8.05.2017

O chłopcu, który lubił obserwować cienie




Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, AU, fluff
Długość: one-shot

~*~

Taemin od zawsze lubił obserwować ludzkie cienie. Bawił go ich karykaturalny, zmienny kształt i sposób, w jaki każdy z nich uparcie pozostawał przyklejony do swojego właściciela, wiernie za nim podążając. Nieważne jak bardzo próbowało się go zgubić, cień zawsze trwał na swoim miejscu. Niczym niemy opiekun, dyskretnie prześlizgujący się po złoconych słońcem fasadach i chodnikach, po cichu doglądający każdego kroku swojego właściciela. Największe wrażenie cienie robiły latem, w późnych godzinach popołudniowych, kiedy dzień powoli zmierzał ku końcowi. Wtedy to właśnie, światło zachodzącego słońca przybierało tę szczególną, rdzawą barwę, która tak pięknie wyostrzała każdy kontur, każdy rys, i z pełną swoją okazałością zalewała wąskie uliczki swoim ostatnim tchnieniem. W tym czasie cienie odbywały swój triumfalny pochód po mieście, zaglądając w każdy oświetlony kąt, wdzięcząc się na każdej ścianie i w każdym zaułku, jakby celebrując swoją potęgę, która wkrótce miała osłabnąć w fałdach nocy i w wątłych kręgach ulicznych latarni.

Popołudniowe parady cienistych zjaw zawsze  prezentowały się tak samo urzekająco. Taemin podziwiał każdą z nich, w zadumie rozważając istotę owych zwiewnych, upartych bytów, wiernie podążających krok w krok za swoim panem. Jednocześnie zadziwiało go, że ludzie przeważnie zupełnie je ignorowali, jakby kompletnie zapominali o ich istnieniu. Nie rozumiał tego dziwnego zobojętnienia. On sam znał swojego dyskretnego towarzysza bardzo dobrze. Wiedział, że jego cień ma nieco chudsze ręce, niż on sam, i że jego nogi wydłużają się wraz z każdą popołudniową godziną. Wiedział, że jego cień lubował się w migotliwym świetle zachodu, ale nie przepadał za chorobliwą jasnością lamp we wnętrzach budynków. Wiedział, że jego cień podzielał jego zamiłowanie do biegania, ale potrafił też razem z nim godzinami przesiadywać na parkowym murku, ograniczając się jedynie do rytmicznego spacerowania wokół swojego pana. Zupełnie, jakby tańczył z przesuwającym się po nieboskłonie słońcem.

Taemin lubił swój cień. Nie potrzebował do towarzystwa nikogo innego.

Zdarzały się jednak momenty, w których wzrok chłopaka mimowolnie wędrował ku innym spacerującym po chodnikach przechodniom. Taemin obserwował ich z daleka, zawsze zachowując bezpieczny dystans. Nigdy nie czuł się zbyt komfortowo w towarzystwie innych osób. Dużo swobodniej było mu przechadzać się wraz z swoim własnym cieniem, nie martwiąc się kłopotliwymi rozmowami, i jeszcze bardziej problematycznym spoglądaniem ludziom w twarz. To ostatnie szczerze Taemina przerażało, unikał więc wszelakich sytuacji, w których musiałby się zdobyć na ten trudny czyn. Dlatego rzadko przyglądał się obserwowanym przez siebie osobom. Zamiast tego badał wzrokiem ich cienie, próbując po samym ich zniekształconym zarysie odgadnąć cechy i wygląd właściciela. Tak było dobrze. Wygodnie. Bezpiecznie. I tylko czasem jego własny cień zdawał się wydłużać nienaturalnie, jakby tęsknił za towarzystwem. Jakby czuł się samotny.

Wszystko jednak zmieniło się pewnego słonecznego popołudnia, kiedy to do wylegującego się na chodniku cienia Taemina dołączył nowy, tajemniczy zarys sylwetki. Chłopak mimowolnie się spiął, wyczuwając, że ktoś usiadł po drugiej stronie jego ulubionej parkowej ławeczki. Nerwowo zacisnął dłonie na krawędzi koszulki, ale nie uniósł wzroku, w dalszym ciągu uparcie wpatrując się w rozgrzany lipcowym słońcem bruk przed sobą. Miał nadzieję, że nieznajomy przysiadł tam tylko na chwilę, być może żeby odpocząć wobec letniego żaru, być może żeby zaczekać na kogoś, z kim się umówił, i że lada moment wstanie z drewnianej ławeczki, udając się w dalszą drogę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Nieznajomemu najwyraźniej spodobało się to nasłonecznione miejsce, bo po chwili bezruchu, jego cień rozsiadł się wygodniej, nogi wyciągając przed siebie, a dłonie wspierając gdzieś z tyłu, za plecami. Taemin obserwował to z rosnącym uczuciem niepokoju. Takie sytuacje zdarzały się już wcześniej – w końcu to normalne, że ludzie bez pytania siadają na parkowych ławeczkach, każdy ma do tego równe prawo. Zazwyczaj jednak, Taemin po prostu opuszczał dane miejsce jako pierwszy, udając się na poszukiwania kolejnego dogodnego lokum na samotne rozważania.

Tym razem było inaczej. Im dłużej chłopak obserwował ten obcy cień, tym bardziej chciał zerknąć w bok i przyjrzeć się jego właścicielowi. Kiedy tylko to sobie uświadomił, jego oczy rozszerzyły się nieznacznie, w niemym zdziwieniu. Zazwyczaj unikał spojrzeń w ludzkie twarze, jak tylko mógł. Czemu tym razem było inaczej? Namalowany na chodniku cień wcale nie wyróżniał się niczym szczególnym. Miał długie, rozprostowane wygodnie nogi i szerokie ramiona, po których można było zgadnąć, że to chłopak. Spoglądanie na chodnikowy zarys postaci nie zdradzało jednak wielu więcej szczegółów. Jedynie włosy były charakterystyczne. Nieco przydługie, i ewidentnie odrobinę rozwichrzone, jakby ich właściciel zapomniał się rano uczesać. Kilka wijących się wokół szyi, krętych kosmyków wydało się Taeminowi dziwnie urocze. Na tym jednak koniec. Nic więcej dowiedzieć się nie zdołał.

Chłopak nie miał pojęcia, jak długo tak siedzieli, ale żaden z cieni nie wykonał ani jednego ruchu, jakby obaj zostali zaklęci w tym dziwnym stanie, chłonąc wzajemne towarzystwo, obce, a zarazem coraz bardziej komfortowe. Po pewnym czasie Taemin rozluźnił się nieco, a w końcu zdobył się nawet na przymknięcie oczu i powolny, relaksujący wydech. Może towarzystwo innych ludzi wcale nie musiało być takie straszne? Może był w stanie zdobyć się na odwagę i zerknąć w bok? Może mógł przywitać się z tym długonogim nieznajomym o rozczochranych włosach? To nie było niewykonywalne! Musiał tylko spróbować...

Taemin niepewnie uniósł powieki, i niemal natychmiast poczuł dziwny ucisk w piersi. Na chodniku przed nim znów zasiadał tylko jego własny cień. Tajemniczy towarzysz zniknął wraz z nadzieją na nową znajomość. Taemin westchnął cicho, a namalowana na bruku sylwetka zadrżała smutno. Najwyraźniej tak już musiało być. Zawsze tylko we dwoje. On i jego cień.

Tak przynajmniej Taemin myślał aż do następnego popołudnia. Chłopak cały dzień był jeszcze bardziej zamyślony, niż zwykle, więc w pierwszej chwili nawet nie zauważył, że znów ma towarzystwo. Zorientował się dopiero w momencie, w którym drewniana ławeczka skrzypnęła cicho, wprawiona w drżenie przez kręcącego się na swoim miejscu, obcego osobnika. Choć malowanego na bruku cienia nie sposób było poznać po nogach, które obecnie najwyraźniej skrzyżował, sadowiąc się po turecku, to charakterystyczne, delikatnie kręcące się przy szyi włosy zdradziły jego tożsamość.
Taemin przygryzł wargę, niepewien jak się zachować. To już drugie ich spotkanie, a on nawet nie wiedział, jak jego cichy towarzysz wygląda. Zastanawiało go, dlaczego znów się do niego przysiadł. Może po prostu podobała mu się ta ławka? Nie byłoby to zbyt dziwne. Rozciągał się stąd całkiem ładny widok na zasadzone pośrodku parkowego trawnika kwiaty, którym Taemin sam często lubił się przyglądać. A może po prostu nieznajomy znów na kogoś czekał? Może to był punkt ich spotkań? Taemin doprawdy nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Zwłaszcza, że istniała też trzecia możliwość, naiwna opcja, której jego serce dziwnie nie chciało skreślić. Otóż, ów tajemniczy chłopak mógł specjalnie przysiadać się właśnie do Taemina. Tylko po co? Lee nie znajdował w głowie żadnego sensownego argumentu na poparcie tej teorii.

Ze zdziwieniem dostrzegł jednak, że jego własny cień jest dziś zupełnie już swobodny i rozluźniony, a cały kontur jego postaci wręcz przechyla się delikatnie w stronę tajemniczego towarzysza. Zupełnie, jakby chciał przysiąść się bliżej, być może nawet zacząć rozmowę. Sam Taemin nie miał na to jednak odwagi. Jego serce zastukotało niespokojnie w piersi, kiedy przeniósł wzrok na cień swojego towarzysza, który obecnie okazał się być zwrócony w jego stronę. Taemin przełknął ślinę. Tajemniczy nieznajomy z całą pewnością właśnie mu się przyglądał.

Taemin spanikował. Podniósł się z ławeczki i, niewiele myśląc, umknął parkową alejką. Nie oglądał się za siebie.

Swojego tchórzliwego zachowania pożałował już następnego popołudnia, kiedy w napięciu zasiadł w zwyczajowym miejscu, mając szczere chęci naprawić własny błąd, ale bojąc się, że wczorajszą ucieczką zraził tego dziwnego chłopaka, i że ten już nie przyjdzie. Taka perspektywa sprawiała, że jego serce przejmowała dziwna pustka. Było mu smutno na myśl, że nigdy nie pozna tego tajemniczego nieznajomego. Że nigdy nie dowie się, czy polubiłby go tak samo, jak polubił jego uparty, dotrzymujący mu towarzystwa cień.

Dlatego kiedy tylko usłyszał znajome skrzypnięcie parkowej ławeczki, ledwo powstrzymał się od pełnego ulgi westchnienia. Długonogi, kudłaty cień wygodnie usadowił się obok niego, i zastygł w bezruchu, jak to miał w zwyczaju. Tym razem nie spoglądał na Taemina. Zdawało się, że obserwuje niebo. Lee miał jednak nieodparte wrażenie, że ich cienie znajdują się znacznie bliżej siebie, niż przez dwa poprzednie dni. Niemal czuł ciepło bijące od wspartej o krawędź ławeczki dłoni. To było nowe i dziwne. Podobało mu się.

Rozluźnił plecy i kilkukrotnie zamachał nogami w powietrzu, a wytarte podeszwy trampków zaszurały o bruk. Jego zarysowany na kostkach chodnika cień zdawał się być w naprawdę wyśmienitym humorze. Taemin uśmiechnął się delikatnie, i niepewnie zerknął w bok, kątem oka dostrzegając sylwetkę siedzącej przy nim osoby. Zdołał dostrzec jedynie zarys postaci i błękit noszonej przez nią koszulki. Na więcej się nie odważył. Ponownie wbił wzrok w barwiony promieniami popołudniowego słońca chodnik, zadziwiony nową lekkością, która znikąd pojawiła się w głębi jego piersi. Zupełnie, jakby dopiero teraz utwierdził się w przekonaniu, że ta dziwna postać nieznajomego naprawdę istnieje. Że nie jest tylko zwiewnym cieniem, czy igraszką letniego popołudnia, a żywym człowiekiem z krwi i kości. Być może tak samo zakochanym w blasku słońca, jak on? Być może tak samo zagubionym pośród barw miejskiego popołudnia? Być może tak samo samotnym w towarzystwie własnego cienia? Taemin był ciekaw, co dostrzegłby w spojrzeniu tego dziwnego chłopaka, gdyby tylko miał odwagę unieść wzrok. Ta myśl, choć go przerażała, jednocześnie niosła z sobą dziwnie kojące ciepło. Miał wrażenie, że jego tajemniczy towarzysz celowo przestał mu się przypatrywać, jakby nie chciał ponownie go spłoszyć. Dawał mu czas na przyzwyczajenie się do jego obecności. Był to podarunek, którego chłopak jeszcze nigdy od nikogo nie otrzymał.

Taemin naprawdę chciał się przywitać. Miał tylko nadzieję, że zdąży to zrobić, nim nieznajomy się zniechęci. Zanim odejdzie, jak każdy inny przed nim.

Dziwny, długonogi chłopak okazał się być znacznie bardziej wytrwały, niż Taemin przypuszczał. Ich codzienne spotkania w blasku popołudniowego słońca stały się swego rodzaju tradycją. Nieznajomy zawsze zjawiał się o tej samej porze, i nigdy nie odchodził, póki ostatnia kropla letniego słońca nie zniknęła z brukowanej ziemi miasta. Taemin, pełen wdzięczności, chłonął jego towarzystwo, z sympatią przypatrując się kudłatemu cieniowi na bruku, i z tęsknotą spoglądając na pustą część ławki, ilekroć dzień dobiegł końca, a jego kolega rozpłynął się w mrokach wieczora. Nieznajomy ani razu więcej nie wprawił go w zakłopotanie swoją obserwacją, zamiast tego okazując zażyłość coraz to bliższym miejscowieniem się na ich wspólnym siedzisku. Letnie chwile mijały, a Taemin przez cały ten czas heroicznie walczył z samym sobą, żeby wreszcie się odezwać. Z jakiegoś powodu czuł, że nieznajomy nie zrobi tego jako pierwszy. Że tym razem to właśnie Taemin musi wykazać się niezbędną odwagą i dowieść, że mu zależy. Było to jednak zadanie znacznie przerastające jego siły. I choć ciepła dłoń kolegi wciąż niepostrzeżenie znajdywała się coraz bliżej jego własnej, i choć cień Lee coraz mocniej pochylał się w kierunku nieznajomego, chłopak wciąż nie potrafił spojrzeć w twarz swojego towarzysza, o przywitaniu się już nie wspominając.

Aż nadszedł chmurny dzień, tak niepasujący do dotychczasowej świetlistości lata. Szare kłęby zasnuły nieboskłon, odcinając miejski krajobraz od złotych wód słonecznego blasku. Taemin zmarkotniał, kiedy tylko wyjrzał przez okno. Dzień bez słońca oznaczał dzień bez cieni. Te ulotne byty źle znosiły słabe oświetlenie, i w taką pogodę zwykle snuły się niemrawo po kątach, czasem ledwo dostrzegalne, czasem zupełnie nieuchwytne. Chłopak poczuł się strapiony tym stanem rzeczy. I nie chodziło tu, bynajmniej, o to, że nie wytrzyma jednego dnia bez obserwowania swojego cienia. To, czego obawiał się najbardziej, to brak ponownego spotkania z tajemniczym nieznajomym. Przez ostatnie dwa tygodnie spędzali razem każde popołudnie. I choć nie wymienili ani jednego słowa czy spojrzenia, Taemin czuł się w pewnym stopniu uzależniony od tych małych, wypełnionych komfortowym, słonecznym milczeniem spotkań. Na myśl o ich utracie czuł w sercu smutną pustkę.

Tego dnia dotarł do parku powolnym, pełnym ociągania krokiem. Z ciężkim westchnieniem odpadł na ławeczkę, po czym zadarł głowę do góry, swoje zrezygnowane spojrzenie lokując na grafitowych przebarwieniach nieba. Napawały go jeszcze dotkliwszym poczuciem samotności. Bo tym razem nawet jego własny cień nie mógł go pocieszyć – wraz z innymi zjawami schował się w zakamarkach szarego dnia. Taemin przymknął oczy, czekając na pierwsze krople deszczu, które byłyby zdolne ukrócić jego infantylne nadzieje i zmusić go do powrotu do domu. Ulewa nie nadeszła. Zamiast niej dobiegło go znajome skrzypnięcie parkowej ławeczki.

Chłopak gwałtownie się wyprostował, i odruchowo spojrzał na bruk tuż przed sobą. Bezskutecznie. Chmurne dni rządziły się własnymi prawami, rozmywając cieniste zwierciadło, które dotąd stanowiło taeminowy punkt odniesienia. Teraz musiał radzić sobie bez jego pomocy. Chłopak zagryzł wargę od wewnątrz, niepewien jak się zachować. Naprawdę chciał upewnić się, że los nie płata mu figli, że naprawdę znów ma obok siebie swojego cichego towarzysza. Bał się jednak spojrzeć w bok. Gdyby napotkał spojrzenie tej dziwnej, nieznajomej, a tak mu bliskiej osoby, zapewne ponownie skończyłoby się to paniczną ucieczką. Nie chciał popełnić tego błędu po raz drugi. Potrzeba jego serca była jednak zbyt silna.

Dlatego Taemin powoli wypuścił powietrze z płuc, po czym mocno zacisnął palce na krawędzi drewna, jakby próbując w ten sposób uchronić samego siebie przed ucieczką. Odczekał jeszcze kilka niepewnym uderzeń serca, po czym wreszcie zdobył się na odwagę, i po raz pierwszy otwarcie spojrzał w stronę swojego towarzysza.

Na parkowej ławeczce siedział młody chłopak. Długie nogi miał wyprostowane, a rękami wspierał się o krawędź siedziska, przechylając się przy tym lekko do tyłu. Zamyśloną twarz zwracał ku niebu, a jego oczy były zamknięte. Taemin poczuł niewysłowioną ulgę i wdzięczność. Miał wrażenie, że jego towarzysz celowo daje mu przestrzeń i sposobność do przyjrzenia mu się. Nieco ośmielony, chłopak uważniej przesunął wzrokiem po całej sylwetce kolegi. Jego obute w znoszone trampki stopy wygodnie wspierały się o bruk, a znajoma, błękitna koszulka wyraźnie rysowała kształt szerokich ramion. Jednak to twarz nieznajomego najmocniej przykuwała taeminowe spojrzenie. To bardzo dziwne, ze względu na fakt, że chłopak od zawsze unikał patrzenia w ludzkie twarze. Tym razem było inaczej. Taeminowi spodobały się nieco ostre, ale regularne i przystojne rysy nieznajomego. Urokliwie zmierzwione włosy nieporadnymi splotami okalały twarz, dodając jej młodzieńczego uroku. Przymknięte powieki zdawały się delikatnie drżeć, jakby chłopak ledwo powstrzymywał się przed uniesieniem ich. W kącikach pełnych ust czaił się stłumiony ślad uśmiechu.

Siedzący na parkowej ławeczce chłopak okazał się być stokroć bardziej urokliwy i intrygujący, niż jego nieforemny, długonogi cień, który towarzyszył Taeminowi przez tyle dni. Lee był mu wdzięczny, że nie zniknął w pochmurny dzień, tak jak znikają zaprzyjaźnione ze słońcem, malowane na bruku zjawy. Że został przy nim, dotrzymując towarzystwa nawet pośród szarości tego dziwnego popołudnia.

Chłopak posłał koledze ostatnie migotliwe spojrzenie, po czym odwrócił wzrok, i samemu zadarł głowę ku niebu. Kiedy przymykał powieki, czuł na sobie parę wciąż niezgłębionych oczu swojego towarzysza. Tym razem jednak nie uciekł. Oddał się magii pochmurnego dnia, wdzięczność zamykając w delikatnym, zaklętym w kącikach ust uśmiechu. Wiedział, że obserwujący go chłopak ów drobny sygnał doceni.

Następnego dnia padał deszcz. Taemin nie wiedział, co ze sobą zrobić. Krążył po mieszkaniu, od okna, do okna, wciąż na nowo zaglądając przez szyby, jakby w nadziei, że ulewa minie. Na to się jednak nie zanosiło. Chłopak czuł, jak lekkość płynąca z nawiązanej w parku znajomości ustępuje przytłaczającemu uczuciu nagłego osamotnienia. Chciał znów przysiąść na ławeczce, znów spojrzeć w zamyśloną twarz kolegi, znów uśmiechnąć się do niego nieśmiało, niebezpośrednio, a jednak szczerze. Strugi deszczu przekreślały jednak możliwość zwykłego spaceru. W dodatku Taemin miał świadomość, że nikt normalny nie przechadza się po parku w taką ulewę, o siedzeniu na ławce już nie wspominając. Na domiar złego, chłopak zgubił gdzieś swój parasol i nie miał nawet możliwości wyjścia z domu.  Krople deszczu dudniły smętnie w parapet, odzierając trzepoczące niepewnie serce ze zgromadzonej w nim nadziei. Napełniając je bezzasadnym strachem.

Chłopak bezradnie wsparł czoło o tonącą w potokach wody szybę i spojrzał w zamglone niebo. Był ciekaw, co jego tajemniczy znajomy teraz robił. Może też wyklinał problematyczną ulewę? A może zupełnie mu ona nie przeszkadzała? A może… Taemin gwałtownie zamrugał powiekami, pod wpływem nagłej, niepokojącej myśli. Co jeśli jego kolega mimo wszystko na niego czekał? Co, jeśli zniechęci się, widząc, że Taemin tym razem nie przyszedł? Co, jeśli się obrazi?

Chłopak gwałtownie się wyprostował, i gorączkowo rozejrzał się po pokoju. Co prawda nie posiadał parasola, miał jednak wątpliwej jakości, zapasową kurtkę przeciwdeszczową. Niewiele myśląc, pospiesznie zarzucił na siebie workowaty materiał, po czym wybiegł z domu, prosto w objęcia ulewy.
Jak się można było spodziewać, jego odzienie przegrało w starciu z potęgą deszczu, i chłopak przemókł do suchej nitki, jeszcze zanim dotarł do parku. Nie miał już jednak nic do stracenia. Znajome alejki przywitały go chłodną pustką. Taemin smętnie zwiesił głowę, nie mając odwagi z daleka spoglądać na swoją ulubioną ławeczkę. Bał się, że napotka wzrokiem jedynie smutną, dobitną, deszczową pustkę. I mimo że był na taką ewentualność przygotowany, i tak poczuł bolesny ucisk w piersi, kiedy przekonał się, że faktycznie nikt na niego nie czekał. Pogrążając się w przytłaczającej pustce, bezwładnie opadł na mokrą, śliską powierzchnię ławki, zupełnie już nie przejmując się wirującymi wokół kroplami deszczu. Zamierzał posiedzieć tak chwilę, topiąc się we własnej samotności, by potem wyruszyć w powrotną mozolną podróż w stronę domu. Westchnął ciężko, czując zimne dreszcze na plecach, i kapiącą mu na nos wodę. Z żałością pociągnął nosem, i już miał wstać, kiedy naraz szarość dnia przesłonił materiał parasola.

Taemin nie musiał unosić wzroku, żeby wiedzieć, kto przybył mu na ratunek. Jego serce zabiło mocniej, a żołądek ścisnął się w nagłym zdenerwowaniu. Chłopak z upartością wpatrzył się w tę znajomą dłoń, która tyle razy znajdowała się zaskakująco blisko jego własnej, a która teraz mocno i pewnie trzymała rączkę parasola, chroniąc ich obu przed mocą ulewy. Taemin nerwowo przygryzł wargę, kompletnie nie wiedząc, jak się w tej sytuacji zachować. Powinien się przywitać? Podziękować? Uciec z zażenowania? Ostatnia opcja wydała mu się najłatwiejsza do wykonania. Nie zdążył jednak choćby drgnąć, bo naraz wydarzyła się rzecz niespodziewana.

- Niezależnie od tego, jak bardzo lubisz to miejsce, w dni takie, jak ten, spacer pod parasolem to chyba jednak lepsza opcja – odezwał się wyższy chłopak. Jego nagłe przemówienie było dla Taemina takim zaskoczeniem, że mimowolnie uniósł wzrok, i po raz pierwszy odwzajemnił spojrzenie swojego cichego towarzysza. Jego duże oczy miały ciepłą barwę brązu, i zdawały się nosić w sobie zaklęte, odległe refleksy słonecznych dni. Były piękne. Chłopak uśmiechnął się do Taemina przyjaźnie. – Pozwól, że odprowadzę cię do domu – zaproponował pogodnym, ale jednocześnie ostrożnym tonem. Zupełnie, jakby bał się, że chłopak znów ucieknie. Taemin pospiesznie odwrócił wzrok, czując jak jego serce niemal wyskakuje z piersi. Zdobył się jednak na nerwowe skinienie głową, i chwilę później obaj szli parkową alejką ramię w ramię, skryci pod materiałem parasola.

Przez cały ten czas Taemin bił się z myślami. Kolega nie wymuszał na nim mówienia, a mimo to chłopak czuł się w obowiązku, żeby jakoś mu się odwdzięczyć. Czy za ten parasol, czy też za to ciepło w sercu – nie wiedział. Był jednak pewien, że to jego kolej na działanie. Dlatego kiedy dotarli pod drzwi jego domu, Taemin wziął bardzo głęboki wdech i cały zebrał się w sobie, żeby coś powiedzieć. Zanim jednak zdążył wydobyć z siebie głos, kraciasty parasol już niknął w zamazanych konturach płynącego deszczem świata. Chłopak odprowadził go wzrokiem, po czym z cichym westchnieniem wrócił do domu.

Następnym razem z pewnością mu się uda.

Następnym razem jednak wcale się nie udało. Podobnież jak kolejnym i jeszcze jednym. Deszczowe chwile nie ustępowały, ale z powodu tej kapryśnej pogody ich milczące spacery pod wspólnym parasolem stały się urokliwą tradycją. Dzień w dzień nieznajomy zjawiał się pod drzwiami domu Taemina, i cierpliwie czekał, aż ten zdecyduje zejść i się z nim spotkać. Odbywane po okolicy przechadzki nie były długie, ale i tak napełniały serce swoistym poczuciem harmonii. Ich buty w równym rytmie wystukiwały o bruk deszczowe melodie, a oczy z rzadka wiązały się przelotną wstążką kontaktu, który za każdym razem wywoływał w głębi piersi dziwny rodzaj spokojnego ciepła. Słowa jednak wciąż pozostawały problemem. Taemin naprawdę chciał się odezwać. Coś jednak w tym jednostajnym, melodyjnym szumie deszczu skutecznie go przed tym powstrzymywało. Nie potrafił naruszyć komfortowej ciszy, na której zbudowali tę znajomość. Nieporadnie dobrane słowa mogły wszystko zrujnować. Dlatego Taemin milczał. A wraz z nim milczał jego towarzysz, z wyrozumiałością akceptując łączącą ich nić ciszy.

Taemin pokochał te czarujące spacery w deszczu. A wraz z nimi pokochał sposób, w jaki dłoń kolegi niepozornie muskała jego własną. Pokochał to, jak pod wpływem wilgoci jego włosy kręciły się w jeszcze bardziej niesforny sposób. Pokochał odcień jego uśmiechu i czające się w oczach refleksy śpiącego za chmurami słońca. Spojrzenia tego znajomego-nieznajomego chłopaka przypominały mu lekkość i ciepło spędzanych wspólnie na ławeczce złotych dni, za którymi Taemin zaczął już tęsknić. Nade wszystko jednak, tęsknił za tym głębokim głosem, który było mu dane dotąd usłyszeć tylko raz. Starszy więcej się nie odezwał. Czekał na taeminowy ruch. Niższy chłopak nie mógł się nadziwić, jak wiele cierpliwości miał w sobie jego kolega.

Deszczowe dni dobiegły końca, a zwarta chmurna kopuła wreszcie przegrała ze złotą potęgą słońca, stopniowo pękając i dopuszczając jego blask na ziemię. Światłość ponownie zalała miastowe uliczki, wdzięcząc się na fasadach i lśniąc w szybach okien. A wraz ze światłem zbudziły się też cienie, które z nową energią rozpoczęły swoje czarowne tańce w takt zachodów słońca.

Pora ulewnych spacerów minęła, zastąpiona powrotem do wspólnego wylegiwania się na rozjaśnionej blaskiem popołudnia ławeczce. Na bruku przed Taeminem znów widniały dwa znajome cienie, teraz zdecydowanie sobie bliższe, sporadycznie zerkające na boki, i wymieniające urokliwe spojrzenia. W tamtym czasie myśli niższego z chłopców zaczęły absorbować pewne szczególne typy malowanych na chodnikach zjaw. Taemina fascynowały pary cieni, dryfujące leniwie po alejkach parku, wiążące się ze sobą splotem dłoni, bądź siłą uścisku, i wyglądające przy tym, jakby na moment stawały się jednością. Nie był pewien, dlaczego tak go ten widok porusza. W takich momentach jego wzrok własnowolnie wędrował w kierunku dwóch cienistych dłoni, spoczywających na drewnianej krawędzi ławeczki, tak blisko, że niemal stykały się palcami. Jego ręka drgała nieznacznie pod wpływem impulsu, ale szybko na powrót zastygała w bezruchu, spłoszona przez kolejną falę nieśmiałości. Chłopak odwracał wzrok i wzdychał cicho, po czym spoglądał w błękit nieba.

Pewnego razu, kiedy Taemin znów w podobny sposób przyglądał się dwóm siedzącym ramię w ramię cieniom, niespodziewanie znów usłyszał ten przyjemny dla ucha, głęboki głos, za którym tak tęsknił.

- Zamierzasz się na to wreszcie zdobyć, czy mam cię wyręczyć? – zapytał jego przyjaciel, a w jego słowach pobrzmiewał nieznaczny refleks uśmiechu. Taemin posłał mu zdumione spojrzenie swoich dużych, zdezorientowanych oczu. W odpowiedzi na to chłopak uśmiechnął się dużo szerzej i cieplej, po czym splótł palce ich dłoni. Taemin przełknął głośno ślinę, i spuścił wzrok. Ich złączone dłonie pasowały do siebie, chłopak czuł, że to ich właściwe miejsce. Chwilę później przeniósł niepewne spojrzenie na chodnik przed nimi. Dwa wylegujące się na nim cienie pochylały się ku sobie, w miejscu dłoni całkowicie zlewając się w jedno. Taemin uśmiechnął się nieznacznie, chłonąc bijące od uścisku przyjaciela ciepło. Zrodzone w sercu uczucie miało barwę słonecznego popołudnia.

Następne dni minęły im w spokojnym, harmonijnym rytmie bicia dwóch serc. Dłonie coraz częściej odnajdywały ku sobie drogę, a spojrzenia nabrały tego szczególnego czarującego wyrazu, który potrafi wywołać tylko konkretna, wyjątkowa osoba. Starszy coraz częściej się odzywał, najwyraźniej przejmując na siebie obowiązek prowadzenia rozmów za nich obu. Taemin był mu wdzięczny, naprawdę lubił słuchać jego głosu tuż przy swoim uchu. Ubarwienie ich wspólnej ciszy nie było jedyną zmianą. Coraz częściej małe słońca w oczach wysokiego chłopaka nabierały dziwnego blasku. Coraz częściej sam Taemin łapał się na nieprzytomnym śledzeniu wzrokiem najlżejszych gestów swojego towarzysza. Złote lato oplątało ich serca przedziwną, oniryczną nicią, nadając każdemu uderzeniu sennego, marzycielskiego wyrazu.

Taemin coraz rzadziej obserwował odznaczające się na bruku cienie, znacznie bardziej zaabsorbowany spoglądaniem na właściciela jednego z nich. Dlatego, kiedy pewnego razu czekał na przyjaciela z wzrokiem zawieszonym na nierównych kostkach chodnika, zadziwiła go nowość w kształcie, który swoim zwyczajem ukazał się obok jego własnej sylwetki. Taemin uniósł zdumione spojrzenie na kolegę, wnet dostrzegając zaistniałą zmianę. Chwilę później zakrył usta dłonią i zaśmiał się cicho, nie mogąc się powstrzymać. Starszy zmarszczył brwi.

- O co chodzi? – zapytał, spoglądając na rozbawionego kolegę. Taemin machnął dłonią w stronę włosów przyjaciela, i znów zachichotał pod nosem.

- Śmiesznie wyglądasz – odparł po prostu, wskazując na uroczą kitkę z tyłu głowy starszego. Niektóre kosmyki wymykały się spośród niewprawnie związanych włosów i swoim zwyczajem niesfornie kręciły się wokół szyi chłopaka. Ten dziwny widok wydał się Taeminowi nad wyraz zabawny i czarujący jednocześnie. Uśmiech zamarł jednak na jego ustach, na widok zszokowanej miny kolegi.

- Odezwałeś się do mnie – powiedział z niedowierzaniem, spoglądając na Taemina szeroko otwartymi oczami. – A ja już zaczynałem się zastanawiać, czy umiesz w ogóle mówić…

- Oczywiście, że umiem! – oburzył się młodszy, po czym odwrócił wzrok i niepewnie zaśmiał się sam z siebie. – Masz rację. Odezwałem się – stwierdził cicho, i była w tych słowach jakaś dziwna powaga i podniosłość, zupełnie, jakby pieczętowały one nowy etap ich znajomości. Taemin zagryzł wargę, znów czując rosnące w nim zdenerwowanie. Przyjaciel przysiadł się bliżej, i zaczął pieszczotliwie bawić się palcami jego dłoni.

- To zaszczyt – powiedział w końcu, bez cienia kpiny czy żartu, naprawdę szczerze szczęśliwy z faktu, że jego kolega wreszcie poczuł się przy nim na tyle swobodnie, żeby zacząć z nim rozmawiać. Starszy złączył ich dłonie, po czym wziął głęboki wdech. – Ale czemu, u licha, pierwsze słowa, jakie od ciebie usłyszałem, to śmiesznie wyglądasz?! – zawołał udawanym oburzonym tonem, sprawnie rozładowując atmosferę. Taemin zaśmiał się i delikatnie szturchnął przyjaciela w ramię.

- Uważaj, bo drugim ważnym stwierdzeniem będzie zamilcz wreszcie – odgryzł się, z rozbawieniem obserwując minę kolegi, który chwilę potem pokręcił gwałtownie głową.

- Nie ma mowy, teraz już mnie nie uciszysz! – odparł entuzjastycznym tonem, a jego związane z tyłu głowy włosy zakołysały się uroczo w powietrzu. – Mam do ciebie masę pytań, a spośród nich jedno, najważniejsze… - Na te słowa Taemin uniósł brwi, nieco zestresowany faktem, że ledwo przełamał się do rozmowy, a już ma udzielać odpowiedzi. Starszy bez słowa pochylił się i oparł czoło, o czoło młodszego, tak, że ich nosy niemal się stykały. Ciepłe, brązowe oczy zamigotały czule. – Jak masz na imię? – zapytał wreszcie, a młodszy odetchnął z ulgą.

- Taemin – odpowiedział cicho, czując jak powoli tonie w tych dużych, świetlistych oczach.
- Miło mi cię poznać, Taemin. – W głosie starszego wybrzmiała czarująca, miękka nuta. Chwilę później uniósł kąciki ust w górę. – Jestem Minho. Choi Minho. Zapamiętaj to imię, bo teraz już nie zamierzam tak łatwo dać ci spokoju.

Taemin zdobył się na skinięcie głową, niezdolny protestować. Choi Minho okazał się być posiadaczem najpiękniejszego uśmiechu na tej Ziemi.

~*~

Zaklęty latem park złoci się w blasku popołudniowego słońca. W rdzawej rzece płynącego alejką światła kąpią się dwie cieniste sylwetki. Czarny tusz kreśli na bruku wysoką postać o niesfornych włosach, i wspartego o jej ramię, drobnego chłopaka. Zdobiące chodnik cienie wiernie odwzorowują zarys kształtu swoich właścicieli. Ich chłodna natura nie jest jednak w stanie odzwierciedlić ciepła złączonych dłoni, a ich ciemniejąca esencja nie potrafi uchwycić blasku powiązanych z sobą spojrzeń. Tak samo, jak nie potrafi w pełni oddać głębi zbliżenia, kiedy wyższy z chłopców powoli pochyla się nad swoim towarzyszem. Cienie na moment zlewają się w jedność, usiłując dorównać pięknu letniego pocałunku. Ciepło ust i barwność uśmiechów są jednak zbyt żywe, zbyt prawdziwe, zbyt świetliste, by dało się je zamknąć w kształtach malowanych na zalanym słońcem bruku.

Cieniom pozostaje rola wiernych obserwatorów.

Strażników letniego zakochania.

~*~

Witajcie! Przybywam z dosyć nieporadnie napisanym one-shotem, który zajmował moje myśli przez kilka ostatnich dni. Wiem, że daleko mu do ideału, ale od dłuższego już czasu naprawdę ciężko przychodzi mi pisanie one-shotów ;-; (a to miała być w ogóle miniaturka... znów coś poszło nie tak :D). Staram się jednak nie poddawać, dlatego oto jestem! Zaprezentowany w tym opowiadaniu Taemin może Wam się wydać nieco dziwny... ale dość dobrze go rozumiem (jeśli ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, jaka jest Shizu w realu, oto bolesna próbka mojej awkward natury! xDD).

Do napisania <3

3 komentarze:

  1. UGH.(Jeszcze nigdy nie zaczęłam tak komentarza i to w sumie też nie będzie nie wiadomo co, bo późno już, a kiedyś trzeba iść spać.) Weszłam tylko przeczytać notkę, wiesz, że często tak robię, ale zmusiłaś mnie, żebym Ci jeszcze raz powiedziała, tym razem tutaj, co poczułam przez to opowiadanie. Co do „UGH.” na początku… „nieporadnie napisanym one-shotem” i „daleko mu do ideału” – oto powody. Bo ten nieporadnie napisany one-shot jest opowiadaniem, przez które poczułam lato. Wiesz, naprawdę nieczęsto tak mam. Czuję różne rzeczy przez opowiadania, ale ten szczególny rodzaj ciepła jest zarezerwowany tylko dla niektórych, szczególnych opowiadań. I to właśnie przed chwilą dołączyło do nich. Nie wiem, czy jest idealne, ale wiem, że jest bardzo słoneczne i piękne. Czuć w nim słoneczne ciepło, czuć takie niezwykłe coś, zarezerwowane tylko dla wakacji, wiesz, takie rozleniwienie wynikające z obserwowania świata zalanego słonecznym blaskiem… czuć też chwilową, deszczową samotność, która szybko zmienia się w radość z odświeżających kropli, dzięki którym wprowadzona jest kolejna wakacyjna tradycja. Przez całość byłam ciekawa, czy Minho będzie wytrwały, czy będzie przychodził w słoneczne dni, czy deszczowy dzień będzie końcem spotkań, czy dłonie się złączą i cienie staną się jednością, ale to wszystko budziło ciepło, o którym już wspominałam. I co najważniejsze, to ciepło wypłynęło w postaci uśmiechu i po przeczytaniu szczerzyłam się, jak głupia do ekranu. Myślę, że obraz chłopca, który lubił obserwować cienie jeszcze wiele razy wywoła taką reakcję u mnie.
    Nie wiem, co się tu wydarzyło, pewnie nie powinnaś zwracać na to uwagi… w każdym razie chciałam Ci jeszcze podziękować, za tego nieporadnego i pewnie nieidealnego one-shota, bo mogę go wpisać na listę opowiadań „na zimne, ciemne, smutne dni”.
    Naprawdę nie zwracaj uwagi na to, co tu zaszło. Kiedyś tu wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, ostatni raz tutaj na blogu byłam jakiś... rok temu?
    Może nawet i dwa.
    Pamiętasz mnie jeszcze, Ama?
    Wracam jako córka marnotrawna. Wracam z tęsknoty.
    Moja miłość do pisania chyba się urwała jakieś szesnaście miesięcy temu i widząc, że Ty, droga Shizu, wciąż prowadzić swojego bloga tak wytrwale i sumiennie, zrobiło mi się aż głupio.
    Ale dosyć o mnie i moim małym-dużym załamaniu.
    Skuszona 2minem, który widniał w opisie posta, postanowiłam sprawdzić, co cudowna autorka melancholijnych shotów i opowiadań ma do zaproponowania. No i co?
    No i się jak zawsze nie zawiodłam.
    Nie mam już miłości do czytania polskich fanfików, jednak coś mnie podkusiło, że jednak Ty i Twoje umiejętności mnie nie zawiodą. I kurwa miałam rację.
    Wiesz kiedy ostatnio czytałam tak dobrego fluffa?
    Pewnie nie wiesz, a ja razem z Tobą.
    Mistrzyni.
    Dawno nie czytałam żadnego opowiadania (polskiego i takiego, który nie jest ostrym smutem XD), który doprowadził mnie do rumieńców, maślanych oczu i szeroko-łagodnego uśmiechu.
    Tylko Ty potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu, w którym robię się uśmiechającą się papką.
    Jak Ty to robisz, że piszesz o tak trywialnych rzeczach - w tym przypadku są to zwykłe, szare cienie, które towarzyszą człowiekowi niemal cały czas - a jednak wychodzi coś tak bajecznego, jednocześnie coś tak magicznego?
    Przez Ciebie zatęskniłam jeszcze bardziej za ciepłymi, letnimi dniami, kiedy to mogę mieć otwarte okno 24/7 i "opalać się w cieniu" z filtrem 50, bo słońce nie lubi Karoliny.
    Postacie, które kreujesz są tak niewyobrażalnie wspaniałe i ciepłe, że można się nad nimi rozpływać i rozpływać.
    Kocham tego nieporadnego Taemina, który często pojawiał się na Twoim blogu i tego trochę bardziej odważnego Minho, który swoim uśmiechem porywa nie tylko Taemina, oj nie.
    Była to historia lekka, ciepła i przyjemna, która doprowadza czytelnika do głupich uśmiechów i wspomnień z dzieciństwa, gdzie beztroskie zauroczenia były na porządku dziennym.
    Teraz, choć może i nie mam 7 lat, to jednak poczułam się jak taki dzieciak, który dostał prezent, którego tak bardzo oczekiwał.
    Amaya, dziękuję Ci ślicznie za tego shota i już wiem, że podczas rzadkich, bezsennych nocy będę do niego wracać.
    Aha i jeszcze jedno.
    Nawet się kurwa nie waż mówić, że temu one shotowi daleko do ideału. Kurwa no nie.
    Dziękuję.
    Idę zrobić sobie kolację, bo z tych emocji zgłodniałam.
    Pozdrawiam Cię cieplutko i goroąco! Kummie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KUMMIE, JA NIE WIERZĘ!!!!!!!!!!!!
      Przyznam szczerze, że miałam niezły mindfuck, jak zobaczyłam powiadomienie (dodajmy, że było to w opuszczonym autobusie na zajezdni, w półmroku, w trakcie oczekiwania na odjazd do domu po wieczornych zajęciach - niesamowicie klimatycznie! xD). Z prędkością światła kliknęłam komunikat, wciąż nie wierząc własnym oczom, że to Ty. Oczywiście, że Cię pamiętam! Nie sądziłam, że będę jeszcze miała przyjemność Cię tu zobaczyć ;_; <3
      Ludzie znikają. Przychodzą i odchodzą, jak fale nad brzegiem morza. Ja natomiast, siedzę w tym swoim piaskowym zamku, obserwując zmienne pływy, ale samemu na krok nie ruszając się ze swojego domostwa. Uwierz mi, czasem samą siebie zadziwiam, że wciąż tu jestem xD Ale to miejsce jest zbyt ważne. To mój dom.
      Smutno mi słyszeć, że Twoje pisanie zasnęło (celowo nie mówię "umarło" - nie wierzę w śmierć słów!). Mam nadzieję, że kiedyś Twoje słowa ponownie się zbudzą.
      Zadziwia mnie Twój zachwyt nad tym niepozornym opowiadaniem, które napisałam jakoś tak mimochodem, między jednym wykładem, a drugim xD Ale jakże mi ciepło, jakże miło widzieć Twoje barwne emocje, wywołane za sprawą moich słów. O trywialnych rzeczach chyba lubię pisać najbardziej! Są piękne w swojej dumnej prostocie.
      Za słonecznymi dniami tęsknię nieustannie, wręcz boleśnie. Nawet wygrzebałam ostatnio opowiadanie w letnich klimatach, które zaczęłam pisać w 2015 i teraz tchnęłam w nie nowe życie :D
      Twój komentarz to taki piękny promyk słońca na koniec męczącego, szarego dnia. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna, że mimo oderwania od świata polskiego fanfiction, postanowiłaś dać mi szansę i tu zajrzeć, a do tego zostawić taki urokliwy ślad. To cenne, Twoja pamięć względem moich opowiadań, to że nie zniknęły z Twojego serca.
      Dziękuję z całych sił i również pozdrawiam!!! <3
      /śle miłość/
      Shizu~

      Usuń

Template made by Robyn Gleams