9.08.2017

Tarantella: ~runda 6~




Wszystko zaczęło się od obróżki. Czarnej, skórzanej, ćwiekowanej obróżki.

Kiedy Minho wkroczył rankiem do kuchni, i zobaczył tę nietypową ozdobę na smukłej szyi swojego przyjaciela, ledwo zdołał opanować wyraz twarzy. Po wczorajszej zabawie palnikiem spodziewał się wielu rzeczy. Wiedział, że udało mu się Taemina upokorzyć. Wiedział, że chłopak zrozumiał, iż całe jego zachowanie było tylko zmyślną manipulacją. Wiedział, że nadejdzie moment zemsty. I choć miał tego wszystkiego świadomość, choć wręcz oczekiwał kolejnego ruchu swojego przeciwnika, choć zastanawiał się, w jaki sposób tym razem Taemin postanowi go zabić, to tego jednego się nie spodziewał. Nie przewidział pieprzonej ćwiekowanej obróżki, która zgrabnie okalała delikatną, jasną skórę, nie przewidział lśniących drapieżnie ćwieków, gotowych lada moment wbić się w nieskazitelny rys szyi. A nade wszystko, nie przewidział niespokojnego klekotania w głębi własnej piersi.

Lee Taemin był niebezpieczny. I znów próbował zepsuć perfekcyjny mechanizm jego serca.

Minho zagryzł wargę od wewnątrz, w ten sposób rozładowując część napięcia, po czym przeszedł przez kuchnię i z niewzruszoną miną zasiadł przy stole, jak gdyby nigdy nic zabierając się do śniadania.

- Jak się spało? – zapytał swoim typowym, pełnym sympatii i troski tonem, nalewając do taeminowej filiżanki herbatę. Wiedział, że dalsze ciągnięcie swojej wczorajszej taktyki pozornego zobojętnienia już nie zadziała, bo młodszy zapewne rozgryzł jego plan. Dlatego postanowił zachowywać się w możliwie najbardziej irytujący w tych okolicznościach sposób – normalnie. Jak gdyby nic się nie wydarzyło. Taemin przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu, wzrokiem skanując całą jego twarz, jakby w poszukiwaniu oznak poruszenia. Wreszcie zakończył swoje małe badanie i sięgnął po parującą filiżankę.

- Głęboko – odparł lakonicznie, jednocześnie wdychając aromat gorącego naparu.

- Musiałeś być okropnie zmęczony… - stwierdził Minho prowokująco, zaprawiając swoją wypowiedź o cwaniacki uśmieszek. Zamierzał dać młodszemu do zrozumienia, że choć punkty świadczyły o jego przewadze, tak naprawdę w poprzedniej rundzie naiwnie dał się nabrać i poniósł sromotną klęskę. Spodziewał się zirytowanego fuknięcia, albo pełnego frustracji wybuchu złości. Zamiast tego Taemin jedynie zamruczał cicho w odpowiedzi. Tak jak mruczy kot, kiedy podrapie się go za uchem. Sam ten dźwięk wywołał ciarki na plecach starszego, i rozproszył go na tyle, że mimowolnie zapatrzył się na szyję przyjaciela, kiedy ten przełykał gorącą herbatę. Nie miał pojęcia, skąd u licha Taemin wziął tę obrożę, ani gdzie miała go ta pokrętna taktyka doprowadzić, ale musiał przyznać, że wyglądał w niej cholernie dobrze. Wysadzana ćwiekami obręcz oplatała jego skórę, niczym śmiercionośne imadło, i sprawiała, że Minho sam miał ochotę zacisnąć dłonie na smukłej szyi, zupełnie tak, jak Taemin zrobił to w pierwszej rundzie ich gry. Pozbawić go tchu. Zapanować nad nim. Poskromić go.

Starszy dyskretnie zacisnął dłoń w pięść, czując, że jego ciało znów działa przeciwko niemu. Znów podpowiada mu rzeczy niezgodne z obraną taktyką. Niezgodne z jego własnym umysłem. To było na tyle frustrujące, że miał ochotę czymś rzucić. Bądź też na kogoś się rzucić. Jego twarz pozostała jednak spokojna.

Z wyjątkiem oczu.

