- Tym razem nawet nie próbujesz udawać, że wszystko jest w
porządku… - Czyjś nazbyt wścibski głos wdarł się w gąszcz moich myśli,
zwiastując kolejną irytująco problematyczną rozmowę.
- Nie wiem, o czym mówisz… - burknąłem pod nosem, mimowolnie
marszcząc brwi.
- Więc teraz spróbujesz mi wmówić, że leżenie na sofie z
głową zwieszoną w dół to dla ciebie codzienność? – prychnął Kibum z przekorą.
Po chwili poczułem, jak kanapa ugina się pod jego ciężarem, kiedy usiadł tuż
obok. Następnie zapadła dziwna cisza. Dobrze wiedziałem, że mój przyjaciel nie
da mi spokoju, ale szczerze mówiąc było mi już wszystko jedno. Jeszcze nigdy
nie miałem głowy przepełnionej tak wielkim chaosem, w dodatku moje serce
zachowywało się co najmniej niepokojąco. Czułem się chory i nie miałem pojęcia
gdzie szukać lekarstwa. Jedyna osoba, której obecność mogłaby mi pomóc,
znajdowała się poza moim zasięgiem. Dobrze wiedziałem, że powinienem spotkać
się z Taeminem, ale strach paraliżował mnie na samą myśl o rozmowie po tym, co
wydarzyło się w teatrze…
- Ugh… - wydałem z siebie nieartykułowany dźwięk, zamykając
w nim ogarniającą mnie frustrację. Jednocześnie zacisnąłem powieki jeszcze
mocniej, mając nadzieję, że być może rozjaśni mi się w umyśle.
- Oho, widzę, że naprawdę masz ze sobą problem… - stwierdził
Kibum, najwyraźniej z zaciekawieniem obserwując moje zachowanie. – Czy to ci
pomaga…? – dodał z powątpiewaniem, zapewne mając na myśli moją niecodzienną
pozycję. – Nie boli cię głowa?
- Boli – odparłem, po czym zwlokłem się z sofy i opadłem na
fotel stojący tuż obok.
- Więc dlaczego to robisz? – zapytał Kibum, wpatrując się we
mnie z uniesionymi brwiami. Przez chwilę milczałem, nerwowo mierzwiąc własne
potargane włosy. W końcu westchnąłem ciężko, i odwzajemniłem spojrzenie
przyjaciela.
- Bo to boli jeszcze bardziej… - mruknąłem, uderzając się
dłonią w pierś. W pierwszej chwili Kibum wyglądał, jakby chciał parsknąć
śmiechem. Coś jednak w moim wyrazie twarzy musiało go powstrzymać. Ostatecznie
był na tyle dobry w ocenianiu ludzi, że chyba potrafił stwierdzić, kiedy sprawa
jest zbyt poważna na jakiekolwiek żarty.
- Powiesz mi, co się stało? – Tym razem głos mojego
przyjaciela przybrał nieco poważniejszy ton, co pozwoliło mi się odrobinę
rozluźnić. Naprawdę nie miałem humoru na wygłupy. Zaraz jednak spuściłem wzrok,
niepewny jak powinienem odpowiedzieć na to pytanie. Co się w zasadzie stało?
Byłem z Taeminem w teatrze, pokazałem mu kulisy, cieszyłem się zainteresowaniem
rozpalającym ciemne tęczówki. Wymarzona randka. Potem było mi dane zasmakować
jego ust, doświadczyć jego dotyku na moim ciele. Czyż mógłbym prosić o więcej?
Powinienem być szczęśliwy. Dlaczego więc, czułem się tak fatalnie? I dlaczego
wtedy zostawiłem Taemina samego? Dlaczego odtrąciłem jego usta, jego dłonie?
Przed moimi oczami znów zamigotała ta złota iskierka w porażająco ciemnych
tęczówkach, powód mojego szalonego zachowania. Bzdurne przeczucie, którym
chciałem usprawiedliwiać swoje czyny.
Z irytacją ponownie przesunąłem palcami po własnych włosach,
doprowadzając je do jeszcze większego nieładu.
- Nie wiem, co się stało, Kibum, nie wiem! – Mój głos
zawibrował nieco zbyt głośno w zamkniętej przestrzeni pokoju, ale zupełnie już
nad sobą nie panowałem. W przeciągu paru dni mój świat stanął na głowie i
zupełnie zgubiłem się w tym nowym stanie rzeczy, zgubiłem się we własnym sercu,
albo też w poplątanym spojrzeniu Lee Taemina.
- Mój Boże, nigdy nie sądziłem, że nadejdzie taki dzień,
kiedy to będę musiał ci udzielać porad sercowych – stwierdził Kibum, kwitując
swoją wypowiedź teatralnym westchnieniem. Przez moment wpatrywał się we mnie
ponaglająco, ale kiedy uparcie milczałem, wywrócił oczami. – Nie zamierzasz mi
zaufać? Pamiętaj, że ostatnim razem to ja ci pomogłem – powiedział pełnym
wyższości tonem, najwyraźniej dumny ze swoich pomysłów. – Kiedy wróciłeś z
tamtej pierwszej randki, głupawy uśmiech nie schodził ci z twarzy… Co się stało
tym razem? – Pytanie zawisło w powietrzu, niezdolne znaleźć odpowiedź, której
po prostu nie znałem. – Pokłóciliście się?
- Nie, to nie tak… - odezwałem się, po czym zagryzłem wargę,
wspominając spędzone z Taeminem chwile, które w mojej pamięci wyglądały aż
nazbyt idealnie.
- Więc? – naciskał Kibum, coraz natarczywiej zmuszając mnie
do zwierzeń.
- Po prostu wszystko wydarzyło się tak szybko… -
powiedziałem, zanim zdążyłem się powstrzymać. W odpowiedzi na te słowa, na
twarz mojego przyjaciela znów wpełzł ten nieznośny, przebiegły uśmiech.
- Szybko, mówisz? – mruknął, posyłając mi wymowne
spojrzenie. Skrzywiłem się, aż za dobrze rozumiejąc, co ma na myśli.
- Przestań – uciąłem, nie chcąc dopuścić do rozwoju tego
tematu.
- No co? Jesteśmy dorośli, nie musimy unikać tego typu
rozmów… - obruszył się Key, spoglądając na mnie spod zmarszczonych w
niezadowoleniu brwi. – Więc… jak było? – drążył temat, nie chcąc dać za wygraną.
To był jeden z tych momentów, kiedy z całego serca miałem dość Kim Kibuma i
jego niekończących się pytań. Przymknąłem powieki, starając się zapanować nad
wzburzeniem.
- Nie było – oznajmiłem dobitnie, chcąc jak najszybciej
zakończyć ten temat. Kwestia mojego i Taemina zbliżenia wcale nie była moim
największym zmartwieniem. Tak naprawdę najbardziej męczyło mnie coś zupełnie
innego. – Ja… - zacząłem, ale zaciąłem się już po pierwszym słowie. Poirytowany
wstałem z fotela i zacząłem krążyć po pokoju, z rękami wciśniętymi w kieszenie
spodni.
- Ty…? – powtórzył Key, próbując podtrzymać mój zamiar
wyrzucenia z siebie tego, co mnie męczyło.
- Powiedziałem Taeminowi, co do niego czuję – wykrztusiłem
wreszcie, nie patrząc przyjacielowi w twarz. Nie byłem do końca pewien, czemu
ta kwestia wpędza mnie w takie zakłopotanie, zwłaszcza że najwyraźniej Kibum
wiedział o moim uczuciu znacznie wcześniej, niż ja sam. Wciąż jednak dziwnie mi
było mówić o tym otwarcie. Zwłaszcza, kiedy wspominałem okoliczności, w których
doszło do wyznania. Jak desperacko musiały brzmieć wtedy moje słowa? Chwyciłem
się ich, jak tonący brzytwy, licząc na jakiś przełom, na zmiany wywołane czymś,
co kotłowało się we mnie od tak dawna, a co wreszcie postanowiłem wystawić na
światło dzienne.
- I…? – zapytał Kibum, a ja przełknąłem ślinę i przesunąłem
kciukiem po własnych wargach. Natarczywa fala zbyt gorących pocałunków , którą
zaatakował mnie wtedy Taemin, z pewnością nie była wymarzoną reakcją na te
trudne do wypowiedzenia słowa, z którymi udało mi się wreszcie uporać. Wręcz
przeciwnie, od tamtego momentu wszystko zaczęło przypominać raczej koszmar, bo
miałem wrażenie, że kolejnymi cielesnymi pieszczotami Taemin odpycha od siebie
moc mojego uczucia. Jakby go nie chciał. Jakby się go bał.
- Nie wiem – oznajmiłem, tym razem już z bezwstydnym
błaganiem spoglądając w oczy mojego przyjaciela. Ten przez chwilę milczał,
mierząc mnie pełnym zamyślenia wzrokiem. W końcu westchnął ciężko.
- Minho, mam wrażenie, że ty zdecydowanie za dużo myślisz –
powiedział, kręcąc głową nad moim zachowaniem. – Skoro problem tkwi tu… -
uniósł dłoń, i poklepał się nią po piersi, zupełnie tak, jak ja zrobiłem to
chwilę wcześniej - …to nie ma sensu szukać odpowiedzi tutaj – dodał, drugą ręką
dotykając własnej skroni. Następnie skrzyżował ramiona i spojrzał na mnie
zmrużonymi oczami. – Kochasz go? – To pytanie wywołało we mnie szalony wir
niezrozumiałych myśli, ponad który jednak wyraźnie wzbijało się dudnienie
niespokojnego serca. Zacisnąłem dłonie w pięści i skinąłem głową.
- Tak.
- A czy on kocha ciebie? – Tym razem na moment wstrzymałem
oddech, nie spodziewając się, że Kibum aż tak bezpośrednio będzie próbował
wybadać sytuację. Przez chwilę biłem się z myślami, na zmianę wspominając
niewinne spojrzenie Taemina, i grzeszne usta Sagi. W końcu wziąłem głęboki
oddech.
- Nie wiem – odparłem szczerze, spoglądając na mojego
przyjaciela wyczekująco. Kibum pokiwał głową w zamyśleniu, po czym klasnął w
dłonie.
- W takim razie, najwyższa pora się dowiedzieć, nie sądzisz?
– powiedział po prostu, jakby to była najoczywistsza kwestia pod słońcem.
- N-nie sądzę, żebym był gotowy… - wybełkotałem, wbijając
wzrok w podłogę.
- Oh, a ja sądzę wręcz przeciwnie. To idealny moment, bo
jeszcze chwila leżenia do góry nogami na sofie, i faktycznie coś ci się w tym
mózgu poprzestawia – stwierdził z dezaprobatą, po czym wstał i zbliżył się,
żeby poklepać mnie po ramieniu. – Musisz z nim porozmawiać, Minho. Nie ma innej
rady… - oznajmił dobitnie. Na odchodnym posłał mi jeszcze jeden pokrzepiający
uśmiech, po czym opuścił pokój, zostawiając mnie sam na sam z moim źródłem
problemów – natarczywie dudniącym sercem.
~*~
Wzdrygnąłem się nieznacznie, pod wpływem docierającego pod
płaszcz, jesiennego powiewu. Powinienem był już jakiś czas temu zainwestować w
cieplejsze odzienie, ale nie, zamiast tego wolałem szlajać się po kasynach i
salach balowych. Dobra robota, Choi Minho, ty zawsze wiesz, co w życiu
najważniejsze.
Skrzywiłem się na dźwięk własnych myśli w mojej głowie,
która ostatnio przestała być komfortowym miejscem, stała się raczej siedliskiem
wszelkich rozterek i niepewności. Niedbale poprawiłem owinięty wokół szyi
szalik, po czym urwałem kolejny fragment trzymanej przez siebie, suchej bułki,
i rzuciłem go na asfalt, tym samym gromadząc stado wygłodniałych ptaków u
swoich stóp. Jak żałośnie musiałem wyglądać na tej parowej ławce, marznący w za
cienkim płaszczu?
Zaśmiałem się gorzko, wyobrażając sobie, jaką minę miałby
Kibum, gdyby mnie teraz zobaczył. Z pewnością nie tego oczekiwał, kiedy parę
godzin temu namawiał mnie do stawienia czoła swoim problemom. Z początku dobrze
mi szło. Nie zwalniając ani na moment, przemierzyłem jedną ulicę, przemierzyłem
drugą. Kiedy byłem na rogu trzeciej i czwartej zacząłem się wahać, zacząłem
szukać innego wyjścia z sytuacji. W połowie piątej ulicy skręciłem z mojej
utartej ścieżki i trafiłem do parku. Tym sposobem znalazłem się tu, na tej
szarej i odrapanej ławce, karmiąc gołębie suchą bułką. Pogratulować.
- Tchórz, i tyle – warknąłem sam na siebie, być może łudząc
się, że tego typu obelgi w jakiś sposób wpłyną na moje infantylne postępowanie.
Bałem się, co do tego nie było wątpliwości. Bałem się, jak dziecko i nie
potrafiłem nad tym zapanować. Miliony scenariuszy krążyły mi po głowie, chwiały
moim postanowieniem rozwiązania sytuacji. Może Taemin się na mnie obraził? Może
poczuł się odrzucony, choć tak naprawdę nie miałem tego w zamiarze? Może nie
chce mnie widzieć na oczy?
Pod wpływem tych myśli gwałtownie wstałem, płosząc przy tym
oblegające mnie ptaki. Miałem nadzieję, że szum wiatru w uszach choć na moment
zagłuszy problematyczne słowa. Na próżno. Chwilę później zaatakowała mnie
kolejna seria przypuszczeń. Co, jeśli Taemin tak naprawdę tylko się ze mną
bawił? Co, jeśli zarówno nasze randkowanie, jak i sytuacja mająca miejsce w teatrze,
stanowiły tylko bonus, fikuśny dodatek do opierającej się na kłamstwach
codzienności. Co, jeśli…
Kolejne zdanie w mojej głowie gwałtownie się urwało, na
wspomnienie oczu Taemina. Oczu, których widok mój mózg zapisał sobie na później
w pewnym konkretnym momencie. Kiedy wyznałem Taeminowi, że go kocham… Coś
niepojętego działo się w jego oczach, jakaś szalona kombinacja miliona barw, z
których każda zdawała się odzwierciedlać odmienne emocje. Czy takie spojrzenie
byłby w stanie posłać ktoś, kto jedynie się bawi?
Rzuciłem resztkę bułki na ziemię i otrzepałem dłonie z
okruchów, po czym wcisnąłem je w kieszenie. Nieco przerażony nowym silnym
postanowieniem zmierzenia się z prawdziwą twarzą Lee Taemina, postanowieniem
które właśnie się we mnie odrodziło, ruszyłem zdecydowanym krokiem przed
siebie.
Brama miejskiego parku zamajaczyła mi nad głową, kiedy
opuszczałem tę cichą ostoję ziemi i wiatru, i wkraczałem na jedną z ruchliwych,
niebezpiecznie przybliżających mnie do celu mojej podróży, ulic. Dopiero w połowie
drogi zorientowałem się, że znów, jak zwykle zresztą, zupełnie nie mam planu
działania. Nie mogłem przecież tak po prostu wprosić się do mieszkania Taemina,
stanąć przed nim, i w milczeniu zapatrzyć się w jego oczy, jakbym chciał
upewnić się, że to, co w nich wcześniej zobaczyłem, jest wciąż aktualne, wciąż
żywe. Na samo wyobrażenie takiej sytuacji pokręciłem gwałtownie głową. Moje
aktorskie serce miało szalone skłonności ku improwizacji, co tylko w niektórych
przypadkach przydawało się w życiu, czasem jednak stawało się uciążliwe.
Skręciłem w prawo, po drodze niemal wpadając na jakąś
starszą kobietę, zbyt roztargniony, żeby zwracać uwagę na przechodniów. Tam
przystanąłem, wyczuwając niebezpieczną bliskość miejsca, do którego zmierzałem.
To właśnie na tej ulicy, tamtą trudną do określenia ilość tygodni temu,
podniosłem z bruku czarną, damską rękawiczkę, którą to postanowiłem zwrócić
właścicielce. Wspomnienie tamtego spotkania wciąż wywoływało we mnie mieszane
uczucia, zwłaszcza przez pryzmat późniejszych zdarzeń.
Westchnąłem cicho i zwróciłem się bokiem do ulicy. Tym razem
nie zamierzałem przyjść nieprzygotowany, najpierw musiałem wymyślić jakiś plan.
Z miejsca skrzywiłem się na widok swoich potarganych włosów i cieni pod oczami.
Kilkoma ruchami przygładziłem niesforne kosmyki. Nie zdziałałem w ten sposób
wiele, ale musiałem na dany moment zupełnie zapomnieć o wyglądzie, bo miałem
ważniejsze problemy do omówienia z samym sobą.
- Pójdziesz tam, i choć raz załatwisz sprawę porządnie –
powiedziałem stanowczo, mierząc odbijające się w szybie sklepowej witryny
straszydło twardym spojrzeniem. Dla poparcia własnych słów dodatkowo pokiwałem
z przekonaniem głową, cały czas uważnie obserwując zachowanie tego drugiego
Minho, jakby niespuszczanie z niego wzroku miało go przypilnować, sprawić, że
nie wymknie się więcej spod kontroli. Z perspektywy przemierzających ulicę
przechodniów musiałem wyglądać doprawdy idiotycznie. Nie miało to jednak
większego znaczenia. Mogłem być pomylony, obłąkany, wszystko było mi już jedno.
Jedyne, co się liczyło, to ja i moje słowa. Słowa, które musiały zostać tym razem w odpowiedni sposób
wypowiedziane.
Po raz kolejny przeczesałem włosy ręką, dochodząc do
wniosku, że lepiej doprowadzić się jednak do względnego porządku. Któż chciałby
przyjmować uczucia takiego upiora, jakim stałem się przez ostatnie dni? Z
grubsza zadbawszy o swój wygląd, począłem rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś
godnego rekwizytu. Mój wzrok niemal od razu padł na jaśniejące pośród ogólnej
szarości kwiaty, wypełniające doniczki zawieszone w oknach kamienicy
mieszczącej się tuż obok sklepu, przed którym stałem. Zerknąłem w kierunku
odbijającego się w szybie Minho, nakazując mu, żeby został na swoim miejscu i
nigdzie się stąd nie ruszał. Następnie szybkim krokiem podszedłem do barwnych
roślin, które naraz wydały mi się idealne na tę okazję, choć przecież zaledwie
kilka dni wcześniej z pogardą wyrzuciłem podobne do śmietnika. Mając nadzieję,
że nikt nie zauważy mojej małej kradzieży, przywłaszczyłem sobie kilka najładniejszych
kwiatów, po czym wróciłem na swoje miejsce.
Minho łypnął na mnie z naganą, spoglądając to na zdobyte
nieuczciwie rośliny, to w moje oczy. Zignorowałem jednak jego nieme wyrzuty, i
skupiłem się na tym, co zamierzałem zaraz zrobić. Zadanie to nie było tak
proste, jak mi się jeszcze chwilę temu zdawało. Nie miałem pojęcia jakich słów
użyć, jaką minę zrobić, ani nawet, czy trzymane w ręce kwiaty to faktycznie
odpowiedni podarunek dla kogoś takiego jak Taemin. Tak mało o nim wiedziałem,
tak wiele jeszcze chciałem się dowiedzieć.
Minho z odbicia pokręcił głową, zmuszając mnie do ponownego
skupienia się na celu mojej wyprawy. Westchnąłem ciężko, po czym odchrząknąłem,
przygotowując się do przemowy. Ścisnąłem mocniej łodyżki trzymanych przez
siebie kwiatów, po czym zestresowany spuściłem wzrok, wbijając go we własne
buty, które, swoją drogą, potrzebowały porządnego pastowania.
- Przyszedłem, żeby powiedzieć ci coś bardzo ważnego, Taemin
– zacząłem niepewnym głosem, aż nazbyt wyraźnie wyobrażając sobie, że to
właśnie te migdałowe oczy, a nie moje własne, wpatrują się we mnie intensywnie,
wyczekująco. – Od dnia, w którym cię po raz pierwszy spotkałem, podświadomie
wiedziałem, że będziesz dla mnie kimś ważnym, nawet jeśli wtedy nie do końca
zdawałem sobie z tego sprawę, nie do końca to rozumiałem. Beztroskie chwile
mijały, a ja coraz częściej padałem ofiarą twojego uśmiechu. – Mój poważny ton
brzmiał dziwnie i nienaturalnie, ale zamierzałem brnąć dalej, aż do tych
najważniejszych słów. – Kradłeś moje myśli i mój sen. Nie mam pojęcia kiedy to
się stało, ale w mgnieniu oka zostałeś najważniejszą osobą w moim życiu.
Przychodzę więc, żeby w należyty sposób wyznać ci swoje uczucia. Kocham cię,
Taemin, i chcę, żebyś był tego świadom… - Zerknąłem niepewnie na własne odbicie.
Minho spoglądał na mnie z powątpiewaniem i wyraźnie widocznym pierwiastkiem
zażenowania, zaszyfrowanym w ciemnych oczach. Z pewnością nie o taki efekt mi
chodziło. Po plecach przebiegł mi dreszcz, kiedy wyobraziłem sobie, że Taemin
mógłby na mnie popatrzeć w podobny sposób.
- Ugh… - wydałem z siebie dźwięk frustracji, jednocześnie
uderzając się trzymanymi kwiatkami po głowie, jakby ta dziwna metoda miała
jakoś zlikwidować moją nieporadność. Moje wyznanie brzmiało, niczym wycięte z
taniego romansidła. Naraz zrozumiałem wszystkich tych papierowych bohaterów, z
których w innych okolicznościach zapewne bezmyślnie bym się naśmiewał. Ubrać te
chaotyczne uczucia w odpowiednio brzmiące słowa to nie lada wyzwanie. Musiałem
mu jednak podołać. Nie miałem innego wyboru.
- W takim razie… - mruknąłem pod nosem, drapiąc się po
głowie, powoli znów zbierając myśli. – Może coś mniej rozegzaltowanego? –
zapytałem sam siebie. Wyniosłe słowa faktycznie średnio pasowały mi do Lee
Taemina. Odbijający się w szkle Minho pokiwał głową zachęcająco, w odpowiedzi
na moje pytanie.
Odchrząknąłem głośno, po raz kolejny wcielając się w swoją
rolę. Nieco pewniej uniosłem wzrok, tym razem wyobrażając sobie, że patrzę
Taeminowi prosto w oczy. Nie było to wcale łatwe, ale wyszedłem z przekonania,
że konieczne. To właśnie oczy były jedyną moją przepustką do głębi taeminowych
myśli. Mogłem nie ufać czynom i słowom, ale w jego ciemnych tęczówkach czasami
błyskała na co dzień sprawnie ukrywana prawda.
- Przychodzę powiedzieć ci coś, co już słyszałeś i czego
ponownie słyszeć możesz nie chcieć, a co wypowiedziane zostać i tak musi –
oznajmiłem rzeczowym tonem, starając się brzmieć jak najpewniej. - Tym razem,
zrobię to w należyty sposób. Kocham cię, Taemin, i pragnę się dowiedzieć, czy
ty też coś do mnie czujesz – zakończyłem dobitnie, po czym kontrolnie zerknąłem
w kierunku własnego odbicia. Minho obserwował mnie z uniesionymi brwiami, a
jego na wpół zniechęcony, na wpół kpiący wyraz twarzy sprawił, że z irytacją
wyrzuciłem ręce w powietrze.
- Czego ode mnie oczekujesz, co?! Jakich słów się
spodziewasz? Nie wymyślę ci tu nie wiadomo czego, nie jestem Szekspirem! –
krzyknąłem do własnego odbicia, ale już w momencie wypowiadania ostatniego
słowa, dostrzegłem błysk we własnych oczach. – No właśnie… Szekspir… Po co
męczyć się z własnymi wyznaniami, skoro mogę użyć jego słów? Zawsze trafnych,
zawsze idealnie ułożonych. Deklaracja uczuć w moim stylu… - mówiąc,
począłem gorączkowo krążyć w te i we w te, w przyspieszonym tempie analizując
wszystkie zapisane w pamięci cytaty. W końcu zatrzymałem się gwałtownie i
spojrzałem z desperacją na własne odbicie. – Jest ich tak wiele! Nie
wiem, który będzie odpowiedni – zawołałem w kierunku tego drugiego,
obserwującego mnie z właściwym sobie dystansem Minho. Wydawało mi się, że widzę
w jego oczach jakiś błysk zdecydowania, ale wtedy sklepowe drzwi gwałtownie się
otworzyły, a na schodkach stanęła nieco zaniepokojona właścicielka tego
miejsca.
- Przepraszam, ale tkwi pan pod moją witryną już od kilkudziesięciu
minut… Czy mogę panu w czymś pomóc? – zapytała, siląc się na uprzejmy uśmiech,
choć tak naprawdę jej wzrok już błądził po zatłoczonej ulicy, w poszukiwaniu
przechadzających się nią służb porządkowych, które mogłyby ukrócić dziwne zachowanie
takiego szaleńca, jak ja.
- Ależ, nie ma takiej potrzeby – odparłem równie uprzejmym
tonem. – Już wiem, już wszystko wiem! Sam sobie poradzę, nie ma innego wyjścia
– dodałem z przekonaniem, przywołując na usta najbardziej obłąkańczy uśmiech na
jaki było mnie stać, przez co stojąca w progu kobieta zadrżała z trwogi. Nie
dałem jej jednak czasu na wezwanie pomocy. Okręciłem się na pięcie i
pogwizdując ruszyłem w kierunku celu mojej wyprawy. W ręku trzymałem świeże
kwiaty, a po głowie krążyły mi świeże myśli. I słowa, których potrzebowałem.
Słowa, które wszystko naprawią. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
~*~
Pierwszych kilkanaście schodów niemal przebiegłem. O
potrzebie oddychania przypomniałem sobie dopiero w okolicach półpiętra, kiedy
to nagle zakręciło mi się w głowie. Takie bzdury wydawały mi się jednak mało
istotne, wobec misji, którą zamierzałem wykonać jak najszybciej. Zanim zdążę
się zawahać.
Odnalezione parę chwil wcześniej słowa wciąż krążyły mi po
głowie, wciąż pospieszały mnie, wciąż chciały zostać wreszcie wypowiedziane.
Byłem pewien, że dzięki nim wszystko się ułoży, że Taemin zrozumie prawdziwość
moich intencji, że da mi klarowną odpowiedź. Nie miałem pojęcia, skąd wzięło
się we mnie przekonanie, że porządne wyznanie uczuć wszystko załatwi, ale chciałem
trzymać się tej myśli, bo dawała mi konieczną do działania siłę.
Chcąc uniknąć potknięcia się o własne nogi, zwolniłem nieco
kroku, w dalszym ciągu pokonując kolejne stopnie, raz po raz zerkając w górę
klatki schodowej, jakby spodziewając się, że lada chwila Taemin wyjdzie mi na
spotkanie, że zobaczę go wspierającego się o balustradę, z pełnym politowania
uśmiechem i ledwo dostrzegalnym, ale wyraźnym oczekiwaniem w ciemnych oczach.
Temu właśnie oczekiwaniu zamierzałem sprostać.
Obskurna fizjonomia ciemniejącego korytarza roztaczała swoje
wdzięki wszędzie wokół. Wykwitające na ścianach przebarwienia zdawały się
uśmiechać do mnie na swój obleśny sposób. Było w tym dziwnym, ponurym otoczeniu
coś kpiącego, jakby sam budynek z politowaniem obserwował porywczość młodego,
zakochanego serca i wynikające z niej szaleństwo. Atmosfera zagęszczała się
wraz z każdym kolejnym krokiem, ale broniłem się przed ciszą i wilgotną
ciemnością, zbyt optymistyczny, żeby pozwolić jej wpłynąć na moje działanie.
Nie miałem pojęcia, skąd to dziwne wrażenie, skąd ta obcość w skrzypieniu
schodów i w szmerze zakurzonego powietrza. Przecież bywałem tu już setki razy,
zawsze tak samo obojętny na obskurne wnętrze, skupiony jedynie na celu swojej
wizyty, kierując swoje myśli jedynie ku temu skromnemu mieszkanku na poddaszu,
miejscu tak pospolitym, i tak niezwykłym jednocześnie. Tym razem jednak, moje
myśli były coraz cięższe z każdym przebytym stopniem, jakby wirujący wszędzie
wokół kurz obciążał je, nie pozwalał wzbić się do poziomu ostatniego piętra.
Czy to niepewność? Czy wahanie? Nie byłem pewien, co wywołało we mnie tak
dziwne uczucia. Nie zamierzałem się im jednak poddać.
Zacisnąłem zęby i przebyłem ostatnich kilka stopni. Podłoga
zaskrzypiała cicho, złowieszczo, kiedy stanąłem przed drzwiami mieszkania na
poddaszu. Wyciągnąłem przed siebie rękę, żeby zapukać, ale zatrzymałem się wpół
ruchu. A co jeśli popełniałem błąd…?
Pokręciłem gwałtownie głową i zdecydowanym ruchem uderzyłem
w drewno. Raz. Drugi.
Odpowiedziała mi cisza, cisza coraz głośniejsza,
wypełniona moimi zaniepokojonymi myślami. Może Taemin nie chciał mnie widzieć?
Z miejsca zganiłem samego siebie za tego typu wnioski. Pewnie najzwyczajniej w
świecie brał prysznic, albo ucinał sobie drzemkę, zmęczony po nocnych przygodach.
Po chwili wahania, nacisnąłem klamkę. Drzwi nie stawiły żadnego oporu i moment
później znalazłem się w małym mieszkanku, witany przeraźliwym skrzypieniem
zardzewiałych zawiasów.
- Taemin? – Mój głos wdarł się w cichą przestrzeń
pomieszczenia, odbił się od ścian, nie mogąc znaleźć właściwego adresata. Ze
zmarszczonymi brwiami zajrzałem do sypialni i skromnej kuchni. Serce podeszło
mi do gardła, kiedy napotkałem jedynie nagie ściany i puste szafki.
Gdzieniegdzie leżały pojedyncze, mało istotne przedmioty, takie jak paczka
zapałek czy niewyprana chusteczka do nosa, zupełnie jakby ich właściciel
pakował się w pośpiechu, nie mając czasu na dbałość o szczegóły. Moje kroki
odbijały się absurdalnie głośnym echem w pustce mieszkania, co tylko potęgowało
atmosferę obcości, która nie wiadomo kiedy zapanowała w tych znajomych czterech
ścianach. Dokładnie zbadawszy większość pomieszczeń, jakby łudząc się, że jeśli
tylko będę dość uważny, rzeczywistość okaże się być inna, niż na pierwszy rzut
oka, wreszcie skierowałem swoje kroki ku salonowi.
Skromne pomieszczenie z widokiem na szczyty szarych dachów i
odległy gmach miejskiego teatru, tchnęło dziwną, ciężką atmosferą. W pierwszym
momencie rzuciło mi się w oczy nadal wiszące na ścianie oblicze Kim Jonghyuna.
Jego podziurawiona twarz tym razem przybrała wybitnie kpiący wyraz, więc
odwróciłem od niego spojrzenie, i pospiesznie omiotłem pomieszczenie wzrokiem,
nie chcąc zanadto pozwolić sobie zatonąć we wspomnieniach powiązanych z tym
miejscem. Mimo usilnych starań, obraz dużych, zdziwionych oczu Taemina, kiedy
po raz pierwszy odbyliśmy wspólny taniec, wciąż nie dawał mi spokoju, jakby
fragmenty tamtych dziwnie intymnych minut jeszcze unosiły się w powietrzu,
jeszcze próbowały oczarować obojętną, pustą przestrzeń salonu. Dopiero po
chwili bezradnego rozglądania się wokół, mój wzrok padł na stojące w kącie
biurko.
Zniknęła z niego mnogość ozdóbek, niezliczona ilość kartek i
zapisków, fragmenty niezużytego materiału, sznury pereł, pliki kopert, i cała masa
innych przedmiotów, które niegdyś zapełniały drewniany blat. Nie pozostało ono
jednak całkiem puste.
Z coraz bardziej panicznie bijącym sercem podszedłem do
biurka i wbiłem wzrok w leżącą na nim, niewielkich rozmiarów karteczkę zgiętą
na pół. Wyciągnąłem rękę, powoli i niepewnie. Mógł to być zwykły, w pośpiechu
porzucony kawałek papieru. Coś jednak nie pozwalało mi myśleć w tak logiczny
sposób. Bałem się, jakie słowa zobaczę, jeśli odważę się ją przeczytać. Czy
była to wiadomość od Taemina? Wyjaśnienie? Przeprosiny? Obietnice? Tak wiele
opcji krążyło mi po głowie. Z pośród nich wszystkich najbardziej nie chciałem
dopuścić do siebie tego, co wydawało się najbardziej oczywiste w zaistniałej
sytuacji. Jedyne słowa, jakich nie zamierzałem zaakceptować, to słowa
pożegnania.
Z trudem przełknąłem ślinę, i wziąłem do drżącej ręki tę
niepokojącą swoją bielą karteczkę. Moim oczom ukazało się zaledwie parę,
nakreślonych naprędce pociągnięć piórem. Wstrzymałem oddech, a dotąd trzymane,
choć dawno już zapomniane kwiaty wypadły z uścisku mojej dłoni i z cichym,
smutnym pacnięciem uderzyły o podłogę. Wpatrywałem się w pozostawioną mi
wiadomość długo i intensywnie, ale mimo moich starań, zapisane na białej kartce
słowa nie chciały w żaden sposób zmienić swojego znaczenia. Pozostawały
niewzruszone, choć świat rozmywał się i wirował wokół mnie. Biel kartki i czerń
tuszu były niezmienne, i już wtedy wiedziałem, że ich widok wyrył się w mojej
pamięci na resztę życia. Wiadomość Taemina wibrowała mi w uszach, przemieszana
z natarczywym szumem krwi.
„Tu kończy się moja rola.”
~*~
Jestem! Wiem, że tym razem odstęp był szalenie krótki (niemal jak za starych, dobrych czasów ;;), bo faktycznie mam obecnie sporo rozdziałów w zapasie (a do tego taka jedna osoba była mi skłonna przypomnieć o istnieniu Sagi, co na kilka dni wyparłam z pamięci). Rozdział jest... cóż, w pewnym stopniu przełomowy, przypuszczam, że kilka kolejnych może Wam średnio przypaść do gustu, ale tak już musiało być, więc błagam o cierpliwość ;-; Obym sama nie zwątpiła, hwaiting~!
Czekając na rozdział myślałam o tym co może on zawierać. Wiedziałam też, że w końcu musi nadejść coś, co nie spodoba mi się, ale jak to czytałam, szczególnie koniec zrobiło mi się strasznie przykro, nie pamiętam kiedy takie uczucia gościły w moim sercu. Przy YP to było też coś innego, tu było to bardziej...niedowierzające, gorzkie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wczułam się w postać Minho i nie myślałam, że Taemin może wywinąć taki numer. Dużo jest przemyśleń samego Minho. Lubię znać myśli bohaterów, więc dobrze mi się to czytało, szczególnie jak napisane to jest takim wspaniałym sposobem. Czekam jeszcze na Taemina, ale pewnie sobie długo poczekam. Gdy mówione było, że coś zostawił to myślałam, że będzie to maska (którą dał mu Minho), by odciąć się całkowicie. W sumie dobrze, że jej nie zostawił. Czasami parę słów może skrzywdzić bardziej niż kłótnia. Ciekawe co robi Taemin...teraz o tym będę cały czas myśleć. Co zrobi Minho w takim razie, będzie go szukał? Ale gdzie? Oby nic się Tae nie stało. Minho też, w końcu pewno będzie załamany...lub to wszystko wyprze i będzie udawał.
OdpowiedzUsuńKibum mimo swojego charakteru umie słuchać, radzić, zmotywować, co w nim uwielbiam. Dobrze, że są z Minho przyjaciółmi. Może wszechwiedzący Kibum mu pomoże...ale mam nadzieję, że w dobrym sensie i nie będzie "pomagał" zapomnieć. Choć to brzmi logicznie. Ktoś odszedł, więc trzeba o nim zapomnieć, by nie cierpieć. Nie lubię w takim razie logiki. Wolę, by poszedł za głosem serca. Ewidentnie nie jest Taeminowi obojętny, nie zostawiałby wiadomości. A Minho nie powiedział w końcu o Sodam. Będzie kiedyś miał na pewno okazję, ale historia potoczyła się tak, że to wydaje się nieważne. Ciekawe jak zareagują jak się spotkają.
Taemin napisał, że jego rola się tu kończy. Jego rola jako Sagi? Teraz jest Taemin...mam nadzieję, choć nie wiem czy w tym wypadku z niej zrezygnował, ale bym chciała.
Kocham to opowiadanie i z każdym rozdziałem dowiaduję się o tym coraz bardziej. Uzależniłam się chyba. xd Ekscytujące, wspaniale napisane, o uczuciach...tak jak wszystkie twoje opowiadania jest jednym z najlepszych jakie czytałam.
Życzę weny. :)
Jestem~! I to prawie w dzień publikacji. Szczerze powiem, że wczoraj wyparłam Sagi z świadomości, bo wiedziałam, że się nie ogarnę, a mocne feelsy na Sagi i na Taemina w jednym momencie są bardzo niebezpieczne. Więc jestem dzisiaj. Omg, jest piątek, czy to znaczy, że mój ogar będzie większy? Mam sentyment do komentowania w piątki <3 Ale wróćmy do SAGI. Unnie, długo czekałam na ten rozdział ;-; Pamiętam, jak bardzo poraził mnie, gdy przeczytałam go pierwszy raz. To był jedne wielki znak zapytania w małe wykrzykniki. „COCOCOCOCOCOCO~~~~~~~!” – to właśnie ja po przeczytaniu. Bolało. Aż się boję czytać znowu, bo wiem, że zaboli jeszcze raz. /bierze głęboki wdech/ Ok, przejdźmy do rozdziału.
OdpowiedzUsuńOmg. Omg. Omg. Omg. Ja wiem, że ja to już czytałam, naprawdę zdaję sobie z tego sprawę i wiem, że nie powinno tak bardzo działać, ale vbhucbnasdchwabdfhgvvcvcbdshcbsdcnsncxnjsaxsadsbjdbcbhdshfdvcvgdcvvdcgvcvcvcvdcgvcvdvvgd ;-;-;-;-;-;-; Nie umiem. Nie umiem przejść do porządku dziennego z tym rozdziałem i z całym tym opowiadaniem. Wiem, że to nie jest normalne, ale co ja mogę, kiedy samo słowo Sagi sprawia, że ja łkam ;-; Ok, ogar, przechodzenie do rozdziału tak nie wygląda.
Maska. Kocham te maski przy rozdziałach ;; Kolorowa maska. Kolorowa maska nie taki rozdział powinna zwiastować. Powinnam teraz przeczytać rozdział o szczęśliwym 2minowym życiu, o kolejnych randkach, balach, nocnych przedstawieniach, ale z drugiej strony czy te maski nie symbolizują właśnie naszej pary oszustów, zaplątanych w swoje własne kłamstwa, grających te trudne role… Nienawidzę ich ;-;-;-;-;-;-;-;-; Kocham to, jak te maski zawsze pasują. Nawet jeśli chciałabym się z nimi kłócić, to dobrze wiem, jak starannie je wybierasz (przecież nawet ci pomagam ;; ), żeby mówiły za cały rozdział. Ok, ogar po raz drugi. Przechodzenie do rozdziału tak też nie wygląda.
Zaczynasz od rozmowy Minho z Kibumem. Lubię postać Key w Sagi, to taka sprzątaczka Minho. Nie chodzi mi oczywiście o sprzątanie mieszkania, bardziej o porządki w głowie. A trzeba powiedzieć, że jest, co sprzątać. „Jeszcze nigdy nie miałem głowy przepełnionej tak wielkim chaosem, w dodatku moje serce zachowywało się co najmniej niepokojąco.” Właśnie o tym mówię, Minho czuje się chory, nie wie co ze sobą zrobić, a jedyna osoba, która mogłaby mu pomóc jest daleko (Minho, I feel u. Wiem co to znaczy cierpieć przez Lee Taemina.). Key pyta co się stało, ale to pytanie sprawia, że chaos w głowie Choi tylko się powiększa. Bo co tak naprawdę się stało…? Tego Minho nie potrafi powiedzieć. Nie wie, dlaczego przerwał, nie wie, czego się spodziewał po swoim wyznaniu. „zupełnie zgubiłem się w tym nowym stanie rzeczy, zgubiłem się we własnym sercu, albo też w poplątanym spojrzeniu Lee Taemina.” Oh… ;-; Podoba mi się ten fragment ;-; Kibum brnie dalej w rozmowę, mimo że tak naprawdę niczego jeszcze się nie dowiedział. Zadaje kolejne pytanie i tym razem Minho w końcu zaczyna mówić. Key nie do końca dobrze interpretuje jego odpowiedź, a raczej przeinterpretowuje ją…? Na jego twarzy znowu pojawia się ten typowy dla niego uśmieszek, który mówi, że on wszystko dobrze wie, ale i tak może posłuchać, ten sam, z którym mówił Choi, że jest zakochany. Nawet śmieje się z niego, że przecież są dorośli, nie muszą uciekać od TAKI rozmów. Jednak Minho szybko ucina jego snucie wyobrażeń. „Nie było”, bo tak naprawdę nie to jest jego największym problemem. Chodzi bardziej o wyznanie, które w końcu wypowiedział, o przyznanie się do uczuć. Hm, a może raczej o reakcje Taemina na to wyznanie. „miałem wrażenie, że kolejnymi cielesnymi pieszczotami Taemin odpycha od siebie moc mojego uczucia. Jakby go nie chciał. Jakby się go bał.” Bał się… Hm, patrząc na zakończenie tego rozdziału, to nic dziwnego, że Tae się bał. Myślę, że w tamtym momencie poczuł się boleśnie świadomy swoich uczuć względem Minho, zrozumiał, co tak naprawdę planuje (musi) zrobić, dlatego uciekł przed prawdą w pocałunki, w to, co było proste, dużo prostsze niż odpowiedź, jakiej oczekuje Minho.
Kibum zarzuca Minho, że on za dużo myśli. Kocham jego rady – „Skoro problem tkwi tu… - uniósł dłoń, i poklepał się nią po piersi, zupełnie tak, jak ja zrobiłem to chwilę wcześniej - …to nie ma sensu szukać odpowiedzi tutaj – dodał, drugą ręką dotykając własnej skroni.” Tak bardzo ma rację, Minho wszystko analizuje, nie wie co zrobić, ma w głowie miliony scenariuszy , a to sprawia, że czeka zamiast działać, może właśnie przez to się spóźnił… Każe mu iść i dowiedzieć się, czy Taemin odwzajemnia jego uczucia.
Usuń„Dobra robota, Choi Minho, ty zawsze wiesz, co w życiu najważniejsze.” – znowu znam ten ból, już nie raz olałam nauczkę dla czytania i komentarzy lub po prostu spanie dla Sagi… Naprawdę znam to. Tak, wracając, Minho siedzi na ławce w parku i znowu bije się z myślami. Jego głowa nie jest już bezpiecznym schronieniem, to z niej wychodzi cała niepewność. Nie udało mu się zrobić tego co poradził mu Key, bo znowu napadło go zwątpienie. Za dużo scenariuszy pojawia mu się w głowie, nie wie nawet, czy Taemin chce się z nim widzieć. Obawia się, że może się, że mógł się na niego obrazić, czy nawet (to chyba jedna z najczarniejszych myśli) bawił się nim tylko i jego uczucia nic dla niego nie znaczą. Tylko oczy Tae w tamtym momencie sprawiają, że nie chce w to wierzyć. „Coś niepojętego działo się w jego oczach, jakaś szalona kombinacja miliona barw, z których każda zdawała się odzwierciedlać odmienne emocje.” Zastanawia mnie ta kombinacja barw… może to tysiące barwnych masek, z których Lee chcę wybrać ten najbardziej odpowiednią na tamten moment, ale żadna nie pasuje, bo tak naprawdę chciałby je wszystkie zrzucić i pokazać Minho prawdę… i właśnie ten krótkie moment zawahania w ich wyborze sprawił, że Minho sam cały czas się waha i nie wie co myśleć.
Rozmyślania o oczach Taemina sprawiły, że Minho w końcu postanowił się ogarnąć i zmierzyć z tym prawdziwym Lee. Zdał sobie sprawę, że nie wie, co powinien zrobić, że znowu chce działać bez planu i to trochę go zatrzymało. Staną przed witryną jednego ze sklepów, na ulicy, gdzie to wszystko się zaczęło. Gdzie kilak tygodni temu podniósł tę czarną rękawiczkę i postanowił ją oddać właścicielce. Jego wygląd nie do końca mu się podoba, zmierzwione włosy, podkrążone oczy – widać, że miał ciężką noc, że dużo myślał. („Mogłem być pomylony, obłąkany, wszystko było mi już jedno. Jedyne, co się liczyło, to ja i moje słowa.” W obliczu tego co za chwilę się stanie bardzo mi smutno przez to zdanie. Biedny Minho ;-; ) Zaczyna wymyślać słowa, które powie Tae. Chce, żeby tym razem było idealnie. Szuka też idalnego rekwizytu, którym okazują się kwiaty rosnące na parapecie obok. Przywłaszcza sobie kilka i wraca pod czujnie obserwujące go spojrzenie odbijającego się w szybie Minho. Bardzo mi się podoba to jak piszesz o ich… hm, interakcji? Wiesz, o co mi chodzi. Próbuje pierwszy raz, ale słowa, które wypowiada wydają mu się śmieszne, nie pasują do Taemina. „Kradłeś moje myśli i mój sen.” – to akurat jest takie prawdzie ;-; (I znowu znam ten ból, też nie mogę spać przez Sagi.) Po kolejnej niezadawalającej próbie frustracja bierze górę i Choi wykrzykuje swojemu odbiciu, że przecież nie wymyśli słów godnych Szekspira i właśnie dzięki temu doznaje olśnienia. Po co ma myśleć nad własnymi słowami, skoro może użyć tych „zawsze trafnych, zawsze idealnie ułożonych.”. Poza tym słowa Szekspira już raz zadziałały na Taemina, prawda? W teatrze, kiedy Minho postanowił zrobić coś, żeby młodszy nie nudził się na ich randce…
Po ułożeniu w głowie tego planu Minho jakby dostaje skrzydeł, chce jak najszybciej być w mieszkaniu Taemina i powiedzieć mu co czuje, przekonać się, czy to co widział w jego oczach to prawda. Jednak już na schodach prowadzących do drzwi mieszkania Lee czuje, że coś jest nie tak. Schody skrzypią złowrogo, powietrze jest ciężkie. W końcu puka, ale odpowiada mu tylko głuchy odgłos i cisza. Chwilę się waha i w końcu naciska klamkę. Ustępuję ona bez problemu i wpuszcza do mieszkania. Pomieszczenia wyglądają jakby właściciel pakował się szybko, zabierając tylko najważniejsze najbardziej cenne rzeczy. Zniknęło wszystko co sprawiało, że przebywając w pokojach jest się u Taemina, ale „fragmenty tamtych dziwnie intymnych minut jeszcze unosiły się w powietrzu, jeszcze próbowały oczarować obojętną, pustą przestrzeń salonu.” Zniknęły wszystkie rzeczy, które były ważne dla Taemian, ale na jego biurko nie było całkiem puste. Leżał na nim kawałek papieru, liścik zawierający to, czego Minho bał się najbardziej – pożegnanie. „Tu kończy się moja rola.” – DALEJ NIE WIERZĘ W TE SŁOWA. CZY TY WIESZ JAK BOLI MNIE ŚWIADMOŚĆ CO BĘDZIE DALEJ?
UsuńW ogóle tak teraz pomyślałam, jak musiał wyglądać ten rozdział oczami Taemina. Pewnie zaraz z teatru przybiegł do domu boleśnie świadomy tego co musi zrobić. Zaczął się pakować, wrzucał wszystkie rzeczy, które miały dla niego jakąś wartość do jednej torby, byle szybko, byle zdążyć zanim Minho postanowi przyjść. Może płakał… Sprawdził, czy nie zostawił niczego znaczącego, a może nawet o tym nie pomyślał. Napisał szybko liścik, nie chciał dać sobie czasu na rozmyślenie… MOŻE JA ZAMILKNĘ, BO TO CHYBA NAJCZYSTSZA FORMA MASOCHIOZMU.
Nie wiem, co jeszcze mam dodać chyba i tak za dużo tu mojego bełkotu, więc może po prostu skończę. Idę umrzeć czy coś tam ;-;
Jakie szalone spiski zaczęły się tworzyć w mojej głowie podczas czytania tego rozdziału xD Ta karteczka wcale nie była pozostawiona dla Minho tylko dla Jonghyuna. Tae współpracował z nim idk why, ale pomagał mu dorwać Minho, lecz biedny Taemin się zakochał i stwierdził, że nie ma już zamiaru być przydupasem Jonghyuna i odszedł sobie. Jeszcze nie dopracowałam miliona innych elementów do tej teorii, ale na razie będę się jej trzymać xD
OdpowiedzUsuńFighting! Czekam na kolejny rozdział ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Nawet nie wiem, co Ci na tę teorię odpowiedzieć xDDD Nie mogę ani w pełni potwierdzić, ani całkowicie zaprzeczyć, ale hwaiting w dalszym kombinowaniu :D
UsuńDzięki za komentarz~! <3