Padał deszcz.
Mozaika ciężkich kropel rozmywała świat, topiąc go w swoim
dziwnym, refleksyjnym nastroju. Przycupnięte w głębi doliny miasteczko
przywitało ulewę nagłą pustką ulic i gwałtownym trzaskiem zamykanych okiennic.
Kolorowe parasole coraz rzadziej jaśniały na chodnikach, a słaba łuna świateł
przebijała się niezgrabnie przez tkaną z deszczu kurtynę, próbując swoim
ciepłem rozproszyć sieć bezwzględnych kropel. Bezskutecznie. Nic nie mogło
konkurować z potęgą ulewy. Było cicho i pusto. Spokojnie.
Zbyt spokojnie.
Taemin zmarszczył nos, niezadowolony, i niecierpliwie
zamachał nogami w powietrzu, rozbryzgując przy tym wodę z najbliższej kałuży.
Nie lubił deszczu. Ulewna pogoda od zawsze wprawiała go w dziwny niepokój.
Uwielbiał burze i wichury, ich gwałtowność i nieprzewidywalność sprawiały, że
odnajdywał w nich szalone, a przy tym dziwnie czyste piękno, które każdorazowo
go ujmowało. Jeśli jednak chodziło o zwykły deszcz, sprawa miała się zupełnie
inaczej. Jego jednostajny szum wprawiał Taemina w mimowolne rozdrażnienie, a
nieubłagana sieć kropel zdawała się przygniatać go do ziemi, czyniąc każdy ruch
o stokroć trudniejszym. Deszcz był ciężki, bezwzględny, zimny.
Kropla zsunęła się z taeminowej grzywki i chłodnym ukłuciem
spadła na jeden z jego policzków. Chłopak wzdrygnął się i gwałtownie pokręcił
głową na boki, rozsiewając drobinki wody wokół siebie. Następnie zamachał
nogami jeszcze mocniej, ponownie mącąc taflę kałuży. Jego ciałem wstrząsnął
dreszcz. Niekontrolowany, gwałtowny, zimny
dreszcz. Taemin nie lubił tego typu dreszczy tak samo mocno, jak samej ulewy.
Nie lubił, kiedy jego ciało trzęsło się nieznośnie, bezbronne wobec mocy
kłujących skórę kropel. A mimo to siedział pośrodku deszczu, pozwalając
lodowatej wodzie spływać mu po plecach. Buntowniczo machał nogami i wbijał
wzrok w szare niebo, zbyt uparty, żeby uciekać przed ulewą, tak, jak robili to
mieszkańcy miasteczka. Miał ochotę spędzić czas na zewnątrz, i żaden głupi
deszcz nie mógł go przed tym powstrzymać.
Chłopak wziął głęboki wdech, smakując zapach wilgotnej
ziemi. Dziwnie było mu tonąć w tym przesiąkniętym wodą chłodzie, kiedy przed
oczami wciąż miał płomienne obrazy poprzedniego wieczora. Rozpamiętywał żar ust
i gorąc dotyku. I ciemne, głębokie oczy. Oczy wypełnione ogniem.
Taemin przekrzywił głowę i zerknął w stronę starego domu.
Pośród zamglonych warstw spływającej z nieba wody, dało się dostrzec
nieznaczne, świetliste poruszenie, sączące się z pokoju, w którym przebywał
Minho. Młodszy uśmiechnął się delikatnie, po czym znów skierował wzrok ku
niebu, pozwalając kroplom malować jego twarz zamyśloną barwą.
Taemin naprawdę nie lubił deszczu.
Ale dzisiejsza ulewa była inna, była dziwna. Pasowała do
jego nastroju.
Chłopak przymknął oczy i zaczął nucić melodię, która zeszłej
nocy kołysała go do snu. Jego głos komponował się z jednostajnym szumem kropel,
tworząc dźwięczną deszczową piosenkę. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że ten
irytujący, przewidywalny odgłos ulewy kiedykolwiek wyda mu się piękny. Tak
samo, jak dziwny spokój, który czuł w głębi piersi.
Taemin naprawdę nie lubił spokoju.
A mimo to się mu poddawał. Choć żar dotyku ostygł, a
szaleństwo spojrzeń przygasło, w sercu Taemina pozostało dziwne ciepło, które
nie było w żadnym stopniu porywcze czy ekscytujące, a mimo to dawało mu
nieoczekiwaną radość. Ta niezrozumiała harmonia wpisała się w atmosferę
deszczowego dnia, plącząc myśli w siatkę kropel.
Taemin westchnął cicho, bezradnie, nie rozumiejąc stanu
własnego serca. Co też się z nim stało, że nagle został sprzymierzeńcem ulewy?
Była melancholijna, patetyczna i wzniosła.
Nudna. Majestatyczne krople spływały szumnie z dostojnego, grafitowego
nieba, obmywając świat z brudu, niosąc z sobą chmurę refleksyjnego nastroju,
która mąciła myśli nieuważnych ludzi, która nasączała ich serca mglistą zadumą.
Taemin naprawdę nie lubił deszczu.
Bo deszcz niósł z sobą powagę.
Ukrócał szaleństwa, ostudzał zapał, wychładzał entuzjazm,
usypiał energię. Wprawiał w dziwne, pełne zadumy odrętwienie, którego Taemin
nigdy do końca nie rozumiał. Którego czasem się wręcz bał.
Bo deszcz budził w nim
wrażliwość.
Coś, o co nigdy by się nie posądzał. Znał pojęcie wrażliwości
już od bardzo dawna. Wiedział, że jego hyung był wrażliwy. Mógł zachowywać się
w sposób chłodny i opanowany, ale Taemin od zawsze dostrzegał w nim tę dziwną,
uczuciową miękkość serca, którą starszy zupełnie wypierał ze świadomości. Jej
obecność nie była dziwna. W głębi duszy Minho był artystą. Musiał zatem mieć w
sobie wrażliwość. Taeminowi nigdy nie przeszkadzała ta hyungowa słabość, nawet
jeśli on sam takowej nie doświadczył. Wręcz przeciwnie, uważał ją za całkiem
urokliwą. Podobał mu się sposób, w jaki Minho wyrażał swoje uczucia, zamykając
je w kolejnych pozytywkowych melodiach. Nigdy jednak nie sądził, że jedna z
nich zbłąka się również ku jego własnemu sercu, czyniąc je niedorzecznie
miękkim i słabym, drżącym na wspomnienie spojrzenia czarnych oczu.
Ta tkliwa melodia wciąż rozbrzmiewała mu w uszach, mieszając
się z szumem deszczu, zagnieżdżając w sercu ciepło, opowiadając o nieznanych
dotąd uczuciach.
Ucząc Lee Taemina wrażliwości.
Chłopak uniósł rękę i ułożył dłoń na piersi, po chwili
zaciskając mocno palce na przemoczonym materiale ubrania. Skryte w klatce żeber
serce biło w dezorientującym rytmie. Znał wiele wygrywanych przez nie melodii.
Znał gwałtowne uderzenia ekscytacji, znał szaleńcze porywy adrenaliny, znał
raptowne szarpnięcia przestrachu. Ten dziwny stukot, który ostatnimi czasy czuł
pod palcami, był mu jednak zupełnie obcy. Harmonijny, a jednocześnie zbyt
szybki. Narwany, a przy tym dziwnie spokojny. I ciepły, tak ciepły, że niestraszna mu była lodowatość ulewnego
deszczu. Taemin naprawdę chciał wiedzieć, jaki tytuł nosiła ta dziwna pieśń…
Chłopak mocno odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy,
rozważając to trudne zagadnienie. Naraz jego twarz przesłonił cień, a powietrze
wokół niego zrobiło się dziwnie suche. Taemin powoli uniósł powieki,
napotykając znajome, rozbawione spojrzenie ciemnych oczu. Hyung trzymał w dłoni
śmieszny, fioletowy parasol w kropki, z jego pomocą chroniąc Taemina przed tym
dziwnym deszczem. Młodszy przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela w milczeniu,
znów czując to niezrozumiałe ciepło, rozchodzące się falami po całym jego
ciele. Minho zmarszczył brwi, nie rozumiejąc posyłanego mu spojrzenia. Uniósł
dłoń i czule odgarnął mokre kosmyki włosów z twarzy przyjaciela, po czym
uśmiechnął się do niego.
- Przeziębisz się – powiedział, chyba tylko z samego
poczucia obowiązku. Obaj dobrze wiedzieli, że Taemin nie chorował. Nigdy. No,
może poza tamtym jednym razem, kiedy miał osiem lat i dopadła go ospa wietrzna.
Minho do tej pory zastanawiał się, jakim cudem ktokolwiek z jego otoczenia
uszedł wtedy z życiem, bo chory Lee Taemin to nieobliczalny Lee Taemin. Przeziębienia jednak były mu obce.
– Lepiej wracajmy do domu – dodał, starając się zabrzmieć
surowo. Tak naprawdę miał już dość przyglądania się sylwetce przyjaciela z okna
swojej pracowni. Chciał znów mieć Taemina w pobliżu.
- Słuchałem deszczu – odparł młodszy, wzruszając ramionami,
po czym wyprostował się, i jeszcze raz spojrzał w grafit nieba. Minho uniósł
brew.
- Ale ty nie lubisz deszczu… - powiedział powoli, obserwując
jak Taemin podnosi się z ławeczki i wdzięcznie obraca w jego stronę.
- To czas zmian, hyung – stwierdził, i było coś
niespotykanie poważnego w jego przeważnie psotnym tonie głosu. Chłopak zrobił
krok w stronę Minho, i chwycił go za rękę, ciągnąc w stronę domu. Starszy w
milczeniu podążył za nim, niezdolny oprzeć się przyjemnemu ciepłu dotykowi
przyjaciela. – Myślę, że nawet z deszczem będę w stanie się kiedyś dogadać –
dodał Taemin ciszej, a szum ulewy wdzięcznie mu zawtórował.
~*~
Taemin przekrzywił głowę, w zadumie obserwując wiszącego pod
sufitem pająka. Stworzenie zdążyło już na dobre zadomowić się w swojej zwiewnej
posiadłości, rozsnutej między dwiema drewnianymi, pokrytymi wyblakłą zieloną
farbą ścianami. Taemin zmarszczył brwi, wspominając dzień, w którym po raz
pierwszy dostrzegł pająka. Marzył wtedy o zdobyciu władzy nad magicznie
lśniącymi, zapowiadającymi ekscytującą zabawę nitkami. Nie przypuszczał jednak,
że ów nudny pająk zainspiruje go do czegoś stokroć bardziej intrygującego, niż
figle ze śmiercią.
- Znów knujesz plan pozbycia się biednego Endymiona? –
odezwał się siedzący w fotelu Minho, z przekornym zaciekawieniem spoglądając na
okupującego sofę przyjaciela. Taemin powoli pokręcił głową, wprawiając kosmyki
jasnych włosów w urocze kołysanie wokół jego ślicznej twarzy.
- Endymion to moja inspiracja – odparł z powagą, w dalszym
ciągu obserwując niepozornego pająka, prowadzącego swój spokojny, leniwy żywot
pod sufitem. Taemina od zawsze fascynowały dzikie i jadowite stworzenia. Im
niebezpieczniejsze były, tym więcej radości sprawiało mu obcowanie z nimi.
Nigdy nie sądził jednak, że poczuje więź z tak niepozornym, pospolitym
żyjątkiem, jakim był Endymion. Ten niezwykły w swojej zwykłości pająk wiele
Taemina nauczył. Chłopak chciał mieć w nim przyjaciela. – Jest pod moją
protekcją – dodał stanowczym tonem, wreszcie odrywając wzrok od sufitu, i
spoglądając w stronę hyunga. Ostry błysk w jego oczach był ostrzeżeniem. Od tej
pory nikt w tym domu, nawet Minho, nie miał prawa tknąć Endymiona. Starszy
dobrze zrozumiał zawarty w tym spojrzeniu komunikat. Pokręcił głową z
niedowierzaniem i posłał przyjacielowi rozbawiony uśmiech.
- Lee Taemin o miękkim sercu – skomentował przekornie, nie
odrywając wzroku od oczu przyjaciela. – Kto by pomyślał, że dożyję takiej
chwili? – Jego kpiące pytanie sprawiło, że Taemin wygiął usta w podkówkę,
prezentując najurokliwszą ze swoich obrażonych min.
- Nie wymądrzaj się tak – odburknął, mrużąc gniewnie oczy. –
Jedno bezużyteczne zwierzątko w tym domu w zupełności mi wystarczy – rzucił,
gestem głowy wskazując na Endymiona. – Ciebie mogę się pozbyć…
- Obawiam się, że na to już za późno, Taeminnie – stwierdził
starszy, i choć ton jego głosu w dalszym ciągu wskazywał rozbawienie, dało się
w nim wychwycić jakąś nową, łagodną nutę, która wprowadziła ich obu w nagłą,
wciąż nie do końca zrozumiałą zadumę.
Bo Minho miał rację. Było już za późno. Za późno na niebezpieczne
knowania. Za późno na podstępne ataki. Za późno na ryzykowne strategie. Za
późno na śmiertelne igraszki. Ich gra samoistnie się wypaliła, obaj zupełnie
nie umieli się już na niej skupić, a wynik przestał mieć jakiekolwiek
znaczenie. Wizja panowania nad śmiercią straciła pierwotną atrakcyjność. W jej
miejsce pojawiło się nowe, oszałamiające zjawisko. Władza nad cudzym sercem.
Taemin wygodniej ułożył się na sofie, brodę wspierając na
miękkiej poduszce. Jego wielkie, zadumane oczy wpatrzyły się w zamglone
deszczem okno. Zastygła w pokoju cisza była niczym pajęcza nić, rozsnuta w
ciasnych, przewodzących głębokie myśli splotach. Starszy machinalnie
przekartkował kilka stron trzymanej na kolanach książki, a młodszy znów zmienił
pozycję, niemal czując ciężar krążących w powietrzu, niewypowiedzianych słów.
Taemin zerknął w stronę Minho. Minho pochwycił spojrzenie
Taemina. Deszcz zabębnił niecierpliwie o parapet.
- Hyung, co to jest miłość? – zapytał młodszy, z właściwą
sobie bezpośredniością ubierając myśli w słowa. W jego ciemnych oczach nie było
choćby krztyny speszenia, jedynie odrobina zagubienia, jakby chłopak brodził
pośród zupełnie nieznanych mu dotąd myśli i odczuć. Minho natomiast, zasępił
się na to pytanie. Było niewygodne, problematyczne, a nade wszystko dziwnie adekwatne. Sam wielokrotnie je sobie
zadawał. Nie sądził jednak, że kiedykolwiek padnie ono z ust Lee Taemina.
Młodszy miał rację. Nadszedł czas zmian.
Po dłuższej chwili ciężkiego milczenia, Minho z głośnym
westchnieniem odłożył książkę na stolik, po czym zerknął na wciąż
przyglądającego mu się z wyczekiwaniem przyjaciela.
- To trudne pytanie – powiedział w końcu z namysłem, ważąc
słowa. Młodszy powoli pokiwał głową na znak zgody, po czym wbił w przyjaciela
jeszcze intensywniejsze spojrzenie.
- Znasz odpowiedzi na wiele trudnych pytań, hyung – oznajmił
z prostotą, a jego oczy zamigotały nieznacznie, zdradzając tak rzadko
dostrzegalny w jego postawie podziw dla starszego kolegi. Zupełnie, jakby
chciał mu pokazać, że wierzy w rozwiązanie tej dziwnej zagadki. Jakby chciał
dodać mu odwagi. Minho niespokojnie zabębnił palcami o blat stołu, po czym
wziął głębszy wdech.
- Cóż, czytałem o tym w wielu książkach, słownikach,
opracowaniach i encyklopediach… – przyznał w końcu, ostrożnie dobierając słowa.
– A mimo to wciąż nie do końca rozumiem jej istotę – dodał, marszcząc brwi w
zamyśleniu. – Nie wiem ani do czego służy, ani jak się ją wyłącza…
- Może po prostu się nie da? – odezwał się Taemin, cały czas
w skupieniu przypatrując się swojemu przyjacielowi. Dziwił go ten zakłopotany,
niepewny własnych słów Minho. Był tak różny od chłodnego i opanowanego hyunga,
którego znał. Tymczasem słowa Taemina najwyraźniej jeszcze mocniej zachwiały
jego równowagą, bo teraz nie tylko bębnił palcami o stół, ale i nerwowo
zagryzał wargę od wewnątrz. Minho wyglądał na zagubionego. Złamanego zagadką,
która wymykała się jego pojęciu logiki. Która nie współgrała z zamysłem
kontroli, na którym zbudował swoje dotychczasowe życie.
- Każdy mechanizm da się wyłączyć, Taeminnie – powiedział w
końcu starszy, i choć jego głos zabrzmiał pewnie, to w oczach skryło się
wahanie. Taemin przekrzywił głowę, jakby próbując spojrzeć na sytuację pod
innym kątem.
- W takim razie być może miłość nie jest mechanizmem –
wysnuł wniosek, z zaciekawieniem obserwując zdziwioną minę przyjaciela.
- Więc czym? – zapytał Minho bezradnie, na co młodszy
wzruszył ramionami.
- Może dzikim zwierzęciem? – zastanawiał się na głos Taemin.
Takie rozwiązanie zagadki pasowało do tego nietypowego drżenia w piersi, które
ostatnimi czasy odczuwał. Zupełnie, jakby jego serce zmieniło się w dzikiego
ptaka, którego ktoś zamknął w klatce żeber, uniemożliwiając swobodny lot. Tym
kimś był nie kto inny, jak jego hyung. Każdy jego dotyk, każde spojrzenie, były
w stanie wprawić taeminowe serce w kłopotliwe, a zarazem dziwnie urokliwe
trzepotanie. Czy to właśnie była miłość?
- W żadnej z czytanych przeze mnie encyklopedii nie ma
wzmianki o dzikich zwierzętach – odparł Minho, najwyraźniej niezbyt
usatysfakcjonowany teorią przyjaciela. Młodszy nie zraził się jego brakiem
aprobaty. Ponownie zmienił pozycję, tym razem przewieszając nogi przez boczne
oparcie sofy i machając nimi w powietrzu. Zamruczał cicho w zamyśleniu.
- A co takiego mówią w encyklopediach? – zapytał w końcu,
nie mając więcej pomysłów na rozwiązanie tej dziwnej zagadki. Minho zmarszczył
brwi i wsparł łokcie na kolanach.
- Według jednej z definicji, miłość to bezwarunkowa troska –
powiedział powoli, po czym uniósł wzrok na wciąż machającego nogami w powietrzu
przyjaciela. W ciemnych oczach starszego zajaśniał nowy błysk zaintrygowania. –
Czy ty się o mnie troszczysz, Taeminnie? – zapytał, nie kryjąc szczerej
ciekawości. Młodszy energicznie przytaknął.
- Oczywiście! – oparł bez chwili zastanowienia. – Nie bez
powodu chciałem cię zabić. Żebyś nie musiał dłużej się nudzić – dodał w ramach
rzeczowego wyjaśnienia. Ta pokrętna, a zarazem dziwnie urocza deklaracja
sprawiła, że Minho mimowolnie się uśmiechnął.
- Chyba nie o taką formę troski chodziło autorom
definicji... – stwierdził z rozbawieniem, ale jego uwaga została całkowicie
zignorowana, bo naraz Taemin uniósł się na łokciu, spoglądając na przyjaciela z
ożywieniem.
- A ty, hyung? Troszczysz się o mnie? – zapytał z prostotą,
zdziwiony tym, jak bardzo zależy mu na odpowiedzi. Z jakiegoś powodu niezwykle
spodobała mu się wizja troszczącego się o niego Minho. Starszy zaśmiał się
serdecznie, a jego oczy nabrały rozczulonego wyrazu.
- Naturalnie – potwierdził szczerze, po czym na chwilę
zamilkł, najwyraźniej gryząc się z myślami. Taemin posłał mu pytające
spojrzenie, a on odpowiedział mu niepewnym uśmiechem, a w końcu westchnął
ciężko. – Ale nie chcę cię zabić – wyznał z wahaniem. – Już nie. – Taemin przez
chwilę trawił te słowa, po czym zmrużył oczy i posłał przyjacielowi przekorne
spojrzenie.
- Czyżbym był zbyt estetycznym elementem otoczenia, żeby tak
po prostu zakopać mnie w ziemi? – zapytał podejrzliwym tonem, na co starszy
wywrócił oczami.
- Nie bądź głupi. Nigdy w życiu nie pozwoliłbym ci gnić w
zimnej glebie – oświadczył z powagą, graniczącą z oburzeniem. – Zadbałbym o
uwiecznienie twojego piękna, możesz być tego pewien – dodał obiecującym tonem,
i choć jego słowa mogły zabrzmieć pokrętnie, bądź wręcz makabrycznie, Taemin
dostrzegł w nich troskę i czułość, które wprawiły jego serce w drżenie. Młodszy
uśmiechnął się pięknie, po czym pokiwał głową.
- Masz rację, hyung. Zabawa w zabijanie zrobiła się nudna.
Znacznie ciekawiej jest, kiedy obaj żyjemy – oznajmił wspaniałomyślnym tonem, a
chwilę potem jego oczy zamigotały urokliwie. – Więc troska się zgadza. Pasujemy
do definicji! – zawyrokował entuzjastycznie, a jego szczere zaangażowanie w
temat sprawiło, że nawet Minho nie był już w stanie odnosić się do zagadnienia
z niechęcią.
- To nie jedyna, jaką przeczytałem – przyznał, z
rozbawieniem obserwując zaciekawioną minę przyjaciela.
- Zatem, omówmy je wszystkie. – Taemin zsunął się z sofy,
tym razem przysiadając na podłodze. Jego nieustanna potrzeba ruchu nie
przestawała zadziwiać, a fakt, że nawet tak poważną rozmowę musiał prowadzić
ciągle zmieniając pozycję, okazał się na swój sposób uroczy. Młodszy ułożył
dłoń na chłodnej posadzce, i zaczął kreślić palcem tajemne, niewidzialne wzory
na jej powierzchni. Jednocześnie wbił w przyjaciela uważne spojrzenie. Minho
westchnął ciężko, ale uległ, nie mogąc się oprzeć żywemu zainteresowaniu
swojego towarzysza.
- Zgodnie z teorią Roberta Sternberga na miłość składają się
trzy główne czynniki – zaczął rzeczowym tonem, przywołując w pamięci wyczytane
gdzieś kiedyś słowa badacza. Taemin pokiwał głową w zamyśleniu.
- Trzy czynniki? – Choć jego mina była poważna, starszemu
nie umknął psotny błysk w ciemnych oczach. – W naszym przypadku byłyby to chyba
nuda, pająki i pozytywki? – rzucił
retorycznie, na co Minho ze śmiechem wywrócił oczami.
- Obawiam się, że pan Sternberg nie uwzględnił naszego
przypadku w swojej teorii – powiedział tonem wyrażającym najwyższe ubolewanie
nad ułomnością kolejnej definicji. Niespodziewanie jednak na twarzy młodszego
wykwitł delikatny uśmiech.
- To dlatego, że jesteśmy parą jedyną w swoim rodzaju, hyung
– odparł z prostotą, a jego słowa zabrzmiały jednocześnie zuchwale i czule.
Minho przez chwilę mimowolnie wpatrywał się w ciemne, głębokie oczy
przyjaciela, które zdawały się hipnotyzować go coraz mocniej wraz z każdym
wymienionym spojrzeniem. W końcu jednak odwrócił wzrok, wciąż nie mogąc
przywyknąć do złowróżbnych zgrzytów i klekotów w swojej piersi.
- Cóż, według tej teorii owe filary miłości to zaangażowanie, intymność i namiętność.
Jeśli wszystkie trzy się zrównoważą, mamy do czynienia z miłością doskonałą –
kontynuował, naraz zaskoczony zachrypniętą barwą własnego głosu. Dziwne,
tajemne moce tego jasnowłosego diabła na dobre posiadły władzę nad jego ciałem.
Czasem wystarczyło jedno zerknięcie, i już przepadał. Życie pod dyktandem uczuć
okazało się dokładnie tak trudne i niedorzeczne, jak się tego spodziewał. A
mimo to, nie żałował. Lee Taemin był jedyną istotą na całym tym świecie godną
dzierżyć stery jego serca.
- To pierwsze jest proste, hyung. Możemy to z miejsca
zaliczyć – oznajmił Taemin pewnym tonem, jednocześnie bokiem kładąc się na
podłodze i wspierając głowę na dłoni, tak żeby wciąż mieć oko na swojego
rozmówcę.
- Zaangażowanie? – Minho uniósł brew, zaskoczony
zdecydowaniem w postawie przyjaciela. Jemu samemu ten punkt definicji sprawiał
spory problem. – Czujesz się zaangażowany w ten… - starszy się zawahał -
…związek? – wydusił w końcu. Taemin zmarszczył brwi.
- A ty nie? – rzucił bezpośrednio. – Hyung, spójrz na nas –
powiedział i zawiesił głos, jakby czekając na pełną olśnienia reakcję. Po
upływie paru sekund ciszy Minho rozłożył ręce pytająco.
- No…? – ponaglił, na co młodszy westchnął.
- Żyjemy! – podpowiedział w końcu niecierpliwie, jakby
oczekiwał po przyjacielu nieco większej domyślności. – Obaj – dodał z naciskiem.
- Sugerujesz, że gdybyśmy nie zaangażowali się w naszą
relację, nie przerwalibyśmy gry, dopóki ktoś by nie zginął? – dopytał Minho
pełnym namysłu tonem, a młodszy klasnął w dłonie, zadowolony, że wreszcie go
zrozumiano.
- Otóż to, hyung. Zabawa ze śmiercią nie przestała być
ekscytująca, ale…
- Straciła priorytet. – Minho pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Chyba masz rację.
- Żyjemy, bo chcemy spędzać ze sobą czas. Nie uważasz, że to
urocze, hyung? – rzucił Taemin przekornie, nie maskując jednak szczerej barwy swojego
spojrzenia. Minho pozwolił sobie na łagodny uśmiech.
- Coś w tym jest – przyznał miękkim tonem, zaskoczony tym,
jak często ostatnimi czasy zdarza mu się przyjmować do wiadomości kwestie,
które kiedyś szczerze go przerażały. Rozmowa o miłości chyba naprawdę była
adekwatna do sytuacji. Choi odchrząknął, na powrót się skupiając. – Zatem mamy
już zaangażowanie. Dalej jest intymność, tudzież bliskość. Z tego co wiem, pod
tymi pojęciami autor teorii rozumie wszelkie pozytywne działania i uczucia
wzmagające nasze przywiązanie…
- Oh, jest ich mnóstwo! – ożywił się Taemin, gwałtownie
siadając. Minho rzucił mu zaciekawione spojrzenie.
- Na przykład?
- Krzyczysz na mnie – oznajmił młodszy entuzjastycznym
tonem. Minho zmarszczył brwi.
- I to ma być coś pozytywnego? – zapytał skonsternowany.
- Hyung, jestem przekonany, że nikt inny na całej Ziemi nie złości
się w tak fascynujący sposób, jak ty – wyjaśnił Taemin cierpliwym tonem,
świadom, że prawdopodobnie starszy i tak nie zrozumie. – Myślisz, że chciałoby
mi się tłuc zastawę od ciotki Estery, albo wypalać dziury w twoim perskim
dywanie, gdybym nie otrzymywał tak ciekawych reakcji?
- Zaraz… jakie dziury w dy…
- A najbardziej lubię, jak jesteś już naprawdę, naprawdę
wściekły – kontynuował młodszy, ignorując słowa zdezorientowanego przyjaciela.
– Robisz wtedy takie niesamowite miny, a twoje oczy, ah… uwielbiam twoje oczy –
wyznał rozmarzonym tonem, który sprawił, że nawet niewyjaśniona kwestia
zdewastowanego perskiego dywanu poszła w odstawkę. Minho odchrząknął
niezręcznie.
- Cóż, dziękuję – powiedział z wahaniem, niepewien jak
zareagować. – Ale z tego wynika, że nasza bliskość bazuje na wybuchach złości.
– Starszy uśmiechnął się przekornie. – Albo mi się wydaje, albo znowu robimy
coś źle, Taeminnie.
- Moim zdaniem to po prostu świat nie dorasta do naszych
standardów – odparł młodszy, wzruszając ramionami. – A ty, hyung? – Taemin
rzucił przyjacielowi zaciekawione spojrzenie. – Czujesz się do mnie
przywiązany? – Minho zawahał się, na co młodszy zrobił groźną minę. – Jeśli
nie, to chętnie użyję jakiejś porządnej liny, względnie możemy wrócić do opcji
łańcucha…
- Myślę, że to nie będzie konieczne – wtrącił Choi,
rozbawiony urokliwą determinacją w głosie przyjaciela. – Cóż ja bym zrobił bez
mojego naczelnego siewcy zamętu i chaosu? – rzucił przekornym tonem. Taemin już
otworzył usta, żeby jakoś się odgryźć, ale wtedy starszy spuścił wzrok na swoje
dłonie. – No i… przypuszczam też, że bez ciebie większość moich pozytywek nigdy
by nie powstała – powiedział nieco ciszej, niż miał to w zamiarze. Kiedy po
chwili zamyślonego milczenia uniósł wzrok, napotkał na twarzy przyjaciela
dziwnie dumny uśmiech.
- Czy to znaczy, że jestem twoją inspiracją? – zapytał
młodszy, leniwym gestem znów kładąc się na boku i wspierając głowę na dłoni. Psotność
jego tonu zawalczyła z ciepłym blaskiem oczu. Minho niemal dał się zwieść. W
ostatniej jednak chwili powstrzymał się przed przytaknięciem i zmarszczył brwi.
- Hej, nie uważasz, że to nieco niesprawiedliwe, żebyś moją
inspiracją był ty, podczas gdy twoją inspiracją jest… pająk? – rzucił z ledwie wyczuwalną pretensją w głosie.
- Nie obrażaj Endymiona… – ostrzegł młodszy.
- Może ty też powinieneś komponować mu melodyjki na
dobranoc? – rozkręcał się Minho. Taemin rzucił mu pełne niedowierzania
spojrzenie.
- Czy ty jesteś zazdrosny o pająka? – zapytał, a kiedy przyjaciel nie odpowiedział, chłopak spuścił
wzrok. – Była śliczna – powiedział szczerym tonem. Minho uniósł brew.
- Co?
- Twoja kołysanka. Naprawdę pięknie ci wyszła – przyznał,
tym razem zerkając na przyjaciela z ledwo dostrzegalną nieśmiałością. Nieśmiały
Lee Taemin – to dopiero niebywałe zjawisko! Minho uśmiechnął się ciepło.
- To dlatego, że jest dla ciebie. Te dla ciebie zawsze
wychodzą mi najlepiej – wypowiedział te słowa tak czułym tonem, że Taemin
mimowolnie uciekł wzrokiem, sam nie rozumiejąc swojej nietypowej reakcji. Naraz
nie mógł znaleźć w głowie żadnej ciekawej riposty, a zamknięty w piersi zwierz
znów zaczął uderzać skrzydłami o jego żebra. Chłopak czuł, że cały kamienieje,
niezdolny do żadnego ruchu pod intensywnym spojrzeniem przyjaciela. Zagryzł
wargę.
- To co tam jeszcze zostało? – zapytał, próbując przełamać
ten dziwny stan, w który od jakiegoś czasu wprawiał go hyung. Minho głośno
przełknął ślinę, dobrze pamiętając ostatni punkt definicji.
- Namiętność, zwana też pasją – odpowiedział, nagle niepewny
czy omawianie tej akurat teorii to taki dobry pomysł. Ale było już za późno.
Oczy Taemina rozbłysły niebezpiecznie, zapowiadając kłopoty.
- Jeśli chodzi o pasję zabijania, to przypuszczam, że
opanowaliśmy ją do perfekcji – powiedział powoli, po czym usiadł i przekrzywił
głowę. – Ale nawet ja wiem, że nie o tym tutaj mowa…
- Dlaczego, przecież pasuje jak ulał – wtrącił starszy, usiłując
zachować panowanie nad sytuacją. – Próbowaliśmy się nawzajem zamordować z taką
pa…
- Czy ja cię pociągam, hyung? – zapytał młodszy z naukową
wręcz ciekawością. Wzrok Minho mimowolnie przesunął się po smukłej sylwetce
przyjaciela, a chwilę później chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc,
przymknął oczy i zamilkł. Był przyzwyczajony do prostolinijności swojego
przyjaciela, ale nigdy nie sądził, że pewnego dnia okaże się ona tak
problematyczna. Kiedy ponownie uniósł powieki, para wielkich, ciemnych,
zaintrygowanych oczu znajdowała się tuż przed nim. Mechanizm w piersi Minho
zarzęził niebezpiecznie.
- A jak ci się wydaje? – odparł zachrypniętym głosem,
odwzajemniając spojrzenie. Taemin uśmiechnął się urzekająco i, nim starszy
zdążył zareagować, już siedział okrakiem na jego kolanach, wciąż intensywnie
się w niego wpatrując.
- Wydaje mi się, że bardzo chcesz mnie w tej chwili
pocałować – stwierdził, psotnie muskając kciukiem kącik ust przyjaciela. Minho
uniósł brew.
- Skąd taki wniosek?
- Twoje oczy, hyung – odpowiedział młodszy, nie odwracając
zachwyconego spojrzenia od dwóch bezdennych kręgów źrenic, przeważnie chłodnych
i zdystansowanych. Teraz w tych mrocznych, dzikich zwierciadłach powoli budziły
się nieprzewidywalne, szalone błyski. Taemin kochał owe nieokiełznane oczy
całym swoim sercem. – Są obłędne. To w nich kryje się twoja pasja – wyszeptał
czule. Minho uniósł dłoń i przesunął kciukiem po bladym policzku przyjaciela.
- A twoja? – zapytał, w odpowiedzi otrzymując czarujący
uśmiech.
- Moja pasja jest wszędzie, hyung. – Chłopak położył obie
dłonie na twarzy przyjaciela, a jego oczy zamigotały urokliwie. – Zaraz dam ci
jej zasmakować. – Po tych słowach pochylił się i pocałował przyjaciela z
nieznaną im obu dotąd zmysłową głębią. Minho zmarszczył brwi i przyciągnął
Taemina bliżej siebie, bez reszty oddając się temu zbliżeniu, innemu od
wszystkich poprzednich. Tym razem nie przypominało ukąszenia węża, albo dzikiej
mocy tajfunu. Nie płonęło żywym ogniem, nie paliło śmiertelną trucizną. A mimo
to okazało się wręcz zniewalające. Pocałunek był ciepły, niczym pieśń pozytywki
pośród ciszy nocy, i piękny, jak igrająca z promieniami słońca pajęcza nić. Był
magnetyczny, wciągający, hipnotyzujący. I pachniał deszczem.
Zatraceni w głębi pocałunku, jeszcze przez kilka minut po
jego zakończeniu wpatrywali się w siebie w milczeniu, wciąż przeżywając moc
swoich uczuć. W końcu starszy uniósł jeden kącik ust w górę.
- Czyli namiętność chyba też możemy zaliczyć? – stwierdził,
z rozbawieniem obserwując zarumienioną od pocałunku twarz przyjaciela i jego
nabrzmiałe usta.
- Tak, mamy komplet! – odparł Taemin entuzjastycznie,
zupełnie nie przejmując się posyłanym mu spojrzeniem. – Myślisz, że pan
Sternberg byłby z nas dumny? – zapytał z ożywieniem, na co Choi pokręcił głową
z powątpiewaniem.
- Myślę raczej, że załamałby się, widząc, jak wywracamy całą
jego teorię do góry nogami. – Starszy pieszczotliwie przesunął dłonią po udzie
przyjaciela. – Definicja naszej miłości to chyba po prostu obłęd – stwierdził, na co młodszy w zamyśleniu pokiwał głową.
- Cóż, nigdy nie żyliśmy według schematów, hyung – skwitował
rzeczowym tonem, po czym uśmiechnął się promiennie. – Teraz też możemy zrobić
to po swojemu.
- Zrobić co? – Minho uniósł brew, a oczy Taemina zamigotały
czarująco.
- Kochać – odparł z prostotą. – Kochajmy, hyung. I uczyńmy z
miłości najbardziej nietypową, ekscytującą, szaloną grę, jaką widział ten
świat. – Złowieszczy uśmiech, którym zwieńczył te słowa sam w sobie wystarczył
za przeważający argument. Minho bez wahania skinął głową.
Początek nowej gry przypieczętowali iście obłędnym
pocałunkiem. Obłędnym, jak ich umysły. Obłędnym, jak ich serca.
Obłędnym, jak ich miłość.
To ja jeszcze tu na chwilę.
OdpowiedzUsuńKurwa Shizu.
"Chciałabym się podzielić weną, ale sama usycham z jej braku"
USYCHAM Z BRAKU WENY?!? USYCHAM?!?!?
JAK PO TAKIM CZYMŚ UWAŻASZ, ŻE TY USYCHASZ TO JA TEŻ TAK CHCĘ.
OMGGGGGGG, NO NIE MOGĘ NO.
NAWET MNIE NIE DENERWUJ XD
Spokojnie, Kummie xD Połowa tego rozdziału istnieje już od wiosny (pisanie z dużym zapasem, czyli typowa Shizu). Skończyłam go około miesiąc temu, ale ledwo mi się to udało ;;; Niemniej cieszę się, że mimo tych trudności efekt jest dobry! <3
Usuń