Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, fluff, komedia
Długość: one-shot
~*~
Lee Taemin miał paskudny nawyk ignorowania telefonów. Można
było wydzwaniać do niego godzinami, a i tak nie uzyskać żadnego efektu.
Przyjaciel, rodzina czy szef – nie miało to najmniejszego znaczenia. Taemin
potrafił zignorować dosłownie każdego. Czasem odzywał się parę godzin później.
Czasem trzeba było dzwonić aż do skutku, a kiedy już odbierał, zachowywał się,
jakby dziesięć poprzednich telefonów nie miało nigdy miejsca. Można było
próbować z rana, w południe i wieczorem. Daremnie. Istniał jednak jeden rodzaj
telefonów, które Lee Taemin odbierał zawsze.
Telefony w środku nocy.
- Cholera – przeklął chłopak, wybudzony ze snu przez
hałaśliwy sygnał przychodzącego połączenia. Przekręcił się na brzuch i ukrył
twarz w poduszce, mając nadzieję, że irytujący odgłos był tylko częścią mary
sennej i za moment zniknie, jak każda inna, pozwalając mu znów odpłynąć w stan
nieświadomości. Szybko jednak przekonał się, że dzwonek był aż nazbyt
rzeczywisty. Po paru sekundach buntowniczego bezruchu, w końcu z ociąganiem uniósł
głowę i przetarł oczy, zerkając na ustawiony przy łóżku zegarek elektroniczny.
2:18
Taemin westchnął, ale tym razem bez dalszej zwłoki sięgnął
po hałaśliwy telefon. Dobrze wiedział, kto dzwoni. Po wciśnięciu zielonej
słuchawki jego cichą sypialnię wypełniła seria szumów i szelestów, na co
chłopak wywrócił cierpiętniczo oczami. Znał schemat tej rozmowy aż za dobrze.
Odczekał jednak cierpliwie, aż w końcu, zgodnie z oczekiwaniami, dobiegł go
dźwięk czyjegoś oddechu. Taemin mocniej ścisnął telefon w dłoni.
- Hej, słońce – odezwał się znajomy głos. Taemin skrzywił
się, słysząc te słowa. Skoro już o 2:20 w nocy był słońcem, to strach pomyśleć, do czego dojdzie nim nastanie świt.
- Ile wypiłeś, hyung? – zapytał prosto z mostu, jak zwykle
starając się od razu wybadać powagę sytuacji. Odpowiedzią na jego pytanie było
przeciągłe, chrapliwe westchnienie.
- Trochę – mruknął w końcu przyjaciel, a jego głos wybrzmiał
w dziwnie ciężkim tonie. Taemin zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo. Zazwyczaj
Minho podawał bardziej konkretną odpowiedź. Taką mieli umowę. Skoro nawet tego
nie był w stanie, bądź nie chciał zrobić, oznaczało to tylko jedno. Było
naprawdę źle. – Ale nie martw się,
słońce. Wszystko jest w porządku – oznajmił starszy, jak gdyby czytając w
myślach przyjaciela. Jego słowa zabrzmiały zaskakująco trzeźwo. Taemin zagryzł
wargę.
Coś było zdecydowanie nie
tak.
Do dziwnych telefonów przyjaciela zdążył już przywyknąć.
Znosił je od wielu lat. Był do tego rytuału na tyle przyzwyczajony, że nigdy
nawet nie dziwił się, słysząc dźwięk nadchodzącego połączenia w środku nocy,
czasem wręcz potrafił je przewidzieć. Nie bez powodu nazywał to w myślach
rytuałem. Było coś zaskakująco schematycznego w owych specyficznych rozmowach.
Minho zawsze dzwonił osiemnaście minut po drugiej. Zawsze czekał około
trzydziestu sekund na odbiór. Zawsze ponawiał połączenie aż do skutku. Z
początku Taemin próbował ignorować te telefony, albo wyłączać urządzenie na
noc. Nigdy jednak nie kończyło się to zbyt dobrze. Hyung bywał naprawdę nieobliczalny.
W końcu młodszy zrozumiał dwie istotne kwestie. Po pierwsze,
przyjaciel zawsze dzwonił do niego, kiedy był pijany. Co do tego nie było
najmniejszych wątpliwości. Chłopak wciąż nie wiedział dlaczego tak jest, musiał
jednak ów fakt zaakceptować, a to poprowadziło go do drugiego wniosku. Jedyne,
czego Minho potrzebował, to paru minut rozmowy o głupotach. Czasem z pasją
relacjonował mu wyimaginowane wyścigi burych gołębi, które prawdopodobnie
akurat obserwował, siedząc na przypadkowej ławce w przypadkowym parku. Czasem
jedynym cięgiem wymieniał mu marki i kolory pędzących szosą samochodów. Czasem
opisywał odbijające się w szklance whisky światła nocy. Czasem mówił o zimnej
czerni miastowego nieba. A czasem po prostu milczał, wsłuchując się w taeminowy
oddech, co jakiś tylko czas upewniając się, że rozmówca wciąż nie odłożył
słuchawki.
Słowem, Minho potrzebował kompana. A pech chciał, że osobą, której numer zawsze wybierał, był
akurat Taemin.
Z czasem młodszy wypracował pewną metodę radzenia sobie z tą
problematyczną przypadłością Minho. Mógł oczywiście dalej próbować ignorować
całą sprawę, albo raz na zawsze wygarnąć koledze, że nie zamierza odbierać jego
pijackich telefonów. Bądź co bądź, Minho był jednak jego przyjacielem. Taemin
chciał dla niego jak najlepiej. A skoro jedynym, czego potrzebował do
szczęścia, było parę minut nocnej rozmowy o gumowych kaczuszkach, sensie życia,
bądź paskudnym smaku płynu do mycia naczyń (młodszy wolał nie widzieć, skąd u
jego przyjaciela taki temat rozważań), to zamierzał mu to dawać. Zwłaszcza, że
po każdej takiej osobliwej wymianie zdań Taeminowi udawało się już bez trudu
nakłonić starszego do grzecznego powrotu do domu. Dzięki temu nim wybiła
trzecia w nocy, Lee mógł na powrót zapaść w twardy sen, tym razem nie martwiąc
się, czy jego przyjaciel aby nie robi w danej chwili nic nazbyt szalonego.
Tak przynajmniej było zazwyczaj. Tym razem jednak, coś nie
pasowało do typowego schematu. Hyung był pijany, co do tego Taemin nie miał
wątpliwości. Wręcz czuł ciężkość jego alkoholowego oddechu przez słuchawkę
telefonu. A mimo to jego głos brzmiał zdecydowanie za mało bełkotliwie, a fakt,
że wciąż milczał, zamiast swoim zwyczajem rozpocząć monolog o czymś zupełnie
przypadkowym, jak na przykład statystyka kolorów worków na śmieci w pobliskim
śmietniku, był co najmniej niepokojący. Taemin odchrząknął nerwowo,
zastanawiając się, jak kontynuować rozmowę.
- Więc… - chłopak zawahał się - …co porabiasz? – zapytał,
naraz dziwnie niezręcznym tonem. Na te słowa po drugiej stronie zapanowało chwilowe
poruszenie, wypełnione odległymi dźwiękami miasta. W końcu Taemin znów usłyszał
szum oddechu.
- Wietrzę się – odparł starszy, tym razem nieco chwiejnym
głosem. – To sprzyja rozmyślaniom – dodał zagadkowym tonem. Taemin przez chwilę
rozważał tę odpowiedź, ale w końcu przekręcił się na swoim łóżku, naraz witając
w głowie nowy pomysł.
- Mogę zadać ci pytanie? – powiedział, nim zdążył się
rozmyślić. Skoro Minho najwyraźniej nie miał dzisiaj żadnego dziwacznego tematu
do omówienia, a ponadto paradoksalnie był prawdopodobnie jeszcze bardziej
pijany, niż zwykle (w końcu nazwał go słońcem,
alkohol był jedynym wytłumaczeniem) i
nic nie będzie jutro pamiętał, to dlaczego by nie skorzystać z okazji? Taemin
znów nerwowo zagryzł wargę.
- Jasne.
- Dlaczego zawsze dzwonisz do mnie, kiedy jesteś pijany? –
zapytał młodszy, zastanawiając się, jak absurdalną odpowiedź otrzyma. Może
kolejną opowieść o rodzajach kształtów płyt chodnikowych? Może dokładną
deskrypcję zmarszczek na twarzy barmana? Albo…
- Cóż – mruknął Minho, a jego głos zafalował dziwnie, jakby
chłopak rozmawiając przez telefon robił coś jeszcze. Przez chwilę znów było
słychać tylko jego nierówny oddech, po czym z urządzenia dobyło się
westchnienie. – Przypuszczam, że tak jest mi po prostu łatwiej – oznajmił w
końcu z prostotą. Taemin zmarszczył brwi.
- Łatwiej? Co łatwiej? – zapytał, coraz mniej rozumiejąc z
tej dziwnej rozmowy. W odpowiedzi usłyszał kolejne dziwne poruszenie po drugiej
stronie. – Hyung, co ty robisz?
- Spokojnie, słońce – odparł przyjaciel miękkim tonem. – Nic
groźnego. – Taemin mocniej ścisnął telefon w dłoni. Słowa przyjaciela wcale go
nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie.
- Cokolwiek to jest, przestań w tej chwili – rzucił
kategorycznym tonem. – A w ogóle to dlaczego mnie tak nazywasz?
- Nocne światła są takie zimne. Tęsknię za słońcem. Dlatego
do ciebie dzwonię. – Taemin wręcz odsunął telefon od ucha i przez chwilę tępym
wzrokiem wpatrywał się w rozjarzony w ciemności wyświetlacz, niepewien, czy ta
rozmowa naprawdę ma miejsce. Jak bardzo pijany musiał być Minho, że gadał takie
rzeczy? W dodatku zupełnie trzeźwym tonem? Młodszy z powrotem przytknął telefon
do twarzy.
- Hyung, może lepiej będzie jeśli…
- Strasznie tu zimno, Taemin – wszedł mu w słowo starszy, i
Lee aż wzdrygnął się mimowolnie słysząc jego dziwny ton głosu. – I ciemno. Chyba
zaraz spadnę. – Taeminowi serce podeszło do gardła.
- Spadniesz? – powiedział, we własnym głosie dostrzegając
nutkę paniki. Jednocześnie zerwał się z łóżka i zaczął pospiesznie szukać
czegoś, co mógłby na siebie ubrać. – Gdzie jesteś, hyung?
- Nad ziemią. – Tym razem głos Minho zabrzmiał bardziej
bełkotliwie, niż dotychczas. Taemin zarzucił na siebie wielką bluzę z kapturem,
po czym pędem ruszył ubrać buty. Jednocześnie cały czas ściskał w dłoni
telefon, tak mocno, że zbielały mu palce.
- Nawet nie waż mi się ruszać, debilu – syknął do słuchawki,
siląc się na twardy ton, choć ręce mu się trzęsły, kiedy usiłował zamknąć za
sobą drzwi mieszkania. – Gdzie jesteś? – powtórzył pytanie, hałaśliwie
zbiegając po schodach.
- Stoję na krawędzi – oznajmił Minho, a serce młodszego
niemal wyskoczyło mu z piersi. Chłopak z trudem przełknął ślinę, siląc się na
spokojny ton.
- Co widzisz? – zapytał, w nadziei, że jakieś szczegóły
pomogą mu znaleźć przyjaciela, nim stanie się coś strasznego.
- Ciemność. Ah, tak okropnie tu ciemno, Taeminnie –
poskarżył się starszy niemal dziecinnym tonem. – Wszędzie wokół widzę światło,
ale tutaj jest ciemno. Może powinienem zeskoczyć?
- NAWET MI SIĘ NIE WAŻ! – wrzasnął młodszy, a jego głos poniósł
się echem po uśpionej klatce schodowej. – Idę do ciebie, niedojdo, nie waż się
nawet drgnąć…
- Chciałem tylko popatrzeć na słońce – wyjaśnił bełkotliwie
Minho, nadając tym słowom niebywałej, choć pijackiej, powagi.
- Dlaczego w nocy? – zapytał Taemin, usiłując podtrzymać tę
dziwną rozmowę do czasu, kiedy uda mu się znaleźć przyjaciela.
- Bo za dnia nie mam odwagi – odparł starszy smętnym tonem.
– Ale tak tu dzisiaj ciemno. Nie wiem, co się stało…
- Nic się nie stało. Wszystko będzie w porządku. Zaraz do
ciebie przyjdę… - Taemin wybiegł z budynku i panicznie rozejrzał się wokół. Nie
potrafił sobie nawet wyobrazić, jakim cudem da radę znaleźć przyjaciela,
dysponując tak miernymi wskazówkami. Zamierzał jednak przeszukać choćby i
wszystkie dachy w tym mieście, byle ocalić tego zapijaczonego półgłówka.
- Taeminnie, chyba zaraz spadnę – odezwał się głos w
słuchawce, nagle dziwnie senny i zrezygnowany.
- Nawet o tym nie… - Taemin urwał w połowie zdania.
Bo wreszcie go znalazł. I wbrew pozorom wcale nie musiał
szukać zbyt wysoko.
Choi Minho znajdował się ledwie kilka metrów dalej.
Chwiejnie balansował na niewielkim kamiennym murku, oddzielającym plac zabaw od
chodnika. Miał na sobie jedynie cienką koszulkę bez ramion i szorty. Buty
prawdopodobnie zgubił gdzieś po drodze. Stojąc tak w środku nocy, w dodatku pod
jedyną zepsutą latarnią na całej ulicy, wyglądał doprawdy jak obraz nędzy i
rozpaczy. Taemin powoli wypuścił powietrze z płuc. A potem pokręcił głową z
rozbawionym uśmiechem.
Choi Minho był najbardziej upierdliwym idiotą, jakiego znał.
Naprawdę cieszył się, że nic mu nie jest.
Teraz, kiedy już miał go na oku i był pewien, że nie grozi
mu straszna śmierć spowodowana upadkiem z wieżowca, przystanął w pewnej
odległości od przyjaciela, i tym razem ze spokojem przystawił telefon do ucha.
- Co ty tak w zasadzie tam robisz, hyung? – zapytał, uważnie
przyglądając się, jak Minho niczym skończony idiota dygocze z zimna na
kamiennym murku pod zepsutą latarnią. Starszy przestąpił z nogi na nogę,
chwiejąc się przy tym niebezpiecznie. Cóż, jedyne co mu groziło w razie upadku
z takiej wysokości, to porządnie potłuczony tyłek. Taemin nie miał nic
przeciwko takim obrażeniom. Może czegoś by go nauczyły.
Niespodziewanie jednak Choi uniósł wzrok, a jego oczy
błędnie przesunęły się po fasadzie budynku, w którym mieszkał Taemin.
- Mówiłem już, że chciałem zobaczyć słońce – odparł
burkliwie do telefonu, i przez chwilę młodszy mógł przysiąc, że przyjaciel
wpatruje się w ciemne okna jego własnego mieszkania. Po plecach Taemina przebiegł
dreszcz i chłopak nie był pewien, czy to z zimna, czy też z zupełnie innego
powodu.
- Powiesz mi jeszcze raz, dlaczego dzwonisz do mnie jak
jesteś pijany? – spróbował znów, mając nadzieję wreszcie zrozumieć osobliwe
zachowanie przyjaciela.
- A czy inaczej byś odebrał? – odparował pytaniem na
pytanie. Taemin kilkukrotnie zamrugał ze zdziwienia. Nie spodziewał się po
swoim pijanym przyjacielu takiej logicznej odpowiedzi. Co gorsza, Choi miał rację. Taemin odbierał jego specyficzne
telefony tylko i wyłącznie ze względu na nienormalną porę i sytuację. – Masz
mnie za zalanego w trzy dupy kretyna, który może zrobić sobie krzywdę –
kontynuował Minho, a w jego głosie dało się wyczuć sporą dozę wyrzutów. – A ja
bezczelnie z tego korzystam. – Taemin uniósł brwi, niepewien dokąd zmierza ten
monolog. Balansujący na krawędzi murka Minho zdawał się być tak rozżalony, że
młodszy po raz pierwszy nie wiedział jak zareagować. – Tak naprawdę wcale nie
jestem taki pijany. Po prostu chciałem usłyszeć twój głos. – Słowa przyjaciela
zabrzmiały tak czule i tak żałośnie jednocześnie, że Taemin zaczął rozważać
dyskretne wycofanie się w kierunku domu i zakończenie tej rozmowy na odległość.
Zdążył się już upewnić, że nic strasznego Minho nie grozi. Nie potrafił jednak
stawić czoła jego dziwnym wyrzutom i jeszcze dziwniejszym wyznaniom. A do jutra
starszy o wszystkim zapomni. Taką przynajmniej miał nadzieję. Taemin nie
przestał obserwować przyjaciela, ale zrobił powolny krok w tył. – Już późno,
słońce – odezwał się znów Minho, tym razem dziwnie łagodnym i przegranym tonem.
Młodszy zatrzymał się. – Powinieneś iść spać. Ja będę już lecieć. – Po tych
słowach Choi gwałtownie rozłączył się, po czym zrobił wielki, pijacki krok w
pustą przestrzeń, i ze smutnym pacnięciem padł plackiem na chodnik. Kilka
sekund później na opustoszałej ulicy rozległo się głośne chrapanie. Taemin wzniósł
oczy ku niebu, ruszając w stronę tego leżącego na bruku niedojdy.
- Wcale nie jesteś
pijany, ani trochę – burknął sarkastycznie, kucając obok przyjaciela i z trudem
obracając go na plecy, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie złamał sobie nosa tym
wielkim, dramatycznym, wcale-nie-pijackim skokiem z murka na placu zabaw.
Taemin odgarnął włosy z czoła przyjaciela, szukając ewentualnych obrażeń. Choi
zdawał się jednak wciąż być w jednym kawałku. Młodszy powoli wypuścił powietrze
z płuc. – I masz rację, jesteś kretynem – dodał, dźgając go palcem w ramię.
Następnie bezradnie wsparł brodę na kolanach, wpatrując się w śpiącego
przyjaciela. Czy naprawdę aż tak bardzo potrzebował rozmów z Taeminem, że uciekał
się do takich metod? No i co miało znaczyć to słońce? Młodszy skrzywił się, nie chcąc brać odpowiedzialności za
własne wnioski. To wszystko to i tak tylko pijackie majaki. Wyparują do rana,
wraz z procentami.
W końcu chłopak porzucił problematyczne rozważania i zabrał
się do ciężkiej próby częściowego wybudzenia przyjaciela ze snu, tak żeby móc
zaprowadzić go do swojego mieszkania. Nie zamierzał pozwolić mu spać na bruku.
Nie był aż takim gnojkiem.
- Ugh, ile ty ważysz, idioto – stęknął młodszy, próbując
przerzucić sobie ramię słaniającego się, na wpół śpiącego hyunga przez barki.
- Ah, wreszcie złapałem słońce – wybełkotał Minho, mocno
uczepiając się szyi przyjaciela. Taemin przymknął oczy i odliczył w myślach do
pięciu, byle nie wybuchnąć i nie przywalić temu zboczeńcowi. Musiałby go potem
ponownie zbierać z chodnika, a tego robić nie zamierzał.
- Skoro jestem twoim słońcem, to nie powinieneś zmuszać mnie
do robienia takich rzeczy – wysyczał pod nosem, powoli ruszając w stronę domu. Skrycie
liczył, że Choi w jakiś sposób mu na to odpowie. Ten jednak umilkł i nie
odezwał się już przez całą drogę po schodach do góry. Taemin nigdy nie sądził,
że pijacka cisza może być taka ciężka i niezręczna.
~*~
Następnego ranka Minho został gwałtownie obudzony przez
światło, brutalnie wdzierające się do pokoju przez rozsunięte zasłony. Chłopak
skrzywił się, zasłaniając twarz dłońmi i jęcząc boleśnie.
- Wyłączcie to – mruknął cierpiętniczo, nie wiadomo do kogo
i po co. Niespodziewanie jednak nadeszła odpowiedź.
- Wyłączcie? No proszę, a jeszcze wczoraj tak tęskniłeś za
słońcem – odezwał się przesiąknięty jadem głos. Znajomy głos. Minho zerwał się
do siadu, ignorując potworny ból głowy i mrużąc oczy w dobywającej się zza okna
jasności. Na tle świetlistych promieni stała znajoma, drobna postać. Choi
otworzył usta ze zdumienia.
- Taemin – oznajmił nierozumnym tonem, wpatrując się w
przyjaciela. – Co ty tu robisz? – zapytał równie tępo, zupełnie nie
dostrzegając malującej się na twarzy młodszego irytacji.
- Tutaj to znaczy gdzie? W mojej sypialni? – rzucił zniecierpliwiony. – To sobie powinieneś
zadać to pytanie…
- Co masz na my… - Minho urwał w połowie zdania, a jego oczy
rozszerzyły się trzykrotnie, jakby nagle przypomniał sobie, co wyczyniał zeszłej
nocy. Młodszy skrzyżował ramiona na piersi, czekając na jakieś przyzwoite
przeprosiny za cały ten wczorajszy bajzel. Niespodziewanie jednak na twarz
Minho wpłynął błogi wyraz. – Więc jednak umarłem – oznajmił niemal radosnym
tonem.
- Zaraz, CO?! Jak to?! – Taemin siadł na łóżku obok
przyjaciela, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Czyżby dalej był
pijany? Choi wyglądał jednak na jak najbardziej trzeźwego. Jego usta
rozciągnęły się w uśmiechu.
- No, normalnie. – Starszy wzruszył ramionami. – Skoczyłem w
ciemność. Ale kurcze, gdybym wiedział, jaki będzie efekt, zrobiłbym to już
dawno temu.
- Hyung. – Taemin wyciągnął dłoń i boleśnie pstryknął
przyjaciela w czoło, tylko wzmagając ból wywołany kacem. – Ogarnij się. Żyjesz.
Jesteś żałosnym upierdliwym idiotą, ale żywym
idiotą. – Na te słowa starszy zmarszczył brwi, skonfundowany.
- To dziwne, żeby nawet w zaświatach mnie wyzywali –
stwierdził zamyślonym tonem, ale po chwili uśmiechnął się przebiegle. – Ale ty
zawsze lubiłeś sobie ze mnie żartować, Taeminnie – dodał, psotnie dźgając
przyjaciela łokciem w ramię. – Fakty mówią jednak same za siebie. Obudziłem się
w twojej sypialni, w dodatku w twoim towarzystwie. To zbyt nierealne. Muszę być
martwy – oznajmił tak pogodnym tonem, że Taemin nie zdołał wydobyć z siebie
kolejnej obelgi, i tylko wpatrywał się w przyjaciela wielkimi oczami, nie do
końca rozumiejąc, co się w zasadzie właśnie dzieje. Minho najwyraźniej
dostrzegł zagubienie w jego spojrzeniu, bo westchnął cicho i uśmiechnął się. –
Widzę, że dalej zamierzasz mnie wkręcać – powiedział z rozbawieniem. – Znam
jednak sposób, żeby dowieść swoją rację.
- Jaki sposób? – zapytał młodszy przerażonym tonem, mając
nadzieję, że nie jest to nic głupiego. Choi najwyraźniej albo wciąż nie
otrzeźwiał, albo mocno uderzył się w głowę, kiedy upadł na bruk, i teraz
bredził od rzeczy. Był jeszcze bardziej nieobliczalny, niż zwykle.
- Nie ruszaj się, słońce. Pokażę ci – powiedział dziwnie
czułym tonem, na dźwięk którego po plecach Taemina przebiegł dreszcz. Był tak
zdezorientowany tym, co się dzieje, że faktycznie posłusznie zastygł w
bezruchu, w paraliżu obserwując, jak przyjaciel przysuwa się do niego i łagodnie
gładzi go wierzchem dłoni po policzku. Oczy starszego jaśniały jak nigdy dotąd,
i Taeminowi z wielkim trudem przychodziło nieodwracanie wzroku. W końcu hyung
przymknął powieki i złożył krótki pocałunek na policzku młodszego. Kiedy chwilę
później się odsunął, na jego twarzy znów jaśniał uśmiech. – Widzisz? Prawdziwy
Taemin nigdy w życiu by mi na to nie pozwolił.
- Pytałeś go kiedyś o zdanie? – Młodszy samego siebie
zaskoczył tymi słowami. Nie inaczej było w przypadku Minho, który zmarszczył
brwi, zbity z tropu.
- Cóż, uznałem, że gdybym to zrobił, zakopałby mnie żywcem w
ogródku…
- I miałeś, kurwa, rację! – rzucił Taemin, coraz bardziej
zły. Wkurzało go wszystko, od tępoty przyjaciela, przez jego niedorzecznie
jaśniejące oczy, aż po własny policzek, który wciąż mrowił pamiętając cudzy dotyk.
– Ale trzeba było spróbować mimo to, tchórzu – dodał, sam nie rozumiejąc, dlaczego
to robi. Minho wbił w niego zagubione spojrzenie swoich wielkich, brązowych
oczu. – Ale nie, jedyne co robiłeś, to dręczenie go pijackimi telefonami w
środku nocy i opowiadanie o wieżach układanych z plastykowych kubeczków, bo tak
było ci łatwiej! Bo tak było
bezpieczniej! Bo mogłeś zrzucić odpowiedzialność za wszystko co powiesz na
alkohol! Jesteś tępym idiotą, który nie ma odwagi prosto w twarz powiedzieć o
swoich uczuciach i zasłania się głupimi, szczeniackimi telefonami!
- Taemin…
- Zamknij się, teraz ja mówię! – przewał mu młodszy. – Może
i nie jestem mistrzem spostrzegawczości. Może przegapiłem, że coś do mnie
czujesz. Ale mogłeś mi, kurwa, powiedzieć! A nie milczeć i zachowywać się jak
ta ostatnia sierota, marznąc pod ciemnymi latarniami i skacząc z głupich
murków. Ja przez ten cały czas myślałem, że jesteś po prostu zbyt wrażliwy, że
masz jakieś życiowe problemy. Ale nie, jesteś po prostu parszywym, zidiociałym,
tchórzliwym…
- …zakochanym…
- …kretynem – dokończył Taemin, mimowolnie czując, jak
wtrącone przez Minho słowo ostudza całą jego wściekłość i wywołuje dziwny
skurcz w żołądku. Przez chwilę obaj milczeli, młodszy skonsternowany własnym
wybuchem, starszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu Choi westchnął
cicho.
- Wiesz, Taeminnie… - odezwał się miękkim tonem. – To chyba
naprawdę nie są zaświaty. Za bardzo boli mnie głowa – oznajmił odkrywczym
tonem, na co młodszy wywrócił cierpiętniczo oczami. – Poza tym tylko prawdziwy
Taemin potrafi się złościć w tak urzekający sposób…
- Zaraz ci przywalę.
- I chyba masz rację. Jestem tchórzem i patetycznym świrem. Zrobiłem
z siebie kompletnego idiotę i sprawiłem ci mnóstwo problemów… - Minho niepewnie
zerknął na przyjaciela. – A teraz zamierzam sprawić jeszcze jeden…
- Przysięgam, jeśli nie zaczniesz wreszcie mówić prosto z
mostu, to uduszę cię własnymi ręka…
- Mogę cię pocałować? – wydusił z siebie starszy, wreszcie
zadając pytanie, które powinno zostać zadane już wieki temu. Taemin przez
chwilę milczał, mierząc go groźnym spojrzeniem zmrużonych oczu. W końcu przymknął
powieki i wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Pod jednym warunkiem. – Chłopak zerknął na przyjaciela z
przekornym błyskiem w oku. – Nigdy więcej pijackich telefonów w środku nocy –
powiedział, a kiedy Choi, oniemiały, skinął głową, młodszy przyciągnął go za
materiał koszulki, pozwalając wreszcie się pocałować.
Od tej pory Minho już nigdy nie telefonował do Taemina o
2:18 w nocy. W zamian za to wydzwaniał o 7:05 rano, o 11:34 w południe, o 19:59
wieczorem, i o wszystkich innych porach, w których miał na to ochotę.
A każdy z tych telefonów Taemin odbierał już po pierwszym dzwonku.
~*~
Wiem. Wiem, że ten one-shot jest tragicznie SŁABY, mało
odkrywczy i zupełnie nieskładny, ale---- Udało mi się coś napisać po raz
pierwszy od dość dawna, także można go uznać za oznakę jakiegoś drobnego
postępu, nawet jeśli nie poraża błyskotliwością xD Być może w ten sposób,
drobnymi mało ambitnymi krokami wrócę do formy, nie wiem. Życzcie mi szczęścia
(i przebaczcie ten dziwny twór)! ^^ Obrazek jest roboczy, jak znajdę lepszy to
zmienię. Nie wykluczam błędów (poprawię!).
Kocham,
Shizu <3
Inspirowane piosenką Arctic Monkeys ~klik~
Edit: yume znalazła idealny obrazek, WYBACZCIE, NIE MOGŁAM
SOBIE GO DAROWAĆ XDD
Słodkie :*
OdpowiedzUsuńDzięki <3
UsuńNawet jeśli jest to według Ciebie mało ambitne opowiadanie, mi się bardzo podoba ^^ poza tym mie można cały czas pisać rzeczy, z których będzie się w stu procentach dumnym, bo w końcu będzie się uważało, że wszystko co się stworzyło jest do dupy :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia :D
Zapomniałam odpisać na ten komentarz, przepraszam D: Cóż, przypuszczam, że masz rację, ciężej wprowadzić to w życie! xD
UsuńDzięki <3
Awwww~
OdpowiedzUsuńNie shippuję 2Min, ale było takie słodkie, że no. Jejku.
P.S. Kocham tego gifa
Dzięki, że mimo wszystko doceniłaś ^^
Usuń