8.07.2017

Tarantella: ~runda 4~




Taemin uniósł powieki, a jego oczom ukazał się sufit. Ciemny, brudny, zakurzony sufit. Ot, nic specjalnego. Każdy dzień zaczynał się od sufitu i bywały momenty, w których Taemin miał tego serdecznie dość. Dlatego też stosował różne zmyślne taktyki na uniknięcie przeklętego porannego widoku sklepienia. Czasami celowo zasypiał  w rozmaitych, niekoniecznie do tego przeznaczonych, lokalizacjach, byle jakoś ubarwić sobie proces wstawania następnego dnia. Każdy chyba przyzna, że stokroć ciekawiej jest obudzić się w szafie, albo chociażby pod łóżkiem, niż pospolicie pozwalać kolejnym porankom upodabniać się do siebie i tworzyć pasmo przykrej rutyny, niszczącej potencjał danego dnia już w pierwszych jego sekundach. Tak. Sufity zdecydowanie były nudne. Chłopaka wręcz mdliło na ich widok, bo kojarzył mu się on z monotonną powtarzalnością, z nieuchronnym losem, z demotywującym poczuciem ograniczeń narzuconych mu przez czas. A Lee Taemin nienawidził ograniczeń.

Dlatego też dziwnie się stało, że tym razem chłopak powitał sufit uśmiechem. Nie zmarszczył czoła, nie jęknął głucho, nie westchnął z rezygnacją. Zamiast tego leżał z szerokim uśmiechem na ustach i spoglądał w górę rozmigotanymi entuzjastycznie oczami. Bo sufit, pod którym się obudził, zdecydowanie nie był tym samym, który widział zasypiając. Ten dzień zapowiadał się dużo lepiej, niż mógłby przypuszczać.

- Aż tak się cieszysz, że cię porwałem? – odezwał się wyczekiwany przez Taemina głos. Młodszy uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym uniósł się na łokciu i prędko zlokalizował wzrokiem obserwującego go z dystansu Minho.

- Byłym naprawdę rozczarowany, gdybyś pozwolił mi znów gnić w mojej nudnej sypialni – odparł Taemin z przekonaniem, jednocześnie rozglądając się ciekawie na boki i próbując zrozumieć, jak tym razem przedstawiał się plan hyunga.

- Nie sądziłem, że zwykłe zamknięcie w piwnicy wprawi cię w tak dobry humor – skomentował Minho, nie kryjąc rozbawionego uśmiechu. – W takim razie, powinienem robić to częściej…

- Lubisz kiedy mam dobry humor? – podchwycił Taemin przekornym tonem, mając nadzieję, że uda mu się podpuścić hyunga już na samym wstępie do rozgrywki. Ten jednak nie dał się zbić z tropu, ręce krzyżując na piersi i nonszalanckim gestem wspierając się o ścianę.

- Oczywiście – odparł spokojnym głosem. – Kiedy masz zły humor zdarza ci się przypadkowo dziurawić obicie foteli nożem, albo niechcący wyrzucać przez okno porcelanowe talerze. A potem mnie przychodzi to wszystko sprzątać i reperować. Dlatego owszem, zdecydowanie lubię twój dobry humor – wyjaśnił rzeczowym tonem, zaskarbiając sobie niezadowolony pomruk ze strony młodszego.

- Talerzami rzucałem w celach czysto naukowych – usprawiedliwił się burkliwie, jednocześnie siadając na wymoszczonym kocami posłaniu, które najwyraźniej przygotował mu Minho, i przeciągając się niczym kot. – Chciałem zbadać, czy są w stanie kogoś zabić, ale niestety żaden obiekt naukowy akurat nie przechodził w pobliżu i eksperyment się nie powiódł. – Taemin wygiął usta w podkówkę, obrazując swoje rozczarowanie.

- Ta zastawa miała ponad sto lat – wtrącił Minho srogim tonem, na co młodszy tylko dodatkowo się zasmucił.

- Widzisz, hyung, ludzie w ogóle nie mają poszanowania do antyków. Dla mnie to byłby honor zginąć od uderzenia stuletniej filiżanki, a oni jak gdyby nigdy nic zmarnowali taką szansę. Nie ma nadziei dla tej planety. – Chłopak smętnie pokręcił głową, poświęcając zadumie nad ludzkością dokładnie trzy sekundy ciszy, po czym ziewnął przeciągle i wzruszył ramionami. Miał znacznie ciekawsze tematy do rozważań, niż wątpliwa kondycja cudzych umysłów. Na przykład koncept dzisiejszej zabawy. Taemin ponownie zwrócił spojrzenie na swojego przyjaciela, a jego oczy zamigotały nową falą ekscytacji. – Ale powiedz mi, hyung… Od kiedy mamy w naszej piwnicy takie zjawiskowe kraty? – zapytał, zrywając się na równe nogi i w mig przypadając do biegnących od podłogi, aż po sufit, metalowych prętów. – Bawiłem się w tych podziemiach już nieraz, ale słowo daję, nigdy wcześniej ich nie zauważyłem… - mruknął mimochodem, celowo przybierając nieco zagubioną minę i posyłając Minho pełne konsternacji spojrzenie. Doskonale wiedział, że tych krat wcześniej tam nie było, podobnież jak wiedział, że zostały zamontowane specjalnie na tę okazję. Specjalnie, żeby go ponownie uwięzić. Jedyne, czego nie wiedział, to na czym polega dzisiejsza rozgrywka.

- Umieściłem je tu dla podniesienia poziomu estetyki otoczenia – odparł Minho półżartem, po czym wyciągnął obie dłonie przed siebie, i z rozstawionych palców utworzył w powietrzu coś na kształt ramki. Przymknął jedno oko i przekrzywił głowę, spoglądając na uwieszonego na kratownicy Taemina. – A że mój element dekoracyjny najlepiej prezentuje się z tobą w środku, musiałem cię tu sprowadzić – wyjaśnił bez cienia skruchy, po czym ponownie skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się do przyjaciela z rozbawieniem.

- Masz rację, zawsze wiedziałem, że czegoś mi w tych piwnicach brakuje. – Taemin pokiwał głową w zamyśleniu, po czym zwrócił spojrzenie na milczącego, teraz bawiącego się pękiem kluczy, przyjaciela i wsparł się policzkiem o zimny, metalowy pręt. – Ale twoja niespodzianka chyba jednak mi się nie podoba, hyung – ocenił marudnym tonem.

- Dlaczego? – zapytał Minho, a młodszy wyciągnął dłonie przez kraty i gestem wskazał przyjaciela.

- Bo ja jestem tu, a ty jesteś tam. Coś tu zdecydowanie nie gra, hyung. – Taemin posłał mu pełne dezaprobaty spojrzenie, jakby oczekując, że przyjaciel lada chwila naprawi ten niedopuszczalny błąd. – Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy. Obaj chcemy, żebyś zabił mnie własnoręcznie. Więc po co te kraty? – rzucił z pretensją, chwytając pręty i szarpiąc.

- Cierpliwości, Taeminnie – odparł Minho spokojnym tonem, w dalszym ciągu niewzruszenie stojąc pod ścianą, obracając klucze między palcami, i przyglądając się przyjacielowi. Młodszy prychnął zirytowany, i już miał rozpocząć swoją zwyczajową tyradę o tym, jak bardzo nienawidzi słowa cierpliwość, kiedy naraz coś w postawie hyunga wydało mu się podejrzane. Normalnie Minho wręcz palił się do wyjaśnień na temat swojego planu, drocząc się i popisując, robiąc wszystko, byle dowieść swoją przewagę. Tym razem jednak, hyung od samego rana był podejrzanie milczący. Nie naśmiewał się z faktu, że tak łatwo udało mu się Taemina uwięzić. Nie podchodził do krat, żeby dokuczliwie poczochrać mu włosy. Nie spoglądał na niego z wyższością, jak to miał w zwyczaju, ilekroć zyskiwał pełną kontrolę nad grą. Coś innego czaiło się w tych znajomych oczach. Jakaś niezaprzeczalna ciekawość, jakieś zastanawiające zmyślenie, jakaś dziwna doza skupienia. Taemin zmrużył oczy podejrzliwie.

- Chyba nie zamknąłeś mnie tutaj tylko po to, żeby się na mnie pogapić, co? – rzucił prowokującym tonem, a Minho zaśmiał się krótko, po czym wreszcie odepchnął się od ściany i zrobił kilka kroków w przód, zatrzymując się jednak na tyle daleko od krat, żeby dłonie Taemina nie mogły go dosięgnąć.

- Pogapić się to zdecydowanie nieodpowiednie słowo – powiedział, kręcąc głową. Wsadził ręce w kieszenie i przekrzywił głowę, zagadkowego spojrzenia nie spuszczając z Taemina. – Znacznie lepszym byłoby zbadać – sprostował, a jego oczy rozbłysły stalowym odcieniem profesjonalizmu. Taemin znał ten wyraz. Nieraz widział, jak hyung przybierał dokładnie tę samą minę w trakcie pracy nad stołem pełnym śrubek i kółek zębatych. Było to spojrzenie zarezerwowane dla jego ukochanych zegarków i pozytywek w momentach, w których rozkładał je na części pierwsze. Różnica polegała na tym, że tym razem starszy patrzył w ten sposób na niego.

- Nie jestem jednym z twoich mechanizmów, hyung – odezwał się Taemin, jednocześnie unosząc ręce i obracając się w miejscu, imitując pozytywkowe tancerki. – Nie możesz mnie tak po prostu rozkręcić, kiedy przestanę ci się podobać – dodał wyzywająco, na co Minho zaśmiał się pod nosem.

Tak naprawdę problem polegał na tym, że Taemin podobał mu się aż za bardzo. Był niczym te pozytywki, które w chwilach słabości mimowolnie tworzył. Piękny, a przez to niebezpieczny. Wszystko, co budziło w Minho tę przeklętą, wrażliwą, ludzką część jego charakteru, napawało go niepokojem. I choć pozytywki faktycznie mógł w takich chwilach po prostu rozkręcić, uciszyć, zmiażdżyć, Taemin stanowił znacznie poważniejszy problem. Bo Minho coraz częściej łapał się na myśleniu, że wcale nie chce pozbywać się tego zagrożenia. Że ekscytuje go fakt, iż dotąd perfekcyjny mechanizm jego serca nabawia się kolejnych usterek. Że lubi, kiedy Taemin brutalnie wyrywa mu z rąk kontrolę. Te odkrycia były tak frapujące i dezorientujące, że Minho odczuwał przemożną potrzebę dotarcia do sedna problemu. A jako racjonalista, nie widział innej drogi do rozwiązania, niż poprzez badanie, obserwację i wyciąganie wniosków. Zamknięcie Taemina za kratami było zabiegiem czysto zapobiegawczym. W ten sposób był w stanie spokojnie go obserwować, a młodszy nie mógł go dotknąć, pocałować, ugryźć. Był niczym dzikie zwierzę, uwięzione w klatce. Tygrys za kratami. Pająk w terrarium. Wąż za szybą. I tak samo, jak od tych niebezpiecznych stworzeń, tak i od Taemina nie sposób było oderwać wzroku.

- Wygląda na to, że mój jad działa – odezwał się młodszy, wyrywając Minho z zamyślenia. Choi zamrugał kilkakrotnie oczami, próbując przywołać się do porządku. Taemin uśmiechnął się do niego czarująco, wciąż wirując i krążąc po niewielkiej przestrzeni swojej celi. Zupełnie jak bestia szykująca się do ataku.

- Jad? – Minho uniósł brew, a młodszy zatrzymał się dokładnie naprzeciwko niego, wzrokiem sunąc po obecnie zasłoniętej materiałem kołnierza szyi starszego. Choi mimowolnie się wzdrygnął.

- Nie powinieneś chować mojego naznaczenia, hyung – stwierdził, tym razem spoglądając przyjacielowi w oczy. – Wygląda bardzo malowniczo na twojej skórze – dodał psotnie, nie kryjąc jednak szczerego błysku zachwytu w oczach. Następnie znów okręcił się wokół własnej osi i zaczął pogwizdywać w rytm swoich ruchów.

Minho wbrew własnej woli powędrował dłonią ku swojej szyi i dotknął wciąż obolałego, pieczącego miejsca. Ukąszenie Taemina chyba naprawdę musiało być jadowite. Zatruło organizm starszego zdradliwą gorączką, która rozpalała każdą myśl i uniemożliwiała chłodne spojrzenie na sprawę. Lee Taemin był pierwszym obiektem badań, którego nie udało mu się rozgryźć. Bo tym razem Minho nie miał do czynienia z mechanizmem, który poddawał się na widok zwykłego śrubokrętu. Tym razem przyszło mu obcować z niepokorną, czarującą kreaturą o uzależniającym uśmiechu. Choi nie mógł Taemina rozkręcić ani rozregulować. Musiał go poskromić.

Minho zrobił krok w przód, a Taemin gwałtownie zatrzymał się w połowie piruetu. Jego oczy rozbłysły niebezpiecznie. Starszy uniósł brwi, ale chwilę potem poczuł ostry ból na nodze. Zgiął się w pół, próbując pozbyć się niespodziewanej odsieczy w postaci wielkiego szarego stworzenia, które właśnie ugryzło go w łydkę. Klucze wypadły mu z dłoni i ani się obejrzał, jak szczur pochwycił je w zęby i w mig zaniósł swojemu panu.

- Dobra robota, Eugeniuszu – pochwalił Taemin, pieszczotliwie gładząc długi, obrzydliwy ogon gryzonia. – Nagrodę przyniosę ci później – dodał konspiracyjnym szeptem, a zwierzę najwyraźniej zrozumiało przekaz, bo potrząsnęło wąsami, i chwilę potem zniknęło gdzieś w mrocznych korytarzach piwnic. Taemin nonszalancko okręcił klucz na palcu, po czym posłał przyjacielowi triumfalne spojrzenie. Starszy w milczeniu obserwował, jak chłopak otwiera kłódkę i z impetem wychodzi ze swojej celi. A wraz z każdą sekundą oczy Minho ciemniały, znów tracąc pozory kontroli i zabarwiając się odcieniem szaleństwa. Młodszy czuł wzrastające między nimi napięcie. Wręcz nie mógł się doczekać, aż jego przyjaciel wreszcie wybuchnie. Powoli zamknął za sobą kratowane drzwi, po czym przygryzł wargę. Kiedy uniósł wzrok na przyjaciela, jego spojrzenie było czystą prowokacją. Minho wziął głębszy wdech.

A potem zaatakował.

Taemin uskoczył do tyłu, i puścił się biegiem przez korytarz, słysząc głośne kroki przyjaciela tuż za swoimi plecami. Był szybki i zwinny, ale Minho przewyższał go pod względem siły. Młodszy nie miał szans w bezpośrednim starciu bez broni. Dlatego pędem wbiegł po kilku pierwszych prowadzących na wyższą kondygnację budynku schodach, pewien że tam znajdzie jakieś odpowiednie narzędzie do walki. Zanim dotarł do wylotu z piwnicy, poczuł mocne szarpnięcie za materiał swetra. Padł na stopnie, na oślep kopiąc napastnika. Uścisk na jego ubraniu zelżał, a chłopak uśmiechnął się z triumfem. Trafił.

Pospiesznie zerwał się na nogi i wybiegł z piwnic, gorączkowo rozglądając się po przedpokoju w poszukiwaniu broni. W kilka sekund dotarł do kuchni i chwycił w dłonie pozostawiony na blacie tasak do mięsa. W tym czasie Minho gwałtownym ruchem zerwał ze ściany jedną z zabytkowych szabli, które wisiały tam w formie ozdób od pokoleń.

Przyjaciele zmierzyli się płonącymi spojrzeniami. Taemin uśmiechnął się wyzywająco, a Minho zawarczał niczym dzikie zwierzę. Zaatakowali jednocześnie. Kuchnię wypełnił szczęk metalu i seria triumfalnych okrzyków, ilekroć któremuś z nich udało się choćby drasnąć skórę przeciwnika. Ich walka była płynna, a uniki i ciosy tak zgrabne, jakby ćwiczyli je od lat. Znali się na wylot. Potrafili przewidzieć swoje ruchy, co uczyniło z ich pojedynku dziecinną igraszkę. Minho celowo wyprowadzał nie do końca trafne ataki, a Taemin wdzięcznie wymachiwał tasakiem nad głową, raz po raz obracając się niczym w tańcu. I starszy nie mógł zaprzeczyć, że jego przyjaciel wyglądał przy tym zjawiskowo. Szczękająca broń tak naprawdę nie miała większego znaczenia. Była tylko dodatkiem. Pretekstem. Bo prawdziwa walka rozgrywała się w ścierających się ze sobą spojrzeniach. Minho zachwycał się psotnym, nieprzewidywalnym uśmiechem Taemina, a Taemin z fascynacją obserwował błysk gwałtowności i szaleństwa, piętnujący porażająco ciemne oczy Minho. To był pojedynek na wytrzymałość. Przegrywa ten, który pierwszy podda się hipnotyzującemu urokowi drugiego.

Dla urozmaicenia walki, Taemin przemieścił się na korytarz. Minho podążył za nim, i już miał ponownie zamachnąć się swoją szablą, kiedy dostrzegł, że coś jest nie tak. Taemin zastygł w pół ruchu, z tasakiem uniesionym nad głową i wzrokiem utkwionym w drzwiach wejściowych.

Były otwarte na oścież. A w progu stał przerażony listonosz.

Młodszy powolnym ruchem schował tasak za plecami, próbując wyglądać przy tym dyskretnie. Następnie obrócił głowę i posłał przyjacielowi bezradne, ponaglające spojrzenie. Minho westchnął, niezadowolony z przerwanej rozgrywki. Nie mógł jednak stłumić rozbawionego uśmiechu na widok wcale-nie-tak-dyskretnego Taemina, usiłującego zachowywać się jak normalny człowiek, mimo że właśnie chował za plecami śmiertelnie ostre narzędzie, którym chwilę temu chciał pokroić go na kawałki.

Choi niechętnie wsparł swoją szablę o ścianę, po czym podszedł do zamarłego w bezruchu listonosza, posyłając mu swój firmowy, ciepły uśmiech, który tym razem chyba jednak nie zadziałał, bo mężczyzna jeszcze bardziej zmartwiał, najwyraźniej zbyt sparaliżowany, żeby się poruszyć. I pomyśleć, że po tym wszystkim, czego przez mieszkającą w tym starym domu dwójkę doświadczył, coś wciąż było w stanie w takim stopniu go przerazić. Ludzie to doprawdy zabawne istoty.

- Witam pana serdecznie, panie listonoszu – powiedział przyjaznym, entuzjastycznym tonem Minho, mając szczerą nadzieję, że Taemin za jego plecami wciąż grzecznie stoi w miejscu i nie robi nic, co mogłoby ujść za niepokojące. Choi wskazał palcem na trzymaną przez gościa kopertę z wyraźnie widocznym, czerwonym stemplem na wierzchu. – To list polecony? Do mnie? – zapytał dla upewnienia, a kiedy mężczyzna sztywno skinął głową, Minho klasnął w dłonie, sprawiając, że gość wzdrygnął się gwałtownie. – Jak miło, że mi go pan dostarczył! – powiedział, dla oszczędzenia dalszych ceregieli bez pytania podpisując potwierdzenie odbioru i łagodnym gestem wyciągając kopertę z dłoni zgrabiałego listonosza. Widząc, że ten dalej nie rusza się z miejsca, pochylił się nad nim. Tym razem jego spojrzenie przybrało niebezpiecznego, szalonego wyrazu. – Może zostanie pan na obiad? – zapytał nadmiernie uprzejmym tonem, jednocześnie błyskając drapieżną bielą uśmiechu. – Taemin właśnie uczy się kroić mięso… - dodał entuzjastycznym tonem, zerkając na stojącego w głębi korytarza przyjaciela i mrugając do niego psotnie. – Nie jest jeszcze mistrzem, ale z pewnością… - Minho urwał, orientując się, że ich gość najwyraźniej wreszcie otrząsnął się z osłupienia, i właśnie biegł ogrodową ścieżką, w stronę furtki, potykając się o własne nogi. Dopadł do zostawionego pod murem roweru i nie oglądając się za siebie ruszył asfaltem w dół, z powrotem do miasteczka. Minho odprowadził go wzrokiem i westchnął.
- Powinieneś był zaprosić go na ciastka. Wszyscy kochają ciastka – skwitował Taemin, podchodząc bliżej i dźgając przyjaciela w ramię. – Jesteś beznadziejnym gospodarzem – zarzucił złośliwym tonem, na co Minho uniósł brwi.

- Ja? A kto zostawił drzwi otwarte na oścież? – odparł sugestywnym tonem. Młodszy wzruszył ramionami.

- Miałem nadzieję, że nocą wleci tu jakiś nietoperz, ale chyba będę musiał znaleźć na to inny sposób – wyjaśnił z powagą, po czym zwrócił spojrzenie na wciąż trzymany przez Minho list. – Od kogo to? – zapytał, a Minho powędrował za nim wzrokiem i zasępił się na widok znajomego pisma.

- Od ciotki Estery – mruknął ponurym tonem, zamykając za sobą drzwi i ruszając w kierunku salonu. – Obawiam się, że będziemy musieli dokończyć naszą zabawę później – dodał, nie oglądając się za siebie. – Zupełnie straciłem humor…

- Nie martw się, hyung. Pomęczę cię kiedy indziej – obiecał Taemin wyrozumiałym tonem, porzucając swój tasak w korytarzu i dreptając za zmarkotniałym przyjacielem aż na sofę w salonie. Minho opadł na nią ciężko, jednocześnie rozrywając kopertę. Młodszy przysiadł się tuż obok, z zaciekawieniem zerkając przyjacielowi przez ramię. Adresat listu z szelestem rozłożył kartkę i odchrząknął.

- Drogi Edgarze… - przeczytał na głos, niemal od razu przerywając i wydając z siebie niezadowolony pomruk. – Ile razy mam jej powtarzać, żeby nie używała mojego drugiego imienia? – rzucił sfrustrowany, na co Taemin zachichotał pod nosem.

- Moim zdaniem jest urocze – skomentował rozbawionym tonem, a Minho wywrócił oczami i dźgnął go palcem w kolano.

- Uważaj, bo w końcu i tobie wymyślę jakieś kompromitujące przezwisko – zagroził, po czym zrobił zamyśloną minę. – Jakiś Edwin, albo Egon? – zaproponował, ale młodszy stanowczo pokręcił głową.

- Nie ma mowy, zostaję przy Taeminie. Ale dzięki za kreatywne pomysły, na pewno je jakoś wykorzystam – obiecał szczerze, myślami już wybiegając w stronę nietoperza, którego zamierzał w najbliższym czasie złapać. Następnie ponownie zerknął na trzymany przez Minho list. – Co jest dalej? – Na to pytanie starszy znów westchnął ciężko, zdecydowanie niezadowolony z treści słów ciotki Estery.

- To co zawsze – powiedział, szybko przesuwając wzrokiem po tekście. – Jestem zakałą rodu, bla bla bla – oznajmił znudzonym tonem, szukając w liście ciotki jakichś ciekawych wyrażeń. – O… - wskazał palcem trzecią linijkę od dołu. – Krnąbrny, zdziczały odmieniec, niegodny swojego imienia – przeczytał z dumą, coraz mniej zirytowany, a coraz mocniej rozbawiony usilnymi staraniami ciotki, żeby sprowadzić go na dobrą drogę.

- A co znaczy twoje imię? – zapytał czytający mu przez ramię Taemin. Oczywiście wiedział o Edgarze już od bardzo dawna. W przeszłości zdarzył się nawet taki etap, kiedy celowo nazywał Minho jego drugim imieniem, czerpiąc ogromną satysfakcję z jego pełnych irytacji reakcji. Przyjaciel nigdy jednak nie dzielił się z nim znaczeniem tego słowa.

- Obrońca dziedzictwa – odparł Minho nasiąkniętym ironią tonem. Zmiął list ciotki Estery w kulkę i zaczął w zamyśleniu podrzucać ją dłonią, jak piłeczkę. Treść przysłanej mu wiadomości jak zwykle była bezwartościowa. Te same narzekania i wyrzuty, niezmienne od lat argumenty i groźby. Czasem Minho dziwił się, że ciotce wciąż chce się te listy przysyłać. Wszystkie kończyły w piecu. Chłopak odchylił głowę na oparcie sofy i przymknął oczy.

Jego rodzina była związana z majaczącym u stóp wzgórza miasteczkiem od zarania dziejów. Przodkowie Minho nie byli pierwszymi lepszymi bogaczami. Zdobyli swój majątek ciężką pracą, czyniąc ogromny wkład w rozwój położonej w dolinie osady. Wyposażając jej mieszkańców w coś, bez czego ich życie, zdaniem Minho, byłoby zdecydowanie ciekawsze.

W czas.

Chłopak uniósł powieki, słysząc wkradający się przez otwarte okno, przyniesiony tu z wiatrem, odległy śpiew starego zegara. Taemin również wychwycił ten charakterystyczny dźwięk, a na jego ustach zarysował się psotny uśmiech.

- Twój imiennik znowu hałasuje – powiedział z przekorą, mając na myśli wiekowy mechanizm zdobiący wieżę ratuszową miasteczka. Skonstruował go prapradziad Minho, chrzcząc go imieniem Edgar i tym samym nadając mu funkcję strażnika rodzinnych tradycji. Jego donośne, niosące się echem po dolinie bicie miało na celu przypominać każdej żywej duszy o upływie czasu i marności ludzkiej egzystencji. A przynajmniej tak interpretował to sam Minho, który szczerze nienawidził owego wszechobecnego, nieubłaganego dźwięku, który nieraz dudnił mu w uszach, nie pozwalając skupić się na niczym ciekawym. To właśnie konserwacji tego zegara wymagała od niego ciotka Estera. Podobnież jak kontynuowania zegarmistrzowskiej tradycji w służbie mieszkańcom miasteczka. Problem polegał na tym, że od naprawiania zegarów, Minho stokroć bardziej wolał je niszczyć. Tym sposobem został czarną owcą w rodzinie.

Choi uśmiechnął się przebiegle i wstał z sofy.

- Najwyższa pora go uciszyć – oznajmił z nową werwą, robiąc zamach i wyrzucając zwinięty w kulkę list od ciotki przez otwarte okno. W stronę, z której dobiegało uporczywe bicie serca czasu. Taemin również wstał i posłał przyjacielowi pełne uznania spojrzenie.

- Wiesz, hyung… - powiedział, zwracając na siebie uwagę starszego. – Ciotka Estera ma rację. Nie bronisz dziedzictwa... – tu chłopak zrobił pauzę i pozwolił sobie na niepoprawny uśmiech – …ty je ulepszasz – oświadczył z przekonaniem, a Minho zaśmiał się i pieszczotliwie poczochrał jego jasne włosy.

- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim partnerem w zbrodni? – zapytał nonszalanckim tonem, pozwalając Taeminowi dostrzec głęboką czerń mściwej determinacji, bawiącą jego oczy. – Mam pewnego upierdliwego dalekiego krewnego do zamordowania…

- Ależ oczywiście, Edgarze – odparł młodszy prześmiewczo, już czując buzującą w żyłach ekscytację na myśl o nielegalnym przedsięwzięciu. – Mam zabrać palnik?

- Czyń wedle uznania. – Minho mrugnął do niego psotnie i ruszył w kierunku schodów. – Skoczę tylko po narzędzia i możemy ruszać.

- Ciotka będzie z ciebie dumna, Edgarze! – krzyknął za nim Taemin, celowo drocząc się z przyjacielem.

- Uważaj, bo użyję ciebie do zablokowania mechanizmu zegara! – odgroził się Minho, jednocześnie krążąc po piętrze w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. – Zaklinuję tobą koła zębate, zobaczysz.

- Nie mogę się doczekać! – odparł młodszy entuzjastycznie, jednocześnie wciąż szeroko się uśmiechając. Z jego hyungiem naprawdę nie dało się nudzić. Był najskuteczniejszym lekiem na monotonię tego świata.

~*~

- Dawno się tak dobrze nie bawiłem, hyung – powiedział Taemin, krążąc po pokoju przyjaciela i obracając w dłoniach zwędzoną z miejsca zbrodni śrubę. Jej metalową powierzchnię pokrywały rdzawe plamy, przypominające chłopakowi krew. Ta myśl tylko dodatkowo go ekscytowała, bo nadawała ich czynowi większej skali. Zabili zegar. Zatrzymali czas. A spojrzenie Minho wreszcie się rozpogodziło. Mogli wrócić do swojej przerwanej gry.

- Doprawdy? – rzucił starszy, robiąc zdziwioną minę. – Więc rozkręcanie śrub ekscytuje cię bardziej, niż gryzienie swojego najlepszego przyjaciela? – zapytał udawanym oburzonym tonem, niebezpiecznie zamachując się śrubokrętem w powietrzu.

- Mój najlepszy przyjaciel ewidentnie cierpi na spadek formy – odgryzł się Taemin, podchodząc bliżej starszego i zadzierając głowę do góry. – Muszę wymyślić, jak sprawić, żeby znów bawił się ze mną na poważnie – dodał w zadumie, wyciągając dłoń i ostrą krawędzią śrubki głaszcząc starszego po policzku. Minho mimowolnie wzdrygnął się, czując na skórze zimny dotyk metalu.

- Dzisiejszy dzień to było tylko zbieranie informacji potrzebnych do opracowania odpowiedniej taktyki – odparł rzeczowym tonem, wzroku nie odrywając od oczu Taemina. – Ale jeśli już koniecznie chcesz liczyć to jako rundę czwartą, musisz zaakceptować remis. – Na te słowa młodszy uroczo zmarszczył nos, nie do końca usatysfakcjonowany, ale w końcu wzruszył obojętnie ramionami.

- Tak czy siak, wciąż wygrywam. I zamierzam tę przewagę dodatkowo zwiększyć – powiedział złowieszczym tonem, uśmiechając się przy tym diabolicznie.

- Zatem, nie mogę się doczekać – odparł Choi, również unosząc kącik ust w górę. – Zaskocz mnie, Taeminnie…

- Tak zrobię, Edgarze! – Młodszy uskoczył na bok, unikając zamachu śrubokrętem, którego końcówka minęła jego twarz o ledwie milimetr. Chwilę potem obaj zanieśli się śmiechem.

Resztę dnia spędzili na wspólnym zabijaniu czasu.

~*~


WRÓCIŁAM. Sesja za mną, jestem ledwo żywa, ale WOLNA *o* Mogę znów infekować Wam powiadomienia! To znaczy, chciałabym, ale nie wiem jak mi to wyjdzie, bo tak bardzo odwykłam od pisania x.x Ciężko będzie mi teraz rozsupłać własne myśli odnośnie rozpoczętych rozdziałówek (Tellka ma pierwszeństwo, ale to nie jedyne dziecko, które staram się obecnie wychować!) i jakoś ponownie zagłębić się w ich klimat, ale będę dzielna! Życzcie mi szczęścia~

Runda 4 niezbyt zjawiskowa, ale za to nieco poszerzająca spojrzenie na sytuację. Co sądzicie o ciotce Esterze? xD Obawiam się, że jeszcze ją spotkacie! To natrętna kobieta, nie tak łatwo będzie się jej pozbyć :”D

Dziękuję wszystkim, którzy czekali. Kocham mocno <3


Shizu

| ~runda 3~ | ~runda 5~ |

2 komentarze:

  1. Tum dum dum.

    "Każdy chyba przyzna, że stokroć ciekawiej jest obudzić się w szafie, albo chociażby pod łóżkiem." No ja się w sumie obudziłam raz w łazience, a raz na podwórku i w sumie to nie jestem pewna, czy było lepiej, aczkolwiek owszem, racja, dużo ciekawiej XD

    "Dlatego też dziwnie się stało, że tym razem chłopak powitał sufit uśmiechem." - Wariat.

    "zdarza ci się przypadkowo dziurawić obicie foteli nożem, albo niechcący wyrzucać przez okno porcelanowe talerze" co się Minho czepiasz, co? Każdemu się zdarza pf.
    ... ale powiem ci Taemin, naukowiec z ciebie żaden XDDDD Rzucał talerzami w koty, które akurat nie przechodziły, nic dziwnego, że żaden w takim razie nie zginął XDDD
    "- Ta zastawa miała ponad sto lat
    - Widzisz, hyung, ludzie w ogóle nie mają poszanowania do antyków. Dla mnie to byłby honor zginąć od uderzenia stuletniej filiżanki" bylebyś nie zaczął rzucać średniowiecznymi meblami, bo wtedy Minho wyeksmituje cię do jakiegoś nudnego prakuzyna

    zjawiskowe kraty dla podniesienia poziomu estetyki otoczenia, już wiem, czemu tak bardzo ich uwielbiam XD

    Ok, jak się akcja rozwijała to aż się zawiesiłam, ale jak pomyślałam o jednym stojącym z tasakiem do mięsa, a drugim z szablą to już nie wiedziałam jak zareagować XD To już robi się normalnie jak film akcji XD
    No dobrze, czarujące, wyzywające, niebezpieczne spojrzenia, ale jak Taemin odpierał ataki szabli tasakiem to ja podziwiam XDDD to zabawnie musiało wyglądać, aczkolwiek i tak dużo bardziej interesuje mnie ta ważniejsze walka he he
    .
    .
    .
    .
    .
    XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD BIEDNY LISTONOSZ XDDDDDD
    "Witam pana serdecznie, panie listonoszu" hmmm a może i pan chce się przyłączyć? Damy panu sekator i będzie mógł pan podcinać nogi temu, któremu będzie lepiej szło. Tylko proszę uważać na szczury, pająki i rudowłose dwunożne istoty, są nieco jadowite XDDD Tylko radzę też uważać na głowę, bo gdy stoi się pod światło, to trochę słabo widać..
    kri Minho nie pogrążaj się już XDDD zabieraj kopertę i zostaw tego gościa zanim zejdzie pod drzwiami XD
    Listonosz sobie pewnie pomyślał, że miałby być daniem głównym na obiedzie, a przed tym, będzie szynką treningową dla Taemina XDDDD
    eh biedny. i depresja murowana.

    Choi Edgar Minho XDDD

    "Ależ oczywiście Edgarze. Czy mam zabrać palnik?" to zabrzmiało tak profesjonalnie XDDD

    Co do ciotki Estery.... mam nadzieję, że niedługo Taemin będzie mógł się na nią rzucić z tym palnikiem, bo coś czuję, że inaczej się nie da XD

    Ale to ciekawe z tym rodem Minho. No a to, że on woli demontować zegary, niż je montować, to już inna sprawa. Ta ciotunia to mogła by go uznać za tą czarną owcę i dać spokój, a nie marnować pieniądze na papier. XD

    Mika~^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CZEMU OBUDZIŁAŚ SIĘ W ŁAZIENCE I NA PODWÓRKU XDDD
      Nie podcinaj naukowemu Taeminowi skrzydeł, jeszcze daleko zajdzie (zapewne w jakiejś popieprzonej dziedzinie), zobaczysz! :"D Za rzucanie średniowiecznymi meblami to i ode mnie by się Taeminowi oberwało, kocham takie piękne rzeczy :<<
      Pana listonosza też mi szkoda, aż dziw, że wciąż nie rzucił tej roboty!
      "rudowłose dwunożne istoty, są nieco jadowite" <3
      Ciotka Estera jeszcze kiedyś wkroczy do akcji! Nie pozwoli nam się za sobą stęsknić :"D

      Dziękuję za przeuroczy komentarz (i wybacz, że z opóźnieniem!) <33333

      Usuń

Template made by Robyn Gleams