Taemin widział czające się w nich, pierwiastki szaleństwa, te za którymi tak mocno ostatnio tęsknił, te które próbował rozpalić siłą. Przekonał się jednak, że na Choi Minho nie działa się siłą, a sposobem. I zamierzał tę wiedzę wykorzystać najlepiej, jak potrafił. W poprzedniej rundzie był tak rozstrojony dziwnym zachowaniem przyjaciela, że zupełnie nie miał weny na knucie przebiegłych planów przeciwko niemu. Upokarzająca wygrana zadziałała na niego, jak kubeł zimnej wody. Znów był zdeterminowany i pełen zapału. Znów zamierzał wbić śrubokręt prosto w to chłodne serce, rozprowadzając po ciele truciznę. Budząc szaleństwo.

I choć postawa Minho tchnęła spokojem, jego oczy zdradzały wszystko. Były jak dwa żarzące się węgle, czarne i rozpalone. Taemin nie mógł się doczekać, aż pożre je prawdziwy, żywy ogień.

Zamierzał hyungowi pokazać, jaką naukę wyciągnął z jego zmyślnej tresury.

~*~

Po obróżce przyszedł czas na łańcuch. Długi, ciężki, metalowy łańcuch.

Taemin bawił się nim całe przedpołudnie, pobrzękując pierścieniami to tu, to tam, nie pozwalając, żeby ów natarczywy dźwięk choć na chwilę opuścił wnętrze starego domu. Siedzący nad swoim warsztatem Minho zaciskał zęby, ilekroć dzwoniące kółeczka niebezpiecznie mocno zbliżały się do drzwi jego pokoju. O ile rano, przy śniadaniu, nie był jeszcze do końca pewien obranej przez Taemina taktyki, o tyle teraz był już przekonany, że młodszy z nim igrał. Prowokował. Naśmiewał się z jego wczorajszego zachowania. Parodiował jego pragnienie poskramiania. Minho miał irracjonalne poczucie, jakoby ten szalony chłopak wtargnął do jego głowy i wyczytał treserską metaforę z jego umysłu. To wrażenie sprawiało, że z trudem przychodziło mu rozbrojenie nawet najprostszego mechanizmu. Chciał kontroli, a zamiast tego czuł się kontrolowany. Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie tę rundę. Musiał za wszelką cenę znaleźć sposób, na ponowne unieruchomienie Lee Taemina.

Rozsadzające głowę pobrzękiwanie na moment ucichło, a Minho przymknął oczy i wziął wdech, świadom, że chwila spokoju to tylko zapowiedź bezpośredniego starcia. I miał rację. Parę sekund później, zgodnie z oczekiwaniami, drzwi jego pracowni skrzypnęły cicho, a hałaśliwy współlokator wkroczył do pomieszczenia, znów zuchwale dzwoniąc metalowymi kółeczkami.

- Hyung – odezwał się Taemin ponaglającym tonem, dosadnie wymagając atencji przyjaciela. Minho niechętnie przerwał wykonywaną czynność i uniósł wzrok, posyłając młodszemu pytające spojrzenie. – Nudno mi – oznajmił Taemin, jak zwykle wypowiadając na głos najbardziej ciążącą mu myśl. I choć jego oświadczenie było czymś codziennym, to błąkający się po ustach, dziwnie psotny wyraz, daleki był od typowego, spowodowanego nudą naburmuszenia, do którego Minho zdążył przywyknąć.

Dlatego starszy nie zareagował, w pełnym gotowości milczeniu obserwując, jak chłopak powolnym, jakby leniwym krokiem zbliża się do jego stołu. Taemin wsparł dłonie na blacie i lekko pochylił się do przodu.

- Zabawmy się, hyung – zaproponował złowieszczym tonem, wywołując na przedramionach przyjaciela gęsią skórkę. Następnie posłał mu drapieżny uśmiech i odepchnął się od stołu.

Minho nie mógł oderwać od niego wzroku, kiedy tak powolnymi, płynnymi krokami krążył po pokoju, wraz z każdym drgnięciem wprawiając metalowe kółeczka w ruch, komponując dziwną, niepokojącą melodię, która zdawała się zakleszczać między trybikami w piersi starszego, zgrzytać gdzieś między elementami mechanizmu. Nie podobało mu się to. Tak cholernie mu się to nie podobało. A mimo to nie potrafił przestać patrzeć. Nie potrafił uciec z tej pułapki, w którą sam się zapędził.

Bo czyż nie była to jego własna inwencja?

Choć Taemin nie miał zdolności układania własnych strategii, okazał się być nad wyraz wręcz sprytnym interpretatorem cudzych pomysłów. Runda szósta wcale nie różniła się pod tym względem od rundy trzeciej. Taemin znów zainspirował się taktyką swojego hyunga. I jak zwykle zrobił to w mistrzowskim stylu.

Bo choć wcześniej Minho dla własnego użytku porównywał go do dzikiego zwierzęcia, teraz Taemin faktycznie się nim stał. Najpierw obróżka, potem łańcuch. Choi wręcz bał się pomyśleć, co będzie następne. Co do jednego nie miał jednak wątpliwości – Taemin w ten sposób zapraszał go do jego własnej zabawy. Okalająca szyję ozdóbka sprawiała, że świerzbiły go dłonie, a przewieszony przez ramiona łańcuch jakby sam się prosił, żeby kogoś nim skuć. Na samą myśl o tym, co mógłby w tej chwili z młodszym zrobić, przeszywał go dreszcz ekscytacji. Istniał jednak pewien problem. Lśniące niebezpiecznie szpikulce broniły dostępu do taeminowej szyi, a mocny, ciężki łańcuch spoczywał w jego dłoniach, nie w dłoniach Minho.

Poskramianie Lee Taemina okazało się dużo trudniejszym i bardziej wymagającym wyzwaniem, niż Choi z początku przewidywał.

Starszy powoli wypuścił powietrze z płuc, rzucając ostatnie spojrzenie na przyjaciela. Krążący po pokoju Taemin wyglądał, jak skradająca się ku swojej ofierze bestia. Jego kroki były powolne i leniwe, ale nieco zbyt gwałtowne spięcia mięśni zdradzały gotowość do ataku. Chłopak nonszalancko wymachiwał końcówką przewieszonego przez ramię łańcucha, kreśląc nim szybkie, świszczące koła w powietrzu. Po dłuższej chwili przyglądania się temu zjawisku, Minho wreszcie spuścił wzrok z powrotem na zawalony metalowymi częściami blat stołu.

- Jestem zajęty – oznajmił krótko i nieco szorstko, chcąc młodszego zniechęcić. Tak naprawdę miał niewyobrażalną wręcz ochotę zabawić się z Taeminem. Nie mógł jednak pozwolić, żeby przyjaciel zaraził go swoją impulsywnością. O nie, Choi Minho działał w sposób opanowany i przemyślany. Nie było tu miejsca na porywy. Nie było mowy o uczuciach. Musiał wymyślić sposób na unieszkodliwienie swojego przyjaciela. I to jak najszybciej.

- Zajęty? – Taemin zatrzymał się kilka kroków od stołu i uniósł jedną brew. W jego spojrzeniu rozczarowanie mieszało się z powątpiewaniem. Było w tych oczach coś jeszcze. Nieprzewidywalny błysk zniecierpliwienia. Minho udał jednak, że żadnej z tych oznak nie dostrzega, i posłał przyjacielowi swój zwyczajowy, przepraszający uśmiech, starając się stworzyć pozory codziennej sytuacji. Nawet jeśli sytuacja daleka była od codzienności.

- Wybacz, mam mnóstwo roboty z tym… - Minho urwał w połowie zdania, pod wpływem nagłego ataku ze strony przyjaciela. Jedno mgnienie oka, i Taemin już był przy stole. Drugie, i starszy poczuł uderzenie metalowych kółek o plecy, po którym nastąpiło mocne szarpnięcie w przód.

- Niedługo to ze mną będziesz miał mnóstwo roboty, hyung – powiedział cicho Taemin, dłonie zaciskając na oplatającym szyję Minho łańcuchu. Starszy otworzył usta, żeby jakoś się usprawiedliwić, ale wtedy Lee szarpnął jeszcze mocniej, a ich twarze znalazły się niemożliwie wręcz blisko siebie.

Minho z trudem przełknął ślinę, mimowolnie wodząc wzrokiem od lśniącej drapieżnie obróżki, przez rozchylone lekko wargi, aż po wypełnione szaleństwem oczy. Szorstki, zimny metal łańcucha wżynał mu się w kark, ale ledwo to odczuwał, zbyt zaabsorbowany niepokojącymi symptomami swojego ciała. I choć jego przyjaciel w dalszym ciągu niezmiennie go intrygował i ekscytował, Choi Minho po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuł strach. Był przerażony mocą uroku, jaka biła od Lee Taemina. Przerażony tym, jak wielką kontrolę nad jego ciałem posiadał. Przerażony dziwnym zarysem uczucia, które bezprawnie pojawiło się w jego sercu. Było niczym ziarnko piasku, które ktoś naumyślnie wrzucił między delikatne, misterne trybiki urządzenia. Ten jeden niepozorny okruszek był w stanie zepsuć cały perfekcyjny mechanizm. Minho musiał temu zapobiec. Za wszelką cenę.

- Nie zapominaj o naszej zabawie – odezwał się Taemin, i starszy niemal poczuł jego ciepły oddech na swojej skórze. – Robię się niecierpliwy – dodał pełnym skargi tonem, nie przestając jednak wpatrywać się w Minho tymi wielkimi, czarnymi, jak bezgwiezdne niebo nocą oczami. Starszy czuł, że jeszcze moment, i w nich zatonie. – Przygotowałem się zgodnie z twoimi upodobaniami, a ty wciąż nie reagujesz. – Młodszy wydął dolną wargę, ale jego źrenice zamigotały wyzywająco. – Kto wie? Może tym razem to ja postanowię cię poskromić? – powiedział ostrzegawczym, a nawet obiecującym tonem. Następnie puścił oba krańce łańcucha, pozwalając starszemu się odsunąć. – Będę czekał, hyung. – Taemin mrugnął do niego na odchodnym, po czym wycofał się z pokoju, pozostawiając przyjaciela samemu sobie.

Minho spuścił głowę, przez chwilę z dezaprobatą spoglądając na własną, unoszącą się zbyt szybkim oddechem pierś. W jej głębi, wbrew jego woli, toczyła się zdradziecka gonitwa serca. Jak to możliwe, że do tego znów dopuścił? Czuł się okradziony. Z kontroli, z opanowania, z władzy. Wszystko to jego przyjaciel niespodziewanie mu odebrał. Niczym nocny złodziej, który niepostrzeżenie zakrada się do cudzego domu. Kradzież nie była jedynym, czego się dopuścił.

Lee Taemin miał jego serce na łańcuchu.

Jedno szarpnięcie, i Minho patrzy tylko na niego. Drugie szarpnięcie, i Minho nie potrafi myśleć o niczym innym. Trzecie szarpnięcie, i Minho staje się bezwolnym zwierzęciem pod rządami bezdusznego pana. A w jego zniewolonym sercu na cudzą komendę pojawia się cień obezwładniającego uczucia.

Minho pokręcił głową. W zamyśleniu chwycił w dłoń pozostawiony mu przez młodszego łańcuch, i mocno zacisnął na nim palce, czując odradzającą się w nim zaciętość. Ich niewinna gierka podobała mu się, póki miał władzę nad tym, co się dzieje. Teraz jednak, nawet jego własne ciało zdawało się być sprzysiężone z jego przeciwnikiem. A Choi Minho nie był typem, który pozwalał sobą rządzić. W trakcie ich niewinnej zabawy Lee Taemin niespodziewanie stał się realnym zagrożeniem. A tak to już na tym świecie jest, że zagrożenia należy eliminować.

Choi spojrzał na panujący na stole bałagan, i jednym ruchem zgarnął wszelkie bezużyteczne śrubki i nakrętki na bok, robiąc na blacie sporo miejsca. Przygotowując pole na nowy projekt. Łańcuch z głośnym brzękiem zsunął się z jego karku i niczym wąż zwinął się na podłodze, kiedy chłopak zakasał rękawy i przystąpił do pracy. Zamierzał uczynić tę rundę ostatnią.

A tak intrygująca rozgrywka zasługiwała na spektakularny finał, nieprawdaż?

~*~
Ostatni był bat. Długi, elegancki, skórzany bat.

Gdyby nie powaga i dramatyzm sytuacji, Minho pewnie roześmiałby się głośno na ten widok. Taemin naprawdę przechodził w tej rundzie samego siebie. Rozgrywka była już jednak na zbyt zaawansowanym etapie, żeby pozwolić sobie na wybuchy rozbawienia. Dlatego Choi ze skupieniem zignorował stojącego w progu przyjaciela, wzrok wbijając w trzymaną w rękach książkę.

Jedno skrzypnięcie podłogi.

Drugie.

Minho odliczał w myślach kroki przyjaciela, w napięciu czekając na początek widowiska. Był gotowy na finał. Taemin musiał podejść jeszcze tylko kilka kroków w jego stronę.

Trzecie skrzypnięcie podłogi.

Czwarte.

Młodszy był coraz bliżej. Minho uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z faktu, że wreszcie wszystko znów idzie zgodnie z jego planem. Wręcz nie mógł się doczekać reakcji Taemina na prezent, który przygotował. Ostatni prezent, jaki dla niego stworzył.

Piąte skrzypnięcie podłogi.

Cisza.

Minho zmarszczył brwi. Według jego obliczeń brakowało jeszcze trzech kroków. Chłopak uniósł wzrok na zastygłego w bezruchu Taemina. Choć jego twarz była spokojna, to nieznaczne spięcie ramion zdradzało nagłą czujność. Młodszy wietrzył podstęp. Minho przywołał na usta ciepły uśmiech.

- Nowa zabawka? – zapytał, odkładając książkę na stolik i wskazując gestem głowy trzymany przez przyjaciela bat. Młodszy skinął głową, ale nie dał się nabrać, wciąż mrużąc oczy podejrzliwie. Czuł, że dzieje się coś dziwnego. Jedyne źródło światła w pokoju stanowiła lampka, przy której hyung czytał książkę. Emanujące od klosza złoto barwiło twarz Minho ciepłym kolorem. Ale tylko w połowie. Drugą część tego znajomego oblicza pochłaniały cienie. Taemin nie był pewien, czy mu się to podoba, czy wręcz przeciwnie. Coś niewysłowienie mrocznego kryło się w atmosferze wokół nich, coś ciężkiego czaiło się pośród cieni, coś niebezpiecznego lśniło w oczach przyjaciela. Taemin lubił niebezpieczeństwa. Instynktownie czuł jednak, że ta rozgrywka zaważy o losach ich gry. I nie zamierzał dać się pokonać.

Młodszy nonszalancko obrócił bat w dłoniach, i zrobił kolejny krok w przód, świadom, że przyjaciel uważnie obserwuje każdy jego ruch. Nie podobał mu się sposób, w jaki Minho na niego patrzył. Niczym kot na mysz. Drapieżnik na swoją ofiarę. Taemin wyciągnął przed siebie bat, i jego skórzaną końcówką pieszczotliwie pogłaskał przyjaciela po policzku, wywołując trudne do opanowania dreszcze na jego ciele. Starszy ani na moment nie oderwał od niego wzroku. Zniecierpliwienie mieszało się w nim z fascynacją. Fascynacją tym pięknym chłopcem, którego zamierzał za chwilę zabić.

Taemin zrobił jeszcze jeden krok w przód, a światło zaigrało na metalowych ćwiekach oplatającej smukłą szyję obroży. Wyzywająca ozdóbka wdzięcznie kontrastowała z niewinnymi rysami twarzy i wpadającymi do oczu kosmykami jasnych włosów. Czarne źrenice błyszczały hipnotyzująco, znów czarując niepokojącym pięknem.

Znów zaklinając serce Choi Minho.

- Czas się zabawić, Taeminnie – powiedział starszy, chwytając końcówkę bata i przyciągając przyjaciela bliżej, tak żeby wykonał ostatni krok. Coś w głębi pokoju niepokojąco kliknęło, i młodszy błyskawicznie odwrócił się w tamtą stronę, wzrokiem szukając źródła zagrożenia.

Zamiast tego zobaczył światła.

Powoli rozpalające się na ścianach i suficie ciasne rzędy punkcików, stopniowo rozpraszające mrok zalegający w pomieszczeniu. Drobne światełka wiły się po płaskiej powierzchni, układały się w fantazyjne wzory, zwodząc wzrok, mieniąc się przed oczami, dezorientując zmysły. Taemin obserwował ten pokaz z zachwytem, a kiedy włączyła się ostatnia lampka, odniósł wrażenie, że znalazł się pod świetlistą kopułą. Niczym w rozjarzonym sztuczną, iluzoryczną jasnością namiocie, który zaskakująco przypominał…

- …cyrk? – szepnął chłopak, a pod przeciwległą ścianą, jak na komendę, pojawiły się nowe światełka, tym razem biegnące stopniowo po nogach i krawędzi stołu, aż ku środkowi drewnianego blatu, na którym w finalnym akcie pokazu wreszcie zajaśniała główna ozdoba widowiska.

Pozytywka.

Taemin wstrzymał oddech, przyglądając się nowemu dziełu hyunga. Stojąca na stole pozytywka była znacznie większa, niż ta, którą przyjaciel sprezentował mu poprzednim razem. Okrągła podstawka okolona była drobnymi, zdobnymi barierkami, a barwione biało-czerwonymi pasami płótno tworzyło imitację miniaturowego baldachimu. Sam środek pozytywkowej, cyrkowej areny był jednak pusty.

Taemin zagryzł wargę, zaintrygowany, i zrobił krok w przód, chcąc lepiej przyjrzeć się niesamowitej zabawce. Niespodziewanie powstrzymały go jednak silne ramiona przyjaciela, które zakradły się na jego brzuch i zamknęły go w uścisku.

- Jak ci się podoba mój prezent, Taeminnie? – szepnął mu do ucha, a młodszy zadrżał, czując ciepły oddech na swoim karku. Coś niepokojącego było w tym obejmującym go hyungu. Coś mrocznego kryło się w głębi jego głosu i w cieniach tego jaskrawo oświetlonego pokoju. Zupełnie, jakby czarny ogień szaleństwa Choi Minho, dotąd stanowiący jedynie żarzący się subtelnie błysk w oczach, teraz na dobre wyrwał się z ryz woli, rozlał się po pomieszczeniu, zastawił zmyślną pułapkę, czyhając na życie Taemina. Chłopak jeszcze mocniej przygryzł wargę, czując w ustach smak krwi. – Patrz uważnie – szepnął znów Minho, a pomieszczenie, jak na komendę, wypełniła rytmiczna melodia.

W jej takt z wnętrza pozytywki wyłoniły się dwie postacie. Na głowie nieco większej laleczki widniał elegancki cylinder, zaś szyję jasnowłosej zdobiła znajoma obróżka. Pozytywkowy Minho miał w ręce miniaturowy łańcuch, na którym trzymał krążącego wokół brzegów areny Taemina, co jakiś czas dodatkowo zamachując się na niego biczem. Światełka malutkiego cyrku lśniły zachęcająco, a wydobywająca się z niego muzyka idealnie dopełniała całości.

Pozytywka była piękna.

Ale zdecydowanie niepoprawna.

Młodszy zazgrzytał zębami, po raz kolejny czując upokorzenie. Przyjaciel kpił sobie z niego, naśmiewał się z jego starań. Taemin stał się ofiarą okrutnego żartu, i nie zamierzał przymknąć na to oka, niezależnie od tego, jak śliczne było widowisko autorstwa hyunga.

Niewiele myśląc, chłopak kopnął obejmującego go Minho w piszczel, po czym wyrwał się z jego rąk, odskoczył parę metrów w przód, i zamachnął się ostrzegawczo swoim batem. Starszy ze zmarszczonymi brwiami rozmasował obolałą kość, po czym posłał mu urażone spojrzenie.

- Czyżby jednak ci się nie podobało? – zapytał zmartwionym tonem, nie siląc się jednak na zamaskowanie bezczelnego, usatysfakcjonowanego uśmiechu, wpływającego mu na usta.

- Nie żartuj sobie ze mnie, hyung – odparł Taemin jadowicie, znów ze świstem przecinając powietrze swoim narzędziem. Na te słowa oczy Minho pociemniały, a odbijające się w nich światła lampek nadały im szalonego błysku.

- O nie, Taeminnie. Tym razem zamierzam potraktować cię poważnie – mruknął niebezpiecznie niskim głosem, przypominającym warczenie dzikiego psa.

A potem zaatakował.

Błyskawicznym ruchem chwycił skórzaną końcówkę narzędzia, i ponownie przyciągnął Taemina do siebie, tym razem jedną ręką oplatając jego talię, zaś za pomocą drugiej, zamykając w stalowym uścisku trzymającą bat dłoń. Młodszy chciał się wyrwać, ale wtem usłyszał szczęk odbezpieczanej broni, która nie wiadomo jak i kiedy znalazła się w ręce przyjaciela. Taemin czuł jej twardy ciężar na swoich plecach, tuż ponad ciepłem dłoni Minho. Starszy mówił prawdę. Tym razem gra zrobiła się aż nazbyt poważna. Młodszy znalazł się w pułapce. Dlatego rozluźnił mięśnie, i posłusznie ułożył lewą rękę na barku przyjaciela. Minho uśmiechnął się do niego z satysfakcją.

Tak rozpoczął się ich taniec.

Starszy zaczął prowadzić ich w rytm pozytywkowej melodii, wzroku nie odrywając od przyjaciela. Pod światłami iluzorycznego namiotu, uwięziony w stalowym uścisku swojego przeciwnika, Taemin naprawdę czuł się, jak na arenie cyrkowej. Takiej, z której nie da się uciec. I nie chodzi tu bynajmniej o gotową do odpalenia broń w dłoni przyjaciela. Najskuteczniejszą klatką okazało się być spojrzenie Choi Minho. Szalone, dzikie, nieobliczalne. Wypełnione bezbrzeżną fascynacją, nieposkromionym zachwytem. Kiedy Minho patrzył na młodszego w ten sposób, jego serce galopowało w piersi, a nogi zapominały, jak wykonywać kolejne zgrabne piruety i półobroty. Taemin kochał te paraliżujące, czarne oczy, nawet jeśli nie do końca wiedział, co to znaczy. Nie było od nich ucieczki.

Ich gra przypominała ten taniec, a ten taniec przypominał ich grę. Wirowali razem, krok w krok, nieustannie walcząc o prowadzenie. Jednocześnie ani na moment nie odrywali od siebie spojrzeń. To w ich splocie toczyła się prawdziwa walka na wytrzymałość. Kto złamie się pierwszy, ten będzie przegranym. Żaden z nich nie akceptował perspektywy własnej klęski. Dlatego sunęli przez cyrkową arenę, w rytmie pozytywkowej melodii odnajdując przyspieszone dudnienie dwóch serc. Broń ciążyła w dłoni, a bat rozcinał powietrze. Ich groteskowy taniec dobiegał końca.

Ostatnie pozytywkowe takty ucichły, demaskując szum przyspieszonych oddechów. Rywale wykonali finalny półobrót, i zatrzymali się, wciąż spoglądając sobie w oczy. Przez chwilę trwali w ciężkim, milczącym bezruchu, niezdolni otrząsnąć się z magii tego dziwnego tańca.

W końcu Taemin uniósł dłoń, i ostrożnie pogładził kciukiem policzek przyjaciela, samemu nie do końca rozumiejąc kierowaną ku starszemu pieszczotę. W tamtym momencie mechanizm w piersi Minho zazgrzytał gwałtownie, i na dobre się zatrzymał, nieprzystosowany do intensywności uczucia, które się w nim zagnieździło. Zdezorientowany i zdesperowany, chłopak przeniósł prawą rękę z talii Taemina wyżej, po chwili powolnym, niezdecydowanym gestem przystawiając pistolet do głowy przyjaciela.

Młodszy nawet nie drgnął, wciąż głaszcząc go delikatnie po policzku i uparcie spoglądając mu w oczy. To dziwne, jak bardzo podobał mu się ten bezruch, który Minho na nim wymusił. Jego nogi wrosły w podłogę, a ręce pozostały sparaliżowane, zdolne jedynie do tej niezrozumiałej pieszczoty względem przyjaciela. Nie miał w planach ucieczki. Zamierzał stawić czoła temu wyzwaniu. Tej lufie, której twardy, ostateczny dotyk czuł na skroni. Tym razem nie był to już przelotny, pełen fascynacji pocałunek noża. Tym razem ciążące w piersi i na skroni, barwiące oczy uczucie było znacznie poważniejsze. I opętało ich obu.

Strzeli czy nie strzeli?

Taemin był ciekaw. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Minho dostrzegł zmianę w jego spojrzeniu, a trzymająca pistolet dłoń zadrżała. To było niespotykane. Drżenie dłoni, świst oddechu, dudnienie serca. Minho jeszcze nigdy nie czuł się tak rozstrojony. Uzyskał to, czego chciał. Miał kontrolę nad sytuacją. Miał władzę nad życiem Taemina. Dlaczego więc nie ufał nawet własnej, ściskającej broń dłoni?

Wystarczy pociągnąć za spust, i wszystko wróci do normalności.

Ale czy którykolwiek z nich kiedykolwiek należał do normalności?

Dłoń Minho znów zadrżała, a wpatrzone w niego oczy rozjarzyły się dziwnym, tajemnym blaskiem, który do reszty wytrącił starszego z równowagi. Taemin niespodziewanie uśmiechnął się uśmiechem dziwnym i niezrozumiałym. A potem zrobił coś, czego mimo wielu godzin obliczeń i kalkulacji, Minho nie był zdolny przewidzieć.

Taemin go pocałował.

Było na tyle szokujące, że starszy nie pociągnął za spust. Mało tego, pozwolił odbezpieczonej broni wypaść mu z dłoni. Pistolet hałaśliwie uderzył o podłogę i wystrzelił, robiąc dziurę w jednej ze ścian salonu. Żaden z nich jednak nie zwrócił na to uwagi.

Minho trwał w bezruchu, sparaliżowany, czując miękkie usta przyjaciela tuż przy swoich. Młodszy odsunął się o milimetr, z zadartą do góry głową spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Blask jego ciemnych oczu do reszty odjął Minho rozum. Kiedy Taemin ponownie zaczepnie musnął wargami jego usta, starszy gwałtownym ruchem przyciągnął go do siebie, tym razem odpowiadając na pocałunek. Młodszy przeniósł dłonie na kark przyjaciela, boleśnie wbijając weń paznokcie. Starszy zaś, wreszcie zakradł się palcami na smukłą szyję, badając opuszkami ostre ćwieki i strzeżoną przez nie, delikatną skórę.

To było oszałamiające.

To, że serce Taemina biło, jak po długim biegu. A przecież stał w miejscu, niemal nieruchomo. To, że dłonie Minho już nie drżały. A przecież to właśnie teraz czuł, że zupełnie utracił kontrolę. To, że Taemin lubił smak Minho. To, że Minho lubił dotyk Taemina. To, że ich oddechy wymieszały się z sobą, a przekazywana z ust do ust, z serca do serca, trucizna uczucia, stała się nową, ekscytującą zagadką, którą chcieli razem zgłębić.

Nowym sposobem na nudę, który mógł zapewnić im absorbujące zajęcie na resztę życia.

~*~ 

WRÓCIŁAM! Tegoroczna wakacyjna blokada twórcza jest dość poważna, ale jakimś cudem udało mi się w końcu dopisać brakujący fragment ostatniego rozdziału, dlatego wracam do publikacji. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został ;w; Runda 6 jest ważna, kluczowa, przełomowa. Od tej pory moim narwanym dzieciom nieco zmienią się priorytety *ociera łzę wzruszenia* xD Dajcie znać, co sądzicie! Przed nami jeszcze tylko dwa rozdziały głównej opowieści, liczę na to, że dzielnie je razem przeżyjemy ^^ Co do planowanych dodatków, ze względu na moją obecną żałosną kondycję, nie mogę nic obiecać. Ale wciąż chciałabym je napisać, mam Wam jeszcze wiele 2minowych psot do opowiedzenia.


Dziękuję, że wciąż jesteście! <3
Shizu

2 komentarze:

  1. Kocham ten rozdział chyba najbardziej. Zakochałam się w widoku Minho i Taemina tańczących wspólnie do melodii wygrywanej przez pozytywkę, jednego ze strzelbą w ręce, drugiego z biczem.
    Czekam na kolejny rozdział, jestem ciekawa jak zmienią się ich relacje po tym wydarzeniu ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta scena tańca siedziała mi w głowie od bardzo dawna, cieszę się! Dzięki <3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams