Wszystko zaczęło się od obróżki. Czarnej, skórzanej,
ćwiekowanej obróżki.
Kiedy Minho wkroczył rankiem do kuchni, i zobaczył tę
nietypową ozdobę na smukłej szyi swojego przyjaciela, ledwo zdołał opanować
wyraz twarzy. Po wczorajszej zabawie palnikiem spodziewał się wielu rzeczy.
Wiedział, że udało mu się Taemina upokorzyć. Wiedział, że chłopak zrozumiał, iż
całe jego zachowanie było tylko zmyślną manipulacją. Wiedział, że nadejdzie
moment zemsty. I choć miał tego wszystkiego świadomość, choć wręcz oczekiwał
kolejnego ruchu swojego przeciwnika, choć zastanawiał się, w jaki sposób tym
razem Taemin postanowi go zabić, to tego jednego się nie spodziewał. Nie
przewidział pieprzonej ćwiekowanej obróżki, która zgrabnie okalała delikatną,
jasną skórę, nie przewidział lśniących drapieżnie ćwieków, gotowych lada moment
wbić się w nieskazitelny rys szyi. A nade wszystko, nie przewidział
niespokojnego klekotania w głębi własnej piersi.
Lee Taemin był niebezpieczny. I znów próbował zepsuć
perfekcyjny mechanizm jego serca.
Minho zagryzł wargę od wewnątrz, w ten sposób rozładowując
część napięcia, po czym przeszedł przez kuchnię i z niewzruszoną miną zasiadł
przy stole, jak gdyby nigdy nic zabierając się do śniadania.
- Jak się spało? – zapytał swoim typowym, pełnym sympatii i
troski tonem, nalewając do taeminowej filiżanki herbatę. Wiedział, że dalsze
ciągnięcie swojej wczorajszej taktyki pozornego zobojętnienia już nie zadziała,
bo młodszy zapewne rozgryzł jego plan. Dlatego postanowił zachowywać się w
możliwie najbardziej irytujący w tych okolicznościach sposób – normalnie. Jak gdyby nic się nie
wydarzyło. Taemin przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu, wzrokiem
skanując całą jego twarz, jakby w poszukiwaniu oznak poruszenia. Wreszcie
zakończył swoje małe badanie i sięgnął po parującą filiżankę.
- Głęboko – odparł lakonicznie, jednocześnie wdychając
aromat gorącego naparu.
- Musiałeś być okropnie zmęczony… - stwierdził Minho prowokująco,
zaprawiając swoją wypowiedź o cwaniacki uśmieszek. Zamierzał dać młodszemu do zrozumienia,
że choć punkty świadczyły o jego przewadze, tak naprawdę w poprzedniej rundzie
naiwnie dał się nabrać i poniósł sromotną klęskę. Spodziewał się zirytowanego
fuknięcia, albo pełnego frustracji wybuchu złości. Zamiast tego Taemin jedynie
zamruczał cicho w odpowiedzi. Tak jak mruczy kot, kiedy podrapie się go za
uchem. Sam ten dźwięk wywołał ciarki na plecach starszego, i rozproszył go na
tyle, że mimowolnie zapatrzył się na szyję przyjaciela, kiedy ten przełykał
gorącą herbatę. Nie miał pojęcia, skąd u licha Taemin wziął tę obrożę, ani
gdzie miała go ta pokrętna taktyka doprowadzić, ale musiał przyznać, że
wyglądał w niej cholernie dobrze.
Wysadzana ćwiekami obręcz oplatała jego skórę, niczym śmiercionośne imadło, i
sprawiała, że Minho sam miał ochotę zacisnąć dłonie na smukłej szyi, zupełnie
tak, jak Taemin zrobił to w pierwszej rundzie ich gry. Pozbawić go tchu.
Zapanować nad nim. Poskromić go.
Starszy dyskretnie zacisnął dłoń w pięść, czując, że jego
ciało znów działa przeciwko niemu. Znów podpowiada mu rzeczy niezgodne z obraną
taktyką. Niezgodne z jego własnym umysłem. To było na tyle frustrujące, że miał
ochotę czymś rzucić. Bądź też na kogoś
się rzucić. Jego twarz pozostała jednak spokojna.
Z wyjątkiem oczu.
Taemin widział czające się w nich, pierwiastki szaleństwa,
te za którymi tak mocno ostatnio tęsknił, te które próbował rozpalić siłą.
Przekonał się jednak, że na Choi Minho nie działa się siłą, a sposobem. I
zamierzał tę wiedzę wykorzystać najlepiej, jak potrafił. W poprzedniej rundzie był
tak rozstrojony dziwnym zachowaniem przyjaciela, że zupełnie nie miał weny na
knucie przebiegłych planów przeciwko niemu. Upokarzająca wygrana zadziałała na
niego, jak kubeł zimnej wody. Znów był zdeterminowany i pełen zapału. Znów
zamierzał wbić śrubokręt prosto w to chłodne serce, rozprowadzając po ciele
truciznę. Budząc szaleństwo.
I choć postawa Minho tchnęła spokojem, jego oczy zdradzały
wszystko. Były jak dwa żarzące się węgle, czarne i rozpalone. Taemin nie mógł
się doczekać, aż pożre je prawdziwy, żywy ogień.
Zamierzał hyungowi pokazać, jaką naukę wyciągnął z jego
zmyślnej tresury.
~*~
Po obróżce przyszedł czas na łańcuch. Długi, ciężki,
metalowy łańcuch.
Taemin bawił się nim całe przedpołudnie, pobrzękując
pierścieniami to tu, to tam, nie pozwalając, żeby ów natarczywy dźwięk choć na
chwilę opuścił wnętrze starego domu. Siedzący nad swoim warsztatem Minho
zaciskał zęby, ilekroć dzwoniące kółeczka niebezpiecznie mocno zbliżały się do
drzwi jego pokoju. O ile rano, przy śniadaniu, nie był jeszcze do końca pewien
obranej przez Taemina taktyki, o tyle teraz był już przekonany, że młodszy z
nim igrał. Prowokował. Naśmiewał się z jego wczorajszego zachowania. Parodiował
jego pragnienie poskramiania. Minho miał irracjonalne poczucie, jakoby ten
szalony chłopak wtargnął do jego głowy i wyczytał treserską metaforę z jego umysłu.
To wrażenie sprawiało, że z trudem przychodziło mu rozbrojenie nawet
najprostszego mechanizmu. Chciał kontroli, a zamiast tego czuł się kontrolowany. Zdecydowanie nie tak
wyobrażał sobie tę rundę. Musiał za wszelką cenę znaleźć sposób, na ponowne
unieruchomienie Lee Taemina.
Rozsadzające głowę pobrzękiwanie na moment ucichło, a Minho
przymknął oczy i wziął wdech, świadom, że chwila spokoju to tylko zapowiedź
bezpośredniego starcia. I miał rację. Parę sekund później, zgodnie z
oczekiwaniami, drzwi jego pracowni skrzypnęły cicho, a hałaśliwy współlokator
wkroczył do pomieszczenia, znów zuchwale dzwoniąc metalowymi kółeczkami.
- Hyung – odezwał się Taemin ponaglającym tonem, dosadnie
wymagając atencji przyjaciela. Minho niechętnie przerwał wykonywaną czynność i
uniósł wzrok, posyłając młodszemu pytające spojrzenie. – Nudno mi – oznajmił
Taemin, jak zwykle wypowiadając na głos najbardziej ciążącą mu myśl. I choć
jego oświadczenie było czymś codziennym, to błąkający się po ustach, dziwnie
psotny wyraz, daleki był od typowego, spowodowanego nudą naburmuszenia, do
którego Minho zdążył przywyknąć.
Dlatego starszy nie zareagował, w pełnym gotowości milczeniu
obserwując, jak chłopak powolnym, jakby leniwym krokiem zbliża się do jego
stołu. Taemin wsparł dłonie na blacie i lekko pochylił się do przodu.
- Zabawmy się, hyung – zaproponował złowieszczym tonem,
wywołując na przedramionach przyjaciela gęsią skórkę. Następnie posłał mu
drapieżny uśmiech i odepchnął się od stołu.
Minho nie mógł oderwać od niego wzroku, kiedy tak powolnymi,
płynnymi krokami krążył po pokoju, wraz z każdym drgnięciem wprawiając metalowe
kółeczka w ruch, komponując dziwną, niepokojącą melodię, która zdawała się
zakleszczać między trybikami w piersi starszego, zgrzytać gdzieś między
elementami mechanizmu. Nie podobało mu się to. Tak cholernie mu się to nie
podobało. A mimo to nie potrafił przestać patrzeć. Nie potrafił uciec z tej
pułapki, w którą sam się zapędził.
Bo czyż nie była to jego własna inwencja?
Choć Taemin nie miał zdolności układania własnych strategii,
okazał się być nad wyraz wręcz sprytnym interpretatorem cudzych pomysłów. Runda
szósta wcale nie różniła się pod tym względem od rundy trzeciej. Taemin znów
zainspirował się taktyką swojego hyunga. I jak zwykle zrobił to w mistrzowskim
stylu.
Bo choć wcześniej Minho dla własnego użytku porównywał go do
dzikiego zwierzęcia, teraz Taemin faktycznie się nim stał. Najpierw obróżka, potem łańcuch. Choi wręcz bał się pomyśleć,
co będzie następne. Co do jednego nie miał jednak wątpliwości – Taemin w ten
sposób zapraszał go do jego własnej zabawy. Okalająca szyję ozdóbka sprawiała,
że świerzbiły go dłonie, a przewieszony przez ramiona łańcuch jakby sam się
prosił, żeby kogoś nim skuć. Na samą myśl o tym, co mógłby w tej chwili z
młodszym zrobić, przeszywał go dreszcz ekscytacji. Istniał jednak pewien
problem. Lśniące niebezpiecznie szpikulce broniły dostępu do taeminowej szyi, a
mocny, ciężki łańcuch spoczywał w jego
dłoniach, nie w dłoniach Minho.
Poskramianie Lee Taemina okazało się dużo trudniejszym i
bardziej wymagającym wyzwaniem, niż Choi z początku przewidywał.
Starszy powoli wypuścił powietrze z płuc, rzucając ostatnie
spojrzenie na przyjaciela. Krążący po pokoju Taemin wyglądał, jak skradająca
się ku swojej ofierze bestia. Jego kroki były powolne i leniwe, ale nieco zbyt
gwałtowne spięcia mięśni zdradzały gotowość do ataku. Chłopak nonszalancko
wymachiwał końcówką przewieszonego przez ramię łańcucha, kreśląc nim szybkie,
świszczące koła w powietrzu. Po dłuższej chwili przyglądania się temu zjawisku,
Minho wreszcie spuścił wzrok z powrotem na zawalony metalowymi częściami blat
stołu.
- Jestem zajęty – oznajmił krótko i nieco szorstko, chcąc
młodszego zniechęcić. Tak naprawdę miał niewyobrażalną wręcz ochotę zabawić się z Taeminem. Nie mógł jednak
pozwolić, żeby przyjaciel zaraził go swoją impulsywnością. O nie, Choi Minho
działał w sposób opanowany i przemyślany. Nie było tu miejsca na porywy. Nie
było mowy o uczuciach. Musiał wymyślić sposób na unieszkodliwienie swojego
przyjaciela. I to jak najszybciej.
- Zajęty? – Taemin zatrzymał się kilka kroków od stołu i
uniósł jedną brew. W jego spojrzeniu rozczarowanie mieszało się z
powątpiewaniem. Było w tych oczach coś jeszcze. Nieprzewidywalny błysk
zniecierpliwienia. Minho udał jednak, że żadnej z tych oznak nie dostrzega, i
posłał przyjacielowi swój zwyczajowy, przepraszający uśmiech, starając się
stworzyć pozory codziennej sytuacji. Nawet jeśli sytuacja daleka była od
codzienności.
- Wybacz, mam mnóstwo roboty z tym… - Minho urwał w połowie
zdania, pod wpływem nagłego ataku ze strony przyjaciela. Jedno mgnienie oka, i
Taemin już był przy stole. Drugie, i starszy poczuł uderzenie metalowych kółek
o plecy, po którym nastąpiło mocne szarpnięcie w przód.
- Niedługo to ze mną będziesz miał mnóstwo roboty, hyung –
powiedział cicho Taemin, dłonie zaciskając na oplatającym szyję Minho łańcuchu.
Starszy otworzył usta, żeby jakoś się usprawiedliwić, ale wtedy Lee szarpnął
jeszcze mocniej, a ich twarze znalazły się niemożliwie wręcz blisko siebie.
Minho z trudem przełknął ślinę, mimowolnie wodząc wzrokiem
od lśniącej drapieżnie obróżki, przez rozchylone lekko wargi, aż po wypełnione
szaleństwem oczy. Szorstki, zimny metal łańcucha wżynał mu się w kark, ale
ledwo to odczuwał, zbyt zaabsorbowany niepokojącymi symptomami swojego ciała. I
choć jego przyjaciel w dalszym ciągu niezmiennie go intrygował i ekscytował,
Choi Minho po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuł strach. Był przerażony mocą uroku, jaka biła od Lee Taemina.
Przerażony tym, jak wielką kontrolę nad jego ciałem posiadał. Przerażony
dziwnym zarysem uczucia, które
bezprawnie pojawiło się w jego sercu. Było niczym ziarnko piasku, które ktoś
naumyślnie wrzucił między delikatne, misterne trybiki urządzenia. Ten jeden
niepozorny okruszek był w stanie zepsuć cały perfekcyjny mechanizm. Minho
musiał temu zapobiec. Za wszelką cenę.
- Nie zapominaj o naszej zabawie – odezwał się Taemin, i
starszy niemal poczuł jego ciepły oddech na swojej skórze. – Robię się
niecierpliwy – dodał pełnym skargi tonem, nie przestając jednak wpatrywać się w
Minho tymi wielkimi, czarnymi, jak bezgwiezdne niebo nocą oczami. Starszy czuł,
że jeszcze moment, i w nich zatonie. – Przygotowałem się zgodnie z twoimi
upodobaniami, a ty wciąż nie reagujesz. – Młodszy wydął dolną wargę, ale jego
źrenice zamigotały wyzywająco. – Kto wie? Może tym razem to ja postanowię cię
poskromić? – powiedział ostrzegawczym, a nawet obiecującym tonem. Następnie
puścił oba krańce łańcucha, pozwalając starszemu się odsunąć. – Będę czekał,
hyung. – Taemin mrugnął do niego na odchodnym, po czym wycofał się z pokoju,
pozostawiając przyjaciela samemu sobie.
Minho spuścił głowę, przez chwilę z dezaprobatą spoglądając
na własną, unoszącą się zbyt szybkim oddechem pierś. W jej głębi, wbrew jego
woli, toczyła się zdradziecka gonitwa serca. Jak to możliwe, że do tego znów
dopuścił? Czuł się okradziony. Z kontroli, z opanowania, z władzy. Wszystko to
jego przyjaciel niespodziewanie mu odebrał. Niczym nocny złodziej, który
niepostrzeżenie zakrada się do cudzego domu. Kradzież nie była jedynym, czego
się dopuścił.
Lee Taemin miał jego serce na łańcuchu.
Jedno szarpnięcie, i Minho patrzy tylko na niego. Drugie
szarpnięcie, i Minho nie potrafi myśleć o niczym innym. Trzecie szarpnięcie, i
Minho staje się bezwolnym zwierzęciem pod rządami bezdusznego pana. A w jego
zniewolonym sercu na cudzą komendę pojawia się cień obezwładniającego uczucia.
Minho pokręcił głową. W zamyśleniu chwycił w dłoń
pozostawiony mu przez młodszego łańcuch, i mocno zacisnął na nim palce, czując
odradzającą się w nim zaciętość. Ich niewinna gierka podobała mu się, póki miał
władzę nad tym, co się dzieje. Teraz jednak, nawet jego własne ciało zdawało
się być sprzysiężone z jego przeciwnikiem. A Choi Minho nie był typem, który
pozwalał sobą rządzić. W trakcie ich niewinnej zabawy Lee Taemin
niespodziewanie stał się realnym zagrożeniem. A tak to już na tym świecie jest,
że zagrożenia należy eliminować.
Choi spojrzał na panujący na stole bałagan, i jednym ruchem
zgarnął wszelkie bezużyteczne śrubki i nakrętki na bok, robiąc na blacie sporo
miejsca. Przygotowując pole na nowy projekt. Łańcuch z głośnym brzękiem zsunął
się z jego karku i niczym wąż zwinął się na podłodze, kiedy chłopak zakasał
rękawy i przystąpił do pracy. Zamierzał uczynić tę rundę ostatnią.
A tak intrygująca rozgrywka zasługiwała na spektakularny
finał, nieprawdaż?
~*~
Ostatni był bat. Długi, elegancki, skórzany bat.
Gdyby nie powaga i dramatyzm sytuacji, Minho pewnie
roześmiałby się głośno na ten widok. Taemin naprawdę przechodził w tej rundzie
samego siebie. Rozgrywka była już jednak na zbyt zaawansowanym etapie, żeby
pozwolić sobie na wybuchy rozbawienia. Dlatego Choi ze skupieniem zignorował
stojącego w progu przyjaciela, wzrok wbijając w trzymaną w rękach książkę.
Jedno skrzypnięcie
podłogi.
Drugie.
Minho odliczał w myślach kroki przyjaciela, w napięciu
czekając na początek widowiska. Był gotowy na finał. Taemin musiał podejść
jeszcze tylko kilka kroków w jego stronę.
Trzecie skrzypnięcie
podłogi.
Czwarte.
Młodszy był coraz bliżej. Minho uśmiechnął się pod nosem,
zadowolony z faktu, że wreszcie wszystko znów idzie zgodnie z jego planem. Wręcz nie mógł się
doczekać reakcji Taemina na prezent, który przygotował. Ostatni prezent, jaki
dla niego stworzył.
Piąte skrzypnięcie
podłogi.
Cisza.
Minho zmarszczył brwi. Według jego obliczeń brakowało
jeszcze trzech kroków. Chłopak uniósł wzrok na zastygłego w bezruchu Taemina.
Choć jego twarz była spokojna, to nieznaczne spięcie ramion zdradzało nagłą
czujność. Młodszy wietrzył podstęp. Minho przywołał na usta ciepły uśmiech.
- Nowa zabawka? – zapytał, odkładając książkę na stolik i
wskazując gestem głowy trzymany przez przyjaciela bat. Młodszy skinął głową,
ale nie dał się nabrać, wciąż mrużąc oczy podejrzliwie. Czuł, że dzieje się coś
dziwnego. Jedyne źródło światła w pokoju stanowiła lampka, przy której hyung
czytał książkę. Emanujące od klosza złoto barwiło twarz Minho ciepłym kolorem.
Ale tylko w połowie. Drugą część tego znajomego oblicza pochłaniały cienie. Taemin
nie był pewien, czy mu się to podoba, czy wręcz przeciwnie. Coś niewysłowienie
mrocznego kryło się w atmosferze wokół nich, coś ciężkiego czaiło się pośród
cieni, coś niebezpiecznego lśniło w oczach przyjaciela. Taemin lubił
niebezpieczeństwa. Instynktownie czuł jednak, że ta rozgrywka zaważy o losach
ich gry. I nie zamierzał dać się pokonać.
Młodszy nonszalancko obrócił bat w dłoniach, i zrobił
kolejny krok w przód, świadom, że przyjaciel uważnie obserwuje każdy jego ruch.
Nie podobał mu się sposób, w jaki Minho na niego patrzył. Niczym kot na mysz.
Drapieżnik na swoją ofiarę. Taemin wyciągnął przed siebie bat, i jego skórzaną
końcówką pieszczotliwie pogłaskał przyjaciela po policzku, wywołując trudne do
opanowania dreszcze na jego ciele. Starszy ani na moment nie oderwał od niego
wzroku. Zniecierpliwienie mieszało się w nim z fascynacją. Fascynacją tym
pięknym chłopcem, którego zamierzał za chwilę zabić.
Taemin zrobił jeszcze jeden krok w przód, a światło zaigrało
na metalowych ćwiekach oplatającej smukłą szyję obroży. Wyzywająca ozdóbka
wdzięcznie kontrastowała z niewinnymi rysami twarzy i wpadającymi do oczu
kosmykami jasnych włosów. Czarne źrenice błyszczały hipnotyzująco, znów czarując
niepokojącym pięknem.
Znów zaklinając serce Choi Minho.
- Czas się zabawić, Taeminnie – powiedział starszy,
chwytając końcówkę bata i przyciągając przyjaciela bliżej, tak żeby wykonał
ostatni krok. Coś w głębi pokoju niepokojąco kliknęło, i młodszy błyskawicznie
odwrócił się w tamtą stronę, wzrokiem szukając źródła zagrożenia.
Zamiast tego zobaczył światła.
Powoli rozpalające się na ścianach i suficie ciasne rzędy
punkcików, stopniowo rozpraszające mrok zalegający w pomieszczeniu. Drobne światełka
wiły się po płaskiej powierzchni, układały się w fantazyjne wzory, zwodząc
wzrok, mieniąc się przed oczami, dezorientując zmysły. Taemin obserwował ten
pokaz z zachwytem, a kiedy włączyła się ostatnia lampka, odniósł wrażenie, że
znalazł się pod świetlistą kopułą. Niczym w rozjarzonym sztuczną, iluzoryczną
jasnością namiocie, który zaskakująco przypominał…
- …cyrk? – szepnął chłopak, a pod przeciwległą ścianą, jak
na komendę, pojawiły się nowe światełka, tym razem biegnące stopniowo po nogach
i krawędzi stołu, aż ku środkowi drewnianego blatu, na którym w finalnym akcie
pokazu wreszcie zajaśniała główna ozdoba widowiska.
Pozytywka.
Taemin wstrzymał oddech, przyglądając się nowemu dziełu
hyunga. Stojąca na stole pozytywka była znacznie większa, niż ta, którą
przyjaciel sprezentował mu poprzednim razem. Okrągła podstawka okolona była
drobnymi, zdobnymi barierkami, a barwione biało-czerwonymi pasami płótno
tworzyło imitację miniaturowego baldachimu. Sam środek pozytywkowej, cyrkowej
areny był jednak pusty.
Taemin zagryzł wargę, zaintrygowany, i zrobił krok w przód,
chcąc lepiej przyjrzeć się niesamowitej zabawce. Niespodziewanie powstrzymały
go jednak silne ramiona przyjaciela, które zakradły się na jego brzuch i
zamknęły go w uścisku.
- Jak ci się podoba mój prezent, Taeminnie? – szepnął mu do
ucha, a młodszy zadrżał, czując ciepły oddech na swoim karku. Coś niepokojącego
było w tym obejmującym go hyungu. Coś mrocznego kryło się w głębi jego głosu i
w cieniach tego jaskrawo oświetlonego pokoju. Zupełnie, jakby czarny ogień
szaleństwa Choi Minho, dotąd stanowiący jedynie żarzący się subtelnie błysk w
oczach, teraz na dobre wyrwał się z ryz woli, rozlał się po pomieszczeniu, zastawił
zmyślną pułapkę, czyhając na życie Taemina. Chłopak jeszcze mocniej przygryzł
wargę, czując w ustach smak krwi. – Patrz uważnie – szepnął znów Minho, a
pomieszczenie, jak na komendę, wypełniła rytmiczna melodia.
W jej takt z wnętrza pozytywki wyłoniły się dwie postacie. Na
głowie nieco większej laleczki widniał elegancki cylinder, zaś szyję
jasnowłosej zdobiła znajoma obróżka. Pozytywkowy Minho miał w ręce miniaturowy
łańcuch, na którym trzymał krążącego wokół brzegów areny Taemina, co jakiś czas
dodatkowo zamachując się na niego biczem. Światełka malutkiego cyrku lśniły
zachęcająco, a wydobywająca się z niego muzyka idealnie dopełniała całości.
Pozytywka była piękna.
Ale zdecydowanie niepoprawna.
Młodszy zazgrzytał zębami, po raz kolejny czując
upokorzenie. Przyjaciel kpił sobie z niego, naśmiewał się z jego starań. Taemin
stał się ofiarą okrutnego żartu, i nie zamierzał przymknąć na to oka,
niezależnie od tego, jak śliczne było widowisko autorstwa hyunga.
Niewiele myśląc, chłopak kopnął obejmującego go Minho w
piszczel, po czym wyrwał się z jego rąk, odskoczył parę metrów w przód, i
zamachnął się ostrzegawczo swoim batem. Starszy ze zmarszczonymi brwiami
rozmasował obolałą kość, po czym posłał mu urażone spojrzenie.
- Czyżby jednak ci się nie podobało? – zapytał zmartwionym
tonem, nie siląc się jednak na zamaskowanie bezczelnego, usatysfakcjonowanego
uśmiechu, wpływającego mu na usta.
- Nie żartuj sobie ze mnie, hyung – odparł Taemin jadowicie,
znów ze świstem przecinając powietrze swoim narzędziem. Na te słowa oczy Minho pociemniały,
a odbijające się w nich światła lampek nadały im szalonego błysku.
- O nie, Taeminnie. Tym razem zamierzam potraktować cię
poważnie – mruknął niebezpiecznie niskim głosem, przypominającym warczenie
dzikiego psa.
A potem zaatakował.
Błyskawicznym ruchem chwycił skórzaną końcówkę narzędzia, i
ponownie przyciągnął Taemina do siebie, tym razem jedną ręką oplatając jego
talię, zaś za pomocą drugiej, zamykając w stalowym uścisku trzymającą bat dłoń.
Młodszy chciał się wyrwać, ale wtem usłyszał szczęk odbezpieczanej broni, która
nie wiadomo jak i kiedy znalazła się w ręce przyjaciela. Taemin czuł jej twardy
ciężar na swoich plecach, tuż ponad ciepłem dłoni Minho. Starszy mówił prawdę.
Tym razem gra zrobiła się aż nazbyt poważna. Młodszy znalazł się w pułapce.
Dlatego rozluźnił mięśnie, i posłusznie ułożył lewą rękę na barku przyjaciela.
Minho uśmiechnął się do niego z satysfakcją.
Tak rozpoczął się ich taniec.
Starszy zaczął prowadzić ich w rytm pozytywkowej melodii,
wzroku nie odrywając od przyjaciela. Pod światłami iluzorycznego namiotu,
uwięziony w stalowym uścisku swojego przeciwnika, Taemin naprawdę czuł się, jak
na arenie cyrkowej. Takiej, z której nie da się uciec. I nie chodzi tu
bynajmniej o gotową do odpalenia broń w dłoni przyjaciela. Najskuteczniejszą
klatką okazało się być spojrzenie Choi Minho. Szalone, dzikie, nieobliczalne.
Wypełnione bezbrzeżną fascynacją, nieposkromionym zachwytem. Kiedy Minho
patrzył na młodszego w ten sposób, jego serce galopowało w piersi, a nogi
zapominały, jak wykonywać kolejne zgrabne piruety i półobroty. Taemin kochał te paraliżujące, czarne oczy,
nawet jeśli nie do końca wiedział, co to znaczy. Nie było od nich ucieczki.
Ich gra przypominała ten taniec, a ten taniec przypominał
ich grę. Wirowali razem, krok w krok, nieustannie walcząc o prowadzenie.
Jednocześnie ani na moment nie odrywali od siebie spojrzeń. To w ich splocie
toczyła się prawdziwa walka na wytrzymałość. Kto złamie się pierwszy, ten
będzie przegranym. Żaden z nich nie akceptował perspektywy własnej klęski.
Dlatego sunęli przez cyrkową arenę, w rytmie pozytywkowej melodii odnajdując
przyspieszone dudnienie dwóch serc. Broń ciążyła w dłoni, a bat rozcinał
powietrze. Ich groteskowy taniec dobiegał końca.
Ostatnie pozytywkowe takty ucichły, demaskując szum
przyspieszonych oddechów. Rywale wykonali finalny półobrót, i zatrzymali się,
wciąż spoglądając sobie w oczy. Przez chwilę trwali w ciężkim, milczącym
bezruchu, niezdolni otrząsnąć się z magii tego dziwnego tańca.
W końcu Taemin uniósł dłoń, i ostrożnie pogładził kciukiem
policzek przyjaciela, samemu nie do końca rozumiejąc kierowaną ku starszemu
pieszczotę. W tamtym momencie mechanizm w piersi Minho zazgrzytał gwałtownie, i
na dobre się zatrzymał, nieprzystosowany do intensywności uczucia, które się w
nim zagnieździło. Zdezorientowany i zdesperowany, chłopak przeniósł prawą rękę
z talii Taemina wyżej, po chwili powolnym, niezdecydowanym gestem przystawiając
pistolet do głowy przyjaciela.
Młodszy nawet nie drgnął, wciąż głaszcząc go delikatnie po
policzku i uparcie spoglądając mu w oczy. To dziwne, jak bardzo podobał mu się
ten bezruch, który Minho na nim wymusił. Jego nogi wrosły w podłogę, a ręce
pozostały sparaliżowane, zdolne jedynie do tej niezrozumiałej pieszczoty
względem przyjaciela. Nie miał w planach ucieczki. Zamierzał stawić czoła temu
wyzwaniu. Tej lufie, której twardy, ostateczny dotyk czuł na skroni. Tym razem
nie był to już przelotny, pełen fascynacji pocałunek noża. Tym razem ciążące w
piersi i na skroni, barwiące oczy uczucie było znacznie poważniejsze. I opętało
ich obu.
Strzeli czy nie
strzeli?
Taemin był ciekaw. Postanowił postawić wszystko na jedną
kartę. Minho dostrzegł zmianę w jego spojrzeniu, a trzymająca pistolet dłoń zadrżała.
To było niespotykane. Drżenie dłoni, świst oddechu, dudnienie serca. Minho
jeszcze nigdy nie czuł się tak rozstrojony. Uzyskał to, czego chciał. Miał
kontrolę nad sytuacją. Miał władzę nad życiem Taemina. Dlaczego więc nie ufał
nawet własnej, ściskającej broń dłoni?
Wystarczy pociągnąć za
spust, i wszystko wróci do normalności.
Ale czy którykolwiek z nich kiedykolwiek należał do
normalności?
Dłoń Minho znów zadrżała, a wpatrzone w niego oczy
rozjarzyły się dziwnym, tajemnym blaskiem, który do reszty wytrącił starszego z
równowagi. Taemin niespodziewanie uśmiechnął się uśmiechem dziwnym i
niezrozumiałym. A potem zrobił coś, czego mimo wielu godzin obliczeń i
kalkulacji, Minho nie był zdolny przewidzieć.
Taemin go pocałował.
Było na tyle szokujące, że starszy nie pociągnął za spust. Mało
tego, pozwolił odbezpieczonej broni wypaść mu z dłoni. Pistolet hałaśliwie uderzył
o podłogę i wystrzelił, robiąc dziurę w jednej ze ścian salonu. Żaden z nich
jednak nie zwrócił na to uwagi.
Minho trwał w bezruchu, sparaliżowany, czując miękkie usta
przyjaciela tuż przy swoich. Młodszy odsunął się o milimetr, z zadartą do góry
głową spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. Blask jego ciemnych
oczu do reszty odjął Minho rozum. Kiedy Taemin ponownie zaczepnie musnął
wargami jego usta, starszy gwałtownym ruchem przyciągnął go do siebie, tym
razem odpowiadając na pocałunek. Młodszy przeniósł dłonie na kark przyjaciela,
boleśnie wbijając weń paznokcie. Starszy zaś, wreszcie zakradł się palcami na
smukłą szyję, badając opuszkami ostre ćwieki i strzeżoną przez nie, delikatną
skórę.
To było oszałamiające.
To, że serce Taemina biło, jak po długim biegu. A przecież
stał w miejscu, niemal nieruchomo. To, że dłonie Minho już nie drżały. A
przecież to właśnie teraz czuł, że zupełnie utracił kontrolę. To, że Taemin
lubił smak Minho. To, że Minho lubił dotyk Taemina. To, że ich oddechy
wymieszały się z sobą, a przekazywana z ust do ust, z serca do serca, trucizna uczucia, stała się nową,
ekscytującą zagadką, którą chcieli razem zgłębić.
Nowym sposobem na nudę, który mógł zapewnić im absorbujące
zajęcie na resztę życia.
~*~
WRÓCIŁAM! Tegoroczna wakacyjna blokada twórcza jest dość
poważna, ale jakimś cudem udało mi się w końcu dopisać brakujący fragment ostatniego
rozdziału, dlatego wracam do publikacji. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze
został ;w; Runda 6 jest ważna, kluczowa, przełomowa. Od tej pory moim narwanym
dzieciom nieco zmienią się priorytety *ociera łzę wzruszenia* xD Dajcie znać,
co sądzicie! Przed nami jeszcze tylko dwa rozdziały głównej opowieści, liczę na
to, że dzielnie je razem przeżyjemy ^^ Co do planowanych dodatków, ze względu
na moją obecną żałosną kondycję, nie mogę nic obiecać. Ale wciąż chciałabym je
napisać, mam Wam jeszcze wiele 2minowych psot do opowiedzenia.
Dziękuję, że wciąż jesteście! <3
Shizu
Shizu
| ~runda 5~ | ~zawieszenie broni~ |
Kocham ten rozdział chyba najbardziej. Zakochałam się w widoku Minho i Taemina tańczących wspólnie do melodii wygrywanej przez pozytywkę, jednego ze strzelbą w ręce, drugiego z biczem.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, jestem ciekawa jak zmienią się ich relacje po tym wydarzeniu ;p
Ta scena tańca siedziała mi w głowie od bardzo dawna, cieszę się! Dzięki <3
Usuń