19.02.2016

Golden Light




Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Jongkey
Gatunek: shōnen-ai, fluff, Jonghyun POV
Długość: miniaturka
Inspiracja: ~♪~

~*~

Wzdrygam się pod wpływem pierwszej fali wieczornego chłodu, który dociera do mnie przez rozszczelnioną okiennicę. Dorze wiem, że powinienem już dawno spać, ale zbyt wiele myśli nie pozwala mi odpocząć. To jedna z tych nocy, podczas których jestem aż nazbyt świadom ogromu przestrzeni wokół mnie. Stary dom upomina się o uwagę, poskrzypując, szeleszcząc, co jakiś czas jęcząc przeraźliwie. Te nocne manifesty otaczającej mnie pustki nie są niczym nowym, stanowią melodię, która tylko czasem potrafi zakłócić mój spoczynek. Na przykład teraz. Teraz, kiedy wyostrzam słuch, z utęsknieniem szukając pośród nocnej ciszy nowych dźwięków. Czy to ziewnięcia, czy sennego pomruku. Może nawet zaskakująco bliskiego skrzypnięcia drzwi?

Kręcę głową, starając się tym samym odebrać znaczenie moim infantylnym nadziejom, zbagatelizować je. To pierwsza noc, podczas której nie jestem w tym starym, skrzypiącym domu sam. To pierwszy raz, kiedy myśli zbaczają na tak szalone tory. Moja wyobraźnia, napędzana niespokojnym sercem, niesiona z szumem wiatru zza okna, wędruje po drewnianych schodach, przemierza wąski korytarz, dociera do trzecich drzwi na wschodniej ścianie, i bezczelnie zakrada się za ich drewnianą barierę. Zdążam dostrzec wtulony w poduszkę policzek i jasne, nieco rozczochrane włosy. Kiedy docieram wzrokiem do na wpół rozchylonych ust, gwałtownie się cofam, przywołuję moją wyobraźnię do porządku. Celowo zamazuję obraz jaśniejący w głowie, czując gorzki wstyd, palący mnie ognistym piętnem.

Zaciskam zęby i spoglądam za okno, jakby mając nadzieję, że znajdę ukojenie gdzieś pośród kolejnych podmuchów szalejącego za szybą wiatru. Jesień śpiewa swoją nocną pieśń, która nadaje milczeniu szczególny smak. Moje myśli zdają się dostrajać do słyszalnego z zewnątrz szumu, wartkim nurtem płynąc ku ciemności parku, gdzieniegdzie tylko rozproszonej światłem latarni, zakamuflowanych pośród gęstości barwnych liści. To właśnie te błędne ogniki przykuwają moją uwagę. Przez szklane klosze sączy się płynne złoto, które maluje pobliskie drzewa na najintensywniejsze kolory jesieni. Dzięki owym osamotnionym pośród nocy i wiatru latarenkom, cały park zdaje się być żywy. Jakby każde złote światełko neutralizowało smutną aurę tej pory roku, jakby wszystkie wspólnie nadawały krajobrazowi jakiegoś nieuchwytnego, tajemniczego rodzaju piękna.

Wzdycham cicho, świadom, że znów dałem się oczarować tym nostalgicznym pieśniom wiatru. Ile bym dał, żeby ciemności moich nocy choć raz rozświetliła taka złota latarenka…

Niespodziewane skrzypnięcie drzwi sprawia, że wzdrygam się gwałtownie i odrywam wzrok od okna.

- Jonghyun? – Ciche słowo rozprasza smutną ciszę, która zdążyła już spowić zarówno cały pokój, jak i mnie samego. Z miejsca zapominam o parkowych latarniach, wciąż kuszących pięknem, wołających mnie zza cienkiej granicy szkła, i skupiam całą swoją uwagę na nowym źródle światła.

Twoje jasne spojrzenie nadaje półmrokowi zadziwiająco ciepłego wyrazu. Twój niepewny uśmiech odpędza wszelkie cieniste myśli. Czy to możliwe, że jesienny wiatr z rozmysłem przywiał mi cię tutaj tej samotnej nocy? Na tę myśl mam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Niepotrzebnie robię sobie głupie nadzieje. Dobrze wiem, że jesteś tylko odległą latarnią, a ja ginącym w mrokach, nocnym motylem. Mogę na ciebie patrzeć, ale jakiekolwiek zbliżenie skończy się całkowitym spaleniem. Wolno mi jedynie cieszyć oczy tym światłem, które niespodziewanie los sprowadził do mojego domu owej chłodnej nocy.

- Dlaczego nie śpisz? – pytasz tym samym, cichym tonem, jakby obawiając się, że najlżejszy dźwięk zakłóci spokój skrzypiącego przez sen, starego domu. Ja twierdzę wręcz przeciwnie. Twój głos idealnie wkomponowuje się w jesienną orkiestrę wiatru i liści, wprowadza złocisty akcent w krajobraz namalowany ciemnymi barwami. Tak bardzo chciałbym ci to wszystko powiedzieć, ale wiem, że mi nie wolno. Dlatego milczę. Uparcie i zawzięcie. Wbrew sobie.

W ciszy obserwuję, jak z wahaniem rozchylasz szerzej drzwi, i ostatecznie wkraczasz pośród otaczające mnie cienie. Twoje jasne włosy zdają się rzucać magiczne refleksy na pogrążone w żałobie ściany, a ja patrzę na to urzeczony, niezdolny oderwać wzrok. I znów padam ofiarą niepokornego serca, które nocami winno spać, a które w całym moim ciele najskłonniejsze jest do snucia nierealnych fantazji.

Zaciskam dłoń mocniej na brzegu parapetu, na którym siedzę, czując powoli ogarniającą mnie panikę. Zazwyczaj radzę sobie ze swoim problemem dużo łatwiej, ale tej nocy cały świat zdaje się zasnuwać niewytłumaczalną warstwą surrealizmu. Co sprawia, że nie potrafię nad sobą zapanować? Czy to twoje spojrzenie jest bardziej otwarte? Czy to bijące od ciebie światło jest bardziej kuszące, niż kiedykolwiek? A co najważniejsze – jak zatrzymać niedorzeczne myśli, naraz mnożące się w głowie?

- Wszystko w porządku? – Wzdrygam się, czując dotyk dłoni na moim ramieniu. Twoje oczy w dalszym ciągu wpatrują się we mnie wyczekująco, więc odpowiadam nieznacznym skinieniem głową, po czym odchrząkuję, próbując oczyścić gardło ze wszelkich zakazanych słów, jakie mógłbym w tej chwili mimowolnie wypowiedzieć.

- Tak, po prostu… - zacinam się, widząc, jak siadasz tuż obok. To niesamowite, ale moje wyobrażenie sprzed zaledwie kilku minut okazuje się być nad wyraz trafne. Twoje złote włosy układają się w nieco wzburzone od snu fale, nadając twarzy niewinnego wyrazu. Przez ułamek sekundy dostrzegam zsuwającą się powoli z ramienia, nieco za luźną koszulkę, ale momentalnie odwracam wzrok, czując jak moje serce niemal wyrywa się z piersi. Przełykam nerwowo ślinę, usiłując sformułować choć jedno składne zdanie. – Po prostu nie mogę spać, kiedy tak wieje… – zmyślam na poczekaniu, niemal od razu orientując się, jak głupio musi to brzmieć. Twój perlisty śmiech, który na moment zupełnie zagłusza szalejący za oknem wiatr, tylko pogarsza moją sytuację, więc mocno zagryzam od wewnątrz wargę, usiłując przywrócić się do porządku.

- Może po prostu boisz się ciemności, co? – pytasz żartobliwie, a ja nie mam odwagi odpowiedzieć, bo zbyt wiele szalonych słów kłębi mi się po głowie. Jesteś dla mnie błędnym ognikiem, którego boję się spłoszyć, bo bez twojego światła zupełnie utonę w mrokach nocy. Czy tak właśnie wygląda strach przed ciemnością? Bo jeśli tak, to moja choroba jest w bardzo zaawansowanym stadium. Zaciskam zęby i kręcę przecząco głową.

- To po prostu noc rozmyślań – mówię w końcu cicho, wykorzystując te słowa jako pretekst do ponownego zerknięcia za okno. Tym razem nie odnajduję jednak ukojenia w obserwowaniu tych świetlistych niby-słońc, zaszytych między koronami drzew. Tym razem moje oczy wypatrują twojej twarzy w odbiciu namalowanym na szkle. Obserwuję jak powoli, nieco zaskoczony, podążasz za moim wzrokiem i próbujesz przeniknąć spojrzeniem ciemność parkowego krajobrazu, najwyraźniej zastanawiając się, co jest w nim tak ciekawego, żeby do późnej nocy siedzieć w oknie i snuć rozmyślania. Uśmiecham się nieznacznie, widząc uroczą zmarszczkę, formującą się między twoimi brwiami.

- Więc… – mruczysz, przysuwając się nieco bliżej, jakby próbując dostrzec za oknem ten sam widok, który mnie tak absorbuje. Napinam mięśnie, czując jak nieopatrznie sprawiasz, że nasze ramiona i kolana się stykają. Czuję mrowienie, rozchodzące się po całym ciele, bez reszty mnie paraliżujące. – O czym rozmyślasz?

O tobie.

- O świetle – rzucam pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy, a twoje brwi unoszą się w górę. Następnie jeszcze intensywniej wbijasz wzrok w ciemność za oknem, co pozwala mi bezkarnie zatonąć w pięknie twojej twarzy. Mam przemożną ochotę zanurzyć palce w twoich złotych włosach, albo przesunąć kciukiem po twoim policzku. Sprawdzić, czy jesteś prawdziwy, czy to może tylko sen; wizja, którą gdzieś pośród samotnych godzin nocnych moja wyobraźnia postanowiła okrutnie sobie ze mnie zażartować.

Nie chcąc zanadto poddać się urokowi twojej obecności, postanawiam zmienić temat.

- A ty? Czemu nie śpisz? – pytam, znów zwracając na siebie twoją uwagę. Uśmiechasz się z zakłopotaniem, przyprawiając mnie przy tym o milion zawałów serca, które przechodzę jednak bez słowa skargi, zbyt odurzony twoją bliskością.

- Szczerze mówiąc mam problem z zasypianiem w obcych miejscach… - mówisz, wzruszając ramionami. – Po za tym głupio mi, że wprosiłem ci się do domu… - dodajesz, spuszczając wzrok.

- Wprosiłeś? Daj spokój, Kibum! Musiałem cię błagać, żebyś zgodził się tu przyjść… - odpieram, jeszcze zanim zdążę pomyśleć, co mówię. Nie ma w tym krztyny kłamstwa, ale stawia mnie w dość niewygodnej sytuacji. Nawet przede mną samym. Ale taka jest prawda. Kiedy wieczorne zajęcia zanadto się przeciągnęły, a ostatni autobus zdążył już dawno uciec, niemal stanąłem na głowie, żeby nakłonić cię do przenocowania w moim domu. Jak ryzykowne to było z mojej strony – wolę się nawet nie zastanawiać. Jesteś tylko moim kolegą i dobrze o tym wiem. A to nocowanie to tylko przyjacielska przysługa. Przecież jestem w stanie zapanować nad swoim głupim sercem, prawda?

- Masz rację… – stwierdzasz z zakłopotaniem, a ja jestem niemal pewien, że nieznaczne rumieńce na twojej twarzy to tylko wymysł mojej wybujałej wyobraźni, dodatkowo pobudzonej przez nietypową porę tej rozmowy. – W każdym razie zobaczyłem, że na dole jest jasno, więc pomyślałem, że może… że może też potrzebujesz kogoś do towarzystwa… - mówisz powoli, nie patrząc mi w oczy. – Można więc powiedzieć, że też nie mogłem spać, bo rozmyślałem o świetle… - Pewna doza nieśmiałości w twoich słowach zupełnie mnie dezorientuje, nadaje wypowiedzi dwuznaczności, której nie potrafię, którą boję się odczytać. Nie zdążam jednak zareagować, bo naraz twoimi ramionami wstrząsa dreszcz.

- Zimno ci? – pytam natychmiast, czując się nieco winny za absurdalnie niską temperaturę, panującą w tym wielkim, pustym domu po zmroku. Z miejsca zaczynam rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś koca, którym mógłbyś się okryć. Zamieram jednak w momencie, w którym twoje zimne palce nieśmiało wplatają się w objęcie mojej dłoni. Przez chwilę spoglądam na nasze złączone ręce, widok nowy, nieprawdopodobny, a mimo to mający solidne dowody w mrowieniu rozchodzącym się po całej mojej skórze, i w przyspieszonym biciu coraz bardziej zrozpaczonego serca.

- Nie szukaj nic. Tak jest dobrze – mówisz cicho, opierając policzek o moje ramię, wywołując kolejną falę dreszczy, przechodzących mi po plecach. Na moment wstrzymuję oddech i boję się choćby drgnąć. Twoje włosy łaskoczą mnie w szyję, a ja zachodzę w głowę, co zrobić, żeby lada chwila nie oszaleć. To pewnie tylko przyjacielski gest, nic więcej, prawda? Nie powinienem…

Kolejny dreszcz wstrząsający twoim ciałem sprawia, że mimowolnie wyciągam ramię i otaczam cię nim, próbując użyczyć choć trochę własnego ciepła. Zadziwia mnie chłód twojej skóry. Zawsze przypominałeś mi jaśniejącą gdzieś poza zasięgiem moich dłoni latarenkę, kuszącą mnie światłem i ciepłem. I choć owa jasność faktycznie wpisuje się w twoją postać, kryje się między kosmykami splątanych włosów, chowa się w zakrzywieniu uśmiechniętych ust, czai się w głębi spojrzenia, to twoja skóra okazuje się być porażająco wręcz zimna, jakby potrzebująca kogoś, kto ją ogrzeje.

Po chwili bezruchu rozluźniam się nieznacznie, czy to pod wpływem twojego spokojnego oddechu, czy tego łagodnego blasku, które od ciebie bije – nie wiem. Ostrożnie, jakby bojąc się, że lada moment znikniesz, zaczynam gładzić kciukiem zmarzniętą skórę twojego ramienia, jednocześnie wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.

Bo oto trzymam w ramionach złote światło, dotąd odległe, niedoścignione, nierealne. Zakazane. Tulę błędnego ognika, którego bałem się choćby dotknąć, w obawie przed spaleniem. A tymczasem to on okazuje się być tym, który potrzebuje ciepła, dużo bardziej ludzki, dużo prawdziwszy, niż te złudne latarenki, niezmiennie trzymające swoją wartę pośród wiatru i liści za oknem mojego pokoju.

Po upływie całej, zamkniętej w rytmie spokojnych oddechów, wieczności, unosisz głowę i rzucasz mi spojrzenie tak jasne, że ogarnia mnie panika na myśl, iż kiedykolwiek miałbym pozwolić mu zniknąć z mojego życia.

- Wiesz Kibum… Ja chyba naprawdę boję się ciemności … - mówię niemal szeptem, obawiając się jaki efekt wywołają te infantylne słowa. Ty jednak uśmiechasz się nieznacznie, jednocześnie zacieśniając splot naszych dłoni.

- Ja z kolei boję się zimna – stwierdzasz znacząco, sprawiając, że moje serce przestaje zachowywać jakiekolwiek pozory spokoju.

Wiatr maluje na twojej twarzy magiczne wzory, kiedy przybliżasz się do mnie. Wstrzymuję oddech pod wpływem tego niecodziennego spojrzenia. W akompaniamencie ciszy uśmiechasz się łagodnie, po czym łączysz nasze wargi, wreszcie dzieląc się ze mną tym światłem, którego tak brakowało mi w dotychczasowym życiu. Oszołomiony, dopiero po chwili odpowiadam na twoje działanie. Złoto twoich włosów przelewa mi się między palcami, kiedy ujmuję twoją głowę w dłonie, i żarliwie oddaję pocałunek, próbując odwdzięczyć się całym ciepłem, jakie mam ci do użyczenia. Twoja bliskość ostatecznie przepędza nieprzyjazne barwy nocy, podporządkowuje sobie cienie, które od tej pory służą jedynie podkreśleniu piękna twojego spojrzenia. A ja bez opamiętania rozgrzewam twoje usta, szyję, ramiona.

Wspólnie ubieramy noc w barwy dnia, ujmujemy zaokiennym szumom smutnych i chłodnych tonów, malując tę jesienną porę barwami najczystszego złota.

Kto by pomyślał, że ciepło moich dłoni nada twojemu jasnemu uśmiechowi nowego wymiaru piękna?

~*~

Czuję, że ten tekst mógłby być o wiele lepszy, ale nic już nie poradzę ;-; Mam wrażenie, że zupełnie zgubiłam zamysł, cóż >.< Ostatnio bardzo stęskniłam się do Jongkey i w efekcie spróbowałam zobrazować jeden ze starych, czekających gdzieś w szufladzie wyobraźni pomysłów. Jak wyszło? Oceńcie sami~! ^^

9 komentarzy:

  1. To ja tu umieram, bo za każdym razem, jak czytam coś Twojego jednocześnie mam ochotę napisać cokolwiek i tracę wiarę w moje umiejętności, a Tobie się wydaje, że może być lepiej... Pięknie, bo czytając tego shota miałam ochotę popełnić pisarskie seppuku. 8D W sumie to powinnam, bo mam takie zaległości, że wstyd się przyznać. ._.
    JongKey takie aww. TT.TT Moje serduszko oszalało z feelsów, bo Bummie takie uroczy. W sumie on dla mnie zawsze jest uroczy, nie jestem obiektywna, to się chyba nie liczy. Technicznie jest tak, że czuję się dosłownie rozjebana Twoim doborem słów, pozdrawiam z podłogi. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale uwielbiam sposób, w jaki piszesz. Wizja Jong Hyuna jest po prostu genialna i sama nie wiem co mi się bardziej podobało - jego wizja Ki Buma czy sposób w jaki wyznawali sobie uczucia. Niby fluff, ale nie taki słodki, jak lukier, co chyba najbardziej przypadło mi do gustu. Jestem na tak~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu potrzebuję czasu, żeby spojrzeć przychylniej na własny tekst >.<
      Kibum faktycznie jest uroczy, ale też taki... eteryczny? Fascynuje mnie jego uroda *~*
      Prawda, ostatnio moje fluffy często są fluffami tylko po części... ale jeśli wokół jest ciemno, jak tutaj, chyba tym bardziej docenia się to jedno migoczące w zasięgu wzroku światełko ^^
      Dzięki za komentarz~! <3

      Usuń
    2. Chyba każdy autor tak ma. Jak odkopuję jakiś tekst sprzed trzech, czterech lat to zaskakuje mnie to, że jest dobre napisany, hah.
      Aish, nie tylko Ciebie. *.* Myślałam, że to GD jest dla mnie piękny, ale od dobrych trzech tatuaży przestaję tak myśleć, bo trochę się dla mnie oszpeca... A uroda Ki Buma jest taka z jednej strony całkiem charakterystyczna - bo wydatne kości policzkowe, migdałkowate oczka, a z drugiej piekielnie nietypowa. Jedyne czego mu potrzeba to kredka do oczu, żeby zarysować lekko górną powiekę i wygląda po prostu idealnie. ♥ Delikatny, a zarazem męski, ostatnio naprawdę zrobił się z niego facet. To już nie ten sam filigranowy Bummie co z czasów Juliette.
      Ale powiem Ci, że takie chyba są najlepsze. Oczywiście miło jest dostać czasami mentalnej cukrzycy, ale przesadzać też nie można. Lepiej się rozczulić takimi drobnostkami. ~
      Zawsze do usług~! Wiem, że takie wsparcie bywa czasami pomocne, jeden komentarz jest w stanie zdziałać wiele. ^^ <3

      Usuń
  2. Ten one shot jest super! Taki magiczny ;3 Kibum jest tu taki tajemniczy.. podoba mi się! ^^

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju jeju jej
    Co powiedzieć~
    Mój ub tak magicznie opisany
    Jak zwykle nie mam słów T.T
    Weny... *,*

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje feelsy.. Moje serce..
    To magiczne, naprawdę
    Zwątpiłam w swoje umiejętności pisarskie, ale i tak cie kocham normalnie, noo
    Dlaczego trafiła tu dopiero Teraz? :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W swoje pisanie można wątpić, ale nie wolno przestać go kochać! To właśnie ta miłość zaprawia zwykłe słowa o szczyptę magii <3
      Bardzo mi miło, dziękuję za komentarz ^^

      Usuń

Template made by Robyn Gleams