10.07.2017

Krótka historia o tym, jak Lee Taemin nauczył się odbierać telefon




Autor: ShizukaAmaya
Pairing: 2min
Gatunek: shōnen-ai, fluff, komedia
Długość: one-shot

~*~

Lee Taemin miał paskudny nawyk ignorowania telefonów. Można było wydzwaniać do niego godzinami, a i tak nie uzyskać żadnego efektu. Przyjaciel, rodzina czy szef – nie miało to najmniejszego znaczenia. Taemin potrafił zignorować dosłownie każdego. Czasem odzywał się parę godzin później. Czasem trzeba było dzwonić aż do skutku, a kiedy już odbierał, zachowywał się, jakby dziesięć poprzednich telefonów nie miało nigdy miejsca. Można było próbować z rana, w południe i wieczorem. Daremnie. Istniał jednak jeden rodzaj telefonów, które Lee Taemin odbierał zawsze.

Telefony w środku nocy.

- Cholera – przeklął chłopak, wybudzony ze snu przez hałaśliwy sygnał przychodzącego połączenia. Przekręcił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce, mając nadzieję, że irytujący odgłos był tylko częścią mary sennej i za moment zniknie, jak każda inna, pozwalając mu znów odpłynąć w stan nieświadomości. Szybko jednak przekonał się, że dzwonek był aż nazbyt rzeczywisty. Po paru sekundach buntowniczego bezruchu, w końcu z ociąganiem uniósł głowę i przetarł oczy, zerkając na ustawiony przy łóżku zegarek elektroniczny.

2:18

Taemin westchnął, ale tym razem bez dalszej zwłoki sięgnął po hałaśliwy telefon. Dobrze wiedział, kto dzwoni. Po wciśnięciu zielonej słuchawki jego cichą sypialnię wypełniła seria szumów i szelestów, na co chłopak wywrócił cierpiętniczo oczami. Znał schemat tej rozmowy aż za dobrze. Odczekał jednak cierpliwie, aż w końcu, zgodnie z oczekiwaniami, dobiegł go dźwięk czyjegoś oddechu. Taemin mocniej ścisnął telefon w dłoni.

- Hej, słońce – odezwał się znajomy głos. Taemin skrzywił się, słysząc te słowa. Skoro już o 2:20 w nocy był słońcem, to strach pomyśleć, do czego dojdzie nim nastanie świt.

- Ile wypiłeś, hyung? – zapytał prosto z mostu, jak zwykle starając się od razu wybadać powagę sytuacji. Odpowiedzią na jego pytanie było przeciągłe, chrapliwe westchnienie.

- Trochę – mruknął w końcu przyjaciel, a jego głos wybrzmiał w dziwnie ciężkim tonie. Taemin zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo. Zazwyczaj Minho podawał bardziej konkretną odpowiedź. Taką mieli umowę. Skoro nawet tego nie był w stanie, bądź nie chciał zrobić, oznaczało to tylko jedno. Było naprawdę źle. – Ale nie martw się, słońce. Wszystko jest w porządku – oznajmił starszy, jak gdyby czytając w myślach przyjaciela. Jego słowa zabrzmiały zaskakująco trzeźwo. Taemin zagryzł wargę.

Coś było zdecydowanie nie tak.

Do dziwnych telefonów przyjaciela zdążył już przywyknąć. Znosił je od wielu lat. Był do tego rytuału na tyle przyzwyczajony, że nigdy nawet nie dziwił się, słysząc dźwięk nadchodzącego połączenia w środku nocy, czasem wręcz potrafił je przewidzieć. Nie bez powodu nazywał to w myślach rytuałem. Było coś zaskakująco schematycznego w owych specyficznych rozmowach. Minho zawsze dzwonił osiemnaście minut po drugiej. Zawsze czekał około trzydziestu sekund na odbiór. Zawsze ponawiał połączenie aż do skutku. Z początku Taemin próbował ignorować te telefony, albo wyłączać urządzenie na noc. Nigdy jednak nie kończyło się to zbyt dobrze. Hyung bywał naprawdę nieobliczalny.

W końcu młodszy zrozumiał dwie istotne kwestie. Po pierwsze, przyjaciel zawsze dzwonił do niego, kiedy był pijany. Co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Chłopak wciąż nie wiedział dlaczego tak jest, musiał jednak ów fakt zaakceptować, a to poprowadziło go do drugiego wniosku. Jedyne, czego Minho potrzebował, to paru minut rozmowy o głupotach. Czasem z pasją relacjonował mu wyimaginowane wyścigi burych gołębi, które prawdopodobnie akurat obserwował, siedząc na przypadkowej ławce w przypadkowym parku. Czasem jedynym cięgiem wymieniał mu marki i kolory pędzących szosą samochodów. Czasem opisywał odbijające się w szklance whisky światła nocy. Czasem mówił o zimnej czerni miastowego nieba. A czasem po prostu milczał, wsłuchując się w taeminowy oddech, co jakiś tylko czas upewniając się, że rozmówca wciąż nie odłożył słuchawki.

Słowem, Minho potrzebował kompana. A pech chciał, że osobą, której numer zawsze wybierał, był akurat Taemin.

Z czasem młodszy wypracował pewną metodę radzenia sobie z tą problematyczną przypadłością Minho. Mógł oczywiście dalej próbować ignorować całą sprawę, albo raz na zawsze wygarnąć koledze, że nie zamierza odbierać jego pijackich telefonów. Bądź co bądź, Minho był jednak jego przyjacielem. Taemin chciał dla niego jak najlepiej. A skoro jedynym, czego potrzebował do szczęścia, było parę minut nocnej rozmowy o gumowych kaczuszkach, sensie życia, bądź paskudnym smaku płynu do mycia naczyń (młodszy wolał nie widzieć, skąd u jego przyjaciela taki temat rozważań), to zamierzał mu to dawać. Zwłaszcza, że po każdej takiej osobliwej wymianie zdań Taeminowi udawało się już bez trudu nakłonić starszego do grzecznego powrotu do domu. Dzięki temu nim wybiła trzecia w nocy, Lee mógł na powrót zapaść w twardy sen, tym razem nie martwiąc się, czy jego przyjaciel aby nie robi w danej chwili nic nazbyt szalonego.

Tak przynajmniej było zazwyczaj. Tym razem jednak, coś nie pasowało do typowego schematu. Hyung był pijany, co do tego Taemin nie miał wątpliwości. Wręcz czuł ciężkość jego alkoholowego oddechu przez słuchawkę telefonu. A mimo to jego głos brzmiał zdecydowanie za mało bełkotliwie, a fakt, że wciąż milczał, zamiast swoim zwyczajem rozpocząć monolog o czymś zupełnie przypadkowym, jak na przykład statystyka kolorów worków na śmieci w pobliskim śmietniku, był co najmniej niepokojący. Taemin odchrząknął nerwowo, zastanawiając się, jak kontynuować rozmowę.

- Więc… - chłopak zawahał się - …co porabiasz? – zapytał, naraz dziwnie niezręcznym tonem. Na te słowa po drugiej stronie zapanowało chwilowe poruszenie, wypełnione odległymi dźwiękami miasta. W końcu Taemin znów usłyszał szum oddechu.

- Wietrzę się – odparł starszy, tym razem nieco chwiejnym głosem. – To sprzyja rozmyślaniom – dodał zagadkowym tonem. Taemin przez chwilę rozważał tę odpowiedź, ale w końcu przekręcił się na swoim łóżku, naraz witając w głowie nowy pomysł.

- Mogę zadać ci pytanie? – powiedział, nim zdążył się rozmyślić. Skoro Minho najwyraźniej nie miał dzisiaj żadnego dziwacznego tematu do omówienia, a ponadto paradoksalnie był prawdopodobnie jeszcze bardziej pijany, niż zwykle (w końcu nazwał go słońcem, alkohol był jedynym wytłumaczeniem)  i nic nie będzie jutro pamiętał, to dlaczego by nie skorzystać z okazji? Taemin znów nerwowo zagryzł wargę.

- Jasne.

- Dlaczego zawsze dzwonisz do mnie, kiedy jesteś pijany? – zapytał młodszy, zastanawiając się, jak absurdalną odpowiedź otrzyma. Może kolejną opowieść o rodzajach kształtów płyt chodnikowych? Może dokładną deskrypcję zmarszczek na twarzy barmana? Albo…

- Cóż – mruknął Minho, a jego głos zafalował dziwnie, jakby chłopak rozmawiając przez telefon robił coś jeszcze. Przez chwilę znów było słychać tylko jego nierówny oddech, po czym z urządzenia dobyło się westchnienie. – Przypuszczam, że tak jest mi po prostu łatwiej – oznajmił w końcu z prostotą. Taemin zmarszczył brwi.

- Łatwiej? Co łatwiej? – zapytał, coraz mniej rozumiejąc z tej dziwnej rozmowy. W odpowiedzi usłyszał kolejne dziwne poruszenie po drugiej stronie. – Hyung, co ty robisz?

- Spokojnie, słońce – odparł przyjaciel miękkim tonem. – Nic groźnego. – Taemin mocniej ścisnął telefon w dłoni. Słowa przyjaciela wcale go nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie.

- Cokolwiek to jest, przestań w tej chwili – rzucił kategorycznym tonem. – A w ogóle to dlaczego mnie tak nazywasz?

- Nocne światła są takie zimne. Tęsknię za słońcem. Dlatego do ciebie dzwonię. – Taemin wręcz odsunął telefon od ucha i przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywał się w rozjarzony w ciemności wyświetlacz, niepewien, czy ta rozmowa naprawdę ma miejsce. Jak bardzo pijany musiał być Minho, że gadał takie rzeczy? W dodatku zupełnie trzeźwym tonem? Młodszy z powrotem przytknął telefon do twarzy.

- Hyung, może lepiej będzie jeśli…

- Strasznie tu zimno, Taemin – wszedł mu w słowo starszy, i Lee aż wzdrygnął się mimowolnie słysząc jego dziwny ton głosu. – I ciemno. Chyba zaraz spadnę. – Taeminowi serce podeszło do gardła.

- Spadniesz? – powiedział, we własnym głosie dostrzegając nutkę paniki. Jednocześnie zerwał się z łóżka i zaczął pospiesznie szukać czegoś, co mógłby na siebie ubrać. – Gdzie jesteś, hyung?

- Nad ziemią. – Tym razem głos Minho zabrzmiał bardziej bełkotliwie, niż dotychczas. Taemin zarzucił na siebie wielką bluzę z kapturem, po czym pędem ruszył ubrać buty. Jednocześnie cały czas ściskał w dłoni telefon, tak mocno, że zbielały mu palce.

- Nawet nie waż mi się ruszać, debilu – syknął do słuchawki, siląc się na twardy ton, choć ręce mu się trzęsły, kiedy usiłował zamknąć za sobą drzwi mieszkania. – Gdzie jesteś? – powtórzył pytanie, hałaśliwie zbiegając po schodach.

- Stoję na krawędzi – oznajmił Minho, a serce młodszego niemal wyskoczyło mu z piersi. Chłopak z trudem przełknął ślinę, siląc się na spokojny ton.

- Co widzisz? – zapytał, w nadziei, że jakieś szczegóły pomogą mu znaleźć przyjaciela, nim stanie się coś strasznego.

- Ciemność. Ah, tak okropnie tu ciemno, Taeminnie – poskarżył się starszy niemal dziecinnym tonem. – Wszędzie wokół widzę światło, ale tutaj jest ciemno. Może powinienem zeskoczyć?

- NAWET MI SIĘ NIE WAŻ! – wrzasnął młodszy, a jego głos poniósł się echem po uśpionej klatce schodowej. – Idę do ciebie, niedojdo, nie waż się nawet drgnąć…

- Chciałem tylko popatrzeć na słońce – wyjaśnił bełkotliwie Minho, nadając tym słowom niebywałej, choć pijackiej, powagi.

- Dlaczego w nocy? – zapytał Taemin, usiłując podtrzymać tę dziwną rozmowę do czasu, kiedy uda mu się znaleźć przyjaciela.

- Bo za dnia nie mam odwagi – odparł starszy smętnym tonem. – Ale tak tu dzisiaj ciemno. Nie wiem, co się stało…

- Nic się nie stało. Wszystko będzie w porządku. Zaraz do ciebie przyjdę… - Taemin wybiegł z budynku i panicznie rozejrzał się wokół. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jakim cudem da radę znaleźć przyjaciela, dysponując tak miernymi wskazówkami. Zamierzał jednak przeszukać choćby i wszystkie dachy w tym mieście, byle ocalić tego zapijaczonego półgłówka.

- Taeminnie, chyba zaraz spadnę – odezwał się głos w słuchawce, nagle dziwnie senny i zrezygnowany.

- Nawet o tym nie… - Taemin urwał w połowie zdania.

Bo wreszcie go znalazł. I wbrew pozorom wcale nie musiał szukać zbyt wysoko.

Choi Minho znajdował się ledwie kilka metrów dalej. Chwiejnie balansował na niewielkim kamiennym murku, oddzielającym plac zabaw od chodnika. Miał na sobie jedynie cienką koszulkę bez ramion i szorty. Buty prawdopodobnie zgubił gdzieś po drodze. Stojąc tak w środku nocy, w dodatku pod jedyną zepsutą latarnią na całej ulicy, wyglądał doprawdy jak obraz nędzy i rozpaczy. Taemin powoli wypuścił powietrze z płuc. A potem pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem.


Choi Minho był najbardziej upierdliwym idiotą, jakiego znał. Naprawdę cieszył się, że nic mu nie jest.

Teraz, kiedy już miał go na oku i był pewien, że nie grozi mu straszna śmierć spowodowana upadkiem z wieżowca, przystanął w pewnej odległości od przyjaciela, i tym razem ze spokojem przystawił telefon do ucha.

- Co ty tak w zasadzie tam robisz, hyung? – zapytał, uważnie przyglądając się, jak Minho niczym skończony idiota dygocze z zimna na kamiennym murku pod zepsutą latarnią. Starszy przestąpił z nogi na nogę, chwiejąc się przy tym niebezpiecznie. Cóż, jedyne co mu groziło w razie upadku z takiej wysokości, to porządnie potłuczony tyłek. Taemin nie miał nic przeciwko takim obrażeniom. Może czegoś by go nauczyły.

Niespodziewanie jednak Choi uniósł wzrok, a jego oczy błędnie przesunęły się po fasadzie budynku, w którym mieszkał Taemin.

- Mówiłem już, że chciałem zobaczyć słońce – odparł burkliwie do telefonu, i przez chwilę młodszy mógł przysiąc, że przyjaciel wpatruje się w ciemne okna jego własnego mieszkania. Po plecach Taemina przebiegł dreszcz i chłopak nie był pewien, czy to z zimna, czy też z zupełnie innego powodu.

- Powiesz mi jeszcze raz, dlaczego dzwonisz do mnie jak jesteś pijany? – spróbował znów, mając nadzieję wreszcie zrozumieć osobliwe zachowanie przyjaciela.

- A czy inaczej byś odebrał? – odparował pytaniem na pytanie. Taemin kilkukrotnie zamrugał ze zdziwienia. Nie spodziewał się po swoim pijanym przyjacielu takiej logicznej odpowiedzi. Co gorsza, Choi miał rację. Taemin odbierał jego specyficzne telefony tylko i wyłącznie ze względu na nienormalną porę i sytuację. – Masz mnie za zalanego w trzy dupy kretyna, który może zrobić sobie krzywdę – kontynuował Minho, a w jego głosie dało się wyczuć sporą dozę wyrzutów. – A ja bezczelnie z tego korzystam. – Taemin uniósł brwi, niepewien dokąd zmierza ten monolog. Balansujący na krawędzi murka Minho zdawał się być tak rozżalony, że młodszy po raz pierwszy nie wiedział jak zareagować. – Tak naprawdę wcale nie jestem taki pijany. Po prostu chciałem usłyszeć twój głos. – Słowa przyjaciela zabrzmiały tak czule i tak żałośnie jednocześnie, że Taemin zaczął rozważać dyskretne wycofanie się w kierunku domu i zakończenie tej rozmowy na odległość. Zdążył się już upewnić, że nic strasznego Minho nie grozi. Nie potrafił jednak stawić czoła jego dziwnym wyrzutom i jeszcze dziwniejszym wyznaniom. A do jutra starszy o wszystkim zapomni. Taką przynajmniej miał nadzieję. Taemin nie przestał obserwować przyjaciela, ale zrobił powolny krok w tył. – Już późno, słońce – odezwał się znów Minho, tym razem dziwnie łagodnym i przegranym tonem. Młodszy zatrzymał się. – Powinieneś iść spać. Ja będę już lecieć. – Po tych słowach Choi gwałtownie rozłączył się, po czym zrobił wielki, pijacki krok w pustą przestrzeń, i ze smutnym pacnięciem padł plackiem na chodnik. Kilka sekund później na opustoszałej ulicy rozległo się głośne chrapanie. Taemin wzniósł oczy ku niebu, ruszając w stronę tego leżącego na bruku niedojdy.

- Wcale nie jesteś pijany, ani trochę – burknął sarkastycznie, kucając obok przyjaciela i z trudem obracając go na plecy, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie złamał sobie nosa tym wielkim, dramatycznym, wcale-nie-pijackim skokiem z murka na placu zabaw. Taemin odgarnął włosy z czoła przyjaciela, szukając ewentualnych obrażeń. Choi zdawał się jednak wciąż być w jednym kawałku. Młodszy powoli wypuścił powietrze z płuc. – I masz rację, jesteś kretynem – dodał, dźgając go palcem w ramię. Następnie bezradnie wsparł brodę na kolanach, wpatrując się w śpiącego przyjaciela. Czy naprawdę aż tak bardzo potrzebował rozmów z Taeminem, że uciekał się do takich metod? No i co miało znaczyć to słońce? Młodszy skrzywił się, nie chcąc brać odpowiedzialności za własne wnioski. To wszystko to i tak tylko pijackie majaki. Wyparują do rana, wraz z procentami.

W końcu chłopak porzucił problematyczne rozważania i zabrał się do ciężkiej próby częściowego wybudzenia przyjaciela ze snu, tak żeby móc zaprowadzić go do swojego mieszkania. Nie zamierzał pozwolić mu spać na bruku. Nie był aż takim gnojkiem.

- Ugh, ile ty ważysz, idioto – stęknął młodszy, próbując przerzucić sobie ramię słaniającego się, na wpół śpiącego hyunga przez barki.

- Ah, wreszcie złapałem słońce – wybełkotał Minho, mocno uczepiając się szyi przyjaciela. Taemin przymknął oczy i odliczył w myślach do pięciu, byle nie wybuchnąć i nie przywalić temu zboczeńcowi. Musiałby go potem ponownie zbierać z chodnika, a tego robić nie zamierzał.

- Skoro jestem twoim słońcem, to nie powinieneś zmuszać mnie do robienia takich rzeczy – wysyczał pod nosem, powoli ruszając w stronę domu. Skrycie liczył, że Choi w jakiś sposób mu na to odpowie. Ten jednak umilkł i nie odezwał się już przez całą drogę po schodach do góry. Taemin nigdy nie sądził, że pijacka cisza może być taka ciężka i niezręczna.

~*~

Następnego ranka Minho został gwałtownie obudzony przez światło, brutalnie wdzierające się do pokoju przez rozsunięte zasłony. Chłopak skrzywił się, zasłaniając twarz dłońmi i jęcząc boleśnie.

- Wyłączcie to – mruknął cierpiętniczo, nie wiadomo do kogo i po co. Niespodziewanie jednak nadeszła odpowiedź.

- Wyłączcie? No proszę, a jeszcze wczoraj tak tęskniłeś za słońcem – odezwał się przesiąknięty jadem głos. Znajomy głos. Minho zerwał się do siadu, ignorując potworny ból głowy i mrużąc oczy w dobywającej się zza okna jasności. Na tle świetlistych promieni stała znajoma, drobna postać. Choi otworzył usta ze zdumienia.

- Taemin – oznajmił nierozumnym tonem, wpatrując się w przyjaciela. – Co ty tu robisz? – zapytał równie tępo, zupełnie nie dostrzegając malującej się na twarzy młodszego irytacji.

- Tutaj to znaczy gdzie? W mojej sypialni? – rzucił zniecierpliwiony. – To sobie powinieneś zadać to pytanie…

- Co masz na my… - Minho urwał w połowie zdania, a jego oczy rozszerzyły się trzykrotnie, jakby nagle przypomniał sobie, co wyczyniał zeszłej nocy. Młodszy skrzyżował ramiona na piersi, czekając na jakieś przyzwoite przeprosiny za cały ten wczorajszy bajzel. Niespodziewanie jednak na twarz Minho wpłynął błogi wyraz. – Więc jednak umarłem – oznajmił niemal radosnym tonem.

- Zaraz, CO?! Jak to?! – Taemin siadł na łóżku obok przyjaciela, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Czyżby dalej był pijany? Choi wyglądał jednak na jak najbardziej trzeźwego. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.

- No, normalnie. – Starszy wzruszył ramionami. – Skoczyłem w ciemność. Ale kurcze, gdybym wiedział, jaki będzie efekt, zrobiłbym to już dawno temu.

- Hyung. – Taemin wyciągnął dłoń i boleśnie pstryknął przyjaciela w czoło, tylko wzmagając ból wywołany kacem. – Ogarnij się. Żyjesz. Jesteś żałosnym upierdliwym idiotą, ale żywym idiotą. – Na te słowa starszy zmarszczył brwi, skonfundowany.

- To dziwne, żeby nawet w zaświatach mnie wyzywali – stwierdził zamyślonym tonem, ale po chwili uśmiechnął się przebiegle. – Ale ty zawsze lubiłeś sobie ze mnie żartować, Taeminnie – dodał, psotnie dźgając przyjaciela łokciem w ramię. – Fakty mówią jednak same za siebie. Obudziłem się w twojej sypialni, w dodatku w twoim towarzystwie. To zbyt nierealne. Muszę być martwy – oznajmił tak pogodnym tonem, że Taemin nie zdołał wydobyć z siebie kolejnej obelgi, i tylko wpatrywał się w przyjaciela wielkimi oczami, nie do końca rozumiejąc, co się w zasadzie właśnie dzieje. Minho najwyraźniej dostrzegł zagubienie w jego spojrzeniu, bo westchnął cicho i uśmiechnął się. – Widzę, że dalej zamierzasz mnie wkręcać – powiedział z rozbawieniem. – Znam jednak sposób, żeby dowieść swoją rację.

- Jaki sposób? – zapytał młodszy przerażonym tonem, mając nadzieję, że nie jest to nic głupiego. Choi najwyraźniej albo wciąż nie otrzeźwiał, albo mocno uderzył się w głowę, kiedy upadł na bruk, i teraz bredził od rzeczy. Był jeszcze bardziej nieobliczalny, niż zwykle.

- Nie ruszaj się, słońce. Pokażę ci – powiedział dziwnie czułym tonem, na dźwięk którego po plecach Taemina przebiegł dreszcz. Był tak zdezorientowany tym, co się dzieje, że faktycznie posłusznie zastygł w bezruchu, w paraliżu obserwując, jak przyjaciel przysuwa się do niego i łagodnie gładzi go wierzchem dłoni po policzku. Oczy starszego jaśniały jak nigdy dotąd, i Taeminowi z wielkim trudem przychodziło nieodwracanie wzroku. W końcu hyung przymknął powieki i złożył krótki pocałunek na policzku młodszego. Kiedy chwilę później się odsunął, na jego twarzy znów jaśniał uśmiech. – Widzisz? Prawdziwy Taemin nigdy w życiu by mi na to nie pozwolił.

- Pytałeś go kiedyś o zdanie? – Młodszy samego siebie zaskoczył tymi słowami. Nie inaczej było w przypadku Minho, który zmarszczył brwi, zbity z tropu.

- Cóż, uznałem, że gdybym to zrobił, zakopałby mnie żywcem w ogródku…

- I miałeś, kurwa, rację! – rzucił Taemin, coraz bardziej zły. Wkurzało go wszystko, od tępoty przyjaciela, przez jego niedorzecznie jaśniejące oczy, aż po własny policzek, który wciąż mrowił pamiętając cudzy dotyk. – Ale trzeba było spróbować mimo to, tchórzu – dodał, sam nie rozumiejąc, dlaczego to robi. Minho wbił w niego zagubione spojrzenie swoich wielkich, brązowych oczu. – Ale nie, jedyne co robiłeś, to dręczenie go pijackimi telefonami w środku nocy i opowiadanie o wieżach układanych z plastykowych kubeczków, bo tak było ci łatwiej! Bo tak było bezpieczniej! Bo mogłeś zrzucić odpowiedzialność za wszystko co powiesz na alkohol! Jesteś tępym idiotą, który nie ma odwagi prosto w twarz powiedzieć o swoich uczuciach i zasłania się głupimi, szczeniackimi telefonami!

- Taemin…

- Zamknij się, teraz ja mówię! – przewał mu młodszy. – Może i nie jestem mistrzem spostrzegawczości. Może przegapiłem, że coś do mnie czujesz. Ale mogłeś mi, kurwa, powiedzieć! A nie milczeć i zachowywać się jak ta ostatnia sierota, marznąc pod ciemnymi latarniami i skacząc z głupich murków. Ja przez ten cały czas myślałem, że jesteś po prostu zbyt wrażliwy, że masz jakieś życiowe problemy. Ale nie, jesteś po prostu parszywym, zidiociałym, tchórzliwym…

- …zakochanym…

- …kretynem – dokończył Taemin, mimowolnie czując, jak wtrącone przez Minho słowo ostudza całą jego wściekłość i wywołuje dziwny skurcz w żołądku. Przez chwilę obaj milczeli, młodszy skonsternowany własnym wybuchem, starszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu Choi westchnął cicho.

- Wiesz, Taeminnie… - odezwał się miękkim tonem. – To chyba naprawdę nie są zaświaty. Za bardzo boli mnie głowa – oznajmił odkrywczym tonem, na co młodszy wywrócił cierpiętniczo oczami. – Poza tym tylko prawdziwy Taemin potrafi się złościć w tak urzekający sposób…

- Zaraz ci przywalę.

- I chyba masz rację. Jestem tchórzem i patetycznym świrem. Zrobiłem z siebie kompletnego idiotę i sprawiłem ci mnóstwo problemów… - Minho niepewnie zerknął na przyjaciela. – A teraz zamierzam sprawić jeszcze jeden…

- Przysięgam, jeśli nie zaczniesz wreszcie mówić prosto z mostu, to uduszę cię własnymi ręka…

- Mogę cię pocałować? – wydusił z siebie starszy, wreszcie zadając pytanie, które powinno zostać zadane już wieki temu. Taemin przez chwilę milczał, mierząc go groźnym spojrzeniem zmrużonych oczu. W końcu przymknął powieki i wypuścił głośno powietrze z płuc.

- Pod jednym warunkiem. – Chłopak zerknął na przyjaciela z przekornym błyskiem w oku. – Nigdy więcej pijackich telefonów w środku nocy – powiedział, a kiedy Choi, oniemiały, skinął głową, młodszy przyciągnął go za materiał koszulki, pozwalając wreszcie się pocałować.

Od tej pory Minho już nigdy nie telefonował do Taemina o 2:18 w nocy. W zamian za to wydzwaniał o 7:05 rano, o 11:34 w południe, o 19:59 wieczorem, i o wszystkich innych porach, w których miał na to ochotę.

A każdy z tych telefonów Taemin odbierał już po pierwszym dzwonku.

~*~

Wiem. Wiem, że ten one-shot jest tragicznie SŁABY, mało odkrywczy i zupełnie nieskładny, ale---- Udało mi się coś napisać po raz pierwszy od dość dawna, także można go uznać za oznakę jakiegoś drobnego postępu, nawet jeśli nie poraża błyskotliwością xD Być może w ten sposób, drobnymi mało ambitnymi krokami wrócę do formy, nie wiem. Życzcie mi szczęścia (i przebaczcie ten dziwny twór)! ^^ Obrazek jest roboczy, jak znajdę lepszy to zmienię. Nie wykluczam błędów (poprawię!).

Kocham,
Shizu <3

Inspirowane piosenką Arctic Monkeys ~klik~


Edit: yume znalazła idealny obrazek, WYBACZCIE, NIE MOGŁAM SOBIE GO DAROWAĆ XDD



6 komentarzy:

  1. Nawet jeśli jest to według Ciebie mało ambitne opowiadanie, mi się bardzo podoba ^^ poza tym mie można cały czas pisać rzeczy, z których będzie się w stu procentach dumnym, bo w końcu będzie się uważało, że wszystko co się stworzyło jest do dupy :/
    Pozdrawiam i powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam odpisać na ten komentarz, przepraszam D: Cóż, przypuszczam, że masz rację, ciężej wprowadzić to w życie! xD
      Dzięki <3

      Usuń
  2. Awwww~
    Nie shippuję 2Min, ale było takie słodkie, że no. Jejku.
    P.S. Kocham tego gifa

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams