Taemin uniósł powieki, a jego oczom ukazał się sufit.
Ciemny, brudny, zakurzony sufit. Ot, nic specjalnego. Każdy dzień zaczynał się
od sufitu i bywały momenty, w których Taemin miał tego serdecznie dość. Dlatego
też stosował różne zmyślne taktyki na uniknięcie przeklętego porannego widoku
sklepienia. Czasami celowo zasypiał w
rozmaitych, niekoniecznie do tego przeznaczonych, lokalizacjach, byle jakoś
ubarwić sobie proces wstawania następnego dnia. Każdy chyba przyzna, że stokroć
ciekawiej jest obudzić się w szafie, albo chociażby pod łóżkiem, niż pospolicie pozwalać kolejnym porankom upodabniać
się do siebie i tworzyć pasmo przykrej rutyny, niszczącej potencjał danego dnia
już w pierwszych jego sekundach. Tak. Sufity zdecydowanie były nudne. Chłopaka
wręcz mdliło na ich widok, bo kojarzył mu się on z monotonną powtarzalnością, z
nieuchronnym losem, z demotywującym poczuciem ograniczeń narzuconych mu przez
czas. A Lee Taemin nienawidził ograniczeń.
Dlatego też dziwnie się stało, że tym razem chłopak powitał
sufit uśmiechem. Nie zmarszczył czoła, nie jęknął głucho, nie westchnął z
rezygnacją. Zamiast tego leżał z szerokim uśmiechem na ustach i spoglądał w
górę rozmigotanymi entuzjastycznie oczami. Bo sufit, pod którym się obudził,
zdecydowanie nie był tym samym, który
widział zasypiając. Ten dzień zapowiadał się dużo lepiej, niż mógłby
przypuszczać.
- Aż tak się cieszysz, że cię porwałem? – odezwał się
wyczekiwany przez Taemina głos. Młodszy uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym
uniósł się na łokciu i prędko zlokalizował wzrokiem obserwującego go z dystansu
Minho.
- Byłym naprawdę rozczarowany, gdybyś pozwolił mi znów gnić
w mojej nudnej sypialni – odparł Taemin z przekonaniem, jednocześnie
rozglądając się ciekawie na boki i próbując zrozumieć, jak tym razem
przedstawiał się plan hyunga.
- Nie sądziłem, że zwykłe zamknięcie w piwnicy wprawi cię w
tak dobry humor – skomentował Minho, nie kryjąc rozbawionego uśmiechu. – W
takim razie, powinienem robić to częściej…
- Lubisz kiedy mam dobry humor? – podchwycił Taemin
przekornym tonem, mając nadzieję, że uda mu się podpuścić hyunga już na samym
wstępie do rozgrywki. Ten jednak nie dał się zbić z tropu, ręce krzyżując na
piersi i nonszalanckim gestem wspierając się o ścianę.
- Oczywiście – odparł spokojnym głosem. – Kiedy masz zły
humor zdarza ci się przypadkowo
dziurawić obicie foteli nożem, albo niechcący
wyrzucać przez okno porcelanowe talerze. A potem mnie przychodzi to wszystko sprzątać i reperować. Dlatego owszem,
zdecydowanie lubię twój dobry humor – wyjaśnił rzeczowym tonem, zaskarbiając
sobie niezadowolony pomruk ze strony młodszego.
- Talerzami rzucałem w celach czysto naukowych –
usprawiedliwił się burkliwie, jednocześnie siadając na wymoszczonym kocami
posłaniu, które najwyraźniej przygotował mu Minho, i przeciągając się niczym
kot. – Chciałem zbadać, czy są w stanie kogoś zabić, ale niestety żaden obiekt
naukowy akurat nie przechodził w pobliżu i eksperyment się nie powiódł. –
Taemin wygiął usta w podkówkę, obrazując swoje rozczarowanie.
- Ta zastawa miała ponad sto lat – wtrącił Minho srogim
tonem, na co młodszy tylko dodatkowo się zasmucił.
- Widzisz, hyung, ludzie w ogóle nie mają poszanowania do
antyków. Dla mnie to byłby honor zginąć od uderzenia stuletniej filiżanki, a
oni jak gdyby nigdy nic zmarnowali taką szansę. Nie ma nadziei dla tej planety.
– Chłopak smętnie pokręcił głową, poświęcając zadumie nad ludzkością dokładnie
trzy sekundy ciszy, po czym ziewnął przeciągle i wzruszył ramionami. Miał
znacznie ciekawsze tematy do rozważań, niż wątpliwa kondycja cudzych umysłów.
Na przykład koncept dzisiejszej zabawy. Taemin ponownie zwrócił spojrzenie na
swojego przyjaciela, a jego oczy zamigotały nową falą ekscytacji. – Ale powiedz
mi, hyung… Od kiedy mamy w naszej piwnicy takie zjawiskowe kraty? – zapytał,
zrywając się na równe nogi i w mig przypadając do biegnących od podłogi, aż po
sufit, metalowych prętów. – Bawiłem się w tych podziemiach już nieraz, ale
słowo daję, nigdy wcześniej ich nie zauważyłem… - mruknął mimochodem, celowo
przybierając nieco zagubioną minę i posyłając Minho pełne konsternacji spojrzenie.
Doskonale wiedział, że tych krat wcześniej tam nie było, podobnież jak wiedział,
że zostały zamontowane specjalnie na tę okazję. Specjalnie, żeby go ponownie
uwięzić. Jedyne, czego nie wiedział, to na czym polega dzisiejsza rozgrywka.
- Umieściłem je tu dla podniesienia poziomu estetyki
otoczenia – odparł Minho półżartem, po czym wyciągnął obie dłonie przed siebie,
i z rozstawionych palców utworzył w powietrzu coś na kształt ramki. Przymknął
jedno oko i przekrzywił głowę, spoglądając na uwieszonego na kratownicy
Taemina. – A że mój element dekoracyjny najlepiej prezentuje się z tobą w
środku, musiałem cię tu sprowadzić – wyjaśnił bez cienia skruchy, po czym
ponownie skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się do przyjaciela z
rozbawieniem.
- Masz rację, zawsze wiedziałem, że czegoś mi w tych
piwnicach brakuje. – Taemin pokiwał głową w zamyśleniu, po czym zwrócił
spojrzenie na milczącego, teraz bawiącego się pękiem kluczy, przyjaciela i
wsparł się policzkiem o zimny, metalowy pręt. – Ale twoja niespodzianka chyba
jednak mi się nie podoba, hyung – ocenił marudnym tonem.
- Dlaczego? – zapytał Minho, a młodszy wyciągnął dłonie
przez kraty i gestem wskazał przyjaciela.
- Bo ja jestem tu, a ty jesteś tam. Coś tu zdecydowanie nie
gra, hyung. – Taemin posłał mu pełne dezaprobaty spojrzenie, jakby oczekując,
że przyjaciel lada chwila naprawi ten niedopuszczalny błąd. – Myślałem, że już
to sobie wyjaśniliśmy. Obaj chcemy, żebyś zabił mnie własnoręcznie. Więc po co
te kraty? – rzucił z pretensją, chwytając pręty i szarpiąc.
- Cierpliwości, Taeminnie – odparł Minho spokojnym tonem, w
dalszym ciągu niewzruszenie stojąc pod ścianą, obracając klucze między palcami,
i przyglądając się przyjacielowi. Młodszy prychnął zirytowany, i już miał
rozpocząć swoją zwyczajową tyradę o tym, jak bardzo nienawidzi słowa cierpliwość, kiedy naraz coś w postawie
hyunga wydało mu się podejrzane. Normalnie Minho wręcz palił się do wyjaśnień
na temat swojego planu, drocząc się i popisując, robiąc wszystko, byle dowieść
swoją przewagę. Tym razem jednak, hyung od samego rana był podejrzanie
milczący. Nie naśmiewał się z faktu, że tak łatwo udało mu się Taemina uwięzić.
Nie podchodził do krat, żeby dokuczliwie poczochrać mu włosy. Nie spoglądał na
niego z wyższością, jak to miał w zwyczaju, ilekroć zyskiwał pełną kontrolę nad
grą. Coś innego czaiło się w tych znajomych oczach. Jakaś niezaprzeczalna
ciekawość, jakieś zastanawiające zmyślenie, jakaś dziwna doza skupienia. Taemin
zmrużył oczy podejrzliwie.
- Chyba nie zamknąłeś mnie tutaj tylko po to, żeby się na
mnie pogapić, co? – rzucił prowokującym tonem, a Minho zaśmiał się krótko, po
czym wreszcie odepchnął się od ściany i zrobił kilka kroków w przód,
zatrzymując się jednak na tyle daleko od krat, żeby dłonie Taemina nie mogły go
dosięgnąć.
- Pogapić się to
zdecydowanie nieodpowiednie słowo – powiedział, kręcąc głową. Wsadził ręce w
kieszenie i przekrzywił głowę, zagadkowego spojrzenia nie spuszczając z
Taemina. – Znacznie lepszym byłoby zbadać
– sprostował, a jego oczy rozbłysły stalowym odcieniem profesjonalizmu. Taemin
znał ten wyraz. Nieraz widział, jak hyung przybierał dokładnie tę samą minę w
trakcie pracy nad stołem pełnym śrubek i kółek zębatych. Było to spojrzenie
zarezerwowane dla jego ukochanych zegarków i pozytywek w momentach, w których
rozkładał je na części pierwsze. Różnica polegała na tym, że tym razem starszy
patrzył w ten sposób na niego.
- Nie jestem jednym z twoich mechanizmów, hyung – odezwał
się Taemin, jednocześnie unosząc ręce i obracając się w miejscu, imitując
pozytywkowe tancerki. – Nie możesz mnie tak po prostu rozkręcić, kiedy
przestanę ci się podobać – dodał wyzywająco, na co Minho zaśmiał się pod nosem.
Tak naprawdę problem polegał na tym, że Taemin podobał mu
się aż za bardzo. Był niczym te
pozytywki, które w chwilach słabości mimowolnie tworzył. Piękny, a przez to
niebezpieczny. Wszystko, co budziło w Minho tę przeklętą, wrażliwą, ludzką część jego charakteru, napawało
go niepokojem. I choć pozytywki faktycznie mógł w takich chwilach po prostu
rozkręcić, uciszyć, zmiażdżyć, Taemin stanowił znacznie poważniejszy problem.
Bo Minho coraz częściej łapał się na myśleniu, że wcale nie chce pozbywać się
tego zagrożenia. Że ekscytuje go fakt, iż dotąd perfekcyjny mechanizm jego
serca nabawia się kolejnych usterek. Że lubi,
kiedy Taemin brutalnie wyrywa mu z rąk kontrolę. Te odkrycia były tak frapujące
i dezorientujące, że Minho odczuwał przemożną potrzebę dotarcia do sedna
problemu. A jako racjonalista, nie widział innej drogi do rozwiązania, niż
poprzez badanie, obserwację i wyciąganie wniosków. Zamknięcie Taemina za
kratami było zabiegiem czysto zapobiegawczym. W ten sposób był w stanie
spokojnie go obserwować, a młodszy nie mógł go dotknąć, pocałować, ugryźć. Był niczym dzikie zwierzę,
uwięzione w klatce. Tygrys za kratami. Pająk w terrarium. Wąż za szybą. I tak
samo, jak od tych niebezpiecznych stworzeń, tak i od Taemina nie sposób było
oderwać wzroku.
- Wygląda na to, że mój jad działa – odezwał się młodszy,
wyrywając Minho z zamyślenia. Choi zamrugał kilkakrotnie oczami, próbując
przywołać się do porządku. Taemin uśmiechnął się do niego czarująco, wciąż
wirując i krążąc po niewielkiej przestrzeni swojej celi. Zupełnie jak bestia
szykująca się do ataku.
- Jad? – Minho uniósł brew, a młodszy zatrzymał się
dokładnie naprzeciwko niego, wzrokiem sunąc po obecnie zasłoniętej materiałem
kołnierza szyi starszego. Choi mimowolnie się wzdrygnął.
- Nie powinieneś chować mojego naznaczenia, hyung –
stwierdził, tym razem spoglądając przyjacielowi w oczy. – Wygląda bardzo
malowniczo na twojej skórze – dodał psotnie, nie kryjąc jednak szczerego błysku
zachwytu w oczach. Następnie znów okręcił się wokół własnej osi i zaczął
pogwizdywać w rytm swoich ruchów.
Minho wbrew własnej woli powędrował dłonią ku swojej szyi i
dotknął wciąż obolałego, pieczącego miejsca. Ukąszenie Taemina chyba naprawdę musiało
być jadowite. Zatruło organizm starszego zdradliwą gorączką, która rozpalała
każdą myśl i uniemożliwiała chłodne spojrzenie na sprawę. Lee Taemin był
pierwszym obiektem badań, którego nie udało mu się rozgryźć. Bo tym razem Minho
nie miał do czynienia z mechanizmem, który poddawał się na widok zwykłego
śrubokrętu. Tym razem przyszło mu obcować z niepokorną, czarującą kreaturą o
uzależniającym uśmiechu. Choi nie mógł Taemina rozkręcić ani rozregulować.
Musiał go poskromić.
Minho zrobił krok w przód, a Taemin gwałtownie zatrzymał się
w połowie piruetu. Jego oczy rozbłysły niebezpiecznie. Starszy uniósł brwi, ale
chwilę potem poczuł ostry ból na nodze. Zgiął się w pół, próbując pozbyć się
niespodziewanej odsieczy w postaci wielkiego szarego stworzenia, które właśnie
ugryzło go w łydkę. Klucze wypadły mu z dłoni i ani się obejrzał, jak szczur
pochwycił je w zęby i w mig zaniósł swojemu panu.
- Dobra robota, Eugeniuszu – pochwalił Taemin, pieszczotliwie
gładząc długi, obrzydliwy ogon gryzonia. – Nagrodę przyniosę ci później – dodał
konspiracyjnym szeptem, a zwierzę najwyraźniej zrozumiało przekaz, bo
potrząsnęło wąsami, i chwilę potem zniknęło gdzieś w mrocznych korytarzach
piwnic. Taemin nonszalancko okręcił klucz na palcu, po czym posłał
przyjacielowi triumfalne spojrzenie. Starszy w milczeniu obserwował, jak
chłopak otwiera kłódkę i z impetem wychodzi ze swojej celi. A wraz z każdą
sekundą oczy Minho ciemniały, znów tracąc pozory kontroli i zabarwiając się
odcieniem szaleństwa. Młodszy czuł wzrastające między nimi napięcie. Wręcz nie
mógł się doczekać, aż jego przyjaciel wreszcie wybuchnie. Powoli zamknął za
sobą kratowane drzwi, po czym przygryzł wargę. Kiedy uniósł wzrok na
przyjaciela, jego spojrzenie było czystą prowokacją. Minho wziął głębszy wdech.
A potem zaatakował.
Taemin uskoczył do tyłu, i puścił się biegiem przez
korytarz, słysząc głośne kroki przyjaciela tuż za swoimi plecami. Był szybki i
zwinny, ale Minho przewyższał go pod względem siły. Młodszy nie miał szans w
bezpośrednim starciu bez broni. Dlatego pędem wbiegł po kilku pierwszych
prowadzących na wyższą kondygnację budynku schodach, pewien że tam znajdzie
jakieś odpowiednie narzędzie do walki. Zanim dotarł do wylotu z piwnicy, poczuł
mocne szarpnięcie za materiał swetra. Padł na stopnie, na oślep kopiąc
napastnika. Uścisk na jego ubraniu zelżał, a chłopak uśmiechnął się z triumfem.
Trafił.
Pospiesznie zerwał się na nogi i wybiegł z piwnic,
gorączkowo rozglądając się po przedpokoju w poszukiwaniu broni. W kilka sekund
dotarł do kuchni i chwycił w dłonie pozostawiony na blacie tasak do mięsa. W
tym czasie Minho gwałtownym ruchem zerwał ze ściany jedną z zabytkowych szabli,
które wisiały tam w formie ozdób od pokoleń.
Przyjaciele zmierzyli się płonącymi spojrzeniami. Taemin
uśmiechnął się wyzywająco, a Minho zawarczał niczym dzikie zwierzę. Zaatakowali
jednocześnie. Kuchnię wypełnił szczęk metalu i seria triumfalnych okrzyków,
ilekroć któremuś z nich udało się choćby drasnąć skórę przeciwnika. Ich walka
była płynna, a uniki i ciosy tak zgrabne, jakby ćwiczyli je od lat. Znali się
na wylot. Potrafili przewidzieć swoje ruchy, co uczyniło z ich pojedynku
dziecinną igraszkę. Minho celowo wyprowadzał nie do końca trafne ataki, a
Taemin wdzięcznie wymachiwał tasakiem nad głową, raz po raz obracając się
niczym w tańcu. I starszy nie mógł zaprzeczyć, że jego przyjaciel wyglądał przy
tym zjawiskowo. Szczękająca broń tak naprawdę nie miała większego znaczenia.
Była tylko dodatkiem. Pretekstem. Bo prawdziwa walka rozgrywała się w
ścierających się ze sobą spojrzeniach. Minho zachwycał się psotnym,
nieprzewidywalnym uśmiechem Taemina, a Taemin z fascynacją obserwował błysk
gwałtowności i szaleństwa, piętnujący porażająco ciemne oczy Minho. To był
pojedynek na wytrzymałość. Przegrywa ten, który pierwszy podda się
hipnotyzującemu urokowi drugiego.
Dla urozmaicenia walki, Taemin przemieścił się na korytarz.
Minho podążył za nim, i już miał ponownie zamachnąć się swoją szablą, kiedy
dostrzegł, że coś jest nie tak. Taemin zastygł w pół ruchu, z tasakiem
uniesionym nad głową i wzrokiem utkwionym w drzwiach wejściowych.
Były otwarte na oścież. A w progu stał przerażony listonosz.
Młodszy powolnym ruchem schował tasak za plecami, próbując
wyglądać przy tym dyskretnie. Następnie obrócił głowę i posłał przyjacielowi
bezradne, ponaglające spojrzenie. Minho westchnął, niezadowolony z przerwanej
rozgrywki. Nie mógł jednak stłumić rozbawionego uśmiechu na widok
wcale-nie-tak-dyskretnego Taemina, usiłującego zachowywać się jak normalny
człowiek, mimo że właśnie chował za plecami śmiertelnie ostre narzędzie, którym
chwilę temu chciał pokroić go na kawałki.
Choi niechętnie wsparł swoją szablę o ścianę, po czym
podszedł do zamarłego w bezruchu listonosza, posyłając mu swój firmowy, ciepły
uśmiech, który tym razem chyba jednak nie zadziałał, bo mężczyzna jeszcze
bardziej zmartwiał, najwyraźniej zbyt sparaliżowany, żeby się poruszyć. I
pomyśleć, że po tym wszystkim, czego przez mieszkającą w tym starym domu dwójkę
doświadczył, coś wciąż było w stanie w takim stopniu go przerazić. Ludzie to
doprawdy zabawne istoty.
- Witam pana serdecznie, panie listonoszu – powiedział
przyjaznym, entuzjastycznym tonem Minho, mając szczerą nadzieję, że Taemin za
jego plecami wciąż grzecznie stoi w miejscu i nie robi nic, co mogłoby ujść za
niepokojące. Choi wskazał palcem na trzymaną przez gościa kopertę z wyraźnie
widocznym, czerwonym stemplem na wierzchu. – To list polecony? Do mnie? –
zapytał dla upewnienia, a kiedy mężczyzna sztywno skinął głową, Minho klasnął w
dłonie, sprawiając, że gość wzdrygnął się gwałtownie. – Jak miło, że mi go pan
dostarczył! – powiedział, dla oszczędzenia dalszych ceregieli bez pytania
podpisując potwierdzenie odbioru i łagodnym gestem wyciągając kopertę z dłoni
zgrabiałego listonosza. Widząc, że ten dalej nie rusza się z miejsca, pochylił
się nad nim. Tym razem jego spojrzenie przybrało niebezpiecznego, szalonego
wyrazu. – Może zostanie pan na obiad? – zapytał nadmiernie uprzejmym tonem,
jednocześnie błyskając drapieżną bielą uśmiechu. – Taemin właśnie uczy się kroić
mięso… - dodał entuzjastycznym tonem, zerkając na stojącego w głębi korytarza
przyjaciela i mrugając do niego psotnie. – Nie jest jeszcze mistrzem, ale z
pewnością… - Minho urwał, orientując się, że ich gość najwyraźniej wreszcie
otrząsnął się z osłupienia, i właśnie biegł ogrodową ścieżką, w stronę furtki,
potykając się o własne nogi. Dopadł do zostawionego pod murem roweru i nie
oglądając się za siebie ruszył asfaltem w dół, z powrotem do miasteczka. Minho
odprowadził go wzrokiem i westchnął.
- Powinieneś był zaprosić go na ciastka. Wszyscy kochają
ciastka – skwitował Taemin, podchodząc bliżej i dźgając przyjaciela w ramię. –
Jesteś beznadziejnym gospodarzem – zarzucił złośliwym tonem, na co Minho uniósł
brwi.
- Ja? A kto zostawił drzwi otwarte na oścież? – odparł
sugestywnym tonem. Młodszy wzruszył ramionami.
- Miałem nadzieję, że nocą wleci tu jakiś nietoperz, ale
chyba będę musiał znaleźć na to inny sposób – wyjaśnił z powagą, po czym zwrócił
spojrzenie na wciąż trzymany przez Minho list. – Od kogo to? – zapytał, a Minho
powędrował za nim wzrokiem i zasępił się na widok znajomego pisma.
- Od ciotki Estery – mruknął ponurym tonem, zamykając za
sobą drzwi i ruszając w kierunku salonu. – Obawiam się, że będziemy musieli
dokończyć naszą zabawę później – dodał, nie oglądając się za siebie. – Zupełnie
straciłem humor…
- Nie martw się, hyung. Pomęczę cię kiedy indziej – obiecał
Taemin wyrozumiałym tonem, porzucając swój tasak w korytarzu i dreptając za
zmarkotniałym przyjacielem aż na sofę w salonie. Minho opadł na nią ciężko,
jednocześnie rozrywając kopertę. Młodszy przysiadł się tuż obok, z
zaciekawieniem zerkając przyjacielowi przez ramię. Adresat listu z szelestem
rozłożył kartkę i odchrząknął.
- Drogi Edgarze… - przeczytał na głos, niemal od razu
przerywając i wydając z siebie niezadowolony pomruk. – Ile razy mam jej
powtarzać, żeby nie używała mojego drugiego imienia? – rzucił sfrustrowany, na
co Taemin zachichotał pod nosem.
- Moim zdaniem jest urocze – skomentował rozbawionym tonem, a
Minho wywrócił oczami i dźgnął go palcem w kolano.
- Uważaj, bo w końcu i tobie wymyślę jakieś kompromitujące
przezwisko – zagroził, po czym zrobił zamyśloną minę. – Jakiś Edwin, albo Egon?
– zaproponował, ale młodszy stanowczo pokręcił głową.
- Nie ma mowy, zostaję przy Taeminie. Ale dzięki za
kreatywne pomysły, na pewno je jakoś wykorzystam – obiecał szczerze, myślami
już wybiegając w stronę nietoperza, którego zamierzał w najbliższym czasie
złapać. Następnie ponownie zerknął na trzymany przez Minho list. – Co jest
dalej? – Na to pytanie starszy znów westchnął ciężko, zdecydowanie
niezadowolony z treści słów ciotki Estery.
- To co zawsze – powiedział, szybko przesuwając wzrokiem po
tekście. – Jestem zakałą rodu, bla bla bla – oznajmił znudzonym tonem, szukając
w liście ciotki jakichś ciekawych wyrażeń. – O… - wskazał palcem trzecią
linijkę od dołu. – Krnąbrny, zdziczały odmieniec, niegodny swojego imienia –
przeczytał z dumą, coraz mniej zirytowany, a coraz mocniej rozbawiony usilnymi
staraniami ciotki, żeby sprowadzić go na dobrą drogę.
- A co znaczy twoje imię? – zapytał czytający mu przez ramię
Taemin. Oczywiście wiedział o Edgarze już od bardzo dawna. W przeszłości
zdarzył się nawet taki etap, kiedy celowo nazywał Minho jego drugim imieniem,
czerpiąc ogromną satysfakcję z jego pełnych irytacji reakcji. Przyjaciel nigdy
jednak nie dzielił się z nim znaczeniem tego słowa.
- Obrońca dziedzictwa – odparł Minho nasiąkniętym ironią
tonem. Zmiął list ciotki Estery w kulkę i zaczął w zamyśleniu podrzucać ją dłonią,
jak piłeczkę. Treść przysłanej mu wiadomości jak zwykle była bezwartościowa. Te
same narzekania i wyrzuty, niezmienne od lat argumenty i groźby. Czasem Minho
dziwił się, że ciotce wciąż chce się te listy przysyłać. Wszystkie kończyły w
piecu. Chłopak odchylił głowę na oparcie sofy i przymknął oczy.
Jego rodzina była związana z majaczącym u stóp wzgórza
miasteczkiem od zarania dziejów. Przodkowie Minho nie byli pierwszymi lepszymi
bogaczami. Zdobyli swój majątek ciężką pracą, czyniąc ogromny wkład w rozwój
położonej w dolinie osady. Wyposażając jej mieszkańców w coś, bez czego ich
życie, zdaniem Minho, byłoby zdecydowanie ciekawsze.
W czas.
Chłopak uniósł powieki, słysząc wkradający się przez otwarte
okno, przyniesiony tu z wiatrem, odległy śpiew starego zegara. Taemin również
wychwycił ten charakterystyczny dźwięk, a na jego ustach zarysował się psotny
uśmiech.
- Twój imiennik znowu hałasuje – powiedział z przekorą,
mając na myśli wiekowy mechanizm zdobiący wieżę ratuszową miasteczka. Skonstruował
go prapradziad Minho, chrzcząc go imieniem Edgar i tym samym nadając mu funkcję
strażnika rodzinnych tradycji. Jego donośne, niosące się echem po dolinie bicie
miało na celu przypominać każdej żywej duszy o upływie czasu i marności
ludzkiej egzystencji. A przynajmniej tak interpretował to sam Minho, który
szczerze nienawidził owego wszechobecnego, nieubłaganego dźwięku, który nieraz
dudnił mu w uszach, nie pozwalając skupić się na niczym ciekawym. To właśnie
konserwacji tego zegara wymagała od niego ciotka Estera. Podobnież jak
kontynuowania zegarmistrzowskiej tradycji w służbie mieszkańcom miasteczka.
Problem polegał na tym, że od naprawiania zegarów, Minho stokroć bardziej wolał
je niszczyć. Tym sposobem został czarną
owcą w rodzinie.
Choi uśmiechnął się przebiegle i wstał z sofy.
- Najwyższa pora go uciszyć – oznajmił z nową werwą, robiąc
zamach i wyrzucając zwinięty w kulkę list od ciotki przez otwarte okno. W
stronę, z której dobiegało uporczywe bicie serca czasu. Taemin również wstał i
posłał przyjacielowi pełne uznania spojrzenie.
- Wiesz, hyung… - powiedział, zwracając na siebie uwagę
starszego. – Ciotka Estera ma rację. Nie bronisz dziedzictwa... – tu chłopak
zrobił pauzę i pozwolił sobie na niepoprawny uśmiech – …ty je ulepszasz – oświadczył z przekonaniem, a
Minho zaśmiał się i pieszczotliwie poczochrał jego jasne włosy.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim partnerem w
zbrodni? – zapytał nonszalanckim tonem, pozwalając Taeminowi dostrzec głęboką czerń
mściwej determinacji, bawiącą jego oczy. – Mam pewnego upierdliwego dalekiego
krewnego do zamordowania…
- Ależ oczywiście, Edgarze – odparł młodszy prześmiewczo,
już czując buzującą w żyłach ekscytację na myśl o nielegalnym przedsięwzięciu.
– Mam zabrać palnik?
- Czyń wedle uznania. – Minho mrugnął do niego psotnie i
ruszył w kierunku schodów. – Skoczę tylko po narzędzia i możemy ruszać.
- Ciotka będzie z ciebie dumna, Edgarze! – krzyknął za nim
Taemin, celowo drocząc się z przyjacielem.
- Uważaj, bo użyję ciebie
do zablokowania mechanizmu zegara! – odgroził się Minho, jednocześnie krążąc po
piętrze w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. – Zaklinuję tobą koła zębate,
zobaczysz.
- Nie mogę się doczekać! – odparł młodszy entuzjastycznie,
jednocześnie wciąż szeroko się uśmiechając. Z jego hyungiem naprawdę nie dało
się nudzić. Był najskuteczniejszym lekiem na monotonię tego świata.
~*~
- Dawno się tak dobrze nie bawiłem, hyung – powiedział
Taemin, krążąc po pokoju przyjaciela i obracając w dłoniach zwędzoną z miejsca
zbrodni śrubę. Jej metalową powierzchnię pokrywały rdzawe plamy, przypominające
chłopakowi krew. Ta myśl tylko dodatkowo go ekscytowała, bo nadawała ich
czynowi większej skali. Zabili zegar. Zatrzymali czas. A spojrzenie Minho
wreszcie się rozpogodziło. Mogli wrócić do swojej przerwanej gry.
- Doprawdy? – rzucił starszy, robiąc zdziwioną minę. – Więc
rozkręcanie śrub ekscytuje cię bardziej, niż gryzienie swojego najlepszego
przyjaciela? – zapytał udawanym oburzonym tonem, niebezpiecznie zamachując się
śrubokrętem w powietrzu.
- Mój najlepszy przyjaciel ewidentnie cierpi na spadek formy
– odgryzł się Taemin, podchodząc bliżej starszego i zadzierając głowę do góry.
– Muszę wymyślić, jak sprawić, żeby znów bawił się ze mną na poważnie – dodał w
zadumie, wyciągając dłoń i ostrą krawędzią śrubki głaszcząc starszego po
policzku. Minho mimowolnie wzdrygnął się, czując na skórze zimny dotyk metalu.
- Dzisiejszy dzień to było tylko zbieranie informacji
potrzebnych do opracowania odpowiedniej taktyki – odparł rzeczowym tonem,
wzroku nie odrywając od oczu Taemina. – Ale jeśli już koniecznie chcesz liczyć
to jako rundę czwartą, musisz zaakceptować remis. – Na te słowa młodszy uroczo
zmarszczył nos, nie do końca usatysfakcjonowany, ale w końcu wzruszył obojętnie
ramionami.
- Tak czy siak, wciąż wygrywam. I zamierzam tę przewagę
dodatkowo zwiększyć – powiedział złowieszczym tonem, uśmiechając się przy tym
diabolicznie.
- Zatem, nie mogę się doczekać – odparł Choi, również
unosząc kącik ust w górę. – Zaskocz mnie, Taeminnie…
- Tak zrobię, Edgarze! – Młodszy uskoczył na bok, unikając
zamachu śrubokrętem, którego końcówka minęła jego twarz o ledwie milimetr. Chwilę
potem obaj zanieśli się śmiechem.
Resztę dnia spędzili na wspólnym zabijaniu czasu.
~*~
WRÓCIŁAM. Sesja za mną, jestem ledwo żywa, ale WOLNA *o*
Mogę znów infekować Wam powiadomienia! To znaczy, chciałabym, ale nie wiem jak
mi to wyjdzie, bo tak bardzo odwykłam od pisania x.x Ciężko będzie mi teraz
rozsupłać własne myśli odnośnie rozpoczętych rozdziałówek (Tellka ma
pierwszeństwo, ale to nie jedyne dziecko, które staram się obecnie wychować!) i
jakoś ponownie zagłębić się w ich klimat, ale będę dzielna! Życzcie mi
szczęścia~
Runda 4 niezbyt zjawiskowa, ale za to nieco poszerzająca
spojrzenie na sytuację. Co sądzicie o ciotce Esterze? xD Obawiam się, że
jeszcze ją spotkacie! To natrętna kobieta, nie tak łatwo będzie się jej pozbyć
:”D
Dziękuję wszystkim, którzy czekali. Kocham mocno <3
Shizu
Tum dum dum.
OdpowiedzUsuń"Każdy chyba przyzna, że stokroć ciekawiej jest obudzić się w szafie, albo chociażby pod łóżkiem." No ja się w sumie obudziłam raz w łazience, a raz na podwórku i w sumie to nie jestem pewna, czy było lepiej, aczkolwiek owszem, racja, dużo ciekawiej XD
"Dlatego też dziwnie się stało, że tym razem chłopak powitał sufit uśmiechem." - Wariat.
"zdarza ci się przypadkowo dziurawić obicie foteli nożem, albo niechcący wyrzucać przez okno porcelanowe talerze" co się Minho czepiasz, co? Każdemu się zdarza pf.
... ale powiem ci Taemin, naukowiec z ciebie żaden XDDDD Rzucał talerzami w koty, które akurat nie przechodziły, nic dziwnego, że żaden w takim razie nie zginął XDDD
"- Ta zastawa miała ponad sto lat
- Widzisz, hyung, ludzie w ogóle nie mają poszanowania do antyków. Dla mnie to byłby honor zginąć od uderzenia stuletniej filiżanki" bylebyś nie zaczął rzucać średniowiecznymi meblami, bo wtedy Minho wyeksmituje cię do jakiegoś nudnego prakuzyna
zjawiskowe kraty dla podniesienia poziomu estetyki otoczenia, już wiem, czemu tak bardzo ich uwielbiam XD
Ok, jak się akcja rozwijała to aż się zawiesiłam, ale jak pomyślałam o jednym stojącym z tasakiem do mięsa, a drugim z szablą to już nie wiedziałam jak zareagować XD To już robi się normalnie jak film akcji XD
No dobrze, czarujące, wyzywające, niebezpieczne spojrzenia, ale jak Taemin odpierał ataki szabli tasakiem to ja podziwiam XDDD to zabawnie musiało wyglądać, aczkolwiek i tak dużo bardziej interesuje mnie ta ważniejsze walka he he
.
.
.
.
.
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD BIEDNY LISTONOSZ XDDDDDD
"Witam pana serdecznie, panie listonoszu" hmmm a może i pan chce się przyłączyć? Damy panu sekator i będzie mógł pan podcinać nogi temu, któremu będzie lepiej szło. Tylko proszę uważać na szczury, pająki i rudowłose dwunożne istoty, są nieco jadowite XDDD Tylko radzę też uważać na głowę, bo gdy stoi się pod światło, to trochę słabo widać..
kri Minho nie pogrążaj się już XDDD zabieraj kopertę i zostaw tego gościa zanim zejdzie pod drzwiami XD
Listonosz sobie pewnie pomyślał, że miałby być daniem głównym na obiedzie, a przed tym, będzie szynką treningową dla Taemina XDDDD
eh biedny. i depresja murowana.
Choi Edgar Minho XDDD
"Ależ oczywiście Edgarze. Czy mam zabrać palnik?" to zabrzmiało tak profesjonalnie XDDD
Co do ciotki Estery.... mam nadzieję, że niedługo Taemin będzie mógł się na nią rzucić z tym palnikiem, bo coś czuję, że inaczej się nie da XD
Ale to ciekawe z tym rodem Minho. No a to, że on woli demontować zegary, niż je montować, to już inna sprawa. Ta ciotunia to mogła by go uznać za tą czarną owcę i dać spokój, a nie marnować pieniądze na papier. XD
Mika~^^
CZEMU OBUDZIŁAŚ SIĘ W ŁAZIENCE I NA PODWÓRKU XDDD
UsuńNie podcinaj naukowemu Taeminowi skrzydeł, jeszcze daleko zajdzie (zapewne w jakiejś popieprzonej dziedzinie), zobaczysz! :"D Za rzucanie średniowiecznymi meblami to i ode mnie by się Taeminowi oberwało, kocham takie piękne rzeczy :<<
Pana listonosza też mi szkoda, aż dziw, że wciąż nie rzucił tej roboty!
"rudowłose dwunożne istoty, są nieco jadowite" <3
Ciotka Estera jeszcze kiedyś wkroczy do akcji! Nie pozwoli nam się za sobą stęsknić :"D
Dziękuję za przeuroczy komentarz (i wybacz, że z opóźnieniem!) <33333