13.02.2018

Niby-słońca




Pamiętam niby-słońca.

Ulotne świetliste kształty tańczące na ścianach w przytulnym mroku letnich popołudni. W te dziwne dni pokój mojego przyjaciela zmieniał się w przyjemnie chłodną jamę utkaną z cieni. Ich gęsta sieć wiernie broniła pomieszczenia przed światłem i upałem. Nawet dźwięki zdawały się zanikać, gubić gdzieś w drodze do naszych uszu, nigdy nie odnajdując właściwej ścieżki. Było cicho, ciemno i przyjemnie. W takie dni zwykliśmy godzinami leżeć na podłodze jego pokoju, a subtelny szum oddechów stanowił jedyną formę rozmowy. Nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczyło ciepło ramienia.

I niby-słońca.

Kiełkowały na porysowanej tarczy kieszonkowego zegarka, który chłopak obracał w dłoniach, łapiąc stróżkę słonecznego światła, jedyny promyk dnia, który został wpuszczony do pokoju. Szkło odbijało blask, odmalowując swoje piękno na ścianie. Chłopak w skupieniu manipulował nitkami światła, pozwalając kolejnym słonecznym kwiatom rozkwitnąć na suficie, szafkach i zasłonach. Błyski wydobywały z mroku kolejne fragmenty otoczenia, na moment wydzierając je cieniom, eksponując ich urok, tylko po to, by chwilę później pozwolić wodom chłodu ponownie je zagarnąć. Obserwowałem ten osobliwy proces z niezaprzeczalną fascynacją. Urzekały mnie nie tyle kwitnące na ścianach niby-słońca, co sam ich właściciel. Chłopak leżał u mojego boku, ale nie spoglądał w moim kierunku. Jego głębokie oczy bez spoczynku wodziły za tańczącymi wysłannikami letniego popołudnia, które stały się naszymi skrytymi towarzyszami. Ciepło jego ramienia i spokojny rytm oddechu napełniały mnie dziwną harmonią. Mógłbym tak leżeć w siatce letnich chwil i śledzić wzrokiem pędzel słońca, choćby i do końca swoich dni.

A niby-słońca żyły własnym życiem.

Jedno zabarwiło wiszący na ścianie obraz, ożywiając na moment jego kontury, drugie zaś wyłowiło z cieni stojący na szafce bukiet kwiatów. Światło zaigrało między ich płatkami, troskliwie muskając je życiodajnym tchnieniem lata. Zerknąłem na swojego towarzysza.

- Naprawdę lubisz tę zabawę, hm? – mruknąłem nieco sennym tonem, przyglądając się jego ustom, powoli formującym się w nieznaczny uśmiech.

- O tak. Sam powinieneś spróbować – powiedział, na moment przerywając i podając mi swój niewielki, rozklekotany zegarek. Obróciłem narzędzie w dłoni i spojrzałem na niego bezradnie.

- Co powinienem zrobić? – zapytałem łagodnym tonem, znacznie bardziej zaciekawiony entuzjastycznym błyskiem w jego oczach, niż poskramianiem błysków zdobiących ściany.

- Po prostu złap odrobinę słońca i ozłoć nim cokolwiek zechcesz. – Ciepło jego głosu wystarczyło mi za całą gamę letnich dni. Posłusznie ustawiłem zegarek w miejscu padania słońca, po czym pokierowałem błysk światła po ścianie, w końcu dosięgając przewieszonych przez drzwi szafy butów, tych samych, które chłopak jakiś czas temu związał z sobą, mimo że nie były do pary. Zerknąłem na przyjaciela, badając reakcję. Jego usta wciąż były uśmiechnięte, ale brąz oczu znów nabrał tego szafirowego odcienia, który tak często igrał z moim sercem. Powoli poruszyłem nadgarstkiem, przesuwając kwiat słońca z szafy na podłogę. Po chwili wahania przekierowałem migotliwy błysk na czubek jego bosej stopy, zaczepiając ją subtelnie, po czym pozwoliłem światełku musnąć całą długość chudej, kościstej nogi, powędrować materiałem ubrania, zahaczyć pieszczotliwie o dłoń i ramię, a w końcu delikatnie, wręcz nieśmiało ozłocić policzek. Chłopak obserwował to w milczeniu, chabrowego spojrzenia nie odrywając od małego niby-słońca. Kiedy światło dotknęło jego twarzy, spojrzał mi w oczy. Uśmiechnąłem się łagodnie, czułym, świetlistym dotykiem głaszcząc jego nos, czoło, usta. Chłopak powoli uniósł rękę i położył ją na swojej twarzy, zupełnie jakby próbował przykryć gładzącą go dłoń swoją własną. I choć pochwycenie błysku było niemożliwe, zrozumiałem jego nieśmiały gest.

Resztę dnia spędziliśmy na wspólnym malowaniu świetlistych kwiatów. Tamtego popołudnia letnie niby-słońca stały się najsubtelniejszą formą nieśmiałego zakochania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Robyn Gleams