16.10.2015

Sagi: ~V~



- No więc…? – zapytałem, unosząc brwi, kiedy Taemin wreszcie raczył wyjść z łazienki i zaszczycić własny salon swoją obecnością. Kiedy pół godziny wcześniej zostałem powiadomiony o pilnej potrzebie spotkania, porzuciłem wątpliwą przyjemność płynącą z rozwieszania prania, i czym prędzej przybyłem do mieszkania na poddaszu.  Sądziłem, że Lee miał do mnie jakąś ważną sprawę, skoro zdecydował się mnie wezwać. Zastałem jednak gospodarza jak gdyby nigdy nic biorącego prysznic. Wobec takiej jawnej ignorancji powinienem był po prostu opuścić mieszkanie bez słowa. Zamiast tego, mimo wszystko kierowany ciekawością, usadowiłem się na krześle przy oknie, obserwując toczące się w dole miejskie życie, czekając aż Taemin wreszcie się umyje.

Choć samo miejsce zakwaterowania mojego wspólnika było wątpliwe, to musiałem przyznać, że nie mógł narzekać na brak widoków. Otwarte przeze mnie na oścież okno wpuszczało do małego pomieszczenia mieszankę porannego, otrzeźwiającego powietrza i bladego światła budzącego się dnia. Z pewną dozą rozbawienia śledziłem spojrzeniem przemieszczających się po chodnikach ludzi, dziwnie pospolitych, śmiesznie przykutych do ziemi swoimi codziennymi sprawami. Jakże nudne musiało być ich zamknięte w kolejnych bezbarwnych godzinach życie. Nie zazdrościłem im. Cieszyłem się całym sercem, że mnie samego spotkał odmienny los, że dane mi było co noc zarabiać na szaleństwach i wygłupach. A wszystko zawdzięczałem temu pokręconemu chłopakowi.

Oderwałem wzrok od okna, mierząc spojrzeniem stojącego w progu Taemina. Mimo świeżo umytych włosów i luźnej koszuli, odcinającej się nieco jaśniejszą bielą niż jego pozbawione makijażu policzki, chłopak wyglądał na okropnie zmęczonego. Przeszło mi przez myśl, że prawdopodobnie przez całą noc pracował, stąd jego pilna potrzeba odświeżenia się. Naraz cała irytacja wywołana jego brakiem należytej gościnności wyparowała pod wpływem szczerego współczucia dla tych ciemnych kręgów pod jego oczami, dla nieco zbyt przygarbionych pleców. Jednocześnie z rozbawieniem doszedłem do wniosku, że dość szybko zacząłem w myślach nazywać zajęcie Taemina pracą i tak też je traktować. Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach nazwałby chłopaka po prostu złodziejem, bo nim był. Mimo to nie potrafiłem w żaden sposób stanąć po stronie okradanych przez niego bogaczy, którzy prawdopodobnie nie byli nawet w stanie policzyć znajdujących się w ich portfelach banknotów, bo było ich zbyt wiele. Taka kradzież, w moich oczach pozbawiona strony poszkodowanej, nie robiła na mnie negatywnego wrażenia, wręcz przeciwnie. Gdyby tylko Taemin rozdawał zdobyte pieniądze biednym, mógłby aspirować na miano Robin Hooda… Aczkolwiek wtedy musiałby przywdziać ten zabawny, zielony kapelusz, w którym pewnie i tak wyglądałby niepokojąco ślicznie.

Pokręciłem głową, odganiając wędrujące na dziwne tory myśli, i skupiłem spojrzenie na Lee, który z poważną miną przeszedł przez pokój i zasiadł na krześle naprzeciwko mnie, swoim zwyczajem kładąc brodę na jego drewnianym oparciu.

- Po co chciałeś się spotkać? – zapytałem, nawet nie zaprzątając już sobie głowy zrobieniem mu wyrzutów co do tego półgodzinnego opóźnienia. Zbyt wielką ciekawość wzbudziło we mnie jego niepokojąco intensywne spojrzenie. Coś było na rzeczy, mogłem to stwierdzić po migoczących niecodziennie oczach. Zadziwiał mnie fakt, jak wiele umiałem wyczytać z twarzy Lee, jednocześnie nie wiedząc o jego prywatnym życiu prawie nic. Tym razem Taemin wyglądał jak drapieżnik, który właśnie namierzył ofiarę. Moje przypuszczenia potwierdził błąkający się w zakrzywieniu ust, szelmowski uśmiech.

- Panie Choi, mamy go – powiedział pełnym triumfu tonem, a ja uniosłem pytająco brwi, nie będąc pewny o czym chłopak mówi. – Znalazłem prostszy sposób, żeby uzyskać dostęp do Kim Jonghyuna i jego siostry – wyjaśnił z iście diabelskim błyskiem w oku. Powstrzymałem się od głośnego wypuszczenia powietrza z płuc. Obawiałem się, że to spotkanie może dotyczyć właśnie niewygodnego dla mnie tematu. Czasem miałem ochotę szczerze powiedzieć Taeminowi, że jego plan przestał mnie interesować, że nie widzę w nim większego sensu, bo żyje mi się dobrze, a dalsze szukanie kłopotów jest zbędne. Szczerość uniemożliwiał mi jednak pełen zadowolenia uśmiech chłopaka i czysta radość igrająca w ciemnych tęczówkach. Z całą świadomością irracjonalności mojej postawy wiedziałem, że nie chcę go zawieźć. Zapewne nazwałby mnie tchórzem i wyrzucił ze swojego mieszkania, w ten sposób kończąc tę najciekawszą w całym moim życiu znajomość. Nie, umowa to umowa. Nie mogłem tak po prostu się wycofać.

Zmarszczyłem brwi, starając się wyglądać na żywo zainteresowanego owym sposobem. Póki cały nasz plan polegał na codziennym wygrywaniu wielkich pieniędzy w kasynie, wszystko szło jak po maśle. Naraz zacząłem jednak niejako obawiać się, co też Taemin wymyślił tym razem. Chłopak uśmiechnął się promiennie, przeczesując mokre kosmyki włosów dłonią. Światło słoneczne, wpadające tu przez otwarte okno, zaczęło figlarnie migotać na ich powierzchni, niczym miedziana farba.

- Panie Choi, chyba musi pan zaprosić Sagi na bal – oznajmił w końcu chłopak, uśmiechając się zalotnie, co wyglądało z jednej strony zabawnie, kiedy był pozbawiony przebrania, z drugiej jednak strony – wciąż urzekająco, co wcale mi się nie spodobało, bo nie chciałem dostać kolejnego napadu bezsensu, tym razem nie mogąc wytłumaczyć go obecnością Sagi.

- Bal? – zapytałem, krzyżując ramiona na piersi, i starając się wytrzymać rozentuzjazmowane spojrzenie mojego towarzysza. Ten przez chwilę jeszcze uśmiechał się tajemniczo, w końcu jednak przywołał na twarz poważną minę.

- Będą tam wszystkie grube ryby, z naszym ulubionym dupkiem na czele – oznajmił kąśliwym tonem. – To idealna okazja, żeby spotkać się z nim w cztery oczy, nie mówiąc już o Sodam – dodał, spoglądając na mnie znacząco, co wcale nie przypadło mi do gustu.

- A jak się tam dostaniemy? – zapytałem, łapiąc się ostatniej przychodzącej mi do głowy myśli. Na próżno. Taemin uśmiechnął się z wyższością na te słowa, po czym sięgnął na swoje kryjące wszelkie sekrety biurko i wygrzebał z niego dwie bogato zdobione koperty.

- Myślisz, że co robiłem ostatniej nocy, kiedy ty w najlepsze śniłeś o Bóg wie czym? – zapytał retorycznie, machając mi papierem przed oczami. – Nie musisz mi dziękować – dodał prześmiewczo, wybitnie zadowolony z siebie, po czym z powrotem odłożył koperty na biurko. – Moja sukienka już się szyje, pozostaje kwestia twojego ubioru – stwierdził, posyłając mi pytające spojrzenie.

- Coś wymyślę… - mruknąłem od niechcenia, na powrót zwracając wzrok ku oknu. Klejnot mozaiki dachów stanowił gmach teatru, majaczący w oddali, ale mimo to wyraźnie rozpoznawalny dla oczu, które wpatrywały się weń miliony razy. Tak bardzo ciągnęło mnie do tego miejsca, w którym mógłbym spędzić resztę życia. Z zaskoczeniem doszedłem jednak do wniosku, że wciąż mimowolnie rozpamiętuję moją ostatnią wizytę w teatrze, tę w której uczestniczył również Taemin. To dziwne, ale w jego towarzystwie wszystko było jeszcze ciekawsze. Może po prostu dzielenie z kimś swojej pasji czyni ją żywszą i prawdziwszą, niż kiedy przeżywa się ją w pojedynkę.

- Jest jeszcze coś… - odezwał się Taemin, wyrywając mnie z zamyślenia, w które wpadłem pod wpływem jego niecodziennego milczenia. Dziwna doza nieśmiałości zawibrowała w tym wiecznie pewnym siebie i zuchwałym głosie, co zwróciło moją uwagę na tyle, że oderwałem spojrzenie od krainy swoich marzeń, żeby zwrócić je na mojego towarzysza. Zerknął na mnie przelotnie, ale zaraz spuścił wzrok, co było już wybitnie niepokojące.

- Co takiego? – zapytałem, usiłując nie okazać jak bardzo bawi mnie ta niewytłumaczalna nieśmiałość w jego postawie.

- Musisz najpierw nauczyć mnie tańczyć… - wypalił, starając się zabrzmieć tak samo zuchwale i władczo, jak zwykle. Uniosłem brwi, zszokowany.

- Ja? – zapytałem, wpatrując się weń wielkimi oczami. Do tej pory to on był tym, który musiał mnie szkolić, który pokazywał mi jak się zachowywać i co mówić. Ta nagła zamiana ról nieco zbiła mnie z tropu. Moment nieśmiałości minął jednak równie szybko, jak się pojawił, i Taemin wyrzucił ręce w powietrze, poirytowany.

- Zrobiłbyś coś pożytecznego, co? Ja załatwiłem bilety… – zakrzyknął, jakbym to ja był sprawcą jego niezbyt sprawnie ukrywanego zakłopotania. – Mam poprosić kogoś innego o pomoc? – zapytał, krzyżując ramiona na piersi. Przemknęło mi przez myśl, że jego słowa wcale nie brzmiały jak prośba, a raczej rozkaz.

- Ale… -zacząłem, szukając jakiegoś kontrargumentu. Jego słowa zaskoczyły mnie na tyle, że nie byłem pewien jak zareagować. Dodatkową dezorientację spowodował fakt, że to niecodzienne, żeby dżentelmen w wieku Taemina nie potrafił zatańczyć choćby walca, co przecież nie stanowiło wielkiej filozofii. Widać okoliczności w jakich dorastał nie sprzyjały rozwojowi tak prozaicznych dziedzin życia. Ten wniosek nieco mnie zabolał. Poddałem się mimowolnemu współczuciu dla trudnych warunków dorastania mojego towarzysza, o których zapewne nigdy nie powiedziałby mi wprost, zbyt zajęty kreowaniem swojego wizerunku niczym nie przejmującego się lekkoducha. Mimo wszystko perspektywa uczenia go tańca napełniała mnie dziwnym niepokojem o niesprecyzowanym źródle. – Nie jestem pewien czy… - zacząłem, ale Lee nie dał mi dokończyć.

- Czyli po prostu nie jesteś na tyle kompetentny… - stwierdził młodszy dobitnie, odchylając głowę do tyłu i przymykając powieki, w akcie zmęczenia. – A myślałem, że choć raz zrobisz coś dobrze… - mruknął, na co we mnie zawrzało, bo już wiedziałem, że po raz kolejny udało mu się mnie sprowokować. Nie mam pojęcia, jak to robił, że każdorazowo potrafił mnie podjeść, a ja wciąż wpadałem w jego sidła.

- Wstawaj – warknąłem, samemu zrywając się z miejsca i gwałtownie odsuwając krzesło na bok. Jedna z powiek Taemina uniosła się w górę, a na usta chłopaka wpłynął ten, tak dobrze mi znany, pełen triumfu uśmiech.

- Oho, pan Choi wkracza do akcji – zakpił, leniwie podnosząc się ze swojego krzesła, i również stawiając je pod ścianą. Zignorowałem jego kąśliwą uwagę, i przestąpiłem parę kroków w przód, zmniejszając dzielący nas dystans do odległości metra. Taemin w milczeniu obserwował każdy mój ruch, z mieszanką rozbawienia i żywej ciekawości w ciemnych oczach. To właśnie pod wpływem tego zbyt uważnego, w pełni na mnie skupionego spojrzenia, naraz zacząłem się stresować. To było głupie i bezsensowne, ale nie mogłem zaprzeczyć, że tempo bicia mojego serca niekontrolowanie wzrasta. Przełknąłem ślinę, i odchrząknąłem nerwowo, spuszczając wzrok, uciekając od tej pary migdałowych oczu.

- W zasadzie to nic trudnego – powiedziałem w końcu, czując jak cały wizerunek stanowczego i wkurzonego mnie, rozmywa się pod wpływem nieznacznego drżenia mojego głosu.

- Wiem, że to nic trudnego! – zirytował się Taemin, i nawet na niego nie patrząc wiedziałem, że właśnie wywraca oczami. – Po prostu potrzebuję kogoś, kto mi pokaże kroki… - dodał w ramach usprawiedliwienia, a ja zacisnąłem rękę w pięść, po chwili znów ją rozprostowując, nie mogąc zadecydować, co powinienem właściwie teraz zrobić.

- Więc… - zacząłem, ale zaraz znów się zaciąłem, co tylko dodatkowo rozjuszyło mojego towarzysza.

- Kładę ręce tu – powiedział, samemu przejmując inicjatywę, obejmując moją szyję ramionami, spoglądając na mnie ponaglająco. – A ty tam – dodał, wskazując własne biodra, a ja posłusznie wykonałem polecenie. - Co dalej, panie nauczycielu? – zapytał, znów wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie. Czułem się okropnie, niemal tak źle, jak tamtego wieczora, podczas kolacji z Kibumem. Tym razem jednak, nie mogłem wytłumaczyć mojej dziwnej reakcji magnetyzmem, wpisującym się w postać Sagi. Tym razem miałem przed sobą Lee Taemina w luźnej koszuli i pozostawionych w nieładzie, wilgotnych włosach, które, nieczesane, wyglądały jak po spotkaniu z wichurą. Tym razem nie było woni perfum, jedynie pospolitość zapachu mydła, przemieszanego z trzeźwością poranka. Tym razem nie grałem zakochanego idioty, tylko udzielałem darmowych korepetycji z tańca. A mimo to z każdą sekundą czułem się coraz gorzej. Taemin nie spuszczał ze mnie wzroku, nie pozwalał odetchnąć, co z kolei prowadziło do niemożności zebrania przeze mnie myśli. Z tego też powodu, potrzebowałem dobrej minuty, zanim udało mi się coś z siebie wykrztusić.

- Dalej… - zacząłem, uważnie omijając przyprawiające o dreszcze spojrzenie Lee - …robisz krok w tę stronę – powiedziałem, demonstrując, czekając aż Taemin pójdzie w moje ślady. Chłopak posłusznie powtórzył mój ruch, dodatkowo zaprawiając go jakąś wrodzoną gracją, która mnie nie była dostępna. Kolejny krok wykonał równie dokładnie, zaskakując mnie głębokim skupieniem wypisanym w zmarszczeniu brwi, cichym entuzjazmem zaszyfrowanym w zakrzywieniu ust.

- I jak mi idzie? – zapytał, chyba tylko po to, żeby wypełnić dziwną ciszę, otaczającą naszą dwójkę. Ciszę niewygodną i niewłaściwą, która w pewien sposób mi wadziła, stanowiąc niepokojącą alternatywę dla wiecznych wzajemnych docinek, którymi przeważnie umilaliśmy sobie czas.

- Świetnie – odparłem nieco zachrypniętym głosem, usiłując nie dopuścić do siebie szalejących w głowie dźwięków alarmowych, ostrzegających mnie o moim własnym stanie. Było źle, a ja w żaden sposób nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć. Czułem się, jakbym przeżywał zauroczenie Sagi na nowo, tyle że ubarwione o twardość charakteru Taemina i psotność czającą się w jego uzależniającym spojrzeniu. Choć on swobodnie oplatał moją szyję ramionami, skupiony na własnych ruchach, nie zwracający na mnie najmniejszej uwagi, to ja trzymałem swoje dłonie na jego kołyszących się biodrach sztywno i niepewnie. Chciałem zminimalizować narażanie się na jego nadmierną bliskość, raz po raz prostując ręce w łokciach, starając się być jak najdalej od swojego partnera. Taemin reagował jednak dokładnie przeciwnie, niż bym tego chciał, co rusz znów zbliżając się do mnie, znów złączając nasze ciała w coraz bardziej wprawnie prowadzonym tańcu.

Dotąd panicznie uciekając wzrokiem w górę, wreszcie po raz pierwszy odważyłem się spojrzeć w twarz mojemu towarzyszowi, jednocześnie drżąc ze strachu, że napotkany widok ciemnych oczu mnie przerośnie. Chłopak był jednak zbyt skupiony na zapamiętywaniu kolejnych kroków, żeby zauważyć moje dziwne zachowanie. Jego długie, nawet bez makijażu, rzęsy, rzucały cienie na blade policzki, a usta pozostawały na wpół otwarte, wyrażając tym samym niemą fascynację dla nowo poznanego doświadczenia, jakim był taniec. Nie mogłem zaprzeczyć, że Taemin najwyraźniej miał do tego wrodzony talent, bo poruszał się z wdziękiem godnym najwyśmienitszych salonów. Trzeźwość porannego powietrza już nie pomagała mi w odszukiwaniu skupienia, umykając przed chaosem, przed dziwnym gorącem rodzącym się w dłoniach, biegnącym przez długość ramion i rozchodzącym się po całym ciele. Wiedziałem, że to, co czuję jest niewłaściwe, irracjonalne, i szczerze zazdrościłem mojemu towarzyszowi spokoju ducha, niezachwianej postawy, pełnego zaangażowania w kolejne wdzięcznie stawiane kroki. Ja sam gubiłem się, plątałem, nie rozumiałem. Co takiego w tym chłopaku było, że nie mogłem złapać głębszego oddechu, że czułem się bardziej omotany nieznaną siłą, niż przy każdej innej spotkanej w życiu kobiecie? Wgląd do oczu przesłaniała mi pozostawiona w nieładzie, przydługa grzywka, a luźna koszula nie rysowała zgrabnych kształtów Taemina tak wyraźnie, jak to się działo w przypadku sukienki opinającej drobną sylwetkę Sagi. A mimo to nie mogłem oderwać wzroku od bladych policzków, od łagodnej linii szczęki, od niknących za kołnierzem obojczyków. Paliła mnie świadomość jego bioder pod moimi dłońmi, które bezkarnie pragnęły zaznać jeszcze więcej cudzego ciepła, czyjejś bliskości. Czemu ze wszystkich ludzi na ziemi, moje ciało musiało być podatne właśnie na te migdałowe oczy, te skore do złośliwych uśmiechów usta? Przychodząc na poddasze starej kamienicy parę godzin wcześniej, nie przypuszczałem, że stoczę największą bitwę o zdrowy rozsądek w całym moim dotychczasowym życiu. Zdążyłem już dojść do wniosku, że w obecności Taemina wszystko jest w jak najlepszym porządku, że nie czuję już ucisku w piersi ani niepokojących sensacji w żołądku, jak to się czasem zdarzało w przypadku zbyt pięknej i zbyt uwodzicielskiej Sagi. W tamtym przytłaczająco cichym momencie, kiedy złączyliśmy nasze ciała w powolnym i trudnym do zdefiniowania tańcu, moje wszelkie złudzenia rozsypały się w drobny pył, zmieszały się z zalegającym na podłodze kurzem.

- To prostsze, niż sądziłem – odezwał się znów Taemin, tym razem unosząc spojrzenie i wypalając nim resztki rozsądku, które jeszcze ostały się w mojej głowie. – Podoba mi się – dodał ze szczerym uśmiechem, wprawiając mnie w tak skrajny stan, że moje własne myśli zaczęły mnie przerażać. Dlatego w mgnieniu oka podjąłem decyzję. Zamierzałem ostatkiem silnej woli wyzbyć się całego tego szaleństwa, znów spojrzeć na mojego przyjaciela normalnie. Regenerując zgubioną gdzieś po drodze pewność siebie, złapałem Taemina za jedną rękę, zmuszając go do zrobienia piruetu. Posłusznie podążył za moją sugestią, obracając się z gracją, pozwalając długim kosmykom włosów zawirować w chłodnym powietrzu poranka. Przez ten krótki moment, kiedy łączyła nas tylko spleciona para dłoni, szczerze uwierzyłem, że wszystko wróciło do normy, że nic mi nie jest, a kolejny atak irracjonalnych odczuć za moment zniknie pod stertą żartów i złośliwości. Wtedy jednak nastąpiło najgorsze, co mogło mi się w tamtej chwili przytrafić.

Zdradliwa deska podłogowa zaskrzypiała cicho, kiedy Taemin zamiast zakończyć taniec, bądź też wrócić do pierwotnej postawy, wpadł prosto w moje ramiona, które to automatycznie, jakby do tego stworzone, zamknęły się wokół jego drobnej sylwetki. Ogień przetoczył się po ciele, ogień zatańczył z chaosem umysłu. Duże, ciemne oczy o kształcie migdałów wpatrzyły się we mnie dziwnie, inaczej niż zwykle, z dozą niemego zdumienia i szczyptą niezidentyfikowanej niepewności. Właśnie to niecodzienne spojrzenie stało się moim gwoździem do trumny. Gdybym został zaatakowany kolejną serią wyzwisk i kpin, być może łatwiej byłoby mi wrócić do trzeźwości umysłu. Zamiast tego zacząłem doszukiwać się w oczach Taemina tej samej dezorientacji, tego samego pierwiastka szaleństwa, które zapewne wypełniało po brzegi moje własne tęczówki. Przyspieszone oddechy nie pasowały do powolnego tempa odbytego tańca, a nierówno bijące serca demaskowały niewłaściwość sytuacji. Myśli nie chciały zabarwić się rześkością panoszącego się za granicą framugi świata, pozostając zamknięte w klatce zbyt milczących spojrzeń. Odległe dudnienie dzwonów pobliskiego kościoła wdarło się między nas swoją śpiewną melodią rozcinając kurtynę niezręcznej ciszy. Mój towarzysz gwałtownie spuścił wzrok, a ja zaczerpnąłem tchu, niepewny co zamierzam zaraz zrobić.

- Taemin... – wydusiłem z siebie, a moja dłoń mimowolnie zsunęła się po jego plecach, jakby ciało chciało w tym dotyku zamknąć zbyt trudne do wypowiedzenia, bo nieznane umysłowi słowa.

- Panie Choi – odezwał się chłopak, na moment zaciskając dłonie w pięści na materiale mojej marynarki, tylko po to, by chwilę później odsunąć się, uciec od mojego uścisku. – Myślę, że dość się już dzisiaj nauczyłem – stwierdził pozornie lekkim tonem, ale jego uśmiech był nieco bledszy niż zwykle, jakby niezdolny w pełni zamaskować sytuację sprzed kilku chwil. – Jednak zdarza ci się zrobić coś dobrze… - dodał, na powrót przywdziewając swój sarkastyczny ton, ale cały czas unikając mojego spojrzenia. – A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę wreszcie się wyspać – rzucił jeszcze na odchodnym, przeczesując dłonią niemal już suche kosmyki włosów i znikając za drzwiami, definitywnie kończąc najdziwniejszą lekcję w moim życiu.

~*~ 

Gwałtowne uderzenie w głowę czymś miękkim sprawiło, że otrząsnąłem się z zamyślenia i spojrzałem nieprzytomny w kierunku, z którego nadleciał przedmiot. Obrzuciłem stojącego w progu Kibuma pytającym spojrzeniem, nie rozumiejąc skąd ten nagły wybuch agresji, ale dość szybko zostałem przez niego sprowadzony na ziemię.

- Nie rób takiej niewinnej miny, mówię do ciebie od pięciu minut, a ty w ogóle mnie nie słuchasz! – irytował się Kim, piorunując mnie spojrzeniem. Kilkakrotnie zamrugałem powiekami, uświadomiwszy sobie, że faktycznie nie pamiętam ani jednego z wypowiedzianych przez mojego przyjaciela słów, mało tego – nawet nie zauważyłem, kiedy wszedł do mojego pokoju. Byłem zbyt pochłonięty myślami, stąd moje mimowolne rozkojarzenie.

Spuściłem wzrok, przez moment tępo wpatrując się w szmatkę, którą chwilę wcześniej oberwałem w głowę, jakby szukając u niej pomocy. Tą też pomoc znalazłem, dochodząc do prostego wniosku, że jedyne, czego Kibum może ode mnie chcieć, to właśnie sprzątanie. Uniosłem głowę i spojrzałem na przyjaciela z przepraszającym uśmiechem.

- Już się biorę do roboty – oznajmiłem, mając nadzieję, że brzmię dość przekonywująco, żeby Kibum zostawił mnie w spokoju. Nie mogłem bardziej się mylić. Mój przyjaciel zmrużył podejrzliwie oczy, okrążając zajmowany przeze mnie fotel, i sadowiąc się sofie. W tym momencie już wiedziałem, że stałem się celem, i nie będzie łatwo mi się wywinąć bez wyjawienia Kibumowi wszystkich moich myśli.

- Co się dzieje? – zapytał po prostu, wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie, jakby to było coś oczywistego, że mam mu się zwierzać. Z miejsca zacząłem psychicznie nastawiać na sprzeczkę, bo nie zamierzałem dać mu upragnionej odpowiedzi. Nie chciałbym się tym z nim dzielić nawet, gdybym taką odpowiedź znał. A było zupełnie na odwrót.

- Nic, po prostu nieco się zamyśliłem – mruknąłem od niechcenia, odwracając się od niego i zaczynając przesuwać ścierką po powierzchni najbliższej szafki. Grałem na zwłokę, jednocześnie mając cichą nadzieję, że jednak uda mi się wyjść z tego cało. Po raz pierwszy w życiu poczułem żywą irytację w stosunku do dziwnych zwyczajów mojego współlokatora. Wcześniej nie przeszkadzała mi jego wścibskość, nie miałem nic do ukrycia. Ta myśl poprowadziła mnie jednak do niepokojącego wniosku, że tym razem jest coś, co zdecydowanie wolałbym przed nim zataić, i nie chodziło tu wcale o nocne wyprawy do kasyna, ale o coś znacznie bardziej zaprzątającego moją głowę.

- Niech ci będzie, że się zamyśliłeś – odparł Kibum, a ja natychmiast spiąłem się, wyczuwając jakąś niespodziewaną zmianę taktyki z jego strony. – Powiedz mi więc… Jak się ma panna Sagi? – zapytał lekkim tonem, pod którym wyczułem grubą warstwę kpiny i rozbawienia. Nie byłem pewien, skąd mojemu przyjacielowi przyszło na myśl, żeby poruszać ten temat, ale naraz poczułem się, jakbym stąpał po bardzo grząskim terenie.

- Dobrze, miło że pytasz – powiedziałem spokojnym tonem, jednocześnie gorączkowo szukając sposobu, żeby możliwie szybko i bezboleśnie ulotnić się z pokoju. Z intuicją Kibuma nie było żartów, skoro nawet ja nie chciałem się przed sobą przyznać, że wciąż rozmyślam o Taeminie, a on nieświadomie zaczął wypytywać o moją rzekomą drugą połówkę. Musiałem prędko coś wymyślić, żeby uniknąć niewygodnej rozmowy.

- Byłbym rad, móc ją znów spotkać – kontynuował Kibum, a ton jego głosu wcale mi się nie spodobał. Wręcz przeciwnie – był na tyle alarmujący, że oderwałem spojrzenie od swojej szmatki, w którą dotąd uporczywie się wpatrywałem, i utkwiłem je w moim przyjacielu, który wsparł brodę na dłoni i uśmiechnął się dziwnie.

- Nie sądzę, żeby to było obecnie możliwe – odparłem, mimowolnie sprawiając, że ton mojego głosu ochłodził się o kilka stopni. Kibum uniósł jedną brew w górę.

- Dlaczego? – zapytał, i nie byłem w stanie sam siebie przekonać, że w tym słowie nie zawarł niejakiej pretensji do mnie, że stoję mu na drodze do pięknej Sagi. Siląc się na spokój, zacisnąłem dłoń na własnym kolanie, starając się nagle nie wybuchnąć trudną do wyjaśnienia irytacją. Nie dość, że sam gubiłem się w tym wszystkim, nie dość, że mój umysł od paru dni za nic nie chciał skupić się na czymkolwiek innym, niż wpatrzone we mnie, migdałowe oczy, to jeszcze mój współlokator śmiał przychodzić i dopytywać się o moją Sagi!

- Jest bardzo zabiegana, nie ma głowy do spotkań towarzyskich – powiedziałem powoli, ważąc każde słowo, ostatnie z nich akcentując szczególnie wyraźnie. Kibum zdawał się zupełnie nie dostrzegać buzującej we mnie wściekłości, albo też najzwyczajniej w świecie ją ignorować. W odpowiedzi na moje słowa, zrobił zmartwioną minę.

- Wielka szkoda, dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało – stwierdził smutnym tonem, spoglądając na mnie z nieodgadnioną miną na twarzy. – Zupełnie zapomniałem jej powiedzieć, że świetnie wygląda w czerwieni… - dodał, jakby to było jego największe zmartwienie. Mimo wszystko jego słowa przeważyły o mojej pozostającej na granicy wybuchu irytacji, i nie myśląc już co robię, zerwałem się na równe nogi.

- Kibum, w co ty pogrywasz? – zapytałem zdenerwowany, odrzucając szmatkę w kąt. Dobrze wiedziałem, że pożałuję swoich słów, ale nie byłem już w stanie nad sobą zapanować. – To moja dziewczyna, więc mógłbyś z łaski swojej zaprzestać takich nieprzyzwoitych stwierdzeń? – dodałem, niepewny skąd ta paląca potrzeba podkreślenia, że nikt inny po za mną, nie ma do Sagi najmniejszego prawa.

Byłbym pewnie zaraz zapadł się pod ziemię pod wpływem dziwnych wniosków, które zaczęły mi się pojawiać w głowie, ale atak złości naraz został rozdarty przez głośny śmiech mojego przyjaciela, który właśnie zaczął pokładać się na swojej sofie, najwyraźniej nie mogąc zapanować nad rozbawieniem o niezidentyfikowanym źródle.

- Key? – zapytałem niepewnie, zupełnie już gubiąc wątek zarówno własnych myśli, jak i tej bezsensownej rozmowy. Mój przyjaciel wreszcie wyprostował się, dłonią wciąż wachlując sobie twarz. Jego ust nie opuszczał pełen rozbawienia uśmiech, a w oczach migotały niepokojące iskierki. Zaraz jednak skupił na mnie wzrok, dziwnie marszcząc brwi.

- … To moja dziewczyna, więc mógłbyś z łaski swojej zaprzestać takich nieprzyzwoitych stwierdzeń? – powtórzył, prześmiewczo naśladując mój niski głos. Uniosłem brwi.

- Co w tym zabawnego? – zapytałem, w odpowiedzi otrzymując chwilę milczenia, kiedy to Key ocierał łzy.

- Jesteś zazdrosny, wiedziałem! – zakrzyknął triumfalnym tonem, uśmiechając się z satysfakcją. – Rozgryzłem cię… - dodał, a ja potrzebowałem dłuższej chwili, żeby przetrawić jego słowa. Zazdrosny? O Taemina? To nie miało najmniejszego sensu. W dodatku nie mogłem pokazać, jak bardzo to stwierdzenie na mnie wpłynęło, zwłaszcza, że dalej nie miałem pojęcia do czego mój przyjaciel zmierzał. Mimo wszystko odczułem niejaką ulgę mając świadomość, że Key nie miał poważnych zamiarów wobec Sagi… Zaraz…

Przyłożyłem dłoń do czoła, usiłując zatamować potok sunących mi przez głowę myśli, które zdecydowanie powinienem zostawić na później, kiedy pewna wścibska para oczu opuści mój pokój. Biorąc głęboki wdech, znów spojrzałem na mojego przyjaciela, który nie przestawał mi się przyglądać.

- To chyba nic dziwnego, być zazdrosnym o własną partnerkę… - wypaliłem, starając się nie pozwolić tym słowom w nieskończoność krążyć po moim umyśle, jako zniekształcone przez świadomość sytuacji echo. – Nie widzę w tym nic odkrywczego… - dodałem, mając nadzieję, że brzmię wystarczająco pewnie, żeby zwieść mojego przyjaciela. Ten jednak pokręcił głową, nie zdejmując swojego błazeńskiego uśmiechu ani na moment.

- Mówiąc „rozgryzłem cię” mam na myśli, że znam prawdę – oznajmił, sprawiając, że na moment pociemniało mi przed oczami.

- T-to znaczy? – zapytałem, czując jak cała moja wątpliwa gra pozorów do reszty znika pod tym wszechwiedzącym spojrzeniem. Key wywrócił oczami, zniecierpliwiony.

- Nie udawaj teraz głupiego. O tym, że próbowaliście mnie oszukać, wiem już od dawna – stwierdził lekceważącym tonem, jakby to była najoczywistsza prawda pod słońcem. – Nie interweniowałem z czystej ciekawości, czekając na rozwój zdarzeń – dodał, zupełnie ignorując moją pełną niedowierzania minę. – Dzisiaj jednak, przekonałem się o czymś znacznie ciekawszym – powiedział żywym tonem, znów racząc mnie zbyt rozmigotanym spojrzeniem.

- O czym? – wydusiłem z siebie, niepewny czy chcę znać odpowiedź. Key uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile było to w ogóle możliwe, i poklepał mnie po plecach, co w moich oczach było jedynie parodią pokrzepiającego gestu.

- O tym, że pan Choi naprawdę po uszy się zakochał – stwierdził, a mnie zakręciło się w głowie, i opadłem na swój fotel.

Zapowiadała się długa, bezsenna noc.

~*~

Hehej~~ Dawno mnie tu nie było... /wsłuchuje się w śpiew hulającego po pustych korytarzach Zamku wiatru/ Cóż, chyba dobrze wiecie, że u mnie obecnie krucho z czasem ;w; Zdarza mi się coś próbować pisać w przerwie między wykładami, albo na łacinie (ajusshi, który wykłada łacinę ma niesamowite zdolności do usypiania studentów x.x trzeba sobie jakoś radzić, prawda? xD). 

W każdym razie... ostatnio zdarza mi się znów rozmyślać o Sagi /to postęp, serio/ a do tego rozpisywałam niedawno plany na następne rozdziały i chyba będzie tych rozdziałów nieco więcej, niż w CdA x.x Ale jeszcze nie wiem. Wciąż tkwię gdzieś tak w połowie pisania dziewiątki, ale jakoś... powoluuuutku.... brnę do przodu (huh, mam wrażenie, że te kolejne rozdziały zachciewa mi się publikować w momentach optymizmu, który potem na dłuższy czas mi mija, więc... carpe diem). Co tam jeszcze... ostatnio próbowałam pisać jakieś Jongkey, ale póki co utknęłam... zaczęłam też tworzyć serię Jongtae miniaturek (w sumie będą może ze 4), ale nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy (i czy) opublikuję pierwszą z nich. Ogólnie... mam dużo tekstów, które zaczynam, ale nie potrafię skończyć, nie starcza mi sił/entuzjazmu/czasu/weny >.<

Z takich spraw nadających się do notki autorskiej, to jeszcze... hm, kwestia rocznicy bloga. Tak, moi drodzy, Suna no Oshiro ma już ponad rok. 5.10 była rocznica, ale był to też pierwszy dzień moich wykładów, więc nie bardzo miałam głowę do tego typu spraw... Nie sądzę też, żeby pisanie jakiejś oddzielnej notki na ten temat miało większy sens, bo byłaby zapewne po brzegi wypełniona moimi refleksjami o pisaniu, co nie jest chyba zbyt interesującą lekturą. W każdym razie... ufff, ciężko mi uwierzyć, że to już rok, wciąż pamiętam jak zakładałam bloga, jak cieszyłam się pierwszymi wizytami. Dziękuję tym, którzy tyle ze mną i z moimi słowami wytrzymali, dziękuję też tym, którzy zgubili się gdzieś tam po drodze, ale którzy choć raz byli gośćmi w moim Zamku. Dziękuję.
Chyba tyle /ugh, ale się rozgadałam, wybaczcie ;;;/. Do napisania~

Ps. 40 tysięcy wyświetleń, dziękuję! ~~<3

| ~IV~ | ~VI~ |

10 komentarzy:

  1. *wkracza radośnie na teren piaskowego zamku, gotowa na kolejną dawkę perfekcji* Dobra, wygląda na to, że jednak chyba nie byłam gotowa. Ten moment napięcia między Tae i Żabolem jest moim ulubionym, przeżywam te wszystkie emocje razem z Minho i zaczynam patrzeć innym wzrokiem na Taemina, coraz bardziej mnie dzięki tobie intryguje, w realnym życiu również... Opis lekcji tańca był magiczny, samo nawiązanie do Tae tańczącego mnie dobija, a co dopiero w takim wykonaniu... Minho zazdrosny to ten Minho, którego lubię najbardziej, czekam, aż wreszcie zda sobie do końca sprawę z tego, co czuje i wykona krok w stronę pogłębienia tej relacji. Chociaż panujące między nimi niedopowiedzenia, te przyspieszone oddechy, ukradkowe spojrzenia są naprawdę magnetyczne. Cały czas intryguje mnie Jjong, próbuję dojść, co może mieć do Minho i nie potrafię, także może jego pojawienie się coś mi rozjaśni. Ciekawe, czy Tae/Sagi poczuje zazdrość, kiedy Minho będzie musiał adorować Sodam, no i jak to tej niezdarze pójdzie xd Pozdrawiam i życzę weny, hwaiting! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam słabość do motywu tańca, ogólnie do motywu muzyki i sztuki i wszystkiego co z tym związane >.< Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności opisania tańczącego Taemina *~* Cóż... Taemin dość często wychodzi mi taki... intrygujący, jak to ujęłaś. Taka postać, która jest stworzona po to, by móc ją z każdym rozdziałem zgłębiać. Nie wiem czemu tak to u mnie działa, ale miło że Ci się podoba ^^ I dobrze rozumiem o co Ci chodzi z tym urokiem towarzyszącym wszelkim zbliżeniom i speszeniom, mającym miejsce jeszcze przed jakimkolwiek uświadomieniem/zadeklarowaniem sobie uczuć ~*o*~ Też lubię tego typu sytuacje (zarówno kiedy o nich piszę, jak i podczas czytania).
      Dziękuję za komentarz~~! <3

      Usuń
    2. tak czułam, że Kibum się domyślił, że Sagi to facet, mam satysfakcję, że wiedziałam xd

      Usuń
  2. 'Sagi' podoba mi się coraz bardziej! I Minho w końcu sobie uświadomił, że nie podoba mu się tylko Sagi, ale także i sam Taemin ;3 Key to mnie teraz przeraził.. myślałam już, że tak totalnie rozgryzł Sagi i Minho i wie, że Sagi jest mężczyzną, ale na szczęście nic takiego się nie stało..
    Ten moment, kiedy Minho uczył go tańczyć! Był świetny ;3 i mam po nim wrażenie, że Taemin też zakochuje się w Minho.
    Fighting i czekam na kolejny rozdział ;3

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za późną odpowiedź >.< Na wstępie takie drobne sprostowanie - Kibum WIE, że Sagi to tylko przebranie, kkkkk xD
      No i racja... w sercu Taemina też zaczyna się coś dziać, coś, czego nie do końca sobie życzy.
      Dziękuję za komentarz, do napisania! <3

      Usuń
    2. Coo.. ja myślałam, że Kibum się tylko ogarną, że Minho udawał partnera Sagi, a nie że Sagi to przebranie..
      To zmienia postać rzeczy xD

      Usuń
  3. Mmm, miałam to zrobić wcześniej, ale przyznam się szczerze - jak już się najadłam, to mi się nie chciało po prostu. Uznałam, że zrobię to jeszcze zanim pójdę spać, dlatego do rzeczy.
    Co do opowiadania - nie mam nic przeciwko, jeśli będzie dłuższe. Ostatnio co prawda nie ogarniałam internetów tak, jak powinnam, dlatego nie robiłam tego na bieżąco, ale już zaczynam nadrabiać. Teraz do rzeczy! Wiedziałam, że Ki Bum wie. On zawsze wie, a jak nie wie, to tak odwróci kota ogonem, że myślisz, że wie i mu powiesz. No i uwielbiam go tutaj tak mocno, jak w CdA. I w YP. W sumie to Ki Bum, to uwielbiam go zawsze, no nic, to nie jest tematem rozmowy, bo jeszcze zacznę płakać, że JongKey nie ma. XD Min Ho taki trochę nieogarnięty, jak właśnie w CdA mi się wydaje. Podoba mi się, bo to takie trochę... Odmienne od jego charakteru? Bardziej pasuje właśnie do Jong Hyuna, a tutaj to taki cwaniaczek jest. Chociaż ostatnio podoba mi się taki wizerunek Jonga. Co do Tae Mina... Małe, wredne, złośliwe, pewne siebie z przerośniętym ego, łapiące za słówka - czyli mój ideał. Jak Min Ho czegoś nie umie, to go wyśmieje, jak on czegoś nie umie, to to przecież jest normalne, w końcu jest tylko człowiekiem! Czekam na ten bal, na pewno coś wywiną, tylko nie wiem co!
    Czasu, chęci, motywacji i weny! To najważniejsze~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że dopiero teraz odpowiadam, ale leżę w łóżku i prawie nie tykam laptopa x.x
      Bardzo trafne słowa dotyczące Kibuma xDD <3 Minho faktycznie wychodzi mi nieogarnięty, ilekroć sięgam po narrację pierwszoosobową x.x Ale cóż, nie widzę Minho z Sagi w żaden inny sposób >.< No i Taemin... cóż, nie potrafię go nie kochać, taki to już typ, cieszę się że doceniasz kreację moich bohaterów T.T
      Bal będzie w pewien sposób momentem kluczowym.
      Dziękuję za komentarz, hwaiting~~<3

      Usuń
  4. .Jestem~~! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Znowu minęły prawie dwa tygodnie, a ja nie komentowałam, ale wiesz jak to było. Najpierw Kuro, Kuro, Kuro, później różowe włosy Taemina, do tego cała masa nauki, targi książki, fejlowy dzień koreański, kurs i tak wychodzi, że naprawdę nie mam czasu ;~~; Przepraszam. Poprawię się, już mam plan. Czy Ty wiesz, jak bardzo stęskniłam się za Suna no Oshiro i za Sagi w tym czasie? Naprawdę bardzo ;~~~; <3
    Po pierwsze, maska przy tym rozdziale chyba stała się moją ulubioną. Jak pierwszy raz brałam się za komentarz (tak, kilka razy przysypiałam za bardzo, by przeczytać więcej niż pierwszy akapit), straciłam kilka minut, wpatrując się w jej szczegóły. Jest prosta, bo tylko w jednym kolorze, wydaje się prawie zwyczajna, ale zawiłość wzorów, z których jest zbudowana, sprawia, że nie można oderwać oczu (chyba, że to tylko ja nie mogę, bo jestem nienormalna, też jest taka opcja).
    Minho jest lekko zirytowany, bo Taemin wezwał go w ważnej sprawie, a później kazał na siebie czekać. I od razu rzucasz opisem widoków z okna Tae. SERCE MNIE BOLI. (Przepraszam, dzisiaj jest dziwny dzień, a ja stęskniłam się za Sagi i wieki już nie feelsowałam przez to, więc obawiam się, że wyjdzie trochę bełkot >.<) Minho obserwuje nie tylko widoki, ale też ludzi, którzy idą chodnikiem. Twierdzi, że nie za zazdrości im szarości, że cieszy się z szaleństw i wygłupów, z których żyje, ale mam wrażenie (BO NIE PAMIĘTAM, WIESZ? Jdshfdjkfchsbdcbdhas UDAŁO MI SIĘ JUŻ TROCHĘ ZAPOMNIEĆ), że już niedługo zatęskni za zwyczajnością, że będzie miał przesyt tych szaleństw. Taem wychodzi z łazienki i Minho już nie pamięta, że był na niego zły, gdy widzi cienie pod jego oczami i ogólne zmęczenie. Taemin w końcu mówi mu, dlaczego koniecznie chciał się z nim spotkać. Informuje go o balu, na który będzie musiał zaprosić Sagi i prosi, a raczej rozkazuje, bo on rzadko kiedy prosi o coś Minho, żeby nauczył go tańczyć. CZY TY WIESZ, JAK BARDZO BOLI MNIE WYOBRAŹNIA PRZEZ CIEBIE W TYM MOMENCIE? TAŃCZĄCY 2MIN BHCSDCBNXJHJJHDDSHGXVSGDAVGSXYCTEDXGDCVSDX.

    /ogar/
    Minho coraz bardziej zastanawia się nad uczuciem, którym darzy Taemina. Teraz tańcząc czuje się bardzo podobnie jak w czasie kolacji z Kibumem, jest tylko jedna, bardzo wyraźna różnica – teraz nie ma Sagi, jest tylko on i Taemin, więc już nie może tłumaczyć reakcji swojego serca urokiem Sagi. To doprowadza go do dobrych wniosków, pozbawia złudzeń, ale dalej jest to dla niego coś niewłaściwego i nie chce się na to zgodzić. „W tamtym przytłaczająco cichym momencie, kiedy złączyliśmy nasze ciała w powolnym i trudnym do zdefiniowania tańcu, moje wszelkie złudzenia rozsypały się w drobny pył, zmieszały się z zalegającym na podłodze kurzem.” Złudzenia, które są jak kurz. *~~* Dlaczego widzę drobinki kurzu wirujące wokół nich, w słońcu wpadającym przez okno? TO BOLI. Wracając, Minho dalej się łudzi, …Minho dlaczego ty się łudzisz, skoro właśnie zostałeś tych złudzeń pozbawiony…, że potrafi darzyć Taemina czysto przyjacielskim uczuciem. I wtedy Taemin wpada w jego ramiona. Teraz bliskość drugiej osoby podziałała chyba nie tylko na Minho, ale też na Taemina. Obydwaj mają nienaturalnie przyspieszony oddech, a w oczach Tae jest coś, co sprawia, że Minho zaczyna się zastanawiać nad tym, czy jego nie pali to samo dziwne uczucie. Ale Tae szybko się odsuwa. Szybko kończy temat tańca, wyjątkowo chwaląc Minho i idzie spać.
    Minho wrócił do domu, jest do tego stopnia zamyślony, że Kibum próbując zwrócić na siebie jego uwagę rzucił w niego szmatką. Key zaczyna rozmowę o Sagi, wypytuje o nią. Minho nie dostrzega, że chce go tylko podpuścić i daje się zirytować. Pokazuje swoją zazdrość i czym upewnia Kibuma w uczuciach do Sagi, a raczej do Taemina, bo udało mu się ich przejrzeć. „…pan Choi naprawdę po uszy się zakochał”. Nie wiem, dlaczego Minho nie przewidział tego, że Key nie uwierzy w ich teatrzyk i dowie się prawdy. Przecież powinien znać swojego przyjaciela na tyle. Minho, ale ty jesteś naiwny /kręci głową/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce mnie boli, gdy czytam o pustym korytarzu Twojego piaskowego zamku, bo chciałabym być dużo częstszym gościem w nim niż obecnie mogę być. Po prostu nie mam czasu, ale to mnie boli ;~~; JESZCZE RAZ BARDZO, ALE NAPRAWDĘ BARDZO CI GRATULUJĘ, ŻE JUŻ ROK BUDUJESZ SUNA NO OSHIRO I BARDZO DZIĘKUJĘ, ŻE MOGĘ BYĆ ŚIWADKIEM TEGO NIEZWYKŁEGO PROCESU. KOCHAM BARDZO, BARDZO MOCNO. Co do refleksji o pisaniu, to wiesz, że ja zawsze chętnie i gdy czytam twoje „dziękuję” mam potrzebę napisania tego jeszcze raz.
      DZIĘKUJĘ ZA TEN NIEZWYKŁY ROK, W CZSIE, KTÓREGO MOGŁĄM TAK BARDZO POKOCHAĆ SUNA NO OSHIRO. DZIĘKUJĘ, ŻE MOGŁO SIĘ TO STAĆ DLA MNIE TAKIE WYJĄTKOWE. MAM NADZIEJĘ, ŻE YE MOJE WSZYSTKIE SPAMY CIĘ NIE MĘCZĄ TYLKO WRĘCZ PRZECIWNIE DAJĄ SIŁĘ I CHĘĆ DO DALSZEGO TWORZENIA. KOCHAM, DZIĘKUJĘ.
      A teraz już może sobie pójdę zanim rozkleję się tu z nadmiaru feelsów. Kocham~

      Usuń

Template made by Robyn Gleams