7.08.2015

YP: ~X~




- Nie ma mowy - oznajmił Jinki, spoglądając na swojego rozgorączkowanego przyjaciela spod zmarszczonych brwi.

- Hyung, miałem cię za bardziej wrażliwą osobę! – krzyknął Minho roztrzęsiony, a starszy aż skulił się w sobie pod wpływem tych zbyt mocnych słów. Mimo to zacisnął usta, pozostając niewzruszonym.

- Mówiłem ci już, jakie jest moje zdanie na ten temat. Jestem strażnikiem, Minho, a strażnik powinien strzec przejścia, nie udostępniać je każdemu chętnemu. – Starszy miał nadzieję, że w jego pozornie surowym tonie głosu nie sposób było wyłapać drżące nuty.

- To może być sprawa życia lub śmierci – powiedział Minho, raniąc samego siebie ostrością własnych słów. – Muszę sprawdzić, czy nic mu nie jest!

- Pomyśl o tym na spokojnie, przecież mógł zapomnieć, albo po prostu wcześniej zasnąć ze zmęczenia… - powiedział łagodnie Jinki, ale jego próby uspokojenia przyjaciela spotkały się jedynie z jeszcze większą wrogością.

- Ty chyba zupełnie nie rozumiesz co to znaczy, kiedy ważna dla ciebie osoba jest po drugiej stronie muru, i nie wiesz, czy kolejny oddech nie będzie jej ostatnim! – wykrzyczał Choi, z opóźnieniem dostrzegając jak twarz Jinkiego szarzeje od tych słów. Starszy przez chwilę milczał, zaciskając usta, próbując mimo wszystko pozostać spokojnym.

- Minho, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz – rzekł w końcu cichym, ostrzegawczym tonem. – Jak to jest cały czas żyć w cieniu muru, ale mimo dostępnej drogi nie przekraczać go? Jak to jest wiedzieć, że jedyna ważna osoba na tym świecie jest tam, co dzień narażona na chorobę, co dzień ocierająca się o śmierć? Jak to jest musieć pozostawać biernym, mimo możliwości pomocy? – Pytania wybrzmiewały pretensjonalnie, pozwalając Jinkiemu wylać w nich cały swój skrywany w głębi serca żal. – Myślisz, że nie wiem jak to jest? – powiedział drżącym głosem, powodując wyrzuty sumienia w Minho.

- Co ty… - mruknął młodszy z pytaniem w oczach, starając się zrozumieć, o czym mówi jego przyjaciel. Jinki nie odpowiedział, zamiast tego przeciągając dłonią po twarzy, starając się zmyć z niej wyraz zbyt rzucającego się w oczy smutku.

- Idź – powiedział w końcu strażnik, wskazując brodą w stronę przejścia na drugą stronę muru. – Idź, ale pamiętaj, że niekoniecznie zastaniesz moje drzwi otwartymi, kiedy będziesz chciał wrócić…

~*~

Minho starał się myśleć racjonalnie, opanować zbędne, rzucające kłody pod nogi emocje i przeanalizować sytuację na spokojnie. Wszystko jednak zagłuszało mu to cholerne bicie własnego, spanikowanego serca, które za nic nie chciało uspokoić się w piersi, popędzając, nagabując, ostrzegając, że każda kolejna sekunda może położyć wstęgę wieczności między nim a Taeminem.

W zastraszającym tempie pogrążając się w irracjonalności tego zbyt księżycowego wieczora, Minho po raz kolejny w życiu odryglował zakazane drzwi; drzwi które w jego oczach były jedyną ucieczką od bezsensu niespożytkowanej wolności świata zewnętrznego.

Wreszcie przejście stanęło otworem i Choi, niewiele myśląc, przestąpił kilka szybkich kroków w przód, zmierzając w stronę znajdujących się po drugiej stronie dziedzińca drzwi, tych samych, za którymi zniknęły tamte pełne nadziei oczy i ten chłopięcy uśmiech. Ciemność wgryzała się w umysł i serce, napierając ze wszystkich stron, nie pozwalając złapać oddechu.

Nagle Minho zamarł, dostrzegając jakąś sylwetkę, leżącą pośrodku opuszczonego placu. Cisza odmierzała kolejne zbyt głośne uderzenia serca, kiedy Choi nie był pewien czy znajduje się w głębi sennego koszmaru, czy też rzeczywiście widzi absurd rzeczywistości, w dodatku przyprószony światłem gwiazd, na własne oczy. Ciało potrzebowało kilkunastu sekund, żeby przejść od stanu biernej paniki do szybkiego działania, i w końcu Minho przebiegł te kilka dzielących go od zjawy kroków i upadł na kolana obok leżącego chłopaka, niepewien czy zniesie widok podszeptywany mu przez strach. Widok delikatnej twarzy przesłoniętej najostateczniejszym z cieni.

- Jak myślisz… - odezwał się Taemin, zanim starszy zdążył cokolwiek zrobić, swoim drżącym, ale prawdziwym i żywym głosem, nieświadomie zatrzymując i wznawiając pracę serca Minho. – Czy możemy tu zamieszkać? – Pytanie zaszumiało w pustce nocy, zbyt infantylne i naiwne, żeby wziąć je na poważnie, ale zbyt przesiąknięte beznadzieją, żeby je wyśmiać. Choi, zszokowany samym tym spotkaniem, milczał. Wpatrywał się wielkimi oczami w leżącego na brudnej ziemi Taemina, którego oczy błądziły gorączkowo po nieboskłonie, szukały odpowiedniego miejsca między glorią gwiazd, a mrokiem zasnuwających je powoli chmur. – Zostańmy tu… - poprosił Lee, a w tych dwóch słowach było tyle nigdy niewypowiedzianego na głos cierpienia, tyle bezradności wobec życia, że Minho sam zapragnął zwątpić w prawdziwość i sensowność świata na zewnątrz. – W nieskalanej ciszy i niezmąconym chłodzie gwiazd… - mówił dalej młodszy, a w całej jego postawie było coś dziwnego, jakby chłopaka nakręcała do działania obca siła, ta sama, która przywiodła go w to miejsce, choć miał trzymać się od niego z daleka. – Zamieszkasz ze mną na wygnaniu, hyung? – zapytał, wreszcie pozwalając oczom spłynąć po granatowej kurtynie, aż ku ciemnym, przypatrującym mu się z uwagą, źrenicom. Minho przeraziło to spojrzenie, tak znajome, a jednocześnie zupełnie obce. Skażone smutkiem i bólem, kryjące w odłamkach nocnych refleksów błysk gorączki. Choi mógł tylko modlić się, by owo migotanie w oczach Taemina okazało się być jedynie igraszkami gwiazd, niczym ponad to. Nie był jednak w stanie pozbyć się niepokoju, niemal słyszał kpiący śmiech choroby, obserwującej ich poczynania zza uchylonych drzwi, czającej się tuż obok.

- Taemin… - odezwał się w końcu Minho, układając się na ziemi obok ukochanego, przygarniając go do siebie, próbując w ten sposób podarować mu nieistniejące na tym świecie bezpieczeństwo. – Co się stało? – zapytał, wpatrując się w malowaną przez księżyc twarz. – Źle się czujesz? – Położył dłoń na jego policzku, próbując wmówić sobie, że wcale nie czuje nienaturalnego gorąca, bijącego od ciała młodszego.

- Widziałem dzisiaj śmierć – odpowiedział Taemin nieobecnym tonem, a smutek znów rozpanoszył się w wykrzywieniu ust, znów namieszał w kolorze oczu. Choi nie był pewien, czy chłopak w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stanie się znajduje, zbyt pogrążony w żałobie po czyimś zgaszonym istnieniu. – Prawdziwą śmierć, Minho, nie taką, którą zapisuje się w raporcie – mówił dalej, a jego głos blaknął z każdym kolejnym słowem, by w końcu niemal zupełnie zaniknąć, kiedy wypowiadał ostatnie słowa. – Widziałem śmierć dziecka – wyszeptał na bezdechu, zaczynając drżeć, a Minho nie mógł zrobić nic lepszego, ponad przygarnięcie młodszego do jeszcze ciaśniejszego uścisku. Jednocześnie usilnie starał się zignorować wyjące mu w głowie syreny alarmowe, mówiące że ten oto chłopak jest już u progu śmiertelnej gorączki.

- Wszystko będzie dobrze… - powiedział Minho kojącym głosem, tuląc trzęsącego się ukochanego, nie myśląc o tym co będzie za godzinę czy dwie, udając, że nie wie, wmawiając sobie, że tylko mu się zdaje. Pomijając to dziwne, iskrzące się zanadto spojrzenie, Taemin nie wyglądał na chorego. Przecież nie mógł być chory. Przecież mieli przed sobą jeszcze tyle wspólnych dni.

- Mam dość, hyung – odezwał się młodszy, przykrywając dłonie Minho swoimi własnymi. – Chcę tu zostać, nie patrzeć więcej na nic, ponad to niebo – szeptał, a jego słowa ciemną pręgą kładły się na sercu starszego, krępowały je niemożliwymi do spełnienia wizjami, podszeptywały porzucenie rozsądku, utonięcie w świecie stworzonym tylko dla dwojga. – Nie chcę już nigdy musieć oddychać tamtym powietrzem. – Klatka piersiowa Taemina zafalowała ciężko, jakby reagowała na samo wspomnienie upału panującego w zamkniętym na zbawienną morską bryzę mieście. – Wiem, że nie powinienem był przychodzić… - powiedział, rękami cały czas wodząc po trzymających go ramionach. – Ale nie mogłem wytrzymać tego gorąca – wyznał łamiącym się głosem. – A teraz… kiedy leżę w chłodzie tej naszej nocy… - Jego oczy znów uniosły się w górę, a niebo rozbłysło w odpowiedzi na to nieme wezwanie, zapowiadając nadchodzącą, pierwszą od wielu tygodni, letnią burzę. – Nie chcę już więcej wracać do nieznośności dnia…

- Taemin, jeszcze tylko trochę – powiedział Minho, usiłując zabrzmieć przekonywująco, starając się być dla młodszego niezachwianym oparciem, choć sam rozsypywał się na kawałki pod wpływem tej niosącej ze sobą zbyt wiele chwil grozy nocy.

- Minho. – Głos młodszego rozbrzmiał w ciszy nową, twardszą nutą. – Jest coś… - Chłopak zawahał się, niepewny jak ubrać swoje myśli w słowa. – Jest coś, czego chciałbym spróbować zanim… zanim ja… - Minho położył młodszemu palec na ustach, nie chcąc pozwolić na wypowiedzenie zbyt niebezpiecznych słów.

- Nic ci nie będzie, zobaczysz. Przecież jesteś zdrowy – powiedział, mając nadzieję, że tylko on sam słyszy nuty paniki we własnym głosie. – Czego chcesz s… - Gwałtownie urwał, czując dotąd nieśmiałe ręce Taemina, nagle błądzące po jego ciele, jakby gorączkowo usiłujące nasycić się na co dzień niedostępną bliskością.

- Hyung… - szepnął młodszy na bezdechu, ściskając mocno duże dłonie ukochanego, przesuwając nimi po własnym torsie, kierując palce Minho w dół. Choi z trudem przełknął ślinę, ledwo nadążając za rozwojem wypadków. Nigdy w życiu nie spodziewałby się takiego obrotu spraw. Co gorsza, dobrze wiedział, że powinien zachować pewne środki ostrożności wobec możliwości zarażenia, albo być może szukać pomocy u Jinkiego, który musiał mieć jakieś zapasowe dawki leków. A mimo to nie potrafił wyswobodzić się ze spojrzenia Taemina. Spojrzenia, które błagało, wołało tysiącem niewypowiedzianych słów, swoją głębią wyrażało całą tęsknotę za normalnością, za potrzebami młodzieńczego serca.

Niebo milczało, kiedy usta odnalazły się na nowo, jeszcze raz odkrywając rozkosz pocałunku. Wargi miękły w manifeście piętrzących się z dnia na dzień emocji, które dopiero teraz mogły w pełni zawładnąć sercami, wygrywającymi nasiąknięty tęsknotą rytm budzącego się pożądania. Taemin mocno splótł dłonie na karku Minho, po czym przymknął oczy, oddając się nowej fali doznań, płynącej z motylego dotyku na szyi.

- Czasem myślę o tym, co będziemy robić kiedy wszystko się skończy… - wyszeptał młodszy, pozwalając dłoniom ukochanego rozpiąć guziki własnej koszuli, z drżeniem wyczekując tego, o co sam prosił. – Wiesz, chciałbym przejechać się tramwajem. – Dziecinne życzenie wywołało czuły uśmiech na ustach Minho, który znów zaczął całować srebrzącą się w księżycu skórę, tym razem odkrywając piękno linii żeber i subtelną smukłość brzucha. Starał się nie myśleć o totalnej irracjonalności tych rozgrywających się pod osłoną nocy westchnień i pomruków, które nie miały prawa bytu, które nie pasowały do epidemii, nie współgrały z widmem gorączki. Wolał do końca zaprzeczać mitowi śmierci, pozwalając sobie na to przepełnione desperacją zapomnienie, którego i Taemin łaknął, o które prosił.

- Jeszcze się przejedziesz… - powiedział Minho, ustami kreśląc ścieżkę subtelnych wyznań na szyi ukochanego. Młodszy odchylił głowę do tyłu, poddając się tej pieszczocie, ale po chwili gwałtownie przyciągnął hyunga do siebie, jak najbliżej to było możliwe, kurczowo zaciskając ramiona wokół jego torsu. Choi spojrzał na niego, zaskoczony tym dziwnym, niepasującym do szablonu pożądania gestem. Wystarczył mu jednak widok wyrazu twarzy Taemina, żeby zrozumieć jego desperację, jego najprostszą w świecie potrzebę bezpieczeństwa i ciepłej, stabilnej bliskości.

- Kiedy to się skończy… - wyszeptał Lee, łaskocząc Minho swoim chwiejnym oddechem w ucho. – Chciałbym iść z tobą na plażę – powiedział z powagą, a starszy nawet nie śmiał mu przerywać. – Chciałbym zobaczyć, jaki kolor będą mieć twoje włosy w świetle morskiego zachodu słońca – szeptał dalej Taemin, zatapiając palce we włosach ukochanego. – Chciałbym wraz z tobą słuchać przybyłego z daleka wiatru – oznajmił, a niespokojna atmosfera wokół nich, jakby w odpowiedzi na to wyznanie, zatrzęsła się od kolejnego złowieszczego grzmotu. – Chciałbym zobaczyć wolność błękitu, odbijającą się w twoich oczach – powiedział, przymykając powieki. Minho, nie mogąc dłużej znieść dysonansu między idealizmem taeminowych wizji, a brutalnością otaczającego ich świata, utopił resztę tych marzeń w kolejnym drżącym pocałunku. Starał się nie myśleć o tym, że słowa Lee były niecodzienne, że chłopak sprawiał wrażenie osoby bredzącej z powodu choroby. Zamiast tego skupił się na szeptaniu kojących słów, jednocześnie pozbawiając młodszego reszty odzienia, z mimowolną fascynacją patrząc na jego nagie ciało, rozdygotane, oczekujące. Taemin spojrzał ukochanemu głęboko w oczy, a pragnienie bliskości na moment przydusiło tlące się w tęczówkach, niepokojące ogniki. Minho nie potrzebował słów, żeby wyczytać ciche przyzwolenie ze zmarszczenia brwi i zakrzywienia ust.

Potężny grom rozdarł granat nad ich głowami, miażdżąc niegdysiejszą miękkość chmur nieskończoną potęgą głosu nieba. Spleceni w uścisku kochankowie pozostali jednak głusi na nawoływania nadchodzącej burzy, zbyt złaknieni siebie, zbyt zapamiętali w desperackich próbach odciśnięcia na własnych ciałach piętna nieszczęśliwej miłości; miłości zbyt krótkiej, a mimo to silniejszej niż niejedno trwające latami uczucie. Minho, widząc błagalne spojrzenie Taemina, pozwolił uśpionym żądzom przejąć władanie nad ciałem, pragnąc uczynić tę noc ich własną, stworzyć iluzję szczęścia choć na parę przepełnionych westchnieniami godzin. Usiłując nie poddać się przemożnemu wrażeniu, że ten szalony wieczór przybierze maskę pożegnania.

Gwiazdy, niezdolne dłużej podglądać, zbyt zawstydzone by obserwować rozgrywający się w pustce czterech zapomnianych ścian akt dogłębnego oddania, przesłoniły swoje napawające nadzieją twarze całunem chmur, z których wraz z pierwszym krzykiem Taemina wydarła się potęga uwięzionej dotąd ulewy. Obskurny dziedziniec, ich mały świat, począł tonąć w strugach deszczu, kiedy Minho scałowywał z twarzy ukochanego ciche, zawierające w sobie zbyt wiele myśli i słów łzy.

- Hyung… - wydusił z siebie młodszy, a jego głos, choć niknący pośród dźwięków orkiestry nocnej burzy, wyrył się głośnym piętnem na umyśle Minho, który to zaraz zwolnił w swoich ruchach, obawiając się, że Taemin odczuwa ból, odnajdując powolny, harmonijny rytm złączonych bioder. Taemin otworzył usta, ale wydarło się z nich jedynie westchnienie, jakby same targające ciałem dreszcze nie wystarczyły, by w pełni zobrazować ogrom doznań. Kolejny łańcuch gorących pocałunków naznaczył usta niewerbalnymi zapewnieniami. „Jestem” – zdawały się mówić wargi. „Kocham” – szeptały splecione języki. „Nie zapomnę” – obiecywały przepływające z ust do ust oddechy. I spotkały się znów dłonie, na nieprzebytych dotąd ścieżkach młodzieńczego ciała, z każdym milimetrem przesuwającej się pod palcami skóry odnajdując nowe wymiary rozkoszy. Wspólnie kreśląc ścieżki nieskrępowanego uczucia, naznaczając skórę piętnem mnogości tęsknych spojrzeń w niebo i nieskończoności przepełnionych samotnością westchnień. W wirze burzowych grzmotów błąkały się dwa dostrojone do siebie głosy, wraz z orkiestrą pomruków sunące ku otwartemu niebu, manifestujące tę szczególną formę wolności, którą zbyt szybko bijące serca obrały już dawno temu.

- W porządku? – zapytał z troską Minho, jednocześnie okrywając Taemina ubraniem i przyciągając do prostego uścisku, stanowiącego odpoczynek od wyczerpujących namiętności. Na twarz młodszego zdążyło się już wedrzeć ogromne zmęczenie. Mokre kosmyki włosów kleiły się do skóry, a powieki toczyły walkę z wolą, usiłując odesłać chłopaka do krainy snów. Taemin skinął głową, na znak że czuje się dobrze, co nieco uspokoiło jego hyunga.

- Myślisz, że to dostatecznie silne wspomnienie? – zapytał cichym głosem, nie patrząc na Minho, wbijając spojrzenie w uspakajające się po szaleństwach ulewy niebo. Choi uniósł się na łokciu, ze zdziwieniem szukając wyjaśnień na twarzy ukochanego.

- Co masz na myśli? – powiedział, ale Taemin tylko pokręcił głową, przywołując na twarz blady półuśmiech.

- To była najpiękniejsza noc w moim życiu, hyung – wyznał, kładąc dłoń na policzku Minho, gładząc jego skórę kciukiem. Choi uległ tej pieszczocie, jednocześnie ku swojej uldze stwierdzając, że nie dostrzega w oczach Taemina już nic niepokojącego, jakby tamten błysk zniknął, odszedł wraz z burzą. Zapewne był tylko wymysłem spanikowanego umysłu, niczym ponad to.

Chwila ta, przepełniona błogim spokojem, ubarwiona blaskiem spojrzeń, nie mogła jednak trwać wiecznie. Z każdym cichym oddechem, z każdym mrugnięciem powiekami, do leżących w świetle gwiazd kochanków z coraz większą natarczywością docierała, dotąd stłumiona w obliczu namiętności, rzeczywistość. Dwa światy po obu stronach murów zdawały się krzyczeć, nawoływać do powrotu, podnosić alarm przeciw ignorancji i głupocie zakochanych.

- Taemin… - powiedział Minho, z niejakimi wyrzutami sumienia przeganiając z twarzy młodszego pierwsze oznaki snu, którego jego organizm wyraźnie potrzebował. – Zabiorę cię stąd – oznajmił stanowczym tonem, spuszczając wzrok, czekając na ponowne protesty ze strony Lee. Dobrze pamiętał, jak niezachwianą postawę przybrał ostatnim razem, kiedy Minho usiłował nakłonić go do ucieczki. Tym razem jednak Choi był na tyle zdeterminowany, że nie zamierzał przyjąć żadnych szlachetnych słów, w zamian za wolność.

Lee przez chwilę milczał, a drobna zmarszczka na jego czole zdradzała głęboką zadumę. Jego oczy iskrzyły się dziwnie w półmroku dziedzińca, ale Minho postanowił nie dawać się znów nabrać na iluzję własnego umysłu. Gdyby Taemin był chory, to już parę godzin wcześniej zapewne by zaniemógł, zmagając się z trawiącą ciało gorączką. Mgiełka nieobecności, rozlewająca się powoli po tęczówkach młodszego, musiała być oznaką przejmującego nad nim kontrolę snu.

- Możesz mówić co chcesz, ja i tak zamierzam… - zaczął Minho, ale młodszy wszedł mu wpół zdania.

- Dobrze, hyung – powiedział cicho, w dalszym ciągu zwiedzając wzrokiem wszelkie zawirowania i gwiezdne wzory, zdobiące tej dziwnej nocy niebo. – Pójdę – oznajmił zaskakująco twardym tonem. Jego gwałtowna zmiana postawy wywołała w Minho podejrzliwość, ale nie dał tego po sobie poznać. Zamiast tego wspomniał słowa, którymi pożegnał go Jinki i zaczął zastanawiać się jakim cudem zdoła go przekonać do przepuszczenia Taemina, skoro nawet dla niego samego drzwi mogły pozostać zamknięte.

- Muszę najpierw załatwić to ze strażnikiem – stwierdził, starając się zabrzmieć, jakby to nie było nic wielkiego. Jednocześnie wstał i zaczął się szybko ubierać w przemoczone i ubrudzone błotem ubrania. Wolał nie myśleć jak to wygląda i co sobie o nim Jinki pomyśli, zamiast tego skupiając się na sprawianiu wrażenia pewnego swoich czynów. – Zostań tu i nigdzie się nie ruszaj – powiedział, ostatni raz spoglądając na wciąż leżącego pośrodku dziedzińca chłopaka. Nie zdążył jednak ujść choćby paru kroków, kiedy poczuł, jak Taemin łapie go za nogawkę. Zaskoczony, odwrócił się, by znów napotkać to dziwne spojrzenie, wymalowane w znajomych oczach.

- Kocham cię, Minho, pamiętaj o tym – powiedział Lee, nieco dziecinnym gestem tuląc się do nogi hyunga. Starszego przeraziło to nietypowe wyznanie, poddając pod wątpliwość pomysł pozostawienia Taemina samego choćby na parę chwil. Zbyt dziwnie się zachowywał, zbyt wiele niesprecyzowanych obaw budziły jego tęczówki tej nocy. Ale kiedy młodszy znów spojrzał ukochanemu w oczy, rozjaśniając ciemność swoim szczerym uśmiechem, Choi nie był w stanie dalej wątpić. Jedyne czego pragnął, to jak najszybciej uwolnić Taemina od okropieństw tamtego świata, od nieznośnego upału, przed którym skrył się w jego ramionach.

- Ja ciebie też – zadeklarował, pochylając się, pieczętując swoje słowa czułym pocałunkiem.  – I przestań mówić o zapominaniu, nie tak łatwo zapomnieć – dodał, w odpowiedzi znów otrzymując słodki uśmiech. – Zaraz wracam – powiedział, odwracając się, kiedy Taemin puścił jego nogę, po czym ruszył ku drzwiom, modląc się w duchu, żeby były otwarte.

~*~

Jinki odkręcił kurek, po raz kolejny przemywając twarz zimną wodą. Szum dobywający się z kranu uspokajał go niemal tak skutecznie jak odległe pieśni fal morskich. Wiedział jednak, że nie może tak po prostu marnować wody, dlatego zakręcił kurek, ze zbolałą miną unosząc wzrok, zaglądając we własne oczy, znajome, te same od lat. Nie przywitało go nic nowego na tej pogodnej twarzy, obdarzającej każdego napotkanego człowieka uśmiechem. Tylko kolor oczu zdawał się mętnieć z dnia na dzień, jakby stanowiąc jedyną oznakę stanu serca. Mężczyzna pokręcił głową, i pospiesznie opuścił łazienkę, uciekając z dala od wszechwiedzącego spojrzenia własnych źrenic. Lepiej było udawać, że nie boli, że wszystko jest w porządku. Właściwie nie miał prawa czuć się w ten sposób, prawda?

Szybkim krokiem przemierzył ciemność korytarza, a skrzypienie starej podłogi stanowiło jedyny dźwięk pośród ciszy, zalegającej wszędzie wokół. Dom ział pustką. Minho naprawdę udał się na tamtą stronę. Jinki pokręcił głową, krzywiąc się na ponowne wspomnienie ich wcześniejszej rozmowy, która w takim stopniu wyprowadziła go z równowagi. Zamierzał już o tym nie myśleć, ale umysł nie współpracował, a silna wola, budowana pieczołowicie, z konieczną precyzją i cierpliwością, posypała się jak domek z kart.

Jinki przeczesał wilgotne włosy dłonią, rozsiewając wokół kropelki wody, które to zderzyły się z pierwszym letnim chłodem, zalegającym w cieniach tarasu. Powietrze pachniało świeżością, jakby świat odradzał się po burzowej kąpieli. Ta dziwna, niemożliwa do umiejscowienia wolność, kryjąca się w oczyszczonej atmosferze, tylko pogłębiała ogarniający Jinkiego nieprzyjemny nastrój. To był jeden z tych nielicznych wieczorów, kiedy nie potrafił przywołać zwyczajowego uśmiechu na twarz, zbyt pogrążony w rozmyślaniach o kształcie czyichś ust, o dźwięku czyjegoś głosu i barwie pewnych ciemnych oczu.

Mężczyzna opadł na krzesło, odchylając głowę do tyłu i przymykając powieki. Pośród docierającego tu szumu fal dało się słyszeć nikłe odgłosy nocnego życia, toczącego się za bryłą muru. Stukot kół tramwaju, szczekanie czyjegoś psa, szamotanina przy strażnicy. Jinki wsłuchiwał się w te dźwięki, mimowolnie szukając wśród niech jednego, konkretnego głosu.

„Nie rozumiesz”, „nie wiesz” – słowa Minho wciąż powracały, kładąc cień na wszelkie myśli. Nie powinien rozumieć ani wiedzieć, jak to jest. Prawdopodobnie nie miał nawet takiego prawa. A mimo to serce uciekało do przepełnionych niepokojem perspektyw, czasami w szaleństwie paniki proponując ponowną próbę odmienienia losu.

- Nigdy byś mi na to nie pozwolił, prawda, Key? – mruknął sam do siebie, albo też do obrazu wyjętego z ram wspomnień, niemal jaśniejącego mu przed oczami. Myśl o obserwującej miasto z dachu kamienicy postaci i o jej szlachetnych próbach ratowania niewinności dziecięcych umysłów, blasku ich uśmiechów, na co dzień pomagała Jinkiemu żyć pełnią sił, oczekując lepszego jutra. A mimo to w umyśle wciąż kołatała się świadomość kierowania się iluzją. Jinki dobrze wiedział, że nie powinien pozwalać swojemu sercu bić szybciej, w odpowiedzi na uśmiech przyjaciela, że nie miał prawa zgadzać się, by jego oczy błądziły za Kibumem, śledziły każdy jego ruch. Dlatego żył w ciszy własnego uczucia, nawet teraz nie przyznając się do niego przed światem, prawdę wyznając co najwyżej samemu sobie. Czasami zastanawiał się, czy po prostu nie upatrzył sobie niewłaściwej gwiazdy na niebie, zbyt jasnej, zbyt odległej, jak na jego skromne możliwości.

Jinki pozwolił sobie przelotnie spojrzeć na mur, po raz kolejny ulegając bolesnej świadomości, jak niewiele go dzieli od Key, i jak przyjazny okazał się być los, dając mu szansę na umożliwienie przyjacielowi ucieczki ze skażonego miasta. Wszystko obracało się jednak w żart, kiedy do głosu dochodziła niewzruszona postawa chłopaka. Jinki mógł nakłaniać, przekonywać, nawet błagać – nic nie było w stanie skruszyć oporu jego przyjaciela. Key wybrał swoją wolność. Nieświadomie jednak skazał tym wyborem Jinkiego na wieczne życie w cieniu muru, nieustanne drżenie w obawie o bezpieczeństwo ukochanej osoby, której nigdy nie będzie miał odwagi wyznać swoich uczuć. Jinki od dawna wiedział, że ma w sobie coś z romantyka, że ponad wszystko marzy o życiu dla jakiejś idei. Był to jeden z powodów, dla których Key tak bardzo mu imponował. Jedyna idea na jaką było stać Lee, to trwanie, czekanie, żywienie nadziei, że kiedyś jeszcze los okaże się dlań łaskawy. Życie dla niego, ale bez niego, oto droga, którą obrał Jinki.

- Hyung – odezwał się niski głos, a siedzący mężczyzna podskoczył wystraszony, bo do tego stopnia utonął w myślach, że zupełnie przegapił przybycie swojego młodszego lokatora, choć przecież sam postanowił zostawić mu otwarte drzwi. Starszy przeniósł nieobecne spojrzenie z muru na swojego towarzysza, ale kiedy zobaczył w jakim Minho jest stanie, natychmiast powróciła mu trzeźwość umysłu.

- Co się…

- Hyung, błagam – powiedział Choi, z miejsca padając przed starszym na kolana. – Błagam, pozwól mi go tu przyprowadzić...

- Minho, co ty wyprawiasz, mówiłem… - zaczął, ale młodszy pochwycił go za rękaw koszuli. Zachowywał się dziwnie. Oddychał szybko i całą swoją rozgorączkowaną postawą wywoływał niepokój.

- Hyung, proszę – nie ustępował Minho, a w jego oczach było tyle rozpaczy, że Jinki mimowolnie zaczął się wahać. – Proszę, daj nam szansę na to szczęście, które tobie zostało odebrane… - Słowa uderzyły starszego z taką mocą, że przez chwilę nie był pewien, jak powinien zareagować, zbyt roztrzęsiony bolesną prawdą, którą jakimś sposobem nawet Minho był w stanie dostrzec. Przeszło mu przez myśl, że być może to właśnie jest jego rola, pomóc tym, którzy jeszcze mają szansę na wspólną wolność; wolność której on sam nie był w stanie podarować ukochanej osobie. I nawet jeśli Minho zachowywał się niepokojąco, nawet jeśli Jinki jasno i wyraźnie widział niebezpieczne błyski w jego oczach, to decyzja zapadła. Starszy zacisnął usta i zmarszczył brwi.

- Minho, nie wygłupiaj się, wstań – powiedział, celowo starając się mówić ostrym tonem.

- Hyung? – zapytał młodszy niepewnie, powoli zbierając się z podłogi. Jinki odwrócił głowę, nie patrząc przyjacielowi w oczy.

- Pomogę wam – oznajmił cicho, w duchu przeklinając własną wrażliwość. – Jemu nie mogę pomóc, więc chociaż wam… - dodał szeptem, mając nadzieję, że nie zostanie usłyszany. Nie zdążył nawet unieść głowy, żeby sprawdzić reakcję Minho, bo ten niemal od razu rzucił się, żeby uściskać go serdecznie, nie posiadając się z wdzięczności. Szybko jednak zakończył ten moment wylewności, zostawiając dozgonne podziękowania na potem, w danej chwili zbyt gnany pragnieniem ponownego zobaczenia Taemina.

- On już czeka – oznajmił z bladym uśmiechem. – Pójdę po... – gwałtownie urwał, gdy ciszę nocy rozdarł złowieszczy dźwięk, który dobył się z zaskakująco bliskiej odległości, jakby tuż zza muru.

Pojedynczy strzał.

Po nim noc umilkła, a ciemność zagrała czerniejącą przed oczami melodię strachu.

~*~

No i jest, przedostatni rozdział >.< Mam nadzieję, że te kilka osób, które ze mną zostały, wytrwa do samego końca (choć boli, ja wiem, angsty to zło ;;;). Ostatnimi czasy w folderze nazbierało mi się trochę gifów kojarzących mi się z YP, dlatego postanowiłam (wiem, w czas xd) zamieścić po jednym z nich przy każdym rozdziale ^^Jutro wracam znad morza, więc w najbliższym czasie powinnam wrzucić krótkiego one-shota, którego napisałam w zeszycie i nie miałam czasu wklepać w laptopa >.< Co do dalszych planów, pewnie za tydzień, wraz z ostatnim rozdziałem, naskrobię też notkę informacyjną. Tyle, fighting~~!

| ~IX~ | ~XI~ |

13 komentarzy:

  1. O Boże.
    Ej no!
    Nie gadaj!
    TAEMIN?!
    Kurde, wiedziałam, że to nie mogło pójść tak gładko. ALE DLACZEGO STRZAŁ?!
    I znów czekać tydzień, żeby znów się popłakać.
    Nie przeżyje tej ostatniej części, wiesz?
    I GDZIE W TEJ CHWILI JEST JONGHYUN?! Zapomniałeś, jak obiecałeś Minho, że będziesz się opiekował młodym?! Że włos mu z głowy nie spadnie?! NIENAWIDZĘ CIE.
    Key oszust, Onew oszust.
    Na miejscu Minho (o ile to Tae został postrzelony) zabiłabym Onew. Wybacz kurczaku, ale byleś w tej chwili bardzo podly T-T
    Angst to nie jest dla mnie. Wyżywam się na klawiaturze. No cóż.
    Wmawiam sobie, że w ost rozdziale okaże się to być snem.
    Ale to jest angst do czorta!
    fighting i weny dla Ciebie ,a ja lecę po strzelbę (tak, Jinki, na twoim miejscu zamknęłabym się w jakimś pokoju bez drzwi i okien...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca rozumiem Twój wybuch nienawiści do Onew, Jonghyuna i Key >.< Przecież Jinki w końcu zgodził się pomóc Minho i Taeminowi... A Jonghyun i Key nie mieli pojęcia o tym, co się wydarzyło, w innym razie zapewne spróbowaliby odmienić los. Bronię moich bohaterów, bo boli mnie ten niesprawiedliwy osąd ;~~;
      Wiem, że ten angst jest bolesny, dziękuję że mimo wszystko czytasz i komentujesz >.<

      Usuń
  2. Kobieto......... Co ty ze mną robisz ;______;
    Kompletnie rozłożyłaś mnie tą końcówką.
    Wiedziałam, no wiedziałam, że Tae ściągnie go do siebie właśnie po to ><
    holhwdwhdi Nie potrafię napisać sensownego komentarza x.x
    Umieram.
    Padłam na zawał.
    Ja chcę następny, ale chyba się już naprawdę nie pozbieram ;________;
    Strzał... TYLKO NIE TAE... Miało być tak pięknie, mieli uciec i co?! Minho się nie pozbiera i zrobi coś głupiego... T.T A jak nie strzał, to ten błysk w oczach. Mam nadzieję, że to tylko Minho się tak zdawało. Nadal mam nadzieję na lepszy koniec (ależ się ze mnie optymistka zrobiła ;;;)
    Wow, Onew zakochany w Key? Kiedy tak nad tym myślałam, bardziej spodziewałam się, że nasz Kurczakożerca zostawił za murami jakąś panne. A tu proszę, takie zaskoczenie :o
    Obiecuję, że pod następnym rozpiszę się bardziej. Dosyć, że jest ranek i nie zdążyłam jeszcze spożyć swojej dziennej dawki kofeiny to... T.T Nie wytrzymam tygodnia.

    Jak tam pogoda nad morzem? Mam nadzieję, że poprawiła się tak samo jak w środkowej Polce, bo jak nie... to trochę lipa ;/

    Pozdrawiam <3
    Hwaiting! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, tyle emocji >.< Właśnie ten idealizm ich pełnych nadziei wizji chyba najbardziej kuje w serce, jeśli ma się świadomość, że to bohaterowie tragiczni ;; Cóż, ta szczypta Onkey od dawna siedziała mi w głowie, tak to już musiało być ^^ Mam nadzieję, że nie zawiodę z ostatnim rozdziałem, nawet jeśli złamie nam wszystkim (mnie też) serca..
      Co do pogody, jest zdecydowanie za gorąco, żeby żyć, prawdopodobnie roztopię się, zanim wrócę do Krakowa xDD Moja tragiczna śmierć w upale będzie miała swoje plusy - oszczędzi Wam czytania ostatniego rozdziału xD
      Dziękuję za przepełniony emocjami komentarz, pozdrawiam ~~<3

      Usuń
  3. Omg.. przeczytałam już wczoraj, als zapomniał skomentować.. JAK? Wybaczysz mi? ;;
    Ogólnie to w tym rozdziale znajduje się najlepszy opis jaki w życiu czytałam *^*
    Scena 2min wyszła idealnie i tak subtelnie i pięknie, te porównania i opis nieba w tym momencie.. gdybym nie dzieliła z siostrą pokoju wydrukowałabym to i powiesiła nad łóżkiem xd
    A zachowanie Onew na koniec rozdziału mnie zszokowało.. po tym wybuchu na początku myślałam, że nie pomoże Minho.. a ten strzał? Tae się zabił? ;; oby nie.. od początku spodziewałam się takiego full angsta, ale że nie aż takiego..
    Wgl zszokowała mnie zmiana w zachowaniach Taemina i Jonghyuna, obydwoje zmienili swoje przekonamia dla miłości o 180 stopni i jakby zamienili się rozumami..
    A Onew to mnie jeszcze z tym Key zaskoczył..
    Teraz to chyba już wszystko co chciałam przekazać w komentarzu :D
    Fighting i czekam na ostatni rozdział!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że wybaczę, ważne że jesteś xDD
      Omg ;;; Ilekroć ktoś nazywa jakiś fragment mojego ff "najlepszym opisem" jaki czytał, to po prostu nie wiem, co odpowiedzieć, chyba mnie rozumiesz? Dziękuję ;; <3
      Onew mimo wszystko ma bardzo wrażliwe serce, i jak Minho kiedyś zauważył - prawdopodobnie nie do końca nadaje się do roli strażnika, zbyt wiele w nim współczucia dla innych, zbyt wiele własnych bolesnych doświadczeń.
      Co się stało z Taeminem, oczywiście nie zdradzę >.< Spokojnie, jeszcze tylko tydzień ;;
      Najbardziej dynamiczną postacią YP jest chyba mimo wszystko Jonghyun, który pod wpływem Key zupełnie zmienia swój sposób patrzenia na świat.
      Odrobina Onkey faktycznie mogła być zaskoczeniem, ale mam nadzieję, że nie negatywnym >.<
      Dziękuję za kochany komentarz ~~<3

      Usuń
  4. Jestem. Doprowadziłaś do tego, że po przeczytaniu tylko wciągnęłam gwałtownie powietrze, a w mojej głowie była kompletna pustka. Przy poprzednich rozdziałach miałam tysiąc myśli na sekundę po skończeniu (dobrze wiesz, pisanie przez cały wieczór YP, pewnie byłam męcząca ;-;). Gdyby ktoś kazał mi opisać jednym słowem rozdział, to nawet literki nie umiałabym powiedzieć. Było tylko: ;~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~;! Okej chyba wypisałam się na tyle, że złożę logiczne zdanie. Ale może być chaotycznie. Właśnie, właśnie przepraszam, że dopiero teraz, ale wczoraj mi było jakoś angstowo i stwierdziłam, że nie będę sobie już dokładać.
    Zaczynasz od rozmowy Minho z Jinkim. Rozumiem, dlaczego Onew nie chce pozwolić Minho przejść na drugą stronę. Przecież jest strażnikiem, powinien pilnować, żeby miasto było zamknięte, a nie przepuszczać każdego, kto o to poprosi. I tak już wcześniej złamał zakaz. Nie ukarał Taemina za przejście, nawet doprowadził do ich spotkania. Ale dla Minho liczy się tylko Tae i to też rozumiem. Brak znaku musiał wywołać panikę, bo przecież Taemin nie mógł po prostu zapomnieć o tak ważnej rzeczy. I Jinki też doskonale rozumie, co czuje Minho. Odczuwa to samo, ale jego ukochany o tym nie wie. Nawet ma w jakiś sposób gorzej, mimo że ludzkich tragedii nie powinno się porównywać. Ma gorzej, bo on ma możliwość pomocy, przynajmniej teoretycznie, ale mimo to jego ukochany jest po złej stronie muru.
    W końcu Minho idzie, przechodzi na drugą stronę na swoją własną odpowiedzialność, w panice nie patrzy nawet na słowa Onew, które są w pewnym sensie ostrzeżeniem przed pułapką. "drzwi które w jego oczach były jedyną ucieczką od bezsensu niespożytkowanej wolności świata zewnętrznego" Teraz mi się dopiero rzuciło to zdanie w oczy. JEJKU. On wchodzi do miasta, drzwi mogą być zamknięte, gdy będzie chciał wrócić, ale on i tak idzie, bo dla niego wolność świata zewnętrznego jest klatką, która oddziela go od osoby, przy której chce być, bo bez niej nie czuje się wolny. (Nie wiem, czy to zdanie ma sens, przepraszam za bezsensowność, jeśli jednak go nie ma.) Wracając, Minho wchodzi do miasta, jest obezwładniony emocjami, po prostu się boi. Na placu dostrzega postać i rozpoznaje w niej Taemina. Teraz jest jeszcze bardziej przerażony. Nie może uwierzyć, to wszystko jest dla niego nierealne. A Taemin widział po prostu za dużo. Po prostu nie potrafił już znieść upału miasta, powietrza przesiąkniętego gorączką i bólem. Jego oczy są zmienione, Minho nie rozpoznaje spojrzenia kiedyś radosnego nastolatka. Za to dostrzega niebezpieczny blask, jakby gorączka, którą razem z powietrzem wdarła się w do jego duszy, bo przecież oczy to okna duszy (tak?). Taemin chce zapomnieć (to że w tym momencie zaczęło się ‘Rainy Blue’ trochę utrudnia mi koncentrację) o otaczającym go świecie, potrzebuje normalności i Minho chce mu ją dać.
    Słowa Taemina „Czasem myślę o tym, co będziemy robić kiedy wszystko się skończy” przypomniały mi dawną rozmowę Tae z Jonghyunem, gdzie chłopak tak samo opowiadał, czego pragnie, ale wtedy był pełen nadziej, a wydaje mi się, że teraz już nie wierzy, że to jeszcze się spełni.
    Minho postanawia zabrać Taemina ze sobą na drugą stronę, na dobrą stronę, wcześniej chłopak się nie zgadzał, ale teraz Minho czuje, że nie może zostawić go samego. I Tae się zgada. „
    Kocham cię, Minho, pamiętaj o tym” to zabrzmiało tak bardzo jak pożegnanie, jakby Taemin wiedział, że więcej się nie zobaczą. (Proszę, unnie, ładnie proszę, niech to się okaże pomyłką, bardzo ładnie proszę *wcale nie ma poczucia, że się łudzi i prosi bezsensu*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracamy do Jinkiego. On nosi maskę, zawsze obdarza uśmiechem ludzi wokół, ale tak naprawdę jest mu niemożliwie źle. On jest tragiczną postacią. Jest najbardziej wolnym z bohaterów, ale tak naprawdę otaczająca go klatka jest najgorszą, tą nie do pokonania. Minho i Taemin chociaż przez chwilę mogli być wolni, gdy byli razem. Kibum od dawna wiedział, czym jest wolność i nauczył tego Jonghyuna. A Onew uwięziony w swojej wolności, mając możliwość przebywania tak blisko ukochanego, ale też będąc od niego oddzielonym murem, nie tylko murem miasta, ale murem własnego strachu przed wyznaniem uczuć i obranej przez niego drogi. (Ta część jest zagmatwana ;; mam nadzieję, że jednak zrozumiesz, o co mi chodzi ;;) Jinkiego od myśli odrywa przybycie Minho, który pada na kolana i błaga o pozwolenie na szczęście i wolność. Onew ma świadomość, że tylko od niego to zależy i decyduje się pomóc. Właśnie wtedy rozlega się strzał. Ten strzał to punkt kulminacyjny burzy, o której początku pisałam w poprzednim komentarzu.
      Jakoś nie mogę uwierzyć, że to przed ostatni rozdział i że go w ogóle przeżyłam. Czytanie rozdziału YP pierwszy raz jest ciężkie, bo wszystko jest niespodzianką, biedni ludzie, który mają tak od początku ;~~; Jesteś złym człowiekiem ;; Dobra, koniec bo zacznę bełkotać. Mam nadzieję, że to wyżej to nie całkowity bełkot i coś ma na tyle sensu, że zrozumiesz. Naprawdę jesteś złym człowiekiem, unnie ;;

      Usuń
  5. Jestem~! Wszystko wiesz, więc pomijam wstęp, i przechodzę już do treści.
    Minho wpada w panikę; nie myśli racjonalnie. Przecież gdyby nie był tak rozgorączkowany nie poprosiłby Jinkiego o coś takiego, o całkowite złamanie praw; coś, co jest w dodatku absolutnie nieracjonalne i nieostrożne. Ale nie jest on teraz w stanie normalnie myśleć, w jego głowie gości zapewne stos chaotycznych , zgnębionych lęków. Nie działają uspokajające słowa Jinkiego, wpędzają go tylko w jeszcze gorszy krąg strachu; co prowadzi do tych raniących przecież oboje wyrzutów. Jinki wybucha, co nie zdarza się często, i chyba od razu powoduje w nim wyrzuty sumienia. Wiesz, przy każdym rozdziale, w którym pojawia się Onew wracam do tego, jak tragiczna jest ta postać; teraz też nie mogę się temu oprzeć. Po prostu zastanawiam się, czyj los jest gorszy – czy Minho, który co prawda tęskni i martwi się wciąż; czy Taemina, który ma przed sobą możliwą perspektywę śmierci, a za sobą tak krótkie chwile szczęścia; czy też właśnie Jinki, który co prawda żyje, ale w jego życiu też panuje zmartwienie i świadomość tego, że prawdopodobnie nigdy nie będzie z osobą, którą kocha; nigdy nie zrzuci z siebie jarzma niewyznanych uczuć. Tego konfliktu chyba nie da się rozwiązać, los każdego z nich jest dramatyczny w nieco inny sposób, ale co panuje, to ciągły głęboki smutek. Tym bardziej ‘kole’ mnie to w oczy w przypadku Jinkiego przez to, że stara on się to ukryć przed samym sobą. Postawa, wydaje mi się, prawdziwie heroiczna.
    Wracając jednak… zgadza się on na szalony plan Minho, z zastrzeżeniem, czytelnik jednak, znając już nieco jego charakter nie sądzi, by mógł on odmówić przyjacielowi pomocy.
    Minho panikuje, nie jest to niczym zaskakującym. W ogóle ten rozdział jest dla mnie momentem największego napięcia w tym opowiadaniu, tak jak ci to już pisałam kiedyś, gdy czytałam ten rozdział pierwszy raz. Uprzedzając nieco zdarzenia, po prostu napięcie rośnie i maleje; pojawiają się ciągle jakieś błyski nadziei, że może wbrew losowi, wbrew przeznaczeniu i gwiazdom, uda im się. Lecz, mimo tej nieśmiałej nadziei wciąż mam taką ponurą, zrezygnowaną (w kontekście, hm, wycieńczonej) świadomość, że nie… ta nadzieja jest bolesna, bo masz świadomość, że tak naprawdę nie ma racji bytu. Ale się nieco zagalopowałam, wróćmy do treści.
    W tym fragmencie, kiedy Minho najpierw ze strachu nie jest w stanie zebrać myśli, a potem tak szybko biegnie do Taemina; moim zdaniem dominuje w nim zimny blask księżyca i jednocześnie ciemność. Co mam na myśli przez zimny – po prostu trupi. Zew śmierci. Dlatego właśnie pojawia się ta ulga, gdy okazuje się, że Taemin czeka na Minho, że wciąż żyje. Nie wiem, czy rozumiesz, mam wrażenie, że się motam. W ogóle, to zdanie – „każda kolejna sekunda może położyć wstęgę wieczności między nim a Taeminem.” – bardzo mi się spodobało, tak trafnie ukazuje podział na żywych i umarłych; przejście właśnie do wieczności a ulotne życie.
    Pytanie Taemina w kontekście całego rozdziału, w kontekście opowiadania w ogóle, jest przesiąknięte desperacją. Jest naiwne, tak, ale też dziwnie złowrogie. Zamieszkanie na zamkniętym dziedzińcu w zamkniętym mieście, jest to odrobinę ironiczne; izolacja od izolacji? Ich własny mały kawałek świata, gdzie być może chociaż część prostych marzeń Taemina z poprzedniego rozdziału mogłaby się spełnić. Jednak, te słowa jakoś pokrętnie zarówno pasują do Taemina, jak i nie; sama nie wiem do końca, jak to ocenić. Po prostu z jednej strony wydaje się być on na nie zbyt dojrzały, zaś z drugiej, właśnie przez tę jego dojrzałość to marzenie jakoś wpisuje się w postać, w jej charakter. Ojej, ale motam ><’’ No ale cóż, może rozumiesz. Taemin szuka schronienia w gwiazdach, w niebie, a Minho już czuje niepokój owijający się wokół serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Widziałem dzisiaj śmierć” – teoretycznie nie powinno być to dla niego tak traumatyczne doświadczenie w skażonym mieście, jednak sytuacja jest inna, gdy śmierć jest wszędzie, ale nie dotyka go osobiście. Gdy natomiast widzi to na własne oczy, czuje ten lodowaty powiew, wszystko się zmienia. Zwłaszcza, gdy dotyczy to dziecka, w którego jakby istnienie wpisana jest niewinność (tak, pobrzmiewają mi tutaj echa „Dżumy”). Minho chce chyba sam sobie wmówić, że będzie dobrze, to tak naiwne i irytujące słowa pocieszenia… Taemin jednak dalej szuka azylu. Ta śmierć przepełniła czarę goryczy, chociaż do tej pory był on silny. Reaguje on w sposób jednocześnie inny i podobny do Key. Wydaje się jednak być bardziej złamany niż Kibum, stąd ta desperacja w słowach i czynach. Obaj mają świadomość, co nadchodzi, ale Minho nie chce, by słowa wypowiedziane na głos stały się prawdą. Taemin w jakiś sposób jest z tym pogodzony, właśnie dlatego przychodzi. Racjonalność gubi się gdzieś w desperacji, w miłości, pożądaniu. To wszystko stanowi w tym rozdziale mieszanką naprawdę zwalającą z nóg. W tym momencie nie mam nadziei, ale wiem, że za moment pojawi się jakiś jej marny błysk. To jest najbardziej, hm, sadystyczne? (NIE ZROZUM MNIE ŹLE) z Twojej strony. To dawanie nadziei i odbieranie jej w kilka sekund później, zanim jeszcze do końca poczuję jej smak. Ale to tylko uwypukla tragizm, dramatyzm. Pozwala namacalnie poczuć desperację, jaka nimi miota.
      Okej, mamo, doskonale wiesz, że nie umiem komentować smutów. Cieszę się, że wciąż pozostaje on utrzymany w tej konwencji, którą chyba obie lubimy. Co najbardziej mnie tu uderza, to owa desperacja Taemina, obecna w każdym słowie, każdym geście, właściwie w każdym oddechu, o łzach nie wspominając. Sprawia ona, że scena, która jest piękna, jest taką w jakby… niebezpieczny sposób. Nie możemy wiedzieć, jakie zakończenie będzie miała ich historia. Chociaż Taemin wypowiada – tym razem do Minho – swoje marzenia, co daje pewną nadzieję, to jednak ta rozpacz… ta burza, wydająca się tak znacząca, zwiększająca napięcie. Bardzo podoba mi się ten fragment – „Kolejny łańcuch gorących pocałunków naznaczył usta niewerbalnymi zapewnieniami. „Jestem” – zdawały się mówić wargi. „Kocham” – szeptały splecione języki. „Nie zapomnę” – obiecywały przepływające z ust do ust oddechy.” Dosłownie jest to mowa ciała, gdy słowa wydają się być zbyt puste w tej trudnej chwili. Bolesne w historii Taemina i Minho jest właśnie ta desperacja, to, jak krótko trwało to uczucie, to, że niekoniecznie dajesz nam, jako czytelnikom nadzieję – nawet w nielicznych pogodnych momentach wisi nad nami widmo katastrofy.
      Ale jednak znów mam nadzieję, gdy cień gorączki znika z twarzy Taemina, a raczej dzielę tę nadzieję z Minho. To cicha spokojna scena. Znów mam wrażenie, że Taemin… chciał postąpić w imię Non omnis moriar – życie chociaż we wzpomieniach Minho. Starszy próbuje przekonać ukochanego do ucieczki. Taemin zgadza się; jakoś to nie pasuje nam do jego niezachwianej postawy. Jednak, możemy się cieszyć – zgodził się, czyli jest szansa na ratunek! Może się uda! (Właśnie włączyło mi się Monster BB, wyczuwam rozklejenie się, nienawidzę Cię :’)). Jednak dalej, to zagadkowe zachowanie Taemina… i znów nie jestem niczego pewna. Wolę mieć nadzieję, ale…?

      Usuń
    2. Jak gdyby nie dość było łamiących serce scen w tym rozdziale, znów pojawia się Jinki, ukrywający pawdę przed samym sobą, ciągle wypierający ją z umysłu; świadomy, jakim piętnem na duszy to skutkuje. Podoba mi się, że znów przywołujesz motyw domku z kart. Wydaje mi się, że całe to życie Onew opiera się właśnie na czymś takim – załamania i ciągły powrót do pracy; jak praca mitologicznego Syzyfa. Moje pytanie brzmi – czy ty sadystko nie masz serca, że tak męczysz tę postać? Łamie mi to serce (wcale nie zabiłam kilka razy Jinkiego w angstach…). Ale rozumiesz, po prostu wciąż męczy mnie ten dramatyzm jego losu w cieniu własnych uczuć, gdy są one jednocześnie czymś, co napędza go do działania i czymś, co podcina skrzydła. Jest to okrutnie bolesne, po prostu. Nie zrozum mnie źle, mistrzowsko to opisujesz, i doskonale się to wpasowuje w klimat. Po prostu – boli.
      To, jak Minho próbuje wpłynąć na Jinkiego jest w zasadzie szantażem emocjonalnym. Jednak, skutecznym. Trudno, żeby taki argument nie zadziałał na osobie, która zna gorycz samotnego uczucia, niespełnionej miłości. Dlatego Jinki ulega, wbrew sobie. O, i tutaj właśnie jest ten moment, przepełniony nadzieją, kiedy ufasz, że BYĆ MOŻE SIĘ UDA. A potem… rozlega się strzał, i pozostaje tylko straszna świadomość, że tej tragedii nie dało się uniknąć.
      Boli mnie to opowiadanie, a już za tydzień po raz kolejny, i kolejny złamiesz mi serce.
      Podsumowując, pisałam to już wcześniej. Kolokwialnie rzecz ujmując, ten rozdział to prawdziwy rollercoaster emocjonalny; przeplata się nadzieja i rozpacz, nie ma stanów pośrednich. Ale jest to naprawdę genialne, i przestań mówić, że nie.

      Usuń
  6. A JongKey?
    Szczerze mówiąc (pisząc*) to myślałam, że Minnie zachoruje, ale został jeden rozdział, więc CHYBA nie... Zaraz się przekonam.
    PS. Czemu kończysz?!

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams