13.02.2018

O milczeniu słów kilka




Autor: ShizukaAmaya
Pairing: Jeongcheol (Seventeen)
Gatunek: shōnen-ai, fluff
Długość: one-shot

~*~

Jeonghan uwielbiał mówić. Niezależnie od pory dnia (lub nocy), od okoliczności, od miejsca i od adresata. Potrafił mówić zawsze i wszędzie, w każdej dosłownie sytuacji znajdując coś godnego skomentowania. Kiedy był w grupie przyjaciół, to właśnie jego głos dało się słyszeć najczęściej. Kiedy przebywał wśród zupełnie obcych sobie ludzi, jako pierwszy przerywał ciszę, próbując nawiązać rozmowę z przypadkową osobą, znajdującą się akurat najbliżej niego. Czy był to dzieciak z podstawówki, czy naburmuszony jegomość w średnim wieku, czy niedosłysząca starsza pani, Jeonghan bez zbędnej krępacji wychodził z inicjatywą, zawsze otwarty na kontakt z drugim człowiekiem.

Można z nim było rozmawiać dosłownie o wszystkim. W każdym drobiazgu i w każdej drobnostce potrafił znaleźć coś godnego uwagi, coś przy czym warto się zatrzymać i wymienić się myślami. W dni, w które pogoda dopisywała, Jeonghan z radością dzielił się swoim zachwytem nad tym, jak wdzięcznie blask słońca barwi świat wokół niego. W dni pochmurne Jeonghan z równym zaangażowaniem rozprawiał o tym, jak szczególnej atmosfery nadaje otoczeniu zwieszająca się nisko nad ludzkimi głowami kurtyna deszczowej szarości. Pogoda to jednak zaledwie nikły ułamek mnogości tematów, którym z chęcią poświęcał swoją uwagę. Równie dobrze rozmawiało się z nim o jedzeniu, o podróżach, o uczuciach. Potrafił mówić o ulubionych kolorach skarpetek z tak samo wielką powagą, jak o najświeższych wydarzeniach ze sceny politycznej. Nie istniały tematy, których by nie podjął, tak samo jak nie było ludzi, z którymi nie spróbowałby nawiązać konwersacji.

Jeonghan nie tylko uwielbiał mówić, Jeonghan miał dar mówienia. Kiedy się odzywał, wszyscy go słuchali. A kiedy go słuchali, w mig pojmowali, jak życzliwym i ciepłym człowiekiem był. W jego słowach niewątpliwie tkwiła moc, tkwił urok.

Jeonghan naprawdę uwielbiał mówić.

Seungcheol z kolei był całkiem dobry w milczeniu.

Nie odzywał się często, zazwyczaj przybierając raczej postawę obserwatora i po swojemu analizując otaczający go świat. Lubił swoją ciszę i lubił jej nienaruszalność. Granice, które stawiał sprawiały, że czuł się komfortowo i stabilnie. Nikt nie mógł na niego wpływać, póki sam dobrowolnie go do siebie nie dopuścił.

Istniał jednak jeden jedyny wyjątek od tej reguły.

Yoon Jeonghan.

Seungcheol naprawdę nie cierpiał, kiedy ten chłopak się odzywał.

Bo ilekroć Yoon coś mówił, Choi nie mógł oderwać od niego wzroku. Bo ilekroć Yoon się do niego zwracał, Choi nie potrafił go zignorować. Bo ilekroć ze sobą rozmawiali, Seungcheol czuł, że jest poddawany jakiemuś tajemnemu rytuałowi przywiązania.

Słowa Jeonghana były jak zaklęcia, a Seungcheol nie był odporny na magię.

Dlatego pewnego dnia Choi podstępem kupił sobie milczenie Yoona.

Założył się z nim, że młodszy wytrzyma cały dzień bez mówienia. Dla każdego, kto znał Jeonghana wyzwanie to zdawało się niemożliwe do wykonania. Yoon miał jednak to do siebie, że nie cierpiał przegrywać i był gotów postawić na szali swoją dumę, byle utrzeć koledze nosa.

I tak zaczął się najdziwniejszy dzień w historii świata.

Dzień milczenia Yoon Jeonghana.

Z początku wszystko szło całkiem gładko. Kiedy się spotkali, młodszy zamiast zwyczajowego, nader głośnego powitania, jedynie pomachał do kolegi dłonią, posyłając mu ciepły, acz zaprawiony o nutkę prowokacyjności uśmiech. Seungcheol postanowił przymknąć na to oko, ciesząc się jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną ciszą tego szczególnego dnia. Ze względu na zakład musieli go spędzić razem. Z jednej strony Choi  oczywiście chciał przypilnować kolegę i upewnić się, czy aby nie oszukuje. Istniała jednak też druga strona medalu. Seungcheol miał nadzieję, że wreszcie spędzi spokojny czas w towarzystwie osoby, którą przecież bardzo szanował i lubił, na co dzień nie radził sobie jednak z jej sposobem bycia. Liczył na przyjemne, pełne harmonii chwile, bez niespodziewanych ataków serca i niepokojąco plączącego się języka, czyli sytuacji, które aż nader często miewały miejsce, kiedy obcował z gadatliwym Jeonghanem.

Milczący Jeonghan był jednak inny. I choć z początku Seungcheol myślał, że jego plan się powiódł, wystarczyła niespełna godzina, żeby zrozumiał, jak wielki błąd popełnił, zabraniając koledze mówienia.

Sytuacja wyglądała całkiem dobrze, kiedy ramię w ramię spacerowali jedną z krętych uliczek miasta, razem wsłuchując się w szum samochodów i szmer ludzkich głosów, rozlegający się wszędzie wokół. Wszystko zaczęło jednak zmierzać w niespodziewanym kierunku, kiedy dotarli do kawiarni i zasiedli po dwóch stronach małego, okrągłego stolika. Seungcheol starał się zachowywać naturalnie, ale dość szybko zrozumiał, że to niemożliwe.

Nie, kiedy jego towarzysz robił takie rzeczy.

Jeonghan patrzył. Patrzył na Seungcheola.

Starszy mimowolnie odchrząknął, starając się utopić niezręczność gdzieś na dnie swojej filiżanki kawy. Bezskutecznie. Od tego spojrzenia nie dało się uciec. Seungcheol jeszcze nigdy nie widział, żeby Jeonghan na kogokolwiek patrzył tak intensywnie i z taką głębią.

W tamtym właśnie momencie Choi zmienił zdanie. Milczący Jeonghan był jeszcze gorszy, niż ten rozgadany. Starszy nie zamierzał jednak dać się pokonać tak łatwo. Wiedział, że Jeonghan próbuje go sprowokować, postanowił mu więc dowieść, że ma do czynienia ze specjalistą od milczących spojrzeń.

I tak zaczęła się bitwa ciszy. Mała batalia rozegrana w głębi oczu. Seungcheol zacisnął palce na filiżance, a Jeonghan wsparł brodę na dłoniach. Czas zaczął płynąć dziwnym rytmem, i Choi nie był do końca pewien, czy minęło kilka sekund, czy kilka godzin. W końcu jednak, kiedy już niemal doszedł do wniosku, że napięcie między nimi wiotczeje, a pojedynek na spojrzenia powoli zaczyna wygasać, Jeonghan znów go zaskoczył. Delikatnie przekrzywił głowę i uśmiechnął się tak urokliwie, że nawet jego dotąd skupione oczy zamigotały wdzięcznie.

Seungcheol głośno wypuścił powietrze z płuc i przymknął powieki, nie mogąc dłużej tego znieść. Kiedy ponownie zerknął na kolegę, ten z rozbawieniem do niego mrugnął, niezmiernie zadowolony ze swojej małej wygranej. Seungcheol wywrócił oczami, w głębi ducha zastanawiając się jednak, jakim cudem wytrwa z tym chłopakiem do końca dnia. Jego rozważania rozproszyły się jednak, kiedy Jeonghan nieznacznie przygryzł wargę, najwyraźniej w ostatniej chwili powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś na głos. Szybko jednak zreflektował się i mowę zmienił w czyny, pochylając się nad stołem i mierzwiąc zdumionemu Seungcheolowi włosy. Starszy spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, Jeonghan pozostał jednak Jeonghanem, i z właściwą sobie swobodą wzruszył niewinnie ramionami, jednocześnie nie przestając z rozbawieniem się uśmiechać.

Seungcheol nie był pewien, jak przetrwał następnych kilka godzin, które spędzili kolejno nad rzeką, w knajpie, w kinie i na spacerze, ale kiedy nadszedł wreszcie moment pożegnania, był pewien jednej rzeczy. Stęsknił się za głosem Jeonghana.

Dlatego też nadchodzący koniec ich zakładu przywitał z niejaką ulgą, niezależnie od jego wyniku. Miał nadzieję, że kiedy tylko odprowadzi kolegę pod jego dom, chłopak zacznie swoim zwyczajem gadać jak nakręcony, relacjonując swoje odczucia z całego dnia, być może śmiejąc się z Seungcheola i dokuczając mu za jego niezręczność.

Kiedy jednak stanęli przed drzwiami z ciemnego drewna, Yoon wciąż milczał, wciąż patrzył. Seungcheol przełknął ślinę, naraz czując, jak pocą mu się dłonie. Odchrząknął nieznacznie i nerwowym gestem podrapał się w tył głowy.

- Cóż, chyba wygrałeś, Jeonghan… - zaczął niepewnym tonem, a jego głos okazał się być zaskakująco zachrypnięty. – I ogólnie to był bardzo miły dzień, dzięki za towarzystwo – dodał z wahaniem, zastanawiając się czemu u licha mówi takie rzeczy. - Więc wiesz, jak chcesz mi coś powiedzieć, to teraz już możesz… - skończył niezręcznie, mając ochotę zapaść się pod ziemię. W odpowiedzi na jego słowa Jeonghan skinął głową i uśmiechnął się psotnie. Choi uniósł brwi, czekając aż jego kolega wreszcie coś powie.

Wiadomość Jeonghana okazała się jednak być daleka od werbalnej.

Chłopak pochylił się i delikatnie pocałował przyjaciela. Następnie pomachał do niego na pożegnanie i chwilę potem zniknął za drzwiami z ciemnego drewna, zostawiając osłupiałego Seungcheola na pastwę zbyt głośno dudniącego serca.

Chłopak zmierzwił włosy, próbując otrząsnąć się z szoku. Kiedy jednak wreszcie odwrócił się plecami do drzwi i ruszył w drogę powrotną do domu, nie był w stanie zdusić głupawego uśmiechu, uparcie wstępującego mu na usta.

Podobno mowa jest srebrem, a milczenie złotem.

W przypadku Yoon Jeonghana sytuacja wyglądała jednak odrobinę inaczej.

Bo choć jego słowa były jak zaklęcia, to jego cisza okazała się być magią samą w sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Robyn Gleams