27.03.2016

Sagi: ~XII~




- Wiesz, jak on ma na imię? – zapytała Sodam cicho, niemal szeptem. – To Choi Yunkyum – oznajmiła, a widząc moją minę, dodała jeszcze dobitniej – Tak, Minho. To twój ojciec zepsuł serce młodziutkiej Park Eunsoo. Serce mojej matki.

Wypowiedziane przez dziewczynę słowa wykwitły w ciszy pomieszczenia, zaatakowały uszy, swoim dezorientującym przekazem odbierając mi zdolność mówienia.

Kilkukrotnie otworzyłem i zamknąłem usta, jednocześnie tępo wpatrując się w trzymaną w dłoni podobiznę mężczyzny. Wpatrywałem się w papierową twarz własnego ojca i nie byłem w stanie wydobyć z siebie choćby słowa, zbyt przytłoczony otrzymaną informacją, zbyt zszokowany faktem, że nawet nie próbuję kwestionować jej prawdziwości. Czy zbyt łatwo zawierzyłem słowom Sodam? Tego nie potrafiłem stwierdzić, wciąż na nowo trawiąc ten dramatyczny moment w fabule, na dziesiątki sposobów go analizując, a spośród chaosu myśli i uczuć powoli wygrzebując jeszcze nie do końca klarowny zamysł całego przedstawienia.

- Zajmująca sztuka, nie sądzi pan, panie Choi? – Głos Sodam, odbijający się od ścian pomieszczenia, jakby dobiegający z oddali, naraz wyrwał mnie z tego wewnętrznego zagmatwania, przypomniał, że przecież to dopiero początek. Spojrzałem dziewczynie w oczy z pewnym wahaniem, jakby bojąc się, że zobaczę w nich to, co w oczach jej brata. Że jej wzbudzająca zaufanie aura to tylko wprawnie utkany szal pozorów. W odpowiedzi na moje nieme pytania pokręciła jednak głową, łagodnie, smutno. – Nie musi się pan mnie obawiać, panie Choi. Nie opowiadam tego wszystkiego, żeby się zemścić. Raczej żeby dalszym zemstom zapobiec. Jedyne, czego pragnę, to naprawić błędy mojego brata. Odzyskać choć drobny odłamek przyszłości, którą bezprawnie mi odebrał – oznajmiła zmęczonym, acz spokojnym tonem, który w pewien sposób pomógł mi się opanować. – Ale koniec przerwy, opowieść żyje w swoim rytmie! – zawołała dziewczyna, na powrót się ożywiając. Rzuciłem jeszcze jedno pełne sprzecznych emocji spojrzenie na papierowego Choi Yunkyuma, po czym w milczeniu oddałem go Sodam, zawierając w tym geście moje pogodzenie się z losem i gotowość do dalszego ciągu przedstawienia.

Dziewczyna przez chwilę przekładała lalki z miejsca na miejsce, najwyraźniej przygotowując się do nowego punktu w scenariuszu. W końcu zaczerpnęła tchu i ponownie przybrała rolę bez reszty pochłoniętej swoim zajęciem narratorki.

- Park Eunsoo mieszkała w ładnym domu z kochającym mężem i dwójką zdrowo rosnących dzieci. Życie jak z obrazka. – Sodam ustawiła obok siebie wymienione postaci, próbując nadać tej scence rodzinnego klimatu. – I choć każda dama zazdrościła jej troskliwego pana domu, choć wszyscy chcieli uszczknąć odrobinę szczęścia, które winny przynosić kobiecie jej pociechy, Eunsoo tak naprawdę była martwa już od wielu miesięcy. Jej serce zwiędło tamtego pamiętnego dnia, kiedy pierwsza miłość posypała się w drobny, szklany mak. Oddychała, choć w głębi klatki piersiowej nic się nie kołatało, nic nie śpiewało w odpowiedzi na uśmiech dziecka, czy na dotyk męża. Nie trzeba było wiele czasu, żeby coraz bystrzejsze maluchy zaczęły dostrzegać tę wewnętrzną martwicę w sercu matki…

Tu Sodam zrobiła pauzę, która sprawiła, że ostatnie słowa dziwnie zaciążyły mi w piersi. Bądź co bądź, czułem się pośrednio winny opowiadanej mi tragedii, nawet jeśli nie miałem najmniejszego wpływu na przeszłe zdarzenia. Spadła mi na barki swego rodzaju odpowiedzialność za przewinę ojca. Żebym ja mógł żyć szczęśliwie, inna rodzina musiała popaść w ruinę. Zacisnąłem dłonie na brzegach stołu, głęboko oddychając dla odzyskania opanowania.

Sodam, nawet jeśli to wszystko dostrzegała, to udawała, że wcale tak nie jest. W zamyśleniu i ze zmarszczonymi brwiami odłożyła na bok lalkę Park Eunsoo, łagodnym i czułym gestem, zupełnie jakby się z nią żegnała. Następnie znów uniosła wzrok, chyba tylko na wszelki wypadek sprawdzając, czy wciąż uważnie oglądam przedstawienie.

- W tym momencie stery nad opowieścią, jak możesz się spodziewać, przejmuje piętnastoletni syn Eunsoo, Kim Jonghyun. – Sodam zapatrzyła się na trzymane w dłoniach podobizny młodego rodzeństwa, jakby szukając w nich dawnych chwil, zanim wszystko przybrało tragiczny obrót. – Jonghyun zawsze był bystrym i skorym do głębokich rozważań chłopcem. Ludzie w towarzystwie chwalili jego spostrzegawczość, a guwernantki zachwycały się licznymi talentami. Ojciec z dumą opowiadał znajomym o sprycie i przedsiębiorczości syna, upatrując w nim dziedzica swojego majątku. I choć Jonghyun otrzymywał od wszystkich tyle miłości, to zawsze z największym oczekiwaniem spoglądał w stronę matki. Czekał na choć jeden uśmiech, choć jedno słowo pochwały, które tak rzadko dało się słyszeć z ust żyjącej w swoim rozpadającym się świecie Eunsoo. Jej męki nie trwały zresztą długo. Wkrótce po szesnastych urodzinach Jonghyuna, serce pani Kim ostatecznie przestało działać, bo zostawiona na nim skaza była zbyt wielka do udźwignięcia dla tak kruchej i nigdy nie zaprawionej w okrucieństwach świata kobiety…

Głos Sodam nieznacznie zadrżał, ale szybko odzyskała nad nim panowanie. Zadziwiał mnie dystans, z jakim potrafiła mówić o tragicznych wydarzeniach z własnego życia. Być może to był właśnie jej sposób na radzenie sobie z przeszłością. Spoglądanie na nią z perspektywy rządzącego opowieścią narratora. Nawet jeśli kolejne punkty w planie wydarzeń były nie do uniknięcia.

- Jonghyun rzeczywiście posiadał wszystkie przypisywane mu, wspaniałe cechy. Był spostrzegawczy – od najmłodszych lat wiedział, że z matką coś jest nie tak, jak powinno. Był bystry – potrafił wyciągać wnioski z najdrobniejszych fragmentów wypowiedzi, z rzeczy, na które nikt inny nie zwróciłby uwagi. Był sprytny – kiedy już poskładał urywki informacji w jedną całość, bez trudu zdobył dowody na poparcie swoich przypuszczeń. Ale ów młody chłopak posiadał jeszcze jedną ważną cechę, taką o której nie każdy wiedział. Kim Jonghyun nigdy nie zapominał wyrządzonych mu krzywd. Nie odpuszczał, nie zostawiał bez echa. Potrafił przez lata wypominać siostrze, że kiedyś zjadła mu ciastko. Potrafił zerwać kontakty z przyjaciółmi, kiedy jeden z nich bezmyślnie zażartował o jego matce. Potrafił przestać odzywać się do ojca, kiedy ten popadł w nędzę i pijaństwo po śmierci żony. – Sodam uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. – Jak pan sądzi, czy człowiek taki jak Jonghyun byłby w stanie zapomnieć o tym, co spotkało biedną Eunsoo? – Pytanie zawisło w powietrzu, jasno wskazując, w jakim kierunku zmierza opowieść. Nie byłem pewien, czego Sodam ode mnie oczekuje, więc po prostu pokręciłem głową, a ona westchnęła cicho. – Trzeba panu wiedzieć, że Jonghyun to bardzo cierpliwy i rozważny człowiek. Choć już w pół roku po śmierci matki udało mu się zdobyć adres i dokładne dane osoby, która doprowadziła Eunsoo do takiego stanu, to nie porywał się z motyką na słońce. Cóż mógł zdziałać ledwie szesnastoletni chłopak w tak poważnej i delikatnej sprawie? Nie, Jonghyun musiał uzbroić się w cierpliwość i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego przez lata ograniczał się do frustrującego i gromadzącego w nim ogrom emocji czekania.

Przełknąłem ślinę, wyobrażając sobie, że ten, jakkolwiek, szalony człowiek, obserwował moją rodzinę od tak dawna, że pewnie widział każdy krok mojego ojca, wiedział co robił, gdzie i z kim się spotykał. Niczym widmo z przeszłości, niczym duch mszczący Park Eunsoo. Na tę myśl ciarki przebiegły mi po plecach.

- Nie myli się pan, panie Choi – powiedziała Sodam, widząc, jak się wzdrygam. Gorzka łagodność po brzegi wypełniała jej kształtne oczy. Ta dziwna kobieta zdawała się stanowić zupełną przeciwwagę dla swojego brata. Zdawała się być ostoją rozsądku w tym gnieździe szaleństwa, jakim stał się dom państwa Kim. – Jonghyun mógł zemścić się miliony razy, miał ku temu niejedną okazję. A mimo to wciąż się powstrzymywał. Dlaczego? – Sodam uśmiechnęła się smutno, delikatnie gładząc papierową postać brata opuszkami palców. – Robił to dla swojej ukochanej siostrzyczki – oznajmiła z trudną do przeoczenia czułością. – Jeśli istnieje jakaś wartość, której Jonghyun byłby gotów bronić do upadłego, to jest nią nic innego jak miłość i ciepło domu rodzinnego, coś czego nigdy w pełni nie zaznał, i co stało się jego przeklętym, niedoścignionym marzeniem. Kiedy ich ojciec również odszedł z tego świata, Sodam stała się jedynym fragmentem dawnego porządku, jedynym odłamkiem tego, za co Jonghyun był gotów skoczyć w ogień. Dlatego spełniał jej życzenia, zachcianki, prośby. A ona? Cóż innego mogła zrobić, jak nie właśnie błagać go, żeby zaniechał zemsty? Żeby się opamiętał? I choć doskonale wiedziała, że jej próby nigdy nie odwiodą brata od jego planów, to udało jej się nieco osłabić ten tlący się w nim żar, przesunąć w czasie coś, co i tak musiało kiedyś nastąpić. Tym sposobem los wyprzedził działania Jonghyuna. Państwo Choi zmarli zanim zdążyła dosięgnąć ich zemsta za szczęśliwie wiedzione życie. Odeszli, pozostawiając jedynego syna, ostatnią osobę, na jakiej Kim Jonghyun mógł wyładować swoje zgorzknienie… - Sodam zawiesiła głos i spojrzała na mnie znacząco. – To właśnie moment, w którym stał się pan częścią tego przedstawienia.

Sądność tych słów nieco mnie przytłoczyła, zupełnie jakby od tej chwili nie było już drogi ucieczki przed zaplanowaną dla mnie fabułą; ale starałem się tego nie okazać. Utkwiłem twarde spojrzenie w kładzionych na ścianie cieniach, sylwetkach dwóch postaci. Zaczerpnąłem głęboko tchu , ostrożnie dobierając słowa w głowie.

- Dlaczego... Dlaczego Kim Jonghyun nie zabił syna państwa Choi? Dlaczego pozwolił mu żyć? - zapytałem pozornie spokojnym tonem, próbując uczyć się od Sodam jej niebywałego dystansu do malowanych na ścianie żyć papierowych laleczek, usiłując chłodno przeanalizować ich działania. Narratorka pieszczotliwie przesunęła palcem po głowie symbolizującej ją samą postaci.

- Kim Sodam walczyła o pana życie jak lwica... - mruknęła cicho, ale widząc moje zdziwienie zaśmiała się głośno. - Proszę nie interpretować tego jako aktu poświęcenia dla zupełnie obcej osoby. Po prostu nie chciałam patrzeć, jak mój brat staje się mordercą. Dzieliłam jego ból przez tyle lat, ale nigdy nie widziałam w zemście sposobu na ucieczkę od własnych życiowych rozczarowań. Zemsta nie naprawia przeszłości. Zemsta sprawia, że ta przeszłość żyje w nas każdego dnia, kładąc cień na teraźniejszość i przyszłość. Zemsta to kajdany, które zakuwają nasz umysł, nasze serce, odbierając wolność wyboru. Krępując każdy oddech. - Dziewczyna zamilkła, pozostawiając gorzką ciszę, dźwięczącą mi w uszach. Jej słowa przywołały przed moje oczy obraz tańczącego w blasku księżyca Taemina, z czerwienią wirującą wokół jego drobnej postaci, z groźną iskrą brudzącą ciepły brąz oczu. Mogłem tylko mieć nadzieję, że w jego przypadku pragnienie zemsty nie przybrało tak szalonych rozmiarów...

Spojrzałem uważnie w kierunku milczącej Sodam, zastanawiając się, ile jeszcze sekretów poznam  podczas tego spotkania. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia, dlaczego postanowiła podzielić się ze mną tą jakkolwiek trudną i bolesną przeszłością. Zrobiła to z poczucia winy? Być może czuła się w obowiązku wytłumaczyć postępowanie brata. Chciała przeprosić, czy też usprawiedliwić? Pokazać mi, że to wszystko nie dzieje się bez powodu? A może to było ostrzeżenie? Komunikat, mówiący, że jej brat długo już nie pozwoli mi cieszyć się swobodą… Naraz wszystkie moje irracjonalne wyobrażenia nabrały realnych kształtów. Jakby Kim Jonghyun faktycznie obserwował moje niepowodzenia na scenie, jakby uśmiechał się, obmyślając nową strategię swojej zemsty.

- W takim razie… Zamiast prób zabicia mnie, skupił się na uprzykrzaniu mi życia... - powiedziałem powoli, porządkując fakty, które mimo układania się w coraz logiczniejszą całość, w dalszym ciągu zdawały się być niekompletne. – Wobec tego... Dlaczego w pewnym momencie odpuścił? Dlaczego przestał mieszać w kwestii mojego zatrudnienia? Czemu pozwolił mi ułożyć sobie życie? - zapytałem, marszcząc brwi w niezrozumieniu. Moje słowa wywołały szczerze współczujący, choć nieco zbyt mądry uśmiech.

- Powiedzmy sobie szczerze, czy pańskie życie naprawdę jest obecnie ułożone? - odparła przekornie, prześwietlając mnie wszechwiedzącym spojrzeniem, które zdawało się docierać do najodleglejszych zakątków mojego umysłu. Nie zdążyłem jednak nic odpowiedzieć, bo Sodam westchnęła ciężko i zapatrzyła się na drżący płomień stojącej na stoliku świecy. - To moment, w którym historia rozgałęzia się, kalecząc swoją twardą korą kolejne życia. Krusząc ulotne i naiwne marzenia - powiedziała smutnym tonem, jednocześnie sprawiając, że na kamiennej ścianie zamajaczyły dwie sylwetki. - Młodziutka Kim Sodam, żyjąca w złotej klatce zbudowanej dlań przez nadmiernie kochającego brata – zaczęła znów, najwyraźniej powracając do przerwanej historii. - Ta młodziutka Kim Sodam przez lata żyła wierna wpojonym jej zasadom i przestrogom, nie chcąc swoim nierozważnym zachowaniem rozgniewać brata. Żyła, oglądając świat za szybą, wzdychając cicho ilekroć młode serce znów rozpoczynało swoją kłótliwą, buntowniczą pieśń. I w końcu nadszedł nieunikniony moment, chwila, która zmieniła co najmniej kilka żyć. - Sodam z ożywieniem manipulowała swoją własną podobizną, idącą ścieżką ku przeznaczeniu. - Młodziutka Kim Sodam. Po raz pierwszy sama w wielkim mieście. Po raz pierwszy postępująca zgodnie ze swoją, a nie brata wolą. Jak sądzisz, co było dalej? - zapytała, nie odrywając jednak wzroku od swojej laleczki. - Czy spotkało ją szczęście, o którym marzyła?

Spojrzałem na leżącą na stole, wcześniej nie biorącą udziału w sztuce postać, którą Sodam przygotowała do wkroczenia na scenę. Nietrudno było mi domyślić się, co teraz nastąpi.

- Zależy, co Kim Sodam  nazwałaby szczęściem – oznajmiłem bezbarwnym tonem, już czując nadchodzące tragiczne sceny tej sztuki.

- Nie miała wygórowanych wymagań. Chciała tylko odrobiny wolności. Odrobiny realnego szczęścia… - Narratorka urwała swoją wypowiedź i odchrząknęła, najwyraźniej próbując zachować panowanie nad sobą. – Młodziutka Kim Sodam spotkała na swojej drodze przystojnego mężczyznę – oznajmiła, biorąc do ręki czekającą na ożywienie laleczkę. – Jak pan sądzi, panie Choi, co z tego wynikło? – zapytała ponownie, ale tym razem nie odpowiedziałem, bo oboje dobrze znaliśmy dalszy bieg zdarzeń. – Wątki lubią się powtarzać, nieprawdaż? – Sodam uśmiechnęła się gorzko, ale jednocześnie czule, jakby z tęsknotą wspominając tamte nieliczne piękne chwile swojego życia. – Młoda dziewczyna o dojrzałym do miłości sercu i młody chłopak o marzycielskim spojrzeniu, o niewinnym uśmiechu. Gdzieś pośród miejskiego gwaru ich oczy związała nić przeznaczenia, klucząca między przechodniami, wiodąca życie na nowe tory… - Sodam splotła ręce prowizorycznych postaci. – Czy ta miłość miała szansę przetrwać?

Słowa zawisły w powietrzu, w zwolnionym tempie niknąc w mrokach ciszy, jakby ich gorzkie znaczenie piętnowało świat dookoła. Zawiesiłem wzrok na postaci Lee Taesuna, ze wstydem orientując się, że pierwszy raz myślę o nim, jak o realnym człowieku, a nie tylko widmie przeszłości. Naraz zrodziła się niestosowna w obecnej sytuacji ciekawość. Jakim człowiekiem był? Jakie życie on i Taemin prowadzili, zanim nastąpiła wiadoma tragedia? Czy kiedy Taesun jeszcze żył, jego młodszy brat był inny? W jakim stopniu jego śmierć wpłynęła na Taemina, którego znałem? Nie były to kwestie, o których powinienem rozmyślać wobec kolejnych zapisanych w scenariuszu zdarzeń, nie mogłem jednak nic poradzić na własną ciekawość. Smutny wyraz oczu Sodam powstrzymał mnie jednak przed zadaniem któregokolwiek z cisnących się na usta pytań. Dziewczyna pociągnęła nosem, i wierzchem dłoni otarła wilgotniejące oczy, przywracając się do porządku.

- Jonghyun postanowił zapobiec powtarzaniu się historii. Widział w swojej siostrze ducha oszalałej z miłości Eunsoo, dlatego zrobił wszystko, żeby nie dopuścić do podobnego końca opowieści. Żeby, w swoim mniemaniu, ochronić to, co kochał. Młodziutka Kim Sodam, wraz ze swoim kwitnącym sercem i łonem, na powrót utknęła w złotej klatce, tym razem tracąc umożliwiający ucieczkę klucz z oczu. – Sodam pochwyciła moje zdziwione spojrzenie i uśmiechnęła się, tym razem łagodnie, z miłością. – To część fabuły, o której mógł pan wcześniej nie wiedzieć, choć jest ona powodem, dla którego mówię panu o tym wszystkim… - oznajmiła, tylko dodatkowo mnie dezorientując.

- Ma pani na myśli…

- Tak. Związek Sodam i Taesuna zaowocował czymś więcej, niż tylko szybszym biciem serca. Następstwem ich pięknej, choć krótkiej miłości stało się nowe życie. – Dziewczyna ustawiła obok własnej podobizny malutką postać dziecka. Otworzyłem usta, ale zaraz je zamknąłem, niepewien co chcę powiedzieć, zbyt zaskoczony, żeby się na coś zdecydować. Dlaczego Taemin nigdy wcześniej mi o tym nie powiedział? Może uznał, że wtedy zrezygnuję z tego idiotycznego planu krzywdzenia siostry Jonghyuna? Myśli mknęły mi przez głowę, prześcigając się, tłocząc, gubiąc. A ponad nimi wszystkimi pojawiło się kluczowe w tym momencie pytanie.

- Co pani rozumie przez powód tej rozmowy? – powiedziałem, czując że nadchodzi moment, kiedy wreszcie elementy układanki połączą się w sensowną całość. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Jednocześnie chciałem wiedzieć, i się tej wiedzy bałem. Nie mogłem mieć pewności, że prawda, którą poznam, będzie czymś, czego chcę mieć świadomość.

- Pańskie życie też przypominało ostatnimi czasy przedstawienie teatralne, nie mylę się? – odparła Sodam wymijającym tonem, który tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że dziewczyna zmierza ku nieuchronnemu rozwiązaniu wszystkich dezorientujących mnie wątków. Jak wiele wiedziała o moich i Taemina relacjach? W obecnej sytuacji nawet nie zdziwiłbym się, gdyby jej informacje były znacznie rozleglejsze niż moje. W końcu była narratorką. A któż lepiej zna cały scenariusz, niż narrator właśnie? – Szare i niezbyt udane dni w mgnieniu oka zmieniły się w karuzelę barw. A to wszystko za sprawą niezwykłej osoby, która tajemnym zrządzeniem losu stanęła na pana drodze…

Te słowa sprawiły, że poczułem ucisk w żołądku, naraz z pełną mocą odczuwając ból związany z utratą tamtych kolorowych godzin, tamtego niezwykłego towarzystwa, każdego spojrzenia, każdego uśmiechu. A wraz z tęsknotą przyszła czarna chmura niepokoju, znacznie cięższa i ciemniejsza, niż każda poprzednia na moim niebie. Skąd Sodam o tym wszystkim wiedziała? I czemu nawet moją znajomość z Taeminem musiała porównywać do przedstawienia?

- Niezwykła osoba, która zmieniła pospolity świat, nadała każdemu oddechowi sens. A potem zniknęła. Odeszła. Porzuciła… Każdy widz dostrzeże pewne podobieństwo zdarzeń. Wątki lubią się powtarzać, nie sądzi pan? – Na te słowa pociemniało mi przed oczami, a panujący w głowie i w sercu chaos zdawał się burą mgłą zasnuwać pole widzenia. Wnioski atakowały mnie z każdej strony, kaleczyły resztki nadziei, zanieczyszczały obrazy szczęśliwych chwil w pamięci. Miałem wrażenie, że moja głowa lada moment eksploduje, i w końcu nie wytrzymałem. Z całej siły uderzyłem dłońmi w stół, sprawiając, że siedząca po jego drugiej stronie dziewczyna podskoczyła na miejscu i obrzuciła mnie ganiącym spojrzeniem.

- Proszę przestać bawić się zagadkami i wreszcie zakończyć tę przeklętą opowieść! – zawołałem rozeźlony, wbijając w Sodam spojrzenie, dodatkowo irytując się jej spokojem.

- Zakończenie tej opowieści jeszcze nie zostało zapisane… - oznajmiła, ale widząc moje zdenerwowanie najwyraźniej postanowiła spełnić moje żądanie. – To może zabrzmieć dziwnie w ustach matki, ale moje dziecko stało się kartą przetargową… Nigdy nie było mi dane wychowywać syna. Brat zabrał go zaraz po porodzie. Przez długie lata pozwolił mi wierzyć, że moje dziecko nie przeżyło…

Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Choć znałem już tyle faktów z życia Kim Jonghyuna, ten człowiek wciąż potrafił mnie zaskoczyć. W danym momencie istniały jednak sprawy, które intrygowały mnie bardziej, niż jego pogmatwana psychika.

- W takim razie to dlatego Taesun… - zacząłem, ale Sodam pokręciła głową, najwyraźniej przewidując, co chcę powiedzieć.

- W tym miejscu Jonghyun znów zamieszał w planie wydarzeń, przez co scenariusz jest jeszcze ciekawszy, niż mógłbyś się spodziewać. Lee Taesun odszedł z tego świata w głębokim przekonaniu, że z własnej woli zatrzymałam nasze dziecko dla siebie, nawet nie pozwalając mu spojrzeć na syna. Umarł, myśląc że go zdradziłam. I w podobnym przekonaniu aż do teraz żyje jego młodszy brat…

Zaczerpnąłem gwałtownie tchu, naraz przypominając sobie słowa Taemina. Skierowane ku Sodam oskarżenie, którego wtedy nie byłem w stanie zrozumieć, a które dopiero teraz stało się jasne. Mój wspólnik planował zemścić się na rodzeństwie Kim za jednym razem, nawet nie mając pojęcia, w jak wielkim jest błędzie. W tym wszystkim dalej jednak brakowało mi najważniejszego elementu.

- W takim razie… co się stało z dzieckiem? – zapytałem, a Sodam w zamyśleniu pokiwała głową, najwyraźniej właśnie na te słowa czekając.

- Mój szanowny brat obmyślił iście genialny plan. Doszedł do wniosku, że jeśli nie będę miała niczego trwałego, co łączyłoby mnie z Taesunem, to po prostu o nim zapomnę. Dlatego właśnie zabrał moje dziecko i umieścił je w sierocińcu, o czym dowiedziałam się dopiero po upływie wielu miesięcy. Nie byłam jedyną osobą, która to odkryła. Twój uroczy kompan również wyśledził trop zaginionego chłopca…

Ta informacja wywołała kolejną falę sprzecznych myśli w mojej głowie. Nigdy nie posądziłbym Taemina o zainteresowanie taką kwestią. Ale tak naprawdę, cóż ja w ogóle mogłem wiedzieć o tym chłopaku? Nigdy nie podzielił się ze mną swoimi snami, marzeniami, planami. Zawsze wszystko zatrzymywał dla siebie, zdradzając jedynie odległe refleksy myśli, ilekroć w milczeniu patrzył niewidzącym wzrokiem w niebo. Z coraz większą dobitnością, a jednocześnie przerażeniem, uświadamiałem sobie, że ja naprawdę nie znam Lee Taemina. Że wiem o nim tyle, co każdy pozbawiony twarzy i imienia przechodzień, mijający go na ulicy. Że jest dla mnie kimś obcym, a i tak byłbym gotów oddać serce, żeby znów go zobaczyć.

Uniosłem wzrok znad własnych, roztrzęsionych dłoni, i spojrzałem w oczy Kim Sodam nie próbując już niczego, ani nikogo udawać. Było to spojrzenie desperackie, spojrzenie błagalne. Jakbym chciał wierzyć, że jako narratorka ma ona moc zmieniania biegu zdarzeń. Dziewczyna odpowiedziała mi przepraszającym uśmiechem, w którym zawarła całą swoją bezradność wobec losu.

- Jak możesz się domyślać, celem Taemina stało się naprawienie choć jednego błędu przeszłości. Ocalenie ostatniej drobinki honoru brata. Chłopak zaczął szukać sposobu na uratowanie syna Taesuna od haniebnych warunków dorastania, panujących w miejskim sierocińcu. Działał powoli i ostrożnie, ale jego próby nie umknęły uwadze mojego brata…

- Więc mówiąc o dziecku jako karcie przetargowej, miałaś na myśli… - urwałem w połowie zdania, nie poznając własnego zachrypniętego głosu.

- Przypuszczam, że po dzisiejszej dawce informacji nie wątpisz w pomysłowość mojego brata – odparła Sodam z gorzką przekorą. – Również i tym razem jego kreatywność nie zawiodła. Postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Czyż nie będzie idealnym rozwiązaniem jednocześnie pozbyć się owego problematycznego dziecka, oraz upierdliwego, pałającego nienawiścią chłopaka, a na dokładkę zażądać czegoś w zamian? Czegoś, czego Jonghyun wciąż pragnął, mimo łagodzących perswazji siostry? – Przełknąłem głośno ślinę, i zacisnąłem powieki, bojąc się, co za chwilę usłyszę. – Kim Jonghyun sprzedał mojego syna w zamian za upragnioną zemstę. Przypuszczam, że dobrze już wiesz na czym ta zemsta polegała, kto stał się jej celem, a kto wykonawcą wyroku…

Końcówka sądnego zdania utonęła gdzieś w szumie krwi w uszach. Czułem, jakby to ciężkie niebo naraz runęło z góry, przygniotło mnie do ziemi swoją ciemną i złowrogą barwą, jakby kłęby chmur dostały się do serca i umysłu, jakby wypełniły płuca, uniemożliwiając ich dalszą pracę. Choć wcześniej milion razy powtarzałem sobie, że byłem tylko zabawką w rękach kapryśnego dzieciaka, to prawda okazała się być jeszcze gorsza. Moje uczucia stały się niczym więcej, jak obiektem przetargu. Taemin zdeptał je, żeby osiągnąć własny zmyślny cel. Ta świadomość wstrząsnęła mną stokroć bardziej, niż mógłbym się spodziewać.

- Po co mi o tym wszystkim powiedziałaś? – zapytałem, nie do końca pewien w jakim celu, może jedynie po to, żeby zagłuszyć własne zbyt hałaśliwe myśli. – Jaki ty masz w tym interes? – dodałem, już nie wierząc w istnienie altruizmu na tym świecie. Spojrzenie, które posłała mi Sodam tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.

- Czy to nie oczywiste? Czego matka może więcej chcieć, jak tylko odzyskać swoje dziecko? – zapytała retorycznie, a ja, zbyt zmęczony natłokiem wrażeń, nie byłem nawet w stanie wykrzesać z siebie odrobiny właściwej w tym miejscu irytacji, wobec bezczelności tego, co dziewczyna zamierzała za chwilę powiedzieć. – Znajdź uciekiniera, Minho. Znajdź osobę, która zdezerterowała ze sceny. A kiedy ją znajdziesz, zrób z nią co chcesz, ale zwróć mi moje dziecko. O nic więcej nie proszę.

~*~

No i jest x.x Po chwilowej, przybijającej blokadzie udało mi się mimo wszystko napisać kolejny rozdział, tak więc zgodnie z postanowieniem, wrzucam 12. Mam nadzieję, że nie zginiecie pod natłokiem informacji (poświęćcie chwilę na refleksję nad tym, jakie ciężkie życie ma Minho >.<"). 11 rozdział zyskał mniej wyświetleń niż przeciętna, średnio lubiana miniaturka, więc chyba macie Sagi totalnie dość, ale nie zrezygnuję z tego opowiadania. Będę walczyć do końca, dla Madzi, dla Hoshi (dla tych dwóch pań szczególne podziękowania za podtrzymywanie zapału), dla siebie... i dla moich bohaterów. Przynajmniej w to właśnie chcę wierzyć.

Wiem... miałam wrzucać regularnie "Kolor Twoich oczu", ale przyznam szczerze, że odzew był tak niski, że na śmierć zapomniałam i zupełnie przegapiłam piątek xDDD wybaczcie ci, którzy na to czekacie, jakoś niedługo druga część powinna się pojawić :3

Ps, wiem, że wszyscy pewnie tęsknią za Taeminem, ale wytrzymajcie jeszcze trochę, proszę! >.<

Wesołych Świąt życzy Shizu~! ^^ <3

| ~XI~ | ~XIII~ |

5 komentarzy:

  1. Wow, tego się nie spodziewałam. To było genialne. Jest i zawsze będzie. Dużo informacji było i właśnie wszystko sobie układam. Taemin...po tym rozdziale nie wiem jak mogłam wierzyć, że spotkanie jego i Minho było przypadkowe. Wcześniej tak było, ale teraz...już nic nie jest przypadkowe, wszystko ma swój cel, choć nie zawsze jest taki jakiego pragniemy. No chyba, że uczucie jakim zapałał Tae do Minho. To jest przypadkowe. Zrobił to dla tego dziecka, dla Taesuna, ale to było bolesne. Bardzo. Jonghyun wybrał jedną z najokrutniejszych dróg zemsty, a Taemin ją zrealizował. Sodam nie jest taka zła, powstrzymywała brata przed morderstwem, a chce po prostu swoje dziecko, jak normalna matka. Kocha je, więc ją mogę zrozumieć. Jonghyun za to już nie może się wykręcić, mimo tego, co się stało w przeszłości to nie jest winą Minho. Zemsta niszczy ludzi i tu doskonale to widać. Po tym jak przeczytałam ten rozdział to ta zemsta Taemina, to ile w nią włożył czasu i siły, poświęcenia (bo w końcu do Minho już coś czuje), wydaje mi się taka zbędna, niepotrzebna? Tyle czasu był zwodzony, a teraz sam zwodził. Może jakby dowiedział się jaka jest prawda to inaczej by się to potoczyło. Ciężkie życie mają bohaterowie Sagi, nie tylko on. Aktualnie nie wiem jak zamierzasz to wszystko posklejać, odkręcić, złożyć, ale powodzenia, bo to będzie trudne. Tylko oby Minho wybaczył Tae, chyba zrozumie? Ale patrząc z jego perspektywy to wybaczenie jest prawie niemożliwą opcją. Ale "prawie" robi wielką różnicę. Jestem teraz jeszcze bardziej ciekawa spotkania 2mina. Szczególnie pierwszego spojrzenia, tego jak będą wyglądały ich oczy, co się w nich będzie kryło, co Taemin zrobi, jak się zachowa Minho. Jak rozpoczną to wszystko.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę jak najwięcej weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem~! Czuję się przegrywem, bo miałam komentować inne rzeczy a znowu wylądowałam tutaj, ale Sagi feelsy ;_________________; muszę to gdzieś wyrzucić, bo mi nie dadzą żyć. Aż nie wierzę, że tak punktualnie jestem x.x ALE OD WCZORAJ MAM CAŁY CZAS SAGI FEELSY WIĘC ------------------- Omg źle mi, tak bardzo mi źle. Nie mogę uwierzyć, że od 10 miesięcy Sagi to życie i mi się nie nudzi, Ty pewnie masz czasami już dość mojego gadania o tym, a ja mogłabym pisać i pisać i mówić i zawsze znalazłoby się coś nowego, o czym wcześniej nie myślałam i co mogę rozłożyć na czynniki pierwsze i co może mnie jeszcze mocniej zaboleć i co może okazać się jeszcze piękniejsze, jeszcze ważniejsze. ŹLE MI. NAPRAWDĘ MI ŹLE. KOCHAM SAGI STANOWCZO ZA MOCNO. To nie powinno tak być, nie ostrzegałaś mnie przed tym, powinnaś wyraźnie zaznaczyć, że czytanie grozi śmiercią. OMG. Kocham Sagi. Tak się cieszę, że mogę czytać to opowiadanie. Zacznę tym razem od końca, ale może później już nie będę bełkotać. Cieszę się, że udało się przełamać tę blokadę, która cię dręczyła, cieszę się, że postanowiłaś walczyć o to opowiadanie. Dziękuję, że to też dla mnie. I nie ma za co, szczerze mówiąc zawsze mi głupio, jak dziękujesz, bo przecież to ja powinnam Ci dziękować za możliwość przeczytania, a nie ty mi za to, że wylewam do ciebie moje feelsy. Naprawdę cieszę się, że mogę pomagać, nawet jeśli to takie niewielkie rzeczy, jeśli porównać je do całego opowiadania. Mam nadzieję, że już nie będziesz więcej przechodzi takich blokad, ale jak coś to dawaj znać, to będziemy walczyć. Dobra może przejdę dalej, chyba dość na tutaj mojego bełkotu.
    OMG, ten obrazek do rozdziału. PAMIĘTAM, JAK GO ZNLAZŁAŚ~! Podziwiam to, jak starannie dopierasz maskę do każdego rozdziału, jak dopisujesz do każdego zdjęcia historię, która zawsze naprawdę ma sens i dopełnia rozdział. Patrzę na to od kilkunastu rozdziałów, a dalej mnie to zadziwia, to ile pracy wkładasz, żeby każdy rozdział był dla nas idealny. Tym razem mamy kobietę trzymającą maskę za plecami. Skoro trzyma ją w ręce to znaczy, że ujawniła już swoją twarz. Czyżby to była Sodam, która odkrywa, przed Minho swoje dobre intencje? A może chodzi o poznaną przez Minho prawdę o swoim ojcu, o poznanie historii rodziny Kim? Zastanawia mnie, czy ta ukryta za plecami maska nie symbolizuje czasami tego, że Sodam wciąż coś ukrywa… a może chodzi tylko o to, że ona nie może całkiem odrzucić maski? Bo Kim Jonghyun wciąż patrzy na ruchy naszej królowej…?
    Rozmowa z Sodam nadal trwa, wreszcie przeszliśmy do konkretnej historii, w której Minho brał udział. Do Minho chyba dociera, że jego szczęśliwe dzieciństwo kosztowało bardzo dużo, a ceną stała się ruina powstająca z innej rodziny. (To zdanie chyba nie do końca ma sens, przepraszam, ale chyba nie wiem, jak inaczej to napisać ;-; ważne, żebyś zrozumiała, o co chodzi.) Sodam uspokaja Minho, że nie musi się jej bać, bo nie zamierza się mścić, zamierza tylko wszystko naprawić. Opowiada o wspaniałej rodzinie, jaką z pozoru tworzy. Ale to były tylko pozory a bystry Jonghyun nie miał problemu z odnalezieniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego jego życie wygląda tak, jak wygląda.
    Sodam to taka niezwykła postać. Mnie też tak, jak Minho zadziwia jej opanowanie, gdy opowiada. Znalazłaś dzisiaj takie zdjęcie, które bardzo skojarzyło mi się właśnie z nią. Ta kamienna twarz i maski, wieczne maski, które musiała ubierać, żeby być dobrą córką, grzeczną siostrą, żeby być taka jak powinna w tym przedstawieniu. I jak tak teraz czytałam, to Park Eunsoo zabrakło siły, którą jej córka ma, siły do tego, żeby udawać, a może ona już nie mogła udawać, bo jej serce było za bardzo w kawałkach…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracając, Jonghyun dorósł, ale nie zmienił się za bardzo, dalej pragnął matczynej miłości, ale mam odeszła, a w młodym (już) mężczyźnie zrodziło się pragnienie zemsty na człowieku, przez którego Eunsoo miała chore serce, martwe serce. Szybko zdobył interesujące do informacje, ale wiedział, że nie może działać pochopnie, dlatego czekał. Ale pastwo Choi zmarli, a jedyną osobą, która została, na której Kim mógł się zemścić był właśnie Minho. W zasadzi okazuje się, że on żyje tylko dzięki Sodam. Dziewczyna nie chcąc, żeby jej brat stał się mordercą starała się zapobiec śmierci Minho. Ale pragnienie zemsty wciąż rosło. Ale Jonghyun postanowił zemścić się w inny sposób. Zmienić życie pana Choi w piekło. Minho wyraża głośno swoją wątpliwość odnośnie tego, że w pewnym momencie Kim przestał, ale Sodam szybko ucina jego złudzenia i takie hm, udawanie, że wszystko jest w porządku, pokazując, że wcale nie ułożył sobie życia.
      Panna Kim wraca do opowieści, mówi teraz o młodej Kim Sodam, która tak, jak jej matka, znalazła się pierwszy raz w wielkim mieście i w końcu mogła decydować sama. Tak samo jak Eunsoo spotkała na swojej drodze młodzieńca, do którego coś poczuła, ale niestety „Wątki lubią się powtarzać, nieprawdaż?” i tej parze również niepisane było szczęście. W miłość zaingerował brat dziewczyny chcąc ją chronić, ale nie docierało do niego, że Sodam to nie Eunsoo, a miłość Taesuna i jego siostry nie przyniosła tylko złamanego serca, jej owocem było nowe życie.
      „Szare i niezbyt udane dni w mgnieniu oka zmieniły się w karuzelę barw. A to wszystko za sprawą niezwykłej osoby, która tajemnym zrządzeniem losu stanęła na pana drodze…”, „Niezwykła osoba, która zmieniła pospolity świat, nadała każdemu oddechowi sens. A potem zniknęła. Odeszła. Porzuciła…” – te dwa fragmenty sprawiają, że w mojej głowie pojawia się najbardziej dręcząca mnie wątpliwość, a dotycz ona Taemina. Czy czasami Sagi i wspólne planowanie zemsty, nie były tylko częścią większego planu…? Życie mnie przez to boli naprawdę ;____________;
      Minho nie ma już siły na zagadki i prosi Sodam o przedstawienie jej wprost celu tej dziwnej, trudnej rozmowy. Chce już poznać zakończenie tej skomplikowanej opowieści, której jest częścią. Ale panna Kim mówi mu, że zakończenie jeszcze nie istniej, że trzeba je napisać i że chcę go do tego wykorzystać. Nazywa swoje dziecko kartą przetargową i tłumaczy, w jaki sposób jej brat wykorzystał jej syna. Tłumaczy, co doprowadziło do prawdziwej tragedii, do śmierci Taesuna, do nienawiści Taemina. Do Minho dociera, że tak naprawdę chyba nigdy nie znał Lee Taemina, że nie posądzałby go o chęć zajęcia się dzieckiem. Ale tutaj Sodam znowu tłumaczy. Mówi o tym, jak postanowił rozegrać końcówkę sztuki Jonghyun, że chciał upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Pozbyć się dziecka, niewidzącego go chłopaka i jeszcze dokonać zemsty. I w końcu przechodzi do najważniejszego celu tej rozmowy. „Znajdź uciekiniera, Minho. Znajdź osobę, która zdezerterowała ze sceny. A kiedy ją znajdziesz, zrób z nią co chcesz, ale zwróć mi moje dziecko. O nic więcej nie proszę.”
      Mam jeszcze naprawdę dużo do napisania o tym rozdziale, ale zrobię to albo w jeszcze jednym komentarzu, albo już w rozmowie z tobą, bo zrobiło się za późno. Jeszcze raz bardzo dziękuję, cieszę się, że mogłam pomóc i naprawdę nie ma za co. Kocham Sagi <3 Dziękuję ;___; <3
      Ps, przepraszam za wszystkie błędy, naprawdę jest już późno ;-;

      Usuń
  3. Wow. Czyli w sumie po części miała racje B| ja to jednak mam łeb xD Sagi jest genialnym opowiadaniem ;3 mimo że ten rozdział ciężko się czytało bo natłok informacji i wgl w końcowym efekcie mi się podoba. Czekam aż znowu pojawi się Tae ;; powodzonka ;3

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, po części trafiłaś! :D Faktycznie martwiłam się o ten natłok informacji, ale mam nadzieję, że mimo to wszystko jest zrozumiałe >.< Tae... jeszcze trochę i wróci... /szept/ 14 rozdział~
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams