Pairing: Leobin (VIXX)
Gatunek: shōnen-ai, fluff, AU
Długość: one-shot
~*~
Ostry dźwięk dzwonka przy drzwiach niespodziewanie spłoszył ciszę
zalegającą w domu, wyrywając jej właściciela z głębokiej zadumy. Taekwoon uniósł
wzrok znad książki i spojrzał w kierunku, z którego dobywał się ów irytujący
odgłos, z mieszaniną zagubienia i ledwo dostrzegalnego niezadowolenia,
formującego się w kącikach ciemnych oczu. Na moment zastygł w bezruchu, licząc
na to, że być może intruz zniechęci się już po pierwszej próbie. Daremnie.
Dzwonek zahałasował znów. I raz jeszcze. Taekwoon westchnął ciężko i odłożył książkę
na stolik, podnosząc się z miejsca.
Już idąc korytarzem chłopak miał ochotę się wycofać. Przecież
jeśli będzie udawał, że nie ma go w domu, to intruz w końcu się znudzi, prawda?
W przeciwnym razie będzie musiał znów znosić obecność tego dziwnego osobnika…
Chłopak zachwiał się na granicy korytarza i przedpokoju, niepewny
czy powinien jak gdyby nigdy nic wrócić do czytania książki, czy też raczej
otworzyć drzwi i po raz kolejny przegonić przybysza. Taekwoon zacisnął dłoń na
framudze, kiedy dzwonek znów zagrał swoją drażniącą i przynoszącą same kłopoty melodię, zmuszając gospodarza do odryglowania drzwi.
Na progu stał młody chłopak w nieco za dużej kurtce zimowej i
śmiesznej, wełnianej czapce, która najwyraźniej chroniła go przed mrozami zimy. Taekwoon nawet nie zdziwił się widząc tę obcą, a jednocześnie w pewien sposób
znajomą twarz. Dokładnie takiego widoku się spodziewał. A mimo to nie był w
stanie ustrzec się przed tym specyficznym, niezwykle rzadkim ukłuciem w piersi.
Ukłuciem, które za każdym razem wywoływał w nim absurdalny uśmiech intruza, najwyraźniej
nie odstępujący tego dziwaka na krok.
- Znów tu jesteś? - odezwał się w końcu gospodarz, może niezbyt
uprzejmie, ale przynajmniej na tyle wymownie, by dać nieznajomemu sygnał, że nie
życzy sobie jego bezsensowych wizyt. Na nic jednak zdawały się tego typu znaki,
wobec tak upartego typa.
- Witaj - powiedział chłopak, zupełnie ignorując nieprzyjazne
słowa Taekwoona. Jung nigdy nie był pewien, czy jego odpychająca postawa naprawdę w
żaden sposób nie raziła tego dziwnego osobnika, czy też sprawnie to ukrywał.
Tego typu refleksje były jednak mało istotne.
- Mówiłem ci już, że mój dom to nie przytułek dla bezdomnych... -
burknął Taekwoon pod nosem, próbując własną postawą jakoś odpędzić wyrzuty sumienia,
które niepotrzebnie i głupio odczuwał, ilekroć widział tego włóczykija. Nie
miał pojęcia skąd się wziął, ani czemu za nim chodził. Wiedział tylko, że
zawsze, mimo drżących z zimna kolan i pary wodnej opuszczającej usta wraz z tak
niezbędnym o tej porze roku ciepłem, zawsze na twarzy tego chłopaka malował się
radosny, może nieco naiwny, ale niezwykle ciepły uśmiech. Było to zjawisko,
którego Taekwoon w żaden sposób nie potrafił pojąć.
- Tym razem to nie ja jestem tym, który potrzebuje domu - zaśmiał
się chłopak, jakby w ten sposób bagatelizując powagę swojej trudnej sytuacji
życiowej. Następnie wyciągnął zmarznięte ręce z kieszeni i sięgnął do zamka
swojej kurtki. Oczy Taekwoona rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy zza odchylonego fragmentu materiału wyjrzała mała, kruczoczarna i nieco potargana głowa kotka.
Zwierzątko rozglądało się z zaciekawieniem na boki, ale było widać, że
zaróżowione uszka drżą pod wpływem dotkliwego mrozu.
Taekwoon przez chwilę z niemałym zaskoczeniem wpatrywał się w ten
przedziwny obrazek. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie kształtnych oczu
drżącego z zimna kociaka, żeby gospodarz bez słowa otworzył szerzej drzwi, i
usunął się z przejścia. Widząc to, intruz uśmiechnął się jeszcze promienniej,
wkraczając w cichą przestrzeń przedpokoju. Taekwoon zamknął za nimi drzwi i niemal
od razu wyciągnął przed siebie ręce, oczekując przekazania mu zmarniałego
kotka. Mógł ignorować i odpychać ludzi, ale zwierzęta zawsze sprawiały, że
miękło mu serce. Były dużo mądrzejsze i mniej irytujące. Nic więc dziwnego, że
nie potrafił zatrzasnąć przed tą biedną znajdą drzwi.
Wziął na ręce podanego mu kotka i ruszył w kierunku kuchni.
Zignorował odgłos kroków podążającego za nim chłopaka. Zamierzał rozmówić się z
nim później.
- Skąd się wziąłeś na tym mrozie, kotku? – mruknął pod nosem,
delikatnie gładząc ożywione, ciekawskie zwierzątko po głowie. Dotarłszy do
kuchni, jedną ręką otworzył lodówkę w poszukiwaniu mleka, jednocześnie cały
czas podtrzymując małe stworzonko o czarnym, nieco wilgotnym od kontaktu ze
śniegiem futerku.
Kiedy już znalazł mleko, począł grzebać w szafce w poszukiwaniu garnka, w
którym mógłby je podgrzać. W tym jednak momencie kotek najwyraźniej znudził
się przebywaniem w jednym miejscu, skory do zwiedzenia całego wielkiego,
pustego domu. Zwierzątko zaczęło wyrywać się, uciekać z rąk Taekwoona, utrudniając mu
przygotowanie mleka.
- Pomóc ci? - Tuż za uchem szamoczącego się z kotem chłopaka
rozległ się głos intruza, o którym Leo, zbyt zaaferowany opieką nad tym ruchliwym
stworzonkiem, zdążył już zapomnieć.
W odpowiedzi na zadane sobie pytanie, Jung automatycznie pokręcił
głową przecząco. Zanim jednak zdążył temu zapobiec, nieznajomy wziął kotka na
ręce i z czułością pogłaskał po głowie.
- Dokąd ci tak spieszno, maluchu? - zapytał kota, jednocześnie
drapiąc go za uchem. - Chodź, pozwiedzamy - dodał ze śmiechem, widząc że żadne
pieszczoty nie są w stanie odwieść rozbudzonego zwierzaka od prób zbadania
każdego nowego elementu otaczającego go świata.
Taekwoon obserwował to wszystko z mieszaniną irytacji i mimowolnego
rozczulenia. Ostatecznie... czy ktoś obchodzący się ze zwierzętami w tak
troskliwy sposób mógł być bezwartościowym człowiekiem?
Chłopak pokręcił głową, odganiając tego typu naiwne myśli. Skoro ten dziwny osobnik już od tak dawna śledził go, zaczepiał, a czasem nawet miał czelność dzwonić do jego drzwi, to z pewnością miał w tym jakiś interes. A tym razem po prostu trafił na odpowiednią metodę, pretekst, który umożliwił mu wkroczenie do tego domu. Co prawda nigdy w przeszłości ów włóczykij w żaden sposób nie próbował dostać się za próg drzwi Taekwoona. Spotkania z nim nawet ciężko było nazwać narzucaniem się, bo chłopak każdorazowo tłumaczył się jedynie prostą potrzebą rozmowy z kimkolwiek, o czymkolwiek. I tak faktycznie to wyglądało. Taekwoon spotykał go w najdziwniejszych miejscach o najróżniejszych porach. Idąc ulicą, słuchał jego wywodów o pogodzie. Robiąc zakupy w supermarkecie, dowiadywał się co jadł na śniadanie. Spacerując po parku, otrzymywał garść mało śmiesznych żartów. Słowa włóczykija były niejednokrotnie pozbawione sensu czy przydatnej komukolwiek treści. Istniał jednak jeden element, który niezmiennie towarzyszył ów dziwnemu chłopakowi. Jasny uśmiech nie odstępował go na krok. Zjawisko niezrozumiałe i dziwne. Przecież właściciel tego uśmiechu niemal codziennie walczył o to, żeby mieć co włożyć do ust. A mimo to nie przestawał rozjaśniać atmosfery, nie przestawał żartować i zagadywać. Najdziwniejszy w tym wszystkim był fakt, że Taekwoon naprawdę lubił ten niedorzeczny uśmiech, nawet, jeśli nie był zbyt skory się do tego sam przed sobą przyznawać...
Chłopak pokręcił głową, odganiając tego typu naiwne myśli. Skoro ten dziwny osobnik już od tak dawna śledził go, zaczepiał, a czasem nawet miał czelność dzwonić do jego drzwi, to z pewnością miał w tym jakiś interes. A tym razem po prostu trafił na odpowiednią metodę, pretekst, który umożliwił mu wkroczenie do tego domu. Co prawda nigdy w przeszłości ów włóczykij w żaden sposób nie próbował dostać się za próg drzwi Taekwoona. Spotkania z nim nawet ciężko było nazwać narzucaniem się, bo chłopak każdorazowo tłumaczył się jedynie prostą potrzebą rozmowy z kimkolwiek, o czymkolwiek. I tak faktycznie to wyglądało. Taekwoon spotykał go w najdziwniejszych miejscach o najróżniejszych porach. Idąc ulicą, słuchał jego wywodów o pogodzie. Robiąc zakupy w supermarkecie, dowiadywał się co jadł na śniadanie. Spacerując po parku, otrzymywał garść mało śmiesznych żartów. Słowa włóczykija były niejednokrotnie pozbawione sensu czy przydatnej komukolwiek treści. Istniał jednak jeden element, który niezmiennie towarzyszył ów dziwnemu chłopakowi. Jasny uśmiech nie odstępował go na krok. Zjawisko niezrozumiałe i dziwne. Przecież właściciel tego uśmiechu niemal codziennie walczył o to, żeby mieć co włożyć do ust. A mimo to nie przestawał rozjaśniać atmosfery, nie przestawał żartować i zagadywać. Najdziwniejszy w tym wszystkim był fakt, że Taekwoon naprawdę lubił ten niedorzeczny uśmiech, nawet, jeśli nie był zbyt skory się do tego sam przed sobą przyznawać...
Głośne miauknięcie wyrwało gospodarza domu z zamyślenia. Wolał nie
wiedzieć, co ta dwójka niezapowiedzianych gości wyczyniała za jego plecami,
więc szybko przelał podgrzane mleko do miseczki, i ruszył w kierunku salonu,
skąd dobiegały odgłosy zabawy.
Zarówno bezdomny kotek, jak i jego znalazca, byli na tyle
zaaferowani ślizganiem się po wypolerowanych panelach, że nawet nie zauważyli
przybycia właściciela domu. Taekwoon przez moment przyglądał się tej błazenadzie w
milczeniu. Kiedy jednak ciemnowłosy chłopak chwycił w ręce leżącą na stoliku do
kawy książkę, najwyraźniej zamierzając uczynić z niej kolejny obiekt zabaw z
kotem, Jung zainterweniował.
- Hongbin-ssi – odezwał się ostrzegawczym tonem, spoglądając
groźnie na zrobiony w salonie bałagan. Chłopak zastygł wpół ruchu, z książką w
jednej ręce i wyrazem zaskoczenia malującym się na twarzy.
- Znasz moje imię – ucieszył się, obdarzając Taekwoona jednym ze swoich
ciepłych, beztroskich uśmiechów.
- Oczywiście, że znam. Przedstawiłeś mi się kiedyś – odburknął Taekwoon pod nosem, nieco speszony reakcją swojego gościa. Jednocześnie podszedł do
hasającego dalej na panelach kotka i podstawił mu pod nos miskę ciepłego mleka,
które to zaraz zaczęło znikać w zastraszającym tempie, pokazując tylko, jak
wygłodniałe było owe zwierzątko.
- Nie sądziłem, że zapamiętasz… - stwierdził Hongbin nieco ciszej,
posłusznie odkładając książkę na stolik, i siadając na podłodze obok pijącego
mleko kociaka.
Taekwoon zignorował jego słowa. Nie było sensu nikogo powiadamiać, że pamiętał znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Że mógł wyrecytować każde słowo, które Hongbin kiedykolwiek do niego skierował. Nie był pewien, dlaczego tak się działo, ale wolał nie zagłębiać się w sposób działania własnej pamięci. Tak po prostu było.
Taekwoon zignorował jego słowa. Nie było sensu nikogo powiadamiać, że pamiętał znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Że mógł wyrecytować każde słowo, które Hongbin kiedykolwiek do niego skierował. Nie był pewien, dlaczego tak się działo, ale wolał nie zagłębiać się w sposób działania własnej pamięci. Tak po prostu było.
- Nieistotne – mruknął pod nosem, nie do końca świadom, że mówi na
głos. Zbyt był skupiony na swoim nowym zajęciu, którym było dokładne wycieranie
czarnego futerka kociaka przyniesionym wcześniej ręcznikiem. Zwierzątko zdążyło
już wypić całe mleko, i teraz łasiło się do nóg siedzących na podłodze
chłopców, najwyraźniej żądając pieszczot. Taekwoon z czułością podrapał je za uchem,
w odpowiedzi słysząc pełne zadowolenia mruczenie. Kotek przez chwilę jeszcze
krążył od jednego chłopaka do drugiego, w końcu jednak wdrapał się na kolana
Hongbina i, znalazłszy wygodną pozę, zamknął ślepka, najwyraźniej zmożony sennością,
wywołaną przez ciepło i pełny żołądek.
- Patrzcie państwo, jak mu dobrze! – zakrzyknął ze śmiechem
Lee, gładząc usypiającego zwierzaka po głowie. – Widzisz, jaki ci ciepły
dom znalazłem, kolego? – dodał konspiracyjnym szeptem, ale nie uzyskał żadnej
reakcji ze strony kotka, który jedynie poprawił nieco łapkę i zamachał ogonem.
– Masz u mnie dług! – oznajmił Hongbin żartobliwie, przerwało mu jednak głośne
chrząknięcie Taekwoona, który cały czas w milczeniu obserwował tę uroczą, choć
totalnie infantylną scenkę. Młodszy chłopak uniósł wzrok i spojrzał na
gospodarza pytająco.
- Zatem… czego ode mnie chcesz? – zapytał Jung rzeczowym tonem. –
Jesteś złodziejem? – dodał z powagą, zastanawiając się, czy ten dziwny intruz
zdążył już coś zwinąć do kieszeni. Nie spodziewał się jednak, że reakcją na
jego pytanie będzie głośny wybuch śmiechu, który swoją dźwięczną melodią
wypełnił cichą przestrzeń salonu. Hongbin był na tyle rozbawiony, że zapewne
przewróciłby się, gdyby nie fakt, że już siedział. W końcu jednak znów spojrzał
na Taekwoona, nieco poważniejąc.
- Więc to tak mnie widzisz? Cóż… chyba nie powinno mnie to dziwić
– powiedział z zaledwie cieniem rozczarowania ukrytym w pogodnym tonie głosu.
- Nie widzę innego powodu, dla którego miałbyś mnie prześladować –
odparł Jung na swoje usprawiedliwienie, niepewny dlaczego jego słowa okazały
się być aż tak zabawne.
- Prześladować? – powtórzył Hongbin z niemałym zdziwieniem. Zaraz
jednak pokrył swój szok kolejnym rozbawionym spojrzeniem. – Niech więc będzie.
Powiedzmy, że jestem złodziejem… - powiedział twardym tonem, zaskakując swoją
szczerością. – Złodziejem uśmiechu – dodał psotnie, ponownie unosząc kąciki ust
w górę.
Taekwoon wpatrywał się w niego zszokowany, nie mogąc zrozumieć, jak
ktoś w tym wieku, może być tak dziecinny. Wypowiedź Hongbina nie skończyła się
jednak na jednym absurdalnym stwierdzeniu.
- Wszystkich w okolicy już okradłem - ciągnął dalej młodszy
chłopak, pozwalając powadze swojego tonu kolidować z pełnym rozbawienia wyrazem
twarzy. - Tylko ty wciąż się bronisz. Jesteś doprawdy trudnym przypadkiem. Niełatwo cię okraść. - Lee
mrugnął psotnie, po czym znów zaniósł się śmiechem, tym razem prawdopodobnie z
powodu skonsternowanej miny swojego rozmówcy.
Taekwoon wpatrywał się w Hongbina, próbując przetrawić właśnie usłyszane słowa. Czy to możliwe, żeby tym chłopakiem przez cały czas kierowały tak bezsensowne pobudki? Ludzie bywali doprawdy zadziwiający...
Jung zerknął na ułożonego na kolanach Hongbina kotka, i na delikatność z jaką chłopak głaskał spokojnie oddychające zwierzę po głowie. Cóż, z pewnością był nienormalny, ale może wcale nie tak głupi, jak większość społeczeństwa.
Taekwoon wpatrywał się w Hongbina, próbując przetrawić właśnie usłyszane słowa. Czy to możliwe, żeby tym chłopakiem przez cały czas kierowały tak bezsensowne pobudki? Ludzie bywali doprawdy zadziwiający...
Jung zerknął na ułożonego na kolanach Hongbina kotka, i na delikatność z jaką chłopak głaskał spokojnie oddychające zwierzę po głowie. Cóż, z pewnością był nienormalny, ale może wcale nie tak głupi, jak większość społeczeństwa.
Taekwoon wyciągnął przed siebie rękę z zamiarem pogładzenia miękkiego
czarnego futerka, ale w tym momencie spokój domu rozdał dzwonek telefonu.
Gospodarz z westchnieniem podniósł się z podłogi i ruszył w kierunku korytarza.
Nie mógł zrozumieć, na co mu ten diabelski wynalazek, który zmuszał do kontaktu
z ludźmi o najdziwniejszych porach dnia i nocy, który naruszał jego prywatność
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Kiedy jednak próbował go ignorować, rodzina
wzywała policję, bojąc się, że coś mu się stało. Przetestował ten scenariusz
już kilkakrotnie, i za każdym razem kończył się on niezbyt przyjemnie. Nie miał
więc innego wyjścia, jak po prostu odebrać przychodzące połączenie.
Rozmowa była krótka, a mimo to dłużyła się niemiłosiernie. Mama
wypytywała go o każdy szczegół jego studenckiego życia. Chciała wiedzieć jak
się ubiera, co je, z kim się spotyka. Taekwoon odpowiadał zwięźle, byleby jak
najszybciej móc odłożyć słuchawkę i mieć tę formalność z głowy. Mama była
jednak nieugięta w próbach zagłębienia tajników codzienności swojego syna.
- Uśmiechasz się często? - padło kolejne pytanie z rzędu, które
naraz wyróżniło się spośród innych. Taekwoon zerknął w stronę salonu, z którego
obecnie nie dobiegał żaden dźwięk. Czyżby cały świat był dzisiaj w zmowie? Chłopak zacisnął mocniej dłoń na słuchawce telefonu. - Albo chociaż czasem? -
dopytywała pani Jung z nadzieją, nie słysząc reakcji ze strony syna. Taekwoon wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym skinął głową.
- Trochę... Czasem... -
wybąkał, mając nadzieję, że te słowa w choć drobnym stopniu uspokoją
jego rodzicielkę. Następnie pospiesznie pożegnał się i odłożył słuchawkę na
widełki. Nie był pewien czemu słowa matki zrobiły na nim takie wrażenie. Zaraz
jednak pokręcił głową, odganiając problematyczne myśli, i ruszył z powrotem do
salonu.
Mógł się spodziewać widoku, który tam zastał, a mimo to zatrzymał
się zaskoczony, widząc zwiniętego na kocu na podłodze Hongbina. Miał
przymknięte oczy i oddychał spokojnie, miarowo. Tulił leżącego mu na klatce
piersiowej małego, czarnego kotka. Potargane włosy chłopaka i wzburzone futerko
zwierzaka sprawiły, że oboje wyglądali jak znajdy, które ktoś właśnie przygarnął
pod swój dach. Był to widok na tyle uroczy, że Taekwoon nie potrafił powstrzymać wpływającego
mu na usta, łagodnego uśmiechu. Kręcąc głową z niedowierzaniem, wziął w ręce
kolejny ciepły koc, którym to przykrył swoich gości.
- Złodziej uśmiechu, hm? - mruknął pod nosem, zasuwając rolety i
wychodząc z pokoju. Kiedy zamykał drzwi zdawało mu się, że usłyszał cichy
chichot. Był to jednak tylko krótki moment, po którym zapanowała zupełna cisza.
Taekwoon pokręcił głową i ruszył w głąb korytarza. Na jego ustach w dalszym
ciągu widniał blady cień uśmiechu, przypadłość, której w żaden sposób nie
potrafił się pozbyć. Którą zaraził go ten podstępny bezdomny złodziejaszek.
~*~
Tak jak wspomniałam w poście informacyjnym (klik), oto jest fluffik z Leobinem... pierwszy, ale mam wrażenie, że nie ostatni, bo zakochałam się w tym pairingu, a Leo to mój bias, więc no... Mogą się tu jeszcze nieraz pojawić ^^ Nie jestem pewna, jak wyszło, zwłaszcza że pisałam pod wpływem nagłego napadu weny. Tekst może być nieco słabszy pod względem technicznym, bo ciężko ogarnąć, jeśli część się pisze w autobusie na telefonie, część w zeszycie podczas wykładu z gramatyki opisowej japońskiego, część zaś na komputerze... No ale wyszło, jak wyszło, dajcie znać, co sądzicie (i wytknijcie mi błędy, bo padam na twarz i nie mam siły po raz kolejny tego czytać! ;;;) :3
Do napisania~~!
Yaaay! Opowiadanie z Leo! *mój bias, więc ten*
OdpowiedzUsuńTo było takie słodziutkieee <3
Hwaiting~
Mój też, jak nie kochać tego człowieka? <3 Dziękuję za komentarz ^^
UsuńBiasujący Leo łączmy się ^^
UsuńŚwietny ficzek ;3
OdpowiedzUsuńUwielbiam tutaj Hongbina :D Sam jest jak taki kotek, którego przyniósł do Leo ;3 xD
Mam tylko takie dwie uwagi:
1. ''Wolał nie wiedzieć, co ta dwójka niezapowiedzianych gości wyczyniała za jego plecami, więc szybko przelał podgrzane mleko do miseczki, i ruszył w kierunku salonu, skąd dobiegały odgłosy zabawy.''
Jak wolał nie wiedzieć to raczej nie sprawdzałby co robią xD
2. Hongbin nazywa się złodziejem uśmiechu, a to bardziej się kojarzy z odbieraniem uśmiechu innym niż z dawaniem, więc to wygląda na to jakby chciał ona zabrać uśmiech Leo.
Jeszcze raz napiszę, że ficzek jest świetny i tak bardzo mi się podoba ;3 I jeszcze +100 do zajebistości za postać Hongbina xD
http://cnbluestory.blogspot.com/
http://cnbluestory.blogspot.com/
Hm, w przypadku pierwszej Twojej uwagi - chyba faktycznie mogłam to jakoś inaczej sformułować, spróbuję coś z tym zrobić >.<
UsuńCo do drugiej... hm, z tym "kradnięciem" uśmiechów chodziło mi raczej o coś tak niewinnego, jak "skraść pocałunek", jeśli wiesz, co mam na myśli. W przypadku Leo ten uśmiech tak ciężko jest uzyskać, że tego typu motyw wydał mi się pasujący. Hongbin dąży do tego, żeby skraść uśmiech Leo, czyli sprawić, że z jego powodu ten wiecznie ponury chłopak się wreszcie choć na moment rozpogodzi. Ale to oczywiście kwestia interpretacji, cieszę się, że widzisz mój tekst po swojemu, dziękuję za uwagi i za komentarz, miło, że podobała Ci się postać Hongbina, bo też pałam do niej sympatią!
Pozdrawiam~~!
Dawno nie czytałam tak przyjemnego fika. Cały czas się uśmiechałam. Chwała Ci, że mnie zaobserwowałaś na tt, bo inaczej bym Cię tu nie odnalazła. Masz we mnie od teraz stałego czytelnika! ;)
OdpowiedzUsuńWitaj~!
UsuńMiło widzieć nową twarz ^^ Nie sądziłam, że moje kliknięcie follow zaowocuje nowym czytelnikiem :3
Cieszę się Twoją pozytywną reakcją.
Najwyraźniej Hongbin skradł również Twój uśmiech :D
Dzięki za komentarz <3
A widzisz! Ja nie sądziłam, że w końcu trafię na interesującego bloga, a że wybredna jestem to mało co mi się podoba xD
UsuńHongbin skrada nie tylko uśmiechy, ale i serducho <3