Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Meanie (Seventeen)
Gatunek: shōnen-ai, fluff, Wonwoo POV
Długość: miniaturka
~*~
Serce.
Każdy je posiada. Każdy wie, do czego służy. Każdy od czasu
do czasu czuje jego melodyjne bicie, gdzieś w głębi własnej piersi. Nie każdy
jednak zadaje sobie trud zbadania, czym
jest jego serce. A możliwości istnieje więcej, niż złotych gwiazd zdobiących
granat nocnego nieba. Nie ma dwóch takich samych serc. Każde posiada swój urok,
swój czar, czasem widoczny wyraźnie w promienności uśmiechu, czasem skrzętnie
ukryty, gdzieś w głębi zagadkowego spojrzenia. Miliardy ludzkich serc dzień w
dzień biją niepostrzeżenie w piersiach, odmierzają cicho sekundy, minuty,
godziny naszego życia, tocząc do przodu opowieść pełną wzlotów i upadków,
prowadząc ją od pierwszego słowa, aż po ostatnią kropkę, aż po sam kres. To w nich
mieszkają nasze radości i smutki, to one goszczą szczęście i przygarniają ból,
to dzięki nim jesteśmy tym, kim jesteśmy. A każde serce jest jedyne w swoim
rodzaju.
Jedne przypominają ogromne, spiżowe dzwony, których donośny
śpiew nigdy nie cofa się przed podmuchami wiatru, nigdy nie ginie w gęstwinie
deszczowych chmur, rozbrzmiewając głośno i potężnie, wraz z każdym uderzeniem,
wraz z każdym drgającym w piersi uczuciem. Właściciele tych pięknych serc
zawsze rozjaśniają świat czystym spojrzeniem i dzielą się ciepłem swojej
spiżowej pieśni z każdym, kto tylko zechce jej posłuchać. Istnieją też inne,
cichsze instrumenty uczuć. Niektóre rozbrzmiewają subtelnie, jakby nieśmiało,
niczym szklane dzwoneczki na wietrze. Inne przypominają raczej lament smyczka,
tańczącego po ścieżce strun. Są też serca o cieplejszym brzmieniu, jak śpiew
gitary przy ognisku, w letnią noc. Albo takie, które dźwięczą samotnym głosem
fortepianu.
Niełatwo jest zrozumieć brzmienie ludzkiego serca. Tak samo,
jak jego wygląd.
Jedne są małe, niczym ziarnka ryżu, i potrafią zmieścić w
sobie tak niewiele. Inne osiągają rozmiary pokaźnych domostw, zapraszając w swe
progi każdego, kto akurat przechodzi pod ich rozświetlonymi oknami. Są serca
szklane, które tak łatwo poznać, tak łatwo przejrzeć na wylot. Równie łatwo
można je jednak stłuc, kiedy ich śliskie ścianki wymkną nam się z rąk, uderzą o
bruk, zmieniając się w roziskrzony dywan, utkany ze szczątków strzaskanych ludzkich
uczuć. Inne przypominają raczej solidne, drewniane skrzynie. Ciemne deski ich
ścian nie przepuszczają ciekawskich spojrzeń, a potężna, nieco już zardzewiała
kłódka broni dostępu do zawartości kufra, czekając na osobę, która znajdzie
klucz, by ją należycie otworzyć.
Ile ludzi, tyle serc. Miliardy pięknych brzmień i kształtów.
Niektóre zachwycające już na pierwszy rzut oka, inne niepozorne, objawiające
swój urok dopiero z biegiem czasu. Można mieć serce inkrustowane złotem, albo
wysadzane diamentami. Może rozbrzmiewać donośnie, jak organy, albo dźwięczeć
szlachetnym głosem harfy. Jeśli jednak miałbym określić, czym jest moje serce,
użyłbym znacznie mniej zjawiskowych stwierdzeń. Wystarczy jedno proste słowo,
by je odpowiednio opisać.
Moje serce jest latawcem.
Niepozornym, kolorowym latawcem, unoszącym się gdzieś ponad
dziką plażą. Nie rozbrzmiewa głosem dzwonu, ani fortepianu. Jedyny dźwięk, jaki
z siebie wydaje, to cichy szelest poruszanego przez wiatr papieru. Ciężko ten
szmer usłyszeć, zagłuszają go kolejne podmuchy powietrza i uderzenia morskich
fal o brzeg. Nie przeszkadza mi to jednak. Od zawsze wolałem słuchać, niż być
słuchanym.
Moje serce jest barwne.
Zdobią je liczne rysunki, notatki, refleksje. Każdą moją
myśl, każde uczucie skrzętnie zapisuję na papierowej powierzchni latawca. Żółte
wspomnienia i zielonkawe nadzieje. Niebieskie idee i fioletowe marzenia. Bardzo
się staram, żeby nie zgubić żadnego z nich. Wszystkie pieczołowicie przechowuję
na skrzydłach latawca. Pokrywają je najrozmaitsze rysunki, jedne niewprawne,
jakby nabazgrane ręką dziecka, inne eleganckie i schludne, powstałe
zdecydowanie później. Po prawej stronie można dostrzec kilka narysowanych
czerwoną kredką nut, wizerunek małego, kudłatego pieska i parę abstrakcyjnych
plam kolorów. Lewą zaś pokrywają złote gwiazdy, różowawe chmury o zachodzie
słońca i zieleń wzburzonego morza. Spód latawca również pokrywają moje myśli.
Czasem zastanawiam się, dlaczego nikt ich nie dostrzega, dlaczego nikt nie
widzi tej niezwykłej mieszanki kolorów, która nawet mnie samego momentami
zachwyca. Przecież nie ukrywam jej w skrzyni, nie chowam w melancholijnym tonie
wiolonczeli. Są widoczne, jak na dłoni, wirują w powietrzu, jawne i szczere. A
mimo to nikt ich nie widzi. Ludzie zbyt często wbijają wzrok w ziemię.
Zapomnieli już, że nad ich głowami rozciąga się przestwór nieba. Nikt nie unosi
głowy do góry, by poświęcić chwilę czasu na obserwację chmur czy gwiazd. Nikt
nie zauważa tańczącego z wiatrem latawca.
Moje serce jest lekkie.
Cienki papier unosi się z wiatrem, igra z nim gdzieś wysoko
nad ziemią. Podmuchy sprawiają, że kolorowy latawiec zdaje się nic nie ważyć,
podbijać błękit nieba, eksplorować terytorium gwiazd, wiecznie gnane gdzieś
przez splątane smugi powietrza. Wolne.
Ah, jakże niegdyś pragnąłem, żeby tak właśnie było. Żebym
mógł szybować w przestworzach, zostawić opuszczoną dziką plażę za sobą, ruszyć
w nieznane. Sznurek latawca niezmiennie jednak pozostawał przytwierdzony do
wbitego w piasek, drewnianego pala. Był niczym kotwica, wiecznie cumująca mnie
do brzegu. Nieważne, jak bardzo starałem się wyrwać, sznurek był niepokonany.
Moje serce było uwięzione.
Zakotwiczony przy ziemi, każdej nocy marzyłem, żeby odlecieć
ku gwiazdom. Nic nie trzymało mnie przy brzegu, nic prócz kawałka
bezwartościowego sznurka.
Aż do momentu, w którym spotkałem ciebie.
Twoje oczy, czyste i odważne, nie przegapiły mnie, jak
dziesiątki innych wcześniej. Wyłowiły samotny latawiec spośród ogromu błękitu,
doceniając zazwyczaj obojętne dla ludzkiego wzroku barwy, rysunki i myśli,
zdobiące cienki, szeleszczący cicho papier. Zacząłeś studiować każde wypisane
na nim słowo z uwagą, jakiej nikt nigdy mi nie poświęcił.
Znalazłeś mnie.
Twoja obecność, z początku subtelna, jak morska bryza,
uniosła moje serce na nieznaną mi dotąd wysokość, do królestwa chmur i obłoków.
Twoje słowa, ciepłe i przyjazne, zaczęły malować moje papierowe serce nowymi
kolorami. Twoje uśmiechy, cierpliwe i niestrudzone, nigdy nie dały się złamać
przez moją chłodną postawę, ani przez oschły, cichy szmer latawcowych skrzydeł.
Niczym wiatr drążący skałę, wreszcie wyrzeźbiły uśmiech i na mojej twarzy. Twój
dotyk, subtelny i ostrożny, nigdy nie uszkodził delikatnej konstrukcji
kolorowego latawca. Nigdy nie podarł cienkiego papieru, nigdy nie pozwolił
ulewie go zmoczyć. Był jak podmuch suchego, ciepłego wiatru, tak rzadki pośród
wszechobecnej wilgoci nadbrzeża. Nigdy bym nie pomyślał, że tak szybko się od
niego uzależnię. Nie chciałem już chłodnych, słonych bryz. Chciałem tego
silnego, gorącego wiatru, od którego płowiały wspomnienia samotności,
wyrysowane na moim sercu, a który napędzał moje skrzydła, przybliżając mnie do
gwiazd.
Chciałem ciebie.
I choć nie potrafiłem tego powiedzieć, ani pokazać, czułem,
że o tym wiesz. W końcu sam opiekowałeś się moim uwięzionym na sznurku sercem.
Widziałeś, jak się zmienia i jak barwne ślady na nim zostawiasz. Widziałeś, jak
uczy się wzlatywać coraz wyżej i wyżej, jak zapomina o uwięzi, która dotąd
trzymała je przy ziemi.
Nawet nie zorientowałem się, w którym momencie odwiązałeś
sznurek od drewnianego pala, i umocowałeś go na swoim nadgarstku. Pozwalałeś mi
odlatywać myślami coraz dalej i dalej, wypływać na głębokie wody, zawsze jednak
pilnując, żebym się nie zgubił, pomagając mi wrócić prosto w twoje ciepłe
objęcia.
Zostałeś strażnikiem mojego serca, opiekunem tego kolorowego
latawca, o którym świat zapomniał, a który dla ciebie stał się centrum świata.
Ozdobiłeś go barwami złotych uścisków dłoni za dnia i burgundowych pocałunków
po zmroku.
Cichy szmer papieru przybrał dźwięczną barwę młodzieńczego
zakochania.
・
Serce.
Każdy je posiada. Każdy wie, do czego służy. Każdy od czasu
do czasu czuje jego melodyjne bicie, gdzieś w głębi własnej piersi. Nie każdy
jednak zadaje sobie trud zbadania, czym jest jego serce.
Można mieć serce inkrustowane złotem, albo wysadzane
diamentami. Może rozbrzmiewać donośnie, jak organy, albo dźwięczeć szlachetnym
głosem harfy. Jeśli jednak miałbym określić, czym jest twoje serce, użyłbym znacznie mniej zjawiskowych stwierdzeń.
Wystarczy jedno proste słowo, by je odpowiednio opisać.
Twoje serce jest kotwicą.
Cumuje mnie przy brzegach życia najpiękniejszą więzią z
możliwych.
Miłością.
~*~
Witajcie!
Wiem, że to dość niespodziewana publikacja (nawet mnie samą
dziwi), ale pomyślałam, że skoro już udało mi się wreszcie coś napisać, to nie zaszkodzi się tym z Wami podzielić. Blokada
twórcza wciąż trzyma mnie w swoich szponach, „Latawiec” jest więc tekstem
wyrwanym z czeluści niemocy, być może wyszedł przez to dość nieporadnie, ale
przynajmniej stanowi chwilowy triumf nad widmem wypalenia. Moja od miesięcy stopniowo
pogłębiająca się sympatia do Seventeen zaatakowała ponownie, tym razem
wgniatając mnie w ziemię i przeradzając się w szczerą, bezbronną miłość. I
kiedy tak wczoraj rozmyślałam o moim synu Wonwoo, do głowy przyszedł mi ten
drobny pomysł, który postanowiłam spisać. Wiem, że ta miniaturka jest bardzo… moja, przez co prawdopodobnie ciężko w
niej dostrzec jakikolwiek konkretny pairing, ale w geście uhonorowania źródeł
inspiracji, zadecydowałam, że oznaczę to jako Meanie, nawet jeśli nie wiem, czy
takowe przypomina (jestem naprawdę świeżo upieczoną Carat, muszę się jeszcze
wiele nauczyć! xD). Podsumowując - dla mnie ten tekst mówi o Meanie, ale Wy
możecie odczytać go jakkolwiek zechcecie ^^
Ze względu na niespodziewany pairing i przypuszczalnie nudną
treść obawiam się, że niewiele osób to przeczyta, ale i tak dziękuję każdemu,
kto da tej małej opowiastce szansę <3
Lato powoli usypia w swoim złotym łożu, a na jego miejsce
chmurnym krokiem wstępuje jesień. Przychodzi mi to z ciężkim sercem, ale chyba
czas najwyższy ją powitać. Oby okazała się równie piękna i barwna, co jej
poprzednik. Życzę nam wszystkim urokliwej jesieni!
(uff, za dużo gadam, kiedy długo się z Wami nie komunikuję,
wybaczcie! xD)
Kocham,
Shizu~
Shizu~
Jestem~!
OdpowiedzUsuńOkreśliłaś to opowiadanie jako "twoje" i muszę się z tobą zgodzić, bo gdybym miała opisać je jednym słowem to niewątpliwie tak ono by brzmiało. Twoje. Gdybym mogła rozszerzyć o kolejne to konsekwencją pierwszego są "niepowtarzalne" i "charakterystyczne". Do pełnego obrazu brakuje mi tylko jednego słowa - PIĘKNE.
Na tym mogłabym zakończyć, bo główny sens komentarza już zawarłam, ale... ale jestem sobą. A w tym opowiadaniu jest bardzo wiele pięknych słów.
Jedną z rzeczy, które bardzo kocham w twoich tekstach, jest to, że bierzesz rzecz zwyczajną, normalną, codzienną i przedstawiasz w inny sposób, otwierasz nowe drogi, zmieniasz sposób patrzenia.
Tym razem Twoim tematem zostało serce. Zaczynasz ogólnie i piszesz o wszystkich serca. Piszesz, że nie ma dwóch takich samych, a każde posiada swój urok i czar. "Miliardy ludzkich serc dzień w dzień biją niepostrzeżenie w piersiach, odmierzają cicho sekundy, minuty, godziny naszego życia, tocząc do przodu opowieść pełną wzlotów i upadków, prowadząc ją od pierwszego słowa, aż po ostatnią kropkę, aż po sam kres. To w nich mieszkają nasze radości i smutki, to one goszczą szczęście i przygarniają ból, to dzięki nim jesteśmy tym, kim jesteśmy. A każde serce jest jedyne w swoim rodzaju." - pokazujesz ogromne znaczenie serca. To nie tylko jakiś tam narząd, ale taki nasz skarbiec. Miejsce, gdzie zamknięte są wszystkie elementy, które sprawiają, że jesteśmy takimi osobami. Są tam wszystkie nasze słowa - pewnie pomysły i wyznania. Są tam nasze radości i smutki, całe nasze doświadczenie. Więc serce sprawia, że jesteśmy sobą, w pewnym sensie jest nami, bo zawiera w sobie wszystko, co nas kształtuje. Hm... więc tak jak każde z nich jest jedyne w swoim rodzaju, tak samo każdy człowiek jest inny.
Dalej próbujesz nam przybliżyć jakie może być serce. Najpierw opisujesz, jak mogą brzmieć. Bardzo podoba mi się ten fragment - "Właściciele tych pięknych serc zawsze rozjaśniają świat czystym spojrzeniem i dzielą się ciepłem swojej spiżowej pieśni z każdym, kto tylko zechce jej posłuchać." Bardzo cenię takie osoby, może dlatego. I podziwiam je. I od razu jak widzę to zdanie robi mi się ciepło, całkiem, jakbym takiego kogoś spotkała. Inne serca też są wyjątkowe i piękne. "...lament smyczka, tańczącego po ścieżce strun" kojarzy mi się z samotnym (z wyboru) tancerzem, który teraz żałuje. "...śpiew gitary przy ognisku" to dla mnie ktoś pełen życia, kto potrafi się tym życiem cieszyć i je wykorzystywać. "...samotnym głosem fortepianu." - hm to ktoś poważny, doświadczony przez życie, kto zna smak straty. Potem przechodzisz do ich formy. Czytając fragment o szklanym sercu prawie poczułam odłamki wbijające się w dłonie. Te serca są piękne i czyste, ale kruche i delikatne. Myślę, że nie do końca dobrze być posiadaczem takiego serca. Ale patrząc na następny rodzaj - drewnianą skrzynię zamkniętą na kłódkę, zaczynam rozumieć, że nie ma serc idealnych. Bo nie ma pewności, że znajdzie się ktoś, kto przyniesie klucz. Więc jedno serce można roztrzaskać inne może na zawsze być zamknięte.
Docieramy do latawca. Wydaje się być odrobinę przypadkowym elementem, ale kilka słów opisu wystarcza, żeby zobaczyć, że to kolejny wyjątkowy rodzaj serca. Serce ciche, którego szmer może ginąć w głośnym świecie. Serce barwen od rysunków i zapisków wykonywanych ręką dziecięcą i młodzieńczą. "Czasem zastanawiam się, dlaczego nikt ich nie dostrzega, dlaczego nikt nie widzi tej niezwykłej mieszanki kolorów, która nawet mnie samego momentami zachwyca. Przecież nie ukrywam jej w skrzyni, nie chowam w melancholijnym tonie wiolonczeli. Są widoczne, jak na dłoni, wirują w powietrzu, jawne i szczere. A mimo to nikt ich nie widzi." Wnioskuję z tych słów, że serce samotne. Serce niedoceniane. Może dlatego, że jest ciche i nie może zwrócić uwagi? Serce wolne, unoszone przez wiatr. Serce zniewolone, przywiązane do plaży. Hm myślę, że dwa ostatnie stwierdzenia – serce wolne i zniewolone tylko wzmacniają to uczucie zniewolenia, bo wolność jest tak blisko, czasami można jej doświadczyć, ale cały czas kończy się w jednym punkcie, nie można ruszyć dalej.
Usuń"Zakotwiczony przy ziemi, każdej nocy marzyłem, żeby odlecieć ku gwiazdom. Nic nie trzymało mnie przy brzegu, nic prócz kawałka bezwartościowego sznurka.
Aż do momentu, w którym spotkałem ciebie." - pojawia się tajemniczy ktoś i sprawia, że coś trzyma nasz latawiec przy ziemi. Znajduje go na niebie i docenia piękne barwy, a nawet więcej studiuje z uwagą każdy zapisek. Swoją obecnością, słowami i uśmiechem sprawia, że właściciel serca-latawca też zaczyna się uśmiechać. Delikatny dotyk okazał się uzależniający. To wszystko sprowadza się do jednego - " Chciałem ciebie." Te dwa słowa to dla mnie wyraz przywiązania, wraz szczerych uczuć.
W końcu ktoś przewiązał sznureczek latawca na swój nadgarstek, biorąc za niego pełną odpowiedzialność, pozwalając na wolność, ale pilnując powrotu. "Zostałeś strażnikiem mojego serca, opiekunem tego kolorowego latawca, o którym świat zapomniał, a który dla ciebie stał się centrum świata. Ozdobiłeś go barwami złotych uścisków dłoni za dnia i burgundowych pocałunków po zmroku." ;WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW; Strażnik, opiekun kolorowego, delikatnego latawca. Człowiek o sercu-kotwicy.
Latawiec został połączony z kotwicą miłością. Hm... według mnie dzięki temu zyskał wolność. Kotwica na statku jest wyrzucana wtedy, gdy statek CHCE się zatrzymać, więc latawiec będzie mógł swobodnie poruszać się po błękicie nieba. A trwałość miłości sprawi, że zawsze będzie mógł wrócić na ziemię dzięki swojej kotwicy.
To przepiękne opowiadanie. Bardzo Twoje. I bardzo wyraźnie do mnie przemawia. Wieloma głosami. Nie dodaję już nic więcej, bo i tak już się zbytnio rozpisałam.
Dziękuję, że pozwoliłaś mi przeczytać.
Kocham bardzo mocno.
Yume~