Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Jeongcheol (Seventeen)
Gatunek: shōnen-ai, fluff
Długość: one-shot
~*~
Jeonghan uwielbiał mówić. Niezależnie od pory dnia (lub
nocy), od okoliczności, od miejsca i od adresata. Potrafił mówić zawsze i
wszędzie, w każdej dosłownie sytuacji znajdując coś godnego skomentowania.
Kiedy był w grupie przyjaciół, to właśnie jego głos dało się słyszeć
najczęściej. Kiedy przebywał wśród zupełnie obcych sobie ludzi, jako pierwszy
przerywał ciszę, próbując nawiązać rozmowę z przypadkową osobą, znajdującą się
akurat najbliżej niego. Czy był to dzieciak z podstawówki, czy naburmuszony jegomość
w średnim wieku, czy niedosłysząca starsza pani, Jeonghan bez zbędnej krępacji
wychodził z inicjatywą, zawsze otwarty na kontakt z drugim człowiekiem.
Można z nim było rozmawiać dosłownie o wszystkim. W każdym
drobiazgu i w każdej drobnostce potrafił znaleźć coś godnego uwagi, coś przy
czym warto się zatrzymać i wymienić się myślami. W dni, w które pogoda
dopisywała, Jeonghan z radością dzielił się swoim zachwytem nad tym, jak
wdzięcznie blask słońca barwi świat wokół niego. W dni pochmurne Jeonghan z
równym zaangażowaniem rozprawiał o tym, jak szczególnej atmosfery nadaje
otoczeniu zwieszająca się nisko nad ludzkimi głowami kurtyna deszczowej
szarości. Pogoda to jednak zaledwie nikły ułamek mnogości tematów, którym z
chęcią poświęcał swoją uwagę. Równie dobrze rozmawiało się z nim o jedzeniu, o
podróżach, o uczuciach. Potrafił mówić o ulubionych kolorach skarpetek z tak
samo wielką powagą, jak o najświeższych wydarzeniach ze sceny politycznej. Nie
istniały tematy, których by nie podjął, tak samo jak nie było ludzi, z którymi
nie spróbowałby nawiązać konwersacji.
Jeonghan nie tylko uwielbiał mówić, Jeonghan miał dar mówienia. Kiedy się odzywał, wszyscy
go słuchali. A kiedy go słuchali, w mig pojmowali, jak życzliwym i ciepłym
człowiekiem był. W jego słowach niewątpliwie tkwiła moc, tkwił urok.
Jeonghan naprawdę uwielbiał mówić.
Seungcheol z kolei był całkiem dobry w milczeniu.
Nie odzywał się często, zazwyczaj przybierając raczej
postawę obserwatora i po swojemu analizując otaczający go świat. Lubił swoją
ciszę i lubił jej nienaruszalność. Granice, które stawiał sprawiały, że czuł
się komfortowo i stabilnie. Nikt nie mógł na niego wpływać, póki sam
dobrowolnie go do siebie nie dopuścił.
Istniał jednak jeden jedyny wyjątek od tej reguły.
Yoon Jeonghan.
Seungcheol naprawdę nie cierpiał, kiedy ten chłopak się
odzywał.
Bo ilekroć Yoon coś mówił, Choi nie mógł oderwać od niego
wzroku. Bo ilekroć Yoon się do niego zwracał, Choi nie potrafił go zignorować.
Bo ilekroć ze sobą rozmawiali, Seungcheol czuł, że jest poddawany jakiemuś
tajemnemu rytuałowi przywiązania.
Słowa Jeonghana były jak zaklęcia, a Seungcheol nie był
odporny na magię.
Dlatego pewnego dnia Choi podstępem kupił sobie milczenie
Yoona.
Założył się z nim, że młodszy wytrzyma cały dzień bez
mówienia. Dla każdego, kto znał Jeonghana wyzwanie to zdawało się niemożliwe do
wykonania. Yoon miał jednak to do siebie, że nie cierpiał przegrywać i był
gotów postawić na szali swoją dumę, byle utrzeć koledze nosa.
I tak zaczął się najdziwniejszy dzień w historii świata.
Dzień milczenia Yoon Jeonghana.
Z początku wszystko szło całkiem gładko. Kiedy się spotkali,
młodszy zamiast zwyczajowego, nader głośnego powitania, jedynie pomachał do
kolegi dłonią, posyłając mu ciepły, acz zaprawiony o nutkę prowokacyjności uśmiech.
Seungcheol postanowił przymknąć na to oko, ciesząc się jedyną w swoim rodzaju,
niepowtarzalną ciszą tego szczególnego dnia. Ze względu na zakład musieli go
spędzić razem. Z jednej strony Choi
oczywiście chciał przypilnować kolegę i upewnić się, czy aby nie
oszukuje. Istniała jednak też druga strona medalu. Seungcheol miał nadzieję, że
wreszcie spędzi spokojny czas w towarzystwie osoby, którą przecież bardzo szanował
i lubił, na co dzień nie radził sobie jednak z jej sposobem bycia. Liczył na
przyjemne, pełne harmonii chwile, bez niespodziewanych ataków serca i
niepokojąco plączącego się języka, czyli sytuacji, które aż nader często
miewały miejsce, kiedy obcował z gadatliwym Jeonghanem.
Milczący Jeonghan był jednak inny. I choć z początku
Seungcheol myślał, że jego plan się powiódł, wystarczyła niespełna godzina,
żeby zrozumiał, jak wielki błąd popełnił, zabraniając koledze mówienia.
Sytuacja wyglądała całkiem dobrze, kiedy ramię w ramię
spacerowali jedną z krętych uliczek miasta, razem wsłuchując się w szum
samochodów i szmer ludzkich głosów, rozlegający się wszędzie wokół. Wszystko
zaczęło jednak zmierzać w niespodziewanym kierunku, kiedy dotarli do kawiarni i
zasiedli po dwóch stronach małego, okrągłego stolika. Seungcheol starał się
zachowywać naturalnie, ale dość szybko zrozumiał, że to niemożliwe.
Nie, kiedy jego towarzysz robił takie rzeczy.
Jeonghan patrzył.
Patrzył na Seungcheola.
Starszy mimowolnie odchrząknął, starając się utopić
niezręczność gdzieś na dnie swojej filiżanki kawy. Bezskutecznie. Od tego
spojrzenia nie dało się uciec. Seungcheol jeszcze nigdy nie widział, żeby
Jeonghan na kogokolwiek patrzył tak intensywnie i z taką głębią.
W tamtym właśnie momencie Choi zmienił zdanie. Milczący
Jeonghan był jeszcze gorszy, niż ten
rozgadany. Starszy nie zamierzał jednak dać się pokonać tak łatwo. Wiedział, że
Jeonghan próbuje go sprowokować, postanowił mu więc dowieść, że ma do czynienia
ze specjalistą od milczących spojrzeń.
I tak zaczęła się bitwa ciszy. Mała batalia rozegrana w
głębi oczu. Seungcheol zacisnął palce na filiżance, a Jeonghan wsparł brodę na
dłoniach. Czas zaczął płynąć dziwnym rytmem, i Choi nie był do końca pewien,
czy minęło kilka sekund, czy kilka godzin. W końcu jednak, kiedy już niemal
doszedł do wniosku, że napięcie między nimi wiotczeje, a pojedynek na
spojrzenia powoli zaczyna wygasać, Jeonghan znów go zaskoczył. Delikatnie
przekrzywił głowę i uśmiechnął się tak urokliwie, że nawet jego dotąd skupione
oczy zamigotały wdzięcznie.
Seungcheol głośno wypuścił powietrze z płuc i przymknął
powieki, nie mogąc dłużej tego znieść. Kiedy ponownie zerknął na kolegę, ten z
rozbawieniem do niego mrugnął, niezmiernie zadowolony ze swojej małej wygranej.
Seungcheol wywrócił oczami, w głębi ducha zastanawiając się jednak, jakim cudem
wytrwa z tym chłopakiem do końca dnia. Jego rozważania rozproszyły się jednak,
kiedy Jeonghan nieznacznie przygryzł wargę, najwyraźniej w ostatniej chwili
powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś na głos. Szybko jednak zreflektował
się i mowę zmienił w czyny, pochylając się nad stołem i mierzwiąc zdumionemu
Seungcheolowi włosy. Starszy spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, Jeonghan
pozostał jednak Jeonghanem, i z właściwą sobie swobodą wzruszył niewinnie
ramionami, jednocześnie nie przestając z rozbawieniem się uśmiechać.
Seungcheol nie był pewien, jak przetrwał następnych kilka godzin,
które spędzili kolejno nad rzeką, w knajpie, w kinie i na spacerze, ale kiedy
nadszedł wreszcie moment pożegnania, był pewien jednej rzeczy. Stęsknił się za
głosem Jeonghana.
Dlatego też nadchodzący koniec ich zakładu przywitał z
niejaką ulgą, niezależnie od jego wyniku. Miał nadzieję, że kiedy tylko
odprowadzi kolegę pod jego dom, chłopak zacznie swoim zwyczajem gadać jak
nakręcony, relacjonując swoje odczucia z całego dnia, być może śmiejąc się z
Seungcheola i dokuczając mu za jego niezręczność.
Kiedy jednak stanęli przed drzwiami z ciemnego drewna, Yoon
wciąż milczał, wciąż patrzył. Seungcheol przełknął ślinę, naraz czując, jak
pocą mu się dłonie. Odchrząknął nieznacznie i nerwowym gestem podrapał się w
tył głowy.
- Cóż, chyba wygrałeś, Jeonghan… - zaczął niepewnym tonem, a
jego głos okazał się być zaskakująco zachrypnięty. – I ogólnie to był bardzo
miły dzień, dzięki za towarzystwo – dodał z wahaniem, zastanawiając się czemu u
licha mówi takie rzeczy. - Więc wiesz, jak chcesz mi coś powiedzieć, to teraz
już możesz… - skończył niezręcznie, mając ochotę zapaść się pod ziemię. W
odpowiedzi na jego słowa Jeonghan skinął głową i uśmiechnął się psotnie. Choi
uniósł brwi, czekając aż jego kolega wreszcie coś powie.
Wiadomość Jeonghana okazała się jednak być daleka od
werbalnej.
Chłopak pochylił się i delikatnie pocałował przyjaciela.
Następnie pomachał do niego na pożegnanie i chwilę potem zniknął za drzwiami z
ciemnego drewna, zostawiając osłupiałego Seungcheola na pastwę zbyt głośno
dudniącego serca.
Chłopak zmierzwił włosy, próbując otrząsnąć się z szoku.
Kiedy jednak wreszcie odwrócił się plecami do drzwi i ruszył w drogę powrotną
do domu, nie był w stanie zdusić głupawego uśmiechu, uparcie wstępującego mu na
usta.
Podobno mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
W przypadku Yoon Jeonghana sytuacja wyglądała jednak
odrobinę inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz