po powrocie do domu. Pisze Ci komentarz kochana żebyś nie pomyślała, że o tobie zapomniałam :D i mimo, że moich komentarzy pod opowiadaniami nie ma, to wiedz, że są przeczytane, a komentować zacznę jak wróce na internety ;0 :-* Syśka
OdpowiedzUsuńOh, my dear~~! Już się zaczynałam martwić, bo byłaś moją pierwszą i najbardziej wytrwałą czytelniczką :3 złe internety, oj złe! *groźna Shizuka* Jak mi miło, że mimo to dajesz znać :') btw. pisałam Ci życzenia urodzinowe na google+, ale nie wiem czy widziałaś... także jeszcze raz - wszystkiego najlepszego~~!
UsuńJak już wiele osób przede mną powiedziało/napisało - PIĘKNE.
OdpowiedzUsuńJa ponad wszystko uwielbiam czytać angsty i wszelkiego rodzaju smutne historie, także ten mimo iż dość krótki tekst przeczytałam z ogromną przyjemnością. Uwielbiam gdy ktoś wlewa tak wiele uczuć i emocji w napisany tekst. Jego przechadzka po pokoju, gra na pianinie, obserwacja piękna nocy. Niemal można się wczuć w doznania fizyczne i psychiczne bohatera... Jestem pod dużym wrażeniem.
Tak mi się podobał ten shot, że aż nie mogę się doczekać, by przeczytać więcej Twoich dzieł.
Ps. Dziękuje za miły komentarz u mnie, dopiero zaczynam, a jak wiadomo na początku każda opinia jest na wagę złota, by móc poprawić swoje błędy i stawać się coraz lepszym w tym co się robi, dlatego też jestem bardzo wdzięczna. :) Mam wielką nadzieję, że jeszcze do mnie zajrzysz i może wytwory mojej szalonej wyobraźni Cię zaciekawią.
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny. ;** ♥
Awww, jakie to miłe, kiedy ludzie mówią, że wpadną i faktycznie wpadają~~! Witam w moim zakątku internetów ;3 cieszę się, że Ci się podobało. Opinia czytelników jest ważna zawsze - nie tylko na początku. Komentarze są tym, co pcha do dalszego działania~~!
UsuńDziękuję i zapraszam częściej ~~<3