27.02.2015

Correspondance des Arts: ~epilog~

Wskazówka: znaczek "~♪♪♪~" jest odnośnikiem do utworu wykonywanego przez bohatera.

Trzy lata później

- Minho – odezwał się głos, gdzieś za moimi plecami. Pojedynczy płatek śniegu spadł gdzieś z czeluści nieba i wylądował miękko na powierzchni parapetu.

- Mmm? – mruknąłem bezmyślnie. Płatek przez chwilę leżał bez ruchu, idealnie wyeksponowany, niezaprzeczalnie godny mojej uwagi. Szybko jednak zlał się z bielą parapetu. Zmartwiło mnie to nieco, ale owa śnieżynka szybko poszła w niepamięć, ustępując miejsca tuzinowi kolejnych, tłoczących się przed moimi oczami, wirujących w powietrzu na tle granatu nieba.

- Minho, mówię do ciebie! – irytował się głos. Śnieżna zawierucha, ku mojej uciesze, wtargnęła z impetem do pokoju, przez otwarte na oścież okno. Nie przeszkadzał mi mroźny wiatr targający włosy. W zasadzie był całkiem przyjemny. Orzeźwiający. Szum w uszach zagłuszał wszelkie zbędne i dręczące myśli. Mógłbym tak wpatrywać się w ten śnieżny spektakl przez wieczność, z pustką w głowie. Kontemplować piękno zimy.

- Mhmm… - zbyłem natarczywy głos. Irytowało mnie, że ktoś mi przeszkadza. Chciałem zapamiętać jak najwięcej wzorzystych kreacji płatków śniegu. Zamierzałem potem je wszystkie narysować.

- Dość tej błazenady – oznajmił głos stanowczym tonem i okno zostało zamknięte, zanim zdążyłem zareagować. Odwróciłem się i obrzuciłem mojego przyjaciela oskarżycielskim spojrzeniem, które jednak w żaden sposób nie skruszyło jego upartej miny. – Minho, zaprosiłem cię do Anglii, żebyś się rozerwał, a nie żebyś powgapiał się w okno i przy okazji złapał zapalenie płuc!

Spróbowałem odwrócić wzrok, nie chciałem rozmowy. Nie chciałem wywlekania tego wszystkiego, co mnie dręczyło na wierzch. Wolałem bezmyślnie wpatrywać się w zimowe niebo. Tak było lepiej. Lżej. Byłbym jednak bardzo naiwnym człowiekiem, gdybym faktycznie wierzył w to, że Kim Kibum da mi spokój. Już po chwili poczułem jego dłoń na ramieniu.

- Minho, ja wiem. Wiem, że to boli, ale minęły trzy pieprzone lata! Ogarnij się człowieku!

- Key… nic mi nie jest – odparłem, siląc się na blady uśmiech i łagodnie ściągając jego dłoń z mojego ramienia. – To po prostu ta pora… - mruknąłem, zawieszając wzrok na wirującym za oknem śniegiem - …później mi przejdzie – stwierdziłem, zgodnie z prawdą. A raczej z tym, co chciałem uznawać za prawdę, nawet przed samym sobą. Przeważnie nie było tak źle. Chodziłem do szkoły, malowałem obrazy, robiłem wszystko to, co kiedyś, zanim pojawił się on… Nagły, nieprzyjemny ucisk w piersi. Skrzywiłem się nieznacznie, zły na siebie samego, że znów zaczynam to roztrząsać. Po prostu… zima tak na mnie działa. Nie jestem w stanie nie myśleć o nim, kiedy wszędzie dookoła widzę jego ulubioną porę roku.

- Minho, nie możesz się hibernować ile razy spadnie śnieg… - powiedział Kibum, nieco już łagodniej. Doceniałem jego troskę, ale w takich momentach zdecydowanie wolałbym być sam. Mój przyjaciel odczekał chwilę, jakby w nadziei, że jednak coś powiem, ale nie otrzymawszy reakcji, okręcił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą. Chcąc zająć czymś ręce, wyciągnąłem szkicownik i zacząłem błądzić po powierzchni papieru. Punkciki spadających z nieba śnieżynek zapełniły ołówkowe niebo, które zdawało się uginać pod ich ciężarem. W tym zimowym krajobrazie, na skraju drewnianej ławeczki, ustawionej pod potężnym, chylącym się ze starości, drzewem, siedziała samotna postać. Ubrana w ciemny płaszcz, wyglądała jakby usiłowała stać się jednością z otaczającymi ją cieniami. Daremnie. Blada skóra twarzy odcinała się od królującego wokół mroku. Postać zdawała się nasłuchiwać dźwięków nocy, chłonąć je całą sobą.

Z impetem odrzuciłem szkicownik i schowałem twarz w dłoniach. Znów to samo. W takie dni nawet rysowanie nie dawało odpoczynku od wspomnień, jak rzeka zalewających moją głowę. Obrazy bez końca przewijały mi się przed oczami i w żaden sposób nie byłem w stanie od nich uciec. Czy to naprawdę już trzy lata? Wszystko było takie świeże. Jego smukła dłoń, zamknięta w mojej. Harda mina, która potrafiła zmusić mnie niemal do wszystkiego. Rozczulające zawstydzenie i ten pierwszy pocałunek, który skradłem tamtego dnia, na korytarzu. Rozpalone ciało i długie włosy rozrzucone na śnieżnobiałej poduszce. „Kocham cię, Min…” – dźwięczało mi w uszach. Ostatnie i najważniejsze słowa w moim marnym życiu.

Czy próbowałem się z nim skontaktować? Niezliczoną ilość razy. Nie dostałem jednak choćby jednego słowa wyjaśnienia. Z początku żyłem nadzieją, nieustannie dostarczaną mi przez nuty kolejnych dźwięcznych listów. Z czasem jednak, wiadomości te stały się trucizną, utrudniającą mi powrót do normalnego życia, albo raczej jego karykatury. Do życia bez niego. Niezliczone noce, które spędziłem na roztrząsaniu tego wszystkiego, na próbach zrozumienia powodu, dla którego moje życie legło w gruzach, okazały się marnotrawstwem. Nieświadomość była mi torturą.

Potarłem skroń, i spróbowałem na nowo zawiesić wzrok na krajobrazie za oknem, znów uśpić umysł. Bezskutecznie. Burza raz rozpętana, za nic nie chciała się uspokoić.

- Ubieraj się – rozkazał Key. Spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem. Stał w progu, dopinając guziki zimowego płaszcza. Obserwował mnie uważnie. Przekląłem w duchu. Nie było wielką filozofią zorientować się, w jak tragicznym stanie byłem. Przed Key mało co pozostaje sekretem.

- Po co? – zapytałem, z niechęcią podnosząc się z miejsca. Prawda była taka, że desperacko potrzebowałem jakiegoś zajęcia, czegoś żeby odwrócić własną uwagę od bolesnych wspomnień.

- Zobaczysz – odparł z dziwnym błyskiem w oku, którym zapewne w innych okolicznościach bym się przejął. Tym razem było mi wszystko jedno. – Tylko nie ubieraj się jak wieśniak.

Zachwiałem się na te słowa, niebezpiecznie znajome. Key cały czas czujnie mnie obserwował, i w końcu bezceremonialnie wcisnął mi jakieś szmatki w ręce, pchając w kierunku łazienki. Gdyby nie on, pewnie dalej bym tam stał w bezruchu. Popchnięty do działania, posłusznie ubrałem się, i po chwili byłem gotowy, nie ważne na co. Byle zapomnieć choć na chwilę.

~*~

Próbowaliście kiedyś iść zatłoczoną ulicą, jednocześnie zupełnie nie zważając na to, gdzie jesteście i co się wokół was dzieje? Całkiem pochłaniające doświadczenie. Uważnie obserwując pęknięcia w oblodzonym i pokrytym solą chodniku, posłusznie podążałem śladem przyjaciela. Co jakiś czas wpadałem na kogoś przypadkiem, a jego oczy, nos czy usta migały mi w nieskończoności szarych twarzy. Kiwałem wtedy głową, mrucząc niewyraźne przeprosiny, ale za nic nie byłem w stanie skupić się na szturchanych przeze mnie ludziach, bo mój wzrok uciekał w górę, ku poznaczonemu wzorem śnieżynek atłasowi nieba. Zastanawiałem się wtedy czy być może on patrzy w tę samą kurtynę granatu co ja?

Odchyliłem głowę do tyłu, pozwalając zimnemu powiewowi wkraść się za kołnierz płaszcza. Chłód wgryzający się w moje ciało nie miał jednak większego znaczenia. Liczyło się tylko to zaśnieżone niebo, które zdawało się być jedynym łącznikiem między mną a nim. Wpatrując się w wirujące płatki dość szybko nabrałem pewności, że gdzieś tam, na innej, ale równie zmarzniętej ziemi, stoi i cieszy się ich subtelnym chłodem na twarzy. Tak jak tego dnia, kiedy zabrał mnie do teatru. 

Z nieba sypały się delikatne, białe okruszki. Pierwszy śnieg tej zimy. Mój towarzysz stanął pośrodku placu leżącego przed filharmonią i odchylił głowę do tyłu, dając płatkom śniegu roztopić się na jego twarzy. Patrzyłem zafascynowany, jak zaczyna obracać się w miejscu, z nieskrywaną przyjemnością witając się z zimą. W końcu przestał wirować i uśmiechnął się szeroko.

- Minho, Minho, czy ty lubisz zimę? – zapytał w pustkę, zgubiwszy kierunek, w którym powinien mówić. Zbliżyłem się do niego, podając rękę, żeby mógł poczuć moją obecność.

Ciemny gmach budynku przesłonił mi widok nieba. Otrząsnąłem się z obezwładniających mnie wspomnień, i spojrzałem nieobecnym wzrokiem na Kibuma, który najwyraźniej usiłował nawiązać ze mną rozmowę.

- niemniej jednak, gwarantuję ci, że nie pożałujesz usłyszałem tylko, i nagle poważnie zaniepokoił mnie cel tej wyprawy.

- Nie pożałuję czego? zapytałem, nieco przytomniejąc. Key zatrzymał się na chwilę, żeby obrzucić mnie uważnym spojrzeniem. Coś dziwnego kryło się w wyrazie jego twarzy, ale ciężko mi było zlokalizować źródło niepokoju. W końcu Key pokręcił głową i bez słowa pociągnął mnie w kierunku górującego nad ulicą budynku, pyszniącego się wykwintną fasadą, pamiętającą dawne dzieje Londynu. Kibum, czy to jest - zacząłem niepewnie, ale nie zdążyłem utorować sobie drogi ucieczki, bo przyjaciel brutalnie wepchnął mnie do wnętrza budynku.

- Nie marudź, będzie dobrze. Potrzebujesz tego oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Ale filharmonia? Myślałem, że zabierzesz mnie w jakieś bardziej sensowne miejsce! obruszyłem się, być może nieco zbyt głośno, bo parę osób obejrzało się w naszym kierunku, a w ich oczach zaigrały iskierki pogardy dla tych niewychowanych obcokrajowców. Ja naprawdę nie chcę tu być… - dodałem już ciszej, mając nadzieję, że pokorna postawa skruszy serce mojego przyjaciela. Nie wiem co było takiego w tym miejscu, że miałem ochotę uciekać jak najdalej. Nie widzieć marmurowej podłogi, w której złowieszczo odbijały się migoczące światła lamp. Nie słyszeć szumu szeptów ludzi oczekujących na występ. Nie czuć charakterystycznego zapachu wykwintnego kurzu, który osiadł na drewnie balustrady, kurzu co noc słuchającego operowych koncertów. To miejsce w żaden sposób nie przypominało seulskiej filharmonii, do której wieki temu zostałem zaproszony. A mimo to towarzyszył mi irracjonalny niepokój, ile razy pozwalałem owionąć się mgiełką panującego tu artyzmu, i otulić się półmrokiem przygaszonych nieco lamp. Nie chciałem tu być. Mimo to Kibum pociągnął mnie za ramię, i chwilę później płynąłem w morzu ludzi zmierzających do sali koncertowej.

Zasiedliśmy na przydzielonych nam miejscach, a rozmowy powoli ucichły, przeradzając się jedynie w pojedyncze szmery. Siedziałem sztywny i spięty, aż nazbyt dobitnie mając w pamięci tamten okropny występ, z którego zapamiętałem jedynie jego piękną, pogrążoną w spokoju twarz, i ten irytujący kosmyk włosów, nie pozwalający mi zebrać myśli.

- Minho, mam nadzieję, że kiedyś mi za to podziękujesz - szepnął mi na ucho Key, w ostatnim momencie przed zgaszeniem świateł. Nie mogłem pojąć, co on do cholery miał na myśli. Niby w jaki sposób miało mi to pomóc? Tak okropnie nie czułem się od co najmniej paru miesięcy. Nie wiedziałem gdzie podziać oczy, co zrobić z rękami, a co najważniejsze, jak ustrzec się przed szalejącymi w głowie wspomnieniami. 

Muzycy rozpoczęli swój koncert, ale niewiele mnie to obchodziło. Obróciłem się w stronę przyjaciela, z naiwnością łudząc się, że być może jednak pozwoli mi opuścić salę. Kibum był jednak nieczuły na moje błagalne spojrzenia, wsparty na ręce obserwował uważnie scenę. Być może nawet zbyt uważnie, ale niewykluczone, że to tylko figle mojej wyobraźni. Zmiąłem w rękach program koncertu, który ktoś wcisnął mi do ręki, a do którego nawet nie raczyłem zerknąć. Czas jak na złość dłużył się, obijał i lenił, nie chcąc pozwolić mi stąd uciec. Zacisnąłem mocno powieki, chowając twarz w rękach, starając się przejść w stan hibernacji i zwyczajnie przeczekać ten wieczór.

Właśnie wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Na sali zapanowało poruszenie, mogłem to wyczuć w szmerze wzburzonego od szeptów powietrza. Mimowolnie uniosłem głowę, na chwilę dając się oślepić boleśnie jasnemu światłu, bijącemu ze sceny. 


Uszy zrozumiały, jeszcze zanim zorientował się umysł. Ponad płynącą muzykę orkiestry wysunęła się śmiało samotna partia skrzypiec. Serce zatrzymało się w piersi, na dźwięk tego znajomego głosu, tej zakopanej na dnie umysłu melodii. Wysokie tony, krystaliczną melodią wypełniły powietrze, wywołując westchnienie zachwytu wśród zgromadzonej publiczności. Ukryta w cieniu, niewyraźna sylwetka grajka poruszała się delikatnie w takt muzyki swoich skrzypiec, z którymi w danym momencie zdawała się stanowić jedność. Z początku wysokie, nieco drżące tony, opadły, stopniały, jak śnieg na wiosnę. Bezwiednie wstałem, nie mogąc dłużej trwać bezczynnie wobec cudu doświadczanego na własnej skórze. Chciałem biec, nie zważając na zgromadzonych ludzi, ani na pochłoniętą swoją pracą orkiestrę. Chciałem wpaść między zaległe na scenie cienie i wydrzeć z nich mojego księżycowego skrzypka. Wszystko umilkło, usuwając się w mroki ciszy, pozwalając tej niezwykłej pieśni wybrzmieć w całej jej okazałości. Zrobiłem krok w przód, ale poczułem mocne szarpnięcie Kibuma, usiłującego przywrócić mnie do porządku. Spojrzałem na przyjaciela niewidzącym wzrokiem, szukając w jego bystrych oczach jakiejś odpowiedzi. Jakiegoś potwierdzenia, że to co słyszę nie jest tylko marą senną. Że za płynącą czerwienią melodią faktycznie kryje się on, ten który rozpalał mnie swoją oziębłością i zniewalał swoją dziecinnością. Po ustach Key błąkał się dziwny uśmiech, nie pozwoliłem sobie jednak zbyt długo poświęcać mu uwagi, bo oczy znów pobiegły ku ciemnej sylwetce, jakby w obawie, że chwila nieuwagi wystarczy, by zjawa zniknęła na dobre. Dobrze wiedziałem, że utwór dobiega końca, czułem to całym sobą. Dlatego też szarpała mną desperacja, niepokój, że za chwilę, za parę sekund będzie po wszystkim.

Skrzypce perfekcyjnie wyśpiewały ostatnie swoje słowo, dostrajając się do głosów pozostałych instrumentów, by w końcu umilknąć. Zrobiło mi się słabo, a jednocześnie dostałem kolejnego zastrzyku energii, zdecydowanym krokiem ruszając w kierunku powoli pochłanianej przez cienie sceny. Po raz kolejny moja próba została udaremniona.

- Siedź tu, idioto. To nie koniec – szepnął Key, pchając mnie z powrotem na fotel. Publiczność powoli opuszczała salę, pozostawiając za sobą jedynie zapach wykwintnych perfum, który wsiąkł w siedzenia. Również Kibum, upewniwszy się, że całe moje obecne działanie ogranicza się do zabijania go wzrokiem, okręcił się na pięcie, i pośpiesznie ruszył do wyjścia. Kiedy tylko zniknął za wyłożonymi aksamitem drzwiami, zerwałem się na równe nogi. Zaraz jednak zostałem zmrożony przez widok, który ukazał się moim oczom. Środek sceny został ozłocony światłem punktowego reflektora.

- Taemin… - powiedziałem ochrypłym głosem, jakby w próbie przekonania samego siebie, że to co widzę jest rzeczywistością. W samym centrum jaśniejącego koła siedział on. Piękny w swojej nieosiągalności. Ten sam, który lubił kwiaty i malował moją twarz białą farbą. Ten, który grał mi nocami na skrzypcach, który włączał światło wchodząc do pokoju. Największy fan zimy i ten, który nie pozwalał mi się narysować. Ciche westchnienie wyrwało mi się z piersi, jakby ciało mimo wszystko, mimo szalejących wspomnień i równie niezwykłych okoliczności, czuło potrzebę wyrażenia zachwytu nad tą twarzą. 

Chłopak był cały ubrany na czarno, a mimo to jaśniał w moich oczach. Długie włosy związał z tyłu głowy, a ich luźne pasma igrały ze złotym światłem reflektora. Zacisnął dłoń w pięść, jakby w przejawie zdenerwowania, po czym wyprostował się, unosząc powieki. Zdawałoby się, że jego niezwykłe oczy wpatrują się wprost we mnie, że przenikają moje ciało, docierając prosto do serca. W tamtej chwili wiedziałem, że tak właśnie było. Nawet, jeśli chłopak nie mógł mnie w rzeczywistości zobaczyć, to niewątpliwie czuł moją obecność, tak jak ja czułem jego. Chciałem go dotknąć, poczuć pod palcami delikatną skórę, wpleść palce w miedziano-złote włosy. A mimo to trwałem w bezruchu, zaklęty wyrazem jego twarzy, formującym się w tak dobrze mi znane władczość i upartość.

Chłopak uniósł trzymany przez siebie mikrofon, dziwnie wyglądający w jego smukłej dłoni, stworzonej do prowadzenia smyczka. Na moment przez usta przemknął cień bladego uśmiechu, zanim artysta wziął głęboki oddech.



I wtedy Taemin zaczął śpiewać. Zachwiałem się na dźwięk jego głosu, dźwięk z dawna niesłyszany i głęboko upragniony. Uszy nie chciały wierzyć, że po raz pierwszy w pieśni Taemina słyszą prawdziwe słowa, a nie te ukryte w tonach skrzypcowych melodii. 

- W porządku, niech ci będzie… - rzucił zirytowany - …po Dniu Jedności Sztuki, wtedy… wtedy zaśpiewam dla ciebie, Minho – wydukał tak cicho, że ledwo mogłem go usłyszeć.

Wspomnienie kołatało mi się po głowie, zalewając serce falą głębokiego wzruszenia. Oto teraz, po trzech latach rozłąki, trzech latach milczenia, przerywanego jedynie muzycznymi listami, Taemin stał na scenie i spełniał swoją obietnicę. Ogromna powaga malująca się na jego twarzy, nadawała utworowi jeszcze silniejszego wyrazu. Delikatny głos zdawał się tulić moje obolałe serce, w dźwięcznej oznace przeprosin. Taemin bez reszty pozwolił pochłonąć się magii muzyki, podobnie jak to bywało w przypadku gry na skrzypcach. Również i tym razem chłopak w każdym kolejnym tonie, w każdym słowie starał się zawrzeć miliony barw, dla których nie starczyłoby miejsca na żadnym płótnie świata. Jego głos z biegiem dźwięków nabierał odwagi, zaskakując mnie swoją mocą. Reflektor zamigotał w oczach Taemina, ukazując światu błyszczące łzy zbierające się na granicy powiek. Ten widok wystarczył, żebym wyrwał się z jakichkolwiek więzów woli, i ruszył w kierunku sceny. W tym jednak momencie piosenka skończyła się gwałtownie, a salę znów ogarnął mrok.

- Taemin?! – krzyknąłem rozpaczliwie w pustkę. – Taemin, proszę! – Potykałem się o kolejne siedzenia, o zakrzywienia miękkiego dywanu, o przeszkadzające mi w biegu schody. Paniczny strach zakradł się do świeżo odrodzonego w nadziei serca. Musiałem dotrzeć na tę scenę, choć nic nie widziałem. Musiałem, byłem przekonany, że Taemin tam będzie, że na mnie czeka.

- Nie wydzieraj się tak, pajacu – rozległ się znajomy głos, i po chwili poczułem jak silne ramiona unieruchamiają mnie od tyłu. – Nie będziemy tu robić scen, chociaż to całkiem kuszące. Sam fakt, że udało mu się załatwić wolną salę na te parę minut, graniczy z cudem.

- Jonghyun?! Co ty tu robisz? Puść mnie, muszę iść do…

- Spokojnie, mój żabooki przyjacielu. On już na ciebie czeka. – To jedno zdanie zdołało mnie uciszyć. Na wszelki jednak wypadek obrzuciłem Jonghyuna jeszcze jednym złowrogim spojrzeniem, w odpowiedzi otrzymując jedynie psotny uśmiech, po czym dałem mu się poprowadzić ku tylnemu wyjściu. – Dawnośmy się nie widzieli… - zagadnął, zerkając na mnie z ukosa. – Ile to już? 

- Jonghyun, może to niezbyt kulturalne, ale mało mnie do cholery w tej chwili obchodzą kalkulacje naszych spotkań! Muszę…

- Spokojnie, mój drogi. Najpierw kilka słów objaśnień. – Z mroków korytarza, którym właśnie prowadził mnie Jonghyun, wyłonił się Key. Jego twarz promieniała w pełnym zadowolenia uśmiechu. Nie zważając na moje protesty, ujął mnie pod ramię i pociągnął przed siebie wolnym krokiem. Byłem taki poirytowany, chciałem biec, albo i lecieć, byle tylko wreszcie zdobyć namacalny dowód na obecność Taemina w tym przeklętym, tonącym w cieniach budynku. Ale nie, państwo Kim postanowili uciąć sobie ze mną uroczą pogawędkę w najmniej odpowiednim momencie mojego życia! 

- Minho… trzy lata temu wydarzyło się coś nieprzyjemnego… - zaczął Jonghyun, zaskakująco łagodnie.

- Nie, niemożliwe! Nie zauważyłem… - wszedłem mu w słowo, nie mogąc utrzymać swoich nerwów na wodzy. W odpowiedzi Jonghyun złapał mnie za ramiona, i bezceremonialnie pchnął na najbliższą ławkę. W tym samym czasie Kibum zbliżył się niespiesznie, patrząc na mnie z góry.

- Przestaniesz łaskawie przerywać? To dzięki nam w ogóle się tu znalazłeś, więc lepiej mnie nie denerwuj. Poza tym, ten twój żabi móżdżek już do reszty stracił jakąkolwiek funkcjonalność. Przecież, im szybciej skończymy tę rozmowę, tym szybciej będziesz mógł w podskokach rzucić się w ramiona tego biednego chłopaka. – Spojrzenie Key było tak twarde, że zaprzestałem dalszych prób oswobodzenia się. Jego argumenty faktycznie mogły mieć sens, nie zmieniało to jednak faktu, że nogi same rwały się do biegu.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że go tu spotkam? – zapytałem, starając się dać przyjaciołom znak, że jestem skory do współpracy, byleby ten cyrk szybko dobiegł końca. – Mogłeś oszczędzić mi niepotrzebnego szoku…

- Gdybyś, mój drogi, łaskawie raczył zajrzeć do programu występu, to gwarantuję, że nie byłbyś taki zaskoczony – odparł Kibum, machając mi jakąś pomiętą kartką przed oczami. – Poza tym, wtedy ta cała akcja straciłaby swój urok, nie sądzisz? – dodał, z diabolicznym uśmiechem. – Nawet nie wiesz, jak dobrze bawiłem się patrząc na twoją głupawą minę!

- Kibum… - warknąłem ostrzegawczo, ale nie dane mi było w żaden inny sposób dać upustu swojej wściekłości, bo zostałem uwięziony pod tą dziwną powagą, która na powrót zagościła w kocich oczach mojego różowowłosego przyjaciela.

- Trzy lata temu, w przeddzień waszego niedoszłego występu, do Taemina zadzwoniła jego matka – odezwał się Jonghyun. Nawet jego przeważnie wygięte w psotnym uśmiechu usta, teraz miały kąciki spuszczone w dół. Jakieś okropne zmęczenie wkradło się na tę wiecznie chłopięcą twarz.

- Wiem, pamiętam… nie mów, że… - zacząłem, ale znów zostałem uciszony. Tym razem przez wyrzuty sumienia, malujące się w kącikach oczu Jonghyuna.

- Tak, zadzwoniła wtedy, żeby zrobić Taeminowi awanturę o wasz związek – oznajmił Kibum bez dalszych ogródek. Wspomniałem roztrzęsiony głos i obejmujące mnie ciasno ramiona. Dobrze wiedziałem, że w tamtym momencie coś w postawie mojego skrzypka było nie tak, czułem to w każdym jego geście, choć twarz pozostała maską pozorów. Jak mogłem dać się zwieść? Jak głupi byłem, że nie zainterweniowałem? Pytania krążyły po mojej głowie, nie znalazłem jednak na nie odpowiedzi. Spośród wszystkich znaków zapytania wyłonił się jeden, królujący nad pozostałymi.

- Więc dlaczego Taemin mnie okłamał? – Pytanie wydarło się z gąszczu poplątanych myśli, znajdując ujście poprzez struny głosowe. Jonghyun i Key spojrzeli na siebie znacząco, wywołując tym we mnie dodatkową frustrację. Traktowali mnie jak chorego psychicznie.

- Minho… nie wiem jak wielkim szczęściarzem trzeba być, żeby trafić na kogoś takiego jak Taemin, i w dodatku zaskarbić sobie jego uczucia – zaczął powoli Jonghyun. – Ale wiedz, że ten chłopak jest naprawdę niesamowity – dodał, a Key przytaknął mu w zamyśleniu.

- Powiecie mi wreszcie o co chodzi?! – wydarłem się, będąc na skraju wytrzymałości, gotów wybuchnąć w każdej chwili, przy okazji zmiatając wszelkie dinozaury i modowe świry z powierzchni ziemi. Key pokręcił głową i spojrzał mi prosto w oczy.

- Minho, on zrobił to dla ciebie – oznajmił, a jego głos potrzebował trochę czasu, żeby znaleźć drogę z uszu do mózgu. Jednak kiedy wreszcie tam dotarł, wcale nie doznałem tego słodkiego i z dawna upragnionego uczucia zrozumienia. Poczułem się raczej jeszcze bardziej zagubiony.

- Wiesz, że matka Taemina miała dość duże wpływy – odezwał się Jonghyun. – Zagroziła mu, że jeśli nie zerwie z tobą kontaktu i nie zgodzi się na wyjazd, to jest gotowa zniszczyć twoją przyszłość tak, że raz na zawsze odstawisz pędzel, sztukę i wszystko, co z nią związane w najciemniejszy kąt swojej piwnicy. Rozumiesz? Jego zniknięcie cię ocaliło… - Gorzki ton tej wypowiedzi rozbrzmiał mi w uszach, rozszalał się w tkankach, w tajemniczy sposób docierając do przełyku, rozlewając się cierpką warstwą prawdy po moim języku.

- Dość tego. Gdzie ta suka jest? – warknąłem, zrywając się na równe nogi. Nie dbałem już o szacunek względem starszych, czy choćby o poszanowanie dla matki bliskiej mi osoby. Ta kobieta zmieniła moje i, jak sądzę, również Taemina życie w koszmar. A wszystko po to, by zachować swoje dobre imię. Miałem ochotę zamknąć tę jej chudą szyję w imadle uścisku tak, żeby już nigdy nie wydobył się z niego żaden operowy ton, co najwyżej błagalne i żałosne jęki. Zostałem jednak powstrzymany przez dwie stanowcze pary rąk.

- Minho! Minho, uspokój się do cholery! – krzyknął Kibum, powoli tracąc do mnie cierpliwość. – Rzecz tkwi w tym, że ona nie żyje – oznajmił, uważnie obserwując jak na moją twarz znów wkracza tanecznym krokiem wyraz zagubienia.

- Co?

- Zmarła miesiąc temu z powodu nerwicy, nadciśnienia, lub czegoś równie dobrze wpisującego się w jej naturę – wyjaśnił Jonghyun. – Taemin wciąż nosi żałobę – dodał, widząc moją minę. Przejechałem dłonią po twarzy, niepewny czy to co czuję, to w dalszym ciągu resztki mojej żądzy mordu, czy też raczej palący wstyd i rozczarowanie samym sobą.

- Rozumiesz więc chyba, dlaczego postanowiliśmy najpierw porozmawiać z tobą na osobności… - stwierdził Key, a ja pokiwałem głową twierdząco, z opóźnieniem odczuwając wdzięczność do tej pary irytujących facetów. Gdybym wyjechał z czymś tak niecenzuralnym przy Taeminie… chyba nigdy bym sobie tego wybuchu nie wybaczył.

- Dwa tygodnie temu Taemin się z nami skontaktował, wyjaśniając sytuację – kontynuował opowieść Key. – W zasadzie ciężko coś było wyciągnąć z jego wypowiedzi, bo każde zdanie kończył pytaniem o ciebie. Czy pilnie się uczysz, czy słuchasz jego listów, czy pamiętasz o nim choć trochę… Słowo daję, łamały mi serce te rozmowy, miałem ochotę z miejsca pobiec i o wszystkim ci powiedzieć, a potem kupić bilet i wsadzić cię w pierwszy samolot lecący do Londynu. Ale nie mogłem, nie potrafiłem sprzeciwić się usilnym prośbom Taemina, żeby nic ci nie mówić. Wszystko w swoim czasie, wszystko musi przygotować – tak mawiał, a ja zachodziłem w głowę, co ten dzieciak znów wykombinował. Aż wreszcie, parę dni temu, pocztą przyszły trzy zaproszenia na koncert w londyńskiej filharmonii.

Patrzyłem to na Kibuma, to na Jonghyuna, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się za moimi plecami. Nie byłem już nawet pewien, czy to co wypełnia mój umysł to zbyt poplątana siatka myśli, czy też może ich kompletny brak. Jonghyun poklepał mnie po ramieniu, a Key oparł ręce na biodrach i zmroził mnie spojrzeniem.

- No, mój przygłupi wielkoludzie, myślę, że czas na ciebie. Ale pamiętaj – Taemin to największy skarb, jaki w życiu ci się trafił. Nie spierdol tego. – Po tej pokrzepiającej wiadomości, zostałem popchnięty w stronę jakichś drzwi, a państwo Kim gdzieś się ulotnili w trybie natychmiastowym. Naraz poczułem jakąś nieznaną dotąd tremę, jakąś niepewność, zdenerwowanie. Choć wcześniej zamierzałem stratować każdego, kto stanie mi na drodze do Taemina, to teraz, kiedy ta droga była już wolna, nie potrafiłem zdobyć się na te kilka kroków, dzielących mnie od niego. Zacząłem krążyć w kółko, raz po raz podejmując się żałosnych prób ułożenia jakiejś poruszającej przemowy, zebrania w kilku słowach tego, co wypełniało mnie od środka. Oddania w tych słowach odcieni nieprzespanych nocy i kolorów nieskończonej wdzięczności. Dobrze wiedziałem, że moje starania spełzną na niczym, i zapewne byłbym tam stał przez resztę swojego życia, gdyby nie dźwięki, które dobiegły mnie zza zamkniętych drzwi. Dźwięki znajome, aczkolwiek pozbawione swojej przeciętnej perfekcyjności. Wiedziony tym cichym, ledwo słyszalnym strumykiem nut, uchyliłem powoli drzwi.

Moim oczom ukazał się elegancki pokój, wypełniony kunsztownie wykończonymi meblami i niezmierzoną ilością luster, zdobiących draperie ścian. Pośród tego złoto-bordowego przepychu, natychmiast wyszukałem wzrokiem drobną postać, która tonęła w światłocieniu. Każda złota nitka migocząca na jej głowie, zdawała się łatać moje obolałe i stęsknione serce. Każdy oddech, unoszący klatkę piersiową, zdawał się i mnie napełniać życiodajnym tlenem. W rękach Taemina spoczywał jego nieodłączny atrybut, jego najlepszy przyjaciel, z którego na chwilę obecną chłopak wydobywał chaotyczne i nieskładne tony, najwyraźniej błądząc gdzieś myślami, plącząc je między nitki strun. Przez dłuższą chwilę stałem w bezruchu, oczarowany tym żywym cudem, tym księżycowym skrzypkiem, który w niezmierzoności bezsennych nocy urósł w moich oczach do statusu legendy, bohatera bajek czytanych na dobranoc. Idealnego i nieosiągalnego w swoim pięknie. Zaklęcie uległo jednak tęsknocie ciała w momencie, w którym chłopak uniósł głowę, a jego twarz w pełnej wyrazistości odbiła się w moich źrenicach.

- Taemin… - zacząłem, zbliżając się do niego, ciesząc oczy każdym fragmentem jego istnienia. Chłopak drgnął, by po chwili dopuścić łagodny uśmiech w miękkość zakrzywienia swoich ust. Odłożył skrzypce i przyzwał mnie gestem dłoni. Posłusznie zbliżyłem się, ale tylko na odległość paru kroków, nagle niepewny, targany wątpliwościami. Bądź co bądź, to przeze mnie Taemin tyle się wycierpiał. Być może był na mnie zły? Zacząłem rozważać wszelkie plusy i minusy rzucenia się przed nim na kolana i błagania o litość. Nie zdążyłem jednak wcielić mojego ambitnego planu odkupienia win w życie, bo Taemin gwałtownie wstał, ze zniecierpliwieniem wyciągając rękę przed siebie. Nie byłem w stanie opierać się niememu rozkazowi, kryjącemu się w zmarszczeniu brwi. Pokonałem dzielącą nas przestrzeń, łagodnie ujmując jego dłoń. Jego zapach, jego oddech, jego smukłe palce zaciskające się na moich, splatające się z nimi - czułem to wszystko mocno i wyraźnie, otumaniony i niezdolny do myślenia, jak nigdy wcześniej. Tyle słów mogłoby zostać wypowiedziane, ale wszystkie zniknęły, zostały gdzieś za moimi plecami, pochłonięte przez zalegające w kątach, wiekowe cienie. Wpatrywałem się w tę najdziwniejszą, najbardziej niesamowitą na świecie twarz, bo jedyną zdolną zmusić mnie do marznięcia na balkonie i wsłuchiwania się w dźwięki nic mnie nie obchodzącego miasta. Najjaśniejszą, choć pozbawioną blasku oczu, idealną w swoim wybrakowaniu. W natłoku piękna i zachwytu pochyliłem się, składając krótki pocałunek na czole Taemina, pozwalając moim wargom posmakować jego skórę przez zaledwie ułamek sekundy. Każdy dłuższy kontakt groził totalnym zatraceniem się w tym słodko-gorzkim spotkaniu.

Groźne zmarszczenie brwi i błysk zdenerwowania naruszającego delikatne rysy – mój umysł momentalnie zarejestrował te symptomy, dające jasny i wyraźny komunikat, głoszący, że oto udało mi się wkurzyć Lee Taemina.

- Imbécile – wyszeptał tylko, po czym stanowczo przyciągnął mnie do siebie, pozwalając z dawna stęsknionym ustom wreszcie się spotkać. Jeśli jeszcze chwilę wcześniej traciłem rozum, to w tamtym momencie już w pełni zanurzyłem się w obłędzie. I znów mgiełka artyzmu zakradła się w pole widzenia, kiedy języki splotły się ze sobą, napełniając serce nieokreśloną mieszanką barw, nadając sens tym wszystkim śnieżnym płatkom uwięzionym na kartkach mojego bloku rysunkowego. Utonąłem. Pod wpływem miękkich warg Taemina moje myśli zabarwiły się patetycznym złotem, serce rozgorzało szaloną czerwienią, dusza roziskrzyła się najczystszą bielą. Obecność tego skrzypka w moich ramionach, jego palce przesuwające się po mojej skórze, jego oddech tańczący na moich ustach, to wszystko odblokowało we mnie jakieś nieodkryte dotąd źródełko barw, które strumieniami rozlały się w przestrzeni pod moimi powiekami. Po raz pierwszy od trzech lat, kolory znów zachwycały swoją intensywnością, a ciążąca obojętność ołówkowych tonów odeszła w niepamięć. Po raz pierwszy, najcichszy i najbardziej prozaiczny odgłos potrafił urzec swoją dźwięcznością, a muzyka która rozśpiewała się gdzieś między jednym a drugim sercem, tkała nierozerwalną nić między tymi dwoma częściami correspondance des arts, częściami niepełnymi i pustymi bez wzajemnego towarzystwa. Tym właśnie Taemin był, dopełnieniem mojego życia, namalowanego w oparciu o sztukę, ale tracącego sens bez szlachetnego błysku smyczka i magicznego głosu skrzypiec, bez dźwięcznych nut wplecionych w nitki barw.

- Minho… - usłyszałem cichy, głos. Tak cichy, że gdybym mógł, nakazałbym mojemu narwanemu sercu milczenie, byleby lepiej słyszeć, co Taemin ma mi do powiedzenia. Złapałem go za rękę i poprowadziłem na sofę. Zaraz usadowił się na moich kolanach, tuląc głowę w zagłębienie szyi. – Minho, jak ci się podobał mój występ? – Pytanie rozdźwięczało się w moich uszach i przez chwilę jawnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Po tym wszystkim co się wydarzyło, po trzech latach rozłąki, po ponownym spotkaniu w eksplozji barw, dla niego wciąż najważniejsze było jak oceniam jego koncert? Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nie zdążyłem jednak nic odpowiedzieć, bo palce wtulonego we mnie chłopaka spoczęły na mojej twarzy. Taemin w skupieniu przesuwał opuszkami po kolejnych milimetrach skóry, przyglądając się mi się, tak jak ja bezkarnie przyglądałem się jemu od momentu wtargnięcia do pokoju. Wiele zainteresowania poświęcił kształtowi oczu i kryjącym się pod nimi workom, zapadnięte policzki również nie umknęły jego uwadze. Mimo wszystko, dotarłszy do moich warg, rozciągniętych w uśmiechu, pozwolił i swojej twarzy nieznacznie się rozjaśnić. – Podobało ci się – stwierdził, w dalszym ciągu tańcząc palcami po mojej skórze.

- Imbécile – odparłem, nie mogąc się powstrzymać. Taemin skrzywił się, słysząc to słowo.

- To nie tak się wymawia. Ty naprawdę jesteś głupi – stwierdził, uderzając mnie lekko w ramię. Zamiast odpowiedzi na powrót zatonąłem w jego wargach. 

Czy byłem głupi? Owszem, zarówno teraz, jak i wcześniej. W ciemności własnego salonu, w bieli śnieżnego krajobrazu, czy w czerwieni taeminowego uścisku. Coraz głupszy z każdym naszym spotkaniem. Coraz bardziej opętany nieodpartym urokiem tej niesamowitej sprzeczności, jaką stanowił Lee Taemin. Przesunąłem dłonią po jego miękkich włosach, wywołując łagodny uśmiech na kształtnych ustach. 

Jak świetnie musiała się bawić Fortuna, obmyślając to spotkanie dwóch pokrewnych dusz na obcej ziemi, mimo wszystko przyprószone bielą zimowej pory, tak samo dostojnej i zachwycającej, jak ta władająca przestrzenią między dwoma oknami sąsiednich kamienic?

W zaklętej ciszy pomieszczenia każde westchnienie urastało w moich uszach na miarę arii. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak, byłem głupi. Popadający w ogłupienie z każdym dźwiękiem, rodzącym słowo, z każdym słowem ciągnącym za sobą dotyk, z każdym dotykiem przędącym uczucie na tkaninie naszych losów. Ale czyż nie był to najsłodszy rodzaj głupoty? Głupoty pozwalającej mi trwać w kojącym uścisku i rozwodzić się nad dźwięcznymi barwami otulającymi naszą dwójkę, nad tymi nutami spisanymi a due. Głupoty kapryśnej i pchającej mnie do szalonych czynów. Głupoty tonącej w kontrastach i światłocieniach.

Głupoty potocznie zwanej miłością. 

Głupoty skąpanej w czerwieni drżącego tonu skrzypiec. 

Głupoty, na którą obaj zachorowaliśmy.

Oczarowany płynnym rytmem oddechu Taemina, trwałem, z sercem wplecionym w dźwięczność wieczora. Co jakiś czas spoglądałem na wtuloną we mnie twarz, a kolor wymalowanego na niej uśmiechu, nadawał mojemu sercu nowe tempo. I choć melodia tej nocy zaczynała przywdziewać kreację diminuendo, to z otwartym sercem oczekiwałem każdej kolejnej spędzonej wspólnie sekundy. Przyszłość błyskała zachęcającą paletą barw, przygotowanych specjalnie dla nas, czekających na zapełnienie nimi pustych fragmentów pięciolinii. 

Tak więc trwaliśmy, zaklęci w patosie naszego correspondance des arts, i jednocześnie tonący w tej urokliwej głupocie, która na dobre zawładnęła sterami naszego życia. I tylko ptaki wojujące w przestrzeni między oknami seulskich kamienic, pamiętały o goryczy rozstania, którą my sami zamalowaliśmy mozaiką czerwieni.

~*~

Idę się wypłakać do osobnego posta ;-;

35 komentarzy:

  1. Pierwsza myśl - POWALIŁO CIĘ? TRZY PIEPRZONE LATA? Posranie umysłowe, zdecydowanie... jak mogłaś ;/////////
    Prawie się poryczałam czytając jak Minho wspomina to wszystko...
    Filharmonia? Filharmonia... dlaczego mam przeczucie, że Taemin będzie jednym z artystów? Nie wiem, nie jestem domyślna, ale to mi się wydaje całkiem sensowne... No ale zobaczymy, czytam dalej.
    Ha! Wiedziałam! No proszę, czasami bywam domyślna...;3
    Ups, sorry, zapomniałam o komentowaniu, bo tak się zaczytałam... ale nie, nie chcę sobie przerywać, najpierw przeczytam do końca a później dokończę komentarz...
    O jezu. Dobra. Teraz już ryczę.
    Cholera.
    Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że świetnie piszesz, cofam te słowa.
    "Świetnie" o Twoim pisaniu, to tak jakby powiedzieć, że requiem Mozarta to "fajna melodyjka".
    Wszelkie porównania, opisy etc. chowają się w języku tego epilogu, którego nie potrafię nawet ogarnąć moim ograniczonym literacko móżdżkiem.
    Łał, łał, łał, łał.
    Jak to jest, że potrafię dawać długie komentarze pod bardzo dobrymi fickami, ale jak przeczytam coś WYBITNEGO to już nie potrafię wydusić z siebie kompletnie NIC?
    Siedzę przed ekranem z rozdziawionymi ustami. Mam drgawki z zimna, mimo że się pocę z gorąca, śmieję się rycząc. Twoja wina.
    Wiem, jak będzie wyglądać dzisiejsza noc. Całe CdA czeka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ayo, przepraszam ;-; i dziękuję, tak mnie chwalisz, że nie wiem, co odpowiedzieć >.< słowo "wybitne" przyjemnie ciąży na języku, ale czy jestem go warta? Kocham Cię, wiesz o tym, prawda?
      Życzę miłej nocy (?) ~~<3

      Usuń
  2. Przede wszystkim chcę Ci podziękować za to, że oderwałaś mnie od myśli. Serio tego potrzebowałam.
    Wiesz doskonale, że płaczek ze mnie, ale tak naprawdę rzadko wzruszam się nad książkami czy filmami. Udało Ci się natomiast sprawić, że mam potężną gulę w gardle.
    Doskonale rozumiem Minho. To jego wpatrzenie w zimę, to zatopienie we wspomnieniach... I te wysiłki Kibuma, by przywrócić go do życia. Tak coś czułam, że Key coś wie, i dalej, że Taemin będzie w filharmonii- w zasadzie gdzie indziej mógłby być? To wszystko jest piękne, wiesz? Sam motyw matki znany, ale prawdziwy; zaślepiona do samego końca i licząca jedynie na zysk i zasługi. Ich spotkanie nie mogłoby być lepiej opisane. Kocham to, że cały czas byli sobą, Taemin nie zmienił się nagle w słodziutkiego uległego we wszystkim uke, tylko cały czas zachował swój niezwykły charakter.
    Twoje opisy jak zwykle są przepiękne, wszystko jest dopracowane. Jesteś jedyną znaną mi blogerką, która potrafi w taki sposób opisać barwy i emocje. Och, ta piękna anafora, która podkreśla uczucia Minho! Wiesz, że je kocham. I Fortuna :') Konteksty <3
    "Po raz pierwszy od trzech lat, kolory znów zachwycały swoją intensywnością, a ciążąca obojętność ołówkowych tonów odeszła w niepamięć. Po raz pierwszy, najcichszy i najbardziej prozaiczny odgłos potrafił urzec swoją dźwięcznością, a muzyka która rozśpiewała się gdzieś między jednym a drugim sercem, tkała nierozerwalną nić między tymi dwoma częściami correspondance des arts, częściami niepełnymi i pustymi bez wzajemnego towarzystwa." Jeden z moich ulubionych fragmentów, bo kontrastuje pustkę i samotność ciążącą Minho z jego radością, gdy są razem z Taeminem. No i samo wplecenie tytułu <3
    "Oczarowany płynnym rytmem oddechu Taemina, trwałem, z sercem wplecionym w dźwięczność wieczora. Co jakiś czas spoglądałem na wtuloną we mnie twarz, a kolor wymalowanego na niej uśmiechu, nadawał mojemu sercu nowe tempo. I choć melodia tej nocy zaczynała przywdziewać kreację diminuendo, to z otwartym sercem oczekiwałem każdej kolejnej spędzonej wspólnie sekundy. Przyszłość błyskała zachęcającą paletą barw, przygotowanych specjalnie dla nas, czekających na zapełnienie nimi pustych fragmentów pięciolinii.
    Tak więc trwaliśmy, zaklęci w patosie naszego correspondance des arts, i jednocześnie tonący w tej urokliwej głupocie, która na dobre zawładnęła sterami naszego życia. I tylko ptaki wojujące w przestrzeni między oknami seulskich kamienic, pamiętały o goryczy rozstania, którą my sami zamalowaliśmy mozaiką czerwieni." Kolejny z ulubionych fragmentów, znów wykorzystujesz motyw tytułu i samą czerwień.
    Pokochałam to opowiadanie, aż trudno mi uwierzyć, że to koniec.
    Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna, mam łzy w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry wieczór.
    Bardzo dobry epilog.
    Ale nie chce mi się już Pani chwalić.
    To i tak już nic nie da, bo nachwaliłam Panią już jakiś czas temu.
    Jednak chcę powiedzieć, że to jest świetne.
    Pozwoliłam sobie nawet wysłuchać dołączonych utworów (wcześniej wszystko czytane na telefonie).
    Wie Pani co?
    Pani jest wspaniała.
    Pani napisała coś niesamowitego, coś pięknego.
    Wie Pani co?
    Ja idę.
    Idę z tego bloga, na jakiś czas.
    Bo Pani pisze tak pięknie, że mój samokrytycyzm wskoczył na najwyższy poziom, a nawet o jeden stopień wyżej od normy.
    Wie Pani co?
    Kłamię.
    Oczywiste, że będę tutaj zaglądać.
    Wie Pani co?
    Miałam nie chwalić, a i tak to zrobiłam.
    Był dobry wieczór.
    Teraz jest dobranoc.
    Dobranoc.
    Ja idę.
    Idę wychwalać to, co Pani napisała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż to wiersz biały w komentarzu~~! xD Hm... akurat słuchanie utworów jest bardzo ważne, bo opisuję dokładnie te melodie, które załączyłam w linkach. Cieszę się, że przynajmniej w przypadku epilogu było Ci dane je odsłuchać ;3
      Dziękuję za piękny w swojej nietypowości komentarz ~~<3

      Usuń
  4. Boże nie mogę uwierzyc, że to juz koniec. Powinnam napisać długi komentarz, ale nie wiem czy moje lenistwo mi na to pozwoli xD
    Co do końcówki wiedzialam, że będzie happy end. Nie było za słodko, w sam raz. Taemin nadal zaborczy i władczy. A Minho...biedny, gdy czytałam te fragmenty o wspomnieniach to aż lezka się w oku krecila. A ta filharmonia...co prawdana myśl mi przyszła, że to wystep jego matki, a potem Choi będzie ja śledził i dojdzie do Tae :p. Wiem lubię kręcić :D opowiadanko bardzo mi się podobało :) dziękuję ci za nie i czekam na nastepne <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To już koniec! Dlaczego tak wcześnie?! Ech... czuję niedosyt!
    No nic, jestem zmęczona po treningu, ale kocham to opowiadanie, więc musiałam to przeczytać! To że jestem zachwycona na pewno wiesz~~
    Piękne zakończenie takiej cudnej historii! ♥♡
    Szkoda mi Minho, bo tak bardzo cierpiał! Zresztą Tae też cierpiał... ach, biedactwa
    Czekam na nowe opowiadania~
    Weny ♥♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacząć czytać od epilogu.... No trzeba być mną...
    Ale po tym jakże interesującym wstępie zamierzam skomentować mimo, że zaczęłam czytać od końca. (Jednak epilog rysuje mi niemal całą historię po kolei, a jeszcze moje detektywistyczne zdolności i odrobina dedukcji tylko w tym pomagają)
    Zobaczyłam, że dodałaś, no więc myślę sobie "i tak nie mam na nic siły, a anime, które chciałam obejrzeć zacięło mi się w najbardziej intrygującym momencie. Co mi szkodzi przeczytać? Przecież to Amaya. " Po za tym, potrzebowałam czegoś takiego... Uczuciowego, lekko smutnego, wzruszającego, ale za razem z happy endem... No i przeczytałam... zaczęłam czytać wieloczęściówkę od końca #geniuss
    Jednak wracając co do samej treści...
    Wzruszyłam się, i to bardzobardzobardzo..;-;
    Minho malarzem, Taemin skrzypkiem - no ciekawie, ciekawie...
    Niestety nie lubię zimy.. ale co do sztuki rysowania... Płatki śniegu? Rysowałam je kiedyś? Niee... chyba raczej nie. Głównie to Azjatów rysuję xDD
    ale znowu odbiegam od tematu...
    To było śliczne i słodkie *.* (nie lubię fluffów) ale za razem było też smutne i wzruszające (już chyba się powtarzam)
    Genialne opisy kolorów <3 (chyba przeczytam od początku całe)
    "W ciemności własnego salonu, w bieli śnieżnego krajobrazu, czy w czerwieni taeminowego uścisku." - tak śliczny fragment co do barw, towarzyszących przez ostatni czas Minho.
    "Próbowaliście kiedyś iść zatłoczoną ulicą, jednocześnie zupełnie nie zważając na to, gdzie jesteście i co się wokół was dzieje? Całkiem pochłaniające doświadczenie." - tak, to doświadczenie jest bardzo pochłaniające...Tak strasznie wczułam się w postać Minho i w pewnym sensie odnalazłam w nim cząstkę siebie. Zamiłowanie do sztuki malowania/rysowania, pewna obojętność na otaczających go, zlewających się w jedno ludzi, kiedy idzie wśród nich zatłoczonym chodnikiem (fakt, faktem było to spowodowane tęsknotą za Taeminem, ale...)
    "Głupoty tonącej w kontrastach i światłocieniach.
    Głupoty potocznie zwanej miłością.
    Głupoty skąpanej w czerwieni drżącego tonu skrzypiec.
    Głupoty, na którą obaj zachorowaliśmy." - Opisanie głupoty. Bajeczne :3
    No nie wiem co tu jeszcze... Nie czytałam całości, więc nie przeżywam końca tego opowiadania tak jak ci, który byli z tobą tutaj od początku, albo chociażby przeczytali całość.
    Tyle?
    No chyba tak. (mój komentarz w miarę ogarnięty. *WOW* )
    ~Dara
    P.S. I jak zwykle zapraszam do siebie (; #hee+all

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, kogo jak kogo, ale Ciebie się tu dziś nie spodziewałam xD Ale to magiczny wieczór, tonę w nieskończonej miłości zawartej w komentarzach, rozpływam się w feelsach, podczas tego ostatniego piątku skąpanego w blasku CdA >.<
      To w istocie dość szalone, czytać od końca i sama bym tak nie umiała, ale mimo wszystko dziękuję, że wpadłaś *-*
      Jeśli urzekły Cię opisy kolorów, to trzeba Ci wiedzieć, że całe CdA właśnie na barwach i muzyce się opiera ^.^
      Widziałam, że dodałaś Hee+all, ale ten wieczór pozostanie chyba dla mnie czułym pożegnaniem z moimi bohaterami. Wpadnę jeszcze w ten weekend~~!
      Dziękuję ~~<3

      Usuń
  7. Idem, przyszłam, jestem! Nazwana tą, co woli dziewczyny, i odmierzająca odległość na milimetry. Oto ja XD
    Skończyło się dobrze, teraz mogę w spokoju ducha iść umrzeć. Chociaż nie, najpierw powinnam obejrzeć Your Number ;) (oczy Key to życie *.*)
    *nieważne* znowu plotę bzdury XD
    Dobra. Wybacz, jeśli to nie będzie mieć głębszego sensu XD
    To, jak bardzo Minho przeżywał utratę Taemina, jak działa na niego zima - nie tylko czas, w którym był z nim, ale też ulubiona pora roku Tae, łamało mi serce, chociaż nie było tego dużo. Można sobie było wyobrazić, że te trzy, niby krótkie, ale w ostateczności cholernie długie lata, były jak niekończący się koszmar. Takie przynajmniej jest moje odczucie.
    (Nogi Minho, no ej!)
    Ta filharmonia, uhm, jak dobrze, że chodziło o Tae, bo jakby nie chodziło, to bym zginęła na miejscu. Oto, co CdA robi ze mną.
    Dziwię się, ze Minho nie zerwał się z tego fotela pomimo ręki Kibuma. To tylko Key, co on może, słabizna jeden? Ja wiem, ze nie powinien biegnąć na scenę i rzucać się tam na Taemina, ale ja tak to widzę >.< Takie nerwy mnie zżerały w tamtym momencie, że myślałam, że oszaleję. Jak ten facet wytrzymał, to ja nie wiem.
    Jak Taemin wyglądał w tamtym momencie, o Boże, mój aniołeczek, niby taki niewinny, a diabeł wcielony (znowu zbaczam z tematu, c'nie?). Jak te światła wokół niego, a potem zaczął śpiewać i ten Minho... Zdecydowanie za często płaczę podczas czytania CdA, taak. Wait, on miał czarne ubranie? Sexy~~~ Moaw.
    (krzyżówka żaby z sarną. To brzmi przerażająco XD)
    Miałam ochotę udusić Key, zresztą Jonghyuna też, gdy ciągle powstrzymywali Minho, a serce to mi tak waliło, że to już w ogóle nienormalne. I jeszcze ta historia, matka Taemina to rzeczywiście suka. A Taemin... W tym momencie oficjalnie brak mi słów, wybacz.
    To ich spotkanie, w zasadzie to nawet rozumiem, że Minho tak niepewnie się czuł, skoro nie widzieli się przez trzy lata, a miłość to jednak niepewne uczucie. Ale! wszystko skończyło się dobrze i teraz mogą patatajać na różowym jednorożcu w stronę zachodzącego słońca XD A tak w ogóle, te rozmowy Tae z Key, jak one musiały wyglądać, gdy cały czas wypytywał o Minho... o cholera, znowu ryczę/
    Czy mój komentarz ma jakikolwiek sens?
    Nie, nie sądzę. Jak już wspominałam niejednokrotnie, a właściwie to dwa albo trzy, jestem papką. Tak, papką uczuć. Rozmiękłam, rozpływam się, kocham Cię, i w ogóle, geez
    Idę oglądać nogi Minho XD

    Życzę powodzenia z nowym utworem, kiedykolwiek się pojawi i z maturą, nie żebym Ci przypominała (i to nieważne, że twitter i jestem na bieżąco w miarę), ale to niedługo XD
    Hwaiting, fighting, czy jak wolisz <3

    Czy Ty wiesz, że ja ten komentarz pisałam ponad godzinę? XD Level up
    A tak w ogóle, nie potrafię odpowiednio napisać tego komentarza, bo przeżywałam mocno czytając, a teraz jestem w miarę ogarnięta (taaak, po godzinie XD) i wyszło jak wyszło, hm. *Tuli again anty-fankę tulenia*
    Wybaacz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, żeby lepiej wczuć się w Twój komentarz, też sobie puszczę Your Number xD
      ....nie, to był zły pomysł, teraz płaczę ze śmiechunad tą sarnią żabą, zamiast się skupić na komentarzu *ottoke*
      Powiem Ci, że jestem z Ciebie taka dumna, bo to Twój najdłuższy komentarz *miłość* <3
      Minho nie rzucający się na scenę.. hm, czy jak powiem, że to stalowe żabie nerwy to zabrzmi to niedorzecznie? xD a Minnie, omg, sama się jaram, myśląc o tym jak niemożliwie anielsko i seksownie wyglądał na tej scenie #help
      "(..) teraz mogą patatajać na różowym jednorożcu w stronę zachodzącego słońca" - shit, że też na to nie wpadłam! *wali głową w klawiaturę* toż to idealne zakończenie! kekeke <3
      Awwww *znów tulona, może kiedyś przywyknie* ten komentarz jest ogranięty i piękny i wgl, kocham Cię x.x
      Dziękuję ~~<3
      Ps. NOGI MINHO ŻYCIEM.

      Usuń
  8. Unnie, wiesz, że ja nie umiem pisać komentarzy. Mimo to, mam nadzieję, że Ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział pierwszy~
      Już w pierwszych zdaniach pokazujesz, kim jest Minho. Tylko artysta (oni widzą świat inaczej) może wysnuć tyle wizji, dotyczących tak prostej rzeczy, jaką jest butelka. „Zapylanie, pszczółki i te sprawy” już go kocham.
      Prywatne koncerty? Ten Minho (widzę go siedzącego na tym parapecie z zamkniętymi oczami i ołówkiem w dłoni, która bezwiednie sunie po kartce <3 *o* <3) to ma szczęście *zazdrość* Szczególnie, gdy się wie, kim jest jego utalentowany sąsiad. *zazdrość, zazdrość, zazdrość*
      Co to za blond dziwak? Kto by pomyślał, że pytania, tak bardzo denerwujące Minho, są ściśle powiązane z myślami o nocnych koncertach? Główny bohater chyba nie.
      Zachwiane poczucie bezpieczeństwa? Minho nie jesteś takim małym chłopcem, nie masz się czego bać.
      Kolejny prywatny koncert <3 Dalej nie wiem jak mogłaś skrzywdzić skrzywdzić Swojego cudownego grajka ;---; Uczucia Minho wcale mnie nie dziwią. Sama nie mogę patrzeć (czytać?) na to cierpienie i chciałabym, żeby ono zniknęło.
      Pierwsza rozmowa i tak brutalnie. To boli ;-; Gdzie się podział pochłonięty muzyką i emocjami artysta?
      I znowu ten blond dziwak…(kim jesteś? kim? kim?)
      Poznali się oficjalnie <3 <3 <3 Taemin (kocham go w długich włosach <3 *o* <3) tak władczy *u*
      Ten rozdział bardzo mi się podobał. Sprawił, że czekałam na kolejny i pokochałam CdA. Jesteś wielka, Artystko. Kocham Cię. <3 <3 <3

      Usuń
    2. Rozdział drugi~
      Ojej! Ojej! Ojej! Jaki Taemin <3 Taki elegancik <3 I dalej ma swoje humorki <3 Aż dziwne, że Minho jest taki uległy. Choć nie, niedziwne. Ja też słuchałabym takiego Tae.
      Dobra, nazywanie kolegi „ślicznym” jest niepokojące, ale… Tamien + długie włosy… okej, prześlicznie *o* (Wiesz, że kocham go w długich włosach. Szczegół, że zawsze go kocham…)
      Minho ;_____; Jak mógł nie zauważyć? I nawet jak mu się mówi wprost, to nie widzi ;-------; Oj, Minho, Minho.
      „Czuję się zagrożony ile razy nie jestem w stanie stwierdzić co tam kombinujesz na boku” <3 <3 <3
      Taemin- artysta *u* Jego mówienie o kolorach i „patrzenie” na nie, jest takie niezwykłe. Pokazałaś to tak… tak… pięknie.
      Jonghyun hyung… no tak! Pasuje! Blond szaleniec. Jong w blondzie <3 <3 <3 Jak ja zazdroszczę Taeminowi. Jonghyun dla niego śpiewa. Ja też chcę.
      Oni się kłócą jak stare, dobre małżeństwo. <3 <3 <3
      Zgadzam się. Głupia, głupia Żaba. Jak mógł zostawić go samego? Zły, zły.
      A tobie, Artystko, udało się stworzyć kolejne dzieło. Rozdział jest cudowny. Kocham Cię. Jesteś wieka <3 <3 <3

      Usuń
    3. Rozdział trzeci~
      Kolejny wieczorny koncert. Analizy Minho i jego chęć pomocy rozczulają. I Taemin. Taki Taemin *serce krwawi* Jest mi tak źle, że on cierpi. „ Wniosek: wrażliwy, bezbronny chłopiec, oto jego prawdziwe oblicze.” ;----;
      I ich kolejne spotkanie. Widzę Taemina, okładającego laską Minho.
      Taki zawstydzony Tae <3 *o*
      Jakie nerwy za to zdrobnienie (hihihi <3) Oj, Minnie, Minnie, złość piękności szkodzi. (hihihihi <3)
      Taemin mówiący o sztuce *zachwyt*
      „Dziś o wpół do szóstej przy bramie głównej do parku. Będę czekał.” Pierwsza randka? Może nie o to chodziło, ale się liczy <3 <3 <3
      Kocham Twoje opisy. Opis parku miażdż. Opis Taemina miażdż. Kocham Twoje opisy.
      „Słodka jest czekolada i sok malinowy, ale ja?” *słodycz, urok* Biedny Minho nie wie, dlaczego tak reaguje. Fascynacja urodą kolegi… (hihihi, biedny Minho <3)
      Pierwszy raz, gdy Taemin gra tylko dla Minho *zazdrość* Ja też chceeeem.
      Znowu widzę, zapatrzonego w Taemina, Minho, który bezwiednie rysuje w bloku, kreska za kreską, tworząc portret grajka *o* <3
      Śpiewający Taemin *feelsy, feelsy, feelsy* (zły, zły, zły, nie lubię go bardzo ;-; <3)
      Nienawidzę matki Taemnia. Jak można nie kochać własnego dziecka? Jak można traktować go w taki sposób?
      „Um… no bo… hm… jesteś całkiem ładnym chłopcem.” Całkiem ładnym? Minho, on jest piękny!
      Hihihi… podoba mi się, jak Taemina ocenia wygląd Minhoła. Hihihi… Biedny Minho, te dłonie i niewinny dotyk tak na niego działają… hihihi <3
      No i kolejne dzieło Ci wyszło. Nie rozczarowałaś nas, nawet tak nie myśl. Jesteś wielka. Świetnie piszesz. Kocham Cię, Artystko <3 <3 <3

      Usuń
    4. Rozdział czwarty~
      Jak to jest, że Taemin już drugi raz inicjuje ich spotkanie… <3
      Idą razem do opery <3 <3 <3
      Zły Żabol, zły. Trzymaj ręce przy sobie.
      Taemin tak elegancki. *o*
      Ale jego plan, pokazania Minho odrobiny kultury, nie powiódł się. Niegrzeczna Żaba nie umiała się skupić. Taemin zbyt piękny <3 <3 <3 (Wiem co czujesz, Minho. Ja wiem ;-; <3)
      Uroczy zachwyt zimą. Kochane <3 Minho taki troskliwy <3 <3 <3
      Ja widzę ich w tym samochodzie *rozpływa się*
      Minho się rozchorował ;_; Biedaczek ;_;
      Ojej, panika Taemina, taki zmartwiony, mimo że nie chce się do tego przyznać, nawet przed sobą. „Dlatego teraz zwyczajnie spłacam swój dług.” Jaaasneee…
      Nienawidzę jego matki. Nienawidzę, nienawidzę. Jak mogła traktować go, jak ułomnego? Ten utalentowany chłopaka ułomny? Nie, nie, nie.
      Ja też chcę być usypiana przez etaminowe kołysanki. Tej Żabie to dobrze *zazdrość*
      Tym razem to Tae walczy z sobą. I chyba wygrał. (hihihi <3)
      Ten rozdział był piękny <3 Obydwóm już zależy, ale nie chcą tego przyznać.
      Jejku, jejku, jejku, kocham ich coraz bardziej <3 I Ciebie też, Artystko. Jesteś wielka.

      Usuń
    5. Rozdział piąty~
      Awwww! Awww! Aww!
      Kibum <3 <3 <3 Kilka zdań, a ja już go kocham <3 <3 <3 Kibum i pieski *o* Awwww <3 <3 <3 <3
      Ojejku, taki przerażony Taeminie. Minho- bohater. „lodowy książę wybrał mnie na swoją kryjówkę.” Awww~~~ <3
      Historie o duchach. Zła, zła Żaba (hihihi <3)
      Key wie wszystko, zanim dowiedział się ktokolwiek <3 <3 <3
      Telefon w środku nocy… Ojej! „Hyung…” <3 <3 „Nie przyszło ci na myśl, że jestem twoim przyjacielem?” Przyjacielem? Ciekawe jak długo (hihihi <3)
      Jakie to jest kochane. Awwwww <3 <3 <3
      Co rozdział jest lepiej, ale żadnemu nic nie brakuje. Jesteś wielka. Kocham Cię, Artystko

      Usuń
    6. Rozdział szósty~
      Zimowy spacer po parku… A oni znów kłócą się, jak stare , dobre małżeństwo.
      Minho znowu nie może utrzymać rąk przy sobie, ale jak trzymać je przy sobie gdy Taemin jest w pobliżu. (hihihi <3)
      Zły Żabol, zły. Tak wrzucić Tae do zaspy, kto to widział? Ale on umie się zemścić <3
      Widzę Taemnia robiącego aniołki na śniegu… i podoba mi się *o*
      Ojejku, jaki Taemin *o* Biedny Minho… Tae zbyt piękny. W ogóle on, chyba, orientuje się w swoich uczucia… i nie tylko w swoich.
      Kibum na zakupach. Awww! Aww! Aw!
      Miedzy naszymi chłopcami iskrzy <3 To tak widać <3 I idealne wyczucie czasu Key (hihihi <3)
      Ten rozdział jest cudowny. Dlaczego tak bardzo kocham? Za dobrze piszesz i nie da się nie kochać. Jesteś wielka, Artystko. Kocham Cię <3 <3 <3

      Usuń
    7. Rozdział siódmy~
      Komponujący Taemin *o* Ojej! Chcę to widzieć (słyszeć?) <3 <3
      Minho, wstrętny podglądaczu, psujesz niespodziankę, idź sobie…
      Mihno, Mino… Jak może tego nie widzieć? Załamuje ;---; Niedomyślność Żaby boli.
      Kibum jest nadzieją Minho na przejrzenie na oczy.
      Awww! Urodziny! Awww!
      Przyjęcie urodzinowe… Jaki Jonghyun, kochany człowiek <3 <3
      JongKey w się poznaje. Lubię, lubię <3 <3
      Prezent Key zabija. Chcę zobaczyć Minho w tych bokserkach *o*
      Taemin gra dla Minho. Niedomyślna Żabo, otwórz oczy. „ Nie mogłem jednak pojąć intencji Taemina.” Jego niedomyślność mnie boli. ;---;
      Znowu wyczucie czasu Kibuma zabija. A Jong tylko pomaga…
      Ojej, ojej, ojej! Pierwszy pocałunek *o* *umiera, rozpływa się*
      Czerwona piosenka zabarwiona miłością… <3 <3 <3
      Minho, barwo, wreszcie zaskoczyło. *klaszcze*
      Iii..Koniec? Nieee, nie chcę. Chcę jeszcze. Ale oni… miłość… całowanie… Chcę więcej.
      Kocham Cię, Artystko. Kocham, jak piszesz, co piszesz. Kocham. Jesteś wielka <3 <3 <3

      Usuń
    8. Rozdział ósmy~
      Biedny Minho nie spał całą noc, tak to jest, jak się zapomni o pracy domowe… albo ma ciekawsze rzeczy do zrobienia.
      Wszystkowiedzący Kibum jest wszystkowiedzący. <3 <3 <3
      JongKey? To co się działo w sypialni zostawmy bez komentarza xD (hihihihihi)
      „Choi, czy ma pan jakiś problem ze sobą?” Tak, tylko jeden, malutki, jestem potwornie zakochany w moim sąsiedzie. (hihihihi) <3 <3 <3 <3
      Oneeeew <3 Jest i nasz miłośnik kurczaków <3
      Taemin <3 <3 <3 „mam mojego psa na własność i nie muszę mu płacić” <3
      Wycieczka? Jej, chcę bardzo <3
      A później słodki, słodki 2min moment <3 <3
      „Miłość” smak słowa miłość… podoba mi się Twoje rozumowanie. Uczucie, które sprawia, że świat znika i zostaje tylko muzyka ukochanej osoby… <3 <3 <3
      Zazdrość o kwiaty od tajemniczego wielbiciela? Minho, ten chłopa cię kocha, ogarnij się.
      Irytującą przystojny Minho? Biedny Taemin musi przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. *zazdrość* Ja też chcę.
      Ojej, oni rozmawiają o swoich relacjach <3 „Uzależniłem się od ciebie.” Awwwww! *rozpływa się* Nienawidzę jego matki.
      „Nie jesteś trudny- wyszeptałem mu do ucha.- Po prostu nieco oziębły i bardzo, ale to bardzo uparty.” *nie napisze już ani słowa, bo się rozpłynęła i umiera sobie nad doskonałością wielkiej Artystki, która jest autorką tego dzieła*

      Usuń
    9. Rozdział dziewiąty~
      Kibum~<3 <3 „Miał na sobie dopasowaną białą koszulę, na której tle odcinały się zarzucone na ramiona szelki. Ciemne spodnie podkreślały zgrabność nóg, a czarny kapelusz, kontrastujący z kolorową grzywką, nadawał całemu strojowi szczególny charakter.” Jaki piękny, widzę go takiego <3 <3 <3
      Taemin słuchający miasta <3
      Kocham twoje opisy nieba. Kocham wszystkie twoje opisy, ale jak opisujesz niebo, to siedzę zaczytana i nic do mnie nie dociera.
      Oni. Wspólnie. Malują. Niebo. To. Jest. Śmierć. Na. Miejscu.
      Biały… piękny kolor… i zarazem wszystkie kolor. Genialny wybór.
      Awww <3 Malują się farbami po twarzy. Awww <3
      „Hyung… Teraz masz na sobie kawałek nieba.” *naprawdę nie wie co napisać, bo to było tak kochane, słodkie, cudne i piękne, że zabrało jej mowę i zdolność myślenia*
      Co mogę powiedzieć? Jesteś wielką Artystką. Kocham Cię <3 <3 <3

      Usuń
    10. Rozdział dziesiąty~
      „Ale biorąc pod uwagę myśli krążące ostatnimi czasy po mojej głowie, a także nieprzyzwoite wizje, które zdarza mi się miewać nocami” Padłam. Minho, rozwalasz. Napalony gimnazjalista… plugawe fantazje… hihihihihi… Minho <3
      Minho tak bardzo zazdrosny o Onew. „niepokój, trawiący mnie ile razy ta dwójka ze sobą rozmawiała” To tylko zazdrość.
      Ta gra integracyjna była zła. A ten chłopak później jeszcze gorszy. Należało mu się. Minho dobrze zrobił.
      „Minho… Minho, zaśpiewaj mi coś.” Awww. <3 <3 <3 Kochane. <3 <3
      Wyznali sobie miłość. *umiera*
      I jeszcze correspondance des arts. Napisałaś to w genialny sposób. Sprawiłaś, że stało się inne od wszystkich, niepospolite. Jesteś Geniuszem.
      I ta końcówka z Onew. Taki niewinny kurczakożerca <3 <3
      To całe było genialne. Jesteś nie tylko Artystką, ale i Geniuszem. Kocham Cię. Jesteś Wielka <3 <3 <3

      Usuń
    11. Rozdział jedenasty~
      „Promienie słoneczne załamywały się na nim, wydobywając przedziwne barwy. Zależnie od kąta padania światła, włosy miały za każdym razem inny kolor, to złotobrązowy, to znów miedziany. Obserwowałem jak słońce maluje pojedyncze kosmyki, tworząc z nich niezwykle barwną i migoczącą mozaikę rozbłysków i cieni. Nie mogąc nacieszyć oczu tym widowiskiem, pociągnąłem trzymany przeze mnie pukiel bliżej okna, chcąc złapać jeszcze więcej magicznych promieni.” Takie małe zboczenie, prawda, Artystko?
      Taemin słyszy zimę. Achhh, piękne. <3 <3 „Już zawsze będzie mi się kojarzyć tylko z tobą” Ale to, jak Tae opisuje czym dla niego jest zima, jest zabójcze. Robisz to specjalnie? Chcesz nas zabić?
      Taemin. Gra. Na. Pianinie. To. Już. Naprawdę. Jest. Śmierć. Tak bardzo nas nie lubisz, że chcesz, żebyśmy wszyscy tu padli, rozpłynęli się i nas nie było?
      Jonghyun, dlaczego im przeszkadzasz? Idź sobie, idź… Albo nie, zostań. On. Śpiewa. Za. Dużo. Piękna. Jak. Mam. Nie. Kochać. ?.
      Minho ma za co dziękować, ale to podziękowanie Jonghyuna mnie rozczula.
      I wraca Taemin. I coś jest nie tak. Nienawidzę jego matki. Ona go krzywdzi ;----; Ukrycie się za tremą, to był dobry pomysł.
      „Kocham Cię, Min” Dlaczego brzmi to dla mnie jak pożegnanie?
      Naprawdę, jesteś wielka. Kocham Cię, Artystko.

      Usuń
    12. Rozdział dwunasty~
      Jedyne co miałam w głowie, zaraz po przeczytaniu to "Nienawidzę jej... Nienawidzę, bo tak bardzo pokochałam CdA.". I dalej tak czuję.
      Ale od poczadku. Zaczynasz od przekichanego Kibuma <3 Ten doświadczony, rzucający na około radami chłopak nieśmiało zakochany *rozpływa się*
      Później przenosisz nas do Akademii. Przez cały czas miałam nadzieję, że Taemin tam przyjdzie. Wiedziałam, że nie będzie tęczowo i coś musi się stać, ale nie chciałam przyjąć do wiadomości, że go tam nie będzie. I Onew mówiący, że ma wykreślić Tae z listy. W tym momencie poleciały pierwsze łzy. Szaleńczy bieg Minho i znowu nadzieja, że Taemin będzie w swoim mieszkaniu, ale go nie ma
      . I końcówka. Minho siadający w oknie, tak samo jak w pierwszym rozdziale. Tylko okno na przeciwko powinno być otwarte. Liczyłam, że się otworzy i stanie w nim ten sam grajek, ale nie *łzy płyną po policzkach, kapią na szyję* I ten odtwarzacz. I listy. Jeśli twój Taemin miał wysłać list, to tylko taki. I ta wiara Minho, że jeszcze się spotkają. (Biedny nie wiedział, że jest jeszcze epilog i musiał się martwić.).
      Naprawdę, na zakończenie rozdziału w mojej głowie było "nienawidzę jej, kocham ją, nienawidzę jej, kocham ją" i dalej tak jest. Jesteś wspaniałą Artystką, która pozwala nam przeżywać to wszystko, ale też okrutną sadystką (ja wiem, że to miał być tylko czysty masochizm), która sprawiła, że przywiązaliśmy się do postaci, które krzywdzisz. Jesteś wspaniała, Artystko <3 <3 <3

      Usuń
    13. I w końcu ten, który powinien się tu pojawić.
      Epilog~
      Kurcze… Siedzę, wzruszona, od kilkunastu minut i nie umiem pozbierać myśli.
      Jak się nie wie od czego zacząć, to najlepiej zacząć od początku.
      Więc po pierwsze, Minho wpatrzony w zimę, zimę, której tak nie lubił i która przez księżycowego grajka już nigdy nie miała być taka sama. Nie pomyślałam, że on nie będzie się mógł pozbierać, nie aż tak bardzo. *właśnie w tym momencie nie ma pojęcia co napisać* Biedny, zalewają go wspomnienia, żyje przeszłością, bo teraźniejszość została wyprana z barw, które były dla niego bardzo ważne.
      Dalej, Kibum prowadzący go do filharmonii, mówiący coś, czego Minho, jak zwykle, nie zrozumiał, niedomyślna Żaba. A później występ… Pierwszy utwór mnie powalił. Naprawdę, jest cudowny <3 I widzę Minho nie mogącego usiedzieć na miejscu, gdy chce biec do artysty i upewnić się, że to naprawdę On.
      A później śpiewający Taemin. *rozpływa się* Spełniona obietnica, czekałam na to, chyba, prawie tak bardzo jak Minho.
      Rozmowa z Jonghyunem i Key. Nienawidzę matki Taemina. Tak bardzo, bardzo jej nienawidzę. Jak można, celowo, unieszczęśliwić swoje dziecko? Taemin poświęcił się dla Minho. *znowu nie umie zebrać myśli ;-; *
      I wreszcie spotkanie z Taeminem. A tutaj to już naprawdę nie wiem co napisać. Bardzo podoba mi się porównanie ich miłości do correspondance des arts. „Tym właśnie Taemin był, dopełnieniem mojego życia, namalowanego w oparciu o sztukę, ale tracącego sens bez szlachetnego błysku smyczka i magicznego głosu skrzypiec, bez dźwięku nut wplecionych w nitki barw.” Kocham ten fragment. I jeszcze porównanie miłości do głupoty. *nie ma słów na opisanie tego, jak doskonale jest to napisane*
      Jejku, już, za tydzień nie będzie kolejnego rozdziału. Minęło trzynaście (?) tygodni. Przywiązałam się do tych kochanych osóbek i, przede wszystkim, do twojego pisania. Już za tym tęsknię. Jesteś wielka, Artystko. Stworzyłaś prawdziwe dzieło. Kocham Cię i to, że i jak to napisałaś.

      Usuń
    14. Chciałam Cię przeprosić za ten bełkot wyżej. Mam nadzieję, że da się to przeczytać i ma jakiś sens.
      Dziękuję Ci, za danie mi możliwości przeczytania CdA. Jest naprawdę piękne.
      Nie wiem, czy jestem największą fanką, ale wiem, że ty jesteś wielką Artystką, Geniuszem i genialną autorką. Mam nadzieję, że pomysł, który się rodzi w twojej głowie, ujrzy światło dzienne i, skoro zobaczyłam, że komentowanie, to nic strasznego, będę mogła zostawiać ten bełkot pod innumi twoimi dziełami. A teraz to ja już może pójdę spać. Kocham Cię. <3 <3 <3

      Usuń
  9. Jak ja Cię kurwa kocham. *tonie w łzach*
    Powiem tylko: Dziękuję. Dziękuję Ci za tą cudną twórczość. Dziękuję za Correspodence des Arts.
    Jesteś prawdziwą artystką. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła czytać twoje książki... I chwalić się "Znam ją! Kochana dziewczyna z humana, którą nieraz zamęczyłam swoimi zadaniami z polskiego..."
    Wstyd mi dodawać tak krótki komentarz przy tych wszystkich innych wypowiedziach...
    Ale..
    No bo ale...
    Ale no bo...
    CdA to miłość mojego życia...
    *płacze jeszcze bardziej*
    Cudowne zakończenie. Wzruszyłaś mnie, wdarłaś się do mojego serca i będziesz tam już wiecznie siedzieć.
    Kocham... Kocham z całego serca...
    *odwraca się* Nie patrz jak ryczę, to krępujące o,o

    OdpowiedzUsuń
  10. To było... Takie piękne ;-; Naprawdę dobra robota, cały czas, każdy rozdział wciągał, a teraz? To już koniec ;-; Pisz kolejne, bo nie wytrzymam <3
    Ta rozłąka to była taka próba ich miłości, aż trzy lata, a mimo tego tak za sobą tęsknili *^*
    Oficjalnie nienawidzę matki Taemina.
    Eh... Kurcze, powinnam się rozpisać i w ogóle, ale nie mam pojęcia co. Może tak: PO PROSTU CUDNE, KOCHAM CIĘ, ZOSTAŃ MOJĄ ŻONĄ <3 XD
    Bardzo Ci dziękuję za podziękowania <3
    Hwaiting Unni i dużo weny na kolejne dzieło! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Okej, przeczytałam całość i w końcu mogę się wypowiedzieć, chociaż w kwestii niektórych elementów mogłabym to zrobić już po pierwszym rozdziale, jeśli nie po pierwszych kilku akapitach. Jeśli miałabym podsumować moje odczucia jednym słowem, to powiedziałabym, że...
    Załamałam się.
    Okej, dwa słowa, niech będzie xD
    Ale naprawdę się załamałam. Nie myśl sobie, że to przez to, że twoje opowiadanie jest tragiczne... Może od początku, muszę jakoś uporządkować myśli, inaczej nic nie zrozumiesz xd
    Opowiadanie rozpoczęło się od opisów. Jak już zdążyłam ci powiedzieć, kocham opisy, zarówno pisać, jak i czytać. Osobiście uważam, że w opisach widać najwięcej - w jakim stopniu jest wykształcona wyobraźnia autora, na jakim poziomie jest jego warsztat i, co najważniejsze, ile samego autora znajdziemy w opowiadaniu. Pamiętasz, jak zapytałam cię, ile czasu piszesz? Zrobiłam to, żeby wiedzieć, z jakim nastawieniem podejść do twojego opowiadania. Sama wiesz, że inaczej się czyta twory nowicjuszy, a inaczej, że tak to ujmę, zawodowców. Generalnie widząc jakiś tekst jestem w stanie mniej więcej określić staż autora, rzadko się myliłam. Jednak tutaj bym się pomyliła i to bardzo. Mówisz, że piszesz jakieś dwa lata? Gdybyś mi tego nie powiedziała wcześniej, nie uwierzyłabym, bo CdA prezentuje sobą poziom, który przypisałabym autorowi z co najmniej 7-8letnim stażem. Twoje opisy są tak harmonijne, tak spójne, logiczne i pełne magii, że aż chce mi się wyć. Czytając je przypominało mi się, do czego ja sama dążę we własnych opisach. Wymalowałaś w moim umyśle tę kamieniczkę, chwilami faktycznie widziałam zarys postaci skrzypka. Muzyki niestety puścić sobie nie mogłam, bo zaraz skonczyłby mi się transfer, ale to w sumie dobrze, bo tylko przybiłabym dodatkowy gwóźdź do mojej trumny.
    Potem twój styl płynnie przeszedł z magicznego w bardziej codzienny. To bardzo dobrze, bo biorąc pod uwagę postać Minho byłoby to nieco dziwne, gdyby cały świat widział w sposób, w jaki postrzega wieczory w towarzystwie muzyki Taemina. Potrafisz dopasować sposób pisania do sytuacji, której świadkiem jest czytelnik, co świadczy o tym, że pisząc robisz coś, o czym niektóre autorki zapominają - MYŚLISZ o tym, co piszesz. Może nie zawsze świadomie, obydwie wiemy, jak to wygląda w praktyce, ale gdzieś z tyłu głowy, w podświadomości, panujesz nad sytuacją. Ty albo twoja wena. Za to wielki ukłon w twoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam dalej... Bohaterowie. Strasznie spodobał mi się tutaj Minho. Nieco przygłupi, wolno ogarniający rzeczywistość malarz. W zasadzie normalny chłopak, jak każdy inny, który kocha malować. Pomijając zamiłowanie do sztuki można nawet powiedzieć, że jest wręcz przeciętny. Jedyne momenty, w których, że tak powiem, odlatuje, to podczas malowania i słuchania gry Taemina. Podobało mi się, jak opierał się uczuciu do Tae, nawet nie zdając sobie jeszcze sprawy z jego istnienia. Gdybym tu zobaczyła tak oklepane "przez całe życie byłem hetero, nagle poznaję tego jedynego, staję się homo i nie mam z tym absolutnie najmniejszego problemu" to chyba bym się do ciebie wybrała i cię ochrzaniła osobiście za posucie potencjału opowiadania. Na szczęście jego reakcje, wewnętrzna bitwa pt. "to tylko przyjaźń, w końcu obydwaj jesteśmy chłopakami" były jak najbardziej naturalne i zrozumiałe. A już w szczególności ból po zniknięciu Taemina, którym swoją drogą złamałaś mi serce.
      Na temat Taemina mam chyba nieco więcej do powiedzenia. Byłam nieco szybsza od Minho i zauważyłam jeszcze w pierwszym rozdziale, że chłopak nie widzi. Nie ukrywam, że lubię motyw ślepoty w opowiadaniach. Można się wtedy skupić w opisach na doznaniach głębszych niż te wzrokowe, na słuchu, dotyku, smaku... Niesamowite dla mnie było, że Taemin postrzega świat w kolorach, których nigdy nie zobaczył, ale z drugiej strony to logiczne, bo jak inaczej ma to wszystko zobaczyć? Dzięki temu widzi też więcej, czuje więcej, wie tak samo dużo. Za jego charakterek tutaj mam ochotę całować cię po rękach, bo uwielbiam wrednego Tae xD Tym bardziej, że tutaj było to jak najbardziej uzasadnione jego relacją z matką i trudnościami spowodowanymi przez ślepotę. Wcale mnie nie dziwi, że na poczatku traktował Minho w taki a nie inny sposób. Potem, gdy już uświadomił sobie swoje uczucia, to odnoszę wrażenie, że trochę się przed tym bronił, bo bał się sparzyć, zawieść, co widać było w rozdziale o urodzinach Minho. Swoją drogą sama chciałabym dostać taki prezent ;~; Po Taeminie widać też, że ta pierwsza miłość nie jest szczenięcia. Przez te wszystkie lata samotności chłopak dojrzał do kochania kogoś, przez co jego miłość także jest dojrzała. Jest uczuciem, którego wszyscy romantycy pragną doświadczyć. Kocham cię bezwarunkowo. Liczysz się dla mnie tylko ty. Kocham cie tak bardzo, że chociaż cale życie byłem nieszczęśliwy i dopiero z tobą to się zmieniło, to dobrowolnie zgodzę się na jeszcze większe cierpienie, bylebyś ty mógł robić to, co kochasz. Kocham cię, więc puszczę cię wolno. Dla mnie właśnie to znaczy postawa Taemina pod koniec opowiadania.

      Usuń
    2. Kolejnym, co sprawiło mnie w zachwyt jest klimat opowiadania. Jako samozwańcza artystka uwielbiam tematy związane ze sztuką (chociaż jeśli chodzi o malarstwo, to wolę się nie zagłębiać, bo i tak nie z rozumiem - przerobiłam to z moją przyjaciółką malarką - a o muzyce nie mam pojęcia, chociaż czasami lubię sięgnąć po Chopina) i kocham ten motyw widzieć w opowiadaniach. Tu wygląda on bardzo naturalnie, jest wszechobecny, ale nie nachalny, stanowiąc cudowne i perfekcyjne tło dla historii o pięknej, ulotnej niczym dźwięki skrzypiec, ale i trwałej jak farba na płótnie miłości.
      Jeszcze kilka słów o twoim warsztacie. Ciężko jest mi uwierzyć, że piszesz dwa lata, ale skoro tak jest, to musiała naprawdę sporo czytać i jeszcze więcej pisać, kiedy już zaczęłaś, bo twój warsztat stoi na naprawdę wysokim poziomie. A przynajmniej w tym opowiadaniu, bo one shoty póki co omijałam, chcąc się skupić na tej opowieści.
      Wracając do początku. Napisałam, że się załamałam. A i owszem, jestem załamana. To w sumie może być dla ciebie kolejny komplement, ponieważ jestem emocjonalną papką i nienawidzę swojego pióra tylko po natknięciu się na naprawdę dobre autorki, a ty jesteś fantastyczna, powiedziałabym, że fenomenalna. Po CdA widać... Kunszt. Inaczej tego nazwać nie mogę, nie chcę i nie potrafię.
      Tak więc w gwoli zakończenia mojego może nieco nieogarniętego wywodu, mam ochotę zwinąć się w kłębek w kącie i zacząć wyć. Mówiłaś, że poczułaś się jak amator, kiedy ci powiedziałam, jak wcześnie zaczęłam. Mnie jest w tym momencie wstyd, że ja po tylu latach nie potrafię wywołać, przynajmniej we własnym mniemaniu, takiego efektu, a tobie to wyszło tak naturalnie...
      Okej, ja idę rozpaczać nad swoim wątpliwym talentem, a ty pisz dalej tak cudowne opowiadania, bo masz dar, o którym wiele osób może tylko pomarzyć.

      Usuń
  12. Zdążę, zdążę napisać komentarz, pieprzyć akademię na koniec roku~
    Jestem po prostu oczarowana. Nie przypuszczałabym, że wpadnę na coś takiego, co zawładnie moim sercem. Pod wrażeniem tego, w jaki sposób ukazałaś ułomniść Taemina. Czytałam podobne opowiadanie czy opowiadania, gdzie bohater był ślepy, ale nikt nie ujął tego w taki sposób, jak ty.
    Końcówka... nie mam pojęcia co sądzić o końcówce. Zawsze, kiedy bohaterowie muszą pogodzić się z rozłąką, wydaje mi się, że autor umanił sobie zbyt wielki szmat czasu. W końcu przecież jeden rok to już coś okrutnego, a trzy lata...
    Twój styl pisania obfituje w barwne, piękne opisy kształtujące klimat opowiadania. Jeśli miałabym określić fakturę tej opowieści, byłaby ona mięciutka jak droga tkanina, bowiem nasycona tymi cudownymi akapitami.

    --
    bytaasteful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taemin nie byłby zadowolony, że nazwałaś go ułomnym >.< Hm... pisanie o ślepocie to chyba najbardziej ryzykowny, a zarazem jeden z najlepszych wyborów, jakich dokonałam podczas mojej pisarskiej przygody. Strasznie bałam się, że nie podołam, ale przedstawianie sposobu, w jaki Taemin odbiera świat okazało się być dla mnie fascynującym doświadczeniem *o*
      Hah, czyli Mayhem to zupa, a CdA to droga tkanina? xD Cieszę się, że Ci się podobało ^^
      Dziękuję za komentarz ~~<3

      Usuń
  13. Jezuuuuuuuuuu! Opowiadanie jest nie-sa-mo-wi-te! Ryczałam przez dwa ostatnie rozdziały. Świetnie manewrujesz odczuciami czytelnika, posługując się "artystycznymi" opisami w narracji Minho.
    Zakochałam się w Twoim stylu. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej *~* Naprawdę nie spodziewałam się tu nowego komentarza, więc bardzo mi miło, że ktoś to jeszcze czyta, choć pędzel już schowany a ostatnia melodia zdążyła wybrzmieć dawno temu.
      CdA na zawsze pozostanie na specjalnym miejscu w moim niezwykle wrażliwym na motywy artystyczne sercu >.<
      Dziękuję za podtrzymanie wiary w ten kawałek mnie, który uwieczniłam miesiące temu, a który najwyraźniej wciąż porusza błądzących tu czytelników ^^
      Pozdrawiam~~!

      Usuń

Template made by Robyn Gleams