15.03.2015

Mayhem



Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Jongkey, trochę 2min
Gatunek: yaoi, angst, AU
Długość: one-shot
Inspiracja: ~♪~ ~♪~ ~~
Uwagi: narracja prowadzona na dwóch różnych płaszczyznach czasowych

~*~

Jonghyun położył głowę na blacie baru, z półprzymkniętymi oczami obserwując bezbarwny chaos panujący w zadymionym, dusznym pomieszczeniu. Ludzie tańczyli w amoku, jakby jutro miało nigdy nie nadejść, pozwalając największym żądzom zerwać się z więzów woli i zawładnąć spoconymi ciałami, płynącymi wraz z muzyką. Jonghyun czuł się okropnie i nawet stojący przed nim kieliszek nie był w stanie nic w tym przypadku zdziałać. W jego szklanej powierzchni odbijały się światła przeszłości, nadające całej tej beztroskiej zabawie groteskowy wydźwięk. Przez chwilę Kim zastanawiał się nawet, czy nie lepiej by dla niego było, gdyby niepostrzeżenie ulotnił się z tego barowego stołka, zniknął w cieniach nocy, samotnie przeżywając swój nagły smutek. Nie zdążył jednak choćby się ruszyć, bo z tłumu falujących bez pamięci postaci wyłonił się pewien dobrze mu znany chłopak, niemal natychmiast kierując swe kroki w jego stronę.

- Hyung, wyglądasz okropnie – oznajmił Taemin, jednocześnie sadowiąc się wygodnie na stołku obok. Cały był rozgrzany tańcem, a jego oczy migotały radośnie, oznajmiając światu jak świetnie ich właściciel się bawi. Chłopak rozejrzał się uważnie, po czym nachylił się do Jonghyuna. – Czy ja też tak źle wyglądam? – zapytał zaniepokojonym tonem. Kim zlustrował wzrokiem jego długie włosy, w niektórych miejscach poburzone, w innych klejące się od potu. Mimo wszystko Taemin wyglądał dobrze, on zawsze wyglądał dobrze. Jonghyun pokręcił przecząco głową, a młodszy zmrużył oczy podejrzliwie, po czym związał włosy w małego, uroczego kucyka, tylko potęgując swoją wrodzoną słodycz, którą usiłował zatuszować przychodząc w miejsca takie jak to.

- Gdzie zgubiłeś Minho? – zapytał Jonghyun, machinalnie starając się wypełnić lukę w urwanej konwersacji. Tak naprawdę niewiele obchodziło go, gdzie ten Żabol się szwendał, bo zawsze prędzej czy później zjawiał się przy Taeminie, rzadko odstępując go choćby na krok.

- Jestem – odezwał się niski, niemal ginący w natłoku dźwięków głos, tym samym potwierdzając rozważania Jonghyuna. Minho przysunął sobie stołek i usiadł za Taeminem, tak blisko, by móc objąć go rękami w pasie i ułożyć brodę na ramieniu chłopaka. Młodszy uśmiechnął się na ten czuły gest, wplatając palce w ciemne włosy ukochanego i pieszczotliwie je czochrając. Patrzenie na ten uroczy obrazek wcale nie polepszyło sytuacji Jonghyuna, wręcz przeciwnie – teraz był już niemal pewien, że jeśli szybko się stamtąd nie ulotni, to ten wieczór nie skończy się przyjemnie dla nikogo.

- Wiecie, ja już może… - zaczął, ale dwie pary ciemnych oczu wpatrzyły się weń z taką intensywnością, że nie był do końca pewien jak zakończyć to zdanie. Nie chciał, żeby jego przyjaciele wzięli go za gbura. Skoro już przystał na ich zaproszenie, to pewnie oczekiwali od niego, że będzie się bawił tak dobrze jak oni. Niestety, taki scenariusz był z góry skazany na porażkę.

- Hyung, co ci jest? – zapytał Minho, lustrując przyjaciela badawczym spojrzeniem. – Myślałem, że trochę się rozerwiesz, a wyglądasz jak siedem nieszczęść…

- To nie tak… po prostu… to miejsce… - wymamrotał Jonghyun, niepewny czy rzeczywiście chce komukolwiek tłumaczyć powód swojego wisielczego nastroju. 

- Hyung, mówiłeś, że kiedyś chodziłeś na dyskoteki! – wciął się Taemin, najwyraźniej szczerze przejęty sytuacją. – Myślałem… myśleliśmy, że przyjście tu pomoże ci wrócić myślami do lepszych czasów… - Jego słowa zabolały Jonghyuna bardziej, niż sam mógłby się tego spodziewać. Lepsze czasy? Tak mogły wyglądać w perspektywie wspomnień, ale one wcale nie były dobre. A mimo to serce tęskniło, jak zwykle najgłupsze z możliwych.

- Ja po prostu… - zaczął, ale zawiesił głos, orientując się, że kompletnie nie wie, co powiedzieć. Wpatrując się w tę uroczą dwójkę, emanującą wzajemnie dawanym sobie szczęściem, czuł jak powoli topi się w beznadziei własnej przeszłości, która nie dawała mu spokoju nawet teraz. Zwłaszcza teraz. Nie był już nawet pewien, czy faktycznie chce uciec od wyczekujących spojrzeń swoich przyjaciół. Nie wiedział, czy ponowne schowanie się w jaskini własnego smutku nie będzie tragiczne w skutkach. Po raz pierwszy miał dziwną potrzebę rozmowy, wyrzucenia ukrytych w słowach i obrazach wspomnień, które czaiły się w jego umyśle, po cichu czekając, by od czasu do czasu zaatakować ze zdwojoną mocą.

- Hyung, opowiesz nam? – Taemin patrzył na niego dużymi oczami przepełnionymi współczuciem. Chciał Jonghyunowi pomóc. Ale czy pomoc w ogóle była możliwa? Już po wszystkim, przeszłość pokryła się papierosowym popiołem, i leżała zagrzebana pod stertą codziennych, szarych spraw, co jakiś czas tylko na nowo zaczynając się żarzyć. Mimo wszystko, pod wpływem tych dwóch wyczekujących spojrzeń, Jonghyun mimowolnie zaczął sięgać w głąb pamięci, segregować chaotyczne wspomnienia, zastanawiać się od czego zacząć, czy w ogóle zaczynać.

- No nie wiem… - mruknął, uciekając wzrokiem, wlepiając go we własne dłonie. – To raczej beznadziejna historia… - dodał, ale spotkało go wymowne milczenie. Wziął głęboki wdech, przygotowując się na urzeczywistnienie kształtów myśli, które dotąd pozostawały zamknięte w umyśle i sercu, skrępowane linami samotności. – To było… - zaczął, z rosnącym poczuciem irracjonalności całej tej sytuacji. Czy naprawdę zamierzał wreszcie zwierzyć się komuś z ciążącego mu balastu? W dodatku w takim miejscu; miejscu nadającym jego słowom ironiczny wydźwięk. – To było dawno, jeszcze zanim was poznałem – zakończył zdanie, ale zaraz nowe słowa same wypłynęły z jego ust. – Może gdybym was wtedy znał, miałbym inne pojęcie o miłości… - stwierdził, zaskakując samego siebie.

- Wiedziałem, że chodzi o miłość – powiedział Taemin do Minho, uśmiechając się uroczo, a Jonghyunowi przeszło przez myśl, czy ta dwójka przypadkiem nie założyła się o powód jego stanu psychicznego. Darował sobie jednak dociekania, bo zachowane w pamięci obrazy już przejmowały władzę nad jego słowami.

- Czy to była miłość…? – odezwał się Kim, rzucając znak zapytania w przestrzeń, będąc jednak świadom, że sam jest jedyną osobą, która może znać odpowiedź.

- Jak miał na imię? – Taemin z rosnącą ciekawością wpatrywał się w przyjaciela, najwyraźniej żądny kolejnych szczegółów z rysującej mu się w głowie, romantycznej historii zakochanych. Jonghyun czuł gorzki posmak w ustach, na samą myśl, jaką jego mały przyjaciel będzie miał minę, kiedy opowieść faktycznie dobiegnie do końca. Jeśli dobiegnie.

- Kibum – odparł, wymawiając to słowo na głos po raz pierwszy od całych wieków; tysięcy dni nasiąkniętych desperackimi próbami zapomnienia. To imię brzmiało dziwnie, kiedy nie wypowiadał go ani z czułością, ani z gniewem, ani nawet z rozpaczą. Jakby bezbarwny ton głosu odbierał jego pierwotne znaczenie, zapomniane przez wszystkich, zakopane, pozostawione samemu sobie. – Kim Kibum – dodał, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Że raz zaczęta opowieść musi dobrnąć do końca.

~*~

Siedziałem z brodą opartą o blat baru, wpatrując się w kolorowe odłamki dobrej zabawy, które wpadły w toń kieliszka i tam utknęły, wirując między jedną szklaną ścianką, a drugą. Nie byłem do końca pewien, jak się tam znalazłem, czy za sprawą czyjejś namowy, czy też w manifeście własnej samotności, ale nie czułem się dobrze wśród tych wszystkich ludzi, pochłoniętych przez falę zmuszająca ich ciała do zsynchronizowanych ruchów, stanowiących substytut tańca. Przypatrując im się, doszedłem do wniosku, że właśnie po to tam przyszedłem. Obserwować. Spróbować zrozumieć, co ci ludzie odnajdują w tym niezmierzonym chaosie i szaleństwie imprezowania. Moje wysiłki spełzły jednak na niczym, a w umyśle w dalszym ciągu migały lampki alarmowe, oznajmiające, że moje uszy długo już tego otoczenia nie wytrzymają. Zabębniłem palcami o własne kolano, po czym wychyliłem kieliszek do końca, z zamiarem opuszczenia tej wylęgarni rozpusty, ale coś, może jakiś tragiczny w doborze chwili instynkt, kazał mi raz jeszcze wbić wzrok w otaczający mnie tłum.

Ze zbitej, bezosobowej masy ciał wyłonił się ktoś, kto niemal od razu przykuł moją uwagę. I nie była to kwestia ekstrawaganckiego ubioru, czy wyróżniającej się fryzury. Cała ta postać zdawała się emanować jakąś niewytłumaczalną pewnością siebie, połowicznie ukrytą w krzywym uśmiechu, a po części czającą się w ciemnych oczach. Nawet sposób chodzenia owego osobnika przykuwał uwagę, wiodąc za sobą niejedno spojrzenie. Przez chwilę trwałem w bezruchu, pozwalając sobie na to, po co tu przyszedłem – na obserwację. Kiedy jednak zorientowałem się, że ten ktoś patrzy prosto na mnie, szybko odwróciłem wzrok. Wystarczyła krótka chwila, żeby delikatny zapach perfum, zmieszany z wonią potu i alkoholu, rozproszył atmosferę wokół mnie.

- Hej, psiaczku. – Cichy, a mimo to wyraźnie odcinający się na tle jednostajnej dźwięcznej mozaiki głos, zakradł się do moich uszu, zmuszając mnie żebym się odwrócił. Ten dziwny nieznajomy burzył całą moją zmyślną anonimowość, gwarantowaną przez masę obojętnych ludzi. Nie przyszedłem tam nawiązywać znajomości, przyszedłem przyglądać im się z daleka, bez konieczności ingerencji. – Zatańczysz ze mną? – zapytał młodzieniec, jednocześnie opierając się leniwym gestem o blat baru i sięgając po jeden z napełnionych kieliszków. Czarny, elegancki szal, niegdyś zapewne oplatający jego szyję, teraz zwisał w bezładzie na obnażonych ramionach. Koszulka na ramiączkach eksponowała wyraźnie zarysowane obojczyki, a różowa grzywka podkreślała rumieńce na bladych policzkach. Przez chwilę zastanawiałem się, kogo mi ta kąpiąca się w blasku świateł i cieni postać przypomina. W owym młodzieńcu było coś kociego, ale z pewnością chodziło o drapieżną stronę tego słowa. Muzyka zdawała się pulsować w ciemnych oczach, wpatrujących się we mnie ponaglająco, by nie rzec – pożądliwie.

- Ja nie… - zacząłem, ale moja wymówka nie została urzeczywistniona, bo w tym momencie poczułem jak zawartość przed chwilą pełnego kieliszka, ląduje na mojej twarzy, moczy włosy i ubranie.

- Jesteś na dyskotece, więc nie pierdol, że nie tańczysz – powiedział nieznajomy spokojnym tonem, tak samo spokojnym jak jednostajne kocie mruczenie; mruczenie zwiastujące jednak rychły atak.

- Powaliło cię?! – krzyknąłem, z niedowierzaniem spoglądając na samego siebie, czując jak zapach alkoholu w zastraszającym tempie na wskroś mnie przesiąka, piętnując tym samym imprezowym przekleństwem, co całą resztę ludzi zgromadzonych na sali. Pośród tego amoku, koci nieznajomy zdawał się być jedynym panem swego losu, z uwielbieniem kąpiącym się w barwnym zamęcie.

- Jeszcze nie… - odparł chłopak i zanim dotarło do mnie znaczenie tych słów, już czułem zaskakująco chłodną dłoń na przegubie. Jakaś niezmierzona siła ciągnęła mnie w ten bestialski tłum, a ja mimowolnie się jej poddałem. Nie byłem pewien jak do tego doszło. Powodu mogłem upatrywać w rosnącej dezorientacji, wywołanej całym tym nieznajomym i jego nieprzewidywalnymi zachowaniami. Istniało również prawdopodobieństwo, że padłem ofiarą wszechobecnego zaślepienia, płynącego w zadymionym powietrzu, razem z alkoholem i muzyką. Prawda była jednak śmieszna i banalna…

~*~

- Zakochałeś się! – przerwał opowieść Taemin, z iskierkami w oczach wpatrując się w swojego starszego kolegę. Czasami naprawdę zachowywał się jak napalona nastolatka.

- Nie, to nie tak…

- Jak to nie? Przecież to pasuje!

- Minnie… nie można się tak łatwo zakochać... – stwierdził Jonghyun, ale urwał, widząc znaczące spojrzenia swoich przyjaciół. – No okej, może i można, ale to nie zawsze tak działa! Nie każdy trafia na takiego księcia z bajki…

- A ty? Na kogo trafiłeś? – dopytywał Taemin, wykazując się niegasnącym entuzjazmem. Jonghyun przez chwilę milczał, głęboko zastanawiając się nad odpowiedzią. Zamknąć Kibuma w paru zdaniach było zadaniem po prostu niemożliwym do wykonania. Gdyby jednak Jonghyunowi przyszło wybrać jedno jedyne słowo, z pewnością byłby to…

- Chaos – odparł z przekonaniem, smakując brzmienie tego z dawna nieużywanego słowa; słowa noszącego ze sobą zbyt wiele barwnych wspomnień, by móc funkcjonować w języku codziennym. Taemin i Minho przez chwilę milczeli, niepewni jak zinterpretować wypowiedź swojego przyjaciela. W końcu jednak, najmłodszy przerwał dziwną ciszę, która między nimi zapanowała.

- Tańczyliście, prawda? – zapytał, tym samym zmuszając Jonghyuna do wybudzenia się z odrętwienia, w które powoli zaczynał zapadać pod wpływem zbyt wielu obrazów, nagle zalewających jego głowę. Kim czuł, jakby misternie budowana tama nagle pękła, pozwalając rzece bezkarnie rozlać się po polu jego widzenia. Potrząsnął gwałtownie głową i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Taemina.

- Co? – zapytał, a jego długowłosy przyjaciel westchnął teatralnie.

- Czy tańczyliście tamtego dnia w klubie? – powtórzył powoli, tym razem upewniając się, że Jonghyun go słucha.

- Oh… - mruknął starszy, na moment znów tracąc kontakt z rzeczywistością. – Tak, można tak powiedzieć…

- I jak było? – zapytał rozentuzjazmowany Taemin, a Jonghyun po raz pierwszy tego wieczora pozwolił sobie na uśmiech.

- To był… chaos.

~*~

Już w momencie, w którym moje nogi stanęły na parkiecie, byłem niemal pewien, że to wszystko jest snem, nie jawą. W kłębowisku ciał czułem się totalnie osaczony, otoczony niezrozumiałym szaleństwem wypisanym na twarzach, urzeczywistniającym się w nieokiełznanych ruchach. Nie wiem kim była ta część mnie, która zgodziła się dopuścić do tego typu sytuacji. Zawsze trzymałem się z dala od imprez, usilnie przekonując samego siebie, że to tylko odrobina głupoty, zmieszana z przemożną potrzebą marnowania czasu w towarzystwie sobie podobnych osobników. Ale tamtego wieczora było inaczej. Nierzeczywiste przeplatało się z rzeczywistym, dezorientując moje zmysły, uniemożliwiając znalezienie raz zgubionego rozsądku. Myśli mieszały się ze sobą w powietrzu, wdzięcząc się swoimi zniekształconymi konturami, nie pozwalając mi się pochwycić w swojej pierwotnej formie. A pośród tego wszystkiego był on, źródło mojego nagłego obłędu.

Koci nieznajomy zdawał się być niepisanym władcą tej otaczającej nas dziczy, z dumą wypisaną na twarzy, mierząc wzrokiem każdy przepływający obok nas cień. Pulsowanie w kształtnych oczach zdawało się nasilać z każdym muzycznym tonem, dostrajać się do bitu, albo też – co w tamtym momencie wydało mi się prawdopodobne - być jego źródłem. Chłopak odrzucił głowę do tyłu i począł tonąć w bachicznym nurcie, każdym ruchem na nowo budując definicję swojej doskonałości. Wodził dłońmi po własnym ciele, wzlatując na najwyższe poziomy zmysłowości, burząc moje opanowanie, rujnując światopogląd. 

Tamtej nocy ów nieznajomy pokazał mi czym jest wolność. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Jego roziskrzone źrenice wpiły się w moje własne, czyniąc ze mnie więźnia w złotej klatce, jedynego obserwatora istnej ekstazy odbywającej się pod osłoną cieni. To właśnie w oczach chłopaka kryła się cała gama barwnych doznań, towarzyszących spotkaniu jego ciała z nieokiełznaną siłą muzyki, którą śmiałbym zdefiniować na nowo, jako jeden z żywiołów rządzących tym światem. W tych niezwykłych oczach widziałem życie, to czego tak uparcie i beznadziejnie szukałem na barowym stołku i w toni kieliszka, to życie zachęcające słodkim zapomnieniem, zniewalające unoszącą się wraz z dymem papierosowym irracjonalnością chwili. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że dla kogoś istota szczęścia może kryć się w czymś tak prostym. Obserwując owładniętego dźwięcznym rytmem nieznajomego doszedłem jednak do wniosku, że nie ma rzeczy prostych. W jego wykonaniu taniec przestawał być oczywistością, za jaką dotąd miałem zsynchronizowane z muzyką machanie członkami. Ten chłopak sprawił, że taniec urósł w moich oczach do rangi misterium, czegoś niepojętego rozumem, ale przemawiającego do głębi spragnionego niemożliwości serca.

To była wolność w chaosie, wyzwolenie w szaleństwie. Tamtej nocy stałem się częścią owego nieodkrytego dotąd świata.

~*~

- Hyung, nigdy nie mówiłeś, że tak bardzo kochasz tańczyć – odezwał się Taemin, wielkimi oczami wpatrując się w przyjaciela, niepewny czy opowiedziana przezeń historia jest prawdziwa. Ciężko było mu wyobrazić sobie Jonghyuna pochłoniętego przez magię dźwięków, to zupełnie do niego nie pasowało.

- Źle mnie zrozumiałeś – odpowiedział starszy, w zamyśleniu kiwając głową. – Nie chodziło tu o mój taniec… - mruknął, głęboko zastanawiając się jak ubrać swoje myśli w słowa. – Minho, co czujesz, kiedy obserwujesz tańczącego Taemina? – zapytał, zwracając się do milczącego bruneta, który dotąd skupiał się na zabawie końcówkami włosów swojego chłopaka. W odpowiedzi na słowa przyjaciela odchrząknął znacząco, niepewny co powinien powiedzieć.

- Ja… to znaczy… on jest… - zaczął bełkotać, nagle dziwnie zmieszany, co kontrastowało z typowym dla niego stoickim spokojem wypisanym na twarzy. Taemin uśmiechnął się radośnie, aż nazbyt dobrze rozumiejąc bezładną wypowiedź Minho. Odwrócił się, by obdarować oniemiałego bruneta czułym pocałunkiem, po czym z powrotem skupił swoją uwagę na przerwanej opowieści.

- No właśnie… - mruknął Jonghyun, kiwając głową. – Właśnie tak się czułem. W dodatku świadomość, że obserwowanie jakiegoś totalnie obcego mi chłopaka, doprowadza mnie do czystego szaleństwa, wcale nie polepszała sytuacji. Czułem się jak chory napaleniec, jednocześnie ubierając myśli w piękne słowa o życiu i wolności, starając się usprawiedliwić przed samym sobą. Nie chodziło tu więc o mój taniec, ale o jego taniec; taniec tej konkretnej, jedynej takiej na całym świecie osoby.

- I co było dalej, po skończonym tańcu? – zapytał Taemin, nie mogąc już dłużej wytrzymać z ciekawości.

- Nic… 

- Jak to nic?! Nie rozmawialiście ze sobą? – zdziwił się najmłodszy, a Jonghyun westchnął ciężko, mimo wszystko pozwalając sobie na przesiąknięty nostalgią uśmiech.

- Zgubiłem go… zniknął gdzieś w tym chaosie – odparł, starając się nie rozpamiętywać gorzkiego uczucia rozczarowania. Był głupi, budując cały mit niezwykłości wobec jednego zwykłego tańca, dobrze o tym wiedział.

- Wiem – odezwał się niespodziewanie Minho. – Zostawił ci swój numer – raczej oznajmił, niż zapytał, celując palcem w starszego kolegę.

- Skąd wiedziałeś? – zdziwił się Jonghyun, a Choi tylko wzruszył ramionami, wymownie unikając odpowiedzi. Na darmo.

- Właśnie, skąd? Czyżbyś był specjalistą od podrywania? – odezwał się Taemin, aż nazbyt dobrze odczytując niewypowiedziane słowa. Spojrzał na swojego chłopaka, robiąc pełną wyrzutu minę, nieświadomie jednak upodabniając się przy tym do uroczego szczeniaczka.

- Jasne, że jestem, inaczej nie miałbym teraz w ramionach takiego chodzącego ideału – odparł Choi, jak zwykle mając gotową odpowiedź na wszystko. Taemin wywrócił oczami, tym razem sprawnie umykając przed ustami Minho.

- Zadzwoniłeś? – zapytał, a na twarzy Jonghyuna pojawił się dziwny grymas, najpewniej wywołany tamtym wspomnieniem.

- Zorientowałem się dopiero następnego dnia rano, znalazłszy małą karteczkę w kieszeni własnych spodni. Nie mam pojęcia jak udało mu się ją tam umieścić, ale mętlik ponownie rozszalał mi się w głowie. Nie byłem pewien, czy chcę takiej znajomości, bałem się co usłyszę po drugiej stronie słuchawki, jakie nieprzyzwoite propozycje wypłyną z ust tego króla parkietu, który w światle dnia jawił mi się jak odległe wspomnienie, zbyt nierealne, by okazać się rzeczywistym. Nie chciałem być facetem na jedną noc, a byłem świadom, że prawdopodobnie o to temu nieznajomemu chodziło. Mimo to, ciało nie współpracowało z umysłem. Pragnąłem jeszcze raz utonąć w pulsującej melodii jego dziwnego spojrzenia.

- Zadzwoniłeś czy nie?! – zniecierpliwił się najmłodszy.

- Tak, jasne, że tak… - odparł Jonghyun z krzywym uśmiechem.

- I co? Umówiliście się?

- Nie do końca…

- Jak to? Olał cię? – oburzył się Taemin, ale Jonghyun pokręcił głową.

- Nie, to nie tak…

- To co powiedział? – dopytywał najmłodszy, a Kim westchnął, przywołując w pamięci tamte niezrozumiałe i niepokojące słowa, które mógłby wyrecytować nawet wyrwany ze snu w środku nocy.

- „Szukasz króla parkietu? Na próżno. Tamten Key umarł i już nie zmartwychwstanie. Rozsypię jego marne popioły nad rzeką Han, może wiatr zmiecie resztki jego istnienia z powierzchni tej ziemi…”

~*~

To samo brudne miejsce, to samo pozbawione tlenu powietrze, ta sama bezkształtna falująca masa ludzi. Znów tam byłem, znów pozwoliłem sobie na bezsens własnego wieczora. Tym razem jednak, miałem konkretny cel. Łudziłem się, że mój koci nieznajomy zjawi się w klubie, miałem cichą i mimowolną nadzieję, że doświadczę déjà vu, że znów utonę w misternej mgiełce otaczającej tę nierealną postać. Wciąż rozbrzmiewał mi w uszach jego zachrypnięty głos. „Key umarł…” – powiedział sam o sobie, a ja zachodziłem w głowę, o co tak naprawdę chodziło. Może to głupie, może naiwne, ale chciałem go poznać. Po prostu. Chciałem znaleźć odpowiedzi na pojawiające się znikąd pytania, chciałem zgłębić tajemnicę dwóch ciemnych kręgów, które były zdolne przygwoździć mnie do tanecznego parkietu. A może zwyczajnie nie wiedziałem, co zrobić ze swoim czasem? Samotny człowiek, egzystujący w imitacji życia, jak ćma lgnie do świateł niedostępnej dlań zabawy, tchnącej obietnicą upragnionego spełnienia. W moich oczach ów nieznajomy był właśnie ucieleśnieniem tych cichych pragnień. Obejmując władzę nad parkietem zdawał się trzymać w dłoniach pełnię życia, rozsiewać ją wokół siebie, pławić się w niej z bezwstydną, dla mnie niedostępną radością, ogarniającą głębię oczu. Łaknąłem tej beztroski, chciałem z niej czerpać, nauczyć się żyć w taki sposób, żeby z każdej trwającej chwili czerpać garściami prawdziwe kolory świata, dotąd pozostające poza moim zasięgiem.

- Uparciuch z ciebie. – Wzdrygnąłem się, czując ciepły oddech na karku. Odwróciłem się, by wzrokiem napotkać rozciągnięte w uśmiechu usta i jaśniejące psotnością oczy. – Aż tak cię oczarowałem? – zapytał Key, puszczając oczko z taką wyćwiczoną zalotnością, jakby robił to co najmniej kilka razy dziennie. Odchrząknąłem, nagle niepewny czy czekanie na niego było takim świetnym pomysłem, jak mi się z początku wydawało. Na domiar złego, moje oczy zupełnie nie chciały współpracować z umysłem, zakradając się na połacie obnażonej skóry ramion chłopaka, bezkarnie wędrując wzdłuż linii szczęki. Wszystko co sobie obmyśliłem, ogół wyrafinowanych teorii o życiu i szczęściu, to wszystko naraz zniknęło, rozpłynęło się w mrokach sali, rozpuściło się w zapachu perfum. Ogłupiałem w natłoku wrażeń, utonąłem w pustce własnego umysłu. – Zatańczysz ze mną? – usłyszałem znów, tym razem dużo ciszej, a ów szept zdawał się nie znosić sprzeciwu. Albo to zwyczajnie ja sam nie chciałem oponować, poddając się porywczości tamtej chwili. Wstałem, bez słowa kierując swoje kroki w stronę parkietu. Myślałem, że Key za mną podąży, ale zamiast tego poczułem jego dłoń na ramieniu. Zatrzymałem się, czując że mój kark znów pada ofiarą jego ciepłego oddechu. – Nie tutaj będziemy tańczyć… - wyszeptał, po czym pociągnął mnie za rękę w stronę jakichś drzwi. Już w tamtym momencie powinienem był się wycofać, porzucić wspomnienie zadymionego klubu i równie mglistych oczu, wrócić do przyzwoitości dnia codziennego. A mimo to byłem zbyt słaby, by oprzeć się ciągnącej mnie w mroki korytarza postaci. Zdawał się znać labirynt prywatnych pokoi na pamięć, prowadząc mnie w sobie tylko znanym kierunku. Dobrze wiedziałem, że przemierzał tę drogę już miliony razy w życiu, trzymając za ręce innych wyłowionych z tłumu szczęśliwców, zbyt zaślepionych, by myśleć o moralności. Nie byłem od nich lepszy, pozwalając się zaciągnąć do jednej ze skromnie urządzonych sypialni, istniejących w jednym tylko celu.

- Rozgość się – powiedział Key lekkim tonem, wskazując mi lodówkę wypełnioną po brzegi butelkami piwa. Posłusznie podążyłem w jej stronę, starając się nie myśleć i nie analizować sytuacji, w której się znalazłem. Wyciągnąłem jedną butelkę, wyciągnąłem drugą. W momencie, w którym zacząłem przetrząsać szuflady w poszukiwaniu otwieracza, mały pokoik wypełniła muzyka, sącząca się zdradliwą nutą ze stojącego w kącie odtwarzacza. Powoli odwróciłem głowę, i wbrew własnej woli głośno wciągnąłem powietrze.

Key uśmiechnął się z satysfakcją, najwyraźniej zadowolony z mojej reakcji. Leżał rozparty na łóżku, w iście uwodzicielskiej pozie. Szczerze mówiąc, nie musiał robić wiele, by uchodzić za rasowego kusiciela, on po prostu miał to we krwi. Półmrok panujący w pomieszczeniu wyraźną kreską wyznaczał rysy twarzy, na której malowała się ta szczególna, niewymuszona seksowność, której z trudem byłem w stanie się oprzeć. Key leniwym gestem przesunął dłonią po własnym ciele, przymykając powieki, zagryzając wargę. Nie pamiętam jak to się stało, ale chwilę później siedziałem na łóżku, ciesząc oczy każdym fragmentem skóry, wyłaniającym się spod splątanych tkanin ubrania. – Zatańczmy, psiaczku – wymruczał Key, znów wpijając się we mnie zdradliwym, pożądliwym spojrzeniem.

- To głupie… - powiedziałem, zaskakując nie tylko mojego towarzysza, ale i samego siebie. Przez chwilę mierzył mnie przeciągłym spojrzeniem, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do takiej bezsensownej postawy. Przecież przyszedłem tu z nim dobrowolnie, skąd więc ten nagły pomysł na refleksje?

- Słucham? – zapytał z ostrzegawczą nutą w głosie, najwyraźniej dając mi jeszcze kilka sekund na przemyślenie swojego idiotycznego postępowania.

- Więc to tym się zajmujesz? – zapytałem, rozkładając ramiona, z uniesionymi brwiami szukając na jego twarzy choćby drobnego śladu wstydu. Nie znalazłem. Key uśmiechnął się szelmowsko.

- To w tym tkwi istota życia, nie sądzisz? Robię co mi się żywnie podoba, nie myśląc o wczoraj, nie martwiąc się jutrem. To mój klucz do wolności – odpowiedział z przekonaniem. Jego słowa mnie zaskoczyły i zdezorientowały na tyle, że nie zareagowałem kiedy zbliżył się do mnie, kolanami tonąc w splotach pościeli. – Czyżbym nie był wystarczająco pociągający? – wymruczał mi do ucha niskim, zachrypniętym głosem, wprawiając w ruch najgorsze instynkty. W tamtym momencie chciałem wyjść. Chciałem zostawić go samego w jego rozpuście, porzucić tę narzuconą mi rolę jedno-nocnego towarzysza zabawy. Ale poległem na polu stoczonej o moralność bitwy.

- Nawet nie wiesz, jak mam na imię… - powiedziałem słabo, łapiąc się ostatniej twierdzy obronnej w swoim nadmiernie rozpalonym umyśle.

- Czy to ważne… - mruknął, pochylając się nade mną, ustami niemal dosięgając moich warg.

- Jonghyun – przedstawiłem się, nie chcąc zostać zapamiętany jako anonim, który pewnego razu przewinął się przez łóżko kociego króla. Key przez chwilę trwał w bezruchu, patrząc mi głęboko w oczy, rzucając na mnie sobie tylko znane zaklęcie. Przestrzeń wokół nas milczała uparcie, i nawet dobiegająca z kąta muzyka nie była dość głośna, by zakłócić tę pozorną bezdźwięczność zaprawioną o bicie dwóch serc.

- Jonghyun – powtórzył Key cicho, po czym dokonał się ten wiszący w powietrzu taniec,  kompozycja warg i języków, urzeczywistniających pragnienia ciał. Z początku Key naparł na mnie, z typową dla niego pewnością siebie kierując każdym kolejnym ruchem, onieśmielając swoją gracją, pokrywającą żywe pożądanie, płonące w dwóch głębiach źrenic. Nie trwało to jednak długo. Dosyć szybko poczułem jak jego dominacja słabnie, jak poddaje mi się, jak oczekuje ode mnie poprowadzenia tego tańca do końca. W tamtym momencie zacząłem się wahać. Miałem władzę nad sytuacją, mogłem oderwać się od tych grzesznych ust i po prostu wyjść. Dla niego to była noc jak każda inna. We mnie zaś, toczyła się walka o honor i o własne dobro. Wiedziałem, że on nawet nie zapamięta mojego imienia. Za to ja będę o nim myślał przez kolejne dni i tygodnie, wyniszczając się wspomnieniem o smaku tych czarujących ust, o zapachu perfum, zwiastującym rychłe zawirowania w rutynie mojego życia. Powinienem był odpuścić, póki nie było za późno. Zamiast tego, przecząc samemu sobie, przekreślając wszystkie pojawiające się w głowie znaki wykrzyknienia, naparłem na Key ze zdwojoną siłą, dając upust niespożytkowanym pokładom żaru, który wymknął się spod kontroli umysłu. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zabrakło miejsca na łóżku i Key zwyczajnie z niego spadł. Nie to było jednak najbardziej szokujące, ale jego późniejsze zachowanie.

- Nic ci nie jest? – zapytałem, powoli wracając do zdrowych zmysłów. Wychyliłem się za krawędź łóżka. Key leżał na plecach, w połowie zaplątany w kołdrę. Leżał i patrzył w sufit. Przez chwilę panowała cisza, tym razem dużo bardziej dobitna, bo płyta w odtwarzaczu już dawno przestała się kręcić. Coś dziwnego zawisło w powietrzu, coś dziwnego błysnęło na twarzy Key, a zaraz potem od ścian pokoju odbił się jego głośny śmiech. Śmiał się, pustym spojrzeniem uczepiwszy się sufitu, śmiał się, a z jego twarzy zniknęła tajemniczość, zniknęła uwodzicielskość, ustępując miejsca gorzkiemu wykrzywieniu ust, przygaszonemu blaskowi oczu. – Key?

- Na co czekasz, co? Bierz mnie na podłodze, skoro nie jestem dość dobry, żeby robić to w łóżku! – zakrzyknął rozpaczliwie, w dalszym ciągu trzęsąc się od tego obłąkańczego śmiechu, który zimną melodią wwiercał mi się w uszy. – Jestem panem imprezy, bierz mnie póki możesz! Drugiej takiej okazji nie dostaniesz od losu – mówił dalej, pogrążając się w swojej beznadziei, gubiąc wartość własnego istnienia. W tamtym momencie przypomniały mi się słowa, które usłyszałem podczas rozmowy telefonicznej. Oto leżał przede mną koci uwodziciel, ten sam który złamał moje opanowanie, który rozbudził plugawe żądze. Leżał, usiłując nie rozpaść się na drobne kawałki, nie zgubić się w labiryncie swojego życia.

- Klucz do wolności, hm? – mruknąłem zgryźliwie, po czym zsunąłem się z łóżka, znajdując miejsce na twardej podłodze, tuż obok Key. Przez chwilę nie reagował, czekając na moje dalsze pocałunki, na kolejną dawkę pożądliwego dotyku. Kiedy jednak nie zrobiłem nic więcej, powoli odwrócił głowę w moją stronę. Jego spojrzenie było tak okropnie pogmatwane, tak szalenie chaotyczne. Ile sprzecznych myśli i emocji musiało się kryć za osłoną tych ciemnych źrenic?

- Brzydzisz się mną? – zapytał cicho, wręcz rozpaczliwie. – Muszę wyglądać fatalnie – dodał, przecierając twarz dłonią. Zaskoczyły mnie jego słowa. Nawet w tamtym momencie był piękny, skąpany w cieniach swojej poplątanej egzystencji, obnażony w swojej wrażliwości.

- Każdy czasem wygląda fatalnie – odpowiedziałem tylko, po czym naciągnąłem kołdrę na drżące w upale i duchocie pomieszczenia ramiona. Jeszcze przez chwilę patrzył na mnie z mieszanką niepewności i wymuszonej drwiny.

- Jesteś idiotą – oznajmił w końcu. – Powinieneś korzystać z okazji, a nie… - Nie dokończył zdania, bo zdecydowanym ruchem przygarnąłem go do siebie i objąłem ramieniem. Na moment zesztywniał, jakby nie przyzwyczajony do tego prostego sposobu okazywania czułości; czułości nie pragnącej nic w zamian. W końcu jednak poddał się rytmowi mojego oddechu, przymykając oczy, chowając się w ułudzie bezpieczeństwa. Leżeliśmy tak długo, a moje myśli krążyły swobodnie po pokoju, odbijały się od szarych ścian, wracały, by po chwili znów ulecieć. Nie byłem pewien w co się wplątałem i jak głupie było moje zachowanie, nie potrafiłem jednak oprzeć się poczuciu, że ten zagubiony chłopak potrzebuje mojej pomocy, że moim obowiązkiem jest jakoś poukładać jego poplątane życie.

- Jonghyun? – odezwał się cichy głos, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na wtulonego we mnie chłopaka, który teraz wydawał się taki kruchy i bezbronny, jakby był zupełnie innym człowiekiem niż poznany przeze mnie koci król.

- Hm? – mruknąłem, nie wiedząc czego się po nim spodziewać. Był zmienny jak wiosenne popołudnie, niezdolny jednoznacznie ustabilizować się w swoim zachowaniu.

- Chyba Key znów umiera… - szepnął cicho, mimo to wyraźnie kreśląc te dziwne słowa w dzielącej nas przestrzeni. – Oby więcej nie wracał… - dodał niemal bezdźwięcznie, po czym znów zamknął oczy, tym razem pozwalając sobie odciąć się od zagmatwanej świadomości, zasnąć z łagodnym wyrazem twarzy.

~*~

- To jest takie romantyczne! – wykrzyknął Taemin, chaotycznie machając rękami.

- Nie do końca… - wtrącił Jonghyun, ale nie był w stanie zmienić zdania swojego młodszego kolegi.

- Oczywiście, że tak! Zostałeś jego bezpieczną kryjówką, dostrzegając pod maską pozorów prawdziwego, wrażliwego Kibuma!

- Otóż, nie… w zasadzie to…

- Hyung, co było dalej? Zostaliście parą? – dopytywał Taemin, nie dając się zbić z tropu. Jonghyun westchnął głośno, nieco już zmęczony tą opowieścią. Dla jego młodego przyjaciela wszystko było takie proste, jakby wciąż nie wyzbył się tej dziecinnej naiwności, tej prostoty w patrzeniu na świat. Rzeczywistość był jednak zupełnie inna, boleśnie trudna.

- Nasza relacja była dość… pogmatwana – powiedział w końcu, niepewny jak to wytłumaczyć, jak dać przyjaciołom odpowiedni obraz tamtych burzliwych dni.

- Ale przecież wszystko już się ułożyło! – wykrzyknął najmłodszy, najwyraźniej zupełnie nie dostrzegając błędów swojego rozumowania. – Nie mogliście po prostu…

- Taemin – odezwał się Minho ostrzegawczym tonem. Młodszy spojrzał na niego z wyrzutem, ale posłusznie umilkł, oddając opowieść z powrotem w ręce jej właściciela.

- To było skomplikowane… on był skomplikowany… - stwierdził Jonghyun, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że mówi w sposób niezrozumiały dla swoich przyjaciół. – On był zaskakującą w swoich kontrastach sprzecznością – wyjaśnił, garściami łapiąc umykające w popłochu wspomnienia. – Po tamtej cichej, spędzonej w melodii oddechów nocy, rozeszliśmy się w swoje strony. Myślałem, że może zadzwoni, albo chociaż napisze wiadomość. Łudziłem się, że tamte cichociemne minuty i godziny nabrały dla niego jakiegoś specjalnego znaczenia, jak to było w moim przypadku. Spotkały mnie jednak długie chwile milczenia, przerywane jedynie tykaniem zegarka. Długo zajęło mi zebranie się w sobie, żeby poczynić pierwszy krok. I nawet kiedy odważyłem się zadzwonić, otrzymałem zaledwie kilka słów wymówek. Za dnia Kibum był nieosiągalny, unikał mnie jak tylko potrafił. Za to w nocy… Pewnego razu postanowiłem zadzwonić wieczorem. Key nie tylko odebrał, ale wręcz z entuzjazmem przystał na propozycję spotkania.

- Nie rozumiem – stwierdził Taemin, marszcząc brwi, starając się nadążyć za opowieścią swojego przyjaciela.

- I ja również nie rozumiałem – oznajmił Jonghyun, powoli kiwając głową. – Potrzebowałem wielu dni i nocy, żeby pojąć istotę Kim Kibuma. Każdy uśmiech, każdy błysk oczu rzucał mi nowe światło na jego postać. Kibum był cholernie zagubiony, zaplątany w życie, które sam sobie zbudował. Omotany własną iluzją szczęścia. W imprezowaniu istotnie nie miał sobie równych. Potrafił szaleć całą noc, tonąc w wirze barw i dźwięków, zatracając się w zmysłowości chwili, szukając w tym wszystkim samego siebie, takiego jakim chciał być – silnego, pewnego siebie, odpornego na życie i ludzi. Tygodnie mijały, a ja z coraz większą wyrazistością widziałem, jak światło dnia odkrywa wszystkie mankamenty, które pozostawały niewidoczne nocą. Czasem czułem się, jakbym miał do czynienia z dwoma różnymi osobami. Kibum był cichy i spokojny, chowający się w cieniach i szarościach świtu, próbujący poradzić sobie z sypiącymi się na głowę kompleksami, z drastycznie obniżonym poczuciem własnej wartości. Kibum cały czas, nieustannie prowadził walkę z Key, który chciał szaleństwa, pragnął chaosu, w którym mógłby poczuć się swobodnie i bezpiecznie, który paradoksalnie był mu kryjówką. Z czasem pojąłem te słowa, które usłyszałem tamtego dnia w słuchawce telefonu. „Key umarł” znaczyło tyle, co „porzucam to życie, chcę znów być normalny”. Problem tkwił w tym, że nigdy nie wychodziło mu to zrywanie z nocną stroną swojej osobowości. Zawsze przegrywał walkę, znów wychodząc z domu w mgiełce perfum, przyodziany w kocie spojrzenie i kpiący z całego świata uśmiech. – Jonghyun przerwał, powoli gubiąc się w słowach, które cisnęły mu się na usta.

- A ty, hyung? – odezwał się Minho. – Jaką ty odgrywałeś rolę?

- Byłem, po prostu – odparł bez wahania. – Starałem się trwać, usiłowałem swoją subtelną obecnością stanowić dla niego punkt odniesienia, stałe oparcie w tym bałaganie jego życia.

- I jak ci to wychodziło? – zapytał młodszy, a Jonghyun westchnął ciężko.

- Średnio… czasem traktował mnie jako powietrze. Sam nie wiem, jakim cudem zniosłem wszystkie jego humory. Może determinacji dostarczały mi te wyjątkowe momenty, te krótkie chwile, w których mogłem dostrzec zmiany w zachowaniu Kibuma. Starał się, starał się coraz bardziej wyjść z tego bagna, wrócić do normalnego życia, porzucić hulankę i rozpustę za sobą.

- To twoja zasługa, hyung – powiedział Taemin z przekonaniem kiwając głową. Jonghyun odpowiedział mu uśmiechem.

- Być może… Nie przeczę, czasami bywałem z siebie naprawdę dumny, kiedy udawało mi się zatrzymać go w domu, albo zabrać na pizzę wieczorem. Odciąć go od uzależniającego świata imprez. I choć Kibum nigdy by się do tego nie przyznał, to czułem, że w pewien sposób się do mnie przywiązał. Zaczął wykazywać się coraz większą swobodą w moim towarzystwie. Nie nazwałbym tego pełnym zaufaniem, coś takiego chyba nie było w jego przypadku możliwe. Ale wiedział, że chcę dla niego dobrze, pozwalał mi być w pobliżu, czasami nawet czerpiąc zamaskowaną pod złośliwymi uwagami radość z tych spotkań.

- Po prostu się w tobie zakochał – wciął się Taemin, ale szybko zamilkł pod wpływem dwóch zniecierpliwionych spojrzeń.

- To nie do końca tak… - stwierdził Jonghyun, marszcząc brwi. – Nie byliśmy parą, a od czasu tej nocy spędzonej na podłodze, nawet go nie dotknąłem…

- Jak to? – Oczy najmłodszego zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

- Nie chciałem, żeby czuł się przy mnie tak samo, jak przy tych wszystkich facetach, którzy przewijali się przez jego łóżko, a że takowi w dalszym ciągu istnieli, dobrze wiedziałem. Nie to chciałem uzyskać, bałem się, że jeśli poczynię krok w tę stronę, Kibum totalnie zamknie się na moje dobre intencje, jednym trzaśnięciem drzwi zburzy budowaną misternie relację. Kibum  potrzebował przyjaciela, kogoś, kto zrozumie jego problemy, subtelnie nawróci na dobrą drogę, kiedy to konieczne, nie oczekując w zamian nic, ponad parę godzin spędzonych na gotowaniu czy oglądaniu filmów.

- Więc jak to się stało, że w końcu się zeszliście? Nie wytrzymałeś? – zapytał Minho, a Jonghyun znów pokręcił głową, unosząc jeden kącik ust do góry.

- On nie wytrzymał.

~*~

Z impetem odstawiłem na blat baru opróżniony po raz kolejny kieliszek, wywołując przy tym hałas, śmiało przedzierający się przez zatęchłą ciszę lokalu. Nie byłem do końca pewien w jakim celu Kibum zaprosił mnie w to obskurne miejsce, zaskakująco i całkowicie puste, stanowiące dziwny kontrast dla przeważnie przez nas odwiedzanych klubów.

- Co ty robisz, hm? –zapytałem, obserwując jak Kibum zawiesza na drzwiach wyjściowych kartonik z napisem „Nieczynne” i odwraca się, zmierzając w stronę parkietu.

- Doszedłem do wniosku, że najwyższy czas na mały trening – oznajmił, spoglądając na mnie przelotnie.

- Trening? – zapytałem, zupełnie zbity z tropu. Kibum uśmiechnął się przebiegle.

- Czasem chodzisz ze mną do klubów i na dyskoteki, a ty przecież najzwyczajniej w świecie nie umiesz tańczyć! – oznajmił, kręcąc głową z politowaniem.

- Nie, nawet o tym nie myśl… - powiedziałem ostrzegawczym tonem. Na nic jednak była moja sroga mina, w starciu z uporem w oczach Kim Kibuma. Dziwny wyraz błąkał się po jego twarzy. Wyraz, który czasem zakradał się w okolice oczu czy ust, a który przeważnie znikał, ile razy udawało mi się go uchwycić. Coś wadziło mi w jego półuśmiechu, coś przeszkadzało i irytowało, wywołując nieuzasadniony ucisk w piersi. – Hyung, włącz muzykę – poprosił, a ja obrzuciłem go zdumionym spojrzeniem. Błysk w jego oczach, w których na dobre rozgościły się wszystkie okoliczne cienie sprawił, że przez chwilę miałem faktyczną ochotę spełnić jego prośbę. Zaraz jednak na powrót upomniał się o uwagę mój zdrowy rozsądek, i machnąłem lekceważąco ręką.

- Daruj sobie te wygłupy… - mruknąłem od niechcenia, kątem oka cały czas obserwując jego reakcję. Key, jak można się było tego spodziewać, zupełnie nie przejął się moją postawą. Bez słowa ruszył w kierunku drapieżnie błyszczących desek parkietu. Coś niepokojącego rodziło się w otaczającym nas powietrzu, coś szemrało wśród cieni, upominało się o uwagę w głębi mojego ciała i umysłu. Coś rzęziło w piersi, kiedy obserwowałem jak Kibum staje pośrodku parkietu i unosi swoje paraliżujące spojrzenie, krępując mnie, wiążąc, nie pozwalając oderwać wzroku. Znałem go od kilku tygodni, a wciąż był dla mnie zagadką, wciąż stanowił tajemnicę, ze swoimi ciemnymi oczami, stanowiącymi kryjówkę cieni, z pełnymi ustami, wiecznie goszczącymi nieodgadniony wyraz. Nie wiedziałem  czy to kwestia niemożności dłuższego zniesienia tej dziwnej relacji, która nas łączyła, czy też wychylonych kieliszków alkoholu, ale na moment dopuściłem do siebie myśl, że Kibum jest niesamowicie seksowny, w tej pomiętej koszuli i tych poznaczonych dziurami na kolanach spodniach. Był to moment krótki, ale wystarczająco szalony, żeby wywołać szybsze bicie serca.

- Hyung, włącz muzykę – poprosił znów Key, dziwnie niskim i zmysłowym głosem, wywołującym ciarki na moich plecach.

- Proszę… - mruknąłem, starając się oderwać wzrok od jego twarzy. Zdawało mi się, że te wszystkie cienie kłębiące się w tęczówkach Kibuma, naraz wypełzły z dwóch ciemnych kręgów, uwolniły się z nich w momencie, w którym chłopak gwałtownym gestem uniósł ręce nad głowę. – Kibum? – rzuciłem, starając się samym tonem swojego głosu ostrzec go, żeby zaprzestał swoich absurdalnych działań. Chciałem go powstrzymać, nie wiem nawet czemu. Po prostu czułem, że jeszcze chwila patrzenia na tego skąpanego w cieniach chłopaka, z nieodgadnioną miną zarysowaną w wykrzywieniu ust, w kącikach oczu, a nie wytrzymam, coś we mnie zawrze, wybuchnie, zbuduje w moim wnętrzu jakieś szalone uczucie, którego wolałem nie być świadkiem.

Key, obojętny na trawiącą mnie z coraz większą zawziętością gorączkę, zatoczył nogą krąg po podłodze, układając swoje ciało w jakąś figurę.

- Kibum, co ty wyczyniasz? – Teraz już nawet sam sobie nie mogłem wmówić, że mój głos nie drży. Lampy przygasły, albo po prostu moje oczy straciły zdolność pełnego odbierania kolorów. Obraz przyćmił się, kiedy Key po raz pierwszy poruszył biodrami. Chciałem oderwać wzrok, chciałem zapomnieć. Zapomnieć ten wyraz królujący na jego twarzy, wyraz palący, niepokojący. A może raczej zapomnieć, że postanowiłem opierać się swoim pragnieniom, poddać się temu rytmowi, tej melodii, w takt której ciało Kibuma falowało, kusiło, odgrywało dziwny spektakl, z niewiadomych powodów przeznaczony jedynie dla moich oczu. 

Chłopak przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, tonąc w nurcie własnych ruchów, leniwie dostrajających się do szeptów zaległego na krzesłach kurzu, do pomruków buzującego w lampach prądu. Kibum tańczył, tańczył bez muzyki i bez opamiętania. I nawet nie byłem już do końca pewny czy wokół faktycznie panowała cisza, czy może piosenka śmiało wygrywana przez moje rozpalone serce, unosiła się w powietrzu, mieszała się z zapachem alkoholu i nikotyny, docierała do Key, stanowiąc podkład dla jego ruchów. Dym papierosowy uwalniał się powoli, rysował szalone kształty, płynnie okalające drobną postać, przemieszczającą się po parkiecie, który nigdy wcześniej nie wydawał się tak pociągający.

Krew rwała się we mnie, wartko płynąc w żyłach, nakłaniając i nawołując, zakłócając logiczne myślenie. Krew ciągnęła mnie ku deskom parkietu, ku pogrążonemu w tańcu Kibumowi, żądając odrobiny szaleństwa, dozy zapomnienia.

Nie wiem jaki czar ten chłopak na mnie rzucił, ani dlaczego to zrobił.

Nie wiem skąd wzięły się te pokłady obłędu, które we mnie wyzwolił.

Nie wiem też, doprawdy nie wiem, kiedy i jak to się stało, że znalazłem się na tym terenie ocienionym przez jego sylwetkę. Wiem tylko, że zbliżałem się do niego powoli, z każdym krokiem pozostawiając za sobą logiczne myślenie, które niespodziewanie ulotniło się z moich płuc razem z dymem, i uwięzło w jego subtelnych smugach znaczących przestrzeń.

W końcu stanąłem tuż przed Key, bezwstydnie ciesząc oczy smukłym ciałem, zakradając się spojrzeniem na połacie białej skóry ramion i szyi. Chłopak tańczył ze światłem i cieniem, a ja nie mogłem nacieszyć się kształtem jego nóg, zakrzywieniem kręgosłupa. Tak bardzo chciałem go dotknąć, pragnąłem dać ponieść się temu samemu rytmowi, który kierował członkami tancerza. Mimo to stałem w bezruchu, utknąłem gdzieś między rozsądkiem umysłu, a szaleństwem ciała. I byłbym nawet pokonał swoje instynkty, gdyby nie to, że nagle Kibum uniósł wzrok.

Płonące spojrzenie ciemnych oczu zdawało się krzyczeć i szeptać, namawiać i prowokować, tonąć w cieniach i wdzięczyć się jasnością lamp. Wola złamała się, posypała i rozwiała, znikając bez śladu, pokonana przez ciało. Przywarłem do Kibuma, obejmując go w ciasno w pasie, a on dalej tańczył, pozwalając mi dostroić się do swoich zmysłowych ruchów. Do szaleństwa doprowadzały mnie jego nogi, odtwarzające kolejne kroki, jego biodra, poruszające się hipnotyzującym rytmem tuż przy moich własnych. Każdy, najdrobniejszy gest, zmieniał mnie w żywą pochodnię. Key wciąż dostrajał się do rytmu mojego serca, ale jego ruchy były coraz bardziej niedbałe, jakby niedokończone, ograniczone przez moje ramiona. Trwaliśmy przez moment w tej imitacji tańca, traktując ów dziwny stan jako pretekst do wzajemnej bliskości. Uwiązani między pragnieniem, a rozsądkiem.

Bez reszty utonąłem w tych oczach, przyozdobionych dojrzałością czerni, tak znajomych, a tak niepasujących do bezbronności, którą zwykłem z rozczuleniem dostrzegać w miękkości ust, w zaróżowieniu policzków. Jakaś szalona zmiana zaszła w tańczącym w moich ramionach chłopaku, nie byłem w stanie stwierdzić czy mam do czynienia z Kibumem czy z Key. W cieniu jego rzęs zawsze kryło się coś niesamowitego, co tylko czekało na szansę, by znaleźć drogę do oczu, a co za tym idzie – do duszy. Teraz Kibum dopuścił tę skrywaną stronę siebie do głosu, pozwolił spotkać się swoim dwóm wcieleniom, zmieszać im się w głębinie spojrzenia, dając tym samym jedyny i niepowtarzalny, prawdziwy obraz Kim Kibuma, wyrażającego w tańcu zadziwiającą gamę barwnych emocji.

W końcu, usta nie wytrzymały napięcia, wyrwały się z łańcuchów woli, przywarły do siebie, spragnione tej natarczywej bliskości. Szalałem. Szalałem, a moje ciało razem ze mną. Zwariowałem na punkcie tego drżącego w moich ramionach chłopaka, który do mistrzostwa opanował sztukę dobierania kontrastów i przywdziewania ich na tle szarości życia.

Tamtego dnia pozwoliłem sobie i swojemu ciału na tę słodką wolność, do której Key namawiał mnie wiele dni wcześniej. W szmerze kurzu i w połysku lamp, w pełni oddaliśmy się temu jedynemu w swoim rodzaju tańcowi, który zmieniał emocje i myśli w kolejne ruchy i figury, misternie budujące niepowtarzalną mozaikę westchnień i szeptów, sporadycznie wzbogacanych mniej subtelnymi odgłosami. Czy to była to miłość, czy zwykłe pożądanie? Nie wiedziałem. Takie kwestie schodzą na plan boczny w obliczu zmysłowości ciał. Taniec nie potrzebuje refleksji, taniec to misterium uczuć, zdążyłem się już tego nauczyć podczas tych nocy spędzonych na obserwowaniu kocich poczynań mojego towarzysza. To był pierwszy raz, kiedy kawałek po kawałku, oddech po oddechu, zatraciłem się w magii chaosu, który dla Key był całym odmiennym, lepszym światem.

~*~

Taemin słuchał z wypiekami na twarzy, wprawiając Jonghyuna w niemałe zakłopotanie. Mógł darować sobie szczegóły tej opowieści, ale nie panował już nad tym, co mówił. Czuł niewypowiedzianą ulgę, wyrzucając z siebie kolejne ciążące mu słowa, dzieląc się ze światem tym cudem natury, którym był Kim Kibum, niezgłębiony i pozostający tajemnicą nawet dla niego samego. Do samego końca.

- Nie – powiedział, zanim jego młodszy kolega zdążył zadać jakiekolwiek pytanie. – Nie było tak kolorowo, jak sobie zapewne wyobrażasz, Minnie – oznajmił twardym tonem. – W tamtych dniach byłem bardzo naiwny, zmęczony ciągłym trzymaniem się na dystans, potrzebujący nieco stabilności w życiu. Dlatego tak łatwo uwierzyłem, że udało mi się na tę stabilność zapracować, że Kibum od tej pory będzie wolny spod jarzma swojego imprezowego uzależnienia, bo po co miał chodzić do klubów, skoro mógł zostać w domu, ze mną? Tak właśnie myślałem, i to było najgłupsze, na co mogłem się zdobyć.

- Kibum jednak cię nie kochał? – wyszeptał Taemin, zakrywając usta dłonią, ale Jonghyun zaśmiał się krótko, w słodko-gorzkim tonie.

- Kochał. Kochał dziwnie i po swojemu. Kochał rano, opuszczał wieczorem. Kochał przez minutę, ignorował przez resztę dnia – opowiadał Kim, cały czas pozwalając sobie na czuły, przesiąknięty nostalgią uśmiech.

- A ty to znosiłeś? – zapytał Minho z przekorą, ale Kim tylko pokiwał głową, z dziwną powagą na twarzy.

- Cóż innego mi pozostało? Omotał mnie, zaczarował. Nie mogłem odpuścić. Zarówno Key, jak i Kibum, obaj działali na mnie na tak odmienne, ale równie piorunujące sposoby…

- Wpadłeś po uszy, hyung! – odezwał się Taemin, tym razem pewny swoich słów.

- Nie przeczę… gdybyście go tylko znali… zrozumielibyście, jak to jest… - powiedział, ale po chwili pokręcił gwałtownie głową, usiłując nie poddać się znów mgiełce wspomnień. – Cóż, sielanka nigdy między nami nie istniała. Czas spędzony z Key to najbardziej burzliwe dni mojego życia. Początkowa ułuda i iluzja szczęścia szybko ustąpiły napierającej świadomości, że coś się dzieje, coś dużo gorszego niż dotychczas. Key totalnie zatracił się w nałogach. Z początku udawałem, że tego nie widzę, że nie dostrzegam powagi sytuacji. No bo każdemu zdarza się trochę popić, nie? Tyle, że bardzo szybko wszystko zaszło dużo za daleko, a każdy kolejny dzień stanowił dla Kibuma totalne wyniszczenie.

- Co zrobiłeś? – zapytał Taemin, wpatrując się w Jonghyuna wielkimi oczami.

- Próbowałem… rozmawiać… - odparł Kim, zwieszając głowę, wpatrując się w swoje dłonie. – Ale powiedzcie mi szczerze, czy ktoś taki jak Key posłuchałby kogoś takiego jak ja? On nikogo nie słuchał i robił, co mu się żywnie podobało. Wiedział, że to go zniszczy, był tego świadom. Dlatego nie mogłem zrozumieć, dlaczego poddaje się w walce. Do czasu. Pewnego wieczora, po wyjątkowo żarliwej kłótni, kiedy myślałem, że wyjdzie, trzaśnie drzwiami i nie wróci przez najbliższy tydzień, on totalnie mnie zaskoczył. Przyszedł do mnie po cichu, cały w nieładzie, zupełnie w rozsypce. Pamiętam, że spojrzałem na niego twardo, ale w jego oczach czaiły się szkiełka łez, które ledwo powstrzymywał. Zanim zdążyłem zareagować, Kibum opadł na podłogę, wtulając twarz w moje nogi, obejmując mnie mocno ramionami. „Wiesz, Jonghyun…” – wyszeptał, a ja zupełnie oniemiałem, bo tak rzadko zwracał się do mnie po imieniu. „Ja chyba po prostu bardziej kocham chaos od miłości…”* – wyznał i daję słowo, że w tamtym krótkim zdaniu odbiła się cała jego pogmatwana  i splątana dusza.

- I co było dalej, hyung? – wyszeptał Taemin, ledwo słyszalny pośród otaczającej ich zabawy. Jonghyun przeczesał włosy dłonią i jednym haustem wychylił zawartość stojącego na barze kieliszka.

- Nic… - powiedział bezbarwnym tonem, czując jak poprzednio odczuwana ulga, ustępuje paraliżującej pustce, czarnej dziurze pozostawionej przez wypuszczoną z serca opowieść; opowieść dobiegającą końca.

- Jak to? A Kibum? – Taemin z przerażeniem obserwował pozbawione wyrazu spojrzenie swojego przyjaciela. Jonghyun pokiwał powoli głową, jakby godząc się ze swoimi myślami, zanim ubrał je w słowa.

- Kibum… spłonął – oznajmił, nie odrywając szklistego spojrzenia od tańczącego tłumu imprezowiczów. – Spłonął w blasku własnego chaosu… - zakończył, wyczuwając beznadzieję czającą się we własnym tonie. Minho i Taemin milczeli, bo nie było odpowiednich słów na tamten moment. Obserwowali, jak ich przyjaciel zatonął spojrzeniem w blaskach i cieniach wszechobecnego rozkosznego bałaganu, który nie pyta o imię, nie zobowiązuje, pozwala na magię anonimowości. Jonghyun uporczywie wbijał wzrok w przestrzeń, jakby w nadziei, że stanie się cud, że cień przeszłości wyłoni się spośród splątanych ciał i znów go oczaruje, znów poprosi do nic nie znaczącego tańca. Tańca, który w lustrze minionych dni stał się manifestem wolności w chaosie. Życia w śmierci.

~*~

Patrzyłem na wtulonego we mnie chłopaka, który moczył mi ubranie łzami. Jego słowa były uderzająco trafne, co do tego nie miałem wątpliwości. To właśnie za chaosem Kibum zawsze podążał, to jego zawsze szukał, to w nim próbował zgubić samego siebie. Właśnie z tego lekkodusznego bałaganu zrodził się Key. Mimo wszystko, płaczący na moich kolanach chłopak w żaden sposób nie pokrywał się z królem imprez, z panem zabawy, tym samym, który rozpalał zmysły, burzył pozory przyzwoitości, wywlekał na światło dzienne najplugawsze fantazje. W kojącym geście przesuwając palcami po splątanych kosmykach jego włosów, doszedłem do wniosku, że w stwierdzeniu Kibuma zaszedł tragiczny błąd, niemożliwa do zaistnienia sprzeczność.

- Mówisz, że bardziej kochasz chaos od miłości? – zapytałem cicho, w odpowiedzi otrzymując jedynie dreszcz, który wstrząsnął wątłą sylwetką Kibuma. – Ale czym byłby cały ten twój chaos, bez miłości? – dodałem cicho. Nie oczekiwałem żadnej szczególnej reakcji na te słowa, bo choć dobrze wiedzieliśmy, że są słuszne, to byłem jedynym, który odważył się to przyznać. Zamiast odpowiedzi, Kibum podniósł się z kolan i obszedł mój fotel, pochylając się nade mną od tyłu. Poczułem jego zapach, teraz nasiąknięty smutną nutką soli. Chłopak objął mnie ciasno rękami i ułożył podbródek na moim ramieniu.

- Być może, Jjongie… być może… - szepnął słodkim tonem, wywołującym ciarki na plecach. – Już mi lepiej, widzisz? Teraz już wszystko będzie dobrze… będzie dobrze… - mruczał mi do ucha, a ja tamten jeden raz postanowiłem mu uwierzyć.

~*~


Witajcie w ten szalony, shawolowy dzień~~! Spędziłam z SHINee całe osiem godzin, słuchając live streamów z obu koncertów w Tokyo Dome, jestem więc co najmniej niedysponowana emocjonalnie i umysłowo >.< (co poniektórzy dobrze o tym wiedzą, bo dzielili ze mną te feelsy ~~<3) Niemniej, przybywam z tym czymś, nie wiem na ile trzyma się kupy. Nie planowałam kończenia tego w najbliższej przyszłości, ale samo jakoś tak wszyło. Nie wiem jakim cudem urosło do ponad 14 stron, ale tym samym przebiło "Balonik" i stało się moim najdłuższym one-shotem. Miałam drobne wyrzuty sumienia, że ostatnio publikuję tylko miniaturki, na tyle krótkie, że nawet nie ma co komentować xD Shot powstał w zasadzie na bazie dwóch cytatów, zaczerpniętych z załączonych piosenek.Wyszło, jak wyszło, czekam na opinie!

Ps. Wiem, że narobiłam sobie okropnych zaległości z czytaniem i komentowaniem niektórych blogów, za co przepraszam ;;;;;;;;;;;;;;;; nie wiem czy mi wybaczycie. Nadrobiłabym to w ten weekend, ale SHINee totalnie zawładnęło moim czasem i nie robiłam nic, prócz jarania się. Kiedyś z pewnością wrócę na Wasze blogi, nie wiem tylko kiedy to będzie.

Fighting~~!

33 komentarze:

  1. Hmm...
    Szczerze mówiąc, nie do końca zrozumiałam na czym polegał "koniec" Kibuma. To spłonięcie... nie mam pojęcia, nie potrafię nic wywnioskować.
    Sam Kibum jest dla mnie postacią niemal... nie wiem jak to opisać, nie potrafię w żaden sposób go opisać, mój ścisły umysł próbuje znaleźć jakieś wyjaśnienie, może jakaś choroba psychiczna? Uhh, nie wiem...
    Jonghyun i jego... zadurzenie w Kibumie. Nie, hm, w obu Kibumach. Na pewno chciał pomóc, to pewne. Ale Kibum nie był osobą, której można pomóc... Sam siebie wkopał w takie bagno.
    Bardzo życiowo to opisałaś. Najczęściej to się tak kończy - jedna osoba wcale się nie zmienia i tylko rani drugą, która cały czas się stara.
    Ciężki fick, dość ciężka tematyka.
    Ale 2min byli uroczy! ^_^
    PS. Możliwe że zawieszę Dtm, nikt tego nie czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba za bardzo lubię otwarte zakończenia, miłuję się w niedopowiedzeniach i to może być uciążliwe dla czytelników, ottoke >.< Hm... nie nazwałabym tego chorobą psychiczną, raczej zatraceniem zdolności do samokontroli, ucieczką od jednego problemu do drugiego. Wyszło, jak wyszło, wiem, że ciężka tematyka, ale miałam nieokiełznaną potrzebę stworzenia jakiejś destrukcyjnej postaci. Taaak, 2min to lukier mojego życia :'3
      Dziękuję za komentarz ~~<3
      PS, ŻADNEGO ZAWIESZANIA.

      Usuń
  2. Oezu. Nie lubię cię. Bardzobardzobardzo cię nie lubię.
    Serio. Teraz to już w ogóle.
    Bo to jest po prostu niesprawiedliwe.
    Cóż, najłatwiej byłoby mi napisać, że mnie zatkało, bo to prawda, w sumie nie jestem pewna jak mogę to skomentować, ale postaram się, żeby miało sens.
    Po pierwsze, kocham uwielbiam wszystko z dwoma płaszczyznami czasowymi, to jest cudowne. U Ciebie dochodzi jeszcze fakt, że przytaczasz opowieść Jonghyuna w pierwszej osobie, a nie ma narratora wszechwiedzącego, bo to jednak dużo lepiej pozwala poznać jego przeżycia, i jest oczywiście bardziej wiarygodne. Ale Ty to oczywiście wiesz. Piszę o tym, bo mi się bardzo spodobało.
    Dalej. Boże, nienawidzę Cię! Podeszłaś do tego od takiej psychologicznej strony, ja KOCHAM coś takiego. Bardzo. I doskonale opisałaś zarówno emocje i opinie Jonghyuna, jak i tę rozdwojoną naturę Kibuma. Mimo mojej miłości do schizofrenii (:P) jednak nie szłabym tutaj w tę stronę, jak dla mnie to po prostu Key jest osobą strasznie zagubioną, co zresztą sama podkreślasz, i te jego próby odnalezienia samego siebie mnie chwytają za serce tak bardzo. Okropnie destrukcyjny sposób, swoją drogą, tak zawsze widzę GD (i dlatego się o GD boję, autodestrukcja bywa kuszącą opcją).
    Ich poplątana relacja... Hm. Kibum jest chyba zbyt zagubiony na miłość. W ogóle to zdanie: "Ja chyba po prostu bardziej kocham chaos od miłości…" jest przepiękne. Wiesz, w chaosie może czuł się bezpieczniejszy, bo było to dla niego coś znajomego, w przeciwieństwie do miłości i poczucia bezpieczeństwa. Ale to tylko moje gdybanie, nie przejmuj się :P
    Na początku tak bardzo podkreślałaś kocią naturę Kibuma, wiesz, że to wielbię (i obojczykiiiii!). Tak jak i koty chodzi on własnymi drogami, cóż.
    (wiesz, że nie umiem pisać komentarzy)
    (wiesz, że "Cudzoziemka"?)
    Oezu, no ja Cię nienawidzę. Naprawdę.
    Tradycyjnie piękne opisy, no i anafory, czemu kradniesz moją miłość do anafor? Nie bawię się tak! Ulubione fragmenty:
    "Oto leżał przede mną koci uwodziciel, ten sam który złamał moje opanowanie, który rozbudził plugawe żądze. Leżał, usiłując nie rozpaść się na drobne kawałki, nie zgubić się w labiryncie swojego życia." PRZECIEŻ JA KOCHAM MOTYW LABIRYNTU NOO ;..;
    "Nawet w tamtym momencie był piękny, skąpany w cieniach swojej poplątanej egzystencji, obnażony w swojej wrażliwości." Te cienie egzystencji zdobyły moje serce.
    "I nawet nie byłem już do końca pewny czy wokół faktycznie panowała cisza, czy może piosenka śmiało wygrywana przez moje rozpalone serce, unosiła się w powietrzu, mieszała się z zapachem alkoholu i nikotyny, docierała do Key, stanowiąc podkład dla jego ruchów. Dym papierosowy uwalniał się powoli, rysował szalone kształty, płynnie okalające drobną postać, przemieszczającą się po parkiecie, który nigdy wcześniej nie wydawał się tak pociągający." Nawet nie wiem, jak to skomentować, jest po prostu piękne, i nastrojowe, i ja Cię nie lubię.
    Możesz się śmiać, co pewnie zrobisz, ale kojarzy mi się to z tą piosenką- http://www.tekstowo.pl/piosenka,myslovitz,ksiaze_zycia_umiera.html
    No. Podsumowując. Jest pięknie, ja Cię nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Woooooooooooooooo *o*
    Ten one shot był taki cudowny!
    Postać Kibuma i Key.. bardzo ciekawa osóbka ;3
    Jeszcze zakończenie takie, że tak naprawdę nie wiadomo co się stało z Kibumem/Key.. można się tylko domyślać..
    ale strasznie żal mi Jonghyuna.. tak się starał, a i tak został sam ;;;;;;;;;;;;;;;;;;
    Dużo, dużo, dużo weny na takie genialne opowiadania!!!!!!!111

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię pozostawiać Was na pastwę domysłów *i regret nothing* xD Cóż... ten shot opiera się na kreacji postaci, więc cieszę się, że Ci się podobało! Jonghyun... eh ;-; nawet on nie był w stanie wygrać z destrukcją, której źródłem był sam Kibum ;-;
      Dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  4. Jak ja uwielbiam czytać prace takiej długości. Błagam pisz dużo takich cudowności.
    Widzę, że nie tylko ja mam rozkminę nad tym co się stało z Kibumem/Key. Może wyjaśniłabyś to bardziej? XD
    Masz niebywały talent do pisania i z chęcią przeczytałabym twoją książkę (mówię serio)
    Więcej fluffów proszę :3
    A co do tego twojego dzieła, to zabija cudownością. Chyba jesteś tego świadoma, prawda? Zawsze po przeczytaniu twoich prac mam takie "WOW". Zdecydowanie jesteś jedną z moich ulubionych autorek yaoi :D

    PS. Przepraszam, że nie komentuję, ale już prawie wcale nie mam czasu na czytanie blogów ;=;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, bez bicia przyznaję, że niełatwo mi pisać długie shoty, zwłaszcza ostatnio, kiedy mam tyle na głowie + kryzys twórczy i problemy ze skonstruowaniem jakiejkolwiek bardziej rozbudowanej fabuły ;-;
      Pozostawiam dowolność interpretacji, jeśli chodzi o dalsze losy Kibuma. Powiem tyle, że ostatecznie przegrał walkę ze swoim wewnętrznym chaosem, co chyba widać w tekście ;-;
      Kekeke, książka? Ludzie, serio... musiałabym mieć coś więcej do powiedzenia, niż jakieś tam opowiastki o gejpopach >.<
      Dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  5. Tak jak mówiłam, sprawdzam długość ~~
    ~~~~
    Jeszcze Ania walnęła angstem wowowo. Te twoje wszystkie środki stylistyczne tak bardzo upiększające tekst <3 Boski opis Bummiego, taki ociekający sexem <3 Jjong psiaczek :') Jak ja Cię kocham .! Jeszcze ostatnio mam taką fazę na Key $@&!^$*(&!^)@$*(EYWUHDJ@$($*&^! ~~~~~ Nie no. Kibum jest mocny xDD oblal go "zawartoscia kieliszka" xD "nie pierdol ze nie tanczysz" ja cie kocham normalnie. Brakowalo mi twojej tworczosci <3 Tak bardzo mi jej brakowało <3
    "-Powaliło Cię!? [...]
    - Jeszcze nie… - odparł chłopak i zanim dotarło do mnie znaczenie tych słów, już czułem zaskakująco chłodną dłoń na przegubie. Jakaś niezmierzona siła ciągnęła mnie w ten bestialski tłum, a ja mimowolnie się jej poddałem. Nie byłem pewien jak do tego doszło."
    A koniec akapitu i Tae wyskok xD
    Napalona nastolatka xD <3
    Kolejny ulubiony fragment " Minnie… nie można się tak łatwo zakochać... – stwierdził Jonghyun, ale urwał, widząc znaczące spojrzenia swoich przyjaciół. – No okej, może i można, ale to nie zawsze tak działa!" Widze to spojrzenie Jonga z otwartymi ustami (bo przerwal) i 2min i swierszcze w tle i za chwile zrezygnowany mowi dalej. Mina dinozaura uformowana w moim umysle wygrala xD Minho jest tu taki mądry <33
    "Szukasz króla parkietu? Na próżno. Tamten Key umarł i już nie zmartwychwstanie. Rozsypię jego marne popioły nad rzeką Han, może wiatr zmiecie resztki jego istnienia z powierzchni tej ziemi…” Skąd ty bierzesz takie mądrości ? *miłość* Nie ma to jak pisać angsty podczas głupawki xD Jesteś kretynę xD Przez cb teraz. Czytajac taki poważny, rozkminowy fragment, widzę jak stoisz na scenie z szekspirowska czaszka w dloni i recytujesz to z taka powagą xD
    "Wzdrygnąłem się, czując ciepły oddech na karku" nwm czemu widze Key jak kuca na Jongiem na blacie tak po kociemu z rekoma opartymi miedzy nogami. Ja tu film zaraz nakrecę!
    "Albo to zwyczajnie ja sam nie chciałem oponować" literowka. Teraz widze Jonga z ktorego zwisają opony xD Najlepiej takie od traktora xD
    Key kusiciel. Ma to we krwi ~~~ <333 Ja tu sie slinie na opis Key a za chwile spada z łóżka. Jestes boska .! *wyobraz sobie ze wstawia emotke z buzka ktora wybucha smiechem do telefonu* Kocham Cie Kocham Kocham bardzo tak bardzo nie no genialnee! " - Na co czekasz, co? Bierz mnie na podłodze, skoro nie jestem dość dobry, żeby robić to w łóżku" i ta znikajaca uwodzidzielskosc xD leze i nie wstaje. To jest angst - komedia :')
    Duzo sie od scian odbija w tym twoim opo xD Cisza, mysli, smiech, muzyka ~~
    Oeju "Chyba Key znowu umiera. Oby wiecej nie wracal" Piękne. Naprawdę piekne. Dotknęło końcem palca moje serce...
    Pieknie przedstawilas Bummiego. Typowy kot. Za dnia spokojny, w nocy zaś bestia.
    "Tonąc w wieze barw i dźwiekow" <3 oczywiscie musialas artystko <3 W każdej notce musi być wzmianka o barwach i dźwiękach. Twoje uzależnienie :')
    Kibum prowadzi walkę z Key. Matko ty jesteś genialna! GE NIAL NA! Motyw dwóch imion ~~
    Rraaaaaaaa. Kochaaaam norrmaaaalnie " - On nie wytrzymał." Łaaaaahahaaaaaaaa <3
    "Płonące spojrzenie ciemnych oczu zdawało się krzyczeć i szeptać, namawiać i prowokować, tonąć w cieniach i wdzięczyć się jasnością lamp" jaki piekny kontrast. <3 chce takiego kota na wlasnosc. Hmm. A moze by nauczyc sie cos od tego kota...
    "szmerze kurzu i w połysku lam" xD niech żyjo lamy!
    Tanic to misterium uczuc <3 Aż sobie to gdzieś zapiszę :') *zapisuje na końcu zeszytu od polskiego*
    ~~~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ta mądrzejsza część komentarza, bo mnie wena o 1 w nocy złapała <3
      ~~~~
      Ten shot jest taki... Mądry... Bardzo mądry.... Chwyta za serce. I to wlasnie twoje ff, jak zadne inne wprowadza mnie w ten wyjatkowy, tworczy nastroj. Tak bardzo pobudza moja wyobraznie ze moglabym krecic filmy na ich podstawie, bo widze wszystko co opisujesz. Moje cialo reaguje roznymi dziwnymi uczuciami, nie bardzo dajacymi sie opisac, od chwytania za serce, zachwyt przez szczescie i smiech, do pożądania tego kota! Kocham twoj styl, a tego shota kocham chyba najbardziej ze wszystkich shotow, mimo ze nadal nie przeczytalam problematycznej fryzury i balonika. Wiesz ze bardziej ciagnie mnie do angstow. Wgl. Tylko gdy czytam twoja tworczosc targaja mna takie emocje. To Tobie pisze najdluzsze komentarze mimo ze i tak wychodza krotkie na tle innych osob. Jeszcze ty masz taki szeroki zasób słów, dzieki czemu tez się edukuję i to nie jest tylko pusta fikcja z sexem napisana przez jakiegos fana, ktora nic nie wnosi do mojego zycia. Dajesz mi wielka przyjemnosc i nauczasz przy okazji, calkiem nieswiadomie. Jestem ci wdzieczna za to. Dziękuję, że tworzysz <3

      Do tego jeszcze...
      Rafaello, wyraża więcej niż tysiąc słów. <3
      Najdłuższy kom mojego życia :')
      Love,
      Aga ;3
      Amen.

      Usuń
  6. Ja tu wrócę, jak ogarnę dupę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, przyznam szczerze, miałam koszmarny problem z tym shotem. Nie wiem czemu. Po prostu. Podchodziłam do niego tyle razy.... nie pamiętam ile, bo pierwsze kilka tylko odpalałam stronę, patrzyłam na gatunek, pierwsze słowa i uciekałam. A raczej nie uciekałam, tylko zwyczajnie odwracałam wzrok. Nie potrafię powiedzieć czemu. Potem ze cztery razy zaczynałam czytać, czytałam pierwsze akapity, docierałam do pierwszej retrospekcji i znowu odpadałam. Nie zrozum mnie źle, nie napisałaś tego ciężko, nic z tych rzeczy, po prostu... nie wiem, to jeden z takich tekstów, w których ja mogę się zakochać nad życie - wiesz, tematyka, angst, etc. Ale muszę mieć do ich czytania odpowiedni nastrój. A ostatnio nie mogłam takowego złapać i pewnie dlatego, tak źle mi się do tego shota podchodziło. Ale dzisiaj - w końcu - udało mi się tego dokonać, nastrój się pojawił, a ja pochłonęłam ten tekst w ciągu niespełna kilku minut. I wiesz, co? Nie mam pojęcia, co powinnam Ci powiedzieć. Autentycznie brak mi słów. Po raz pierwszy tak naprawdę. Jestem.... całkowicie oczarowana, ta tematyka.... wiesz, że kocham motywy alter-ego, a tutaj jest on tak pięknie zarysowany. W dodatku dołączenie do tego motywu autodestrukcji... masz mnie. Cholera, serio, ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa. O ile już kilka razy tak u Ciebie miałam, to jednak zawsze udawało mi się coś powiedzieć, ale teraz..... zbyt wiele myśli domaga się mojej uwagi, zbyt wiele chciałabym powiedzieć, jednocześnie jednak nie wiem, jak ubrać moje odczucia w słowa. Bo jak nazwać coś co nie jest zachwytem, nie jest miłością, nie jest podziwem? Coś, co jest ponad nimi, co wprawia moje ręce w drżenie, sprawia, że na mojej twarzy pojawiają się wypieki? Shizuś, umiesz to nazwać? Bo ja za cholerę nie umiem. Ale właśnie tak wpłynął na mnie ten shot, odebrałam go bardzo emocjonalnie, czułam wszystko to, co czuł Jong (lubię skróty imion, gomeeeen~)... ten jego odbiór Keya, pożądanie czy miłość? Wolność, której się ostatecznie poddał, to jak Jong zmieniał się na przestrzeni tego shota, jak pojmował Keya, pokazałaś to wszystko w sposób... no kurwa, perfekcyjny, nie mam na to innego słowa, serio.
      Jednocześnie jednak czułam też bardzo postać Keya, ten chaos, który go niszczył ale i napędzał, a właściwie chaos, którym on po prostu był... Kurwa, naprawdę NIE MAM SŁÓW, TEGO SHOTA NIE DA SIĘ OPISAĆ SŁOWAMI, JEST Z INNEGO, KURWA, WYMIARU.
      Naprawdę, gomen, Shizuś, ale za cholerę nie umiem zebrać moich myśli do kupy. Wybaczysz mi nieogarnięcie tego komentarza? Wybaczysz, co?
      Jest taki jeden fragment, który szczególnie mnie urzekł (pośród całego tłumu zniewalających cytatów);
      '- Kibum… spłonął – oznajmił, nie odrywając szklistego spojrzenia od tańczącego tłumu imprezowiczów. – Spłonął w blasku własnego chaosu… - zakończył, wyczuwając beznadzieję czającą się we własnym tonie. '
      TO MI SIĘ TAK BARDZO PODOBA, PODKREŚLENIE TEJ AUTODESTRUKCJI I TO TAKIMI - TAKIMI KURWA - SŁOWAMI.... kocham, naprawdę kocham, nie nawet więcej, tylko nie wiem, jakiego słowa użyć, by nazwać to uczucie. Przepiękne Shizuś naprawdę przepiękne.
      Zdecydowanie najlepszy Twój tekst, który miałam do tej pory okazję czytać. Słyszysz to? NAJLEPSZY. Powtórz i przeliteruj xd

      /totalnie wytrącona z równowagi tym pięknem.
      CLD.

      Usuń
    2. Sprawić, że Clair brakuje słów - nie sądziłam, że to w ogóle możliwe >.< rozgryzłaś mnie, ten tekst jest z innego wymiaru (spadek po deszczu meteorytów, który miał miejsce pod zakończeniem CdA xd)
      Martwiłam się, że ten shot jest słaby, bo ludzie coś nie palili się do komentowania, a Ty tu rzucasz tu stwierdzeniem, że to mój najlepszy tekst x.x trochę mnie tym zabiłaś i nie wiem, co innego odpowiedzieć, prócz zbyt prostego: Dziękuję ;-; <3

      Usuń
  7. Omo,omo,omo,omo!O Krisusie,Wielebny Siwonie!Ja nieogarnięta...Ekhm,przejdźmy do właściwej części komentarza xd.Wow.Uwielbiam twoje opisy,czytając to czułam się jakbym była w klubie z Jonghyunem^.^I Key taki...Pisiąt Twarzy Keya XDXD
    Tak mi się smutno zrobiło pod koniecT.T Biedny Key...Biedny Jonghyun...Biedny Taemin,molestowany przez Minho xDWysłowić się nie umiem.Szkoła ze mnie życie wyssała...Weny!
    EvilPegasus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angst to angst T^T (aczkolwiek wcale mi Taemina nie szkoda, wręcz mu zazdroszczę xD) Dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  8. *przeczytałam dzisiaj rano, jadąc o godzinie 5.35 autobusem*
    *odrętwienie*
    *zgon nad doskonałością*
    *przeczytałam ponownie na niemieckim*
    *rozpływa się nad idealnością*
    *przeczytałam na religii*
    *zaczęłam komentować, ale konwersacje na twitterze*
    *przeczytałam jeszcze raz*
    NO I PRZECZYTAŁABYM JESZCZE Z MILIARD RAZY!!!!
    KOOOOOCHAM CIE KOBIETO <33
    opisy - pierwsza klasa,
    dobór bohaterów - 3 x TAK
    sceneria - cudo
    rodzaj - trafione idealnie w serduszko, moje małe, angstowe :33333
    narracja - niebiańsko zajebista
    pomysł - IDEAŁ <33333333
    Jezu te ciągle feelsy, (bo Jongkey <33333) a po za tym... 2min.... chyba zacznę lubić ten paring... (nie mniej jest na trzecim miejscu w szajnowych OTP... 1. Jongkey, of course, 2. Chickenw i na szarym końcu 2min właśnie)
    dobra, po przyznaniu, że zniosę 2mina (dla ciebie i Ame) czas na fragmenty które czytałam pierdyliard razy i każdorazowo przy nich myślałam "kurwa, ale to piękne. Dlaczego ja tak nie umiem?"
    "Już po wszystkim, przeszłość pokryła się papierosowym popiołem, i leżała zagrzebana pod stertą codziennych, szarych spraw, co jakiś czas tylko na nowo zaczynając się żarzyć." - perfekcja. To jest godne nagrody <333333333
    "(...)kolorowe odłamki dobrej zabawy, które wpadły w toń kieliszka i tam utknęły, wirując między jedną szklaną ścianką, a drugą." - znów to samo. Siedzę na krześle i zastanawiam się nad beznadziejnością swoich opisów. Okrojonych, tak bardzo ekonomicznych.
    "- Zakochałeś się! – przerwał opowieść Taemin, z iskierkami w oczach wpatrując się w swojego starszego kolegę. Czasami naprawdę zachowywał się jak napalona nastolatka." - ten fragment mnie rozwalił na łopatki xDDD Taemin nastolatka *geeeendeeeeer* xD *serio, spadłam z krzesła ze śmiechu*
    "Jego roziskrzone źrenice wpiły się w moje własne, czyniąc ze mnie więźnia w złotej klatce, jedynego obserwatora istnej ekstazy odbywającej się pod osłoną cieni. To właśnie w oczach chłopaka kryła się cała gama barwnych doznań, towarzyszących spotkaniu jego ciała z nieokiełznaną siłą muzyki, którą śmiałbym zdefiniować na nowo, jako jeden z żywiołów rządzących tym światem. " - <33333333 *nie potrafię opisać jak genialny jest ten fragment*
    "Ten chłopak sprawił, że taniec urósł w moich oczach do rangi misterium, czegoś niepojętego rozumem, ale przemawiającego do głębi spragnionego niemożliwości serca.
    To była wolność w chaosie, wyzwolenie w szaleństwie. Tamtej nocy stałem się częścią owego nieodkrytego dotąd świata." - znowu mi to robisz! nawet nie ochłonęłam po jednym perfekcyjnym w każdym calu opisie, a ty znów.. <33333
    KONTRASTY! Jak ty je świetnie potrafisz opisać *wspomnienie KyuChula w moim biednym zelfiałym mózgu*
    ......
    Mogłabym tak tymi cytatami ci tutaj rzucać i rzucać *aż w końcu by się skończyło tak, że przekopiowałabym cały tekst dopisując "<333333333" "KOCHAM" "UWIELBIAM" etc. etc...
    jednak to nie ma sensu, prawda?
    Pozwól, że po prostu podsumuję...
    Chcę więcej! (ale to będzie w maju)
    No i jestem cholernie ciekawa co się w końcu stało z Key... (no wiesz co, tak urwać ;-; ehh....)
    ~niedosycona Dara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doprawdy, że Tobie się chciało to tyle razy czytać, nie ogarniam >.< awwwwwww *radość z szerzenia 2minizmu* ~~<3 już Ci mówiłam, przy mnie i Ame ciężko całkowicie negować 2mina xD aczkolwiek niektórym się to udaje ;3 Przyznaję, uwielbiam kontrasty, tak genialnie się je wplata do opisów *o*
      ...ta końcówka... zła ja xD
      Dziękuję za mega kochany komentarz ~~<3

      Usuń
  9. Dobra, więc pominę fakt, że dopiero teraz to przeczytałem, ok?
    Nie wiem nawet od czego zacząć.
    Serio.
    Dobra, ogarnę się. A, wiem. FORMA. Kompozycja, cudo, dwie płaszczyzny czasowe, idealnie przeplecione, wspaniale, alskdjlksad, genialne. Idealnie pasuje do całego tekstu. To ten, to pierwsze na co zwróciłem uwagę po ogarnięciu się i przypomnieniu sobie, co tak właściwie chciałem napisać w tym komentarzu.
    W ogóle ja nie wiem, kim Ty jesteś i jak zdołałaś tak oddać postać Kibuma. Nie, serio. Podziwiam Cię. Bo uchwyciłaś wszystkie jego zmiany, wahanie i zagubienie. Ja to czułem po prostu. Wyłożyłaś mi przed oczy zagubionego i może trochę wystraszonego problemami Kibuma, który uciekał w postać Key. To... dobra, naprawdę, nie wiem, co mam pisać, bo wydaje mi się, że albo Ty już to wiesz, albo ktoś tam wyżej już zdążył napisać to samo. Więc tego... Ta wewnętrzna walka, kobieto, jesteś genialna.
    Nie będę walił cytatami, bo jest ich za dużo i nie chce mi się kopiować, poza tym trudno mi wybierać, bo najchętniej wkleiłbym 3/4 tekstu.
    Taemin. Jaki. Kochany. Jaka urocza postać Ci z niego wyszła, omomomomo, i ten kucyk i te odruchy podnieconej nastolatki na wieść, że jej BFF się zakochała, CUDO. Minho nadal nie, ale Tae~! Zauważyłem też, że bardzo mi się podobał kontrast między tą niewiedzą Taesia, kiedy tak entuzjastycznie reagował na opowieść Jjonga i prawdziwymi odczuciami Jonghyuna.
    I, matko, to zakończenie. Ja nie wiem, no nie wiem, ja nie wiem. Nie wiem, czy mi się podoba. Nie, czekaj. Nie podoba mi się. Albo podoba. Zależy jak na to spojrzeć. Jakby patrzeć przez pryzmat angstu i całej fabuły to zakończenie pasuje i jest świetne. Ale jak mam dać dojść do głosu mojemu jongkeyowemu kokoro to ono Cię właśnie nienawidzi i krwawi. Tak.
    Wybacz mi, że dopiero teraz się za to zabrałem, ale wiesz... ten "paniczny strach przed długimi rzeczami" xDD
    Pozdrawiam~ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję opanowania targających Tobą lęków przed długimi rzeczami, doceniam ten wysiłek~~! xD Bałam się, że przekombinowałam z tą kompozycją, ale cieszę się, że wyszło jakoś sensownie. No tak, Kibum/Key to chyba najważniejszy element tego opowiadania, bo to wokół jego skomplikowanej osobowości kręci się cały tekst. Awwwwwwwww, podobał Ci się mój Tae? *nie wierzy* Tobie? Tae? Podobał? *to nie tak, że masz Ace na półce* xD szalenie mnie to cieszy *Shizuś tańczy i się raduje* Z Twojej wypowiedzi nie umiem wywnioskować, co sądzisz o tym zakończeniu (bo chyba sam nie wiesz, co o nim sądzisz xd) >.< jest... takie, jakie musiało być ;;;
      Dziękujęęęęęęę ~~<3

      Usuń
  10. *klaszcze*
    Bardzo mi się podobał ten shot. Wspaniałe poradziłas sobie z tematem i w inreresujacy sposob wszystko opisalas. Ogólnie pomysł strasznie ciekawy i w moim guście. Naprawdę ten shocik wyszedł Ci bardzo dobrze.
    Ostatnimi czasy przestałam przepadac za angstami, dlatego też ciężko mi było skomentować opowiadanie. Przeczytałam je od razu po tym jak wstawiłas, jednak nie byłam wyszedł stanie skomentować. Nie wiem dlaczego tak w sumie xd
    No cóż... będę czekać na więcej Twojej twórczości i mam nadzieje, że w przyszłości napiszesz jakiegoś neutralnego shota z Jongkey ;D Ostatnio pokochałam opowiadania obyczajowe bez zbędnej słodyczy i nadmiernego smutku. Także liczę na to, że kiedyś jeszcze napiszesz coś tak.... zwyczajnego~
    Pozdrawiam cieplutko, Grellu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, cieszę się, że Cię zadowoliłam. Charakter moich tekstów zależy od pomysłu na jaki wpadnę, także nie jestem w stanie przewidzieć co jeszcze powstanie.
      Pozdrawiam ~~<3

      Usuń
  11. Szczerze to już rzygam one-shotami, ale mam zasadę, że najpierw krótkie teksty, a potem wieloczęściówki.
    Wybrałam ten one-shot jako pierwszy, bo JongKey. Tak naprawdę nie lubię fabuły poprowadzonej w klubowej atmosferze, jakoś każdy fanfic kończy się tak, że nasi bohaterowie tam lądują. Prócz tego, nie jest to moja ulubiona wizja Kibuma, ale przemogłam się i mogę powiedzieć, że jest wszystko bardzo ładnie napisane. Otwarte one-shoty mają w sobie tę nutkę tajemniczości, nigdy do końca nie wiemy, o co autorowi może chodzić. Prócz ciekawej akcji pojawiły się barwne opisy, to jest ważne, aby wprowadzić klimat. Czytałam w tym tygodniu wiele one-shotów (temu rzygam) i wszystkie były bezbarwne jak sam wywar z kości. To nie wystarczy, by zrobić dobrą zupę. A ty ugotowałaś coś, co niby wiadome czym jest i z czego się składa, ale ma w sobie pewien tajemny dodatek.

    --
    bytaasteful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj~~!
      Powiem szczerze, że przez większość Twojego komentarza nie byłam pewna, czy "Mayhem" Ci się podobało, czy też wręcz przeciwnie >.< Niemniej, cieszę się, że mimo oporów, tekst okazał się mieć w sobie "to coś". Ja również nie jestem wielką fanką klubowej atmosfery, ale tutaj idealnie pasowało mi to do pomysłu - zarówno do iluzji anonimowości oraz do postaci Key, jak i do jednego z najważniejszych elementów tego shota, czyli tańca.
      Jeśli cenisz sobie opisy, to zapraszam do zakładki "Miniaturki", tam znajdziesz ich całkiem sporo >.<
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam ~~<3

      Usuń
  12. Już? Koniec? Tak po prostu?
    Bardzo fajne, ale ta końcówka... MAŁO! To jest dłuuugie, lecz czegoś mi tu brakuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj nieznajomy/a~~!
      Cóż, lubuję się w niedopowiedzeniach i zakończeniach w pewnym stopniu otwartych *^* przykro mi, że akurat to nie trafiło w Twój gust >.<
      Niemniej, dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  13. Witaj!
    Pragnę Ci pogratulować, gdyż jest to najlepszy fanfik po polsku o SHINee, jaki miałam przyjemność przeczytać. Takie teksty oddzielają inteligentnego odbiorcę od szarej, znudzonej masy, szukającej tylko dobrego smuta lub słodkiego fluffa na zabicie czasu. Uwielbiam tego typu opowiadania, jednak jest ich mało, gdyż rzadko kto potrafi je zrozumieć. Tobie udało stworzyć się coś, czego nikt inny nigdy nie powtórzy. Nie chodzi tu już nawet o motyw Kibum/Key, tylko o całość: kompozycja, fabuła, klimat, j ę z y k, który jest tak piękny, że przez same określenia i metafory płynęły mi łzy. Masz świetną rękę do tego typu rzeczy. Wszystko było przemyślane i coś, co uwielbiam - otwarte zakonczenie. Teorie, domysły, nieprzespane noce spędzone nad wymyślaniem scenariuszy...
    Widząc liczbę komentarzy jestem zadowolona z faktu, że jednak tyle osób zdecydowało sie przeczytać, bądź co bądź calkiem trudny tekst. Naprawdę gratuluję ci tego, że blog jest popularny przez mądre i ciekawe teksty. Ja nie mam takiego szczęścia.
    Liczę, że w najbliższym czasie czymś jeszcze tak pozytywnie mnie zaskoczysz. Miło spędziłam noc, a od dzisiaj każdemu Shawolowi będę polecać Mayhem.

    Pozdrawiam!

    - Y.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam~~!
      Powiem Ci szczerze, że Twój komentarz niezmiernie pozytywnie mnie zaskoczył *o* Ostatnio mam w głowie dość dużo przemyśleń dotyczących właśnie tego, że niektóre moje teksty chyba nie pasują do yaoicowego-kpopowego fandomu, bo ludziom nie chce się czytać takich skomplikowanych opowiadań ;~~; A nawet jeśli już czytają, niekoniecznie rozumieją >.< Fakt, że doceniłaś zarówno mój język, jak i to otwarte zakończenie, które niektórym było nie w smak - to wiele dla mnie znaczy.
      Dziękuję za pochlebny komentarz, odnalazłam w nim wiele własnych refleksji.
      Pozdrawiam,
      Shizu ~~<3

      Usuń
  14. Cześć, wróciłam ♥ Zapoznałam się już z fluffem w Twoim wykonaniu, przeczytałam komedię, więc teraz czas na coś poważniejszego. JongKey + angst = miłość.
    Na wstępie powiem, że potrzebowałam dość długiej chwili na ogarnięcie się i otarcie łez, zanim zaczęłam komentować. Trzymałam się zadziwiająco długo, czytając tylko z szybko bijącym sercem, ale przy słowach "Kibum spłonął w blasku własnego chaosu" coś we mnie pękło. Teraz do końca nie wiem, co powiedzieć. Zwyczajnie brakuje mi słów, bo wywołałaś we mnie wiele sprzecznych emocji przez te całe 14 stron. Zastanawiałam się jak niby mam opisać to, co czuję i.. chyba już wiem. Ty mi najzwyczajniej w świecie złamałaś serce! Tak na pół. Tak, o. Wyobraź sobie, jak wielkie wrażenie zrobiłaś na mnie tym shotem, że aż do tego doszło! Jedno słowo: DAR. Masz dar do dogłębnego poruszania ludzi. Zdaje się, że o nim wiesz, bo z taką precyzją go wykorzystujesz, malując słowami obrazy, które tak bardzo poruszają serca.
    Tak siedzę i myślę o Kibumie. O jego chaotycznym życiu, o jego zagubieniu. Chciałabym powiedzieć, że współczuję Jonghyunowi, bo sam też musiał czuć się, jakby przez jego życie przeszedł huragan, ale.. cóż, całe moje współczucie i wszystkie moje myśli - tam wszędzie jest Key. Jego postać jest tak pełna sprzeczności, że doprawdy dziwię się, jak tyle czasu z tym żył. Czy obecność Jjonga w ogóle na niego wpłynęła? Jestem w tak dziwnym momencie moich przemyśleń - prawie tak zagmatwanych jak uczucia Kibuma.
    Ach, uwielbiam teksty, po których naprawdę można myśleć. Po Twoim nie "można", wręcz trzeba! To całkiem ciekawe uczucie, kiedy autor pokazuje fragment swojego świata, ale dzięki takiemu lekko zaskakującemu zakończeniu, zostawia pole do popisu czytelnikowi na swoją własną interpretację.
    Z tekstu na kolejny tekst zaskakujesz mnie coraz bardziej. Jak nie stylem, to emocjami, jak nie burzą uczuć, to jakimś dodatkiem ze strony technicznej. Masz tak rozbudowany warsztat, że jedyne, co mogę teraz powiedzieć to: chylę czoła.
    Woah, wciąż nie mogę przestać nad tym wszystkim rozmyślać. Chyba załatwiłaś mi zajęcie na cały dzień - będę siedzieć i rozbierać ten shot na części pierwsze w swojej głowie, zatracając się w nim jeszcze bardziej i bardziej.
    Wybacz, że w tak małym stopniu nawiązałam do fabuły. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żebym nie wiedziała, co napisać. Zazwyczaj w takim momencie leję wodę, ale Tobie tego nie zrobię. Nie potrafiłabym.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny, xx
    Martis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeden z tych komentarzy, na które naprawdę nie wiem, co odpowiedzieć >.< Szczerze mówiąc, z początku martwiłam się, czy ten shot przypadnie Ci do gustu, bo mimo że go poleciłam, to nie każdemu się podobał, mam też wrażenie, że nie każdy go zrozumiał, co nieco mnie boli...
      W każdym razie, Twoja reakcja mnie zupełnie rozbroiła, Twoje słowa dogłębnie poruszyły. Dar to takie ciekawe słowo, niosące ze sobą same niezwykłe skojarzenia. Czy posiadam dar? Czy te słowa pulsujące w mojej głowie, obrazy cisnące się przed oczy, magia zamknięta w kolejnych zdaniach... czy to dar? Być może, naprawdę nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Przypuszczam, że czytelnik ma tu zdecydowanie więcej do powiedzenia, niż ja sama, bo jestem, naturalnie, zbyt subiektywna, czasem też zbyt krytyczna, wobec własnej twórczości. Uff... wybacz mi te rozwlekłe rozważania, po prostu znów Twoje słowa skłaniają mnie do przemyśleń.
      Hm... przypuszczam, że Key to ten typ postaci, który jest stworzony do absorbowania uwagi, nic więc dziwnego, że w takim stopniu zawładnął Twoimi myślami... Czasem mam takie wrażenie, że odrobina tego tytułowego chaosu niepostrzeżenie zakrada się do serc czytelników podczas czytania, tak samo jak zamieszkała w moim sercu podczas pisania...
      Ta część komentarza dotycząca myślenia przy moich tekstach... Twoje słowa są dla mnie strasznie ważne, bo dowodzą, że moje starania nie idą na marne *~* wiesz, czasem zdarza mi się zwątpić w blogosferę, bo mam wrażenie, że większość ludzi jednak myśleć nie lubi, przez co moje teksty są czasem dziwnie odbierane, co w pewien sposób mnie boli, nawet jeśli nie powinnam się przejmować. A potem pojawia się ktoś taki jak Ty, ktoś kto widzi moje starania i je docenia... ambitny odbiorca, po prostu, szalenie się cieszę, że odwiedzasz mojego bloga <3
      Nie wiem, co jeszcze napisać, może i lepiej, bo znów przesadzę... Jestem Ci wdzięczna za ten piękny komentarz, przepraszam za złamane serce, dziękuję~~! <3

      Usuń
    2. Jezu, czytałam sobie Twoją odpowiedź i coś mi się przypomniało! Miałam to napisać w tym komentarzu powyżej, ale Kibum do tego stopnia zawładnął moimi myślami, że wyleciało mi to z głowy. Udajmy więc, że to zagubiona część powyższych rozmyślań dziwnej czytelniczki i że to wcale nie znajduje się pod Twoją odpowiedzią.
      Tak więc, kiedy czytałam sobie jeszcze początek (no, to było na pewno gdzieś bardziej na początku, niż w środku, ale z usytuowaniem fragmentu to już mniejsza), gdzie Key zapraszam Jjonga do drugiego tańca i lądują w jego pokoju, do głowy przychodzi mi pewna myśl. "Smut? Tak na starcie, teraz? Nie, Shizu nie poszłaby w prostotę". Przyznaję, że przez chwilę naprawdę byłam skłonna w to uwierzyć, ale dzięki temu miałam miłe zaskoczenie - aż odetchnęłam z ulgą, że żadnego bezsensownie wprowadzonego smuta nie było. To kolejna rzecz, którą bardzo u Ciebie cenię - wszystkie teksty są dobrze przemyślane, nie ma scen "ot tak, na widzimisię". Nie przepadam za zwykłymi smutami (które często, nie oszukujmy się, nawet nie mają fabuły), dlatego Twoje shoty czytam z jeszcze większą przyjemnością. Wszystko jest subtelne i... zadbane? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo, ale po części oddaje moją myśl, więc je tutaj zostawię.
      Wybacz moje roztrzepanie i niepotrzebne rozpisywanie się, ale naprawdę chciałam o tym wspomnieć już powyżej.
      Pozdrawiam, a o złamane serduszko się nie martw, na pocieszenie zaraz wyszukam sobie jakiegoś fluffa <3

      Usuń
    3. "Nie, Shizu nie poszłaby w prostotę" - te słowa są najlepszą nagrodą, jaką mogłaś mi dać, naprawdę <3 Bo prawda jest taka, że pospolitych smutów też nie lubię (napisałam takich kilka w moim życiu, shame on me, dawno i nieprawda, mam nadzieję, że na nie nie trafisz xD), takie realistyczne opisy, pozbawione jakiegokolwiek głębszego sensu, a do tego nieraz wręcz obleśne... Cóż, nie wiem czemu, ale większość internetów jednak lubuje się w czymś takim, dlatego, znów, tak mnie uradowała Twoja odmienna opinia na ten temat. Smuty piszę rzadko, bo muszę mieć na nie pomysł (mam chyba tylko jedną godną uwagi, smutową miniaturkę, a do tego opisy w CdA i YP, reszty moich pseudosmutów nie warto czytać, naprawdę).
      I nie przejmuj się, że o czymś zapomniałaś, bo tak jak sama mówiłaś - ważna jest komunikacja między autorem a czytelnikiem, także nie mam Ci nic za złe, wręcz przeciwnie ^^

      Usuń
  15. Jestem tu w końcu! Nie mogę uwierzyć, że komentuje to dopiero teraz, bo przecież tyle razy gadałyśmy już o tym opowiadaniu. Naprawdę. To jest takie genialne. Wtf, dlaczego nie skomentowałam tego wcześniej? Nie zapomnę jak w wirze po koncertowych emocji napisałaś do mnie „Magda, to co piszę robi się smutne, ottoke?”, a niedługo później dodałaś. To tłumaczy, dlaczego nie skomentowałam tego wtedy, po prostu po Tokyo Dome trochę trudno było mi myśleć o czymś innym niż prawdziwe SHINee, zresztą sama pamiętasz. Może przejdę już do właściwej części komentarza.
    Jonghyun opowiada historię sprzed lat, tłumaczy, dlaczego tak dziwnie zachowuje się na imprezie. Zaczyna historię o Kibumie. Chłopak prosi go do tańca na jednej z imprez, Jong początkowo nie chciał się zgodzić, ale zanim się zorientował był już na parkiecie. Gdy pierwszy raz wracamy do 2mina, Jonghyun określa Key słowem ‘chaos’ i to tak bardzo pasuje, jest taką znaczącą zapowiedzią tego, co będzie dalej, ale jednak nie mamy pewności, do czego ten Chaos zaprowadzi Jonghyuna. Opis ich tańca powala, Key jako władca otaczającego ich obłędu, który pokazuje Jongowi coś, co powinno być wolnością. Ja nawet nie umiem opisać tej całej masy emocji, które wzbudza we mnie ten krótki fragment, tysiąc słów przewija mi się przez głowę, ale są tak chaotyczne, że chyba nie potrafię ich złożyć w sensowne zdania. „To była wolność w chaosie, wyzwolenie w szaleństwie.” Słowa tak bardzo istotne w opowiadaniu, wolność i chaos, wyzwolenie i szaleństwo. Jonghyun szybko się przekonuje, że to co w tamtym momencie brał za wolność, wyzwolenie, tak naprawdę jest największym więzieniem Kibuma. Jonghyun opowiada dalej, o zgubieniu Key w tłumie i o pozostawionym numerze telefonu. Słowa, które słyszy po zadzwonieniu są przerażające i tak samo znaczące jak wcześniejszy chaos. Jonghyun wraca do klubu, liczy, że znowu spodka swojego kociego przyjaciela i tak się dzieje. Idą do pokoju, Key włącza muzykę, próbuje uwieść Jonghyuna (wow to brzmi dziwnie, bo chyba nie do końca oddaje jego intencje, ale wiesz, o co mi chodzi) „Robię co mi się żywnie podoba, nie myśląc o wczoraj, nie martwiąc się jutrem. To mój klucz do wolności” – Key cały czas to podkreśla, klucz do wolności, ale tak naprawdę droga do zniewolenia. W końcu zaczynają „tańczyć” i w pewnym momencie brakuje miejsca na łóżku, przez co Key spada na ziemię. W tym opowiadaniu bardzo ważne jest rozróżnienie imion, Key – imprezowicz, który szuka wolności i Kibum – prawdziwy on, dla którego Key jest więzieniem. Właśnie w tamtym momencie na podłodze leży Kibum, zagubiony, niepewny siebie. I wtedy Jonghyun go przytula, jest to tak inne od tego, czego Kibum się spodziewał z jego strony. Podobnie jak Jonghyunowi bardzo długo zajmuje pojęcie mi historii i osoby Kim Kibuma. Ile razy czytałam już to opowiadanie? 5? 6? Nie wiem, ale dużo, a dalej mam wrażenie, że za każdym razem dowiaduję się o nim czegoś nowego, innego co mnie jakoś zaskakuje. Po drodze od momentu, kiedy porzucałam historię wydarzyło się 10000 rzeczy, pewnie mogłabym za chwilę do nich wrócić, ale prawda jest taka, że tutaj każde zdanie można rozłożyć na czynniki pierwsze, ale tego nie da się zrobić w jednym komentarzu, przynajmniej ja nie potrafię, dopiero to zdanie musiało być w tym komentarzu (pewnie jeszcze kilka razy będę Ci o tym pisała, może nawet kilkanaście, po prostu to opowiadanie jest nie do skomentowania w jedne dzień, bo jest tak dużo) „Ja chyba po prostu bardziej kocham chaos od miłości…” – tak ja powiedział Jonghyun, istota Kibuma. I jeszcze jedno „Kibum… spłonął. Spłonął w blasku własnego chaosu…”. I jeszcze zanim przejdę do komentowania tych zdań, końcówka. Jonghyun postanowił raz uwierzyć Kibumowi. Już wiemy, że ta wiara na nic się zdała. Kibum spłonął w blasku własnego chaosu. To mi się skojarzyło ze świeczką, świeczka tak zwykła, prosta świeczka też niszczeje przez własny ogień, zapala się ją, i ona płonie, jak Kibum, płonie aż skończy się wosk, wtedy gaśnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wiem. Jejku jaką ja mam teraz pustkę w głowie, a chciałam ci tyle o tym powiedzieć, pewnie jakbym teraz wstawiła komentarz, to od razu mogłabyś przeczytać kilkanaście wiadomości na gadu. Em… Em… Em… *zbieranie myśli w toku* Key wdawał się bardzo silny, pewny siebie, taki pan i władca, ale Kibum był bardzo, bardzo kruchy, niszczyło go świat wokół, niszczyli go otaczający ludzie, nawet sam siebie niszczył, a może przede wszystkim sam siebie niszczył. A teraz w sumie dość o Kibumie. Jonghyun. Jonghyun, który pokochał chłopaka, który nie potrzebowała zwykłego partnera, który potrzebował człowieka, który się nim zajmie, będzie blisko niego, ale psychicznie, nie fizycznie, choć fizycznie może też. Jego życie całkowicie się zmieniło przez Kibuma. Wszystko stało się inne już, gdy on jeszcze był, a późnie wszystko zmieniło się jeszcze bardziej. Myślę, że on go kochał już na zawsze, nieważne jest jego dalsze życie, ważne jest to, że Kibum zawsze był gdzieś w jego sercu, gdzieś sprawiając, że niektóre piosenki brzmiały inaczej, niektóre miejsca, jak na przykład klub nigdy nie były takie same. Wydaje mi się, że każda dyskotek, na którą szedł mogła być podszyta myślą „może on zaraz się pojawi, już za chwileczkę”, oczywiście to się nigdy nie działo, bo jak miało się stać. Może ja już skończę ten bełkot, bo to miało być ogarnięte, a jest coraz bardziej bełkotliwie. PO PROSTU TO OPOWIADANIE ------------------ Dalej mam niedosyt mówienia o nim, więc pewnie Cię jeszcze napadnę.

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams