W siódmym odłamku szkła odbiły się kolory powleczonego
zmierzchem nieba. Ostatnie okruchy złotego światła przyprószyły fragment
stłuczonego lustra, zmieniając klątwę w szansę.
Od tamtej pory chłopcy co wieczór przysiadali na parapecie,
podziwiając przebarwienia nieboskłonu.
Pewnego razu złoty zmierzch zakradł się do pokoju i zalśnił
w nowo zakupionym zwierciadle. Wonwoo westchnął.
– Wszystko zaczęło się od rozbitego lustra – wspomniał.
– Z tego wynika, że to ja
jestem twoim nieszczęściem – zauważył Mingyu.
– Zatem po siedmiu latach znikniesz?
– Zawsze mogę znów rozbić jakieś lustro.
Wonwoo zaśmiał się cicho. Wsparł głowę na ramieniu Mingyu i
przymknął oczy, poddając się tej najurokliwszej i najpotężniejszej z klątw.
Miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz