8.02.2016

Sagi: ~VIII~



- Nie jestem pewien, czy to miałem na myśli, mówiąc o zaplanowanej przez ciebie randce… - mruknął Taemin, sadowiąc się na opustoszałej i pogrążonej w mrokach widowni. Wybrał fotel w pierwszym rzędzie, dokładnie pośrodku sali, i opadł nań ciężko, jednocześnie wzdychając. Wywróciłem oczami, po czym przysiadłem na skraju sceny, naprzeciwko kręcącego nosem chłopaka.

- Moim zdaniem to najlepsze miejsce na ziemi – odparłem nieco obrażonym tonem, bo choć wiedziałem, że Taemin jedynie się ze mną droczy, to nie mogłem pozwolić na tak lekceważące podejście w stosunku do teatru. Wiedziony tą myślą, uniosłem wzrok, i zapatrzyłem się znów w barwne, choć ledwo widoczne w nikłym blasku jedynej zapalonej przeze mnie lampy, sklepienie. To miejsce naprawdę było niezwykłe, dlatego nie mogłem odmówić sobie ponownej przyjemności przyprowadzenia tu Taemina. Zwłaszcza teraz, kiedy nasze relacje w tak wielkim stopniu się zmieniły. Wciąż wspominałem ten pierwszy raz, kiedy próbowałem pokazać mu magię teatru; jak niesamowicie się czułem, chwaląc się przed nim fragmentem mojego świata. Świata, którego byłem częścią, nawet, jeśli tylko po zmroku.

- Naprawdę marzysz o scenie – odezwał się niespodziewanie Taemin, płosząc królującą między dwoma częściami kurtyny ciszę. Oderwałem wzrok od sufitu, żeby spojrzeć mojemu towarzyszowi w oczy. Patrzył na mnie z nieodgadnionym, ale barwionym powagą wyrazem twarzy.

- To całe moje życie – oznajmiłem z bladym uśmiechem. Przez moment miałem wrażenie, że Taemin skrzywił się na te słowa, ale być może była to jedynie gra światłocienia na jego twarzy, bo chwilę potem pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem.

- Myślę, że niedługo wreszcie ci się uda… - mruknął, i chociaż ewidentnie była to próba pocieszania, to jego głos zawibrował dziwnie smutną nutą. Byłem pewien, że coś go gryzie, nie wiedziałem tylko, jak skłonić go do podzielenia się swoimi myślami. Za dobrze Taemina znałem, żeby łudzić się, że okaże chęci do zwierzeń. Kiedy obserwowałem jego pochyloną w zamyśleniu głowę, znów poczułem to ukłucie wyrzutów sumienia. Było mi źle z faktem, że w dalszym ciągu nie mam pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się na balu. Bałem się jednak wypytywać, nie chciałem w ten sposób zepsuć tej cienkiej, czerwonej nici, która pojawiła się między nami tamtego wieczora. Może to mimo wszystko nie było nic wielkiego, skoro Taemin postanowił przemilczeć sprawę? Może faktycznie nie udało mu się dotrzeć do Kim Jonghyuna, a jego niecodzienne zachowanie było następstwem tego spontanicznego pocałunku na tarasie? Zdążyłem już utwierdzić się w przekonaniu, że tłumaczenie, którym mnie wtedy uraczył, było jedynie wymówką, która miała jakoś usprawiedliwić coś, czego sam nie planował. Dalszy rozwój wypadków pasował do takiego scenariusza. Nie miałem się czym martwić. Prawda?

Było jednak coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. Tajemnicze słowa Kim Sodam; wiadomość, którą poleciła mi przekazać, a której nie byłem w stanie pojąć. Co rozumiała przez bycie po naszej stronie? Czyżby chciała sprzeciwić się zaborczemu bratu, stąd chęć współpracy z nami? Ilekroć rozmyślałem o tamtym niecodziennym spotkaniu, czułem wyrzuty sumienia, że zataiłem je przed Taeminem. Ale jaki był sens w przekazywaniu mu tamtej wiadomości, skoro ewidentnie stracił zainteresowanie swoim planem zemsty? Bałem się, że drążenie tego tematu wszystko zepsuje. Że to odwzajemniane uczucie, w które z coraz większą mocą wierzyłem, posypie się, straci wagę wobec kolejnych szalonych pomysłów. Być może to nieco egoistyczne, ale chciałem podtrzymać w Taeminie zainteresowanie mną; możliwie jak najlepiej wykorzystać obecny stan rzeczy, który zdawał się być podarunkiem od losu. Wciąż ciężko było mi uwierzyć w to, jak niespodziewanie rozwój naszych relacji nabrał gwałtownego, niezrozumiałego tempa, które zaczęło mi przypominać nierówne bicie rozgorączkowanego serca; przypadłość, z którą musiałem mierzyć się już od dłuższego czasu, a którą dopiero teraz z czystym sumieniem mogłem przyjmować jako bezkarną oznakę uczuć.

- Panie Choi. – Głos Taemina niespodziewanie przerwał moje rozmyślania. Jego wyraz twarzy, nie wiadomo kiedy, gdzieś między jedną moją zmartwioną myślą, a drugą, zupełnie się zmienił, z ledwo skrywanego smutku przebarwiając się w tak dobrze mi znaną arogancję. – Czy ta randka ma polegać na wzajemnym wgapianiu się w siebie? – zapytał z pretensją w głosie, tym samym wytykając mi moje zamyślenie. – Bo zaczynam się nudzić… - dodał, demonstracyjnie ziewając. Pokręciłem głową z uśmiechem, w odpowiedzi na tę błazenadę. W pewien sposób podobało mi się, że Taemin zabiega o moją uwagę. Nawet, jeśli wciąż było mi trudno przejść do porządku dziennego z faktem, że jest między nami coś więcej, niż dotychczas, że za pozornie złośliwą miną też musi kryć się ten chaos, który tkwił we mnie już od dawna.

- W takim razie… - wstałem, otrzepując spodnie z kurzu, po czym rozłożyłem szeroko ręce - …jak powinienem cię zabawić? – zapytałem, unosząc brwi i spoglądając na Taemina wyczekująco. Chłopak przekrzywił głowę, przyglądając mi się z zamyśleniem wypisanym w zmarszczeniu brwi. Wystarczył krótki moment, żeby na jego twarz wpłynął ten szczególny wyraz przebiegłości, z którym już nieraz miałem do czynienia.

- Skoro już jesteśmy w teatrze… - zaczął powoli, ręką zataczając krąg wkoło - …a ty jesteś szalenie utalentowanym aktorem… - kontynuował, posyłając mi krzywy uśmiech - …nie wzgardziłbym małym przedstawieniem… – zakończył z psotnymi ognikami w oczach. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w niego w milczeniu, niepewny jak zareagować. Nie spodziewałem się tego typu zachcianki, nie miałem żadnego planu działania. Zastanawiałem się, czy Taemin po prostu chce się ze mnie nieco ponaśmiewać, czy też rzeczywiście jest ciekaw moich zdolności. Jego wyczekujące spojrzenie tylko dodatkowo mnie zestresowało. Granie dla pełnej gości sali zdawało mi się drobnostką, w porównaniu z dawaniem występu zadedykowanego jednej, do tego tak wyjątkowej, osobie.

Odchrząknąłem nerwowo, odrywając wzrok od oczu Taemina, żeby jakoś zebrać w sobie uciekające skupienie. Dziesiątki różnych kwestii plątały mi się w głowie, mieszały, tworząc trudny do zrozumienia chaos. Naraz poczułem się jak totalny amator, niezdolny zapanować nad tremą. A wszystko za sprawą tych wpatrujących się we mnie, migdałowych oczu. Jeśli istniał na świecie ktoś, przed kim bałem się wygłupić, to tym kimś był właśnie Taemin. Trudno było mi stwierdzić, dlaczego. Może wciąż nie potrafiłem do końca uwierzyć w wydarzenia ostatnich dni? Wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie, nawet nie wiem, w którym momencie nasze spotkania ze zwykłych interesów zmieniły status na randki. Być może dezorientował mnie fakt, że to nie do końca pasowało mi do Lee Taemina. Z jakiegoś powodu ciężko mi było uwierzyć, że ten chłopak tak po prostu porzucił swoje dotychczasowe plany dla mnie. Że tak po prostu się zakochał. Nie widziałem jednak innego tłumaczenia dla jego zachowania, dla tamtego nieśmiałego pożegnania po balu, i tego znacznie odważniejszego, które miało miejsce następnego dnia.

 „Nie wiem, czy podołam mojej roli…” – Słowa Taemina znów zadźwięczały mi w uszach. Spojrzałem na chłopaka uważnie, mierząc wzrokiem wykrzywione w zniecierpliwieniu usta, i zastygłe w nieodgadnionym wyrazie oczy. Czy to możliwe, że Taemin aż tak bał się własnych uczuć? Może to dlatego trzymał się tak daleko ode mnie, może dlatego zachowywał się, jak gdyby nigdy nic, tylko od czasu do czasu używając słowa „randka”, które zdradzało, że coś jednak się zmieniło.

- Sagi zaraz opuści salę… - mruknął Taemin, najwyraźniej nie mogąc dłużej znieść mojego zamyślenia. Wywróciłem oczami, na powrót wracając myślami do kwestii mojego występu. Mój towarzysz był na tyle zniecierpliwiony, że postanowiłem uraczyć go pierwszą kwestią, jaka przyszła mi na myśl, byle tylko choć w drobnym stopniu go zadowolić. Przybrałem pełną powagi minę, stając pośrodku sceny, a wzrok wbijając w mroki widowni, usiłując oczami wyobraźni zobaczyć tę żywą i wyczekującą ciemność, o której już kiedyś Taeminowi opowiadałem. Zaczerpnąłem tchu, i począłem z zaangażowaniem recytować słowa szekspirowskiego dramatu.

- Życie jest tylko przechodnim półcieniem – powiedziałem gorzkim tonem, wcielając się w rolę oszukanego przez los Makbeta, który dał się zwieść pokusom i żądzom, który samodzielnie zgotował sobie tragiczny koniec. - Nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie, w nicość przepada – mówiłem dalej, starając się brzmieniem własnego głosu podkreślić tragizm wypowiadanych przeze mnie słów. - Powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.* – Mój wzrok padł na jedynego widza tego zaimprowizowanego przedstawienia. Na twarzy Taemina zaszła gwałtowna zmiana. Nie był już tak pewny siebie, jak jeszcze chwilę temu. Znów zobaczyłem w jego oczach ten chaos przemieszany ze specyficznym odcieniem smutku, ten sam, który w ostatnich dniach widziałem już kilka razy. Co tak na niego wpłynęło?

Niewiele myśląc, przerwałem odgrywanie roli, zeskoczyłem za sceny, i usiadłem na fotelu tuż obok niego.

- Taemin? Wszystko w porządku? – zapytałem zdezorientowany. Nie byłem pewien, czy tylko mi się zdaje, czy chłopak faktycznie lekko drży, więc po prostu wyciągnąłem rękę i objąłem go ramieniem, czując jak spina się pod moim dotykiem. Żaden z nas nie nawykł do tego typu czułości, więc było mi nieswojo tak go tulić, ale nie widziałem innego wyjścia. Nie byłem w stanie dotrzeć do jego myśli, więc chociaż w ten prosty sposób próbowałem okazać wsparcie. Dopiero po upływie paru chwil Taemin wyraźnie się rozluźnił, a nawet więcej – wtulił się we mnie, dłoń układając na mojej piersi, co wywołało dreszcz na plecach.

- Nic mi nie jest… - mruknął niewyraźnie w moją koszulę. Zadziwiała mnie ta nieznana dotąd strona Lee Taemina. Wcześniej widziałem go jako człowieka pewnego każdego kolejnego dnia, człowieka odpornego na ludzi i na świat. Teraz jednak zdawał się być zaskakująco kruchy, jakby każdy podmuch wiatru mógł go bez problemu złamać. – Po prostu twoja gra była tak godna pożałowania, że nie mogłem dłużej na nią patrzeć – stwierdził, powoli wracając do swojego zwyczajowego, złośliwego tonu. Powinienem poczuć się urażony, ale zamiast tego jego słaba wymówka tylko dodatkowo mnie zaniepokoiła. Chłopak jeszcze przez chwilę się we mnie wtulał, jakby chłonął ciepło drugiej osoby, przywilej, do którego zazwyczaj nie miał dostępu, bądź też na który samemu sobie nie pozwalał. Przyjemnie było móc słuchać jego szumiącego oddechu, móc czuć łaskoczące kosmyki włosów na twarzy. Mimo wszystko pozostawała niepewność, to dziwne wrażenie, że coś jest zdecydowanie nie tak, jak powinno. Ta panująca między nami cisza była jednocześnie kojąca, i niosąca ze sobą ogrom niewypowiedzianych na głos myśli. Dostrzegłem jakąś szczególną intymność w sposobie, w jaki Taemin ściskał mnie za materiał koszuli, jakbym był jedynym punktem odniesienia w jego wirującym, chaotycznym świecie. To wrażenie sprawiło, że przez moment miałem przemożną ochotę poprowadzenia tej sytuacji ku poważnej rozmowie, która wreszcie utwierdziłaby mnie w przekonaniu, że wszystko, co miało miejsce przez ostatnie dni, było prawdziwe, że faktycznie darzymy się tym samym rodzajem uczuć, że nie ma między nami tajemnic i niedopowiedzeń. Moment był odpowiedni, wystarczyło tylko wyrzec na głos te ważne słowa, które od dawna nie dawały mi spokoju.

Wziąłem głęboki wdech, przygotowując się do wyznania, ale naraz Taemin odsunął się ode mnie, i wstał z fotela. Z jego twarzy zdążyły zniknąć wszelkie niepokojące cienie, i teraz nawet z głębi oczu nie potrafiłem nic wyczytać. W milczeniu obserwowałem, jak chłopak wdrapuje się na deski sceny i poczyna powolnym krokiem spacerować, z rękami w kieszeniach. Rozglądając się na prawo i lewo, i jednocześnie nucąc jakąś melodię, przeszedł od jednego krańca kurtyny, do drugiego, by w końcu zatrzymać się i z zaciekawieniem zajrzeć za jej ciężki materiał, który spływał z sufitu, aż do podłogi.

- Co robisz? – zapytałem, zbliżając się, i zerkając mu przez ramię. Kulisy tonęły w mrokach i cieniach, ale mimo to dało się dostrzec kontury poszczególnych, przechowywanych tu przedmiotów.

- Zwiedzam – odparł Taemin lakonicznie, po czym zanurkował za kurtynę. Po chwili poszedłem w jego ślady, po raz kolejny dając się urzec temu dziecinnemu wręcz zainteresowaniu, które zagościło w oczach mojego towarzysza, kiedy przesuwał spojrzeniem po porozstawianych w nieładzie rekwizytach i elementach dekoracji. Dobrze pamiętałem, jak sam po raz pierwszy zawędrowałem w te rejony, jak nie mogłem się nadziwić detalom poszczególnych, składających się na część przedstawień, przedmiotów. Zachwyt Taemina zdawał się jednak być o stokroć większy, jakby nigdy nawet nie śnił o takim miejscu. A było ono z pewnością magiczne, nawet jeśli pogrążone w cieniach. W przeszłości nieraz zdarzało mi się rozmyślać nad smutnym losem zgromadzonych tu rekwizytów, które wspólnie tworzyły najbarwniejszy obraz, przemieszanie epok i realiów, a mimo to pozostawały ciche, jakby uśpione, zapomniane przez ludzkość do czasu, aż któryś z aktorów postanowił znów tchnąć w nie życie, znów pozwolić im błysnąć w świetle reflektorów. A po paru godzinach ponownie pustka i ciemność. Smutny był los tych porzuconych za granicą kurtyny przedmiotów. O ile aktor po zakończonym występie stawał się znów sobą i mógł wieść normalne życie, o tyle te rekwizyty skazane były na oczekiwanie, na wypatrywanie kolejnej roli, która nada im nowe znaczenie, która na chwilę sprawi, że świat je dostrzeże.

- Ahoj, kapitanie! – zawołał Taemin, spoglądając na mnie przez wygrzebaną gdzieś ze stosu innych przedmiotów lunetę. Nie zdążyłem jednak zareagować, bo zaraz porzucił ją, kierując swoją uwagę na sztuczne drzewo, które zajmowało dumne miejsce w kącie. Jego zielone liście odcinały się nieco jaśniejszą barwą na tle powszechnej ciemności. Taemin przez chwilę przyglądał się roślinie, podziwiając precyzję, z jaką została wykonana. Zaraz jednak jego wzrok padł na przewożony na kółkach balkon, niezbędny przy odgrywaniu szekspirowskiej sztuki. Mój towarzysz bez chwili wahania wdrapał się po drabince, tylko po to, żeby pomachać mi ze szczytu, i znów czym prędzej znaleźć się na ziemi, w poszukiwaniu kolejnych przygód. Obserwując tę błazenadę, nie mogłem powstrzymać uśmiechu rozczulenia, wpływającego mi na usta. Taemin zachowywał się jak dzieciak na placu zabaw. Był to zupełnie inny rodzaj infantylności niż ten, z którym miałem do czynienia podczas naszych kasynowych wygłupów. Tym razem rozmigotane spojrzenie było podszyte jakimś szczególnym odcieniem niewinności, który przeważnie nie objawiał się w taeminowych oczach, a który teraz królował na palecie ciemnych tęczówek. Była to barwa, którą naraz zapragnąłem podtrzymać, której chciałbym pozwolić już zawsze być widocznej. Dobrze jednak wiedziałem, że życie bywało zbyt kapryśne, żeby dać mi w tej kwestii wolną rękę, a beztroskie dzieciństwo Lee Taemina zakończyło się już dawno, o ile w ogóle kiedyś istniało.

- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, że mają tu taki wybór?! – zawołał mój towarzysz, dopiero teraz zlokalizowawszy stojak z różnorakimi strojami, i stojący obok stół, cały zapełniony mnogością ozdóbek.

- Tylko tym razem niczego nie zwijaj, bo sprawdzę ci kieszenie – ostrzegłem, podchodząc do zafascynowanego asortymentem teatru chłopaka. On jednak zupełnie zignorował moją uwagę, zbyt zajęty mierzeniem kolorowego pióropusza, w którym wyglądał jeszcze dziecinniej, niż dotychczas. Jednocześnie znów zaczął nucić jakąś melodię, która już wcześniej wydała mi się znajoma, ale którą dopiero teraz rozpoznałem. Zmarszczyłem brwi.

- Maskarada… rój cieni, mrowie kłamstw… - zaśpiewałem fragment, przypominając sobie słowa dobrze mi znanej piosenki, którą kojarzył chyba każdy. Mój towarzysz uniósł wzrok, nieco zaskoczony.

- Maskarada, możesz oszukać każdego przyjaciela…** - dokończył Taemin, jednocześnie patrząc mi prosto w oczy. Coś dziwnego było w tym spojrzeniu, jakaś wieloznaczność, jakby chłopak usiłował mi coś przekazać za pomocą samego tylko wzroku. Zmarszczyłem brwi, niepewien jak interpretować te gwałtownie ciemniejące oczy. Nie zdążyłem jednak w żaden sposób tego skomentować, bo Taemin uśmiechnął się dziwnie, na powrót odwracając wzrok. W milczeniu przebył kilka kroków, dłonią wiodąc po materiale pozostawionych na wieszakach ubrań. Następnie opadł na stojące w kącie pomieszczenia, skrzypiące przeraźliwie łóżko, z którego wzbiła się chmura kurzu, świadcząca o tym, że od dawna nikt go nie potrzebował w żadnym z odgrywanych tu przedstawień.

- Pamiętasz, jak mówiłem, że wciąż szukam swojego marzenia? – zapytał Taemin, kiedy usadowiłem się obok niego. Na te słowa przeszedł mnie dreszcz. Nie byłem pewien dlaczego. Czy to ton, który przybrał głos mojego towarzysza? Czy to dziwne, sprawnie skrywane pod grzywką spojrzenie? Chłopak podciągnął nogi i usiadł po turecku, przodem do mnie. Wziął głęboki wdech, po czym znów spojrzał mi w oczy. – Chyba znalazłem. Chciałbym kiedyś zatańczyć z tobą do tej piosenki – oznajmił. Zaskoczyło mnie to, jakkolwiek, dziwne pragnienie.

- Dlaczego akurat do tej? – zapytałem, nie mogąc się powstrzymać. Ta sytuacja zmierzała w coraz dziwniejszym kierunku, a fakt, że Taemin był tak blisko, wcale nie polepszał kwestii mojego skupienia. Jego dziwnie cichy głos wibrował w zatęchłej przestrzeni, tańczył z unoszącym się wokół nas kurzem, a półmrok zniekształcał rysy, sprawiał, że nie byłem pewien, czy chłopak się uśmiecha, czy wręcz przeciwnie, jest smutny. Ta niecodzienna atmosfera zupełnie mnie dezorientowała.

- Pasuje do mnie… - odparł, w odpowiedzi na moje pytanie, jednocześnie wzruszając ramionami. Spodziewałem się różnych wyjaśnień, ale z pewnością nie takiego. W jaki sposób zanucona przez nas piosenka miałaby pasować do Taemina?

Uniosłem brwi, pytająco, mając nadzieję, że mój towarzysz jakoś objaśni mi, o co mu chodziło. On jednak milczał, a milczenie to było przepełnione setkami bezdźwięcznych myśli. Taemin wyglądał, jakby walczył sam ze sobą, jakby usiłował zapanować nad czymś, nie wiedziałem do końca nad czym. Bolało mnie to. Bolał mnie fakt, że chłopak nie potrafi być ze mną w pełni szczery, że mimo naszych ocieplających się z każdym dniem relacji, on w dalszym ciągu wiele rzeczy ukrywa, o wielu mi nie mówi. Obserwowałem, jak jego twarz zastyga w masce nieodgadnioności, i tylko oczy zdają się migotać dziwnie, gorączkowo, jakby tlące się w nich iskierki szczerości ostatkiem sił walczyły o swoje istnienie, przyduszane przez wyuczoną zamkniętość na drugiego człowieka. Naprawdę chciałem, żeby w tych zmaganiach wygrała prawda, ale ostatecznie Taemin tylko uśmiechnął się krzywo, w ten szczególny, pokrywający głębsze myśli sposób.

- W końcu jestem królem oszustów – stwierdził zuchwałym tonem, i pewnie gdyby nie fakt, że obserwowałem go tak uważnie, dałbym się nabrać temu psotnemu wyrazowi twarzy, który w istocie mógł należeć jedynie do mistrza przebiegłych kradzieży, pana ulicznych złodziejaszków. Naraz przypomniał mi się tamten wieczór, kiedy nasze losy splotły się po raz pierwszy. Tamten moment, który zmienił moje życie. Tamten szept, który stanowił zapowiedź niespodziewanej przygody. Taemin naprawdę był królem oszustów. Przywdziewając maskę Sagi, rozkochując mnie w sobie, zwodząc moje serce na manowce. Taemin naprawdę był królem oszustów. Obserwując jego zbyt wielowymiarowe spojrzenie miałem jednak nieodparte wrażenie, że zupełnie zgubił się we własnych kłamstwach.

- Nie musisz już oszukiwać – powiedziałem pewnym tonem, chwytając dłoń mojego towarzysza, usiłując w ten sposób jakoś dodać mu otuchy, jakoś podzielić się odwagą, której najwyraźniej potrzebował. Coś błysnęło w oczach Taemina na te słowa, jakby niema panika i trudny do okiełznania strach. Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że pozbawiłem go wszelkich tarcz ochronnych, że mury, które zbudował, właśnie się walą, pozostawiając nieosłonięte, zatrwożone serce na pastwę ciemności i kurzu.

Ta chwila gdzieś pierzchła, gwałtownie przepędzona przez Taemina, który naraz z zaskakującą szybkością naparł na mnie, łącząc nasze usta w gorączkowym pocałunku. Pocałunku nic nie wyjaśniającym, zapełniającym jedynie puste sekundy, zastępującym ciążące milczenie. Czułem, że jest coś niewłaściwego w tym zbliżeniu, jakaś desperacka próba odwrócenia mojej uwagi, albo też uciszenia własnych myśli i potrzeb. Chciałem protestować, zażądać wyjaśnień, wymusić szczerą rozmowę. Ale nie dałem rady.

Naraz ręce Taemina były wszędzie, dodatkowo popędzane przez gorąc złączonych ust. Chłopak naprał na mnie z nieznaną mi wcześniej gwałtownością, wprawiając wiekowe sprężyny łóżka w trzeszczenie. Starałem się zachować rozsądek, ale każdy dotyk zimnych palców mnie rozpalał, budził moje ciało do walki z umysłem, zastępując potrzebę duchowego porozumienia, iskrzącą się farbą cielesności, która na moment pokryła wszelkie myśli, zgubiła mnie w żarze zbliżenia. Taemin przyparł mnie do łóżka, nie dając mi nawet czasu, na zajrzenie mu w oczy. Zamiast tego zaczął znaczyć moją szyję dziesiątkami mokrych pocałunków, które, raz odciśnięte na skórze, paliły dziwnym piętnem, niczym piękne, choć zrobione wbrew mojej woli tatuaże. Nie byłem pewien, w którym momencie Taemin usiadł na moich biodrach, ale naraz poczułem jego ciało tak mocno i intensywnie, tak blisko, jak jeszcze nigdy.

Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebowałem tego typu dotyku, jak podświadomie go łaknąłem już od dawna, niemalże od samego początku podatny na wdzięki tej dziwnej osoby o zbyt wielu twarzach. Dobrze wiedziałem, że wszystko dzieje się zbyt szybko, że mylimy kolejność, poddając się tej mgiełce pożądania, zamiast najpierw zadbać o deklarację uczuć. A mimo to nie potrafiłem walczyć, nadmiernie podatny na bliskość Taemina, na jego pocałunki, dłonie, na ciepło jego przyspieszonego oddechu. Nawet fakt, że jego początkowa gwałtowność zaczęła słabnąć, jakby chłopak nie miał siły dłużej prowadzić tej gry zmysłów, nie powstrzymał mnie przed brnięciem dalej, w takt przyspieszonych uderzeń serca.

Nie chcąc pozwolić naszym ustom rozstać się choćby na chwilę, jakby bojąc się, że to położy kres wszystkiemu, tym razem to ja przyparłem Taemina do łóżka. Zawisłem nad nim, wspierając się rękami po obu stronach jego głowy. Dziwny moment, który wtedy nastąpił, zapamiętam prawdopodobnie do końca życia.

Leżący pode mną chłopak, rzucił mi najtrudniejsze do rozszyfrowania spojrzenie, jakim kiedykolwiek mnie uraczył. Wszystkie barwy taeminowych oczu, jakie zdążyłem do tej pory poznać, naraz zmieszały się, utworzyły plątaninę myśli i uczuć. Widziałem w tym spojrzeniu ciemny smutek, widziałem żarzące się pożądanie, widziałem odrobinę zdziwienia, jakąś dziwną, tęskną rozpacz i tę iskierkę złota, tak rzadką, tak niewłaściwą pośród palety przygnębiających barw. Efekt był tak paraliżujący, że na moment zapomniałem o moich rozpalonych zmysłach, zagłuszyłem je kolejną falą zmartwień, współczucia, troski. Chciałem nawet coś powiedzieć, jakoś położyć kres tej niewłaściwej sytuacji, w którą sami się zapędziliśmy. Powstrzymała mnie jednak nagła słabość we wzroku Taemina, nagła bezbronność, która wstrząsnęła drobnymi ramionami. Bałem się wtargnąć na teren tej intymnej ciszy, która rozlała się bezbarwną rzeką między nami, która spowiła otoczenie, niczym bariera przeciw nieproszonym dźwiękom.

Taemin powoli uniósł rękę, której drżenie nie umknęło mojej uwadze, i przesunął jej grzbietem po moim policzku. Coś mi ten gest przypominał, nie był to pierwszy raz, kiedy chłopak dotykał mnie w ten sposób. Jakby chciał zapamiętać fakturę mojej skóry, kształt moich ust. Ze wszystkich malujących się na jego twarzy emocji, najciężej było mi zrozumieć tę niezaprzeczalną tęsknotę, z jaką mi się przypatrywał. Przecież byłem tu, przy nim, gotów zostać i na zawsze, zakochany bez pamięci. Za czym więc tęsknił? I dlaczego nawet w takim momencie odgradzał mnie od swoich myśli?
Poddając się jego delikatnemu dotykowi na mojej twarzy, doszedłem do piorunującego wniosku. Zakochałem się w człowieku zagadce, uzależniłem się od twarzy skrywającej sekrety, dałem się oczarować ustom, mówiącym kłamstwa. I nawet mimo tej świadomości, nie potrafiłem oprzeć się kuszącemu pięknu, bijącemu od leżącego pode mną chłopaka. Rudobrązowe kosmyki włosów leżały rozsypane na materacu, zarumienione policzki wywoływały gorąc na twarzy. A nad tym wszystkim królowało niezwykłe spojrzenie, zdradzające jednocześnie wszystko, i nic.

- Taemin… - odezwałem się, tym jednym słowem burząc misternie utkaną pajęczynę ciszy, która mi wadziła, ale za razem mnie fascynowała. Chłopak zmarszczył brwi, a jego rysy stwardniały, jakby szykował się, żeby zapobiec kolejnym moim słowom. Na próżno. – Kocham cię – powiedziałem z prostotą, nawet jeśli to uczucie wcale proste nie było. Przez chwilę miałem wrażenie, że moc tych sądnych słów wreszcie złamała maskę na twarzy Taemina, że chłopak dopuści moje wyznanie do siebie, że pozwoli mu zakwitnąć w piersi i oczyścić kolor oczu z niepotrzebnych odcieni. Trwało to jednak jedynie parę sekund, po upływie których coś poszło tragicznie nie tak.

Poczułem, jak chłopak gwałtownie przyciąga mnie za materiał koszuli, jak ponownie atakuje moje usta milionem kłamliwych zbliżeń. Smukłe palce zaczęły rozpinać guziki, a nogi oplotły się wokół moich bioder. Szukałem sensu w całym tym zamieszaniu, ale nie byłem już pewien, czy patrzą na mnie oczy Taemina, czy też oczy Sagi. Ich spojrzenia, tak podobne, a tak różne, mieszały mi się, walczyły w głębi tęczówek, a ja już nie potrafiłem uciec, już wiedziałem, że jestem przegranym w tym dziwnym starciu ciał z umysłem.

W głowie pojawiła mi się myśl, głupia i naiwna, ale potrzebna dla usprawiedliwienia własnych czynów. Może skoro Taemin aż tak tego potrzebował, to powinienem mu to dać? Może nic złego się nie stanie, jeśli pozwolę nam obu na tę przyjemność? Skoro Taemin w tak wielkim stopniu mnie pragnie, czy mogę pozostać mu dłużny? Pod wpływem tych myśli zaprzestałem walczyć, zaniechałem oporu. Pozwoliłem Taeminowi pozbawić mnie koszuli, zbadać zaskakująco zimnymi palcami moją skórę, zakraść się dłońmi aż do granicy spodni. W momencie, w którym chłopak zacisnął dłoń na moim kroczu, runęła ostatnia, strzegąca rozsądku wieża, ostatnia bariera samokontroli.

Gwałtownie zaatakowałem wargami obnażoną szyję. Z ust Taemina wyrwał się gardłowy pomruk, kiedy naznaczyłem jego obojczyki czerwieniącymi się plamami. Kilkoma ruchami rozpiąłem białą koszulę, odsłaniając nagi tors. Klatka piersiowa Taemina unosiła się zbyt szybko, w nierównym rytmie, który udzielał się i mnie. Miałem ochotę przyłożyć policzek do jego płaskiego brzucha, wsłuchać się w melodię jego serca, jakby to miało mnie upewnić, że jest taka sama, jak ta wygrywana przez moje. Zdusiłem jednak w sobie tę infantylną potrzebę, i począłem całować i przygryzać wrażliwe fragmenty ciała Taemina. Ciche pojękiwania wkradły się na terytorium tej dziwnej, tutejszej ciszy, tak okropnie nieodpowiednie, wręcz bezczeszczące imię sztuki, a mimo to wpływające na moje ciało, pobudzające je, nakręcające. Czułem się z tym źle, bo mimo prób przekonania samego siebie, mimo wyrażających pragnienie oczu Taemina, wiedziałem, że robimy coś niewłaściwego. Nie byłem tylko pewien, gdzie szukać źródła niepokoju. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie robiłem tego z mężczyzną? Może, wbrew pozorom, nie potrafiłem tak po prostu się z tym pogodzić, choć Taemin pociągał mnie od samego początku. W nocnym klubie, w kuchni Kibuma, w mieszkaniu na poddaszu. Zawsze i wszędzie, z każdym dniem coraz bardziej, nawet, jeśli nie od razu byłem skłonny się do tego przyznać. W czym więc tkwił problem? Dlaczego czułem się jak złodziej, biorąc w posiadanie to obnażone, bezbronne ciało, pozwalając mu wić się pode mną, upominać się o uwagę?

- Minho, zrób to wreszcie, długo już nie wytrzymam… – wydusił z siebie Taemin, a w jego oczach mieszały się wszystkie kolory irytacji, zniecierpliwienia i desperacji. Błysnęło w nich jednak coś jeszcze, ten odległy odłamek złota, drobinka, która jakby przypadkiem zaplątała się w głębinach spojrzenia, co jakiś czas lśniąc nową odmianą piękna. Nadając oczom niesamowity wymiar nieśmiałej szczerości. Na moment wstrzymałem oddech, podziwiając to spojrzenie. Następnie pochyliłem się nad Taeminem, i delikatnie pocałowałem go w usta. Chłopak zadrżał pod tak subtelnym dotykiem, patrząc na mnie w dziwnie płochliwy sposób.

- Zrobię to, kiedy obaj będziemy gotowi… - powiedziałem, odwracając wzrok i pospiesznie się ubierając. Chciałem jak najszybciej stamtąd odejść, zdążyć, zanim się rozmyślę, zanim Taemin znów mnie zawoła, znów pocałuje. Nie byłem pewien, czy robię dobrze, ale nie potrafiłem dłużej znieść tej mnogości dziwnych oznak, tego niepokoju, tej kłamliwej warstewki pożądania. Nie miałem pojęcia, z którym wcieleniem Lee Taemina miałem przed chwilą do czynienia, czy to była Sagi, czy może ktoś jeszcze inny, ktoś kogo nie znam. Byłem jedynie pewien, że nie zamierzam dłużej tego ciągnąć, póki nie stanę twarzą twarz z właścicielem tego bijącego serca, które czułem pod swoimi dłońmi.

Wstałem z łóżka, szybkim ruchem zgarniając swoją koszulę i na wszelki wypadek ani razu nie zerkając za siebie, po czym szybkim krokiem opuściłem ciemniejące złowrogo pomieszczenie. Byle dalej od tej zaległej za moimi plecami, przerażającej ciszy.

~*~

* William Shakespeare - "Makbet"
** piosenka z musicalu "Upiór w Operze" - "Masquerade" (na potrzeby opowiadania uczyniłam z niej popularną przyśpiewkę, znaną niemal każdemu)

WRÓCIŁAAAAAM~! Zgodnie z obietnicą, którą złożyłam sobie i Wam, zjawiam się z nowym rozdziałem. Ostatni egzamin już za mną (co prawda nie wiem czy wszystkie zdałam, muszę zaczekać na wyniki x.x), i mam teraz nieco psychicznego luzu, więc nadszedł czas na powrót Sagi. 

Przez ostatni blisko miesiąc bardzoBARDZObardzo dużo było tego opowiadania w moim życiu, powstało kilka nowych rozdziałów, rozmawiałam o tym z wieloma ludźmi, słuchałam inspirującej muzyki, a nawet stworzyłam dział poświęcony bohaterom (dla wszystkich, którzy jeszcze tam nie zbłądzili: <klik> zapraszam! nie będę się póki co zagłębiać w symbolikę dobranych kart i zdjęć, popróbujcie sami je zinterpretować! :D). Obecnie jestem na etapie pisania 14 rozdziału, finalnie będzie ich niemampojęciaile, ale prawdopodobnie koło 20, ciężko mi to póki co oszacować, bo one ciągle się rozmnażają >.<

Wiem, że wiele osób cierpliwie czekało, mimo że ostatni rozdział pojawił się wieki temu, także dziękuję za wytrwałość, no i będę szalenie wdzięczna, jeśli podzielicie się Waszą opinią, bo naprawdę Sagi ostatnio nie daje mi żyć, dzień i noc hałasuje w mojej wyobraźni, upominając się o uwagę x.x

To chyba tyle, do napisania~! ^^

PS. - DZIĘKUJĘ ZA 50 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!!!!!!!!! <3

PS. 2 - Wszystkich miłośników opowiadań z członkami SHINee zapraszam na niedawno powstałą grupę na fb <klik> oraz na konto na Twitterze <klik> ~! Zachęcam do aktywnego udziału, im nas więcej, tym lepiej, być może tego typu inicjatywy pomogą mniej znanym autorom zyskać nowych czytelników! ^^

| ~VII~ | ~IX~ |

10 komentarzy:

  1. Jestem~! Udało się w końcu w dzień, w który dodałaś. Powinnam teraz chyba siedzieć nad jakąś książką i czegoś się uczyć, ale nauka mi umarła, przegrała z Sagi (dobrze wiesz, jak to wygląda w ostatnim czasie) ;-; Może zacznę od tego, co ostatnio tak często ci wyznaję – NIENAWIDZĘ CIĘ. BARDZO, BARDZO MOCNO CIĘ NIENAWIDZĘ. I równie mocno albo nawet mocniej kocham Sagi. Naprawdę, nie wiem, kiedy to się tak bardzo rozrosło, bo zawsze pomysł mi się podobał, ale nie było aż takich feelsów, a teraz sama wiesz, jak to wygląda (patrz większość naszych rozmów od kilku tygodni ;-; ). Em, chyba tyle tego początku.
    Boję się czytać x.x Wiem, że to głupie, bo przecież już czytałam, ale tym bardziej… przecież ja wiem, że to jest dobre i jak bardzo złem jest, znowu umrę ;~~~; Jeszcze dodatkowo dochodzi do mnie sens niektórych słów… ;~~: Powinnam teraz przejść do tej właściwej części, ale omg, czy z tego wyjdzie bełkot w czystej postaci? Przecież ja nie żyję ;~~~~~;
    Randka. 2mina. Już samo to zestawienie jest tak bardzo złe. Ale nie, przecież to nie wystarczy, oczywiście, że nie. Zaczynasz pisać o marzeniach. „To całe moje życie” – mówi Minho, a ja widzę dużo młodszego Minho pierwszy raz w teatrze, ten zachwyt na twarzy i postanowienie, że kiedyś zagra na tej scenie. „Myślę, że niedługo wreszcie ci się uda…” – mówi Taemin, a ja dobrze wiem, co to naprawdę oznacza. Serce mnie boli, gdy o tym pomyślę ;~~~; Minho próbuje sobie wmówić, że to, że Taemin milczy o wydarzeniach na balu, jest spowodowane jego niepowodzeniem, ale chyba nie do końca to działa. ” Nie miałem się czym martwić. Prawda?” NIEPRAWDA, panie Choi, nieprawda. Mam ochotę zaśmiać się Minho w twarz i jednocześnie go przytulić. Omg, zapomniała o tej wiadomości od Sodam, oh, panie Choi, dlaczego pan jej nie przekazał /kręci głową/.
    Ta zmienność twarzy Taemina jest niezwykłą. W jednej chwili w jego oczach czai się smutek, a w następnej z uśmiechem dogryza Minho. ” Czy ta randka ma polegać na wzajemnym wgapianiu się w siebie?” – jeśli o mnie chodzi, to jestem za i tak umrę, naprawdę samo 2min+randka wystarczy. Jednak Minho nie chcę, żeby Tae się nudził, więc pyta go o to, co chciałby robić i Taem życzy sobie prywatnego przedstawienia. Starszy próbuje wymyślić, co powinien pokazać, „szalenie utalentowanym aktor”, jak nazywa go młodszy po prostu ma tremę… W sumie nic dziwnego, że chce wypaść w jak najlepiej przed bardzo ważną dla siebie osobą. Lee się niecierpliwi, więc Minho w końcu postanawia pokazać mu pierwszą rzecz, która mu przyszła do głowy, nieświadomy, że słowa tak mocno wpłyną na jego przyjaciela. Ale tak właśnie się dzieje, Taemin jest niemożliwie poruszony, (dlaczego, gdy o tym piszę trwa Sceleton Flower? Zapomniałam, że twoja play lista mnie nienawidzi ;-; ) pod wpływem wypowiedzianych przez Minho słów maska pęka i Tae nie umie sobie poradzić. To jest kolejna twarz Taemina w tym rozdziale, być może najbardziej prawdziwa, ale mam wrażenie, że on sam się w tych maskach gubi, że jest ich tak wiele, że żadnej nie umie już perfekcyjnie utrzymać. Minho przerywa, schodzi ze sceny i siada obok Lee. Bierze go w ramiona. Najpierw obaj są spięci, ale w końcu młodszy się rozluźnia, wtula w Minho. Szybko obraca całą sytuację w taką taeminową normalność, ale Choi jest już świadomy, że coś jest nie tak. Chce nawet zacząć poważną rozmowę, ale wtedy Tae mu ucieka. Ubiera kolejną maskę-niemaskę. Jest prawdziwy w swoim zachwycie nad magią kulis teatru, ale też tak różny od tego prawdziwego chłopaka, którego życie teraz toczy się nie do końca po jego myśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwiedzając nuci piosenkę, którą Minho rozpoznaje, nawet śpiewa wers, a Taemin dośpiewuje resztę. "Masquerade". JA NIE WIEM, NAPRAWDĘ NIE WIEM, DLACZEGO TO MUSI PASOWAĆ, ALE TO BOLESNE. „Chyba znalazłem. Chciałbym kiedyś zatańczyć z tobą do tej piosenki” Taemin ;~~~~~~; TO BOLI OK. Minho mówi mu, że nie musi już kłamać. Tae reaguje na to jakimś rodzajem paniki, myślę, że mogę to tak nazwać. Boi się usłyszeć ciąg dalszy, więc całuje Minho pozbawiając go możliwości powiedzenia czegoś jeszcze. Starszy próbuje się opierać, ale pokonuje go potrzeba bliskości. „Starałem się zachować rozsądek, ale każdy dotyk zimnych palców mnie rozpalał, budził moje ciało do walki z umysłem, zastępując potrzebę duchowego porozumienia, iskrzącą się farbą cielesności, która na moment pokryła wszelkie myśli, zgubiła mnie w żarze zbliżenia.” -------------------------------------- AUA! Po chwili to Minho przejmuje inicjatywę i przypiera Tae do łóżka. Wtedy w jego oczach pojawia się coś niezwykłego wszystkie kolory – uczucia się mieszają. Wśród nich jest też tęsknota, której Minho nie potrafi zrozumieć. Panie Choi, nie ma pan, czego żałować, to boli ;~~~; „A nad tym wszystkim królowało niezwykłe spojrzenie, zdradzające jednocześnie wszystko, i nic.” To zdanie chyba dobrze pokazuje zamęt w głowie Taemina, jego spojrzenie zdradza wszystko, ale Minho nie potrafi nic z niego wyczytać, bo jest tego za dużo, bo za dużo rzeczy nie wie i nie rozumie. W końcu starszy wyznaje Lee uczucia. Mówi to znaczące „Kocham cię” (a w tym momencie BL ;~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~; naprawdę czuję nienawiść skierowaną w swoją osobę ;-; ). Jednak Taemin nie daje mu słownej odpowiedzi. Jego odpowiedzią jest ponowny pocałunek i dotyk. Dużo palącego dotyku, który odbiera Minho zdolność myślenia. Jednak kilka, bardzo znaczących (albo wręcz przeciwnie nic nieznaczących patrząc na okoliczność, mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi) w ich relacji chwilach, Choi widzi w jego oczach coś, co go powstrzymuje. Złote drobinki, drobinki szczerości. Przerywa ich działanie i bardzo dobrze, że to robi, bo to wszystko jest mocno niewłaściwe ;-; Wcześniej było, jak Minho myśli o tym, kiedy ich relacja się tak szybko rozwinęła, nie rozumiał tego, ale to wszystko było takie nienaturalne, bo przecież od balu, gdy Taemin mówił, że Minho chyba za bardzo pochłonął jego rola, nie mogło minąć dużo czasu, a zmiana w zachowaniu młodszego jest ogromna, teraz to już nie tylko niewinne pożegnanie, czy już trochę bardziej znaczący pocałunek. Taemin chciał się oddać cały Minho, ale to jest za szybko. DUŻO ZA SZYBKO. Minho też to teraz dostrzegł, dlatego przerwał, ubrał się i podszedł, tak szybko jak to było możliwe, bo wiedział, że gdyby Tae zawołał go jeszcze raz, nie umiałby go zostawić.
    To chyba już tyle… najwyżej coś jeszcze ci dopiszę na gg. Myślę, że mogłabym tu dodać jeszcze parę słów o kartach bohaterów, ale może zamiast tego po prostu ciudshjchbdshcbdscbdsbhacbhjsbjdbsjacbhsdabhcbhsdbhchbdascbhd GENIUSZ, cieszę się że mogłam pomóc <3 ;-; Dobra teraz już naprawdę kończę. Jednak nie wyszło mi przed północą. Co ja zrobię, że dwie godziny to jednak za mało. Mam nadzieję, że to nie jest sam bełkot. Kocham Sagi, unnie ;-; /idzie być skwierczącą w świetle kałużą smutku/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Nie spodziewałam się po Taeminie takiego zachowania.. wgl po tym rozdziale mam wrażenie, że Taemin leci na dwa fronty. W sensie, że na tym ostatnim balu zgadał się z Jonghyunem, tylko nie wymyśliłam jeszcze jak i po co.. xd
    Czekam na kolejne rozdziały ;3 fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię jak czytelnicy próbują sami szukać rozwiązania. Kombinuj dalej! :3
      Dzięki za komentarz ~~<3

      Usuń
  4. Nie dałam rady skomentować tego rozdziału w dniu jego dodania, byłam zbyt bezsilna, roztrzęsiona i paplałam trzy po trzy. Zresztą wiesz najlepiej, bo do Ciebie kierowałam te słowa wystrzelające ze mnie, niczym pociski z karabinu maszynowego.
    Dziś wydaje mi się, że już trochę ochłonęłam, uspokoiłam rozbuchane nerwy i emocje. Nadal czuję się przygnieciona rozmiarem tego opowiadania. Różnorodność odczuć w oczach bohaterów mieni się przed czytelnikiem niczym kolorowe szkiełko w czystym blasku słońca. Zastanawiam się i wciąż nie pojmuję, do czego tak naprawdę zmierza fabuła Sagi. Zasiadając do każdego kolejnego rozdziału wiercę się niespokojnie na krzesełku, niczym niecierpliwe dziecko czekające na przepyszne łakocie. Równocześnie gdzieś na granicy świadomości wiem, że zanurzenie się w świat tej specyficznej pary oszustów skrzywdzi mnie, będzie błądzić po mej głowie jeszcze długo po odejściu od komputera. To znowu TWOJA WINA, że te postacie są takie realistyczne, a ich odczucia takie fascynujące. Tajemnica goni tajemnicę, strach się bać :O To już VIII rozdział, a nadal niewiele się wyjaśniło, a co gorsza, coraz więcej zdaje się gmatwać. Cała otoczka i postacie poboczne, jakie wprowadziłaś w poprzednich rozdziałach mają do odegrania swoje bardziej lub mniej przyjemne role, ale muszę przyznać, że największą rozkosz sprawia mi zgłębianie relacji Taemina i pana Choi. Ten rozdział był przeze mnie taki wyczekiwany, są sami, w centrum mojej uwagi.. tym bardziej to miłe memu sercu po tym, jak poprzedni rozdział złożył obietnicę 2minowej randki /drżę na sam dźwięk tego splotu rzeczownika z przymiotnikiem/. To co się pomiędzy nimi narodziło, co zaskoczyło obu, choć siedzimy tylko w głowie biednego Minho, który ma szczere zamiary i serce na dłoni, powoduje u mnie samej wieczne wzloty i upadki – od „omg omg, oni są meant to be” do walenia głową w blat biurka /masuje sobie guza na czole/. Uwielbiam patrzeć na Tae oczyma Minho… Dostrzega tak wiele, a zarazem tak wielu rzeczy może się jedynie domyślać. Opisując to sprawiasz, że czuję jego mękę w tej konkretnej sytuacji. Kocha osobę, która dotąd się przed nim nie otworzyła. Pan Choi z jednej strony rozumie, czy też intuicyjnie wyczuwa, że chłopak nie nawykł do powierzania swych sekretów i serca w czyjekolwiek ręce, a z drugiej pragnie zburzyć mury dzielące go od fascynującej osobowości Taemina. I za każdym razem, kiedy już zdaje się i jemu i mnie, że owe mury ukruszyły się choćby o jeden malutki kamyczek… BUM Taemin zamyka nam szczelnie dostęp do swojej prawdziwej natury. Ta wielowymiarowa osobowość, budząca w człowieku przemożną ochotę zgłębienia jej, choćby i z samej ludzkiej ciekawości, to najbardziej przyciągająca mnie do Twojego opowiadania cząsteczka składająca się na całą tę opowieść. Bezwstydnie przyznaję się, że zazwyczaj łapię się na tym, iż utożsamiam się z Minho O_o Cóż mogę biedna począć, i jak on mógłby się bronić, przed tą niesamowitą istotą pełną sprzeczności (które Ty na dodatek tak umiejętnie wyciągasz i podkreślasz)? Biada mi, że w ogóle zaczęłam czytać Sagi… bo nie uwolnię się dopóki moje oczy przesuwając po tekście w którymś tam z kolei rozdziale, nie napotkają znamiennego THE END ;__; Co ja tu robię, i dlaczego Ty tak piszesz i w ogóle bhsabfwafhjvfchgcgihuik…. Wait, wróć, zaczynam już bredzić, a przecież jeszcze tyle chciałam Ci przekazać. Spróbuję jeszcze się w miarę skupić… /popija łyk życiodajnej herbaty, poprawia kocyk na kolanach i kładzie palce na klawiaturze/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż przechodzę do poszczególnych momentów, które mnie poruszyły. Ehm randka w teatrze… To jest takie bardzo bardzo w stylu pana Choi ~*o*~ „To całe moje życie” nhsbfcakwbfjkew po prostu p i ę k n e. Najlepsze jest to, że on w tej scenerii jest dla mnie taki naturalny, pasuje tam awww wait mam żabolowe feelsy ;__; ………..Dobra, brnę dalej. Taemin z pozoru znudzony, a po chwili świtają mu w głowie te jego pomysły i zaczyna się figlarny Tae…….MOJE SERCE DRŻY……….. A te ciągłe smutne i szare barwy igrające w jego tęczówkach? POEZJA <3 Dodajmy do tego smutną nutę w głosie, która insynuuje tak wiele… I już wydaje mi się, że uchwyciłam mglistą ideę tej postaci, jego motywów, kiedy znów odpływa ode mnie tak daleko, jak te gwiazdy na niebie. I zostaję sama z milionem rozsypanych wokół mnie pytajniczków, całe lata świetlne od pojęcia taeminowych tajemnic. Za każdym razem umieram sobie powoli w moim małym kątku, obejmując się ramionami i mocząc łzami dywanik na podłodze. A potem znów pan Choi próbuje cokolwiek z tych fascynujących oczu wyczytać, jest pełen ostrożności i niepewności, nie chce poruszać z Taeminem drażliwych tematów, by nie zepsuć atmosfery podczas wspólnych spotkań, gdzie chłonie obecność chłopaka. Chyba nie muszę mówić, że te momenty (a ten rozdział, to o zgrozo, cały jeden wielki 2minowy moment <///3

      Usuń
    2. sprawiają, iż zaczynam się trząść i sięgam po chusteczki.
      Cala druga część rozdziału, kiedy Tae rozpaczliwie rzuca się na Minho, to jest moja jedna wielka udręka i naprawdę wspinam się na wyżyny własnego masochizmu, że sięgnę po kwestię z Kill Billa, bo krwawię i czytam sobie dalej w najlepsze, jak ich usta się łączą, jak dają upust tłumionemu pragnieniu O_o Przyciągają się i odpychają jak magnesy, i wszystko byłoby takie idealne, gdyby nie ta szturchająca pana Choi nieznośnym paluchem myśl w ciągu całej upojnej chwili, że coś jest nie tak. Czytam i wiem, że ma rację, ale jestem równie roztargniona jak on, bo właśnie palce Taemina są wszędzie, jego usta znaczą ścieżkę na jego szyi, a chłopak przypiera Minho do wiekowego łóżka… No… Serio? Cawbfhwejabfkewabf AUA T___T niedobra kobieto. Skupmy się, bo zmierzam do znamiennego momentu, kiedy to Taemin rzuca „najtrudniejsze do rozszyfrowania spojrzenie, jakim kiedykolwiek mnie uraczył. Wszystkie barwy taeminowych oczu, jakie zdążyłem do tej pory poznać, naraz zmieszały się, utworzyły plątaninę myśli i uczuć. Widziałem w tym spojrzeniu ciemny smutek, widziałem żarzące się pożądanie, widziałem odrobinę zdziwienia, jakąś dziwną, tęskną rozpacz i tę iskierkę złota, tak rzadką, tak niewłaściwą pośród palety przygnębiających barw”. /Hoshi pada martwa na ziemię z niemałym hukiem, gdzie jej udręczone ciało okrywa lekka mgiełka barwy morskiej perłowej zieleni/. Zdajesz sobie sprawę… NIEHE, NIE ZDAJESZ SOBIE SPRAWY, JAK MNIE UGODZIŁAŚ TYM OPISEM. Nawet to „Kocham Cię”, które następuje później nie złamało mi serca tak, jak ten opis 2mina w rozterce i wzajemnym niezrozumieniu. Dziękuję, oficjalnie powinnam Cię nienawidzić za ten fragment, a jednak kocham <///3
      Samo wyznanie KOCHAM CIĘ owszem wstrząsnęło mną i ciszą w teatrze, ale… Ono było takie szczere, a zarazem przecięło atmosferę jak brzytwa. Rozbłysło nadzieją na wspólną przyszłość w sercu obu, by następnie zwyciężyła ta dziwna aura, której ani Minho, a ni biedna ja nie potrafię do końca pojąć. Z jednej strony wiem, czemu pan Choi nie chciał kontynuować, wiem, że pragnie Taemina bez żadnych kłamstw i sekretów między nimi, a z drugiej moich uszu doszło takie głębokie westchnięcie, które okazało się być moje, kiedy to Minho wstał i odszedł bez patrzenia za siebie. „Byle dalej od tej zaległej za moimi plecami, przerażającej ciszy”. Ja nie mogę więcej się nad tym rozwodzić, przepraszam, ale dobrnęłam do końca tekstu i znów mam mindfuck, złamane serce i jest mi podejrzanie gorąco po opisach traktujących o zimnych palcach Taemina. Wstawiam to moje wypracowanie i mam nadzieję, że coś z niego zrozumiesz pomimo całej jego nieskładności xDD
      PS. Właśnie włączyło mi się na komputerze „Sleepless Night” aha… Jak widzisz SHINee nie ma dla mnie litości.
      Oczekująca niecierpliwie na dalsze tortury (czyt. rozdział IX)…
      Półżywa Hoshi ^^
      PS.2. Wybacz za te usunięte, ale raz musiałam go dzielić na kilka, a najgorsze, że uparcie zjadało mi cały jeden akapit w środku komentarza kbfckassgg D:<

      Usuń
  5. O kurdeeeeeee
    Robi się bardziej poważnie niż kiedykolwiek mogłabym podejrzewać. I weź tu się domyśl człowieku, o co chodzi Taeminowi.
    Jednocześnie lubię i nienawidzę takich postaci. Doprowadza mnie do pasji, kiedy nie mogę ich rozgryźć, a Taemina tutaj za chiny nie potrafię.
    Z jakichś powodów strasznie współczuję Minho. Może dlatego, że zawsze, jak powszechnie wiadomo, ten, kto bardziej kocha jest na przegranej pozycji. A widać wyraźnie, że to on kocha nie dość że bardziej, to może tylko on kocha...
    Rozdział super ale chalo, ja chcę dalej ;;;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczę, Taemin to dość skomplikowany bohater >.< Jeszcze trochę potrwa, zanim wyjaśni się jego zachowanie. A kto tutaj kocha bardziej... cóż, ciężko to rozstrzygnąć.
      Dzięki za komentarz~! ^^

      Usuń
  6. Warto było czekać. Rozdział świetnie napisany, dodane zostały nowe tajemnice, kocham je i wyczekuję, aż się rozwiążą. Taemin ma wiele twarzy, ale ta niewinna jest bardzo dobra. W tej odsłonie jest, jakby nie znał świata nienawiści, jakby był po prostu sobą. To jedna z masek, ale mi się podoba. Każda jest ciekawa i należy poświęcić uwagę na wszystkie. Nic nie jest nudne i przewidywalne. Szkoda, że Taemin nie umie patrzyć na siebie jako Taemina, Sagi zawsze jest w nim obecna. Te jego zmiany są naprawdę interesujące, ale jaki tak naprawdę jest Taemin? Chcę się tego dowiedzieć. Nie ważne ile trzeba będzie czekać. Zawszę będę cieszyła się, iż wyszedł rozdział. Nie chcę, by Tae odwracał uwagę fizycznymi zbliżeniami, szczególnie wtedy jak Minho wyznał mu miłość. Szkoda, że musi cierpieć. Choć Taemin też na pewno cierpi, nawet bardziej. Mało o nim wiadomo, więc nie można dokładnie powiedzieć, ale domyślać się można, a na pewno jego życie było bolesne i ciężkie. Kiedyś może wydorośleje do tego, by przyjąć prawdę, ale nie boli go te odwracanie uwagi? Ciągła zamiana? Prawda jest prawdą, nie ważne jak bolesna by nie była, zawsze jest lepsza od kłamstwa czy niedomówienia. Chcę, by Minho pokazał mu kolory świata, te ciepłe i te zimne pomieszane razem. Bez siebie nie mogły by istnieć, tak jak Taemin nie może istnieć bez swojego zaplecza myśli i odrzucania prawdy. Na razie. Ciekawe jest te marzenie jakie ma Tae. Może w przyszłości będzie miał więcej takich marzeń, niewinnych, radosnych, prostych i skomplikowanych. Dobrze, że jego zwyczajowa maska zaczyna się kruszyć przy Minho, z oczu można wiele wyczytać. Cieszy mnie, że tak bardzo się o Tae troszczy. Jak była scena zbliżenia to myślałam, że popełnią ten błąd i zamienią miejscami kolejność w poznawaniu siebie. Nie chciałabym tego. To zniszczyłoby tą nić porozumienia, te rodzące się uczucie. Te gładzenie po policzku Minho przez Tae wydaje się takie intymne, intymniejsze niż jakikolwiek rodzaj bliskości, na razie jak dla mnie. Tylko co czuje i o czym myśli Taemin w takiej chwili...człowiek o wielu twarzach, zagadkowych obliczach. Mogę się tylko domyślać. Może to ma coś wspólnego z Taesunem. Podoba mi się bardzo postępowanie Minho. Ciekawe czy Taemin będzie się zachowywał jakby to nie miało miejsca, będzie go unikał czy może porozmawia, a może jeszcze coś innego? Zobaczymy.
    Wiele weny ci życzę. Zdania wszystkich egzaminów też.

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams