10.07.2015

YP: ~VI~



Trzask stawianej na stoliku szklanki był tak gwałtowny i niespodziewany, że leżący na kanapie Minho wzdrygnął się i otworzył oczy. Przez chwilę mrugał powiekami, pozostając w plątaninie błogiej, sennej nieświadomości. Towarzyszyło mu to niepokojące uczucie, że jest coś bardzo ważnego, o czym powinien obecnie myśleć, coś co ślizga się po skraju świadomości, wypierane przez zmęczony stresem umysł. Choi przetarł oczy dłonią, z coraz większą mocą odczuwając napierającą nań na powrót rzeczywistość, która przynajmniej na czas snu dała mu spokój, utonęła w mrokach przepracowanego umysłu.

- Mogłem ci posłać łóżko w pokoju gościnnym… - odezwał się łagodny głos i Minho potrzebował dłużej chwili, żeby zlokalizować wzrokiem siedzącego w fotelu Jinkiego. – Kanapa jest niewygodna… - dodał przepraszającym tonem. Choi nie odpowiedział, zbyt zaabsorbowany napływającymi do mózgu, cisnącymi się przed oczy wspomnieniami dnia poprzedniego, wraz z całą jego barwną paletą nowych, nieznanych dotąd emocji.

- Hyung… czy to ja jestem szaleńcem, czy po prostu świat zwariował? – odezwał się zachrypniętym głosem, wbijając puste spojrzenie w zwieszający się nad nim sufit. Przed oczami wciąż miał tę samą twarz, w uszach ten sam głos. Wciąż tak samo wyidealizowane, wciąż tak samo odległe.

- W każdym życiu przychodzą momenty obłędu – oznajmił Jinki z westchnieniem i smutnym błyskiem w ciemnych oczach. Minho przez chwilę trawił te słowa, szukając zgubionego skupienia, usiłując wykrzesać z siebie dawny spokój ducha, niegdyś właściwą mu niewzruszoność i umiejętność chłodnego kalkulowania faktów. Wszystko jednak rozłaziło mu się w rękach, topniało przed oczami, nieodporne na raz rozbudzoną w sercu porywczość.

- Myślisz, że dobrze zrobiłem? – zapytał, rozpamiętując ten cień bólu, niemego rozczarowania, który był ostatnim, co dostrzegł na twarzy osamotniałego na pustym dziedzińcu Taemina. Choi nie był pewien, czy tamten wyraz, skryty pod przydługą grzywką, był rzeczywistym odbiciem stanu serca młodszego, czy też urojoną maską, wyprodukowaną  i nałożoną na twarz Lee przez zdesperowany umysł Minho.

- To pytanie powinieneś skierować do siebie samego – stwierdził Jinki, zapatrując się w okno, chłonąc odległy błękit nieboskłonu wzrokiem. Choi nie był zadowolony z tej odpowiedzi, choć dobrze wiedział, że jest słuszna. Tylko jak zastosować się do tej rady, jeśli umysł nie współpracuje z sercem? Przecież zrobił dobrze, zostawił Taemina w spokoju, postanowił zniknąć z jego życia, dać szansę na skupienie się na ważnych sprawach. Właśnie taką postawę przyjął jego umysł… Dlaczego więc wciąż słyszał szmer własnego serca? Dlaczego szeptało cicho, żałośnie, nasączając myśli bezzasadnym poczuciem winy? Czy to wszystko miało w sobie jeszcze choć krztynę logiki? Czy może ona również padła ofiarą gorączki i leżała teraz na łożu śmierci zdławiona i stłamszona przez szaleństwo rzeczywistości? Choi miał dość tego chaosu, chciał wrócić do jasności umysłu i spokoju ducha.

- A gdyby tak… - mruknął, po czym zerwał się z kanapy w imitacji nagłego przypływu sił. – A gdyby tak… zapomnieć? – zapytał, nie do końca pewien od kogo oczekuje odpowiedzi.

- Co masz na myśli? – Oczy Jinkiego były smutne, przepełnione obietnicą porażki, dlatego Choi odwrócił od swojego towarzysza wzrok, i począł krążyć po pokoju.

- Zapomnieć, wymazać z pamięci! – mówił szybko, gorączkowo gestykulując rękami. – Wyjechać i nie oglądać się za siebie – dodał, na moment unieruchamiając rozbiegane spojrzenie na małym skrawku nieba, widocznym przez jedno z okien, jakby chcąc samego siebie upewnić, że tego właśnie pragnie, że łaknie wolności, życia z dala od tego dziwnego zniewolenia, tej pustej egzystencji, do której zmuszała go niewiadoma siła; siła niegdyś sterująca nieśmiałymi spojrzeniami i zbyt szybkim rytmem serca, a teraz objawiająca się w irracjonalnych czynach. - To jest możliwe, potrafię to zrobić… Już raz prawie mi się udało – mówił dalej, z maską głębokiego przekonania nałożoną na wykrzywioną w desperacji twarz. – Cóż to dla mnie… głupota hormonów, nierozwaga ciała, rozkojarzenie myśli… Wystarczy z powrotem złapać życie w ryzy i iść dalej, tylko takie rozwiązanie ma sens! – zakrzyknął entuzjastycznie, w dalszym ciągu wahadłowo przemierzając wąski fragment podłogi. – Wolność na mnie czeka, muszę jedynie…

- Minho – przerwał mu nagle Jinki, a w jego tonie zabrzmiała twarda nuta, tak niepodobna do tych łagodnych oczu, do tego przyjaznego uśmiechu. Choi zatrzymał się wpół kroku i spojrzał na swojego towarzysza pytająco, jednocześnie usiłując nie utracić już rozpierzchającego się w zastraszającym tempie zapału. Jinki przez chwilę milczał, jakby nagle tonąc we własnych przemyśleniach, we własnych obrazach, wspomnieniach. W końcu jednak uśmiechnął się blado i spojrzał Minho prosto w oczy. – Naprawdę sądzisz, że to takie proste? – zapytał zaskakująco gorzkim tonem. – Gdyby dało się po prostu zapomnieć, myślisz że wciąż bym tu tkwił? – Mądrość bolesnych doświadczeń skryła się w tej parze oczu, które sekunda po sekundzie łamały chwilowy optymizm Minho, kruszyły go, dobitnie uświadamiając, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. – Po za tym, powinieneś zadać sobie pytanie… - dodał Jinki nieco łagodniej, po czym wstał, podszedł do Minho i poklepał go po ramieniu. – Wolność w zapomnieniu… czy tego właśnie pragniesz? – powiedział, po czym opuścił pomieszczenie, zostawiając młodszego z jego własnym wewnętrznym chaosem.

~*~

„Wciąż masz błędne pojęcie o wolności, mój drogi.”

„…błędne pojęcie o wolności…”

„…błędne…”

Jonghyun przymknął powieki i uderzył głową w biurko. Dlaczego ten irytujący głos nie chciał dać mu spokoju, odbijając się echem od ścian umysłu, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie? Dlaczego te dziwne, błyszczące kpiąco oczy zdawały się cały czas go obserwować, nieprzerwanie poddawać ocenie, zawsze wiedzieć więcej, wiecznie obezwładniać niezaprzeczalną inteligencją? Jonghyun czuł się jak w klatce i powodem nie były otaczające go mury. Mury można było pokonać w mniej lub bardziej skomplikowany, ale zawsze logiczny, oparty na racjonalnym myśleniu sposób. Dokumenty, łapówki, znajomości. Mechanizmy rządzące człowiekiem, łatwizna. Problemem nie była jednak bariera otaczająca miasto, ale opór, który Jonghyun zaczął niespodziewanie odczuwać w głębi samego siebie. Wątpliwość, którą zaszczepił mu w umyśle ten irytujący, koci chłopak, niepewność w którą oblekł wszelkie cele i działania Kima, pozostawiając go jak zwykle bez jakichkolwiek jasnych i oczywistych myśli. Wręcz przeciwnie, plątając wszelkie wątki i połączenia wewnątrz jonghyunowego umysłu, kreując jeden wielki chaos.

Kim ponownie skupił wzrok na mapie, po raz kolejny analizując okolice północnego muru. Nieopodal głównej bramy miejskiej widniał zaznaczony jakiś budynek, który niegdyś pełnił funkcje gospodarcze bądź obronne, a teraz zapewne stał pusty, albo też był wykorzystywany w celach mieszkalnych. Choć żadne ze źródeł nie mówiło o jakimkolwiek połączeniu budynku z murem, to Jonghyun był niemal pewien, że takowe istnieje i to właśnie nad tym miejscem, w jakiś tajemniczy sposób, władca ulicy trzymał pieczę. Kim nie miał jednak pojęcia, jak do owego przejścia się dostanie, bo nie mogło być łatwe do znalezienia, skoro władze wciąż go nie zablokowały. Samodzielne szukanie sposobu na uzyskanie do niego dostępu mogło mu zająć wiele dni, a on nie miał aż tyle czasu, zamierzał zniknąć stąd jak najszybciej. Tylko… po co?

„…błędne…”

- Zamknij się – warknął Jonghyun, aż nazbyt świadom, że siedzi sam w pustym pokoju. Nie rozumiał, dlaczego w ogóle miał wyrzuty sumienia, a fakt, że objawiały się one w dręczącym głosie i natarczywym spojrzeniu pewnego wkurzającego dziwoląga, już totalnie nie miał sensu. Przecież Jonghyun nie robił nic złego. Był zdrowy i chciał z tego korzystać daleko od zarazy, na wolności. Miał prawo do samodzielnego decydowania o swoim życiu. Zamierzał sięgnąć po swoją własność. W czym taki Minho był lepszy? Dlaczego to jemu się poszczęściło? Jedno głupie, dziennikarskie zlecenie otworzyło mu drogę ucieczki od nieznanego jeszcze wtedy zagrożenia. Kim nie chciał być kukiełką w rękach losu, dlatego od razu postanowił działać. I kiedy rozwiązanie problemu było już na wyciągnięcie ręki, pojawiło się zdradliwe wahanie. Czy to ma w ogóle jakiś sens? Czego oczekiwał od niego ten chłopak o wielowymiarowym spojrzeniu?

Kim gwałtownie wstał, uświadomiwszy sobie, że znów myśli o królu ulicy. Ten szkodnik stał się do tego stopnia wszechobecny, że nawet w samotności Jonghyun nie mógł zaznać spokoju ducha. Kim on w ogóle był i dlaczego zawsze wiedział więcej niż ktokolwiek inny, mimo to wciąż pozostając bezimiennym cieniem, jedną z wielu tajemnic tego miasta? Jonghyuna irytował ten nieproszony gość we własnym umyśle i zamierzał się go możliwie jak najszybciej pozbyć.

- Taki z niego mądrala – mruknął sam do siebie, składając leżącą na biurku mapę i chowając ją do torby. – Zobaczymy, jak zareaguje na fakt, że go rozgryzłem… Jeszcze będzie błagał, żebym odszedł po cichu i nikomu o tym nie mówił, oj będzie błagał…

~*~

- I jak się to panu widzi, co?
- Mówi pan o zarazie?
- A o czym innym? To chyba nadrzędny temat obecnie…
- Szczerze mówiąc… myślę, że to wszystko jest przerysowane. Ludzie robią z igły widły.
- Przerysowane? Żartuje pan sobie ze mnie? To poważny problem!
- Proszę zrozumieć, nawet nie znam osobiście żadnego chorego, ta epidemia to dla mnie jakaś abstrakcja!
- Ja wszystko rozumiem, ale fakty nie kłamią! Widział pan liczbę zmarłych w tym tygodniu?
- Nie…
- To może inaczej… czy widział pan braki na sklepowych półkach? Albo pustkę na niektórych ulicach? Czy nie martwi pana choćby tak prozaiczny fakt, jak brak nowych filmów w kinie?
- To nieco uciążliwe, przyznaję…
- Właśnie. A będzie jeszcze gorzej, zobaczy pan. Przyjdzie czas, kiedy zaraza nie pozwoli nam już udawać, że nie istnieje…

~*~

Jonghyun po raz kolejny przeczesał włosy dłonią w nerwowym geście, po czym przeszedł parę kroków wzdłuż ulicy. Następnie okręcił się na pięcie i powędrował w przeciwległym kierunku. Cały czas uważnie się rozglądał. Wypatrywał tego charakterystycznego błysku kocich oczu, wyłaniających się niespodziewanie z mroków wieczora. Na ulicy było ciemno, choć jeszcze parę dni wcześniej o tej porze całe miasto rozświetlone było dziesiątkami latarnianych ogników. Ludzie i tak szybko chowali się w czterech ścianach domu, a władze postanowiły udawać, że są oszczędne. Dlatego wieczory stały się ciche i ciemne jak nigdy dotąd, uliczki oddano księżycowi we władanie.

Kim westchnął ciężko i wrócił na swoje miejsce pod ścianą jakiejś obskurnej kamienicy. Choć kilka godzin wcześniej był pełen zapału, chęci dopieczenia władcy ulicy, to każda kolejna minuta bezczynnego czekania subtelnie ostudzała jego ambicje. Był pewien, że jeśli stanie w widocznym miejscu w samym centrum tej zapomnianej przez Boga dzielnicy, chłopak się zjawi. A mimo to, jak na złość, tego jednego wieczora pozostawał on nieobecny. Jonghyun był niemal pewien, że władca dzielnicy wie o jego przybyciu, być może nawet obserwuje go z ukrycia, naśmiewa się z jego bezradności. Ta wyperswadowana samemu sobie świadomość doprowadzała Kima do ogromnej frustracji. Po raz kolejny stawał się obiektem kpin, choć przyszedł tam przecież jedynie w celu dowiedzenia swojej wyższości.

- Tak chcesz się bawić? – mruknął pod nosem, po czym wyszedł na środek opustoszałej ulicy, nie zważając na grupę podejrzanie wyglądających mężczyzn, obserwujących go z przeciwległego zaułka, ani na kilka par kobiecych oczu, nieustannie śledzących jego poczynania, być może czekających, aż przybysz stanie się klientem. – Hej, władco ulicy! – zakrzyknął, a noc poniosła jego głos do najgłębszych i najbrudniejszych zakamarków tej okrytej płaszczem cieni części miasta. – Dobrze wiem, że tu jesteś… - dodał, rozglądając się uważnie wokół, nasłuchując. Jedyne co mu odpowiedziało to gorączkowe szepty, natarczywe spojrzenia. – Ile jeszcze każesz mi czekać? Czy król ulicy nie zna pojęcia gościnności? – prowokował dalej, oczekując, że w ten sposób uzyska pożądany efekt. Zamiast tego na ulicy zapanowało wzburzenie, jakby to wtargnięcie naruszyło harmonię, budząc ciszę do kontrataku wobec hałasu. Cienie, ciemne sylwetki otoczyły Jonghyuna, zanim spostrzegł co się dzieje. Migały mu przed oczami wykrzywione we wrogim grymasie twarze, czuł na sobie popychające go agresywnie dłonie. Szukał triumfu, a znalazł swój koniec.

- Dość tego, rozejść się! – rozległ się znajomy, głos, który jednak brzmiał inaczej niż zazwyczaj. Jonghyun po raz pierwszy widział króla ulicy tak wzburzonego. Dotąd był przekonany, że ten dziwny chłopak jest ponad takimi przyziemnymi emocjami jak zdenerwowanie, zbyt inteligentny, zbyt pewny siebie i świata, żeby je odczuwać. Tłum cieni rozstąpił się posłusznie, umykając w mroki nocy. Jonghyun nie spuszczał jednak wzroku z kociego chłopaka, którego oczy tylko raz uraczyły go dziwnym spojrzeniem, po czym uciekły ku przestworzom nieba, udając obojętne, chowając w świetle gwiazd jakieś inne światełko, którego starszy nie potrafił nazwać, choć widział je bardzo wyraźnie.

- Um… dzięki… - mruknął od niechcenia, nagle plącząc się w swoich zamiarach.

- Czego chcesz? – Pytanie było zadane ostrym tonem, który niezwykle kontrastował z przeważną lekkością wypowiedzi władcy dzielnicy. Jonghyun zawahał się, nagle w pełni dostrzegając irracjonalność swojego planu. Kiedy siedział w samotności, każda myśl o młodszym chłopaku była drogą przez pajęczynę irytacji i niezrozumienia. Ale kiedy stanął z nim twarzą w twarz, coś się zmieniło. Chłopak wyglądał inaczej niż przy poprzednim spotkaniu, jakby zmęczenie, któremu dotąd umykał, teraz wreszcie go dopadło, pozostawiając po sobie piętno na młodej twarzy. Cienie gromadziły się w bystrych oczach, a napięcie targające jego umysłem było wyraźnie widoczne nawet w tej dziwnej sytuacji. Król ulicy naraz wydał się Jonghyunowi bardziej ludzki niż kiedykolwiek wcześniej. – Przychodzisz na mój teren i robisz zamieszanie, a teraz tchórzysz? – zapytał młodszy, w mgnieniu oka zastępując chwilową słabość gniewnym wykrzywieniem ust, spoglądając wyzywająco na swojego rozmówcę. Jonghyun otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jakoś się usprawiedliwić, ale nie było mu to dane, bo król ulicy najwyraźniej nie zamierzał go wysłuchać. – Cóż masz mi do powiedzenia? Czyżbyś obmyślił już swój genialny plan ucieczki? Czy może przychodzisz do mnie z rozterkami na temat swojego bezcelowego życia? Nie obchodzi mnie co robisz i co zrobić zamierzasz! Żyj po swojemu, czyż nie do tego dążysz? Ot, twoja wolność, łap ją, póki możesz, nie oglądaj się za siebie! A mnie daj święty spokój, mam własne spra… - Chłopak urwał gwałtownie pod wpływem silnych ramion Jonghyuna, które naraz przyparły go do ściany kamienicy.

- Owszem, znalazłem drogę ucieczki – powiedział dobitnie, lustrując wzrokiem malujące się na twarzy młodszego zaskoczenie. Jego postawa wywołała w Jonghyunie taką dezorientację, że nie był już nawet pewien do czego on sam zmierza. Dlatego postanowił kierować się impulsami. Słowa młodszego przywróciły mu trzeźwość myślenia. Chciał uciec. Wiedział jednak, że musi najpierw znać na to sposób, a jedynym, który mógł mu pomóc był ten mierzący go płonącym spojrzeniem chłopak. – Nie wiem, co przemycasz przez granicę miasta, ani jak utrzymujesz to w sekrecie, ale wiem w którym miejscu jest przejście – dodał, oczekując jakiejś gwałtownej reakcji, być może cienia strachu bądź niepewności. Otrzymał jednak jedynie kpiące wykrzywienie warg.

- Oh, jakiś ty inteligentny, jaki spostrzegawczy! Idź pławić się w swojej dumie gdzie indziej, bo ode mnie nie dostaniesz tego, czego tak desperacko szukasz… - oznajmił z właściwą sobie wyższością więżąc Jonghyuna swoim kocim spojrzeniem.

- To znaczy? – zapytał starszy, znów gubiąc się w toku rozumowania swojego rozmówcy. Nie tak wyobrażał sobie tę sytuację. Zamierzał zrobić na nim wrażenie, dowieść, że nie jest taki głupi, za jakiego mają go te ciemne oczy. Zamiast tego ponownie został obiektem kpiny.

- Pochwała. Podziw. Poklask. Aprobata dla dziecinnych czynów… nie tego pragniesz? – Słowa młodszego były nasączone gorzką melodią, podszyte trudną do zaakceptowania prawdą.

- Pokonałem cię – powiedział Jonghyun, łapiąc się w zastraszającym tempie niknących w gąszczu wątpliwości argumentów. Widząc jednak lekceważący wyraz na twarzy młodszego, przysunął się do niego jeszcze bliżej, być może żeby zrobić większe wrażenie. – Wygrałem… - warknął, zawierając w tym słowie całe resztki pewności co do własnych czynów.

Król ulicy milczał, a jego milczenie było ciężkie, nieznośne. Jonghyun czuł się jak błazen pod tym wszechwiedzącym, wywołującym dreszcze na plecach spojrzeniem, a dziwne kołatanie wewnątrz piersi tylko utrudniało sytuację. Nie wiedział co się z nim dzieje. Był tak wzburzony, że nie miał już pojęcia co mówić, co myśleć. A ponad tym wszystkim było on, jak zwykle mądrzejszy, jak zawsze mieszający postępowanie Jonghyuna z błotem. Po dłuższej chwili świdrowania starszego spojrzeniem, władca ulicy oderwał wzrok od jego oczu. Kim wzdrygnął się, czując jak zimne palce chłopaka przesuwają się powoli po całej długości jego ramienia, pozostawiając za sobą mrowiącą ścieżkę dotyku.

- Spójrz na siebie… - mruknął młodszy, śledząc wzrokiem swoją błądzącą po cudzej skórze dłoń. Jonghyun wstrzymał oddech wobec tej niecodziennej sytuacji, nagle zniewolony zbyt gwałtowną, zbyt niespodziewaną reakcją własnego serca. – Twoja siła skumulowała się w mięśniach, nie zagrzewając miejsca w umyśle… - kontynuował władca ulicy, kreśląc mroźne wzory na przedramieniu Jonghyuna, nie racząc rozgorączkowanego chłopaka choćby jednym spojrzeniem. – Znów rządzisz, znów przypierasz mnie do ściany, nie znając innych godnych środków perswazji. – Młodszy mówił, a jego słowa tylko po części odciskały się w pamięci Kima, który był zbyt zdezorientowany nagłą burzą przetaczającą się przez jego organizm. Szalone rzeczy pojawiały się na skraju umysłu, kiedy widział, słyszał, czuł tego dziwnego chłopaka tuż obok siebie. – Znów ulegasz tym samym instynktom, które nieustannie krzyczą; „uciekaj, uciekaj od śmierci, wolność ponad moralność”… - powiedział młodszy, po czym jego dłoń zastygła, a oczy uniosły się, dziwne, niezgłębione, wołające tysiącem nieznanych słów. – Czy za to właśnie oczekujesz pochwał? – Pytanie było niewygodne, oczekujące wykazania się inteligencją. Jonghyun był jednak na tyle zdezorientowany, że ciężko było mu wykrztusić z siebie choć jedno słowo. Powinien odeprzeć te obelgi, ale nie znajdował w umyśle nic, ponad niepokojący szum własnej krwi. Powinien się odsunąć, ale ciało nie reagowało na komendy. Powinien uciekać, a mimo to trwał na uwięzi zdradliwego spojrzenia.

- Ja… - wychrypiał, nie mając pojęcia co zamierza powiedzieć. – Ja…

- Hyung, hyung, gdzie jesteś? – rozległ się nieznajomy głosik. Król ulicy natychmiast odepchnął przypierającego go do ściany Jonghyuna, tak, że ten zachwiał się niebezpiecznie na granicy krawężnika.

- Tutaj, motylku. Coś się stało? – powiedział nagle łagodnym, ciepłym tonem. Jonghyun potrzebował dłuższej chwili, żeby spośród cieni wyłowić wzrokiem drobną sylwetkę dziecka. Malec był wychudzony i ubrany bardzo skromnie, ale na widok swojego hyunga uśmiechnął się promiennie.

- Minjoonowi chyba się polepszyło i prosi, żebyś opowiedział mu coś o dalekim oceanie – powiedział chłopiec, a władca ulicy poczochrał pieszczotliwie jego włosy i pochylił się nad nim. – Idź powiedzieć Minjoonowi, że jego ulubiony pirat jest już w drodze – oznajmił z niespodziewaną werwą, po czym jeszcze przez chwilę obserwował jak malec znika w bramie budynku. Następnie wyprostował się, a niecodzienna sztywność i oziębłość powróciła do jego postawy.

- Idź już, wolność czeka – powiedział, nie odwracając się, nie zaszczycając Jonghyuna już ani jednym spojrzeniem. – Wystarczy po nią sięgnąć…

~*~

- Głupstwo! – zakrzyknął Taemin, gwałtownie odrzucając swój nieodłączny notatnik. Zirytowany własnymi bezsensownymi pomysłami, przekręcił się na plecy i utkwił wzrok w niebie. Przyjemna woń i miękkość trawy koiły zmysły, ale w umyśle dalej próżno było szukać spokoju. – Lee Taemin, ty szczeniaku – mruknął obelżywie do samego siebie. Przez chwilę obserwował przesuwające się w górze kształty chmur, po czym z głośnym westchnieniem oderwał od nich wzrok i ręką znów sięgnął po porzucony notes. Na nieco zmiętej i wybrudzonej zielenią trawy kartce widniały kolejne statystki. Nie były to jednak zwyczajne wykresy i tabelki, bo choć metoda pozostawała ta sama, zmienił się obiekt badań. – Przecież to bezsensu… - mruknął, tym razem rozpaczliwie, gładząc palcem nagłówek, na który składały się dwa słowa.

„Choi Minho”

Taemin był do tego stopnia zdezorientowany spotkaniem ze swoim starszym kolegą, że wpadł na iście genialny pomysł przeanalizowania swoich i jego uczuć w formie raportu. Zaczął głowić się nad wszelkimi momentami, kiedy własne serce odmawiało mu posłuszeństwa, zaczął pieczołowicie liczyć ilość chwil, w których Choi przeczesał dłonią jego niesforne kosmyki włosów, albo uraczył go jednym ze swoich wyjątkowych uśmiechów. Usiłował w ten sposób zrozumieć siebie, zrozumieć swojego przyjaciela. A może po prostu strywializować swoje uczucia, odebrać im ten głęboki sens, który w jego oczach miały, sprawić że staną się równie kłamliwe i mało ważne, co wszelkie dane w rubrykach.

- Idiotyzm… - warknął, znów karcąc samego siebie, znów odrzucając zeszyt na bok. Drzewa szumiały nad jego głową, dźwięcznie naśmiewając się z niedoświadczenia, z tej odwiecznej cechy związanej z młodością. Taemin przesunął dłonią po twarzy, próbując zmyć sprzed oczu dręczące go obrazy. Prawda wwiercała mu się w uszy, nie pozwalając odpocząć choćby na moment. Lee nie potrzebował raportów ani statystyk, żeby wiedzieć, co mu dolega. A mimo to szukał usprawiedliwienia zarówno dla siebie, jak i dla Minho. Po ich spotkaniu Taemin był tak wściekły na samego siebie, że wylądował w pierwszym napotkanym barze, głuchy na głos rozsądku, ślepy na głupotę swoich poczynań. Chciał na chwilę zapomnieć o wszystkim. Wymazać z rejestru zmartwień Minho, miasto, zarazę, siebie. Ale na co mu to było, skoro rano wszystko powracało i to ze zdwojoną siłą, bo naznaczone gorzkim piętnem porażki?

Taemin zapatrzył się na nieskończoną przestrzeń nad jego głową. Przyroda zdawała się w ogóle nie dostrzegać ludzkich głupstw, cały czas krocząc pod ramię z czasem, niespiesznie albo też nazbyt szybko, ale zawsze z właściwą sobie dumą. W głowie chłopaka od jakiegoś czasu zaczęły pojawiać się dziwne myśli. Dziwna świadomość prawdziwego powodu swojego żałosnego stanu. Taemin najzwyczajniej w świecie bał się, że umrze tu, na tej nieprzyjaznej ziemi, nigdy nie powiadomiwszy Minho o swoim kwitnącym uczuciu. To było tak nieistotne, wobec tragicznych historii dziesiątek innych zamkniętych w mieście ludzi, że Lee aż głupio było o tym myśleć. A mimo to ów problem nabierał w jego oczach nieskończonego dramatyzmu. Nie wiedział, czy Minho odwzajemniłby kiedykolwiek jego uczucia, nawet o tym nie marzył. Nie chciał jednak odejść, nie pozostawiając specjalnego znaku w pamięci przyjaciela. Tak, Taemin bał się zniknąć, zostać zapomnianym. On i jego ciche, subtelnie kołaczące się w piersi uczucie. Nie chciał, żeby zostało pogrzebane razem z nim. A mimo to zmarnował jedyną szansę na pokazanie go światłu tych chłodnych oczu.

Na tle górujących na nieboskłonie chmur, odciął się drobny kształt przelatującego wśród śpiewu drzew motyla. Jasne skrzydła przez chwilę zawirowały nad twarzą Taemina, po czym zniknęły w przestrzeni parku, wolne, niczym nie skrępowane. Lee westchnął cicho i znów sięgnął po notatnik.

~*~

RAPORT (CHOI MINHO)

SPORZĄDZIŁ: Lee Taemin

Liczba podejrzanie jasnych spojrzeń: 43? 45?
Liczba zbyt szerokich uśmiechów: 37
Liczba przypadkowych muśnięć dłoni: 20-30
Liczba zdrobnień mojego imienia: 15
Liczba wypowiedzianych po cichu komplementów: 27
Liczba ukradkowych zerknięć: 34?
Liczba zatrzymujących serce uścisków:  2
Liczba spędzonych wspólnie godzin: ogromna

Dodatkowe spostrzeżenia i uwagi: bezsens i dziecinada.

~*~

Wiem, że się spóźniłam, za co przepraszam >.< Nie wiem, czy ktoś czekał na dalszy ciąg, ale oto jest. Stoczyłam ciężką walkę z samą sobą i z własnym brakiem wiary (nie mówię tu o tym rozdziale, a ogólnie o sensowności YP), stąd ta przerwa w publikowaniu. Niemniej, chyba wygrałam i zamierzam doprowadzić to opowiadanie do końca, postawiłam to sobie za punkt honoru, i niech się dzieje co chce xD
Ps. Moje plany nieco się zmieniły, i scena, którą zamierzałam umieścić w epilogu, będzie jednak w ostatnim, jedenastym rozdziale, który będzie zakończeniem YP.

 ~V~ ~VII~ |

9 komentarzy:

  1. Jestem~!
    Myślę, skarbie, że źle zrobiłeś, ochh, ty zawaliłeś całkowicie, idioto, zmarnować taką szansę, razem z taeminem zmarnowaliście taką szansę i naprawdę, jesteś pewien, czy to pytanie nie było pytaniem retorycznym? I nie chcę dobijać, ale już raz próbowałeś zapomnieć i się nie udało - nie wiem, może o tym zapomniałeś albo coś?, w każdym razie, NIE, nie uciekasz nigdzie, bądź mężczyzną, cholera ;____;
    Mogę tylko podejrzewać, ale coś czuję, że Kibum zdenerwował się na JH nie tylko przez jego zachowanie. Błagam o coś więcej z nimi, wiesz, może kiss? T_____T umarłabym, booże, nie będę zła ani nic, jeżeli to zrobisz... także~ prooooszę~?<3
    Nie mogę patrzeć na to, jak Taemin cierpi, zrób coś z tym, omo ;c oni są tacy tępi, że po prostu nie mogę, ALE TEN RAPORT TO WGL CUTENESS OVERLOAD OK?, chociaż widać, że Taemin bierze sprawy w swoje ręce i powoli, powoli coś się zaczyna się rozwiązywać, choć pewnie długo jeszcze minie, zanim zajdą jakieś drastyczne zmiany, ale to dobrze, nie chcę, żeby taeś padł na atak serca przy pierwszym pocałunku czy czymś takim, musi być na to przygotowany~ o, właśnie, planujesz tu jakiegoś smuta? ^^
    Podobało mi się, weny życzę i chcę więcej~ dobrze wiedzieć, że udało ci się przebrnąć przez te wątpliwości, yaay ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, Twoje zwracanie się bezpośrednio do moich bohaterów mnie rozczula xDDD Cóż, to angst, ktoś musi cierpieć, wybacz, też mi z tym źle ;~~;
      Co do wszelkiego rodzaju zbliżeń, to wszystko w swoim czasie ^^
      Dzięki za komentarz ~~<3

      Usuń
  2. Jestem~
    "Rozdział 6. jest nudny. Nic się w nim nie dzieje. Dopiero w 7. coś się dzieje." Zaczynałam czytać, pamiętając twoje słowa, ale znowu uśpiły one tylko moją czujność i sprawiły, że już przy końcu pierwszej części nie mogłam oddychać. Minho budzi się nie do końca świadomy tego, gdzie jest. Zmartwienia dały mu chwilę odpoczynku, ale po spokojnej nocy, wróciły ze zdwojoną mocą, przynajmniej tak mi się wydaje. Minho łudzi się, że uda mu się zapomnieć, że będzie mógł po prostu wyjechać, wyrzucić z pamięci ogarnięte zarazą miasto i długowłosego chłopaka, któremu oddał serce. Jednak Jinki sprowadza go na Ziemię, nie pozwala się łudzić, bo z własnego doświadczenia wie, że zapomnieć nie jest łatwo. I znowu przewija się motyw (czy to jest motyw czy co to jest? Chyba motyw >.< Nie wiem ;; *nagły nieogar*) wolności. Onew uświadamia Minho, że wolność, o której pomyślał, tak naprawdę nie jest wolnością, tylko tworzeniem sobie klatki zapomnienia. Klatki, która jest gorszym więzieniem niż wspomnienia. Jonghyunowi słowa i cała postać Kibuma znowu nie dają spokoju. Dobrze wie, że w chłopaku jest (NO KURCZE, DLACZEGO W ŚRODKU KOMENTARZA TWOJA PLAYLISTA WALI MI W TWARZ HONESTY? JA NAPRAWDĘ CHCĘ NAPISAĆ COŚ Z SENSEM. UGH I STRACIŁAM WĄTEK UGH) coś, co wzbudza w nim wątpliwości, dlatego próbuje znaleźć coś na niego. Nawet wydaje mu się, że udało mu się go rozgryźć. Rzuciło mi się w oczy, że Jonghyun porównuje się do Minho, który tak naprawdę chyba chciałby być na jego miejscu, co prawda walczy w nim jeszcze rozum i serce, ale jednak serce zaczyna wygrywać i chłopak, mimo że wie, że najgłupszym, co mógłby zrobić jest wejście do miasta, w jakiś sposób chciałby cofnąć czas? i nigdy z niego nie wyjeżdżać, nie opuszczać ukochanej osoby. (nienienie, przełączam Rainy Blue, aż nie wierzę, ale nie, ta piosenka jest nie, gdy mam pisać sensownie.) Część ludzi w mieście dalej się łudzi, że epidemia jest czymś wymyślonym, ale tak jak jedne z rozmówców jestem przekonana, że zaraza już nie długo pozwoli udać, że jej nie ma. Ehh ten Jonghyun... Już samo to, że chce coś udowodnić mądrzejszemu od siebie Kibumowi, jest głupie, ale ten jeszcze pozwolił, żeby ludzie mieszkający w kibumowej dzielnicy to usłyszeli i go lekko poturbowali. Eh, ten Jonghyun. Ale udało mu się, Key się pojawił. Pojawił się i znowu udowodnił, pewnemu już swojej wygranej, Jonghyunowi, że ten tak naprawdę nic nie rozumie. A on nie umiał znaleźć nic na swoją obronę, bo to, co mówił król ulicy było prawdą. I wtedy przybiega dziecko, a Kibum całkiem się zmienia, nawet Jonghyun to dostrzega. Jego głos łagodnieje, a oczy patrzą z czułością na chłopca. Ale na pożegnanie znowu zostawi słowa, które, tak mi się przynajmniej wydaje, bo nie pamiętaj już niczego, będą dręczyć Jonghyuna i zmienią coś w jego podejściu. Taemina próbuje zmienić uczucia w logiczny raport. To chyba nie pierwszy raz, prawda? Robi to, dlatego, że raporty to coś, co zna, a uczucia są trudne i prowadzą do myśli, które tak naprawdę powodują działanie chłopka. Taemin się boli. Boi się, że zostanie zapomniany (dalej pamiętam, co przeżyłaś, gdy znalazłaś piosenkę 'Back', która tak bardzo łączyła się z rozmyślaniem Tae). Boi się, że Minho nigdy nie pozna jego uczyć, a przez to Taemin nie dowie się czy mógłby je odwzajemnić. Jest pewny, ze stracił ostatnią szansę na wyznanie prawdy ukochanemu. I jeszcze ten raport, który dla Tae jest głupotą, bo niczego nie wnosi.
    Jejku, bardzo się bałam zaczynając czytać ten rozdział, nie wiem, dlaczego. Wiem za to, że jedyne, co miałam w głowie po przeczytaniu, to ksjafgdsfjdshghfdsjgkadj *bełkot*bełkot*bełkot*. Znowu mnie trochę zabiłaś, bo momentami nie mogłam oddychać. Ten rozdział wcale nie jest nudny. Zmusza, przynajmniej mnie zmusił, da jakiś przemyśleń, do wyjścia z myślami poza to, co napisane i dopowiedzenia sobie kilku rzeczy. Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, więc może skończę. *wychodzi zanim całkiem ogarnie ją bełkot*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny! Key jest tutaj tak barwną i intrygującą postacią, że po prostu jestem pod wrażeniem tego jak można wykreować charakter bohatera. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i dalsze losy bohaterów!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barwni bohaterowie to coś, co sama niezwykle cenię w opowiadaniach, także cieszy mnie fakt, że Ty widzisz to u mnie ^^
      Dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  4. Jestem, poniekąd z opóźnieniem, no ale wiesz. Mam dzisiaj lekkiego nieogara, ale spokojnie, komentarz będzie w porządku :>
    Ok, a więc zaczynamy od Minho, budzącego się ze snu, dającego nie tylko odpoczynek, lecz także chwilę wytchnienia, zapomnienia od krążących wciąż w głowie natarczywych myśli. On sam dopiero jakby… inaczej – stopniowo dochodzi do niego prawda, chociaż zapewne wolałby o tym zapomnieć. To na pewno przykry i bolesny moment. To zdanie – „ - Hyung… czy to ja jestem szaleńcem, czy po prostu świat zwariował?” idealnie ocenia sytuację, w której się znaleźli, i w ogóle podkreśla kreację świata. W sumie… miłość Taemina i Minho jest na swój sposób szalona w tym świecie… na swój straceńczy sposób, nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli; tym bardziej, że to chyba wnioski jednak wychodzące poza ten rozdział. A więc może dalej.
    Cały czas podkreślasz to, że Minho zmienił się, porzucił swój dawny typ bycia, że zmieniło się jego nastawienie. Odnoszę momentami wrażenie, że buduje on swoje uczucie na zgliszczach dawnego, racjonalnego siebie. Miota się właśnie między wyrzutami sumienia, wątpliwościami, w zasadzie niczego nie jest pewien. Nie może mu niestety pomóc Jinki, chociaż stara się z całych sił. Onew zresztą, chociaż jest postacią drugoplanową, wciąż pozostaje okrutnie smutny, i zadziwiająco w tym smutku dobry; po prostu jest postacią do tego stopnia tragiczną, że niemal pęka mi serce. Ale jednak wracając do Minho… niedziwne są te jego wątpliwości, gdy swoim zachowaniem postanowił tak bardzo skomplikować ich relacje (chociaż, czy ich znajomość kiedykolwiek była prosta…?); tłumacząc sobie to troską o spokojne życie obojga. Pytanie brzmi, czy to altruizm czy jednak egoizm; ponieważ wiemy doskonale, że dla Taemina niemal zawalił się świat; a i sam Minho tonie w wyrzutach sumienia i podszeptach serca.
    Jego pomysł zapomnienia jest tak desperacki… jest właśnie… szalony, i wydaje się, że mimo wszystko, mimo tego chwilowego entuzjazmu on o tym doskonale wie. Niemniej, na ziemię sprowadza go Jinki, ujawniając po części swoje bolesne przeżycia, czy też tę osobę, którą skrywa przed samym sobą. Tym razem dopuszcza ją do głosu, i wypowiada się w tonie pełnym goryczy i bólu. Zastanawiam się, czy może on stanowić pewnego rodzaju wzór dla Minho; i chyba coś w tym jest. Ich los jest w pewien sposób podobny, ale to Minho jest zagubiony i karmi się złudzeniami – przecież nie zapomni, przecież nie będzie wolny.
    Jonghyun zaczyna myśleć. Znaczy… hm. Okazuje się, że jednak jest pewien powód, coś, co zatrzymuje go w mieście, które jednak jest pułapką. Pojawiają się w jego głowie już jakieś refleksje, chociaż póki co… może nie dotyczą, ale ich źródłem, czy za ich powstaniem stoi Kibum. Jonghyun mówi o wielkim chaosie, ale chyba tak naprawdę z tego chaosu wyłoni się coś nowego, i zapewne lepszego od jego dotychczasowego egoizmu. Podoba mi się ten uciążliwie krążący mu w głowie głos Key, zmuszający go do polemiki z własnymi myślami. Mimo wszystko jest w nim dalej sporo takiej… krótkowzroczności? Nie jestem pewna, jak to ująć w jednym słowie. Chodzi mi o to, że podejrzewając uczucia Minho dalej uważa go za szczęściarza dlatego, że znajduje się on poza murami zamkniętego miasta. Jest to takie… może bezduszne? Ta sytuacja, która jest poniekąd graniczna, póki co uwalnia z Jonghyuna tylko te negatywne uczucia i instynkty (przypomina mi się polski, i Borowski, i Grudziński, i rozważania o człowieku zlagrowanym i zlagrowanym).
    Dalej ten anonimowy dialog… wiesz, że podoba mi się to bardzo. Ten konkretny ukazuje dwie różne postawy, człowieka, który ma świadomość zagrożenia i konsekwencji zarazy; oraz drugiego, który woli uporczywie wmawiać sobie, że owe zagrożenie nie istnieje, że sytuacja jest przedramatyzowana, przerysowana. Zabieg ten bardzo dobrze ukazuje, jakie są, hm… nastroje społeczne w sytuacji niebezpieczeństwa. Pada też złowieszcze, prorocze zdanie – „A będzie jeszcze gorzej, zobaczy pan. Przyjdzie czas, kiedy zaraza nie pozwoli nam już udawać, że nie istnieje…”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrócenie ról – oto sam Jonghyun szuka Kibuma, wypatruje sobie oczy, ciemna noc, a on wciąż szuka. Wydaje mi się, że… on ma tendencję do mierzenia ludzi swoją miarą, przypisywania im swoich intencji. Ale to tylko taka uwaga. Jonghyun nagle zapomina, co chciał zrobić czy powiedzieć, i wydaje się być zaskoczony tym, że Key jest zmęczony; nie pasuje to do tej odrealnionej postaci, do której przywykł on, i my, czytelnicy. Mimo to jednak tak jest, Kibum jest zmęczony, być może właśnie tą przynależnością do sacrum, byciem Panem Ulicy, po prostu odpowiedzialnością. Stąd ten niepasujący do niego wybuch irytacji i frustracji, zapewne długo tłumionej. Nie dziwi mnie, że stało się to właśnie przez Jonghyuna, bo prezentują oni dwie skrajne (przez dłuższy czas) postawy. To muskanie skóry Jonghuna przez Key, ta scena pełna jest takiego… napięcia… odnoszę wrażenie, że wydarzy się, bądź zostanie powiedziane coś bardzo istotnego, znaczącego; to konfrontacja między nimi, pierwsza, do której dał się sprowokować Kibum. Ale, w tej scenie jest również inne rodzaj napięcia – pierwszy (?) raz nawiązują oni kontakt cielesny, i jest to coś intensywnego, chociaż w tym dotyku nie ma nic zdrożnego; niemniej budzi on tak zagadkowe dla Jonghyuna uczucia. Zostaje on zresztą osaczony przez nachalne, i jakże właściwe pytania Key, i może tylko dalej gubić się we własnych doznaniach. Pojawienie się dziecka jakby przełamuje tę sytuację, napięcie momentalnie opada, razem z odejściem Kibuma.
      Próba skatalogowania uczuć, jaką podejmuje Taemin, jest równie desperacka, jak pomysł zapomnienia. I równie szybko zdaje on sobie sprawę, że to się nie uda, nie wyjdzie, że miłości nie da się sprowadzić do statystyk. Jego gniew szybko przeradza się w świadomość lęku; niedziwnego przecież w tej granicznej (znów) sytuacji. Dalej podoba mi się ta jego wrażliwość, altruizm, sama nie wiem, jak to nazwać – to szersze spojrzenie na losy wszystkich mieszkańców miasta, ich dramat. To czyni Taemina tym bardziej tragiczną postacią. O ile Jonghyun jest postacią dynamiczną; Kibum stanowczo dobrą; Minho, Taemin i Jinki mimo swej dobroci są bohaterami jak najbardziej tragicznymi; dlatego boli ich los, przez świadomość nieuchronnie ciążącej nad nimi katastrofy i cierpienia. W przypadku Taemina jest to tym bardziej podkreślone, przez ciągły motyw motyla, a jak wiemy wszyscy, motyle żyją bardzo krótko…
      Serce mnie boli, Aniu, ale cóż zrobię, gdy jest to tak dobre, mistrzowsko dobre opowiadanie?

      Usuń
  5. Zapomnieć? Zapomnieć?! Chyba sobie żartujesz, chłoptasiu. Nie ma takiej opcji. Jak już naprawdę ma to być angst to umrzyjcie razem ;_____; (Ale fajnie by było gdyby nic się takiego nie stało, na co chyba nie mogę liczyć, prawda?)
    Key jest tu postacią naprawdę barwną, świetnie go wykreowałaś. Nie ważne, że na początku nabijałam się z niego Władca Obsranej Dzielnic, czy coś takiego xD Uwielbiam go tutaj. Jako jeden z nielicznych zachowuje się w miarę rozsądnie, jest naprawdę DOBRĄ postacią. No i to zajmowanie się dzieciątkami... Key-Umma, bardzo to do niego pasuje ;____;
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie oczekujesz, że zdradzę Ci zakończenie, co? xDDD Próba zapomnienia była desperacka i skazana na porażkę, o czym Choi dobrze wiedział >.<
      Sama pokochałam tego Key, więc tym bardziej się cieszę z tej pochwały ^^ Jego zadanie przez większość YP to właśnie być takim głosem rozsądku, pośród tego szaleństwa. W sumie podobną rolę ma również Jinki, który stara się subtelnie odwieść Minho od bezsensownych postanowień.
      Key umma forever xD
      Dzięki ~~<3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams