4.09.2017

Tarantella: ~nowa gra~



Padał deszcz.

Mozaika ciężkich kropel rozmywała świat, topiąc go w swoim dziwnym, refleksyjnym nastroju. Przycupnięte w głębi doliny miasteczko przywitało ulewę nagłą pustką ulic i gwałtownym trzaskiem zamykanych okiennic. Kolorowe parasole coraz rzadziej jaśniały na chodnikach, a słaba łuna świateł przebijała się niezgrabnie przez tkaną z deszczu kurtynę, próbując swoim ciepłem rozproszyć sieć bezwzględnych kropel. Bezskutecznie. Nic nie mogło konkurować z potęgą ulewy. Było cicho i pusto. Spokojnie.

Zbyt spokojnie.

Taemin zmarszczył nos, niezadowolony, i niecierpliwie zamachał nogami w powietrzu, rozbryzgując przy tym wodę z najbliższej kałuży. Nie lubił deszczu. Ulewna pogoda od zawsze wprawiała go w dziwny niepokój. Uwielbiał burze i wichury, ich gwałtowność i nieprzewidywalność sprawiały, że odnajdywał w nich szalone, a przy tym dziwnie czyste piękno, które każdorazowo go ujmowało. Jeśli jednak chodziło o zwykły deszcz, sprawa miała się zupełnie inaczej. Jego jednostajny szum wprawiał Taemina w mimowolne rozdrażnienie, a nieubłagana sieć kropel zdawała się przygniatać go do ziemi, czyniąc każdy ruch o stokroć trudniejszym. Deszcz był ciężki, bezwzględny, zimny.

Kropla zsunęła się z taeminowej grzywki i chłodnym ukłuciem spadła na jeden z jego policzków. Chłopak wzdrygnął się i gwałtownie pokręcił głową na boki, rozsiewając drobinki wody wokół siebie. Następnie zamachał nogami jeszcze mocniej, ponownie mącąc taflę kałuży. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Niekontrolowany, gwałtowny, zimny dreszcz. Taemin nie lubił tego typu dreszczy tak samo mocno, jak samej ulewy. Nie lubił, kiedy jego ciało trzęsło się nieznośnie, bezbronne wobec mocy kłujących skórę kropel. A mimo to siedział pośrodku deszczu, pozwalając lodowatej wodzie spływać mu po plecach. Buntowniczo machał nogami i wbijał wzrok w szare niebo, zbyt uparty, żeby uciekać przed ulewą, tak, jak robili to mieszkańcy miasteczka. Miał ochotę spędzić czas na zewnątrz, i żaden głupi deszcz nie mógł go przed tym powstrzymać.

Chłopak wziął głęboki wdech, smakując zapach wilgotnej ziemi. Dziwnie było mu tonąć w tym przesiąkniętym wodą chłodzie, kiedy przed oczami wciąż miał płomienne obrazy poprzedniego wieczora. Rozpamiętywał żar ust i gorąc dotyku. I ciemne, głębokie oczy. Oczy wypełnione ogniem.

Taemin przekrzywił głowę i zerknął w stronę starego domu. Pośród zamglonych warstw spływającej z nieba wody, dało się dostrzec nieznaczne, świetliste poruszenie, sączące się z pokoju, w którym przebywał Minho. Młodszy uśmiechnął się delikatnie, po czym znów skierował wzrok ku niebu, pozwalając kroplom malować jego twarz zamyśloną barwą.

Taemin naprawdę nie lubił deszczu.

Ale dzisiejsza ulewa była inna, była dziwna. Pasowała do jego nastroju.

Chłopak przymknął oczy i zaczął nucić melodię, która zeszłej nocy kołysała go do snu. Jego głos komponował się z jednostajnym szumem kropel, tworząc dźwięczną deszczową piosenkę. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że ten irytujący, przewidywalny odgłos ulewy kiedykolwiek wyda mu się piękny. Tak samo, jak dziwny spokój, który czuł w głębi piersi.

Taemin naprawdę nie lubił spokoju.

A mimo to się mu poddawał. Choć żar dotyku ostygł, a szaleństwo spojrzeń przygasło, w sercu Taemina pozostało dziwne ciepło, które nie było w żadnym stopniu porywcze czy ekscytujące, a mimo to dawało mu nieoczekiwaną radość. Ta niezrozumiała harmonia wpisała się w atmosferę deszczowego dnia, plącząc myśli w siatkę kropel.

Taemin westchnął cicho, bezradnie, nie rozumiejąc stanu własnego serca. Co też się z nim stało, że nagle został sprzymierzeńcem ulewy? Była melancholijna, patetyczna i wzniosła. Nudna. Majestatyczne krople spływały szumnie z dostojnego, grafitowego nieba, obmywając świat z brudu, niosąc z sobą chmurę refleksyjnego nastroju, która mąciła myśli nieuważnych ludzi, która nasączała ich serca mglistą zadumą.

Taemin naprawdę nie lubił deszczu.

Bo deszcz niósł z sobą powagę.

Ukrócał szaleństwa, ostudzał zapał, wychładzał entuzjazm, usypiał energię. Wprawiał w dziwne, pełne zadumy odrętwienie, którego Taemin nigdy do końca nie rozumiał. Którego czasem się wręcz bał.

Bo deszcz budził w nim wrażliwość.

Coś, o co nigdy by się nie posądzał. Znał pojęcie wrażliwości już od bardzo dawna. Wiedział, że jego hyung był wrażliwy. Mógł zachowywać się w sposób chłodny i opanowany, ale Taemin od zawsze dostrzegał w nim tę dziwną, uczuciową miękkość serca, którą starszy zupełnie wypierał ze świadomości. Jej obecność nie była dziwna. W głębi duszy Minho był artystą. Musiał zatem mieć w sobie wrażliwość. Taeminowi nigdy nie przeszkadzała ta hyungowa słabość, nawet jeśli on sam takowej nie doświadczył. Wręcz przeciwnie, uważał ją za całkiem urokliwą. Podobał mu się sposób, w jaki Minho wyrażał swoje uczucia, zamykając je w kolejnych pozytywkowych melodiach. Nigdy jednak nie sądził, że jedna z nich zbłąka się również ku jego własnemu sercu, czyniąc je niedorzecznie miękkim i słabym, drżącym na wspomnienie spojrzenia czarnych oczu.

Ta tkliwa melodia wciąż rozbrzmiewała mu w uszach, mieszając się z szumem deszczu, zagnieżdżając w sercu ciepło, opowiadając o nieznanych dotąd uczuciach.

Ucząc Lee Taemina wrażliwości.

Chłopak uniósł rękę i ułożył dłoń na piersi, po chwili zaciskając mocno palce na przemoczonym materiale ubrania. Skryte w klatce żeber serce biło w dezorientującym rytmie. Znał wiele wygrywanych przez nie melodii. Znał gwałtowne uderzenia ekscytacji, znał szaleńcze porywy adrenaliny, znał raptowne szarpnięcia przestrachu. Ten dziwny stukot, który ostatnimi czasy czuł pod palcami, był mu jednak zupełnie obcy. Harmonijny, a jednocześnie zbyt szybki. Narwany, a przy tym dziwnie spokojny. I ciepły, tak ciepły, że niestraszna mu była lodowatość ulewnego deszczu. Taemin naprawdę chciał wiedzieć, jaki tytuł nosiła ta dziwna pieśń…

Chłopak mocno odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, rozważając to trudne zagadnienie. Naraz jego twarz przesłonił cień, a powietrze wokół niego zrobiło się dziwnie suche. Taemin powoli uniósł powieki, napotykając znajome, rozbawione spojrzenie ciemnych oczu. Hyung trzymał w dłoni śmieszny, fioletowy parasol w kropki, z jego pomocą chroniąc Taemina przed tym dziwnym deszczem. Młodszy przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela w milczeniu, znów czując to niezrozumiałe ciepło, rozchodzące się falami po całym jego ciele. Minho zmarszczył brwi, nie rozumiejąc posyłanego mu spojrzenia. Uniósł dłoń i czule odgarnął mokre kosmyki włosów z twarzy przyjaciela, po czym uśmiechnął się do niego.

- Przeziębisz się – powiedział, chyba tylko z samego poczucia obowiązku. Obaj dobrze wiedzieli, że Taemin nie chorował. Nigdy. No, może poza tamtym jednym razem, kiedy miał osiem lat i dopadła go ospa wietrzna. Minho do tej pory zastanawiał się, jakim cudem ktokolwiek z jego otoczenia uszedł wtedy z życiem, bo chory Lee Taemin to nieobliczalny Lee Taemin. Przeziębienia jednak były mu obce.
– Lepiej wracajmy do domu – dodał, starając się zabrzmieć surowo. Tak naprawdę miał już dość przyglądania się sylwetce przyjaciela z okna swojej pracowni. Chciał znów mieć Taemina w pobliżu.

- Słuchałem deszczu – odparł młodszy, wzruszając ramionami, po czym wyprostował się, i jeszcze raz spojrzał w grafit nieba. Minho uniósł brew.

- Ale ty nie lubisz deszczu… - powiedział powoli, obserwując jak Taemin podnosi się z ławeczki i wdzięcznie obraca w jego stronę.

- To czas zmian, hyung – stwierdził, i było coś niespotykanie poważnego w jego przeważnie psotnym tonie głosu. Chłopak zrobił krok w stronę Minho, i chwycił go za rękę, ciągnąc w stronę domu. Starszy w milczeniu podążył za nim, niezdolny oprzeć się przyjemnemu ciepłu dotykowi przyjaciela. – Myślę, że nawet z deszczem będę w stanie się kiedyś dogadać – dodał Taemin ciszej, a szum ulewy wdzięcznie mu zawtórował.

~*~

Taemin przekrzywił głowę, w zadumie obserwując wiszącego pod sufitem pająka. Stworzenie zdążyło już na dobre zadomowić się w swojej zwiewnej posiadłości, rozsnutej między dwiema drewnianymi, pokrytymi wyblakłą zieloną farbą ścianami. Taemin zmarszczył brwi, wspominając dzień, w którym po raz pierwszy dostrzegł pająka. Marzył wtedy o zdobyciu władzy nad magicznie lśniącymi, zapowiadającymi ekscytującą zabawę nitkami. Nie przypuszczał jednak, że ów nudny pająk zainspiruje go do czegoś stokroć bardziej intrygującego, niż figle ze śmiercią.

- Znów knujesz plan pozbycia się biednego Endymiona? – odezwał się siedzący w fotelu Minho, z przekornym zaciekawieniem spoglądając na okupującego sofę przyjaciela. Taemin powoli pokręcił głową, wprawiając kosmyki jasnych włosów w urocze kołysanie wokół jego ślicznej twarzy.

- Endymion to moja inspiracja – odparł z powagą, w dalszym ciągu obserwując niepozornego pająka, prowadzącego swój spokojny, leniwy żywot pod sufitem. Taemina od zawsze fascynowały dzikie i jadowite stworzenia. Im niebezpieczniejsze były, tym więcej radości sprawiało mu obcowanie z nimi. Nigdy nie sądził jednak, że poczuje więź z tak niepozornym, pospolitym żyjątkiem, jakim był Endymion. Ten niezwykły w swojej zwykłości pająk wiele Taemina nauczył. Chłopak chciał mieć w nim przyjaciela. – Jest pod moją protekcją – dodał stanowczym tonem, wreszcie odrywając wzrok od sufitu, i spoglądając w stronę hyunga. Ostry błysk w jego oczach był ostrzeżeniem. Od tej pory nikt w tym domu, nawet Minho, nie miał prawa tknąć Endymiona. Starszy dobrze zrozumiał zawarty w tym spojrzeniu komunikat. Pokręcił głową z niedowierzaniem i posłał przyjacielowi rozbawiony uśmiech.

- Lee Taemin o miękkim sercu – skomentował przekornie, nie odrywając wzroku od oczu przyjaciela. – Kto by pomyślał, że dożyję takiej chwili? – Jego kpiące pytanie sprawiło, że Taemin wygiął usta w podkówkę, prezentując najurokliwszą ze swoich obrażonych min.

- Nie wymądrzaj się tak – odburknął, mrużąc gniewnie oczy. – Jedno bezużyteczne zwierzątko w tym domu w zupełności mi wystarczy – rzucił, gestem głowy wskazując na Endymiona. – Ciebie mogę się pozbyć…

- Obawiam się, że na to już za późno, Taeminnie – stwierdził starszy, i choć ton jego głosu w dalszym ciągu wskazywał rozbawienie, dało się w nim wychwycić jakąś nową, łagodną nutę, która wprowadziła ich obu w nagłą, wciąż nie do końca zrozumiałą zadumę.

Bo Minho miał rację. Było już za późno. Za późno na niebezpieczne knowania. Za późno na podstępne ataki. Za późno na ryzykowne strategie. Za późno na śmiertelne igraszki. Ich gra samoistnie się wypaliła, obaj zupełnie nie umieli się już na niej skupić, a wynik przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Wizja panowania nad śmiercią straciła pierwotną atrakcyjność. W jej miejsce pojawiło się nowe, oszałamiające zjawisko. Władza nad cudzym sercem.

Taemin wygodniej ułożył się na sofie, brodę wspierając na miękkiej poduszce. Jego wielkie, zadumane oczy wpatrzyły się w zamglone deszczem okno. Zastygła w pokoju cisza była niczym pajęcza nić, rozsnuta w ciasnych, przewodzących głębokie myśli splotach. Starszy machinalnie przekartkował kilka stron trzymanej na kolanach książki, a młodszy znów zmienił pozycję, niemal czując ciężar krążących w powietrzu, niewypowiedzianych słów.

Taemin zerknął w stronę Minho. Minho pochwycił spojrzenie Taemina. Deszcz zabębnił niecierpliwie o parapet.

- Hyung, co to jest miłość? – zapytał młodszy, z właściwą sobie bezpośredniością ubierając myśli w słowa. W jego ciemnych oczach nie było choćby krztyny speszenia, jedynie odrobina zagubienia, jakby chłopak brodził pośród zupełnie nieznanych mu dotąd myśli i odczuć. Minho natomiast, zasępił się na to pytanie. Było niewygodne, problematyczne, a nade wszystko dziwnie adekwatne. Sam wielokrotnie je sobie zadawał. Nie sądził jednak, że kiedykolwiek padnie ono z ust Lee Taemina. Młodszy miał rację. Nadszedł czas zmian.

Po dłuższej chwili ciężkiego milczenia, Minho z głośnym westchnieniem odłożył książkę na stolik, po czym zerknął na wciąż przyglądającego mu się z wyczekiwaniem przyjaciela.

- To trudne pytanie – powiedział w końcu z namysłem, ważąc słowa. Młodszy powoli pokiwał głową na znak zgody, po czym wbił w przyjaciela jeszcze intensywniejsze spojrzenie.

- Znasz odpowiedzi na wiele trudnych pytań, hyung – oznajmił z prostotą, a jego oczy zamigotały nieznacznie, zdradzając tak rzadko dostrzegalny w jego postawie podziw dla starszego kolegi. Zupełnie, jakby chciał mu pokazać, że wierzy w rozwiązanie tej dziwnej zagadki. Jakby chciał dodać mu odwagi. Minho niespokojnie zabębnił palcami o blat stołu, po czym wziął głębszy wdech.

- Cóż, czytałem o tym w wielu książkach, słownikach, opracowaniach i encyklopediach… – przyznał w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – A mimo to wciąż nie do końca rozumiem jej istotę – dodał, marszcząc brwi w zamyśleniu. – Nie wiem ani do czego służy, ani jak się ją wyłącza…

- Może po prostu się nie da? – odezwał się Taemin, cały czas w skupieniu przypatrując się swojemu przyjacielowi. Dziwił go ten zakłopotany, niepewny własnych słów Minho. Był tak różny od chłodnego i opanowanego hyunga, którego znał. Tymczasem słowa Taemina najwyraźniej jeszcze mocniej zachwiały jego równowagą, bo teraz nie tylko bębnił palcami o stół, ale i nerwowo zagryzał wargę od wewnątrz. Minho wyglądał na zagubionego. Złamanego zagadką, która wymykała się jego pojęciu logiki. Która nie współgrała z zamysłem kontroli, na którym zbudował swoje dotychczasowe życie.

- Każdy mechanizm da się wyłączyć, Taeminnie – powiedział w końcu starszy, i choć jego głos zabrzmiał pewnie, to w oczach skryło się wahanie. Taemin przekrzywił głowę, jakby próbując spojrzeć na sytuację pod innym kątem.

- W takim razie być może miłość nie jest mechanizmem – wysnuł wniosek, z zaciekawieniem obserwując zdziwioną minę przyjaciela.

- Więc czym? – zapytał Minho bezradnie, na co młodszy wzruszył ramionami.

- Może dzikim zwierzęciem? – zastanawiał się na głos Taemin. Takie rozwiązanie zagadki pasowało do tego nietypowego drżenia w piersi, które ostatnimi czasy odczuwał. Zupełnie, jakby jego serce zmieniło się w dzikiego ptaka, którego ktoś zamknął w klatce żeber, uniemożliwiając swobodny lot. Tym kimś był nie kto inny, jak jego hyung. Każdy jego dotyk, każde spojrzenie, były w stanie wprawić taeminowe serce w kłopotliwe, a zarazem dziwnie urokliwe trzepotanie. Czy to właśnie była miłość?

- W żadnej z czytanych przeze mnie encyklopedii nie ma wzmianki o dzikich zwierzętach – odparł Minho, najwyraźniej niezbyt usatysfakcjonowany teorią przyjaciela. Młodszy nie zraził się jego brakiem aprobaty. Ponownie zmienił pozycję, tym razem przewieszając nogi przez boczne oparcie sofy i machając nimi w powietrzu. Zamruczał cicho w zamyśleniu.

- A co takiego mówią w encyklopediach? – zapytał w końcu, nie mając więcej pomysłów na rozwiązanie tej dziwnej zagadki. Minho zmarszczył brwi i wsparł łokcie na kolanach.

- Według jednej z definicji, miłość to bezwarunkowa troska – powiedział powoli, po czym uniósł wzrok na wciąż machającego nogami w powietrzu przyjaciela. W ciemnych oczach starszego zajaśniał nowy błysk zaintrygowania. – Czy ty się o mnie troszczysz, Taeminnie? – zapytał, nie kryjąc szczerej ciekawości. Młodszy energicznie przytaknął.

- Oczywiście! – oparł bez chwili zastanowienia. – Nie bez powodu chciałem cię zabić. Żebyś nie musiał dłużej się nudzić – dodał w ramach rzeczowego wyjaśnienia. Ta pokrętna, a zarazem dziwnie urocza deklaracja sprawiła, że Minho mimowolnie się uśmiechnął.

- Chyba nie o taką formę troski chodziło autorom definicji... – stwierdził z rozbawieniem, ale jego uwaga została całkowicie zignorowana, bo naraz Taemin uniósł się na łokciu, spoglądając na przyjaciela z ożywieniem.

- A ty, hyung? Troszczysz się o mnie? – zapytał z prostotą, zdziwiony tym, jak bardzo zależy mu na odpowiedzi. Z jakiegoś powodu niezwykle spodobała mu się wizja troszczącego się o niego Minho. Starszy zaśmiał się serdecznie, a jego oczy nabrały rozczulonego wyrazu.

- Naturalnie – potwierdził szczerze, po czym na chwilę zamilkł, najwyraźniej gryząc się z myślami. Taemin posłał mu pytające spojrzenie, a on odpowiedział mu niepewnym uśmiechem, a w końcu westchnął ciężko. – Ale nie chcę cię zabić – wyznał z wahaniem. – Już nie. – Taemin przez chwilę trawił te słowa, po czym zmrużył oczy i posłał przyjacielowi przekorne spojrzenie.

- Czyżbym był zbyt estetycznym elementem otoczenia, żeby tak po prostu zakopać mnie w ziemi? – zapytał podejrzliwym tonem, na co starszy wywrócił oczami.

- Nie bądź głupi. Nigdy w życiu nie pozwoliłbym ci gnić w zimnej glebie – oświadczył z powagą, graniczącą z oburzeniem. – Zadbałbym o uwiecznienie twojego piękna, możesz być tego pewien – dodał obiecującym tonem, i choć jego słowa mogły zabrzmieć pokrętnie, bądź wręcz makabrycznie, Taemin dostrzegł w nich troskę i czułość, które wprawiły jego serce w drżenie. Młodszy uśmiechnął się pięknie, po czym pokiwał głową.

- Masz rację, hyung. Zabawa w zabijanie zrobiła się nudna. Znacznie ciekawiej jest, kiedy obaj żyjemy – oznajmił wspaniałomyślnym tonem, a chwilę potem jego oczy zamigotały urokliwie. – Więc troska się zgadza. Pasujemy do definicji! – zawyrokował entuzjastycznie, a jego szczere zaangażowanie w temat sprawiło, że nawet Minho nie był już w stanie odnosić się do zagadnienia z niechęcią.

- To nie jedyna, jaką przeczytałem – przyznał, z rozbawieniem obserwując zaciekawioną minę przyjaciela.

- Zatem, omówmy je wszystkie. – Taemin zsunął się z sofy, tym razem przysiadając na podłodze. Jego nieustanna potrzeba ruchu nie przestawała zadziwiać, a fakt, że nawet tak poważną rozmowę musiał prowadzić ciągle zmieniając pozycję, okazał się na swój sposób uroczy. Młodszy ułożył dłoń na chłodnej posadzce, i zaczął kreślić palcem tajemne, niewidzialne wzory na jej powierzchni. Jednocześnie wbił w przyjaciela uważne spojrzenie. Minho westchnął ciężko, ale uległ, nie mogąc się oprzeć żywemu zainteresowaniu swojego towarzysza.

- Zgodnie z teorią Roberta Sternberga na miłość składają się trzy główne czynniki – zaczął rzeczowym tonem, przywołując w pamięci wyczytane gdzieś kiedyś słowa badacza. Taemin pokiwał głową w zamyśleniu.

- Trzy czynniki? – Choć jego mina była poważna, starszemu nie umknął psotny błysk w ciemnych oczach. – W naszym przypadku byłyby to chyba nuda, pająki i pozytywki? – rzucił retorycznie, na co Minho ze śmiechem wywrócił oczami.

- Obawiam się, że pan Sternberg nie uwzględnił naszego przypadku w swojej teorii – powiedział tonem wyrażającym najwyższe ubolewanie nad ułomnością kolejnej definicji. Niespodziewanie jednak na twarzy młodszego wykwitł delikatny uśmiech.

- To dlatego, że jesteśmy parą jedyną w swoim rodzaju, hyung – odparł z prostotą, a jego słowa zabrzmiały jednocześnie zuchwale i czule. Minho przez chwilę mimowolnie wpatrywał się w ciemne, głębokie oczy przyjaciela, które zdawały się hipnotyzować go coraz mocniej wraz z każdym wymienionym spojrzeniem. W końcu jednak odwrócił wzrok, wciąż nie mogąc przywyknąć do złowróżbnych zgrzytów i klekotów w swojej piersi.

- Cóż, według tej teorii owe filary miłości to zaangażowanie, intymność i namiętność. Jeśli wszystkie trzy się zrównoważą, mamy do czynienia z miłością doskonałą – kontynuował, naraz zaskoczony zachrypniętą barwą własnego głosu. Dziwne, tajemne moce tego jasnowłosego diabła na dobre posiadły władzę nad jego ciałem. Czasem wystarczyło jedno zerknięcie, i już przepadał. Życie pod dyktandem uczuć okazało się dokładnie tak trudne i niedorzeczne, jak się tego spodziewał. A mimo to, nie żałował. Lee Taemin był jedyną istotą na całym tym świecie godną dzierżyć stery jego  serca.

- To pierwsze jest proste, hyung. Możemy to z miejsca zaliczyć – oznajmił Taemin pewnym tonem, jednocześnie bokiem kładąc się na podłodze i wspierając głowę na dłoni, tak żeby wciąż mieć oko na swojego rozmówcę.

- Zaangażowanie? – Minho uniósł brew, zaskoczony zdecydowaniem w postawie przyjaciela. Jemu samemu ten punkt definicji sprawiał spory problem. – Czujesz się zaangażowany w ten… - starszy się zawahał - …związek? – wydusił w końcu. Taemin zmarszczył brwi.

- A ty nie? – rzucił bezpośrednio. – Hyung, spójrz na nas – powiedział i zawiesił głos, jakby czekając na pełną olśnienia reakcję. Po upływie paru sekund ciszy Minho rozłożył ręce pytająco.

- No…? – ponaglił, na co młodszy westchnął.

- Żyjemy! – podpowiedział w końcu niecierpliwie, jakby oczekiwał po przyjacielu nieco większej domyślności. – Obaj – dodał z naciskiem.

- Sugerujesz, że gdybyśmy nie zaangażowali się w naszą relację, nie przerwalibyśmy gry, dopóki ktoś by nie zginął? – dopytał Minho pełnym namysłu tonem, a młodszy klasnął w dłonie, zadowolony, że wreszcie go zrozumiano.

- Otóż to, hyung. Zabawa ze śmiercią nie przestała być ekscytująca, ale…

- Straciła priorytet. – Minho pokiwał głową ze zrozumieniem. – Chyba masz rację.

- Żyjemy, bo chcemy spędzać ze sobą czas. Nie uważasz, że to urocze, hyung? – rzucił Taemin przekornie, nie maskując jednak szczerej barwy swojego spojrzenia. Minho pozwolił sobie na łagodny uśmiech.

- Coś w tym jest – przyznał miękkim tonem, zaskoczony tym, jak często ostatnimi czasy zdarza mu się przyjmować do wiadomości kwestie, które kiedyś szczerze go przerażały. Rozmowa o miłości chyba naprawdę była adekwatna do sytuacji. Choi odchrząknął, na powrót się skupiając. – Zatem mamy już zaangażowanie. Dalej jest intymność, tudzież bliskość. Z tego co wiem, pod tymi pojęciami autor teorii rozumie wszelkie pozytywne działania i uczucia wzmagające nasze przywiązanie…

- Oh, jest ich mnóstwo! – ożywił się Taemin, gwałtownie siadając. Minho rzucił mu zaciekawione spojrzenie.

- Na przykład?

- Krzyczysz na mnie – oznajmił młodszy entuzjastycznym tonem. Minho zmarszczył brwi.

- I to ma być coś pozytywnego? – zapytał skonsternowany.

- Hyung, jestem przekonany, że nikt inny na całej Ziemi nie złości się w tak fascynujący sposób, jak ty – wyjaśnił Taemin cierpliwym tonem, świadom, że prawdopodobnie starszy i tak nie zrozumie. – Myślisz, że chciałoby mi się tłuc zastawę od ciotki Estery, albo wypalać dziury w twoim perskim dywanie, gdybym nie otrzymywał tak ciekawych reakcji?

- Zaraz… jakie dziury w dy…

- A najbardziej lubię, jak jesteś już naprawdę, naprawdę wściekły – kontynuował młodszy, ignorując słowa zdezorientowanego przyjaciela. – Robisz wtedy takie niesamowite miny, a twoje oczy, ah… uwielbiam twoje oczy – wyznał rozmarzonym tonem, który sprawił, że nawet niewyjaśniona kwestia zdewastowanego perskiego dywanu poszła w odstawkę. Minho odchrząknął niezręcznie.

- Cóż, dziękuję – powiedział z wahaniem, niepewien jak zareagować. – Ale z tego wynika, że nasza bliskość bazuje na wybuchach złości. – Starszy uśmiechnął się przekornie. – Albo mi się wydaje, albo znowu robimy coś źle, Taeminnie.

- Moim zdaniem to po prostu świat nie dorasta do naszych standardów – odparł młodszy, wzruszając ramionami. – A ty, hyung? – Taemin rzucił przyjacielowi zaciekawione spojrzenie. – Czujesz się do mnie przywiązany? – Minho zawahał się, na co młodszy zrobił groźną minę. – Jeśli nie, to chętnie użyję jakiejś porządnej liny, względnie możemy wrócić do opcji łańcucha…

- Myślę, że to nie będzie konieczne – wtrącił Choi, rozbawiony urokliwą determinacją w głosie przyjaciela. – Cóż ja bym zrobił bez mojego naczelnego siewcy zamętu i chaosu? – rzucił przekornym tonem. Taemin już otworzył usta, żeby jakoś się odgryźć, ale wtedy starszy spuścił wzrok na swoje dłonie. – No i… przypuszczam też, że bez ciebie większość moich pozytywek nigdy by nie powstała – powiedział nieco ciszej, niż miał to w zamiarze. Kiedy po chwili zamyślonego milczenia uniósł wzrok, napotkał na twarzy przyjaciela dziwnie dumny uśmiech.

- Czy to znaczy, że jestem twoją inspiracją? – zapytał młodszy, leniwym gestem znów kładąc się na boku i wspierając głowę na dłoni. Psotność jego tonu zawalczyła z ciepłym blaskiem oczu. Minho niemal dał się zwieść. W ostatniej jednak chwili powstrzymał się przed przytaknięciem i zmarszczył brwi.

- Hej, nie uważasz, że to nieco niesprawiedliwe, żebyś moją inspiracją był ty, podczas gdy twoją inspiracją jest… pająk? – rzucił z ledwie wyczuwalną pretensją w głosie.

- Nie obrażaj Endymiona… – ostrzegł młodszy.

- Może ty też powinieneś komponować mu melodyjki na dobranoc? – rozkręcał się Minho. Taemin rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie.

- Czy ty jesteś zazdrosny o pająka? – zapytał, a kiedy przyjaciel nie odpowiedział, chłopak spuścił wzrok. – Była śliczna – powiedział szczerym tonem. Minho uniósł brew.

- Co?

- Twoja kołysanka. Naprawdę pięknie ci wyszła – przyznał, tym razem zerkając na przyjaciela z ledwo dostrzegalną nieśmiałością. Nieśmiały Lee Taemin – to dopiero niebywałe zjawisko! Minho uśmiechnął się ciepło.

- To dlatego, że jest dla ciebie. Te dla ciebie zawsze wychodzą mi najlepiej – wypowiedział te słowa tak czułym tonem, że Taemin mimowolnie uciekł wzrokiem, sam nie rozumiejąc swojej nietypowej reakcji. Naraz nie mógł znaleźć w głowie żadnej ciekawej riposty, a zamknięty w piersi zwierz znów zaczął uderzać skrzydłami o jego żebra. Chłopak czuł, że cały kamienieje, niezdolny do żadnego ruchu pod intensywnym spojrzeniem przyjaciela. Zagryzł wargę.

- To co tam jeszcze zostało? – zapytał, próbując przełamać ten dziwny stan, w który od jakiegoś czasu wprawiał go hyung. Minho głośno przełknął ślinę, dobrze pamiętając ostatni punkt definicji.

- Namiętność, zwana też pasją – odpowiedział, nagle niepewny czy omawianie tej akurat teorii to taki dobry pomysł. Ale było już za późno. Oczy Taemina rozbłysły niebezpiecznie, zapowiadając kłopoty.

- Jeśli chodzi o pasję zabijania, to przypuszczam, że opanowaliśmy ją do perfekcji – powiedział powoli, po czym usiadł i przekrzywił głowę. – Ale nawet ja wiem, że nie o tym tutaj mowa…

- Dlaczego, przecież pasuje jak ulał – wtrącił starszy, usiłując zachować panowanie nad sytuacją. – Próbowaliśmy się nawzajem zamordować z taką pa…

- Czy ja cię pociągam, hyung? – zapytał młodszy z naukową wręcz ciekawością. Wzrok Minho mimowolnie przesunął się po smukłej sylwetce przyjaciela, a chwilę później chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc, przymknął oczy i zamilkł. Był przyzwyczajony do prostolinijności swojego przyjaciela, ale nigdy nie sądził, że pewnego dnia okaże się ona tak problematyczna. Kiedy ponownie uniósł powieki, para wielkich, ciemnych, zaintrygowanych oczu znajdowała się tuż przed nim. Mechanizm w piersi Minho zarzęził niebezpiecznie.

- A jak ci się wydaje? – odparł zachrypniętym głosem, odwzajemniając spojrzenie. Taemin uśmiechnął się urzekająco i, nim starszy zdążył zareagować, już siedział okrakiem na jego kolanach, wciąż intensywnie się w niego wpatrując.

- Wydaje mi się, że bardzo chcesz mnie w tej chwili pocałować – stwierdził, psotnie muskając kciukiem kącik ust przyjaciela. Minho uniósł brew.

- Skąd taki wniosek?

- Twoje oczy, hyung – odpowiedział młodszy, nie odwracając zachwyconego spojrzenia od dwóch bezdennych kręgów źrenic, przeważnie chłodnych i zdystansowanych. Teraz w tych mrocznych, dzikich zwierciadłach powoli budziły się nieprzewidywalne, szalone błyski. Taemin kochał owe nieokiełznane oczy całym swoim sercem. – Są obłędne. To w nich kryje się twoja pasja – wyszeptał czule. Minho uniósł dłoń i przesunął kciukiem po bladym policzku przyjaciela.

- A twoja? – zapytał, w odpowiedzi otrzymując czarujący uśmiech.

- Moja pasja jest wszędzie, hyung. – Chłopak położył obie dłonie na twarzy przyjaciela, a jego oczy zamigotały urokliwie. – Zaraz dam ci jej zasmakować. – Po tych słowach pochylił się i pocałował przyjaciela z nieznaną im obu dotąd zmysłową głębią. Minho zmarszczył brwi i przyciągnął Taemina bliżej siebie, bez reszty oddając się temu zbliżeniu, innemu od wszystkich poprzednich. Tym razem nie przypominało ukąszenia węża, albo dzikiej mocy tajfunu. Nie płonęło żywym ogniem, nie paliło śmiertelną trucizną. A mimo to okazało się wręcz zniewalające. Pocałunek był ciepły, niczym pieśń pozytywki pośród ciszy nocy, i piękny, jak igrająca z promieniami słońca pajęcza nić. Był magnetyczny, wciągający, hipnotyzujący. I pachniał deszczem.

Zatraceni w głębi pocałunku, jeszcze przez kilka minut po jego zakończeniu wpatrywali się w siebie w milczeniu, wciąż przeżywając moc swoich uczuć. W końcu starszy uniósł jeden kącik ust w górę.

- Czyli namiętność chyba też możemy zaliczyć? – stwierdził, z rozbawieniem obserwując zarumienioną od pocałunku twarz przyjaciela i jego nabrzmiałe usta.

- Tak, mamy komplet! – odparł Taemin entuzjastycznie, zupełnie nie przejmując się posyłanym mu spojrzeniem. – Myślisz, że pan Sternberg byłby z nas dumny? – zapytał z ożywieniem, na co Choi pokręcił głową z powątpiewaniem.

- Myślę raczej, że załamałby się, widząc, jak wywracamy całą jego teorię do góry nogami. – Starszy pieszczotliwie przesunął dłonią po udzie przyjaciela. – Definicja naszej miłości to chyba po prostu obłęd – stwierdził, na co młodszy w zamyśleniu pokiwał głową.

- Cóż, nigdy nie żyliśmy według schematów, hyung – skwitował rzeczowym tonem, po czym uśmiechnął się promiennie. – Teraz też możemy zrobić to po swojemu.

- Zrobić co? – Minho uniósł brew, a oczy Taemina zamigotały czarująco.

- Kochać – odparł z prostotą. – Kochajmy, hyung. I uczyńmy z miłości najbardziej nietypową, ekscytującą, szaloną grę, jaką widział ten świat. – Złowieszczy uśmiech, którym zwieńczył te słowa sam w sobie wystarczył za przeważający argument. Minho bez wahania skinął głową.

Początek nowej gry przypieczętowali iście obłędnym pocałunkiem. Obłędnym, jak ich umysły. Obłędnym, jak ich serca.

Obłędnym, jak ich miłość.

2 komentarze:

  1. To ja jeszcze tu na chwilę.
    Kurwa Shizu.
    "Chciałabym się podzielić weną, ale sama usycham z jej braku"
    USYCHAM Z BRAKU WENY?!? USYCHAM?!?!?
    JAK PO TAKIM CZYMŚ UWAŻASZ, ŻE TY USYCHASZ TO JA TEŻ TAK CHCĘ.
    OMGGGGGGG, NO NIE MOGĘ NO.
    NAWET MNIE NIE DENERWUJ XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, Kummie xD Połowa tego rozdziału istnieje już od wiosny (pisanie z dużym zapasem, czyli typowa Shizu). Skończyłam go około miesiąc temu, ale ledwo mi się to udało ;;; Niemniej cieszę się, że mimo tych trudności efekt jest dobry! <3

      Usuń

Template made by Robyn Gleams