Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, fluff, Taemin POV
Długość: miniaturka
Krople deszczu kapią, kap kap, moczą ziemię i ludzi, kiedy obserwuję świat w połowie przesłonięty zielonym materiałem parasola. Schowany pod jego bezpieczną kopułą, zasłuchuję się w hipnotyzujący szum, wszechobecną piosenkę, która jednostajną melodią wypełnia uszy, która zimnym dotykiem zakrada się na twarz.
Dziwny jest świat, który obserwuję spod zielonej osłony mojego parasola. Ze zmarszczonymi brwiami patrzę na szarość deszczowego dnia, która usiłuje zagarnąć kontury mijających mnie postaci, nałożyć na ich twarze smutną maskę. Kilkukrotnie mrugam powiekami, z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że i mnie powoli dosięga ten bezbarwny wirus. Czy moja twarz też straci kolory, jeśli pozwolę temu dniu zagarnąć moje myśli?
Gwałtownie kręcę głową, pospiesznie odpychając od siebie taką perspektywę. Szukam sposobu, żeby zapełnić mijające w szumnej ciszy minuty. Minuty, które wydają się być dłuższe z każdą opadającą w samotności niebiańską łzą. Mocniej zaciskam dłonie na drewnianej rączce parasola, i nieco go przechylam, tym samym znów malując zbyt smutne powietrze oszałamiająco świeżą, wiosenną barwą.
Wszystko jest inne, kiedy obserwuję szary świat, ozdobiony bijącą znad mojej głowy zielenią. Krople deszczu nie są tak przygnębiające, jak jeszcze chwilę temu. Wyglądają niczym drobne, lśniące perełki, które gromadzą się na krawędzi materiału, by chwilę potem oderwać się od jego powierzchni, rozpocząć swój heroiczny lot ku ziemi. Światło szaro-zielonego dnia zdaje się chwytać te błyszczące kulki w powietrzu, na moment krótszy niż mrugnięcie powiekami zaszczepiać w nich swoją niewymuszoną szlachetność, by zaraz, równie szybko, puścić je w dalszą drogę, pozwolić im spełnić się jako część chlupoczących w nierównościach chodnika kałuż.
Krople deszczu uderzają, pac pac, udają mechanizm zegarka, odmierzając kolejne samotne chwile. Ta wilgotna muzyka z każdą sekundą coraz bardziej mnie rozstraja. Przypomina mi, jak długo już czekam. Jak długo stoję w ulewie, niepewny czy przyniesie to jakikolwiek skutek. Spadające z nieba igły przecinają krajobraz, jakby chciały swoją wilgotną nitką na nowo utkać strukturę świata. Pośród tych szumiących perłowym śmiechem punkcików wody, gubię moje myśli. Coraz trudniej oddzielić mi jedną od drugiej, każda z nich nasiąka milionem deszczowych tonów, i raz wypuszczona w ten szary świat, nie potrafi już do mnie wrócić. Dobrze mi, kiedy myśli zatapiają się w sadzawce powietrza. Z lekkością biorę każdy kolejny, wypełniający płuca świeżością oddech.
I czekam, czekam, czekam. A czekając, zastanawiam się, czy moja rozmazana sylwetka jest jeszcze w ogóle widoczna pośród rozmycia świata. Może wsiąknąłem już zbyt wiele szarości? Może zbyt ciężko mnie dostrzec z daleka? Pod wpływem tych niewygodnych myśli przestępuję parę chlupoczących kroków. Czy to możliwe, że zostanę przegapiony? Że krople tego deszczowego dnia mnie zgubiły?
Znów poprawiam drewnianą rączkę, którą wspieram na prawym ramieniu. Dla przypływu pewności siebie, kręcę parasolką kilkukrotnie, to w jedną, to w drugą stronę. Szaro-zielony świat wiruje wokół mnie, kiedy z fascynacją obserwuję jak kolejne perłowe kropelki odrywają się od krawędzi materiału, pstrzą powietrze swoją obecnością. Bezbarwność miesza się z kolorem mojej parasolki, a ten nowy, niesprecyzowany odcień życia wypełnia niepewne spojrzenie, maluje trzepoczące strachliwie serce.
- Nie sądzisz, że ten parasol jest za duży dla jednej osoby? – Niski głos wyrywa mnie z zamyślenia, jednocześnie odbierając znaczenie kroplom deszczu. Sprowadzając cały ten szaro-zielony świat na drugi plan, stanowiący jedynie tło dla czającego się w ciemnych oczach uśmiechu.
- Hyung… jednak przyszedłeś – mówię drżącym głosem, pozwalając wysokiemu brunetowi przejąć drewnianą rączkę parasola. Chłopak unosi brwi, akcentując zdziwienie moimi słowami.
- Oczywiście, że przyszedłem. Umówiliśmy się, prawda? – stwierdza, a moje serce znów kwitnie najdziwniejszymi barwami, jakby nie mogąc tak łatwo uwierzyć w ten absurdalnie jasny uśmiech, odznaczający się pośród powszechnej szarości.
- T-tak… - udaje mi się wydukać, choć poszczególne głoski giną pośród fal rozchodzącego się po ciele ciepła, tak niedorzecznego wobec tego zimnego, wilgotnego dnia.
- Kto by pomyślał, że nasza pierwsza randka będzie taka deszczowa. – Słowa lekko opuszczają usta bruneta, lawirują pośród wszechobecnych, lśniących perełek wody, trafiają mnie prosto w serce, uniemożliwiając zaczerpnięcie oddechu.
- Randka…? – pytam cicho, nie będąc w stanie zapanować nad drżeniem wciśniętych w kieszenie bluzy dłoni. Kolejne świetliste spojrzenie do reszty odbiera mi zdolność mówienia.
- Wyglądasz, jakbyś wciąż nie wierzył... - stwierdza chłopak, z rozbawieniem patrząc na moją minę. Obserwuję jak nagły cień powagi nieco przyćmiewa jego uśmiech. - Cóż, może nie przywitałem się z tobą w odpowiedni sposób - mówi, nieco nerwowym gestem drapiąc się w tył głowy. Następne rzucone mi spojrzenie barwione jest nutką deszczowej zieleni. Nie jestem w stanie choćby drgnąć, kiedy chłopak pochyla się i całuje moje usta. Jego delikatny dotyk wywołuje dreszcze, a pod moimi przymkniętymi powiekami maluje się cały nowy świat.
Krople deszczu dudnią, dum dum, naśladując moje hałasujące serce. Powietrze lśni, śpiewa, świętuje ten absurdalnie szary dzień. Niesamowity jest świat, który maluje się tuż za granicą mojego zielonego parasola. Jego wiosenna barwa ozdabia nasze twarze i splecione dłonie. Kryje rozkochane spojrzenia pośród kolejnych lśniących, zielonych perełek.
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, fluff, Taemin POV
Długość: miniaturka
~*~
Krople deszczu kapią, kap kap, moczą ziemię i ludzi, kiedy obserwuję świat w połowie przesłonięty zielonym materiałem parasola. Schowany pod jego bezpieczną kopułą, zasłuchuję się w hipnotyzujący szum, wszechobecną piosenkę, która jednostajną melodią wypełnia uszy, która zimnym dotykiem zakrada się na twarz.
Dziwny jest świat, który obserwuję spod zielonej osłony mojego parasola. Ze zmarszczonymi brwiami patrzę na szarość deszczowego dnia, która usiłuje zagarnąć kontury mijających mnie postaci, nałożyć na ich twarze smutną maskę. Kilkukrotnie mrugam powiekami, z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że i mnie powoli dosięga ten bezbarwny wirus. Czy moja twarz też straci kolory, jeśli pozwolę temu dniu zagarnąć moje myśli?
Gwałtownie kręcę głową, pospiesznie odpychając od siebie taką perspektywę. Szukam sposobu, żeby zapełnić mijające w szumnej ciszy minuty. Minuty, które wydają się być dłuższe z każdą opadającą w samotności niebiańską łzą. Mocniej zaciskam dłonie na drewnianej rączce parasola, i nieco go przechylam, tym samym znów malując zbyt smutne powietrze oszałamiająco świeżą, wiosenną barwą.
Wszystko jest inne, kiedy obserwuję szary świat, ozdobiony bijącą znad mojej głowy zielenią. Krople deszczu nie są tak przygnębiające, jak jeszcze chwilę temu. Wyglądają niczym drobne, lśniące perełki, które gromadzą się na krawędzi materiału, by chwilę potem oderwać się od jego powierzchni, rozpocząć swój heroiczny lot ku ziemi. Światło szaro-zielonego dnia zdaje się chwytać te błyszczące kulki w powietrzu, na moment krótszy niż mrugnięcie powiekami zaszczepiać w nich swoją niewymuszoną szlachetność, by zaraz, równie szybko, puścić je w dalszą drogę, pozwolić im spełnić się jako część chlupoczących w nierównościach chodnika kałuż.
Krople deszczu uderzają, pac pac, udają mechanizm zegarka, odmierzając kolejne samotne chwile. Ta wilgotna muzyka z każdą sekundą coraz bardziej mnie rozstraja. Przypomina mi, jak długo już czekam. Jak długo stoję w ulewie, niepewny czy przyniesie to jakikolwiek skutek. Spadające z nieba igły przecinają krajobraz, jakby chciały swoją wilgotną nitką na nowo utkać strukturę świata. Pośród tych szumiących perłowym śmiechem punkcików wody, gubię moje myśli. Coraz trudniej oddzielić mi jedną od drugiej, każda z nich nasiąka milionem deszczowych tonów, i raz wypuszczona w ten szary świat, nie potrafi już do mnie wrócić. Dobrze mi, kiedy myśli zatapiają się w sadzawce powietrza. Z lekkością biorę każdy kolejny, wypełniający płuca świeżością oddech.
I czekam, czekam, czekam. A czekając, zastanawiam się, czy moja rozmazana sylwetka jest jeszcze w ogóle widoczna pośród rozmycia świata. Może wsiąknąłem już zbyt wiele szarości? Może zbyt ciężko mnie dostrzec z daleka? Pod wpływem tych niewygodnych myśli przestępuję parę chlupoczących kroków. Czy to możliwe, że zostanę przegapiony? Że krople tego deszczowego dnia mnie zgubiły?
Znów poprawiam drewnianą rączkę, którą wspieram na prawym ramieniu. Dla przypływu pewności siebie, kręcę parasolką kilkukrotnie, to w jedną, to w drugą stronę. Szaro-zielony świat wiruje wokół mnie, kiedy z fascynacją obserwuję jak kolejne perłowe kropelki odrywają się od krawędzi materiału, pstrzą powietrze swoją obecnością. Bezbarwność miesza się z kolorem mojej parasolki, a ten nowy, niesprecyzowany odcień życia wypełnia niepewne spojrzenie, maluje trzepoczące strachliwie serce.
- Nie sądzisz, że ten parasol jest za duży dla jednej osoby? – Niski głos wyrywa mnie z zamyślenia, jednocześnie odbierając znaczenie kroplom deszczu. Sprowadzając cały ten szaro-zielony świat na drugi plan, stanowiący jedynie tło dla czającego się w ciemnych oczach uśmiechu.
- Hyung… jednak przyszedłeś – mówię drżącym głosem, pozwalając wysokiemu brunetowi przejąć drewnianą rączkę parasola. Chłopak unosi brwi, akcentując zdziwienie moimi słowami.
- Oczywiście, że przyszedłem. Umówiliśmy się, prawda? – stwierdza, a moje serce znów kwitnie najdziwniejszymi barwami, jakby nie mogąc tak łatwo uwierzyć w ten absurdalnie jasny uśmiech, odznaczający się pośród powszechnej szarości.
- T-tak… - udaje mi się wydukać, choć poszczególne głoski giną pośród fal rozchodzącego się po ciele ciepła, tak niedorzecznego wobec tego zimnego, wilgotnego dnia.
- Kto by pomyślał, że nasza pierwsza randka będzie taka deszczowa. – Słowa lekko opuszczają usta bruneta, lawirują pośród wszechobecnych, lśniących perełek wody, trafiają mnie prosto w serce, uniemożliwiając zaczerpnięcie oddechu.
- Randka…? – pytam cicho, nie będąc w stanie zapanować nad drżeniem wciśniętych w kieszenie bluzy dłoni. Kolejne świetliste spojrzenie do reszty odbiera mi zdolność mówienia.
- Wyglądasz, jakbyś wciąż nie wierzył... - stwierdza chłopak, z rozbawieniem patrząc na moją minę. Obserwuję jak nagły cień powagi nieco przyćmiewa jego uśmiech. - Cóż, może nie przywitałem się z tobą w odpowiedni sposób - mówi, nieco nerwowym gestem drapiąc się w tył głowy. Następne rzucone mi spojrzenie barwione jest nutką deszczowej zieleni. Nie jestem w stanie choćby drgnąć, kiedy chłopak pochyla się i całuje moje usta. Jego delikatny dotyk wywołuje dreszcze, a pod moimi przymkniętymi powiekami maluje się cały nowy świat.
Krople deszczu dudnią, dum dum, naśladując moje hałasujące serce. Powietrze lśni, śpiewa, świętuje ten absurdalnie szary dzień. Niesamowity jest świat, który maluje się tuż za granicą mojego zielonego parasola. Jego wiosenna barwa ozdabia nasze twarze i splecione dłonie. Kryje rozkochane spojrzenia pośród kolejnych lśniących, zielonych perełek.
~*~
Takie małe coś, wymyślone parę dni temu, podczas spaceru z parasolem >.< Nieco już zatraciłam pierwotny zamysł, nie wiem ile w tym sensu ;-;
Ostatnio dużo jeździłam pociągami, a pociągi mają to do siebie, że dobrze mi się w nich myśli i pisze. Dlatego mam jeszcze dwie miniaturki, które może za jakiś czas się tu pojawią (wiem, wiem, znów miniaturki ;; przepraszam, nie mam siły na długie opowiadania obecnie ;;). Wiem, że ten parasol na zdjęciu jest tylko w pewnym stopniu zielony, ale nie mogłam znaleźć nic lepszego, możecie mi pomóc, jak ktoś ma coś odpowiedniejszego xD
Ostatnio dużo jeździłam pociągami, a pociągi mają to do siebie, że dobrze mi się w nich myśli i pisze. Dlatego mam jeszcze dwie miniaturki, które może za jakiś czas się tu pojawią (wiem, wiem, znów miniaturki ;; przepraszam, nie mam siły na długie opowiadania obecnie ;;). Wiem, że ten parasol na zdjęciu jest tylko w pewnym stopniu zielony, ale nie mogłam znaleźć nic lepszego, możecie mi pomóc, jak ktoś ma coś odpowiedniejszego xD
Btw. Był ktoś dzisiaj na zlocie w Krakowie? Jak wrażenia? :D
Ps. To osiemdziesiąty post na Suna no Oshiro, yey~~! Ciężko uwierzyć, że napisałam tak wiele tekstów (ale odejmijmy kilka notek organizacyjnych)... cóż, hwaiting, obyście dalej ze mną wytrzymywali ^^
Ps. To osiemdziesiąty post na Suna no Oshiro, yey~~! Ciężko uwierzyć, że napisałam tak wiele tekstów (ale odejmijmy kilka notek organizacyjnych)... cóż, hwaiting, obyście dalej ze mną wytrzymywali ^^
Podoba mi się ta miniaturka ;3
OdpowiedzUsuńI taki uroczy kiss pod parasolem :D
A opis świata jaki widzi Taemin jest miodzio
http://cnbluestory.blogspot.com/
Dzięki~~
UsuńMatko kochana, tak się wzruszyłam, że aż łza mi się na rzęsie trzęsie O.o
OdpowiedzUsuńWspominałam kiedyś, że uwielbiam twoje opisy?
Zapewne tak, dlatego powiem to jeszcze raz.
Kocham sposób w jaki opisujesz świat.
No i Tae pod parasolem... cnjhscaksx
Teraz pozostało mi tylko kupić zielony parasol i czekać na deszcz...
<3
Mój parasol nie jest zielony, tylko fioletowy, ale przemilczmy to xDDD Dzięki za komentarz ^^
UsuńTak poza tym, zmieniłam adres bloga
Usuńhttp://makeeitshinee.blogspot.com/?m=1
Jeśli mam być szczera - nie mam pojęcia, jak to skomentować. XD Poważnie, siedzę i usiłuję coś wymyślić, a nic mi nie przychodzi do głowy poza tym, że mi się podobało. O, ciekawy sposób postrzegania świata ma Tae Min. I miniaturka dała mi natchnienie, o. Tylko najwyraźniej moja kreatywność podupada. ._.
OdpowiedzUsuńWiele osób mi to mówi, że nie ma wiele do powiedzenia pod moimi miniaturkami, bo takie krótkie, cóż >.< (prócz Ame, ona nawet pod miniaturką potrafi walnąć dwuczęściowym komentarzem xDD <3)
UsuńJak to twoja kreatywność pod upada ?_?
Dzięki za komentarz ~~<3
To nawet nie chodzi o to, że krótkie. Czasami krótkie opowiadanie jest bardziej treściwe. Wiesz - otwarte zakończenie, wiele niewyjaśnionych wątków (Jak się poznali? Kto kogo na randkę zaprosił? Jak to między nami było?), które można sobie samemu dopisać. Ale ciężko mi dobrać odpowiednie słowa, żebym opisała to, co czuję, o. Może w ten sposób.
UsuńNie wiem. D: Ciężko mi sklecić coś z czego byłabym zadowolona. A co gorsza pomysły kłębią się tak, że aż mam zaplanowaną partówkę, ale wiesz, tak porządnie zaplanowaną!
Ależ proszę Cię bardzo! Zawsze do usług. :D
Jestem. *pada na kolana* Przepraszam, że mnie tutaj tak długo nie było, nie uwierzysz, jak stęskniłam się za Suna no Oshiro przez ten czas, ale nie chciałam wchodzić, czytać i nie komentować, bo wtedy komentuje mi się trudniej, a nie miałam siły na komentarze, dlatego dopiero teraz, przepraszam.
OdpowiedzUsuńCzy ty wiesz, że tą miniaturką zaspokoiłaś moje pragnienie dobrego 2mina? To jest takie małe, idealne coś, piękne, dsjasfjdskhfjad, genialne.
Pod miniaturką piszesz, że parasol na zdjęciu nie jest tak zielony, jak powinien, ale jak patrzę na to zdjęcie, to widzę, jak ta zieleń ucieka z parasola i zieleni wszystko wokół.
To prawda, że w deszczowej pogodzie jest coś, co skłania do melancholii, ale Taemin próbuje się przed tym bronić, a co lepiej chroni przed deszczem niż parasol. Zieleń parasola miesza się z szarością deszczowego świata, zamienia krople deszczu w kamienie szlachetne *~~~* Ale Taemin nie wyszedł po prostu na spacer, on czeka, podoba mi się jego strach przed tym rozmyciem w deszczu, przed takim byciem niezauważonym pośrodku deszczowej szarości. I w końcu przychodzi Minho, jdsfhajkhafddhds, w jakiś sposób rozświetla ten szary świat. Sprawia, że deszcz przestaje być istotny *~~~* I ten deszczowy pocałunek, djsakfjssdjkadsja, czy ja mogę umrzeć?
'Krople deszczu uderzają, pac pac, udają mechanizm zegarka, odmierzając kolejne samotne chwile.' Krople deszczu odmierzające czas oczekiwania na ukochaną osobę, omg, naprawdę czy mogę umrzeć?
Cały ostatni akapit mnie zabija. Bardzo. Zresztą całe opowiadanie. Stęskniłam się za twoimi miniaturkami, ogólnie za pisaniem, czekam na te dwie następne. Dobra, kończę zanim to, co pisze zmieni się w całkowity bełkot.