YP
dobiegło końca. Jeszcze jakiś czas temu miałam sporo do powiedzenia w tej
notce, ale obecnie nie znajduję wielu słów, które mogłabym Wam ofiarować. Wam,
nielicznym, którzy wytrwali do końca. Wiem, że śledzenie losów bohaterów YP nie
należało do lekkich i łatwych przedsięwzięć, dlatego dziękuję każdemu, kto mimo
wszystko przeczytał i docenił to opowiadanie. Niektórym historiom po prostu nie
jest pisane szczęśliwe zakończenie ;-;
Hm… z pewnością należy Wam się wyjaśnienie co do tytułu, choć niektórzy już znają jego znaczenie. YP to skrót od yersinia pestis, czyli po prostu pałeczka dżumy >.< Wiem, że nie ma to wiele sensu, ale tak jak mówiłam – zbytnio przywykłam do tego tytułu, żeby go zmieniać.
Proces tworzenia YP traktuję jako moją małą walkę, wojnę o wiarę we własne możliwości, w które nader często zdarza mi się wątpić. Dlatego też fakt, że mimo wielu trudności udało mi się to opowiadanie skończyć, oznacza dla mnie wygraną, nawet jeśli nie każdemu z Was przypadło ono do gustu >.<
Dotąd mam w pamięci ten moment, w którym YP zaczęło powstawać. Tuż po skończeniu CdA mój stan był co najmniej zły, przypuszczam, że wielu z Was pamięta, jak ciężko przyszło mi się rozstać z tym opowiadaniem. Wszyscy mówili „odpocznij, to cię niszczy” i rzeczywiście chciałam skorzystać z ich rad. Tyle, że moja wola nie zawsze się liczy, kiedy do głosu dochodzi wena. A w tym przypadku napadu weny dostawałam, ilekroć sięgałam po moją szkolną lekturę (chyba już wszyscy wiedzą, że chodziło o „Dżumę” Camusa, prawda?). Pamiętam, że poszłam na zimowy spacer z siostrą. Pamiętam, jak kategorycznie zabroniła mi znów siadać do Worda. Pamiętam, jak ugięła się pod moim naporem. „Masz godzinę” – powiedziała, zerkając na zegarek. „Potem zabiorę ci ten zeszyt i siadasz do nauki” – dodała, z rezygnacją obserwując długopis, prędko przesuwający się po powierzchni papieru. Mój limit czasowy nieco się rozciągnął, ale siostra nie miała już serca mi przerywać. To wtedy powstał prolog YP. Po napisaniu dwóch rozdziałów projekt poszedł w odstawkę. Zbyt wiele zwątpienia we mnie wywoływał, za bardzo mnie te wątpliwości absorbowały, a przecież miałam na głowie naukę do matury (miejsce na pełen kpiny śmiech Ame). Moje próby oderwania się od YP nie zmieniały jednak faktu, że w dalszym ciągu miałam lekturę do przeczytania, ale każde otwarcie tej książki równało się z nawrotem uciążliwej pisarskiej choroby. Cóż więc mogłam zrobić? W desperacji na pewien czas zupełnie zaniechałam czytanie „Dżumy”. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Mniej więcej wtedy, miotając się w niezdecydowaniu, pozostając pod wpływem nagłych ataków weny, i równie gwałtownych momentów czarnej rozpaczy, zaczęłam rozmawiać o YP z Magdą. Zazwyczaj tego nie robię, nie wyjawiam ludziom zbyt wielu szczegółów, w ten sposób usiłując utrzymać moje wizje nietknięte, żywe jedynie w głębi umysłu, póki nie uda mi się ich w zadowalający sposób ubrać w słowa. Tym razem było inaczej. Tym razem potrzebowałam tych niekończących się rozmów, tych nagłych wybuchów entuzjazmu ze strony Magdy; entuzjazmu, który czasem i mnie się udzielał. Były to momenty krótkie, ale wystarczające, by podtrzymać ducha tego opowiadania, ocalić je przed przedwczesną śmiercią. Szczerze mówiąc, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla moich bohaterów, którzy w pewnym momencie zaczęli żyć własnym życiem. Cały pomysł na YP zaczął się jedynie od tego krótkiego cytatu, który zamieściłam jako opis, a także paru zdań rozwinięcia, kiedy to Camus napomykał o parze osób, którym rozłąka uświadomiła, jak niepowstrzymane jest ich uczucie. Czytając te słowa widziałam Taemina i Minho po dwóch stronach muru, tęsknie spoglądających w niebo, jedyny łącznik dwóch światów. Problem stanowił fakt, że taka fabuła opierała się na rozłące, przez co bałam się, że opowiadanie będzie najzwyczajniej w świecie nudne. Wiedziałam, że muszę wprowadzić innych bohaterów, tak, żeby cokolwiek się działo. Nie sądziłam jednak, że pokocham ich tak mocno, że wszyscy staną się równorzędnie ważni, wspólnie malując tę bolesną opowieść o wolności. Ciekawą kwestię stanowi też końcówka. Byłam w niemałym szoku, kiedy zorientowałam się, że miałam tu z panem Camusem małe mind connection, jakkolwiek by to nie brzmiało. Jak już wspomniałam, prolog powstał, kiedy miałam za sobą zaledwie kilkadziesiąt stron „Dżumy” i już tutaj, ze względu na jakiś kaprys mojej wyobraźni, pojawił się ten motyw tramwaju, który później przewija się przez całe opowiadanie. Dlatego też, kiedy wiele rozdziałów mojej lektury później, przeczytałam o wywożeniu ciał ofiar epidemii do krematorium, za pomocą tramwajów… przypuszczam, że wtedy przestałam oddychać na dłuższą chwilę, bo dotarło do mnie, jak smutny obraz namaluję w ostatnim rozdziale YP. A pisanie ostatniego rozdziału było dla mnie istną mordęgą. Mam tu na myśli zwłaszcza pierwszą jego część, którą męczyłam przez wiele tygodni. W tamtym czasie nieocenioną pomocniczką była Ame, która jako jedyna przedpremierowo czytała dwa ostatnie rozdziały, a do tego znosiła moje niekończące się wewnętrzne dramy dotyczące zakończenia YP. Co zaskakujące, ostatni fragment (cztery miesiące później) pisało mi się niesamowicie dobrze, niemal tak lekko, jak za dawnych czasów, kiedy słowa płynęły same, a ja jedynie pomagałam im dostać się z mojego umysłu, prosto do pliku tekstowego.
Jeszcze coś, co niekoniecznie kogokolwiek obchodzi, ale dla mnie ma znaczenie. Piosenka Infinite - Back. Nie wiem, czy ktoś z Was jej słuchał, ale polecam przeczytać tekst, który tak niesamowicie trafił mnie w serce (na tyle niesamowicie, że prawie wpadłam pod samochód - czytałam go idąc do szkoły), bo słowa zawarte w tej piosence zdają się być jakby wyjęte z ust, bądź z głowy mojego Taemina, wyrażać jego smutną świadomość rychłego końca i nieśmiałe pragnienie, potrzebę zostania zapamiętanym........ *rozkleja się ilekroć słucha tej piosenki i czyta ten tekst*
Żegnanie się z YP to dla mnie zupełnie inne doświadczenie, niż w przypadku CdA. Nie ma łez, wzruszeń, czy bolesnej wręcz tęsknoty. A mimo to za oknem powietrze faluje od nieznośnego upału, przypominającego mi dobitnie o historii czyjejś tragicznej miłości; historii, którą właśnie zamknęłam na dobre. Pozostaje więc nieco dziwna pustka, dziura w sercu, świadomość, że tu kończy się spisywanie kolejnych raportów i wsłuchiwanie się w stukot kół tramwaju. Że muszę zostawić za sobą króla ulicy i jego małych podopiecznych. Zaczynając pisać YP miałam w głowie jedynie skrawek tej trudnej do osiągnięcia wolności, która tak niespodziewanie rozwinęła skrzydła wraz z kolejnymi wypływającymi spod moich palców słowami. Stworzenie tego opowiadania stanowi manifest wolności również dla mnie, jako autorki. Dobrze wiedziałam, że nie jest to typ fanfiction, który zachwyci osoby szukające historii lekkiej i uroczej, jak to było w przypadku CdA. Miałam też świadomość, że niektórzy nawet nie zrozumieją tej historii, która skłania do odrobiny refleksji. A mimo to napisałam, opublikowałam. Podołałam wyzwaniu własnej wyobraźni, przynajmniej mam taką nadzieję.
Tym razem nie będę dziękować każdemu z osobna, bo większość osób pojawiała się, i znikała, więc tak naprawdę nie wiem, jak wielu z Was to czytało. Najwięcej zawdzięczam Magdzie i Ame (nie, nie mogłam sobie darować, jestem Wan tak bardzo wdzięczna ;~~;), które przypilnowały mnie, żebym nie porzuciła tego opowiadania już dawno, dawno temu. Które cierpliwie uświadamiały mi, że YP ma sens, ilekroć tego potrzebowałam. Dziękuję, kocham Was <3
Hm… z pewnością należy Wam się wyjaśnienie co do tytułu, choć niektórzy już znają jego znaczenie. YP to skrót od yersinia pestis, czyli po prostu pałeczka dżumy >.< Wiem, że nie ma to wiele sensu, ale tak jak mówiłam – zbytnio przywykłam do tego tytułu, żeby go zmieniać.
Proces tworzenia YP traktuję jako moją małą walkę, wojnę o wiarę we własne możliwości, w które nader często zdarza mi się wątpić. Dlatego też fakt, że mimo wielu trudności udało mi się to opowiadanie skończyć, oznacza dla mnie wygraną, nawet jeśli nie każdemu z Was przypadło ono do gustu >.<
Dotąd mam w pamięci ten moment, w którym YP zaczęło powstawać. Tuż po skończeniu CdA mój stan był co najmniej zły, przypuszczam, że wielu z Was pamięta, jak ciężko przyszło mi się rozstać z tym opowiadaniem. Wszyscy mówili „odpocznij, to cię niszczy” i rzeczywiście chciałam skorzystać z ich rad. Tyle, że moja wola nie zawsze się liczy, kiedy do głosu dochodzi wena. A w tym przypadku napadu weny dostawałam, ilekroć sięgałam po moją szkolną lekturę (chyba już wszyscy wiedzą, że chodziło o „Dżumę” Camusa, prawda?). Pamiętam, że poszłam na zimowy spacer z siostrą. Pamiętam, jak kategorycznie zabroniła mi znów siadać do Worda. Pamiętam, jak ugięła się pod moim naporem. „Masz godzinę” – powiedziała, zerkając na zegarek. „Potem zabiorę ci ten zeszyt i siadasz do nauki” – dodała, z rezygnacją obserwując długopis, prędko przesuwający się po powierzchni papieru. Mój limit czasowy nieco się rozciągnął, ale siostra nie miała już serca mi przerywać. To wtedy powstał prolog YP. Po napisaniu dwóch rozdziałów projekt poszedł w odstawkę. Zbyt wiele zwątpienia we mnie wywoływał, za bardzo mnie te wątpliwości absorbowały, a przecież miałam na głowie naukę do matury (miejsce na pełen kpiny śmiech Ame). Moje próby oderwania się od YP nie zmieniały jednak faktu, że w dalszym ciągu miałam lekturę do przeczytania, ale każde otwarcie tej książki równało się z nawrotem uciążliwej pisarskiej choroby. Cóż więc mogłam zrobić? W desperacji na pewien czas zupełnie zaniechałam czytanie „Dżumy”. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Mniej więcej wtedy, miotając się w niezdecydowaniu, pozostając pod wpływem nagłych ataków weny, i równie gwałtownych momentów czarnej rozpaczy, zaczęłam rozmawiać o YP z Magdą. Zazwyczaj tego nie robię, nie wyjawiam ludziom zbyt wielu szczegółów, w ten sposób usiłując utrzymać moje wizje nietknięte, żywe jedynie w głębi umysłu, póki nie uda mi się ich w zadowalający sposób ubrać w słowa. Tym razem było inaczej. Tym razem potrzebowałam tych niekończących się rozmów, tych nagłych wybuchów entuzjazmu ze strony Magdy; entuzjazmu, który czasem i mnie się udzielał. Były to momenty krótkie, ale wystarczające, by podtrzymać ducha tego opowiadania, ocalić je przed przedwczesną śmiercią. Szczerze mówiąc, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla moich bohaterów, którzy w pewnym momencie zaczęli żyć własnym życiem. Cały pomysł na YP zaczął się jedynie od tego krótkiego cytatu, który zamieściłam jako opis, a także paru zdań rozwinięcia, kiedy to Camus napomykał o parze osób, którym rozłąka uświadomiła, jak niepowstrzymane jest ich uczucie. Czytając te słowa widziałam Taemina i Minho po dwóch stronach muru, tęsknie spoglądających w niebo, jedyny łącznik dwóch światów. Problem stanowił fakt, że taka fabuła opierała się na rozłące, przez co bałam się, że opowiadanie będzie najzwyczajniej w świecie nudne. Wiedziałam, że muszę wprowadzić innych bohaterów, tak, żeby cokolwiek się działo. Nie sądziłam jednak, że pokocham ich tak mocno, że wszyscy staną się równorzędnie ważni, wspólnie malując tę bolesną opowieść o wolności. Ciekawą kwestię stanowi też końcówka. Byłam w niemałym szoku, kiedy zorientowałam się, że miałam tu z panem Camusem małe mind connection, jakkolwiek by to nie brzmiało. Jak już wspomniałam, prolog powstał, kiedy miałam za sobą zaledwie kilkadziesiąt stron „Dżumy” i już tutaj, ze względu na jakiś kaprys mojej wyobraźni, pojawił się ten motyw tramwaju, który później przewija się przez całe opowiadanie. Dlatego też, kiedy wiele rozdziałów mojej lektury później, przeczytałam o wywożeniu ciał ofiar epidemii do krematorium, za pomocą tramwajów… przypuszczam, że wtedy przestałam oddychać na dłuższą chwilę, bo dotarło do mnie, jak smutny obraz namaluję w ostatnim rozdziale YP. A pisanie ostatniego rozdziału było dla mnie istną mordęgą. Mam tu na myśli zwłaszcza pierwszą jego część, którą męczyłam przez wiele tygodni. W tamtym czasie nieocenioną pomocniczką była Ame, która jako jedyna przedpremierowo czytała dwa ostatnie rozdziały, a do tego znosiła moje niekończące się wewnętrzne dramy dotyczące zakończenia YP. Co zaskakujące, ostatni fragment (cztery miesiące później) pisało mi się niesamowicie dobrze, niemal tak lekko, jak za dawnych czasów, kiedy słowa płynęły same, a ja jedynie pomagałam im dostać się z mojego umysłu, prosto do pliku tekstowego.
Jeszcze coś, co niekoniecznie kogokolwiek obchodzi, ale dla mnie ma znaczenie. Piosenka Infinite - Back. Nie wiem, czy ktoś z Was jej słuchał, ale polecam przeczytać tekst, który tak niesamowicie trafił mnie w serce (na tyle niesamowicie, że prawie wpadłam pod samochód - czytałam go idąc do szkoły), bo słowa zawarte w tej piosence zdają się być jakby wyjęte z ust, bądź z głowy mojego Taemina, wyrażać jego smutną świadomość rychłego końca i nieśmiałe pragnienie, potrzebę zostania zapamiętanym........ *rozkleja się ilekroć słucha tej piosenki i czyta ten tekst*
Żegnanie się z YP to dla mnie zupełnie inne doświadczenie, niż w przypadku CdA. Nie ma łez, wzruszeń, czy bolesnej wręcz tęsknoty. A mimo to za oknem powietrze faluje od nieznośnego upału, przypominającego mi dobitnie o historii czyjejś tragicznej miłości; historii, którą właśnie zamknęłam na dobre. Pozostaje więc nieco dziwna pustka, dziura w sercu, świadomość, że tu kończy się spisywanie kolejnych raportów i wsłuchiwanie się w stukot kół tramwaju. Że muszę zostawić za sobą króla ulicy i jego małych podopiecznych. Zaczynając pisać YP miałam w głowie jedynie skrawek tej trudnej do osiągnięcia wolności, która tak niespodziewanie rozwinęła skrzydła wraz z kolejnymi wypływającymi spod moich palców słowami. Stworzenie tego opowiadania stanowi manifest wolności również dla mnie, jako autorki. Dobrze wiedziałam, że nie jest to typ fanfiction, który zachwyci osoby szukające historii lekkiej i uroczej, jak to było w przypadku CdA. Miałam też świadomość, że niektórzy nawet nie zrozumieją tej historii, która skłania do odrobiny refleksji. A mimo to napisałam, opublikowałam. Podołałam wyzwaniu własnej wyobraźni, przynajmniej mam taką nadzieję.
Tym razem nie będę dziękować każdemu z osobna, bo większość osób pojawiała się, i znikała, więc tak naprawdę nie wiem, jak wielu z Was to czytało. Najwięcej zawdzięczam Magdzie i Ame (nie, nie mogłam sobie darować, jestem Wan tak bardzo wdzięczna ;~~;), które przypilnowały mnie, żebym nie porzuciła tego opowiadania już dawno, dawno temu. Które cierpliwie uświadamiały mi, że YP ma sens, ilekroć tego potrzebowałam. Dziękuję, kocham Was <3
OGŁOSZENIA
Przez
ostatnie tygodnie zaczęły pojawiać się pytania o moje dalsze plany. Wiem, że
wielu z Was łaknie ode mnie jakichś fluffów i postaram się coś z tym zrobić,
ale nie mogę wiele póki co obiecać. Mam w głowie dużo pomysłów, ale tak to już
jest, że one nie zawsze chcą współpracować z tą częścią umysłu odpowiedzialną
za dobór słów. Myślę, że najgorszy kryzys już za mną (na razie), i teraz nastał
ten czas, kiedy pisanie w pewne dni mi wychodzi, w inne zupełnie nie. Jeśli
chodzi o rozpoczęte już projekty, to moją kolejną rozdziałówką będzie „Sagi”, o
którym wspomniałam już jakiś czas temu (zaczęłam pisać w maju). Otworzyłam
osobną stronę dla tego opowiadania, ale nie dowiecie się stamtąd wiele, bo póki
co nie mam weny na żaden sensowny opis, a do tego spore problemy z dopasowaniem
jakiegoś odpowiedniego obrazka. Póki co mam napisane niecałe 50 stron, co daje
6 rozdziałów. Ilekroć uda mi się napisać kolejny rozdział, będzie to widoczne na spisie rozdziałów w tej zakładce. Nie odważę się jeszcze publikować, zbyt wiele znaków
zapytania mam w głowie. Co do krótszych tekstów, jestem w trakcie pisania
wakacyjnego 2mina, który prawdopodobnie będzie two-shotem, ale jeszcze nie
wiem, jak to się potoczy, bo daleko do końca.
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to śmiało, możecie je zadawać tu, na gg, na Twitterze, gdziekolwiek ^^
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to śmiało, możecie je zadawać tu, na gg, na Twitterze, gdziekolwiek ^^
Korzystając
z okazji, chcę Was zaprosić na prolog nowego 2mina u Ame, pt. „Morze Snów”,
opowiadania, przez które sama dostaję napadów wewnętrznego feelsowego bełkotu,
także POLECAM!!! >klik<
Ufff…
nieco się rozpisałam, choć tak naprawdę to tylko wyrzucanie kłębiących się we
mnie myśli, niekoniecznie musicie tę notkę całą czytać >.< Póki co, chyba
tyle~
Kocham. Dziękuję. Fighting!
Shizu ~~<3
A więc tak. Miałam pisać ten komentarz w ostatniej części, jednakże, hum… Sama nie wiem dlaczego tam nie napisałam. Może się bałam? Wystraszyłam tej części? Tak to chyba dobre słowo. Tak, boje się opowiadania. Najpierw myślałam sobie „przeczytać to, czy dać sobie spokój, odpocząć?”. Jak widać razem z komentarzem – wybrałam pierwsza opcje. I teraz gdybym znów miałabym ten wybór wiedząc jak to może zaboleć pewnie nie zabrałabym się za czytanie jedenastej części. Dlaczego, zapytasz Ty droga autorko albo inny człowiek – nie lubię czuć skurczu w żołądku, nie lubię patrzeć na niebo, nienawidzę czuć tego samego co bohaterowie, nie cierpię płakać a przede wszystkim nienawidzę czuć tej pustki iw sercu po zakończonym opowiadaniu. Az dostałam jakiegoś deja vu, bo przypomniało mi się Twoje pierwsze opowiadanie wieloczęściowe.
OdpowiedzUsuńI przestalam pisać komentarz przez 30 minut i wena na pisanie komentarzy uleciała /super.../
Jednak Ty pisałaś na klawiaturze i wysiliłaś się, to ja także mogę.
Wracając do całego YP. Jest to arcydzieło, chociaż były wzloty i upadki (u mnie oczywiście). Takie opowiadanie jest bardzo realne (a ja wręcz kocham realne ff), przez co bardziej mogłam się w czuć w kilku bohaterów. Dokładnie w Taemina i Kim Kibuma. Minho, nie wiem, mam inne barwy myślenia niż on. Jonghyuna od samego początku nie wielbiłam i tak teraz zostało, chociaż jak napisałaś w tym „dwa miesiące wcześniej” – zmienił się. Onew… Sama nie wiem, Onew to nie moja bajka.
Jinki, no waśnie. Gdyby życie każdego z bohaterów toczyło się dalej (Taemina w to nie wciągajmy) Jinki miałby w tym najgorzej, a nie Minho. Pierwszy raz żałuje, że w ff jest JongKey. Niby to prawie moje OTP, jednak jak widać, tutaj tego nie chce.
Bądźmy sobie takim Onew, spacerujmy sobie po miasteczku a tu bach! Obok ciebie przechodzi Jonghyun wraz z Key. No ja bym popadła w paranoje i depresje.
Albo mi się zdaje albo w tym „2 miesiące później” śmierć Taemina niektórym zrobiła lepiej.
Albo to znowu moje chore filozofie.
Te gify mnie urzekły, całkowicie. Mogę na nie patrzeć 24/7 i tak mi się nie znudzą. Są takie śliczne… Gdyby ktoś najpierw zobaczył, powiedzmy, gif z ostatniej części na 90% nie powiedziałby, że będzie miał do czynienia z angstem.
A jednak.
Kurczę, teraz musze przeczytać jakiegoś tęczowego fluffa bo się zapadnę z nadmiaru smutku w organizmie. Ta, patrzę po nowych shotach na innych blogach – wszędzie angsty! Super! Znaleźli sobie czas i chwile…
Pamiętam, jak na początku miałam ogromny dylemat „napisać komentarz, czy być nadal anonimowa”. Teraz tego nie żałuje, bo mogę wyciągnąć z siebie te wszystkie emocje a nie dusić ich w sobie. Ach, minus bycia czytelnikiem (emocje) i plus komentarzy (wyrzucenie ich).
O dziwo, jak wcześniej robiłam w kilku rozdziałach – nie płakałam. Niby czuje pustka, ale nie aż taką czarną jak bym chciała. To nie znaczy, że chciałabym płakać! Tylko, chyba moja dusza została zaspokojona. Chciałam końca, chciałam wiedzieć jak ta historia się zakończy – dostałam to i nie mogę prosić więcej.
Miałam 50000000 planów na kocówkę – żadna z nich nie była tym. Ach, zaskoczyłaś mnie *oklaski*, bo mnie czasem trudno zaskoczyć xd
I Taemin w opisie motyla. Ach, masz mnie. Kocham porównania w literaturze.
Dobra, chyba skończyłam pisać co do jedenastej części. Teraz „Posłowie”.
UsuńJeśli mam być szczera nie znałam znaczenia tytułu. Yersinia pestis… Kurde, banał! Mogłam pomyśleć a nie szukać słów z kosmosu ;__;
„Dżumy” nie czytałam jak na razie i jak na razie chyba się na to nie szykuje (hej „Krzyżacy”, jak tam…?”). Jednak jak będę miała chęci znów na jakąś chorobę, sięgnę po nią. Jak na razie wole przystopować.
„Infinite – Bad”. Teraz wiem z czym tylko będzie mi się kojarzyć. Chyba usunę ją z telefonu, bo zacznę ryczeć co każdy raz kiedy będę jej słuchać (i teraz wiadomo dlaczego Fav nie ma „Miracles in December”). Jeśli chodzi o muzykę może mnie rozczulić sto razy mocniej niż nie jedna tragedia w realnym życiu.
Koniec YP. Koniec Taemina (dosłownie – tak to miało być śmieszne, moje czarne poczucie humoru daje się we znaki…), koniec Minho, miłości Onew do Key, Jonghyuna, sierocińca, śmiertelnej choroby, motyli i co tam jeszcze było.
Dlaczego w tej chwili przypomniały mi się początki YP? Zawsze chciałam jechać tramwajem…. Nigdy nie jechałam, okay? xD Mam takie marzenia jak Taemin.
Tylko się teraz będę bala tego tramwaju no :/
I to kiedy widzisz że ponad godzinę piszesz komentarz. A tam. Jesteś tego autorko warta.
Musze przyznać, lepszego angsta nie czytałam. Raczej nic nie podskoczy YP do pięt. Teraz mi trochę smutno , że to koniec , ale wszystko co miało być napisane zostało pokazane. Reszta to byłaby już kicha, tylko przeciągniecie opowiadania.
I ta playlista. Istna wisienka na torcie. Kocham ją i sama pisze ff słuchając jej. Daje sporo do myślenia i nie wklejasz słów z jakieś piosenki do ff bo ich nie ma xd
Co do nowego ff. Jak na razie robię sobie do września spokój z jakimkolwiek ff. Chyba musze ochłonąć z nadmiaru informacji.
Chyba wszystko, co miałam napisać, napisałam. Cieszę się, że znalazłam tego bloga kilak miesięcy temu i śledziłam go i śledzę do dzisiaj.
Gratuluje Tobie, że wytrwałaś do końca tej „walki” i wygrałaś ją. Chciałabym mieć taki chart ducha, gdyż sama ja – mam pomysł na ff, pisze 2 rozdziały i chce już to zakończyć bo boje się końca, zawsze tracę wenę i lenn sobie o mnie przypomina w najmniej odpowiednim momencie.
Idę zrobić w kącie w moim pokoju kącik na Twoją cześć, mistrzu *bije pokłony, bo jest pełna podziwu*
Już mi chyba odpija. To przez brak YP na nast. Tydzień, na pewno.
Coś Ty ze mną kobieto zrobiła….
No cóż, jeszcze raz gratuluje, życzę czasu na pisanie oraz przede wszystkim weny, bo ona tu gra za wszystko role.
Cześć i Fighting Shizu~! By YP nie było ostatnim dziełem prze ze mnie przeczytanym z Twojego autorstwa! ^^
W Twoim komentarzu znalazłam taki fragment, który mi się niezmiernie spodobał, a mianowicie: "Jednak Ty pisałaś na klawiaturze i wysiliłaś się, to ja także mogę." *~~* Ten fakt, że masz świadomość, ile wysiłku włożyłam w moje opowiadanie + to, że chcesz mnie za ten wysiłek nagrodzić, nawet jeśli niekoniecznie chce Ci się ten komentarz pisać - to wiele dla mnie znaczy ;~~; <3 Chciałabym, żeby więcej osób miało takie podejście :")
UsuńCieszę się, że podobały Ci się te gify, które tak w ostatniej chwili postanowiłam pododawać. Może jeśli kiedyś ktoś nowy trafi na to opowiadanie, będzie mógł je oglądać wraz z czytaniem kolejnych rozdziałów ^^ Co do ostatniego gifa.. cóż, pozostawiam dowolność interpretacji :3 Motyw motyla w YP przewijał się od początku, ale chyba dopiero pod koniec tak naprawdę jasno przyrównałam do niego Taemina, mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli już skąd takie, a nie inne gify.
No i miło, że Cię zaskoczyłam, choć faktycznie kombinowałaś na całego :D
"Dżumę" jak najbardziej polecam, nie bez powodu ta książka aż w takim stopniu mnie zainspirowała. Co do "Back"... no cóż, sama nie jestem już w stanie normalnie reagować na tę piosenkę, więc--- ;-;
Nazwałaś YP najlepszym angstem, dziękuję ;~~; <3 I też kocham moją playlistę :'3
Czasem faktycznie ciężko wytrwać przy rozdziałowcach, bo to prawdziwe wyzwanie (przynajmniej dla mnie), ale powiem Ci, że WARTO, bo możliwość spojrzenia na gotowe dzieło, a do tego na komentarze czytelników, to najpiękniejsze uczucie ever <3
Sagi i tak nie pojawi się prędko, więc możliwe, że nic nie stracisz. Ale masz rację, przerwa czasem jest potrzebna.
Dziękuję za komentarz i Tobie też fighting~~! <3
Jak żałuję, że przez ostatnie tygodnie nie mogłam tu być, żeby skomentować wszystkie rozdziały. Trochę mi szkoda (nawet bardzo), że to już koniec. Zwykle tragiczne zakończenie strasznie mnie boli, nie mogę przeboleć tego, że stało się tak, nie ma happy endu, że nie mogę sobie dopowiedzieć szczęśliwego zakończenia, w którym po latach jednak się schodzą i żyją długo i szczęśliwie. Tutaj to by jednak było naciągane. Oczywiście wolałabym, żeby 2min był ze sobą, ale to jednak jakoś bardziej mi pasuje. Jest bardziej realne? Właściwe? Nie wiem, jak to określić. I chociaż to koniec, nie czuję że czegoś mi tu brakuje, nie ma niedopowiedzeń, niewyjaśnionych sytuacji, luk w historii. A mimo to nadal żałuję, że nie będzie już tutaj nic więcej. No! Ale jeszcze wiele opowiadań przez Tobą na pewno i będę z niecierpliwością na nie czekała. <3
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że wielu ludzi mi to mówi - z początku nie mogli przeboleć, że to angst, ale po przeczytaniu ostatniego rozdziału doszli do wniosku, że inaczej być nie mogło. Cieszę się, że tak to zostało odebrane >.< Tęsknota za skończonym opowiadaniem zawsze pozostaje, przynajmniej w sercu autora, nie wiem jak to będzie z moimi czytelnikami. Taemin nie chciał zostać zapomniany, i oby jego życzenie się spełniło!
UsuńDziękuję za komentarz, hwaiting~~!