- To chyba najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłeś –
zawyrokował Taemin, krzyżując ręce na piersi i wspierając się o kuchenny blat.
Uniosłem wzrok znad w połowie wysmarowanej margaryną, okrągłej formy i
spojrzałem na niego szczerze zraniony.
- To ty pierwszy stwierdziłeś, że powinniśmy jakoś okazać
Kibumowi wdzięczność za to wszystko… - przypomniałem mu, a chłopak wywrócił
oczami.
- Bo nie sądziłem, że postanowisz to zrobić w tak błyskotliwy sposób! – odgryzł się
sarkastycznie, dodatkowo poirytowany faktem, że najwyraźniej nic sobie z jego
słów nie robię, bo właśnie na powrót przystąpiłem do przygotowywania formy. – Skoro
już robimy prezent na takim poziomie, to może jeszcze laurka do tego? – rzucił
ostrym tonem, na co uśmiechnąłem się w jego kierunku promiennie.
- Tę urzekającą myśl pozostawię w twoich rękach –
skwitowałem, w odpowiedzi otrzymując aż nazbyt wymowne prychnięcie. – A teraz
bądź tak miły, i przygotuj mleko i jajka… - dodałem, odstawiając na bok
wysmarowaną od wewnątrz formę, i spoglądając na Taemina ponaglająco. Chłopak z
niechęcią wykonał moje polecenie, najwyraźniej zmieniając taktykę i
postanawiając załatwić haniebną kwestię pieczenia ciasta jak najszybciej. I
choć jego posłuszeństwo wydało mi się podejrzane, bez słowa podszedłem do
blatu, mierząc przygotowane składniki uważnym spojrzeniem.
- Minho? – odezwał się stojący obok chłopak, i jeszcze zanim
uniosłem wzrok, wyczułem w jego głosie coś alarmującego. Psotny uśmiech, który
zobaczyłem na jego ustach kilka sekund później, tylko pogłębił wrażenie
niepokoju.
- Co…
- Zapomniałeś o najważniejszym składniku! – zawołał Taemin,
jednocześnie bez ostrzeżenia wysypując na blat cały wór mąki. Biała warstewka
pyłu pokryła nie tylko drewniane szafki, połowę ściany i część podłogi, ale i
mnie całego. Nie byłem pewien, czy miała to być swego rodzaju, szalenie
wyszukana zemsta za mój pomysł, czy też najzwyczajniej w świecie nader
infantylny kaprys, ale Lee najwyraźniej bawił się w najlepsze. Gdzieś między
jednym kaszlnięciem, a drugim, obrzuciłem mojego zanoszącego się śmiechem
towarzysza pełnym nagany spojrzeniem.
- Jak ja uwielbiam z tobą współpracować – oznajmiłem
przesłodzonym tonem, jednocześnie przecierając twarz znalezioną naprędce
szmatką.
- Do usług – odparł Taemin, teatralnie kłaniając się w pas.
Zanim jednak zdążył się wyprostować, wziąłem w dłoń garść przesypującej się
między palcami mąki, i udekorowałem bielą czubek jego głowy. Taemin gwałtownie
się wyprostował, sypiąc proszkiem na prawo i lewo. Tym razem to jego gniewne
spojrzenie spotkało się z moim skrajnym rozbawieniem.
- No co? Sam zacząłeś! – zawołałem, niewzruszony ewidentną
wściekłością mojego towarzysza. Z tymi wydętymi w niezadowoleniu ustami i w
tych przyprószonych bielą włosach wyglądał, ni mniej, ni więcej – uroczo. To
odkrycie nieco zbiło mnie z tropu, bo najwyraźniej zupełnie przegapiłem moment,
w którym Lee Taemin nauczył się być uroczy. A może to był jego wrodzony talent,
który zazwyczaj sprawnie ukrywał przed światem? Coś, co dopiero teraz, kiedy
czuł się w moim towarzystwie swobodnie, było mi dane dostrzec?
Uśmiechnąłem się, dla odmiany nie złośliwie, a czule. Ostre
spojrzenie Taemina złagodniało, kiedy wyciągnąłem ku niemu dłoń.
- Co robisz? – zapytał burkliwie, próbując w ten sposób
pokryć zakłopotanie. Bez słowa przesunąłem kciukiem po jego policzku, malując w
ten sposób białą kreskę na skórze chłopaka. I choć był to gest dziwny, to kryła
się w nim jakaś zrozumiała dla nas obu czułość. Spojrzałem na Taemina z uśmiechem.
- Teraz wyglądasz równie idiotycznie, co ja – oznajmiłem
pełnym satysfakcji tonem, za co oberwałem pięścią w ramię. Taemin z rezygnacją
pokiwał głową.
- Z tym, że ty wyglądasz gorzej, niż idiotycznie. Wyglądasz
jak kompletny błazen – mruknął kąśliwie.
- Za to ty wyglądasz, jak najurokliwsza istota chodząca po
tej ziemi – odpowiedziałem pięknym, za nadobne. Taemin aż zapowietrzył się z
oburzenia na tak bezczelne słowa, i gdybym nie skrępował mu nadgarstków,
prawdopodobnie kolejne składniki przybrałyby rolę broni w tej wojnie i
skończyłbym z jajkiem rozbitym na głowie.
Byłbym z chęcią kontynuował tę potyczkę słowną, zaprawioną o
piorunujące spojrzenia, ale mój wzrok padł na zegarek i poczułem nagłą zgrozę.
Taemin chyba dostrzegł to w mojej minie, bo przestał się szarpać w moim
uścisku.
- Minho? Coś się stało? – zapytał zaniepokojony, a ja
spojrzałem na jego umorusaną mąką twarz, po czym przeniosłem wzrok na umączoną
podłogę, wyłożoną porozwalanymi składnikami szafkę, przyprószoną bielą ścianę i
wreszcie na siebie, również całego pokrytego jasnym pyłem. Przełknąłem głośno
ślinę.
- Taemin, mamy godzinę – zakomunikowałem dramatycznym tonem.
– Godzinę, zanim Kibum wróci do domu. – Chłopak, biorąc ze mnie przykład,
rozejrzał się po kompletnie zdewastowanym pomieszczeniu, pozwalając sobie na
chwilową oznakę paniki w ciemnych oczach. Kiedy jednak znów uniósł wzrok w moim
kierunku, na jego twarzy zaigrała niepodważalna determinacja. Chłopak podwinął
rękawy i tak już brudnej koszuli, po czym stanął przed zaśmieconym blatem.
- Operację „ratowanie życia” czas zacząć – zawyrokował
twardym tonem, który z miejsca przywrócił mnie do pionu. Stanąłem koło
chłopaka, gotowy do działania. Kiedy Taemin, mimo swoich początkowych marudzeń,
ze zdecydowaniem zabrał się do roboty, pozwoliłem sobie na nieznaczny uśmiech.
W moich wcześniejszych słowach nie było ani krztyny kpiny. Naprawdę uwielbiam z
nim współpracować.
~*~
Kibum wodził pełnym powątpiewania spojrzeniem ode mnie do
Taemina, i z powrotem. Ciężko mi było odgadnąć coś z jego miny, bo te
zmarszczone brwi mogły znaczyć dosłownie wszystko – zażenowanie, złość, litość,
bądź też ledwo powstrzymywane rozbawienie. Przełknąłem nerwowo ślinę, naraz
padając ofiarą refleksji nad absurdem własnego pomysłu. Co mi w ogóle strzeliło
do głowy, żeby piec dziękczynne ciasto? W dodatku z tak niereformowalnym
współpracownikiem jak Taemin? Co prawda bawiłem się przy tym wyśmienicie, ale
ofiarą naszych szczeniackich wygłupów padła niemal cała kuchnia Kibuma, którą tylko
w pewnym stopniu udało nam się posprzątać na czas. Tym sposobem wylądowaliśmy w
progu pomieszczenia, ze świeżo upieczonym ciastem w rękach i z wymuszonymi
uśmiechami na twarzach, jednocześnie modląc się, żeby gospodarz nie postanowił
nas wyminąć i ruszyć w kierunku skrytego za naszymi plecami pobojowiska. Taemin
miał rację. Pieczenie ciasta to był najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek
wpadłem. Nie było już jednak czasu na odwrót. A cóż innego pozostawało dwójce
rasowych aktorów, jak nie wyjść z sytuacji teatralnym krokiem?
Po dłużącym się w nieskończoność, pełnym niezręcznych
spojrzeń i odchrząknięć milczeniu, mój przyjaciel wreszcie otworzył usta.
- Co wy w zasadzie… - zaczął z wahaniem, na co Taemin
wyprostował ręce, podsuwając mu nasze własnoręcznie upieczone ciasto prosto pod
nos, i jednocześnie kopnął mnie w łydkę, tym samym nakazując mi
zaimprowizowanie jakiejś adekwatnej do sytuacji przemowy. Nie byłem pewien, czy
w tamtym momencie bardziej chciałem go udusić, czy pocałować, co uczyniło ze
mnie ofiarę iście absurdalnego konfliktu wewnętrznego. Nie było jednak czasu na
moje rozważania moralne, które musiałem zostawić na później.
Po upływie paru niezręcznych sekund zebrałem się wreszcie w
sobie, i posłałem Kibumowi swój firmowy uśmiech, na który z pewnością by się
nie nabrał, ale który przynajmniej nadawał całej tej sytuacji nieco mniej
absurdalnego wymiaru.
- Kibum, nasz drogi przyjacielu… - zacząłem brawurowo,
niemal od razu padając ofiarą świdrującego spojrzenia gospodarza. Kim uniósł
jedną brew, pytająco, najwyraźniej powstrzymując się od komentarza tylko po to,
żeby dalej móc obserwować moją błazenadę. Nie pozwoliłem sobie jednak na wybicie
z roli, unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. – Nasz najhojniejszy wybawco, nasz
najbystrzejszy doradco, nasz najzdolniejszy reżyserze… - Nie byłem w stanie
odmówić sobie tych kilku nieco kpiących epitetów, za które, oczywiście,
oberwałem taeminowym łokciem w żebra. Nie pozwoliłem jednak chłopakowi cofnąć
ręki, chwytając go pod ramię i przyciągając nieco bliżej siebie, mimo
wyczuwalnego oporu. – Razem z Taeminem doszliśmy do wniosku, że za wszystko, co
dla nas przez ostatnie miesiące zrobiłeś, należą ci się nasze podziękowania.
Przyjmij więc ten skromny wyraz wdzięczności, jako oznakę naszego szczerego
poruszenia twoją dobrocią i… - Nie dokończyłem mojej chwalebnej przemowy, bo
tym razem Taemin sięgnął po środki skuteczniejsze, niż przemoc, i
bezceremonialnie zakneblował mi usta dłonią.
- Nie słuchaj tego debila – mruknął bardziej w moją, niż w
Kibuma stronę, i przez chwilę gromiliśmy się spojrzeniami, zanim Lee zwrócił
się w kierunku mojego przyjaciela, ponownie wyciągając ku niemu nasz prezent. –
Po prostu dziękujemy. Za wszystko – oznajmił skromnie, a nawet z cieniem
zawstydzenia, co sprawiło, że Kibum wspaniałomyślnie zignorował odstawiony
przez nas kabaret, i przyjął podarunek. Następnie obrzucił ciasto krytycznym
spojrzeniem.
- Jesteście pewni, że to jadalne…? – rzucił z wahaniem,
ewidentnie rozdarty między potrzebą wykpienia naszego dziecinnego prezentu, a
świadomością naszych szczerych intencji. Chwyciłem wciąż ograniczającą moją
wolność słowa dłoń Taemina, i delikatnie ją odsunąłem, jednocześnie nie
pozwalając chłopakowi się wyrwać.
- Dodaliśmy do niego sporą dozę miłości – oznajmiłem słodkim
tonem, na co Kibum zasymulował odruch wymiotny, a Taemin ponownie mnie uderzył,
tym razem w ramię. Chłopak spojrzał mi w twarz, najwyraźniej zamierzając za
pośrednictwem płonących oczu przekazać mi całe drzemiące w nim pokłady irytacji
moim zachowaniem. Niespodziewanie jego mina przybrała jednak niepokojący wyraz.
Uniosłem brwi pytająco, na co Taemin zerknął najpierw w kierunku wciąż
przyglądającego się naszemu ciastu Kibuma, a potem znów w moją stronę.
Następnie dyskretnym gestem przesunął po kosmykach własnych włosów,
najwyraźniej usiłując coś mi w ten sposób przekazać. Bezskutecznie. Z
niewiadomych powodów właśnie w tak kryzysowych momentach nasza komunikacja
niewerbalna zawodziła na całej linii. A że sytuacja była kryzysowa widziałem
wyraźnie, bo Taemin znów nerwowo zerknął ku Kibumowi, jakby obawiając się, że
ten coś zauważy.
W końcu zniecierpliwienie moją niedomyślnością chyba wzięło
górę nad niepokojem, bo chłopak wyciągnął rękę i przesunął dłonią po moich
włosach. Kiedy się cofnął, na jego palcach dało się dostrzec zdradliwy dowód
naszego szaleństwa sprzed godziny, kiedy to postanowiliśmy wzajemnie obsypać
się mąką. Więcej takich śladów wciąż pozostawało za naszymi plecami, w
kibumowej kuchni, co obaj zdecydowanie woleliśmy przed gospodarzem zataić.
Pomijając jednak te ekstremalne okoliczności, było coś nad wyraz urokliwego w
spojrzeniu, które posłał mi Taemin, jednocześnie chowając za sobą białą od mąki
dłoń. Z trudem przełknąłem ślinę.
- No nie, teraz to już naprawdę jest mi niedobrze… - odezwał
się Kibum, wyrywając nas z dziwnego transu, uruchomionego przez to specyficzne,
współdzielone spojrzenie. Takie momenty zdarzały się nam coraz częściej. Czy to
podczas zwykłego spaceru, czy pośrodku bitwy na pociski z mąki, czy w trakcie
pospiesznego zamiatania podłogi. Albo tak jak teraz, po prostu, bez przyczyny
czy skutku. I choć zaczynało się to robić z lekka problematyczne i co najmniej
niebezpieczne, to nie żałowałem ani jednej spędzonej w tej przedziwnej hipnozie
sekundy. Na zabój zakochałem się w taeminowym spojrzeniu.
Zerknąłem nieco nieprzytomnie w kierunku skrzywionego
demonstracyjnie Kibuma, i odchrząknąłem nieznacznie, próbując przywołać się do
porządku. Bezgraniczne rozbawienie na twarzy przyjaciela wcale nie ułatwiało
sprawy. Kibum wywrócił oczami, widząc moją zapewne głupawą minę, po czym
bezceremonialnie nabrał na palec nieco bitej śmietany ze swojego dziękczynnego
ciasta i z miną konesera uraczył się tym smakołykiem. Następnie rzucił nam
zaskakująco ostre spojrzenie.
- Szczerze mówiąc… - zaczął powoli, wodząc wzrokiem między
mną, a Taeminem, i machając palcem w naszym kierunku. – Spodziewałem się czegoś
innego… - Uniosłem brwi na widok przebiegłego błysku w jego oczach, który
zupełnie nie współgrał z powagą, z jaką wypowiadał te słowa. – Oczekiwałem
raczej ogłoszenia…
- Ogłoszenia? – Taemin wyglądał na jeszcze bardziej
zdezorientowanego, niż ja sam, co Kim skwitował pobłażliwym uśmiechem.
- Oczekiwałem radosnej nowiny, że wreszcie się wyprowadzacie.
– Świergotliwe stwierdzenie Kibuma było tak bezpośrednie, że niemal zadławiłem
się własną śliną, i zacząłem głośno kaszleć, próbując w ten sposób jakoś pokryć
zażenowanie. Taemin natomiast zupełnie skamieniał, spuszczając głowę i w akcie
obrony chowając się za barierą włosów. Wiedząc, że chłopak nie zamierza
zareagować, wysiliłem się na krętacki uśmiech.
- Póki co nie mamy tego typu planów… - powiedziałem możliwie
jak najlżejszym tonem, jednocześnie czując, jak coś przewraca mi się w żołądku
na samą perspektywę mieszkania sam na sam z Taeminem. Nasza relacja była na
tyle pokręcona, że do tej pory nawet nie miałem odwagi rozważać takiej opcji.
Kibum jednak brutalnie sprowadził mnie na ziemię, swoimi porażająco logicznymi
słowami robiąc mi galaretkę z mózgu. Był w swoim żywiole, z satysfakcją
obserwując nasze zakłopotanie. Wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale
widząc, jak bardzo Taemin się spiął, chyba postanowił tym razem nam darować.
- Cóż, nie pospieszam was. Ja tylko sygnalizuję – oznajmił
znaczącym tonem, po tych słowach robiąc krótką pauzę, która najwyraźniej miała
dać nam do myślenia. Następnie uśmiechnął się nieco cieplej, co przyniosło ulgę
po złośliwościach sprzed chwili. – Podziękowania przyjmuję, a to… - wskazał na
wciąż spoczywające w jego dłoniach ciasto - …zabieram ze sobą. Wybaczcie, że
nie zostanę w waszym iście rozrywkowym towarzystwie, ale mam na dzisiaj inne
plany. Mieszkanie jest pod waszą opieką, więc błagam, nie zdemolujcie go… - Kibum
posłał nam wieloznaczne spojrzenie, które sprawiło, że poczułem idiotyczny
gorąc na twarzy. Przyjaciel uśmiechnął się do mnie słodko, najwyraźniej
dostrzegając, że jestem na granicy wytrzymałości. – Ah, byłbym zapomniał… - Kim
zerknął w kierunku pomieszczenia, do którego wejście w dalszym ciągu
blokowaliśmy. – Jak wrócę moja kuchnia ma lśnić
– oznajmił groźnym tonem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Macie na jej
wysprzątanie całą noc, więc może tym razem zdążycie na czas… - Wywróciłem
oczami w odpowiedzi na jego znaczące spojrzenie. – Cóż, to chyba tyle. No i…
bawcie się dobrze – dodał na odchodnym, mrugając i znikając za progiem
mieszkania, zanim zdążyłem go udusić.
~*~
- Więc… - odezwałem się niepewnie, przerywając milczenie,
które zapadło między mną a Taeminem, kiedy tylko uporaliśmy się z
porządkowaniem kuchni, i zasiedliśmy za stołem w salonie, nie bardzo mając
pomysł czym się zająć. Cisza kibumowego mieszkania jeszcze nigdy nie była tak
przytłaczająca. Jeszcze nigdy nie rodziła tak wielu niebezpiecznych myśli.
- Więc – powtórzył Taemin, spoglądając na mnie zza
przeciwnej strony stołu. Nie musiałem się wysilać, żeby dostrzec, że on też
czuje się wybitnie skrępowany tą sytuacją. Kibumowe „bawcie się dobrze”
najwyraźniej podziałało nie tylko na moją wyobraźnię, co było jednocześnie
pocieszające i przerażające. Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się sam na sam w
pustym mieszkaniu, prawdopodobnie łatwiej byłoby mi zignorować te zdradliwe
podszepty w głowie, te nieprzyzwoite wizje pojawiające się przed oczami. Cisza
wyostrzała jednak zmysły, a półmrok powoli wkraczającej do mieszkania nocy
zagnieżdżał w oczach Taemina szczególnie urzekający blask, który w dziwny
sposób utrudniał mi oddychanie.
- Ekhm… - odchrząknąłem, próbując jakoś doprowadzić się do
porządku, bo nasze niezręczne milczenie stawało się naprawdę trudne do
zniesienia. Gorączkowo zastanawiałem się nad tym, co mógłbym powiedzieć, jak
nawiązać rozmowę, ale nagle Taemin wstał od stołu i bez słowa wyszedł z salonu.
Było to tak niespodziewane, że nawet nie zdążyłem zareagować. Siedziałem więc z
uniesionymi brwiami, gwałtownie mrugając, wpatrując się nierozumnym spojrzeniem
we framugę drzwi, za którą zniknął mój towarzysz. Kiedy wreszcie otrząsnąłem
się z pierwszej fali zaskoczenia, i już miałem zamiar pójść w ślad uciekiniera,
ten wrócił do salonu. Z głośnym trzaskiem postawił na stolę miskę pełną owoców
i butelkę wina. Następnie z powrotem opadł na krzesło, i utkwił we mnie swoje
ciemne, migoczące tajemniczo oczy.
- Panie Choi… - Chłopak pochylił się nad stołem, tylko
zwiększając intensywność współdzielonego spojrzenia. – Tym razem to ja
zapraszam pana na randkę – oznajmił, unosząc jeden kącik ust w górę. Mimo tej
nonszalanckiej pozy byłem w stanie dostrzec zdenerwowanie w jego postawie, czy
to w postaci zaciśniętych nieco zbyt mocno dłoni, czy to za sprawą tego
półprawdziwego uśmiechu, który mi posyłał. To spięcie nie było niczym dziwnym.
Bo oto siedzący naprzeciwko mnie chłopak na moich oczach uczył się
improwizować. Nie miał do dyspozycji tarczy w postaci przebrania Sagi. Nie miał
w głowie narzuconego przez kogoś scenariusza, na którym mógłby się oprzeć. To
był prawdziwy on. Lee Taemin, który właśnie próbował swoich sił w miłości.
- Na randkę? – zapytałem z przekornym rozbawieniem w głosie,
świadom jednak, że moje oczy zapewne migoczą zdradliwie, ujawniają
przyspieszony rytm serca, do którego wolałbym się w danym momencie nie
przyznawać, nie dawać mojemu towarzyszowi tej satysfakcji. A melodia w mojej
piersi przyspieszała tempa wraz z każdym świetlnym refleksem na włosach
Taemina, wraz z każdym zaprawionym o nieśmiałość spojrzeniem, które mi posyłał,
wraz z każdym cieniem uśmiechu, który błąkał się w kącikach jego ust. Tym razem
nie było nad nami światła gwiazd, tym razem nie grała dla nas muzyka, a i tak
nie potrafiłem nie poddać się magii tej chwili. Bo należała tylko do nas.
- Na mojej randce przynajmniej jest co jeść i pić – fuknął
Taemin, zgryźliwie odpowiadając na moje rozbawienie. Fakt, że zawstydzenie
wzmagało w nim agresywność zdecydowanie nie powinien mnie rozczulać, ale moje
serce już dawno postanowiło działać na przekór wszelkim zasadom, a moje płuca
pozostawiały mnie bez oddechu ilekroć ów pokręcony chłopak posyłał mi pełne
groźby spojrzenie, zza przydługiej grzywki.
Jego słowa zwróciły jednak moją uwagę na wciąż stojącą
pośrodku stołu miskę z owocami, którą chwilę wcześniej zapewne zwędził z
kuchni. W głowie zaświtał mi pewien niepoprawny pomysł. Uśmiechnąłem się
figlarnie, wyciągając rękę po winogrono, ale moje niecne, randkowe zamiary zostały
udaremnione, bo Taemin zatrzymał moją dłoń, z powagą kręcąc głową.
- Ja pierwszy – oznajmił stanowczym tonem, najwyraźniej jakimś
cudem odczytując, co chodzi mi po głowie. Uniosłem brwi w zaskoczeniu, ale
pozwoliłem mu sięgnąć po owoc. Kiedy znów na mnie spojrzał, psotnie obracając
winogrono między palcami, a jego usta przyozdobił złowieszczy uśmiech, poczułem,
jak robi mi się słabo. – Otwórz szeroko buzię, skarbie – zaświergotał alarmująco
słodkim tonem.
Chwilę potem chłopak zamachnął się i rzucił we mnie
winogronem, bynajmniej nie próbując mnie nim nakarmić, a raczej zbombardować.
Syknąłem z bólu, trąc czoło i spoglądając na Taemina oskarżycielsko, ten jednak
był zbyt zajęty pokładaniem się na stole ze śmiechu. Nie zamierzałem pozwolić
mu triumfować zbyt długo. Parę sekund później już trzymałem w garści całą
zieloną kiść, gotów do odwetu.
- Twój poziom romantyzmu jest czarujący. Pozwól, że się do
niego zniżę – powiedziałem równie słodko, co on. Zdążyłem dostrzec błysk
wyzwania w migdałowych oczach, kiedy chłopak błyskawicznie sięgnął po amunicję
dla siebie.
Chwilę potem zaczęła się prawdziwa wojna.
Raz po raz uchylając się przed fruwającymi w powietrzu,
zielonymi pociskami, gdzieś pośród bitewnego szału, doszedłem do kilku szalenie
odkrywczych wniosków.
Po pierwsze: beztroski śmiech Lee Taemina krzywdził mnie
mocniej i mocniej, wraz z każdym razem, kiedy było mi go dane usłyszeć.
Po drugie: przebiegły błysk w oczach Lee Taemina, błysk
który znałem tak dobrze, niespodziewanie zaczął przyprawiać mnie o dreszcze.
Po trzecie: Lee Taemin zdecydowanie nie powinien wyglądać
tak niebezpiecznie ze zwykłą kiścią winogron w ręku.
Z trudem przełknąłem ślinę, obserwując jak zdyszany od
biegania po pokoju chłopak na moment się zatrzymuje, z jedną nogą na krześle, w
dłoni trzymając gotowe do ciśnięcia w moim kierunku winogrono. Poburzone pod
wpływem zaciętej walki włosy niepokornymi falami okalały twarz, więc Taemin
niecierpliwie odgarnął z czoła przydługie kosmyki, owym prostym gestem
przyprawiając mnie o palpitacje serca. Jego klatka piersiowa unosiła się nieco
szybciej, niż zwykle, przez co prawdopodobnie nie miałbym pojęcia, gdzie oczy
podziać, gdyby nie fakt, że pozostawałem więźniem tego płonącego spojrzenia,
które zdawało się podnosić temperaturę w pomieszczeniu.
- I jak, mój drogi? – zapytał w końcu, wciąż nie zstępując
ze swojego urokliwego tonu, teraz jednak zaprawionego o jakąś nad wyraz
brawurową nutę. – Zmęczył cię już mój romantyzm? Bo jeśli tak, to z chęcią
zadam ci ostateczny cios – zaoferował uprzejmie, obnażając zęby w zaskakująco
drapieżnym uśmiechu.
- Po moim trupie – odparłem, gotując się do kolejnego ataku.
Nie zamierzałem dać się pokonać w głupiej bitwie na winogrona. Sam fakt, jak
Taemin na mnie działał tego dnia sprawiał, że czułem się wystarczająco
przegrany. Bo byłem doskonale świadom, że zrobiłbym wszystko, o co by mnie w
tamtej chwili poprosił. Ta perspektywa zaczynała mnie nieco przerażać.
- Sam tego chciałeś! – zawołał chłopak, ponownie zamachując
się swoim zielonym pociskiem. Coś jednak poszło nie tak, bo rzucone przez niego
winogrono przecięło powietrze tuż obok mojego prawego ucha, i uderzyło prosto w
stojącą na szafce, porcelanową filiżankę. Błyskawicznym ruchem rzuciłem się naczyniu
na ratunek, w ostatniej chwili brawurowo padając na podłogę i łapiąc je tuż nad
powierzchnią paneli. Następnie zastygłem, dysząc ciężko i wciąż kurczowo
trzymając ocaloną przed rozbiciem filiżankę.
Kiedy chwilę później Taemin pochylił się nade mną, z
przepraszającą miną zerkając to na element kibumowej zastawy, to w moje oczy,
zdobyłem się na teatralne westchnienie.
- Jeśli naprawdę chciałeś mnie zabić, to ten sposób mógł
okazać się nad wyraz skuteczny – stwierdziłem z przekorą, na co Taemin wywrócił
oczami i lekko trącił stopą moje ramię, po czym odstawił nieszczęsną filiżankę
na półkę, a mnie pomógł podnieść się z podłogi. Stanąwszy na nogi, rozejrzałem
się uważnie po pomieszczeniu, w obawie, że odkryję jeszcze jakieś wywołane
naszym szczeniackim zachowaniem szkody, które wcześniej mi umknęły. Na
szczęście, prócz walających się wszędzie zielonych winogronowych kulek, nie
dostrzegłem żadnych więcej nieprawidłowości. Odetchnąłem z ulgą. – My i
produkty spożywcze to z pewnością nie jest dobre połączenie – stwierdziłem,
wspominając w jaki sposób zdewastowaliśmy kibumową kuchnię, i porównując to z
obrazkiem bałaganu, który właśnie zrobiliśmy w salonie.
- Ale… - Taemin zbliżył się do mnie, wsparł rękę na moim
ramieniu, i wspiął się na palce. – Wygrałem – szepnął mi na ucho, i
prawdopodobnie poczułbym w tamtym momencie chęć mordu, gdyby tylko nie
rozpraszał mnie ten przeklęty dreszcz, który naraz przebiegł po całej długości mojego
kręgosłupa. Nie zdążyłem jednak nawet spiorunować chłopaka spojrzeniem, bo
zaraz umknął poza mój zasięg i począł zbierać porozrzucane po podłodze i
meblach winogrona. Nie pozostało mi nic innego, jak mu pomóc. Nasza współpraca
w usuwaniu wspólnie wyrządzonych szkód była doprawdy zadziwiająca.
Dziesięć minut później salon powrócił do stanu sprzed
naszego szalonego wyskoku, a my ponownie zasiedliśmy po dwóch stronach stołu,
tym razem jednak już nieco mniej onieśmieleni panującą w mieszkaniu ciszą.
- Więc… - zacząłem znów, na co Taemin zaśmiał się pod nosem.
Zamarłem, kiedy sięgnął po kolejne winogrono, ale tym razem po prostu
bezceremonialnie wsadził je sobie do ust. Z naładowanymi jedzeniem policzkami wyglądał
irytująco uroczo.
- Nasze randki zawsze są niedorzeczne – oznajmił z
rozbawieniem, sięgając po kolejne owoce, jakby dopiero teraz uświadomił sobie,
że może z nich zrobić lepszy użytek, niż rzucanie nimi w moim kierunku.
- Zawsze? – Uniosłem jedną brew. – To dopiero druga… -
sprostowałem, na co Taemin na moment przestał przeżuwać i spojrzał mi w oczy
dziwnym spojrzeniem.
- Cóż… - mruknął, spuszczając wzrok, a winogrono, które
akurat próbował wyciągnąć z miski, wypadło mu z ręki. Wciągnąłem głośno powietrze,
zrozumiawszy jego nagłe spięcie.
- Więc liczysz też te poprzednie? Myślałem, że były udawane…
- Zrobiłem, co mogłem, żeby moje słowa nie zabrzmiały, jak pretensja, ale
Taemin i tak zestresował się pod ich wpływem jeszcze bardziej.
- Bo były – rzucił szybko, wciąż nie patrząc mi w oczy. –
Ale tylko częściowo… Nazwijmy je randkami służbowymi. – Wypowiedział te słowa
tak cicho, jakby nie mógł się zdecydować, czy chce, żebym je usłyszał. Jakby
tym samym błagał mnie o zaniechanie tego kłopotliwego tematu.
Westchnąłem,
czując jak atmosfera między nami znów gęstnieje.
- Taemin? – Zerknąłem na jego leżącą na stole, zaciśniętą w
pięść dłoń, poważnie zastanawiając się, czy to odpowiedni moment, żeby zamknąć
ją w pokrzepiającym uścisku swojej własnej. Powstrzymałem się jednak przed tym
aktem czułości, doskonale wiedząc, że Taeminowi wcale nie spodoba się to, co za
moment powiem. – Mogę cię o coś zapytać…?
- Naprawdę sądzisz, że jesteś tu jedyną osobą, która ma milion
pytań, Minho? – zapytał retorycznie, kręcąc głową, na moment totalnie mnie
zaskakując. Nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, że Lee Taemin może mieć
do mnie jakiekolwiek pytania. Nie miałem pojęcia, czy ta świadomość mnie
cieszy, czy przeraża. Przez chwilę w milczeniu trawiłem słowa Taemina,
zastanawiając się nad reakcją. W pewnym momencie mój wzrok przypadkiem padł na
wciąż czekającą na otwarcie butelkę wina.
- Chyba szykuje nam się kolejna długa rozmowa… - zagadałem
niepewnie, a kiedy Taemin skinął głową, sięgnąłem po butelkę, jednocześnie
rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kieliszków. Zanim zdążyłem je
namierzyć, mój towarzysz wyrwał mi wino z dłoni, i bezceremonialnie pociągnął
kilka łyków bezpośrednio ze szklanej szyjki. Obserwowałem to wszystko wielkimi
ze zdziwienia oczami. W końcu Taemin skrzywił się, z trzaskiem odstawił butelkę
na stół, i przetarł usta wierzchem dłoni (co przyprawiło mnie o kolejny tego
wieczora zawał serca).
Rzuciłem podsuniętej mi butelce tylko jedno, nieufne
spojrzenie, po czym sam upiłem łyk, chwilę potem plując czerwonym płynem na
bok. Spojrzałem na trzymane przez siebie naczynie ze zmarszczonymi brwiami, nie
mogąc pojąć, skąd takie ohydztwo wzięło się w spiżarce Kibuma, z której zapewne
Taemin podprowadził tę butelkę.
- Może pójdę po coś innego… - mruknął mój towarzysz, już
zbierając się do wyjścia z salonu. Ja miałem jednak lepszy plan.
- Czekaj… - Taemin zatrzymał się, rzucając mi pytające
spojrzenie. Odpowiedziałem mu przebiegłym uśmiechem. – To paskudztwo może nam
się przydać…
- Przydać? – Chłopak uniósł jedną brew, a w jego głosie
pobrzmiewało zwątpienie. Przesunąłem butelkę z powrotem na środek stołu.
- Każdy z nas ma wiele pytań, ale udzielenie odpowiedzi na
niektóre z nich może być dość kłopotliwe, nie sądzisz? – zacząłem, w zamian otrzymując
jedynie pełne ostrożnego wyczekiwania milczenie. – Ustalmy więc, że istnieje
też opcja uniknięcia responsu. Ceną za taki unik jest każdorazowo zmierzenie
się z tym… – postukałem paznokciem w butelkę – …odstręczającym smakiem. Co ty
na to? – moje rzeczowo postanowione pytanie spotkało się z pełnym zadowolenia
uśmiechem.
- Wreszcie zaczynasz mówić do rzeczy – stwierdził Taemin,
jak zwykle na wpół poważnie, na wpół kpiąco. – Przystaję na twoją propozycję.
Jest jednak coś, co mnie zastanawia… - Chłopak wsparł brodę na dłoniach, i
zapatrzył się na mnie tym szczególnym, przewiercającym duszę na wylot
spojrzeniem. – Cóż takiego szanowny pan Choi ma do ukrycia, że ucieka się do
tak drastycznych środków? – Przełknąłem nerwowo ślinę, choć nawet nie miałem nic
konkretnego na sumieniu. To przerażające, jak zdradziecko działały na mnie
dzisiaj te lśniące tajemniczo oczy.
- Nigdy nie mogę być pewien, co dziwnego wymyślisz. Lepiej
mieć zabezpieczenie – odparłem słabo, usiłując nadać tej wymówce zuchwałego
tonu. Taemin najwyraźniej darował sobie komentarz, a zamiast tego tylko
uśmiechnął się niepoprawnie, znacznie utrudniając mi utrzymywanie niewinnej
miny. Bo wizje, które chmarami zaczęły zasnuwać mój umysł nie były niewinne w
żadnym stopniu. Pełne rozbawienia iskierki, które rozmigotały się w oczach
Taemina sprowadziły mnie jednak na ziemię. Odchrząknąłem nerwowo. – Zatem… czyń
honory – powiedziałem, jednocześnie poddając się niejasnemu przeczuciu, że
jeszcze pożałuję dania Taeminowi pierwszeństwa. Chłopak zawahał się, a
nonszalancja sprzed chwili w mgnieniu oka przeistoczyła się w wyraźnie widoczną
niepewność. To intrygujące, jak wraz z rozwojem naszej relacji dostrzeganie
tego typu zmian w jego postawie przestało sprawiać mi jakiekolwiek trudności.
Zastanawiałem się tylko – czy to ja nauczyłem się czytać z jego twarzy, czy też
on celowo zaczął mi na to pozwalać?
- Jest coś, co mnie dręczy od dłuższego czasu… - zaczął
Taemin powoli i cicho, a powaga w jego głosie przekreśliła wszelkie moje
wcześniejsze przewidywania, co do chodzących mu po głowie pytań. Nie bardzo
wiedząc, czy mam prawo przerywać, w milczeniu obserwowałem, jak chłopak
przygryza dolną wargę. Kiedy uniósł wzrok, w jego oczach dostrzegłem
płochliwość. Płochliwość i przytłaczający wręcz wstyd. – Wiem, że
prawdopodobnie nie mam prawa o to pytać… - Chłopak zawiesił głos i wziął
głęboki oddech. – Ale nie mogę przestać zastanawiać się, jak… jak ci się
wiodło, kiedy… - Taemin spuścił wzrok. - …zniknąłem.
Szybka seria bolesnych obrazów, które naraz pojawiły się w
mojej głowie, sprawiła, że na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Pulsujący
niezdrowym żarem półmrok kulis teatru. Żałosne próby wymyślenia odpowiedniego
sposobu wyznania uczuć. Dezorientujący ból wykwitły w piersi na widok
zdradliwej, białej karteczki. Złość. Tęsknota. Smutek. Bezradność. I pustka,
pustka, pustka. Pozbawiona kolorów egzystencja. Pozbawione magii
przedstawienie.
Zamrugałem gwałtownie powiekami, odganiając brudne cienie
wspomnień. Rozluźniłem pięść, którą nieświadomie zaciskałem na materiale
spodni. Dopiero po upływie paru sekund odważyłem się znów spojrzeć w stronę
Taemina. Mogłem próbować udawać, że jestem opanowany, że jego słowa nie są dla
mnie tak trudne, jak w rzeczywistości, że wcale nie boli mnie serce na myśl o
tamtych mrocznych dniach. Chciałbym udawać. Byle nie widzieć tego
rozpaczliwego, przepraszającego migotania w oczach Taemina. Chciałbym odegrać
ten spokój specjalnie dla niego, ale doskonale wiedziałem, że to nie miałoby
sensu. Że chłopak i tak wszystko wyczytał już z mojego smutnego spojrzenia.
Powoli wypuściłem powietrze z płuc.
- Nie będę oszukiwał. To był najgorszy czas w moim życiu. –
Taemin skrzywił się na te słowa, wzrokiem wodząc między mną, a własnymi
splecionymi zbyt mocno dłońmi, jakby niepewien, czy ma odwagę… czy ma prawo
patrzeć mi w oczy. Ja sam wbiłem spojrzenie w blat stołu, naraz mimowolnie
poddany falom ciemnych wspomnień. Na moje usta niekontrolowanie wpłynął nieco
gorzki uśmiech. – Kim Jonghyun naprawdę nieźle to sobie obmyślił. Jego plan
zadziałał bezbłędnie. Odebrał mi wszystko, co ważne…
- A teatr? – odezwał się niespodziewanie Taemin. Spojrzałem
na niego zaskoczony, nie rozumiejąc tego nagłego zainteresowania. Chłopak
speszył się nieco, ale nie zdusiło to żywego pytania w jego oczach. – Przecież
wreszcie mogłeś stanąć na tej scenie, gdzie ciemność jest wyczekująca, a cienie
mają swoje imiona… - wymamrotał gorączkowo, parafrazując sposób, w jaki kiedyś,
wieki temu opisałem mu swoją świątynię dumania. – To nie było ważne? – naciskał,
zniecierpliwiony milczeniem. Dezorientacja na mojej twarzy sprawiła, że chłopak
znów wbił wzrok w stół, nerwowo wyłamując sobie palce. – To był mój warunek… -
powiedział cicho.
- Warunek? – Na dźwięk mojego głosu Taemin pochylił głowę
jeszcze niżej, byle tylko nie pozwolić mi spojrzeć sobie w twarz. Mimo jego prób
wstydliwa czerwień policzków pozostała widoczna.
- Tak, warunek. – Chłopak wziął głęboki wdech, po czym
odważył się ponownie spojrzeć mi w oczy. Zdenerwowanie mieszało się w nich z
niezaprzeczalną dozą determinacji. – Wynegocjowałem to u Kim Jonghyuna. Mówiłeś
o teatrze z taką pasją… - Rysy Taemina złagodniały. - Myślałem, że może… że
skoro to coś, co kochasz, to…
- To ból będzie łagodniejszy – dopowiedziałem za niego, w
zamian otrzymując niepewne skinienie głową.
Słowa Taemina zupełnie mnie zaskoczyły. Dotąd sądziłem, że
podarowanie mi możliwości grania na scenie, spełnienie mojego aktorskiego
marzenia, to jedynie okrutny żart ze strony Kim Jonghyuna. Nawet nie przyszło
mi do głowy, że Taemin mógł mieć w tym swój udział. Naraz zrobiło mi się wręcz
głupio, że nie potrafiłem tego podarunku należycie wykorzystać. Zwłaszcza, że
Lee prawdopodobnie okupił ową łaskę niejednym upokorzeniem ze strony swojego
zleceniodawcy.
Z ciężkim sercem dostrzegłem cichą obecność nadziei w tych
ciemnych, obserwujących mnie wyczekująco oczach. Nie chciałem jej niszczyć. Ale
jeszcze bardziej nie chciałem kłamać. Mój wzrok znów padł na zaciśniętą dłoń
Taemina, i tym razem pozwoliłem sobie przykryć ją swoją własną. Spojrzałem
chłopakowi w oczy.
- Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś… - powiedziałem
ostrożnie, jednocześnie wyciągając wolną rękę przed siebie - …ale czy naprawdę
sądzisz, że moje serce było w stanie kochać teatr, kiedy brakowało w nim
najważniejszego aktora? – Czułym gestem przesunąłem kciukiem po policzku
Taemina. – Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nie potrafię już grać, kiedy
mojego partnera nie ma przy mnie. Że bez ciebie każde przedstawienie traci
kolory. – Moje serce zabiło szybciej, kiedy Taemin przytrzymał delikatnie
gładzącą go dłoń, przymknął oczy i wtulił w nią swój policzek. Ten rzadki objaw
czułości z jego strony pozostawił mnie bez oddechu, zdanego jedynie na ciepło
dotyku i zbyt szybki rytm odmierzającego ciche sekundy serca. I choć
spędziliśmy w ten sposób prawdopodobnie całą wieczność, to owa wieczność i tak
wydała mi się zbyt krótka. Po jej upływie Taemin niespodziewanie zacisnął
mocniej swoją dłoń na mojej.
- Przepraszam – wyszeptał, nie otwierając oczu, a nawet
zaciskając powieki jeszcze mocniej. – Przepraszam, Minho. Tak bardzo
przepraszam. Przepraszam, że złamałem ci serce… - Sposób, w jaki wypowiedział
te słowa sprawił, że naraz poczułem wybitną irytację dzielącą nas
niewzruszonością dębowego stołu. Bo choć od dawna wiedziałem, że żałuje tego co
zrobił, bo choć powiadomił mnie o drzemiącym w sercu poczuciu winy już wieki
temu, już w trakcie pierwszego tak długiego i tak szczerego współdzielonego
spojrzenia, jak to mające miejsce na balu Kim Jonghyuna, bo choć każde jego
prawdziwe słowo tylko potwierdzało wstyd własnym postępowaniem, nigdy wcześniej
ani jedno tak bezpośrednie stwierdzenie nie padło z jego ust. Chciałem wstać,
podejść, przytulić. Powiedzieć, że wszystko jest już w porządku. Zanim jednak
zdążyłem choćby drgnąć, Taemin otworzył oczy. Wystarczyło nam jedno spojrzenie. Za jego pomocą przekazaliśmy
sobie więcej, niż kiedykolwiek bylibyśmy w stanie w słowach czy gestach. Po tym
spojrzeniu chłopak jeszcze raz ścisnął moją dłoń, po czym pozwolił mi ją
cofnąć, szybko przywracając się do porządku. Nowo wydobyta z serca siła
zajaśniała w dwóch ciemnych, ale malowanych złotem kręgach.
- Dziękuję za szczerą odpowiedź – powiedział, powoli
wracając do swobodnego tonu głosu. Uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Gdybym chciał uniknąć szczerej odpowiedzi posłużyłbym się
tym… - wskazałem brodą na wciąż stojącą między nami butelkę. – Przypuszczam, że
Kibum nawet nie zauważyłby braku tego przypadkowego tworu, pod względem walorów
smakowych konkurującego z pomyjami… - Taemin zaśmiał się, spoglądając na
nieszczęsną butelkę, ale kiedy jego wzrok znów padł na mnie, nieco się spiął.
- Twoja kolej… - mruknął, najwyraźniej już szykując się na
kolejną trudną rozmowę, być może nawet rozważając opcję uniku. Przekrzywiłem
głowę, rozbawiony.
- Słuchaj uważnie, bo mam do ciebie pytanie o niewysłowionej
wadze – oznajmiłem poważnym tonem, w duchu błogosławiąc swoje zdolności do
udawania. Taemin zerknął na mnie przelotnie i nerwowo skinął głową, na znak
gotowości. – Otóż… - uśmiechnąłem się błazeńsko - …jaki jest twój ulubiony
kolor?
W jednej chwili Taemin kulił się płochliwie, zachodząc w
głowę, o co go zapytam, a w drugiej gorączkowo rozglądał się za czymś, czym
mógłby we mnie rzucić. Niestety nasza ulubiona do tych celów biała szmatka
akurat nie znajdowała się nigdzie w pobliżu. W przeciwnym razie zapewne
przeżyłaby ponowne bliskie spotkanie z moją twarzą. Tym razem Taemin musiał się
jednak zadowolić jedynie gromiącym spojrzeniem.
- Jesteś pozbawionym taktu półgłówkiem – zawyrokował
dramatycznym szeptem, w którym wyczułem mimowolną nutkę rozbawienia. Jego słowa
dalekie były od prawdy. Jeśli chodziło o wyczucie w kwestii rozładowywania zbyt
ciężkiej atmosfery, prawdopodobnie nie miałem sobie równych. I Taemin dobrze o
tym wiedział, wdzięczność w jego oczach mówiła sama za siebie. Postanowiłem
jednak zignorować ten niesprawiedliwy osąd. To przerażające, jak w pewnym
momencie wyzwiska w ustach Taemina zamiast jako obelgi, zacząłem odbierać jako
nieco złośliwe pieszczoty. Byłem doprawdy beznadziejnym przypadkiem.
- Nie lekceważ tak poważnej sprawy – odparłem pełnym
przestrogi tonem. – To wiedza niezbędna, bez niej nasza relacja będzie znacznie
utrudniona…
- Utrudniona? – Taemin uniósł jedną brew, obserwując moją
błazenadę. – A w jakiż to sposób? – zapytał pobłażliwym tonem.
- Twoja ignorancja wzlatuje na zatrważające poziomy! –
zawołałem niemal z trwogą, przy okazji niechcący pesząc Taemina, który z
pewnością był doskonale świadom swoich braków w wiedzy na temat randkowania i
nie potrzebował dodatkowej krytyki z mojej strony. Przybrałem śmiertelnie
poważną minę. – Bez tego nie będę wiedział, jakie kwiaty powinienem ci kupować
– stwierdziłem dramatycznie, a mój towarzysz wywrócił oczami, zupełnie jakby
potwierdzał w ten sposób swoje przypuszczenia co do mojego debilizmu.
- A jeśli nie będę chciał ci powiedzieć? – Taemin balansował
na cienkiej granicy między zwykłą przekorą, a podnoszącą mi ciśnienie
zalotnością. Świadome czy nie – jego działania były cholernie rozpraszające.
- Cóż… - wzruszyłem ramionami, siłą woli walcząc o swobodę
postawy - …będę musiał wykupić całą kwiaciarnię. – Mrugnąłem flirciarsko, z
zadowoleniem dostrzegając cień zakłopotania w oczach Taemina. Świadomość, że
moja obecność rozluźniała jego samokontrolę w pewien sposób dodawała mi odwagi.
- Obaj jesteśmy biedni jak myszy kościelne – upomniał mnie, z
pożałowaniem kręcąc głową nad moimi wybrykami. – W dodatku niedługo zostaniemy
bez dachu nad głową… - dodał wymownie, ale ukróciłem ten czarny scenariusz
zuchwałym uśmiechem.
- Jesteśmy najwyborniejszą parą aktorów w tym mieście. Coś
wymyślimy, zobaczysz. – Nie miałem w głowie absolutnie żadnego planu, ale moje
słowa chyba zabrzmiały przekonywująco, bo Taemin odpowiedział mi uśmiechem.
- Moja kolej – stwierdził, a ja pokręciłem mu palcem przed
nosem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Po tych słowach z
poważną miną wskazałem na czekającą wciąż butelkę wina. Spodziewałem się, że
chłopak da za wygraną i poda wreszcie rozwiązanie zagadki co do swoich
kolorystycznych upodobań. Zamiast tego pokazał mi język, po czym sięgnął po
nieszczęsną butelkę i wypił kilka łyków, znów krzywiąc się przy tym z
niesmakiem. Pokręciłem głową. – Jesteś uparty jak osioł…
- Moja kolej – powtórzył z szelmowskim uśmiechem, zupełnie
ignorując wypowiedzianą przeze mnie uwagę. Odchyliłem się na oparcie krzesła i
skrzyżowałem ramiona na piersi, czekając na kolejne pytanie. Taemin spojrzał na
mnie, tym razem bez zakłopotania, ale ze szczerym zaciekawieniem. – Dlaczego
aktorstwo? – Na te słowa uniosłem brew. Lee sprawiał wrażenie, jakby nawet nie
musiał się nad tymi pytaniami zastanawiać. Jakby już dawno miał w głowie gotową
listę.
- Aż tak cię te moje dziecinne marzenia interesują? –
mruknąłem zaskoczony, na co Taemin energicznie pokiwał głową. Jego ciekawość
zmusiła mnie do zaniechania żartów i przyjęcia pytania na poważnie. Przymknąłem
powieki, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. – Cóż… - mimowolnie
uśmiechnąłem się do własnych myśli - …to dość zabawne, kiedy się nad tym
zastanawiam. Bo wszystko zaczęło się od jednego przedstawienia. – Otworzyłem
oczy, spotykając wyczekiwanie na twarzy mojego towarzysza. – Jako kilkuletni
chłopiec nie chadzałem z rodzicami na żadne wydarzenia kulturalne, byłem za
mały, żeby cokolwiek z nich zrozumieć, o taktownym zachowaniu już nie
wspominając… - Taemin zaśmiał się, zapewne wyobrażając sobie mnie, jako
niesfornego dzieciaka, którym faktycznie niegdyś byłem. Swoboda w jego postawie
była czymś, co nie przestawało mnie urzekać. Z najzwyklejszej rozmowy czyniła w
moich oczach coś pięknego i niewysłowienie cennego. – Nie miałem więc kontaktu
z wielką sceną… Pamiętam jednak, jak pewnego szczególnie słonecznego lata na
ulicach miasta zawitała trupa wędrownego teatru. – Westchnąłem, naraz zupełnie
pogrążony we wspomnieniach dawnych dni. – Mama zwykle nie zatrzymywała się oglądać
ludzi ulicy. Nazywała ich wolnymi duchami. A wolnym duchom raczej ciężko
zarobić na utrzymanie... Tak mówiła. Zdarzył się jednak jeden, jedyny raz,
kiedy ubłagałem ją, żeby pozwoliła mi stanąć i popatrzeć. W oczach siedmiolatka
nawet taka tania i odegrana w prowizorycznych kostiumach scenka urastała na
miano prawdziwej sztuki. Myślę, że to właśnie wtedy zapragnąłem być wolnym
duchem… - Urwałem, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie przez nagłą
świadomość, jak głupio musiały brzmieć moje słowa. Na twarzy Taemina nie
odnalazłem jednak ani cienia kpiny. Jej miejsce zajmowała szczera fascynacja
moimi naiwnymi dziecięcymi marzeniami.
- I co było dalej? Postanowiłeś zostać aktorem? Próbowałeś
gry ulicznej? Co na to twoja mama? Kiedy pokochałeś też budynek teatru? Czy…
- Hej, moment… - przerwałem mu, ledwo powstrzymując się od
śmiechu. Zachowywał się jak ciekawy świata dzieciak, zadający rodzicowi milion
pytań na sekundę. To była dla mnie zupełnie nowa, urzekająca strona Lee
Taemina, który dotąd tak często zgrywał wszechwiedzącego, a wszelkie nurtujące
go kwestie zachowywał dla siebie. – Myślałem, że przysługuje nam jedno pytanie
na kolejkę… A ty zadałeś ich łącznie sześć… - Chłopak wydął dolną wargę,
niezadowolony moim brakiem współpracy. Kiedy jednak jego wzrok padł na stojącą
między nami butelkę, w migdałowych oczach dostrzegłem przebiegły błysk. Taemin
chwycił szklane naczynie i duszkiem upił kilka łyków. Następnie odstawił
butelkę na stół, jawnie zadowolony z siebie.
- Pięć łyków za pięć nadprogramowych pytań. Oto moja
zapłata. A teraz odpowiadaj! – rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Jego
upartość była rozczulająca. Podobnie jak te rumieńce, powoli wstępujące na
zazwyczaj blade policzki. Znalezione w spiżarce Kibuma wino może i smakowało
paskudnie, ale robiło swoje. Postanowiłem to jednak póki co przemilczeć.
- Skoro tak sprawę stawiasz… - mruknąłem, ku uciesze Taemina
dając za wygraną. – Od czasu tamtego oglądanego na ulicy przedstawienia gadałem
o scenkach, kostiumach, rolach jak nakręcony. Podkradałem mamie prześcieradła z
szafy, żeby wieszać je jako tło swoich prowizorycznych aktorskich wyczynów,
grzebałem w książkach na strychu, szukając coraz to nowych, zupełnie dla mnie
niejasnych, ale robiących niesamowite wrażenie dramatów. Wtedy jeszcze nie
rozumiałem, co w zasadzie znaczy być wolnym duchem. Byłem po prostu urzeczony
tym magicznym światem, tą iluzją sceny, która nadawała życiu nowych barw. Świadomość
przyszła z czasem… Jako nastolatek zacząłem deklamować Szekspira na rogach
ulic… - Zaśmiałem się cicho nad dawnym, młodszym i jeszcze bardziej oderwanym
od rzeczywistości sobą. Byłem Taeminowi wdzięczny, że dał mi pretekst do tych
urokliwych w swojej naiwności wspomnień. – Oczywiście moi rodzice tego nie
popierali. Ojciec zaczął chodzić ze mną do teatru, pokazywać mi prawdziwą
sztukę, przekonywać mnie, że nie jest to zajęcie odpowiednie dla mnie… -
pokręciłem głową - …ale to tylko wzniosło moje marzenia na wyższy szczebel. Za
dnia grywałem na ulicach. Nocami zakradałem się do teatru. Chodziłem wiecznie z
głową w chmurach i z sercem pełnym wiary…
- Niewiele się zmieniłeś – powiedział niespodziewanie
Taemin, chyba sam nie do końca świadom, że pozwolił mi usłyszeć część swoich
refleksji. Moja zaskoczona mina nieco go speszyła, bo wzruszył ramionami
lekceważąco. – Dalej jesteś naiwnym zakutym łbem, któremu tylko głupoty w
głowie… - burknął pod nosem szybko, byle tylko nie pozwolić mi nawiązać do
wypowiedzianej przez niego chwilę wcześniej myśli. Lee Taemin w dalszym ciągu
pozostawał profesjonalistą w kwestii uników.
- Naiwnym zakutym łbem, który zaraził cię głupotą… -
skorygowałem psotnie, w zamian otrzymując symbolizujące zranioną dumę
prychnięcie. – I jak? Jeszcze jakieś nadprogramowe pytania? Czy też zaspokoiłem
twoją ciekawość? – Chłopak pokręcił głową, dając znać, że na daną chwilę nie ma
nic więcej, czego chciałby się dowiedzieć odnośnie mojego aktorstwa. – Zatem
moja kolej… - zawahałem się, zerkając na Taemina przelotnie. Wziąłem wdech. –
Kim jest Sagi?
Moje bezpośrednie słowa sprawiły, że oczy chłopaka
rozszerzyły się nieznacznie. Moment później sięgnął po butelkę.
- Hej! Zamierzasz tak łatwo się wymigać?! – zawołałem
oburzony tym nagłym wycofaniem z jego strony. Taemin nie zareagował, upił
kolejnych kilka łyków paskudnego wina, którego zaczynało wyraźnie ubywać ze
szklanej butelki. Dopiero kiedy odstawił naczynie i spojrzał mi w oczy,
zrozumiałem, że tym razem nie uciekał. Próbował dodać sobie odwagi. Bo obaj
dobrze wiedzieliśmy, jak trudne może okazać się postawione przeze mnie pytanie.
Taemin wziął głęboki wdech.
- Sagi to uliczna pieśniarka – powiedział po prostu.
Uniosłem brwi, zdezorientowany. Spodziewałem się wielu różnych odpowiedzi, ale
z pewnością nie takiej.
- Pieśniarka? – powtórzyłem, zagubiony. Taemin wzruszył
ramionami. – Ale…
- Pytałeś kim jest Sagi – przerwał mi chłopak. – Więc ci
odpowiadam. Prawdziwa Sagi to uliczna pieśniarka. Coś jak te twoje wolne duchy…
- Kiedy ponownie wzruszył ramionami
odniosłem wrażenie, że swobodną postawą próbuje zneutralizować powagę
nadciągającej rozmowy.
- To twoja znajoma? – podsunąłem, dochodząc do wniosku, że
tym razem Taemin najwyraźniej potrzebuje pytań pomocniczych.
- Można tak powiedzieć… - stwierdził z wahaniem. – Sagi
mieszkała w starej dzielnicy na wschodzie. Często zatrzymywaliśmy się z
Taesunem, żeby posłuchać jak śpiewa… - Drgnąłem, zaskoczony. Taemin właśnie
odkrywał przede mną fragment swojej przeszłości, coś do czego tak rzadko miałem
dostęp. Kiedy spojrzał mi niepewnie w oczy, skinąłem głową zachęcająco, żeby mówił
dalej. – Zdarzało jej się też tańczyć… Czasem nawet do niej dołączałem…
Moje serce zabiło szybciej na wizję Taemina, młodszego i być
może o nieco jaśniejszym spojrzeniu, tańczącego beztrosko na ulicach miasta.
Śmiech unosił się w powietrzu, a oczy błyszczały jasno, tak jasno, jak za
każdym razem, kiedy Lee pozwalał muzyce zawładnąć swoim ciałem. Bezpańskie koty
umykały mu przed nogami, a od ścian kamienic odbijał się odgłos butów
uderzających o bruk. Malujący się w mojej głowie obrazek wydał mi się jednym z
najpiękniejszych widoków na tej Ziemi. Być może kiedyś nieświadomie byłem jego
świadkiem? Może szedłem drugą stroną ulicy, zbyt zamyślony, żeby dostrzec
czarujący uśmiech i błysk migdałowych oczu? Ta nagła świadomość sprawiła, że
dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałem się, że wstrzymuję oddech. Powoli
wypuściłem powietrze z płuc, nieco nieprzytomnym wzrokiem spoglądając w
kierunku mojego towarzysza.
- Więc to Sagi nauczyła cię miłości do tańca? –
powiedziałem, zmyślając to pytanie na poczekaniu. Była to pierwsza rzecz, jaka
przyszła mi na myśl, ale dopiero kiedy wybrzmiała na głos uświadomiłem sobie
moje nagłe zaintrygowanie tą obcą mi wcześniej postacią.
- To były raczej wygłupy… Ale być może masz po części rację.
– Taemin uśmiechnął się nieznacznie. – Sagi to była dobra osoba… - stwierdził
dziwnie miękkim tonem.
- Była ładna? – Pytanie opuściło moje usta jeszcze zanim
zdążyłem je przemyśleć. To niedorzeczne, że mój mózg już podświadomie zaczął
być zazdrosny o osobę, którą do tej pory uważałem jedynie za alter ego Taemina.
Spodziewałem się, że Lee mnie wykpi, ale zamiast tego zmrużył oczy, zamyślony,
jakby szczerze zastanawiając się nad odpowiedzią. Jego wahanie było stresujące.
- Cóż… Jak na sześćdziesięcio-czteroletnią kobietę wyglądała
całkiem nieźle… - stwierdził poważnym tonem, parskając śmiechem dopiero w
momencie, w którym jego wzrok padł na moją głupawą minę.
- I kto tu jest błaznem… - burknąłem pod nosem, na co Taemin
pokazał mi język, ewidentnie zadowolony z faktu, że udało mu się zapędzić mnie
w kozi róg. Nieco ośmielony luźną atmosferą, kontynuował swoją opowieść.
- Stara Sagi miała różne wtyki. Czasem załatwiała mi
krótkoterminową pracę dorywczą, albo różnego rodzaju drobne zlecenia od
mieszkańców jej dzielnicy. Szczerze kibicowała pisarskim marzeniom Taesuna.
Jeden z jego wierszy przerobiła nawet na piosenkę… - Taemin uśmiechnął się do
własnych wspomnień. Był to uśmiech melancholijny, ale pozbawiony goryczy.
Prosty i szczery. Tęskny. – Czasem Taesun mi dokuczał… - Chłopak zmarszczył nos,
ale pogodny wyraz nie zniknął z jego twarzy. – Przez moją urodę… Kiedy
zaczynałem bez powodu nucić i tańczyć w salonie zwykł żartobliwie pytać mnie,
czy pozazdrościłem wdzięku pięknej Sagi. Z czasem zaczął wołać mnie tym
imieniem, ilekroć miał chęć mnie zirytować.
Dopiero kiedy Taemin zerknął w moim kierunku uświadomiłem
sobie, że zaraził mnie jego subtelny uśmiech i sam szczerzę się jak głupi,
słuchając jego opowieści. Mój towarzysz był dla mnie jedną wielką zagadką przez
tyle czasu, że momenty takie jak ten, kiedy dzielił się ze mną prostym
fragmentem swojej przeszłości, nabierały w moich oczach niewysłowionej wagi.
Ciężkie westchnienie Taemina nieco sprowadziło mnie na ziemię. Jego uśmiech
niespodziewanie nabrał gorzkiej barwy.
- Stara Sagi nie byłaby chyba zbyt zadowolona, gdyby
wiedziała w jaki sposób później wykorzystałem jej imię… - mruknął cicho,
zwracając się chyba bardziej do samego siebie, niż do mnie. Postukał palcem w
szklaną butelkę, jakby rozważając, czy przed kontynuowaniem opowieści powinien
znów zasięgnąć pomocy u jej wzmagającej odwagę zawartości. W końcu jednak
opuścił dłoń na blat i chyba mimowolnie zacisnął ją w pięść. – Po śmierci
Taesuna na długi czas zupełnie zapomniałem o ulicznej pieśniarce i beztroskich
pląsach. Nie pamiętam tamtych dni zbyt wyraźnie. Dzień, noc. Noc, dzień.
Wszystko było tak podobne. Puste. – Chłopak przymknął powieki. – Ale pamiętam
złość. Wściekłą bezradność, kiełkującą mściwość. I to rozpaczliwe poczucie
niesprawiedliwości. Chciałem coś zrobić… Jakoś naprawić ten świat, który nagle
wydał mi się miejscem o stokroć gorszym, niż kiedykolwiek byłem śmiały sobie
wyobrażać. Miejscem, w którym ludzie o dobrym i otwartym sercu nie mają szans
na przetrwanie. Miejscem, w którym miłość… - głos Taemina zadrżał nieznacznie,
kiedy otworzył oczy - …przynosi zniszczenie. Chciałem jakimś sposobem ocalić
honor Taesuna... Czy to nie zabawne? – Jego kpiący uśmiech sprawił, że poczułem
nieprzyjemne ukłucie w sercu. – Dla honoru
postanowiłem upodlić się i przy okazji zniszczyć cudze życie. Pogratulować
taktyki…
Pokręciłem głową, a Taemin urwał, czując mój pełen nagany
wzrok. Nienawidziłem, kiedy mówił o sobie w ten sposób. Chłopak uciekł
spojrzeniem, wbijając je w stół. Kpina zniknęła z jego twarzy, a on westchnął,
wracając do przerwanego monologu.
- Kiedy odkryłem, że syn Taesuna znajduje się w miejskim
sierocińcu, zacząłem szukać sposobu na wzięcie go pod swoją opiekę. To był
szalony plan, nie przeczę. Ale jedyny, jaki udało mi się w tamtym czasie
wymyślić. Układałem dziesiątki różnych, czasem kompletnie pozbawionych sensu taktyk
na osiągnięcie swojego celu. Nigdy nie spodziewałbym się, że pomoc w tej
sprawie zaoferuje mi sam Kim Jonghyun… - Taemin westchnął ciężko, naraz
okropnie zmęczony własną opowieścią. – Nie chciałem współpracować z wrogiem. Ale jeszcze bardziej
nie chciałem siedzieć bezczynnie. Musiałem działać, do czegoś dążyć. Inaczej
bym zwariował. Plan Jonghyuna był szalony… ale szaleństwo nie było w owym
czasie czymś, co mogło mnie tak łatwo odstraszyć. Bo cały świat wydawał mi się
miejscem zupełnie obłąkanym. – Chłopak zrobił krótką pauzę. Zastukał znów
palcami w szkło butelki, tym razem decydując się na upicie kilku niedobrych,
ale skutecznych łyków alkoholu. Kiedy odstawił naczynie na stół, posłał mi
znaczące spojrzenie. – Wtedy właśnie na scenę wkroczyła ta Sagi, którą miałeś
okazję poznać… - Wzdrygnąłem się na wspomnienie czarnych rękawiczek błądzących
po moim torsie. Ochrypły szept do tej pory dźwięczał mi w uszach, ilekroć
zbłądziłem ku wizjom tamtego zadymionego i zasnutego aurą tajemniczości
wieczora. Ciche „Sagi”, wyznaczające
początek mojej roli w tym przedstawieniu.
- Więc… - przełknąłem głośno ślinę, uświadamiając sobie coś,
co wiedziałem od dawna, ale o czym zazwyczaj wolałem nie myśleć - …nasza
znajomość…
Taemin pokiwał głową.
- Tak. Od początku była oszustwem. – Twardy ton, w jakim
wypowiedział te słowa, kontrastował z łagodnością smutnego spojrzenia,
widocznego zza przydługiej grzywki. – Jednym, wielkim blefem…
- …na który obaj się nabraliśmy – dopowiedziałem nieco
słabym tonem, ale siląc się na uśmiech. Taemin odwrócił wzrok, zapewne nie
wiedząc, jak zareagować na te słowa. Wsparłem się łokciami o stół, uważnie
obserwując twarz chłopaka. – Czy byłem łatwym celem? – zapytałem, momentalnie
odnotowując cień paniki w oczach nieprzygotowanego na tego typu pytania
Taemina. Chwilę później pokrył to jednak oschłym zmarszczeniem brwi.
- Zadałeś już swoje pytanie, poczekaj do… - urwał, widząc
jak biorę do ręki butelkę i używam jego własnej metody na przemycenie dodatkowego
pytania w tej samej kolejce. Taemin zaklął pod nosem, po czym westchnął
cierpiętniczo.
- Czy byłeś łatwym celem? – powtórzył moje pytanie, rzucając
mi poirytowane spojrzenie. – Nie mam bladego pojęcia… - burknął, agresywnością
zagłuszając i tak widoczne zakłopotanie. – Nigdy wcześniej nikogo nie
uwodziłem. To była totalna improwizacja… - Wzruszył ramionami, po czym pochylił
głowę, jakby oczekując, że za moment zacznę się z niego śmiać.
- Takie było polecenie? – zapytałem, zbyt ciekawy rozwojem zdarzeń,
żeby się powstrzymać. – Uwieść Choi Minho? – Widziałem wyraźnie, jak Taemin
wzdryga się na te słowa. Z pewnością nie niosły ze sobą żadnych przyjemnych
wspomnień.
- Na początku tak… - stwierdził z namysłem. – Dopisek „rozbić mu serce na kawałki” pojawił się w
naszej umowie dopiero później…
- Później? – Uniosłem brwi, a Taemin westchnął.
- Współpraca z Kim Jonghyunem to ciągłe niespodzianki –
stwierdził ironicznie. – Nie od razu poinformował mnie, jak daleko mam się
posunąć w tym uwodzeniu… Gdybym wiedział od początku, być może bym się na to
nie zgodził…
- Gdybyś wiedział co? – zapytałem zdławionym głosem. Taemin
opadł na oparcie krzesła i posłał mi trudne do rozszyfrowania spojrzenie.
- Gdybym wiedział, że mam cię zaciągnąć do łóżka – oznajmił
starannie obojętnym tonem, który mimo jego wysiłku zachował w sobie drżącą
nutę. Jego słowa sprawiły, że na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Pod
powiekami znów ujrzałem toksyczny półmrok teatralnych kulis, w uszach znów
zadźwięczało mi skrzypienie starego, zakurzonego łóżka. W sercu znów obudziło
się wspomnienie bólu, kiedy Taemin nie odpowiedział na moje wyznanie. Nie
odpowiedział, bo nie mógł. Nie odpowiedział, bo to by był nasz koniec.
- Akurat tego zlecenia nie udało ci się…
- Cieszę się… – przerwał mi Taemin – …że wtedy uciekłeś –
powiedział, wpatrując się w swoje dłonie. – Gdybyś został… Ja nie wiem… Nie
wiem, co by z nami było…
- Ale ja wiem. – Psotna nuta w moim głosie zwróciła uwagę
Taemina. – Prawdopodobnie byłbym od ciebie uzależniony jeszcze bardziej, niż
już jestem. O ile to w ogóle możliwe… - stwierdziłem żartobliwie, a Lee
pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem. I choć obaj wiedzieliśmy, że sprawy
byłyby dużo bardziej skomplikowane, woleliśmy tego nie werbalizować. – Twój
szef często zarządzał takie urokliwe zmiany w planie? – Na moje pytanie, Taemin
się zamyślił.
- W zasadzie tylko dwa razy. Podczas naszego pierwszego
balu, kiedy poszedłem się z nim spotkać… No i już po tym, jak zniknąłem, a on
kazał mi wrócić i znów namieszać ci w życiu…
- A czy…
- Zdajesz sobie sprawę, że zadałeś już niewyobrażalną ilość
pytań w tej kolejce? – wciął się chłopak, spoglądając na mnie zniecierpliwiony.
– Moja kolej! – Nagła zuchwałość w jego postawie zadziałała na mnie co najmniej
alarmująco. Nie miałem pojęcia, czy to wpływ nieszczęsnego, kibumowego wina,
czy też Taemin był tym śmielszy, im dłużej trwała konwersacja, ale przebiegłe
ogniki w jego oczach nadawały sytuacji niebezpiecznego wyrazu. Przełknąłem
nerwowo ślinę.
- A nie masz już może dość? Ta gra jest męcząca… -
wtrąciłem, szukając sposobu na uniknięcie zagrożenia. Taemin zgromił mnie
spojrzeniem.
- Panie Choi, nie wyjdzie pan z tego pokoju, póki nie
odpowie pan na moje pytanie. Nic mnie nie obchodzi pańskie tchórzostwo –
wycedził z groźbą w głosie, a ja potulnie opadłem na oparcie krzesła, nie mając
odwagi sprzeciwiać się lekko wstawionemu Taeminowi. Odnosiłem wrażenie, że w
tym stanie był jeszcze bardziej nieprzewidywalny, niż normalnie. Chłopak
zmrużył oczy, upewniając się, że wybił mi ucieczkę z głowy, po czym wziął
szybki wdech.
- Sagi czy Taemin… kto bardziej cię pociąga? – wyrzucił z
siebie, mimo przypływu odwagi wciąż skrępowany własnym pytaniem. Ciężko, żeby
nie był. Bo ja sam właśnie miałem chęć zapaść się pod ziemię, czując jak
zdradliwa czerwień powoli wstępuje mi na twarz. Postanowiłem odnotować w
pamięci, żeby już nigdy nie dawać Taeminowi wina.
- Czy ty naprawdę mnie o to zapytałeś…? – wybełkotałem z
niedowierzaniem, sam nie wiem, czy grając na zwłokę, czy też po prostu usiłując
zrozumieć zaistniałą sytuację. Taemin zmarszczył wściekle brwi.
- Czy ty naprawdę chcesz wykorzystać następną kolejkę w tak
głupi sposób? – odparł, uświadamiając mi, że właśnie zadałem mu pytanie.
Zamknąłem usta, niemal przygryzając sobie przy tym język. Zapadłe między nami
milczenie było pełne niewidzialnego napięcia. Taemin zastukał palcami w blat
stołu. – Zaraz naliczę ci karne pytania za tę zwłokę… - Chłopak urwał, kiedy
szybkim ruchem sięgnąłem po zbawienną butelkę. – Hej! Masz mi odpowiedzieć,
tchórzu! – krzyknął, a kiedy nie posłuchałem, wyrwał mi naczynie z dłoni w
połowie łyku. Otarłem brodę wierzchem dłoni, nieco otrzeźwiony (ciężko
stwierdzić, czy za zasługą procentów, czy też tego nieznośnego smaku). Spojrzałem na Taemina nieco odważniej, niż jeszcze chwilę temu.
- Wydaje mi się, że odpowiedź na twoje pytanie jest
oczywista – stwierdziłem pewnym tonem, ale chłopak stanowczo pokręcił głową.
- Nie zapominaj, że to SAGI jako pierwsza cię oczarowała… -
Chłopak wbił wzrok w stół, zniżając ton głosu tak, że musiałem się nachylić,
żeby go wyraźnie słyszeć. – Czasem zastanawiam się, czy nie wolałbyś jej,
zamiast mnie… - Wypowiedziane przez niego przypuszczenie było tak absurdalne,
że przez chwilę siedziałem tylko, wpatrując się w jego pochyloną głowę i
mrugając zbyt szybko powiekami. Po momencie pierwotnego szoku, pokręciłem głową
z rozbawieniem.
- To prawda… Sagi urzekła mnie już w pierwszych sekundach
naszej znajomości – oznajmiłem pełnym zadumy tonem. Taemin skulił się w sobie
jeszcze bardziej. Zadziwiające, że wciąż potrafił brać na poważnie to, co
mówię. – Ale dopiero Taemin… - pochyliłem się nad stołem, wyciągając dłoń przed
siebie - …był w stanie owinąć mnie sobie wokół palca. – Chłopak uniósł wzrok, a
nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Przesunąłem kciukiem po
lekko zarumienionym policzku.
- Dlaczego? – zapytał cicho, a złoty odcień jego spojrzenia
wywołał dziwną sensację w moim żołądku.
- Bo Sagi nie potrafi uśmiechać się tak pięknie, jak Taemin
– odparłem, palcem delikatnie zahaczając o kącik jego ust. – Bo Sagi nie potrafi
patrzeć na mnie tak, jak Taemin. – Zarysowałem kciukiem kształt migdałowych
oczu. Mój wzrok padł na rozchylone lekko wargi. – Bo Sagi… - Nie dokończyłem
zdania, bo Taemin przyciągnął mnie za kołnierz koszuli, topiąc w moich ustach
resztki okropnego smaku kibumowego wina, którego gorycz nie była jednak w
stanie zapanować nad tym pocałunkiem.
Taemin poruszał wargami tak powoli, jakby
próbował nacieszyć się każdym współdzielonym oddechem, każdą upływającą w
rytmie serc sekundą. A ja po raz kolejny dałem się zaczarować jego bliskością,
zupełnie nieodporny na te zaciśnięte na moim kołnierzu dłonie, na te
półprzymknięte w przyjemności oczy. Na te miękkie usta, których smak zawsze
zachwycał na nowo. Nie potrzeba nam było drogich trunków, ten jeden pocałunek
był wytrawniejszy od najlepszych win świata. A jego działanie okazało się
stokroć mocniej odurzające.
- Myślę, że ta odpowiedź mnie satysfakcjonuje – zawyrokował
Taemin, puszczając mój kołnierz i chwilę go poprawiając, choć obaj dobrze
wiedzieliśmy, że i tak pozostanie pomięty. Jego oczy jaśniały bardzo pięknym
odcieniem złotawego brązu. Wyprostowałem się i, nie bardzo wiedząc, co począć z
dłońmi, sięgnąłem do przyniesionej przez Taemina wieki temu miski. Okazała się
być jednak pusta.
- Pójdę po więcej owoców – mruknąłem, zabierając naczynie i
kierując się w stronę kuchni. Sączące się przez otwarte okno, nocne powietrze
było nieco orzeźwiające po gorącu taeminowego spojrzenia.
Bez trudu namierzyłem
ogromny półmisek z owocami, i część z nich przełożyłem do przyniesionego przez
siebie naczynia. Po chwili zastanowienia sięgnąłem też do sekretnej szafki
Kibuma, w poszukiwaniu kolejnej butelki wina – być może tym razem znośnego w
smaku.
Tak przygotowany, z
miską w ręce i szklanym naczyniem pod pachą, ruszyłem w kierunku salonu.
- Hej, Taemin, przyniosłem… - urwałem, zaskoczony zastałym
widokiem.
Mój towarzysz wciąż siedział na swoim krześle, z taką jednak
różnicą, że tym razem głowę miał ułożoną na skrzyżowanych na blacie ramionach,
a oczy przymknięte. Podszedłem bliżej i dźgnąłem go palcem w plecy. Nie
zareagował. Pokręciłem głową z rozczuleniem.
- Tak oto Lee Taemin poległ w wojnie przeciwko
najpaskudniejszemu winu świata – mruknąłem, odstawiając przyniesione rzeczy na
stół i kucając przy oddychającym miarowo chłopaku. Długa grzywka układała się w
mało profesjonalne fale, a zaróżowione policzki wciąż zdradzały udział
alkoholu. Wyglądał niedorzecznie uroczo z tym łagodnym półuśmiechem na twarzy i
lekko zmarszczonymi w odpowiedzi na niewygodną pozycję brwiami. Pieszczotliwie
odgarnąłem mu zbłąkane kosmyki włosów z policzka, po czym westchnąłem. – I co
ja mam teraz z panem zrobić, panie Lee?
Senny pomruk to jedyna odpowiedź, jakiej się doczekałem.
~*~
Przekręciłem się z boku na bok, nie mogąc usnąć. Kiedy pół
godziny wcześniej przekonywałem na wpół śpiącego Taemina, że powinien położyć
się na kanapie, zamiast spać na krześle, sam czułem przytłaczające wręcz zmęczenie.
Byłem pewien, że kiedy znajdę się w swoim łóżku sen przyjdzie w mgnieniu oka.
Rzeczywistość okazała się jednak mieć inne zdanie na ten temat.
Przesunąłem dłonią po twarzy, trąc zmęczone, ale mimo to nieskore
do zaśnięcia oczy. W głowie wciąż odtwarzały mi się wydarzenia minionych
godzin, myśli wciąż płynęły wąską strużką przez barierę ściany, ku śpiącemu w
salonie chłopakowi. Rozmyślanie o jego uśpionej twarzy i unoszącej się
rytmicznie klace piersiowej z pewnością nie było zdrowe o tak chorej godzinie.
Po raz kolejny niecierpliwie poprawiłem poduszkę.
I właśnie wtedy usłyszałem niespodziewane skrzypnięcie
drzwi.
Spojrzałem w tamtym kierunku i wstrzymałem oddech, zachodząc
w głowę, czy idący w moim kierunku, odziany jedynie w przydługą, luźną koszulę
Taemin jest prawdziwy, czy też stanowi jedynie wytwór mojej zmęczonej
dzisiejszymi zdarzeniami wyobraźni.
- Przesuń się – zaskakująco realistycznie burknęła zjawa,
stając nad moim łóżkiem i marszcząc niecierpliwie brwi. Nie miałem odwagi
protestować. Potulnie, a może nawet nieco lękliwie, przesunąłem się na skraj
łóżka, robiąc Taeminowi miejsce. Chłopak bez słowa opadł na moją poduszkę, a
materac ugiął się lekko pod jego ciężarem. Przełknąłem głośno ślinę.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałem, usiłując nie śledzić
uważnie każdego jego ruchu, a zwłaszcza nie zwracać uwagi na widoczne zza
krawędzi koszuli uda. Może to tylko moje mylne wrażenie, ale nagle w sypialni
ilość dostępnego tlenu zredukowała się do minimum. Ciężko było wziąć choć jeden
głębszy oddech.
- Próbuję spać, nie widać? – odparł Taemin, wciąż wiercąc
się w miejscu i szukając najwygodniejszej pozycji.
- Ale dlaczego w moim łóżku? – Chłopak przestał się kręcić i
spojrzał na mnie zniecierpliwiony.
- Bo kanapa jest niewygodna…
- I zaczęło ci to przeszkadzać akurat dzisiaj?
- Jeśli mi nie wierzysz, idź i sam sprawdź!
Taemin wyrwał mi kołdrę i przykrył się nią po czubek nosa,
demonstracyjnie odwracając się tyłem do mnie. Zagryzłem wargę, nie potrafiąc
zapanować nad szalejącym w klatce piersiowej sercem i wyczyniającym
niestworzone rzeczy żołądkiem. Niepewnie wyciągnąłem przed siebie dłoń, ale
zaraz ją cofnąłem, nagle nie mając odwagi choćby dotknąć leżącego obok mnie
chłopaka.
- Taemin?
- Hm? – Pytające mruknięcie wybrzmiało przytłumione przez
materiał mojej kołdry. Wziąłem wdech.
- Mogę złapać cię za rękę? – zapytałem, a Taemin gwałtownie
odwrócił się w moją stronę, tylko po to, żeby obrzucić mnie niedowierzającym
spojrzeniem.
- Nagle pytasz mnie o zgodę? – rzucił oschłym tonem, ale
kiedy bez słowa skinąłem głową, jego postawa nieco skruszała. – To naprawdę
niedorzeczne… - mruknął, odwracając wzrok i jednocześnie wysuwając spod kołdry
otwartą dłoń, którą z uśmiechem chwyciłem. Jej ciepło wywołało dreszcze na
całym moim ciele.
- Ja też nie mogłem zasnąć, bo za tobą tęskniłem –
powiedziałem cicho, po minie Taemina wnioskując, że moje słowa były trafne.
Przez chwilę chłopak wyglądał, jakby zamierzał to zignorować, ale w końcu
zerknął na mnie przelotnie, jednocześnie mocniej zaciskając swoje palce na
moich.
- Więc… - zawahał się - …więc tak właśnie czuł się Taesun? –
zapytał niepewnie, kierując te słowa chyba tylko po części do mnie.
- Tak, to znaczy jak? – Wyciągnąłem wolną dłoń i zacząłem
bawić się luźnymi kosmykami jego długich włosów. Taemin przymknął oczy.
- Jakby w jego żołądku wylęgł się rój szerszeni, a serce
nauczyło się tańczyć w rytm cudzej melodii – odparł powoli, ale pewnym tonem,
zupełnie jakby były to dolegliwości, z którymi mierzył się już od dłuższego
czasu.
- Tak się czujesz? – zapytałem zaskoczony, nakręcając kosmyk
rudobrązowych włosów na palec, i pozwalając mu luźną falą spłynąć na ramię
chłopaka.
- Jakby cudzy uśmiech potrafił naprawić świat. Jakby cudze
ciepło mogło zagoić rany – mówił dalej, zupełnie ignorując moje pytanie. A ja
słuchałem, zszokowany, urzeczony. Słuchałem pierwszej prawdziwej deklaracji
uczuć w wykonaniu Lee Taemina. – Jakby wszystko było możliwe, jeśli tylko ta
osoba jest obok ciebie. Jakby świat był gotów się zawalić, jeśli tylko ta osoba
zniknie. Jakby jeden dotyk był zdolny wzniecić pożar. Jakby jedno słowo potrafiło
obudzić skamieniałe serce do życia… - urwał, żeby nabrać tchu. – Czy tak
właśnie wygląda miłość? – Taemin uniósł powieki i spojrzał na mnie ze szczerym
pytaniem w oczach. Uśmiechnąłem się czule, po czym uniosłem nasze złączone
dłonie i przyłożyłem je do piersi chłopaka, tam gdzie dało się wyczuć bicie
jego serca.
- Myślę, że odpowiedzi powinieneś szukać tylko i wyłącznie
tutaj – oznajmiłem, dodatkowo kiwając głową dla potwierdzenia własnych słów.
Taemin podążył za moim wzrokiem, przyglądając się złączonym dłoniom,
spoczywającym na jego sercu. Wziąłem głębszy wdech. – Wiesz, twoje słowa o
czymś mi przypomniały… - Chłopak uniósł głowę, obrzucając mnie pytającym
spojrzeniem. Przygryzłem nerwowo wargę. – Przypuszczam, że dobrze pamiętasz, co
powiedziałem ci tamtej nocy w teatrze… Tuż przed twoim… Zniknięciem… - zacząłem
bełkotliwie, z miejsca nieco plącząc się we własnych myślach. Bolesny błysk w
oczach Taemina powiadomił mnie jednak, że chłopak dobrze wie, o czym mówię. – Z
powodu takiego, a nie innego rozwoju wypadków przez wiele następnych godzin
analizowałem sposób, w jaki ci to wyznałem… - kontynuowałem powoli, widząc że
Taemin nie ma odwagi odezwać się choćby słowem. – I doszedłem do wniosku, że
zrobiłem to w sposób niewłaściwy. Niegodny. Następnego dnia po naszej randce
zebrałem się w sobie i ruszyłem do twojego mieszkania z postanowieniem
naprawienia tego, co zepsułem. – Mój towarzysz spuścił wzrok, doskonale
świadom, co musiało wydarzyć się potem. Ścisnąłem mocniej jego dłoń. – Z
oczywistych względów nie udało mi się tego wtedy osiągnąć. Dlatego zamierzam to
zrobić teraz…
Taemin spojrzał na mnie płochliwie, kiedy podniosłem się do
siadu i przyciągnąłem jego dłoń, tym razem kładąc ją na własnym sercu.
- Choi Minho, lat dwadzieścia pięć… - zacząłem, zupełnie
ignorując swój niegdysiejszy ambitny plan posłużenia się cytatem Szekspira.
Takie wyznanie, za pomocą słów cudzych, nie moich własnych, prawdopodobnie
miałoby wartość zerową. A tym razem naprawdę zamierzałem zrobić to dobrze. – Na
zabój zakochany w Lee Taeminie. Gotów ofiarować mu naprawiające świat uśmiechy,
gojące rany ciepło, wzniecający pożary dotyk, budzące serce słowa. Gotów zawsze
być w pobliżu, zawsze powstrzymywać świat przed zawaleniem… - Pochyliłem się,
pieczętując swoje słowa krótkim pocałunkiem w czoło. – Kocham cię, Taemin.
Kocham, i… - urwałem, widząc jak chłopak gwałtownie zakrywa twarz
przedramieniem wolnej ręki. Głośne pociągnięcie nosem sprawiło, że wstrzymałem
oddech.
- Taemin? Czy ty…
- Tak. Płaczę – uciął poirytowanym tonem, znów pociągając
nosem. Bałem się cokolwiek powiedzieć. Sam fakt, że Lee Taemin właśnie się
przede mną rozpłakał był wystarczająco dezorientujący. Jego wzmożona agresja
wcale nie polepszała sprawy.
- A… dlaczego? – zapytałem w końcu ostrożnie, na co chłopak jeszcze
mocniej przycisnął rękę do twarzy, po czym wziął drżący wdech.
- B-bo ja też cię kocham – wydusił z siebie, za pomocą tych
kilku słów na moment wstrzymując bieg mojego serca. – Tak cholernie mocno
kocham, że aż tego nie rozumiem… - dodał na bezdechu, wreszcie zdejmując rękę z
twarzy, i pozwalając mi zobaczyć spływające po policzkach łzy. Kiedy nasze oczy
się spotkały, żadne więcej słowa nie były już potrzebne.
Położyłem się koło Taemina, przygarniając go do ciepłego
uścisku, a on wtulił się w moją koszulę, mocząc ją łzami. To zadziwiające, jak
kruchy wydawał się być ten król oszustów, kiedy kulił się w moich ramionach.
Jego włosy łaskotały moją szyję, a rysująca niesprecyzowane wzory na mojej
piersi dłoń wywoływała dreszcze na całym ciele. Chłopak wtulił policzek w
miejsce, w którym biło moje serce, i byłem przekonany, że wsłuchuje się w jego
melodię. Nagle poczułem wdzięczność za tę niezwykłą ciszę, panującą w całym
mieszkaniu. Dzięki niej jedynym dźwiękiem w moich uszach stał się subtelny szum
taeminowego oddechu, który powoli zaczął dostrajać się do tej nocnej pory.
Jeszcze raz pocałowałem Taemina, tym razem w czubek głowy,
po czym sam przymknąłem powieki, naraz zrozumiawszy, że teraz nie będę już miał
żadnych problemów z zaśnięciem. Bo wreszcie wszystko było tak, jak powinno.
~*~
/po cichu wkrada się do Zamku, świadoma swojej boleśnie długiej nieobecności/
...przepraszam >.<" Nie wiem jak to się stało, że minął ponad miesiąc od ostatniego rozdziału. Mam nadzieję, że znajdą się jeszcze cierpliwcy, którzy czekają, bo oto przybyłam! Rozdział jest długi, ma ponad 20 stron... doprawdy, nie mam pojęcia jak do tego doszło xDD Po prostu jak już 2min zaczął rozmawiać, to nie potrafiłam im przerwać - nie miałam serca. Jeszcze zabawniejsza jest kwestia kolejnego rozdziału, bo finalnie będzie on sobie liczył około 40 stron... i naprawdę nie mam bladego pojęcia, co z nim zrobić. Dlatego muszę prosić Was o opinię - powinnam wrzucić tak długi rozdział, czy też podzielić go na dwa? Wybór należy do Was, mnie to szczerze obojętne. Nie chciałabym nikogo zmęczyć zbyt długą częścią, ale też sztuczne wprowadzanie podziałów nie zawsze służy opowiadaniu. Czekam na Wasze opinie! ^^ Kiedy rozdział się pojawi określić nie potrafię, zostało mi dosłownie pół sceny do napisania, ale jako że jest to scena ważna, a mój nastrój pozostawia ostatnio wiele do życzenia... cóż, po prostu czekam na odpowiedni czas, żeby napisać to najlepiej, jak potrafię >.<"
Niektórzy może zauważyli posta którego wrzuciłam tu jakiś czas temu, tego dotyczącego przygodowego 2mina, który narodził się na wycieczce wraz z Ame. Jest to collab, do którego czytania jak najbardziej zapraszam <klik> , ale nie mogę wiele obiecać w kwestii regularnych update'ów. Pisanie w duecie rządzi się swoimi prawami.
Hm... trochę się rozpisałam, musicie mi wybaczyć. Rzadko tu bywam i w ten sposób gromadzi się sporo rzeczy, które chciałabym Wam przekazać. Cóż, moje wakacje za kilka dni dobiegną końca i czeka mnie bardzo ciężki rok... dlatego nie mam pojęcia, jaki los spotka Suna no Oshiro. Oby mój mały piaskowy zamek nie uległ całkowitemu zapomnieniu, bo to mój dom. Nie zamierzam z niego zrezygnować.
Tyle, do napisania~! <3
ROOOOOOOZDZIAAAAAAAAAŁ jak się cieszę ^^ XD Wyczuwam kolejny komentarz bez ładu i składu Sagi już ma się powoli ku końcowi, wciąż jest to dla mnie nie do pomyślenia, to temu XD O.O
OdpowiedzUsuńTort tort tort, 2min piecze tort. Na miejscu Kibuma też nie byłabym pewna czy aby na pewno nadaje się do spożycia XD
IDIOCI OBSYPUJĄ SIĘ MĄKĄ CZY JA MAM ZAWAŁ? Ja nawet nie próbuje sobie tego wyobrażać bo jak próbuję to zaczynam świrować TO JUŻ JEST NIEZDROWE ;_;
"Operację „ratowanie życia” czas zacząć" - ja nie wiem czy to mnie rozczuliło czy rozbawiło, bo od razu mam przed oczami takiego Taesia z zaciętą miną i szczotą w ręce XDDD Pogromca mąki, bawełnianej ściereczki, mokrej podłogi, smug na szybie i serducha Minho, IDEAŁ XDDD
"Nasz najhojniejszy wybawco, nasz najbystrzejszy doradco, nasz najzdolniejszy reżyserze…"... chodzący ideale, przewodniku ślepych, wrodzona pani domu... "Nie słuchaj tego debila" Taemin, jak mogłeś! Ja już z Minho przygotowywałam całą serię a ten no tak po prostu bezceremonialnie przerwał, nosz po prostu...
"Dodaliśmy do niego sporą dozę miłości" i Bóg jedyny wie czego jeszcze, dlatego wciąż utwierdzam się w przekonaniu, że Kibum tak naprawdę wyrzucił ten tort dla wszelkiego bezpieczeństwa, ale go przyjął żeby im się smutno nie zrobiło XDDD
"Oczekiwałem radosnej nowiny, że wreszcie się wyprowadzacie." i w tym momencie wszystko legło w gruzach, JA SOBIE NAWET NIE CHCĘ WYOBRAŻAĆ JAK ONI SIĘ TAM MUSIELI NIEZRĘCZNIE CZUĆ, NO BŁAGAM KIBUM TY JAK POMAGASZ TO CZASEM NIE POMAGASZ. I to "bawcie się dobrze"................... He he no na pewno. Świetna zabawa, kolejna wojna, tym razem - całe szczęście - nie na mąkę a na winogrona XD
No i ta rozmowa... Taemin upił się najgorszym winem na tym świecie, to już strach pomyśleć co będzie jak mu kiedyś zaserwują coś lepszego XD W ogóle ta rozmowa była taka... no nie wiem taka fajna XDDDDD I ta stara Sagi, (wciąż nie wiem dlaczego, ale wyobrażam ją sobie jako jakąś serdeczną cygankę O.o)
Kim Jonghyun, pomimo że siedzisz już za kratkami wciąż mnie zaskakujesz. Ciekawi mnie jak wyglądały rozmowy Tae z nim o uwodzeniu go xD
Gdy Taemin zasnął, myślałam że to koniec rozdziału a tu nagle nie..... I nie wiem czy to dobrze czy nie, bo jeśli wcześniej umierałam od napadu feelsów, to TERAZ SIĘ DOPIERO ROZKRĘCIŁAM. I jeszcze płaczący Taemin............. Umarłam x.x
Hmm 20 stron, to temu takie długie było XDDD Nie że mi przeszkadzało, ja jestem łakoma na takie długości. Co jednak do twojego pytania z tymi 40.... Pomimo, ze to kusząca propozycja, to sama nie wiem, ale chyba bym podzieliła, bo jak ja zacznę czytać + uspokajać się by nie obudzić domu, to mi to trochę może zająć XDDD Ja bym chyba podzieliła na 2 części. Tak myślę? Nie umiem podejmować decyzji ._. jak ja sobie w życiu poradzę, oto jest pytanie XDDD
W ogóle wciąż hitem dla mnie jest to, że moja faza na 2mina minęła jakieś... pół roku temu, niecały rok? A tymczasem na to czekam jak nie wiem i do tego spazmuje jak porąbana. No ale nie oszukujmy się, oczarował mnie ten cudowny nastrój innego świata, bale maski, intrygi i twój styl pisania który wciąż mnie urzeka. I za ten właśnie świat wciąż jestem ci wdzięczna ^^
Do kolejnego
Mika~
Mam wrażenie że ja kiedyś zacznę rozprawki pisać na temat fabuły, a na koniec to w ogóle na temat wszystkiego XD
OdpowiedzUsuńNie martw się, moje własne komentarze, jeśli już je piszę, przypominają rozprawki właśnie xD Niezmiernie się cieszę, że masz zawsze tak wiele do powiedzenia na temat mojej pracy <3
UsuńTwój komentarz jak zwykle mnie rozbroił, a to: "Pogromca mąki, bawełnianej ściereczki, mokrej podłogi, smug na szybie i serducha Minho, IDEAŁ XDDD" <-- jest szczególnie urzekające xD
Spokojnie, Kibum nie da się zabić przez jakiś mizerny ciastopodobny produkt produkcji 2minowej :D no i jak zwykle sypie aluzjami, cóż, za to go kochamy xD
Co do Sagi, to też widzę kogoś w tym stylu *o*
Końcowa scena to osobiście jedna z moich ulubionych, jestem z nią bardzo mocno emocjonalnie związana >.<"
Zaskoczył mnie ostatni fragment Twojego komentarza x.x Mając świadomość, że Twoja faza na 2mina minęła, a mimo to Sagi wciąż jest w stanie Cię poruszyć, czuję się tym bardziej dumna jako autorka ^^
Dziękuję za wspaniały komentarz, fighting~! <3
2min jest kochany. Tyle słodkości w tym rozdziale. Nie dość, że tort dla Key to jeszcze te ich rozmowy. To mnie rozbraja. Nie dość, że tyle fluffu w nim było to jeszcze zawarłaś tu gorycz, ból i smutek. Prawdę. Podziwiam to jak szybko przechodzisz z radości i szczęścia do takich scen. Kibum dość dobrze zniósł staranowanie jego kuchni. Choć jakby miał to zobaczyć w całej okazałości ciekawe czy byłby tak dobry xd ale kazał im posprzątać i dobrze. Już na samym początku pokochałam Kibuma i za każdym razem te uczucie się powiększa. Ciekawe jakby wyglądało wspólne mieszanie razem 2mina...nie nudziliby się na pewno xd Te "wyzwiska" Taemina kocham. Minho chyba też się przyzwyczaił i raczej mu to pasuje xd masochista jeden, ale czego się nie robi dla miłości...randki 2min są romantyczne (a raczej ta Minho była, bo to to w ogóle inny level romantyzmu xd), ale i tak na końcu wyjaśniają sobie pewne rzeczy. To dobrze, bo szczerość to podstawa. Życzę im najlepszych randek na świecie <3 zasługują na szczęście. Ciekawy pomysł z tymi pytaniami. Pijak się z Taesia robi xd ale jak ma to mu dodać odwagi do szczerości to niech pije. Od początku jak przyniósł te winogrona i powiedział, że on zacznie to coś podejrzewałam, a już po "skarbie" nie było wątpliwości. Każdy ma swój własny pomysł na ciekawe spędzanie czasu. Taemin wybrał ten bardziej oryginalny sposób. W końcu oboje byli szczęśliwi, a to się liczy <3 choć potem trzeba niestety posprzątać (no i to w kuchni) co się nabrudziło. Spodobało mi się to jak Minho nie może odciągnąć myśli od Tae. Widać jak mu zależy w każdym geście, myśli, spojrzeniu...choć może to być też niebezpieczne. Raz już odczuł, że miłość to nie tylko cudowne uczucia. Miłość to odpowiedzialność za siebie i drugą osobę, której Minho stara się sprostać. Taemin także. Żałuje wszystkich tych rzeczy. Było to doskonale widoczne. Po tym co mówił, jak się zachowywał, jakie odcienie grały w jego oczach. Mimo, że na pytanie o to jak sobie Minho radził odpowiedź była bolesna to lepsze to niż kłamstwo. Kłamstwa się ciągną i w końcu i tak przychodzą. Taemin naprawdę jest uparty, nawet w powiedzeniu jaki jest jego ulubiony kolor. Mam nadzieję, że przez jego upartość nie dojdzie do jakichś większych kłótni (choć znając go to możliwe). Jak Minho opowiadał o swoich marzeniach, swoją drogę do ich spełnienia to widać było jak dużo to dla niego znaczy. I jeszcze jak Tae słuchał tak uważnie bez żadnej złośliwości. To było piękne. Sagi została wspaniale przedstawiona. Zazdrość Minho to coś o czym mogłabym czytać zawsze (oczywiście tylko względem Taemina). Cieszę się, że znowu jest wzmianka o Taesunie <3 uwielbiam opowieści o przeszłości Tae, a w szczególności związane z jego bratem. Kim Jonghyun i jego zagrywki. Biedny Taemin i biedny Minho, ale jedno jest pewne. Gdyby nie on to prawdopodobnie 2min nigdy by się nie spotkał już nie mówiąc o zakochaniu się w sobie. Gdyby się ze sobą przespali to nie wiem czy Taemin mógłby spojrzeć już tak samo na Minho. W końcu to byłoby coś czego nie da się odwrócić. Przy uczuciach, które im towarzyszyły to już w ogóle. Też się cieszę, że wtedy uciekł. Co do ostatniego pytania Tae to odpowiedź była oczywista, ale z tak obolałym sercem, które kreowało się całe jego życie mógł zwątpić, lecz odpowiedź raczej nie daje wątpliwości. W ogóle w niektórych chwilach miałam uczucie takiego ciepła rozprzestrzeniającego się w sercu. Scena, o której mówiłam była właśnie taką. To świetne uczucie. Taemin i Minho już zawładnęli moim sercem całkowicie. Wyznanie miłości przez Taemina to kolejna taka scena. No niby na początku to nie było takie pewne wyznanie, ale i tak czuć było uczucia jakie nim targały. Te pulsujące uczucie rozsadzające i jego i Minho. W końcu dali sobie szansę i mogą to jakoś uzewnętrznić. Na szczęście już są na dobrej drodze i Jonghyun już nie może im tego zepsuć. To było słodkie jak Taemin się rozpłakał. Pokazał po raz kolejny swoje prawdziwe oblicze. To jak bardzo był szczęśliwy w tamtej chwili.
OdpowiedzUsuń"Bo wreszcie wszystko było tak, jak powinno."
Jestem~! Tym razem niespóźniona. Przynajmniej dzisiaj wydaje się dość szybko, ale nie wiem, kiedy skończę ten komentarza i czy w ogóle skończę, bo PRZECIEŻ TO 22 STRONY CIĄGŁYCH FEELSÓW ZAKOŃCZONE SCENĄ, PRZEZ KTÓRĄ OD PRAWIE DWUNASTU TYGODNI WCIĄŻ ŁKAM I NIE UMIE SIĘ POZBIERAĆ. Tak… xD Naprawdę nie wierzę, że to już ten rozdział. XXIV ROZDZIAŁ SAGI!!!!!!!!!! Nie rozumiem. /kilkanaście dni później – mówiłam, że ten kom będzie powstawał długo xD/ PAMIĘTAM JAK PRZECZYTAŁAM TO Z CIASTEM I JARAŁAM SIĘ, ŻE TO PRAWIE PÓŁ ROZDZIAŁU XDDDD Ale Ty wciąż pisałaś i gdy skończyłaś sama nie wiedziałaś, co się wydarzyło… „TO TYLKO ROZMOWA, JEDNA ROZMOWA, NIE MOGŁAM IM PRZERWAĆ .-.”. Nie wiem, kiedy pierwszy raz przeczytałam, bo jak następnego dnia się obudziłam, to nie wierzyłam, że to prawda. Musiałam przeczytać drugi raz. I to wcale nie zmieniło mojej sytuacji. BO JA WCIĄŻ NIE WIERZĘ, ŻE LEE. TAEMIN. KRÓL. OSZUSTÓW. KTÓRY. OSKARŻA. MIŁOŚĆ. PRZYZNAJE. SIĘ. DO. TEJ. „SŁABOŚCI”. Mówi, że KOCHA. Chyba jeśli nie pójdę dalej, zacznę teraz bełkotać… Ale jest jeszcze coś, co ja muszę tutaj napisać. Kocham Sagi bardzo mocno. Kocham to, że mogę wejść w ten świat i na chwilę zapomnieć o wszystkim. Kocham Sagi. NAPRAWDĘ KOCHAM SAGI BARDZO MOCNO X.X /znowu minęło trochę czasu #przegryw ALE TERAZ JUŻ SIĘ POSTARAM LEPIEJ/ Kocham Sagi i idę do rozdziału. Kocham Sagi.
OdpowiedzUsuń„Cóż, moje wakacje za kilka dni dobiegną końca i czeka mnie bardzo ciężki rok... dlatego nie mam pojęcia, jaki los spotka Suna no Oshiro. Oby mój mały piaskowy zamek nie uległ całkowitemu zapomnieniu, bo to mój dom. Nie zamierzam z niego zrezygnować.” < --- Nie wiem, czy będziesz miała czas często tu bywać, ale ja będę wpadać (jeśli mi pozwolisz), podleję roślinki, pościągam pajęczyny… wypiję herbatę z panną Sodam… może odwiedzę Minho i razem posłuchamy opowieści o piracie Kim Kibumie albo wsłucham się w historię opowiadaną przez skrzypce Tae. Nie wiem, ale planuję być tu częstym gościem, bo czuję się w Zamku, jak w domu i kocham to miejsce, nie pozwolę, żeby zrobiło się w nim całkiem cicho (chyba, że mnie wyrzucisz za niszczenie spokoju).
Dobra teraz już naprawdę idę do rozdziału.
2min będzie piekł ciasto.
.
..
…
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….CHYBA CZEGOŚ NIE ROZUMIEM. PRZECIEŻ TA KUCHNIA ZGINIE. Pomysł Choi Minho mnie trochę… em ZASKOCZYŁ? PRZERAZIŁ? ZABIŁ? Nie umiem stwierdzić, ale była pewna, że to się skończy źle. I się nie pomyliłam. Taemin poproszony przez Minho o przyniesienie składników, przynosi też mąkę… A POTEM WSZYSTKO JEST W TEJ MĄCE. DZIECI. Nie umiem z nimi. Minho odpowiada ważnymi słowami - „Jak ja uwielbiam z tobą współpracować” i mimo że są one wypowiedziane w momencie, kiedy Choi chce się zemścić i ogólnie raczej wyraz irytacji niż uznania, to ONE SĄ TAKIE PRAWDZIWE, bo przecież teraz chłopcy pracują tylko w duecie, nawet jeśli czasami chcą się pozabijać (A BEZ TEGO NIE BYŁO BY 2MINA W SAGI, KOCHAM ICH OK). „Z tymi wydętymi w niezadowoleniu ustami i w tych przyprószonych bielą włosach wyglądał, ni mniej, ni więcej – uroczo.” UROCZY. LEE. TAEMIN. Minho chyba chce zginąć, że tak myśli, bo młodszy na 100% by go zabił, jakby się dowiedział. Ale… I feel u, Choi Minho, ja też nie umiem przejść do porządku dziennego z uroczym Tae. Podoba mi się to, co jest później, te przemyślenia, że Minho przegapił moment, w którym Lee nauczył się być uroczy. Choi brudzi policzek SWOJEGO CHŁOPAKA mąką, a potem mówi mu, że wygląda idiotycznie i jakby tego było mało jawnie zaczyna z nim FLIRTOWAĆ. CHOI MINHO. FLIRTUJE. ZE SWOIM CHŁOPAKIEM. LEE TAEMINEM. „Za to ty wyglądasz, jak najurokliwsza istota chodząca po tej ziemi”. Nie umiem. Przeczytałam dokładnie 83 strony, gdzie 2min jest w związku, ale ja dalej nie umiem. To po prostu dla mnie niemożliwe. Przecież jeszcze niedawno to była tylko gra świetlnych masek na twarzy Taemina, ogromna ilość niewypowiedzianych słów i głupich tajemnic. A teraz…? CHOI MINHO JAWNIE I BEZKARNIE FLIRTUJE Z TAEMINEM. Nie rozumem.
Tak… wtedy Minho zerka na zegarek i ogarnia go przerażenie. Kibum ma wrócić za godzinę, a kuchnia wygląda… jakby nie wyglądała xD Lee orientuje się, że coś jest nie tak i pyta starszego, co się stało. I wtedy „Operację „ratowanie życia” czas zacząć”, a Minho, patrząc na Taemina, który wziął się do roboty, myśli o tym, że naprawdę uwielbia z nim współpracować.
UsuńPoniższa część to spam. SPAMSPAMSPAM. Przepraszam .-.
l
V
Kibum wraca do domu i widzi ustawionego w drzwiach kuchni 2mina ze zrobionym przez nich ciastem. Minho w głowie przeklina swój głupi pomysł. CHOI, CHOI, BYŁO SŁUCHAĆ TAEMINA XD. „A cóż innego pozostawało dwójce rasowych aktorów, jak nie wyjść z sytuacji teatralnym krokiem?” – nie lubię ich. Serio, oni są tacy źli. Nie dość, że najlepsi aktorzy w mieście to jeszcze tworzą parę, biedny Key, że musi z nimi wytrzymywać /HEJT/ W końcu Kim się odzywa, pyta ich, co w zasadzie robią. Wtedy Taem wysuwa ciasto do przodu i kopie Minho, żeby zaczął mówić. „Nie byłem pewien, czy w tamtym momencie bardziej chciałem go udusić, czy pocałować, co uczyniło ze mnie ofiarę iście absurdalnego konfliktu wewnętrznego.” – ZMIENIAM ZDANIE, JEDNAK ICH NIENAWIDZĘ, NIE LUBIĘ TO JAKOŚ ZA MAŁO. CHOI JEST NIE POPRAWNY, KTO TO WIDZIAŁ, ŻEBY TYLKO O CAŁOWANIU MYŚLEĆ. ABSURDALNY. KONFLIKT. WEWNĘTRZNY. Mam ochotę czymś rzucić, najlepiej w niego, choć w Ciebie też może być, wiesz, unnie? Szkoda, że nie mam już życia, bo rzucałam nim jedenaście rozdziałów temu… DLACZEGO JA TUTAJ BEŁKOTAM OMG -.- A miałam być ogarnięta .-. no ale to ich wina. No więc wracając. Minho zaczyna swoją przemowę, przez którą Lee ma ochotę zrobić mu krzywdę (dlaczego to tak wygląda), ale to jest takie Sagi-minkey /kocham ich w Sagi okej./, że nie potrafię. W końcu Taem zatyka usta swojego chłopaka (CZY PRZESTANĘ SIĘ KIEDYŚ JARAĆ TYM OKREŚLENIEM W SAGI??) i bardzo prosto dziękuje. Kibum przyjmuje prezent i głośno wyraża wątpliwości, co do możliwości zjedzenia go. „- Dodaliśmy do niego sporą dozę miłości – oznajmiłem słodkim tonem, na co Kibum zasymulował odruch wymiotny, a Taemin ponownie mnie uderzył, tym razem w ramię.” – nie umiem, mam ochotę hejcić każdą wypowiedź Minho (prawie jak za starych czasów xD). Ale na szczęście Taemin bije go za mnie, więc czuję się usatysfakcjonowana. Lee dostrzega coś, co go niepokoi i próbuje przekazać to Minho, ale tym razem ich komunikacja nie zadziałała. „Pomijając jednak te ekstremalne okoliczności, było coś nad wyraz urokliwego w spojrzeniu, które posłał mi Taemin, jednocześnie chowając za sobą białą od mąki dłoń. Z trudem przełknąłem ślinę.” ŹLE. MI. GŁUPI 2MIN. Dlaczego oni sobie okazują uczucia tak jawnie. Nie rozumiem. To boli. „Takie momenty zdarzały się nam coraz częściej. Czy to podczas zwykłego spaceru, czy pośrodku bitwy na pociski z mąki, czy w trakcie pospiesznego zamiatania podłogi. Albo tak jak teraz, po prostu, bez przyczyny czy skutku. I choć zaczynało się to robić z lekka problematyczne i co najmniej niebezpieczne, to nie żałowałem ani jednej spędzonej w tej przedziwnej hipnozie sekundy. Na zabój zakochałem się w taeminowym spojrzeniu.” O TYM WŁAŚNIE MÓWIĘ I CHYBA WŁAŚNIE KRZYKNĘŁAM. ŹLE MI. Słowo „zakochałem” jest wciąż takie niemożliwe, kiedy to się stało i dlaczego on o tym tak otwarcie mówi ----------- Nie umiem. Kibum mówi im, że spodziewał się czegoś innego. Ogłoszenia. O. Wyprowadzce. Te słowa zrobiły mi krzywdę. I Minho też, bo dopuściły do jego głowy myśli, nad którymi wcześniej panował (NIE WIERZĘ, ŻE ICH NIE MIAŁ.). W końcu odpowiedział tylko, że nie mają tego w planach. Kibum mówi im, że wychodzi, a oni mają całą noc na posprzątanie kuchni. Naiwnie myśleli, że nie zauważy bałaganu w swojej kuchni xDDD „Cóż, to chyba tyle. No i… bawcie się dobrze” KOCHAM KIBUMA.
Jak mówiłam, ta część to bełkot, przepraszam.
Wiesz, Unnie, coraz bardziej wątpię w ten komentarz, bo… to bardzo dużo emocji. I nie wiem, czy będę w stanie przeżyć. No ale kontynuując.
Chłopcy zostali sami i udało mi się doprowadzić kuchnię do porządku. „Kibumowe „bawcie się dobrze” najwyraźniej podziałało nie tylko na moją wyobraźnię, co było jednocześnie pocieszające i przerażające. Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się sam na sam w pustym mieszkaniu, prawdopodobnie łatwiej byłoby mi zignorować te zdradliwe podszepty w głowie, te nieprzyzwoite wizje pojawiające się przed oczami.” – to powinno być niedozwolone. Nie wiem, jak możesz robić mi takie rzeczy, bo mnie sama treść już rozprasza, a ty dodajesz do tego jeszcze możliwe wyobrażenia. A RACZEJ NIEMOŻLIWE. Przez to mam ochotę krzyczeć, a jeszcze nic się nie wydarzyło… źle. Minho próbuje jakoś zacząć rozmowę, ale Lee wychodzi z pokoju, (starszy przez chwilę siedzi w szoku – gratuluję reakcji, Panie Choi) a po chwili wraca z miską owoców i winem. I zaczyna się kolejna randka 2mina. „To spięcie nie było niczym dziwnym. Bo oto siedzący naprzeciwko mnie chłopak na moich oczach uczył się improwizować. Nie miał do dyspozycji tarczy w postaci przebrania Sagi. Nie miał w głowie narzuconego przez kogoś scenariusza, na którym mógłby się oprzeć. To był prawdziwy on. Lee Taemin, który właśnie próbował swoich sił w miłości.” Czytam te kilka zdań kolejny raz i kolejny raz robią mi rzecz. Nie wiem, czy kiedyś przestanę cierpieć na zakochanego Lee Taemina. Poza tym to takie nowe, że nie ma Sagi. SAGI W SAGI NIE ISTNIEJE, A LEE TAEMIN TAK. Jest prawdziwy i ma do zaproponowania tylko to, co wymyśli, nie ma scenariusza, nie ma maski. Dla niego to musi być potwornie trudne x.x Po tylu tygodniach spędzonych pod maską, odsłonić się, działać tak, jak czuje, a nie tak, jak wie, że ma działać, bo tym razem nie ma zaplanowanego zakończenia. „Tym razem nie było nad nami światła gwiazd, tym razem nie grała dla nas muzyka, a i tak nie potrafiłem nie poddać się magii tej chwili. Bo należała tylko do nas.” No właśnie. Tylko 2min. Wzrok Minho pada na misę z owocami, a dokładnie na winogrona. Wpada na pomysł, że będą się nimi karmić (nie żeby coś, ale KOLEJNY CHORY POMYSŁ CHOI MINHO), ale Taemin go wyprzedza i pierwszy sięga po owoc. „Otwórz szeroko buzię, skarbie – zaświergotał alarmująco słodkim tonem.”--> A wtedy świat umarł i a 2min zatańczył wspólny taniec zwycięstwa nad ludzkością i kosmosem. <-- Okej wcale tak nie było, ale waśnie tak się teraz czuję. Taem rzucił winogronem i zaczęła się prawdziwa bitwa, w czasie której Choi doszedł do kilku rzeczy. „Po pierwsze: beztroski śmiech Lee Taemina krzywdził mnie mocniej i mocniej, wraz z każdym razem, kiedy było mi go dane usłyszeć. Po drugie: przebiegły błysk w oczach Lee Taemina, błysk który znałem tak dobrze, niespodziewanie zaczął przyprawiać mnie o dreszcze. Po trzecie: Lee Taemin zdecydowanie nie powinien wyglądać tak niebezpiecznie ze zwykłą kiścią winogron w ręku.” Kocham tego Taemina. I kocham miłość i zachwyt Minho, jeśli chodzi o Tae. W końcu następuje zatrzymanie akcji, Taemin pyta Choi, czy ma już dość, ale starszy odpowiada „Po moim trupie” i Lee rzuca następne winogrono. Jednak ono mija głowę Minho i wtedy chyba chłopka przypomina sobie gdzie są i w ostatniej chwili udaje mu się złapać filiżankę Kibuma. „- Ale… - Taemin zbliżył się do mnie, wsparł rękę na moim ramieniu, i wspiął się na palce. – Wygrałem – szepnął mi na ucho, i prawdopodobnie poczułbym w tamtym momencie chęć mordu, gdyby tylko nie rozpraszał mnie ten przeklęty dreszcz, który naraz przebiegł po całej długości mojego kręgosłupa.” < -- jak mam przeżyć, kiedy LTM robi coś takiego? Nie potrafię z tym, że oni są blisko, że rozmawiają, żartują, szepczą sobie do ucha, dotykają swoich ramion. Nie umiem, dla mnie to wciąż niemożliwe. Po prostu Taemin zawsze był dla mnie hm… taki ostrożny i powściągliwy? w okazywaniu uczuć. Robił różne rzeczy, ale wtedy, gdy tego wymagał scenariusz, ale takie czułe gesty, które wychodzą od niego ---DZIWNE, ale hm… też jestem z niego dumna, gdy to robi, bo to znaczy, że jego nauka miłości idzie dobrze (LEPIEJ NIŻ JAKAKOLWIEK MOJA, DZIĘKI LTM).
UsuńPo chwili pokój był już posprzątany. Randki ;-; Serce mnie boli. „Więc liczysz też te poprzednie? Myślałem, że były udawane…” ------- To jest straszne. Oni byli wtedy w sobie zakochani, dlaczego coś, co powinno być dobre, skoro to były randki zakochanych, teraz sprawia im tak ogromny ból? Nie rozumiem. To nie sprawiedliwe, dobrze, że to już tylko złe wspomnienia. „- Taemin? – Zerknąłem na jego leżącą na stole, zaciśniętą w pięść dłoń, poważnie zastanawiając się, czy to odpowiedni moment, żeby zamknąć ją w pokrzepiającym uścisku swojej własnej. Powstrzymałem się jednak przed tym aktem czułości, doskonale wiedząc, że Taeminowi wcale nie spodoba się to, co za moment powiem. – Mogę cię o coś zapytać…?
UsuńZgodnie z moimi oczekiwaniami, Taemin skwitował te słowa ciężkim westchnieniem, po którym wreszcie spojrzał mi w twarz. W jego ciemnych oczach piękne odcienie złota znów mieszały się z plamami bolesnych wspomnień. Zaskoczył mnie jednak nieco pobłażliwy uśmiech, który chwilę potem zagościł na jego ustach.
- Naprawdę sądzisz, że jesteś tu jedyną osobą, która ma milion pytań, Minho? – zapytał retorycznie, kręcąc głową, na moment totalnie mnie zaskakując.” < -- Kocham oczy Taemina. Kocham każdy opis jego oczu w tym opowiadaniu naprawdę. A w tym momencie w jego oczach znowu jest złoto prawdy, które już dawno stało się takie ważne, które już w VIII rozdziale ich uratowało, co prawda brudne od bolesnych wspomnień i przeszłych kłamstw, ale to nieważne, bo PRZESZŁYCH, które już nie mają na nich wpływu. Okazuje się, że nie tylko Minho ma pytania i wcale się Taeminowi nie dziwię, bo sama chciałam dowiedzieć się wielu rzeczy. I za chwilę będę miała skomentować te rzeczy, a nie wyobrażam sobie tego…. Więc jak dobrze zauważył Minho szykuje się kolejna długa rozmowa. Kocham rozmowy 2mina w Sagi. Dzięki nim mogę ich poznać, stają się jeszcze bliżsi, jeszcze bardziej ludzcy i prawdziwi. „Zanim zdążyłem je namierzyć, mój towarzysz wyrwał mi wino z dłoni, i bezceremonialnie pociągnął kilka łyków bezpośrednio ze szklanej szyjki. Obserwowałem to wszystko wielkimi ze zdziwienia oczami. W końcu Taemin skrzywił się, z trzaskiem odstawił butelkę na stół, i przetarł usta wierzchem dłoni (co przyprawiło mnie o kolejny tego wieczora zawał serca).” – Lee Taemin pije wino prosto z butelki. Lee Taemin przeciera usta wierzchem dłoni. JAK TY GO WYCHOWAŁAŚ? CO ZA NIEWYCHOWANE STWORZENIE. (wcale nie mam takiej samej reakcji jak Choi, wcale nie) Wino okazuje się być okropne, ale Choi wpada na pomysł (tym razem dobry), jak je wykorzystać – osoba, która nie chce odpowiedzieć na pytanie mierzy się z napojem. „Taemin najwyraźniej darował sobie komentarz, a zamiast tego tylko uśmiechnął się niepoprawnie, znacznie utrudniając mi utrzymywanie niewinnej miny. Bo wizje, które chmarami zaczęły zasnuwać mój umysł nie były niewinne w żadnym stopniu.” – PAN CHOI DOŚWIADCZONY MINHO BOI SIĘ PYTAŃ LEE TAEMINA XD Dlaczego on tego nie wykorzystał? Zawstydzony Choi musi być rozbrajający………. Minho pozwala Tae zacząć i widzi w jego twarzy zmianę, niepewność, która go ogarnia. I w końcu pada pierwsze pytania. „– Wiem, że prawdopodobnie nie mam prawa o to pytać… - Chłopak zawiesił głos i wziął głęboki oddech. – Ale nie mogę przestać zastanawiać się, jak… jak ci się wiodło, kiedy… - Taemin spuścił wzrok. - …zniknąłem.”Choi wraca myślami do tamtego okresu, znowu czuje to co wtedy – szare niebo, szare miasto, szara twarz, „Złość. Tęsknota. Smutek. Bezradność. I pustka, pustka, pustka. Pozbawiona kolorów egzystencja. Pozbawione magii przedstawienie.” – te kilka słów, a wszystko przedstawiają tak wyraźnie. Widzę rozbłysk czerwonej złości, falę fioletowej tęsknoty, pomieszanej z niebieskim smutkiem. A potem tylko szarość bezradności i pustki.
„Chciałbym udawać. Byle nie widzieć tego rozpaczliwego, przepraszającego migotania w oczach Taemina.” – znowu myślę o tym, jak czuł się Taemin w tamtym czasie, jak wielką pustkę i złość musiał odczuwać, gdy ranił siebie i Minho, gdy miał świadomość, że każda rzecz, którą robi, za kilka godzin będzie miała inny wydźwięk, dużo bardziej bolesny. Lee Taemin to bardzo silna osoba, jestem dumna z niego, że przetrwał ten okropny czas. W końcu Minho odpowiada, nie oszukuje, wie, że to nie ma sensu. Ogrom miłości Taemina mnie przytłacza X.X W sytuacji, gdy Jonghyun dyktował mu warunki, miał siłę walczyć, żeby Choi nie stracił wszystkiego, żeby mógł spełnić marzenie, żeby jego sytuacja nie była powtórką, żeby zemsta nie udała się do końca. „- Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś… - powiedziałem ostrożnie, jednocześnie wyciągając wolną rękę przed siebie - …ale czy naprawdę sądzisz, że moje serce było w stanie kochać teatr, kiedy brakowało w nim najważniejszego aktora?” – nie chcę nawet myśleć, co by z nimi było, gdyby nie Kim Sodam. Te słowa muszą być bardzo ważne dla Tae, bo wtulił twarz w dłoń Minho i przez dłuższą chwilę milczał, chłonąć jego bliskość i ciepło. „- Przepraszam – wyszeptał, nie otwierając oczu, a nawet zaciskając powieki jeszcze mocniej. – Przepraszam, Minho. Tak bardzo przepraszam. Przepraszam, że złamałem ci serce…” – a to według mnie jedne z najważniejszych słów w tym rozdziale. To po prostu Lee Taemin. I aż Lee Taemin, bo to chyba najszczersze wyznanie W CAŁYM OPOWIADANIU. SZCZERY LEE TAEMIN. W SAGI. -------- Ja nie umiem – dzień 234567898765432134567898765789876876.
UsuńTak teraz mi jeszcze przyszło do głowy, nad tym chyba wcześniej nie myślałam… co byłoby z Taeminem, gdyby plan pana Kim się powiódł, gdyby to złamane serce nie zostało wyleczone, gdyby przyczynił się do końca swojego ukochanego? OKEJ, chyba nie powinnam o tym myśleć >< Dobrze, że to złamane serce już ładnie, bez komplikacji się zrosło i teraz jest szczęście i na tym się skupię. I w ogóle przepraszam za bełkot, znów.
Po części tej ważnej części rozmowy Minho postanawia rozładować atmosferę, a ja nie wiem, czy bardziej go za to kocham, czy mam ochotę uderzyć, żeby się ogarnął. „- Słuchaj uważnie, bo mam do ciebie pytanie o niewysłowionej wadze – oznajmiłem poważnym tonem, w duchu błogosławiąc swoje zdolności do udawania. Taemin zerknął na mnie przelotnie i nerwowo skinął głową, na znak gotowości. – Otóż… - uśmiechnąłem się błazeńsko - …jaki jest twój ulubiony kolor?” TO KOJENA CZĘŚĆ FLIRTY. MAM OCHOTĘ PRZEKLINAĆ CZY MOGĘ? Postawa Taemina po tym pytaniu zmienia się w jednej chwili i ma ochotę rzucić czymś w Choi (I FEEL U, LTM!). „To przerażające, jak w pewnym momencie wyzwiska w ustach Taemina zamiast jako obelgi, zacząłem odbierać jako nieco złośliwe pieszczoty. Byłem doprawdy beznadziejnym przypadkiem.” Chyba martwię się o niego, ale przynajmniej jest świadomy, to chyba dobrze. Każe Lee nie lekceważyć tak ważnej sprawy, gdyż brak tej informacji może zaszkodzić ich relacji… PONIEWAŻ CZOJ MINHO BĘDZIE MUSIAŁ WYKUPIĆ CAŁĄ KWIACIARNIE /krzyk bo nie umie z flirtami 2mina/.
„- Jesteśmy najwyborniejszą parą aktorów w tym mieście. Coś wymyślimy, zobaczysz. – Nie miałem w głowie absolutnie żadnego planu, ale moje słowa chyba zabrzmiały przekonywująco, bo Taemin odpowiedział mi uśmiechem.” – dlaczego ich życie tak wygląda. Co jest z nimi nie tak. I dlaczego ja też mu wierzę, a przynajmniej chcę wierzyć? Głupia para zbyt dobrych aktorów eh, coś mnie boli.
I kolejne pytanie Taemina. O aktorstwo. Czyli coś, nad czym zastanawiałam się miesiącami. No i Minho opowiada. Mówi, że to śmieszne, bo w zasadzie zaczęło się od jednego przedstawienia. („Taemin zaśmiał się, zapewne wyobrażając sobie mnie, jako niesfornego dzieciaka, którym faktycznie niegdyś byłem.” – JA PRZEPRASZAM, ALE CZUJĘ SIĘ ROZCZULONA JAK SIĘ TO LECZY???) Mały Minho uprosił mamę i pozwoliła mu popatrzeć na uliczny teatr… na wolne duchy, jak nazywała tych ludzi. Przedstawienie było prowizoryczne, tanie, ale Choi poczuł COŚ. „Myślę, że to właśnie wtedy zapragnąłem być wolnym duchem…” te słowa wydają się jakieś ważne i w obliczu tego, co już wiem, naprawdę takie są. W dziecięcych marzeniach jest coś magicznego. Hm, a może ich wiara w spełnienie tego, o czym marzą… Nie wiem, ale to marzenie jest ważne /feelsowy bełkot/. Taemin jest bardzo ciekawy, co było dalej, pytania z niego wypływają, starszy go wstrzymuje i przypomina, że na rundę miało być tylko jedno pytanie. Dlatego Lee wymyśla własne zasady (Hm, to jakieś bolesne, gdy pomyśli się, że ten chłopak, który nagina i tworzy własne zasady, podporządkował się Jonghyunowi całkowicie. To pokazuje, że zajęcie się bratankiem było dla niego bardzo ważne, że czuł się odpowiedzialny, że zasady brania odpowiedzialności nie chce łamać #źle mi), piję kilka łyków okropnego wina i nazywa to zapłatą za nadprogramowe pytania. Więc cóż mógł zrobić pan dlataeminazrobięwszytskobojestemprzegrywem Choi? Tak oczywiście, że opowiedział dalszą część. Mówi o małym Minho, który od czasu ulicznego przedstawienia ciągle mówił o kostiumach, scenach i rolach, który odgrywał wielkie sceny w tle ukradzionego mamie prześcieradła i nie bardzo rozumiał co recytuje, ale był tymi tekstami zachwycony /rozczulona Madzia zmienia stan skupienia na ciekły/. Wspomina o nastoletnim Minho, który deklamował Szekspira na rogach ulic mimo sprzeciwu rodziców, którzy zaczęli zabierać go do prawdziwego teatru, że pokazać, że aktorstwo nie jest najlepszą drogą. „Za dnia grywałem na ulicach. Nocami zakradałem się do teatru. Chodziłem wiecznie z głową w chmurach i z sercem pełnym wiary…” – ten młodszy Minho mnie rozczula i hm, mam wrażenie, że poznałam podobnego Choi, trochę bardziej przytłoczonego dorosłością, ale wciąż pełnego wiary. Taem też to zauważa i nawet mówi to głośno, a jak się orientuje zaraz zmienia sens słów, żeby był obraźliwe, starszy nazywa go mistrzem uników w myślach, a sam poprawia jego słowa I TO ZNOWU PACHNIE FLIRTOWYM DOKUCZANIEM.
Usuń„Kim jest Sagi?” – pada pytanie, którym Cię dręczyłam. Nie wiem, ile razy Ci je zadałam, ale w pewnym momencie to było pytanie, na którym budowało się całe moje postrzeganie bohaterów. DLATEGO TAK BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE JUŻ WIEM, OMG. Po tym pytaniu Lee sięga po butelkę, ale nie planuje się wymigać, chce sobie dodać odwagi. No i odpowiada, Sagi była uliczną pieśniarką. (BO PRZECIEŻ TO OCZYWISTE, TAAAK, ZAWSZE SIĘ TEGO DOMYŚLAŁAM… no dobra nie, szokszokszok.) Opowiada o kobiecie, która była trochę jak wolne duchy Minho, przy której często zatrzymywali się z bratem, żeby posłuchać jej śpiewu. (CZY LEE TAEMIN WŁAŚNIE OPOIWADA O SWOJEJ PRZESZŁOŚCI? CZY KIEDYŚ PRZYZWYCZAJĘ SIĘ TO SZCZEREGO LEE TAEMINA?)
„Moje serce zabiło szybciej na wizję Taemina, młodszego i być może o nieco jaśniejszym spojrzeniu, tańczącego beztrosko na ulicach miasta. Śmiech unosił się w powietrzu, a oczy błyszczały jasno, tak jasno, jak za każdym razem, kiedy Lee pozwalał muzyce zawładnąć swoim ciałem. Bezpańskie koty umykały mu przed nogami, a od ścian kamienic odbijał się odgłos butów uderzających o bruk. Malujący się w mojej głowie obrazek wydał mi się jednym z najpiękniejszych widoków na tej Ziemi.” Młody Tae, beztroski, szczęśliwy, wolny, całkiem inny Tae niż miałam okazję poznać. Hm to przerażające, jak bardzo trudne musiał mieć życie, że zmienił się w bojącego się miłości i prawdy człowieka. CZY JA MUSZĘ WCIĄŻ MYŚLEĆ O PRZESZŁOŚCI. Po prostu jakoś nie umiem ze zmianą Taemina na przestrzeni lat, a ten rozdział zmusił mnie do porównania.
Lee bardzo dobrze wspomina starą Sagi. Czasami załatwiała mu pracę… i szczerze wierzyła w zdolności Taesuna. Starszy brat z czasem zaczął dokuczać młodszemu i wołał go tym imieniem. To wszystko Taemin opowiada z uśmiechem, ale wtedy jakby przypomina sobie jak wykorzystał imię. Wspomina czasy po śmierci brata. Ten opis kojarzy mi się trochę z opisem świata Minho po odejściu Lee. „Ale pamiętam złość. Wściekłą bezradność, kiełkującą mściwość. I to rozpaczliwe poczucie niesprawiedliwości. Chciałem coś zrobić… Jakoś naprawić ten świat, który nagle wydał mi się miejscem o stokroć gorszym, niż kiedykolwiek byłem śmiały sobie wyobrażać. Miejscem, w którym ludzie o dobrym i otwartym sercu nie mają szans na przetrwanie. Miejscem, w którym miłość… - głos Taemina zadrżał nieznacznie, kiedy otworzył oczy - …przynosi zniszczenie. Chciałem jakimś sposobem ocalić honor Taesuna... Czy to nie zabawne? – Jego kpiący uśmiech sprawił, że poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu. – Dla honoru postanowiłem upodlić się i przy okazji zniszczyć cudze życie. Pogratulować taktyki…” Miałam zamiar skopiować tylko fragment tego, ale się nie udało. Wściekła bezradność i kiełkująca mściwość u młodego człowieka, który jeszcze niedawno bez powodu zaczynał tańczyć. Rozpaczliwe poczucie niesprawiedliwości… hm tak myślę… te wydarzenia musiały przekreślić wszystko, w co wierzył Taemin. Dobry człowiek, artysta, pełen wiary w miłość… umiera przez tą miłość. I te ostanie zdania, ogromna samokrytyka i niestety można powiedzieć, że słuszna, bo nie ma wątpliwości, że Taemin zrobił źle, ale nie umiem na niego patrzeć, jak na kogoś złego, dla mnie raczej jest bohaterem. Bo po tym wszystkim jego serce jeszcze było zdolne do miłości, zniszczył bardzo wiele, prawie zgubił siebie, ale udało mu się ochronić to coś, co chciał chronić w Taesunie. Nie wiem, czy gdyby nie zachowanie Minho, jego brak nienawiści, udałoby się, ale Tae był zdolny zauważyć uczucia Choi, złapać się ich… chyba mówię bez sensu, ale mam nadzieję, że cokolwiek zrozumiesz. Poza tym cel, który miał, był ważny i dobry… wiem, że cel nie uświęca środków, ale uważam, że przy ocenie powinno się go brać pod uwagę.
UsuńTo co jest po słowach Taemina, pełen nagany wzrok Minho i nienawiść do takiego patrzenia na siebie… TO JEST WŁAŚNIE TO CO CZUJĘ. Zgadzam się z nim /cały rozdział z niego cisnę… wybacz Minho, już taki twój los, ale tutaj dobrze myślisz/. Taemin wraca do przerwanej opowieści, mówi o planach, które zaczął snuć, gdy dowiedział się, że jego bratanek jest w sierocińcu, o niespodziewanej pomocy Kim Jonghyuna, o szaleństwie planu, jaki wymyślił. „ale szaleństwo nie było w owym czasie czymś, co mogło mnie tak łatwo odstraszyć. Bo cały świat wydawał mi się miejscem zupełnie obłąkanym.” – To potwierdza chyba to co napisałam gdzieś wyżej (nie pytaj gdzie, tam jest sam bełkot), że złamało się wszystko w co wierzył Tae, że nic nie było tak, jak powinno być… bo cały świat był obłąkany. I w takich momentach jest dumna z Taemina. Bo on właśnie 1) mówi o sobie, to jest PRAWDA; 2) mówi o tym jako o przeszłości, czyli już jest w lepszym stanie, i może bardziej wierzy w świat?
Okazuje się, że cała znajomość 2mina od początku była kłamstwem. Blefem, na który się nabrali, co podkreśla Minho i pyta czy był łatwym celem. Tae nie chce odpowiedzieć na to pytanie, bo to już koniec kolejki, ale Choi stosuje jego zasadę i młodszy musi odpowiedzieć. Tyle że on nie ma pojęcia, bo nigdy nikogo nie uwodził. Zastanawia mnie, jak się czuł , gdy ubierał sukienkę, chodził w butach na obcasach, malował się. To wszystko musiało być dla niego strasznie dziwne x……x
Ale wracając. Współpraca z Jonghyunem nie była prosta, a jego polecenia były po prostu złe. Już uwiedzenie było straszną zabawą ludzkimi uczuciami, ale przy drugim poleceniu wchodziła też krzywda Taemina, to już była zabawa nie jednym, a dwoma istnieniami… ciekawe w sumie czy Jonghyun tym planem po części mścił się też na Taesunie, więc na Taeminie, bo pan Kim jednak był bardzo inteligentnym człowiekiem i na pewno wiedział, że to wszystko krzywdzi też Lee. „W sercu znów obudziło się wspomnienie bólu, kiedy Taemin nie odpowiedział na moje wyznanie. Nie odpowiedział, bo nie mógł. Nie odpowiedział, bo to by był nasz koniec.” Koniec. KONIEC. Zbyt szybki koniec. Wtedy to bolało, a teraz okazuje się ratunkiem. Czy całe tamto wydarzenie teraz można przeczytać na odwrót? To, co wtedy było dobre, teraz okazuje się zabójcze, a to, co wtedy bolało, teraz okazuje się ratunkiem?
UsuńW końcu Taemin się buntuje przeciw liczbie pytań zadanych przez Minho. Choi próbuje przerwać grę, ale młodszy każe mu odpowiedzieć i „Nic mnie nie obchodzi pańskie tchórzostwo.” < ----- POCISSSSK. Kocham Taemina. No i pada pytanie. „Sagi czy Taemin… kto bardziej cię pociąga?” TO JEST NIEDORZECZNE. JA NIE ROZUMIE. TY NIE ROZUMIESZ. MINHO NIE ROZUMIE. Ja nawet nie wiem, jak mam skomentować następującą po tym scenę. Minho chce się wymigać od odpowiedzi. Taemin wyrywa mu butelkę, a potem zaczyna coś gadać bez sensu. To zasługa wina, tak myślę. Minho w końcu odpowiada, że to oczywiste. MAM OCHOTĘ SKOPIOWAĆ CAŁY TEN FRAGMENT. Minho opisuje czego nie ma Sagi, co ma Taemin i nie kończy, bo Lee go całuje. Opis tego pocałunku mi się podoba. Pokazuje wpływ Tae na Minho i „Nie potrzeba nam było drogich trunków, ten jeden pocałunek był wytrawniejszy od najlepszych win świata.” – to jakieś ważne.
Minho idzie po owoce i przy okazji bierze ze sobą jeszcze jedną butelkę wina, ale gdy wraca do salonu, zastaje Taemina śpiącego z głową opartą na ramionach. „Pokręciłem głową z rozczuleniem.
- Tak oto Lee Taemin poległ w wojnie przeciwko najpaskudniejszemu winu świata” /feelsowy krzyk/
Minho udało się przekonać Tae, że kanapa jest wygodniejsza niż krzesło i sam też już się położył. Myślał, że zaśnie bardzo szybko, ale, mimo zmęczenia, emocje nie pozwalały mu zasnąć. Wtedy słyszy skrzypnięcie drzwi i widzi Taemina BEZ SPODNI, W KOSZULI I Z ODSŁONIĘTYMI UDAMI /krzyk/, który idzie w stronę jego łóżka. Młodszy każe mu się przesunąć i kładzie się obok niego, a na pytanie co tam robi, odpowiada, że próbuję spać, a kanapa jest niewygodna. Choi czuje się dziwnie niepewny (PAN CHOI DOŚWIADCZONY MINHO TCHÓRZY? …ja przepraszam), chce złapać Lee za rękę, ale nie wie czy powinien, dlatego pyta. „Ja też nie mogłem zasnąć, bo za tobą tęskniłem” – mam ochotę krzyczeć i coś mnie boli. To takie szczere wyznanie, a oczy Tae mówią, że to prawda. Lee pyta czy tak czuł się Taesun. I opisuje swoje dolegliwości, a na końcu zadaje pytanie, czy tak właśnie wygląda miłość. Lee Taemin. Mówi. O. Miłości. Minho każe mu poszukać odpowiedzi w swoim sercu, a sam przywołuje dzień przed jego zniknięciem i mówi, że chcę w końcu porządnie wyznać mu to, co wyznał wtedy. „Na zabój zakochany w Lee Taeminie. Gotów ofiarować mu naprawiające świat uśmiechy, gojące rany ciepło, wzniecający pożary dotyk, budzące serce słowa. Gotów zawsze być w pobliżu, zawsze powstrzymywać świat przed zawaleniem… - Pochyliłem się, pieczętując swoje słowa krótkim pocałunkiem w czoło. – Kocham cię, Taemin.” – wyznanie miłości Choi Minho. Jedne z najważniejszych słów w całym opowiadaniu. Minho obiecuje, że da ukochanemu swój uśmiech, którym postara się naprawić to co jest złe; ciepło, które pomoże, gdy to zło będzie w nim; słowa, które naprawią zniszczenia w jego sercu, które nie pozwolą mu zasnąć, zamarznąć; i swoją obecność, że po prostu będzie przy nim, żeby powstrzymywać to zło, którego nie uda się naprawić. I. WŁAŚNIE. PO. TYM. WYZNANIU. LEE. TAEMIN. ZACZYNA. PŁAKAĆ. A na pytanie dlaczego, odpowiada „B-bo ja też cię kocham – wydusił z siebie, za pomocą tych kilku słów na moment wstrzymując bieg mojego serca. – Tak cholernie mocno kocham, że aż tego nie rozumiem…” A ja czytam ten fragment chyba 6? raz i wciąż nie umiem. NIE POTRAFIĘ PRZEJŚĆ DO PORZĄDKU DZIENNEGO Z PŁACZĄCYM Z MIŁOŚCI LEE TAEMINEM, KTÓRY KOCHA I JEST KOCHANY I WIE, ŻE NA MIŁOŚĆ ZASŁUŻYŁ, BO MINHO ZROBI WSZYSTKO, ŻEBY MU TO UDOWODNIĆ. NIE UMIEM.
Usuń/Taemin voice/ To naprawdę niedorzeczne… < -----TO JEST IDEALNE POSUMOWANIE CAŁEJ TEJ SCENY.
Ale to co najważniejsze -> „Bo wreszcie wszystko było tak, jak powinno.” I to prawda, w tym miejscu wszystko jest tak, jak powinno być. Oni się kochają, ja ich kocham i kocham Zamek, a ty nie chcesz uciec z powodu mojego miłosnego bełkotu.
Dobra, czyli to chyba koniec. ALEŻ MI DZIWNIE. SKOMENTOWAŁAM 22 STRONY ROZDZIAŁU.Wybacz, że tyle cytatów, ale ten rozdział mnie rozsypał, dobrze wiesz, dlatego nie ma lepszych słów od tych, które użyłaś. I za bełkot też przepraszam (ZNOWU), ale przyczyna ta sama, jestem tylko rozsypanym proszkiem. Nie piszę tu już nic więcej, bo ten komentarz i tak jest absurdalnie, niemożliwie długi. Jeszcze tylko jedno: DZIĘKUJĘ.